- Arthur Flynn
[dorosły] Arthur Flynn
Sob Lut 27, 2016 9:49 pm
Imię i nazwisko: Arthur Flynn
Data urodzenia: 21 listopada 1952 r.
Czystość krwi: Półkrwi
Była szkoła: Hogwart, Slytherin
Praca: Uzdrowiciel na oddziale zamkniętym w Szpitalu Świętego Munga
Różdżka: Wierzba płacząca, róg biesa, 12.5 cala
Widok z Ain Eingarp:
Patrząc w wysokie, zdobione zwierciadło, Arthur ujrzał to, czego w pełni się spodziewał. W owym obrazie stał pochylony nad dużym, drewnianym stołem, zaś pomieszczenie dobitnie przypominało jego obecną piwnicę. Trzymał coś w dłoni i choć z tej perspektywy nie widział co to dokładnie jest, całym sercem czuł iż to jest właśnie jego największe marzenie i zarazem życiowy cel - istne panaceum, lekarstwo na śmierć. To było przedmiotem jego badań, nękało go w nocnych wizjach i skupiało całą jego uwagę. I wiedział, że kiedyś tego dokona... On, Arthur Flynn będzie pierwszym w historii, który na dobre zażegna śmierć.
Przykładowy Post:
Ten zimny, jesienny wieczór Arthur spędzał jak każdy inny - ślęcząc nad opasłym, oprawionym w skórę tomiszczem w swojej zaciemnionej piwnicy. Księga ta wpadła w jego ręce dosyć niedawno i była jednym z niewielu wydań niezwykle cennego i rzadkiego "Necronomiconu" - dzieła równie bluźnierczego, co tajemniczego. Treści, zawartej na przeżółkłych kartach nie sposób opisać w kilku, a nawet kilkunastu zdaniach, jest to bowiem zarazem bestiariusz, księga teologiczna, okultystyczna, historyczna, oraz antropologiczna, oferująca wiedzę o tym, co zakazane i wykraczające poza zdolności pojmowania przeciętnych czarodziejów. Niemniej ta skrajna nauka była tym, co napędzało życie Arthura. Na pierwszy rzut oka, nie wyróżniał się on niczym szczególnym - ot, mniej więcej trzydziestoletni mężczyzna, o niebieskich oczach i burzy ciemnobrązowych włosów. Jak jednak wiadomo, pozory mylą. Flynn od kiedy tylko zrozumiał istotę magii i nauczył się panować nad swoimi zdolnościami, czuł dziwny pociąg do tej strony magii, uznawanej przez ogół za złą, zakazaną i nazbyt okrutną.
Zło jest względne, Arthurze...
Zegar wybił północ, a siedzący przy dębowym biurku mężczyzna wyprostował się na krześle i przeciągnął. Siedząc chwilę z odchyloną do tyłu głową, zastanawiał się, skąd mógłby wziąć tak rzadkie składniki potrzebne mu do uwarzenia eliksiru, którego przepis leżał naprzeciw niego. Nieczęsto wszak trafia się na recepturę mikstury, mogącej, przynajmniej zdaniem autora przepisu, przywrócić zmarłemu życie. Nie tylko oddech, bicie serca, zmysły, a życie - takie samo, jakie ma każdy z nas, w pełni świadome i względnie naturalne. Problem stanowiły jednak składniki, o większości nigdy nawet nie słyszał, a pozostałe stanowiły praktycznie niespotykane odmiany.
Arthur zakasłał cicho, zabrał z biurka różdżkę i skierował się wąskimi schodami na górę. Jego dom był niewielki, skromnie urządzony i ulokowany na obrzeżach Londynu. Miejsce to było o tyle dogodne, że nie musiał martwić się wścibskimi sąsiadami, czy nieproszonymi gośćmi. Zazwyczaj unikał kontaktu z ludźmi, a swoich rozmówców dobierał bardzo starannie. W kręgu nielicznych znajomych postrzegany był raczej jako introwertyk, odludek i nieskory do zabawy dziwak. O tak, niemało w tym prawdy. Ponad wszelkie uciechy, Flynn najbardziej cenił sobie możność studiowania ksiąg i poszerzania magicznych horyzontów w zakresie alchemii i tworzenia zaklęć. W niektórych budził również strach szacunkiem, z jakim wypowiadał się o Czarnej Magii i tych, którzy nią władają. Nie ukrywał również swego podziwu względem Czarnego Pana, choć z pewnością nie popierał jego ideologii.
Kierując się przez wąski korytarz w stronę drzwi wyjściowych, mężczyzna złapał długi, ciemny płaszcz i opuścił dom, machnąwszy parę razy różdżką, mamrocząc pod nosem jakieś zaklęcia obronne. Dużo się ostatnio dzieje i nie warto ryzykować utraty życia - przezorny zawsze ubezpieczony.
Na zewnątrz była paskudna pogoda - nocne niebo skrywały ciężkie chmury, mroźny wiatr zbierał swoje żniwa, zaś ogromne kałuże powoli zaczynały zamarzać. Arthur ruszył jednak przed siebie, kierując swe kroki w stronę okolicznego cmentarza.
Szedł jedną z wielu alejek, pomiędzy kamiennymi nagrobkami zupełnie nieznanych mu ludzi. Większość z nich została zapomniana wraz z dniem, w którym zamknięto pokrywę grobu, na co wskazywałoby zapuszczenie i nieład na nich panujący. Część jednak była utrzymana w niezgorszym porządku i Arthurowi, który był częstym bywalcem cmentarza, zdarzało się nawet widywać rodziny, odwiedzające swoich bliskich. Na jakimkolwiek innym cmentarzu nie byłoby to nijak dziwne, lecz okolica, w której umiejscowiony był ten konkretny, należała raczej do ludzi wykazujących dziwną apatię i brak zainteresowania światem. Margines społeczny, czarodzieje spod ciemnej gwiazdy, być może nawet Śmierciożercy. Oprócz tego byli tu jeszcze mugole - patologiczne, skrajnie biedne i paskudne rodziny, w których przemoc i nadużywanie alkoholu były na porządku dziennym.
Arthur starał się nie być tak apatyczny, jak otaczający go świat, a przynajmniej nie dopuszczał do siebie takiej możliwości. Był odizolowany, czasem aspołeczny i zamknięty we własnych rozmyślaniach, ale nie jest to synonim apatii. Potrafił współczuć, a nawet reagować, kiedy zaszła taka potrzeba (parę razy był przesłuchiwany w związku z niewłaściwym użyciem czarów, kiedy to potraktował jakiegoś mugola urokiem).
Nie przyszedł jednak rozmyślać tutaj o tym całym gównianym i nic nie wartym świecie, w jakim przyszło mu żyć. Nie przyszedł tutaj też odwiedzić kogoś mu bliskiego - stracił wszystkich już dawno temu i nie miał pojęcia gdzie ich pochowano. Prawdę mówiąc, gdyby próbował, sam pewnie nie potrafiłby odpowiedzieć na pytanie "w jakim celu przyszedłeś na cmentarz, Arthurze?". Było to coś w rodzaju podświadomego rytuału, który odprawiał za każdym razem, kiedy miał bardziej złożony problem do rozwiązania. To miejsce, pełne historii, wspomnień i niezwykle silnych emocji, emanowało spokojem i pozwalało mu się odprężyć, zebrać myśli i znaleźć wyjście z sytuacji. Bywał tu tak często, że udało mu się dogadać z tutejszym grabarzem, aby ten nie zamykał na noc bramy.
Ciemne niebo przeszyła błyskawica, wiatr zerwał się ze zdwojoną siłą, a w ziemię zaczęły uderzać ciężkie, deszczowe krople. Flynn otulił się szczelniej płaszczem i spojrzał na kieszonkowy zegarek - było już grubo po drugiej w nocy.
-Pora wracać... - rzekł cicho, poprawił kołnierz płaszcza i ruszył przed siebie.
Data urodzenia: 21 listopada 1952 r.
Czystość krwi: Półkrwi
Była szkoła: Hogwart, Slytherin
Praca: Uzdrowiciel na oddziale zamkniętym w Szpitalu Świętego Munga
Różdżka: Wierzba płacząca, róg biesa, 12.5 cala
Widok z Ain Eingarp:
Patrząc w wysokie, zdobione zwierciadło, Arthur ujrzał to, czego w pełni się spodziewał. W owym obrazie stał pochylony nad dużym, drewnianym stołem, zaś pomieszczenie dobitnie przypominało jego obecną piwnicę. Trzymał coś w dłoni i choć z tej perspektywy nie widział co to dokładnie jest, całym sercem czuł iż to jest właśnie jego największe marzenie i zarazem życiowy cel - istne panaceum, lekarstwo na śmierć. To było przedmiotem jego badań, nękało go w nocnych wizjach i skupiało całą jego uwagę. I wiedział, że kiedyś tego dokona... On, Arthur Flynn będzie pierwszym w historii, który na dobre zażegna śmierć.
Przykładowy Post:
Ten zimny, jesienny wieczór Arthur spędzał jak każdy inny - ślęcząc nad opasłym, oprawionym w skórę tomiszczem w swojej zaciemnionej piwnicy. Księga ta wpadła w jego ręce dosyć niedawno i była jednym z niewielu wydań niezwykle cennego i rzadkiego "Necronomiconu" - dzieła równie bluźnierczego, co tajemniczego. Treści, zawartej na przeżółkłych kartach nie sposób opisać w kilku, a nawet kilkunastu zdaniach, jest to bowiem zarazem bestiariusz, księga teologiczna, okultystyczna, historyczna, oraz antropologiczna, oferująca wiedzę o tym, co zakazane i wykraczające poza zdolności pojmowania przeciętnych czarodziejów. Niemniej ta skrajna nauka była tym, co napędzało życie Arthura. Na pierwszy rzut oka, nie wyróżniał się on niczym szczególnym - ot, mniej więcej trzydziestoletni mężczyzna, o niebieskich oczach i burzy ciemnobrązowych włosów. Jak jednak wiadomo, pozory mylą. Flynn od kiedy tylko zrozumiał istotę magii i nauczył się panować nad swoimi zdolnościami, czuł dziwny pociąg do tej strony magii, uznawanej przez ogół za złą, zakazaną i nazbyt okrutną.
Zło jest względne, Arthurze...
Zegar wybił północ, a siedzący przy dębowym biurku mężczyzna wyprostował się na krześle i przeciągnął. Siedząc chwilę z odchyloną do tyłu głową, zastanawiał się, skąd mógłby wziąć tak rzadkie składniki potrzebne mu do uwarzenia eliksiru, którego przepis leżał naprzeciw niego. Nieczęsto wszak trafia się na recepturę mikstury, mogącej, przynajmniej zdaniem autora przepisu, przywrócić zmarłemu życie. Nie tylko oddech, bicie serca, zmysły, a życie - takie samo, jakie ma każdy z nas, w pełni świadome i względnie naturalne. Problem stanowiły jednak składniki, o większości nigdy nawet nie słyszał, a pozostałe stanowiły praktycznie niespotykane odmiany.
Arthur zakasłał cicho, zabrał z biurka różdżkę i skierował się wąskimi schodami na górę. Jego dom był niewielki, skromnie urządzony i ulokowany na obrzeżach Londynu. Miejsce to było o tyle dogodne, że nie musiał martwić się wścibskimi sąsiadami, czy nieproszonymi gośćmi. Zazwyczaj unikał kontaktu z ludźmi, a swoich rozmówców dobierał bardzo starannie. W kręgu nielicznych znajomych postrzegany był raczej jako introwertyk, odludek i nieskory do zabawy dziwak. O tak, niemało w tym prawdy. Ponad wszelkie uciechy, Flynn najbardziej cenił sobie możność studiowania ksiąg i poszerzania magicznych horyzontów w zakresie alchemii i tworzenia zaklęć. W niektórych budził również strach szacunkiem, z jakim wypowiadał się o Czarnej Magii i tych, którzy nią władają. Nie ukrywał również swego podziwu względem Czarnego Pana, choć z pewnością nie popierał jego ideologii.
Kierując się przez wąski korytarz w stronę drzwi wyjściowych, mężczyzna złapał długi, ciemny płaszcz i opuścił dom, machnąwszy parę razy różdżką, mamrocząc pod nosem jakieś zaklęcia obronne. Dużo się ostatnio dzieje i nie warto ryzykować utraty życia - przezorny zawsze ubezpieczony.
Na zewnątrz była paskudna pogoda - nocne niebo skrywały ciężkie chmury, mroźny wiatr zbierał swoje żniwa, zaś ogromne kałuże powoli zaczynały zamarzać. Arthur ruszył jednak przed siebie, kierując swe kroki w stronę okolicznego cmentarza.
***
Szedł jedną z wielu alejek, pomiędzy kamiennymi nagrobkami zupełnie nieznanych mu ludzi. Większość z nich została zapomniana wraz z dniem, w którym zamknięto pokrywę grobu, na co wskazywałoby zapuszczenie i nieład na nich panujący. Część jednak była utrzymana w niezgorszym porządku i Arthurowi, który był częstym bywalcem cmentarza, zdarzało się nawet widywać rodziny, odwiedzające swoich bliskich. Na jakimkolwiek innym cmentarzu nie byłoby to nijak dziwne, lecz okolica, w której umiejscowiony był ten konkretny, należała raczej do ludzi wykazujących dziwną apatię i brak zainteresowania światem. Margines społeczny, czarodzieje spod ciemnej gwiazdy, być może nawet Śmierciożercy. Oprócz tego byli tu jeszcze mugole - patologiczne, skrajnie biedne i paskudne rodziny, w których przemoc i nadużywanie alkoholu były na porządku dziennym.
Arthur starał się nie być tak apatyczny, jak otaczający go świat, a przynajmniej nie dopuszczał do siebie takiej możliwości. Był odizolowany, czasem aspołeczny i zamknięty we własnych rozmyślaniach, ale nie jest to synonim apatii. Potrafił współczuć, a nawet reagować, kiedy zaszła taka potrzeba (parę razy był przesłuchiwany w związku z niewłaściwym użyciem czarów, kiedy to potraktował jakiegoś mugola urokiem).
Nie przyszedł jednak rozmyślać tutaj o tym całym gównianym i nic nie wartym świecie, w jakim przyszło mu żyć. Nie przyszedł tutaj też odwiedzić kogoś mu bliskiego - stracił wszystkich już dawno temu i nie miał pojęcia gdzie ich pochowano. Prawdę mówiąc, gdyby próbował, sam pewnie nie potrafiłby odpowiedzieć na pytanie "w jakim celu przyszedłeś na cmentarz, Arthurze?". Było to coś w rodzaju podświadomego rytuału, który odprawiał za każdym razem, kiedy miał bardziej złożony problem do rozwiązania. To miejsce, pełne historii, wspomnień i niezwykle silnych emocji, emanowało spokojem i pozwalało mu się odprężyć, zebrać myśli i znaleźć wyjście z sytuacji. Bywał tu tak często, że udało mu się dogadać z tutejszym grabarzem, aby ten nie zamykał na noc bramy.
Ciemne niebo przeszyła błyskawica, wiatr zerwał się ze zdwojoną siłą, a w ziemię zaczęły uderzać ciężkie, deszczowe krople. Flynn otulił się szczelniej płaszczem i spojrzał na kieszonkowy zegarek - było już grubo po drugiej w nocy.
-Pora wracać... - rzekł cicho, poprawił kołnierz płaszcza i ruszył przed siebie.
- Caroline Rockers
Re: [dorosły] Arthur Flynn
Nie Lut 28, 2016 3:15 pm
Dobrze mi się czytało Twoją KP. Mogłam sobie nawet wyobrazić tę wędrówkę Arthura po cmentarzu. Łap ode mnie 10 dodatkowych fasolek!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach