Strona 2 z 17 • 1, 2, 3 ... 9 ... 17
- Mistrz Gry
Re: Obrzeża
Sro Sty 29, 2014 11:24 pm
Więc jednak podążyłeś dalej i jakoś udało Ci się ominąć akromantule - godne podziwu Krukonie, lecz czy mądre z twej strony...? Śmiem powątpiewać, bo miałeś szansę by uciec, a teraz jej nie będziesz miał. Przynajmniej nie teraz.
Gdzieś w oddali rozległo się wycie. Wilków? A może wilkołaków? Zdawać się mogło, że zabrnąłeś tak daleko, że już niczego nie usłyszysz. A tu jednak niespodzianka! I to dopiero się zaczyna. Szedłeś korytarzem, a z każdym krokiem robiło się coraz zimniej i zimniej. Widoczność jednakże dla wampira była dobra - nie ma to jak specjalne zdolności, czyż nie?
Aż potem coś obok Ciebie zapłonęło ogniem, a oczom ukazała się wielka kamienna komnata pokryta w większości ektoplazmą. Nagły powiew wiatru rozwiał Ci włosy we wszystkie strony a zjawa zwróciła na Ciebie swe oblicze.
Wyglądała okropnie. Nie była do końca człowiekiem, ani też do końca duchem. Jej puste białe oczy przyglądały się każdemu choćby najmniejszemu ruchowi.
- A jednak jesteś tu nieśmiertelny.... - rozległ się nieprzyjemny cichy głos, który odbił się od ścian komnaty. - Dałeś się ponieść ciekawości, a nawet sam do końca nie rozumiesz, co tu się dzieje... co ma się stać.
Nagle istota zamilkła i pojawił się ogień, którego języki sięgnęły szaty Sahira.
Płoniesz. Powoli. Cichutko. Płoniesz.
Co dalej...?
Istnieje ryzyko, że wdepniesz w ektoplazmę a to może Ci zaszkodzić, mimo że jesteś wampirem.
I ogień. I trucizna.
Co zrobisz? Zjawa przecież Ci nie pomoże.
Sahir Nailah: -15 PŻ
Gdzieś w oddali rozległo się wycie. Wilków? A może wilkołaków? Zdawać się mogło, że zabrnąłeś tak daleko, że już niczego nie usłyszysz. A tu jednak niespodzianka! I to dopiero się zaczyna. Szedłeś korytarzem, a z każdym krokiem robiło się coraz zimniej i zimniej. Widoczność jednakże dla wampira była dobra - nie ma to jak specjalne zdolności, czyż nie?
Aż potem coś obok Ciebie zapłonęło ogniem, a oczom ukazała się wielka kamienna komnata pokryta w większości ektoplazmą. Nagły powiew wiatru rozwiał Ci włosy we wszystkie strony a zjawa zwróciła na Ciebie swe oblicze.
Wyglądała okropnie. Nie była do końca człowiekiem, ani też do końca duchem. Jej puste białe oczy przyglądały się każdemu choćby najmniejszemu ruchowi.
- A jednak jesteś tu nieśmiertelny.... - rozległ się nieprzyjemny cichy głos, który odbił się od ścian komnaty. - Dałeś się ponieść ciekawości, a nawet sam do końca nie rozumiesz, co tu się dzieje... co ma się stać.
Nagle istota zamilkła i pojawił się ogień, którego języki sięgnęły szaty Sahira.
Płoniesz. Powoli. Cichutko. Płoniesz.
Co dalej...?
Istnieje ryzyko, że wdepniesz w ektoplazmę a to może Ci zaszkodzić, mimo że jesteś wampirem.
I ogień. I trucizna.
Co zrobisz? Zjawa przecież Ci nie pomoże.
Sahir Nailah: -15 PŻ
- Sahir Nailah
Re: Obrzeża
Czw Sty 30, 2014 6:43 pm
Mądrość w wielu wypadkach, zwłaszcza w takich, nie należała do tych, którymi Nailah by się kierował - ludzie narzekali na nudne żywota, a on raczej mógłby narzekać na to, że nie może złapać oddechu pomiędzy jedną przygodą a drugą - zawsze się w coś wplątał, dobrowolnie, czy nawet przypadkowo, gdyby nie to, że jego rany goiły się tak, jak się goiły i nie pozostawał po nich żaden ślad (prócz ugryzień wampirzych kłów, hehe), to całe ciało usłane miałby bliznami.
Przemknąłeś chyłkiem, niedosłyszany przez nikogo i twoja krótka wędrówka została zakończona zatrzymaniem się przed wyższym sklepieniem (czy ta jaskinia wchodziła w dół?) okrągłej komnaty, którą oblepiała dziwna maź, co do której nie byłeś jakoś szczególnie przekonany, czy aby nie jest czasem niebezpieczna. Dziwnie fosforyzowała i wydzielała zapach, przed którym twoje zmysły cię ostrzegały, twierdząc, że coś jest z nią jest nie tak.
Odruchowo skoczyłeś w tył, kiedy pojawił się ogień, zmuszając cię do zasłonięcia oczu przywykłych do cieni rękoma, by nie oślepnąć od nagłego blasku i dopiero po chwili byłeś w stanie je opuścić i przyjrzeć się dziwnej marze... Szeroko rozwarłeś powieki, nie wiedząc, z czym masz do czynienia, ale to coś wyglądało dostatecznie imponująco i wydzielało dostatecznie silną aurę, żeby zjeżyć ci włoski na karku i by wszystkie twoje zmysły natychmiastowo na niego zareagowały, wyostrzając się.
- Jestem tu po to, by się dowiedzieć. Obserwowałeś mnie. Dlaczego? - Mam wrażenie, że lepiej i łatwiej przychodzi ci komunikacja z takimi dziwnymi tworami, niż z ludźmi, śmieszne, prawda? Ich się nie boisz, owszem, odczuwasz respekt, ale to zupełnie co innego, zaś śmiertelnych..? Ty wszak przed nimi uciekasz.
Syknąłeś i machnąłeś szybko różdżką, by ugasić płomienie wodą, zanim cię sięgną, ale i tak poczułeś nieprzyjemny żar na skórze.
- Wiedziałeś, że przyjdę. Czego ode mnie chcesz? - Warknąłeś, cofając się jeszcze bardziej o krok, by nie zbliżać zanadto.
Przemknąłeś chyłkiem, niedosłyszany przez nikogo i twoja krótka wędrówka została zakończona zatrzymaniem się przed wyższym sklepieniem (czy ta jaskinia wchodziła w dół?) okrągłej komnaty, którą oblepiała dziwna maź, co do której nie byłeś jakoś szczególnie przekonany, czy aby nie jest czasem niebezpieczna. Dziwnie fosforyzowała i wydzielała zapach, przed którym twoje zmysły cię ostrzegały, twierdząc, że coś jest z nią jest nie tak.
Odruchowo skoczyłeś w tył, kiedy pojawił się ogień, zmuszając cię do zasłonięcia oczu przywykłych do cieni rękoma, by nie oślepnąć od nagłego blasku i dopiero po chwili byłeś w stanie je opuścić i przyjrzeć się dziwnej marze... Szeroko rozwarłeś powieki, nie wiedząc, z czym masz do czynienia, ale to coś wyglądało dostatecznie imponująco i wydzielało dostatecznie silną aurę, żeby zjeżyć ci włoski na karku i by wszystkie twoje zmysły natychmiastowo na niego zareagowały, wyostrzając się.
- Jestem tu po to, by się dowiedzieć. Obserwowałeś mnie. Dlaczego? - Mam wrażenie, że lepiej i łatwiej przychodzi ci komunikacja z takimi dziwnymi tworami, niż z ludźmi, śmieszne, prawda? Ich się nie boisz, owszem, odczuwasz respekt, ale to zupełnie co innego, zaś śmiertelnych..? Ty wszak przed nimi uciekasz.
Syknąłeś i machnąłeś szybko różdżką, by ugasić płomienie wodą, zanim cię sięgną, ale i tak poczułeś nieprzyjemny żar na skórze.
- Wiedziałeś, że przyjdę. Czego ode mnie chcesz? - Warknąłeś, cofając się jeszcze bardziej o krok, by nie zbliżać zanadto.
- Mistrz Gry
Re: Obrzeża
Sob Lut 01, 2014 7:39 pm
- Ciągle tylko pytania i pytania, ach... - nieprzyjemny głos poruszył ścianami komnaty, a trochę ektoplazmy odkleiła się od sufitu i poleciała na dół, niedaleko Krukona. Srebrzysty kaptur opadł na dół, ukazując w całej okazałości upiorną twarz otoczoną prostymi kosmykami. - Chęć to pojęcie względne. Tak jak kilka innych rzeczy, które można wrzucić do jednego worka. Powiedz mi nieśmiertelny, czy wiesz co obecnie dzieje się w zamku? W świecie magicznym? Czy zdajesz sobie sprawę...z pewnych rzeczy?
Kąciki warg niemalże niezauważalnie się poruszyły. Materialna czy też niematerialna postać? Ciężko było stwierdzić. Sama istota nie do końca zdawała sobie sprawę z pewnych rzeczy, ale wiedziała więcej, niż można byłoby przypuszczać. Po chwili gorzko się roześmiał, jakby nagle coś mu się przypomniało, a śmiech był okropny i na tyle silny, że pękła ściana.
Nie pokonasz go, Sahirze. Nie jesteś w stanie. Lecz nadal masz wyjście; możesz zostać i posłuchać co ma do powiedzenia, albo opuścić szybko jaskinię zanim ucierpisz, albo wrócą pająki strzegące wejścia do tego miejsca.
Trucizna nadal działała.
Sahir Nailah: -6 PŻ
Kąciki warg niemalże niezauważalnie się poruszyły. Materialna czy też niematerialna postać? Ciężko było stwierdzić. Sama istota nie do końca zdawała sobie sprawę z pewnych rzeczy, ale wiedziała więcej, niż można byłoby przypuszczać. Po chwili gorzko się roześmiał, jakby nagle coś mu się przypomniało, a śmiech był okropny i na tyle silny, że pękła ściana.
Nie pokonasz go, Sahirze. Nie jesteś w stanie. Lecz nadal masz wyjście; możesz zostać i posłuchać co ma do powiedzenia, albo opuścić szybko jaskinię zanim ucierpisz, albo wrócą pająki strzegące wejścia do tego miejsca.
Trucizna nadal działała.
Sahir Nailah: -6 PŻ
- Sahir Nailah
Re: Obrzeża
Sro Lut 05, 2014 1:32 pm
Kolejne kroki w tył, zakręciło ci się mocno w głowie i gdyby nie to, że podparłeś się ściany, to na pewno osunąłbyś się na ziemię. Tutaj zaczynało się robić bardzo, bardzo niebezpiecznie... Ręce piekły od pogryzień przez nietoperze, całe ciało paliło żywym ogniem i zwalało z nóg od ubytku krwi, policzki były gorące od poparzeń, bolały... Wszystko bolało... W dodatku mocno ci się już rozmazywał ogień przed oczyma... Więc czeka Cię tutaj śmierć..? Z dala od wszystkich i wszystkiego..? W zapomnieniu?
Dobrze, taka śmierć też nie jest zła.
- Dzieje się wiele złych rzeczy... Chciałbym się od tego wszystkiego odciąć... - Uniosłeś dłoń do czoła, by wsunąć palce we włosy, opierając ją na wysokości skroni. - Gdybym był silniejszy i potrafił korzystać ze swoich umiejętności może miałbym na to jakiś wpływ... Gdybym był chociaż wampirem czystej krwi, skoro i tak dostałem przekleństwo bestii i gdybym mógł się sprzeciwić Vincentowi... A może wcale bym nie chciał... Może wystarczyłoby mi uciec i z oddali obserwować to, co się na świecie dzieje... Ale teraz... I tak wiem za mało, żeby móc się wypowiadać...
Dobrze, taka śmierć też nie jest zła.
- Dzieje się wiele złych rzeczy... Chciałbym się od tego wszystkiego odciąć... - Uniosłeś dłoń do czoła, by wsunąć palce we włosy, opierając ją na wysokości skroni. - Gdybym był silniejszy i potrafił korzystać ze swoich umiejętności może miałbym na to jakiś wpływ... Gdybym był chociaż wampirem czystej krwi, skoro i tak dostałem przekleństwo bestii i gdybym mógł się sprzeciwić Vincentowi... A może wcale bym nie chciał... Może wystarczyłoby mi uciec i z oddali obserwować to, co się na świecie dzieje... Ale teraz... I tak wiem za mało, żeby móc się wypowiadać...
- Mistrz Gry
Re: Obrzeża
Czw Lut 13, 2014 11:30 pm
Śmierć...? Przecież ty nie możesz umrzeć, czyżbyś o tym zapomniał? Naiwny z Ciebie wampir, skoro sądzisz, że tak łatwo zostaną Ci skrócone te cierpienia. To tak nie działa, nawet jakbyś sobie tego życzył, to nie jest proste zabić kogoś takiego jak Ty, wiesz? No przynajmniej powinieneś wiedzieć o tym doskonale, a nie żyć złudnymi marzeniami.
Trucizna i rany i wszystko inne. Krew którą odebrałeś Amber była teraz ogniem, ogniem gotowym Cię zniszczyć.
Ale to nie dziś.
Zjawa przestała się śmiać, a jej zgasłe oczy spojrzały na Sahira.
- Mówisz mi ogólnikowo, nieśmiertelny. Chodziło mi o dokładniejsze szczegóły, o wszystko, o czym milczy Dumbledore, a co ma miejsce w Hogwarcie. O Władcy Nocy, o poszukiwaniach i atakach Tego-Którego-Imienia-Boją-Się-Wszyscy, o dziwnych odgłosach z lochów. Wiesz cokolwiek, czy może skupiasz się tylko na użalaniu się nad sobą? Zabawny jesteś malutki czarodzieju, dopiero raczkujący wśród tych dla których niewiele warte jest życie... - zatrzymał się i machnął ręką, a ostry wiatr przewrócił Sahira na ektoplazmę, przez co chłopak na chwilę utknął w brei i jego ciało poznało na parę sekund lodowate zimno śmierci.
Istota uśmiechnęła się drwiąco, zastanawiając się nad jego losem. Wyjdziesz czy też nie wyjdziesz? A może zmusisz go do powiedzenia Ci czegoś więcej?
W Twoich rękach jest twój dalszy los.
Sahir Nailah: -10 PŻ
Trucizna i rany i wszystko inne. Krew którą odebrałeś Amber była teraz ogniem, ogniem gotowym Cię zniszczyć.
Ale to nie dziś.
Zjawa przestała się śmiać, a jej zgasłe oczy spojrzały na Sahira.
- Mówisz mi ogólnikowo, nieśmiertelny. Chodziło mi o dokładniejsze szczegóły, o wszystko, o czym milczy Dumbledore, a co ma miejsce w Hogwarcie. O Władcy Nocy, o poszukiwaniach i atakach Tego-Którego-Imienia-Boją-Się-Wszyscy, o dziwnych odgłosach z lochów. Wiesz cokolwiek, czy może skupiasz się tylko na użalaniu się nad sobą? Zabawny jesteś malutki czarodzieju, dopiero raczkujący wśród tych dla których niewiele warte jest życie... - zatrzymał się i machnął ręką, a ostry wiatr przewrócił Sahira na ektoplazmę, przez co chłopak na chwilę utknął w brei i jego ciało poznało na parę sekund lodowate zimno śmierci.
Istota uśmiechnęła się drwiąco, zastanawiając się nad jego losem. Wyjdziesz czy też nie wyjdziesz? A może zmusisz go do powiedzenia Ci czegoś więcej?
W Twoich rękach jest twój dalszy los.
Sahir Nailah: -10 PŻ
- Sahir Nailah
Re: Obrzeża
Pią Lut 14, 2014 11:41 am
Słabłeś, ta słabość coraz mocniej się na tobie odbijała, dodając cieni pod oczami, których od czasów spożycia krwi Amber nieco ubyło, dodając zmęczenia, które wydawało się nie istnieć przez ostatnie parę dni. Oparłeś się poranionym przedramieniem o zimną skałę i opuściłeś wzrok, pozwalając, by twą twarz zakryły czarne kosmyki potarganych włosów - tutaj nikt cię nie uratuje, zdajesz sobie z tego sprawę? Zaszedłeś zbyt daleko w Zakazany Las, zanim zdołałeś się opamiętać, ale skoro już tutaj jesteś... To wolałeś towarzystwo takich, jak ta zjawa, bliższym Śmierci, niźli ludzi, którzy nie rozumieli,nie widzieli i widzieć nie będą. Którzy się bali, lub przed którymi musiałeś uciekać. Powinieneś się tej zjawy bać... Jednak nie było w tobie nawet krztyny strachu, nawet ostrożność wyparowywała wraz z każdą sekundą spędzoną w jej towarzystwie. To był błąd, który może cię kosztować życie, wiesz o tym, jednak przestałeś o to dbać. Wola walki była niska... A jakoś twój instynkt wygasał... Może to wina trucizny, która przyprawiała o coraz większe mdłości i kręcenie głowy..? Może wina krwi, która z każdym oddechem sączyła się z głębokiej rany? Wszystko na raz się nawarstwiało, czyniąc z ciebie obraz nędzy i rozpaczy. Czyli taki, jaki powinien być.
- Tylko ogólniki wiem... Wiem, kto jest Władcą Nocy. Wiem, że to on uwolnił Bazyliszka. Wiem, że w szkole wałęsają się Śmierciożercy... Ale wiem tak mało... Chciałbym wiedzieć więcej..! - Podniosłeś na niego spojrzenie i w tym momencie straciłeś równowagę, gdy jakaś siła pchnęła cię do przodu - nie miałeś siły jej się oprzeć - poleciałeś wprost w objęcia śmierci, na powitanie dziwnej, podejrzanej mazi, przed którą instynkt cię ostrzegał, byś nawet jej nie dotykał.
Nie wiedziałeś, co się stało, kiedy już powitałeś podłogę.
Film ci się urwał, zapadła ciemność, spośród której chyba dopiero po wiekach nieistnienia zaczął przebijać szum wiatru u wyjścia z jaskini, potem kapanie wosku z jednej ze świec na podłogę - otworzyłeś oczy - leżałeś tak, w tej mazi, cały obraz był zamazany, oddech spłycony... Leżałeś chyba u stóp samej zmary... I nadal nie było w tobie strachu. Dochodzisz do siebie, unosisz się na słabych rękach, w jednej wciąż mocno trzymając różdżkę - drżysz - zimno cię przenikało zupełnie jakby opuściły cię wszystkie siły...
Co zrobić, by wiedzieć..? Co zrobić, by mieć potęgę..?
Może to spotkanie jednak warto przeżyć..? Jak na razie nie widziałeś ku temu dostatecznych powodów. Nie dostałeś nic... Ta istota wiedziała wiele... I ty też chciałeś wiedzieć.
Uparty jak osioł, co nie ceni swego życia.
Tacy byli najgroźniejsi.
Nie mieli nic, więc mogli rzucić na szalę wszystko.
- Tylko ogólniki wiem... Wiem, kto jest Władcą Nocy. Wiem, że to on uwolnił Bazyliszka. Wiem, że w szkole wałęsają się Śmierciożercy... Ale wiem tak mało... Chciałbym wiedzieć więcej..! - Podniosłeś na niego spojrzenie i w tym momencie straciłeś równowagę, gdy jakaś siła pchnęła cię do przodu - nie miałeś siły jej się oprzeć - poleciałeś wprost w objęcia śmierci, na powitanie dziwnej, podejrzanej mazi, przed którą instynkt cię ostrzegał, byś nawet jej nie dotykał.
Nie wiedziałeś, co się stało, kiedy już powitałeś podłogę.
Film ci się urwał, zapadła ciemność, spośród której chyba dopiero po wiekach nieistnienia zaczął przebijać szum wiatru u wyjścia z jaskini, potem kapanie wosku z jednej ze świec na podłogę - otworzyłeś oczy - leżałeś tak, w tej mazi, cały obraz był zamazany, oddech spłycony... Leżałeś chyba u stóp samej zmary... I nadal nie było w tobie strachu. Dochodzisz do siebie, unosisz się na słabych rękach, w jednej wciąż mocno trzymając różdżkę - drżysz - zimno cię przenikało zupełnie jakby opuściły cię wszystkie siły...
Co zrobić, by wiedzieć..? Co zrobić, by mieć potęgę..?
Może to spotkanie jednak warto przeżyć..? Jak na razie nie widziałeś ku temu dostatecznych powodów. Nie dostałeś nic... Ta istota wiedziała wiele... I ty też chciałeś wiedzieć.
Uparty jak osioł, co nie ceni swego życia.
Tacy byli najgroźniejsi.
Nie mieli nic, więc mogli rzucić na szalę wszystko.
- Mistrz Gry
Re: Obrzeża
Pią Lut 14, 2014 10:59 pm
- Więcej...? Chcesz wiedzieć więcej...? - Powtórzyła za nim zjawa, a w jej pustych oczach zalśnił dziwny blask. A może było to zwyczajnie złudzenie jaskini? Być może, któż to wiedział? Niezbadane są wyroki losu. - Lochy. Ataki. To dopiero początek, nieśmiertelny. Komnata Tajemnic to zaledwie szczyt całej tej góry szaleństwa, bo całe te zawirowanie ma jedynie odciągnąć uwagę od innych spraw. Pamiętasz atak na pociąg? Szukali byłego już prefekta naczelnego, a dziwne odgłosy wydobywające się z podziemi? Nie zastanawiało Cię to...? Ministerstwo to jedynie obłuda. Zakazany Korytarz kryje jeden z kluczy, a zarazem rodzi kolejne pytania....
Istota zamilkła, po czym ruszyła w Twoją stronę i dotknęła Twego czoła, zostawiając na nim dziwny znak, który po chwili zniknął.
- Nie powiem Ci już nic. Sam będziesz musiał odkryć resztę. Nie dziś jest Ci pisana śmierć, ani nie jutro. Na razie to jest jeden wielki labirynt. Znikaj. Odejdź, póki możesz. I nie szukaj mnie, bo znajdziesz jedynie unicestwienie. Staniesz się jedynie prochem, który zabierze mój wiatr.
Zjawa zamilkła, po czym odeszła od Sahira i zaczęła się śmiać. A jej śmiech znowu spowodował trzęsienia i zawalanie się jaskini. Chłopak miał niewiele czasu na ucieczkę, bo istota z każdym wydawanym przez siebie dźwiękiem znikała stąd, coraz bardziej przypominając ducha.
A Ty? Ty byłeś osłabiony i zagubiony, lecz byłeś bogatszy o kilka tajemnic, a zarazem to stworzyło więcej pytań w Twej głowie...
Sahir Nailah: -20 PŻ
Istota zamilkła, po czym ruszyła w Twoją stronę i dotknęła Twego czoła, zostawiając na nim dziwny znak, który po chwili zniknął.
- Nie powiem Ci już nic. Sam będziesz musiał odkryć resztę. Nie dziś jest Ci pisana śmierć, ani nie jutro. Na razie to jest jeden wielki labirynt. Znikaj. Odejdź, póki możesz. I nie szukaj mnie, bo znajdziesz jedynie unicestwienie. Staniesz się jedynie prochem, który zabierze mój wiatr.
Zjawa zamilkła, po czym odeszła od Sahira i zaczęła się śmiać. A jej śmiech znowu spowodował trzęsienia i zawalanie się jaskini. Chłopak miał niewiele czasu na ucieczkę, bo istota z każdym wydawanym przez siebie dźwiękiem znikała stąd, coraz bardziej przypominając ducha.
A Ty? Ty byłeś osłabiony i zagubiony, lecz byłeś bogatszy o kilka tajemnic, a zarazem to stworzyło więcej pytań w Twej głowie...
Sahir Nailah: -20 PŻ
- Sahir Nailah
Re: Obrzeża
Pią Lut 14, 2014 11:28 pm
Klucz, korytarz, atak na pociąg, ministerstwo, komnata tajemnic... To wszystko, to wszystko... Chłodny, lodowaty dotyk na twojej skroni, który nie wniósł nic nowego, zarejestrowałeś go, zbierałeś się powoli, powoli próbowałeś wstać, słuchają, chłonąc każde najmniejsze słowo - ta istota miała ci coś do przekazania... Ale czemu, dlaczego akurat ty, po co cię prowadziła w odmęty takiego lasu, czemu naraziła na takie, a nie inne wydarzenia, skoro teraz uwalniała i sprowadzała na ciebie błogosławieństwo (przekleństwo...) życia..? Sprawdzała cię? O co w tym wszystkim chodzi..? Twój otumaniony, zlepiony nieprzytomnością umysł ledwo nadążał zadawać te pytania, które rozpływały się w przestrzeni i znikały, nie mając żadnych odpowiedzi. Tonąłeś w samym sobie... Jednak podniosłeś się na ugiętych nogach, jednak stałeś, mokry, oblepiony tą dziwną substancją, z rozmazanym obrazem przed oczyma i ogromną słabością - instynkt przetrwania bestii, która cię prowadziła w tym momencie, był niesamowity - czerpała ze wszystkich pokładów energii, z jakich tylko mogła...
Nie szukaj mnie, bo czeka cię jedynie unicestwienie...
Czy będziesz w stanie to zignorować? Czy zadowolą cię informacje, które dostałeś? Czy poszukiwania pochłoną cię na tyle, że będziesz w stanie posłuchać chociaż raz głosu rozsądku i przestać szastać swoim życiem jako zastawem w tej pokerowej grze ze śmiercią? Nie wiem, sam tego nie wiesz, prędko się nie dowiesz...
Podpierając o ścianę, zgięty w pół, poszedłeś drogą powrotną najszybciej, jak tylko umiałeś - pająki na pewno uciekły z walącej się jaskini, wszak prowadził je instynkt samozachowawczy, a ty dzięki temu mogłeś wyjść tą samą dziurą, którą wszedłeś i uciec w mrok Zakazanego Lasu, drogą, którą tutaj przyszedłeś, kierując się ku szkole... Skrywany pod osłoną nocy, byleby dalej od tej jaskini...
[z/t]
Nie szukaj mnie, bo czeka cię jedynie unicestwienie...
Czy będziesz w stanie to zignorować? Czy zadowolą cię informacje, które dostałeś? Czy poszukiwania pochłoną cię na tyle, że będziesz w stanie posłuchać chociaż raz głosu rozsądku i przestać szastać swoim życiem jako zastawem w tej pokerowej grze ze śmiercią? Nie wiem, sam tego nie wiesz, prędko się nie dowiesz...
Podpierając o ścianę, zgięty w pół, poszedłeś drogą powrotną najszybciej, jak tylko umiałeś - pająki na pewno uciekły z walącej się jaskini, wszak prowadził je instynkt samozachowawczy, a ty dzięki temu mogłeś wyjść tą samą dziurą, którą wszedłeś i uciec w mrok Zakazanego Lasu, drogą, którą tutaj przyszedłeś, kierując się ku szkole... Skrywany pod osłoną nocy, byleby dalej od tej jaskini...
[z/t]
- Mistrz Gry
Re: Obrzeża
Sob Lut 15, 2014 3:39 pm
Jaskinia niemalże cała uległa zniszczeniu, a pająki tak jak przypuszczał Sahir uciekły gdzieś w głąb lasu. Teraz on biegł i biegł, by zdążyć z czasem, bo jego stan z każdą chwilą się pogarszał. Czy było warto? Kto tam wie, może wiem to ja, może wie to on. Wszystko się okaże, zawsze wszystko potem się okazuje. A teraz? Teraz niech wampir się cieszy, że przeżył.
Sahir Nailah: +15 PD, odkrycie jednego z tajnych przejść.
Sahir Nailah: +15 PD, odkrycie jednego z tajnych przejść.
- Vincent Nightray
Re: Obrzeża
Sro Sie 13, 2014 8:34 pm
Nauczyciel od numerologii zastukał krańcem paznokcia w elegancką, zdobioną ornamentami fajkę tak misternie i dokładnie, że przysiągłbym, że magia maczała w tym palce i to palce bardzo zdolnego artysty, skoro był w stanie takie cudo stworzyć! Szkoda tylko, że dla przeciętnego śmiertelnika było to niedostrzegalne w mdłym półmroku rozjaśnianym jedynie oddalonym blaskiem płomieni w latarenkach przy zagrodzie, gdzie zazwyczaj odbywały się zajęcia z Opieki nad Magicznymi Stworzeniami... Czy jak to się w tych czasach nazywało. Nieistotne. Żar pojawił się w nabitym przedmiocie, roznosząc w chłodnym powietrzu zapach ziół, które rozpaliły się łagodnie.. ot tak, ponieważ mogły, ponieważ tak sobie zażyczył tego Książę Nocy, który zadecydował się nacieszyć trochę wonią zgoła od samego smrodu ludzkich ciał odmiennej, by trochę zabić to wspomnienie nadmiernością radości, która nastąpiła po powrocie uczniów z ferii - o wiele lepiej było czuć strach w powietrzu, strach i przerażenie z prostego, banalnego powodu otworzenia Komnaty Tajemnic... Zawsze przyjemnie było gasić wyczulone zmysły pozornym spokojem miejsc takie, jak te, w porze takiej, a nie innej, w której żadna rozsądna dusza nie kręciła się wokół, zwłaszcza mając na uwadze ostatnie wydarzenia, kiedy to większość uczniów spała i nikt się nie kręcił po okolicy, a jedynym, odwiecznym i bezwzględnie wiernym towarzyszem był Księżyc - ta zimna, niewzruszona stróżycielka, która śledziła każdy krok, tych na ziemi, swym pilnym spojrzeniem, a do pomocy miała pełno służek, migających niemal drwiąco, jakby chciały każdemu puścić bezczelne oczko i powiedzieć: "jesteś taki malutki...". I jesteś tak daleko, a my jesteśmy wieczne, piękne, ale każda podobna drugiej... Zupełnie jak Wy. Śmiertelni, nie mający żadnego wpływu nad przeznaczonym Wam Losem.
Przyłożyłeś kraniec fajki do warg i zaciągnąłeś się niezdrowym dymem, choć nie powiem, by Tobie szkodził szczególnie - nie paliłeś... huh, trudno stwierdzić, jak wiele wieków temu, ale wydawało ci się, że pamiętasz ten posmak spalenizny, a jednocześnie rześkość ziół - wszystko zależy, co się paliło, czyż nie? I nadal, przynajmniej z tych prześwitów pamięci wyłaniało się takie zdanie, że nie przepadałeś za paleniem. Czegóż się nie robi, by zakosztować odrobiny życia i upewnić się, że wszystko, co ludzkie, nie jest Ci obce!
Odwróciłeś nieco głowę, kierując spojrzenie w stronę, z którego dobiegł cię odgłos kroków, zdecydowanie męskich, ugniatających stopami drogę przez niską warstwę śniegu, który w tym roku wyjątkowo uparcie nie zamierzał przestać padać - dłużyła się ta zima i była pełna atrakcji wzbudzających płomienie, zarówno w miękkich, jak i hardych sercach, nie ważne, jakiego pochodzenia.
Przyłożyłeś kraniec fajki do warg i zaciągnąłeś się niezdrowym dymem, choć nie powiem, by Tobie szkodził szczególnie - nie paliłeś... huh, trudno stwierdzić, jak wiele wieków temu, ale wydawało ci się, że pamiętasz ten posmak spalenizny, a jednocześnie rześkość ziół - wszystko zależy, co się paliło, czyż nie? I nadal, przynajmniej z tych prześwitów pamięci wyłaniało się takie zdanie, że nie przepadałeś za paleniem. Czegóż się nie robi, by zakosztować odrobiny życia i upewnić się, że wszystko, co ludzkie, nie jest Ci obce!
Odwróciłeś nieco głowę, kierując spojrzenie w stronę, z którego dobiegł cię odgłos kroków, zdecydowanie męskich, ugniatających stopami drogę przez niską warstwę śniegu, który w tym roku wyjątkowo uparcie nie zamierzał przestać padać - dłużyła się ta zima i była pełna atrakcji wzbudzających płomienie, zarówno w miękkich, jak i hardych sercach, nie ważne, jakiego pochodzenia.
- Marcel Blishwick
Re: Obrzeża
Sro Sie 13, 2014 8:56 pm
Wydawać by się mogło, że Marcel nie był zbyt inteligentny, ani nawet rozsądny. Wiedział doskonale, że Komnata Tajemnic została otwarta i Hogwart nie należał ostatnimi czasy do bezpiecznych miejsc, a mimo to opuścił dormitorium. Przemierzał niemal bezszelestnie ciemne korytarze, w skupieniu przysłuchując się szeptom portretów. Jedne z nich plotkowały o minionych wydarzeniach, inne o osobach, o których Blishwick nie miał pojęcia, a jeszcze inne kazały mu zgasić jasne światło na końcu różdżki. Z ciężkim westchnieniem przewrócił oczami i opuścił stary zamek, który był dla niego domem, w przeciwieństwie do miejsca, w którym się urodził.
Na dworze było zimno, zważając na porę roku i późną godzinę. Mimo to nie miał najmniejszego zamiaru wracać do zamku. Nie wiedzieć czemu wolał skierować się do Zakazanego Lasu, który wydawał mu się zdecydowanie bardziej fascynujący niż Komnata Tajemnic. Przecież to tylko komnata, a sam las jest nieporównywalnie większy od pomieszczenia w zamku. Do tego nigdy nie wiadomo kogo, lub co można tam spotkać. Jedni wpadają na centaury, inni na nieśmiałki, a uczniowie cierpiący na bezsenność na nauczycieli od numerologii.
Kiedy Marcel dostrzegł znajomą postać profesora, stwierdził, że ucieczka jest bez sensu. Jedynie przeklął w myślach swoją lekkomyślność.
-To ile Slytherin traci przeze mnie punktów? - Zapytał niemalże od razu, nie witając się ani nie próbując tłumaczyć. Jego głos brzmiał chłodno i nieprzyjemnie. Wygląd również nie zachęcał do rozmów w ciemnym lesie. W słabym świetle różdżki przypominał topielca. Długie włosy koloru blond pokręciły my się odrobinę bardziej niż zwykle, policzki niezdrowo zapadły, a na powiekach pojawiły się cienie. Nie bardzo przypominał Marcela z piątej klasy.
Na dworze było zimno, zważając na porę roku i późną godzinę. Mimo to nie miał najmniejszego zamiaru wracać do zamku. Nie wiedzieć czemu wolał skierować się do Zakazanego Lasu, który wydawał mu się zdecydowanie bardziej fascynujący niż Komnata Tajemnic. Przecież to tylko komnata, a sam las jest nieporównywalnie większy od pomieszczenia w zamku. Do tego nigdy nie wiadomo kogo, lub co można tam spotkać. Jedni wpadają na centaury, inni na nieśmiałki, a uczniowie cierpiący na bezsenność na nauczycieli od numerologii.
Kiedy Marcel dostrzegł znajomą postać profesora, stwierdził, że ucieczka jest bez sensu. Jedynie przeklął w myślach swoją lekkomyślność.
-To ile Slytherin traci przeze mnie punktów? - Zapytał niemalże od razu, nie witając się ani nie próbując tłumaczyć. Jego głos brzmiał chłodno i nieprzyjemnie. Wygląd również nie zachęcał do rozmów w ciemnym lesie. W słabym świetle różdżki przypominał topielca. Długie włosy koloru blond pokręciły my się odrobinę bardziej niż zwykle, policzki niezdrowo zapadły, a na powiekach pojawiły się cienie. Nie bardzo przypominał Marcela z piątej klasy.
- Vincent Nightray
Re: Obrzeża
Sro Sie 13, 2014 9:31 pm
Spokojnie czekałeś - wszak spokój był kluczem do sukcesu, a tak stare istoty, jak ty, rozumiały to o wiele lepiej, niźli tacy szesnastolatkowie - jakoś kiedyś, dawno, dawno temu, kiedy świat nie wiedział jeszcze, że Ziemia jest okręgiem, a o autach nawet nie marzono, czas liczono zupełnie inaczej, niż w dzisiejszych czasach, odczuwałeś to zwłaszcza, że chyba z dwa wieki przeleciały ci w ciemnościach, pogrążone w głębokim śnie i zastoju, odcięty od cywilizacji i ich zmian... A może to było nawet więcej? Wszystkiego się trzeba było dowiedzieć, wszystko sobie dokładnie przypomnieć, ale po co się śpieszyć..? Miałeś czas. Nieograniczoną ilość czasu. Dlatego zamiast się niecierpliwić, zamiast wyjść na spotkanie uczniowi, która ranił twoje złote oczy jasnym blaskiem różdżki, zmuszając Cię do przymrużenia ich w pierwszym odruchu bezpośredniej styczności, wyczekałeś, aż sam tutaj przyjdzie. Według prawideł tej szkoły powinieneś go odprawić, odjąć punkty domowi, z którego pochodzi, jeszcze troszkę niech się zbliży... Ach, jest ze Slytherinu, jak informował herb na odzieniu wierzchnim, znakomicie - czyżby właśnie zbliżał się do Ciebie wąż..? Ci, którzy witali w domu węża, byli wyjątkowo niefrasobliwi i wyjątkowo trudno było ich oswoić - tym lepiej, więcej było zabawy, a Tobie... Jakoś się nudziło ostatnimi czasy.
Byłeś głodny.
Chodź więc, niewinny, nieosądzony jeszcze przez Boga - przybliżę ci Jego królestwo, a potem udowodnię, że Tobie pisane będą otchłanie Piekielne w Mych rękach.
- Hmmm... - Na wąskich wargach długowłosego bruneta pojawił się łagodny uśmieszek, na tyle enigmatyczny, by móc przejeżdżać po całej palecie myśli, próbując zgadnąć, czego w zasadzie mógłby tyczyć - może cieszył się z tego, że jeden z uczniów został przyłapany na nocnej przechadzce, kiedy to obowiązywała "godzina policyjna" i nie wolno było wychodzić z dormitoriów, a tym bardziej pałętać się wokół Zakazanego Lasu, może wręcz przeciwnie, zamierzał być pobłażliwy..? Wydłużał tą chwilę wydania prostej odpowiedzi dla ucznia, ćmiąc niewzruszenie fajkę... Wszak mógł. Wreszcie oderwał ją od ust i gładko odsunął plecami od pnia, o który się opierał, by zwrócić przodem do nowo przybyłego. - Nie bawię się w tą nonsensowną zabawę z punktami... - Oczy barwy jasnego piwa wydawały się ćmić własnym światłem pośród tych mroków, skierowane prosto w źrenice Marcela zdawały się przenikać prosto do myśli, podchwytywać je, a potem sięgać do duszy, by łapać ją pazurami i przyszpilać do muru - chociaż przecież dzieliła ich odległość paru kroków, może nawet parunastu, wydawał się być tak blisko... Zdecydowanie za blisko...
- Czujesz się taki ważny i silny, młody panie, że zwracasz się do Mnie tym tonem? - Prawy kącik uniósł się wyraźnie wyżej - choć było tak zimno, miał na sobie jedynie koszulę i dżinsy - każdy normalny zamarzałby przy takiej temperaturze... ale jemu nawet nie zsiniała skóra. Nawet się nie trząsł, jakby była letnia noc.
Byłeś głodny.
Chodź więc, niewinny, nieosądzony jeszcze przez Boga - przybliżę ci Jego królestwo, a potem udowodnię, że Tobie pisane będą otchłanie Piekielne w Mych rękach.
- Hmmm... - Na wąskich wargach długowłosego bruneta pojawił się łagodny uśmieszek, na tyle enigmatyczny, by móc przejeżdżać po całej palecie myśli, próbując zgadnąć, czego w zasadzie mógłby tyczyć - może cieszył się z tego, że jeden z uczniów został przyłapany na nocnej przechadzce, kiedy to obowiązywała "godzina policyjna" i nie wolno było wychodzić z dormitoriów, a tym bardziej pałętać się wokół Zakazanego Lasu, może wręcz przeciwnie, zamierzał być pobłażliwy..? Wydłużał tą chwilę wydania prostej odpowiedzi dla ucznia, ćmiąc niewzruszenie fajkę... Wszak mógł. Wreszcie oderwał ją od ust i gładko odsunął plecami od pnia, o który się opierał, by zwrócić przodem do nowo przybyłego. - Nie bawię się w tą nonsensowną zabawę z punktami... - Oczy barwy jasnego piwa wydawały się ćmić własnym światłem pośród tych mroków, skierowane prosto w źrenice Marcela zdawały się przenikać prosto do myśli, podchwytywać je, a potem sięgać do duszy, by łapać ją pazurami i przyszpilać do muru - chociaż przecież dzieliła ich odległość paru kroków, może nawet parunastu, wydawał się być tak blisko... Zdecydowanie za blisko...
- Czujesz się taki ważny i silny, młody panie, że zwracasz się do Mnie tym tonem? - Prawy kącik uniósł się wyraźnie wyżej - choć było tak zimno, miał na sobie jedynie koszulę i dżinsy - każdy normalny zamarzałby przy takiej temperaturze... ale jemu nawet nie zsiniała skóra. Nawet się nie trząsł, jakby była letnia noc.
- Marcel Blishwick
Re: Obrzeża
Sro Sie 13, 2014 9:53 pm
Wydawać by się mogło, że każdy profesor, który spotkał ucznia w lesie niemal od razu posłał go do dyrektora. Dlatego też Marcel nie potrafił zrozumieć, co sprawiło, że mu się upiekło. Zmarszczył lekko brwi przyglądając się nauczycielowi.
-Żadnej kary, ani szlabanu? - Zapytał po raz kolejny z lekkim niedowierzaniem i przekrzywił głowę myśląc intensywnie. W ogóle nie znał tego nauczyciela, ponieważ nie uczęszczał na numerologię. Ba! Nawet nie dostrzegał go przemykającego po korytarzach. Nie miał pojęcia, kiedy nabija się z ucznia, kiedy mówi prawdę, czy faworyzuje gryfonów, ani nawet jakiego koloru ma oczy. Nic, zupełnie.
-Przepraszam za mój całkowity brak dobrych manier, profesorze. Zwyczajnie rozzłościła mnie moja głupota, więc mogłem wydać się wobec Pana nieuprzejmy - Niemalże wyrecytował, przez co mógł wydać się mało wiarygodny. Zwyczajnie nie miał dobrych intencji. Był nadętym, egoistycznym ślizgonem, który szczerze nie przepraszał. No chyba, że kogoś ważnego dla siebie, to już była inna historia.
Spojrzał na przymrużone, piwne oczy nauczyciela i automatycznie zgasił światło na końcu różdżki. Przez chwilę nie widział czubka własnego nosa, jednak po krótkiej chwili przyzwyczaił się do ciemności.
-Lepiej będzie jak pójdę do dormitorium - Powiedział, czując się trochę nieswojo w obecnej sytuacji i już nawet obrócił się na pięcie, by skierować kroki w stronę lochów. Odnosił wrażenie, że tym świdrującym spojrzeniem, profesor wręcz zaglądał wgłąb jego duszy. Po prostu nie mógł wytrzymać ani chwili dłużej i zaczął się ewakuować.
-Żadnej kary, ani szlabanu? - Zapytał po raz kolejny z lekkim niedowierzaniem i przekrzywił głowę myśląc intensywnie. W ogóle nie znał tego nauczyciela, ponieważ nie uczęszczał na numerologię. Ba! Nawet nie dostrzegał go przemykającego po korytarzach. Nie miał pojęcia, kiedy nabija się z ucznia, kiedy mówi prawdę, czy faworyzuje gryfonów, ani nawet jakiego koloru ma oczy. Nic, zupełnie.
-Przepraszam za mój całkowity brak dobrych manier, profesorze. Zwyczajnie rozzłościła mnie moja głupota, więc mogłem wydać się wobec Pana nieuprzejmy - Niemalże wyrecytował, przez co mógł wydać się mało wiarygodny. Zwyczajnie nie miał dobrych intencji. Był nadętym, egoistycznym ślizgonem, który szczerze nie przepraszał. No chyba, że kogoś ważnego dla siebie, to już była inna historia.
Spojrzał na przymrużone, piwne oczy nauczyciela i automatycznie zgasił światło na końcu różdżki. Przez chwilę nie widział czubka własnego nosa, jednak po krótkiej chwili przyzwyczaił się do ciemności.
-Lepiej będzie jak pójdę do dormitorium - Powiedział, czując się trochę nieswojo w obecnej sytuacji i już nawet obrócił się na pięcie, by skierować kroki w stronę lochów. Odnosił wrażenie, że tym świdrującym spojrzeniem, profesor wręcz zaglądał wgłąb jego duszy. Po prostu nie mógł wytrzymać ani chwili dłużej i zaczął się ewakuować.
- Vincent Nightray
Re: Obrzeża
Sro Sie 13, 2014 10:20 pm
Chciałbym powiedzieć: "z wzajemnością!" - i w tym wypadku naprawdę mi wolno - paskudnie doskonała pamięć profesora od numerologii do imion i twarzy tych, które warte są zapamiętania i rzeczy, które za zapamiętanie uznaje warte, w tym momencie się nie ujawniała - być może raz minęli się kiedyś na korytarzu, lecz mało prawdopodobne - lekcje numerologii odbywały się wieczornymi porami, kiedy słońce już zachodziło, lub niewiele poza horyzont wystawało, a on za dnia nie miał zwyczaju się pałętać z kąta w kąt, nie widząc ku temu powodów, skoro mógł spokojnie spać, nie wystawiając bladej skóry na nieprzyjemne promienie - nawet jeśli nie działały na niego tak, jak na pierwsze lepsze wampirzątka dni dzisiejszych, który były tylko skalaniem dla tej doskonałej rasy, to wciąż za nimi nie przepadał, zaś sam sen sprawiał czystą przyjemność, kiedy rozum stawał się wolny od myśli i od czasu do czasu liczyć można było na barwne wizje poprzez mary przemykające i wypełniające idealną czerń Objęć Morfeusza. Koniec końców - prócz faktu, że był to Ślizgon, nie wiedział, jak ma ten chłopak na imię, z której jest klasy, ani czy stoi za nim potężna, stara rodzina... W oczach Pana Nocy wszyscy byli równi.
Wszyscy byli takimi samymi zabawkami podatnymi za pociągnięcia jego palców, do których Los przywiązał jedwabne nitki marionetek.
- Tego nie powiedziałem... - Choć, nie powinieneś, Marcelu, brać tego do siebie - niewiele to z karą, co będzie się tutaj dziać, miało wspólnego - po prostu w taki sposób możesz to sobie tłumaczyć, proszę, On daje ci wolną rękę... Taki pozór wolności w nieskrępowanym, ukierunkowanym myśleniu... Miałeś pecha, że trafiłeś akurat w tą godzinę, na to miejsce... I że przyjemnie pachniałeś. To był zdecydowanie twój największy atut w jego oczach... W twoich zaś mienić się to winno przekleństwem.
Przymrużył bardziej oczy, uśmiech przygasnął, nieusatysfakcjonowany odpowiedzią, jaką uzyskał, albo raczej kontynuacją tego fałszu bijącego z oczu - żeby tak bezczelnie cię olewać, jak pierwszego lepszego, nędznego nauczyciela... Musisz wszystkich osobiście po kolei uczyć, że Ciebie tak traktować nie wolno..? Twe zapisane wiekami temu, własną ręką, zasady, były jedynymi, jakie przestrzegałeś, prawo tej szkoły znaczyło dla Ciebie tyle, co nic.
Stuknąłeś opuszkiem palca w nagrzane drewno - żar zgasnął; kolejnie poruszyłeś palcami, a cała fajka rozpłynęła się w powietrzu, uwalniając twoją dłoń, która w momencie krótszym, niż mgnienie oka, znalazła się na barku młodzieńca, zaciskając nań palce - kiedy zdążył się przemieścić? Teleportował się? Chyba było to jedynie logiczne wytłumaczenie, skoro był już tak blisko... Jego dotyk był chłodny... ale nie sposób było tego wyczuć przez ciepły, zimowy płaszcz.
- Być może byle śmiertelnik zniósłby taki fałsz w twoich zwierciadłach duszy, biedny chłopcze, niestety ja nie jestem w stanie... - Nachylał się nad drugim ramieniem, szepcząc wprost do ucha ucznia - bezpieczna odległość, personalna, między dwojgiem ludzi, zdecydowanie została przekroczona i wołała o pomstę do nieba.
Wszyscy byli takimi samymi zabawkami podatnymi za pociągnięcia jego palców, do których Los przywiązał jedwabne nitki marionetek.
- Tego nie powiedziałem... - Choć, nie powinieneś, Marcelu, brać tego do siebie - niewiele to z karą, co będzie się tutaj dziać, miało wspólnego - po prostu w taki sposób możesz to sobie tłumaczyć, proszę, On daje ci wolną rękę... Taki pozór wolności w nieskrępowanym, ukierunkowanym myśleniu... Miałeś pecha, że trafiłeś akurat w tą godzinę, na to miejsce... I że przyjemnie pachniałeś. To był zdecydowanie twój największy atut w jego oczach... W twoich zaś mienić się to winno przekleństwem.
Przymrużył bardziej oczy, uśmiech przygasnął, nieusatysfakcjonowany odpowiedzią, jaką uzyskał, albo raczej kontynuacją tego fałszu bijącego z oczu - żeby tak bezczelnie cię olewać, jak pierwszego lepszego, nędznego nauczyciela... Musisz wszystkich osobiście po kolei uczyć, że Ciebie tak traktować nie wolno..? Twe zapisane wiekami temu, własną ręką, zasady, były jedynymi, jakie przestrzegałeś, prawo tej szkoły znaczyło dla Ciebie tyle, co nic.
Stuknąłeś opuszkiem palca w nagrzane drewno - żar zgasnął; kolejnie poruszyłeś palcami, a cała fajka rozpłynęła się w powietrzu, uwalniając twoją dłoń, która w momencie krótszym, niż mgnienie oka, znalazła się na barku młodzieńca, zaciskając nań palce - kiedy zdążył się przemieścić? Teleportował się? Chyba było to jedynie logiczne wytłumaczenie, skoro był już tak blisko... Jego dotyk był chłodny... ale nie sposób było tego wyczuć przez ciepły, zimowy płaszcz.
- Być może byle śmiertelnik zniósłby taki fałsz w twoich zwierciadłach duszy, biedny chłopcze, niestety ja nie jestem w stanie... - Nachylał się nad drugim ramieniem, szepcząc wprost do ucha ucznia - bezpieczna odległość, personalna, między dwojgiem ludzi, zdecydowanie została przekroczona i wołała o pomstę do nieba.
- Marcel Blishwick
Re: Obrzeża
Sro Sie 13, 2014 10:48 pm
Przymrużył lekko oczy starając się coś wyczytać z wyrazu twarzy nauczyciela. Przyglądał się piwnym oczom, których odcień wydawał się ciepły i lodowaty zarazem. Nie dostrzegł w nich nic, jednak miał złe przeczucia, bowiem w sposobie bycia mężczyzny było coś, co wywoływało nieprzyjemne ciarki na plecach. Poza tym byli sami w lesie. Nie widział ich nikt i prawdopodobnie nikt by się nie dowiedział, gdyby miało się coś złego wydarzyć.
Jednak to, co zdarzyło się w momencie, gdy postanowił się oddalić było dla niego niewiarygodne. Zdążył zrobić kilka kroków przed siebie i w mgnieniu oka profesor był już kilka cali za nim. Już pomijając bliskość czarodzieja, która w chwili obecnej była nie do zniesienia, czuł się delikatnie mówiąc niekomfortowo. Jednak wciąż powtarzał sobie w głowie, że to nauczyciel i na pewno nie zrobi mu krzywdy. Ba! Nawet w krótkim przypływie odwagi odwrócił się twarzą do rozmówcy, w tamtej chwili naprawdę starał się nie odsunąć o kilkanaście cali, aż do przyzwoitej odległości.
-Przepraszam... szczerze - Odpowiedział szeptem, tym razem łagodnie. Nawet zabrzmiał wiarygodnie, chociaż już sam nie wiedział czym zawinił. Tym, że od grudnia był całkowicie zniszczony psychicznie i wyżywał się na każdym kto się napatoczył? Akurat tym razem zamiast puchona trafił się profesor i Marcel się zwyczajnie zapomniał.
Jednak to, co zdarzyło się w momencie, gdy postanowił się oddalić było dla niego niewiarygodne. Zdążył zrobić kilka kroków przed siebie i w mgnieniu oka profesor był już kilka cali za nim. Już pomijając bliskość czarodzieja, która w chwili obecnej była nie do zniesienia, czuł się delikatnie mówiąc niekomfortowo. Jednak wciąż powtarzał sobie w głowie, że to nauczyciel i na pewno nie zrobi mu krzywdy. Ba! Nawet w krótkim przypływie odwagi odwrócił się twarzą do rozmówcy, w tamtej chwili naprawdę starał się nie odsunąć o kilkanaście cali, aż do przyzwoitej odległości.
-Przepraszam... szczerze - Odpowiedział szeptem, tym razem łagodnie. Nawet zabrzmiał wiarygodnie, chociaż już sam nie wiedział czym zawinił. Tym, że od grudnia był całkowicie zniszczony psychicznie i wyżywał się na każdym kto się napatoczył? Akurat tym razem zamiast puchona trafił się profesor i Marcel się zwyczajnie zapomniał.
Strona 2 z 17 • 1, 2, 3 ... 9 ... 17
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach