- Mercedes Bélanger
Re: Zagroda
Sro Paź 14, 2015 12:08 am
No proszę - jednak potrafił być kochany. Uśmiechał się jakby z drwiną, ale Mercedes czuła, że kryje się za tym coś więcej. Mając na uwadze niezbyt owocne uganianie się za poltergeistem miało to zerowe odniesienie do rzeczywistości, ale przecież nikt nie zabroni jej mieć nadziei. Tej natomiast dziewczyna posiadała sporo. Lubiła marzyć, wierzyć i wyobrażać sobie rzeczy niestworzone, a następnie liczyć na to, że przyszłość wcale nie niesie ze sobą zguby i nicości, a spełnienie tych najbardziej skrytych ambicji i pragnień. Pozytywne myślenie było podstawą diety tego rudzielca. Tylko ostatnio trochę głodowała...
- O wiele lepiej! - powiedziała przeuroczo, bawiąc się przy tym kosmykiem włosów. Dziwny był ten dzień. Ten tydzień. Ten miesiąc... jeszcze nie. Miesiąc się jeszcze nie skończył. Miał jedynie wyjątkowo interesujący początek.
Pożegnała się z nim uśmiechem ciepłym, odprowadzając wzrokiem do reszty krukonów, po czym ruszyła do swoich. Swoich, ha. Niewielu tam miała swoich. Łączyły ich tylko szaty w podobnym kolorze. Schowała się za plecami Mundyego, bo ten wydawał się być najbardziej schludny i przyjazny (bez brody go nie poznała), po czym wychyliła się, by dojrzeć tą doskonałą, rogatą kluchę.
- Cóż za koza! Jaka ona jest... przegenialna! - pisnęła na sam widok zdenerwowanego stworzenia, obserwując jego błyszczące oczka. A później jedna z gryfonek wylądowała w krzakach. Z przerażeniem spoglądała jak to kopytne dziecię szatana kłapie paszczą złowrogo, jakby groziło jej, że ma zamiar odgryźć dziś kilka rączek. A później... no cóż, zrobiło się lekkie zamieszanie. Miała rzucić się pędem w stronę Nailaha i przywalić mu z bara bądź dźgnąć kupą na patyku, ale nauczyciel zareagował tak trzeźwo, że właściwie nie zostało nic do roboty. Jej wzrok przeniósł się na gryfona, który z niewiadomej przyczyny miażdżył kawał mięcha.
- Ściskanie zwłok pomaga ci się odprężyć? - zapytała spokojnie o'Connella, obserwując jak próbuje wcisnąć je dwurożcowi. - To naprawdę podejrzany i, nie ukrywam - obrzydliwy sposób walki ze stresem. - przyznała, ukradkiem rzucając jeszcze jedno spojrzenie w stronę zakrwawionego Woodsa. - Z pewnością lepszy niż masakrowanie kolegów. To dość przerażające, nie uważasz? Zwłaszcza, że zrobił to szesnastoletni chłopiec, który dopiero co nauczył się wiązać buty. Swoją drogą, czy ty masz pomalowane oczy? Nieważne. Eh.
Kucnęła przy swoim nowym przyjacielu (mam tutaj na myśli dwurożca oczywiście, bo David wyglądał na nieco mniej przyjaznego osobnika) po czym wywróciła oczami i próbując wykorzystać swój wrodzony urok wymieszany z wciskaniem mu do gęby uwalonego ziemią mięcha - spróbowała swoich sił.
I zawiodła. Kto by się spodziewał.
// Sorry mate, próbowałam cię wesprzeć. :{
- O wiele lepiej! - powiedziała przeuroczo, bawiąc się przy tym kosmykiem włosów. Dziwny był ten dzień. Ten tydzień. Ten miesiąc... jeszcze nie. Miesiąc się jeszcze nie skończył. Miał jedynie wyjątkowo interesujący początek.
Pożegnała się z nim uśmiechem ciepłym, odprowadzając wzrokiem do reszty krukonów, po czym ruszyła do swoich. Swoich, ha. Niewielu tam miała swoich. Łączyły ich tylko szaty w podobnym kolorze. Schowała się za plecami Mundyego, bo ten wydawał się być najbardziej schludny i przyjazny (bez brody go nie poznała), po czym wychyliła się, by dojrzeć tą doskonałą, rogatą kluchę.
- Cóż za koza! Jaka ona jest... przegenialna! - pisnęła na sam widok zdenerwowanego stworzenia, obserwując jego błyszczące oczka. A później jedna z gryfonek wylądowała w krzakach. Z przerażeniem spoglądała jak to kopytne dziecię szatana kłapie paszczą złowrogo, jakby groziło jej, że ma zamiar odgryźć dziś kilka rączek. A później... no cóż, zrobiło się lekkie zamieszanie. Miała rzucić się pędem w stronę Nailaha i przywalić mu z bara bądź dźgnąć kupą na patyku, ale nauczyciel zareagował tak trzeźwo, że właściwie nie zostało nic do roboty. Jej wzrok przeniósł się na gryfona, który z niewiadomej przyczyny miażdżył kawał mięcha.
- Ściskanie zwłok pomaga ci się odprężyć? - zapytała spokojnie o'Connella, obserwując jak próbuje wcisnąć je dwurożcowi. - To naprawdę podejrzany i, nie ukrywam - obrzydliwy sposób walki ze stresem. - przyznała, ukradkiem rzucając jeszcze jedno spojrzenie w stronę zakrwawionego Woodsa. - Z pewnością lepszy niż masakrowanie kolegów. To dość przerażające, nie uważasz? Zwłaszcza, że zrobił to szesnastoletni chłopiec, który dopiero co nauczył się wiązać buty. Swoją drogą, czy ty masz pomalowane oczy? Nieważne. Eh.
Kucnęła przy swoim nowym przyjacielu (mam tutaj na myśli dwurożca oczywiście, bo David wyglądał na nieco mniej przyjaznego osobnika) po czym wywróciła oczami i próbując wykorzystać swój wrodzony urok wymieszany z wciskaniem mu do gęby uwalonego ziemią mięcha - spróbowała swoich sił.
I zawiodła. Kto by się spodziewał.
// Sorry mate, próbowałam cię wesprzeć. :{
- Mistrz Gry
Re: Zagroda
Sro Paź 14, 2015 12:08 am
The member 'Mercedes Bélanger' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 5
'Pojedynek' :
Result : 5
- Sahir Nailah
Re: Zagroda
Sro Paź 14, 2015 10:20 am
Realizm - bądźmy realistami - gdy pięść rozwścieczonego wampira opadała raz za razem na twarz Ślizgona, co mogło stać się z tą twarzą? Pierwsza pięść - mlaśnięcie skóry o skórę, wstrząśnienie - nic specjalnego, naprawdę chciał się na tym zatrzymać - każdy facet mógłby tak przywalić - ale świat mienił się szkarłatem, słodką czerwienią, której zapach kręcił się na granicy nosa a serce waliło w szybkim rytmie nagle dając dowód, że się jest, że istnienie to nie tylko czcza zajawka - było w tym coś ostatecznego, jakaś siła wyższa, która kazała znów unieść pięść. I znów ją opuścić. Było coś ostatecznego w obudzonym Czarnym Kocie, któremu mysz sama wsunęła się między pazury - a ta mysz była na tyle bezczelna, by go zbudzić i poniżyć - mógłbym ciągnąć wolno tą opowieść dalej - o tym, jak drugi raz ręka opadła na twarz i pojawiła się krew, która przesunęła próg zezwierzęcenia jeszcze wyżej, prowadząc niemal do ekstazy - a tu, wraz z tą ekstazą, Śmierć przestawała tańczyć i okalać świat swą spódnicą - Ona trzymała w kościanych palcach swoją kosę - mili Śmiertelnicy, widzicie ją? Och, kocham ją obserwować - każdy jej gest, każdy płynny ruch, kocham tą cienistą aurę, którą się otaczała i spokój, jaki wraz z nią przychodził, obojętny na namiętności ludzkie, ich pragnienia i marzenia - równa wobec wszystkich! - czyż to nie Śmierć była tak długo poszukiwaną utopią?
Pojawił się i czwarty cios - i wraz z tym czwartym ciosem kołnierz Jeffrey'a wymsknął ci się z palców, kiedy nagłe pęta cofnęły cię w tył i opadłeś na wolno kwitnącą trawę mieniącą się już jasną zielenią - powinna być ukojeniem, przynajmniej psychologia tak zakładała, a która nie dotknęła płatu czołowego Krukona - zaklęcie, w całości zachowania zimnej krwi przez nauczyciela, zadziałało perfekcyjnie - wampir naprężył mięśnie i zawarczał wściekle - wydawałoby się, że ludzie gardło nie jest w stanie wydobyć z siebie tak zwierzęcego odgłosu, miotając się przez parę sekund - kompletny amok przysłaniał wszystko, zdrowy rozsądek i świadomość umarły - pozostał tylko instynkt, a ten kazał się uwolnić z pułapki - wszak kto śmiał zamykać istotę ponadczłowieczą w tak mizerny sposób, gdy ten już niemal wbił zęby w szyję ofiary..? Blisko niewystarczająco, Kocie, będziesz musiał obejść się smakiem.
Nailah w końcu znieruchomiał - pochylił się do przodu ciężko oddychając, gdy Gwendoline przeszła obojętnie - ha, obojętnie! - obok niego i podeszła do Jeffreya - nie bardzo dotarły nawet do niego słowa nauczyciela, zbyt wiele było szeptów o wiele głośniejszych od niego... Głosy innych, szelest liści, obijające się o siebie gałęzie, parskanie dwurożców, własne łomotanie serca, bicie serc Davida, Mercedes, Neve, Kaylin, Mephisto - za dużo, za dużo! - natężone i naprężone w mózgu grzmotały neurony raz za razem, rozbijając je w pył i nakazując im natychmiastową regenerację - pewnie znacie nieszczęsny mit o tym, który został przypięty kajdanami do skały, by sępy dzień w dzień rozrywały mu brzuch, który miał się co noc regenerować... To widzicie - ten proces był zdecydowanie szybszy. I zdawał się rozrywać wszystko.
Może minęło kolejnych parę sekund - nie wiem, trudno mi stwierdzić - jak dla mnie wyglądało to tak, jakby minęło kilka dobrych minut, nim czarnowłosy w końcu przekręcił głowę w prawo... i w końcu pokręcił nią sztywno w odpowiedzi na zadane pytanie - tylko cholera wie, czy na to, czy go zwalniać czy na to, by kontynuował lekcje - ani trochę się nie odprężył, liny nadal wżynały się w jego napięte do granic możliwości ciało - można by robić zakłady, czy pierwsze pękną one, poddając się jego sile, czy on - poddając się zmęczeniu - uniósł w kolejnym stadium podbródek, a kosmyki rozsypały mu się po głowie i twarzy, z czego parę z nich opadło na czoło i przysłoniły w znikomej części oczy - przed sobą zobaczył Davida i Mercedes zajmujących się dwurożcem, trzymających to przeklęte mięso - drgnął i ruszył nią gwałtowniej dla zebrania myśli, by zaraz twarz obrócić, wysuwając język, by ściągnąć jedną z kropel krwi przesuwających się po policzku - oj nie, nie było na tej twarzy żadnej skruchy, żadnego smutku - było za to nadal to coś, co wyzierało z głębi Otchłani i pragnęło zmiażdżyć Żywych, by dołączyli do pochodu Umarłych - to spojrzenie przesunęło się po Ismael i spoczęło na Colettcie. Głód.
Ten głód się rozproszył i pojawiło się zdziwienie. Kolejne drgnięcie.
Coś bardziej ludzkiego...
Czarnowłosy natychmiastowo zerwał kontakt wzrokowy - i znowuż - to była sekunda, dla mnie wydawała się wiecznością, która mogłaby trwać i nie mijać, gdy skierował oczy na wysokość łydek profesora.
- Poproszę o zwolnienie. - Wydusił zaciśniętym gardłem, przestając wreszcie się szarpać bezmyślnie.
Pojawił się i czwarty cios - i wraz z tym czwartym ciosem kołnierz Jeffrey'a wymsknął ci się z palców, kiedy nagłe pęta cofnęły cię w tył i opadłeś na wolno kwitnącą trawę mieniącą się już jasną zielenią - powinna być ukojeniem, przynajmniej psychologia tak zakładała, a która nie dotknęła płatu czołowego Krukona - zaklęcie, w całości zachowania zimnej krwi przez nauczyciela, zadziałało perfekcyjnie - wampir naprężył mięśnie i zawarczał wściekle - wydawałoby się, że ludzie gardło nie jest w stanie wydobyć z siebie tak zwierzęcego odgłosu, miotając się przez parę sekund - kompletny amok przysłaniał wszystko, zdrowy rozsądek i świadomość umarły - pozostał tylko instynkt, a ten kazał się uwolnić z pułapki - wszak kto śmiał zamykać istotę ponadczłowieczą w tak mizerny sposób, gdy ten już niemal wbił zęby w szyję ofiary..? Blisko niewystarczająco, Kocie, będziesz musiał obejść się smakiem.
Nailah w końcu znieruchomiał - pochylił się do przodu ciężko oddychając, gdy Gwendoline przeszła obojętnie - ha, obojętnie! - obok niego i podeszła do Jeffreya - nie bardzo dotarły nawet do niego słowa nauczyciela, zbyt wiele było szeptów o wiele głośniejszych od niego... Głosy innych, szelest liści, obijające się o siebie gałęzie, parskanie dwurożców, własne łomotanie serca, bicie serc Davida, Mercedes, Neve, Kaylin, Mephisto - za dużo, za dużo! - natężone i naprężone w mózgu grzmotały neurony raz za razem, rozbijając je w pył i nakazując im natychmiastową regenerację - pewnie znacie nieszczęsny mit o tym, który został przypięty kajdanami do skały, by sępy dzień w dzień rozrywały mu brzuch, który miał się co noc regenerować... To widzicie - ten proces był zdecydowanie szybszy. I zdawał się rozrywać wszystko.
Może minęło kolejnych parę sekund - nie wiem, trudno mi stwierdzić - jak dla mnie wyglądało to tak, jakby minęło kilka dobrych minut, nim czarnowłosy w końcu przekręcił głowę w prawo... i w końcu pokręcił nią sztywno w odpowiedzi na zadane pytanie - tylko cholera wie, czy na to, czy go zwalniać czy na to, by kontynuował lekcje - ani trochę się nie odprężył, liny nadal wżynały się w jego napięte do granic możliwości ciało - można by robić zakłady, czy pierwsze pękną one, poddając się jego sile, czy on - poddając się zmęczeniu - uniósł w kolejnym stadium podbródek, a kosmyki rozsypały mu się po głowie i twarzy, z czego parę z nich opadło na czoło i przysłoniły w znikomej części oczy - przed sobą zobaczył Davida i Mercedes zajmujących się dwurożcem, trzymających to przeklęte mięso - drgnął i ruszył nią gwałtowniej dla zebrania myśli, by zaraz twarz obrócić, wysuwając język, by ściągnąć jedną z kropel krwi przesuwających się po policzku - oj nie, nie było na tej twarzy żadnej skruchy, żadnego smutku - było za to nadal to coś, co wyzierało z głębi Otchłani i pragnęło zmiażdżyć Żywych, by dołączyli do pochodu Umarłych - to spojrzenie przesunęło się po Ismael i spoczęło na Colettcie. Głód.
Ten głód się rozproszył i pojawiło się zdziwienie. Kolejne drgnięcie.
Coś bardziej ludzkiego...
Czarnowłosy natychmiastowo zerwał kontakt wzrokowy - i znowuż - to była sekunda, dla mnie wydawała się wiecznością, która mogłaby trwać i nie mijać, gdy skierował oczy na wysokość łydek profesora.
- Poproszę o zwolnienie. - Wydusił zaciśniętym gardłem, przestając wreszcie się szarpać bezmyślnie.
- Giotto Nero
Re: Zagroda
Sro Paź 14, 2015 10:46 am
Jak widać podejście akurat to Gwendoline, okazało się strzałem w dziesiątkę. Nie dość, że nie pierdoliła od rzeczy, tylko od razu zadowoliła go konkretami, to jeszcze dzięki niej, zadanie wyszło im za pierwszym razem, bez zbędnych konwenansów, czy jakichś nieprawidłowości przy pozbawianiu dwurożca rogu. Komentarz o Lily Evans nie rozbawił go na tyle, by parsknął śmiechem, aczkolwiek był na tyle trafny i prześmiewczy, że mimowolnie Nero uśmiechnął się lekko, a Tichy mogła w tym czasie delektować się tak rzadkim widokiem, jakim niewątpliwie jest zaciesz na mordzie Ślizgona.
Gdy wręczyła mu róg, nie wiedział co ma z nim zrobić, najwidoczniej ich pierwsze zadanie dobiegło końca, a sam Giotto, niewiele się przy tym napracował. Cóż, Gwendoline może i nie miała talentu ani do zielarstwa, ani do opieki nad magicznymi stworzeniami, ale fakt jest jeden - mają róg i zaraz będą wzywać posiłki z Gondoru. Wystarczy teraz tylko nauczyć się gry na rogu i wszystko będzie picuś glancuś. Ale wracając do rzeczywistości... Uniósł róg w geście triumfu i poczekał, aż profesor zaliczy im to zadanie, rozglądając się przy tym po otoczeniu.
- Co tam się odjebywuje... - westchnął zrezygnowany widząc co za maniany odpierdalają Sahir i Woods. Podrapał się rogiem po głowie i usłyszał, że Gwen została wyznaczona do eskorty Jeffreya. Nero tylko uniósł rękę lekko, żegnając się bez słowa ze Ślizgonką i wrócił do obserwacji pozostałych uczniów, przerzucając sobie róg z jednej ręki do drugiej. Ciekawe jak on teraz sobie poradzi, gdy tak utalentowana loszka jak Gwen zrobiła zwyczajowe angielskie wyjście z zagrody?
Gdy wręczyła mu róg, nie wiedział co ma z nim zrobić, najwidoczniej ich pierwsze zadanie dobiegło końca, a sam Giotto, niewiele się przy tym napracował. Cóż, Gwendoline może i nie miała talentu ani do zielarstwa, ani do opieki nad magicznymi stworzeniami, ale fakt jest jeden - mają róg i zaraz będą wzywać posiłki z Gondoru. Wystarczy teraz tylko nauczyć się gry na rogu i wszystko będzie picuś glancuś. Ale wracając do rzeczywistości... Uniósł róg w geście triumfu i poczekał, aż profesor zaliczy im to zadanie, rozglądając się przy tym po otoczeniu.
- Co tam się odjebywuje... - westchnął zrezygnowany widząc co za maniany odpierdalają Sahir i Woods. Podrapał się rogiem po głowie i usłyszał, że Gwen została wyznaczona do eskorty Jeffreya. Nero tylko uniósł rękę lekko, żegnając się bez słowa ze Ślizgonką i wrócił do obserwacji pozostałych uczniów, przerzucając sobie róg z jednej ręki do drugiej. Ciekawe jak on teraz sobie poradzi, gdy tak utalentowana loszka jak Gwen zrobiła zwyczajowe angielskie wyjście z zagrody?
- Colette Warp
Re: Zagroda
Sro Paź 14, 2015 11:11 am
To było odrobinę za dużo dla Colette – ten chaos naokoło, jaki rozpętał się na przestrzeni niecałych dziesięciu minut był nie do ogarnięcia dla niego w obecnym stanie, do jakiego doprowadzał się ostatnimi czasy częściej niż powinien. Można było objąć go płytkim stwierdzeniem, iż uciekał do alkoholu przed problemami, jakie go przerastały, ale to przedstawiało go jako całkowicie... mizerną i żałosną istotę. Dlatego też, dla chociażby minimalnego załagodzenia tego tematu, starał się nie dopuścić do sytuacji, w której pije sam. Ale nawet picie w towarzystwie nie pomniejszało kaca, który teraz, wraz z opóźnionym widokiem pędzącego na nich Dwurożca, ewoluował w moralnego. I nim obrońca uciśnionych wydobył chociażby różdżkę i przypomniał sobie jakiekolwiek inne zaklęcie poza Accio, które tylko pogorszyłoby sytuację, to problem już został rozwiązany i udobruchane magiczne stworzenie jadło Kaylin jak z ręki. W tym czasie pojawiło się jeszcze jakieś poruszenie gdzieś dalej z boku i kiedy Colette starał się udobruchać niespokojne zwierze, gładząc je po pysku, kątem oka spostrzegł, że to nie byle współzawodnictwo pomiędzy grupami albo wewnętrzna kłótnia i rozłam – to była najnormalniejsza bójka. I to nie byle jaka. Cokolwiek, w co pakuje się Sahir, nigdy nie było byle jakie. A teraz wampir stał, trzymając za fraki i nieomal nad ziemią dużo niższego od siebie Ślizgona z młodszego rocznika i wytłukiwał mu twarz głębiej w czaszkę. Puchonowi na ten widok aż język zwiał do czterech liter. Nie miał pojęcia, jak i kiedy Nailah przemieścił się o kilka metrów i dorwał do jakiegoś nieznajomego gościa, żeby się na nim wyżyć, ale sytuacja nie zapowiadała się skończyć za szybko i zbyt dobrze. Matko jedyna przecież on zaraz przyklei mu tymi uderzeniami mózg do potylicy!
Cały świat zdawał się płynąc gdzieś obok swoim rytmem, a Puchon powolny, oblepiony jakby miodem, nawet chcąc, nie mógł reagować tak szybko, jakby tego chciał. Ani myśleć tak jasno i logicznie, jak sytuacja tego wymagała. Dlatego jak tylko Krukon padł na ziemię spętany przez nauczyciela Smok dał radę w tym czasie wyrwać się tylko o jeden, błyskawiczny krok w przód i nagle zatrzymał się tak niespodziewanie, jakby powstrzymały go przytwierdzone do ziemi łańcuchy, zarzucone na skrzydła, wszystkie łapy i pysk, który początkowo kłapał ze złości, próbując chociażby jednym ostrym zębem przeciąć pułapkę, ale na nic się to nie zdało. Gdyby to tylko były zwykłe łańcuchy... nie miałyby z nim najmniejszych szans, puściłyby i pozwoliły mu robić to, co chce, stanąć na drodze nawet belfrowi i miotnięciem łuskowatego ogona rozjebać to wszystko w drobny mak, byle by nikt nie zbliżył się do szarpiącego na trawie Sahira. Ale te łańcuchy były słowami, które miał wbijane do głowy przez samego siebie, przed długie, długie tygodnie od kiedy postanowił wybąkać choćby słowo na schodach przed szkołą do tego dziwaka z Ravenclawu. „Nie mogą zobaczyć nas razem”. Jeden błąd, mógł posypać wszystko jak domino – miał za dużo do stracenia. Oboje mieli. I miał nadzieje, że... że Kocur to zrozumie. Zwłaszcza kiedy czarne oczy wyłapały go w tłumie i na moment złączyły się mostem ze spojrzeniem dwukolorowych ślepi Smoczydła. Porozumiewanie się bez słów było bardzo trudną sztuką. Ale stanie w miejscu i patrzenie na to wszystko było jeszcze trudniejsze.
Łańcuchy głośno jęczały, kiedy mimowolnie na nie najpierw, chcąc się przysunąć chociażby o milimetr do podobnie spętanego drapieżnika, ale to nic nie dawało – trzymały naprawdę bardzo mocno. Zniknęły dopiero, kiedy zniknęło miażdżące spojrzenie, ale wtedy nie było już po co tam iść. Nabrał głębszego wdechu i sam szybko odwrócił głowę w stronę łba stworzenia, po czym bez pomyślunku od razu pociągnął za jego róg, chcąc zrobić z rękami cokolwiek, co może być chociażby na odrobinę destrukcyjne, ale na szczęście nie udało mu się rozwalić rogu w rękach. Ba... nie udało mu się go nawet wyrwać. Cofnął się szybko i ze złości kopnął jakąś niewinną kępkę trawy, po czym szybko spojrzał na stojąca nadal jak słup soli Ismael.
- Spróbuj z tym rogiem może...co? Ja go trochę... przeczeszę. - syczał, prawie warczał, mając zęby zaciśnięte tak mocno, że o mało nie odgryzł sobie języka. Przeszedł kilka kroków na bok, biorąc ze stery jakąś charakterystyczną szczotę, którą mógł przyczepić do dłoni. Powyciągał z niej garść włosia i zaczął przeczesywać sierść na boku Dwurożca chcąc go tym samym jeszcze bardziej uspokoić i udobruchać, ale zwierze wyraźnie się skarżyło na nieumiejętność swojego chwilowego sługi. Colette był jednak głuchy na te protesty i pomruki, bo w uszach słyszał wciąż ten dziki wizg, nie mogąc już rozróżnić czy był to dźwięk, który wydawała pełna furii dzika bestia, która zerwała się niedawno ze smyczy czy... czy wcześniej szarżujący Dwurożec.
Cały świat zdawał się płynąc gdzieś obok swoim rytmem, a Puchon powolny, oblepiony jakby miodem, nawet chcąc, nie mógł reagować tak szybko, jakby tego chciał. Ani myśleć tak jasno i logicznie, jak sytuacja tego wymagała. Dlatego jak tylko Krukon padł na ziemię spętany przez nauczyciela Smok dał radę w tym czasie wyrwać się tylko o jeden, błyskawiczny krok w przód i nagle zatrzymał się tak niespodziewanie, jakby powstrzymały go przytwierdzone do ziemi łańcuchy, zarzucone na skrzydła, wszystkie łapy i pysk, który początkowo kłapał ze złości, próbując chociażby jednym ostrym zębem przeciąć pułapkę, ale na nic się to nie zdało. Gdyby to tylko były zwykłe łańcuchy... nie miałyby z nim najmniejszych szans, puściłyby i pozwoliły mu robić to, co chce, stanąć na drodze nawet belfrowi i miotnięciem łuskowatego ogona rozjebać to wszystko w drobny mak, byle by nikt nie zbliżył się do szarpiącego na trawie Sahira. Ale te łańcuchy były słowami, które miał wbijane do głowy przez samego siebie, przed długie, długie tygodnie od kiedy postanowił wybąkać choćby słowo na schodach przed szkołą do tego dziwaka z Ravenclawu. „Nie mogą zobaczyć nas razem”. Jeden błąd, mógł posypać wszystko jak domino – miał za dużo do stracenia. Oboje mieli. I miał nadzieje, że... że Kocur to zrozumie. Zwłaszcza kiedy czarne oczy wyłapały go w tłumie i na moment złączyły się mostem ze spojrzeniem dwukolorowych ślepi Smoczydła. Porozumiewanie się bez słów było bardzo trudną sztuką. Ale stanie w miejscu i patrzenie na to wszystko było jeszcze trudniejsze.
Łańcuchy głośno jęczały, kiedy mimowolnie na nie najpierw, chcąc się przysunąć chociażby o milimetr do podobnie spętanego drapieżnika, ale to nic nie dawało – trzymały naprawdę bardzo mocno. Zniknęły dopiero, kiedy zniknęło miażdżące spojrzenie, ale wtedy nie było już po co tam iść. Nabrał głębszego wdechu i sam szybko odwrócił głowę w stronę łba stworzenia, po czym bez pomyślunku od razu pociągnął za jego róg, chcąc zrobić z rękami cokolwiek, co może być chociażby na odrobinę destrukcyjne, ale na szczęście nie udało mu się rozwalić rogu w rękach. Ba... nie udało mu się go nawet wyrwać. Cofnął się szybko i ze złości kopnął jakąś niewinną kępkę trawy, po czym szybko spojrzał na stojąca nadal jak słup soli Ismael.
- Spróbuj z tym rogiem może...co? Ja go trochę... przeczeszę. - syczał, prawie warczał, mając zęby zaciśnięte tak mocno, że o mało nie odgryzł sobie języka. Przeszedł kilka kroków na bok, biorąc ze stery jakąś charakterystyczną szczotę, którą mógł przyczepić do dłoni. Powyciągał z niej garść włosia i zaczął przeczesywać sierść na boku Dwurożca chcąc go tym samym jeszcze bardziej uspokoić i udobruchać, ale zwierze wyraźnie się skarżyło na nieumiejętność swojego chwilowego sługi. Colette był jednak głuchy na te protesty i pomruki, bo w uszach słyszał wciąż ten dziki wizg, nie mogąc już rozróżnić czy był to dźwięk, który wydawała pełna furii dzika bestia, która zerwała się niedawno ze smyczy czy... czy wcześniej szarżujący Dwurożec.
- Mistrz Gry
Re: Zagroda
Sro Paź 14, 2015 11:11 am
The member 'Colette Warp' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 2
'Pojedynek' :
Result : 2
- Neve Collins
Re: Zagroda
Sro Paź 14, 2015 2:30 pm
Dołożę swoje trzy grosze, ale krótko i treściwie - Neve nie bardzo udzielała się na zajęciach, raczej skryła za Minabim, łapiąc skrawek jego rękawa i kuląc ramiona, kiedy dwurożec zaczął bić w powietrzu kopytami i rzucił się do galopu - potem jeszcze ten widok odepchniętej Riley, nagłe rzucenie się Nailaha na Jeffreya, bieganie nauczyciela, który starał się wszystko ogarnąć - i szło mu to zadziwiająco dobrze, mogę powiedzieć od razu, że zaskarbił sobie szacunek w tych szklanych, fijołkowych oczętach - daruję sobie całą tą ulotność posta i wielkie staranie się o klimat, bo po prostu mi się nie chce - tak, mi, Grafomanowi - się nie chce. A teraz wszystkich hejterów zapraszam do pożywki z tego stołu.
Jak zwykle pusto.
Chaos rozwijał się sowim tempem, kiedy białowłosa nadal tkwiła skryta za plecami Azjaty, wyglądając tylko zza niego, ale w jej oczach nie było strachu czy przerażenia - to były raczej oczy osoby, która wszystko uważnie śledzi i jest zainteresowana wszystkim, co się dzieje - oczy, które robiły zdjęcia każdej ze scen, nagrywały krótkometrażowy film, który zostanie włożony do odpowiedniej biblioteki w jej chłonnym umyśle, pomiędzy drogocennymi, elegancko porozstawianymi półkami z hebanu - i w końcu przyszedł moment, w którym po jasnej, marmurowej podłodze niewiasta miała się poruszyć, przepłynąć między nimi - nimi i ludźmi wokół, kiedy wychynęła w końcu zza swojego ochroniarza, który spisał się na medal i powędrowała do przodu z jedną ze szczotek do grzywy - tam, do tego dwurożca, za którym poszła Kaylin, do której posłała delikatny, nieśmiały uśmiech - wyrywek promienia słonecznego z błękitu nieba - i przysunęła się, drobina, bardziej, przypominając dziewczynkę wyjętą z II klasy, a nie VII klasistkę - ostatnia przedstawicielka Collinsów - złapała ostrożnie lejce dwurożca.
- Potrzymam go. - Wyszeptała cicho, słodkim głosem, nieśmiałym, jeśli muszę znowu dodawać to słowo-klucz, podczas gdy Kaylin zabierała się za zdejmowanie rogu, ona rzeczywiście trzymała zwierzę i przejeżdżała łagodnie szczotką po jego umięśnionej szyi - przedstawiciel nieparzystokopytnych najwyraźniej był bardzo rad z tego zabiegu pielęgnacyjnego, jeszcze bardziej się uspokajał... Wszak miało to polegać na pracy grupowej, prawda? - Minabi, pomożesz nam? - Skierowała wzrok na Azjatę i uśmiechnęła się do niego pięknie, delikatnie, wyciągając lejce w jego kierunku, podczas gdy sama przeszła na bok istoty magicznej, przylegając do niego niemal całym ciałem, chłonąc jego coraz bardziej kojącą aurę.
Jak zwykle pusto.
Chaos rozwijał się sowim tempem, kiedy białowłosa nadal tkwiła skryta za plecami Azjaty, wyglądając tylko zza niego, ale w jej oczach nie było strachu czy przerażenia - to były raczej oczy osoby, która wszystko uważnie śledzi i jest zainteresowana wszystkim, co się dzieje - oczy, które robiły zdjęcia każdej ze scen, nagrywały krótkometrażowy film, który zostanie włożony do odpowiedniej biblioteki w jej chłonnym umyśle, pomiędzy drogocennymi, elegancko porozstawianymi półkami z hebanu - i w końcu przyszedł moment, w którym po jasnej, marmurowej podłodze niewiasta miała się poruszyć, przepłynąć między nimi - nimi i ludźmi wokół, kiedy wychynęła w końcu zza swojego ochroniarza, który spisał się na medal i powędrowała do przodu z jedną ze szczotek do grzywy - tam, do tego dwurożca, za którym poszła Kaylin, do której posłała delikatny, nieśmiały uśmiech - wyrywek promienia słonecznego z błękitu nieba - i przysunęła się, drobina, bardziej, przypominając dziewczynkę wyjętą z II klasy, a nie VII klasistkę - ostatnia przedstawicielka Collinsów - złapała ostrożnie lejce dwurożca.
- Potrzymam go. - Wyszeptała cicho, słodkim głosem, nieśmiałym, jeśli muszę znowu dodawać to słowo-klucz, podczas gdy Kaylin zabierała się za zdejmowanie rogu, ona rzeczywiście trzymała zwierzę i przejeżdżała łagodnie szczotką po jego umięśnionej szyi - przedstawiciel nieparzystokopytnych najwyraźniej był bardzo rad z tego zabiegu pielęgnacyjnego, jeszcze bardziej się uspokajał... Wszak miało to polegać na pracy grupowej, prawda? - Minabi, pomożesz nam? - Skierowała wzrok na Azjatę i uśmiechnęła się do niego pięknie, delikatnie, wyciągając lejce w jego kierunku, podczas gdy sama przeszła na bok istoty magicznej, przylegając do niego niemal całym ciałem, chłonąc jego coraz bardziej kojącą aurę.
- Kelly McCarthy
Re: Zagroda
Sro Paź 14, 2015 5:00 pm
Oczywiście, że była spóźniona. Miała wrażenie, że jej zegarki chodzą zupełnie inaczej niż wszystkich. Nie mogła sobie jednak odpuścić zajęć, także biegiem ruszyła do zagrody, w której obecnie trwało powtórzenie do egzaminów. Miała tylko nadzieje, że nikt jej nie zauważy, albo chociaż profesorowi umknie to, że JAK ZAWSZE się spóźnia.
Czasami obrywała za to ujemnymi punktami, a niekiedy uchodziło jej to na sucho... Biegła ile tylko miała sił w nogach, a szata od mundurka łopotała za nią, zupełnie jakby stała na środku morza podczas sztormu. Niestety cała McCarthy...
Nie miała nawet pojęcia o czym są dzisiejsze zajęcia i co robili do tej pory na nich uczniowie, nie wiedziała też jak ma wejść na lekcję niezauważona, to dopiero był jeden z jej głównych problemów.
Stanęła przed zagrodą i wzięła głęboki wdech, aby się uspokoić po swoim zamkowym maratonie. Uchyliła powoli furtkę i dostrzegła grupkę uczniów, małe zamieszanie i profesora, który stał akurat tyłem do wejścia. Całe szczęście!
Zmarszczyła brwi na widok wszystkiego co tam się działo. Nie wiedziała czy ma się cieszyć ze swojego spóźnienia, czy żałować, że nie widziała tego wszystkiego.
Postanowiła ukryć się na jakimś drzewem, a w razie pytań, stwierdzić, że cały czas tam była, tylko się przestraszyła i schowała! Tak! Wspaniała wymówka. Słuchała od teraz wszystkich z ogromnym zaangażowaniem, żeby wywnioskować codo cholery się tutaj stało!
Czasami obrywała za to ujemnymi punktami, a niekiedy uchodziło jej to na sucho... Biegła ile tylko miała sił w nogach, a szata od mundurka łopotała za nią, zupełnie jakby stała na środku morza podczas sztormu. Niestety cała McCarthy...
Nie miała nawet pojęcia o czym są dzisiejsze zajęcia i co robili do tej pory na nich uczniowie, nie wiedziała też jak ma wejść na lekcję niezauważona, to dopiero był jeden z jej głównych problemów.
Stanęła przed zagrodą i wzięła głęboki wdech, aby się uspokoić po swoim zamkowym maratonie. Uchyliła powoli furtkę i dostrzegła grupkę uczniów, małe zamieszanie i profesora, który stał akurat tyłem do wejścia. Całe szczęście!
Zmarszczyła brwi na widok wszystkiego co tam się działo. Nie wiedziała czy ma się cieszyć ze swojego spóźnienia, czy żałować, że nie widziała tego wszystkiego.
Postanowiła ukryć się na jakimś drzewem, a w razie pytań, stwierdzić, że cały czas tam była, tylko się przestraszyła i schowała! Tak! Wspaniała wymówka. Słuchała od teraz wszystkich z ogromnym zaangażowaniem, żeby wywnioskować co
- Kim Miracle
Re: Zagroda
Sro Paź 14, 2015 6:17 pm
/czytałam posty na wyrywki, więc nie bardzo wiem, co się dzieje, ale napisze posta i najwyżej, ktoś mnie poprawi, czy coś ;-;
Gdy Kim usłyszała głos profesora szybko wróciła na odpowiednie miejsce. Nie zdążyła nawet odpowiedzieć Mathiasowi, ale teraz ważna lekcja. Naprawdę cholernie lubiła te zajęcia. Były takie inne niż inne. Tak, masło maślane, ale kto zabroni? Chyba nikt.
Chciała już urwać te róg gdy nagle na placu zrobiła się jedna wielka burda. no ludzie nie dosyć wam walk? Miała już tego serdecznie dosyć, ale siedziała cicho. Był profesor, niech on się tym zajmie.
tralala.
Kimi podeszła do tego dwurożca z zamiarem wykonania zadania. Spojrzała na Collete i uśmiechnęła się po swojemu.
Spojrzała na swoje trofeum, które miała w dłoni. Odsunęła się od dwurożca.
- Colette udało się - wyszczerzyła się wesoło.
Gdy Kim usłyszała głos profesora szybko wróciła na odpowiednie miejsce. Nie zdążyła nawet odpowiedzieć Mathiasowi, ale teraz ważna lekcja. Naprawdę cholernie lubiła te zajęcia. Były takie inne niż inne. Tak, masło maślane, ale kto zabroni? Chyba nikt.
Chciała już urwać te róg gdy nagle na placu zrobiła się jedna wielka burda. no ludzie nie dosyć wam walk? Miała już tego serdecznie dosyć, ale siedziała cicho. Był profesor, niech on się tym zajmie.
tralala.
Kimi podeszła do tego dwurożca z zamiarem wykonania zadania. Spojrzała na Collete i uśmiechnęła się po swojemu.
Spojrzała na swoje trofeum, które miała w dłoni. Odsunęła się od dwurożca.
- Colette udało się - wyszczerzyła się wesoło.
- Mistrz Gry
Re: Zagroda
Sro Paź 14, 2015 6:17 pm
The member 'Kim Miracle' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 6
'Pojedynek' :
Result : 6
- David o'Connell
Re: Zagroda
Sro Paź 14, 2015 6:48 pm
Oddałby wiele, żeby znaleźć się gdzieś indziej. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie pójść w ślady swojego znajomego od bitwy na meble i nie wyjechać z zajęć wprost do skrzydła szpitalnego - patrząc na reakcję Sahira na rzucone mięso nie byłoby trudno o powtórzenie tego widowiska. Ale Krukon stał daleko, a Carney miał za to pod nosem wielkiego dwurożca, postanowił więc obstawić drugą opcję. Zastanawiał się, co mogłoby zdenerwować stworzenie, skoro próba wsmarowania mu żarcia w pysk nie dawała rezultatu.
Zacisnął zęby jeszcze mocniej i nie odpowiedział nic koleżance z roku, wydał z siebie tylko ciche "hmmm". Nie był rozmowny, a teraz na dodatek myśli miał zajęte planami opuszczenia tego miejsca.
Był bliski odwrócenia się na pięcie i pójścia do zamku bez słowa usprawiedliwienia. Ale od początku semestru udało mu się być na wszystkich zajęciach. Nie chciał tego zaprzepaścić. Z braku lepszego pomysłu spróbował złapać za ten zasrany róg, który mieli pobrać. Podobno zwierzęta wyczuwają, kiedy ktoś ich nie lubi, więc istniała jakaś szansa, że nie będzie mógł kontynuować swojego udziału w lekcji.
Zacisnął zęby jeszcze mocniej i nie odpowiedział nic koleżance z roku, wydał z siebie tylko ciche "hmmm". Nie był rozmowny, a teraz na dodatek myśli miał zajęte planami opuszczenia tego miejsca.
Był bliski odwrócenia się na pięcie i pójścia do zamku bez słowa usprawiedliwienia. Ale od początku semestru udało mu się być na wszystkich zajęciach. Nie chciał tego zaprzepaścić. Z braku lepszego pomysłu spróbował złapać za ten zasrany róg, który mieli pobrać. Podobno zwierzęta wyczuwają, kiedy ktoś ich nie lubi, więc istniała jakaś szansa, że nie będzie mógł kontynuować swojego udziału w lekcji.
- Mistrz Gry
Re: Zagroda
Sro Paź 14, 2015 6:48 pm
The member 'David o'Connell' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 5
'Pojedynek' :
Result : 5
- Kelly McCarthy
Re: Zagroda
Sro Paź 14, 2015 7:00 pm
/liczy się pierwszy wynik? Kot przelazł po klawiaturze i naklikał!
Szybko zorienotwała się co uczniowie robią na zajęciach i postanowiła wyjść zza drzewa, za którym do tej pory się chowała. Nikt najwyraźniej nie zauważył jej spóźnienia i każdy zajęty był sobą. Powoli domyślała się do tutaj zaszło, ale postanowiła pozostawić to bez komentarza i udawać, że jej to nie obchodzi.
Zaraz za kolejnym z uczniów podeszła do zwierzęcia i spróbowała swoich sił, a nóż, widelec się uda!
Siłowała się ze zwierzakiem na tyle długo, na ile wytarczyło jej sił, jednak niestety, takie jest życie, więc westchnęła głośno i pokręciła głową robiąc sobie i zwierzęciu przerwę.
Szybko zorienotwała się co uczniowie robią na zajęciach i postanowiła wyjść zza drzewa, za którym do tej pory się chowała. Nikt najwyraźniej nie zauważył jej spóźnienia i każdy zajęty był sobą. Powoli domyślała się do tutaj zaszło, ale postanowiła pozostawić to bez komentarza i udawać, że jej to nie obchodzi.
Zaraz za kolejnym z uczniów podeszła do zwierzęcia i spróbowała swoich sił, a nóż, widelec się uda!
Siłowała się ze zwierzakiem na tyle długo, na ile wytarczyło jej sił, jednak niestety, takie jest życie, więc westchnęła głośno i pokręciła głową robiąc sobie i zwierzęciu przerwę.
- Mistrz Gry
Re: Zagroda
Sro Paź 14, 2015 7:00 pm
The member 'Kelly McCarthy' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 2,
'Pojedynek' :
Result : 2,
- Ismael Blake
Re: Zagroda
Sro Paź 14, 2015 7:18 pm
Ismael podeszła spokojnie do zwierzęcia, które zostało im przeznaczone. Pogładziła go ostrożnie po głowie, skupiając na nim niemal całą swoją uwagę. W końcu mieli do wykonania zadanie. Jednak parę uderzeń serca później, jej oko wyłapało ruch. Odwróciła twarzyczkę w tamtym kierunku, chcąc wiedzieć co się dzieje i zamarła. Dwurożec ravenclawu wyrwał się Sahirowi i oto właśnie szarżował na nią. W głowie wybuchła barwna mieszanka myśli, które cisnęły się jedna przez drugą, tworząc niepotrzebny chaos i mętlik. Cofnęła się o krok, dwa, nie mając bladego pojęcia co powinna dokładnie zrobić. Jak zareagować. Palce nieporadnie sięgnęły w kierunku różdżki, jednak ześlizgnęły się po niej, kpiąc z chęci dziewczyny.
Na szczęście była Kaylin. Blondyneczka zareagowała tak, jak powinna, ratując puchonkę z opałów i zwalniając ją z konieczności podjęcia jakiejś decyzji. Widząc, jak dziewczyna uspokaja zwierzę, sama złapała sie na tym, że z tego wszystkiego przestała na moment oddychać. Wzięła głęboki wdech, wręcz zachłystując się powietrzem i niepewnym wzrokiem śledząc dalszy raban.
Patrzyła na spętanego Sahira dłuższą chwilę, łapiąc jego spojrzenie. Podziałało to na nią natychmiast sprawiając, że jej własne zyskało na sile i pewności, którą przed chwilą utraciła. Nie odwróciła go do póki krukon sam nie prześlizgnął swoich tęczówek na Cola. Odwróciła się, przygryzając dolną wargę.
- Ja... - zaczęła w odpowiedzi na słowa Smoka, jednak urwała, odsuwając się nieco i zaledwie przejeżdżając dłonią po szyi ich zwierzęcia i robiąc miejsce dla Kim, której się udało. Ale został jeszcze drugi róg. Rudowłosa pogładziła bestyjkę jeszcze raz, tym samym uspokajając i siebie i ją. Dłoń przesunęła się po futrze ku górze, na łeb i złapała delikatnie za róg, z zamiarem zrealizowania zadania.
Na szczęście była Kaylin. Blondyneczka zareagowała tak, jak powinna, ratując puchonkę z opałów i zwalniając ją z konieczności podjęcia jakiejś decyzji. Widząc, jak dziewczyna uspokaja zwierzę, sama złapała sie na tym, że z tego wszystkiego przestała na moment oddychać. Wzięła głęboki wdech, wręcz zachłystując się powietrzem i niepewnym wzrokiem śledząc dalszy raban.
Patrzyła na spętanego Sahira dłuższą chwilę, łapiąc jego spojrzenie. Podziałało to na nią natychmiast sprawiając, że jej własne zyskało na sile i pewności, którą przed chwilą utraciła. Nie odwróciła go do póki krukon sam nie prześlizgnął swoich tęczówek na Cola. Odwróciła się, przygryzając dolną wargę.
- Ja... - zaczęła w odpowiedzi na słowa Smoka, jednak urwała, odsuwając się nieco i zaledwie przejeżdżając dłonią po szyi ich zwierzęcia i robiąc miejsce dla Kim, której się udało. Ale został jeszcze drugi róg. Rudowłosa pogładziła bestyjkę jeszcze raz, tym samym uspokajając i siebie i ją. Dłoń przesunęła się po futrze ku górze, na łeb i złapała delikatnie za róg, z zamiarem zrealizowania zadania.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach