Go down
Lacaille Yaxley
Nauka
Lacaille Yaxley

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Pon Lis 24, 2014 10:46 pm
Spacery po terenach zamku nie należały do ulubionych rozrywek Yaxley, nie często widywano ją poza murami Hogwartu. Szczerze powiedziawszy rzadko opuszczała górne kondygnacje budynku, czas swój dzieląc pomiędzy poszczególnymi wieżami, salą do astronomii, a swoim gabinetem. Dyżury na korytarzach oraz uroczystości szkolne odbywające się w Wielkiej Sali traktowała jako zło koniecznie, odbębniała je mechanicznie i bez najmniejszego śladu entuzjazmu. Łatwo się domyślić, iż nie należała do osób szczególnie towarzyskich. Najlepiej czuła się w otoczeniu map, wykresów i teleskopów - zdecydowanie była typem samotnika.
Zdawała sobie sprawę z tego, iż nie prezentuje większości przymiotów, którymi powinien odznaczać się dobry profesor, a co dopiero pedagog. Posiadała ogromną wiedzę w nauczanej przez siebie dziedzinie, jednak niekoniecznie przekładało się to na szkolne sukcesy jej podopiecznych. Większość z nich uważała za kompletnych ignorantów, którzy tylko i wyłącznie niepotrzebnie marnują czas, który mogłaby poświęcić tej garstce uczniów, którzy faktycznie przykładali się do nauczanego przez nią przedmiotu. Idealnym tego przykładem były wyniki z ostatniego wypracowania zadanego szóstym klasom - na samo wspomnienie godzin poświęconych czytaniom tych bzdur i oglądaniom niechlujnie sporządzonych map gniewne rumieńce występowały na zapadnięte policzki kobiety. Marnowanie jej czasu, tak, to zdecydowanie była jedna z niewielu rzeczy potrafiących doprowadzić nauczycielkę astronomii do białej gorączki. Ale spokojnie, policzy się z tą bandą leniwych kretynów na następnych zajęciach. Tego mogli być pewni tak samo jak tego, iż słońce rano pojawia się na wschodzie, a wieczorem znika na zachodzie - chociaż gdyby się nad tym zastanowić, Lacaille wcale nie byłaby taka pewna czy uczniowie Hogwartu chociażby takową wiedzę posiadają.
Przewróciła oczami, pokonując kolejną śnieżną zaspę. Czuła jak z każdym energicznym krokiem jej irytacja przybiera na sile, mimo iż ponoć powinno być na odwrót. Spacer miał uspokajać, wyciszać. Ją jedynie dodatkowo rozdrażnił; było coraz bardziej zimno, wiatr szarpał jej czarne włosy, a pojedyncze promienie słońca odbijające się od śniegu nieprzyjemnie drażniły oczy. Zdecydowanie nie był to jej najlepszy pomysł tego dnia, a może nawet tygodnia.
Słysząc niepokojące zawodzenie dochodzące od strony Zakazanego Lasu, odwróciła głowę w jego stronę. Zmarszczyła brwi w bliżej niesprecyzowanym grymasie, który nadał twarzy kobiety mocno niepokojącego nieprzyjemnego wyrazu. Cóż to za cholera? przemknęło jej przez myśl. Większość osób zawróciłaby w takim momencie, nie chcąc narażać się na niepotrzebne niebezpieczeństwo, jednak nie Lacaille. Zainteresowało ją to, postąpiła więc kilka kolejnych kroków w stronę obrzeża lasu. Drgnęła mocno, czując dotyk na swoim ramieniu - spokojnie, to tylko pocztowa sówka. Uśmiechnęła się gorzko, naigrawając się w duchu ze swojej chwilowej bojaźliwości. Delikatnie odczepiła liścik od nogi niewielkiego ptaka, pogłaskała go po łebku i wypuściła z powrotem w powietrze. Rozwinęła kartkę, szybkim spojrzeniem obrzucając jej zawartość. Wezwanie do gabinetu dyrektora, nie powinno się tego ignorować. A nawet nie można było - jak to jednak mówią w niektórych kręgach "co się odwlecze to nie uciecze".
Schowała list do kieszeni i jeszcze raz obrzuciła uważnym spojrzeniem obszar graniczący z Zakazanym Lasem, wciąż nie mogąc przestać myśleć zawodzeniu dochodzącym z tamtych okolic. Głupstwa, zapewne to jedno z dzikich stworzeń zamieszkujących ten niebezpieczny dla człowieka obszar - nic niezwykłego i godnego dłuższej uwagi niż ta, którą już poświęciłaś. Już miała odwrócić się na pięcie i ruszyć w stronę zamku, gdy jej spojrzenie osiadło na dwójce uczniów znajdujących się kilkanaście kroków od niej. Jakże mogła ich wcześniej nie zauważyć? Parsknęło cicho, klnąc w duchu na swą nikłą spostrzegawczość.
Gołąbeczki. Czas wpuścić lisa do tej gołębiarni. A może troskliwego hodowcę dbającego by nic złego nie stało się jego podopiecznym? Zobaczymy.
Nie kojarzyła ani dziewczyny ani chłopaka, była prawie pewna, iż żadne z nich nie uczęszcza na jej zajęcia. Nie zakwalifikowała ich również jako uczniów swego byłego domu, Slytherinu. Byli dla niej jedynie kolejnymi nieznanymi twarzami, które stanęły na jej drodze. Dodając przy tym kolejnych obowiązków, niedobrze. Bardzo niedobrze, moi drodzy. Ruszyła w ich stronę, zaciskając wąskie wargi w cienkie kreski, które nie wróżyły uczniom niczego dobrego.
- Mam nadzieję, że Wam nie przeszkadzam.
Nie zabrzmiało to przyjemnie; młodszym rocznikom na dźwięk tego charakterystycznego tonu Yaxley wzbierało się na płacz, a starsze zaczynały zastanawiać się nad zdawalnością jej przedmiotu.
Obrzuciła dziewczynę i chłopaka ostrym spojrzeniem, zupełnie nie przejmując się najwyraźniej delikatną sytuacją, w której ich zastała. Nie interesowały jej ich emocje, przeżycia czy też uczucia. Dla niej liczyła się wyłącznie lokalizacja, w której ta dwójka się znajdowała. Mianowicie obrzeża Zakazanego Lasu. Była pewna, że jedno i drugie doskonale zdaje sobie sprawę z punktu regulaminu, który mówił o zakazie przebywania w tym miejscu. W końcu nie byli już nowicjuszami, jak na jej oko obydwoje ukończyli przynajmniej piąty rok nauki.
- Może uda Wam się wytłumaczyć mi czego nie rozumiecie w sformułowaniach "zakaz zbliżania" oraz "zakaz wstępu"? Chętnie Wam je wyjaśnię, jestem tu przecież po to by pomagać.
Każde słowo zostało wypowiedziane bardzo wyraźnie i powoli, jakby miała do czynienia z osobami delikatnie opóźnionymi umysłowo.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Wto Lis 25, 2014 12:18 am
Cyganka kiedy usłyszała czyiś głos odsunęła się od chłopaka. No tak... oczywiście jakaś nauczycielka musiała się przypałętać. Chwilami naprawdę cygance działali na nerwy. Nie lubiła jak ktoś ograniczał jej wolność.
-Z całym szacunkiem Pani Profesor...- Powiedziała spokojnie i bardzo grzecznie jak na nią.
-My znajdujemy się na granicy lasu... teoretycznie nawet jej nie przekraczając. Nie wydaje mi się aby zbliżać się do lasu nie wolno było. Równie dobrze można by było zabronić patrzenia na niego. Co więcej chatka gajowego przecież znajduje się przy lesie a uczniowie jakoś tam chodzą.- Dziewczyna zawsze miała jakąś wymówkę. Między innymi tego nauczyła ją ulica. Nie było sytuacji bez wyjścia, a jeżeli już trzeba było ponieść karę to należało to zrobić z wysoko podniesioną głową i uśmiechem na ustach aby nie dać nikomu tej satysfakcji, że udało się im podciąć komuś skrzydła.
Christian Laine
Oczekujący
Christian Laine

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Wto Lis 25, 2014 1:12 pm
Chłopak już otwierał usta, żeby odpowiedzieć pani profesor, ale Es go ubiegła. Powiedziała dokładnie to samo co on chciał powiedzieć, więc zamknął usta. Pewnie za chwilę dostaną za to szlaban, ale jakoś go to nie obchodziło. W tej chwili chciał być sam na sam z cyganką i trochę z nią pogadać.
-Proszę mi wybaczyć, pani profesor, ale tak mi się wydaje, że to drzewo jest najbardziej wysunięte, więc jakby to powiedzieć... nie przekroczyliśmy granicy.
Mówiąc to rozejrzał się na boki, aby utwierdzić siebie i dwie kobiety w tym przekonaniu. No jasne, nie chciał być niemiły. Wręcz przeciwnie. Odpowiadał grzecznie i spokojnym tonem jakim powinno się mówić do... osób starszych.
Posłał kobiecie delikatny uśmiech, ale jakby obdarty z emocji. Nie pokazywał nic, a nic. Po prostu tam był... i tyle.
Lacaille Yaxley
Nauka
Lacaille Yaxley

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Wto Lis 25, 2014 3:59 pm
Spojrzenie kobiety skupiło się na osobie dziewczyny, wbijając się w nią i świdrując niezbyt przyjemnie. Przesunęło się po kolorowej spódnicy i chuście z monetami, musnęło delikatnie śniadą cerę i ciemne włosy. Usta drgnęły nieznacznie, nie wyginając się jednakże w wyrazie niesmaku, który czarownica odczuła w głębi siebie. Nie było w tym nic szczególnie niezwykłego - łatwo rozpoznała w dziewczynie Romkę, o której swego czasu było dość często mówione w pokoju nauczycielskim. Czarujące dziewczę znalezione na ulicy wśród bandy Cyganów. Stypendystka zabrana ze środowiska złodziei i nierobów, kasty społecznej, którą gardzili nawet przeciętni mugole. Dla czystokrwistej czarownicy pochodzącej z jednego ze starszych magicznych rodów było to definiujące. Jakże stereotypowo, prawda?
Uniosła brew, słuchając tłumaczenia dziewczyny. Ależ wygadane stworzonko nam się trafiło, przemknęło jej przez myśl. Nietrudno się domyślić, iż odpowiedź nie spodobała się Yaxley. Z natury jednak była osobą  spokojną i dość cierpliwą, więc przed zabraniem głosu pozwoliła by i towarzysz dziewczęcia mógł się udzielić. Tak ja się spodziewała nie miał nic szczególnie mądrego do dodania.
- Widzę, że macie faktycznie dużo do powiedzenia, chociaż treści jest w tym zdecydowanie niewiele. Myślicie, że ktokolwiek będzie biegał za uczniami z linijką w dłoni i odmierzał cale dzielące Was od Zakazanego Lasu? Pięć od linii drzew dozwolone, trzy za nią już nie? Postawcie się czasami na miejscu opiekunów, którzy nie wiedzą czy akurat macie ochotę na niewinny piknik przy skraju lasu czy też szykujecie się na wyprawę mającą na celu znalezienie jednorożców. Bo i takie gagatki się zdarzały.
Westchnęła cicho, spoglądając na nich jak na parę przedszkolaków, które zarzucają dorosłego kolejnymi bzdurnymi opowieściami. Jakże ona nie cierpiała takich głupio wygadanych osóbek; o ile jeszcze odpowiedź chłopaka nie zrobiła na niej specjalnego wrażenia, to przykłady podane przez dziewczynę wywołały w niej cień irytacji podobnej do tej, którą odczuwała gdy w czytanym przez siebie wypracowaniu natrafiała na wyjątkowe bzdury.
- Poza tym jaką macie pewność, że jakieś licho nie wylezie spomiędzy tych drzew, hę?
Lodowate spojrzenie schowało się na ułamek sekundy za wachlarzem czarnych rzęs, by po chwili ponownie osiąść na dwójce uczniów. Czuła, że marnuje czas. Szczególnie, że czekało ją jeszcze spotkanie z dyrektorem.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Wto Lis 25, 2014 10:37 pm
Romka widziała to pogardę w oczach kobiety. Nie raz spotykała się na ulicy z takim spojrzeniem. Jeszcze kiedyś może i by się jeszcze tym przejęła, ale nie teraz. Już dawno zrozumiała, że nie może wstydzić się swojego pochodzenia bo tak naprawdę nie ma na nie żadnego wpływu. Była cyganką i nikt a nic tego nie zmieni. Cyganka wstała z ziemi poprawiając swoją spódnicę dzwoniąc przy tym głośno dając wszystkim do zrozumienia, że nie da się tak łatwo uwiązać.
-A jaki jest sens karania nas jeżeli nie posiada Pani dowodów na to, że przekroczyliśmy granicę. Jeżeli Pani aż tak się o nas martwi w co naprawdę szczerze wątpię, bo z tego co widzę wykonuje Pani tylko swoją pracę dzięki której może sobie Pani Profesor kupić coś do jedzenia. Mogę zapewnić, że nie w głowach nam było wchodzić do tego lasu. Z resztą nie oszukujmy się. Gdyby taki był nasz plan próbowalibyśmy zrobić to raczej w nocy niż w biały dzień. Pozwolilibyśmy aby mrok nas otulił i uczynił nas prawie, że niewidzialnymi. W dzień... cóż każdy, zupełnie tak jak Pani mógł by nas przyłapać- Romka nie widziała w myśleniu nauczycielki żadnego sensu... bo go tam po prostu nie było. Czy uczniowie którzy chcą przedrzeć się do zakazanego lasu siedzieli by sobie spokojnie na ziemi i rozmawiali.
-W dzień... nie wydaje mi się aby coś nam groziło. Centaury które zamieszkują te lasy raczej stronią od ludzi. Mają swoje terytoria a ludzkie problemy ich nie obchodzą. Jednorożce są bardzo płochliwe i nie podchodzą do ludzi. A inne zwierzęta zamieszkujące ten las... woli pewnie wychodzić po zmroku niż w trakcie dnia. Większa szansa na upolowanie jakiegoś nieszczęśnika- Uśmiechnęła się delikatnie pewna swoich racji. Wiele osób mogło by powiedzieć, że romka miała zburzone poczucie zagrożenia, ale dla niej każda chwila była niesamowitą przygodą za którą było warto oddać wszystko.
Christian Laine
Oczekujący
Christian Laine

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Sob Lis 29, 2014 5:12 pm
Kobiety. Czy tej dwójce aż tak trudno było normalnie porozmawiać? Jedna za chwile się zdenerwuje, a druga skończy ze szlabanem. I zapewne Christianowi jeszcze się za to oberwie. Tak. Na bank mu sie oberwie. Ma za dużego pecha, by ominęła go tak "dobra" zabawa. Westchnął ciężko i powoli wstał z koca, patrząc na Esmeraldę kątem oka. Przeciągnął się mruczą cicho i spojrzał profesorce w oczęta. Uśmiechnął się do niej, bardzo, ale to bardzo ciepło. Rzadko można u niego dostrzec taki uśmiech.
-PRZEPRASZAMY, pani profesor. Oboje. Nie chcieliśmy niepokoić grona pedagogicznego, ale to moja wina. Biorę całą odpowiedzialność na siebie, bo gdyby nie ja to panna Moore nie zbliżyłaby się nawet do granicy drzew. Naprawdę nie chciałem niepokoić... -  tu dla efektu zmierzył kobietę wzrokiem, a na jego twarzy zagościł łobuzerski uśmiech. - ... tak ładnej pani profesor. -
Dla dodania efektu pokiwał głową. Oczywiście wszystko co mówił było prawdą. Mniej więcej. Nie miał zamiaru kręcić z profesorką. No jasne, że nie, ale nikt od jednego komplementu jeszcze nie umarł, prawda?
Lacaille Yaxley
Nauka
Lacaille Yaxley

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Nie Lis 30, 2014 2:16 pm
Przesunęła dłonią po kruczoczarnych włosach w marnej próbie naprawienia szkód poczynionych przez porywisty wiatr, wydawała się przy tym dziwnie spokojna pomimo tego, iż odpowiedź dziewczyny zupełnie nie przypadła jej do gustu. Nie miała jednak w zwyczaju wykłócać się tam gdzie zdawała sobie sprawę ze swoich racji i przewagi, nie byłoby to bowiem w dobrym stylu. Przymknęła więc na ułamek sekundy oczy, zastanawiając się nad swoimi kolejnymi słowami. Miała zamiar szybko zakończyć wymianę zdań, szczególnie że nie prowadziła ona do niczego wartościowego.
- Ależ panienka przenikliwa, jestem pod wrażeniem. A co do Zakazanego Lasu i niebezpieczeństwa, które kryje w głębi siebie... Ma panna szczęście, że to nie ja jestem jej nauczycielem opieki nad magicznymi stworzeniami bo wolne popołudnie spędziłabyś na pisaniu wypracowania na odpowiedni temat. Ale jako, że widzę że masz dużo wolnego czasu i wiele do powiedzenia to nie chciałabym pozbawiać Cię możliwości wypowiedzenia się na parę innych kwestii. Dlatego prosiłabym żeby do końca tygodnia na moim biurku pojawiła się praca pod tytułem "Zodiak, krótka charakterystyka oraz mój znak zodiaku w astronomii".
Wysiliła się na nieznaczny uśmiech, ukrywając przy tym blade dłonie w obszernych kieszeniach grubej czarnej szaty. Rzadko kiedy odejmowała uczniom punkty, nie widziała sensu w karaniu całego domu przez jednego osobnika. Tak samo rzadko kiedy udzielała komukolwiek szlabanu, uważała iż spędzanie czasu pod komendą charłaka Filcha nie jest odpowiednią rzeczą dla młodych czarodziejów, a ona sama nie miała ochoty na spędzanie czasu w ich towarzystwie gdy mogła tego uniknąć. Dlatego zazwyczaj w ramach jakiejkolwiek kary zlecała napisanie wypracowania, w zależności od przewinienia były tematy lżejsze i trudniejsze. Puchonka z racji tego, iż nie uczęszczała na zajęcia astronomii dostała do opracowania zagadnienie w miarę łatwe, nie wymagające szczególnego wysiłku.
- Pana przeprosiny oczywiście przyjmuję, nie widzę sensu dalszego zajmowania czasu pana i mojego, gdy widzę że się doskonale zrozumieliśmy.
Pokręciła delikatnie głową, patrząc na chłopaka. Ładne ziółko nam się trafiło, pomyślała, nie komentując jednak na głos jego ostatnich słów. Tak jak powiedziała, nie widziała potrzeby karania Krukona za cokolwiek. Każdemu zdarzało się delikatne naginanie granic, szczególnie tych niejasno wytyczonych. Yaxley chodziło głównie o umiejętność przyznania się do tego, zamiast starania się zrobić z drugiej strony idioty czepiającego się byle czego, bo podobnego zachowania nie znosiła. Sama była wychowana w sposób staromodny i surowy, na miejscu uczennicy podobne słowa nie przeszłyby jej przez gardło.
- No dobrze, a teraz zbierajcie się stąd. A panna Moore niech pamięta o wypracowaniu, samodzielnie napisanym oczywiście. Do widzenia.
Dodała na odchodnym, odwracając się na pięcie i powoli ruszając w stronę zamku. Nie mogła pozwolić, by Dumbledore dłużej czekał - poza tym zdążyła już poczuć się mocno zaintrygowana tym niecodziennym wezwaniem.

/zt
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Nie Lis 30, 2014 4:55 pm
Takie to były czas. Kiedy człowiek miał odwagę powiedzieć co myśli, odważy się wypowiedzieć to na głos, to zostaje ukarany. Za to ci którzy sprzeniewierzają się sowim przekonaniom zostają uniewinnieni. Świat stanął na głowie. Cyganka zmarszczyła nosek i popatrzyła na chłopaka.
-Zdrajca...- Tylko tyle wydobyło się z jej ust. Chwyciła swoją torbę i zarzuciła ją na ramię.
-Następnym razem mów za siebie. Nie próbuj mnie bronić. Potrafię sama za siebie mówić- Była na niego zła i to nawet bardzo. Zrobiła kilka kroków do przodu, jednak zatrzymała się i odwróciła swoją twarz w jego kierunku.
-I co to miało niby być "tak ładnej pani profesor". A z resztą nie ważne- Nie chodziło o jakieś głupie wypracowanie, ale o to, że kolejna osoba próbowała podciąć skrzydła temu motylowi który tak bardzo kochał fruwać w powietrzu. Wszyscy inni na siłę usiłowali ściągnąć ją na ziemię próbując jej wmówić, że tak będzie lepiej. On... cóż również do takich osób się zaliczał. Do tych wszystkich którzy próbowali obrzucić ją kamieniami ponieważ była inna. Na samo wspomnienie tego chłodu w oczach nauczycielki zimny dreszcz przeszedł po jej karku. Cyganka zawsze zastanawiała się dlaczego ludzie zawsze gardzili tymi którzy są inni. Czy cyganka popełniała grzech tym, że mówiła co myśli.
Christian Laine
Oczekujący
Christian Laine

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Wto Gru 02, 2014 6:32 pm
Aha...!? Super. Odwrócił się do niej przodem i spojrzał na nią z taką złością, że mógłby wypalić jej dziurę w skórze. Zdenerwowała go tym. Traktowała go tak jakby był jakiś upośledzony.
-Możesz mi coś powiedzieć...? - zaczął cicho i spokojnie. Przynajmniej na początku chciał być dla nie łagodny. Oczywiście długo to nie trwało. -Czemu uważasz, że chcę dla Ciebie źle? Nie jestem jakimś pierdolonym rasistą! Myślisz, że jak co? Że jak jesteś cyganką to nikt nie będzie Cię lubił!? Nie! To... To nie tak! To.. zupełnie na odwrót. Ja Cię lubię, dlatego chciałem Ci pomóc... chciał jakoś załagodzić tą sytuację... żebyś nie dostała szlabanu.
Mówił coraz ciszej i spokojniej. Jednak musiał się nawrzeszczeć. Chyba jak każdy w jego wieku, czy coś. A w sumie... miał to gdzieś. Zmęczyła go tak rozmowa.
-Jeśli będziesz chciała się spotkać, wyślij mi sowę, albo coś... Do zobaczenia. - szybko chwycił ją w ramiona i pocałował w policzek, z lekką złością i odszedł z miejsca zdarzenia.

z\t
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Czw Gru 04, 2014 12:51 am
-Po pierwsze... najpierw popatrz na ludzi, na ich oczy a dopiero potem oceniaj kto kogo lubi a kto kogo nie. Uwierz mi to czasami pomaga niż takie bezsensowne chlapanie ozorem na lewo i prawo- Warknęła na niego wyraźnie podirytowana. Teraz była zła, ale tak naprawdę kiedy odejdzie z tego miejsca złość jej przejdzie, a na drugi dzień kompletnie nie będzie o tej sytuacji pamiętać. Może i nawet zapomni o nim.
-Po drugie dzięki ci za pomoc... dzięki temu muszę pisać teraz wypracowanie. Naprawdę bez potrzeby się wciąłeś. Co myślałeś, że jak jestem kobietą to nie umiem sobie poradzić. Otóż twój błąd- Poderwała szybkim ruchem torbę z ziemi a jej zielone oczy rzuciły mu tylko nienawistne spojrzenie. Nie lubiła kiedy ktoś próbował zabierać jej głos... próbował hamować w jaki kolwiek jej osobowość.
-Taka właśnie jestem... pyskata i bronię swoich racji. A ty jak większość osób próbuje zamknąć to w klatce.- Szybkim ruchem ręki odrzuciła włosy z ramion uderzając go delikatnie tym samym w twarz. Chociaż zrobiła to z taką gracją, że dla wielu mężczyzn coś takiego było by wręcz najwyższą nagrodą.
-Dbaj o siebie... czyli to co ci wychodzi najlepiej- Powiedziała na odchodne i za nim ten zdążył gdzieś pójść po prostu go wyminęła i sobie poszła. Nie lubiła takich chwil i zawsze będą ją irytować.
z/t
Neve Collins
Oczekujący
Neve Collins

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Pią Gru 12, 2014 2:14 pm
Pryskał na boki biały puch, nie tak lekki już jak jeszcze poprzedniego miesiąca, kiedy minusowe temperatury szczypały płuca - wystarczyło nabrać głębokiego tchu, by poczuć jego moc - teraz łatwo było utknąć nogami w lepkiej jasności otulającej świat niby kołdra, wszystko przez Słodką Wiosnę, która czaiła się tuż za rogiem, już muskała swoimi palcami glebami i powietrze, ocieplając je, by każdy mógł zdać sobie sprawę z jej obecności i nie pozostać obojętnym - wystarczy wyglądać za okno, to lada dzień, to niedługo... Tylko czy to przed tym czmychała ta drobna, Biała Łania? Gna co tchu przed siebie, za nią poruszają się w nierównych podskokach jej miękkie, lekko falowane włosy, dziwiące wszem i wobec nietypową, a jednak naturalną barwą, swą miękkością i zapachem, który wraz ze sobą niosły, teraz unoszonym przez wiatr muskający chudą sylwetkę, próbującą dać z siebie wszystko, aby rozłożyć niewidzialną sieć skrzydeł na swych plecach i wzbić w nieskończony błękit lekko przetykany szarością chmur, z których lada chwila mógł spaść śnieg (lub deszcz) - ogląda się za siebie z przestrachem, z szeroko rozwartymi powiekami, rażąc świat równie dziwacznymi oczyma - tak jasnymi i intensywnymi fijołkami, które ktoś w szkiełka tej Łani wetknął - gdzie one podążały, gdzie był tor, na który chciały wejść i cóż miały zobaczyć..? Przeniósł się niewidzialny punkt na to, co płoszyło tą istotkę, na trójkę uczniów z jej rocznika, na Ślizgonów z bardzo zadowolonymi twarzami, śmiejącymi się w głos, kpiącymi, rzucającymi kąśliwe uwagi i z wyciągniętymi różdżkami - nie śpieszyli się wcale, pozwalali zwierzynie, za którą podążali, umykać, bo przecież i tak wiedzieli, że nie umknie dalej - Albinosi słynęli ze swej delikatności w bardzo negatywny sposób - ich ciała szybko się przemęczały, byli podatni na choroby i urazy wszelkiego rodzaju, tak i Ona kondycji nie posiadała - złośliwy Los zabrał skrzydła i kazał jej podążać donikąd - byle naprzód! Tam, gdzie przestrzeń wydawała się być pusta od niebezpieczeństwa, które zostawiałaś za plecami, a które nie po raz pierwszy napotkałaś na swojej drodze - ten bieg... On musiał się skończyć. Nie zostałaś stworzona do tego, Śnieżna Księżniczko, aby dotykać swoimi stopami podłoża tak mocno.
Dziewczę poleciało do przodu, wyciągając przed siebie ręce, aby zamortyzować upadek, potykając się na nierównym, śliskim terenie i lądując kolanami na zamarzniętej glebie, ciężko oddychając - wpadłaś, droga Neve, w ponury cień rzucany przez nagie drzewa Zakazanego Lasu, do którego jak dotąd nie zbliżyłaś się nawet o krok - ponury skrzek Kruczy wstrząsnął twoim ciałem, a mimo to w oczach nie zagościło przerażenie - zacisnęłaś różane usta w wąską linię, drżąc z wyczerpania, starając się nad oddechem zapanować, choć Omdlenie, wroga przyjaciółka, ciągnęła cię za kostkę w dół, gdzie ciemno i wrogo, gdzie świadomość nie była rada słuchać rozsądku - zakaszlałaś, zapowietrzając się i cofając dłonie, aby usiąść na łydkach i spróbować dźwignąć na nogi z waty.
avatar
Slytherin
Regulus Black

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Pią Gru 12, 2014 4:49 pm
- Hej! - dało się usłyszeć krzyk, który zwrócił uwagę trójki Ślizgonów. Gdzieś z terenów zamkowych w stronę miejsca zdarzeń biegł młody Black, pod koniec trasy czując, że trochę brakuje mu tchu. Zdecydowanie lepiej czuł się, kiedy latał na miotle, bieganie było zbyt... Mugolskie.
Nie, Black nie był obrońcą uciśnionych. W większości przypadków przeszedłby obojętnie, nie pomagając dziewczynie, nie ważne czy byłaby krwi czystej, pół, czy mugolskiej. Nie czuł potrzeby pomagania nikomu poza sobą, chyba, że miał w tym jakiś biznes. Z młodą panienką Collins nie łączyły go żadne interesy, więc jego też nie powinno tu być.
Przystanął przed kolegami z jednego domu. Musiał chwilę odetchnąć, co było widać po purpurowych policzkach, które nabrały koloru przez lekki wysiłek, do którego doszedł chłód marcowego dnia.
- Woła was profesor Slughorn... - powiedział w końcu, kiedy doprowadził swój głos do przynajmniej normalnego brzmienia. Wyjaśnił się w ten sposób powód jego "misji ratunkowej".
W rzeczywistości był to kompletny przypadek. Brunet rozmawiał akurat z mężczyzną, kiedy przez okno sali profesor dostrzegł ułamek sytuacji, która zaistniała między jego podopiecznymi, a Krukonką. Wszystko stało się z inicjatywy opiekuna Slytherinu.
Niezadowoleni, z na stałe startymi uśmieszkami na twarzy uczniowie zaczęli kroczyć drogą prowadzącą do zamku, z powrotem i pewnie nie ominie ich jakaś mała kara. Destrukcyjnych Ślizgonów trzeba było trzymać krótko, żeby nie zaczęli wyrabiać głupot, profesor z długim stażem na pewno to wiedział, nic im raczej nie puszczano płazem.
Cały świat tworzy pełnia kontrastów, a czasem dochodzi do ich kolizji, co nigdy nigdy nie wróżyło nic dobrego. Nieświadom tego, zbliżał się do swojego kontrastu, bytu, który był jego przeciwieństwem, przeciwieństwem czerni.
Obdarzył słabe ciało spojrzeniem zielonych oczu, kiedy podchodził w okolice krańca bezpiecznego terenu.
Neve Collins
Oczekujący
Neve Collins

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Pią Gru 12, 2014 5:14 pm
Stop - czas, przestrzeń, rzeczywistość - tak i Ty zamierzasz w bezruchu, znowu rozwierając mocniej powieki, nie drgniesz, bo prowadzi cię odgórne przekazanie, które pozwalało jedynie na oddychanie, w którym klatka piersiowa unosiła się mocno, zakryta ciepłym materiałem płaszcza, na którym to leżał spokojnie długi szalik w krukońskich barwach, który jeszcze przed chwilą chwiany był przez pęd, a więc i wiatr wpadający na ciało teraz drżące, wyprostowane w poczuciu dumy, które niosło wnętrze Śnieżnej Księżnej, a które zwodniczo nakazało jej uniknąć kłopotów, w jakie mogłaby wpaść po raz kolejny wchodząc w interakcję z tymi Ślizgonami, którzy byli jej swoistym przekleństwem, a jednocześnie których nie omijała, ani nie unikała na korytarzach szkolnych - i wszystko to doprowadziło właśnie do takiej sytuacji, jak ta - do szarpaniny, po której włosy były w nieładzie, płaszcz pozostał rozpięty pod szyją z paroma wyrwanymi guzikami, które przepadły gdzieś po drodze; szarpaniny, w której oskarżano ją o bycie wampirem - wszystko przez te nieludzkie plotki, jakie krążyły po szkole o wilkołakach i krwiopijcach - nie jej winą było, iż miała tak jasną karnację, jakby stworzono ją z delikatnej porcelany, która rozpadnie się, jeśli tylko mocniej się ją złapie, naciśnie, nieodpowiednie pochwyci... Jesteś teraz o wiele bardziej przyziemna, bo i wycieńczona, niż zazwyczaj... Wiesz dobrze - nie ma istoty posiadającej same dobre strony, obojętnie, jak się komu co wydaje, co kto sądzi o samym sobie i wszystkich wokół, tak samo jak i nie ma tej, która ma tylko same słabości - twą słabością była strona cielesna, cóż z tego? Twe nieskończone Królestwo Zimy to potęga, z którą nie było łatwo się mierzyć.
Śnieżne Zawieje zbyt łatwo potrafiły pochłonąć psychikę tego, kto ośmieli się w progi tego Królestwa nieproszonemu wkroczyć.
Podparłaś się dzielnie rękoma o lodowatą glebę - zaczerwienione dłonie nie były odziane w rękawiczki, a pomimo tego zimna, jakie wokół się rozprzestrzeniało, obejmując jestestwa w każdym calu i prócz lekkiego zaczerwienienia nie były zmarznięte - wszak w takim zimnie się urodziłaś, tak zostałaś wychowana - twoim domem nie były zielone krainy słońca, gdzie można było co dzień wyjść z domu na spacer w krótkim rękawku; unosisz się lekko, nie możesz ufać swym nogom, lecz to nic - rozkładasz łagodnie skrzydła i strzepujesz z nich śnieg, podpierając się o pobliskie drzewo, kiedy się zachwiałaś i kolana się pod tobą ugięły (wszak mówiłem! Nie ufaj!), obracając się w kierunku głosu, który chyba już znałaś, by wyciągnąć w jego kierunku różdżkę, nabierając głębszy wdech i unosząc lekko podbródek.
Fijołkowe oczy nie miały w sobie nic ze strachu, nic ze słabości - mierzyła ona tego, który się zbliżał, mocą, z jaką nie można było się bawić i jej ignorować - spojrzenie królowej, której nie przeszkadza, że właśnie się przewrócił, wszak to rzec ludzka, nawet dla kogoś stąpającego ponad codziennością - spojrzenie ostrzegające, które nie zna sprzeciwu, w którym do świadomości nie docierała wagi zdarzenia sprzed chwili - tylko nie wiadomo, dlaczego musiała dotrzeć aż tutaj, żeby się odwrócić i zmierzyć z tymi, którzy już jej nie gonili - teraz odwrócili się i poszli w kierunku zamku, psiocząc coś pod nosem... a ten chłopak... on nie był w tamtej grupce.
Przybyła ledwo przed miesiącem dziewczyna ze sławetnego rodu czystej krwi, prosto z Transylwani, dziewczyna nie poznawała jeszcze twarzy, która się przed nią pojawiła tak i nie łączyła faktu, iż jest to jeden z członków rodziny Blacków.
avatar
Slytherin
Regulus Black

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Pią Gru 12, 2014 5:42 pm
Znał jej twarz, jej imię, jednak nie znał samej jasnowłosej dziewczyny. Jakże mógłby nie słyszeć o pojawiającym się rodzie, słynącym z czystości krwi. Nawet jego rodzina o tym rozprawiała, a niewielu czarodziejów przyciągało ich uwagę.
Słyszał o wszelkich plotkach na jej temat. Wbrew pozorom, Slytherin to bardzo podatny na takie ploteczki dom w Hogwarcie, o ile nie najbardziej podatny. Każda informacja rozchodziła się tam powalająco szybko. Każde słowo o niej mogło rozpalać jakiś niewielki płomyk zainteresowania. Chęci przekonania się, czy te słowa mają w sobie choć niewielkie ziarenko prawdy... Chyba byłby bardzo zawiedziony, gdyby naprawdę okazała się wampirem, gdyż te Śnieżne włosy wydawały się skrywać o wiele większe tajemnice.
Nie miał polecenia zająć się dziewczyną, mógł teraz odejść i opuścić ją, pozostawiając samej sobie. Nie interesował go w rzeczywistości jej stan, czy nic sobie nie zrobiła, w końcu była dużą dziewczyną i z pewnością poradziłaby sobie sama z kilkoma siniakami czy zadrapanymi kolanami. Zdecydowanie nie zmartwienie było powodem jego podejścia, chociaż spełniało się doskonale w roli wymówki. Chciał poznać związane z jej imieniem tajemnice.
- Czy jesteś cała, Collins?
Znalazł się już dostatecznie blisko, aby móc spytać o jej stan. Wyciągnął dłoń "przesiąkniętą czernią", aby pomóc jej słabemu ciału się podnieść, dostrzegłszy, że nie radzi sobie z tym najlepiej.
Jego ton był uprzejmy, sprawiał wrażenie ułożonego i dobrze wychowanego. Całkiem zmieniał się, kiedy dokuczał mugolakom i półkrwistym, jednak jako tako sprawianie bólu słabszym nigdy go nie bawiło. Nigdy tego nie akceptował.
Neve Collins
Oczekujący
Neve Collins

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Pią Gru 12, 2014 6:06 pm
Aaach, plootki, plootki i ploteeczki - ich nigdy nie było za mało, a akurat o tej dziewczynie, która ciągle wędrowała drogami ponad głowami śmiertelnych, o tej Śnieżnej Pani, inaczej zwaną Porcelanową Lalką lub Śnieżną Wiedźmą, było ich wiele - równie wiele co ilość tytułów, jakie nosiła, wraz z nazwiskiem, które dopełniało obrazu jej osoby, wcale nie zmniejszając ilości tajemnic, wręcz przeciwnie - tylko ich dodając... Z czego innego Collinsowie słynęli w tej szkole, jak nie ze swego szaleństwa, nieprzewidywalności i czarnej magii, jaka ich otaczała? Tylko, znowu oczekuję przycisku stop, nie pędźcie tak do przodu - tylko że ona była biała... Taka jasna, promieniująca ulotnością - każdy choć z cieniem wyobraźni widział jej delikatne skrzydła, które były w stanie unieść się na najlżejszym tchnieniu wiatru, czule pieszczącego jej ciało - mogą przysięgać, że ona nawet leciała, niepomna na ziemskie namiętności była niczym zjawa, która byle dotykiem czy skinieniem palca gotowa w tej ulotności i niby drobnej formie położyć u swych stóp mroźny świat, by zbadać, poznać, dowiedzieć się, objąć ramionami, a potem... a potem zostawić z pamiątką piekącego dotyku tych drobniutkich, chłodnych dłoni, kiedy jej fijołkowe oczy stracą na przeraźliwej przenikliwości, przed którymi nie sposób było uciec i znów zajdą mgłą, oddając świadomość ponad chmury, ze trzy metry nad Niebem, z którego przybyła. Pozornie materialna, pozornie trwająca w tym wymiarze - ta biała, którą oskarżano o bycie tą sławetną, Śnieżną Wiedźmą z Transylwanii, twórczynię nade wielu czarnomagicznych eliksirów...
Zbliża się nieubłaganie, czy On jest tutaj drapieżnikiem? Jego głos odwołał tamtych chłopaków, z którymi nie od dziś miałaś problem - lada dzień jak ojciec się o tym dowie, zapewne wyśle stosowne pismo do opiekuna Ravenclawu - oby nie, wolałaś sobie radzić ze swoimi problemami na swój sposób - tak i teraz opuściłaś smukłą, długą różdżkę z białego drewna i jej wzrok z oczu tego, który przed nią stanął, przejechała na jego dłoń. Odpowiedziała na gest swym wdzięcznym, wyciągnąwszy swą i zaplótłszy palce wokół jego, o wiele dłuższych proporcjonalnie do wzrostu, jaki ich różnił, choć ona była niby o rok starsza - po jej wyglądzie trudno jej było nawet dać V rok, tylko te oczy... te oczy, które teraz nieco wyłagodniały, zdradzały kogoś, komu zaś nie dano by wieku poniżej 20.
- Nie... Jestem niezmiernie wdzięczna za pomoc... Mogę zapytać o imię? - Wstała i... uśmiechnęła się. Jej różane wargi wygięły się łagodnie, naturalnie, rozjaśniając przestrzeń wokół niej, jak gdyby z mocą stopienia w otoczeniu całego śniegu i lodu... ten jednak trwał niewzruszony.
Jasność i Ciemność naprzeciwko siebie.
Sponsored content

Obrzeża            - Page 6 Empty Re: Obrzeża

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach