- Kaylin Wittermore
Re: Zagroda
Wto Paź 06, 2015 11:43 pm
Czytanie było chyba największą pasją Kaylin, więc nic dziwnego, że za każdym razem, gdy trzymała książkę w rękach znikała ze świata ludzi. No, przynajmniej jej umysł znikał chłonąc całą wiedzę, jaka znajdowała się w podręcznikach. Podobnie było i tym razem, choć nie pierwszy raz przeglądała zrobione ze starego pergaminu stronice. Gdzieś kiedyś usłyszała, że prace naukowe powinno czytać się przynajmniej trzy razy, by wreszcie zgłębić uwięzioną w nich wiedzę. W jej przypadku wystarczyłyby pewnie z dwa razy, ona jednak lubiła wracać do ksiąg nawet siedem, bądź osiem razy.
Czytałaby pewnie jeszcze dłużej, gdy nagle usłyszała znajomy sobie głos. Niechętnie podniosła głowę i spojrzała na Gryfonkę, którą przecież bardzo dobrze znała ze wspólnych zajęć.
- Cześć. - Odpowiedziała lekko zmęczonym od niewyspania głosem, w którym mimo wszystko było słychać masę entuzjazmu. Krukonka miała ostatnimi czasy trochę zawirowań w swoim życiu, jednak nic nie jest w stanie zmienić jej miłości do nauki - zwłaszcza tej związanej z magicznymi stworzeniami.
Przez chwilę wpatrywała się w twarz Mercedes i zastanawiała, co jest nie tak. Dopiero po jakimś czasie dotarło do niej, że brak uśmiechu na twarzy rudowłosej dziewczyny jest czymś całkowicie niezwykłym. Walczyła ze sobą chwilę, nie przyzwyczajona do troski o innych, czy po prostu nawiązywania głębszych więzi. Mimo to, zapytała.
- Wszystko w porządku? - Powiedziała klepiąc miejsce obok siebie i dając jej znać, ze też może usiąść. Nawet zamknęła książkę, by nie rozpraszać się nią podczas rozmowy.
Czytałaby pewnie jeszcze dłużej, gdy nagle usłyszała znajomy sobie głos. Niechętnie podniosła głowę i spojrzała na Gryfonkę, którą przecież bardzo dobrze znała ze wspólnych zajęć.
- Cześć. - Odpowiedziała lekko zmęczonym od niewyspania głosem, w którym mimo wszystko było słychać masę entuzjazmu. Krukonka miała ostatnimi czasy trochę zawirowań w swoim życiu, jednak nic nie jest w stanie zmienić jej miłości do nauki - zwłaszcza tej związanej z magicznymi stworzeniami.
Przez chwilę wpatrywała się w twarz Mercedes i zastanawiała, co jest nie tak. Dopiero po jakimś czasie dotarło do niej, że brak uśmiechu na twarzy rudowłosej dziewczyny jest czymś całkowicie niezwykłym. Walczyła ze sobą chwilę, nie przyzwyczajona do troski o innych, czy po prostu nawiązywania głębszych więzi. Mimo to, zapytała.
- Wszystko w porządku? - Powiedziała klepiąc miejsce obok siebie i dając jej znać, ze też może usiąść. Nawet zamknęła książkę, by nie rozpraszać się nią podczas rozmowy.
- Riley Acquart
Re: Zagroda
Sro Paź 07, 2015 4:41 pm
Patrząc na zachmurzone niebo, można było zastanawiać się czy dzisiejsze zajęcia Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami naprawdę się odbędą. Mimo że jeszcze nie padało, to młoda czarownica z utęsknieniem patrzyła w mroczne obłoki. Pragnęła by niezapowiedziany obfity deszcz zmył ów zajęcia z jej planu lekcyjnego. Riley nie miała ochoty się dziś uczyć i wolała pozostać w cieplutkiej pościeli swojego łóżka. Niestety los nie był dla niej łaskawy i chcąc nie chcąc musiała wybrać się na dzisiejsze magiczne wykłady. Do samego przedmiotu dziewczyna miała neutralny stosunek. Oczywiście lubiła zwierzęta... ale nie jakoś specjalnie. Zresztą magiczne stworzenia nie smakują zbyt dobrze. Są żylaste i długo się gotują. W dodatku jej mugolska mama zawsze powtarzała, że nie wolno bawić się jedzeniem. Najwidoczniej w magicznym świecie jedzeniem należy się opiekować. Ale mniejsza już o to...
Na zajęcia ONMS Gryfonka zjawiła się punktualnie. Obdarzyła uśmiechem dwie młodsze koleżanki, po czym oparła się tyłkiem o kamienny murek będącym częściom szkolnej zagrody. Wolała zachować dystans od centrum lekcyjnego terenu, a tym samym dystans od magicznych stworzeń, które będą tematem dzisiejszych zajęć. Ostrożności nigdy zbyt wiele.
Na zajęcia ONMS Gryfonka zjawiła się punktualnie. Obdarzyła uśmiechem dwie młodsze koleżanki, po czym oparła się tyłkiem o kamienny murek będącym częściom szkolnej zagrody. Wolała zachować dystans od centrum lekcyjnego terenu, a tym samym dystans od magicznych stworzeń, które będą tematem dzisiejszych zajęć. Ostrożności nigdy zbyt wiele.
- Mathias Rökkur
Re: Zagroda
Sro Paź 07, 2015 4:46 pm
Ahh... Prefekt poprzednim razem był tutaj strasznie rozgadany... Niby to było niedawno, a jednocześnie tak dużo czasu minęło. Z reguły pojawia się z Krukiem na ramieniu, ale ostatnio otrzymał za niego reprymendę, więc biedaka niestety zamknął u siebie, a ze sobą przyniósł jedynie różdżkę i notatnik. Pojawił się wyjątkowo punktualnie, co u niego ostatnio nie było to takie oczywiste.
