- Julie Blishwick
Re: Balkon widokowy
Czw Paź 27, 2016 9:45 pm
Pocałunek był jak obietnica złożona na ustach, więc czym było ich muśnięcie? Po co bawić się ludzkimi uczuciami, kiedy z własnymi nie podejmujesz zabawy? Nie żonglujesz wysoko, a to miłością, a to nadzieją, nienawiścią lub radością. Przyglądasz się ludziom i igrasz z tym, co myślą. Przyjemnie patrzeć, jak inni się gubią w natłoku bodźców, a ty wszystko masz poukładane w głowie i obojętnie spoglądasz na zamieszanie. Ten chaos ciebie nie dotyczy. Stoisz z boku, ale co kiedy wpadniesz w sam środek. Zawirujesz bezwładnie, czy na powrót spróbujesz się wydostać? Nie zdołasz, bo tak naprawdę i ciebie trapią te natrętne myśli. Nie dasz po sobie tego poznać. Nie zwiniesz się w kłębek, jak bezbronna dziewczynka tuż obok. Ona ma tylko piętnaście lat. Nic nie zrozumie, chociaż jest w głębi bardzo poważna i dojrzała, to niczego o tym świecie nie wie. Nauczysz ją, jak nie spaść w przepaść? Nie dasz rady, bo już tam jesteś, a ona potrzebuje przewodnika. Chociaż zatraciłaby się w dzikim wirze tańca tej jednej nocy. To przepadnie. Nie da sobie rady. Zbyt krucha była jej porcelanowa buzia, aby bez żadnego stłuczenia przejść przez te zawirowania. Nikt nie chwyciłby ją przed upadkiem w przepaść i nikt nie obroniłby jej przed rozbiciem się na kawałki. Lepiej jej zostać w zgrabnie uwitym kokonie. Lecz tak nie da się żyć. Bez ludzi.
Człowiek to istota społeczna - głosiły podręczniki. Fiksował, gdy nie miał kontaktu z drugim człowiekiem. Musiał z kimś rozmawiać, inaczej był w stanie zapomnieć, jak należy składać usta do słów. Potrafił zatracić wartości, jakie niesie życie w społeczeństwie. Niekoniecznie cywilizowanym. Te najbardziej prymitywne ludy miały swoje zasady. Odludek może je zatracić. Zapomni o tym w głodzie, że człowiek nie jest zwierzyną. Nie będzie rozumiał, czego wypada, a jak należy jeść udko kurczaka za pomocą sztućców. Nie wolno sobie od tak łowić ryb w zbiornikach wodnych - na wszystko trzeba mieć pozwolenia. Zostanie zasypany zasadami i regułami prawa. Człowiek w społeczeństwie fiksuje, bo to społeczeństwo kreuje wariatów grzecznie czekających po wydanie papierka. Za chwilę uczniowie Hogwartu wylądują na egzaminach i posłusznie będą odpowiadać według klucza narzuconego przez edukację. Może jednak uczeń wie lepiej, czy wojna z goblinami była słuszna, czy też nie? Zresztą po co uczyć się takich głupot. I tak ci się do niczego nie przydadzą, gdy zgubisz różdżkę na odludziu i nie wskrzesisz ognia, anie nie znajdziesz wody zdatnej do picia. Umrzesz bez swojego społeczeństwa, bo jak kaftan wariata oplecie cię ciasno i bez niego nie poradzisz sobie w świecie.
Wsunęła rękę w swój zgrabny kokon, ciasny jak ten kaftan, i dotknęła suchych ust, które piekły od dotyku innych ust. Nowa sytuacja w życiu ją przerażała. Nie umiała się zachować, więc może należy ją zamknąć z dala od innych? Zrobi sobie krzywdę... i innym również. W strachu.
Podniosła głowę. Głęboki wdech miał dodać jej otuchy, ale tylko odebrał słowa, jakie chciała wypowiedzieć.
- Uczuć. Chciałabym je wyłączyć - odpowiedziała powoli. Chciała ubrać w zgrabne ciuszki, to co krążyło po jej głowie. Jeszcze nie do końca uformowane, ale już nabierało kształtów. - Nie wiem... - zaczęła. Wdech. - Co czuję...
Urwaną myśl porwał wiatr i gdzieś przepadła. Podniosła wzrok na niego, chociaż miała tego nie robić. Nie powinna. Jednak zakazy są po to, aby je łamać.
- Kim jesteś? - wyszeptała. - Co ze mną robisz?
Oblizała suche usta i czekała na odpowiedź.
Gdzie ta bajka, którą obiecało życie?[/b][/b]
Człowiek to istota społeczna - głosiły podręczniki. Fiksował, gdy nie miał kontaktu z drugim człowiekiem. Musiał z kimś rozmawiać, inaczej był w stanie zapomnieć, jak należy składać usta do słów. Potrafił zatracić wartości, jakie niesie życie w społeczeństwie. Niekoniecznie cywilizowanym. Te najbardziej prymitywne ludy miały swoje zasady. Odludek może je zatracić. Zapomni o tym w głodzie, że człowiek nie jest zwierzyną. Nie będzie rozumiał, czego wypada, a jak należy jeść udko kurczaka za pomocą sztućców. Nie wolno sobie od tak łowić ryb w zbiornikach wodnych - na wszystko trzeba mieć pozwolenia. Zostanie zasypany zasadami i regułami prawa. Człowiek w społeczeństwie fiksuje, bo to społeczeństwo kreuje wariatów grzecznie czekających po wydanie papierka. Za chwilę uczniowie Hogwartu wylądują na egzaminach i posłusznie będą odpowiadać według klucza narzuconego przez edukację. Może jednak uczeń wie lepiej, czy wojna z goblinami była słuszna, czy też nie? Zresztą po co uczyć się takich głupot. I tak ci się do niczego nie przydadzą, gdy zgubisz różdżkę na odludziu i nie wskrzesisz ognia, anie nie znajdziesz wody zdatnej do picia. Umrzesz bez swojego społeczeństwa, bo jak kaftan wariata oplecie cię ciasno i bez niego nie poradzisz sobie w świecie.
Wsunęła rękę w swój zgrabny kokon, ciasny jak ten kaftan, i dotknęła suchych ust, które piekły od dotyku innych ust. Nowa sytuacja w życiu ją przerażała. Nie umiała się zachować, więc może należy ją zamknąć z dala od innych? Zrobi sobie krzywdę... i innym również. W strachu.
Podniosła głowę. Głęboki wdech miał dodać jej otuchy, ale tylko odebrał słowa, jakie chciała wypowiedzieć.
- Uczuć. Chciałabym je wyłączyć - odpowiedziała powoli. Chciała ubrać w zgrabne ciuszki, to co krążyło po jej głowie. Jeszcze nie do końca uformowane, ale już nabierało kształtów. - Nie wiem... - zaczęła. Wdech. - Co czuję...
Urwaną myśl porwał wiatr i gdzieś przepadła. Podniosła wzrok na niego, chociaż miała tego nie robić. Nie powinna. Jednak zakazy są po to, aby je łamać.
- Kim jesteś? - wyszeptała. - Co ze mną robisz?
Oblizała suche usta i czekała na odpowiedź.
Gdzie ta bajka, którą obiecało życie?[/b][/b]
- Sahir Nailah
Re: Balkon widokowy
Czw Paź 27, 2016 10:34 pm
Właśnie, bo to tylko tak zajebiście brzmiało - ten brak uczuć - i chociaż teraz naprawdę ich nie było, całkowicie się wyłączył od szoku, który przeżył, to wcale nie było tak, że nie odczuwał. O zgrozo! O paradoksie! Przecież całą tragedią jego życia było to, że odczuwał zbyt wiele - i zbyt intensywnie. Przynajmniej tak było kiedyś, może te... trzy lata temu. Może jeszcze w zeszłym roku, kiedy wiosna wydawała się być naprawdę piękna, naprawdę kwitnącą, bo budziła życie namacalne tuż przed naszymi oczami, niosąc ze sobą piękno zapachów i bogactwo wszystkich smaków, jakim byliśmy obdarowywani - pamiętasz wiosnę trzy lata temu? Pośrodku wszystkich tragedii i krwi przelewającej się przez nasze dłonie - naszej własnej krwi - my, zieleń trawy i cisza, w której słychać było szum wiatru, w który wsłuchiwałaś się i dziś - a mimo to wtedy był o wiele cieplejszy - wtedy przynosił ukojenie, którego odmawiał dnia dzisiejszego i jakoś wszystko było mimo wszystko łatwiejsze - w tej naiwności, którą wciąż się posiadało. Trzy lata temu. Trójka była magiczną liczbą, bardzo istotną w Numerologii, z której zresztą odbył się jeszcze dzisiaj egzamin - brałaś w nim udział, Piękna? Tak i religii liczba trzy miała bardzo strategiczne znaczenie - i zawsze symbolizowała coś dobrego.
Skoro trzy lata temu działy się dobre rzeczy, chociaż przez chwilę, chociaż przez jeden moment, to może dzisiejszej nocy też była szansa, żeby zdarzyło się coś, co przywoła uśmiech na twoje spierzchnięte wargi?
Nawet jeśli stąpający po Dnie Syn Śmierci nie był w stanie nauczyć Śnieżki, jak spadać, zawsze mógł ją złapać, oczekując na nią na dole.
Lepiej tu nie spadaj.
Przecież chciałaś odlecieć daleko stąd, pamiętasz jeszcze, jak mi o tym mówiłaś?
Przebieranie nóg, zaciskanie dłoni, rumieniec na policzkach, mocniejszy oddech, ciepło, które zaczęło bić jej ciała, oblizanie ust - wszystkie ruchy potrzebne do tego, by zachęcić mężczyznę, by znów sięgnąć po zakazany owoc - słowa mówiły nie, ale wielkie oczy i ciało mówiły: tak. Ona nie chciała być odtrącona. Ona sama nie wiedziała, czego chce - ha! - niby wiedziała... wyłączenia uczuć. Och, czyżby?
Sahir powoli się uniósł - tak, by jej wzrok nie zsunął się z niego ani na sekundę, by nawet przez moment nie pomyślała o ponownym chowaniu się - ciągle utrzymywał z nią kontakt wzrokowy, kiedy klęknął tuż przed nią - i kiedy pochylił się nad nią, odbierając jej całą przestrzeń, jaką jej zaoferował jeszcze przed chwilą - oparł się jednym przedramieniem o ścianę za jej plecami, podczas gdy drugą sięgnął do jej twarzy i przysłonił jej oczy.
Pochylił się jeszcze bardziej.
- Jesteś pewna? - Mrukliwy głos zabrzmiał prosto do jej ucha. - Przestać odczuwać radość, ciepło, pełen napięcia niepokój, podniecenie..? - Odsunął się tylko po to, by nachylić się do jej drugiego ucha. - Jak się ma miękkie serce nie można mieć szklanej dupy, Kochanie. - Zjechał dłonią z jej twarzy, odsłaniając jej widok na rzeczywistość. - Skoro tak przeraża cię każde bardziej proste, pozytywne uczucie, jak chcesz uciekać z domu? - Dłoń zasłaniająca jej oczy wcześniej przejechała po policzku w dół, muskając skórę na jej szyi... ale tam się zatrzymała i oderwała od jej ciała, tak jak i Nailah się odsunął, by znów móc nawiązać z nią kontakt wzrokowy. Wciąż nad nią uwieszony. - Sama sobie tego życzyłaś, Księżniczko. Jestem Diabłem, który zabiera twoje serce.
Śnieżka marząca o Rycerzu na białym rumaku dostała demona, którego jej Biały Książę pewnego dnia zakołkuje i spali w słońcu.
Przynajmniej tak brzmiały te wszystkie dobre bajki.
Skoro trzy lata temu działy się dobre rzeczy, chociaż przez chwilę, chociaż przez jeden moment, to może dzisiejszej nocy też była szansa, żeby zdarzyło się coś, co przywoła uśmiech na twoje spierzchnięte wargi?
Nawet jeśli stąpający po Dnie Syn Śmierci nie był w stanie nauczyć Śnieżki, jak spadać, zawsze mógł ją złapać, oczekując na nią na dole.
Lepiej tu nie spadaj.
Przecież chciałaś odlecieć daleko stąd, pamiętasz jeszcze, jak mi o tym mówiłaś?
Przebieranie nóg, zaciskanie dłoni, rumieniec na policzkach, mocniejszy oddech, ciepło, które zaczęło bić jej ciała, oblizanie ust - wszystkie ruchy potrzebne do tego, by zachęcić mężczyznę, by znów sięgnąć po zakazany owoc - słowa mówiły nie, ale wielkie oczy i ciało mówiły: tak. Ona nie chciała być odtrącona. Ona sama nie wiedziała, czego chce - ha! - niby wiedziała... wyłączenia uczuć. Och, czyżby?
Sahir powoli się uniósł - tak, by jej wzrok nie zsunął się z niego ani na sekundę, by nawet przez moment nie pomyślała o ponownym chowaniu się - ciągle utrzymywał z nią kontakt wzrokowy, kiedy klęknął tuż przed nią - i kiedy pochylił się nad nią, odbierając jej całą przestrzeń, jaką jej zaoferował jeszcze przed chwilą - oparł się jednym przedramieniem o ścianę za jej plecami, podczas gdy drugą sięgnął do jej twarzy i przysłonił jej oczy.
Pochylił się jeszcze bardziej.
- Jesteś pewna? - Mrukliwy głos zabrzmiał prosto do jej ucha. - Przestać odczuwać radość, ciepło, pełen napięcia niepokój, podniecenie..? - Odsunął się tylko po to, by nachylić się do jej drugiego ucha. - Jak się ma miękkie serce nie można mieć szklanej dupy, Kochanie. - Zjechał dłonią z jej twarzy, odsłaniając jej widok na rzeczywistość. - Skoro tak przeraża cię każde bardziej proste, pozytywne uczucie, jak chcesz uciekać z domu? - Dłoń zasłaniająca jej oczy wcześniej przejechała po policzku w dół, muskając skórę na jej szyi... ale tam się zatrzymała i oderwała od jej ciała, tak jak i Nailah się odsunął, by znów móc nawiązać z nią kontakt wzrokowy. Wciąż nad nią uwieszony. - Sama sobie tego życzyłaś, Księżniczko. Jestem Diabłem, który zabiera twoje serce.
Śnieżka marząca o Rycerzu na białym rumaku dostała demona, którego jej Biały Książę pewnego dnia zakołkuje i spali w słońcu.
Przynajmniej tak brzmiały te wszystkie dobre bajki.
- Julie Blishwick
Re: Balkon widokowy
Pią Paź 28, 2016 9:23 pm
Destrukcja. To słowo idealnie opisywało stan dziewczyny. Przyczyniał się do niej z chwili na chwilę, zamierzenie. Ona nie była w stanie się bronić, więc rozpadała się na kawałki, jak lustro rzucone na podłogę. Mur, który zgrabnie sobie budowała i miał ją chronić od koszmarów, w rzeczywistości był zbyt niski i kruchy, aby powstrzymać potwora. Wdarł się do bajkowego świata, wyśnionego i postanowił nauczyć dziewczynkę życia. Po czym będzie trzeba wszystkie fragmenty układanki ułożyć na nowo, lecz stworzą nowy obrazek. To będzie nie odwracalne. Zniszczenie zawsze pozostawia po sobie ślad. Jesteś tego świadom? Nie wiadomo, co zastaniesz następnym razem. Lecz nasze spotkania są pełni niespodzianek. Raz do przodu, raz w prawo, raz do tyłu i w lewo - jak w dziwacznym walcu zmiennych uczuć i nastroi. Zagadki rodziły kolejne pytania i tak w kółko, wciąż na niepewnym gruncie, bo w końcu wszystko rozsypie się w drobny mak. Żaden Książę Julie nie pomoże, bo oni nie istnieją. A czy ktoś pomoże tobie?
Skoro uczucia są tak intensywne, to tym lepiej jest się ich pozbyć. Julie usiłowała, a nie potrafiła. I nigdy tego nie dokona, chociaż była wyjątkowo chłodniejsza niż zazwyczaj. Jednak nie potrafiła zdusić w sobie ognia, który narastał od iskierki po coraz większy płomień. Stopniowo, stopniowo. Coraz trudniej było kontrolować własne ciało, język... Szumiało w uszach, a oczy były zamglone, jakby widziały więcej niż tylko twarz zawieszoną tuż przed nimi. Większą uwagę poświęcały poruszającym się ustom, niż ciemnym źrenicom.
Siedziała sztywna, lecz niewiele brakowało, aby zmiękła. Trwała nieruchomo, nieco cofając twarz, lecz bardziej niż nie mogła. Czuła się jak w więzieniu. W najbardziej rozkosznym więzieniu, gdzie nawet zimna ściana za plecami zdawała się ogrzewać rozpalone ciało. Jeszcze chwila, a jej ciało będzie parować. Źrenice, chociaż było już ciemno, jeszcze bardziej się rozszerzyły. Już prawie nie było ich widać spod przymkniętych powiek. Rumieniec się nasilił, gdy poczuła jak jego oddech pieści jej skórę. Przeszedł ją dreszcz po całym ciele - okrutnie rozkoszny, unieruchamiał, chociaż nogi już rwały się do ucieczki. Nieświadomie przekrzywiła głowę i wystawiła ucho schowane za długimi włosami. Jeszcze więcej chce poczuć... Czy już uciec?
- Pozytywne uczucie? Nie wiem czy tak bym je nazwała - mówiła z trudem, wyraźnie mając problemy z oddychaniem. Suchość w ustach również nie pomagała wypowiadać te słowa. - To takie dziwne... w jednej chwili chce skoczyć, a w drugiej paraliżuje mnie strach. Dlaczego tak szybko bije mi serce i czuję ogień na przemian z mrozem? Dlaczego chcę uciekać i jednocześnie zostać...? - Dyszała, bowiem zapomniała oddychać w dzikim szale ubrania swoich uczuć w słowa. Nie chciała tego mówić, lecz lepsze to niż jeszcze większa bomba emocji, która mogła ją zaskoczyć. O ile to możliwe, wcisnęła się w ścianę jeszcze bardziej.
Raz, dwa, trzy i znikasz ty.
- Zmiażdżysz je? - wyszeptała wprost w jego usta.
Uczucia uzależniają. Jak adrenalina. Nie można ich wyłączyć. W końcu każdy uwielbia narażać się i niszczyć kawałeczek po kawałeczku. Tak, z tej historii nie wyniknie nic dobrego.
Życzenie mam: czuć więcej.
Badadum - wybija serce, jakby nieco żywsze niż zwykle, lecz jego właścicielka wciąż nie wie, czy już umarła - zawieszona w czasie i w tym miejscu. Chwila mogłaby trwać wiecznie, gdy szybko tętniła krew w żyłach. Tak samo dzieje się, gdy uderza do głowy adrenalina. Stajesz się odważniejsza niż zwykle, dzieciątko. Och, wciąż jest dzieckiem. Chociaż już nie raczkuje, to stawia pierwsze kroki w dojrzałości. To całkowite szaleństwo, wiesz o tym. To zakazany kęs czerwonego jabłka, które sprowadzi na ciebie sen. Niby dalej Śnieżka, niby Małgorzata. Tyle imion, ile twarzy potrafisz mieć... Ugryź i zatrać się, bowiem trucizna dopiero na koniec zadziała. Wcześniej można zaszaleć. Nie będzie żadnych wyrzutów sumienia, gdy potem zaśniesz. A to tylko kawałek jabłka, który utknął ci w gardle. Głupia, bo trzeba porządnie gryźć. Raz za razem. Rozdrabniać większe na mniejsze.
Lustereczko, powiedz przecie... Jak to się zakończy? Na pewno źle. Ale weź jeszcze kęs.
Jednak robi nieznaczny gest i zamiast wyrwać się z kleszczy, znacznie zbliża się do jego ust. Aby czuć więcej i z ogółu dobrać się do szczegółu.
Pragnienie mam: brać - dostawać więcej.
Oddać serce.
Skoro uczucia są tak intensywne, to tym lepiej jest się ich pozbyć. Julie usiłowała, a nie potrafiła. I nigdy tego nie dokona, chociaż była wyjątkowo chłodniejsza niż zazwyczaj. Jednak nie potrafiła zdusić w sobie ognia, który narastał od iskierki po coraz większy płomień. Stopniowo, stopniowo. Coraz trudniej było kontrolować własne ciało, język... Szumiało w uszach, a oczy były zamglone, jakby widziały więcej niż tylko twarz zawieszoną tuż przed nimi. Większą uwagę poświęcały poruszającym się ustom, niż ciemnym źrenicom.
Siedziała sztywna, lecz niewiele brakowało, aby zmiękła. Trwała nieruchomo, nieco cofając twarz, lecz bardziej niż nie mogła. Czuła się jak w więzieniu. W najbardziej rozkosznym więzieniu, gdzie nawet zimna ściana za plecami zdawała się ogrzewać rozpalone ciało. Jeszcze chwila, a jej ciało będzie parować. Źrenice, chociaż było już ciemno, jeszcze bardziej się rozszerzyły. Już prawie nie było ich widać spod przymkniętych powiek. Rumieniec się nasilił, gdy poczuła jak jego oddech pieści jej skórę. Przeszedł ją dreszcz po całym ciele - okrutnie rozkoszny, unieruchamiał, chociaż nogi już rwały się do ucieczki. Nieświadomie przekrzywiła głowę i wystawiła ucho schowane za długimi włosami. Jeszcze więcej chce poczuć... Czy już uciec?
- Pozytywne uczucie? Nie wiem czy tak bym je nazwała - mówiła z trudem, wyraźnie mając problemy z oddychaniem. Suchość w ustach również nie pomagała wypowiadać te słowa. - To takie dziwne... w jednej chwili chce skoczyć, a w drugiej paraliżuje mnie strach. Dlaczego tak szybko bije mi serce i czuję ogień na przemian z mrozem? Dlaczego chcę uciekać i jednocześnie zostać...? - Dyszała, bowiem zapomniała oddychać w dzikim szale ubrania swoich uczuć w słowa. Nie chciała tego mówić, lecz lepsze to niż jeszcze większa bomba emocji, która mogła ją zaskoczyć. O ile to możliwe, wcisnęła się w ścianę jeszcze bardziej.
Raz, dwa, trzy i znikasz ty.
- Zmiażdżysz je? - wyszeptała wprost w jego usta.
Uczucia uzależniają. Jak adrenalina. Nie można ich wyłączyć. W końcu każdy uwielbia narażać się i niszczyć kawałeczek po kawałeczku. Tak, z tej historii nie wyniknie nic dobrego.
Życzenie mam: czuć więcej.
Badadum - wybija serce, jakby nieco żywsze niż zwykle, lecz jego właścicielka wciąż nie wie, czy już umarła - zawieszona w czasie i w tym miejscu. Chwila mogłaby trwać wiecznie, gdy szybko tętniła krew w żyłach. Tak samo dzieje się, gdy uderza do głowy adrenalina. Stajesz się odważniejsza niż zwykle, dzieciątko. Och, wciąż jest dzieckiem. Chociaż już nie raczkuje, to stawia pierwsze kroki w dojrzałości. To całkowite szaleństwo, wiesz o tym. To zakazany kęs czerwonego jabłka, które sprowadzi na ciebie sen. Niby dalej Śnieżka, niby Małgorzata. Tyle imion, ile twarzy potrafisz mieć... Ugryź i zatrać się, bowiem trucizna dopiero na koniec zadziała. Wcześniej można zaszaleć. Nie będzie żadnych wyrzutów sumienia, gdy potem zaśniesz. A to tylko kawałek jabłka, który utknął ci w gardle. Głupia, bo trzeba porządnie gryźć. Raz za razem. Rozdrabniać większe na mniejsze.
Lustereczko, powiedz przecie... Jak to się zakończy? Na pewno źle. Ale weź jeszcze kęs.
Jednak robi nieznaczny gest i zamiast wyrwać się z kleszczy, znacznie zbliża się do jego ust. Aby czuć więcej i z ogółu dobrać się do szczegółu.
Pragnienie mam: brać - dostawać więcej.
Oddać serce.
- Sahir Nailah
Re: Balkon widokowy
Pią Paź 28, 2016 11:27 pm
Nie potrafiła czy nie chciała? Ofiara idealna, która tylko się kurczy, która nawet nie biegnie, nie szuka drogi ucieczki - czy więc idealna? Nie dla kotów, moi drodzy, nie dla kotów - pewnie dlatego była w stanie tak długo (oj bardzo krótko) przy nim wytrwać. Chowa się za swoim murem (płotkiem z tekturki, widziałeś, jak śmiesznie wygląda?) i miast wyszukiwać ratunku w tłumie tymi sarnimi oczyma (pięknymi, przysięgam, że zalęgły się w nich gwiazdy), kierowała je w dół - niczego nie widzę, niczego nie słyszę, niczego też nie powiem i nie wykrzyczę, że potrzebuję pomocy. Taką zastał ją na Jej własnym, nowym początku, Władca Nocy, kiedy on był na swoim końcu - ach, nie o przekroczenie wieczności tu chodzi, przecież dawno wyśmiał Czas i pokazał mu faka z tym samym aroganckim uśmieszkiem, który tak często słał Julie ostatnimi czasy (bo i ostatnimi czasy podejrzanie często na siebie wpadali... przypadki, przypadki...) - tą swoją pierwszą miłość! - tak ją nazywał! - była zauroczeniem i wdzięcznością, jak potem się okazało, ale przez te dwa lata (rok? Ile to czasu, Julie?) nie widzenia się zauroczenie wygasło - tak nietrwałe było serce Krukona! - w ogóle nie romantyczne, w ogóle nie trwałe - aaach... a przecież on bardzo dobrze wiedział, czym miłość była. Poznał tą miłość z każdej strony i zasmakował jej w trójwymiarze. Hej! - przecież wszystko musi się zmieniać, ale pocieszę cię - w tym twoim maleńkim światku po zniszczeniu murów i obnażeniu twego drżącego ciała, w tym zmarnowanym ogrodzie, o który nie dbałaś (zbyt wystraszona), było wystarczająco miejsca dla nas dwoje - zapomnij o tym, ile jedno przybycie Kota spowodowało zniszczeń, że teraz wszędzie walały się połamane i pokruszone cegły, z budowli, o którą się tak starałaś, zostało tylko wspomnienie - daj spokój, nie martw się tym, naprawdę.
Nie powinnaś miecz czasu na zmartwienia tak trywialne, gdy błysk ostrza kosy dotykał twej gardzieli - czujesz, ile przyjemności taki jeden ruch ciągnął wzdłuż kręgosłupa?
Czemu pytasz, Maleńka? Sądzisz, że udźwigniesz ten ponury świat, skoro z własnym sobie nie radzisz?
Ona drżała, on rozważał jedno - czy naprawdę chciał ją skrzywdzić - to niewinne dziewczę, które nie poznało jeszcze świata, tylko po to, by złapać w swoją pięść chwilową, ulotną przyjemność, która rozpłynie się po kościach już jutrzejszego poranka. Dlaczego nie? - pytały emocje - lepiej poczuć chwilowe ciepło, niż tkwić w tym marazmie - bo "dlaczego" tak czy siak pobrzmiewało ciągle w powietrzu, tylko że nie miało jego głosu - posiadało głos o wiele dla ucha przyjemniejszy, bardziej delikatny, stworzony do słowiczych wzniesień. Niestety odpowiedzi nie padały, bo nie miały ani głosu Upadłego ani Księżniczki - chciały przyjść na wezwanie Śnieżki, ale zgubiły się już na progu własnego domu. Umarły, zanim się urodziły.
Tak powinno też umrzeć życzenie, którego nie musiała wypowiadać.
Czarnowłosy przywarł do jej rozchylonych, rozgrzanych warg swoimi ustami - już nie delikatnie, już nie na drobny moment - nie uciekaj w ścianę zamczyska, Słodziutka, jesteś w potrzasku - a ostrzegałem, pamiętasz?
Jeśli wejdziesz do lasu, gdzie czeka Zły Wilk, żaden Myśliwy nie przybędzie ci na ratunek.
Dawaj, kochanie - dostaniesz tą szansę, zamknę cię w swoich ramionach, dopóki nie nastanie ranek - tylko rankiem podziel się ze mną ostatnim papierosem, dobrze?
Och, to słodkie serduszko...
Obojętnie, jak bardzo Kot nie starałby się go trzymać delikatnie, serce to skazane było na krwawienie.
Nie powinnaś miecz czasu na zmartwienia tak trywialne, gdy błysk ostrza kosy dotykał twej gardzieli - czujesz, ile przyjemności taki jeden ruch ciągnął wzdłuż kręgosłupa?
Czemu pytasz, Maleńka? Sądzisz, że udźwigniesz ten ponury świat, skoro z własnym sobie nie radzisz?
Ona drżała, on rozważał jedno - czy naprawdę chciał ją skrzywdzić - to niewinne dziewczę, które nie poznało jeszcze świata, tylko po to, by złapać w swoją pięść chwilową, ulotną przyjemność, która rozpłynie się po kościach już jutrzejszego poranka. Dlaczego nie? - pytały emocje - lepiej poczuć chwilowe ciepło, niż tkwić w tym marazmie - bo "dlaczego" tak czy siak pobrzmiewało ciągle w powietrzu, tylko że nie miało jego głosu - posiadało głos o wiele dla ucha przyjemniejszy, bardziej delikatny, stworzony do słowiczych wzniesień. Niestety odpowiedzi nie padały, bo nie miały ani głosu Upadłego ani Księżniczki - chciały przyjść na wezwanie Śnieżki, ale zgubiły się już na progu własnego domu. Umarły, zanim się urodziły.
Tak powinno też umrzeć życzenie, którego nie musiała wypowiadać.
Czarnowłosy przywarł do jej rozchylonych, rozgrzanych warg swoimi ustami - już nie delikatnie, już nie na drobny moment - nie uciekaj w ścianę zamczyska, Słodziutka, jesteś w potrzasku - a ostrzegałem, pamiętasz?
Jeśli wejdziesz do lasu, gdzie czeka Zły Wilk, żaden Myśliwy nie przybędzie ci na ratunek.
Dawaj, kochanie - dostaniesz tą szansę, zamknę cię w swoich ramionach, dopóki nie nastanie ranek - tylko rankiem podziel się ze mną ostatnim papierosem, dobrze?
Och, to słodkie serduszko...
Obojętnie, jak bardzo Kot nie starałby się go trzymać delikatnie, serce to skazane było na krwawienie.
- Julie Blishwick
Re: Balkon widokowy
Sob Paź 29, 2016 12:00 am
Bałagan nie miał tutaj znaczenia, mógł zostać już taki na wieki. Nic ją nie obchodził, lecz te szczątki muru ją niepokoiły. Co jeśli więcej nieproszonych gości tutaj wtargnie. Och, nie. Nie żałowała braku obrony. Tutaj nie było miejsca, ani czasu na żale. Liczyła się jedynie ta chwila. Dziwna, ponieważ ona nigdy nie rozmyślała wyjątkowo o Krukonie. Nie jego twarz widziała w idealnie skrojonym stroju na białym konie. Tak się złożyło, że na potoczył się właśnie, gdy książę jej się marzył. Tak, należało nazwać to młodzieńczym, typowo dziewczęcym, zauroczeniem. Drobnymi kroczkami poznawała siebie, tą ukrytą kobiecość. Nie dało się ukryć, że chociaż na razie z dziecięcą urodą, to pod innym kątem można było dostrzec młodą damą. Niekoniecznie najpiękniejszą w całej szkole, lecz jednak z równymi rysami twarzy o trójkątnym kształcie. Te duże oczy hipnotyzowały i mogły pokazać więcej niż gwiazdy. Niestety nie każdy miał tyle czasu, aby czekać na więcej. Wszyscy chcieli brać od razu. Kęs za kęsem i momentalnie dławili się kawałkiem czerwonego jabłka.
Wyrwane serce zawsze krwawi, tego nie unikniemy. Należy je schować bezpiecznie w szkatułce, nie oddać Złej Królowej. Odważysz się być strażnikiem, skoro już je wziąłeś? Nie możesz się zawahać. Jeśli nie wiesz, od razu je oddaj. Niech spoczywa dalej zamknięte w ciasnych żebrach, niech rusza się w rytm raz z unoszącymi się piersiami: wdech - wydech. Królowa je weźmie, jeśli zdoła, ale tego nie można jej ułatwić.
W domu będzie bezpiecznie, jeśli się do niego dotrze. Bowiem, gdzie był dom Śnieżki, gdy po tym jak Zła Królowa chciała ją zgładzić. Błąkała się po lesie, aż została nieproszonym gościem. Gotowa jesteś do wyruszenia głęboko w las? Los ci nie sprzyja, więc nie licz na spotkanie przyjaznych siedmiu krasnoludków.
Myślała, że już o tobie zapomniała. Przez te pół roku nie mogła wspomnieć cię ani przez chwilę. Nie miała prawa myśleć o Hogwarcie, do którego mogłaby nie wrócić. Nie zapomniała i próba ugaszenia tego ognia jest zbędna. I nie chce wracać znowu do tego stanu, a jednak już nie ma drogi powrotnej, ani innej do ucieczki. Była więźniem, nie miała sił zerwać okowów, które jej założyłeś, gdy pierwszy raz spojrzałeś. Dziwne to zauroczenie. Traci przez nie zmysły.
Traci zmysły, kochany.
Przez chwilę wychyliła się i jej usta zbliżyły się do tych na przeciwko niej. Zawisły w powietrzu, a wydychane powietrze ją samą parzyło. Jeszcze jeden kęs wziąć, lecz tym mogłaby się udławić i już więcej nie otworzyć oczu w szklanej trumnie ze szklanym tyłkiem. Niepoprawne połączenie miękkiego serca i szklanego tyłka - jedno zgnieciemy, drugie rozbijemy.
Opuściła głowę i luźno oparła ją o jego ramię. Było późno, ale powieki jeszcze nie ciążyły pod wpływem kotłujących się (uroczyści to brzmi) uczuć. Oddałaby serce, nawet jeśli nie jest to miłość. Życia nie zawierzy, ale da coś cenniejszego.
- Zachowaj je - moje serce.
Zostałaby tak do ranka, aż pierwsze promienie słońca oświetlą ich nienaturalnie blade twarze. Sparzy pierwszym ciepłym promykiem. Da nadzieję na nowy dzień. Lepszy dzień od całego życia.
Uśmiechnęła się. Słabiutko, ale na tyle, aby pokazać ząbki. Lekko przekrzywiła głowę. Czekała na świt, prawie jak na wyrok, czy ta noc była koszmarem, czy pięknym snem. Może lepiej nie oceniać przed kolejnym zmierzchem...
I ponownie wziąć kęs.
Wyrwane serce zawsze krwawi, tego nie unikniemy. Należy je schować bezpiecznie w szkatułce, nie oddać Złej Królowej. Odważysz się być strażnikiem, skoro już je wziąłeś? Nie możesz się zawahać. Jeśli nie wiesz, od razu je oddaj. Niech spoczywa dalej zamknięte w ciasnych żebrach, niech rusza się w rytm raz z unoszącymi się piersiami: wdech - wydech. Królowa je weźmie, jeśli zdoła, ale tego nie można jej ułatwić.
W domu będzie bezpiecznie, jeśli się do niego dotrze. Bowiem, gdzie był dom Śnieżki, gdy po tym jak Zła Królowa chciała ją zgładzić. Błąkała się po lesie, aż została nieproszonym gościem. Gotowa jesteś do wyruszenia głęboko w las? Los ci nie sprzyja, więc nie licz na spotkanie przyjaznych siedmiu krasnoludków.
Myślała, że już o tobie zapomniała. Przez te pół roku nie mogła wspomnieć cię ani przez chwilę. Nie miała prawa myśleć o Hogwarcie, do którego mogłaby nie wrócić. Nie zapomniała i próba ugaszenia tego ognia jest zbędna. I nie chce wracać znowu do tego stanu, a jednak już nie ma drogi powrotnej, ani innej do ucieczki. Była więźniem, nie miała sił zerwać okowów, które jej założyłeś, gdy pierwszy raz spojrzałeś. Dziwne to zauroczenie. Traci przez nie zmysły.
Traci zmysły, kochany.
Przez chwilę wychyliła się i jej usta zbliżyły się do tych na przeciwko niej. Zawisły w powietrzu, a wydychane powietrze ją samą parzyło. Jeszcze jeden kęs wziąć, lecz tym mogłaby się udławić i już więcej nie otworzyć oczu w szklanej trumnie ze szklanym tyłkiem. Niepoprawne połączenie miękkiego serca i szklanego tyłka - jedno zgnieciemy, drugie rozbijemy.
Opuściła głowę i luźno oparła ją o jego ramię. Było późno, ale powieki jeszcze nie ciążyły pod wpływem kotłujących się (uroczyści to brzmi) uczuć. Oddałaby serce, nawet jeśli nie jest to miłość. Życia nie zawierzy, ale da coś cenniejszego.
- Zachowaj je - moje serce.
Zostałaby tak do ranka, aż pierwsze promienie słońca oświetlą ich nienaturalnie blade twarze. Sparzy pierwszym ciepłym promykiem. Da nadzieję na nowy dzień. Lepszy dzień od całego życia.
Uśmiechnęła się. Słabiutko, ale na tyle, aby pokazać ząbki. Lekko przekrzywiła głowę. Czekała na świt, prawie jak na wyrok, czy ta noc była koszmarem, czy pięknym snem. Może lepiej nie oceniać przed kolejnym zmierzchem...
I ponownie wziąć kęs.
- Sahir Nailah
Re: Balkon widokowy
Sob Paź 29, 2016 10:58 am
Tak, tak - kilka więcej pocałunków - jeden, drugi - kilka więcej szybszych oddechów, by wargi znów stały się wilgotne, żywsze, by policzki przestały być szare - widzisz? Nie potrzeba żadnych magicznych kremów, maseczek - wystarczy jedynie z dziewczynki przeobrazić się w kobietę, tylko na jeden moment, tylko na dzisiejszą noc - jak Kopciuszek, któremu przyjdzie już tylko śnić o pięknym balu, na którym nie zgubi swojego pantofelka, więc Książę nie będzie miał jak jej odnaleźć - tak samo naiwna, klęcząca na co dzień na grochu i poddająca się torturom trzech sióstr (wiesz, tych wewnętrznych strachów, przed którymi musiałaś budować mur) - niestety nie miałaś Dobrej Wróżki, Kochanie, która sprawiałaby, że myszki zamieniłyby się w konie, a dynia w karoce, zaś twoja obdrapana suknia w kunsztowne dzieło sztuki - a jednak, mimo tego, wciąż pod niewinną niewiastą, pod tym płaszczem, którym byłaś otulona, jakbyś celowo wywieszała sobie na piersiach napis "zniszcz mnie", rzeczywiście można było dostrzec młodą damę - i to wcale nie trzeba było bardzo głęboko szukać... wystarczyło cię nakłonić, żebyś zajrzała w oczy. W końcu twoja niewinność została wiele razy przełamana, oczy dojrzały kilka gram więcej, ciało przeżyło mocniejsze uderzenia - nie, niewinność opatulała tylko w stosunku do mężczyzn - reszta życia kolibała się nad resztkami tego muru w postaci flagi, ale chyba jeszcze nie białej, co, Śnieżko? Wyglądałaś bardzo przekonująco, kiedy opowiadałaś o swoim pragnieniu wyrwania się z więzienia i kajdan.
Wątpię, by ktokolwiek inny odważył się podejść, gdy ponury cień Czarnego Kota odbił się piętnem na kawałku tej ziemi.
W końcu trzeba było oderwać usta od ust - tak, tak, w końcu trzeba - i spojrzeć na tą pół-pijaną, delikatną dziewczynę, gdy ona ułożyła głowę na jego ramieniu - Boże, czy ty widzisz? Zrób cokolwiek, zabierz ją czym prędzej z ramion tego Diabła, nim naprawdę zaciśnie dłoń, nim zmiażdży te serduszko - przecież prędzej czy później to zrobi! - przecież niszczył wszystko i wszystkich, którym przecinał drogę... Nie przybyły jednak Anioły na ratunek (Śnieżko, a może ty już masz Złą Królową przed sobą?), nie zatrąbiły trąby niebiańskie - nie mogły.
Trąbiły już przecież na błoniach - Jeźdźcy Apokalipsy poszli w rozsypkę.
Sahir sięgnął dłonią, oderwawszy ją od mury, o który się podpierał, do miękkich włosów Julie, by ułożyć ją w uspakajającym geście na jej głowie i przesunąć nią parę razy po jej potylicy - chwilowe spięcie mięśni minęło, rozluźnił się na powrót - pieprzony hipokryta, heh - on mógł naruszać przestrzeń osobistych innych, ale kiedy tylko ktoś naruszał jego, wszystko zaczynało nie pasować, a mimo to... tutaj, teraz, było mu to jakoś obojętne. Wszystko było mu obojętne. W poszukiwaniu jednego odczucia przecinającego wnętrze - huh, nadal nic - cisza i pustka, pustka i cisza...
Czy to miłość?
Może któregoś dnia...
Koty można głaskać tak długo, jak one chcą być głaskane - niewierne, egoistyczne, aroganckie stworzenia.
Nic bardziej mylnego.
Wystarczyło takiego Kota oswoić i dać mu kawałek ciepłego pieca, z którego mógłby w ciszy i spokoju obserwować z góry cały świat.
Czarnowłosy wstał.
- Tylko się nie zakochaj, Słodka Śnieżko.
Wsunął dłonie do kieszeni bluzy i skierował się do wyjścia z wieży, by schodami udać się... gdzie? Może do dormitorium Krukonów. Wątpliwe.
Tej nocy żaden uśmiech nie pojawił się na jego twarzy.
[z/t]
Wątpię, by ktokolwiek inny odważył się podejść, gdy ponury cień Czarnego Kota odbił się piętnem na kawałku tej ziemi.
W końcu trzeba było oderwać usta od ust - tak, tak, w końcu trzeba - i spojrzeć na tą pół-pijaną, delikatną dziewczynę, gdy ona ułożyła głowę na jego ramieniu - Boże, czy ty widzisz? Zrób cokolwiek, zabierz ją czym prędzej z ramion tego Diabła, nim naprawdę zaciśnie dłoń, nim zmiażdży te serduszko - przecież prędzej czy później to zrobi! - przecież niszczył wszystko i wszystkich, którym przecinał drogę... Nie przybyły jednak Anioły na ratunek (Śnieżko, a może ty już masz Złą Królową przed sobą?), nie zatrąbiły trąby niebiańskie - nie mogły.
Trąbiły już przecież na błoniach - Jeźdźcy Apokalipsy poszli w rozsypkę.
Sahir sięgnął dłonią, oderwawszy ją od mury, o który się podpierał, do miękkich włosów Julie, by ułożyć ją w uspakajającym geście na jej głowie i przesunąć nią parę razy po jej potylicy - chwilowe spięcie mięśni minęło, rozluźnił się na powrót - pieprzony hipokryta, heh - on mógł naruszać przestrzeń osobistych innych, ale kiedy tylko ktoś naruszał jego, wszystko zaczynało nie pasować, a mimo to... tutaj, teraz, było mu to jakoś obojętne. Wszystko było mu obojętne. W poszukiwaniu jednego odczucia przecinającego wnętrze - huh, nadal nic - cisza i pustka, pustka i cisza...
Czy to miłość?
Może któregoś dnia...
Koty można głaskać tak długo, jak one chcą być głaskane - niewierne, egoistyczne, aroganckie stworzenia.
Nic bardziej mylnego.
Wystarczyło takiego Kota oswoić i dać mu kawałek ciepłego pieca, z którego mógłby w ciszy i spokoju obserwować z góry cały świat.
Czarnowłosy wstał.
- Tylko się nie zakochaj, Słodka Śnieżko.
Wsunął dłonie do kieszeni bluzy i skierował się do wyjścia z wieży, by schodami udać się... gdzie? Może do dormitorium Krukonów. Wątpliwe.
Tej nocy żaden uśmiech nie pojawił się na jego twarzy.
[z/t]
- Julie Blishwick
Re: Balkon widokowy
Nie Paź 30, 2016 10:27 pm
Czy to miłość?
Może kiedyś...
Lecz nim to nadejdzie wizja świata pryśnie, a z niewinnej dziewczynki wyrośnie kobieta. Kogo wówczas Julie zobaczy w lustrze? Wszystkie baty zebrane za dziecka może wyrzeźbią silną osobę, a może złamią ją już na zawsze i będzie zwykłą marionetką? Wierzę, że druga opcja się nie wydarzy. W końcu nie taką chciała się widzieć. Tworzy sami swoją historię i samych siebie. Jeśli nasze wady nam przeszkadzajmy zmieńmy je w zalety. Samotność nie musi być zła, o ile czerpiemy z niej przyjemność. Znowu pozostała sam na sam ze sobą, kiedy ciemna sylwetka wstała sprzed jej oczu i opuściła balkon. Jakby zniknęła połówka całości - na chwilę nie potrafiła zebrać myśli. Czuła się źle w ciemności. Sama. Jednak zwykle była sama, więc jaka to różnica, czy w świetle dnia, czy w mroku. Przyciągnęła do siebie kolana i pozostała w tej pozycji, aż zobaczyła czerwieniejące się niebo. Było równie rumiane, jak ona kilka godzin temu.
Nie potrafiła nic odpowiedzieć. Przecież piętnastolatka nie mogła odróżnić zauroczenia od miłości. Zwłaszcza, gdy przeżywała taką burze emocji po raz pierwszy. To dobrze. Dorośnie. Zmądrzeje. Nauczy się na własnych błędach. Jednak zabawa jej emocjami niekoniecznie skończy się dobrze. Poddawała się tej dziwacznej grze, lecz nie rozumiała ich zasad. Nie zachowywała się jak zakochany podlotek, choć mogła i pewnie nikt by się nią nie przejął. Problem w tym, że nie była osobą, która wyraźnie się ekscytowała, ani uzewnętrzniała swoje uczucia. Bowiem, jak wyrazić gorąc lawy pod skórą, a chłód drugiego ciała z zewnątrz? Parzyło i mroziło za razem jej serce. Zaraz, czy jeszcze je miała?
Przycisnęła dłoń do klatki piersiowej i wyczuła jego szybkie bicie. Chociaż fizycznie tkwiło uwięzione w więzieniu z żeber, to miała wrażenie, że odeszło wraz z nim. Wolało nie pozostawać z tą nijaką dziewczyną, a podążyć za tym, który zmusił je do wybijania bum-bum.
Podniosła się z zimnego kamienia i wraz z brzaskiem doczłapała się do dormitorium. Nikogo nie było na korytarzach, ani w pokoju wspólnym. Wszyscy mocno spali, kiedy pierwsze promienie słońca próbowały przedostać się przez zasłony. Julie wsunęła się pod kołdrę i ze zmęczenia zasnęła na krótką chwilę.
Śnieżka miała białą jak mleko cerę, włosy czarne jak heban i usta czerwone jak krew płynąca od ukucia palca w kolec róży. Nabierały kolorytu, gdy pragnęły pocałunku. Otwierała oczy i nie wstydziła się swojego ciała - już coraz bardziej kobiecego. Nie ma tutaj wróżki, która machnie różdżką i przemieni księżniczkę w królową. Sama musi zdobyć złotą koronę, która jej się należy. Sięgnij, zagarnij władzę. Zadecyduj, czy to już miłość? Oby nie, Śnieżko.
Przygryzła usta na wspomnienie tego muśnięcia.
Słyszała jeszcze echo jego słów.
Nie odpowiedziała.
Co jeśli już za późno?
z/t
Może kiedyś...
Lecz nim to nadejdzie wizja świata pryśnie, a z niewinnej dziewczynki wyrośnie kobieta. Kogo wówczas Julie zobaczy w lustrze? Wszystkie baty zebrane za dziecka może wyrzeźbią silną osobę, a może złamią ją już na zawsze i będzie zwykłą marionetką? Wierzę, że druga opcja się nie wydarzy. W końcu nie taką chciała się widzieć. Tworzy sami swoją historię i samych siebie. Jeśli nasze wady nam przeszkadzajmy zmieńmy je w zalety. Samotność nie musi być zła, o ile czerpiemy z niej przyjemność. Znowu pozostała sam na sam ze sobą, kiedy ciemna sylwetka wstała sprzed jej oczu i opuściła balkon. Jakby zniknęła połówka całości - na chwilę nie potrafiła zebrać myśli. Czuła się źle w ciemności. Sama. Jednak zwykle była sama, więc jaka to różnica, czy w świetle dnia, czy w mroku. Przyciągnęła do siebie kolana i pozostała w tej pozycji, aż zobaczyła czerwieniejące się niebo. Było równie rumiane, jak ona kilka godzin temu.
Nie potrafiła nic odpowiedzieć. Przecież piętnastolatka nie mogła odróżnić zauroczenia od miłości. Zwłaszcza, gdy przeżywała taką burze emocji po raz pierwszy. To dobrze. Dorośnie. Zmądrzeje. Nauczy się na własnych błędach. Jednak zabawa jej emocjami niekoniecznie skończy się dobrze. Poddawała się tej dziwacznej grze, lecz nie rozumiała ich zasad. Nie zachowywała się jak zakochany podlotek, choć mogła i pewnie nikt by się nią nie przejął. Problem w tym, że nie była osobą, która wyraźnie się ekscytowała, ani uzewnętrzniała swoje uczucia. Bowiem, jak wyrazić gorąc lawy pod skórą, a chłód drugiego ciała z zewnątrz? Parzyło i mroziło za razem jej serce. Zaraz, czy jeszcze je miała?
Przycisnęła dłoń do klatki piersiowej i wyczuła jego szybkie bicie. Chociaż fizycznie tkwiło uwięzione w więzieniu z żeber, to miała wrażenie, że odeszło wraz z nim. Wolało nie pozostawać z tą nijaką dziewczyną, a podążyć za tym, który zmusił je do wybijania bum-bum.
Podniosła się z zimnego kamienia i wraz z brzaskiem doczłapała się do dormitorium. Nikogo nie było na korytarzach, ani w pokoju wspólnym. Wszyscy mocno spali, kiedy pierwsze promienie słońca próbowały przedostać się przez zasłony. Julie wsunęła się pod kołdrę i ze zmęczenia zasnęła na krótką chwilę.
Śnieżka miała białą jak mleko cerę, włosy czarne jak heban i usta czerwone jak krew płynąca od ukucia palca w kolec róży. Nabierały kolorytu, gdy pragnęły pocałunku. Otwierała oczy i nie wstydziła się swojego ciała - już coraz bardziej kobiecego. Nie ma tutaj wróżki, która machnie różdżką i przemieni księżniczkę w królową. Sama musi zdobyć złotą koronę, która jej się należy. Sięgnij, zagarnij władzę. Zadecyduj, czy to już miłość? Oby nie, Śnieżko.
Przygryzła usta na wspomnienie tego muśnięcia.
Słyszała jeszcze echo jego słów.
Nie odpowiedziała.
Co jeśli już za późno?
z/t
- Giotto Nero
Re: Balkon widokowy
Wto Sty 03, 2017 1:39 am
Jak to śpiewał Johnny Cash - i hurt myself today, to see if iI still feel, ostatnio właśnie tak wyglądało dotychczasowe życie Giotto. Zbyt dużo myślał, zbyt dużo miał na głowie i musiał sam sobie dopieprzać, żeby zobaczyć czy coś jeszcze jest w stanie poczuć. Egzaminy wykończyły go doszczętnie, choć nie dawał po sobie tego poznać. W środku jednak był na skraju wyczerpania, w dodatku przygotowania do wyprawy się przeciągały, a trening legilimencji dawał mu się we znaki. Był zmęczony, po prostu. Jakby tego było mało, to jeszcze mało sypiał, martwiąc się tym, czy aby na pewno jest odpowiednio przygotowany do tego całego odejścia. W dodatku zaczął się zbytnio angażować w niektóre znajomości, co miało przekład na co raz większą niepewność Nero. Dlatego też postanowił podzielić się z kimś swoimi obawami. W szkole była tylko jedna osoba, której ufał bezgranicznie. Jedna, której oddałby ostatni słoik majonezu. Enzo Nero.
Umówił się z nim na balkonie widokowym jednej z wież w Hogwarcie, było to miejsce wysokie, a co najważniejsze, słabiej dostępne dla kogokolwiek, niż dla doświadczonych uczniów tej szkoły. Ubrany w szatę Slytherinu i kilka innych drobiazgów, stanął obok barierki, po czym oparł się o nią lędźwiami i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, czekając na wybitnego artystę Ishiyamy.
Umówił się z nim na balkonie widokowym jednej z wież w Hogwarcie, było to miejsce wysokie, a co najważniejsze, słabiej dostępne dla kogokolwiek, niż dla doświadczonych uczniów tej szkoły. Ubrany w szatę Slytherinu i kilka innych drobiazgów, stanął obok barierki, po czym oparł się o nią lędźwiami i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, czekając na wybitnego artystę Ishiyamy.
- Enzo Nero
Re: Balkon widokowy
Wto Sty 03, 2017 1:50 am
Enzo zdziwił się bardzo kiedy otrzymał wiadomość o spotkaniu od Giotto. Ostatnimi czasy raczej mało się widywali gdyż ten drugi był bardzo zajęty. Blondyn jako że nie miał aktualnie żadnych innych planów postanowił skorzystać z okazji i spotkać się ze swoim kompanem. Punktem zbiórki był balkon co niezbyt dobrze mu się kojarzy. Przecież w te dwa wysokie wieżowce przyjebały samoloty terrorystów więc skąd wiadomo czy Voldemort AKA Prawie beznosy Władzio nie wyśle swoich podwładnych by wykonali podobny numer właśnie na tej wieży. Z zamyślenia wyrwał go jednak odległy zew marchewki który był symbolem ich niezastąpionego duetu M&M. Chłopak szybko zapomniał o wszystkich tych bzdurach o których wcześniej myślał i przebrał się w odpowiedni strój do spotkania z Giotto czyli szatę Slytherinu. Gdy wdrapał się już na balkon dostrzegł że jego rozmówca już tam stoi i czeka.
- Pacz Simba. Cała ta ziemia opromieniona słońcem to moje królestwo - Powiedział do chłopaka opierającego się o balustradę.
- Pacz Simba. Cała ta ziemia opromieniona słońcem to moje królestwo - Powiedział do chłopaka opierającego się o balustradę.
- Giotto Nero
Re: Balkon widokowy
Wto Sty 03, 2017 2:00 am
Giotto nie musiał długo czekać, by na miejscu zjawił się jego kuzyn, który jak widać miał raz jeszcze do przekazania sentencję. Ostatnimi czasy widywali się rzadziej z powodu egzaminów, które obaj próbowali zaliczyć. Poza tym różnica stażu w Hogwarcie nie pozwalała im na częste eskapady po marchewki i majonez. Teraz jednak przy większym luzie, nadarzyła się okazja by porozmawiać i przy okazji odzyskać dumny, zielony kolor domu Salazara.
Otworzył oczy, słysząc kroki, których dźwięk wzmagał się wraz z kolejnym pokonanym schodkiem do wieży. Dostrzegł swojego brata, który odpierdolił się jak Borat w podróży po łzy cyganki i od razu rzucił do niego hasłem, które tylko nieliczni znają.
- No tak tak, a te dwie wieże to Isengard i Oko Saurona. - odparł dość niechętnie, byleby tylko nie zagłębiali się w te głupoty.
Nie chcąc przeciągać niepotrzebnie tego spotkania, Giotto postanowił przejść od razu do rzeczy, chcąc wyjawić choć część swoich zamiarów kuzynowi, który po prostu powinien wiedzieć, ze zwykłej przyzwoitości.
- Słuchaj... kiedy rok się skończy, ruszam w swoją podróż. Nie wracam do Hogwartu. - rzucił ogólnikowo, a zarazem szybko i dość pewnie. Enzo jako jeden z nielicznych znał plany Giotto, dlatego też blondyn doskonale wiedział jakiego rodzaju jest to podróż, dokąd, po co i z pewnością zaczął się domyślać, dlaczego szóstoklasista nie zamierza wracać do szkoły magii i czarodziejstwa.
- Ja wiem co muszę zrobić. Pytanie, czy chcesz mi w tym pomóc? - narzucił od razu kolejny aspekt tego tematu.
Enzo doskonale wiedział o co teraz pyta go Giotto - swego czasu przecież rozmawiali o tym, że gdyby piątoklasista zechciał udać się z Nero, ten nie miałby żadnych przeciwwskazań. W końcu duet M&M działa nieodłącznie od wielu lat, przeżyli wiele gili z nosa i tak naprawdę tylko plastry mocy były w stanie ich powstrzymać. No i może bezprawie w słynnym westernie pod tytułem: "Bartek: The Nightdriver Six".
Otworzył oczy, słysząc kroki, których dźwięk wzmagał się wraz z kolejnym pokonanym schodkiem do wieży. Dostrzegł swojego brata, który odpierdolił się jak Borat w podróży po łzy cyganki i od razu rzucił do niego hasłem, które tylko nieliczni znają.
- No tak tak, a te dwie wieże to Isengard i Oko Saurona. - odparł dość niechętnie, byleby tylko nie zagłębiali się w te głupoty.
Nie chcąc przeciągać niepotrzebnie tego spotkania, Giotto postanowił przejść od razu do rzeczy, chcąc wyjawić choć część swoich zamiarów kuzynowi, który po prostu powinien wiedzieć, ze zwykłej przyzwoitości.
- Słuchaj... kiedy rok się skończy, ruszam w swoją podróż. Nie wracam do Hogwartu. - rzucił ogólnikowo, a zarazem szybko i dość pewnie. Enzo jako jeden z nielicznych znał plany Giotto, dlatego też blondyn doskonale wiedział jakiego rodzaju jest to podróż, dokąd, po co i z pewnością zaczął się domyślać, dlaczego szóstoklasista nie zamierza wracać do szkoły magii i czarodziejstwa.
- Ja wiem co muszę zrobić. Pytanie, czy chcesz mi w tym pomóc? - narzucił od razu kolejny aspekt tego tematu.
Enzo doskonale wiedział o co teraz pyta go Giotto - swego czasu przecież rozmawiali o tym, że gdyby piątoklasista zechciał udać się z Nero, ten nie miałby żadnych przeciwwskazań. W końcu duet M&M działa nieodłącznie od wielu lat, przeżyli wiele gili z nosa i tak naprawdę tylko plastry mocy były w stanie ich powstrzymać. No i może bezprawie w słynnym westernie pod tytułem: "Bartek: The Nightdriver Six".
- Enzo Nero
Re: Balkon widokowy
Wto Sty 03, 2017 2:09 am
Enzo słysząc odpowiedź swojego kuzyna lekko się zmieszał ponieważ Sienkiewicza jeszcze nie czytał.
- Dobra nie czas teraz na to powiedz mi lepiej czego chcesz - Powiedział otwarcie blondyn.
Nie musiał zbyt długo czekać na odpowiedź której w sumie od razu się spodziewał. Jakby nie było był to główny życiowy cel jego brata.
- Wiesz że zawsze chętnie Ci pomogę - Odrzekł na pytanie Giotto.
Młodszy Nero może i nie był na takim poziomie jak ten starszy jednak odwagi mu nie brakowało toteż zgodził się uczestniczyć w tej wyprawie.
- Wraz z końcem roku udajmy się rozprawić z Twoim przeznaczeniem. Może znajdziemy przy tym też cześć i chwałę jako wielcy czarodzieje - Zaśmiał się pod nosem Enzo.
Wcale nie pociągała go sława, wręcz przeciwnie wolałby pozostać anonimowy gdyż to przysparza mniej kłopotów.
- Do tego czasu muszę się podciągnąć nieco z zaklęć - Oznajmił opierając się o barierkę obok brata i odchylając głowę do tyłu.
- Dobra nie czas teraz na to powiedz mi lepiej czego chcesz - Powiedział otwarcie blondyn.
Nie musiał zbyt długo czekać na odpowiedź której w sumie od razu się spodziewał. Jakby nie było był to główny życiowy cel jego brata.
- Wiesz że zawsze chętnie Ci pomogę - Odrzekł na pytanie Giotto.
Młodszy Nero może i nie był na takim poziomie jak ten starszy jednak odwagi mu nie brakowało toteż zgodził się uczestniczyć w tej wyprawie.
- Wraz z końcem roku udajmy się rozprawić z Twoim przeznaczeniem. Może znajdziemy przy tym też cześć i chwałę jako wielcy czarodzieje - Zaśmiał się pod nosem Enzo.
Wcale nie pociągała go sława, wręcz przeciwnie wolałby pozostać anonimowy gdyż to przysparza mniej kłopotów.
- Do tego czasu muszę się podciągnąć nieco z zaklęć - Oznajmił opierając się o barierkę obok brata i odchylając głowę do tyłu.
- Giotto Nero
Re: Balkon widokowy
Wto Sty 03, 2017 2:30 am
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że Enzo kompletnie popierdolił pisarzy i pomylił Tolkiena z Sienkiewiczem. No dobra, mógł się pomylić, obaj mieli wąsy. Trzeba mu wybaczyć, w końcu tylko najwybitniejsi kończą Ishiyamę z wynikami dodatnimi. Sprawa jednak stawała się co raz poważniejsza, gdyż Giotto tym razem bardziej się przygotował, niż na wakacyjne eskapady. Wiedział doskonale, że Enzo, jak to Enzo, nie dawał znaku życia, kuzyni się martwili, a on na wiosce był. Musiał się podszkolić z zaklęć, ale z drugiej strony, kto nie musiał?
Giotto spojrzał na brata i uśmiechnął się lekko, słysząc jego "powody" do pójścia z nim. Oczywiście wiedział, że Enzo żartuje i nie sława nie rajcuje go w żaden sposób. W tej wyprawie liczyło się coś więcej, nie chodziło o sławę i pieniądze, a o sprawiedliwość i rodzinę - dwie duże wartości. No i jeszcze o zemstę...
- Jeśli chcesz, możemy potrenować razem. - odpowiedział, proponując kuzynowi serię sparingów, które mogłyby podnieść w jakiś mały sposób ich doświadczenie i ogólny poziom umiejętności. W dodatku lekkie zaprawienie się w boju z pewnością będzie dużo lepszym rozwiązaniem, niż walenie wódy o suchym pysku.
- Ewentualnie można też poprosić nauczyciela o pomoc. To też mogłoby coś dać. - dodał po chwili, patrząc kątem oka na brata.
Giotto spojrzał na brata i uśmiechnął się lekko, słysząc jego "powody" do pójścia z nim. Oczywiście wiedział, że Enzo żartuje i nie sława nie rajcuje go w żaden sposób. W tej wyprawie liczyło się coś więcej, nie chodziło o sławę i pieniądze, a o sprawiedliwość i rodzinę - dwie duże wartości. No i jeszcze o zemstę...
- Jeśli chcesz, możemy potrenować razem. - odpowiedział, proponując kuzynowi serię sparingów, które mogłyby podnieść w jakiś mały sposób ich doświadczenie i ogólny poziom umiejętności. W dodatku lekkie zaprawienie się w boju z pewnością będzie dużo lepszym rozwiązaniem, niż walenie wódy o suchym pysku.
- Ewentualnie można też poprosić nauczyciela o pomoc. To też mogłoby coś dać. - dodał po chwili, patrząc kątem oka na brata.
- Enzo Nero
Re: Balkon widokowy
Wto Sty 03, 2017 2:38 am
Słysząc propozycję wspólnego treningu uśmiechnął się lekko. Wiedział że nie chodzi tutaj o walenie wódy na czas jednak kto to wyklucza? Przecież po ciężkim dniu treningów przyda się machnąć też kilka głębszych by zaprawić się jeszcze bardziej w tym magicznym świecie.
- Jeśli tylko obiecujesz że nie zabijesz mnie na pierwszym sparingu to bardzo chętnie. Dawno jakoś nie brałem udziału w żadnym takim przedsięwzięciu - Podsumował to wszystko.
Blondyn raczej nie był wyrywny jeśli chodzi o demonstrację swojej siły przy klasie.
- Racja. Przydałoby się te egzaminy zaliczyć - Mruknął pod nosem słysząc kolejną propozycję swojego kuzyna.
No i teraz pewnie się zacznie. Giotto poprosił go o pomoc myśląc że jest bardziej odpowiedzialny a tu okazuje się że nawet egzaminów jeszcze nie zaliczył. To dopiero będzie darcie mordy w iście popierdolonym stylu.
- Jeśli tylko obiecujesz że nie zabijesz mnie na pierwszym sparingu to bardzo chętnie. Dawno jakoś nie brałem udziału w żadnym takim przedsięwzięciu - Podsumował to wszystko.
Blondyn raczej nie był wyrywny jeśli chodzi o demonstrację swojej siły przy klasie.
- Racja. Przydałoby się te egzaminy zaliczyć - Mruknął pod nosem słysząc kolejną propozycję swojego kuzyna.
No i teraz pewnie się zacznie. Giotto poprosił go o pomoc myśląc że jest bardziej odpowiedzialny a tu okazuje się że nawet egzaminów jeszcze nie zaliczył. To dopiero będzie darcie mordy w iście popierdolonym stylu.
- Giotto Nero
Re: Balkon widokowy
Wto Sty 03, 2017 2:51 am
No właśnie sęk w tym, że wspólny trening był pretekstem do walenia wódy na czas. Wszystko jednak rozchodziło się o przygotowanie mentalne oraz fizyczne, zwłaszcza w kwestii zaklęć, które pomogą zwalczyć kaca, a przy okazji różnej maści czarnoksiężników. Gdy będą już w podróży, będą mogli robić dosłownie wszystko, teoretycznie, bo przecież Enzo dalej będzie mieć na sobie namiar jeszcze przez rok, a Giotto do października.
Uśmiechnął się lekko, słysząc słowa brata.
- Znam tylko kilka więcej zaklęć od ciebie, nie będzie zbyt dużej różnicy. - odpowiedział szczerze.
Taka była właśnie prawda - obaj mocno zaniedbali trening, przez co od pewnego czasu nie mogą przeskoczyć jakiegoś poziomu, który dla innych wydawałby się błahy. Giotto zamiast trenować siłę swoich zaklęć, trenował co raz to nowsze jej aspekty - legilimencję czy czarowanie niewerbalne, zapominając całkowicie o tym, że przecież zaklęciem trzeba jeszcze trafić, no i zrobić nim krzywdę. Musi być skuteczne.
Westchnął lekko, myśląc o tegorocznych egzaminach, które całe szczęście były już za nimi.
- Teraz już nic nie zrobimy. Trzeba czekać na sowy z wynikami. - odparł spokojnie, starając się, by to samo zachowanie udzieliło się również jego bratu. Giotto był pewien, że sobie poradził i w sumie wątpliwości nie miał również wobec Enzo. Cudem było przecież nie zaliczyć tych egzaminów, a im oceny przecież nie są potrzebne - im potrzebna jest siła i doświadczenie, a tego w szkole nie zdobędą.
- W ogóle, wygraliśmy puchar Quidditcha. Gryffindor dostał wpierdol. - uśmiechnął się lekko, przypominając sobie kilka swoich akcji z ostatniego meczu. Ach, warto było zobaczyć miny czerwonych, którzy muszą pogodzić się z tym, że nie zdobędą pucharu w tym roku.
Uśmiechnął się lekko, słysząc słowa brata.
- Znam tylko kilka więcej zaklęć od ciebie, nie będzie zbyt dużej różnicy. - odpowiedział szczerze.
Taka była właśnie prawda - obaj mocno zaniedbali trening, przez co od pewnego czasu nie mogą przeskoczyć jakiegoś poziomu, który dla innych wydawałby się błahy. Giotto zamiast trenować siłę swoich zaklęć, trenował co raz to nowsze jej aspekty - legilimencję czy czarowanie niewerbalne, zapominając całkowicie o tym, że przecież zaklęciem trzeba jeszcze trafić, no i zrobić nim krzywdę. Musi być skuteczne.
Westchnął lekko, myśląc o tegorocznych egzaminach, które całe szczęście były już za nimi.
- Teraz już nic nie zrobimy. Trzeba czekać na sowy z wynikami. - odparł spokojnie, starając się, by to samo zachowanie udzieliło się również jego bratu. Giotto był pewien, że sobie poradził i w sumie wątpliwości nie miał również wobec Enzo. Cudem było przecież nie zaliczyć tych egzaminów, a im oceny przecież nie są potrzebne - im potrzebna jest siła i doświadczenie, a tego w szkole nie zdobędą.
- W ogóle, wygraliśmy puchar Quidditcha. Gryffindor dostał wpierdol. - uśmiechnął się lekko, przypominając sobie kilka swoich akcji z ostatniego meczu. Ach, warto było zobaczyć miny czerwonych, którzy muszą pogodzić się z tym, że nie zdobędą pucharu w tym roku.
- Enzo Nero
Re: Balkon widokowy
Wto Sty 03, 2017 3:02 am
Tylko kilka zaklęć więcej, dobre sobie. W takie gierki Giotto mógł z nim grać kiedy byli dziećmi a nie teraz. Blondyn doskonale wiedział jak to "kilka" przekłada się w rzeczywistości na różnicę między nimi jednak nie miał teraz ochoty się o to sprzeczać.
- Skoro tak mówisz to później będziemy musieli się trochę wzajemnie podciągnąć w walce - Uśmiechnął się i szturchnął brata.
- Nie chciałbym byś teraz mnie czymś uderzył - Powiedział i spojrzał w dół.
Gdyby pojedynkowali się tutaj jest to niemal pewne że obydwaj spadli by z tego balkonu.
- No jedyne co nam pozostało to teraz czekać i modlić się do brody Merlina by wszystko poszło jak najlepiej - Odrzekł wzdychając ciężko.
Enzo nie był przez chwilę zbyt wesoły jednak wiadomość o laniu spuszczonemu Gryfonom w meczu sprawiła że znowu się uśmiechał.
- Że też mnie tam nie było - Zaśmiał się widząc jak entuzjastycznie kuzyn opowiada o meczu.
- Skoro tak mówisz to później będziemy musieli się trochę wzajemnie podciągnąć w walce - Uśmiechnął się i szturchnął brata.
- Nie chciałbym byś teraz mnie czymś uderzył - Powiedział i spojrzał w dół.
Gdyby pojedynkowali się tutaj jest to niemal pewne że obydwaj spadli by z tego balkonu.
- No jedyne co nam pozostało to teraz czekać i modlić się do brody Merlina by wszystko poszło jak najlepiej - Odrzekł wzdychając ciężko.
Enzo nie był przez chwilę zbyt wesoły jednak wiadomość o laniu spuszczonemu Gryfonom w meczu sprawiła że znowu się uśmiechał.
- Że też mnie tam nie było - Zaśmiał się widząc jak entuzjastycznie kuzyn opowiada o meczu.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach