- Giotto Nero
Re: Balkon widokowy
Sro Sty 25, 2017 11:13 pm
To nie było tak trudne do pojęcia, jak mogłoby się wydawać. Charlotte czuła się dobrze w Hogwarcie, ale inni mogli nie przywiązywać takiej wagi do szkoły, jak ona. Wśród tych uczniów, którym jest obojętne, czy są w Hogwarcie, czy gdzieś poza nim, był właśnie Giotto. Pomimo tego, że przeżył tu dużo fajnych chwil, to jednak nie czuł jakiegoś wielkiego sentymentu do tej placówki. On przywiązał się jedynie do kilku osób, miejsca traktował tylko jak tymczasowe lokacje, w których będzie przebywać. Oswoił się już dużo wcześniej z myślą tego, że opuści mury Hogwartu, dlatego też nie będzie na pewno przeżywać tego tak jak Macmillan.
Ślizgon po części przygotowywał się już psychicznie na tak długi wieczór spędzony z Charlotte, ale im więcej o tym myślał, tym bardziej mu się ten pomysł podobał. Gdyby poszedł z kimkolwiek innym albo sam, byłby mniej zaaferowany tym wszystkim, gdyż z góry wiedziałby, że jednak ciężko będzie mu odnaleźć tam swoje miejsce. Tymczasem będąc partnerem Gryfonki, miał świadomość tego, że jest tam z nią i dla niej, reszta się nie liczyła.
W zasadzie to dawno przestał odbierać wspólne spędzanie czasu w formie zmuszania się do tego. Z jej perspektywy mógł być długi proces tej całej adaptacji, ale on jednak był w szoku, jak tak szybko potrafiła do niego dotrzeć i dała się polubić. Wystarczyło naprawdę kilka tygodni, by zaczął to traktować wszystko jak coś normalnego, z czym oswoił się bardzo szybko. To między innymi dzięki takiemu podejściu Charlotte jest tak blisko niego i zawsze będzie mieć specjalne miejsce w jego sercu. Ona pierwsza stała się prawdziwą przyjaciółką Giotto, będąc spoza rodziny Nero. Zasługiwała na specjalne miejsce i traktowanie.
Giotto uśmiechnął się nieszczerze na jej słowa, gdyż wiedział, że jego życie nie jest tak kolorowe, jak mogłoby się wydawać. To, że był utalentowany i pracowity, nie oznaczało, że był wspaniały. Miał mnóstwo wad, których był świadom, poza tym... nie był dobrym człowiekiem. Zrobił w swoim krótkim życiu już wiele złego, ale Charlotte oczywiście o tym nie wiedziała, więc mogła postrzegać go dużo inaczej, niż on sam siebie. On pogodził się z tym, że nie jest superbohaterem i że tak naprawdę, jest kimś z pogranicza - nie jest ani do końca dobry, ani też zły. Rola antybohatera byłaby chyba dla niego najodpowiedniejsza.
Kiedy przytuliła się do niego, jego serce zabiło trochę mocniej. Mogła to wyczuć, gdyż jej głowa znajdowała się właśnie w okolicach jego klatki piersiowej. Instynktownie jednak wyprostował się chwilę wcześniej i objął ją jedną ręką w dość nietypowy sposób, bo wplótł swoją dłoń w jej włosy, przyciskając ją nieznacznie do swego ciała. Druga ręka zaś pozostawała w kieszeni spodni młodego Ślizgona. Kilka razy prowizorycznie przeczesał jej włosy, za każdym razem jednak wracał do poprzedniej pozycji, wzdychając lekko.
W pewnej chwili pochylił głowę w dół i zanurzył nieznacznie twarz w jej włosach, przymykając oczy, oddychając głęboko, a także ciesząc się wręcz tym zapachem. Jej zapachem.
Dziś jak nigdy pragnął fizycznego kontaktu z nią, a ta chwila wydawała się być najbardziej odpowiednia do tego, by stać tak w ciszy i cieszyć się wyłącznie sobą, póki jeszcze oboje tu są.
Ślizgon po części przygotowywał się już psychicznie na tak długi wieczór spędzony z Charlotte, ale im więcej o tym myślał, tym bardziej mu się ten pomysł podobał. Gdyby poszedł z kimkolwiek innym albo sam, byłby mniej zaaferowany tym wszystkim, gdyż z góry wiedziałby, że jednak ciężko będzie mu odnaleźć tam swoje miejsce. Tymczasem będąc partnerem Gryfonki, miał świadomość tego, że jest tam z nią i dla niej, reszta się nie liczyła.
W zasadzie to dawno przestał odbierać wspólne spędzanie czasu w formie zmuszania się do tego. Z jej perspektywy mógł być długi proces tej całej adaptacji, ale on jednak był w szoku, jak tak szybko potrafiła do niego dotrzeć i dała się polubić. Wystarczyło naprawdę kilka tygodni, by zaczął to traktować wszystko jak coś normalnego, z czym oswoił się bardzo szybko. To między innymi dzięki takiemu podejściu Charlotte jest tak blisko niego i zawsze będzie mieć specjalne miejsce w jego sercu. Ona pierwsza stała się prawdziwą przyjaciółką Giotto, będąc spoza rodziny Nero. Zasługiwała na specjalne miejsce i traktowanie.
Giotto uśmiechnął się nieszczerze na jej słowa, gdyż wiedział, że jego życie nie jest tak kolorowe, jak mogłoby się wydawać. To, że był utalentowany i pracowity, nie oznaczało, że był wspaniały. Miał mnóstwo wad, których był świadom, poza tym... nie był dobrym człowiekiem. Zrobił w swoim krótkim życiu już wiele złego, ale Charlotte oczywiście o tym nie wiedziała, więc mogła postrzegać go dużo inaczej, niż on sam siebie. On pogodził się z tym, że nie jest superbohaterem i że tak naprawdę, jest kimś z pogranicza - nie jest ani do końca dobry, ani też zły. Rola antybohatera byłaby chyba dla niego najodpowiedniejsza.
Kiedy przytuliła się do niego, jego serce zabiło trochę mocniej. Mogła to wyczuć, gdyż jej głowa znajdowała się właśnie w okolicach jego klatki piersiowej. Instynktownie jednak wyprostował się chwilę wcześniej i objął ją jedną ręką w dość nietypowy sposób, bo wplótł swoją dłoń w jej włosy, przyciskając ją nieznacznie do swego ciała. Druga ręka zaś pozostawała w kieszeni spodni młodego Ślizgona. Kilka razy prowizorycznie przeczesał jej włosy, za każdym razem jednak wracał do poprzedniej pozycji, wzdychając lekko.
W pewnej chwili pochylił głowę w dół i zanurzył nieznacznie twarz w jej włosach, przymykając oczy, oddychając głęboko, a także ciesząc się wręcz tym zapachem. Jej zapachem.
Dziś jak nigdy pragnął fizycznego kontaktu z nią, a ta chwila wydawała się być najbardziej odpowiednia do tego, by stać tak w ciszy i cieszyć się wyłącznie sobą, póki jeszcze oboje tu są.
- Charlotte Macmillan
Re: Balkon widokowy
Czw Sty 26, 2017 10:35 am
Lotta nie musiała się do niczego przygotowywać. Od momentu, w którym Giotto zaprosił ją na bal była już na niego mentalnie stuprocentowo gotowa, nie mogąc się wręcz doczekać chwili, w której przyjdzie jej pojawić się w Wielkiej Sali u boku Ślizgona. I chociaż do tej pory tłumiła wszystkie swoje reakcje i zniecierpliwienie, a to wszystko ze względu na egzaminy i chęć jak najlepszego napisania ich, to teraz najzwyczajniej w świecie nie będzie żadnej, ale to żadnej rzeczy, która byłaby w stanie powstrzymać ją od ciągłej radości i ciągłego myślenia o balu. Wierzyła, że należycie pożegna się ze szkołą, a także należycie pożegna się w czasie tego wieczoru z Giotto, którego prawdopodobnie już nigdy więcej nie będzie miała okazji widywać codziennie. Chciała, aby wszystko było idealne tego dnia, dlatego też w głowie planowała jaką suknię zamówić aby prezentować się odpowiednio i aby Ślizgon nie pożałował, że wybiera się na bal z nią, a nie z kimś innym.
Jasne, że brała pod uwagę możliwość, że nie wszystko co w swoim życiu zrobił chłopak było dobre i nie każda jego decyzja przybliżała go do miana bohatera, ale to wcale nie oznaczało, że uważała go za mniej wartościowego czy wspaniałego. Może przez ich zażyłość usprawiedliwiałaby każdą jego decyzję i każde jego posunięcie, jednak Charlotte naprawdę wierzyła, że jest on dobry. Po prostu życie i sytuacje, na które nie miał wpływu sprawiły, że spotkało go wiele złego, ale to wcale nie umniejszało jego wartości. Nie w oczach Gryfonki. Ona zawsze była gotowa stać za nim murem i powtarzać, że nic nie umniejsza jego wartości i nic nie może sprawić, że postrzegałaby go inaczej niż postrzega w chwili obecnej.
Oczywiście, że poczuła jak serce mocniej mu zabiło, ale to tylko sprawiło, że mocniej się w niego wtuliła, zaciskając z całych sił oczy. Chciała aby ta chwila trwała dłużej niż miała. Chociaż nie wiedziała ile czasu jeszcze przyjdzie im spędzić na tym balkonie, ile jeszcze będzie mogła się do Giotto przytulać, to już wiedziała, że to i tak nie będzie wystarczająco długo. Zawsze będzie jej za mało czasu spędzonego z chłopakiem, zawsze będzie chciała więcej i więcej, co już niejednokrotnie udowadniała. Co pokazywała też teraz, palce zaciskając na szacie Nero, jakby to miało pomóc jej przedłużyć tę chwilę. Bo czuła się bezpiecznie. Pierwszy raz od dłuższego czasu czuła, że nic nie grozi ani światu, ani jej, jakaś nieopisana harmonia wtargnęła wraz z chwilą, w której zapach Giotto rozgościł się na dobre w jej płucach, uspokajając oddech i myśli. Jak mogłaby teraz nie chcieć cofnąć się w czasie aby móc spędzić chociaż jeden rok więcej w ciągłej obecności Giotto?
- Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał. - poprosiła w pewnym momencie cicho. - Obiecaj, że gdziekolwiek znikasz i cokolwiek wtedy robisz to będziesz na siebie uważał. I że zawsze wrócisz do mnie w jednym kawałku. Nie chcę sobie nawet wyobrażać co bym czuła gdyby coś ci się stało. Tak bardzo się o ciebie martwię kiedy nie dajesz znaku życia... - po raz pierwszy odważyła się do tego przyznać, zagryzając po chwili wargi aby nie powiedzieć czegoś więcej, czegoś, co mogłoby spłoszyć Giotto i sprawić, że wszystko prysłoby jak bańka mydlana. Jeszcze nie była gotowa na to, aby odsunąć się od niego choćby na krok.
Jasne, że brała pod uwagę możliwość, że nie wszystko co w swoim życiu zrobił chłopak było dobre i nie każda jego decyzja przybliżała go do miana bohatera, ale to wcale nie oznaczało, że uważała go za mniej wartościowego czy wspaniałego. Może przez ich zażyłość usprawiedliwiałaby każdą jego decyzję i każde jego posunięcie, jednak Charlotte naprawdę wierzyła, że jest on dobry. Po prostu życie i sytuacje, na które nie miał wpływu sprawiły, że spotkało go wiele złego, ale to wcale nie umniejszało jego wartości. Nie w oczach Gryfonki. Ona zawsze była gotowa stać za nim murem i powtarzać, że nic nie umniejsza jego wartości i nic nie może sprawić, że postrzegałaby go inaczej niż postrzega w chwili obecnej.
Oczywiście, że poczuła jak serce mocniej mu zabiło, ale to tylko sprawiło, że mocniej się w niego wtuliła, zaciskając z całych sił oczy. Chciała aby ta chwila trwała dłużej niż miała. Chociaż nie wiedziała ile czasu jeszcze przyjdzie im spędzić na tym balkonie, ile jeszcze będzie mogła się do Giotto przytulać, to już wiedziała, że to i tak nie będzie wystarczająco długo. Zawsze będzie jej za mało czasu spędzonego z chłopakiem, zawsze będzie chciała więcej i więcej, co już niejednokrotnie udowadniała. Co pokazywała też teraz, palce zaciskając na szacie Nero, jakby to miało pomóc jej przedłużyć tę chwilę. Bo czuła się bezpiecznie. Pierwszy raz od dłuższego czasu czuła, że nic nie grozi ani światu, ani jej, jakaś nieopisana harmonia wtargnęła wraz z chwilą, w której zapach Giotto rozgościł się na dobre w jej płucach, uspokajając oddech i myśli. Jak mogłaby teraz nie chcieć cofnąć się w czasie aby móc spędzić chociaż jeden rok więcej w ciągłej obecności Giotto?
- Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał. - poprosiła w pewnym momencie cicho. - Obiecaj, że gdziekolwiek znikasz i cokolwiek wtedy robisz to będziesz na siebie uważał. I że zawsze wrócisz do mnie w jednym kawałku. Nie chcę sobie nawet wyobrażać co bym czuła gdyby coś ci się stało. Tak bardzo się o ciebie martwię kiedy nie dajesz znaku życia... - po raz pierwszy odważyła się do tego przyznać, zagryzając po chwili wargi aby nie powiedzieć czegoś więcej, czegoś, co mogłoby spłoszyć Giotto i sprawić, że wszystko prysłoby jak bańka mydlana. Jeszcze nie była gotowa na to, aby odsunąć się od niego choćby na krok.
- Giotto Nero
Re: Balkon widokowy
Czw Sty 26, 2017 4:17 pm
Charlotte mogła pochwalić się tym, że wiedziała co nie co o Giotto, ale jednak nie poznała jeszcze jego mrocznej strony. Chłopak za wszelką cenę starał się ukryć to, co robił, gdy znikał na całe tygodnie ze szkoły i nawet jego rodzice nie mieli pojęcia o jego "praktykach". Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że on nie widział innej alternatywy na uzyskanie wszystkich informacji. Myślał, że jeśli będzie brutalny, bezlitosny i pokaże, że nie boi się konsekwencji swoich czynów, przekona tym samym swoje "ofiary", by z nim współpracowały, bo on naprawdę nie żartował. Macmillan o tym nie wiedziała; miała inne zdanie o Nero i było one zdecydowanie na wyrost. Widziała w nim kogoś, kim nie jest i to było chyba najsmutniejsze.
Wszystko jednak nie miało znaczenia, gdy tak stali wtuleni i cieszyli się wzajemnie swoją obecnością, zapominając całkowicie o wszystkim innym. Giotto nie planował puszczać jej z uścisku, gdyż czuł się doskonale, mając ją tak blisko siebie. Pierwszy raz bowiem tak się zbliżyli, a dzięki właśnie takim gestom mogli chociaż w minimalny sposób odreagować wszystkie te emocje, zwłaszcza z odejściem ze szkoły. Nero poczuł się ważny dla kogoś, a takie uczucie było dla niego bardzo rzadkie, gdyż wiele zainteresowania w życiu nie doświadczył, zwłaszcza po rodzinnej tragedii. Tymczasem Gryfonka stała wtulona w niego i nie zamierzała, tak samo jak on, tego przerywać. Z każdym kolejnym gestem czy oddechem, byli jeszcze bliżej siebie, co chyba nawet fizycznie zdawało się być już niemożliwe.
Przeczesał kilka razy nieznacznie jej włosy i westchnął lekko, całkowicie oddając się temu uczuciu. Jej zapach działał na niego kojąco, w dodatku ciepło bijące nie tylko z jej ciała, ale również z każdego słowa, które wypowiadała, wprowadzało go w fantastyczny nastrój. Nawet pomimo tego, że rozmawiali teraz o dość trudnym temacie. Po raz kolejny poczuł się ważny, a także zrozumiał, że ktoś się o niego troszczy i że wszystko to, co robił do tej pory, było nie w porządku wobec Charlotte.
Stojąc tak w ciszy, wysłuchał ją i westchnął raz jeszcze. Wyprostował się i położył podbródek na jej głowie, przenosząc wzrok na niebo.
- Obiecuję. - rzekł pewnie, choć kłamał. Wiedział doskonale co robi i że kiedyś może za to przypłacić życiem. Nie chciał jednak zranić jej w jakikolwiek sposób, dlatego posunął się do kłamstwa.
Chwilę stał tak w ciszy, cały czas tuląc ją do swojej klatki piersiowej. Dopiero po chwili dotarła do niego druga część przez nią wypowiedziana. Ona naprawdę się o niego martwiła. Przymknął oczy, wzdychając lekko, gdyż karcił się właśnie w myślach za to, co robił cały ten czas. Zamiast zapewniać ją, że wszystko dobrze, gdzie jest, co robi, że jest bezpieczny, to on silił się tylko na głupie "żyję". Dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo ranił ją tak ogólnikową informacją.
Pochylił głowę w dół i cmoknął ją delikatnie, pozostając kolejną chwilę w pozycji z twarzą w jej włosach.
- Wrócę. - zapewnił ją i tym razem nie kłamał. Zależało mu na tym, by dokończyć sprawę brata, ale pierwszy raz od śmierci starszego Nero, Ślizgon poczuł coś, czego nie czuł już dawno. Był komuś potrzebny, ktoś na niego czekał, a on miał do kogo wrócić.
Szóstoklasista przycisnął ją jeszcze mocniej do siebie, a jego serce ponownie zabiło kilka razy mocniej. W tej chwili poważnie zwątpił w sens podróży po zakończeniu roku szkolnego, a to wszystko za sprawą jej deklaracji.
- Ale obiecaj, że będziesz na mnie czekać... - wydukał cicho.
Zależało mu, bardziej niż kiedykolwiek.
Wszystko jednak nie miało znaczenia, gdy tak stali wtuleni i cieszyli się wzajemnie swoją obecnością, zapominając całkowicie o wszystkim innym. Giotto nie planował puszczać jej z uścisku, gdyż czuł się doskonale, mając ją tak blisko siebie. Pierwszy raz bowiem tak się zbliżyli, a dzięki właśnie takim gestom mogli chociaż w minimalny sposób odreagować wszystkie te emocje, zwłaszcza z odejściem ze szkoły. Nero poczuł się ważny dla kogoś, a takie uczucie było dla niego bardzo rzadkie, gdyż wiele zainteresowania w życiu nie doświadczył, zwłaszcza po rodzinnej tragedii. Tymczasem Gryfonka stała wtulona w niego i nie zamierzała, tak samo jak on, tego przerywać. Z każdym kolejnym gestem czy oddechem, byli jeszcze bliżej siebie, co chyba nawet fizycznie zdawało się być już niemożliwe.
Przeczesał kilka razy nieznacznie jej włosy i westchnął lekko, całkowicie oddając się temu uczuciu. Jej zapach działał na niego kojąco, w dodatku ciepło bijące nie tylko z jej ciała, ale również z każdego słowa, które wypowiadała, wprowadzało go w fantastyczny nastrój. Nawet pomimo tego, że rozmawiali teraz o dość trudnym temacie. Po raz kolejny poczuł się ważny, a także zrozumiał, że ktoś się o niego troszczy i że wszystko to, co robił do tej pory, było nie w porządku wobec Charlotte.
Stojąc tak w ciszy, wysłuchał ją i westchnął raz jeszcze. Wyprostował się i położył podbródek na jej głowie, przenosząc wzrok na niebo.
- Obiecuję. - rzekł pewnie, choć kłamał. Wiedział doskonale co robi i że kiedyś może za to przypłacić życiem. Nie chciał jednak zranić jej w jakikolwiek sposób, dlatego posunął się do kłamstwa.