- Cześć, dziewczyny. -
Przywitał się z lekkim uśmiechem na twarzy i opierając się lekko o zagrodę niedaleko koleżanek przyglądał się ich rozmowie i zastanawiał się nad tym, co dzisiaj konkretnie będzie poruszane. Żył chłopak już egzaminami, a jak to Krukon, to uczył się dosyć sporo.
- Cześć, dziewczyny. -
Przywitał się z lekkim uśmiechem na twarzy i opierając się lekko o zagrodę niedaleko koleżanek przyglądał się ich rozmowie i zastanawiał się nad tym, co dzisiaj konkretnie będzie poruszane. Żył chłopak już egzaminami, a jak to Krukon, to uczył się dosyć sporo.
Gdyby nie ta frekwencja...
No ale nic. Jego wzrok błądził po całej zagrodzie i nie oczekując żadnego towarzystwa jedynie borykał się ze swoimi myślami nieco pochłonięty tą czynnością.- Sahir Nailah
Re: Zagroda
Sro Paź 07, 2015 7:02 pm
Słodka trwożności pochłaniająca ludzkie byty i wyciskające z nich siódme poty, zaślepiająca oczy paniką, wydzierająca dech z piersi – jesteś tu, ze mną? Idź, zbliż się – a teraz zbliżcie się Wy – miłośnicy adrenaliny, wrażeń, przygód i opowieści – opowiem wam bajkę o Kocie, który lubił palić fajkę (tą współczesną jej odmianę bynajmniej), a który dziś jej nie palił – szkoda? Och, wybaczcie, nie każde bajki są na jedno kopyto... Kot był kotem, jak to bywa, chadzał tam, gdzie nikt nie bywał – tak i dawał się we znaki, poszedł tu, poszedł tam – nie przychodził na zajęcia, po co wszak zdobyta wiedza? - Mądrość nie uchroni cię przed Śmiercią – Morał bajki będzie krótki, niepotrzebnie się rozdrabniać – Śmierć nadchodzi, moi lubi. I kurwa żaden pierdolony podręcznik was przed nią nie uchroni.
Koniec.
I rzeczywiście, jak bajka głosiła w swym stukniętym brzmieniu, tak i wzniosła Śmierć swe oczy – otchłań, w której próżno szukać swego odbicia, odbicia otoczenia, która pożerała świat, by chować jego tajemnice w bezmiarze kosmosu – to nie studnia, nieee, to byłoby wielkie niedopowiedzenie – to drzemiąca tam Pustka, która rozparła się na łożu No ne kuni, bezwstydna stoiczka – uważajcie, wszak wszyscy znamy to powiedzenie, ze gdy się spogląda otchłań, to otchłań spogląda również w ciebie, czyż nie? Przejechał spojrzeniem po wszystkich obecnych – bardzo niewielkiej grupie, nim stanął na uboczu, pod jednym z drzew, opierając się plecami o korę i zaplatając ręce na ramionach – tak i zaraz za nim nadeszła Neve Collins, która trzymając swą torbę ułożyła ją na jednej z niższych gałęzi, odciążając swe ramię, by wznieść swe fijołkowe oczęta ku niebu – tym niedostępnym bramom przeznaczonym tylko dla kuriozalnych wybrańców – ach, słodkie przeciwieństwo – jej rozjaśnione oczy skierowane ku firmamentowi i jego ciemne, utkwione w przestrzeni przed sobą – przestrzeni nienazwanej i nieokreślonej – możecie wierzyć lub nie, lecz spoglądanie na coś nigdy nie równało się z "widzeniem czegoś".
Tak i Nailah nie przywlókł ze sobą żadnej torby, ni notatnika, poczuwając się chyba bardziej jako wolny student w swym łaskawym uczestnictwie w zajęciach, ubrany w obowiązkowy, szkolny mundurek z ciężkimi buciorami na nogach, źle zawiązanymi, w cholewach zupełnie rozchełstanymi, z których skóra już w większości zeszła, z przodu nawet odsłaniając mocno porysowaną, metalową wstawkę – ale ciężkość tych butów niemal w ogóle nie wadziła mu w tak cichym poruszaniu się, w ruchach rzeczywiście iście kocich, pełnych leniwości, flegmatyczności wręcz, z lekkością wplecioną w jestestwo - ot, nie było go i nagle się pojawił – w cieniu, jak najdalej od wszystkiego i wszystkich... tak jak zawsze.
Mimo nagromadzonych ilości śmierci, po których kurz już opadł, gdy Wojna odjechała na swym rdzawym koniu, a po których pozostawiła jedynie zimnym pomnik z nazwiskami, nic się nie zmieniło. Hogwart jak stał – tak stoi dalej. W ogóle mnie to nie dziwiło.
Jego też nie.
Koniec.
I rzeczywiście, jak bajka głosiła w swym stukniętym brzmieniu, tak i wzniosła Śmierć swe oczy – otchłań, w której próżno szukać swego odbicia, odbicia otoczenia, która pożerała świat, by chować jego tajemnice w bezmiarze kosmosu – to nie studnia, nieee, to byłoby wielkie niedopowiedzenie – to drzemiąca tam Pustka, która rozparła się na łożu No ne kuni, bezwstydna stoiczka – uważajcie, wszak wszyscy znamy to powiedzenie, ze gdy się spogląda otchłań, to otchłań spogląda również w ciebie, czyż nie? Przejechał spojrzeniem po wszystkich obecnych – bardzo niewielkiej grupie, nim stanął na uboczu, pod jednym z drzew, opierając się plecami o korę i zaplatając ręce na ramionach – tak i zaraz za nim nadeszła Neve Collins, która trzymając swą torbę ułożyła ją na jednej z niższych gałęzi, odciążając swe ramię, by wznieść swe fijołkowe oczęta ku niebu – tym niedostępnym bramom przeznaczonym tylko dla kuriozalnych wybrańców – ach, słodkie przeciwieństwo – jej rozjaśnione oczy skierowane ku firmamentowi i jego ciemne, utkwione w przestrzeni przed sobą – przestrzeni nienazwanej i nieokreślonej – możecie wierzyć lub nie, lecz spoglądanie na coś nigdy nie równało się z "widzeniem czegoś".
Tak i Nailah nie przywlókł ze sobą żadnej torby, ni notatnika, poczuwając się chyba bardziej jako wolny student w swym łaskawym uczestnictwie w zajęciach, ubrany w obowiązkowy, szkolny mundurek z ciężkimi buciorami na nogach, źle zawiązanymi, w cholewach zupełnie rozchełstanymi, z których skóra już w większości zeszła, z przodu nawet odsłaniając mocno porysowaną, metalową wstawkę – ale ciężkość tych butów niemal w ogóle nie wadziła mu w tak cichym poruszaniu się, w ruchach rzeczywiście iście kocich, pełnych leniwości, flegmatyczności wręcz, z lekkością wplecioną w jestestwo - ot, nie było go i nagle się pojawił – w cieniu, jak najdalej od wszystkiego i wszystkich... tak jak zawsze.
Mimo nagromadzonych ilości śmierci, po których kurz już opadł, gdy Wojna odjechała na swym rdzawym koniu, a po których pozostawiła jedynie zimnym pomnik z nazwiskami, nic się nie zmieniło. Hogwart jak stał – tak stoi dalej. W ogóle mnie to nie dziwiło.
Jego też nie.
- Kim Miracle
Re: Zagroda
Sro Paź 07, 2015 7:23 pm
Kimi z każdym dniem coraz bardziej martwiła się testami. Wszystko w tej małej osóbce buzowało, wszystkie obawy wkradały się jej do umysłu i snu, tak że czasami budziła się w środku nocy. Jednak, gdy nadszedł czas na lekcję ONMS to ucieszyła się. Lubiła tą lekcję. Była taką odskocznią od lekcji w dusznych klasach, gdzie nie bardzo potrafiła się skupić. Lubiła powietrze, dosłownie uwielbiała rzeczy, które działy się na zewnątrz, a zwłaszcza te w powietrzu. No cóż, ona to lubiła. Miała zawsze dużo energii i nie potrafiła jej skumulować w pomieszczeniu, bo szybko wszystko ją nudziło. Gdy przybyła na lekcję przywitała się z każdym, bo nie miała do nikogo urazy. Podeszła jednak do Mathiasa, z którym dawno nie rozmawiała.
- Witaj – uśmiechnęła się do niego.- Jak myślisz, o czym dzisiaj będzie lekcja?
- Witaj – uśmiechnęła się do niego.- Jak myślisz, o czym dzisiaj będzie lekcja?
- Mathias Rökkur
Re: Zagroda
Sro Paź 07, 2015 7:48 pm
Cóż... Pomimo tego, że nie oczekiwał z nikim rozmawiać, to jednak Kim, którą pamięta jeszcze z zimowych przytulasków przywitał ciepłym uśmiechem i w sumie to nawet chętnie zagadał.
- Hej, Kim. Nie wiem, w sumie... Może będziemy zaskoczeni? Jeśli już, to lepiej pozytywnie, niż negatywnie... -
Podrapał się nerwowo po głowie, kiedy to stwierdził, po czym zaśmiał się, kiedy przypomniał sobie poprzednią lekcję o wilkołakach i wampirach.
- Mam tylko nadzieję, że nie rozgadam się jak poprzednio. -
Zaśmiał się sam z własnych słów i z lekkim zaciekawieniem obserwował koleżankę, która była tak pełna energii... Czasami zazdrościł jej tego, ale sam nabierał tej cechy. Lepiej późno, niż wcale, choć efekty nie zawsze są zgodne z zamierzonym, ale to przecież norma.
- Hej, Kim. Nie wiem, w sumie... Może będziemy zaskoczeni? Jeśli już, to lepiej pozytywnie, niż negatywnie... -
Podrapał się nerwowo po głowie, kiedy to stwierdził, po czym zaśmiał się, kiedy przypomniał sobie poprzednią lekcję o wilkołakach i wampirach.
- Mam tylko nadzieję, że nie rozgadam się jak poprzednio. -
Zaśmiał się sam z własnych słów i z lekkim zaciekawieniem obserwował koleżankę, która była tak pełna energii... Czasami zazdrościł jej tego, ale sam nabierał tej cechy. Lepiej późno, niż wcale, choć efekty nie zawsze są zgodne z zamierzonym, ale to przecież norma.
- Mercedes Bélanger
Re: Zagroda
Sro Paź 07, 2015 8:47 pm
Mercedes zamyśliła się, tępo wpatrując w stronę jakiegoś kamienia, nie skupiając się na niczym, co działo się dookoła. Dopiero kiedy po dłuższym czasie dotarło do niej, że Kaylin zadała jakieś pytanie i wydała z siebie krótkie: oh jejku, po czym odwróciła się w jej kierunku.
- Nic nowego. Nic szczególnego. Chyba się zakochałam. Brzydka dziś pogoda. Zjadłabym pudding, ale boję się wejść do Wielkiej Sali. - wzruszyła ramionami, chcąc przekazać w ten sposób, że żaden z problemów nie jest czymś szczególnie poważnym, chociaż w rzeczywistości czuła się rozdarta. Rozdarta niczym sosna. Tylko kto płakał? Joasia płakała, zagroda płakała, czy jednak Judym płakał?
Położyła swoje rzeczy obok Kaylin, mając zamiar dosiąść się obok. Rzadko się zdarzało, aby ktokolwiek to Mercedes proponował sam z siebie. Wzrok rudzielca przesunął się po przybyłych, po czym utkwił na postaci młodziutkiego wampira, prawdopodobnie nie chcącego zwrócić na siebie większej uwagi.
To właśnie przyciągało uwagę Mercedes jeszcze bardziej.
Wyglądał na takiego smutnego, niespełnionego. Musiał być bardzo ubogi, bo jego buty wołały o pomstę do nieba. Może nie dostawał stypendium od dyrektora Hogwartu? Albo wydawał je na jakieś głupie rzeczy, na przykład narkotyki? Nigdy nie rozumiała brania narkotyków ani picia alkoholu. Nie potrzebowała ich do dobrej zabawy. Po co więc były innym?
Dała rączką znak, że zaraz tu wróci, po czym wesołym, skocznym krokiem zbliżyła się do Sahira. Taki skryty. Twarda skorupka, ale pewnie mięciutki w środku. Zupełnie jak Irytek. Tylko, że Sahir jeszcze żył. I właściwie, to tyle o nim wiedziała.
Głos zniżyła do ledwie słyszalnego szeptu.
- Nie chciałam tego mówić głośno przy wszystkich, ale masz źle zawiązane sznurowadła. Nie lekceważ takich rzeczy, to naprawdę niebezpieczne!
Mogło stać się tyle tragicznych rzeczy!
Jedna mogiła na błoniach wystarczy.
- Nic nowego. Nic szczególnego. Chyba się zakochałam. Brzydka dziś pogoda. Zjadłabym pudding, ale boję się wejść do Wielkiej Sali. - wzruszyła ramionami, chcąc przekazać w ten sposób, że żaden z problemów nie jest czymś szczególnie poważnym, chociaż w rzeczywistości czuła się rozdarta. Rozdarta niczym sosna. Tylko kto płakał? Joasia płakała, zagroda płakała, czy jednak Judym płakał?
Położyła swoje rzeczy obok Kaylin, mając zamiar dosiąść się obok. Rzadko się zdarzało, aby ktokolwiek to Mercedes proponował sam z siebie. Wzrok rudzielca przesunął się po przybyłych, po czym utkwił na postaci młodziutkiego wampira, prawdopodobnie nie chcącego zwrócić na siebie większej uwagi.
To właśnie przyciągało uwagę Mercedes jeszcze bardziej.
Wyglądał na takiego smutnego, niespełnionego. Musiał być bardzo ubogi, bo jego buty wołały o pomstę do nieba. Może nie dostawał stypendium od dyrektora Hogwartu? Albo wydawał je na jakieś głupie rzeczy, na przykład narkotyki? Nigdy nie rozumiała brania narkotyków ani picia alkoholu. Nie potrzebowała ich do dobrej zabawy. Po co więc były innym?
Dała rączką znak, że zaraz tu wróci, po czym wesołym, skocznym krokiem zbliżyła się do Sahira. Taki skryty. Twarda skorupka, ale pewnie mięciutki w środku. Zupełnie jak Irytek. Tylko, że Sahir jeszcze żył. I właściwie, to tyle o nim wiedziała.
Głos zniżyła do ledwie słyszalnego szeptu.
- Nie chciałam tego mówić głośno przy wszystkich, ale masz źle zawiązane sznurowadła. Nie lekceważ takich rzeczy, to naprawdę niebezpieczne!
Mogło stać się tyle tragicznych rzeczy!
Jedna mogiła na błoniach wystarczy.
- Kaylin Wittermore
Re: Zagroda
Sro Paź 07, 2015 9:12 pm
Kaylin nie przywykła do zadawania pytań, czy interesowania się życiem innych. No, może to zły dobór słów - tak otwartego interesowania się życiem innych. Zawsze bowiem obserwowała uczniów i nauczycieli, jednym uchem słuchając ich ploteczek i opowieści. Z nikim się nie zadawała, a to było jej namiastką zabawy i socjalizacji. A jak wiadomo aspołeczne Krukonki są w tym kiepskie. Swoją drogą, namnożyło się ich ostatnimi czasy i niedługo przestanie to być takie dziwne. Z drugiej strony, cały Ravenclaw nie rozmawiający ze sobą i innymi musiałby być smutny. Nawet Wittermore zdawała sobie z tego sprawę.
Tym razem jednak poczuła wewnętrzną potrzebę zapytania Mercedes o jej życie. Nie wiedziała, czy było to wywołane nabraniem odwagi po spotkaniu z Bułhakowem, poczucia bezpieczeństwa po rozmowie z Lupinem czy chodziło o zwykłą, ludzką ciekawość. Zawsze mogła też zrzucić na nudę, bo przecież podręcznik od ONMS znała prawie na pamięć.
- Na pewno? Nie wyglądasz za-... - Urwała, bo jednak okazało się, że Gryfonka ma do powiedzenia więcej niż proste "nic szczególnego". Tego w sumie Kay mogła się spodziewać i lekko się uśmiechając słuchała dalej. Może mogła dziewczynie jakoś pomóc? W najgorszym wypadku dowie się czegoś nowego i będzie miała ploteczkę na kolejne spotkanie z Irytkiem. (Gdyby tylko wiedziała, że to właśnie Irytek jest jedną z tych wszystkich myśli krążących po głowie Mercedes!)
- Zakochałaś się? - Zapytała lekko zbita z tropu. Sama nie rozumiała czemu zrobiło jej się cieplej, a rumieniec wypłynął na policzek. Nie przywykła do rozmów o uczuciach, jedyne jakich naprawdę doświadczyła, przeprowadzone były z duchem. Przyjrzała się więc uważnie Gryfonce i zagryzła wargę.
- Może to się wyda dziwne, ale... Mogłabyś mi opisać, co czujesz? - Zapytała tak naprawdę chcąc rozgryźć samą siebie. Bo nie było wątpliwości, że sama miała problemy, a jej myśli krążyły po wielu tematach. Oczywiście omijały te najpotrzebniejsze, bo jakże by inaczej.
- I faktycznie, pogoda nam dzisiaj nie sprzyja. Ale już niedługo maj, a wraz z nim powinno być trochę lepiej. Chociaż nie spodziewałabym się cudów. i czemu boisz się wejść do Wielkiej Sali? Stało się coś? - Ciekawość z niej całkowicie wyszła i przestała się powstrzymywać. mercedes nie wyglądała na taką, która miałaby się obrazić bądź uciec od zbyt dużej ilości pytań. Prawdę mówiąc, Kaylin znała ją już na tyle by wiedzieć, ze ruda potrafiła wpaść w całkiem niezły słowotok.
Wszystko byłoby całkiem w porządku i przyjemne, gdyby nie zaczęli schodzić się inni. Najbardziej jednak nie podobało się pannie Wittermore to, że mieli (znowu) łączone zajęcia z rocznikami starszymi i na ONMS zjawiło się dwóch Krukonów z siódmego rocznika. Całkowicie nieświadomie skuliła się w sobie, chowając się za Belanger. Kiedy ta jednak zwróciła się do Sahira, Kaylin prawie serce padło ze strachu. Miała ochotę trzepnąć rudą za zwracanie na nich uwagi.
Tym razem jednak poczuła wewnętrzną potrzebę zapytania Mercedes o jej życie. Nie wiedziała, czy było to wywołane nabraniem odwagi po spotkaniu z Bułhakowem, poczucia bezpieczeństwa po rozmowie z Lupinem czy chodziło o zwykłą, ludzką ciekawość. Zawsze mogła też zrzucić na nudę, bo przecież podręcznik od ONMS znała prawie na pamięć.
- Na pewno? Nie wyglądasz za-... - Urwała, bo jednak okazało się, że Gryfonka ma do powiedzenia więcej niż proste "nic szczególnego". Tego w sumie Kay mogła się spodziewać i lekko się uśmiechając słuchała dalej. Może mogła dziewczynie jakoś pomóc? W najgorszym wypadku dowie się czegoś nowego i będzie miała ploteczkę na kolejne spotkanie z Irytkiem. (Gdyby tylko wiedziała, że to właśnie Irytek jest jedną z tych wszystkich myśli krążących po głowie Mercedes!)
- Zakochałaś się? - Zapytała lekko zbita z tropu. Sama nie rozumiała czemu zrobiło jej się cieplej, a rumieniec wypłynął na policzek. Nie przywykła do rozmów o uczuciach, jedyne jakich naprawdę doświadczyła, przeprowadzone były z duchem. Przyjrzała się więc uważnie Gryfonce i zagryzła wargę.
- Może to się wyda dziwne, ale... Mogłabyś mi opisać, co czujesz? - Zapytała tak naprawdę chcąc rozgryźć samą siebie. Bo nie było wątpliwości, że sama miała problemy, a jej myśli krążyły po wielu tematach. Oczywiście omijały te najpotrzebniejsze, bo jakże by inaczej.
- I faktycznie, pogoda nam dzisiaj nie sprzyja. Ale już niedługo maj, a wraz z nim powinno być trochę lepiej. Chociaż nie spodziewałabym się cudów. i czemu boisz się wejść do Wielkiej Sali? Stało się coś? - Ciekawość z niej całkowicie wyszła i przestała się powstrzymywać. mercedes nie wyglądała na taką, która miałaby się obrazić bądź uciec od zbyt dużej ilości pytań. Prawdę mówiąc, Kaylin znała ją już na tyle by wiedzieć, ze ruda potrafiła wpaść w całkiem niezły słowotok.
Wszystko byłoby całkiem w porządku i przyjemne, gdyby nie zaczęli schodzić się inni. Najbardziej jednak nie podobało się pannie Wittermore to, że mieli (znowu) łączone zajęcia z rocznikami starszymi i na ONMS zjawiło się dwóch Krukonów z siódmego rocznika. Całkowicie nieświadomie skuliła się w sobie, chowając się za Belanger. Kiedy ta jednak zwróciła się do Sahira, Kaylin prawie serce padło ze strachu. Miała ochotę trzepnąć rudą za zwracanie na nich uwagi.
- Sahir Nailah
Re: Zagroda
Sro Paź 07, 2015 9:32 pm
To nic osobistego. Dwie niewiasty z V roku, których nie znał, o których istnieniu nie miał pojęcia, a które stały najbliżej – dwie (tylko, czy aż?) których oczęta zwróciły się w jego kierunku, jedna z nich widziała Śmierć, druga – nie – czy wiecie, która to która? Nie chodziło o to, że jakimś szczególnym wyróżnieniem był lekki krok, który zbliżył się w twoim kierunku, ugniatając wolno i leniwie kwitnącą trawę, która wyłaniała się ze swego własnego grobu udeptanego przez Zimę i kołnierz, jaki zwykła Anglii zakładać na czas swych zabaw pośród śmiertelnych, nie chodziło o to, że wyróżnieniem było to podejście i wyróżnieniem było spojrzenie Otchłani, które napotkało lśniące w promieniach dnia oczy rudowłosej, której kosmyki opadały na klatkę piersiową w pojedynczych pasmach, podczas gdy reszta okalała plecy, tworzą miękką kurtynę jedwabiu, za którą łatwo przyszłoby jej się skryć – ale się nie skryła. Niesforny kociack, który miast Śmierci dostrzegał jedynie Ucznia – czy nie brzmi to znajomo, tak lekko, tak... łagodząco..? Ta Śmierć, która nie znała pojęcia gniewu, miłości, nienawiści czy szczęścia nie była tak doskonała – wszak to ledwo jej odbicie w krainie śmiertelników, mimo czarów i bajań, jakimi zwykli się otaczać, ledwo Emancypacja Czerni objawiona w postaci czarnowłosego chłopaka, którego oczy zdecydowanie nie były oczyma dziecka czy nastolatka – te, które natknęły się na jednym torze lotu komety, której ogonem były włosy Mercedes połyskujące naturalnie w drobiazgowości szczegółów, jaką tylko pędzel artysty mógłby oddać w swej fascynacji, a na które on chwilowo nie zwracał uwagi, nawet nie mrugając w kontakcie wzrokowym, który został nawiązany z płcią piękną – niewzruszony, obojętny, nawet trudno było powiedzieć, że skupiony na tym, co się do niego mówi – o butach, których nie zawiązał, udając się na te zajęcia – lecz słyszał, zapewniam szczerze, że słyszał – ba, nawet pojawiła się rekacja, bo jego plecy oderwały się leniwie od kory drzewa, o które się podpierał i wyprostował się, stając na wprost niewiasty.
- Rzeczywiście, iście niebezpieczna pułapka... - Jego głos był spokojny, umiarkowany w swojej głośności, nie wykraczający poza skalę możliwości dosłyszenia go przez Mercedes, ale jednocześnie przez nikogo innego – głos, który powszechnie nazywa się "przepitym", lub "przepalonym", mrukliwy, wprasowany wręcz w jego odzianą w czerń sylwetkę, do której to czerni odstawała jedynie bladość jego skóry – lecz nie dajmy się zwariować, w końcu nie chodziło tu o całkowitą białość... To całe wyprostowanie się, podniesienie do większego pionu – wszystko chwilowe, przejściowe, gdy po prostu poprawił płaszcz z emblematem Krukonów i powrócił do poprzedniej pozycji, wsuwając kciuki w kieszenie spodnie, zwieszając swobodnie palce w dół, nie odwracając spojrzenia od odważnej (a może głupiutkiej?) Gryfonki.
- Zamierzasz mi je zawiązać, Aniołku? - Przechylił lekko głowę na lewe ramię, nieznacznie, przypatrując się jej z wrażeniem wybudzenia starego kota z dłuższego snu, z zainteresowaniem, które naruszało przestrzeń osobistą, wkradając się chyłkiem do duszy, nad którą zawieszał swe pazury, wciąż jednak jeszcze nie dotykając głębin jestestwa – to ten moment, w którym mimo zapalonego światła w pokoju nocą nie czujemy się komfortowo, kiedy wszystko szepce w nas "nie oglądaj się za siebie" – lecz jak to? Za nami coś się porusza...
Coś żyje.
Tam, za Tobą.
Widziałaś, jak TO się poruszyło?
Nie oglądaj się za siebie...
- Rzeczywiście, iście niebezpieczna pułapka... - Jego głos był spokojny, umiarkowany w swojej głośności, nie wykraczający poza skalę możliwości dosłyszenia go przez Mercedes, ale jednocześnie przez nikogo innego – głos, który powszechnie nazywa się "przepitym", lub "przepalonym", mrukliwy, wprasowany wręcz w jego odzianą w czerń sylwetkę, do której to czerni odstawała jedynie bladość jego skóry – lecz nie dajmy się zwariować, w końcu nie chodziło tu o całkowitą białość... To całe wyprostowanie się, podniesienie do większego pionu – wszystko chwilowe, przejściowe, gdy po prostu poprawił płaszcz z emblematem Krukonów i powrócił do poprzedniej pozycji, wsuwając kciuki w kieszenie spodnie, zwieszając swobodnie palce w dół, nie odwracając spojrzenia od odważnej (a może głupiutkiej?) Gryfonki.
- Zamierzasz mi je zawiązać, Aniołku? - Przechylił lekko głowę na lewe ramię, nieznacznie, przypatrując się jej z wrażeniem wybudzenia starego kota z dłuższego snu, z zainteresowaniem, które naruszało przestrzeń osobistą, wkradając się chyłkiem do duszy, nad którą zawieszał swe pazury, wciąż jednak jeszcze nie dotykając głębin jestestwa – to ten moment, w którym mimo zapalonego światła w pokoju nocą nie czujemy się komfortowo, kiedy wszystko szepce w nas "nie oglądaj się za siebie" – lecz jak to? Za nami coś się porusza...
Coś żyje.
Tam, za Tobą.
Widziałaś, jak TO się poruszyło?
Nie oglądaj się za siebie...
- Lawrence Mundy
Re: Zagroda
Sro Paź 07, 2015 10:08 pm
Lawrence Mundy pojawił się w pobliżu zagrody, promieniejąc wręcz radością i dobrym nastawieniem. W czystej, świeżo wyprasowanej szacie, bez łat czy dziur na kolanach, długimi susami dobiegł do drewnianego płotu. Nieoczekiwanie umył się i ogolił. Rozsiewał teraz dookoła zapach pokrzywowego szamponu i taniej wody kolońskiej. Nie było to jednak najbardziej wstrząsającą zmianą w wizerunku Lawrenca Mundy'ego. Szóstoroczniak najwyraźniej próbował się uczesać, gdyż teraz w napuszonej grzywie jego włosów można było dostrzec plastikowe ząbki przynajmniej trzech, różnokolorowych grzebieni, które poległy w walce z grzywą surfera.
Bez słowa oparł nogę o najniższe przęsło i przechylił się przez płot, jakby liczył że w ten sposób lepiej zobaczy bestie będące tematem dzisiejszych zajęć. Odwrócił się w kierunku grupy i wyszczerzył zęby w groźnym uśmiechu, oczywiście w geście dobrej woli.
-Cześć- powiedział łagodnym tonem -Nic mnie nie ominęło, prawda?
Bez słowa oparł nogę o najniższe przęsło i przechylił się przez płot, jakby liczył że w ten sposób lepiej zobaczy bestie będące tematem dzisiejszych zajęć. Odwrócił się w kierunku grupy i wyszczerzył zęby w groźnym uśmiechu, oczywiście w geście dobrej woli.
-Cześć- powiedział łagodnym tonem -Nic mnie nie ominęło, prawda?
- David o'Connell
Re: Zagroda
Sro Paź 07, 2015 10:31 pm
Był porządnie skacowany po wczorajszej popijawie. Głowa bolała go tylko trochę, więcej zamieszania robił nieustający szum, który słyszał jakby w oddali i wrażenie, że odbiera świat przez gąbkę. Podszedł do zagrody, tępym wzrokiem popatrzył gdzieś za nią a potem odwrócił się do najbliżej stojącego człowieka - był nim Lawrence, ale Carney średnio zdawał sobie z tego sprawę, bo był w swoim małym świecie - i machinalnie odpowiedział na przywitanie, czego na co dzień z pewnością by nie zrobił.
- Cześć. - Głos był ochrypnięty od papierosów, może też lekko przeziębiony.
Po tym, jak gdyby nigdy nic, oddalił się kilka kroków, idąc wzdłuż płotu. Machinalnie skierował się w miejsce nieco bardziej odosobnione i lekko zacienione, jakby kierował nim instynkt samozachowawczy - na kacu zdecydowanie lepiej unikać dźwięków, światła i ogólnie rozumianych bodźców. Musiał tylko przebrnąć przez tę lekcję. Było to o tyle łatwiejsze, że wczorajszy dzień pozostawił po sobie niezmącony efektami picia dobry nastrój.
- Cześć. - Głos był ochrypnięty od papierosów, może też lekko przeziębiony.
Po tym, jak gdyby nigdy nic, oddalił się kilka kroków, idąc wzdłuż płotu. Machinalnie skierował się w miejsce nieco bardziej odosobnione i lekko zacienione, jakby kierował nim instynkt samozachowawczy - na kacu zdecydowanie lepiej unikać dźwięków, światła i ogólnie rozumianych bodźców. Musiał tylko przebrnąć przez tę lekcję. Było to o tyle łatwiejsze, że wczorajszy dzień pozostawił po sobie niezmącony efektami picia dobry nastrój.
- Gwendoline Tichý
Re: Zagroda
Czw Paź 08, 2015 9:14 am
Przyszedł wreszcie czas na najbardziej ulubione zajęcia Gwendoline. Znajdowały się one w skali najfajniejszych zaraz obok Zielarstwa, ale tu, zamiast delikatnymi roślinkami, czarownica mogła zajmować się zwierzątkami, które wręcz ubóstwiały jej obecność i delikatność w obyciu – zawsze znajdowała z nimi wspólny język i potrafiła sprawić, by nawet te najdziksze osobniki czuły się przy niej bezpiecznie i komfortowo. W końcu kochała je wszystkie: od Gumochłona po Nundu i broniła ich jak lwica przed złym traktowaniem i brakiem okazywania należytego szacunku wobec ich życia i wolności.
...
A teraz czas na powrót do rzeczywistości. (tak, wiem, rym był zbędny i nieplanowany – dop.aut.)
Pogoda dzisiejszego poranka budziła delikatną nadzieję, że może nowy nauczyciel przywita ich rozwagą i poprowadzi zajęcia bardziej teoretyczne w jednej z tysiąca opuszczonych sal, jak tylko wygoni z niej romansująca parkę - ostatnimi czasy był ich jakiś dziwny wysyp. Romansujących par, a nie rozważnych nauczycieli. Z tym, że ta plaga nie przypominała wybijających się z traw pierwiosnków tylko świeże krosty na twarzy nastolatka – wyjątkowo nieapetyczne i odstręczające.
Wracając jednak do lekcji: nie, rozwagi za grosz, uczniowie stali na zimnym wietrze przy zagrodzie i czekali na zbawienie. Gwendoline też.
Tak, też była zmuszona tu sterczeć z dłońmi zaplecionymi ciasno na piersi, wpatrzona w drewno najbliższego budyneczku, który mógł kryć w sobie wszystko, z czym najpewniej przyjdzie im dzisiaj pracować.
...
A teraz czas na powrót do rzeczywistości. (tak, wiem, rym był zbędny i nieplanowany – dop.aut.)
Pogoda dzisiejszego poranka budziła delikatną nadzieję, że może nowy nauczyciel przywita ich rozwagą i poprowadzi zajęcia bardziej teoretyczne w jednej z tysiąca opuszczonych sal, jak tylko wygoni z niej romansująca parkę - ostatnimi czasy był ich jakiś dziwny wysyp. Romansujących par, a nie rozważnych nauczycieli. Z tym, że ta plaga nie przypominała wybijających się z traw pierwiosnków tylko świeże krosty na twarzy nastolatka – wyjątkowo nieapetyczne i odstręczające.
Wracając jednak do lekcji: nie, rozwagi za grosz, uczniowie stali na zimnym wietrze przy zagrodzie i czekali na zbawienie. Gwendoline też.
Tak, też była zmuszona tu sterczeć z dłońmi zaplecionymi ciasno na piersi, wpatrzona w drewno najbliższego budyneczku, który mógł kryć w sobie wszystko, z czym najpewniej przyjdzie im dzisiaj pracować.
- Colette Warp
Re: Zagroda
Czw Paź 08, 2015 9:26 am
Melanż. Nikt z nas nigdy nie wie gdzie nas pociągnie jego najmroczniejsza ze stron. Ten wczorajszy był tak gruby, że jeśli nie liczyć mocnego prawdopodobieństwa wpadnięcia do jeziora i zakończenia w nim swojego smutnego żywota, to teraz najbliżej zamordowania Colette był dopiero kac. Jedynym najbardziej pozytywnym aspektem było to, że Puchon już od dobrego tygodnia łaził po szkole blady i pozbawiony maksimum swojej energii, dlatego nikogo nie specjalnie powinno zaszokować, że znowu ma lekkie cienie pod oczami, jest niemrawy i zdecydowanie mniej gadatliwy. No i nie specjalnie zagaja do kogokolwiek, ba wręcz nie rozglądał się po ludziach, żeby nie wpaść za szybko ze swoim nieciekawym stanem i przykokosił się do zagrody gdzieś na tyłach tej całej kolorowej zbieraniny. Wbił wzrok w swoje mokre buty otoczone przez jeszcze bardziej mokrą trawę, od której wilgotniały mu nogawki spodni. Sam nie wiedział jak magiczne stworzenia zachowują się w obliczu kogoś po głębszym, ale miał nadzieje, że są po prostu bardziej nieufne i mniej chętnie oddają swoje dobro w jego drżące łapy.
Na jego zasępionej twarzy odmalowała się tylko jedna emocja, kiedy całkiem niedaleko siebie usłyszał zachrypnięty głos swojego niedawnego partnera do picia. Równie zmęczony i mocno pragnący jak najszybciej sobie stąd pójść. Wtedy Warp uśmiechnął się tylko na moment, ale ten grymas zniknął szybciej niż się pojawił.
Na jego zasępionej twarzy odmalowała się tylko jedna emocja, kiedy całkiem niedaleko siebie usłyszał zachrypnięty głos swojego niedawnego partnera do picia. Równie zmęczony i mocno pragnący jak najszybciej sobie stąd pójść. Wtedy Warp uśmiechnął się tylko na moment, ale ten grymas zniknął szybciej niż się pojawił.
- Jeffrey Woods
Re: Zagroda
Czw Paź 08, 2015 9:44 am
Z tego, co słyszał, na spotkaniu Klubu Pojedynków była swego czasu niezła jazda, aż zaczął rozważać przyłączenie się tam, zwłaszcza po zasłyszeniu jednej, najbardziej soczystej i tłustej, i ciekawej historyjki ze wszystkich. To ona wkładała Woodsowi motorek w dupę i pozwalała znaleźć się przy zagrodzie o kilka minut szybciej niż zwykle, oraz niż narzekające a pogodę przegrywy, do których jeszcze nie dotarło, że Hogwart to szkoła dla prawdziwych Spartan. A jeśli już o spartanach mowa... gdzie się podział największy gladiator? O tak! Jeff już go na mierzył, po kilku chwilach, w końcu ten był taki charakterystyczny! Na spotkaniu Klubu Pojedynków dał niezły popis... a teraz stał tam sobie, roztaczając aurę mroku i całkowitej niedostępności. Coś sprawiało, że pomimo tego, co ludzie gadali, tak naprawdę wcale nie znali wnętrza i myśli tego osobnika – sam Ślizgon też nie znał, żeby nie robić z siebie jakiejś jednostki nieprzeciętnej. Ooooh, to na pewno On. Z każdym krokiem był coraz bliżej. Wysoki, diabelnie wysoki. Wyraz twarzy miał zupełnie nieodgadniony, ale jedno było pewne – nie był on osobą, z którą chciało się zostawać sam na sam w ciemnym zaułku, niezależnie od tego jak łagodnie się mógł teraz zachowywać. Bo zachowywał się łagodnie! Ta bestia miała pewien prztyczek, który zamieniał ją w kompletnego świra i nie raz nie dwa ktoś zbyt pewny siebie na tym ucierpiał.
Był już zaraz obok, do uszu Jeffa przy okazji dochodził łagodny głosik gadających między sobą dziewczyn i kiedy w końcu Ślizgon znalazł się odpowiednio blisko, postanowił wreszcie zagadać niczym ostatni samobójca do tej maszynki do wpierdolu:
- Ej, o'Connell! Jak to jest zostać spranym przez dziewczynę? - odpowiedział głośniej niż powinien i przystanął sobie na ścieżce, wpychając łapy do kieszeni i spoglądając na Gryfona wyzywająco.
Był już zaraz obok, do uszu Jeffa przy okazji dochodził łagodny głosik gadających między sobą dziewczyn i kiedy w końcu Ślizgon znalazł się odpowiednio blisko, postanowił wreszcie zagadać niczym ostatni samobójca do tej maszynki do wpierdolu:
- Ej, o'Connell! Jak to jest zostać spranym przez dziewczynę? - odpowiedział głośniej niż powinien i przystanął sobie na ścieżce, wpychając łapy do kieszeni i spoglądając na Gryfona wyzywająco.
- David o'Connell
Re: Zagroda
Czw Paź 08, 2015 8:24 pm
Miał głowę pustą jak opróżniona butelka po kremowym piwie. Bez żadnych przemyśleń trwał w oczekiwaniu na lekcję, nie starając się nawet skupić na niczym, żeby przypadkiem nie zmarnować szansy na wykorzystanie energii do lepszych celów - na przykład na uważanie podczas zajęć.
Nieprzytomnym wzrokiem przesunął po stojącym obok Ślizgonie i odwrócił się w jakimś niesprecyzowanym kierunku. Zdanie, które wyraźnie było wypowiedziane do niego nie zdołało wyrwać go ze spokojnego przytępienia, ale spowodowało swoją reakcję.
- Dziękuję, w porządku. - Odpowiedział chrypiąc, zupełnie, jakby nie mówił o pojedynku, a odpowiadał na zwyczajowe pytanie, jak się czuje czy też co u niego słychać.
Czuł, że ma kolorową watę zamiast mózgu. I tak nigdy nie był prymusem z tego przedmiotu... Nikt nie powinien zauważyć różnicy, skoro na co dzień nie umiał wyczerpująco odpowiadać na pytania z tego zakresu. Wbił wzrok w przęsło płotu, zawieszając się w pustce umysłowej w oczekiwaniu na nadejście nauczyciela. Nawet nie zauważył pojawienia się Colette.
Nieprzytomnym wzrokiem przesunął po stojącym obok Ślizgonie i odwrócił się w jakimś niesprecyzowanym kierunku. Zdanie, które wyraźnie było wypowiedziane do niego nie zdołało wyrwać go ze spokojnego przytępienia, ale spowodowało swoją reakcję.
- Dziękuję, w porządku. - Odpowiedział chrypiąc, zupełnie, jakby nie mówił o pojedynku, a odpowiadał na zwyczajowe pytanie, jak się czuje czy też co u niego słychać.
Czuł, że ma kolorową watę zamiast mózgu. I tak nigdy nie był prymusem z tego przedmiotu... Nikt nie powinien zauważyć różnicy, skoro na co dzień nie umiał wyczerpująco odpowiadać na pytania z tego zakresu. Wbił wzrok w przęsło płotu, zawieszając się w pustce umysłowej w oczekiwaniu na nadejście nauczyciela. Nawet nie zauważył pojawienia się Colette.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|