Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
- Ventus Zabini
Re: Spiralne schody
Sob Kwi 04, 2015 3:03 pm
Popatrzył na nią przez chwilę. Co mógł w niej zobaczyć? Nic, była w końcu przezroczysta. Oparł się bokiem o zimną ścianę. Oczywiście, że Ven nie jest osobą, która chowa się po kątach, aby płakać. Życie skopało mu tyłek i uodpornił się na zniszczenie przez innych ludzi. Nie miał zamiaru słuchać się tego co mu mówią. Chciał zniknąć, gdzieś na tym świecie, z dala od marionetek, z dala od swojej rodziny i ich interesów. Po prostu zniknąć, ale teraz musiał tylko skończyć szkołę i wtedy to się stanie, prawda? Będzie mógł zniknąć i być tylko dla siebie.
Zaśmiał się cicho, bardziej tak ponuro.
- To słabo, ale ja bym nie dał się tak łatwo spławić - znowu wciągnął dym do płuc.- Nie daję sobą rządzić - mrugnął do niej z łobuzerskim uśmiechem, który zawsze błąkał się na jego ustach, była też w tym nutka złośliwości.
Nie rozumiał ludzi, którzy myśleli tak jak ten duch. Jeśli ktoś mnie nie lubi, jeśli ktoś uprzykrza mi życie, to będę myślał, że dobrze iż zmarłem. Gdzie w tym sens? Nie ma, kolejna osoba, która została zniszczona przez ludzi. Smutne. Normalne. Takie życiowe.
- I teraz tułasz się po tym zamku bez celu?
Zaśmiał się cicho, bardziej tak ponuro.
- To słabo, ale ja bym nie dał się tak łatwo spławić - znowu wciągnął dym do płuc.- Nie daję sobą rządzić - mrugnął do niej z łobuzerskim uśmiechem, który zawsze błąkał się na jego ustach, była też w tym nutka złośliwości.
Nie rozumiał ludzi, którzy myśleli tak jak ten duch. Jeśli ktoś mnie nie lubi, jeśli ktoś uprzykrza mi życie, to będę myślał, że dobrze iż zmarłem. Gdzie w tym sens? Nie ma, kolejna osoba, która została zniszczona przez ludzi. Smutne. Normalne. Takie życiowe.
- I teraz tułasz się po tym zamku bez celu?
- Tsubaki Kurone
Re: Spiralne schody
Sob Kwi 04, 2015 3:37 pm
Na jego wypowiedź wzruszyła ramionami, zwiesiła głowę, którą lekko pomachała na boki i zrobiła minę typu "Tak to już niestety jest.". Nie potrafiła sobie poradzić z oprawcami, w końcu była tylko delikatną dziewczyną, która może i była w pewnym stopniu zawzięta, jednakże człowiek potrafi oszaleć, a zwłaszcza, kiedy wszyscy wokół pokazują mu jak bardzo go nienawidzą. Z początku Kurone nie dbała o to co myślą inni, nie ulegała im, była silna. Nienawidziła kiedy ktoś chciał aby czuła się źle, była typem (i jest nadal) osoby niezależnej. Niestety, ale z czasem każde, nawet najsilniejsze drzewo musi runąć, a to właśnie stało się dwa lata temu z Tsu.
- Ja też nie dawałam sobą pomiatać, ale w końcu każdy kwiat wiśni musi spaść z drzewa i umrzeć... - Westchnęła, jednak w jej wypowiedzi było trochę takiego zakłopotania, być może wstydziła się swojej słabości. Nie wiedziała jakie były losy Ven'a, w żaden sposób nie chciała więc przekonywać go, że "gdyby on przeżył to samo, co ona, to na pewno posunąłby się do takiego czynu jak skok z wysokości", a może on ma gorzej? Tsubaki nie jest typem osoby, która lubi wykłócać się i narzucać innym swoje racje. Woli pozostać na swoim i "żyć", tak jak dotychczas.
- No... Mniej więcej. Nie mam tutaj żadnych przyjaciół czy rodziny... Wszyscy mnie wystawili. Czasami oprócz szlajania się tutaj idę na dwór pooglądać krzaki które połamałam. - Powiedziała niby to w żartach, niby na poważnie.
- Ja też nie dawałam sobą pomiatać, ale w końcu każdy kwiat wiśni musi spaść z drzewa i umrzeć... - Westchnęła, jednak w jej wypowiedzi było trochę takiego zakłopotania, być może wstydziła się swojej słabości. Nie wiedziała jakie były losy Ven'a, w żaden sposób nie chciała więc przekonywać go, że "gdyby on przeżył to samo, co ona, to na pewno posunąłby się do takiego czynu jak skok z wysokości", a może on ma gorzej? Tsubaki nie jest typem osoby, która lubi wykłócać się i narzucać innym swoje racje. Woli pozostać na swoim i "żyć", tak jak dotychczas.
- No... Mniej więcej. Nie mam tutaj żadnych przyjaciół czy rodziny... Wszyscy mnie wystawili. Czasami oprócz szlajania się tutaj idę na dwór pooglądać krzaki które połamałam. - Powiedziała niby to w żartach, niby na poważnie.
- Ventus Zabini
Re: Spiralne schody
Sob Kwi 04, 2015 6:19 pm
- Czekam na to - nie wiedział, czy zrozumiała sens jego słów, ale chodziło o to, że chciał tak jak te jej wiśnie umrzeć. tak, do jasnej cholery czasami chciał leżeć zakopany w ziemi, w jakimś mało konkretnym drewnianym pudle. Wtedy dopiero byłby wolny, wtedy nikt by nie chciał nim kierować, nikt nie zmuszałby go do tego cholernego robienia wszystkiego co inni każą.
Uśmiechnął się lekko, ledwo zauważalnie. Może to go trochę rozbawiło, ale co tam. W końcu skończył palić. Zawsze zastanawiał się dlaczego te papierosy tak szybko się wypalają? Przydusił żarzącą się końcówkę o schody i położył obok siebie. Miał zamiar to potem wziąć i wyrzucić. Cóż, Ven może i miał wszystko w dupie, ale nie lubił zostawiać po sobie śmieci, bałaganów, ani śladów.
- Taa, ludziom się nie ufa, pierwsza zasada, aby przeżyć - mogło ją to zaboleć, w końcu była martwa, ale Vena to nie obchodziło. Jeśli się jest mięczakiem to proszę bardzo, ale świat jest okrutny, a on nie ma zamiaru tego zmieniać.
- Jeśli chcesz możesz czasami skoczyć do lochów, a nawet do mnie. Chętnie pogadam - ziewnął zasłaniając sobie usta.
Ven, czy ty chcesz być miły? Wow, niezwykłe. Chyba, że chcesz wykorzystać małego duszka, aby wkurzyć siostrę i innych ludzi z domu. Tylko pytanie co to ma do rzeczy? Nie ważne, ale wiesz jedno ciekawa istota z tego ducha.
- Jak zginęłaś?
Uśmiechnął się lekko, ledwo zauważalnie. Może to go trochę rozbawiło, ale co tam. W końcu skończył palić. Zawsze zastanawiał się dlaczego te papierosy tak szybko się wypalają? Przydusił żarzącą się końcówkę o schody i położył obok siebie. Miał zamiar to potem wziąć i wyrzucić. Cóż, Ven może i miał wszystko w dupie, ale nie lubił zostawiać po sobie śmieci, bałaganów, ani śladów.
- Taa, ludziom się nie ufa, pierwsza zasada, aby przeżyć - mogło ją to zaboleć, w końcu była martwa, ale Vena to nie obchodziło. Jeśli się jest mięczakiem to proszę bardzo, ale świat jest okrutny, a on nie ma zamiaru tego zmieniać.
- Jeśli chcesz możesz czasami skoczyć do lochów, a nawet do mnie. Chętnie pogadam - ziewnął zasłaniając sobie usta.
Ven, czy ty chcesz być miły? Wow, niezwykłe. Chyba, że chcesz wykorzystać małego duszka, aby wkurzyć siostrę i innych ludzi z domu. Tylko pytanie co to ma do rzeczy? Nie ważne, ale wiesz jedno ciekawa istota z tego ducha.
- Jak zginęłaś?
- Tsubaki Kurone
Re: Spiralne schody
Sob Kwi 04, 2015 10:29 pm
- Dla mnie chyba już za późno na takie przemyślenia. - Zaśmiała się. Szczerze, to trudno było ją po śmierci urazić, starała się ze wszystkiego żartować i starać się poczuć, że "żyje". Nie była osobą łatwowierną, jednak zdarzało się jej zaufać kilku okropnych ludziom.
- Jednak moim zdaniem, to niektórzy ludzie są warci zaufania. Co prawda jest takich mało, ale cóż... - Uśmiechnęła się. Pamiętała jedną osobę, na której polegać mogła i nigdy by jej nie zawiodła - to był jej starszy brat. Był najstarszy z rodzeństwa, najbardziej faworyzowany, jednakże potrafił on dostrzec piękno w najbardziej niepozornych osobach. Zginął w wypadku samochodowym. Uczęszczał do Hogwartu, był w Ravenclaw. Szkołę ukończył z wyróżnieniem, byłą przed nim świetlana przyszłość, jednak przez jeden durny wypadek stracił tak wiele... Był jedynym z rodziny, który okazywał zdolności magiczne, no jeszcze byłą Tsu, ale już jej nie faworyzowano, a wręcz przeciwnie.
- Do Lochów powiadasz... Mam z tym miejscem gorsze wspomnienia, ale na pewno kiedyś tam zajrzę. - Uśmiechnęła się. Co się działo w Lochach? Dziewczyny ze Slytherin właśnie tam ścięły jej włosy. W sumie to nie należy poddawać się lękom, więc czemu Kuro nie miałaby tam "wpaść"?
- Jak kwiat wiśni! - Zażartowała, może nie było to na miejscu, jednak kto jak kto, ale ona ze swej śmierci kpić mogła!
- Dostałam napadu depresji, poszłam na moją ulubioną wieżę, stanęłam na oknie i poleciałam wprost na krzaki! Może to zabrzmi trochę nienormalnie, ale fajnie się spadało, było to o wiele lepsze jak lot na miotle! - powiedziała z niewiarygodnym szczęściem i opanowaniem. Nie wiedzieć czemu, ale lubiła opowiadać o swojej śmierci, myśleć o niej, o tym "locie".
- Jednak moim zdaniem, to niektórzy ludzie są warci zaufania. Co prawda jest takich mało, ale cóż... - Uśmiechnęła się. Pamiętała jedną osobę, na której polegać mogła i nigdy by jej nie zawiodła - to był jej starszy brat. Był najstarszy z rodzeństwa, najbardziej faworyzowany, jednakże potrafił on dostrzec piękno w najbardziej niepozornych osobach. Zginął w wypadku samochodowym. Uczęszczał do Hogwartu, był w Ravenclaw. Szkołę ukończył z wyróżnieniem, byłą przed nim świetlana przyszłość, jednak przez jeden durny wypadek stracił tak wiele... Był jedynym z rodziny, który okazywał zdolności magiczne, no jeszcze byłą Tsu, ale już jej nie faworyzowano, a wręcz przeciwnie.
- Do Lochów powiadasz... Mam z tym miejscem gorsze wspomnienia, ale na pewno kiedyś tam zajrzę. - Uśmiechnęła się. Co się działo w Lochach? Dziewczyny ze Slytherin właśnie tam ścięły jej włosy. W sumie to nie należy poddawać się lękom, więc czemu Kuro nie miałaby tam "wpaść"?
- Jak kwiat wiśni! - Zażartowała, może nie było to na miejscu, jednak kto jak kto, ale ona ze swej śmierci kpić mogła!
- Dostałam napadu depresji, poszłam na moją ulubioną wieżę, stanęłam na oknie i poleciałam wprost na krzaki! Może to zabrzmi trochę nienormalnie, ale fajnie się spadało, było to o wiele lepsze jak lot na miotle! - powiedziała z niewiarygodnym szczęściem i opanowaniem. Nie wiedzieć czemu, ale lubiła opowiadać o swojej śmierci, myśleć o niej, o tym "locie".
- Ventus Zabini
Re: Spiralne schody
Pon Kwi 06, 2015 2:22 pm
- Ja nie ufam nikomu - wzruszył ramionami. Po co miał ufać? Ludzie to zabawki tych silniejszych, prędzej czy później i tak cię zdradzą. Nigdy nie wiesz, który z tych ludzi to śmierciożerca. W każdej chwili możesz dostać w plecy od swojego przyjaciela, ponieważ ktoś mu tak kazał. Oj nie, on się w takie sprawy nie pakuje, nie ma mowy - koniec kropka.
- Może coś się tam zmieniło - w co wątpił. W lochach nic się nie zmienia, każdy Ślizgon jest taki sam. plugawy, strachliwy i nie do życia. Nienawidził miejsca, w którym się znalazł. To zaczynało go męczyć.
- Nienormalne? Nie sądzę, w końcu rozmowa z duchem dla niewtajemniczonych też może wydawać się nienormalna - wyszczerzył się paskudnie przeczesując swoje włosy. Znowu, cholera, nie nauczy się. To wszystko przez tego cholernego Kruka, to przez niego przeczesuje sobie włosy. Tak, najlepiej zwalić wszystko na kogoś innego.- W każdym razie, latanie na miotle to też coś fajnego, a że to lubię to będę tego bronił - mrugnął do niej.
Wstał w końcu, tak właściwie to zapomniał o tej dziwnej historii, która wydarzyła się niedawno. Nie mógł uwierzyć, że robił cos takiego. Wzdrygnął się, a potem spojrzał na Kurone.
- Ja będę się już zmywał - chwycił peta.- Do zobaczenia - kiwnął do niej ręką i zaczął schodzić na dół.
[z/t]
- Może coś się tam zmieniło - w co wątpił. W lochach nic się nie zmienia, każdy Ślizgon jest taki sam. plugawy, strachliwy i nie do życia. Nienawidził miejsca, w którym się znalazł. To zaczynało go męczyć.
- Nienormalne? Nie sądzę, w końcu rozmowa z duchem dla niewtajemniczonych też może wydawać się nienormalna - wyszczerzył się paskudnie przeczesując swoje włosy. Znowu, cholera, nie nauczy się. To wszystko przez tego cholernego Kruka, to przez niego przeczesuje sobie włosy. Tak, najlepiej zwalić wszystko na kogoś innego.- W każdym razie, latanie na miotle to też coś fajnego, a że to lubię to będę tego bronił - mrugnął do niej.
Wstał w końcu, tak właściwie to zapomniał o tej dziwnej historii, która wydarzyła się niedawno. Nie mógł uwierzyć, że robił cos takiego. Wzdrygnął się, a potem spojrzał na Kurone.
- Ja będę się już zmywał - chwycił peta.- Do zobaczenia - kiwnął do niej ręką i zaczął schodzić na dół.
[z/t]
- Tsubaki Kurone
Re: Spiralne schody
Wto Kwi 07, 2015 3:34 pm
Kurone miała inne cechy charakteru jak Ven, toteż nie zamierzała się z nim wykłócać, chociaż uważała, że zaufanie jest człowiekowi potrzebne. Co prawda ona nie powinna dyskutować na taki temat, w końcu między innymi przez takie "zaufanie" umarła. W lochach nie bywała często od zdarzenia z włosami, jednak od tamtego czasu dręczycielki już chyba się nie uczą w tej szkole, a Kuro jest przecież duchem - żaden uczeń nic złego jej zrobić nie da rady. Przeciągnęła się i usiadła na wąskiej poręczy. Nie podobał jej się uśmiech chłopaka, był taki... Przerażający. Tsu pomyślała, że pewnie gdyby żyła, to byłyby szanse na to iż Ven stałby się jednym z tych dręczycieli, chociaż dziewczynie przeważnie dokuczały kobiety, niżeli mężczyźni. Ach... Lot na miotle, jak dawno ona tego nie próbowała, jak dawno nie czuła tego uczucia... Bo kto nie lubi lotu na miotle? To takie fantastyczne uczucie! Wznieść się i lecieć w dal... Rozmarzyła się na chwilę, przypominając sobie te wspaniałe chwile - pierwszy lot. Miała wtedy jedenaście lat, akurat lot na miotle był jedną z pierwszych lekcji, dzięki której jej cały dzień stał się lepszy. Tsu miała i nadal ma nawyk nazywania rzeczy, toteż swoją pierwszą miotłę nazwała "Garnet" - bowiem miała odcień owego klejnotu (a tak przynajmniej się Kuro zdawało). Niestety, ale miotełka została połamana "przypadkowo", przez ludzi, którzy nie lubili Tsubaki, cóż za przypadek... Było jej bardzo miło, że mogła z kimś porozmawiać, dawno tego nie robiła... Cóż... Może powinna częściej wybierać się w miejsca pełne ludzi? Tak, to byłoby dobre, w końcu Kuro lubi mieć towarzystwo.
- Bywaj i... Dziękuję za rozmowę. - Pomachała mu. Co prawda nie lubiła osób ze Slytherin, jednak wydawało jej się, że chłopak nie był taki zły i że nie warto oceniać ludzi tylko po tym z jakiego domu pochodzą. Żegnała go jeszcze odprowadzając wzrokiem, gdy ten zniknął z pola widzenia. Cóż miała robić dalej? Oparła się o ścianę, jednak nie zamierzała tutaj dalej przebywać - pora sobie iść! Jej ciało weszło jakby w budowlę spadając w dół...
[z/t]
- Bywaj i... Dziękuję za rozmowę. - Pomachała mu. Co prawda nie lubiła osób ze Slytherin, jednak wydawało jej się, że chłopak nie był taki zły i że nie warto oceniać ludzi tylko po tym z jakiego domu pochodzą. Żegnała go jeszcze odprowadzając wzrokiem, gdy ten zniknął z pola widzenia. Cóż miała robić dalej? Oparła się o ścianę, jednak nie zamierzała tutaj dalej przebywać - pora sobie iść! Jej ciało weszło jakby w budowlę spadając w dół...
[z/t]
- Esmeralda Moore
Re: Spiralne schody
Sro Kwi 29, 2015 9:33 pm
Walka na błoniach w tej chwili stała się tylko odległym echem w głowie cyganki. Nic dziwnego, przecież żadne zdarzenie nie miało szans przetrwać we wspomnieniach Esmeraldy. Ludzie zginęli... giną codziennie nic nowego, chociaż nie można powiedzieć, że w jakiś sposób nie zabolał jej fakt, że w to wszystko jest wplątany Sahir. Plotki bardzo szybko rozchodziły się po szkole. A ona nawet w chwili kiedy tak bardzo chciała nie potrafiła być na to głucha. Czyżby popełniła błąd, przecież nie mogła go źle ocenić... chociaż z drugiej strony pomimo tego, że zbliżyli się do siebie, byli nadal tak bardzo obcy dla siebie. Ona był dla niej zagadką i on dla niej. Niestety problem leżał w tym, że ani jedno ani drugie nie zrobiło nic aby tą zagadkę rozwiązać. Po prostu przyjęli ten scenariusz taki jakim był, a w chwili kiedy los dał im szanse wprowadzenia jakiś własnych zmian, oni zdecydowali pozostawić wszystko na swoim miejscu. Czy on odczuje skutki tej decyzji... tego niestety już nikt się nie dowie, cyganka gdyby tylko miała taką możliwość najchętniej by cofnęła czas o kilka miesięcy, i zrobiła wszystko aby nie spotkać na swojej drodze tego chłopaka o czarnych oczach któremu na imię było Sahir.
Romka wspinała się po schodach, jej spódnica delikatnie zamiatała kamienne schody, a chusta z monetkami brzęczała cicho, a dźwięk odbijał się od murów które otaczały dziewczynę. Zatrzymała się po chwilce a jej zielone oczy powędrowały w miejsce gdzie najpewniej znajdował się szczyt schodów. Czuła się zmęczona, nie miała siły dojść na górę. Dlatego też oparła się o zimną ścianę i zsunęła się o niej na zimny schodek. Wpatrywała się przed siebie. Czarne włosy opadały na jej ramiona, plącząc się ze sobą tworząc niesamowite esy floresy. Pierwszy raz chyba można było zobaczyć tak bardzo zatroskaną twarz dziewczyny. Czy to właśnie było przywiązanie, czy może po prostu przyzwyczajenie do samej osoby wampira. Jak żyć w zgodzie z sobą samą jeżeli nie potrafiło się rozpoznać swoich własnych uczuć.
Romka wspinała się po schodach, jej spódnica delikatnie zamiatała kamienne schody, a chusta z monetkami brzęczała cicho, a dźwięk odbijał się od murów które otaczały dziewczynę. Zatrzymała się po chwilce a jej zielone oczy powędrowały w miejsce gdzie najpewniej znajdował się szczyt schodów. Czuła się zmęczona, nie miała siły dojść na górę. Dlatego też oparła się o zimną ścianę i zsunęła się o niej na zimny schodek. Wpatrywała się przed siebie. Czarne włosy opadały na jej ramiona, plącząc się ze sobą tworząc niesamowite esy floresy. Pierwszy raz chyba można było zobaczyć tak bardzo zatroskaną twarz dziewczyny. Czy to właśnie było przywiązanie, czy może po prostu przyzwyczajenie do samej osoby wampira. Jak żyć w zgodzie z sobą samą jeżeli nie potrafiło się rozpoznać swoich własnych uczuć.
- Colette Warp
Re: Spiralne schody
Sro Kwi 29, 2015 10:25 pm
Było ciężko, po masakrze na błoniach ogólna atmosfera panująca na korytarzach, w dormitoriach i salach lekcyjnych była tak napięta, że spokojnie można by na niej zagrać solówkę gitarową. Jedni z uczniów zachowywali się neutralnie, starali przejść z tym wszystkim do porządku dziennego, jak najmocniej omijając falę uderzeniową jaka dotknęła najbliższych przyjaciół każdego, kto zginął kilka dni temu. Ci drudzy za to snuli się jak zombiee, jak cienie samych siebie, nie czując potrzeby pojawiania się podczas posiłków, ledwo wytrzymując na tyłku zajęcia i najlepiej czując się nocami we własnych łóżkach. Z dwojga złego przynajmniej nikt się nie cieszył. A przynajmniej nie otwarcie.
A gdzie w tych dwóch skrajnościach był Warp? Gdzieś pomiędzy dachem najwyższej wieży Hogwartu, a jego lochami. Ba dum tss... Tak naprawdę to był w połowie zombiee, jakie usilnie (może nawet trochę na pokaz?) chciało wyrwać z marazmu i jakoś rozgrzewać innych swoim wewnętrznym ciepłem, jak to miał w zwyczaju. Tym razem szło trochę ciężej. Na własne oczy widział spalone ciała uczniów, kiedy dał się jednemu z Gryfonów zaciągnąć na wycieczkę na miotłach nad okolicami najgorszej rzezi, Sahira zabrali Aurorzy i jeszcze w szkole szły słuchy, że nauczyciele zamierzają robić przeszukanie rzeczy uczniów. Nie to, żeby Colette miał cokolwiek do ukrycia, ale podświadomy strach zawsze istniał - chociażby przez to przeklęte, pogniecione opakowanie z mugolskimi papierosami... Taak, te przeklęte papierosy... Myślał czy by nie wyrzucić ich przez okno, kiedy piął się w górę schodami. Sam nie wiedział, gdzie go niesie, nie miał siły na przebywanie w większym skupisku ludzkim, błonia były odgrodzone, dziedziniec zajęty, więc jedyną formą ucieczki, jaka pozwalałaby oglądać przyrodę z bezpiecznej samotni był jakiś wysoko położony punkt. Ale jednak nie tylko on wpadł na tę myśl. Aż nie spodziewał się na tej wysokości drugiego Puchona, może nawet przeszedłby obok obojętnie, ale nic nie otumaniało go tak mocno, jak ulotny aromat jaśminu i ciche brzęczenie bransoletek. Brunet poprawił okulary i kilkoma cichymi susami pokonał ostatnie stopnie schodów, po czym jednym pacnięciem znalazł się obok niej, z głową na wysokości ramienia czarnowłosej piękności.
- Przeszkadzam? Wydajesz się kompletnie zatopiona w myślach, aż nie wiem czy natychmiastowe wyciąganie cię na brzeg nie zrobi ci tylko większej krzywdy.
A gdzie w tych dwóch skrajnościach był Warp? Gdzieś pomiędzy dachem najwyższej wieży Hogwartu, a jego lochami. Ba dum tss... Tak naprawdę to był w połowie zombiee, jakie usilnie (może nawet trochę na pokaz?) chciało wyrwać z marazmu i jakoś rozgrzewać innych swoim wewnętrznym ciepłem, jak to miał w zwyczaju. Tym razem szło trochę ciężej. Na własne oczy widział spalone ciała uczniów, kiedy dał się jednemu z Gryfonów zaciągnąć na wycieczkę na miotłach nad okolicami najgorszej rzezi, Sahira zabrali Aurorzy i jeszcze w szkole szły słuchy, że nauczyciele zamierzają robić przeszukanie rzeczy uczniów. Nie to, żeby Colette miał cokolwiek do ukrycia, ale podświadomy strach zawsze istniał - chociażby przez to przeklęte, pogniecione opakowanie z mugolskimi papierosami... Taak, te przeklęte papierosy... Myślał czy by nie wyrzucić ich przez okno, kiedy piął się w górę schodami. Sam nie wiedział, gdzie go niesie, nie miał siły na przebywanie w większym skupisku ludzkim, błonia były odgrodzone, dziedziniec zajęty, więc jedyną formą ucieczki, jaka pozwalałaby oglądać przyrodę z bezpiecznej samotni był jakiś wysoko położony punkt. Ale jednak nie tylko on wpadł na tę myśl. Aż nie spodziewał się na tej wysokości drugiego Puchona, może nawet przeszedłby obok obojętnie, ale nic nie otumaniało go tak mocno, jak ulotny aromat jaśminu i ciche brzęczenie bransoletek. Brunet poprawił okulary i kilkoma cichymi susami pokonał ostatnie stopnie schodów, po czym jednym pacnięciem znalazł się obok niej, z głową na wysokości ramienia czarnowłosej piękności.
- Przeszkadzam? Wydajesz się kompletnie zatopiona w myślach, aż nie wiem czy natychmiastowe wyciąganie cię na brzeg nie zrobi ci tylko większej krzywdy.
- Esmeralda Moore
Re: Spiralne schody
Sro Kwi 29, 2015 10:42 pm
W chwili kiedy jej prześladowca zniknął ze szkoły trudno było określić w jakim nastroju była dziewczyna. Powinna była się cieszy bo w końcu jej kat mógł raz na zawsze zniknąć, ale z drugiej strony uzależnienie od bólu jaki jej zadawał było zbyt silne. Dlaczego tak bardzo to polubiła? może dlatego, że tylko wtedy czuła, że żyje. W chwili kiedy emocje były tak silne, że łzy sam cisnęły się do tych zielonych oczu, serce dziewczyny biło najszybciej. Była nietypową osóbką. I jedno było pewne, nie była ona przeznaczona dla pierwszej lepszej osoby. Tylko ludzie którzy wkupili się w jej łaski mogli liczyć na to, że dziewczyna uchyli przed nimi rąbek tajemnicy. Chociaż z reguły byli oni tak bardzo zachwyceni jej urodą, że w chwili kiedy im pokazywała największe swoje sekrety, oni po prostu tego nie zauważali, a potem odchodzili uznając, że Esmeralda Moore jest zagadką bez rozwiązania.
Zielone oczy cyganki bardzo szybko zostały skierowane na twoją osobę, i już na dzień dobry posłały ci dwa płomyki. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
-Nie wydaje mi się abyś był na tyle okrutny aby pozwolić bezbronnej istotce na utonięcia w głębinach własnych niepoukładanych myślach- Mruknęła i założyła kosmyk swoich czarnych włosów za ucho. Gdybyś tylko mógł zajrzeć w myśli tej dziewczyny najpewniej byś się przeraził ile myśli na sekundę może przebiec po głowie takiej małej istotki.
-Dobrze cię widzieć.- Wyszeptała. Po tej walce nie było do końca wiadomo kogo cyganka zobaczy ponownie, a z kim będzie musiała się pożegnać na zawsze. Chociaż różni ludzie co do śmierci mają różne podejścia. Dla jednych jest to początek, dla innych nie jest to pożegnanie, ale przejście do swego rodzaju poczekalni gdzie oczekiwało się na najbliższych. Jaki podejście miała romka... raczej nijakie. Życie jest dla żywych, i nie ma w nim miejsca na myślenie o tym co będzie po śmierci. Życie jest za krótkie na to.
Zielone oczy cyganki bardzo szybko zostały skierowane na twoją osobę, i już na dzień dobry posłały ci dwa płomyki. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
-Nie wydaje mi się abyś był na tyle okrutny aby pozwolić bezbronnej istotce na utonięcia w głębinach własnych niepoukładanych myślach- Mruknęła i założyła kosmyk swoich czarnych włosów za ucho. Gdybyś tylko mógł zajrzeć w myśli tej dziewczyny najpewniej byś się przeraził ile myśli na sekundę może przebiec po głowie takiej małej istotki.
-Dobrze cię widzieć.- Wyszeptała. Po tej walce nie było do końca wiadomo kogo cyganka zobaczy ponownie, a z kim będzie musiała się pożegnać na zawsze. Chociaż różni ludzie co do śmierci mają różne podejścia. Dla jednych jest to początek, dla innych nie jest to pożegnanie, ale przejście do swego rodzaju poczekalni gdzie oczekiwało się na najbliższych. Jaki podejście miała romka... raczej nijakie. Życie jest dla żywych, i nie ma w nim miejsca na myślenie o tym co będzie po śmierci. Życie jest za krótkie na to.
- Colette Warp
Re: Spiralne schody
Sro Kwi 29, 2015 11:53 pm
Po tym, co się stało nie zamierzał być tym, jaki będzie zmuszał Esmeraldę do uśmiechów i kłamanych komplementów, właściwie to nawet na swój sposób nie zmuszał jej nawet do rozmowy, wystarczyłoby mu nawet gdyby skinęła głową, albo smukłą, wypielęgnowaną dłonią. Chyba, że przepłoszyłaby swojego błazna i ten uleciałby dalej swoją drogą; póki co jednak zrobił sobie przerwę z męczącej podróży i przysiadł w cieniu rajskich piór, żeby przysłuchać się cichemu, udręczonemu gruchaniu. A mimo to mógł pochwycić w palce dwie iskierki i nawet jeśli chciał obrysować palcem kuszący kontur ust, jakie uśmiechnęły się doń mimo wszystko i podjęły dialog na koślawą zaczepkę.
- Nie, mi też się nie wydaje... jednak czasem każdy potrzebuje zrobić sobie pod kopułą małe przemeblowanie, jeśli dojdzie w życiu do jakiś zmian. - poprawił się wygodniej na zimnym stopniu i sam zawiesił wzrok na kamiennej ścianie naprzeciwko; jakby oboje zmienili kont patrzenia i zerknęli w bok to ujrzeliby mini-przepaść. - Poza tym, nie kryjmy się z tym, że żadne z nas nie przyszło tu świadomie szukając towarzystwa. … Będziesz miała coś przeciwko, jeśli zapalę? Jeśli też chcesz, to zostało mi parę nadprogramowych papierosów.
W końcu skoro oboje w jakiś tragikomiczny sposób utracili swój narkotyk, to najstosowniej byłoby choć na moment zastąpić go innym. Np. smutnym papierosem, smutniejszym kieliszkiem albo najbardziej smutną kreską. Colette Warp namawiający damę do ćpania – to dopiero było dobre.
Zaczął przetrzepywać wewnętrzne kieszenie szaty, odkładając na kolanie ozdobną zapalniczkę, przypominająca nieco te wojskowe na benzynę. Po tym zaczął szukać opakowania z papierosami.
- Mi ciebie również, Esmeraldo. Choć to trochę bolesne, że w takich okolicznościach...
- Nie, mi też się nie wydaje... jednak czasem każdy potrzebuje zrobić sobie pod kopułą małe przemeblowanie, jeśli dojdzie w życiu do jakiś zmian. - poprawił się wygodniej na zimnym stopniu i sam zawiesił wzrok na kamiennej ścianie naprzeciwko; jakby oboje zmienili kont patrzenia i zerknęli w bok to ujrzeliby mini-przepaść. - Poza tym, nie kryjmy się z tym, że żadne z nas nie przyszło tu świadomie szukając towarzystwa. … Będziesz miała coś przeciwko, jeśli zapalę? Jeśli też chcesz, to zostało mi parę nadprogramowych papierosów.
W końcu skoro oboje w jakiś tragikomiczny sposób utracili swój narkotyk, to najstosowniej byłoby choć na moment zastąpić go innym. Np. smutnym papierosem, smutniejszym kieliszkiem albo najbardziej smutną kreską. Colette Warp namawiający damę do ćpania – to dopiero było dobre.
Zaczął przetrzepywać wewnętrzne kieszenie szaty, odkładając na kolanie ozdobną zapalniczkę, przypominająca nieco te wojskowe na benzynę. Po tym zaczął szukać opakowania z papierosami.
- Mi ciebie również, Esmeraldo. Choć to trochę bolesne, że w takich okolicznościach...
- Esmeralda Moore
Re: Spiralne schody
Czw Kwi 30, 2015 12:15 am
Nie było człowieka bez żadnego uzależnienia. Były tylko różne rodzaje narkotyków. Dla jednych były pod postacią prochów, dla innych papieros, a jeszcze dla innych ludzi drugi człowiek. Jedno było pewne, w każdym przypadku odstawienia tego uzależnienia człowiek począł gubić się w swoim świecie który sobie sam stworzył.
Nie musiał jej zmuszać do uśmiechów bo nie było w tym sensu. Cyganka i tak zawsze się uśmiechała, nawet w chwili kiedy jej dusza wyła z bólu, kiedy łzy tak bardzo chciały popłynąć z tych zielonych oczu, ona cały czas dzielnie trzymała tą samą maskę radości.
-Zawsze wydawało mi się, że zmiany to coś czego mi najbardziej trzeba. W chwili kiedy przyszły tak drastycznie... nie jestem tego do końca pewna- Czy to było zakochanie, czy tylko przyjaźń, dlaczego los postawił na twojej drodze kogoś tak bardzo hipnotyzującego. Nie przyznasz się sama przed sobą, że nie tylko ty złapałaś tą muszą w sieć, ale sama dałaś się jej omotać, darowałaś życie w zamian za dowody twojego życia na ziemi. Wila dała się zauroczyć wampirowi. Toż to istna komedia. Ona... ta która powinna była zachwycać, sama się zachwyciła, kimś kto do pięknych wcale nie należał i nie będzie należeć nigdy. Był brudny, obleśny, i okrutny... tak inny od niej, a mimo to widziała w nim jakieś podobieństwo.
Romka wyciągnęła swoją zgrabną rączkę w kierunku zapalniczki i za pomocą kilku ruchów z zapalniczki buchnęła iskra, po czym w zielonych oczach dziewczyny zaczął odbijać się żółtawy płomień. Czuła na swojej twarzy delikatne ciepełko, a światło które wytwarzała zapalniczka odbijała się od jej twarzy sprawiając wrażenie, że skóra dziewczyny ma iście złocisty kolor.
-Hmmm... żaden nałóg nie jest dobry. Kiedy jeden stracimy szukamy innego w nadziei, że coś się zmieni. Niestety zapominamy o tym, że zataczamy wtedy tylko błędne koło- Mruknęła gasząc płomień, przez co na schodach nagle zrobiło się dziwnie ciemno.
-Więc może lepiej zostać wiernym temu jednemu narkotyku i nie szukać niczego nowego- Westchnęła cicho i oparła się plecami o zimną ścianę.
-Nie zwracaj na to gadanie uwagi. Czasami mówię pseudo mądre rzeczy które po przeanalizowaniu stają się tylko górą słów- Esmeralda nie była w nastroju i to było widać. Ten cały jej blask i urok jak by gdzieś zginęły... wróć przecież ich nie było już od dawna. To co widziałeś jakiś czas temu to tylko iluzja wytworzona przez nią, i nie możesz o tym zapominać. Z każdym kolejnym dniem jej dusza umierała, spadała w mrok, ale godne podziwu było to, że nawet wtedy cały czas próbowała być oparciem dla całego świata, i brała na barki krzyż ludzkości.
Nie musiał jej zmuszać do uśmiechów bo nie było w tym sensu. Cyganka i tak zawsze się uśmiechała, nawet w chwili kiedy jej dusza wyła z bólu, kiedy łzy tak bardzo chciały popłynąć z tych zielonych oczu, ona cały czas dzielnie trzymała tą samą maskę radości.
-Zawsze wydawało mi się, że zmiany to coś czego mi najbardziej trzeba. W chwili kiedy przyszły tak drastycznie... nie jestem tego do końca pewna- Czy to było zakochanie, czy tylko przyjaźń, dlaczego los postawił na twojej drodze kogoś tak bardzo hipnotyzującego. Nie przyznasz się sama przed sobą, że nie tylko ty złapałaś tą muszą w sieć, ale sama dałaś się jej omotać, darowałaś życie w zamian za dowody twojego życia na ziemi. Wila dała się zauroczyć wampirowi. Toż to istna komedia. Ona... ta która powinna była zachwycać, sama się zachwyciła, kimś kto do pięknych wcale nie należał i nie będzie należeć nigdy. Był brudny, obleśny, i okrutny... tak inny od niej, a mimo to widziała w nim jakieś podobieństwo.
Romka wyciągnęła swoją zgrabną rączkę w kierunku zapalniczki i za pomocą kilku ruchów z zapalniczki buchnęła iskra, po czym w zielonych oczach dziewczyny zaczął odbijać się żółtawy płomień. Czuła na swojej twarzy delikatne ciepełko, a światło które wytwarzała zapalniczka odbijała się od jej twarzy sprawiając wrażenie, że skóra dziewczyny ma iście złocisty kolor.
-Hmmm... żaden nałóg nie jest dobry. Kiedy jeden stracimy szukamy innego w nadziei, że coś się zmieni. Niestety zapominamy o tym, że zataczamy wtedy tylko błędne koło- Mruknęła gasząc płomień, przez co na schodach nagle zrobiło się dziwnie ciemno.
-Więc może lepiej zostać wiernym temu jednemu narkotyku i nie szukać niczego nowego- Westchnęła cicho i oparła się plecami o zimną ścianę.
-Nie zwracaj na to gadanie uwagi. Czasami mówię pseudo mądre rzeczy które po przeanalizowaniu stają się tylko górą słów- Esmeralda nie była w nastroju i to było widać. Ten cały jej blask i urok jak by gdzieś zginęły... wróć przecież ich nie było już od dawna. To co widziałeś jakiś czas temu to tylko iluzja wytworzona przez nią, i nie możesz o tym zapominać. Z każdym kolejnym dniem jej dusza umierała, spadała w mrok, ale godne podziwu było to, że nawet wtedy cały czas próbowała być oparciem dla całego świata, i brała na barki krzyż ludzkości.
- Colette Warp
Re: Spiralne schody
Czw Kwi 30, 2015 10:35 am
Zmiany zwykle były dobre, a raczej potrzebne; w końcu to one kształtowały światopogląd, ciosały charakter, dawały kilka punktów doświadczenia więcej, pomagały szybciej nabrać dojrzałości i odwagi do wypowiedzenia się po czyjejś ze stron. Oczywiście teraźniejsze zmiany wcale nie były radosne i nie budowały przyjemnych wspomnień, ale pomogły zetrzeć się z okrucieństwem życia – owszem mogły zmusić kogoś do samobójstwa, mogły kazać tańczyć słabszym na granicy szaleństwa albo depresji, ale najsilniejsi, którzy przetrwają; nabiorą kolejnej skorupy, jaka uczyni ich... jeszcze bardziej nieczułymi. Chyba szukanie plusów tego wszystkiego umierało w agonii na tym konkretnym poziomie dogłębnej analizy.
- Wiem, że to, co teraz powiem może zabrzmieć bardzo tandetnie, ale bez złych wspomnień nie potrafilibyśmy docenić tych dobrych. - wymruczał opierając się potylicą o ścianę i spoglądając na połyskującą w palcach cyganki, zapalniczkę. - To taka silna potrzeba świata do zachowania harmonii, choć nie wiem jakie to dobre i szczęśliwe czasy czekają Hogwart, po takich wydarzeniach.
...bo życie nie jest fair – tego już nie powiedział. Nie chciał już dobijać dziewczyny bardziej, już wystarczyło mu, że jego uzdolnienie w sztuce pocieszania albo podnoszenia na duchu było gdzieś pomiędzy 'małe' a 'żadne'.
Dogrzebał się w końcu do opakowania i wysunął z niego jednego papierosa; Esmeralda nie wyraziła chęci, więc nie machał jej nowymi ciągotami przed nosem tylko ciężko podźwignął się na nogi, uprzejmie odbierając z jej palców swoją własność. Dopiero po tym ominął ją bokiem i stanął kilka stopni wyżej przy niewielkim oknie, żeby nie zalewać Puchonki szarawym dymem. Zaciął się dopiero podczas odpalania, kiedy snop iskier na ułamek sekundy przypomniał mu spaloną, wykrzywioną w niemym krzyku twarz jakiejś dziewczyny, jaka pół-naga przez spalone i przylepione do jej skóry ubrania, leżała pod stertą innych ciał, nadal delikatnie sycząc przez nadal buzującą w jej roztopionych wnętrznościach krew. Aż jego ciałem targnął większy dreszcz i zgarbił się mocniej, łapiąc okna i spoglądając na ciemniejący na horyzoncie Zakazany Las. Zwymiotowanie przy damie nie byłoby zbyt dobrym pomysłem. Po chwili przyszła kolejna próba odpalenia papierosa. I znowu to samo. Odetchnął ciężko, odwracając się i opierając plecami o ścianę.
- Można by żyć bez nałogów... ale co to za życie...? - uśmiechnął się doń delikatnie. - Nie... mów dalej Esme, wreszcie mam poczucie, że gadamy naprawdę szczerze. A co jest twoim narkotykiem? - kucnął i obrócił papierosa w palcach. - Nikt nie każe ci ograniczać się tylko do jednego, niezależnie jak ćpunersko zabrzmi to z mojej strony. Starość jest do kitu, nie lepiej jest samemu wybierać sobie jak się umrze? Relatywnie szybko, by nie musieć doczekać chwili, w której trzeba będzie przy najprostszych czynnościach doszukiwać pomocy u innych? Śmierć przez raka płuc albo we śnie przez przedawkowanie, albo przez zatrucie alkoholowe. Umrzeć z miłości albo na wojnie. Albo w obronie ideałów, jakim już dawno temu oddało się całe serce i umysł. To jest coś
- Wiem, że to, co teraz powiem może zabrzmieć bardzo tandetnie, ale bez złych wspomnień nie potrafilibyśmy docenić tych dobrych. - wymruczał opierając się potylicą o ścianę i spoglądając na połyskującą w palcach cyganki, zapalniczkę. - To taka silna potrzeba świata do zachowania harmonii, choć nie wiem jakie to dobre i szczęśliwe czasy czekają Hogwart, po takich wydarzeniach.
...bo życie nie jest fair – tego już nie powiedział. Nie chciał już dobijać dziewczyny bardziej, już wystarczyło mu, że jego uzdolnienie w sztuce pocieszania albo podnoszenia na duchu było gdzieś pomiędzy 'małe' a 'żadne'.
Dogrzebał się w końcu do opakowania i wysunął z niego jednego papierosa; Esmeralda nie wyraziła chęci, więc nie machał jej nowymi ciągotami przed nosem tylko ciężko podźwignął się na nogi, uprzejmie odbierając z jej palców swoją własność. Dopiero po tym ominął ją bokiem i stanął kilka stopni wyżej przy niewielkim oknie, żeby nie zalewać Puchonki szarawym dymem. Zaciął się dopiero podczas odpalania, kiedy snop iskier na ułamek sekundy przypomniał mu spaloną, wykrzywioną w niemym krzyku twarz jakiejś dziewczyny, jaka pół-naga przez spalone i przylepione do jej skóry ubrania, leżała pod stertą innych ciał, nadal delikatnie sycząc przez nadal buzującą w jej roztopionych wnętrznościach krew. Aż jego ciałem targnął większy dreszcz i zgarbił się mocniej, łapiąc okna i spoglądając na ciemniejący na horyzoncie Zakazany Las. Zwymiotowanie przy damie nie byłoby zbyt dobrym pomysłem. Po chwili przyszła kolejna próba odpalenia papierosa. I znowu to samo. Odetchnął ciężko, odwracając się i opierając plecami o ścianę.
- Można by żyć bez nałogów... ale co to za życie...? - uśmiechnął się doń delikatnie. - Nie... mów dalej Esme, wreszcie mam poczucie, że gadamy naprawdę szczerze. A co jest twoim narkotykiem? - kucnął i obrócił papierosa w palcach. - Nikt nie każe ci ograniczać się tylko do jednego, niezależnie jak ćpunersko zabrzmi to z mojej strony. Starość jest do kitu, nie lepiej jest samemu wybierać sobie jak się umrze? Relatywnie szybko, by nie musieć doczekać chwili, w której trzeba będzie przy najprostszych czynnościach doszukiwać pomocy u innych? Śmierć przez raka płuc albo we śnie przez przedawkowanie, albo przez zatrucie alkoholowe. Umrzeć z miłości albo na wojnie. Albo w obronie ideałów, jakim już dawno temu oddało się całe serce i umysł. To jest coś
- Esmeralda Moore
Re: Spiralne schody
Pon Maj 04, 2015 9:12 pm
Dziewczyna lustrowała ciebie swoimi zielonymi oczami. Musisz wiedzieć jedno, przed jej spojrzeniem nigdy nic nie ucieknie. Osoba która nauczyła się patrzeć będzie to robić już do końca. A może w tej chwili to była tylko taka zagrywka aby nie musieć odpowiadać na twoje pytania.
-Coś ciebie dręczy Colette, coś strasznego...- Wyszeptała i uklękła naprzeciwko ciebie. Wpatrywała się teraz w twoje oczy. Zupełnie tak jak by miała nadzieję, że wyczyta z nich wszystko to czego ty jak na razie nie chcesz powiedzieć.
-Mogę ciebie wysłuchać... samemu nie dobrze jest się bić z problemami- Ona wysłucha, a kto wysłucha jej. No tak, przecież najpierw komuś musiało by przyjść do głowy, że Esmeralda, ten piękny kryształ też jest człowiekiem, że potrzebuje zrozumienia, oparcia, odrobiny ciepła. Niestety za długo już na to czekała i już dawno straciła nadzieję, że coś się odmieni. Tak tez pogodziła się ze swoim losem, i postanowiła oddać siebie w stu procentach innym. Będzie robić to tak długo aż się nie wypali do końca. Bo najwyraźniej takie było jej przeznaczenie... chociaż nadal nie potrafiła rozszyfrować planów życia co do jej osoby.
-Starość... tak nie jest fajna, ale w sumie zawsze można żyć wiecznie prawda- Wyszeptała i popatrzyła tutaj gdzieś w bok. I ona doskonale wiedziała jak mogła by to osiągnąć. Mieliście kiedyś takie uczucie, że kochaliście za bardzo życie aby je utracić, ale jednocześnie tak bardzo je znienawidziliście, że chcieliście zrobić mu psikusa i pokazać, że nie jest tak wszechmocne jak mu się wydawało. Cyganka właśnie w tej chwili balansowała gdzieś pomiędzy blaskiem a mrokiem. Z jednej strony przecież nie miała tutaj nic co by ją trzymało na tej ziemi, ale z drugiej strony... jakiś cichy głosik w jej głowie coś jej szeptał, chociaż ona sama na chwilę obecną nie była w stanie rozszyfrować zlepek słów które napływały do jej głowy.
-Coś ciebie dręczy Colette, coś strasznego...- Wyszeptała i uklękła naprzeciwko ciebie. Wpatrywała się teraz w twoje oczy. Zupełnie tak jak by miała nadzieję, że wyczyta z nich wszystko to czego ty jak na razie nie chcesz powiedzieć.
-Mogę ciebie wysłuchać... samemu nie dobrze jest się bić z problemami- Ona wysłucha, a kto wysłucha jej. No tak, przecież najpierw komuś musiało by przyjść do głowy, że Esmeralda, ten piękny kryształ też jest człowiekiem, że potrzebuje zrozumienia, oparcia, odrobiny ciepła. Niestety za długo już na to czekała i już dawno straciła nadzieję, że coś się odmieni. Tak tez pogodziła się ze swoim losem, i postanowiła oddać siebie w stu procentach innym. Będzie robić to tak długo aż się nie wypali do końca. Bo najwyraźniej takie było jej przeznaczenie... chociaż nadal nie potrafiła rozszyfrować planów życia co do jej osoby.
-Starość... tak nie jest fajna, ale w sumie zawsze można żyć wiecznie prawda- Wyszeptała i popatrzyła tutaj gdzieś w bok. I ona doskonale wiedziała jak mogła by to osiągnąć. Mieliście kiedyś takie uczucie, że kochaliście za bardzo życie aby je utracić, ale jednocześnie tak bardzo je znienawidziliście, że chcieliście zrobić mu psikusa i pokazać, że nie jest tak wszechmocne jak mu się wydawało. Cyganka właśnie w tej chwili balansowała gdzieś pomiędzy blaskiem a mrokiem. Z jednej strony przecież nie miała tutaj nic co by ją trzymało na tej ziemi, ale z drugiej strony... jakiś cichy głosik w jej głowie coś jej szeptał, chociaż ona sama na chwilę obecną nie była w stanie rozszyfrować zlepek słów które napływały do jej głowy.
- Colette Warp
Re: Spiralne schody
Wto Maj 05, 2015 10:15 am
Kucał na schodkach zadziwiająco stabilnie, choć w każdej chwili był przygotowany na to, by zamiast spadać ciężko na bezbronną niewiastę, chwycić się mocno kamiennej barierki obok. Coś go dręczy... tak chyba coś go dręczy, skoro nie może odpalić pieprzonej zapalniczki.
- Taaak... Po prostu bardzo niemęsko z mojej strony jest przyznać się, że dotknęło mnie to wszystko chyba bardziej niż ciebie. Albo ty po prostu lepiej sobie tym radzisz. - puścił do jej psotne oczko i kąciki ust zadrżały mu w uśmiechu. Ciekawiło go tylko czy całe to szczere podsumowanie odnosiło się do tego, że Esmeralda widziała już w życiu za dużo, aby przejmować się niedotycząca ją jatką obok szkoły, czy może infantylnie nie pozwoliła się zbliżyć do siebie tym informacjom. Albo odpowiedź kryła się pod tym, Colette ty mały idioto, że nie każdy jest taki jak ty i przeżywa tragedie na różne sposoby.
- Nie wiem, czy chce ci to mówić. To nie wnosi nic do sprawy i wcale nie jest smaczną opowieścią. - obrócił zapalniczkę w palcach i na nowo skrzyżował spojrzenie z jej soczystymi, zielonymi oczami. Jego własne były teraz jak dwukolorowe, mętne lustra, nic w nich nie było poza odbiciem samej rozmówczyni. - Ale mogę ci opowiedzieć coś innego: Spotkałem w Skrzydle Szpitalnym pewnego Gryfona, który przeżył niesamowitą przygodę w Zakazanym Lesie. Ponoć poszedł tam z grupką innych uczniów w poszukiwaniu monstrum, które od kilku tygodni porywało czarodziejów. I wiesz co znaleźli? Na polance, otoczoną zapachem jagód chatkę żywcem z Jasia i Małgosi; z tym, że nie zrobionej ze słodyczy. Ale w niej też mieszkała czarownica, albo coś, co wyglądało jak ona, wiedźma-ludożerka. Łapała uczniów i pożerała ich. Trzymała tam tego gryfona i jego przyjaciół dobrą dobę, ale udało im się ją pokonać i cało wrócić do szkoły. - szczegółów nie znał, ale starał się ubrać w ładne słowa wszystkie informacje, jakie przekazał mu Ciril. - Mamy jeden problem z głowy. To wszystko jednak nie była wina Akromantul, a tej wariatki.
Wariatki, albo potworzycy. Ciekawe tylko czy byłą bestią czy może człowiekiem. Kiedyś...
- Życie wieczne nie zawsze jest darem, czasem jest przekleństwem, nikt z nas nie jest na to gotowy... trzeba by chyba urodzić się wampirem, a nie nim zostać, by umysłem po setkach lat nie doprowadzić się do skraju amoku. Albo hodować jednorożce i cyklicznie spuszczać z nich krew. Odpalisz? - zagaił, wsuwając jej zapalniczkę w smukłe palce. - Jak ty to robisz, to jest jakoś łatwiej...
Wsunął sobie papierosa do ust i czekał w skupieniu
- Taaak... Po prostu bardzo niemęsko z mojej strony jest przyznać się, że dotknęło mnie to wszystko chyba bardziej niż ciebie. Albo ty po prostu lepiej sobie tym radzisz. - puścił do jej psotne oczko i kąciki ust zadrżały mu w uśmiechu. Ciekawiło go tylko czy całe to szczere podsumowanie odnosiło się do tego, że Esmeralda widziała już w życiu za dużo, aby przejmować się niedotycząca ją jatką obok szkoły, czy może infantylnie nie pozwoliła się zbliżyć do siebie tym informacjom. Albo odpowiedź kryła się pod tym, Colette ty mały idioto, że nie każdy jest taki jak ty i przeżywa tragedie na różne sposoby.
- Nie wiem, czy chce ci to mówić. To nie wnosi nic do sprawy i wcale nie jest smaczną opowieścią. - obrócił zapalniczkę w palcach i na nowo skrzyżował spojrzenie z jej soczystymi, zielonymi oczami. Jego własne były teraz jak dwukolorowe, mętne lustra, nic w nich nie było poza odbiciem samej rozmówczyni. - Ale mogę ci opowiedzieć coś innego: Spotkałem w Skrzydle Szpitalnym pewnego Gryfona, który przeżył niesamowitą przygodę w Zakazanym Lesie. Ponoć poszedł tam z grupką innych uczniów w poszukiwaniu monstrum, które od kilku tygodni porywało czarodziejów. I wiesz co znaleźli? Na polance, otoczoną zapachem jagód chatkę żywcem z Jasia i Małgosi; z tym, że nie zrobionej ze słodyczy. Ale w niej też mieszkała czarownica, albo coś, co wyglądało jak ona, wiedźma-ludożerka. Łapała uczniów i pożerała ich. Trzymała tam tego gryfona i jego przyjaciół dobrą dobę, ale udało im się ją pokonać i cało wrócić do szkoły. - szczegółów nie znał, ale starał się ubrać w ładne słowa wszystkie informacje, jakie przekazał mu Ciril. - Mamy jeden problem z głowy. To wszystko jednak nie była wina Akromantul, a tej wariatki.
Wariatki, albo potworzycy. Ciekawe tylko czy byłą bestią czy może człowiekiem. Kiedyś...
- Życie wieczne nie zawsze jest darem, czasem jest przekleństwem, nikt z nas nie jest na to gotowy... trzeba by chyba urodzić się wampirem, a nie nim zostać, by umysłem po setkach lat nie doprowadzić się do skraju amoku. Albo hodować jednorożce i cyklicznie spuszczać z nich krew. Odpalisz? - zagaił, wsuwając jej zapalniczkę w smukłe palce. - Jak ty to robisz, to jest jakoś łatwiej...
Wsunął sobie papierosa do ust i czekał w skupieniu
- Esmeralda Moore
Re: Spiralne schody
Sro Maj 06, 2015 12:43 am
Cyganka miała tylko siedemnaście lat, była młodą dziewczyną przed którą świat stał otworem, czy taka istota jak ona mogła widzieć w życiu wiele. Naturalnie była bogatsza o doświadczenia których ty najpewniej nie poznasz, ale śmierci nigdy nie poznała tak blisko. Życie tego jej oszczędziło.
-A cóż to... fakt, że jesteś mężczyzną przestaje czynić ciebie człowiekiem- Mruknęła i zmarszczyła śmiesznie nosek, zupełnie tak jak małe dziecko które nie chciało wypić ciepłego mleczka przed snem.
-Nie ważne czy będziesz kobietą, mężczyzną, czy dzieckiem, nadal jesteś człowiekiem, a to oznacza, że zamieszkują w tobie jak najbardziej ludzkie uczucia. Zmartwienie, czy przerażenie to jak najnormalniejsze uczucie, i ludzie nie powinni byli się go raczej wstydzić- Uśmiechnęła się do ciebie delikatnie i przełożyła sobie swoje czarne włosy przez ramię. Pozłacane bransoletki na jej nadgarstkach zadzwoniły cicho. Wyobrażasz sobie taką chwilę, że kiedyś mogłyby już nie wydawać żadnych dźwięków. Stały by się po prostu nieme? Czy ta chwila nie była by naprawdę straszna. Ta muzyka która żyła w dziewczynie cały czas, która sprawiała, że człowiek potrafił się uśmiechnąć chociaż odrobinę, w pewnym momencie mogła by ucichnąć. A na jej miejsce przyszła by pustka i cisza, jaką dziewczyna najpewniej zostawiła by po sobie. Może wtedy dopiero ktoś by ją docenił... Tak czy inaczej jest, była, i będzie zawsze tylko cyganką, która włóczy się po ulicy. Będzie włóczęgą i nic tego nie zmieni.
-W lesie kryje się wiele stworzeń- Cyganka pozwoliła chłopakowi zmienić temat, nie miała najmniejszego zamiaru na siłę go zmuszać do zwierzeń. Zrobi to kiedy sam uzna, że tego potrzebuje, a ona po prostu go wysłucha, przytuli, i otoczy swoimi skrzydłami pozwalając mu na chwile odpocząć.
-W końcu zakazany las ciągnie się całkiem ładny kawał od szkoły. Ta wiedźma mogła przyjść z różnych miejsc- Cyganka z tego co się orientowała, to koniec zakazanego lasu był chyba gdzieś w wiosce, ale nie była tego pewna. Tak czy inaczej, chyba ci którzy tam się zapuścili i ledwo uszli z życiem dowiedzieli się dlaczego czasami warto brać pod uwagę zakazy dyrektora.
-Chwilami nie trzeba wcale stać się wampirem aby pozwolić amokowi wparować do twojego umysłu, pozwolić ciemności zawładnąć twoją duszą, oddać wszystko to co się posiada, aby na chwilę się zatracić, bo tylko w tym może być prawdziwa wolność- Wyszeptała i chwyciła zapalniczkę. Po czym szybkim ruchem otworzyła ją, iskry buchnęły, i już po chwilce koniec papierosa chłopaka tlił się lekko.
-A cóż to... fakt, że jesteś mężczyzną przestaje czynić ciebie człowiekiem- Mruknęła i zmarszczyła śmiesznie nosek, zupełnie tak jak małe dziecko które nie chciało wypić ciepłego mleczka przed snem.
-Nie ważne czy będziesz kobietą, mężczyzną, czy dzieckiem, nadal jesteś człowiekiem, a to oznacza, że zamieszkują w tobie jak najbardziej ludzkie uczucia. Zmartwienie, czy przerażenie to jak najnormalniejsze uczucie, i ludzie nie powinni byli się go raczej wstydzić- Uśmiechnęła się do ciebie delikatnie i przełożyła sobie swoje czarne włosy przez ramię. Pozłacane bransoletki na jej nadgarstkach zadzwoniły cicho. Wyobrażasz sobie taką chwilę, że kiedyś mogłyby już nie wydawać żadnych dźwięków. Stały by się po prostu nieme? Czy ta chwila nie była by naprawdę straszna. Ta muzyka która żyła w dziewczynie cały czas, która sprawiała, że człowiek potrafił się uśmiechnąć chociaż odrobinę, w pewnym momencie mogła by ucichnąć. A na jej miejsce przyszła by pustka i cisza, jaką dziewczyna najpewniej zostawiła by po sobie. Może wtedy dopiero ktoś by ją docenił... Tak czy inaczej jest, była, i będzie zawsze tylko cyganką, która włóczy się po ulicy. Będzie włóczęgą i nic tego nie zmieni.
-W lesie kryje się wiele stworzeń- Cyganka pozwoliła chłopakowi zmienić temat, nie miała najmniejszego zamiaru na siłę go zmuszać do zwierzeń. Zrobi to kiedy sam uzna, że tego potrzebuje, a ona po prostu go wysłucha, przytuli, i otoczy swoimi skrzydłami pozwalając mu na chwile odpocząć.
-W końcu zakazany las ciągnie się całkiem ładny kawał od szkoły. Ta wiedźma mogła przyjść z różnych miejsc- Cyganka z tego co się orientowała, to koniec zakazanego lasu był chyba gdzieś w wiosce, ale nie była tego pewna. Tak czy inaczej, chyba ci którzy tam się zapuścili i ledwo uszli z życiem dowiedzieli się dlaczego czasami warto brać pod uwagę zakazy dyrektora.
-Chwilami nie trzeba wcale stać się wampirem aby pozwolić amokowi wparować do twojego umysłu, pozwolić ciemności zawładnąć twoją duszą, oddać wszystko to co się posiada, aby na chwilę się zatracić, bo tylko w tym może być prawdziwa wolność- Wyszeptała i chwyciła zapalniczkę. Po czym szybkim ruchem otworzyła ją, iskry buchnęły, i już po chwilce koniec papierosa chłopaka tlił się lekko.
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|