Chwilę stał tak w ciszy, cały czas tuląc ją do swojej klatki piersiowej. Dopiero po chwili dotarła do niego druga część przez nią wypowiedziana. Ona naprawdę się o niego martwiła. Przymknął oczy, wzdychając lekko, gdyż karcił się właśnie w myślach za to, co robił cały ten czas. Zamiast zapewniać ją, że wszystko dobrze, gdzie jest, co robi, że jest bezpieczny, to on silił się tylko na głupie "żyję". Dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo ranił ją tak ogólnikową informacją.
Pochylił głowę w dół i cmoknął ją delikatnie, pozostając kolejną chwilę w pozycji z twarzą w jej włosach.
- Wrócę. - zapewnił ją i tym razem nie kłamał. Zależało mu na tym, by dokończyć sprawę brata, ale pierwszy raz od śmierci starszego Nero, Ślizgon poczuł coś, czego nie czuł już dawno. Był komuś potrzebny, ktoś na niego czekał, a on miał do kogo wrócić.
Szóstoklasista przycisnął ją jeszcze mocniej do siebie, a jego serce ponownie zabiło kilka razy mocniej. W tej chwili poważnie zwątpił w sens podróży po zakończeniu roku szkolnego, a to wszystko za sprawą jej deklaracji.
- Ale obiecaj, że będziesz na mnie czekać... - wydukał cicho.
Zależało mu, bardziej niż kiedykolwiek.
- Charlotte Macmillan
Re: Balkon widokowy
Czw Sty 26, 2017 6:06 pm
Oczywiście, że był ważny, był cholernie ważny i może rzeczywiście zbyt rzadko mu to pokazywała, może już wcześniej powinna powiedzieć mu, że boi się kiedy znika bez słowa, że nie jest w stanie spokojnie spać, a jej umysł podrzuca we śnie wizje, które sprawiają, że budzi się oblana zimnym potem. Nie wyobrażała sobie, że pewnego dnia Giotto po prostu przepadnie, zniknie, że już nigdy nie usłyszy jego głosu i nie dostrzeże jego nikłego uśmiechu czającego się gdzieś w kącikach ust na jej widok. Charlotte tego potrzebowała. Potrzebowała jego obecności tak mocno, jak w tym momencie potrzebowała jego uścisku. Tak wiele emocji w niej w tym momencie się kotłowało, że już nie była pewna czy bardziej boi się zniknięcia Ślizgona, rosnącej potęgi Voldemorta czy po prostu przyszłości. A jednocześnie było jej po prostu dobrze, po prostu cieszyła się z tej bliskości i tego ciepła, które czuła gdy stała wtulona w Giotto, pozwalając sobie na to po raz pierwszy. I nie zamierzając tego przerwać.
- Naprawdę, nawet nie chcę myśleć o tym, że mógłbyś kiedyś nie wrócić. - była pewna, że nie poradziłaby sobie gdyby pewnego dnia dostała sowę, że Giotto już nigdy więcej nie uraczy jej swoją obecnością, a ich pożegnanie może się odbyć przy jego trumnie. Chociaż nie miała pojęcia co chłopak robił w czasie swoich wypadów poza szkołę to zawsze czuła, że nie jest to nic przyjemnego ani też bezpiecznego. Oczywiście nie pytała, nie chciała być nachalna i wymuszać na nim odpowiedzi, ale to wcale nie oznaczało, że wewnątrz niej nie toczyła się burza, a domysły nie wariowały. Teraz miało być jednak jeszcze gorzej. Do tej pory gdy wracał, to od razu była w stanie wyhaczyć go gdzieś na korytarzu, pomiędzy lekcjami, a teraz...? Teraz będzie mogła liczyć wyłącznie na jego wiadomości, dostanie tyle, ile Giotto będzie chciał jej przekazać. Już nie będzie mogła oceniać tego jak wygląda, jak się zachowuje, będzie musiała karmić się słowem pisanym o ile zostanie nim uraczona.
- Zawsze będę czekać, Gio, choćbyś na nie wiadomo ile zniknął to będę na ciebie czekała. Tylko wróć, proszę... - głos zaczął jej niebezpiecznie drżeć przy tych słowach, przez co zagryzła wargi i zacisnęła oczy, nie chcąc pozwolić aby nagła fala strachu i niepewności rozlała się po jej ciele. Nie chciała też pokazać jak bardzo ją to wszystko bolało.
Charlotte wiedziała, że jakiejkolwiek decyzji Nero nie podjął, to nie ma szans na zmianę jej, nawet nie chciała na niego naciskać i zmuszać do czegoś, co mogłoby sprawić, że czułby do niej żal. Poza tym nie miała żadnego prawa do oczekiwania od niego posłuchu, do oczekiwania, że co powie to Giotto zrobi. Dlatego też prosiła o rzeczy, na które wiedziała, że może sobie pozwolić. Prosiła o to, bez czego nie potrafiłaby normalnie funkcjonować. Obietnica powrotu uspokajała bowiem, chociaż minimalnie, jej nerwy, napełniała ją wiarą, że rzeczywiście zawsze będzie wracał, z każdej, nawet najkrótszej wyprawy.
- Naprawdę, nawet nie chcę myśleć o tym, że mógłbyś kiedyś nie wrócić. - była pewna, że nie poradziłaby sobie gdyby pewnego dnia dostała sowę, że Giotto już nigdy więcej nie uraczy jej swoją obecnością, a ich pożegnanie może się odbyć przy jego trumnie. Chociaż nie miała pojęcia co chłopak robił w czasie swoich wypadów poza szkołę to zawsze czuła, że nie jest to nic przyjemnego ani też bezpiecznego. Oczywiście nie pytała, nie chciała być nachalna i wymuszać na nim odpowiedzi, ale to wcale nie oznaczało, że wewnątrz niej nie toczyła się burza, a domysły nie wariowały. Teraz miało być jednak jeszcze gorzej. Do tej pory gdy wracał, to od razu była w stanie wyhaczyć go gdzieś na korytarzu, pomiędzy lekcjami, a teraz...? Teraz będzie mogła liczyć wyłącznie na jego wiadomości, dostanie tyle, ile Giotto będzie chciał jej przekazać. Już nie będzie mogła oceniać tego jak wygląda, jak się zachowuje, będzie musiała karmić się słowem pisanym o ile zostanie nim uraczona.
- Zawsze będę czekać, Gio, choćbyś na nie wiadomo ile zniknął to będę na ciebie czekała. Tylko wróć, proszę... - głos zaczął jej niebezpiecznie drżeć przy tych słowach, przez co zagryzła wargi i zacisnęła oczy, nie chcąc pozwolić aby nagła fala strachu i niepewności rozlała się po jej ciele. Nie chciała też pokazać jak bardzo ją to wszystko bolało.
Charlotte wiedziała, że jakiejkolwiek decyzji Nero nie podjął, to nie ma szans na zmianę jej, nawet nie chciała na niego naciskać i zmuszać do czegoś, co mogłoby sprawić, że czułby do niej żal. Poza tym nie miała żadnego prawa do oczekiwania od niego posłuchu, do oczekiwania, że co powie to Giotto zrobi. Dlatego też prosiła o rzeczy, na które wiedziała, że może sobie pozwolić. Prosiła o to, bez czego nie potrafiłaby normalnie funkcjonować. Obietnica powrotu uspokajała bowiem, chociaż minimalnie, jej nerwy, napełniała ją wiarą, że rzeczywiście zawsze będzie wracał, z każdej, nawet najkrótszej wyprawy.
- Giotto Nero
Re: Balkon widokowy
Czw Sty 26, 2017 6:54 pm
Z pewnością gdyby wiedział o tego rodzaju problemach Charlotte, raczej wyjawiałby jej więcej informacji ze swoich dotychczasowych podróży. Dziewczyna jednak nie dawała po sobie poznać, że aż tak zależy jej na bezpieczeństwie Giotto i że aż tak się o niego martwi, zatem skoro do tej pory starczyły jej te szczątkowe dane odnośnie jego stanu, sądził, że nic się w tej kwestii nie zmieniło. Poniekąd czuł się teraz źle, że tuszował przed nią wszystko, ale też przypomniał sobie, że miał ku temu nie tylko egoistyczne pobudki, ale również takie, które miały sens.
Uzależnili się w pewien sposób od siebie, dlatego im bliżej było do balu, a raczej do zakończenia roku, tym bardziej robili dobrą minę do złej gry. Między nimi od dawna było bardzo dobrze i znajomość rozwijała się w dobry sposób, naturalny wręcz. Teraz jednak gdy ona miała skończyć szkołę, a on miał rzucić Hogwart i wyjechać, wszystko to na co pracowali tyle lat, mogło przepaść bezpowrotnie. Co prawda właśnie zaczęli się zapewniać, że to nie koniec, ale chyba sam Giotto w to nie wierzył. W końcu ile ona będzie mogła na niego czekać?
Każde jej wyznanie rozbudzało w nim co raz większe poczucie winy, że traktował ją tak jak wszystkich - chłodno, a tak naprawdę zasługiwała na więcej, choćby dla świętego spokoju. To jak wiele ciepła okazała mu właśnie w tej chwili, świadczyło o jej przywiązaniu do Ślizgona i o tym, jak bardzo się o niego troszczy, nie tylko w tej chwili. Czym on się jej odwzajemnił? Tajemnicami, chłodem i unikaniem jej, tak jak wszystkich osób w tej szkole. Miał wiele szczęścia, że u jego boku znajdowała się właśnie ona. Była idealna.
Słysząc jej drżący głos, otworzył oczy i odsunął się nieznacznie, wypuszczając ją z uścisku. Delikatnie przeniósł rękę na jej podbródek, który chwycił dwoma palcami i uniósł jej głowę ku górze, by mogła spojrzeć mu w oczy. Był spokojny, ale jednocześnie stanowczy i nie dawał po sobie poznać tego, że targają nim teraz jakieś głębsze emocje.
- Wrócę... Mam do kogo. - odrzekł spokojnie i chwilę przyglądał się brunetce, która była teraz odrobinę stłamszona całym tym ciężarem niepewności i obaw.
Pogładził ją palcem po zewnętrznej stronie dłoni i uśmiechnął się lekko, chcąc podnieść ją na duchu. Nie chciał widzieć jej w takim stanie, Charlotte zawsze była, jest i będzie dla niego jedną z najweselszych osób na świecie, do których nijak pasuje uczucie trwogi i smutku, zwłaszcza ukazywanego mimiką twarzy.
Przekręcił najpierw ją, a potem sam siebie w kierunku widoków, które chwilę wcześniej podziwiali, a następnie zaszedł ją od tyłu, po czym objął ją rękami w pasie i położył na moment podbródek na jej lewym ramieniu, stykając nieznacznie ich policzki.
Stał tak w ciszy, obejmując ją i trzymając blisko siebie, podziwiając jednocześnie niesamowity widok, który z tej perspektywy, przy tej bliskości, był dużo wspanialszy. Chciał coś powiedzieć, ale przez natłok myśli nie wiedział co chciałby wyrzucić z siebie najpierw, postanowił więc po prostu cieszyć się chwilą i jej obecnością.
Uzależnili się w pewien sposób od siebie, dlatego im bliżej było do balu, a raczej do zakończenia roku, tym bardziej robili dobrą minę do złej gry. Między nimi od dawna było bardzo dobrze i znajomość rozwijała się w dobry sposób, naturalny wręcz. Teraz jednak gdy ona miała skończyć szkołę, a on miał rzucić Hogwart i wyjechać, wszystko to na co pracowali tyle lat, mogło przepaść bezpowrotnie. Co prawda właśnie zaczęli się zapewniać, że to nie koniec, ale chyba sam Giotto w to nie wierzył. W końcu ile ona będzie mogła na niego czekać?
Każde jej wyznanie rozbudzało w nim co raz większe poczucie winy, że traktował ją tak jak wszystkich - chłodno, a tak naprawdę zasługiwała na więcej, choćby dla świętego spokoju. To jak wiele ciepła okazała mu właśnie w tej chwili, świadczyło o jej przywiązaniu do Ślizgona i o tym, jak bardzo się o niego troszczy, nie tylko w tej chwili. Czym on się jej odwzajemnił? Tajemnicami, chłodem i unikaniem jej, tak jak wszystkich osób w tej szkole. Miał wiele szczęścia, że u jego boku znajdowała się właśnie ona. Była idealna.
Słysząc jej drżący głos, otworzył oczy i odsunął się nieznacznie, wypuszczając ją z uścisku. Delikatnie przeniósł rękę na jej podbródek, który chwycił dwoma palcami i uniósł jej głowę ku górze, by mogła spojrzeć mu w oczy. Był spokojny, ale jednocześnie stanowczy i nie dawał po sobie poznać tego, że targają nim teraz jakieś głębsze emocje.
- Wrócę... Mam do kogo. - odrzekł spokojnie i chwilę przyglądał się brunetce, która była teraz odrobinę stłamszona całym tym ciężarem niepewności i obaw.
Pogładził ją palcem po zewnętrznej stronie dłoni i uśmiechnął się lekko, chcąc podnieść ją na duchu. Nie chciał widzieć jej w takim stanie, Charlotte zawsze była, jest i będzie dla niego jedną z najweselszych osób na świecie, do których nijak pasuje uczucie trwogi i smutku, zwłaszcza ukazywanego mimiką twarzy.
Przekręcił najpierw ją, a potem sam siebie w kierunku widoków, które chwilę wcześniej podziwiali, a następnie zaszedł ją od tyłu, po czym objął ją rękami w pasie i położył na moment podbródek na jej lewym ramieniu, stykając nieznacznie ich policzki.
Stał tak w ciszy, obejmując ją i trzymając blisko siebie, podziwiając jednocześnie niesamowity widok, który z tej perspektywy, przy tej bliskości, był dużo wspanialszy. Chciał coś powiedzieć, ale przez natłok myśli nie wiedział co chciałby wyrzucić z siebie najpierw, postanowił więc po prostu cieszyć się chwilą i jej obecnością.
- Charlotte Macmillan
Re: Balkon widokowy
Czw Sty 26, 2017 8:16 pm
Udawała przez ten cały czas, że wszystko jest dobrze aby nie nadużywać faktu ich przyjaźni, bała się sytuacji, w której Giotto odciąłby się od niej ze względu na jakieś wymagania, na jakieś obawy ze strony Charlotte. Strach przed utratą kontaktu ze Ślizgonem dawał jej skuteczną motywację do przetrwania każdego kolejnego zniknięcia i każdego kolejnego złego snu. Teraz jednak, kiedy już miało jej nie być w tej szkole i kiedy ich kontakt i tak miał ucierpieć, czy mogła dłużej grać i kłamać? Tym bardziej, że na dniach przestanie to mieć jakikolwiek sens. Nadszedł moment, w którym należało przyznać się do swoich obaw i lęków, więc Charlotte to uczyniła, powiedziała na głos to, o czym do tej pory nawet nie chciała myśleć i wcale nie wyszło jej to na złe. Otrzymała w zamian poczucie, że cokolwiek by się nie działo Giotto będzie na siebie uważał, że wróci do niej. Potrzebowała tej wiedzy.
Nie powinien czuć się jednak winny, że traktował ją jak każdą inną osobę w tej szkole. Przecież akceptowała to, w momencie, w którym podjęła decyzję, że chce stać się kimś bliskim dla Ślizgona, pogodziła się z myślą, że po pierwsze nie będzie to łatwe, a po drugie, że prawdopodobnie może to nigdy nie zadziałać w obydwie strony. I teraz, w tym momencie, miała dowód na to, że było warto go nachodzić, warto było przeprowadzić każdy monolog i przebywać z nim w każdej, najmniej spodziewanej chwili. Zbliżający się bal, ale także ich bliskość na tym balkonie to było ukoronowanie wielu lat wspólnego docierania się i poznawania.
Posłusznie spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się szeroko, słysząc jego słowa. Już nie chciała się więcej smucić, nie w tym momencie, kiedy Giotto był przecież wciąż obok, jeszcze szkoła się nie skończyła, jeszcze mogła codziennie go zaczepiać na korytarzach i proponować jakieś szalone pomysły, które nigdy miały nie zostać zrealizowane. Smucić będzie się później, kiedy po raz ostatni odjedzie z peronu w Hogsmeade w kierunku Londynu.
Nabrała głęboko powietrza w płuca i spojrzała na widok rozpościerający się przed nimi, dopiero po chwili na moment przymykając oczy, czy to z powodu ciepłego wiatru czy też uczucia ciepłego policzka Giotto na swoim własnym. Wszystko to jednak sprawiało, że Gryfinkę po raz kolejny ogarnęło poczucie harmonii i stabilizacji, a myśl, że wszystko musi być dobrze rozgościła się w jej ciele, przyjemnym ciepłem docierając do spiętych mięśni i rozluźniając je.
- Zastanawiałam się ostatnio co chciałabym robić w przyszłości. Bo oczywiście każdy dotychczasowy pomysł mi nie odpowiada i wpadłam na myśl, że może wyruszę w świat i napiszę nowy podręcznik do Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Będę jak drugi Newt Scamander, którego swoją drogą chciałabym poznać. - przyznała ze śmiechem, odchylając nieznacznie głowę w tył aby móc spojrzeć na Giotto swoimi błyszczącymi z rozbawienia, ale i z powodu jego bliskości, oczami.
Nie powinien czuć się jednak winny, że traktował ją jak każdą inną osobę w tej szkole. Przecież akceptowała to, w momencie, w którym podjęła decyzję, że chce stać się kimś bliskim dla Ślizgona, pogodziła się z myślą, że po pierwsze nie będzie to łatwe, a po drugie, że prawdopodobnie może to nigdy nie zadziałać w obydwie strony. I teraz, w tym momencie, miała dowód na to, że było warto go nachodzić, warto było przeprowadzić każdy monolog i przebywać z nim w każdej, najmniej spodziewanej chwili. Zbliżający się bal, ale także ich bliskość na tym balkonie to było ukoronowanie wielu lat wspólnego docierania się i poznawania.
Posłusznie spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się szeroko, słysząc jego słowa. Już nie chciała się więcej smucić, nie w tym momencie, kiedy Giotto był przecież wciąż obok, jeszcze szkoła się nie skończyła, jeszcze mogła codziennie go zaczepiać na korytarzach i proponować jakieś szalone pomysły, które nigdy miały nie zostać zrealizowane. Smucić będzie się później, kiedy po raz ostatni odjedzie z peronu w Hogsmeade w kierunku Londynu.
Nabrała głęboko powietrza w płuca i spojrzała na widok rozpościerający się przed nimi, dopiero po chwili na moment przymykając oczy, czy to z powodu ciepłego wiatru czy też uczucia ciepłego policzka Giotto na swoim własnym. Wszystko to jednak sprawiało, że Gryfinkę po raz kolejny ogarnęło poczucie harmonii i stabilizacji, a myśl, że wszystko musi być dobrze rozgościła się w jej ciele, przyjemnym ciepłem docierając do spiętych mięśni i rozluźniając je.
- Zastanawiałam się ostatnio co chciałabym robić w przyszłości. Bo oczywiście każdy dotychczasowy pomysł mi nie odpowiada i wpadłam na myśl, że może wyruszę w świat i napiszę nowy podręcznik do Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Będę jak drugi Newt Scamander, którego swoją drogą chciałabym poznać. - przyznała ze śmiechem, odchylając nieznacznie głowę w tył aby móc spojrzeć na Giotto swoimi błyszczącymi z rozbawienia, ale i z powodu jego bliskości, oczami.
- Giotto Nero
Re: Balkon widokowy
Pią Sty 27, 2017 4:20 pm
Charlotte poniekąd dobrze robiła, że nie naciskała na niego w żaden sposób. Prawdę mówiąc - kupiła go tym. Była naturalna, interesowała się wyłącznie osobą Giotto, a nie tym co się dzieje wokół niego i nie przeszkadzała mu. Starała się go wspierać, nie wypytywała go o nic, a zarazem cały czas się do niego zbliżała. Po prostu była, a jej obecność i osobowość spowodowały to, że zaufał jej bardziej, niż komukolwiek innemu.
Z drugiej strony oczywiście mogłaby to wykorzystać, ale Nero nie dałby zbyt długo sobą manipulować, bo przecież to podchodziło właśnie pod taki zakres zachowań. Gdyby wypytywała szczątkowo, to raczej nie miałby jej tego za złe, ale jak wiadomo, jedna odpowiedź generuje dwa następne pytania, coś jak odcinanie głów hydrze. Ślizgon był świadom tego, jak wiele Charlotte dla niego zrobiła i jak wiele ciepła oraz dobroci mu okazała. Gdyby teraz zaczęła drążyć ciężkie dla niego tematy, chłopak w końcu by pękł, a ona dowiedziałaby się wielu rzeczy. Nie zależało jej jednak na wyciąganiu informacji, a na Giotto. I to była właśnie ta subtelna różnica - interesowała się nim, nie jego życiem.
Pewnie też poniekąd stąd właśnie te jego "dziwne" zachowanie na balkonie. Poczuł wielką potrzebę odwzajemniania każdego dotyku czy kontaktu, jaki między nimi zachodził. Stąd też nie wypuszczał jej z ramion, oddychał błogo, gdy tylko mógł poczuć jej słodki zapach oraz już po jakimś czasie, nie wyobrażał sobie tego, że mogą tak po prostu od siebie odkleić. Stąd też zmiana pozycji, która koniec końców i tak poskutkowała tym, że znowu się do niej tuli.
Przymknął na parę chwil oczy, skupiając się wyłącznie na tym, jak dobrze się teraz czuje. Jej ciepły, lekko zarumieniony policzek stykał się z jego, miał ją blisko przy sobie i w dodatku jeszcze oboje emanowali dobrą energią, która przełożyła się na to, że pomimo początkowych obaw, teraz zajęci są tylko sobą. Dopiero głos Gryfonki wyrwał go z rozmyślań i chłopak uniósł powieki, gdy dziewczyna odchyliła się lekko, chcąc złapać z nim kontakt wzrokowy.
- Jesteś świetną czarownicą. Z pewnością poradzisz sobie w każdej roli. - zapewnił ją, patrząc jej w oczy. - Jeśli będziesz konsekwentnie dążyć do tego, na pewno wszystko pójdzie po twojej myśli. Pytanie tylko, czy umiesz cicho obserwować zwierzątka? - końcówka została powiedziana już w żartobliwym tonie, gdyż nie wątpił w jej umiejętności. Gdy Macmillan chciała, potrafiła przyłożyć się do pracy, a jeśli jej pracą byłaby cicha obserwacja zwierząt, bez problemu zaadaptowałaby się do takich warunków.
Wyobraził sobie przez chwilę, że Charlotte naprawdę wydaje swój własny podręcznik, który zostaje nawet włączony do podstawy programowej i przyszłe pokolenia uczą się opieki nad magicznymi stworzeniami na podstawie jej doświadczeń. To by do niej pasowało - robić coś dla kogoś i od siebie, przy okazji spełniając się przy tym. Zapewne przeczytałby każdą książkę, którą by wydała, nawet jeżeli byłby to chłam, choć w to akurat powątpiewał - miała tyle do powiedzenia na każdy temat, że nie mogłyby to być słabe pisma.
Westchnął lekko, obserwując ją dalej. Mimowolnie jeszcze bardziej docisnął ją do siebie, chcąc jeszcze bardziej poczuć jej bliskość, to już chyba nie było zależne od niego.
- Jeśli naprawdę tego chcesz, to masz na siebie uważać. Momentami jest to trudniejsza robota, niż praca aurora. - pouczył ją, mając na celu oczywiście wyłącznie jej dobro. Ale co tu było poruszać? Nie była głupią landryną, doskonale wiedziała co na nią czeka i że do takich celów musi się przygotować. Ot zwykłe zamartwianie się na zapas w stylu Nero.
Z drugiej strony oczywiście mogłaby to wykorzystać, ale Nero nie dałby zbyt długo sobą manipulować, bo przecież to podchodziło właśnie pod taki zakres zachowań. Gdyby wypytywała szczątkowo, to raczej nie miałby jej tego za złe, ale jak wiadomo, jedna odpowiedź generuje dwa następne pytania, coś jak odcinanie głów hydrze. Ślizgon był świadom tego, jak wiele Charlotte dla niego zrobiła i jak wiele ciepła oraz dobroci mu okazała. Gdyby teraz zaczęła drążyć ciężkie dla niego tematy, chłopak w końcu by pękł, a ona dowiedziałaby się wielu rzeczy. Nie zależało jej jednak na wyciąganiu informacji, a na Giotto. I to była właśnie ta subtelna różnica - interesowała się nim, nie jego życiem.
Pewnie też poniekąd stąd właśnie te jego "dziwne" zachowanie na balkonie. Poczuł wielką potrzebę odwzajemniania każdego dotyku czy kontaktu, jaki między nimi zachodził. Stąd też nie wypuszczał jej z ramion, oddychał błogo, gdy tylko mógł poczuć jej słodki zapach oraz już po jakimś czasie, nie wyobrażał sobie tego, że mogą tak po prostu od siebie odkleić. Stąd też zmiana pozycji, która koniec końców i tak poskutkowała tym, że znowu się do niej tuli.
Przymknął na parę chwil oczy, skupiając się wyłącznie na tym, jak dobrze się teraz czuje. Jej ciepły, lekko zarumieniony policzek stykał się z jego, miał ją blisko przy sobie i w dodatku jeszcze oboje emanowali dobrą energią, która przełożyła się na to, że pomimo początkowych obaw, teraz zajęci są tylko sobą. Dopiero głos Gryfonki wyrwał go z rozmyślań i chłopak uniósł powieki, gdy dziewczyna odchyliła się lekko, chcąc złapać z nim kontakt wzrokowy.
- Jesteś świetną czarownicą. Z pewnością poradzisz sobie w każdej roli. - zapewnił ją, patrząc jej w oczy. - Jeśli będziesz konsekwentnie dążyć do tego, na pewno wszystko pójdzie po twojej myśli. Pytanie tylko, czy umiesz cicho obserwować zwierzątka? - końcówka została powiedziana już w żartobliwym tonie, gdyż nie wątpił w jej umiejętności. Gdy Macmillan chciała, potrafiła przyłożyć się do pracy, a jeśli jej pracą byłaby cicha obserwacja zwierząt, bez problemu zaadaptowałaby się do takich warunków.
Wyobraził sobie przez chwilę, że Charlotte naprawdę wydaje swój własny podręcznik, który zostaje nawet włączony do podstawy programowej i przyszłe pokolenia uczą się opieki nad magicznymi stworzeniami na podstawie jej doświadczeń. To by do niej pasowało - robić coś dla kogoś i od siebie, przy okazji spełniając się przy tym. Zapewne przeczytałby każdą książkę, którą by wydała, nawet jeżeli byłby to chłam, choć w to akurat powątpiewał - miała tyle do powiedzenia na każdy temat, że nie mogłyby to być słabe pisma.
Westchnął lekko, obserwując ją dalej. Mimowolnie jeszcze bardziej docisnął ją do siebie, chcąc jeszcze bardziej poczuć jej bliskość, to już chyba nie było zależne od niego.
- Jeśli naprawdę tego chcesz, to masz na siebie uważać. Momentami jest to trudniejsza robota, niż praca aurora. - pouczył ją, mając na celu oczywiście wyłącznie jej dobro. Ale co tu było poruszać? Nie była głupią landryną, doskonale wiedziała co na nią czeka i że do takich celów musi się przygotować. Ot zwykłe zamartwianie się na zapas w stylu Nero.
- Charlotte Macmillan
Re: Balkon widokowy
Sob Sty 28, 2017 5:16 pm
Manipulacja zdecydowanie nie była czymś, co Charlotte potrafiłaby stosować na kimkolwiek, nie tylko na Giotto. Nie była taka, najzwyczajniej w świecie nie była taka i chociaż nią można było sterować bez najmniejszych problemów, gdyż zazwyczaj ze strony osób, które znała i którym ufała nie spodziewała się złych zamiarów, to sama nigdy nie potrafiłaby mówić, robić rzeczy, które miałyby za zadanie zmuszać kogoś do robienia bądź mówienia czegokolwiek. Dlatego też nigdy nawet nie pomyślała o tym aby wykorzystać swoją zażyłość ze Ślizgonem do uzyskania jakichś informacji. Nie potrzebowała ich, najzwyczajniej w świecie ich nie potrzebowała, jej wystarczyło, że był, że mogła z nim porozmawiać na nurtujące go tematy i pośmiać się z rzeczy, które innych nie śmieszyły.
- Oczywiście, że potrafiłabym cicho obserwować zwierzątka! Zdziwiłbyś się, ale jak jestem w domu to potrafię w ogóle się nie odzywać przez długie dni, szczególnie wtedy gdy mama musi gdzieś wyjechać i zostaję sama z ojcem. Zmieniam się wtedy w najmniej rozmowną osobę na świecie! - momentalnie zaczęła się bronić, chociaż wciąż robiła to na płaszczyźnie rozbawienia.
Prawda jednak była taka, że jeśli od jej ciszy i spokojnego zachowania zależałoby dobro obserwacji to byłaby w stanie zastygnąć w bezruchu, nawet klatka piersiowa nie unosiłaby jej się zbytnio przy każdym wdechu bądź też wydechu. Wszystko dla dobra sprawy i powodzenia misji, której by się podjęła.
- Sądzisz, że byłabym w stanie na siebie nie uważać? Naprawdę? - w sumie to miał rację, czasem potrafiła być lekkomyślna i podejmować pochopne decyzje, jednak nie odnosiło się to przecież do sytuacji, w której wszystko zależało czy przeżyje jeszcze jeden dzień na tym świecie czy też nie. Coraz częściej myślała o tym, aby wyjechać, zająć się czymś właśnie w tym kierunku, aby opuścić kraj, wyspę, zwiedzać i poznawać nowe miejsca, a także nowe stworzenia. Wiedziała, że jeśli do takiej podróży dojdzie to minie jeszcze sporo czasu, który między innymi będzie musiała poświęcić na zorganizowanie środków, a także przekonanie rodziców, jednak chyba było warto, tak jej się przynajmniej zdawało.
- Ale zanim podejmę jakąś decyzję czy też pracę, to po prostu odpocznę. Będę czytała książki, może pozwiedzam jakieś miejsca w Anglii, które zawsze chciałam zobaczyć, spróbuję dań o których czytałam, a których nie miałam okazji spróbować... - zaczęła wymieniać, przymykając oczy i opierając się głową o ramię Giotto. Łatwo było w tym momencie myśleć i mówić o rzeczach prostych, przyjemnych, łatwo przychodziło jej odpędzić od siebie wszelkie złe przeczucia i obawy, które trawiły ją na co dzień. Czując ciepło Giotto, a także ciepło dnia, tej chwili, potrafiła mieć tylko i wyłącznie dobre nastawienie.
- Oczywiście, że potrafiłabym cicho obserwować zwierzątka! Zdziwiłbyś się, ale jak jestem w domu to potrafię w ogóle się nie odzywać przez długie dni, szczególnie wtedy gdy mama musi gdzieś wyjechać i zostaję sama z ojcem. Zmieniam się wtedy w najmniej rozmowną osobę na świecie! - momentalnie zaczęła się bronić, chociaż wciąż robiła to na płaszczyźnie rozbawienia.
Prawda jednak była taka, że jeśli od jej ciszy i spokojnego zachowania zależałoby dobro obserwacji to byłaby w stanie zastygnąć w bezruchu, nawet klatka piersiowa nie unosiłaby jej się zbytnio przy każdym wdechu bądź też wydechu. Wszystko dla dobra sprawy i powodzenia misji, której by się podjęła.
- Sądzisz, że byłabym w stanie na siebie nie uważać? Naprawdę? - w sumie to miał rację, czasem potrafiła być lekkomyślna i podejmować pochopne decyzje, jednak nie odnosiło się to przecież do sytuacji, w której wszystko zależało czy przeżyje jeszcze jeden dzień na tym świecie czy też nie. Coraz częściej myślała o tym, aby wyjechać, zająć się czymś właśnie w tym kierunku, aby opuścić kraj, wyspę, zwiedzać i poznawać nowe miejsca, a także nowe stworzenia. Wiedziała, że jeśli do takiej podróży dojdzie to minie jeszcze sporo czasu, który między innymi będzie musiała poświęcić na zorganizowanie środków, a także przekonanie rodziców, jednak chyba było warto, tak jej się przynajmniej zdawało.
- Ale zanim podejmę jakąś decyzję czy też pracę, to po prostu odpocznę. Będę czytała książki, może pozwiedzam jakieś miejsca w Anglii, które zawsze chciałam zobaczyć, spróbuję dań o których czytałam, a których nie miałam okazji spróbować... - zaczęła wymieniać, przymykając oczy i opierając się głową o ramię Giotto. Łatwo było w tym momencie myśleć i mówić o rzeczach prostych, przyjemnych, łatwo przychodziło jej odpędzić od siebie wszelkie złe przeczucia i obawy, które trawiły ją na co dzień. Czując ciepło Giotto, a także ciepło dnia, tej chwili, potrafiła mieć tylko i wyłącznie dobre nastawienie.
- Giotto Nero
Re: Balkon widokowy
Nie Sty 29, 2017 6:20 pm
Manipulacja miała to do siebie, że trzeba było w niej wprawy, by móc skutecznie zwodzić jakąś osobę, chcąc osiągnąć dzięki temu jakieś korzyści. Macmillan nigdy by nie podejrzewał o takie zachowania, dlatego też nawet nie wyobrażał sobie jak dobrą byłaby manipulatorką, gdyby naprawdę się za to poważnie wzięła. W zasadzie, to szkoła ogólnie cierpiała na niedobór manipulatorów, gdyż tylko nieliczne osoby potrafiły skutecznie mącić w głowach innym, otrzymując z tego jakieś profity. Z drugiej strony jednak po co komukolwiek była manipulacja, skoro od kierowania innymi są specjalne zaklęcia czy eliksiry?
Oczywiście wszystko to co powiedział wcześniej było zwyczajnym żartem, nigdy nie wątpił w jej umiejętności adaptacyjne do konkretnych warunków. Gorzej było natomiast z kwestiami bezpieczeństwa, które w jej wykonaniu nie były aż tak dobre. Koniec końców należała do Gryffindoru, we krwi miała pogoń za przygodą i pakowanie się w kłopoty, często przypadkiem. Znając dodatkowo jej osobowość, Giotto śmiało mógł stwierdzić, że czasem Charlotte bywała lekkomyślna i to właśnie napawało go największym lękiem - pomimo pouczenia jej, mogłaby zaryzykować kiedyś zbyt dużo i jeszcze przegrać.
Spojrzał na nią kątem oka, gdy ułożyła głowę na jego ramieniu i wymieniała co zrobi przed napisaniem książki. Życzył jej spełnienia marzeń z całego serca i bardzo chciał, by całe jej życie potoczyło się tak, jak ona tego chciała. Miała przynajmniej jakiś przyziemny, względnie bezpieczny cel, do którego dążyła. Tymczasem on zamierzał ryzykować własne życie, by gonić za prawdą, której może nigdy nie odnaleźć, bądź co gorsza - może jej w ogóle nie być. Na samą myśl o tym, jak różne są ich drogi, posmutniał na moment w środku, ale nie dał po sobie tego poznać.
Jedną ręką cały czas ją obejmował, drugą zaś na moment przeniósł na jej głowę, gładząc ją palcami, a konkretniej kilka losowych kosmyków jej włosów. W zamyśleniu nawet zaczął nimi nieznacznie kręcić wokół wskazującego palca. Było to jego przyzwyczajenie z lat dziecięcych, swoista metoda na uspokojenie, która wyjaśniała jego wszystkie zabawy cudzymi włosami.
- Należy Ci się trochę odpoczynku. - rzucił.
W zasadzie, to nie miał jak się do tego odnieść, brunetka zaplanowała sobie już w jakimś stopniu przyszłość i to było najważniejsze - wiedziała co chce robić, a on mógł tylko trzymać za nią kciuki. Pomóc jej raczej nie pomoże, gdyż go po prostu przy niej nie będzie, dlatego też nie wysilił się nawet na jakiekolwiek słowa motywacji, czy pocieszania. Gryfonka i tak była już dostatecznie zmotywowana do podjęcia takich, a nie innych działań.
W pewnej chwili spostrzegł jak nieznacznie zepsuł fryzurę siódmoklasistki przez swoje zabawy. Wycofał gwałtownie rękę i lekko zacisnął zęby, starając się jakoś "przełknąć" ten niemiły dla niej fakt, bo zapewne zmarnowała trochę czasu na doprowadzenie włosów do ładu oraz do tak ślicznej prezencji, z jakiej zawsze Macmillan była znana.
- Wybacz... - rzekł lekko przepraszającym tonem.
Westchnął lekko i przeniósł całkowicie wzrok na brunetkę, która w tym czasie wygodnie ułożyła się w jego ramionach. Podobał mu się ten widok, ale jednocześnie był gotów na to, że dziewczyna może się unieść. Przyjmie to na klatę.
Oczywiście wszystko to co powiedział wcześniej było zwyczajnym żartem, nigdy nie wątpił w jej umiejętności adaptacyjne do konkretnych warunków. Gorzej było natomiast z kwestiami bezpieczeństwa, które w jej wykonaniu nie były aż tak dobre. Koniec końców należała do Gryffindoru, we krwi miała pogoń za przygodą i pakowanie się w kłopoty, często przypadkiem. Znając dodatkowo jej osobowość, Giotto śmiało mógł stwierdzić, że czasem Charlotte bywała lekkomyślna i to właśnie napawało go największym lękiem - pomimo pouczenia jej, mogłaby zaryzykować kiedyś zbyt dużo i jeszcze przegrać.
Spojrzał na nią kątem oka, gdy ułożyła głowę na jego ramieniu i wymieniała co zrobi przed napisaniem książki. Życzył jej spełnienia marzeń z całego serca i bardzo chciał, by całe jej życie potoczyło się tak, jak ona tego chciała. Miała przynajmniej jakiś przyziemny, względnie bezpieczny cel, do którego dążyła. Tymczasem on zamierzał ryzykować własne życie, by gonić za prawdą, której może nigdy nie odnaleźć, bądź co gorsza - może jej w ogóle nie być. Na samą myśl o tym, jak różne są ich drogi, posmutniał na moment w środku, ale nie dał po sobie tego poznać.
Jedną ręką cały czas ją obejmował, drugą zaś na moment przeniósł na jej głowę, gładząc ją palcami, a konkretniej kilka losowych kosmyków jej włosów. W zamyśleniu nawet zaczął nimi nieznacznie kręcić wokół wskazującego palca. Było to jego przyzwyczajenie z lat dziecięcych, swoista metoda na uspokojenie, która wyjaśniała jego wszystkie zabawy cudzymi włosami.
- Należy Ci się trochę odpoczynku. - rzucił.
W zasadzie, to nie miał jak się do tego odnieść, brunetka zaplanowała sobie już w jakimś stopniu przyszłość i to było najważniejsze - wiedziała co chce robić, a on mógł tylko trzymać za nią kciuki. Pomóc jej raczej nie pomoże, gdyż go po prostu przy niej nie będzie, dlatego też nie wysilił się nawet na jakiekolwiek słowa motywacji, czy pocieszania. Gryfonka i tak była już dostatecznie zmotywowana do podjęcia takich, a nie innych działań.
W pewnej chwili spostrzegł jak nieznacznie zepsuł fryzurę siódmoklasistki przez swoje zabawy. Wycofał gwałtownie rękę i lekko zacisnął zęby, starając się jakoś "przełknąć" ten niemiły dla niej fakt, bo zapewne zmarnowała trochę czasu na doprowadzenie włosów do ładu oraz do tak ślicznej prezencji, z jakiej zawsze Macmillan była znana.
- Wybacz... - rzekł lekko przepraszającym tonem.
Westchnął lekko i przeniósł całkowicie wzrok na brunetkę, która w tym czasie wygodnie ułożyła się w jego ramionach. Podobał mu się ten widok, ale jednocześnie był gotów na to, że dziewczyna może się unieść. Przyjmie to na klatę.
- Charlotte Macmillan
Re: Balkon widokowy
Nie Sty 29, 2017 8:57 pm
Kiedy myślała o swojej podróży po świecie i poznawaniu przeróżnych stworzeń, szkicowaniu ich i opisywaniu, nigdy nie brała pod uwagę możliwości, że podejdzie zbyt blisko, pozwoli sobie na zbyt wiele, zachowa się zbyt głośno. Wierzyła, że jest wtarczająco odpowiedzialna aby z rozwagą podchodzić do zadań, które sobie sama będzie stawała, ale może jednak powinna wziąć poprawkę na to, że często zdarzało jej się podjąć pochopną decyzję? Ile matka by z nią nie walczyła, to wciąż zdarzało się Charlotte ryzykować zbyt wiele w momencie, kiedy nie było to potrzebne. Miała bowiem w sobie tę potrzebę przygody i podjęcia ryzyka nie tylko w chwili zagrożenia. To mógł się okazać jej największy problem, jednak gdyby nie wyłączała myślenia, nie dawała ponieść się instynktom, to na pewno nie wpakowałaby się w żadne kłopoty ani tarapaty. Wierzyła w to mocno i dlatego też to był jej najnowszy plan na przyszłość. To, czy wprowadzi go w życie czy też nie było już inną kwestią. Nie byłaby sobą gdyby jej plany nie zmieniały się tak szybko niczym obrazy w kalejdoskopie, chociaż o tym myślała już zdecydowanie dłużej niż o każdym poprzednim idealnym planie. Może akurat się uda i okaże się, że to będzie jej wymarzona przyszłość?
- Będę leniuchować, leniuchować, a potem leniuchować. - idealny plan na wakacje. Nie mogła doczekać się dni gdy będzie jej dane kąpać się w słońcu gdzieś na zapomnianej przez ludzi łące, kiedy z wiankiem na głowie przemieszczać będzie ulice miast, które chciała odwiedzić i gdy zajadać będzie się lodami, tak przyjemnie chłodzącymi ciało w upalne, sierpniowe dni. - Już czuję w powietrzu ten przesycony zapach lata, kiedy człowiek ma wrażenie, że nie może być ono jeszcze bardziej w pełni, a jednak nastaje kolejny dzień po nocy pełnej śpiewu świerszczy i okazuje się, że poprzednie wrażenie było pomyłką, gdyż lato napęczniało jeszcze bardziej, dając jeszcze cudowniejsze poczucie wolności, braku jakiejkolwiek konieczności. - zamknęła oczy, pozwalając sobie rozmarzyć się w tej wizji i wyobrażeniu, które otulało ją niemalże tak szczelnie, jak robiły to w tym momencie ramiona Giotto. I prawdopodobnie trwałaby dalej w tym stanie gdyby nie nagła reakcja Ślizgona, której całkowicie się nie spodziewała i która sprawiła, że spojrzała na niego najpierw zdziwiona, a potem zaśmiała się, szczerze rozbawiona.
- No coś ty, włosami się przejmujesz? Daj spokój, są na świecie większe dramaty niż lekki nieład na głowie. - nie zamierzała się ruszać z miejsca. Było jej dobrze, a jako osoba, która w łazience spędzała ograniczoną do minimum ilość czasu, wyłącznie wzruszyła ramionami, powracając do rozkoszowania się swoimi myślami o lecie i rozkoszowania się obecnością przyjaciela. W końcu kto wie, czy nadejdzie jeszcze kiedyś moment, gdy będzie miała okazję go przytulić.
- Będę leniuchować, leniuchować, a potem leniuchować. - idealny plan na wakacje. Nie mogła doczekać się dni gdy będzie jej dane kąpać się w słońcu gdzieś na zapomnianej przez ludzi łące, kiedy z wiankiem na głowie przemieszczać będzie ulice miast, które chciała odwiedzić i gdy zajadać będzie się lodami, tak przyjemnie chłodzącymi ciało w upalne, sierpniowe dni. - Już czuję w powietrzu ten przesycony zapach lata, kiedy człowiek ma wrażenie, że nie może być ono jeszcze bardziej w pełni, a jednak nastaje kolejny dzień po nocy pełnej śpiewu świerszczy i okazuje się, że poprzednie wrażenie było pomyłką, gdyż lato napęczniało jeszcze bardziej, dając jeszcze cudowniejsze poczucie wolności, braku jakiejkolwiek konieczności. - zamknęła oczy, pozwalając sobie rozmarzyć się w tej wizji i wyobrażeniu, które otulało ją niemalże tak szczelnie, jak robiły to w tym momencie ramiona Giotto. I prawdopodobnie trwałaby dalej w tym stanie gdyby nie nagła reakcja Ślizgona, której całkowicie się nie spodziewała i która sprawiła, że spojrzała na niego najpierw zdziwiona, a potem zaśmiała się, szczerze rozbawiona.
- No coś ty, włosami się przejmujesz? Daj spokój, są na świecie większe dramaty niż lekki nieład na głowie. - nie zamierzała się ruszać z miejsca. Było jej dobrze, a jako osoba, która w łazience spędzała ograniczoną do minimum ilość czasu, wyłącznie wzruszyła ramionami, powracając do rozkoszowania się swoimi myślami o lecie i rozkoszowania się obecnością przyjaciela. W końcu kto wie, czy nadejdzie jeszcze kiedyś moment, gdy będzie miała okazję go przytulić.
- Giotto Nero
Re: Balkon widokowy
Nie Sty 29, 2017 9:51 pm
Można się tylko cieszyć, że Charlotte znalazła swoje powołanie i będzie konsekwentnie dążyć do tego, by spełniać swoje marzenia. W dodatku są to marzenia czyste, nie przepełnione nienawiścią, śmiercią i niebezpieczeństwem, dlatego tym bardziej było jej czego zazdrościć. Gdy ona będzie odpoczywać i przygotowywać się do odbycia wymarzonej podróży, on być może będzie na drugim końcu świata walczyć z czarnoksiężnikami, w przerwach śpiąc z jednym okiem otwartym, będąc całym posiniaczonym czy nawet mocno poranionym. Oby tylko Voldemort nie zwrócił się w stronę Charlotte, która wtedy mogłaby być w ogromnym niebezpieczeństwie. Wiedział, że dziewczyna jest czystej krwi, zatem nastolatka byłaby z pewnością cennym nabytkiem w armii psychopaty. Biorąc pod uwagę nasilone ataki popleczników Czarnego Pana, martwił się o to co raz mocniej, ale oczywiście nie rozmawiał z nią o tym.
Wizja jej spędzonych wakacji była dość przyjemna, choć na dobrą sprawę to nie był jego świat. Macmillan żyła w zupełnie inaczej. Jej stresy ograniczały się do tego, czego bali się wszyscy - egzaminów, przyszłości czy wojny czarodziejów. Jego to wszystko omijało i skupiał się na zupełnie innych rzeczach, przez co nie mógł dostrzec tak prozaicznych przyjemności jak zwykłe leniuchowanie na łące. Giotto był pełen gniewu i nienawiści, a przy niespokojnym duchu nie potrafił myśleć o przyjemnościach, które już dawno temu przestały mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie.
Widok rozmarzonej Gryfonki był dość uroczy, aczkolwiek on nie potrafił się cieszyć tak z tego jak ona, dlatego gdy zamknęła oczy, on spojrzał znów na błonia i z dość mętną miną obserwował jak drzewa kołyszą się pod wpływem delikatnych powiewów wiatru. Dopiero gdy zwróciła się bezpośrednio do niego odnośnie swoich włosów, spoważniał i spojrzał znowu na nią, obserwując uważnie jej tęczówki.
- Nieważne. - rzucił szybko, przenosząc wzrok na widoki.
W zasadzie to sam nie wiedział czym się przejął. Wyglądała dobrze, jak zawsze z resztą. Co by dużo mówić, nawet z lekko roztrzepanymi włosami bardzo mu się podobała, więc skąd taka gwałtowna reakcja? Chyba nawet nie chodziło o zrobienie jej na głowie kilku kołdunów, a raczej o sam fakt, że pozwolił sobie na taką czynność. Co by nie mówić, pomimo tego, że lubił bawić się włosami, to jednak nie robił tego już bardzo długo. Była chyba pierwszą osobą w szkole, która poznała tą jego dziwną przypadłość. Najwidoczniej przestraszył się za dużego rozluźnienia.
Stojąc tak i obserwując w końcu się odezwał, co gorsza (dla niego oczywiście), spuścił odrobinę gardę.
- Charlotte... - zaczął spokojnym tonem. - Jeśli przyjdzie taki czas, że kiedykolwiek zwątpisz w siebie, pamiętaj o tym, że jesteś najwspanialszą kobietą na świecie. I gdyby kiedyś mnie zabrakło, obiecaj, że choćby nie wiem co, będziesz szczęśliwa. - dodał po chwili, dalej utrzymując pewność i powagę w głosie. - Obiecaj też, że nigdy nie będziesz mnie szukać... - dodał już odrobinę ciszej, patrząc cały czas przed siebie.
Musiał w końcu coś z siebie wyrzucić, bo zaczynał się co raz bardziej martwić o nią. Dopiero teraz tak naprawdę dotarło do niego, że Charlotte mogłaby wpaść na tak głupi pomysł, jak próba znalezienia go, gdyby faktycznie nie dawał znaku życia przez długi czas. Nie mógł pozwolić na to, by mieszała się w te sprawy i by cierpiała za jego błędy.
Patrzył dalej w jeden punkt przed sobą i odrobinę mocniej ścisnął ją, gdyż przeszło go bardzo dziwne uczucie, jakoby miałaby być to jedna z ich ostatnich wspólnych chwil. Nie spuszczając wzroku z nieba, delikatnie otarł się policzkiem o jej głowę i stał tak przez długi moment.
Wizja jej spędzonych wakacji była dość przyjemna, choć na dobrą sprawę to nie był jego świat. Macmillan żyła w zupełnie inaczej. Jej stresy ograniczały się do tego, czego bali się wszyscy - egzaminów, przyszłości czy wojny czarodziejów. Jego to wszystko omijało i skupiał się na zupełnie innych rzeczach, przez co nie mógł dostrzec tak prozaicznych przyjemności jak zwykłe leniuchowanie na łące. Giotto był pełen gniewu i nienawiści, a przy niespokojnym duchu nie potrafił myśleć o przyjemnościach, które już dawno temu przestały mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie.
Widok rozmarzonej Gryfonki był dość uroczy, aczkolwiek on nie potrafił się cieszyć tak z tego jak ona, dlatego gdy zamknęła oczy, on spojrzał znów na błonia i z dość mętną miną obserwował jak drzewa kołyszą się pod wpływem delikatnych powiewów wiatru. Dopiero gdy zwróciła się bezpośrednio do niego odnośnie swoich włosów, spoważniał i spojrzał znowu na nią, obserwując uważnie jej tęczówki.
- Nieważne. - rzucił szybko, przenosząc wzrok na widoki.
W zasadzie to sam nie wiedział czym się przejął. Wyglądała dobrze, jak zawsze z resztą. Co by dużo mówić, nawet z lekko roztrzepanymi włosami bardzo mu się podobała, więc skąd taka gwałtowna reakcja? Chyba nawet nie chodziło o zrobienie jej na głowie kilku kołdunów, a raczej o sam fakt, że pozwolił sobie na taką czynność. Co by nie mówić, pomimo tego, że lubił bawić się włosami, to jednak nie robił tego już bardzo długo. Była chyba pierwszą osobą w szkole, która poznała tą jego dziwną przypadłość. Najwidoczniej przestraszył się za dużego rozluźnienia.
Stojąc tak i obserwując w końcu się odezwał, co gorsza (dla niego oczywiście), spuścił odrobinę gardę.
- Charlotte... - zaczął spokojnym tonem. - Jeśli przyjdzie taki czas, że kiedykolwiek zwątpisz w siebie, pamiętaj o tym, że jesteś najwspanialszą kobietą na świecie. I gdyby kiedyś mnie zabrakło, obiecaj, że choćby nie wiem co, będziesz szczęśliwa. - dodał po chwili, dalej utrzymując pewność i powagę w głosie. - Obiecaj też, że nigdy nie będziesz mnie szukać... - dodał już odrobinę ciszej, patrząc cały czas przed siebie.
Musiał w końcu coś z siebie wyrzucić, bo zaczynał się co raz bardziej martwić o nią. Dopiero teraz tak naprawdę dotarło do niego, że Charlotte mogłaby wpaść na tak głupi pomysł, jak próba znalezienia go, gdyby faktycznie nie dawał znaku życia przez długi czas. Nie mógł pozwolić na to, by mieszała się w te sprawy i by cierpiała za jego błędy.
Patrzył dalej w jeden punkt przed sobą i odrobinę mocniej ścisnął ją, gdyż przeszło go bardzo dziwne uczucie, jakoby miałaby być to jedna z ich ostatnich wspólnych chwil. Nie spuszczając wzroku z nieba, delikatnie otarł się policzkiem o jej głowę i stał tak przez długi moment.
- Charlotte Macmillan
Re: Balkon widokowy
Pią Lut 17, 2017 10:47 pm
Sama obawiała się, że pewnego dnia pojawi się na celowniku Voldemorta. Bez względu na to czy byłaby mugolakiem, półkrwi, czy tak jak tera, czystej, zawsze miałaby się czego obawiać z jego strony. Pochodziła jednak z takiej, a nie innej rodziny, a to znaczyło, że pewnego dnia mogą pojawić się względem niej oczekiwania walki po stronie zła, po stronie eliminacji, po stronie umniejszania wartości innych. I choćby miała zginąć przez swoją decyzję, nigdy nie przyłączyłaby się do grona popleczników Czarnego Pana. Niewiele było rzeczy, którymi czarnoksiężnik mógłby jej zagrozić, mógłby ją szantażować. Jeśli jednak odpowiednio by wymierzył cios...
Charlotte na pewno nie potrafiłaby patrzeć na cierpienie swojej matki, Marlene, a także Giotto. Gdyby któraś z tych trzech osób znalazła się w zagrożeniu, wielce prawdopodobnym byłoby, że Macmillan porzuciłaby zdrowy rozsądek i posłuchała głosu serca nakazującego ratować najbliższych jej sercu ludzi.
Porzuciła jednak te myśli na późniejszy czas, póki była w szkole nie czuła potrzeby przejmowania się takimi rzeczami. Póki czuła jak Giotto ją przytula czuła się całkowicie pewnie i bezpiecznie, a jej myśli płynęły po harmonijnych torach.
No, przynajmniej do czasu jego prośby, która sprawiła, że Charlotte obróciła się twarzą do chłopaka, przyglądając mu się uważnie przez moment. - Giotto, nie oczekuj, że będę szczęśliwa mając świadomość, że zginąłeś. Że gdzieś, nie wiadomo gdzie zginąłeś, a ja nawet nie miałam okazji się z tobą pożegnać. Nawet nie miałam okazji nacieszyć się twoją obecnością. Nie wymagaj tego ode mnie. - wyszeptała, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok, a po chwili w dół, na swoje stopy, którym przyglądała się przez moment. - Mogę ci jednak obiecać, że skoro nie chcesz to nie będę cię szukać. Szanuję twoje decyzje i wybory, nawet jeżeli ich nie rozumiem czy wręcz nie znam. - nieśmiało podniosła spojrzenie swoich brązowych oczu aby móc jakby potwierdzić w ten sposób, że jest pewna swoich słów, po czym ponownie się odwróciła, łapiąc ręce Giotto w swoje aby ułożyć je dookoła swojej talii. Nie chciała aby się odsuwał.
Nie po tym, co usłyszała i co obudziło niepewność w jej sercu, sprawiając, że oddech stał się niespokojny, a umysł nie potrafił już tak sprawnie się oczyścić.
- Chodźmy na błonia, chcę poczuć trochę tego słońca. - nie była to propozycja, nie było to pytanie, Charlotte po prostu zarządziła przejście w inne miejsce i nie czekając na odpowiedź Nero ujęła jego dłoń w swoją, prowadząc schodami w dół, a następnie w kierunku wyjścia z zamku, wprost na błonia, gdzie miała nadzieję odnaleźć spokój po tej ostatniej wymianie zdań.
/zt x2
Charlotte na pewno nie potrafiłaby patrzeć na cierpienie swojej matki, Marlene, a także Giotto. Gdyby któraś z tych trzech osób znalazła się w zagrożeniu, wielce prawdopodobnym byłoby, że Macmillan porzuciłaby zdrowy rozsądek i posłuchała głosu serca nakazującego ratować najbliższych jej sercu ludzi.
Porzuciła jednak te myśli na późniejszy czas, póki była w szkole nie czuła potrzeby przejmowania się takimi rzeczami. Póki czuła jak Giotto ją przytula czuła się całkowicie pewnie i bezpiecznie, a jej myśli płynęły po harmonijnych torach.
No, przynajmniej do czasu jego prośby, która sprawiła, że Charlotte obróciła się twarzą do chłopaka, przyglądając mu się uważnie przez moment. - Giotto, nie oczekuj, że będę szczęśliwa mając świadomość, że zginąłeś. Że gdzieś, nie wiadomo gdzie zginąłeś, a ja nawet nie miałam okazji się z tobą pożegnać. Nawet nie miałam okazji nacieszyć się twoją obecnością. Nie wymagaj tego ode mnie. - wyszeptała, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok, a po chwili w dół, na swoje stopy, którym przyglądała się przez moment. - Mogę ci jednak obiecać, że skoro nie chcesz to nie będę cię szukać. Szanuję twoje decyzje i wybory, nawet jeżeli ich nie rozumiem czy wręcz nie znam. - nieśmiało podniosła spojrzenie swoich brązowych oczu aby móc jakby potwierdzić w ten sposób, że jest pewna swoich słów, po czym ponownie się odwróciła, łapiąc ręce Giotto w swoje aby ułożyć je dookoła swojej talii. Nie chciała aby się odsuwał.
Nie po tym, co usłyszała i co obudziło niepewność w jej sercu, sprawiając, że oddech stał się niespokojny, a umysł nie potrafił już tak sprawnie się oczyścić.
- Chodźmy na błonia, chcę poczuć trochę tego słońca. - nie była to propozycja, nie było to pytanie, Charlotte po prostu zarządziła przejście w inne miejsce i nie czekając na odpowiedź Nero ujęła jego dłoń w swoją, prowadząc schodami w dół, a następnie w kierunku wyjścia z zamku, wprost na błonia, gdzie miała nadzieję odnaleźć spokój po tej ostatniej wymianie zdań.
/zt x2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach