Go down
avatar
Gość

Elizabeth M. Jones. [Dorosły] Empty Elizabeth M. Jones. [Dorosły]

Sob Lut 21, 2015 2:16 pm


Imie i nazwisko:

Elizabeth Margaret Jones.
Toleruje gdy woła się na nią per ‘Lizzy’ czy też ‘Liz’. Drugie imię otrzymała po matce.

Data urodzenia:

22 luty. 1953r. Zodiakalna Ryba.


Czystosc krwi:

Czysta. Najczystsza. Niczym spirytus. Już od wielu, wielu wieków. Ale kto by na to zwracał uwagę?


Byla szkola:

Hogwart oczywiście. Były dom? Tylko i wyłącznie Ravenclaw. Błękit na zawsze w mym sercu.


Praca:

Jak widać kobieta cierpi na zespół niespokojnych nóg – co i rusz wynajduje sobie nowe zajęcie, nie poprzestając na jednym. Ba! Jej kalendarz pęka w szwach, ciężko się do niej dobić, a co dopiero spotkać twarzą w twarz. Od początku jednak.
Niegdyś była Prefektem Naczelnym – dumnie obnosiła się ze swoją plakietką widniejącą na piersi siejąc pogrom wśród młodszych uczniów. Zdarzała się jej przymykać oko na niecne występki swoich przyjaciół, za co tamci byli jej niezwykle wdzięczni. Wrogowie panny Jones mieli mniej szczęścia – Zaczynając na słownej reprymendzie, a kończąc na utracie punktów dla domu.
Na co dzień dorabia sobie jako jeden z wielu pracowników Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Zajmuje się tam wszystkim i niczym. Poczynając od typowej papierkowej roboty, przez parzenie kawy szefowi, kończąc na spotkaniach biznesowych z osobami, którym najchętniej ukręciłaby głowę.
Zaraz po szkole zdecydowała się na zdobycie tytułu Aurora, co proste nie było. Pomimo wielu wyrzeczeń i zaciśnięcia pięści jakoś się jej to udało. Do tej pory chyba w to nie wierzy, bo ilekroć otrzymuje sowę od Szefuńcia serce bije jej jak oszalałe.
Rok temu dostała się do Zakonu Fenika – z racji nie tylko piastującej przez siebie funkcji, ale również poprzez nienawiść do Śmierciożerców i im podobnych. Lizzie nigdy nikogo nie oceniała poprzez pryzmat krwi, potępia szmalcowników i popleczników Voldemorta. Ci, zabili jej przyjaciela z dzieciństwa, przez co panna Jones poprzysięgła im zemstę. Jak to z nią będzie, się okaże. Wszystko przed nią, aczkolwiek ta uparcie dąży do podniesienia swoich kwalifikacji.


Rozdzka:

10 I 3/4 cala, wykonana z gruszy, chwytna i sztywna. Rdzeń z rogu dwurożca. Ta sama od 14 lat.


Ain Eingarp:

Elizabeth, o dziwo nigdy nie miała możliwości ujrzenia odbicia w magicznym lustrze. Mimo wszystko wydaje się być spełnioną, młodą kobietą, która chwyta każdy dzień i wyciska z niego tyle życiodajnego soku ile jest w stanie pomieścić jej złoty pucharek. Do szczęścia pewnie brakuje jej tylko psa i jakiegoś dobrego mężczyzny.


Przykladowy post:

2 marca. 1978 rok.
Godzina? Chyba już odpowiednia by wyjść z cholernego biura mieszczącego się dokładnie na trzecim piętrze.
Młoda kobieta odruchowo podniosła głowę znad tony papierzysk, którymi obecnie się zajmowała i zerknęła na jasną tarczę wiekowego zegara ustawionego naprzeciwko jej biurka. Duża wskazówka leniwie przesuwała się ku dwunastce – zupełnie tak jakby chciała, a nie mogła, a brwi panny Jones zbiegły się momentalnie w geście niezadowolenia. Wydała z siebie ciche fuknięcie i odgarnęła zbłąkany kosmyk z oczu, by ten nie zasłaniał jej widoku nierównego pisma przełożonego dziewczyny.
Oto ona, Elizabeth Jones – dwudziestopięcioletnia kobieta, auror, członkini Zakonu Feniksa, z językiem bardziej ostrym  i ciętym od noża z salonu IKEI. Ona! Siedząca na niewygodnym krześle przeglądająca durne dokumenty, które nie dość, że były opisane na odwal się to jeszcze spisane drżącą ręką szefa. Jak widać hektolitry kawy, czarnej i niesłodzonej spełniały swoją rolę zamienników mocniejszych używek. Czy tylko ona miała problem z odczytaniem słów? Czy to może już zmęczenie dawało się jej we znaki? W ciągu od kilku godzin siedziała w tym sporawym i pustym pomieszczeniu sama, kiedy inni byli w terenie. Czy to była jakaś kara za niesubordynację? Spomiędzy pełnych ust czarownicy wydostało się ciche westchnięcie, pełne zrezygnowania. Jej wcześniejszy zapał i energia, którą tryskała dokładnie 7 godzin i 45 minut temu gdzieś wyparował. Pozostał smutek i żal, ból, niespełnienie. Nawet ciemne włosy, tak lśniące i wijące się pod jej palcami niemal oklapły, jakby na znak protestu siedzeniu tutaj. Lizzie wolała wyjść, wyjść do ludzi, niż dusić się w przeklętym gabinecie, który choć ładnie urządzony – mogłaby rzec, że z gustem tłamsił ją i rozrywał na kawałeczki. Palce jej prawej ręki przesunęły się po starym już i zakurzonym pergaminie, któremu się właśnie z uwagą przyglądała. Piwne tęczówki skrupulatnie badały przedmiot sprawy, a dłoń chyba automatycznie poczęła szukać sporego kubka z niedopitą zieloną herbatą. Zimną herbatą, co zauważyła z niesmakiem, gdy jej usta dotknęły krawędzi naczynia. Wzruszyła jednak ramionami po chwili dając sobie wytchnienie, moment na zebranie myśli kołaczących się jej w głowie.
Gdyby ktoś w tej chwili wszedł do sali, mógłby zauważyć młodą dziewczynę, już kobietę, damulkę [ach, to ta z nogami po szyję!] siedzącą przy jednym z biurek, tych z grona postawnych, ciężkich, solidnych. Jej spojrzenie, ciemna oprawa oczu dodawała jej tajemniczości, pewnej ulotnej chwili, którą chcesz złapać, a co Ci się oczywiście nie udaje, bo ona już, wyczuwając ruch przenosi wzrok właśnie na Ciebie. Mruży ślepia, jakby próbowała sobie skojarzyć Twoją twarz, imię, zawód, perypetie Was łączące. Dopiero po dłuższej chwili rozluźnia się, odstawia kubek z napojem i macha do Ciebie, rozciągając zmysłowe wargi w uśmiechu. Tym szczerym, zaraźliwym. Jest bez makijażu, oznaczona kilkoma widocznymi pieprzykami. Gęste włosy ma spięte w niedbały koczek na środku łba, w nich jakaś czarna wstążka ginąca pod włosiem. Ubrana jest elegancko, ze smakiem – klasyczna ołówkowa spódnica, śnieżnobiała koszula z podwiniętymi rękawami, kilka guzików odpiętych, może za duży dekolt. Ale ona na to nie zwraca uwagi. Jest bezpośrednia, od razu Cię wita, rzuca jakimś żartem – często niewybrednym. Nie ma zahamowań, chociaż może to tylko przykrywka? Pośród przyjaciół jest jak do rany przyłóż, opiekuńcza, słodka i troskliwa. Spyta jak Ci minął dzień, wysłucha, doradzi. W pracy pozwala sobie czasem na nagięcie zasad – ogólnie jednak jest z kategorii tych wykonujących rozkazy, aczkolwiek mających własne, często odmienne zdanie. Lubi dyskutować, często na tematy poważne – wtedy jednak potrzebny jest alkohol, od którego nie stroni. Jest towarzyska, często się śmieje czy dokazuje innym. Na misjach jednak wie kiedy powiedzieć stop.
Gdy już zniknąłeś, ona powraca do swoich zajęć. Na spokojnie odlicza płynący czas, ponownie przybiera skupiony wyraz twarzy, po chwili przypominając sobie o kolejnym spotkaniu, gdzieś na dole, w innym departamencie. Momentalnie zamknęła jedną z teczek, ta z głuchym odgłosem się jej oddając, i raz, dwa zaczęła zgarniać wszystkie potrzebne dokumenty do skórzanej, dość sporej torby, w której i tak znalazło się już kilka wybitnych dzieł literatury. Wstała, wsunęła niewygodne pantofle na stopy i przewiesiła tobołek przez ramię, po drodze zgarniając nie tylko kubek z zimną herbatą, ale i różdżkę, która zaraz wprawiła w ruch – wszystkie światła w pomieszczeniu zgasły, a ona spanikowana zaczęła przedzierać się do głównych drzwi, które zaraz zamknęły się z hukiem.
Starała się nie biec, nie okazać innym, że znowu o czymś zapomniała – dlatego też widząc znajome twarze rzucała raz jednemu, raz drugiej dobrze znany wszystkim uśmieszek. Gdy dopadła do windy, wsunęła się w sam środek i oparła o chłodną ścianę, kompletnie nie zwracając uwagi na to z kim jedzie i dokąd.
- W porządku, Liz? – Przyjemny, męski tembr głosu mile połaskotał jej policzek, kiedy jeden z przystojniaków z Wizengamotu nachylił się nad nią, by sprawdzić jak się miewa.  Przez jej ciało przeszedł jeden z dobrze znanych jej dreszczy, tych z grona niewygodnych, a kącik jej ust wygiął się zagadkowo.
- Oczywiście, że tak. Panuję nad sytuacją. Zresztą jak zwykle. – odparła lekkim tonem, ledwie muskając ciemniejącym spojrzeniem obecnego tutaj czarodzieja. Poprawiła ułożenie torby uśmiechając się do siebie i swoich myśli.


* Proszę mi wybaczyć za brak polskich znaków w tytułach. Coś czcionka nie chcę ze mną współpracować.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Elizabeth M. Jones. [Dorosły] Empty Re: Elizabeth M. Jones. [Dorosły]

Nie Lut 22, 2015 9:13 pm
* Odnośnie czystej krwi, proponujemy albo zmianę na półkrwi, albo wybranie jedno z istniejących już rodów: https://magiclullaby.forumpl.net/t580-czystokrwiste-rody. W przypadku zamkniętych rodów istnieje możliwość dogadania się z którymś z członków. Przynajmniej dorośli mają taką możliwość.

* Skoro pracuje w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów to jak to możliwe, że była (jest) jeszcze Aurorem? Czy to nie przesada? Zwłaszcza, że Auror to nie jest posada na chwilę i wątpię, żeby ktoś kto nim był nagle przeszedł do zupełnie innej pracy. Odnośnie Zakonu Feniksa proponuję też by to wyszło bardziej w fabule; warto też pamiętać by zaznaczyć skąd się dowiedziała postać o nim etc.

* "Ciętym od noża z salonu IKEI." - Za współczesne porównanie - mimo wszystko to są lata 70./80.

* Uwzględnij też jakieś wady swojej postaci; zwłaszcza tyczy się to wyglądu, ponieważ nie ma nikogo idealnego pod względem zewnętrznym, jak i wewnętrznym.




Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach