- Riley Acquart
Re: Zagroda
Pon Paź 12, 2015 3:43 pm
Powiało chłodem. Młoda czarownica otuliła się rękoma i potarła gwałtownie swe zmarznięte ramiona. Nie ma to jak zajęcia ONMS w deszczową pogodę. Dziewczyna myślała że przemarznie na kość, kiedy nagle zrobiło się gorąco. Chodzi oczywiście o atmosferę wywołaną rozszalałymi dwurożcami. A wszystko przez Sahira i jego drapieżną naturę, która najwidoczniej przeraziła magiczne stworzenia, i zmusiła do dzikich reakcji. Zadanie lekcyjne w takiej sytuacji zrobiło się arcytrudne... Chociaż gdyby tak niepostrzeżenie podlecieć do rozkojarzonego zwierzęcia i szybko pochwycić bestię za rogi, to może udałoby się zdobyć ów magiczny składnik. Tak... to jest myśl. W końcu dziewczyna posiadała zwinności i szybkość zawodnika Quidditcha.
Nie było na co czekać. Riley wyminęła grupkę Gryfonów i niepostrzeżenie podbiegła od tyłu do jednego z magicznych stworzeń. Wystarczyło tylko wyciągnąć dłoń i skubnąć „byka za rogi".
...
Niestety w tym samym momencie zwierze zakołysało się nienaturalnie, a dziewczyna wpadła mimowolnie na jego cielsko, odbijając się jak tenisówka od rakiety. Gryfonka siłą pędu odleciała na dwa metry i wpadała w pobliskie krzaki. Po chwili brunetka wyłoniła się z nich, otrzepując z pieprzonych liściuchów. Na szczęście nic poważnego jej się nie stało.
Nie było na co czekać. Riley wyminęła grupkę Gryfonów i niepostrzeżenie podbiegła od tyłu do jednego z magicznych stworzeń. Wystarczyło tylko wyciągnąć dłoń i skubnąć „byka za rogi".
...
Niestety w tym samym momencie zwierze zakołysało się nienaturalnie, a dziewczyna wpadła mimowolnie na jego cielsko, odbijając się jak tenisówka od rakiety. Gryfonka siłą pędu odleciała na dwa metry i wpadała w pobliskie krzaki. Po chwili brunetka wyłoniła się z nich, otrzepując z pieprzonych liściuchów. Na szczęście nic poważnego jej się nie stało.
- Mistrz Gry
Re: Zagroda
Pon Paź 12, 2015 3:43 pm
The member 'Riley Acquart' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 4
'Pojedynek' :
Result : 4
- David o'Connell
Re: Zagroda
Pon Paź 12, 2015 3:53 pm
Chciał znaleźć sobie zajęcie, które pozwoli mu na jak najmniejsze zaangażowanie i minimalny kontakt ze zwierzęciem, dlatego kiedy tylko usłyszał polecenia niezbyt dziarskim, ale zdecydowanym krokiem ruszył po mięso naszykowane dla dwurożców. Po przemowie nauczyciela spróbował przypomnieć sobie, po co w ogóle wybrał ten przedmiot, ale jakoś nie mógł. Był prawie pewien, że musiał to być przypadek.
Nie zwracając uwagi na to, że może się ubrudzić przytachał spory kawał żarcia do zwierzęcia kręcącego się niespokojnie najbliżej grupki Gryfonów, akurat na czas, żeby zobaczyć nieudaną próbę pobrania rogu. Rzucił mięso przed zwierzę, licząc na to, że chociaż trochę się dzięki niemu uspokoi. Z poczuciem spełnionego obowiązku (i uwalonym ubraniem) cofnął się parę kroków. Liczył na to, że reszta zajmie się wypełnianiem innych zadań, bo on nie miał pojęcia, jak zabrać się za pielęgnację tej krowy. No i wciąż był skacowany.
Patrząc nieruchomym wzrokiem na stworzenie odpływał myślami w nicość. Mimo to próbował rejestrować, jak zachowuje się zwierzę. W razie, gdyby było jeszcze bardziej niespokojne, poszedłby po więcej jedzenia. Jak to nie zadziała, to z jego strony raczej nie nadejdzie żadna inna sensowna pomoc.
Nieporuszony całą sytuacją starał się stać w miejscu, w którym nikt (ani nic) nie będzie zwracać na niego uwagi i liczył na to, że wzburzone zwierzęta i koledzy z domu nie będą wymagać od niego niczego ponad to.
Nie zwracając uwagi na to, że może się ubrudzić przytachał spory kawał żarcia do zwierzęcia kręcącego się niespokojnie najbliżej grupki Gryfonów, akurat na czas, żeby zobaczyć nieudaną próbę pobrania rogu. Rzucił mięso przed zwierzę, licząc na to, że chociaż trochę się dzięki niemu uspokoi. Z poczuciem spełnionego obowiązku (i uwalonym ubraniem) cofnął się parę kroków. Liczył na to, że reszta zajmie się wypełnianiem innych zadań, bo on nie miał pojęcia, jak zabrać się za pielęgnację tej krowy. No i wciąż był skacowany.
Patrząc nieruchomym wzrokiem na stworzenie odpływał myślami w nicość. Mimo to próbował rejestrować, jak zachowuje się zwierzę. W razie, gdyby było jeszcze bardziej niespokojne, poszedłby po więcej jedzenia. Jak to nie zadziała, to z jego strony raczej nie nadejdzie żadna inna sensowna pomoc.
Nieporuszony całą sytuacją starał się stać w miejscu, w którym nikt (ani nic) nie będzie zwracać na niego uwagi i liczył na to, że wzburzone zwierzęta i koledzy z domu nie będą wymagać od niego niczego ponad to.
- Gwendoline Tichý
Re: Zagroda
Pon Paź 12, 2015 8:50 pm
Przywitała pojawienie się nauczyciela lekkim podniesieniem obu jasnych brwi i obróciła się tak, by nie stać do niego bokiem, ale przodem i obserwować cztery dorodne okazy Dwurożca, jakie Profesor Lataner wyprowadził ku lepszej prezentacji. Nie wiedziała na czym miało polegać ustawienie się domów wedle stron świata, ale najwidoczniej nauczyciel ułatwił tym sobie ich rozmieszczenie i poradził sobie z tym całkiem szybko i sprawnie. To było całkiem... godne podziwu, podziałało nawet lekkim, błahym plusikiem u Różowej Landrynki podczas gdy ta bez szemrania, ale i pośpiechu, dołączyła do innych Ślizgonów, między innymi do niskiego bruneta, jaki wcześniej głośno i wyjątkowo irytując zaczepiał jej znajomego Gryfona. Chwilę po wydaniu po tym, jak do odpowiedzi wyrwały się główne kujony Hogwartu obok blondynki pojawił się członek Drużyny Slytherinu, którego miała niewątpliwą przyjemność poznać na ostatnich zajęciach z Zielarstwa. Pan Nero, z tego, co zapamiętała.
- Jak widzisz nic szczególnego, możesz pobawić się w farmera jak tylko Gryfoni skończą stwierdzać fakty. Kim jest ta rudowłosa? Już drugi raz widzę ją przy mikrofonie i ochrzciłam ją już tytułem Pani Kapitan Oczywistość. - spytała i oparła się kością ogonową o tę samą barierkę, którą obrał sobie za wspornik Giotto z tym, że kawałek dalej. Na moment przeniosła spojrzenie na rozmówce z nadzieją, że być może łaskawie jej wytłumaczy kim jest ofiara, która próbuje ratować beznadziejnie podziurawiony i tonący statek z punktacją Domu Lwa.
Ale nim się doczekała dobiegł go niej odgłos dzikiego kwiczenia i zobaczyła, jak nieuważnemu kundlowi zwierzątko wyrwało się z rąk i pędziło w stronę grupki Puchonów. Poderwała się nagle wiedziona instynktem i wyrwała różdżkę z paska na udzie, po czym kilkoma susami pokonała dzielący ją i rudowłosą ofiarę dystans, i rzuciła na szarżujące bydle zajęcie zwierające jego kopyta i...!
Nie, tak naprawdę to nie ruszyła się nawet o milimetr, dalej pół-siedząc z rękami luźno zaplecionymi na piersi. Oderwała się dopiero po jakimś czasie, kiedy Ślizgoni okrążyli własnego niespokojnego zwierzaka. Wiedziała, że jej zbliżenie się do niego może wywołać tylko większy atak paniki (jak to zwykle miało miejsce w Beauxbatons), ale musiała podjąć swoją próbę – najwyżej nie wyjdzie. A czuła, że nie wyjdzie, bo zwykle kiedy zabierała im rogi, najpierw były skrępowane do stopnia, w którym kwiczały z bólu, a obecne nie były przytwierdzone do niczego. Wzięła głębszy oddech i przesunęła dłonią od obszaru pomiędzy uszami bydlęcia, trzymając na tyle długi dystans, by zwierzęciu nie przyszło do głowy skubnąć zębiskami jej spódnicy i sięgnęła palcami rogu, łapiąc go pewnie za trzon.
Zwierze zarżało i dziewczyna wiedziona mistrzowskim przyzwyczajeniem jednym zgrabnym ruchem oderwała róg tak, że zwierzęciu najwidoczniej ulżyło, po czym z triumfalną miną wróciła do barierki i wręczyła suwenir Giotto.
- Jak widzisz nic szczególnego, możesz pobawić się w farmera jak tylko Gryfoni skończą stwierdzać fakty. Kim jest ta rudowłosa? Już drugi raz widzę ją przy mikrofonie i ochrzciłam ją już tytułem Pani Kapitan Oczywistość. - spytała i oparła się kością ogonową o tę samą barierkę, którą obrał sobie za wspornik Giotto z tym, że kawałek dalej. Na moment przeniosła spojrzenie na rozmówce z nadzieją, że być może łaskawie jej wytłumaczy kim jest ofiara, która próbuje ratować beznadziejnie podziurawiony i tonący statek z punktacją Domu Lwa.
Ale nim się doczekała dobiegł go niej odgłos dzikiego kwiczenia i zobaczyła, jak nieuważnemu kundlowi zwierzątko wyrwało się z rąk i pędziło w stronę grupki Puchonów. Poderwała się nagle wiedziona instynktem i wyrwała różdżkę z paska na udzie, po czym kilkoma susami pokonała dzielący ją i rudowłosą ofiarę dystans, i rzuciła na szarżujące bydle zajęcie zwierające jego kopyta i...!
Nie, tak naprawdę to nie ruszyła się nawet o milimetr, dalej pół-siedząc z rękami luźno zaplecionymi na piersi. Oderwała się dopiero po jakimś czasie, kiedy Ślizgoni okrążyli własnego niespokojnego zwierzaka. Wiedziała, że jej zbliżenie się do niego może wywołać tylko większy atak paniki (jak to zwykle miało miejsce w Beauxbatons), ale musiała podjąć swoją próbę – najwyżej nie wyjdzie. A czuła, że nie wyjdzie, bo zwykle kiedy zabierała im rogi, najpierw były skrępowane do stopnia, w którym kwiczały z bólu, a obecne nie były przytwierdzone do niczego. Wzięła głębszy oddech i przesunęła dłonią od obszaru pomiędzy uszami bydlęcia, trzymając na tyle długi dystans, by zwierzęciu nie przyszło do głowy skubnąć zębiskami jej spódnicy i sięgnęła palcami rogu, łapiąc go pewnie za trzon.
Zwierze zarżało i dziewczyna wiedziona mistrzowskim przyzwyczajeniem jednym zgrabnym ruchem oderwała róg tak, że zwierzęciu najwidoczniej ulżyło, po czym z triumfalną miną wróciła do barierki i wręczyła suwenir Giotto.
- Mistrz Gry
Re: Zagroda
Pon Paź 12, 2015 8:50 pm
The member 'Gwendoline Tichý' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 1
'Pojedynek' :
Result : 1
- Kaylin Wittermore
Re: Zagroda
Pon Paź 12, 2015 9:04 pm
Uśmiechnęła się na słowa nauczyciela. Właściwie, wszyscy profesorowie bardzo często używali właśnie tych słów. Co mam z tobą zrobić, Wittermore było jej lepiej znane, niż zwykłe dzień dobry. Mimo to wiedziała, że w jakiś sposób są z niej zadowoleni, a przynajmniej na tyle, by samemu móc się tym wszystkim cieszyć. Dopowiedzenia były jej specjalnością, choć rzadko kiedy w ogóle musiała to robić - zazwyczaj zgłaszała się pierwsza i po niej nikt nie musiał niczego dodawać.
Kiedy stworzenie zostało do nich podprowadzone, Kaylin bardzo chciała przejąć jego wodze. Niestety, Sahir zrobił to pierwszy, a strach przed starszym kolegą był na tyle silny, że Krukonka została w miejscu i obserwowała całą sytuację z boku. Pragnęła zbliżyć się do stworzenia, dotknąć go i móc się nim zająć, jednak co mogła poradzić?
Wszystko było dobrze do czasu, gdy profesor oddalił się od stworzenia, które od razu wpadło w pewien rodzaj furii. Kaylin prawdę mówiąc spanikowała wystarczająco, by przez chwilę nie wiedzieć co zrobić. Potem jednak rozejrzała się nerwowo po otoczeniu i gdy ujrzała przygotowane dla Dwurogów mięso od razu za nie złapała i próbowała przywołać do siebie pędzące na nic nie świadomą Ismael.
- Taś taś? - Nie zbyt pewnie próbowała zwrócić na siebie uwagę machając płachtą mięsa gotową do zjedzenia przez szarżujące stworzenie. Gdy to jednak zdawało się mieć ją w głębokim poważaniu, Kaylin przyspieszyła i starając się do niego zbliżyć zamajaczyć mu przed nosem jedzeniem. Potem jednym zdecydowanym ruchem rzuciła mięsem w stronę Dwuroga i liczyła na to, że choć trochę uda jej się stworzenie uspokoić. I przede wszystkim - nie zginąć przy wykonywaniu tej czynności.
Kiedy stworzenie zostało do nich podprowadzone, Kaylin bardzo chciała przejąć jego wodze. Niestety, Sahir zrobił to pierwszy, a strach przed starszym kolegą był na tyle silny, że Krukonka została w miejscu i obserwowała całą sytuację z boku. Pragnęła zbliżyć się do stworzenia, dotknąć go i móc się nim zająć, jednak co mogła poradzić?
Wszystko było dobrze do czasu, gdy profesor oddalił się od stworzenia, które od razu wpadło w pewien rodzaj furii. Kaylin prawdę mówiąc spanikowała wystarczająco, by przez chwilę nie wiedzieć co zrobić. Potem jednak rozejrzała się nerwowo po otoczeniu i gdy ujrzała przygotowane dla Dwurogów mięso od razu za nie złapała i próbowała przywołać do siebie pędzące na nic nie świadomą Ismael.
- Taś taś? - Nie zbyt pewnie próbowała zwrócić na siebie uwagę machając płachtą mięsa gotową do zjedzenia przez szarżujące stworzenie. Gdy to jednak zdawało się mieć ją w głębokim poważaniu, Kaylin przyspieszyła i starając się do niego zbliżyć zamajaczyć mu przed nosem jedzeniem. Potem jednym zdecydowanym ruchem rzuciła mięsem w stronę Dwuroga i liczyła na to, że choć trochę uda jej się stworzenie uspokoić. I przede wszystkim - nie zginąć przy wykonywaniu tej czynności.
- Jeffrey Woods
Re: Zagroda
Pon Paź 12, 2015 9:24 pm
Mmmmmmnaprawde nie miał ochoty karmić, czyścić i pozbawiać jakiś części ciała biednych krowo-konio podobnych bydlątek, dlatego tak, jak niektórzy początkowo zdał się na to, by stać jak ta trusia z rękami wciśniętymi w kieszenie szaty i gapić się bezproduktywnie na starania innych. Był bardzo niepocieszony tym, że odebrano mu tak fajną zabawkę jak „Pan o'Connell” i skazano na przyrastanie do ziemi w otoczeniu wężyków. Stał sobie i bujał się na stopach, przenosząc ciężar z pięt na palce i z powrotem obserwując z największym zainteresowaniem działania jakiejś Gryfonki, która tak się nie postarała, że wylądowała z odrzutem w krzakach obok. Parsknął i zakrył rozciągnięte w karykaturalnym uśmiech usta, chowając zadowolenie przed nauczycielem. Ale nauczyciel miał najwidoczniej lepsze rzeczy do roboty od kontrolowania jawnej złośliwości, a to dawało temu małemu chujowi pole do popisu. Popatrzył na swojego Lwiego Gladiatora, który zgłosił się do dokarmienia swojego bydlęcia.
Plask.
Ogromny kawał jakiegoś innego już martwego zwierzątka plasnął na trawę i ta czynność najmocniej przypadła do gustu również Woodsowi. Sam zrobił kilka kroków w bok i wziął w łapy zimny i nieprzyjemnie miękki kawał mięśnia z kością, jaki przypominał ogromnego sztejka z marynarza, jakie przyrządza się wygłodniałym syrenkom z książek dla dzieci. Po raz kolejny wrócił uwagą na scenkę uroczej lekcji, w której jedno ze zwierzątek pokazowych już biegło, by stratować uczennicę. A tuż za nim jakaś kolejna odważna czarownica, która cisnęła w nie pożywieniem.
Plask.
Czyli co... zabawa? Bitwa na żarcie? Jak wszyscy, to wszyscy!
- Ej, Nailah! Obiad!
Plask.
Wielki, lepki i tłusty kawał mięcha rozpłaszczył się na twarzy czarnowłosego Krukona jak maseczka odmładzająca a Ślizgon zaniósł się serdecznym śmiechem, już łapiąc za kolejny.
Plask.
Ogromny kawał jakiegoś innego już martwego zwierzątka plasnął na trawę i ta czynność najmocniej przypadła do gustu również Woodsowi. Sam zrobił kilka kroków w bok i wziął w łapy zimny i nieprzyjemnie miękki kawał mięśnia z kością, jaki przypominał ogromnego sztejka z marynarza, jakie przyrządza się wygłodniałym syrenkom z książek dla dzieci. Po raz kolejny wrócił uwagą na scenkę uroczej lekcji, w której jedno ze zwierzątek pokazowych już biegło, by stratować uczennicę. A tuż za nim jakaś kolejna odważna czarownica, która cisnęła w nie pożywieniem.
Plask.
Czyli co... zabawa? Bitwa na żarcie? Jak wszyscy, to wszyscy!
- Ej, Nailah! Obiad!
Plask.
Wielki, lepki i tłusty kawał mięcha rozpłaszczył się na twarzy czarnowłosego Krukona jak maseczka odmładzająca a Ślizgon zaniósł się serdecznym śmiechem, już łapiąc za kolejny.
- Sahir Nailah
Re: Zagroda
Pon Paź 12, 2015 9:58 pm
Puściłeś lejce - oczywiście, że to zrobiłeś, bo przecież zwierzę było od ciebie silniejsze - zdecydowanie w tym stanie, w którym byłeś obecnie, w tym "dobrym stanie", jak to, niedosłownie, ujął Minabi - cofnąłeś się o krok i rozłożyłeś ramiona w oczywistym odruchu braku chęci ustępowania zwierzęciu miejsca, nie pozwalając mu szarżować do przodu - i do przodu nie zaszarżował, pozostawiając Krukonów w spokoju, za to obrócił się na zadnich kopytach i pogalopował w przód - powinieneś pewnie za nim biec. Czy coś. Zatrzymajmy się na "czy coś" - to jest najprawdziwsza prawda (Caroline Rockers 2015) - ten fakt, w którym po prostu opuściłeś ręce i rozluźniłeś mięśnie - wszak to tylko jeden Dwurożec, profesor ONMS miałby sobie z nim nie poradzić? Sto procent zaufania do osoby starszej - nie mniej, nie więcej - czyli pełnia... pełnia zaufania czy pełnia obojętności wobec chaosu, który nagle się zrodził, kiedy Panienka Śmierć zamieniła się miejscami z pląsającą Wiosną i musnęła swą spódnicą tą zapomnianą w tym momencie przez Boga polanę? Znów przyszło mu oślepnąć, ogłuchnąć - lecz hej, nie przesadzajmy - przecież to tylko Dwurożce, nie Śmierciożercy... jak z błoni... prawda? I wszystko byłoby w najlepszym porządku (poza Riley, która wylądowała w krzakach, poza Kaylin, która popędziła za magicznym stworzeniem) - niezbyt lotnie spoglądałeś na zad zwierzęcia i jego ogon kołysany przez wiatr - futro opinające mięśnie w ruchu odbijało świetlne refleksy, udowadniając jego zdrowie - przyłapałeś się na tym, że chaos ten biegł swoją drogą, a ty stałeś w miejscu - świat się poruszał, ty jednak nie poruszałeś się wraz z nim - osowiałość sama narzucała ci się na ramiona, gdy wokół pojawiało się tyle bodźców i zapachów, że średnio potrafiłeś je posegregować - tak i odcięcie się, które poskutkowało tym, że w sumie nawet nie bardzo słyszałeś, co o tych dwurożcach mówiono, było w tej sytuacji zbawienne...
Twoje imię wymówione na głos wyrwało cię z tego letargu - przeniosłeś obojętne, zmatowiałe oczy w kierunku, z którego przedarł się znajomy głos, który przecież rozpoznawałeś - ale już nie zdołałeś nawet zobaczyć tego, kto za tym wyrwaniem cię z bezpiecznego zakątka własnego jestestwa się krył - nie, jasne, że nie dostałeś tej okazji, bo kawał mięsa, surowego, ociekającego krwią wylądował na twojej twarzy.
Pamiętacie, jak pisałem o tym, że Śmierć łagodnie kręciła się dookoła tej polany?
Zapomnijcie.
Śmierć bardzo mocno zaciskała swe bez skórne palce na barku Sahira Nailaha.
Kawał soczystego mięcha zaraz spadł przyciagany siłą grawitacji, gdy czarnowłosy cofnął się o parę kroków i otworzył szeroko zdziwione oczy - brawo, wreszcie jakieś emocje, wreszcie coś ludzkiego! - te oczy nie spoglądały na Jeffa - skierowane były na swą uniesioną dłoń, którą przejechał po swojej twarzy, na opuszki palców, które zabarwiły się czerwienią - klatka piersiowa, która do tej pory w ogóle zdawała się nie unosić, teraz unosiła się w intensywnych wdechach i wydechach, nozdrza drżały, wyłapując ukochaną woń, gdy druga dłoń zacisnęła się na wiążącym się w supeł gardle obejmowanym płomieniami gorączki - i w końcu, to chyba tylko parę sekund, a może jednak nasz kołysana w ramionach wieczność?, podniósł głowę, by skierować ją na Jeffreya.
Ludzkie odczucia?
Zapomnijcie.
Nie było nic ludzkiego w tej Otchłani miażdżącej w swej dzikości świat wokół.
Czarna Dziura - słyszeliście kiedyś taki termin?
Nailah wyszarpnął różdżkę zza pasa - to był moment, mrugnięcie okiem, kiedy Aresto Monumentum zatrzymało czas wokół dla Jeffreya i kiedy Nailah znalazł się tuż przed nim, gdy zaklęcie działać przestało - a wtedy już jego różdżka schowana była za pas - złapał go za szmaty i to nie tak, że przypierdolił mu raz - furia płonęła w jego oczach - tych, w których próżno tego "człowieczeństwa" szukać - jego pięść raz za razem opadała na twarz "kolegi", obnażając kły.
Och, panie nauczycielu, jest pan bardzo potrzebny...
Aresto - 6,6
Mordobicie - 6,6
Twoje imię wymówione na głos wyrwało cię z tego letargu - przeniosłeś obojętne, zmatowiałe oczy w kierunku, z którego przedarł się znajomy głos, który przecież rozpoznawałeś - ale już nie zdołałeś nawet zobaczyć tego, kto za tym wyrwaniem cię z bezpiecznego zakątka własnego jestestwa się krył - nie, jasne, że nie dostałeś tej okazji, bo kawał mięsa, surowego, ociekającego krwią wylądował na twojej twarzy.
Pamiętacie, jak pisałem o tym, że Śmierć łagodnie kręciła się dookoła tej polany?
Zapomnijcie.
Śmierć bardzo mocno zaciskała swe bez skórne palce na barku Sahira Nailaha.
Kawał soczystego mięcha zaraz spadł przyciagany siłą grawitacji, gdy czarnowłosy cofnął się o parę kroków i otworzył szeroko zdziwione oczy - brawo, wreszcie jakieś emocje, wreszcie coś ludzkiego! - te oczy nie spoglądały na Jeffa - skierowane były na swą uniesioną dłoń, którą przejechał po swojej twarzy, na opuszki palców, które zabarwiły się czerwienią - klatka piersiowa, która do tej pory w ogóle zdawała się nie unosić, teraz unosiła się w intensywnych wdechach i wydechach, nozdrza drżały, wyłapując ukochaną woń, gdy druga dłoń zacisnęła się na wiążącym się w supeł gardle obejmowanym płomieniami gorączki - i w końcu, to chyba tylko parę sekund, a może jednak nasz kołysana w ramionach wieczność?, podniósł głowę, by skierować ją na Jeffreya.
Ludzkie odczucia?
Zapomnijcie.
Nie było nic ludzkiego w tej Otchłani miażdżącej w swej dzikości świat wokół.
Czarna Dziura - słyszeliście kiedyś taki termin?
Nailah wyszarpnął różdżkę zza pasa - to był moment, mrugnięcie okiem, kiedy Aresto Monumentum zatrzymało czas wokół dla Jeffreya i kiedy Nailah znalazł się tuż przed nim, gdy zaklęcie działać przestało - a wtedy już jego różdżka schowana była za pas - złapał go za szmaty i to nie tak, że przypierdolił mu raz - furia płonęła w jego oczach - tych, w których próżno tego "człowieczeństwa" szukać - jego pięść raz za razem opadała na twarz "kolegi", obnażając kły.
Och, panie nauczycielu, jest pan bardzo potrzebny...
Aresto - 6,6
Mordobicie - 6,6
- Mistrz Gry
Re: Zagroda
Pon Paź 12, 2015 9:58 pm
The member 'Sahir Nailah' has done the following action : Rzuć kością
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 6, 5
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 3, 3
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 6, 5
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 3, 3
- David o'Connell
Re: Zagroda
Pon Paź 12, 2015 10:18 pm
Sytuacja do tej pory wydawała mu się opanowana (na tyle, na ile mogła z rozbieganymi, krwiożerczymi dwurożcami) i nie przejmował się za bardzo szarżującym na Puchonów osobnikiem (był daleko i to nie jego sprawa). Nie wzruszyło go też, że znajoma z roku wylądowała w krzakach, zwłaszcza, że byli pod opieką nauczyciela, ponadto nie wyglądało na to, żeby stała jej się krzywda. Podsunął nogą mięso, którym stworzenie nie bardzo chciało się interesować, wciąż czekając na to, aż ktoś zrobi resztę. Zaczynał mieć obawy, że będzie musiał sam próbować wykonać coś jeszcze, a tak bardzo nie miał pojęcia jak, ani chęci, że poważnie rozważał zaryzykowanie dostania jakiejś dodatkowej pracy domowej za małe zaangażowanie w trakcie zajęć.
Żeby zająć czymś ręce poszedł chwycić trochę więcej mięsa. Wtedy gdzieś pomiędzy Krukonami a Ślizgonami powstało zamieszanie mające mało wspólnego z dwurogami. Carney niczym bezbłędny detektor wpierdolu odwrócił się i wbił spojrzenie w... To nawet nie była walka, raczej napaść. Zbladł jeszcze trochę i zacisnął zęby. Jego myśli momentalnie stały się czyste, kiedy miażdżył w ręce kawał mięcha, podekscytowany widokiem krwi. Musiał wyglądać na wstrząśniętego sceną - prawda była taka, że wiele oddałby, żeby znaleźć się na miejscu którejś ze stron. Nie było ważne, której.
Żeby zająć czymś ręce poszedł chwycić trochę więcej mięsa. Wtedy gdzieś pomiędzy Krukonami a Ślizgonami powstało zamieszanie mające mało wspólnego z dwurogami. Carney niczym bezbłędny detektor wpierdolu odwrócił się i wbił spojrzenie w... To nawet nie była walka, raczej napaść. Zbladł jeszcze trochę i zacisnął zęby. Jego myśli momentalnie stały się czyste, kiedy miażdżył w ręce kawał mięcha, podekscytowany widokiem krwi. Musiał wyglądać na wstrząśniętego sceną - prawda była taka, że wiele oddałby, żeby znaleźć się na miejscu którejś ze stron. Nie było ważne, której.
- Mephisto Lataner
Re: Zagroda
Wto Paź 13, 2015 9:52 pm
Dwurożec krukonów popląsał radośnie przed siebie. Mephisto ruszył ze zrezygnowaną miną w kierunku północy, gdy zobaczył że Kaylin całkiem przytomnie chwyciła kawałek mięsa i próbowała zwabić zwierzaka. Dwurożec zwolnił, aż w końcu stanął, okręcił się i spokojnie, zupełnie jakby nic zupełnie się nie stało - bo przecież nic się nie stało - ruszył w kierunku kawałka żarcia, który to też zaczął równie spokojnie konsumować. Nauczyciel uśmiechnął się pod nosem i ruszył dalej, bo w końcu sytuacja była opanowana. Gryfoni też nie radzili sobie najlepiej, może ktoś pójdzie za przykładem Wittermore i poda jedzenie dwurożcowi?
Obrócił się więc w kierunku Huffelpuffu - tam nic - i Slytherinu dokładnie w momencie w którym Tichy ściągnęła róg. Zadowolony ruszył w tamtą stronę. W tym samym czasie Woods wziął stek i ciepnął nim w Nailah'a. Jak sama scena była całkiem zabawna i Mephistopheles musiał uznać finezję ślizgona, tak uśmiech nie zdążył mu wejść na usta. Sahir najwyraźniej nie był zachwycony formą kolacji którą mu zaserwowano. Mało... żywa, jak sądził. Mimo wszystko nie spodziewał się takiego napadu furii u krukona. Gdzieś, któryś z toków myślenia podpowiedział mu, że to wampir... a wiedział jak takiego wampira zneutralizować. Problem był taki, że Sahir był uczniem, a Dumbledore raczej by nie był zbyt szczęśliwy gdyby Mephisto zabił ucznia, prawda? Zawsze mógł transmutować kamień w czosnek, to podobno nieźle działało.
- Incarcerous - zaklęcie ugodziło w krukona oplątując go linami, które skrępowały jego ruchy, a wampir klapnął z gracją na tyłek. Właściwie, to nie odbierajmy mu gracji, ciężko klapnąć na dupę i się nie wypieprzyć jak się ma związane kostki.
Mephisto pochylił się nad Jeffreyem. Chłopak był zakrwawiony, delikatnie rzecz ujmując.
- Bogowie, nikt cię nie nauczył chłopie... a z resztą, pewnie i tak mnie nie słyszysz... - machnął ręką i wyprostował się szukając... - Tichy, odprowadź Woodsa do skrzydła szpitalnego, powiedz pielęgniarce że po lekcji do niej zajrzę. Reszta do zajęć.
Mężczyzna odczekał całe trzy sekundy i spojrzał na Sahira.
- Nailah, ogarniesz się i będziesz kontynuował lekcję czy cię zwolnić?
/Woods z Tichy do Skrzydła Szpitalnego. Nailah może zostać na lekcji i zjeść steka albo wracać. Lekcja toczy się dalej C:
Jeffrey Woods: PŻ nieodejmowane ze względu na natychmiastowe skierowanie do skrzydła.
Obrócił się więc w kierunku Huffelpuffu - tam nic - i Slytherinu dokładnie w momencie w którym Tichy ściągnęła róg. Zadowolony ruszył w tamtą stronę. W tym samym czasie Woods wziął stek i ciepnął nim w Nailah'a. Jak sama scena była całkiem zabawna i Mephistopheles musiał uznać finezję ślizgona, tak uśmiech nie zdążył mu wejść na usta. Sahir najwyraźniej nie był zachwycony formą kolacji którą mu zaserwowano. Mało... żywa, jak sądził. Mimo wszystko nie spodziewał się takiego napadu furii u krukona. Gdzieś, któryś z toków myślenia podpowiedział mu, że to wampir... a wiedział jak takiego wampira zneutralizować. Problem był taki, że Sahir był uczniem, a Dumbledore raczej by nie był zbyt szczęśliwy gdyby Mephisto zabił ucznia, prawda? Zawsze mógł transmutować kamień w czosnek, to podobno nieźle działało.
- Incarcerous - zaklęcie ugodziło w krukona oplątując go linami, które skrępowały jego ruchy, a wampir klapnął z gracją na tyłek. Właściwie, to nie odbierajmy mu gracji, ciężko klapnąć na dupę i się nie wypieprzyć jak się ma związane kostki.
Mephisto pochylił się nad Jeffreyem. Chłopak był zakrwawiony, delikatnie rzecz ujmując.
- Bogowie, nikt cię nie nauczył chłopie... a z resztą, pewnie i tak mnie nie słyszysz... - machnął ręką i wyprostował się szukając... - Tichy, odprowadź Woodsa do skrzydła szpitalnego, powiedz pielęgniarce że po lekcji do niej zajrzę. Reszta do zajęć.
Mężczyzna odczekał całe trzy sekundy i spojrzał na Sahira.
- Nailah, ogarniesz się i będziesz kontynuował lekcję czy cię zwolnić?
/Woods z Tichy do Skrzydła Szpitalnego. Nailah może zostać na lekcji i zjeść steka albo wracać. Lekcja toczy się dalej C:
Jeffrey Woods: PŻ nieodejmowane ze względu na natychmiastowe skierowanie do skrzydła.
- David o'Connell
Re: Zagroda
Wto Paź 13, 2015 10:12 pm
Nauczyciel zepsuł zabawę, która rozgrywała się przed jego oczami zanim zdążyła zahipnotyzować go na tyle, żeby postanowił się dołączyć. Drgnął i spojrzał na rękę z mięsem, z którego kapała wyciśnięta krew. Rozdrażniony i o wiele bardziej trzeźwy niż na początku zajęć wrócił do reszty Gryfonów i podszedł bliżej dwurożca. Nie potrafił nawet nakarmić tego głupiego stworzenia, a przecież próbował od samego początku. Podpatrzył, jak radzi sobie z tym jakaś Krukonka i podniósł z ziemi kawał mięcha, który walnął tam wcześniej. Obydwie części podsunął pod pysk zwierzęcia. Był bliski wciśnięcia go do ryja temu tępakowi.
- Masz, żryj to gówno. - Wycedził przez zęby. - No żryj. - Po czym odwrócił się do reszty swojej grupy. - Zajmiecie się czymś, czy będziecie stać i patrzeć, jak dwie osoby się męczą? - Warknął, czując jak wielkimi krokami zbliża się moment, w którym będzie zmuszony próbować pobrać róg. Nie znosił tych zajęć, a już szczególnie nie lubił pracy grupowej. Dodatkowo właśnie przeszła mu koło nosa możliwość pobicia się. Nie był mistrzem prowadzenia relacji z ludźmi, dlatego nie przejął się, że mógł właśnie zrobić bardzo niemiłe wrażenie.
- Masz, żryj to gówno. - Wycedził przez zęby. - No żryj. - Po czym odwrócił się do reszty swojej grupy. - Zajmiecie się czymś, czy będziecie stać i patrzeć, jak dwie osoby się męczą? - Warknął, czując jak wielkimi krokami zbliża się moment, w którym będzie zmuszony próbować pobrać róg. Nie znosił tych zajęć, a już szczególnie nie lubił pracy grupowej. Dodatkowo właśnie przeszła mu koło nosa możliwość pobicia się. Nie był mistrzem prowadzenia relacji z ludźmi, dlatego nie przejął się, że mógł właśnie zrobić bardzo niemiłe wrażenie.
- Kaylin Wittermore
Re: Zagroda
Wto Paź 13, 2015 10:15 pm
Kaylin nawet nie zauważyła zamieszania, jakie stworzyło się pomiędzy innymi uczniami. Zbyt zajęta była uspokajaniem dzikiego stworzenia, którym mieli się zajmować. Serce biło jej szybko, adrenalina uderzyła do głowy. Mimo to, nie zapomniała o zdrowym rozsądku, który choć wydawał się uśpiony, działał całkiem nieźle.
Łapiąc za mięso działała raczej instynktownie i jak widać - skutecznie. Widząc uspokojonego Dwuroga posilającego się dopiero rzuconym przez nią mięsem uśmiechnęła się zadowolona. Wiedziała, że ma predyspozycje do tego zawodu, chociaż wielu rzeczy musiała się jeszcze nauczyć. Ale właśnie po to tu była, by pod okiem nauczyciela (który swoją drogą miał teraz całkiem duży burdel do ogarnięcia) szkolić swoje umiejętności w opiece nad magicznymi stworzeniami.
Wiedziona dalej tym samym instynktem podeszła powoli do stworzenia i nie spiesząc się delikatnie złapała za jego wodze.
- Spokojnie. - Powiedziała cicho, tonem przywodzącym na myśl tych wszystkich starożytnych zaklinaczy, o których czyta się w książkach historycznych. Zdecydowanym, choć ostrożnym ruchem dłoni przejechała po pysku Dwuroga, chcąc go pogłaskać i jeszcze przez chwilę nie robiła niczego innego. Chciała by stworzenie przestało się denerwować, by móc rozpocząć z nim dalszą współpracę. Bo co, jak co, ale współpraca pomiędzy czarodziejem a magicznym stworzeniem przy tego typu zabiegach była niezbędna!
Cały czas głaszcząc stworzenie szeptała mu do ucha uspokajające słowa i zaczęła delikatnie dotykać jego rogów, by pozbyć się niepotrzebnego już poroża.
- Nie denerwuj się, za chwilę będzie po wszystkim. - Powiedziała cicho i... Stało się. Jednym, zdecydowanym ruchem wykonała zadanie, a na jej ustach pojawił się uśmiech zadowolenia.
- No, mówiłam. - Dodała i pogłaskała stworzenie w drugiej ręce trzymając oglądany przez siebie róg.
Łapiąc za mięso działała raczej instynktownie i jak widać - skutecznie. Widząc uspokojonego Dwuroga posilającego się dopiero rzuconym przez nią mięsem uśmiechnęła się zadowolona. Wiedziała, że ma predyspozycje do tego zawodu, chociaż wielu rzeczy musiała się jeszcze nauczyć. Ale właśnie po to tu była, by pod okiem nauczyciela (który swoją drogą miał teraz całkiem duży burdel do ogarnięcia) szkolić swoje umiejętności w opiece nad magicznymi stworzeniami.
Wiedziona dalej tym samym instynktem podeszła powoli do stworzenia i nie spiesząc się delikatnie złapała za jego wodze.
- Spokojnie. - Powiedziała cicho, tonem przywodzącym na myśl tych wszystkich starożytnych zaklinaczy, o których czyta się w książkach historycznych. Zdecydowanym, choć ostrożnym ruchem dłoni przejechała po pysku Dwuroga, chcąc go pogłaskać i jeszcze przez chwilę nie robiła niczego innego. Chciała by stworzenie przestało się denerwować, by móc rozpocząć z nim dalszą współpracę. Bo co, jak co, ale współpraca pomiędzy czarodziejem a magicznym stworzeniem przy tego typu zabiegach była niezbędna!
Cały czas głaszcząc stworzenie szeptała mu do ucha uspokajające słowa i zaczęła delikatnie dotykać jego rogów, by pozbyć się niepotrzebnego już poroża.
- Nie denerwuj się, za chwilę będzie po wszystkim. - Powiedziała cicho i... Stało się. Jednym, zdecydowanym ruchem wykonała zadanie, a na jej ustach pojawił się uśmiech zadowolenia.
- No, mówiłam. - Dodała i pogłaskała stworzenie w drugiej ręce trzymając oglądany przez siebie róg.
- Mistrz Gry
Re: Zagroda
Wto Paź 13, 2015 10:15 pm
The member 'Kaylin Wittermore' has done the following action : Rzuć kością
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 6
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 4
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 6
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 4
- Gwendoline Tichý
Re: Zagroda
Wto Paź 13, 2015 11:40 pm
// Post za Gwen i Jeffa, bo te postacie są obie moje //
Nie dano się Gwendoline za długo nacieszyć wolnością po wykonaniu zadania póki co najlepiej ze wszystkich (zanim blond-włosa Krukonka nie zajęła drugiego miejsca), bo gdy tylko wręczyła róg Panu Nero, jej uwagę odciągnęła błyskawiczna napaść Nailah'a na uszczypliwego Ślizgona i to jak raz za razem zmieniał buźkę niższego od siebie chłopaka w... pasztet. Po raz kolejny na tej lekcji uniosła wysoko brwi, zwłaszcza w momencie, kiedy nauczyciel po czwartym ciosie postanowił powalić ogarniętego furią agresora i dwóch bijących się wylądowało na trawie.
Jeff na moment skulił się z pozycji embrionalnej i zakrył dłonią dolną połowę twarzy, po kilku minutach wypluwając na trawę mieszaninę krwi i śliny. Nie wyglądał za dobrze – był blady i wydać było, że nie było mu już do śmiechu. Trząsł się najpewniej z chwilowego szoku i starał niemrawo podnieść przynajmniej na tyle, żeby oprzeć się przedramionami o ziemię i złapać oddech. Lewa strona jego twarzy była cała we krwi, której odcienie oscylowały od pięknej, krwistej czerwieni, przez tę ciemniejszą, bardziej buraczkową, aż po prawie kompletnie czarną. Jedno oko, którego okolice najszybciej puchły i siniały, trzymał mocno zaciśnięte, by i tam nie dostał się nadmiar juchy. Pomiędzy walczącymi zapadło nieznośne milczenie, przynajmniej ze strony Woodsa, który zerknął tylko na moment na Sahira wyjątkowo przytomnym wzrokiem. Ale tylko na niego.
Gwen w tym czasie słysząc swoje nazwisko zawarte w poleceniu Psora, drgnęła niespokojnie. Ona?! Dlaczego akurat ona? Wzięła głębszy oddech, wyprostowała się dumnie i ruszyła w ich stronę, mijając leżącego wampira jak worek ze śmieciami, po czym złapała leżącego bruneta za ramię, siląc się na łagodność w podnoszeniu go. Nie oponował, wręcz był łagodny i ugodowy jak owieczka i co jakiś czas wyrwało mu się syknięcie – chyba starał się znieść to wszystko po męsku i darować sobie atak paniki związany z bólem na chwilę samotności w Skrzydle Szpitalnym.
Bez zbędnych ceregieli Ślizgonka wyprowadziła go z lekcji i wspólnie skierowali się prosto do Skrzydła Szpitalnego.
z/t + Jeffrey Woods
Nie dano się Gwendoline za długo nacieszyć wolnością po wykonaniu zadania póki co najlepiej ze wszystkich (zanim blond-włosa Krukonka nie zajęła drugiego miejsca), bo gdy tylko wręczyła róg Panu Nero, jej uwagę odciągnęła błyskawiczna napaść Nailah'a na uszczypliwego Ślizgona i to jak raz za razem zmieniał buźkę niższego od siebie chłopaka w... pasztet. Po raz kolejny na tej lekcji uniosła wysoko brwi, zwłaszcza w momencie, kiedy nauczyciel po czwartym ciosie postanowił powalić ogarniętego furią agresora i dwóch bijących się wylądowało na trawie.
Jeff na moment skulił się z pozycji embrionalnej i zakrył dłonią dolną połowę twarzy, po kilku minutach wypluwając na trawę mieszaninę krwi i śliny. Nie wyglądał za dobrze – był blady i wydać było, że nie było mu już do śmiechu. Trząsł się najpewniej z chwilowego szoku i starał niemrawo podnieść przynajmniej na tyle, żeby oprzeć się przedramionami o ziemię i złapać oddech. Lewa strona jego twarzy była cała we krwi, której odcienie oscylowały od pięknej, krwistej czerwieni, przez tę ciemniejszą, bardziej buraczkową, aż po prawie kompletnie czarną. Jedno oko, którego okolice najszybciej puchły i siniały, trzymał mocno zaciśnięte, by i tam nie dostał się nadmiar juchy. Pomiędzy walczącymi zapadło nieznośne milczenie, przynajmniej ze strony Woodsa, który zerknął tylko na moment na Sahira wyjątkowo przytomnym wzrokiem. Ale tylko na niego.
Gwen w tym czasie słysząc swoje nazwisko zawarte w poleceniu Psora, drgnęła niespokojnie. Ona?! Dlaczego akurat ona? Wzięła głębszy oddech, wyprostowała się dumnie i ruszyła w ich stronę, mijając leżącego wampira jak worek ze śmieciami, po czym złapała leżącego bruneta za ramię, siląc się na łagodność w podnoszeniu go. Nie oponował, wręcz był łagodny i ugodowy jak owieczka i co jakiś czas wyrwało mu się syknięcie – chyba starał się znieść to wszystko po męsku i darować sobie atak paniki związany z bólem na chwilę samotności w Skrzydle Szpitalnym.
Bez zbędnych ceregieli Ślizgonka wyprowadziła go z lekcji i wspólnie skierowali się prosto do Skrzydła Szpitalnego.
z/t + Jeffrey Woods
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach