- Boris Andriej Kossak
Boris Andriej Grigorij Kossak [dorosły]
Nie Lis 01, 2015 8:07 pm
Imię i nazwisko: Boris Andriej Grigorij Kossak
Data urodzenia: 03 lutego 1944 r.
Czystość krwi: W połowie czyściutka
Była szkoła: Ukraińska akademia Мисливання (Połączenie słów „Łowić” i „Czary”)
Praca: Pracownik w Biurze Wyszukiwania i Oswajania Smoków
Różdżka: Szyszka Leszego; Wierzba Płacząca; 13 cali
Leszy to w wierzeniach słowiańskich demon lasu, jego pan i władca zwierząt w nim żyjących. [wikipedia ziomeczki]
Szyszka Leszego – jeden z rzadszych rdzeni. Aktualnie wiadomo i istnieniu tylko dwóch takich różdżek. Jest to rdzeń spokojny i zdecydowany. Rzadko kiedy zdarza mu się sprzeciwiać swojemu właścicielowi, ale może się to zmienić jeśli czarodziej spróbuje w jakiś sposób skrzywdzić przyrodę. Wybiera czarodziejów chcących odkrywać i poznawać nowe rzeczy, tych którzy chcą koegzystować z naturą a nie żyć jej kosztem.
Widok z Ain Eingarp: Gdy stanął przed lustrem Borys nie do końca wiedział co zobaczy. Bał się, że odbicie może nie zgadzać się z tym co czuje, a właściwie - co wmawia sobie, że czuje.
Z początku wszystko było rozmazane, obraz malował się bardzo powoli. W końcu na pierwszy plan wysunęła się sylwetka mężczyzny, Borysa. Nagusieńkiego, szczęśliwego i popijającego drinka z palemką. Tło pojawiło się dopiero po chwili. Obraz wydawał się tak realny, że Kossak aż chciał tam wskoczyć i wymienić się ze swoim odbiciem. To była jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek zobaczył.
Wielka plaża i ogromna posiadłość posiadłość, która z pewnością do najtańszych nie należała. A na leżaku on. Szczęśliwy i opalający się, otoczony nagimi kobietami. Przynosiły mu jedzenie, opalały się, masowały go... Borys już nie miał żadnych obiekcji.To był on, to było to czego pragnął. Przerwa, oderwanie od tego, co aktualnie robił. Jeszcze kilka godzin siedział przed lustrem i obserwował ten piękny obraz, aż w końcu wstał, otarł łezkę szczęścia i obkręcił się na pięcie. To było coś, co kiedyś osiągnie, z całą pewnością.
Przykładowy Post:
Kolejny dzień w ministerstwie dłużył się, jak zawsze zresztą. Borys siedział przy swoim okienku i nie wiedział co ze sobą zrobić. Patrzył na swoje biurko jakby pierwszy raz w życiu spotkał się z takim obiektem. Miał już dosyć pracy na dzisiaj. Wziął kolejny łyk kawy i czekał aż kofeina zmienia chociaż w najmniejszym stopniu jego pogląd na świat. Dopiero teraz był w stanie patrzeć się na swój box jak na miejsce pracy, a nie więzienie. To miejsce wysysało z niego dobre wspomnienia lepiej niż dementor, czuł się jak mitologiczny Prometeusz, tylko czekał aż przyjdzie przełożony i wydziobie mu wątrobę... A może zostanie dzisiaj wreszcie wysłany na jakąś akcję w terenie? Może nawet spotka prawdziwego smoka, a nie kolejną skrzydlatą świnię jak ostatnio.
Jeszcze raz spróbował podejść do tego, co miał dzisiaj zrobić. Wszystkie podania, które miał dzisiaj uzupełnić, podzielił na trzy odrębne kupki. Po lewej znajdowały się wnioski do uzupełnia, po prawej też wnioski do uzupełnienia, a na środku – cóż, wnioski, których nie zamierzał uzupełniać. Kolejny łyk kawy spowodował, że zmęczenie przemijało, już miał wziąć się do pracy, gdy poczuł coś, na co tylko czekał. To był głód, a głód oznacza, że pora wykorzystać swoją przerwę na lunch. Wstał od biurka i z najszczerszym uśmiechem na świecie pognał do swojej szafki, w której czekała już po mistrzowsku zrobiona kanapka z pasztetem i maleńki kawałek sernika, coby poczuć trochę słodyczy w swoim marnym życiu.
Kurcze, kiedyś to było łatwiej. Na Ukrainie co chwilę dostawał jakieś zlecenia, podróżował, polował na bestie, łapał je. A tutaj? Jeśli raz w miesiącu będzie zgłoszenie, że gdzieś znaleziono łuskę, to już będzie dobrze. Powoli doczłapał do swojego fotela i teraz już zamierzał wziąć się do pracy. Wyciągnął z kieszeni różowe pióro, które dostał od matki na jedenaste urodziny. Nigdy mu się nie podobało, ale nie chciał jej robić przykrości. Czy to możliwe, że pomyliła prezenty i to miało pójść do jego siostry? Nie, na pewno nie. Przecież siostra musiała potrzebować tego magicznego noża, prawda? No więc wyciągnął swój znienawidzony prezent od matki i co? Tępe. No nic się przecież nie poradzi, trzeba je będzie naostrzyć.
Borysek powoli wykonywał tę czynność, coby się ani nie skaleczyć, ani nie zniszczyć pióra. Jego tempo pracy nie było podyktowane niczym innym, w życiu. To był ten moment, drugie śniadanie zjedzone, dokumenty posegregowane, pióro naostrzone – pora pracować. Albo nie, brakuje atramentu, a to oznacza, że trzeba iść do departamentu Cyrkli i złamanych ołówków po trochę. Co w takim wypadku zrobi dzielny urzędnik państwowy na służbie? Pójdzie.
To było kolejne podejście do pracy – drugie śniadanie zjedzone, dokumenty posegregowane, pióro naostrzone, a atrament zdobyty. Z lekkim opóźnieniem, ale jednak. Czarodziej już miał pisać, już umoczył pióro w kałamarzu, już miał napisać pierwsze słowo... i wtedy pojawiła się ona.
Przerażona i roztrzęsiona, niepewnym krokiem podeszła do okienka i zaczęła.
– Dzi-dzień, dzień dobry. Mój-j dom został sp-spalony przez s-s-s-smoka! - Krzyknęła. Borys od razu zainteresował się sprawą, może wreszcie stało się coś ciekawego, może wreszcie, może... chwila.
- Czy widziała pani tego smoka? - Powiedział spokojnym i opanowanym głosem, musiał ją sprawdzić.
- Nie, ale mój mąż go widział. Mówił, że mienił się różnymi kolorami tęczy a skrzydła miał jakby z ognia!
– Ciekawe... czy w czasie tego ataku trwało jakieś przyjęcie? Grill, ognisko, może ktoś gotował w kuchni i ćwiczył jakieś zaklęcia? - Mówiąc to udawał, że wypełnia sprawozdanie, podczas gdy tak na prawdę rysował na jednym z wniosków kowboja walczącego z wielką peniso-ośmiornicą.
– No... mąż z moim bratem grilla zrobili... - Znów wróciła do bycia niepewną, te pytania nie miały dla niej żadnego sensu, to było widać.
– Czy w czasie tego spotkania spożywali jakieś napoje wyskokowe? - Pytał dorysowując kutośmiornicy skrzydła.
- No... no tak, pewnie trochę wypili. Co poradzę, tak długo się nie widzieli.
Bingo.
– Proszę pani, musi pani uzupełnić wniosek nr 541 który dostanie pani w okienku obok, do tego potrzebuję pani dowodu tożsamości, dwóch zdjęć, skróconego aktu urodzenia i nazwy rodu człowieka, od którego kupiła pani sowę. - Kończył robić cienie na rewolwerze, jeszcze tylko nie wiedział gdzie ta walka powinna mieć miejsce.
- Ale ja nie mam sowy.
– No to mamy problem.
- To jest bez sensu
- Takie są procedury.
- Jest pan urzędnikiem państwowym i ma mi pomóc. Nie zamierzam tego wszystkiego uzupełniać, niech mi pomoże, coś z tym zrobi, teraz. -
Oho, zaczyna się. Nawet nie ma co jej mówić, że to wszystko wina męża. Takiego smoka nie ma, kurwa jego mać, nie ma.Ta kobieta i tak by nie uwierzyła Borysowi, od razu to widział. Tak krótko tu pracuje a już poznał takich ludzi.
– No dobrze, proszę pani. - Spojrzał jej głęboko w oczy i próbował wyssać te resztki mózgu niczym dementor szczęście ze swojej ofiary. Był biurowym komarem, dobrze wiedział co chciał osiągnąć i zamierzał do tego dojść, - Musi pani pójść do okienka 24 i wziąć z niego wniosek 88-453. Kiedy już go pani uzupełni proszę go do mnie przynieść. -
- Czy wtedy ktoś mi pomoże?
- Ależ oczywiście że nie, wtedy będzie pani mogła wziąć z okienka 24 właściwe podanie i dopiero po jego uzupełnieniu zacznie się dochodzenie czy na pewno był to smok i czy wniosek o odszkodowanie do Departamentu Wypadków i Katastrof pójdzie od nas lub od kogoś innego. - Tak, chodziło mu o Departament Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli. Grilli się zachciało i teraz się robi problemy.
- Ja się nie dam tak traktować! Ja nie pozwolę! Ja to zgłoszę na kolegium! Stracisz pracę ty – W całym pomieszczeniu wybrzmiał dzwonek.
- O, koniec mojej zmiany. - Powiedział szczęśliwy Borys i zamknął kobiecie okienko przed nosem.
Data urodzenia: 03 lutego 1944 r.
Czystość krwi: W połowie czyściutka
Była szkoła: Ukraińska akademia Мисливання (Połączenie słów „Łowić” i „Czary”)
Praca: Pracownik w Biurze Wyszukiwania i Oswajania Smoków
Różdżka: Szyszka Leszego; Wierzba Płacząca; 13 cali
Leszy to w wierzeniach słowiańskich demon lasu, jego pan i władca zwierząt w nim żyjących. [wikipedia ziomeczki]
Szyszka Leszego – jeden z rzadszych rdzeni. Aktualnie wiadomo i istnieniu tylko dwóch takich różdżek. Jest to rdzeń spokojny i zdecydowany. Rzadko kiedy zdarza mu się sprzeciwiać swojemu właścicielowi, ale może się to zmienić jeśli czarodziej spróbuje w jakiś sposób skrzywdzić przyrodę. Wybiera czarodziejów chcących odkrywać i poznawać nowe rzeczy, tych którzy chcą koegzystować z naturą a nie żyć jej kosztem.
Widok z Ain Eingarp: Gdy stanął przed lustrem Borys nie do końca wiedział co zobaczy. Bał się, że odbicie może nie zgadzać się z tym co czuje, a właściwie - co wmawia sobie, że czuje.
Z początku wszystko było rozmazane, obraz malował się bardzo powoli. W końcu na pierwszy plan wysunęła się sylwetka mężczyzny, Borysa. Nagusieńkiego, szczęśliwego i popijającego drinka z palemką. Tło pojawiło się dopiero po chwili. Obraz wydawał się tak realny, że Kossak aż chciał tam wskoczyć i wymienić się ze swoim odbiciem. To była jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek zobaczył.
Wielka plaża i ogromna posiadłość posiadłość, która z pewnością do najtańszych nie należała. A na leżaku on. Szczęśliwy i opalający się, otoczony nagimi kobietami. Przynosiły mu jedzenie, opalały się, masowały go... Borys już nie miał żadnych obiekcji.To był on, to było to czego pragnął. Przerwa, oderwanie od tego, co aktualnie robił. Jeszcze kilka godzin siedział przed lustrem i obserwował ten piękny obraz, aż w końcu wstał, otarł łezkę szczęścia i obkręcił się na pięcie. To było coś, co kiedyś osiągnie, z całą pewnością.
Przykładowy Post:
Kolejny dzień w ministerstwie dłużył się, jak zawsze zresztą. Borys siedział przy swoim okienku i nie wiedział co ze sobą zrobić. Patrzył na swoje biurko jakby pierwszy raz w życiu spotkał się z takim obiektem. Miał już dosyć pracy na dzisiaj. Wziął kolejny łyk kawy i czekał aż kofeina zmienia chociaż w najmniejszym stopniu jego pogląd na świat. Dopiero teraz był w stanie patrzeć się na swój box jak na miejsce pracy, a nie więzienie. To miejsce wysysało z niego dobre wspomnienia lepiej niż dementor, czuł się jak mitologiczny Prometeusz, tylko czekał aż przyjdzie przełożony i wydziobie mu wątrobę... A może zostanie dzisiaj wreszcie wysłany na jakąś akcję w terenie? Może nawet spotka prawdziwego smoka, a nie kolejną skrzydlatą świnię jak ostatnio.
Jeszcze raz spróbował podejść do tego, co miał dzisiaj zrobić. Wszystkie podania, które miał dzisiaj uzupełnić, podzielił na trzy odrębne kupki. Po lewej znajdowały się wnioski do uzupełnia, po prawej też wnioski do uzupełnienia, a na środku – cóż, wnioski, których nie zamierzał uzupełniać. Kolejny łyk kawy spowodował, że zmęczenie przemijało, już miał wziąć się do pracy, gdy poczuł coś, na co tylko czekał. To był głód, a głód oznacza, że pora wykorzystać swoją przerwę na lunch. Wstał od biurka i z najszczerszym uśmiechem na świecie pognał do swojej szafki, w której czekała już po mistrzowsku zrobiona kanapka z pasztetem i maleńki kawałek sernika, coby poczuć trochę słodyczy w swoim marnym życiu.
Kurcze, kiedyś to było łatwiej. Na Ukrainie co chwilę dostawał jakieś zlecenia, podróżował, polował na bestie, łapał je. A tutaj? Jeśli raz w miesiącu będzie zgłoszenie, że gdzieś znaleziono łuskę, to już będzie dobrze. Powoli doczłapał do swojego fotela i teraz już zamierzał wziąć się do pracy. Wyciągnął z kieszeni różowe pióro, które dostał od matki na jedenaste urodziny. Nigdy mu się nie podobało, ale nie chciał jej robić przykrości. Czy to możliwe, że pomyliła prezenty i to miało pójść do jego siostry? Nie, na pewno nie. Przecież siostra musiała potrzebować tego magicznego noża, prawda? No więc wyciągnął swój znienawidzony prezent od matki i co? Tępe. No nic się przecież nie poradzi, trzeba je będzie naostrzyć.
Borysek powoli wykonywał tę czynność, coby się ani nie skaleczyć, ani nie zniszczyć pióra. Jego tempo pracy nie było podyktowane niczym innym, w życiu. To był ten moment, drugie śniadanie zjedzone, dokumenty posegregowane, pióro naostrzone – pora pracować. Albo nie, brakuje atramentu, a to oznacza, że trzeba iść do departamentu Cyrkli i złamanych ołówków po trochę. Co w takim wypadku zrobi dzielny urzędnik państwowy na służbie? Pójdzie.
To było kolejne podejście do pracy – drugie śniadanie zjedzone, dokumenty posegregowane, pióro naostrzone, a atrament zdobyty. Z lekkim opóźnieniem, ale jednak. Czarodziej już miał pisać, już umoczył pióro w kałamarzu, już miał napisać pierwsze słowo... i wtedy pojawiła się ona.
Przerażona i roztrzęsiona, niepewnym krokiem podeszła do okienka i zaczęła.
– Dzi-dzień, dzień dobry. Mój-j dom został sp-spalony przez s-s-s-smoka! - Krzyknęła. Borys od razu zainteresował się sprawą, może wreszcie stało się coś ciekawego, może wreszcie, może... chwila.
- Czy widziała pani tego smoka? - Powiedział spokojnym i opanowanym głosem, musiał ją sprawdzić.
- Nie, ale mój mąż go widział. Mówił, że mienił się różnymi kolorami tęczy a skrzydła miał jakby z ognia!
– Ciekawe... czy w czasie tego ataku trwało jakieś przyjęcie? Grill, ognisko, może ktoś gotował w kuchni i ćwiczył jakieś zaklęcia? - Mówiąc to udawał, że wypełnia sprawozdanie, podczas gdy tak na prawdę rysował na jednym z wniosków kowboja walczącego z wielką peniso-ośmiornicą.
– No... mąż z moim bratem grilla zrobili... - Znów wróciła do bycia niepewną, te pytania nie miały dla niej żadnego sensu, to było widać.
– Czy w czasie tego spotkania spożywali jakieś napoje wyskokowe? - Pytał dorysowując kutośmiornicy skrzydła.
- No... no tak, pewnie trochę wypili. Co poradzę, tak długo się nie widzieli.
Bingo.
– Proszę pani, musi pani uzupełnić wniosek nr 541 który dostanie pani w okienku obok, do tego potrzebuję pani dowodu tożsamości, dwóch zdjęć, skróconego aktu urodzenia i nazwy rodu człowieka, od którego kupiła pani sowę. - Kończył robić cienie na rewolwerze, jeszcze tylko nie wiedział gdzie ta walka powinna mieć miejsce.
- Ale ja nie mam sowy.
– No to mamy problem.
- To jest bez sensu
- Takie są procedury.
- Jest pan urzędnikiem państwowym i ma mi pomóc. Nie zamierzam tego wszystkiego uzupełniać, niech mi pomoże, coś z tym zrobi, teraz. -
Oho, zaczyna się. Nawet nie ma co jej mówić, że to wszystko wina męża. Takiego smoka nie ma, kurwa jego mać, nie ma.Ta kobieta i tak by nie uwierzyła Borysowi, od razu to widział. Tak krótko tu pracuje a już poznał takich ludzi.
– No dobrze, proszę pani. - Spojrzał jej głęboko w oczy i próbował wyssać te resztki mózgu niczym dementor szczęście ze swojej ofiary. Był biurowym komarem, dobrze wiedział co chciał osiągnąć i zamierzał do tego dojść, - Musi pani pójść do okienka 24 i wziąć z niego wniosek 88-453. Kiedy już go pani uzupełni proszę go do mnie przynieść. -
- Czy wtedy ktoś mi pomoże?
- Ależ oczywiście że nie, wtedy będzie pani mogła wziąć z okienka 24 właściwe podanie i dopiero po jego uzupełnieniu zacznie się dochodzenie czy na pewno był to smok i czy wniosek o odszkodowanie do Departamentu Wypadków i Katastrof pójdzie od nas lub od kogoś innego. - Tak, chodziło mu o Departament Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli. Grilli się zachciało i teraz się robi problemy.
- Ja się nie dam tak traktować! Ja nie pozwolę! Ja to zgłoszę na kolegium! Stracisz pracę ty – W całym pomieszczeniu wybrzmiał dzwonek.
- O, koniec mojej zmiany. - Powiedział szczęśliwy Borys i zamknął kobiecie okienko przed nosem.
- Colette Warp
Re: Boris Andriej Grigorij Kossak [dorosły]
Pon Lis 23, 2015 9:08 pm
Witamy na Magicznej Kołysance, Władco Szyszek i życzymy przyjemnej i żywej gry!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach