Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
- Colette Warp
Re: Spiralne schody
Sob Maj 09, 2015 12:05 pm
Miała racje. Zresztą Esmeralda miała to do siebie, że w wielu rzeczach miała rację, bo jej pogląd na niektóre sprawy był szczery i pozbawiony hamulców, jakie rozkładała na niego dorosłość: hamulca społecznego, kastowego, pieniężnego... płciowego. Nie znaczyło to, że dziewczyna była dziecinna i niedojrzała – nie. Po prostu jeszcze nie nosiła piętna przymusu szybkiego dorastania. Można dziękować wszystkiemu, ze ominęło ją oglądanie trupów... takie atrakcje mogłyby wyrządzić nieodwracalne szkody.
- Nie, ale zmusza mnie do bycia silniejszym człowiekiem. - wytłumaczył spokojnie. - Nie chodzi o wstyd, ale racjonalność: mój płacz, okazywanie słabości czy krycie głowy w fałdach twojej kolorowej spódnicy nikomu nie pomoże, a już zwłaszcza nie mi. Obydwoje jesteśmy na tyle dojrzali, że wybraliśmy już swoje miejsce w tej małej, uczniowskiej społeczności, co? Bycie oparciem, czyli tą silniejsza podstawą, mogącą unieść dużo więcej i to nie tylko swoich problemów. ...prawie jakby słuchanie czyiś kłopotów mogło być ucieczką od własnych. Przynajmniej w moim przypadku, choć przyznam, że nosi to ślady tchórzliwości. - zamyślił się na moment i potarł dłonią kark. - Ha... haha... wiesz, słyszałem kiedyś taką ciekawą przypowieść. Nie wiem co ma piernik do wiatraka, ale przypomniała mi się ona akurat teraz. Opowiada o dębie i pszenicy. Dąb był stary, rozłożysty, bardzo zdrowy i potężny, a jego korzenie sięgały metrów w głąb ziemi, by spić najlepsze kąski wody; łodygi miał grube, powykręcane i obrośnięte soczyście zielonymi liśćmi, z których korona rzucała na ziemie ogromny cień. W tym cieniu kryło się niewielkie poletko pszenicy, niezbyt wysokich, o cieniutkich łodyżkach i listkach, ze śmiesznymi, złotymi koronami ziaren. Pewnego razu zerwał się w ty miejscu ogromny wiatr, który szarpał powietrzem przez długie godziny, aż w końcu ogromny, masywny dąb wygiął się i złamał lądując na ziemi. A pszenica ledwie pouginała korony, prostując się wtedy, kiedy wiatr się uspokoił. - odetchnął. - Wydaje mi się, że wiatr nadciągnął nad Hogwart.
To była przypowieść pokazująca wewnętrzną siłę albo może zbawienne działanie uginania się przed problemami, albo też... nie stop, tak naprawdę to sam nie wiedział, choć ciekaw był jak mogła widzieć tę historie Esmeralda. Historie wiatru nad szkołą magii i czarodziejstwa, który psotnie rozrzucał dookoła wnętrzności uczniów – haha. Albo pozwalał zasiedlać Zakazany Las potworom, które następnie gotowały z nich zupę, a z kości tworzyły biżuterię.
- Tak mogła... ale teraz jest martwa, więc nie udzieli nam raczej wywiadu. Całe szczęście. - uśmiech zaigrał mu na tylko jednym kąciku ust. - Ta historia przynajmniej na bardzo długi czas zniechęci ciekawskich podróżników do zwiedzania starego boru. Nie, nie wiem gdzie się kończy, nigdy nie byłem głębiej niż na obrzeżach.
Zapykał chwile fajkę, zezując na to, czy ta już odpaliła się od płomyka i z wdzięcznością odebrał swoją zapalniczkę, prostując się i wracając do okna. Przyjrzał się w zamyśleniu powoli ciemniejącym widokom i zaciągnął się mocniej.
- Tak widzisz wolność, Esme? A w tej chwili czujesz się jak w klatce?
- Nie, ale zmusza mnie do bycia silniejszym człowiekiem. - wytłumaczył spokojnie. - Nie chodzi o wstyd, ale racjonalność: mój płacz, okazywanie słabości czy krycie głowy w fałdach twojej kolorowej spódnicy nikomu nie pomoże, a już zwłaszcza nie mi. Obydwoje jesteśmy na tyle dojrzali, że wybraliśmy już swoje miejsce w tej małej, uczniowskiej społeczności, co? Bycie oparciem, czyli tą silniejsza podstawą, mogącą unieść dużo więcej i to nie tylko swoich problemów. ...prawie jakby słuchanie czyiś kłopotów mogło być ucieczką od własnych. Przynajmniej w moim przypadku, choć przyznam, że nosi to ślady tchórzliwości. - zamyślił się na moment i potarł dłonią kark. - Ha... haha... wiesz, słyszałem kiedyś taką ciekawą przypowieść. Nie wiem co ma piernik do wiatraka, ale przypomniała mi się ona akurat teraz. Opowiada o dębie i pszenicy. Dąb był stary, rozłożysty, bardzo zdrowy i potężny, a jego korzenie sięgały metrów w głąb ziemi, by spić najlepsze kąski wody; łodygi miał grube, powykręcane i obrośnięte soczyście zielonymi liśćmi, z których korona rzucała na ziemie ogromny cień. W tym cieniu kryło się niewielkie poletko pszenicy, niezbyt wysokich, o cieniutkich łodyżkach i listkach, ze śmiesznymi, złotymi koronami ziaren. Pewnego razu zerwał się w ty miejscu ogromny wiatr, który szarpał powietrzem przez długie godziny, aż w końcu ogromny, masywny dąb wygiął się i złamał lądując na ziemi. A pszenica ledwie pouginała korony, prostując się wtedy, kiedy wiatr się uspokoił. - odetchnął. - Wydaje mi się, że wiatr nadciągnął nad Hogwart.
To była przypowieść pokazująca wewnętrzną siłę albo może zbawienne działanie uginania się przed problemami, albo też... nie stop, tak naprawdę to sam nie wiedział, choć ciekaw był jak mogła widzieć tę historie Esmeralda. Historie wiatru nad szkołą magii i czarodziejstwa, który psotnie rozrzucał dookoła wnętrzności uczniów – haha. Albo pozwalał zasiedlać Zakazany Las potworom, które następnie gotowały z nich zupę, a z kości tworzyły biżuterię.
- Tak mogła... ale teraz jest martwa, więc nie udzieli nam raczej wywiadu. Całe szczęście. - uśmiech zaigrał mu na tylko jednym kąciku ust. - Ta historia przynajmniej na bardzo długi czas zniechęci ciekawskich podróżników do zwiedzania starego boru. Nie, nie wiem gdzie się kończy, nigdy nie byłem głębiej niż na obrzeżach.
Zapykał chwile fajkę, zezując na to, czy ta już odpaliła się od płomyka i z wdzięcznością odebrał swoją zapalniczkę, prostując się i wracając do okna. Przyjrzał się w zamyśleniu powoli ciemniejącym widokom i zaciągnął się mocniej.
- Tak widzisz wolność, Esme? A w tej chwili czujesz się jak w klatce?
- Esmeralda Moore
Re: Spiralne schody
Nie Maj 10, 2015 6:20 pm
Romka słuchała opowieść chłopaka z lekkim uśmiechem. Jak dla niej coś kiepsko dobrał opowieść do sytuacji.
-W tym wypadku wydaje mi się, że prędzej pasowała by tutaj taka interpretacja. To co wielkie i masywne, niekoniecznie musi być silne i wytrwałe. A za to co małe i z pozoru bezbronne może skrywać w sobie wielką siłę- Takie było jej zdanie na ten temat, ale opowieści dlatego były tak bardzo fascynujące. Każdy mógł zinterpretować je inaczej, po swojemu, i wcale nie oznaczało, że błędnie ją wykonał.
-Nie była bym tego taka pewna- Mruknęła i popatrzyła na swoje czerwone trzewiki które miała na sobie.
-Ludzi może to nawet zachęcić. Nie wiadomo dlaczego, ale wielu ludzi istnieje zgubna ciekawość. To jest między innymi cecha która łączy was z cyganami. Oni za jakąś niesamowitą przygodę oddali by swoje życie. Z resztą między innymi dlatego podróżowali taborami. Aby przeżyć toć niesamowitego i potem opowiedzieć innym- Cyganka jak przez mgłę pamiętała te ich wędrówki, była w końcu bardzo mała. W chwili kiedy postanowili usidlić wszystkich cyganów miała jakieś cztery lata. Co nie zmieniała faktu, że doskonale pamiętała to uczucie wolności, kiedy żadne kajdany nie blokowały jej rąk.
-Można tak powiedzieć. Wolność jest wtedy kiedy człowiek przestanie za bardzo myśleć, kiedy da się ponieść wiatru. A w tej chwili w mojej głowie jest za wiele myśli, a za mało wiatru- Była pyłkiem który musiał co chwila wędrować w inne strony świata, bo zbyt długie przebywanie w jednym miejscu sprawiało, że ten pyłek na skutek różnych czynników po prostu się rozkładał na kawałeczki.
-W tym wypadku wydaje mi się, że prędzej pasowała by tutaj taka interpretacja. To co wielkie i masywne, niekoniecznie musi być silne i wytrwałe. A za to co małe i z pozoru bezbronne może skrywać w sobie wielką siłę- Takie było jej zdanie na ten temat, ale opowieści dlatego były tak bardzo fascynujące. Każdy mógł zinterpretować je inaczej, po swojemu, i wcale nie oznaczało, że błędnie ją wykonał.
-Nie była bym tego taka pewna- Mruknęła i popatrzyła na swoje czerwone trzewiki które miała na sobie.
-Ludzi może to nawet zachęcić. Nie wiadomo dlaczego, ale wielu ludzi istnieje zgubna ciekawość. To jest między innymi cecha która łączy was z cyganami. Oni za jakąś niesamowitą przygodę oddali by swoje życie. Z resztą między innymi dlatego podróżowali taborami. Aby przeżyć toć niesamowitego i potem opowiedzieć innym- Cyganka jak przez mgłę pamiętała te ich wędrówki, była w końcu bardzo mała. W chwili kiedy postanowili usidlić wszystkich cyganów miała jakieś cztery lata. Co nie zmieniała faktu, że doskonale pamiętała to uczucie wolności, kiedy żadne kajdany nie blokowały jej rąk.
-Można tak powiedzieć. Wolność jest wtedy kiedy człowiek przestanie za bardzo myśleć, kiedy da się ponieść wiatru. A w tej chwili w mojej głowie jest za wiele myśli, a za mało wiatru- Była pyłkiem który musiał co chwila wędrować w inne strony świata, bo zbyt długie przebywanie w jednym miejscu sprawiało, że ten pyłek na skutek różnych czynników po prostu się rozkładał na kawałeczki.
- Colette Warp
Re: Spiralne schody
Wto Maj 12, 2015 9:55 am
Fakt, nie przypasowała, ale zawsze była dobra chwila na ciekawą przypowieść. No i przynajmniej zgodzili się niejako z podsumowaniem jej morału, który zgadzał się w bardzo wielu kwestiach – obrzydliwy i śmiercionośny Sahir, który ciągnął za sobą pecha był delikatniejszy niż komukolwiek mogło się zdawać, a dla różnicy mimoza Esmeralda mogła posiadać siłę o której nikomu się nie śniło. Ot tajemnice harmonii tego świata.
- Łoł, łoł, łoł STOP! - przystopował ją, na wprędce wypuszczając dym w stronę okna. - „Łączy was z cyganami”? To naprawdę zabrzmiało... dziwnie, z tym, że nie wiem czy nacechowane niechęcią do ludności romskiej, czy do... jakiejkolwiek innej. - podsumował wpychając peta w ten swój niepewny uśmieszek. - Znaczy; rozumiem o co ci chodzi, ale sposób w jaki ubrałaś to zdanie... Ale wracając: Tabor? Co to takiego?
Nie znał się na historii Romów, ani nikomu nie spieszyło się do spisywania jej, ani samym podróżnikom do dzielenia z innymi, kto nie tkwił w ich małej, zwartej społeczności. A i przy okazji Colette nie należał do ludzi, który mogli się pochwalić jakimiś specjalnymi względami u tych ludzi, ponieważ Esmeralda była jedyną taką personą, jaką poznał i reprezentowała sobą całkowicie inne wartości, niż te, które wbijano Warpowi do głowy o jej pobratymcach. Zresztą oboje reprezentowali sobą kwintesencje uprzedzeń: gej i cyganka... jakby znalazł się tu jakiś mieszczuch zbudowany z wartości tego gównianego społeczeństwa, to miałby tu pożywki jak przy pierwszorzędnym korycie.
- Wiatr w głowie też nie jest niczym ciekawym. - parsknął. - Ponoć trzeba coś tam w tym baniaku mieć, żeby po puknięciu w głowę, echo nie powybijało zębów. Ale co ja tam wiem.... o wiedzy i wolności...
- Łoł, łoł, łoł STOP! - przystopował ją, na wprędce wypuszczając dym w stronę okna. - „Łączy was z cyganami”? To naprawdę zabrzmiało... dziwnie, z tym, że nie wiem czy nacechowane niechęcią do ludności romskiej, czy do... jakiejkolwiek innej. - podsumował wpychając peta w ten swój niepewny uśmieszek. - Znaczy; rozumiem o co ci chodzi, ale sposób w jaki ubrałaś to zdanie... Ale wracając: Tabor? Co to takiego?
Nie znał się na historii Romów, ani nikomu nie spieszyło się do spisywania jej, ani samym podróżnikom do dzielenia z innymi, kto nie tkwił w ich małej, zwartej społeczności. A i przy okazji Colette nie należał do ludzi, który mogli się pochwalić jakimiś specjalnymi względami u tych ludzi, ponieważ Esmeralda była jedyną taką personą, jaką poznał i reprezentowała sobą całkowicie inne wartości, niż te, które wbijano Warpowi do głowy o jej pobratymcach. Zresztą oboje reprezentowali sobą kwintesencje uprzedzeń: gej i cyganka... jakby znalazł się tu jakiś mieszczuch zbudowany z wartości tego gównianego społeczeństwa, to miałby tu pożywki jak przy pierwszorzędnym korycie.
- Wiatr w głowie też nie jest niczym ciekawym. - parsknął. - Ponoć trzeba coś tam w tym baniaku mieć, żeby po puknięciu w głowę, echo nie powybijało zębów. Ale co ja tam wiem.... o wiedzy i wolności...
- Esmeralda Moore
Re: Spiralne schody
Sro Maj 13, 2015 9:40 pm
No tak... zapomniała, że miała do czynienia z osobą która o cyganach nie wiele wiedziała. I właśnie dlatego na świecie nadal panował tak wielki strach przed tą grupą etniczną. Po prostu z niewiedzy. Nikt nie zadał sobie nawet minimalnego trudu aby dowiedzieć się czegoś o tych ludziach.
-Cyganie, i ludzie którzy nie są romskiego pochodzenia różnią się i to nawet bardzo. Mamy te same oczy, ale widzimy ten świat zupełnie inaczej. Te same serca, ale biją zupełnie inny rytm, ta sama głowa, ale znajdują się w niej zupełnie inne doświadczenia, inne wpojone zasady- Taka była prawda, cyganie inaczej żyli niż taki przeciętny człowiek. Mieli inne zasady, inne morały, swój kodeks którego musieli przestrzegać.
-Tabor... cóż to taki wóz... w którym cyganie swego czasu za pomocą koni ciągnęli, kiedy to jeszcze wolno było im wędrować. Trzymali w nich cały swój dobytek. Z resztą sama pamiętam jeszcze te czasu. Może i niedokładnie, bo kiedy zabronili nam podróżować miałam cztery lata, ale tych kolorowych wozów się nie zapomina, tych wieczorów, opowieści, tańców i śpiewów- Były to czasy do których dziewczyna wracała ze swego rodzaju żalem. Wtedy czuło się prawdziwą wolność. Nie był przypięta do żadnego miejsca, była dzieckiem, wszystko wydawało się być takie łatwe, a teraz... każda sprawa się skomplikowała.
-Widocznie nigdy go nie odczułeś, jeżeli tak uważasz- Wyszeptała cicho i uśmiechnęła się do ciebie lekko. Po czym zbliżyła się, objęła swoimi małymi rączkami twoje ramię i oparła głowę przymykając lekko swoje zielone oczy.
-Cyganie, i ludzie którzy nie są romskiego pochodzenia różnią się i to nawet bardzo. Mamy te same oczy, ale widzimy ten świat zupełnie inaczej. Te same serca, ale biją zupełnie inny rytm, ta sama głowa, ale znajdują się w niej zupełnie inne doświadczenia, inne wpojone zasady- Taka była prawda, cyganie inaczej żyli niż taki przeciętny człowiek. Mieli inne zasady, inne morały, swój kodeks którego musieli przestrzegać.
-Tabor... cóż to taki wóz... w którym cyganie swego czasu za pomocą koni ciągnęli, kiedy to jeszcze wolno było im wędrować. Trzymali w nich cały swój dobytek. Z resztą sama pamiętam jeszcze te czasu. Może i niedokładnie, bo kiedy zabronili nam podróżować miałam cztery lata, ale tych kolorowych wozów się nie zapomina, tych wieczorów, opowieści, tańców i śpiewów- Były to czasy do których dziewczyna wracała ze swego rodzaju żalem. Wtedy czuło się prawdziwą wolność. Nie był przypięta do żadnego miejsca, była dzieckiem, wszystko wydawało się być takie łatwe, a teraz... każda sprawa się skomplikowała.
-Widocznie nigdy go nie odczułeś, jeżeli tak uważasz- Wyszeptała cicho i uśmiechnęła się do ciebie lekko. Po czym zbliżyła się, objęła swoimi małymi rączkami twoje ramię i oparła głowę przymykając lekko swoje zielone oczy.
- Colette Warp
Re: Spiralne schody
Czw Maj 14, 2015 4:19 pm
Owszem Colette nie był fanem dowiadywania się czegokolwiek na temat Romów, jednak nie ze względu swojej nietolerancji, ale przez to, że i tak miał dość sporo na głowie, a o dziwo w mieścinie w której mieszkał na dalekich obrzeżach stolicy, nigdy nie spotykał przedstawicieli tej jedności etnicznej. Dlatego jego ciekawość nie została należycie rozbudzona, dlatego też łaknął informacji, jakie otrzymywał z ust do ust. Sahir opowiadał mu historie wampirów. Cirill o sztuce robienia wszystkiego na co ma się ochotę i odcięcia od przejmowania zdaniem innych. A Esmeralda plotła wspomnieniami piękne, kolorowe opowieści pełne tańca, kolorowych wozów, pochodów i życiu w którym jej dzieciństwo polegało na zajmowaniu i poznawaniu coraz to nowych terenów. Dlatego też przysiadał blisko niej w ciszy i wewnętrznym chłodzie wierzy, czując nawet przez ubrania łaskoczący dotyk jej ślicznej sukni i przyglądał jej, trzymając tlącego się papierosa z daleka. Szara ścieżką dymu pięła się niezachwianie w górę, rozdzielając dopiero na poziomie okna, gdzie wiatr robił swoje. Układała się wtedy z czasem w kształty roznieconego paleniska, przy którym zwiewnymi szarfami poruszała jakaś piękna kobieta. Kolejny powiew ułożył w obraz ścieżki katowanej przez końskie kopyta i drewniane koła. Znowu obraz się rozsunął jak kotara i utworzył maleńką falę szarej piany. Col strzepnął nadpalony tytoń na schodek.
- A jak u was wygląda pogląd na życie? Cieszycie się teraźniejszością czy spoglądacie daleko w przyszłość, albo czasy świetności w przeszłości? - spytał zainteresowany i oparł się swobodniej o ścianę, pozwalając pięknej czarownicy wesprzeć się na swoim ramieniu i poszukać w nim nieco ukojenia.
- Ale to... nie były nudne wozy, prawda? Wnioskuje to z twojego ubioru, daruj jeśli się mylę. - mruczał tuż ponad jej uchem, przymykając oczy do połowy i po krótkim namyśle odrzucił tego przeklętego peta na dół, za barierkę, samemu chwytając w wolną dłoń fragment jej spódnicy, pieszcząc opuszki jej dotykiem. - Na pewno musiały być kolorowe. I hałaśliwe. Złoto musiało obijać się o siebie, muzyki nie mogło zabraknąć nawet podczas żmudnej podróży, a już zwłaszcza nocą, kiedy wiaterek popychał maleńkie elementy a te postukiwały o siebie i wygrywały ci cichą kołysankę. ...było tak? - uśmiechnął się, spoglądając na czarownicę z tej perspektywy i podniósł drugą dłoń, kostką palca przesuwając pieszczotliwie wzdłuż linii jej żuchwy, ugłaskując ją nieomal do snu. - Prawie jakbyś miała nawet tę mugolską, ulotną magie dookoła siebie już od samego początku.
- A jak u was wygląda pogląd na życie? Cieszycie się teraźniejszością czy spoglądacie daleko w przyszłość, albo czasy świetności w przeszłości? - spytał zainteresowany i oparł się swobodniej o ścianę, pozwalając pięknej czarownicy wesprzeć się na swoim ramieniu i poszukać w nim nieco ukojenia.
- Ale to... nie były nudne wozy, prawda? Wnioskuje to z twojego ubioru, daruj jeśli się mylę. - mruczał tuż ponad jej uchem, przymykając oczy do połowy i po krótkim namyśle odrzucił tego przeklętego peta na dół, za barierkę, samemu chwytając w wolną dłoń fragment jej spódnicy, pieszcząc opuszki jej dotykiem. - Na pewno musiały być kolorowe. I hałaśliwe. Złoto musiało obijać się o siebie, muzyki nie mogło zabraknąć nawet podczas żmudnej podróży, a już zwłaszcza nocą, kiedy wiaterek popychał maleńkie elementy a te postukiwały o siebie i wygrywały ci cichą kołysankę. ...było tak? - uśmiechnął się, spoglądając na czarownicę z tej perspektywy i podniósł drugą dłoń, kostką palca przesuwając pieszczotliwie wzdłuż linii jej żuchwy, ugłaskując ją nieomal do snu. - Prawie jakbyś miała nawet tę mugolską, ulotną magie dookoła siebie już od samego początku.
- Esmeralda Moore
Re: Spiralne schody
Czw Maj 14, 2015 6:05 pm
-Pogląd na życie...- Mruknęła cicho. W sumie sama nie wiedziała jak to było naprawdę, każdy był inny, każda cyganka wyznawała inne wartości, a każdy cygan chciał robić w tym życiu coś innego.
-Zależy od człowieka, jedni planują przyszłość, następni żyją przeszłością zamykając się w swoim małym świecie, w wizjach tego co było, a jeszcze inni tak jak ja wolą skupiać się na tym co jest teraz. Podejmować decyzje szybko, bez zastanowienia się. Nawet jeżeli czegoś się będzie żałować to jest to kolejne cenne wspomnienie do kolekcji.- Ona z takiego założenia wychodzi. Lepiej żałować, że podjęło się złą decyzję niż potem żałować, że nie zrobiło się tego wcale.
-Za to życie codzienne wygląda tam zupełnie inaczej. Tobie wydawało się, że jej życie było takie barwne, ale gdybyś tylko w nie zajrzał przekonał byś się, że wcale tak nie jest.
-[b]Kobieta wśród cyganów nie jest dobrze traktowana, przeznaczona jedynie do zajmowania się domem i rodzenia dzieci. Bez własnych marzeń czy pragnień. Podporządkowana mężu, a jeżeli takowego jeszcze nie ma to rodzinie która to wybiera córce partnera życiowego. Cóż... mnie taki los również czeka. Pewnego dnia będę musiała porzucić tą magiczną bajkę i zacząć wieść normalne życie, matki i żony- W tamtej chwili ludzie wyrwą tej dziewczynie resztkę piór, i jej barwne stroje przestaną już zachwycać, jej oczy nie będą już świecić takim blaskiem jak teraz.
-Nie chcę tego...- Uprzedziła twoje pytanie wbijając wzrok w ziemie.
-Ale sama nie dam sobie rady...- Taka była prawda, była zbyt słaba i krucha obecnie aby samotnie iść w ten świat, chociaż było to jej marzenie od bardzo dawna.
-Bo miałam... nie znam moich rodziców, nawet nie wiem czy żyją. Jedyne czego udało mi się dowiedzieć, to to, że znaleźli mnie w plecionym koszyku, to wszystko.
-[b]A czy było tak jak mówiłeś... cóż chwilami wydaje mi się, że słyszę te melodie nawet do tej pory- Esmeralda nie była stworzona do siedzenia w miejscu, ale z drugiej strony nie mogła sobie pozwolić na żadną podróż do której tak bardzo ciągnęło jej serca. Ironia losu? jak najbardziej.
-Zależy od człowieka, jedni planują przyszłość, następni żyją przeszłością zamykając się w swoim małym świecie, w wizjach tego co było, a jeszcze inni tak jak ja wolą skupiać się na tym co jest teraz. Podejmować decyzje szybko, bez zastanowienia się. Nawet jeżeli czegoś się będzie żałować to jest to kolejne cenne wspomnienie do kolekcji.- Ona z takiego założenia wychodzi. Lepiej żałować, że podjęło się złą decyzję niż potem żałować, że nie zrobiło się tego wcale.
-Za to życie codzienne wygląda tam zupełnie inaczej. Tobie wydawało się, że jej życie było takie barwne, ale gdybyś tylko w nie zajrzał przekonał byś się, że wcale tak nie jest.
-[b]Kobieta wśród cyganów nie jest dobrze traktowana, przeznaczona jedynie do zajmowania się domem i rodzenia dzieci. Bez własnych marzeń czy pragnień. Podporządkowana mężu, a jeżeli takowego jeszcze nie ma to rodzinie która to wybiera córce partnera życiowego. Cóż... mnie taki los również czeka. Pewnego dnia będę musiała porzucić tą magiczną bajkę i zacząć wieść normalne życie, matki i żony- W tamtej chwili ludzie wyrwą tej dziewczynie resztkę piór, i jej barwne stroje przestaną już zachwycać, jej oczy nie będą już świecić takim blaskiem jak teraz.
-Nie chcę tego...- Uprzedziła twoje pytanie wbijając wzrok w ziemie.
-Ale sama nie dam sobie rady...- Taka była prawda, była zbyt słaba i krucha obecnie aby samotnie iść w ten świat, chociaż było to jej marzenie od bardzo dawna.
-Bo miałam... nie znam moich rodziców, nawet nie wiem czy żyją. Jedyne czego udało mi się dowiedzieć, to to, że znaleźli mnie w plecionym koszyku, to wszystko.
-[b]A czy było tak jak mówiłeś... cóż chwilami wydaje mi się, że słyszę te melodie nawet do tej pory- Esmeralda nie była stworzona do siedzenia w miejscu, ale z drugiej strony nie mogła sobie pozwolić na żadną podróż do której tak bardzo ciągnęło jej serca. Ironia losu? jak najbardziej.
- Colette Warp
Re: Spiralne schody
Czw Maj 14, 2015 11:35 pm
Łagodnie oparł głowę na jej lśniących włosach i pozwolił sobie przymknąć oczy i zatonąć całkowicie w opowieści snutej przez pobrzmiewającą złotem bransolet i kolczyków, cyganki. Przez to mógł odbierać wszystko bardziej sensualnie: miękkość czupryny przy skórze, ulotny zapach jej specyficznych perfum i dźwięki szeleszczącej spódnicy. Niemal wszystkie zmysły pracowały na pełnych obrotach.
- Sądziłem, że może jako subkultura macie może jakieś typowe dla siebie podejście do życia. Coś jak na przykład Carpe diem albo nie warto się przejmować czymś, na co nie mamy wpływu. - mruczał dalej bawiąc się materiałem jej kreacji. - To słuszne podejście... podejście kogoś żądnego przygody. Mamy krótkie życie, musimy wykorzystać sposobność na przygodę jeszcze tutaj. Jeszcze w szkole, nie sądzisz?
Otworzył jedno oko, żeby zerknąć na jej czoło, a potem powoli długo i miarowo powoli odsuwał głowę, czując, że nie podoba mu się to, co dziewczyna plecie.
- Jeśli dobrze zrozumiałem, to nie znasz swoich rodziców i nie masz z nimi kontaktu, tak? - wolał dopytać żeby nie było nieporozumień. - A więc kto cię zatem zmusza do zamążpójścia? Społeczeństwo? Romskie albo... ogólnie Anglii? I, dla jasności, nie chodzi mi tu szczególnie o to 'co wypada', ale o twoje własne szczęście i spełnienie. Esme... średniowiecze już dawno za nami, bardzo dużo kobiet decyduje się najpierw rozwinąć, albo spełnić swoje marzenia, a dopiero potem znajduje miłość życia i daje mu upragnione dzieci. Poza tym jesteś czarodziejką, masz niejednokrotnie w rękach tak silny, magiczny artefakt, przez który nikt nie może cię do niczego zmusić. - chodziło mu o różdżkę, ale nie potrafił jej wzrokiem znaleźć przy dziewczynie, więc nie wskazał na nią palcem. - Nie musisz tym samym nikogo krzywdzić, ale straszenie nie byłoby takim wielkim grzechem. Rób co chcesz Esme, to twoje życie... mówisz, ze chcesz chwytać okazje, a skazujesz sama siebie na smutny los w imię... sam nie wiem czego. I wcale nie jesteś słaba. - puknął ją palcem w czubek subtelnie zarysowanego noska.
- Sądziłem, że może jako subkultura macie może jakieś typowe dla siebie podejście do życia. Coś jak na przykład Carpe diem albo nie warto się przejmować czymś, na co nie mamy wpływu. - mruczał dalej bawiąc się materiałem jej kreacji. - To słuszne podejście... podejście kogoś żądnego przygody. Mamy krótkie życie, musimy wykorzystać sposobność na przygodę jeszcze tutaj. Jeszcze w szkole, nie sądzisz?
Otworzył jedno oko, żeby zerknąć na jej czoło, a potem powoli długo i miarowo powoli odsuwał głowę, czując, że nie podoba mu się to, co dziewczyna plecie.
- Jeśli dobrze zrozumiałem, to nie znasz swoich rodziców i nie masz z nimi kontaktu, tak? - wolał dopytać żeby nie było nieporozumień. - A więc kto cię zatem zmusza do zamążpójścia? Społeczeństwo? Romskie albo... ogólnie Anglii? I, dla jasności, nie chodzi mi tu szczególnie o to 'co wypada', ale o twoje własne szczęście i spełnienie. Esme... średniowiecze już dawno za nami, bardzo dużo kobiet decyduje się najpierw rozwinąć, albo spełnić swoje marzenia, a dopiero potem znajduje miłość życia i daje mu upragnione dzieci. Poza tym jesteś czarodziejką, masz niejednokrotnie w rękach tak silny, magiczny artefakt, przez który nikt nie może cię do niczego zmusić. - chodziło mu o różdżkę, ale nie potrafił jej wzrokiem znaleźć przy dziewczynie, więc nie wskazał na nią palcem. - Nie musisz tym samym nikogo krzywdzić, ale straszenie nie byłoby takim wielkim grzechem. Rób co chcesz Esme, to twoje życie... mówisz, ze chcesz chwytać okazje, a skazujesz sama siebie na smutny los w imię... sam nie wiem czego. I wcale nie jesteś słaba. - puknął ją palcem w czubek subtelnie zarysowanego noska.
- Esmeralda Moore
Re: Spiralne schody
Nie Maj 17, 2015 7:07 pm
Romka uśmiechnęła się tylko lekko.
-To, że mamy tą samą tradycję, tą samą kulturę, ten sam język wcale nie oznacza, że myślimy w ten sam sposób. Ludzie u nas są różni. Jedni myślą w taki sposób a inni mają całkowicie odmienne spojrzenie na świat. I bynajmniej to nie sprawia, że są jacyś gorsi. Cyganie lubią się wyróżniać, lubią manifestować swoją cygańskość wszędzie gdzie się da. Więc jeżeli ktoś ma inne zdanie wcale się tego nie wstydzi. Co więcej jest traktowany jako naprawdę odważna osoba- A ona, jak widziała ten świat? Czy był dla niej tylko zlepkiem liści, trochę trawy i ziemi i nic po za tym. Najpewniej tego nikt się nie dowie. Były w umyśle dziewczyny pewne obszary które były ściśle strzeżone przez jej osobę. I nikt, nawet najbliższy przyjaciel nie miał do tego miejsca dostępu. Być może dlatego Romka w oczach wielu ludzi będzie wieczną zagadką do której klucza nie da się znaleźć.
-Ktoś mnie wychować musiał prawda. Nie ten co urodził, ale ten co wychował- Nie była żadnym leśnym człowiekiem, chociaż w oczach wielu ludzi niewiele jej do takiego tworu brakowało. Wychowała się wśród ludzi, ktoś się nią zajmował, ktoś musiał dawać jeść, i pilnować czy nie budzi się w nocy z płaczem.
-Wiesz Colette nie wydaje mi się abym była osobą która była by w stanie od tak oddać komuś swoją miłość- To był fakt, wystarczy popatrzeć na jej relacje z Sahirem, z jej strony nie była to bynajmniej miłość po grób, a raczej można było to określić mianem dziwnego zafascynowania, zauroczenia... ale czy cyganka pokochała... nie wiedziała.
-Wiesz co to jest miłość?- Zapytała się zaciekawiona i popatrzyła na chłopaka swoimi zielonymi oczami. Była ciekawa, ludzie bardzo często mówili o miłości, ale nie mieli zielonego pojęcia co tak naprawdę oznacza słowo "kochać" i nie chodziło tutaj dziewczynie o suche regułki wyczytane ze słownika. Po prostu taka definicja która wytworzyła się na skutek przeżytych wydarzeń.
-Czasami musimy zrobić to czego nie chcemy, to co sprawi nam ból- Taka była prawda, życie nie zawsze było kolorowe. Raz było słodkie a innym razem gorzkie, ale w obydwu przypadkach trzeba było przyjąć je takim jakim było.
-Dlatego też chwytam... nie sprzeciwiam się temu co ma się wydarzyć, jeżeli nagle się okaże, że tak naprawdę nie to jest mi przeznaczone to z pewnością coś się wydarzy- Ta nadzieja, być może głupia i dziecinna nadal się w niej tliła, i to poniekąd było piękne. Chociaż czasami można było nazwać ją naiwną.
-To, że mamy tą samą tradycję, tą samą kulturę, ten sam język wcale nie oznacza, że myślimy w ten sam sposób. Ludzie u nas są różni. Jedni myślą w taki sposób a inni mają całkowicie odmienne spojrzenie na świat. I bynajmniej to nie sprawia, że są jacyś gorsi. Cyganie lubią się wyróżniać, lubią manifestować swoją cygańskość wszędzie gdzie się da. Więc jeżeli ktoś ma inne zdanie wcale się tego nie wstydzi. Co więcej jest traktowany jako naprawdę odważna osoba- A ona, jak widziała ten świat? Czy był dla niej tylko zlepkiem liści, trochę trawy i ziemi i nic po za tym. Najpewniej tego nikt się nie dowie. Były w umyśle dziewczyny pewne obszary które były ściśle strzeżone przez jej osobę. I nikt, nawet najbliższy przyjaciel nie miał do tego miejsca dostępu. Być może dlatego Romka w oczach wielu ludzi będzie wieczną zagadką do której klucza nie da się znaleźć.
-Ktoś mnie wychować musiał prawda. Nie ten co urodził, ale ten co wychował- Nie była żadnym leśnym człowiekiem, chociaż w oczach wielu ludzi niewiele jej do takiego tworu brakowało. Wychowała się wśród ludzi, ktoś się nią zajmował, ktoś musiał dawać jeść, i pilnować czy nie budzi się w nocy z płaczem.
-Wiesz Colette nie wydaje mi się abym była osobą która była by w stanie od tak oddać komuś swoją miłość- To był fakt, wystarczy popatrzeć na jej relacje z Sahirem, z jej strony nie była to bynajmniej miłość po grób, a raczej można było to określić mianem dziwnego zafascynowania, zauroczenia... ale czy cyganka pokochała... nie wiedziała.
-Wiesz co to jest miłość?- Zapytała się zaciekawiona i popatrzyła na chłopaka swoimi zielonymi oczami. Była ciekawa, ludzie bardzo często mówili o miłości, ale nie mieli zielonego pojęcia co tak naprawdę oznacza słowo "kochać" i nie chodziło tutaj dziewczynie o suche regułki wyczytane ze słownika. Po prostu taka definicja która wytworzyła się na skutek przeżytych wydarzeń.
-Czasami musimy zrobić to czego nie chcemy, to co sprawi nam ból- Taka była prawda, życie nie zawsze było kolorowe. Raz było słodkie a innym razem gorzkie, ale w obydwu przypadkach trzeba było przyjąć je takim jakim było.
-Dlatego też chwytam... nie sprzeciwiam się temu co ma się wydarzyć, jeżeli nagle się okaże, że tak naprawdę nie to jest mi przeznaczone to z pewnością coś się wydarzy- Ta nadzieja, być może głupia i dziecinna nadal się w niej tliła, i to poniekąd było piękne. Chociaż czasami można było nazwać ją naiwną.
- Colette Warp
Re: Spiralne schody
Pon Maj 18, 2015 11:04 pm
I tu właśnie ich zdania rozbiegały się tak mocno, że znalezienie chociażby nici porozumienia było nie lada wyczynem, na który w tej chwili, a raczej nie tyle chwili co temacie, Colette nie chciało się szukać. Ale to nie oznaczało kłótni, nie. To było życie i decyzje Esmeraldy, które tylko ona podejmowała; on już powiedział to, co myślał. Nie powiedział nawet słowa o nieporozumieniu, jakie doszło między nimi częściowo z jego winy. Chociaż nie... jednak napomknął.
- Oh... no tak, ja raczej zrozumiałem 'chwytanie życia' od łacińskiego Carpe diem, które oznacza dosłownie to samo ale odnosi się do czerpania z niego jak najwięcej, jako tego jednego, jedynego, jakie jest nam dane. Ale nie wyklucza przy tym możliwości zmiany go na lepsze, wykorzystania wszystkich dostępnych możliwości, aby dopasować je najmocniej do wizji, która zgadza się z naszym marzeniem. - wzruszył delikatnie ramionami i zaczął się naprawdę głęboko zastanawiać nad tym wszystkim. Na swój sposób to bezrefleksyjne godzenie się na wszystko zaczynało go w Esmeraldzie nieludzko denerwować, ale nie zamierzał mówić jej jak ma żyć. Gadanie jej teraz, że ma go słuchać i robić, to co chce ona a nie inni byłoby jak pieprzenie się dla cnoty. Już robi co chce. Godzenie się jest jednak robieniem tego, co się chce. Chce się godzić. ...masło maślane.
I jeszcze ta sprawa uczuciowości.
- Miłość to...
No...? No co to jest. Emocja jakaś. Albo bardziej filozoficzne „uczucie”. Coś uskrzydlającego, definiującego istnienie i nadającego mu jakiś trwalszy i cenniejszy sens. Owszem, nie dla wszystkich miłość była na pierwszym miejscu i było to jak najbardziej dozwolone i poprawne; nie powinna być tez rzeczą do której dąży się chorobliwie, po trupach czy wyrzeczeniach. Ale była...
- To coś, co sprawia, że się uśmiechasz, nawet kiedy jesteś zmęczona. - zdecydował w końcu podając cygance do puli swoją marną i jednozdaniową definicje. - Kiedyś powinnaś się zakochać. - odparł tonem klienta polecającego jakiś produkt. - Każdy w końcu powinien.
Poruszył się i podniósł swój tyłek z zimnego schodka, przez chwile stojąc na czarnowłosym dziewczęciem jak kat.
- Przepraszam, nie bierz tego do siebie, ale ostatnio coraz gorzej znoszę towarzystwo ludzi; chyba robię się jakimś społecznym dzikusem. ...jak już na nowo nauczę się normalnie gadać, z chęcią zabiorę cie na kremowe piwo do Hogsmeade, ale teraz chyba muszę... no wiesz... zdziczyć się trochę w miejscu gdzie nikt mnie nie będzie widział. - puścił do niej oko i przemierzył kilka schodków w dół. - Dziękuje za odpalenie papierosa.
Piękna wdzięczność za małe rzeczy.
Z/t
- Oh... no tak, ja raczej zrozumiałem 'chwytanie życia' od łacińskiego Carpe diem, które oznacza dosłownie to samo ale odnosi się do czerpania z niego jak najwięcej, jako tego jednego, jedynego, jakie jest nam dane. Ale nie wyklucza przy tym możliwości zmiany go na lepsze, wykorzystania wszystkich dostępnych możliwości, aby dopasować je najmocniej do wizji, która zgadza się z naszym marzeniem. - wzruszył delikatnie ramionami i zaczął się naprawdę głęboko zastanawiać nad tym wszystkim. Na swój sposób to bezrefleksyjne godzenie się na wszystko zaczynało go w Esmeraldzie nieludzko denerwować, ale nie zamierzał mówić jej jak ma żyć. Gadanie jej teraz, że ma go słuchać i robić, to co chce ona a nie inni byłoby jak pieprzenie się dla cnoty. Już robi co chce. Godzenie się jest jednak robieniem tego, co się chce. Chce się godzić. ...masło maślane.
I jeszcze ta sprawa uczuciowości.
- Miłość to...
No...? No co to jest. Emocja jakaś. Albo bardziej filozoficzne „uczucie”. Coś uskrzydlającego, definiującego istnienie i nadającego mu jakiś trwalszy i cenniejszy sens. Owszem, nie dla wszystkich miłość była na pierwszym miejscu i było to jak najbardziej dozwolone i poprawne; nie powinna być tez rzeczą do której dąży się chorobliwie, po trupach czy wyrzeczeniach. Ale była...
- To coś, co sprawia, że się uśmiechasz, nawet kiedy jesteś zmęczona. - zdecydował w końcu podając cygance do puli swoją marną i jednozdaniową definicje. - Kiedyś powinnaś się zakochać. - odparł tonem klienta polecającego jakiś produkt. - Każdy w końcu powinien.
Poruszył się i podniósł swój tyłek z zimnego schodka, przez chwile stojąc na czarnowłosym dziewczęciem jak kat.
- Przepraszam, nie bierz tego do siebie, ale ostatnio coraz gorzej znoszę towarzystwo ludzi; chyba robię się jakimś społecznym dzikusem. ...jak już na nowo nauczę się normalnie gadać, z chęcią zabiorę cie na kremowe piwo do Hogsmeade, ale teraz chyba muszę... no wiesz... zdziczyć się trochę w miejscu gdzie nikt mnie nie będzie widział. - puścił do niej oko i przemierzył kilka schodków w dół. - Dziękuje za odpalenie papierosa.
Piękna wdzięczność za małe rzeczy.
Z/t
- Esmeralda Moore
Re: Spiralne schody
Pią Maj 22, 2015 8:00 pm
Dziewczyna uśmiechnęła się w jego kierunku.
-Regułki... każdy inaczej to interpretuje.- Tyle ile ludzi tyle interpretacji tego jakże popularnego powiedzenia. I każda z tych interpretacji była jak najbardziej poprawna. Bezrefleksyjne zgadzanie się na wszystko? i tutaj najpewniej nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo się mylił. Nie zapominaj, że masz do czynienia z bardzo dobrą aktorką, nie wiadomo czy tak zgadza się na wszystko, czy pewne decyzje nie tworzą w jej sercu wielkiej dziury. Co jeżeli to wszystko było tylko grą a ty niczym nieświadomy widź przyglądałeś się jej grze tak doskonałej, że zlewała się idealnie z rzeczywistością mącąc ci w głowie obrazy.
Zadała ci trudne pytanie, na to pytanie wielu filozofów szukało odpowiedzi, ale czy znalazło jedną prawidłową... niestety coś takiego nigdy nie miało miejsca.
-Czyli wszyscy kochają mnie bo pomimo swojej nienawiści do mnie to i tak się uśmiechną?- Zapytała się cicho, ale nie czekała na jego odpowiedź. Był to temat na dłuższą rozmowę, i najpewniej będę musieli być znacznie starsi aby umieć rozmawiać na ten temat bez tych dziecinnych potknięć.
Czy każdy powinien był się zakochać, według cyganki nie każdy. Niektórym pisana jest prawdziwa miłość, a innym tylko złudzenia tej miłości. Chociaż jednego była pewna. Im intensywniej myślimy o miłości to ta nigdy się nie zjawi. Miłość lubi zaskakiwać, przychodzić w najmniej odpowiednim momencie.
Jej zielone oczy odprowadziły chłopaka, jednak nic już nie powiedziała, ani słowa, nie wykonała też żadnego gestu. Po prostu siedziała i patrzyła, a po chwili sama wstała i poszła w przeciwnym kierunku.
z/t
-Regułki... każdy inaczej to interpretuje.- Tyle ile ludzi tyle interpretacji tego jakże popularnego powiedzenia. I każda z tych interpretacji była jak najbardziej poprawna. Bezrefleksyjne zgadzanie się na wszystko? i tutaj najpewniej nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo się mylił. Nie zapominaj, że masz do czynienia z bardzo dobrą aktorką, nie wiadomo czy tak zgadza się na wszystko, czy pewne decyzje nie tworzą w jej sercu wielkiej dziury. Co jeżeli to wszystko było tylko grą a ty niczym nieświadomy widź przyglądałeś się jej grze tak doskonałej, że zlewała się idealnie z rzeczywistością mącąc ci w głowie obrazy.
Zadała ci trudne pytanie, na to pytanie wielu filozofów szukało odpowiedzi, ale czy znalazło jedną prawidłową... niestety coś takiego nigdy nie miało miejsca.
-Czyli wszyscy kochają mnie bo pomimo swojej nienawiści do mnie to i tak się uśmiechną?- Zapytała się cicho, ale nie czekała na jego odpowiedź. Był to temat na dłuższą rozmowę, i najpewniej będę musieli być znacznie starsi aby umieć rozmawiać na ten temat bez tych dziecinnych potknięć.
Czy każdy powinien był się zakochać, według cyganki nie każdy. Niektórym pisana jest prawdziwa miłość, a innym tylko złudzenia tej miłości. Chociaż jednego była pewna. Im intensywniej myślimy o miłości to ta nigdy się nie zjawi. Miłość lubi zaskakiwać, przychodzić w najmniej odpowiednim momencie.
Jej zielone oczy odprowadziły chłopaka, jednak nic już nie powiedziała, ani słowa, nie wykonała też żadnego gestu. Po prostu siedziała i patrzyła, a po chwili sama wstała i poszła w przeciwnym kierunku.
z/t
- Theodor Walker
Re: Spiralne schody
Wto Cze 23, 2015 5:15 pm
Był już tutaj? Wchodził po tych schodach? A może schodził? Sam już się w tym wszystkim pogubił...
Pierwszoklasista błąkał się samotnie po korytarzach poszukując drogi do dormitorium. Zgubił się, nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Halo, kto ma na sprzedaż mapę?
Nie panikował, był za to zdenerwowany ciągłym chodzeniem w kółko między korytarzami. Na ramieniu trzymał torbę jak zwykle wypełnioną po brzegi podręcznikami i tylko marzył, żeby w końcu rzucić ją w kąt. Targał ją ze sobą cały dzień, co jakiś czas zmieniając ramie, na której ją nosił. Nie można było powiedzieć, że Theodor należał do tej słabszej części rówieśników, ale po takim czasie noszenia tego ciężaru każdy jedenastolatek by się zmęczył.
Ale wracając... I tak się błąkał biedny puchonek po szkole licząc tylko, że napotkałby na swojej drodze jakąś przyjazną osóbkę, która pomogłaby znaleźć mu drogę do dormitorium. Chyba nie będzie to łatwe, przecież przebył już tyle korytarzy, schodził i wchodził po tak wielu schodach, a nie napotkał żadnej osoby skorej do pomocy, tym bardziej nie znalazł drogi do dormitorium. I co ma począć ten biedny puchonek?
Pierwszoklasista błąkał się samotnie po korytarzach poszukując drogi do dormitorium. Zgubił się, nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Halo, kto ma na sprzedaż mapę?
Nie panikował, był za to zdenerwowany ciągłym chodzeniem w kółko między korytarzami. Na ramieniu trzymał torbę jak zwykle wypełnioną po brzegi podręcznikami i tylko marzył, żeby w końcu rzucić ją w kąt. Targał ją ze sobą cały dzień, co jakiś czas zmieniając ramie, na której ją nosił. Nie można było powiedzieć, że Theodor należał do tej słabszej części rówieśników, ale po takim czasie noszenia tego ciężaru każdy jedenastolatek by się zmęczył.
Ale wracając... I tak się błąkał biedny puchonek po szkole licząc tylko, że napotkałby na swojej drodze jakąś przyjazną osóbkę, która pomogłaby znaleźć mu drogę do dormitorium. Chyba nie będzie to łatwe, przecież przebył już tyle korytarzy, schodził i wchodził po tak wielu schodach, a nie napotkał żadnej osoby skorej do pomocy, tym bardziej nie znalazł drogi do dormitorium. I co ma począć ten biedny puchonek?
- Kim Miracle
Re: Spiralne schody
Wto Cze 23, 2015 5:42 pm
Bo wiecie co? Bo wieże są piękne, a widoki z nich jeszcze piękniejsze. Sprawiają, że łatwo można zapomnieć o tym co działo się kiedyś, o tym że ludzie potrafią odejść bez słowa. Gorzej z tym jak trafić do swojego kochanego dormitorium, bo tam jest jej kochany kotek. Miała ochotę go po miziać po futerku. Ono jest takie czarne i miękkie. Rozejrzała się po miejscu i zobaczyła schody. Jeśli są schody można nimi zejść na dół lub wejść do góry, a że blondynka była na górze mogła nimi dostać się na dół. Tak więc dziewczyna ruszyła w tamtym kierunku w lekkich podskokach, a jej kręcone kosmyki skakały wraz z nią. Ostatnio spodobała się jej ta fryzura, bo wyglądała jakby miała promienie słońca na głowie, więc w nich została. Gdy tak schodziła w dół zobaczyła młodego chłopaka i od razu go rozpoznała. Był to Theo z pierwszej klasy i z jej domu. Poznała chłopaka już na samym początku jego kariery w tym miejscu, a mianowicie w pociągu.
- Theo!- krzyknęła i pomachała do niego z szerokim uśmiechem. Zbiegła do niego, a jej stopy odziane w glany wydawały głośne odgłosy, gdy uderzały o betonowe schodki.- Cześć dzieciaku – potargała mu włosy na przywitanie i uściskała chuderlaka.- Pomóc ci z tą torbą? Jak tam twoje wyniki w nauce? Cieszysz się, że niedługo wakacje? Ja jakoś nie wiem co mam myśleć. Już tu nie wrócę i trochę smutno.
Popatrzyła na chłopaka uważnie.
- Powiedz mi, zgubiłeś się, czy masz jakieś spotkanie z jakąś Krukonką na górze, lub Gryfonką? – zapytała cicho nachylając się do jego ucha z wesołym uśmiechem. Oparła się o ścianę i poprawiła swoją szatę Puchonlandu. Nie była zbyt wysoka, czasami to niektórzy pierwszoroczniacy byli wyżsi od niej. Ona miała zaledwie 157 cm wzrostu i już nie rosła.
- Theo!- krzyknęła i pomachała do niego z szerokim uśmiechem. Zbiegła do niego, a jej stopy odziane w glany wydawały głośne odgłosy, gdy uderzały o betonowe schodki.- Cześć dzieciaku – potargała mu włosy na przywitanie i uściskała chuderlaka.- Pomóc ci z tą torbą? Jak tam twoje wyniki w nauce? Cieszysz się, że niedługo wakacje? Ja jakoś nie wiem co mam myśleć. Już tu nie wrócę i trochę smutno.
Popatrzyła na chłopaka uważnie.
- Powiedz mi, zgubiłeś się, czy masz jakieś spotkanie z jakąś Krukonką na górze, lub Gryfonką? – zapytała cicho nachylając się do jego ucha z wesołym uśmiechem. Oparła się o ścianę i poprawiła swoją szatę Puchonlandu. Nie była zbyt wysoka, czasami to niektórzy pierwszoroczniacy byli wyżsi od niej. Ona miała zaledwie 157 cm wzrostu i już nie rosła.
- Theodor Walker
Re: Spiralne schody
Wto Cze 23, 2015 6:29 pm
Nie wiedział co ze sobą począć, więc wchodził po schodach zdenerwowany czekając na cud. Innego wyjścia nie miał. Nagle usłyszał znajomy głos mówiący jego imię i podniósł wzrok. Przed sobą ujrzał Kim, swoją koleżankę z domu. Niezmiernie ucieszył się na jej widok, a na jego twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech.
- Kimi! Jeny, ratujesz mi życie! - chłopak podszedł do niej i bez żadnego oporu dał się wyściskać przez starszą Puchonkę, bo i tak nie zdołałby wyrwać się z mocnego, przyjacielskiego uścisku. Chwilę zajęło mu zanim połapał się w fali pytań wypływającej od Kim.
- Spokojnie, dam radę! - Wypiął dumnie pierś jakby chciał ukazać tym swoją siłę, zmęczenie od razu zniknęło, bo przecież trzeba było popisać się trochę przed starszą koleżanką, nie? - Idzie mi coraz lepiej, bardzo się staram - mówił prawdę, wkładał dużo pracy w swoje oceny - ale przyda mi się trochę odpoczynku w wakacje, to był pracowity rok.
- Będzie mi tu smutno bez Ciebie - zasmucił się, gdy Puchonka wspomniała o swoim odejściu - szkoda, że dopiero w tym roku się poznaliśmy... dobre chociaż to - w końcu Theo był na pierwszym roku, a Kim kończyła szkołę, nie mieli jak.
- Tak, jestem umówiony i właściwie to już spóźniony - uśmiechnął się triumfalnie - jestem zajęty praktycznie cały tydzień, jeżeli chcesz się gdzieś wcisnąć to lepiej od razu mów! - zażartował i wyszczerzył swoje białe ząbki.
- Kimi! Jeny, ratujesz mi życie! - chłopak podszedł do niej i bez żadnego oporu dał się wyściskać przez starszą Puchonkę, bo i tak nie zdołałby wyrwać się z mocnego, przyjacielskiego uścisku. Chwilę zajęło mu zanim połapał się w fali pytań wypływającej od Kim.
- Spokojnie, dam radę! - Wypiął dumnie pierś jakby chciał ukazać tym swoją siłę, zmęczenie od razu zniknęło, bo przecież trzeba było popisać się trochę przed starszą koleżanką, nie? - Idzie mi coraz lepiej, bardzo się staram - mówił prawdę, wkładał dużo pracy w swoje oceny - ale przyda mi się trochę odpoczynku w wakacje, to był pracowity rok.
- Będzie mi tu smutno bez Ciebie - zasmucił się, gdy Puchonka wspomniała o swoim odejściu - szkoda, że dopiero w tym roku się poznaliśmy... dobre chociaż to - w końcu Theo był na pierwszym roku, a Kim kończyła szkołę, nie mieli jak.
- Tak, jestem umówiony i właściwie to już spóźniony - uśmiechnął się triumfalnie - jestem zajęty praktycznie cały tydzień, jeżeli chcesz się gdzieś wcisnąć to lepiej od razu mów! - zażartował i wyszczerzył swoje białe ząbki.
- Kim Miracle
Re: Spiralne schody
Wto Cze 23, 2015 7:13 pm
Uśmiechała się szeroko widząc zadowolenie na twarzy chłopca. Był dla niej kolejnym kolegą, których ma pełno. Lubiła poznawać ludzi, nie ważne w jakim wieku są. Młodszym dzieciakom lubiła pomagać, doradzać i po prostu być dla nich, z starszymi osobami lubiła rozmawiać o różnych rzeczach i sprawach. Miała swoje upodobania w swoim życiu i tak powinno być. Jednak czuła się sama w tym wielkim zamku, jeszcze nigdy nikomu się nie zwierzała. W prawdzie miała Alice w swoim dormitorium, która była dla niej jak przyjaciółka, ale nie potrafiła jej powiedzieć co leży jej na sercu. Nie chciała jej martwić swoimi problemami. Wiedziała, że tak nie powinno być, ale jednak tak robiła. Zaśmiała się i tyknęła go palcem w jego klatę, która nie miała ani trochę mięśni, które można spotkać u starszych chłopaków.
- No wiem, ze dasz radę, ale wyglądałeś na zmęczonego, a wiesz nie wolno się przeciążać – uniosła palec do góry niczym górnolotny profesor i wybuchła wesołym śmiechem.- Odpoczynek każdemu się przyda. Co będziesz robić w wakacje? Ja mam zamiar oderwać tatę od pracy i zrobić chociaż tydzień wolnego, a potem poszukam pracy lub jakichś praktyk. Trzeba dorosnąć – uderzyła się z pięści lekko w piersi.- Wiesz, on ciągle w pracy siedzi – wytknęła język i przekrzywiła głowę, a gdy znowu się zasmucił potargała mu włosy.
- Nie smuć się, to że kończę szkołę nie znaczy, że musimy kończyć znajomość. Są sowy, teraz będą także wakacje. Gdzie mieszkasz Theo?- zapytała mówiąc szybko, jak to Kimi.- Moglibyśmy się spotkać jakiegoś dnia w wakacje i pogralibyśmy w piłkę. Zabrałabym swoich znajomych z Londynu, a ty swoich i byłoby fajnie – znowu się zaśmiała wesoło słysząc jego słowa.
- Jaki Casanova – dotknęła jego nosa.- Tylko nie pomyl imion dziewczyn – przeczesała swoje włosy.
- Lubisz quidditch? Może kiedyś zostaniesz naszym szukającym?- wyszczerzyła się wesoło. Lubiła rozmawiać o tym sporcie, ale zazwyczaj nie miała z kim.
- No wiem, ze dasz radę, ale wyglądałeś na zmęczonego, a wiesz nie wolno się przeciążać – uniosła palec do góry niczym górnolotny profesor i wybuchła wesołym śmiechem.- Odpoczynek każdemu się przyda. Co będziesz robić w wakacje? Ja mam zamiar oderwać tatę od pracy i zrobić chociaż tydzień wolnego, a potem poszukam pracy lub jakichś praktyk. Trzeba dorosnąć – uderzyła się z pięści lekko w piersi.- Wiesz, on ciągle w pracy siedzi – wytknęła język i przekrzywiła głowę, a gdy znowu się zasmucił potargała mu włosy.
- Nie smuć się, to że kończę szkołę nie znaczy, że musimy kończyć znajomość. Są sowy, teraz będą także wakacje. Gdzie mieszkasz Theo?- zapytała mówiąc szybko, jak to Kimi.- Moglibyśmy się spotkać jakiegoś dnia w wakacje i pogralibyśmy w piłkę. Zabrałabym swoich znajomych z Londynu, a ty swoich i byłoby fajnie – znowu się zaśmiała wesoło słysząc jego słowa.
- Jaki Casanova – dotknęła jego nosa.- Tylko nie pomyl imion dziewczyn – przeczesała swoje włosy.
- Lubisz quidditch? Może kiedyś zostaniesz naszym szukającym?- wyszczerzyła się wesoło. Lubiła rozmawiać o tym sporcie, ale zazwyczaj nie miała z kim.
- Theodor Walker
Re: Spiralne schody
Sro Cze 24, 2015 1:59 pm
Wakacje... Tak blisko, ale tak daleko. Sam nie wiedział, czy chciał wrócić do domu. Z jednej strony chciał odpocząć, z drugiej będzie tęsknił za swoimi obowiązkami, za przyjaciółmi, za Hogwartem...
- Pewnie spędzę wakacje ze starszym bratem, jak zwykle. - uśmiechnął się, bo taki bieg wydarzeń wcale mu nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, bardzo lubił spędzać tak lato. - Nie mamy zbytnio funduszy na zagraniczne wycieczki, więc zostaniemy w Londynie.
Szybko przeczesał palcami włosy, które były w kompletnym nieładzie za sprawą Puchonki.
- Byłoby super gdybyśmy się spotkali - uśmiechnął się szeroko - mieszkam na przedmieściach Londynu.
Rozmowa z Kim bardzo poprawiła mu humor, mimo że dalej nie znalazł drogi do dormitorium. Liczył, że starsza pomoże mu i razem pójdą do pokoju wspólnego, ale nie liczył na zbyt wiele, bo dziewczyna gubiła się tak samo często jak on.
- Widzisz, jak ci przystojni to mają ciężko? - zaśmiał się w głos i zrobił poważną minę, niczym profesjonalny model.
Gdy Kim zapytała go o Quidditch prawie podskoczył z radości. "Może kiedyś zostaniesz naszym szukającym?" Mógłby? Raczej tak. Nadawałby się? Oto jest pytanie... Pogodziłby treningi z nauką?
- Uwielbiam! Bardzo lubię kibicować i oglądać sprzęt na Pokątnej. - na drugie pytanie nie odpowiedział, nie wiedział co odpowiedzieć.
- Kimi, tak właściwie co tu robisz? Też się zgubiłaś czy to jakiś patrol?
- Pewnie spędzę wakacje ze starszym bratem, jak zwykle. - uśmiechnął się, bo taki bieg wydarzeń wcale mu nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, bardzo lubił spędzać tak lato. - Nie mamy zbytnio funduszy na zagraniczne wycieczki, więc zostaniemy w Londynie.
Szybko przeczesał palcami włosy, które były w kompletnym nieładzie za sprawą Puchonki.
- Byłoby super gdybyśmy się spotkali - uśmiechnął się szeroko - mieszkam na przedmieściach Londynu.
Rozmowa z Kim bardzo poprawiła mu humor, mimo że dalej nie znalazł drogi do dormitorium. Liczył, że starsza pomoże mu i razem pójdą do pokoju wspólnego, ale nie liczył na zbyt wiele, bo dziewczyna gubiła się tak samo często jak on.
- Widzisz, jak ci przystojni to mają ciężko? - zaśmiał się w głos i zrobił poważną minę, niczym profesjonalny model.
Gdy Kim zapytała go o Quidditch prawie podskoczył z radości. "Może kiedyś zostaniesz naszym szukającym?" Mógłby? Raczej tak. Nadawałby się? Oto jest pytanie... Pogodziłby treningi z nauką?
- Uwielbiam! Bardzo lubię kibicować i oglądać sprzęt na Pokątnej. - na drugie pytanie nie odpowiedział, nie wiedział co odpowiedzieć.
- Kimi, tak właściwie co tu robisz? Też się zgubiłaś czy to jakiś patrol?
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|