Strona 1 z 2 • 1, 2
- Mistrz Labiryntu
Dormitorium chłopców z VI roku
Pon Wrz 02, 2013 2:12 pm
Dormitorium chłopców
W dormitorium znajduje się:
- pięć łózek z baldachimem,
- pięć dużych, dębowych szaf,
- pięć średnich komód,
- łazienka.
- pięć łózek z baldachimem,
- pięć dużych, dębowych szaf,
- pięć średnich komód,
- łazienka.
- Nauczyciele
Re: Dormitorium chłopców z VI roku
Sob Lip 25, 2015 3:05 am
Gdy tylko skończył przeszukiwanie dormitorium V roku, zrobił sobie krótką przerwę na herbatę, zjadł kilka kandyzowanych ananasów i wrócił ze swojego gabinetu - który znajdował się zresztą niedaleko Pokoju Wspólnego Slytherinu - kierując swe kroki wprost na schody prowadzące do pokoju chłopców VI roku. Miał nadzieję, że obejdzie się bez żadnych problemów i niczego podejrzanego tutaj nie znajdzie. Wystarczająco nasłuchał się już o tym, co odkryli profesor McGonagall i profesor Flitwick u swoich podopiecznych, nie mówiąc już o akcjach aurorki Cary Rhee i profesora Hucksberry'ego. Ale skoro tam udało się coś znaleźć to u jego Ślizgonów...nie, na pewno nie. To tylko uprzedzenia, w końcu jego uczniowie byli porządni, a nawet jeśli zdarzało im się nabroić to w końcu...młodzież musi się wyszumieć. Z takim przekonaniem zapukał w ciemne drzwi i po chwili wszedł do środka.
- Witam, witam. Mam nadzieję, że jesteście przygotowani, moi drodzy - przywitał się swoim głębokim głosem profesor Slughorn, po czym zaczął przeszukiwania od łóżka Rabastana Lestrange'a.
- Witam, witam. Mam nadzieję, że jesteście przygotowani, moi drodzy - przywitał się swoim głębokim głosem profesor Slughorn, po czym zaczął przeszukiwania od łóżka Rabastana Lestrange'a.
- Giotto Nero
Re: Dormitorium chłopców z VI roku
Nie Lip 26, 2015 2:31 pm
Wszyscy z rocznika VI zostali poinformowani wcześniej o dacie przeprowadzenia przeszukania ich dormitoriów. Dzisiaj wypadała kolej chłopców, w tym Giotto, który nie zamierzał zostawić wszystkiego losowi. Musiał nadzorować całe przeszukanie, żeby mieć stu procentową pewność, iż nauczyciele nie zrobią czegoś nieprzewidzianego. Oczywiście, nie miał sobie nic do zarzucenia, wszystkie świerszczyki oddał Slughornowi wcześniej, dziękując za udostępnienie ich, narkotyki były już w jego krwi, a alkohol został dawno wypity. Był przygotowany na wszystko, a że z tragedią na błoniach nie miał nic wspólnego, niczym się nie martwił.
Stanął przy swoim łóżku i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, witając się z opiekunem Slytherinu. Najwidoczniej chyba tylko Nero obchodziło to, co będzie robić dzisiaj Slughorn, bo reszty z jego dormitorium nie było. W każdym razie, czekał na kolej przewertowania swojego łóżka i wszystkich szafek, udając względnie zainteresowanego tym, co Horacy znajdzie u innych współlokatorów.
Myślał również o tych plotkach, które rozniosły się w szkole. Że znaleziono pamiętnik kogoś tam z przyznaniem się do winy, że paradoksalnie najbardziej zamieszani byli w to wszystko Gryfoni i Krukoni, a nie jak można było się spodziewać - Ślizgoni. Giotto nie miał zaufania do nikogo ze Slytherinu i prawdę mówiąc, nie zdziwiłby się, gdyby u któregoś z nich znaleziono coś podejrzanego. Regulus, Rabastan, Blaise czy Amycus, wszyscy byli zdolni do tego, by mieć jakieś spowinowacenie z tą sprawą, a czy mieli? To się okaże.
Stanął przy swoim łóżku i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, witając się z opiekunem Slytherinu. Najwidoczniej chyba tylko Nero obchodziło to, co będzie robić dzisiaj Slughorn, bo reszty z jego dormitorium nie było. W każdym razie, czekał na kolej przewertowania swojego łóżka i wszystkich szafek, udając względnie zainteresowanego tym, co Horacy znajdzie u innych współlokatorów.
Myślał również o tych plotkach, które rozniosły się w szkole. Że znaleziono pamiętnik kogoś tam z przyznaniem się do winy, że paradoksalnie najbardziej zamieszani byli w to wszystko Gryfoni i Krukoni, a nie jak można było się spodziewać - Ślizgoni. Giotto nie miał zaufania do nikogo ze Slytherinu i prawdę mówiąc, nie zdziwiłby się, gdyby u któregoś z nich znaleziono coś podejrzanego. Regulus, Rabastan, Blaise czy Amycus, wszyscy byli zdolni do tego, by mieć jakieś spowinowacenie z tą sprawą, a czy mieli? To się okaże.
- Nauczyciele
Re: Dormitorium chłopców z VI roku
Wto Lip 28, 2015 10:30 pm
Na początku był tylko Giotto Nero, co Horacy przyjął z lekkim zdziwieniem, ale stwierdził, że reszta po prostu się spóźni. Zajął się więc przeszukiwaniem rzeczy pana Lestrange'a i nie znalazł tam niczego szczególnego za wyjątkiem...paczki papierosów, które wrzucił do swojego specjalnego woreczka. Akurat w tym momencie do dormitorium wszedł rudowłosy młodzieniec, a profesor Slughorn zacmokał z dezaprobatą i pogroził mu palcem.
- Nieładnie, Rabastanie. Nieładnie. Niestety zmuszony jestem to zarekwirować, zapewne Twoja matka się o tym dowie, chłopcze. Ten nałóg jest bardzo paskudny, zarówno u mugoli, jak i czarodziei - odezwał się opiekun Ślizgonów, sprawdził jeszcze wszystko różdżką, po czym ruszył do miejsca spania Amycusa Carrowa. U niego nie znalazł nic interesującego, za wyjątkiem butelki Ognistej Whisky, którą również zapakował do swojego worka. Pokręcił tylko głową, nie komentując jednak tego w żaden sposób, a chwilę później pojawił się Regulus Black.
- Znakomicie, że jesteś, Regulusie. W samą porę - nauczyciel posłał mu krótki uśmiech, po czym ruszył do sprawdzania jego rzeczy. Machnął różdżką, chcąc sprawdzić, czy nie posiada czegoś czarnomagicznego i okazało się, że...jest czysto. Opiekun pokiwał zadowolony głową i przeszedł do łóżka Blaise'a Raina, którego nie było w pomieszczeniu. Posprawdzał dokładnie, poczarował i również czysto. Na sam koniec przeszedł do sprawdzania Giotto Nero. Czarodziej posłał chłopakowi niemalże pytające spojrzenie i zaczął sprawdzać jego szuflady oraz łóżko. Znalazł niedozwolone poruszające się zdjęcia, które natychmiast wrzucił do woreczka. Nieco zaczerwieniony opiekun Slytherinu, pokiwał palcem w stronę blondyna.
- Czyżbyś nie wiedział Giotto, że takie rzeczy są niedozwolone na terenie zamku? Rekwiruję! I nawet nie waż się mnie pytać o zwrot tego, nawet po zakończeniu roku szkolnego - odrzekł twardo profesor Slughorn, po czym posprawdzał jeszcze swoją różdżką i również niczego nie wykrył. Po chwili więc pożegnał się z nimi i opuścił dormitorium VI roku.
[z/t]
Giotto Nero: +2 PD, - niedozwolone poruszające się zdjęcia
Rabastan Lestrange: - paczka papierosów
Amycus Carrow: -butelka Ognistej Whisky
Blaise Rain: -1 galeon
- Nieładnie, Rabastanie. Nieładnie. Niestety zmuszony jestem to zarekwirować, zapewne Twoja matka się o tym dowie, chłopcze. Ten nałóg jest bardzo paskudny, zarówno u mugoli, jak i czarodziei - odezwał się opiekun Ślizgonów, sprawdził jeszcze wszystko różdżką, po czym ruszył do miejsca spania Amycusa Carrowa. U niego nie znalazł nic interesującego, za wyjątkiem butelki Ognistej Whisky, którą również zapakował do swojego worka. Pokręcił tylko głową, nie komentując jednak tego w żaden sposób, a chwilę później pojawił się Regulus Black.
- Znakomicie, że jesteś, Regulusie. W samą porę - nauczyciel posłał mu krótki uśmiech, po czym ruszył do sprawdzania jego rzeczy. Machnął różdżką, chcąc sprawdzić, czy nie posiada czegoś czarnomagicznego i okazało się, że...jest czysto. Opiekun pokiwał zadowolony głową i przeszedł do łóżka Blaise'a Raina, którego nie było w pomieszczeniu. Posprawdzał dokładnie, poczarował i również czysto. Na sam koniec przeszedł do sprawdzania Giotto Nero. Czarodziej posłał chłopakowi niemalże pytające spojrzenie i zaczął sprawdzać jego szuflady oraz łóżko. Znalazł niedozwolone poruszające się zdjęcia, które natychmiast wrzucił do woreczka. Nieco zaczerwieniony opiekun Slytherinu, pokiwał palcem w stronę blondyna.
- Czyżbyś nie wiedział Giotto, że takie rzeczy są niedozwolone na terenie zamku? Rekwiruję! I nawet nie waż się mnie pytać o zwrot tego, nawet po zakończeniu roku szkolnego - odrzekł twardo profesor Slughorn, po czym posprawdzał jeszcze swoją różdżką i również niczego nie wykrył. Po chwili więc pożegnał się z nimi i opuścił dormitorium VI roku.
[z/t]
Giotto Nero: +2 PD, - niedozwolone poruszające się zdjęcia
Rabastan Lestrange: - paczka papierosów
Amycus Carrow: -butelka Ognistej Whisky
Blaise Rain: -1 galeon
- Charlotte Macmillan
Re: Dormitorium chłopców z VI roku
Wto Kwi 25, 2017 7:02 pm
Podobał jej się pomysł zmycia się z balu i nie wracania już na niego. Była pewna, że to, co ciekawe i sprawiające przyjemność skończyło się wraz ze zniknięciem ich krzeseł, dlatego też nie miała żadnych obiekcji przed pójściem gdzieś tylko we dwoje. Skoro to miał być ich ostatni wspólny wieczór to zdecydowanie opcja bycia sam na sam jej odpowiadała, bez zbędnych gapiów, komentarzy i innych, niechcianych bodźców, które sprawiały wyłącznie, że Giotto stawał się bardziej spięty i oziębły. Potrzebowała go dzisiaj takiego, jakim widywała w ostatnich tygodniach, uśmiechającego się, zrelaksowanego i nie przejmującego się tym co miało być następnego dnia.
Fakt, że bal trwał w najlepsze i nie miał prawdopodobnie skończyć się zbyt szybko dał im możliwość ulotnienia się do któregoś z dormitoriów, a że po schodach chyba nikomu nie chciało się wdrapywać to kroki od razu skierowane zostały do lochów, gdzie Charlotte uświadomiła sobie, że tak naprawdę nigdy nie była w domu Slytherina.
Dlatego też gdy weszli momentalnie zaczęła się rozglądać, dostrzegając różnice w ich pokojach wspólnych i ogólny mrok jaki tutaj panował. Nie było to jednak coś nad czym chciałaby się zastanawiać, tym bardziej gdy weszli do dormitorium zamieszkiwanego przez Giotto, gdzie Charlotte od razu zrzuciła ze zmęczonych nóg obcasy i unosząc sukienkę aby jej przypadkiem nie uszkodzić wdrapała się na jego łóżko, układając się wygodnie z poduszką pod plecami.
- Nie zrozum mnie źle, ale ja się wcale nie dziwię, że wszyscy Ślizgoni są tak ponurzy i smutni. Ze słońcem macie kontakt tak rzadko, że też bym popadła w jakąś melancholię albo depresję. - aż się lekko wzdrygnęła, bo naprawdę, ale to naprawdę, Charlotte bez słońca nabawiłaby się jakiejś choroby, z której nic by jej nie wyciągnęło. Poza tym uwielbiała czasem nocą siąść w oknie i obserwować gwiazdy, księżyc. Tutaj by nie miała ku temu możliwości.
Odsunęła jednak od siebie te myśli i spojrzała ponownie na Giotto, uśmiechając się do niego szeroko i lekko złośliwie.
- Mam nadzieję, że jeśli któryś z twoich współlokatorów wróci wcześniej z balu to nie zostanę potraktowana jakimś nieprzyjemnym zaklęciem? - oczywiście żartowała sobie, chociaż w myśl zasady aby różdżkę mieć zawsze przy sobie, jej własna wsunięta była za podwiązkę na lewym udzie. Może to niewygodne zważając na długość jej sukni, ale zawsze to jakaś świadomość, że tam jest i można jej użyć w razie potrzeby.
Fakt, że bal trwał w najlepsze i nie miał prawdopodobnie skończyć się zbyt szybko dał im możliwość ulotnienia się do któregoś z dormitoriów, a że po schodach chyba nikomu nie chciało się wdrapywać to kroki od razu skierowane zostały do lochów, gdzie Charlotte uświadomiła sobie, że tak naprawdę nigdy nie była w domu Slytherina.
Dlatego też gdy weszli momentalnie zaczęła się rozglądać, dostrzegając różnice w ich pokojach wspólnych i ogólny mrok jaki tutaj panował. Nie było to jednak coś nad czym chciałaby się zastanawiać, tym bardziej gdy weszli do dormitorium zamieszkiwanego przez Giotto, gdzie Charlotte od razu zrzuciła ze zmęczonych nóg obcasy i unosząc sukienkę aby jej przypadkiem nie uszkodzić wdrapała się na jego łóżko, układając się wygodnie z poduszką pod plecami.
- Nie zrozum mnie źle, ale ja się wcale nie dziwię, że wszyscy Ślizgoni są tak ponurzy i smutni. Ze słońcem macie kontakt tak rzadko, że też bym popadła w jakąś melancholię albo depresję. - aż się lekko wzdrygnęła, bo naprawdę, ale to naprawdę, Charlotte bez słońca nabawiłaby się jakiejś choroby, z której nic by jej nie wyciągnęło. Poza tym uwielbiała czasem nocą siąść w oknie i obserwować gwiazdy, księżyc. Tutaj by nie miała ku temu możliwości.
Odsunęła jednak od siebie te myśli i spojrzała ponownie na Giotto, uśmiechając się do niego szeroko i lekko złośliwie.
- Mam nadzieję, że jeśli któryś z twoich współlokatorów wróci wcześniej z balu to nie zostanę potraktowana jakimś nieprzyjemnym zaklęciem? - oczywiście żartowała sobie, chociaż w myśl zasady aby różdżkę mieć zawsze przy sobie, jej własna wsunięta była za podwiązkę na lewym udzie. Może to niewygodne zważając na długość jej sukni, ale zawsze to jakaś świadomość, że tam jest i można jej użyć w razie potrzeby.
- Giotto Nero
Re: Dormitorium chłopców z VI roku
Sro Kwi 26, 2017 3:04 pm
Dla Charlotte, Giotto był gotów zmusić się do tego, by przesiedzieć tam jeszcze ile będzie trzeba, całe szczęście jednak dziewczyna przytaknęła na jego pomysł i dzięki temu nie musiał szukać rezerw sił i cierpliwości, by wytrzymać tam kolejne godziny. Co by jednak nie mówić - na początku bardzo się starał, żeby wszystko było jak najlepiej. Dopiero gdy przy ich stole zaczął zbierać się tłum ludzi, jego pewność siebie nieco osłabła i starał się po prostu nie irytować faktem, że jest ich tu tyle. Być może sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby siedzieli tam sami - bez tłumu gapiów wokół, bo w sumie to chyba właśnie postronne osoby irytowały go najmocniej. I zdania o nich chyba nie zmieni, zwłaszcza po tym co stało się później z ich krzesłami.
Wybór był dobry, bowiem nawet w sezonie przesiadywań w dormitorium, komnaty Slytherinu były puste przez wzgląd na cały ten mrok, który Gryfonka natychmiast zaobserwowała. Zazwyczaj znajdowali się tu tylko ci, którzy naprawdę nie mieli co zrobić ze swoim wolnym czasem, miejsc przy kominku bowiem było tylko kilka, dlatego reszta zielonych musiała szukać miejsca gdzie indziej. Nie inaczej było z Nero, który jeśli nie siedział przy ogniu, to zawsze zmykał gdzieś w jakieś dalekie miejsca, chcąc pobyć sam ze sobą.
W tej samej chwili, jak ona zdjęła obcasy i rzuciła się na jego łóżko, on poluzował krawat, po czym zwyczajnie go zdjął i to samo zrobił również z szatą, która w tych okolicznościach nie była już potrzebna, pamiętając przy tym, by odłożyć piersiówkę gdzieś na bok. Wyciągnął koszulę ze spodni i rozpiął jeden jej guzik na górze, by móc w końcu swobodnie pooddychać.
Odwrócił się w jej stronę, wzdychając lekko na jej komentarz. Nie mógł nie przyznać jej racji, więc po prostu tylko przytaknął głową, dając znak, że się z nią zgadza. Niemniej jednak na kolejny komentarz jakoś zareagować musiał, wszakże nie mógł pozostawić jej w niepokoju. Chłopak skrzyżował ręce na klatce piersiowej i chwilę stał.
- Jeśli mam być szczery, to raczej nie. - zaczął. - Od kilku dni widujemy się dość rzadko, część nawet nie wraca na noc; widziałem ich na balu, więc na pewno będą mieć ciekawsze zajęcia, jeśli wiesz co mam na myśli; no i najważniejsze... - usiadł najpierw na swoim łóżku, po czym zręcznie przesunął się tak, by leżeć obok niej bokiem, głowę podpierając o dłoń zwiniętą w pięść. - Nie dam Cię tknąć. - zakończył i uśmiechnął się lekko, choć było to bardziej wymuszone, niż szczere. Niemniej jednak musiała mu wybaczyć, alkohol i zmęczenie dawało o sobie znać, więc jakieś wyraziste gesty wybitnie mu nie leżały w tej chwili.
Przekręcił się nieco i opuścił głowę na poduszkę. Ułożył się na brzuchu i prawą rękę przerzucił przez ciało siódmoklasistki, naciskając na nią, by jeszcze bardziej przybliżyła się do niego. Głowę przysunął w jej stronę, wyginając ją tak, by lewy policzek leżał na poduszce, a jego usta stykały się ze skórą jej twarzy. Westchnął głęboko, wtulając się w nią jeszcze bardziej.
- Tyle razy sobie to wyobrażałem, że nie wiem czy to jest prawdziwe. - rzucił nieco tajemniczo, choć Macmillan była dobrym słuchaczem i na pewno wychwyciła sens jego wypowiedzi.
Wielokrotnie Giotto myślał o takich wieczorach - tylko oni dwoje i łóżko, bez żadnych zmartwień, problemów i trosk, jedynie z tą o siebie wzajemnie. Kiedyś jednak twierdził, że to po prostu jego metoda na odreagowanie pewnych rzeczy - czysta wizualizacja pragnień albo sen, tymczasem jak widać, wystarczyło tylko wykonać jeden krok, by wraz z nim posypała się lawina całkiem nowych i niespodziewanych dotąd zachowań, wydarzeń, słów czy uczuć.
Leżąc tak z zamkniętymi oczami, przycisnął ją jeszcze bardziej do siebie, obdarowując jej policzek delikatnym cmoknięciem. Jeśli rok ma się kończyć, to tylko w ten sposób - nie potrzebne mu żadne uczty, bale, treningi czy ceremonie, wystarczy mu ona.
Wybór był dobry, bowiem nawet w sezonie przesiadywań w dormitorium, komnaty Slytherinu były puste przez wzgląd na cały ten mrok, który Gryfonka natychmiast zaobserwowała. Zazwyczaj znajdowali się tu tylko ci, którzy naprawdę nie mieli co zrobić ze swoim wolnym czasem, miejsc przy kominku bowiem było tylko kilka, dlatego reszta zielonych musiała szukać miejsca gdzie indziej. Nie inaczej było z Nero, który jeśli nie siedział przy ogniu, to zawsze zmykał gdzieś w jakieś dalekie miejsca, chcąc pobyć sam ze sobą.
W tej samej chwili, jak ona zdjęła obcasy i rzuciła się na jego łóżko, on poluzował krawat, po czym zwyczajnie go zdjął i to samo zrobił również z szatą, która w tych okolicznościach nie była już potrzebna, pamiętając przy tym, by odłożyć piersiówkę gdzieś na bok. Wyciągnął koszulę ze spodni i rozpiął jeden jej guzik na górze, by móc w końcu swobodnie pooddychać.
Odwrócił się w jej stronę, wzdychając lekko na jej komentarz. Nie mógł nie przyznać jej racji, więc po prostu tylko przytaknął głową, dając znak, że się z nią zgadza. Niemniej jednak na kolejny komentarz jakoś zareagować musiał, wszakże nie mógł pozostawić jej w niepokoju. Chłopak skrzyżował ręce na klatce piersiowej i chwilę stał.
- Jeśli mam być szczery, to raczej nie. - zaczął. - Od kilku dni widujemy się dość rzadko, część nawet nie wraca na noc; widziałem ich na balu, więc na pewno będą mieć ciekawsze zajęcia, jeśli wiesz co mam na myśli; no i najważniejsze... - usiadł najpierw na swoim łóżku, po czym zręcznie przesunął się tak, by leżeć obok niej bokiem, głowę podpierając o dłoń zwiniętą w pięść. - Nie dam Cię tknąć. - zakończył i uśmiechnął się lekko, choć było to bardziej wymuszone, niż szczere. Niemniej jednak musiała mu wybaczyć, alkohol i zmęczenie dawało o sobie znać, więc jakieś wyraziste gesty wybitnie mu nie leżały w tej chwili.
Przekręcił się nieco i opuścił głowę na poduszkę. Ułożył się na brzuchu i prawą rękę przerzucił przez ciało siódmoklasistki, naciskając na nią, by jeszcze bardziej przybliżyła się do niego. Głowę przysunął w jej stronę, wyginając ją tak, by lewy policzek leżał na poduszce, a jego usta stykały się ze skórą jej twarzy. Westchnął głęboko, wtulając się w nią jeszcze bardziej.
- Tyle razy sobie to wyobrażałem, że nie wiem czy to jest prawdziwe. - rzucił nieco tajemniczo, choć Macmillan była dobrym słuchaczem i na pewno wychwyciła sens jego wypowiedzi.
Wielokrotnie Giotto myślał o takich wieczorach - tylko oni dwoje i łóżko, bez żadnych zmartwień, problemów i trosk, jedynie z tą o siebie wzajemnie. Kiedyś jednak twierdził, że to po prostu jego metoda na odreagowanie pewnych rzeczy - czysta wizualizacja pragnień albo sen, tymczasem jak widać, wystarczyło tylko wykonać jeden krok, by wraz z nim posypała się lawina całkiem nowych i niespodziewanych dotąd zachowań, wydarzeń, słów czy uczuć.
Leżąc tak z zamkniętymi oczami, przycisnął ją jeszcze bardziej do siebie, obdarowując jej policzek delikatnym cmoknięciem. Jeśli rok ma się kończyć, to tylko w ten sposób - nie potrzebne mu żadne uczty, bale, treningi czy ceremonie, wystarczy mu ona.
- Charlotte Macmillan
Re: Dormitorium chłopców z VI roku
Sro Kwi 26, 2017 7:10 pm
Była pewna, że w pokoju wspólnym Gryffindoru nawet w chwili obecnej, można było wyłapać parę twarzy siedzących gdzieś po kątach, czytających książki czy rozmawiających z bliskimi, a tutaj było... Pusto. Drugą sprawą było, że wprowadzanie Giotto do jaskini lwa po tym co się wydarzyło nie przyniosłoby niczego dobrego. Już nawet nie chciała myśleć o tym kto okazałby się większą płachtą na byka, ale była pewna, że gdyby przyjaciele Petera dowiedzieli się, że Giotto jest wraz z Charlotte w jej pokoju momentalnie przeszliby do jakiegoś działania. Tutaj, w lochach, mieli natomiast pewność, że nikt nie spróbuje im przerwać i zepsuć tych ostatnich, wspólnych godzin. Szacunek jaki wypracował sobie szóstoklasista w czasie pobytu w szkole sprawiał, że dziewczyna była stuprocentowo pewna, że cokolwiek by się nie działo to nikt jej nie tknie. Co nie znaczyło, że nie chciała tego usłyszeć.
- Tego jestem akurat pewna. I zawsze byłam. To, że jestem przy tobie bezpieczna to jedna z tych nienaruszalnych prawd zakorzenionych w mojej głowie. - przyznała z uśmiechem, zsuwając się w dół aby leżeć z głową na poduszce, a nie używać jej jako podpórki pod plecy. To też sprawiło, że gdy poczuła układającego się obok niej Giotto przymknęła oczy, starając się przekonać samą siebie, że to nie zniknie gdy otworzy oczy. I tylko sama Gryfonka była w stanie pojąć jak wielkie szczęście ją ogarnęło gdy rozchylone powieki nie odebrały jej tej chwili.
Posłusznie przysunęła się do Giotto, prawą dłoń przenosząc na jego skórę, raz gładząc nią policzek chłopaka, a po chwili jego szyję. I chociaż starała się uspokoić chociaż trochę swoje serce to było to całkowicie niemożliwe, tak bardzo szalało w tym momencie z radości, że nie potrzeba było stetoskopu aby móc usłyszeć jego silne uderzenia.
- Czasem się udaje, że to o czym śnimy staje się rzeczywistością. - chociaż po ich rozmowach spodziewała się, że Giotto czasem myśli o tym jak by to wyglądało gdyby pozwolili sobie na bycie razem to nie spodziewała się stwierdzenia "tyle razy". Jak często leżał w tym łóżku wyobrażając sobie chwilę jak ta? Spodziewała się, że wiele, równie wiele jak ona sama katowała się myślami o wspólnym życiu, mając z tyłu głowy myśl, że to nie ma prawa nigdy zaistnieć.
A jednak zaistniało. Może tylko na jeden wieczór, na kilka, kilkanaście godzin, ale ona już teraz wiedziała, że było warto bo te godziny to najlepszy czas w jej całym życiu, najlepsze wspomnienia, których nikt nigdy jej nie odbierze.
- Wiesz co ci powiem? - zapytała, lekko obracając głowę, tak, że praktycznie stykali się teraz z nosami. - W tym momencie bawię się i czuję milion razy lepiej niż na balu. Powinnam ci podziękować, że się stamtąd zawinęliśmy. - wyszeptała cicho, nie chcąc przerywać tej spokojnej ciszy jaka panowała w tym miejscu. Obróciła się powoli na prawy bok i przysunęła do niego jeszcze trochę, jedną z nóg zarzucając na nogi Ślizgona, dłoń natomiast przenosząc na tył jego głowy, gdzie powoli zaczęła przeczesywać palcami jego włosy. I z wciąż jeszcze lekką dozą niepewności złożyła na jego wargach pocałunek, następnie muskając lekko jego policzek, powiekę, nos, aby na koniec wrócić z powrotem do jego ust.
- Tego jestem akurat pewna. I zawsze byłam. To, że jestem przy tobie bezpieczna to jedna z tych nienaruszalnych prawd zakorzenionych w mojej głowie. - przyznała z uśmiechem, zsuwając się w dół aby leżeć z głową na poduszce, a nie używać jej jako podpórki pod plecy. To też sprawiło, że gdy poczuła układającego się obok niej Giotto przymknęła oczy, starając się przekonać samą siebie, że to nie zniknie gdy otworzy oczy. I tylko sama Gryfonka była w stanie pojąć jak wielkie szczęście ją ogarnęło gdy rozchylone powieki nie odebrały jej tej chwili.
Posłusznie przysunęła się do Giotto, prawą dłoń przenosząc na jego skórę, raz gładząc nią policzek chłopaka, a po chwili jego szyję. I chociaż starała się uspokoić chociaż trochę swoje serce to było to całkowicie niemożliwe, tak bardzo szalało w tym momencie z radości, że nie potrzeba było stetoskopu aby móc usłyszeć jego silne uderzenia.
- Czasem się udaje, że to o czym śnimy staje się rzeczywistością. - chociaż po ich rozmowach spodziewała się, że Giotto czasem myśli o tym jak by to wyglądało gdyby pozwolili sobie na bycie razem to nie spodziewała się stwierdzenia "tyle razy". Jak często leżał w tym łóżku wyobrażając sobie chwilę jak ta? Spodziewała się, że wiele, równie wiele jak ona sama katowała się myślami o wspólnym życiu, mając z tyłu głowy myśl, że to nie ma prawa nigdy zaistnieć.
A jednak zaistniało. Może tylko na jeden wieczór, na kilka, kilkanaście godzin, ale ona już teraz wiedziała, że było warto bo te godziny to najlepszy czas w jej całym życiu, najlepsze wspomnienia, których nikt nigdy jej nie odbierze.
- Wiesz co ci powiem? - zapytała, lekko obracając głowę, tak, że praktycznie stykali się teraz z nosami. - W tym momencie bawię się i czuję milion razy lepiej niż na balu. Powinnam ci podziękować, że się stamtąd zawinęliśmy. - wyszeptała cicho, nie chcąc przerywać tej spokojnej ciszy jaka panowała w tym miejscu. Obróciła się powoli na prawy bok i przysunęła do niego jeszcze trochę, jedną z nóg zarzucając na nogi Ślizgona, dłoń natomiast przenosząc na tył jego głowy, gdzie powoli zaczęła przeczesywać palcami jego włosy. I z wciąż jeszcze lekką dozą niepewności złożyła na jego wargach pocałunek, następnie muskając lekko jego policzek, powiekę, nos, aby na koniec wrócić z powrotem do jego ust.
- Giotto Nero
Re: Dormitorium chłopców z VI roku
Sro Kwi 26, 2017 8:50 pm
Pokój wspólny Gryffindoru na pewno nie był dobrym pomysłem, biorąc pod uwagę ostatnie zgrzyty na linii Giotto-huncwele w czasie balu. Nie obawiał się co prawda żadnego z nich, z pewnością nakopałby każdemu po kolei, ale tam miałby przeciw sobie cały Gryffindor z wyłączeniem Charlotte. Żaden z niego Voldemort czy Dumbledore, żeby mierzyć się ze wszystkimi na raz, choć gdyby Macmillan zaproponowała mu pójście tam, to raczej by nie odmówił - jemu bowiem było to obojętne i w chwili obecnej nie obchodziło go nic poza brunetką leżącą tuż obok niego.
Zaletą bycia mrocznym i niedostępnym był z pewnością powszechny szacunek i podziw, jaki niewątpliwie Nero budził wśród innych uczniów - wszyscy wiedzieli na co go stać i że w przypadku eliksirów czy też bezpośrednich pojedynków na zaklęcia, ciężko byłoby znaleźć w szkole kogoś równie mocnego co on. Oczywiście nie zależało mu na wywieraniu uczucia strachu, czy jakiegoś niepokoju wśród ludzi, ale kiedy jeszcze mocno starał się izolować od społeczeństwa, takie zachowania mu pomagały w osiąganiu własnych celów. Niemniej jednak każdy miał na uwadze to, że zadzierając z Charlotte, sprowadza na siebie gniew Giotto, a on - jak pokazał to już na balu - nie przebiera w środkach i nie kalkuluje, wyjaśnia sprawy jak najszybciej.
Koniec końców jednak miło było usłyszeć zapewnienie, że przy nim nigdy nie czuje się zagrożona. Dla kogoś, kto tak wiele w życiu stracił, świadomość, że jest w stanie zapewnić komuś bezpieczeństwo, była jeszcze silniejsza, aniżeli u zwykłego człowieka. Tak też dzięki temu na jego twarzy pojawił się mały, tym razem niewymuszony, a szczery uśmiech w prawym kąciku ust.
Leżąc tak obok niej z zamkniętymi oczami, delektował się wręcz każdym jej dotykiem i pieszczotą, jaką go obdarowywała. Miała tak delikatne dłonie, że niedługo zacznie wręcz wymuszać ten dotyk, byleby tylko mieć jak najwięcej przyjemności. Mało tego, leżąc tak przy niej, był bardzo spokojny i pomimo szybszego bicia serca, tak naprawdę odpoczywał, pierwszy raz od kilku dni - wystarczyło tylko przytoczyć sytuację z błoni w ostatnim czasie. Czuł się paskudnie, w dodatku użytkowanie czarnej magii odbiło się skutecznie na jego zdrowiu, tymczasem kilka wspólnie spędzonych chwil, jedna, dwie drzemki i był jak nowo narodzony. Taki miała na niego właśnie wpływ.
W dalszym ciągu nie otwierał oczu, oddychał, chłonął jej zapach i starał się przeciągać tę chwilę jak najdłużej, musiał jednak zadać jedno ważne pytanie.
- A ty o czym śnisz? - spytał nieco sennym głosem, choć w żadnym wypadku nie chciało mu się spać, był po prostu w stanie pewnego relaksu i z pewnością był mniej skupiony na czymkolwiek poza nią.
Zapewnienie, że bawi się z nim dużo lepiej tutaj, niż na balu, było czymś co z pewnością łechtało jego ego, ale tego po sobie nie dał poznać. Gdy poczuł jednak jak delikatnie trąca jego nos swoim, musiał już unieść powieki, by chwilę na nią popatrzeć. Przeszedł go bardzo przyjemny dreszcz, a jej przybliżenie się do niego, jeszcze bardziej zadziałało na jego wyobraźnię.
I wtedy znowu go pocałowała; mniej pewnie, i krócej, niż gdy robili to pierwszy i drugi raz jeszcze tam na dole. Przez dosłownie ułamek sekundy był zawiedziony, że to już koniec, ale gdy ponownie zbliżyła usta, muskając skórę jego twarzy, nie myślał już o niczym złym. Kolejny styk ich warg był dla niego jasnym sygnałem, że nie ma co się silić na jakiekolwiek słowa i oboje po tych dwóch odważnych deklaracjach przed wejściem do sali głównej, muszą teraz to potwierdzić czynami. Dlatego odwzajemnił pocałunek i to jak najlepiej potrafił, przy okazji pogłębiając go i nieco naciskając na nią dłonią w okolicach pleców, by nie wpadło jej do głowy przerywanie tego. Odetchnie sobie później, teraz mają inne zajęcia.
Kiedy poczuł, że Charlotte zrozumiała już, na czym polegało jeszcze większe przybliżenie się do niego, powędrował ręką na jej udo, zasłonięte przez materiał sukni. Nie przeszkodziło mu to jednak w tym, by delikatnym ruchem gładzić ją w tym miejscu, bowiem miał doskonałą pozycję dzięki temu, że wcześniej ułożyła tą nogę na jego ciele.
Pocałunek trwał, a on w ogóle nie tracił sił, wręcz przeciwnie - pozwolił sobie nawet na to, by rozpocząć taniec ich języków, co było dobitnym dowodem na to, jak bardzo zaangażował się w to, co teraz robili.
Zaletą bycia mrocznym i niedostępnym był z pewnością powszechny szacunek i podziw, jaki niewątpliwie Nero budził wśród innych uczniów - wszyscy wiedzieli na co go stać i że w przypadku eliksirów czy też bezpośrednich pojedynków na zaklęcia, ciężko byłoby znaleźć w szkole kogoś równie mocnego co on. Oczywiście nie zależało mu na wywieraniu uczucia strachu, czy jakiegoś niepokoju wśród ludzi, ale kiedy jeszcze mocno starał się izolować od społeczeństwa, takie zachowania mu pomagały w osiąganiu własnych celów. Niemniej jednak każdy miał na uwadze to, że zadzierając z Charlotte, sprowadza na siebie gniew Giotto, a on - jak pokazał to już na balu - nie przebiera w środkach i nie kalkuluje, wyjaśnia sprawy jak najszybciej.
Koniec końców jednak miło było usłyszeć zapewnienie, że przy nim nigdy nie czuje się zagrożona. Dla kogoś, kto tak wiele w życiu stracił, świadomość, że jest w stanie zapewnić komuś bezpieczeństwo, była jeszcze silniejsza, aniżeli u zwykłego człowieka. Tak też dzięki temu na jego twarzy pojawił się mały, tym razem niewymuszony, a szczery uśmiech w prawym kąciku ust.
Leżąc tak obok niej z zamkniętymi oczami, delektował się wręcz każdym jej dotykiem i pieszczotą, jaką go obdarowywała. Miała tak delikatne dłonie, że niedługo zacznie wręcz wymuszać ten dotyk, byleby tylko mieć jak najwięcej przyjemności. Mało tego, leżąc tak przy niej, był bardzo spokojny i pomimo szybszego bicia serca, tak naprawdę odpoczywał, pierwszy raz od kilku dni - wystarczyło tylko przytoczyć sytuację z błoni w ostatnim czasie. Czuł się paskudnie, w dodatku użytkowanie czarnej magii odbiło się skutecznie na jego zdrowiu, tymczasem kilka wspólnie spędzonych chwil, jedna, dwie drzemki i był jak nowo narodzony. Taki miała na niego właśnie wpływ.
W dalszym ciągu nie otwierał oczu, oddychał, chłonął jej zapach i starał się przeciągać tę chwilę jak najdłużej, musiał jednak zadać jedno ważne pytanie.
- A ty o czym śnisz? - spytał nieco sennym głosem, choć w żadnym wypadku nie chciało mu się spać, był po prostu w stanie pewnego relaksu i z pewnością był mniej skupiony na czymkolwiek poza nią.
Zapewnienie, że bawi się z nim dużo lepiej tutaj, niż na balu, było czymś co z pewnością łechtało jego ego, ale tego po sobie nie dał poznać. Gdy poczuł jednak jak delikatnie trąca jego nos swoim, musiał już unieść powieki, by chwilę na nią popatrzeć. Przeszedł go bardzo przyjemny dreszcz, a jej przybliżenie się do niego, jeszcze bardziej zadziałało na jego wyobraźnię.
I wtedy znowu go pocałowała; mniej pewnie, i krócej, niż gdy robili to pierwszy i drugi raz jeszcze tam na dole. Przez dosłownie ułamek sekundy był zawiedziony, że to już koniec, ale gdy ponownie zbliżyła usta, muskając skórę jego twarzy, nie myślał już o niczym złym. Kolejny styk ich warg był dla niego jasnym sygnałem, że nie ma co się silić na jakiekolwiek słowa i oboje po tych dwóch odważnych deklaracjach przed wejściem do sali głównej, muszą teraz to potwierdzić czynami. Dlatego odwzajemnił pocałunek i to jak najlepiej potrafił, przy okazji pogłębiając go i nieco naciskając na nią dłonią w okolicach pleców, by nie wpadło jej do głowy przerywanie tego. Odetchnie sobie później, teraz mają inne zajęcia.
Kiedy poczuł, że Charlotte zrozumiała już, na czym polegało jeszcze większe przybliżenie się do niego, powędrował ręką na jej udo, zasłonięte przez materiał sukni. Nie przeszkodziło mu to jednak w tym, by delikatnym ruchem gładzić ją w tym miejscu, bowiem miał doskonałą pozycję dzięki temu, że wcześniej ułożyła tą nogę na jego ciele.
Pocałunek trwał, a on w ogóle nie tracił sił, wręcz przeciwnie - pozwolił sobie nawet na to, by rozpocząć taniec ich języków, co było dobitnym dowodem na to, jak bardzo zaangażował się w to, co teraz robili.
- Charlotte Macmillan
Re: Dormitorium chłopców z VI roku
Czw Kwi 27, 2017 7:43 pm
Zdecydowanie dziewczyna nie chciała aby ten dzień zakończył się w jakiś nieprzyjemny dla wszystkich sposób, dlatego też nawet przez moment nie planowała zaprowadzić Giotto do wieży Gryffindoru. Tam na pewno nie mieliby spokoju, ciszy i prywatności gdyż szczerze wątpiła, że dziewczyny z jej dormitorium będą całą noc poza pokojem. Na pewno prędzej czy później by wróciły, a towarzystwo było ostatnim czego Charlotte by chciała. Już miała dosyć spiętego i niedostępnego Ślizgona, a była pewna, że tak chłopak zareagowałby na nieznane mu towarzystwo.
Może i był mroczny, niedostępny i zazwyczaj milczący, jednak przez te wszystkie lata Gryfonka nie miała z tym najmniejszego problemu. Teraz, kiedy zobaczyła, że może być między nimi trochę inaczej może odczuwałaby pewien dyskomfort gdyby potraktował ją takim zachowanien, ale na pewno nie próbowałaby zmieniać nic na siłę. Mając jednak teraz do czynienia z Giotto bez jego codziennej maski, zrelaksowanego i szczęśliwego, nie potrafiła ukrywać radości i pewnego rodzaju satysfakcji z tym związanej. W końcu oto miała namacalny dowód, że było warto się starać do końca, że warto było robić kolejne, małe kroczki aby móc dostrzec, że stała się dla Nero kimś więcej niż przyjaciółką. Wiedząc, że jej ufa i nie próbuje już ukrywać swoich myśli i planów. Nawet jeżeli nie jest to nic przyjemnego.
- Jeśli nie są to koszmary to o przyszłości. Często zastanawiam się jak to będzie gdy już wrócisz. Jak wiele się zmieni. - przyznała cicho, przymykając na moment oczy i wstrzymując oddech. Chociaż zazwyczaj gdy o tym myślała dopadał ją pewien smutek, tak teraz, mimo, że spodziewała się go to nie przyszedł, a Charlotte wyłącznie mocniej wtuliła się w Giotto, wciąż nie mogąc uwierzyć w szczęście jakie ją spotkało tego dnia. Bardziej, kiedy decydowała się na to aby go pocałować po raz pierwszy przypuszczała, że na tym to wszystko się zakończy, że być może porozmawiają jeszcze chwilę i każde rozejdzie się w swoją stronę. Że być może następnego dnia na peronie wymieniliby kilka spojrzeń i uśmiechów i na tym zakończyłaby się ich historia. W najśmielszych snach nie obstawiała takiego obrotu spraw, nie podejrzewała, że jeden ruch wywoła kolejne i kolejne, a wszystko zakończy się w sposób, którego obydwoje pragnęli.
Z ust siódmoklasistki wydobyło się ciche westchnienie gdy poczuła jak Giotto przyciska ją do siebie mocniej. Prawdę mówiąc z jej perspektywy nie było to konieczne, sama by to prędzej czy później uczyniła, uważając, że każda, nawet najmniejsza przerwa między ich ciałami była czymś całkowicie zbędnym i koniecznym do zniwelowania. Dlatego też dłonie Charlotte powędrowały na szyję chłopaka, chcąc mieć go bliżej, mieć pewność, że nie odsunie się nagle od niej gdyż zdecydowanie było to ostatnią rzeczą na świecie której by od niego w tym momencie chciała. Miał być blisko, miał być cały jej. Tylko i aż tyle oczekiwała od Giotto w tej chwili.
Sama nie pozostawała dłużna jego pocałunkom, jakby próbując w tym krótkim czasie nadrobić te wszystkie lata, a także nacieszyć się jego ustami na przyszłość, chcąc także dać z siebie wszystko co najlepsze, nie mając pewności kiedy następny raz przyjdzie im spędzić wspólnie czas. Po pewnym czasie obróciła się jednak na plecy, ciągnąc za sobą Giotto, którego pocałunków wciąż była spragniona, wręcz wymuszając każde kolejne spotkanie ich warg czy też kolejną batalię ich języków. Już teraz wiedziała, że nigdy nie będzie miała ich dosyć, że zawsze będzie jej za mało.
Może i był mroczny, niedostępny i zazwyczaj milczący, jednak przez te wszystkie lata Gryfonka nie miała z tym najmniejszego problemu. Teraz, kiedy zobaczyła, że może być między nimi trochę inaczej może odczuwałaby pewien dyskomfort gdyby potraktował ją takim zachowanien, ale na pewno nie próbowałaby zmieniać nic na siłę. Mając jednak teraz do czynienia z Giotto bez jego codziennej maski, zrelaksowanego i szczęśliwego, nie potrafiła ukrywać radości i pewnego rodzaju satysfakcji z tym związanej. W końcu oto miała namacalny dowód, że było warto się starać do końca, że warto było robić kolejne, małe kroczki aby móc dostrzec, że stała się dla Nero kimś więcej niż przyjaciółką. Wiedząc, że jej ufa i nie próbuje już ukrywać swoich myśli i planów. Nawet jeżeli nie jest to nic przyjemnego.
- Jeśli nie są to koszmary to o przyszłości. Często zastanawiam się jak to będzie gdy już wrócisz. Jak wiele się zmieni. - przyznała cicho, przymykając na moment oczy i wstrzymując oddech. Chociaż zazwyczaj gdy o tym myślała dopadał ją pewien smutek, tak teraz, mimo, że spodziewała się go to nie przyszedł, a Charlotte wyłącznie mocniej wtuliła się w Giotto, wciąż nie mogąc uwierzyć w szczęście jakie ją spotkało tego dnia. Bardziej, kiedy decydowała się na to aby go pocałować po raz pierwszy przypuszczała, że na tym to wszystko się zakończy, że być może porozmawiają jeszcze chwilę i każde rozejdzie się w swoją stronę. Że być może następnego dnia na peronie wymieniliby kilka spojrzeń i uśmiechów i na tym zakończyłaby się ich historia. W najśmielszych snach nie obstawiała takiego obrotu spraw, nie podejrzewała, że jeden ruch wywoła kolejne i kolejne, a wszystko zakończy się w sposób, którego obydwoje pragnęli.
Z ust siódmoklasistki wydobyło się ciche westchnienie gdy poczuła jak Giotto przyciska ją do siebie mocniej. Prawdę mówiąc z jej perspektywy nie było to konieczne, sama by to prędzej czy później uczyniła, uważając, że każda, nawet najmniejsza przerwa między ich ciałami była czymś całkowicie zbędnym i koniecznym do zniwelowania. Dlatego też dłonie Charlotte powędrowały na szyję chłopaka, chcąc mieć go bliżej, mieć pewność, że nie odsunie się nagle od niej gdyż zdecydowanie było to ostatnią rzeczą na świecie której by od niego w tym momencie chciała. Miał być blisko, miał być cały jej. Tylko i aż tyle oczekiwała od Giotto w tej chwili.
Sama nie pozostawała dłużna jego pocałunkom, jakby próbując w tym krótkim czasie nadrobić te wszystkie lata, a także nacieszyć się jego ustami na przyszłość, chcąc także dać z siebie wszystko co najlepsze, nie mając pewności kiedy następny raz przyjdzie im spędzić wspólnie czas. Po pewnym czasie obróciła się jednak na plecy, ciągnąc za sobą Giotto, którego pocałunków wciąż była spragniona, wręcz wymuszając każde kolejne spotkanie ich warg czy też kolejną batalię ich języków. Już teraz wiedziała, że nigdy nie będzie miała ich dosyć, że zawsze będzie jej za mało.
- Giotto Nero
Re: Dormitorium chłopców z VI roku
Czw Kwi 27, 2017 8:38 pm
Wprowadzenie go do wieży Gryffindoru z pewnością nie obeszłoby się bez echa - nie znał ludzi ani zwyczajów w tym domu, ale jednak domyślał się, że z pewnością wszystko tętni tam życiem, a wszyscy czerwoni tylko ładują wzajemnie sobie samym akumulatory, zarażając się nieco optymizmem większości uczniów z tego domu. Jemu było to obojętne gdzie byli, choć z perspektywy zwykłego sensu, lepiej było być tu, gdzie są teraz - w dormitorium Slytherinu. Statystycznie najmniej uczniów jest właśnie z tego domu w całym Hogwarcie, mało tego, jego lokatorzy od dawien dawna nie pokazywali się nigdzie, zatem bez problemów można było spędzić ten czas tylko we dwoje. Poza tym, mieli zdecydowanie bliżej z wielkiej sali do lochów, aniżeli na najwyższe poziomy szkoły. Kolejny punkt dla Charlotte za taką decyzję.
To był długi i ciężki proces, który jak widać zakończył się po jej myśli. Tak naprawdę, jeszcze do kilku tygodni wstecz, myślał o niej wyłącznie jak o przyjaciółce - im bliżej jednak było wyjazdu, tym gorzej żyło mu się ze świadomością, że niebawem się rozstaną. Postanowił więc się otworzyć, a to Macmillan potraktowała jak pozwolenie na zbliżenie się jeszcze bardziej i w zasadzie, to było pozwolenie, bo podświadomie na pewno tego chciał, dopiero od kilku dni wie już o tym świadomie. Nieco uzależnił się od niej, ale jemu to nie przeszkadzało, przynajmniej nie teraz - był szczęśliwy, po raz pierwszy od bardzo dawna i to wyłącznie ona była powodem jego szczęścia.
On co do swojego powrotu nie był taki pewien, myślał już o najgorszych scenariuszach. Domyślał się, że w tydzień czy miesiąc nie załatwi tej sprawy, że może całe życie gonić za zwykłym podejrzeniem, które koniec końców może okazać się mylne; może też popełnić jakiś poważny błąd i trafić do Azkabanu albo narazić się nieodpowiednim ludziom, co byłoby równoznaczne z podpisaniem na siebie wyroku. To jej jednak już tłumaczył ostatnio i chyba nawet tak prawdopodobna wizja jak jego tragiczny koniec, nie ruszała brunetki, która wierzyła, że Ślizgon jednak do niej wróci. Ponadto teraz nabrało to dodatkowego, dużo poważniejszego znaczenia, a wystarczyło do tego jedno wyznanie, z którym kryli się aż do dziś.
Ruchy, które wykonywał były pewnym automatyzmem, choć nie miał doświadczenia w obyciu miłosnym, to jednak podświadomie coś kazało mu niwelować każdą, najmniejszą odległość jaka ich łączyła, każdy pocałunek miał trwać tak długo, jak tylko zdołają funkcjonować bez oddechu, a każda przerwa między nimi miała być jak najkrótsza, by nie tracić i tak już mocno "straconego" czasu na tych podchodach, które między sobą rozgrywali. Choć nie zachowywał się tak do tej pory, to przemawiała przez niego niezwykła pewność siebie, a pragnienie kontaktu z nią było widoczne gołym okiem, nawet Giotto nie zdoła już teraz tego ukryć.
Całowała świetnie, choć porównania w zasadzie nie miał aż tak mocnego. Rozbudzała go jednak każdym kolejnym ruchem i gdy tylko przekręciła się na plecy, pociągając Giotto za sobą, chłopak posłusznie przysunął się nieco, całując ją teraz z góry. Na moment tylko przerwał pocałunek, by zaczerpnąć nieco oddechu i lepiej ułożyć przy tym ręce, które teraz były w jeszcze innych pozycjach, niż wcześniej - lewą podpierał się, by nie opaść na nią całym ciałem, a prawa głaskała jej udo, delikatnie podwijając suknię, która teraz już wydawała się być lekko pognieciona, biorąc pod uwagę wcześniejsze starania Charlotte o to, by nie doprowadzić jej do tego stanu.
Wpił się w jej usta znowu, przymykając przy tym oczy, skupiając się wyłącznie na doznaniu, które z minuty na minutę, robiło się coraz przyjemniejsze - dotąd nie sądził, że w ogóle da się to jeszcze pociągnąć wyżej. Wystarczyło mu zaledwie kilka chwil, by złapać odpowiedni rytm i oddychać, gdy przykładowo przekręcał nieco głowę, chcąc całować ją przez moment z drugiej strony. Jak widać dało się to wszystko pogodzić, a on nie zamierzał poprzestać tylko na tym. Gdy tylko nadarzyła się okazja, zjechał ustami nieco niżej, muskając skórę jej szyi. Obdarował ją kilkoma pomniejszymi całusami i wrócił z powrotem do jej ust, raz jeszcze inicjując łapczywy, ale za to bardzo namiętny pocałunek. Pozwolił sobie nawet na delikatne gryzienie jej dolnej wargi. Jego prawa dłoń już dawno podwinęła jej suknię do tego stopnia, że mógł teraz poczuć jej nagą skórę w tych okolicach i skrupulatnie z tego korzystał, delikatnie masując ją po udzie.
Odsunął swoje głowę na moment, by móc nawiązać z nią kontakt wzrokowy oraz przy okazji łapiąc kilka oddechów, które z pewnością okażą się nieocenione za te kilka chwil, gdy znów mu ich zabraknie.
- Rozumiem, że brak tańca odpuszczony? - uśmiechnął się nieco styrany, choć było to mylne wrażenie - miał mnóstwo energii, ale akurat dobierał kolejne oddechy. Nawiązywał oczywiście do obietnicy, że zatańczą razem, chociaż ten jeden raz, czego niestety nie udało mu się spełnić. Z drugiej strony, chyba odpokutował, czy nie?
To był długi i ciężki proces, który jak widać zakończył się po jej myśli. Tak naprawdę, jeszcze do kilku tygodni wstecz, myślał o niej wyłącznie jak o przyjaciółce - im bliżej jednak było wyjazdu, tym gorzej żyło mu się ze świadomością, że niebawem się rozstaną. Postanowił więc się otworzyć, a to Macmillan potraktowała jak pozwolenie na zbliżenie się jeszcze bardziej i w zasadzie, to było pozwolenie, bo podświadomie na pewno tego chciał, dopiero od kilku dni wie już o tym świadomie. Nieco uzależnił się od niej, ale jemu to nie przeszkadzało, przynajmniej nie teraz - był szczęśliwy, po raz pierwszy od bardzo dawna i to wyłącznie ona była powodem jego szczęścia.
On co do swojego powrotu nie był taki pewien, myślał już o najgorszych scenariuszach. Domyślał się, że w tydzień czy miesiąc nie załatwi tej sprawy, że może całe życie gonić za zwykłym podejrzeniem, które koniec końców może okazać się mylne; może też popełnić jakiś poważny błąd i trafić do Azkabanu albo narazić się nieodpowiednim ludziom, co byłoby równoznaczne z podpisaniem na siebie wyroku. To jej jednak już tłumaczył ostatnio i chyba nawet tak prawdopodobna wizja jak jego tragiczny koniec, nie ruszała brunetki, która wierzyła, że Ślizgon jednak do niej wróci. Ponadto teraz nabrało to dodatkowego, dużo poważniejszego znaczenia, a wystarczyło do tego jedno wyznanie, z którym kryli się aż do dziś.
Ruchy, które wykonywał były pewnym automatyzmem, choć nie miał doświadczenia w obyciu miłosnym, to jednak podświadomie coś kazało mu niwelować każdą, najmniejszą odległość jaka ich łączyła, każdy pocałunek miał trwać tak długo, jak tylko zdołają funkcjonować bez oddechu, a każda przerwa między nimi miała być jak najkrótsza, by nie tracić i tak już mocno "straconego" czasu na tych podchodach, które między sobą rozgrywali. Choć nie zachowywał się tak do tej pory, to przemawiała przez niego niezwykła pewność siebie, a pragnienie kontaktu z nią było widoczne gołym okiem, nawet Giotto nie zdoła już teraz tego ukryć.
Całowała świetnie, choć porównania w zasadzie nie miał aż tak mocnego. Rozbudzała go jednak każdym kolejnym ruchem i gdy tylko przekręciła się na plecy, pociągając Giotto za sobą, chłopak posłusznie przysunął się nieco, całując ją teraz z góry. Na moment tylko przerwał pocałunek, by zaczerpnąć nieco oddechu i lepiej ułożyć przy tym ręce, które teraz były w jeszcze innych pozycjach, niż wcześniej - lewą podpierał się, by nie opaść na nią całym ciałem, a prawa głaskała jej udo, delikatnie podwijając suknię, która teraz już wydawała się być lekko pognieciona, biorąc pod uwagę wcześniejsze starania Charlotte o to, by nie doprowadzić jej do tego stanu.
Wpił się w jej usta znowu, przymykając przy tym oczy, skupiając się wyłącznie na doznaniu, które z minuty na minutę, robiło się coraz przyjemniejsze - dotąd nie sądził, że w ogóle da się to jeszcze pociągnąć wyżej. Wystarczyło mu zaledwie kilka chwil, by złapać odpowiedni rytm i oddychać, gdy przykładowo przekręcał nieco głowę, chcąc całować ją przez moment z drugiej strony. Jak widać dało się to wszystko pogodzić, a on nie zamierzał poprzestać tylko na tym. Gdy tylko nadarzyła się okazja, zjechał ustami nieco niżej, muskając skórę jej szyi. Obdarował ją kilkoma pomniejszymi całusami i wrócił z powrotem do jej ust, raz jeszcze inicjując łapczywy, ale za to bardzo namiętny pocałunek. Pozwolił sobie nawet na delikatne gryzienie jej dolnej wargi. Jego prawa dłoń już dawno podwinęła jej suknię do tego stopnia, że mógł teraz poczuć jej nagą skórę w tych okolicach i skrupulatnie z tego korzystał, delikatnie masując ją po udzie.
Odsunął swoje głowę na moment, by móc nawiązać z nią kontakt wzrokowy oraz przy okazji łapiąc kilka oddechów, które z pewnością okażą się nieocenione za te kilka chwil, gdy znów mu ich zabraknie.
- Rozumiem, że brak tańca odpuszczony? - uśmiechnął się nieco styrany, choć było to mylne wrażenie - miał mnóstwo energii, ale akurat dobierał kolejne oddechy. Nawiązywał oczywiście do obietnicy, że zatańczą razem, chociaż ten jeden raz, czego niestety nie udało mu się spełnić. Z drugiej strony, chyba odpokutował, czy nie?
- Charlotte Macmillan
Re: Dormitorium chłopców z VI roku
Pią Kwi 28, 2017 12:03 am
Nie potrafiła nie wierzyć w to, że Giotto do niej powróci. Mimo, że wiedziała z jakimi niebezpieczeństwami zamierzał się mierzyć, mimo świadomości, że to, co przyjdzie mu spotkać na swojej drodze nie będzie ani trochę przyjemne to Charlotte nie potrafiła nawet wyobrażać sobie, że nie nadejdzie dzień w którym Ślizgon stanie w jej drzwiach. Naprawdę bardzo mocno w niego wierzyła i była stuprocentowo pewna, że poradzi sobie z każdą przeciwnością jaka pojawi się na jego drodze. Może nie od razu po szkole, może nie skacząc na głęboką wodę, jednak wierzyła w jego zdrowy rozsądek i to, że nim podejmie się trudniejszych zadań i wyzwań doszkoli się do tego stopnia aby nie odstawać swoimi umiejętnościami od nieprzyjaciół chcących jego klęski.
Poza tym, kim by była gdyby w niego nie wierzyła? Gdyby ot tak pogodziła się z jego klęską i potrafiła z tym żyć? Jak nisko musiałaby upaść w swoich przekonaniach? Nie chciała tego nigdy sprawdzać, zbyt mocno ceniąc swoje własne, moralne fundamenty aby komukolwiek i czemukolwiek pozwolić je naruszyć.
Z każdym kolejnym pocałunkiem i dotykiem Ślizgona Charlotte miała wrażenie, że jej serce bije jeszcze mocniej, a potrzeba bliskości rośnie, chociaż chwilę wcześniej zdawało jej się to całkiem niemożliwe. Niejednokrotnie jednak przekonywała się przy Giotto, że rzeczy niemożliwe tak naprawdę nie istnieją i odpowiednia ilość pracy potrafi skutkować niemałym zaskoczeniem.
Tak jak teraz, kiedy całowała go zachłannie, nie mogąc wyjść z podziwu jak szybko to wszystko się potoczyło i jak to było możliwe, że nawet nie spróbowała go pocałować do dnia dzisiejszego. Teraz rozumiała jak wiele traciła przez ten cały czas, zadowalając się wyłącznie ciszą, swoimi monologami, a w ostatnim czasie coraz częstszym dotykiem. Dotyk ten jednak był niczym w porównaniu z uczuciem jakie narastało w nastolatce przy każdym muśnięciu warg Giotto, który skutecznie odbierał jej nie tylko oddech, ale również rozum.
Momentalnie brunetka odchyliła głowę czując pocałunki na swojej szyi, chcąc dać Ślizgonowi lepszy dostęp do swojej skóry, czując całkowite szaleństwo emocji narastających w niej tego dnia. To była tak niesamowita mieszanka, że sama nie omieszkała kilkukrotnie złapać chłopaka zębami za dolną wargę i przyciągnąć do siebie bliżej, niezadowolona z każdej, nawet najkrótszej przerwy na oddech. Dopiero palący wręcz dotyk Giotto na jej udzie, a także chwila oddechu sprawiły, że powróciła jej chociaż chwilowa jasność umysłu, która sprawiła, że jej dłoń powędrowała w kierunku palców Ślizgona, które zabrała ze swojej nagiej skóry i odłożyła na materiał sukienki na swoim biodrze, posyłając mu przy tym nieznaczny uśmiech. Babcia zawsze ją uczyła żeby nie odkrywać wszystkich kart w pierwszym nadarzającym się momencie.
- Taniec nie jest mi dzisiaj do niczego potrzebny. - przyznała całkiem szczerze, palcami przeczesując włosy Giotto, a po chwili dotykając także jego policzka, nie potrafiąc przestać uśmiechać się do niego nawet na moment. Jak mogłaby w tej chwili mieć mu za złe, że nie zatańczyli, skoro zdecydowanie dostała od niego coś lepszego tego dnia?
Poza tym, kim by była gdyby w niego nie wierzyła? Gdyby ot tak pogodziła się z jego klęską i potrafiła z tym żyć? Jak nisko musiałaby upaść w swoich przekonaniach? Nie chciała tego nigdy sprawdzać, zbyt mocno ceniąc swoje własne, moralne fundamenty aby komukolwiek i czemukolwiek pozwolić je naruszyć.
Z każdym kolejnym pocałunkiem i dotykiem Ślizgona Charlotte miała wrażenie, że jej serce bije jeszcze mocniej, a potrzeba bliskości rośnie, chociaż chwilę wcześniej zdawało jej się to całkiem niemożliwe. Niejednokrotnie jednak przekonywała się przy Giotto, że rzeczy niemożliwe tak naprawdę nie istnieją i odpowiednia ilość pracy potrafi skutkować niemałym zaskoczeniem.
Tak jak teraz, kiedy całowała go zachłannie, nie mogąc wyjść z podziwu jak szybko to wszystko się potoczyło i jak to było możliwe, że nawet nie spróbowała go pocałować do dnia dzisiejszego. Teraz rozumiała jak wiele traciła przez ten cały czas, zadowalając się wyłącznie ciszą, swoimi monologami, a w ostatnim czasie coraz częstszym dotykiem. Dotyk ten jednak był niczym w porównaniu z uczuciem jakie narastało w nastolatce przy każdym muśnięciu warg Giotto, który skutecznie odbierał jej nie tylko oddech, ale również rozum.
Momentalnie brunetka odchyliła głowę czując pocałunki na swojej szyi, chcąc dać Ślizgonowi lepszy dostęp do swojej skóry, czując całkowite szaleństwo emocji narastających w niej tego dnia. To była tak niesamowita mieszanka, że sama nie omieszkała kilkukrotnie złapać chłopaka zębami za dolną wargę i przyciągnąć do siebie bliżej, niezadowolona z każdej, nawet najkrótszej przerwy na oddech. Dopiero palący wręcz dotyk Giotto na jej udzie, a także chwila oddechu sprawiły, że powróciła jej chociaż chwilowa jasność umysłu, która sprawiła, że jej dłoń powędrowała w kierunku palców Ślizgona, które zabrała ze swojej nagiej skóry i odłożyła na materiał sukienki na swoim biodrze, posyłając mu przy tym nieznaczny uśmiech. Babcia zawsze ją uczyła żeby nie odkrywać wszystkich kart w pierwszym nadarzającym się momencie.
- Taniec nie jest mi dzisiaj do niczego potrzebny. - przyznała całkiem szczerze, palcami przeczesując włosy Giotto, a po chwili dotykając także jego policzka, nie potrafiąc przestać uśmiechać się do niego nawet na moment. Jak mogłaby w tej chwili mieć mu za złe, że nie zatańczyli, skoro zdecydowanie dostała od niego coś lepszego tego dnia?
- Giotto Nero
Re: Dormitorium chłopców z VI roku
Pią Kwi 28, 2017 5:30 pm
Momentami był zbyt porywczy, ale ostatnie rozmowy skutecznie przemówiły mu do rozsądku, by jeszcze wstrzymał się z wyruszeniem w podróż, brakowało mu bowiem dosłownie wszystkiego - umiejętności, doświadczenia, pieniędzy i jakichkolwiek śladów, dzięki którym mógłby rozpocząć śledztwo. W dodatku, Enzo wydawał się być jeszcze gorzej przygotowany do takiej eskapady, niż on sam, dlatego wyruszenie bez odpowiedniego przygotowania, było równoznaczne z podpisaniem na siebie wyroku śmierci. Teraz jednak po tych wielu rozmowach z Charlotte, postanowił poćwiczyć w wakacje z dala od miejskiego zgiełku i czatujących wszędzie aurorów - mieli bowiem mały domek poza Londynem, który mógł posłużyć jako idealny punkt do potrenowania przez te niecałe dwa miesiące.
Szczerze mówiąc, on już sam pogodził się z tym, że być może nie wróci. Wszystko to co mówił; zapewnienia, że kiedyś stanie w jej drzwiach, że postara się przeżyć, były tak naprawdę pustymi słowami. Wiedział na co się pisze i choćby nie wiadomo co się działo, nie miał w ogóle wiary w to, że uda mu się wrócić - a jeśli już, to na pewno nie w jednym kawałku. Czuł jednak pewną odpowiedzialność, dostrzegając w jej oczach pewną pasję i pewność, że jest jednak jeszcze jakaś szansa, ponadto, do dziś nie posiadał największego bodźca, kierującego życiem ludzkim. Uczucie jakim darzy Charlotte było tak silne, że nie raz nie dwa może uratować go z poważnych tarapatów i podnieść go, gdy po upadku nie będzie miał siły już wstać.
Bardzo się starał, tego nie można było mu odmówić. Każdy pocałunek był zachłanny, pełen energii i pożądania, bowiem chciał zapamiętać to wszystko jak najlepiej przed wyjazdem. Mało tego, im dłużej to robili, tym bardziej było mu przyjemnie i tak naprawdę zatracił się w tych pocałunkach, całkowicie lekceważąc fakt, że jeszcze kilka godzin wcześniej trzymanie się za ręce było szczytem jego możliwości. Teraz całuje ją tak, jakby chciał nadrobić te wszystkie stracone lata na wzajemnych podchodach i unikaniu tego co nieuniknione.
Odsunął się nieco, gdy Macmillan zabrała jego dłoń ze swojego uda, domyślając się jaki jest tego powód. Uczucie wzięło nad nim górę i tak naprawdę był gotowy kochać się z nią już teraz, jednakże brak jej pozwolenia skutecznie odwołał wszystkie te myśli, czym oczywiście w żaden sposób go nie zraziła - nie można mieć bowiem wszystkiego na raz. A może można? W końcu ma ją.
Uśmiechnął się kącikiem ust, czując jak jej dłoń skutecznie zsunęła jego rękę z jej uda i po dosłownie kilku - dwóch, może trzech - sekundach przerwy, ponownie wpił się w jej usta, tym razem nieco wymuszając na niej zmianę pozycji. Wiszenie przez te dobre kilkanaście minut wymęczyło trochę jego ciało, dlatego teraz to on położył się na plecach, ciągnąc ją jednocześnie za sobą, by zajęła należne jej miejsce w okolicach jego podbrzusza. Nie chciał czekać, więc gdy tylko rozsiadła się na nim wygodnie, natychmiast uniósł nieco głowę, a dłonią chwycił ją za tył głowy, przyciągając ją do siebie gwałtownie, a przy okazji wplatając palce w jej dotychczas ułożone włosy. Paradoksalnie z każdym pocałunkiem zyskiwał na sile i miał coraz więcej ochoty na to, by właśnie w ten sposób spędzać ostatnie wspólne chwile w szkole.
Jego druga dłoń powędrowała na jej pośladek, który był delikatnie masowany przez sukienkę. Kompletnie stracił dla niej rozum - niesamowicie go pobudzała, a przy tym gdzieś tam z tyłu głowy miał świadomość, że stracili bardzo dużo czasu i mogli żyć tak już od dawna, wiedzieli o tym wszyscy poza nimi samymi. Pewnie stąd brały się te wszystkie jego pokłady sił, których w ogóle nie tracił. Dość powiedzieć, że dzięki temu, co się działo teraz między nimi, jego pewność siebie rosła i nie był już tak oszczędny w środkach, jak wcześniej.
Przeczesał dłonią jej włosy, zatrzymując się na jej policzku, który pomasował chwilę bokiem kciuka, gdy pocałunek nieco osłabł, a oni łapali każdy, możliwy oddech. Odsunął dosłownie na milimetry swoje usta od jej warg i otworzył oczy, spoglądając na ukochaną.
- To lepsze od spania z tobą na błoniach. - rzucił, wyraźnie łapiąc oddech.
Może nie był to odpowiedni komentarz do sytuacji, ale on się tym nie przejmował, był w tym momencie najszczęśliwszy na świecie i tak naprawdę nic nie mogło mu zepsuć tego humoru, stąd też większa odwaga w wypowiadaniu tak prozaicznych, a może nawet głupich stwierdzeń. Niemniej jednak wszystko było w dobrej intencji - złapanie czasu na oddech, może nawet próba rozśmieszenia jej. Charlotte nie powinna być na pewno w żaden sposób zażenowana, w końcu był szczery, a to była jedna z cech, którą na pewno w nim ceniła.
- Wszystko z tobą jest lepsze... - dodał już szeptem, mając przy okazji przymknięte oczy. Powoli złączył znowu ich wargi, inicjując kolejny pocałunek, tym razem bardziej czuły, a przy okazji maksymalnie powolny. Chciał się poczuć dokładnie tak, jak przed wejściem na salę, gdy pocałowała go po raz pierwszy. Wiedział, że to uczucie niemożliwe do odwzorowania, ale jednak co chwilę wracał myślami do tamtej chwili. Na samą myśl o odwzajemnieniu jego uczuć, serce ponownie zabiło mu mocniej, choć tak naprawdę biło w tak gwałtownym rytmie już dobre kilkanaście minut. Poczuł jednak dziwne ciepło z tyłu pleców, które zmusiło go do tego, by kolejny raz dzisiejszej nocy - przyspieszyć pocałunek. Nabrał nowych sił, zatem Gryfonka jeszcze długo będzie obdarowywana pełnymi siły i uczucia pocałunkami, w zasadzie, to będzie nimi obdarowywana, dopóki nie powie dość. On już dość miał izolacji od niej, więc nadrabia cały ten stracony czas, a im dłużej to będzie trwało, tym lepiej.
Ponownie wplótł dłoń w jej włosy z tyłu głowy i rozpoczął taniec ich języków, nie zapominając o głaskaniu ją w dole pleców, nierzadko zahaczając o pośladki Macmillan.
Szczerze mówiąc, on już sam pogodził się z tym, że być może nie wróci. Wszystko to co mówił; zapewnienia, że kiedyś stanie w jej drzwiach, że postara się przeżyć, były tak naprawdę pustymi słowami. Wiedział na co się pisze i choćby nie wiadomo co się działo, nie miał w ogóle wiary w to, że uda mu się wrócić - a jeśli już, to na pewno nie w jednym kawałku. Czuł jednak pewną odpowiedzialność, dostrzegając w jej oczach pewną pasję i pewność, że jest jednak jeszcze jakaś szansa, ponadto, do dziś nie posiadał największego bodźca, kierującego życiem ludzkim. Uczucie jakim darzy Charlotte było tak silne, że nie raz nie dwa może uratować go z poważnych tarapatów i podnieść go, gdy po upadku nie będzie miał siły już wstać.
Bardzo się starał, tego nie można było mu odmówić. Każdy pocałunek był zachłanny, pełen energii i pożądania, bowiem chciał zapamiętać to wszystko jak najlepiej przed wyjazdem. Mało tego, im dłużej to robili, tym bardziej było mu przyjemnie i tak naprawdę zatracił się w tych pocałunkach, całkowicie lekceważąc fakt, że jeszcze kilka godzin wcześniej trzymanie się za ręce było szczytem jego możliwości. Teraz całuje ją tak, jakby chciał nadrobić te wszystkie stracone lata na wzajemnych podchodach i unikaniu tego co nieuniknione.
Odsunął się nieco, gdy Macmillan zabrała jego dłoń ze swojego uda, domyślając się jaki jest tego powód. Uczucie wzięło nad nim górę i tak naprawdę był gotowy kochać się z nią już teraz, jednakże brak jej pozwolenia skutecznie odwołał wszystkie te myśli, czym oczywiście w żaden sposób go nie zraziła - nie można mieć bowiem wszystkiego na raz. A może można? W końcu ma ją.
Uśmiechnął się kącikiem ust, czując jak jej dłoń skutecznie zsunęła jego rękę z jej uda i po dosłownie kilku - dwóch, może trzech - sekundach przerwy, ponownie wpił się w jej usta, tym razem nieco wymuszając na niej zmianę pozycji. Wiszenie przez te dobre kilkanaście minut wymęczyło trochę jego ciało, dlatego teraz to on położył się na plecach, ciągnąc ją jednocześnie za sobą, by zajęła należne jej miejsce w okolicach jego podbrzusza. Nie chciał czekać, więc gdy tylko rozsiadła się na nim wygodnie, natychmiast uniósł nieco głowę, a dłonią chwycił ją za tył głowy, przyciągając ją do siebie gwałtownie, a przy okazji wplatając palce w jej dotychczas ułożone włosy. Paradoksalnie z każdym pocałunkiem zyskiwał na sile i miał coraz więcej ochoty na to, by właśnie w ten sposób spędzać ostatnie wspólne chwile w szkole.
Jego druga dłoń powędrowała na jej pośladek, który był delikatnie masowany przez sukienkę. Kompletnie stracił dla niej rozum - niesamowicie go pobudzała, a przy tym gdzieś tam z tyłu głowy miał świadomość, że stracili bardzo dużo czasu i mogli żyć tak już od dawna, wiedzieli o tym wszyscy poza nimi samymi. Pewnie stąd brały się te wszystkie jego pokłady sił, których w ogóle nie tracił. Dość powiedzieć, że dzięki temu, co się działo teraz między nimi, jego pewność siebie rosła i nie był już tak oszczędny w środkach, jak wcześniej.
Przeczesał dłonią jej włosy, zatrzymując się na jej policzku, który pomasował chwilę bokiem kciuka, gdy pocałunek nieco osłabł, a oni łapali każdy, możliwy oddech. Odsunął dosłownie na milimetry swoje usta od jej warg i otworzył oczy, spoglądając na ukochaną.
- To lepsze od spania z tobą na błoniach. - rzucił, wyraźnie łapiąc oddech.
Może nie był to odpowiedni komentarz do sytuacji, ale on się tym nie przejmował, był w tym momencie najszczęśliwszy na świecie i tak naprawdę nic nie mogło mu zepsuć tego humoru, stąd też większa odwaga w wypowiadaniu tak prozaicznych, a może nawet głupich stwierdzeń. Niemniej jednak wszystko było w dobrej intencji - złapanie czasu na oddech, może nawet próba rozśmieszenia jej. Charlotte nie powinna być na pewno w żaden sposób zażenowana, w końcu był szczery, a to była jedna z cech, którą na pewno w nim ceniła.
- Wszystko z tobą jest lepsze... - dodał już szeptem, mając przy okazji przymknięte oczy. Powoli złączył znowu ich wargi, inicjując kolejny pocałunek, tym razem bardziej czuły, a przy okazji maksymalnie powolny. Chciał się poczuć dokładnie tak, jak przed wejściem na salę, gdy pocałowała go po raz pierwszy. Wiedział, że to uczucie niemożliwe do odwzorowania, ale jednak co chwilę wracał myślami do tamtej chwili. Na samą myśl o odwzajemnieniu jego uczuć, serce ponownie zabiło mu mocniej, choć tak naprawdę biło w tak gwałtownym rytmie już dobre kilkanaście minut. Poczuł jednak dziwne ciepło z tyłu pleców, które zmusiło go do tego, by kolejny raz dzisiejszej nocy - przyspieszyć pocałunek. Nabrał nowych sił, zatem Gryfonka jeszcze długo będzie obdarowywana pełnymi siły i uczucia pocałunkami, w zasadzie, to będzie nimi obdarowywana, dopóki nie powie dość. On już dość miał izolacji od niej, więc nadrabia cały ten stracony czas, a im dłużej to będzie trwało, tym lepiej.
Ponownie wplótł dłoń w jej włosy z tyłu głowy i rozpoczął taniec ich języków, nie zapominając o głaskaniu ją w dole pleców, nierzadko zahaczając o pośladki Macmillan.
- Charlotte Macmillan
Re: Dormitorium chłopców z VI roku
Czw Maj 04, 2017 8:08 pm
Nie potrafiła i nie chciała wierzyć w to, że nie wróci. Nawet jeśli wszystkie racjonalne przesłanki były przeciw jej przekonaniom, to jednak daleka była od ich porzucenia. Naprawdę bardzo mocno wierzyła, że uda mu się jakoś, może dzięki umiejętnościom, może dzięki szczęściu albo czyjejś pomocy, ale koniec końców wyjdzie z tego w jednym kawałku. Poza tym, po dzisiejszej dawce wyznań, po tej całej bliskości, którą sobie okazywali, niemożliwym wręcz było aby zgodziła się na inny sposób postrzegania wszystkiego. Miał do niej wrócić, cały, zdrowy, mniej lub bardziej szczęśliwy (z tym sobie jakoś poradzi), ale miał być. Nie wyobrażała sobie, że po tym wszystkim nazajutrz go straci i nigdy więcej nie zobaczy, nie dotknie, nie usłyszy czy nie pocałuje. To wszystko nie mogło się skończyć w taki sposób, w jaki przedstawiał jej to Giotto. I chociaż obiecywała mu, że cokolwiek by się nie działo nie spróbuje go szukać to teraz... Teraz już nie była tego tak pewna. Gdyby bowiem wiedziała, że dzieje mu się jakaś krzywda, że jest w stanie mu pomóc to na pewno, bez mrugnięcia okiem, zaryzykowałaby swoje zdrowie i życie byle tylko Giotto nie stała się krzywda. Zasługiwał bowiem na to, po tych latach samotności, po tych wszystkich cierpieniach jakie odczuwał przez tyle lat zasługiwał na coś więcej niż śmierć w męczarniach zadawanych przez jakiegoś fanatyka. Zasługiwał na to, aby mieć kogoś, kto był gotów poświęcić za niego swoje życie.
Prawdę mówiąc spodziewała się, że jej dosyć wyraźny znak odmowny nie zostanie niespostrzeżony, a tym bardziej zignorowany. Ufała Giotto i była stuprocentowo pewna, że nigdy nie zrobiłby czegoś, na co nie wyraziłaby zgody, dlatego też wyłącznie uśmiechnęła się do niego ciepło nim powróciła ustami do jego ust. Przerwała tylko na moment, posłusznie przenosząc się w okolice podbrzusza chłopaka, po czym przerzuciła włosy na jedno ramię aby im nie przeszkadzały i opierając się dłońmi po obu stronach głowy Giotto nachyliła się, gwałtownie wpijając w jego wargi, które wręcz miażdżyła w tym momencie swoimi własnymi, czując nagły przypływ niespożytkowanej siły. Którą koniecznie chciała spożytkować w tym momencie, zastanawiając się jak do tej pory mogła żyć bez jego pocałunków.
Z obecnego punktu widzenia to było wręcz niemożliwe, że potrafiła do tego dnia bez tego jakoś funkcjonować. Teraz, kiedy już poznała jak to jest mieć go tak blisko siebie wiedziała, że nie będzie łatwo jej przestać go całować.
Odsunęła się nieznacznie czując, że Giotto też to robi i otworzyła oczy słysząc jego głos. Słowa, które wypowiedział sprawiły jednak, że mimowolnie zaśmiała się cicho, gładząc go lekko po policzku chcąc w jakiś sposób może odpokutować ewentualną złość za to, że zareagowała w ten, a nie inny sposób.
- Poważnie bym się zmartwiła i straciła sporo wiary w siebie gdybyś stwierdził inaczej. - przyznała wciąż rozbawiona, nachylając się powoli aby pocałować go szybko najpierw raz, potem drugi i trzeci, za czwartym łapiąc w zęby jego dolną wargę i lekko ciągnąc za sobą. Szybko jednak puściła ją, powracając do spokojnego całowania Giotto, układając się odrobinę wygodniej, opierając się tym razem na łokciach, jedną z dłoni wplątując w jego włosy na których co jakiś czas zaciskała palce, zazwyczaj przy co gwałtowniejszych ruchach Ślizgona, w takich też momentach po prostu mocniej do niego przywierając, wiedząc, że to prawdopodobnie jedna z najlepszych nocy w jej życiu.
Prawdę mówiąc spodziewała się, że jej dosyć wyraźny znak odmowny nie zostanie niespostrzeżony, a tym bardziej zignorowany. Ufała Giotto i była stuprocentowo pewna, że nigdy nie zrobiłby czegoś, na co nie wyraziłaby zgody, dlatego też wyłącznie uśmiechnęła się do niego ciepło nim powróciła ustami do jego ust. Przerwała tylko na moment, posłusznie przenosząc się w okolice podbrzusza chłopaka, po czym przerzuciła włosy na jedno ramię aby im nie przeszkadzały i opierając się dłońmi po obu stronach głowy Giotto nachyliła się, gwałtownie wpijając w jego wargi, które wręcz miażdżyła w tym momencie swoimi własnymi, czując nagły przypływ niespożytkowanej siły. Którą koniecznie chciała spożytkować w tym momencie, zastanawiając się jak do tej pory mogła żyć bez jego pocałunków.
Z obecnego punktu widzenia to było wręcz niemożliwe, że potrafiła do tego dnia bez tego jakoś funkcjonować. Teraz, kiedy już poznała jak to jest mieć go tak blisko siebie wiedziała, że nie będzie łatwo jej przestać go całować.
Odsunęła się nieznacznie czując, że Giotto też to robi i otworzyła oczy słysząc jego głos. Słowa, które wypowiedział sprawiły jednak, że mimowolnie zaśmiała się cicho, gładząc go lekko po policzku chcąc w jakiś sposób może odpokutować ewentualną złość za to, że zareagowała w ten, a nie inny sposób.
- Poważnie bym się zmartwiła i straciła sporo wiary w siebie gdybyś stwierdził inaczej. - przyznała wciąż rozbawiona, nachylając się powoli aby pocałować go szybko najpierw raz, potem drugi i trzeci, za czwartym łapiąc w zęby jego dolną wargę i lekko ciągnąc za sobą. Szybko jednak puściła ją, powracając do spokojnego całowania Giotto, układając się odrobinę wygodniej, opierając się tym razem na łokciach, jedną z dłoni wplątując w jego włosy na których co jakiś czas zaciskała palce, zazwyczaj przy co gwałtowniejszych ruchach Ślizgona, w takich też momentach po prostu mocniej do niego przywierając, wiedząc, że to prawdopodobnie jedna z najlepszych nocy w jej życiu.
- Giotto Nero
Re: Dormitorium chłopców z VI roku
Pią Maj 05, 2017 9:42 pm
Niewątpliwie trudnym zadaniem będzie wyjść z tak poważnej podróży bez szwanku, jednakże im więcej poczyni przygotowań, im więcej treningów będzie za nim, im bardziej wraz ze swoim bratem uodpornią się na działania przypadku i będą w pełni liczyć na swoje umiejętności oraz doświadczenie, tym bardziej jest większe prawdopodobieństwo, że kiedyś do niej wróci. Może to trwać długo: tygodnie, miesiące czy nawet lata, może nawet nigdy nie dowiedzieć się tego co chce, ale teraz jest pewien jednego - prędzej czy później przyjdzie taki czas, gdy tęsknota za nią będzie tak wielka, że będzie w stanie rzucić wszystko i stanąć przed jej drzwiami zaczynając od kilkusekundowych przeprosin, a następnie całując ją i mając ją w objęciach przez następne dobre kilka dni. Tak to sobie wyobrażał, zwłaszcza teraz, gdy myśli szalały, a on zdecydował się na tak poważne wyznania.
Niemniej jednak byłby zwyczajnie zły, gdyby Charlotte popełniła jakąś głupotę i nie daj boże ruszyła za nim w pogoń. Powiedział jej to wszystko, bo musiał, ale też ufał jej do tego stopnia, by nie posądzić ją o jakąś nierozwagę. To były jego sprawy i choć Nero już teraz należy w pełni do Charlotte, tak ta sprawa pozostaje ostatnią, którą musi załatwić sam. Składało się na to wiele rzeczy: jej bezpieczeństwo, to była jego przeszłość, więc nierozważnie byłoby ją w to mieszać, no i nie chciał, by widziała go takim, jaki będzie przez ten okres. Mogła wierzyć w niego, mogła widzieć w nim mnóstwo dobra, mogła nie przyjmować do wiadomości, że Giotto jest skłonny do czynienia złego, ale to były zwyczajne złudzenia - życie poddało go wiele razy pewnym próbom, przez co teraz ma trochę inne podejście do wszystkiego. Dla dobra sprawy jest w stanie kogoś skrzywdzić, nawet jeśli ten ktoś jest niewinny. Dla niego dobro i zło to jedynie punkt widzenia, a on znajduje się gdzieś pomiędzy jednym a drugim, wszakże dotychczas nieraz pokazywał to, że jest w stanie bez wahania użyć różdżki czy nawet pięści, kiedy nawet nie wymaga tego sytuacja. Miała nieco przekłamany obraz Giotto Nero, jednakże to on był po części winny temu, że tak go właśnie Gryfonka postrzega. Z drugiej strony, może to on jest aż tak ślepy, by nie widzieć tego, że dominuje w nim jednak ta dobra strona.
Wszystko to jednak nie miało znaczenia, gdy raz po raz łączyli wargi w kolejnych pocałunkach, mając w głowach tylko jedno - pragnienie siebie nawzajem. Pomimo tego, że wszystko w życiu Ślizgona było jednym wielkim planem, tak teraz to co robili właśnie na jego łóżku, było czystą spontanicznością, którą śmiało można było nazwać potrzebą. Im dłużej się całowali, im dłużej byli tak blisko siebie, tym bardziej jej pragnął - nigdy wcześniej nie czuł się tak jak teraz. Wiedział, że Charlotte jest dla niego bardzo ważna, ale od pewnego czasu stała się chyba najważniejsza w jego życiu i ciężko będzie zrzucić ją z piedestału - w końcu to przez nią, albo dzięki niej (jak kto woli) miał wątpliwości, czy aby wszystko to co robi, jest odpowiednie. Dotąd nie myślał o swoim szczęściu, a chciał wyłącznie rozprawić się ze swoją przeszłością, teraz jednak pojawiła się szansa na to, by nawet mieć przyszłość, o czym wcześniej nawet nie marzył. Tego najpewniej nie przyzna jej zbyt prędko, ale zakochał się w niej bez pamięci i myślał już nawet o tym, jak może wyglądać ich życie za kilkanaście lat i co by nie mówić, były to bardzo przyjemne wizje.
W przerwach między pocałunkami łapał kolejne oddechy, ale po tych kilkunastu minutach musiał na moment przerwać, by zrobić dwie rzeczy - nabrać powietrza i posłuchać jej. Jak bardzo nie lubił, gdy ktoś kłapał jadaczką, tak jej mógł słuchać na okrągło. I nie chodziło tu nawet o to, że ona będzie gadać, a on ją podziwiać i głupio się uśmiechać, raz po raz powstrzymując się od zatkania jej ust jakimś pocałunkiem, miał nawet zamiar odpowiadać, a jeśli to by się nie udawało, to chociaż uważnie ją słuchać, nawet jeśli będzie pierniczyć głupoty o upadku nieba na głowę. Jak powiedział - wszystko z nią jest lepsze, ale zapomniał już dodać, że wszystko w niej, jest najlepsze.
Uśmiechnął się lekko, słysząc właśnie to, co chciał - jej przyjemny głos, nawet jeśli był połączony z delikatnym sapaniem. Niemniej jednak tak szybko jak się zachwycił, tak szybko zatęsknił za jej ustami i na dobrą sprawę sam by zainicjował kolejny pocałunek, gdyby nie fakt, że zaczęła muskać jego skórę delikatnymi całusami. Kiedy złapała jego dolną wargę w swoje ząbki, jego uśmiech nieznacznie się poszerzył - kupiła go tym, zdecydowanie, choć w tym momencie czegokolwiek by nie zrobiła, sprawi mu to ogromną przyjemność. Gdy ułożyli się już wygodniej, poczuł się jeszcze lepiej, gdy zaczęła bawić się nieznacznie jego włosami. Wystarczyło jej kilka wspólnych drzemek, kilka pocałunków, a ona już miała rozpracowanego Nero od stóp do głów pod względem pieszczot - jakiś wrodzony dar, albo magia dotyku, bo jak inaczej nazwać to, że każde jej dotknięcie, działało na niego jak najlepszy eliksir spokoju zmieszany z felix felicis?
Gdy ich usta się nieco uspokoiły, robiąc krótką przerwę od namiętnych pocałunków, dalej jednak muskając się, dużo wolniej i za każdym razem przedłużając to jak najbardziej, on miał w głowie tylko ją. Chciał jej tyle rzeczy powiedzieć, ale jednocześnie tak bardzo pragnął jej dotyku i uwagi, że tak naprawdę chyba nie byłby w stanie wykrzesać z siebie nic, poza pojedynczymi słowami. Było to nieproporcjonalne, bowiem jedno słowo wypadało u niego na dobre kilka minut pocałunków - taką właśnie czuł potrzebę kontaktu.
Wplótł dłoń w jej włosy, przeczesując je palcami kilkukrotnie i delikatnie całował ją trochę inaczej, niż wcześnie, bo nie były to francuskie pocałunki, a delikatne muśnięcia to jej kącików ust, to jej górnej, to jej dolnej wargi, spróbował nawet tego samego co ona i nieznacznie gryząc jej wargę. Drugą ręką błądził po jej ciele, co jakiś czas zmieniając zajęcie - masował ją po plecach, odpoczywał, potem głaskał po udzie czy w końcu po pośladku.
W końcu przestał bawić się jej włosami i przeniósł dłoń na jej policzek, głaszcząc go delikatnie opuszkiem swojego kciuka. Wymusił też na niej rozłączenie ust, co jednak przyszło mu z dużym trudem, w końcu zabierał się do tego od... dwudziestu minut, czy od godziny już? Sam w sumie nawet nie wiedział.
Patrzył przez chwilę w jej oczy nie odzywając się, a także nie mrugając nawet - zwyczajnie utonął w jej tęczówkach, lecz gdy tylko się ogarnął, skwitował to wszystko małym, subtelnym uśmiechem. I tak po prostu na nią patrzył, bez zbędnych słów, tylko tym razem spojrzenie było zupełnie inne, niż jeszcze kilka dni temu. Był zakochany, po prostu.
Niemniej jednak byłby zwyczajnie zły, gdyby Charlotte popełniła jakąś głupotę i nie daj boże ruszyła za nim w pogoń. Powiedział jej to wszystko, bo musiał, ale też ufał jej do tego stopnia, by nie posądzić ją o jakąś nierozwagę. To były jego sprawy i choć Nero już teraz należy w pełni do Charlotte, tak ta sprawa pozostaje ostatnią, którą musi załatwić sam. Składało się na to wiele rzeczy: jej bezpieczeństwo, to była jego przeszłość, więc nierozważnie byłoby ją w to mieszać, no i nie chciał, by widziała go takim, jaki będzie przez ten okres. Mogła wierzyć w niego, mogła widzieć w nim mnóstwo dobra, mogła nie przyjmować do wiadomości, że Giotto jest skłonny do czynienia złego, ale to były zwyczajne złudzenia - życie poddało go wiele razy pewnym próbom, przez co teraz ma trochę inne podejście do wszystkiego. Dla dobra sprawy jest w stanie kogoś skrzywdzić, nawet jeśli ten ktoś jest niewinny. Dla niego dobro i zło to jedynie punkt widzenia, a on znajduje się gdzieś pomiędzy jednym a drugim, wszakże dotychczas nieraz pokazywał to, że jest w stanie bez wahania użyć różdżki czy nawet pięści, kiedy nawet nie wymaga tego sytuacja. Miała nieco przekłamany obraz Giotto Nero, jednakże to on był po części winny temu, że tak go właśnie Gryfonka postrzega. Z drugiej strony, może to on jest aż tak ślepy, by nie widzieć tego, że dominuje w nim jednak ta dobra strona.
Wszystko to jednak nie miało znaczenia, gdy raz po raz łączyli wargi w kolejnych pocałunkach, mając w głowach tylko jedno - pragnienie siebie nawzajem. Pomimo tego, że wszystko w życiu Ślizgona było jednym wielkim planem, tak teraz to co robili właśnie na jego łóżku, było czystą spontanicznością, którą śmiało można było nazwać potrzebą. Im dłużej się całowali, im dłużej byli tak blisko siebie, tym bardziej jej pragnął - nigdy wcześniej nie czuł się tak jak teraz. Wiedział, że Charlotte jest dla niego bardzo ważna, ale od pewnego czasu stała się chyba najważniejsza w jego życiu i ciężko będzie zrzucić ją z piedestału - w końcu to przez nią, albo dzięki niej (jak kto woli) miał wątpliwości, czy aby wszystko to co robi, jest odpowiednie. Dotąd nie myślał o swoim szczęściu, a chciał wyłącznie rozprawić się ze swoją przeszłością, teraz jednak pojawiła się szansa na to, by nawet mieć przyszłość, o czym wcześniej nawet nie marzył. Tego najpewniej nie przyzna jej zbyt prędko, ale zakochał się w niej bez pamięci i myślał już nawet o tym, jak może wyglądać ich życie za kilkanaście lat i co by nie mówić, były to bardzo przyjemne wizje.
W przerwach między pocałunkami łapał kolejne oddechy, ale po tych kilkunastu minutach musiał na moment przerwać, by zrobić dwie rzeczy - nabrać powietrza i posłuchać jej. Jak bardzo nie lubił, gdy ktoś kłapał jadaczką, tak jej mógł słuchać na okrągło. I nie chodziło tu nawet o to, że ona będzie gadać, a on ją podziwiać i głupio się uśmiechać, raz po raz powstrzymując się od zatkania jej ust jakimś pocałunkiem, miał nawet zamiar odpowiadać, a jeśli to by się nie udawało, to chociaż uważnie ją słuchać, nawet jeśli będzie pierniczyć głupoty o upadku nieba na głowę. Jak powiedział - wszystko z nią jest lepsze, ale zapomniał już dodać, że wszystko w niej, jest najlepsze.
Uśmiechnął się lekko, słysząc właśnie to, co chciał - jej przyjemny głos, nawet jeśli był połączony z delikatnym sapaniem. Niemniej jednak tak szybko jak się zachwycił, tak szybko zatęsknił za jej ustami i na dobrą sprawę sam by zainicjował kolejny pocałunek, gdyby nie fakt, że zaczęła muskać jego skórę delikatnymi całusami. Kiedy złapała jego dolną wargę w swoje ząbki, jego uśmiech nieznacznie się poszerzył - kupiła go tym, zdecydowanie, choć w tym momencie czegokolwiek by nie zrobiła, sprawi mu to ogromną przyjemność. Gdy ułożyli się już wygodniej, poczuł się jeszcze lepiej, gdy zaczęła bawić się nieznacznie jego włosami. Wystarczyło jej kilka wspólnych drzemek, kilka pocałunków, a ona już miała rozpracowanego Nero od stóp do głów pod względem pieszczot - jakiś wrodzony dar, albo magia dotyku, bo jak inaczej nazwać to, że każde jej dotknięcie, działało na niego jak najlepszy eliksir spokoju zmieszany z felix felicis?
Gdy ich usta się nieco uspokoiły, robiąc krótką przerwę od namiętnych pocałunków, dalej jednak muskając się, dużo wolniej i za każdym razem przedłużając to jak najbardziej, on miał w głowie tylko ją. Chciał jej tyle rzeczy powiedzieć, ale jednocześnie tak bardzo pragnął jej dotyku i uwagi, że tak naprawdę chyba nie byłby w stanie wykrzesać z siebie nic, poza pojedynczymi słowami. Było to nieproporcjonalne, bowiem jedno słowo wypadało u niego na dobre kilka minut pocałunków - taką właśnie czuł potrzebę kontaktu.
Wplótł dłoń w jej włosy, przeczesując je palcami kilkukrotnie i delikatnie całował ją trochę inaczej, niż wcześnie, bo nie były to francuskie pocałunki, a delikatne muśnięcia to jej kącików ust, to jej górnej, to jej dolnej wargi, spróbował nawet tego samego co ona i nieznacznie gryząc jej wargę. Drugą ręką błądził po jej ciele, co jakiś czas zmieniając zajęcie - masował ją po plecach, odpoczywał, potem głaskał po udzie czy w końcu po pośladku.
W końcu przestał bawić się jej włosami i przeniósł dłoń na jej policzek, głaszcząc go delikatnie opuszkiem swojego kciuka. Wymusił też na niej rozłączenie ust, co jednak przyszło mu z dużym trudem, w końcu zabierał się do tego od... dwudziestu minut, czy od godziny już? Sam w sumie nawet nie wiedział.
Patrzył przez chwilę w jej oczy nie odzywając się, a także nie mrugając nawet - zwyczajnie utonął w jej tęczówkach, lecz gdy tylko się ogarnął, skwitował to wszystko małym, subtelnym uśmiechem. I tak po prostu na nią patrzył, bez zbędnych słów, tylko tym razem spojrzenie było zupełnie inne, niż jeszcze kilka dni temu. Był zakochany, po prostu.
- Charlotte Macmillan
Re: Dormitorium chłopców z VI roku
Pią Maj 05, 2017 11:30 pm
Sama Charlotte wyobrażała to sobie w sposób podobny. Kiedy jej umysł uciekał w krainę marzeń, kiedy zastanawiała się nad tym jak będzie wyglądał powrót Giotto miała przed oczami wyobraźni jak puka do jej drzwi i nawet po ich otwarciu nie dochodziło do żadnej zbędnej wymiany zdań. Nie będzie potrzebowała żadnych przeprosin, wyjaśnień, usprawiedliwień, jak dla brunetki najważniejszym faktem będzie powrót Ślizgona. To, że będzie żył, że dotrzyma danej jej obietnicy. Jak mogłaby oczekiwać czegoś więcej niż jego bezpieczeństwa i możliwości trzymania go w swoich ramionach?
I choć już od dłuższego czasu powtarzała jak ważną Giotto był dla niej osobą, to dopiero dzisiaj tak naprawdę zaczynała rozumieć jak niedocenione przez nią samą były te słowa i odczucia. Dopiero tego dnia zrozumiała, że wszystko w jej życiu od jakiegoś już czasu kręciło się wokół Nero i wiedziała, że to wszystko będzie potęgowane nawet nie z każdym kolejnym dniem czy tygodniem, ale wręcz godziną czy minutą. I ani nie uważała, że to coś nieodpowiedniego, ani też nie zamierzała tego zmieniać. Zbyt długo oszukiwała samą siebie, że to co czuje względem chłopaka to wyłącznie przyjaźń aby teraz pozwalać sobie dalej tonąć w tej studni absurdalnych wierzeń.
Mógł uważać, że jest zły, że nie cofnie się przed niczym i tak naprawdę bliżej mu do ciemnej niż jasnej strony mocy, jednak Charlotte wiedziała swoje. Widziała w jego oczach dobro, tak samo jak dostrzegała je w gestach i słowach Ślizgona. Jasne, może nie w każdej sytuacji i nie w każdej pojedynczej chwili jego życia, jednak to dobro w nim tkwiło i wiedziała, że nic nie jest w stanie go zniszczyć.
O tym, że Charlotte była mistrzynią kłapania jadaczką wiedział chyba każdy w szkole, każdy bowiem mniej lub bardziej tego doświadczył, jednak to Giotto był prawdziwym mistrzem wysłuchiwania jej, a co ciekawsze, od niego jedynego nie wymagała nigdy odpowiedzi na każdą pojedynczą myśl, którą decydowała się wypowiedzieć. Wystarczyło, że jej słuchał, a wiedziała, że robił to zawsze i już czuła się usatysfakcjonowana. Tak samo teraz nie wymagała, że jakkolwiek zareaguje na jej słowa, chociaż podziwianie jego uśmiechu zdecydowanie sprawnie wspinało się po szczeblach jej ulubionych rzeczy. Do tej pory tak rzadko miała okazję go dostrzegać, że każdorazowe pojawienie się chciała dobrze zapamiętać, nie wiedząc kiedy zjawi się na twarzy Giotto po raz kolejny.
Rozkoszowała się każdym jednym pocałunkiem Ślizgona, czując jak jej serce uspokaja się nieznacznie dzięki zwolnieniu tempa, które mimo intensywności i teoretycznego zżerania sił sprawiało, że Charlotte miała ochotę na więcej. Była bowiem pewna, że zawsze będzie chciała więcej Giotto niż mogłaby mieć, cokolwiek by się między nimi nie wydarzyło. Zbyt długo zwlekali aby teraz móc jakkolwiek nadrobić deficyt swojej bliskości, który nazbierał się na przestrzeni lat.
Jej wargi rozciągnął delikatny uśmiech, który powiększał się przy każdym kolejnym delikatnym pocałunku chłopaka, sprawiającym, że jej już i tak rozszalałe emocje wariowały jeszcze bardziej, a każde kolejne zetknięcie się ust Giotto z jej własnymi sprawiało jej przyjemność nie do opisania. Gdy jednak poczuła jego zęby na swojej dolnej wardze otworzyła nieznacznie oczy, posyłając mu trochę niewinne, trochę prowokujące spojrzenie.
Koniec końców otworzyła jednak oczy i spojrzała na Ślizgona, i chociaż na początku wytrzymanie jego wzroku przychodziło jej z łatwością, to jednak w pewnym momencie opuściła spojrzenie, a jej czerwone jak dotąd policzki poczerwieniały jeszcze bardziej. Nigdy wcześniej nie widziała aby Giotto przyglądał się komukolwiek bądź czemukolwiek z taką intensywnością, w jaką wpatrywał się w nią, co nawet po dawce czułości jaką obdarzyli się wcześniej sprawiło lekkie zakłopotanie u Macmillan.
W końcu jednak nabrała głęboko powietrza w swoje zmęczone płuca i uniosła nieznacznie wzrok, spoglądając na chłopaka spod zasłony rzęs.
- Będąc z tobą całkiem szczerą spodziewałam się raczej, że po moim pocałunku pogadamy jeszcze moment i każde pójdzie w swoją stronę. Zaskoczył mnie pan, panie Nero. - przyznała ze śmiechem, jeszcze chwilę przyglądając się jego twarzy i oczom nim zdecydowała się położyć jak kilka dni temu na błoniach, z głową wygodnie ułożoną na jego ramieniu, z tą tylko różnicą, że teraz obróciła ją tak, aby móc co jakiś czas delikatnie muskać ustami szyję Giotto.
- Żałuję, że nie zdecydowałam się na jakikolwiek ruch trochę wcześniej. - dodała już mniej pewnym siebie głosem, lewą dłonią rozpinając jeszcze jeden guzik koszuli chłopaka aby móc następnie spokojnie wsunąć pod nią dłoń, gładząc palcami skórę w okolicy jego obojczyka.
I choć już od dłuższego czasu powtarzała jak ważną Giotto był dla niej osobą, to dopiero dzisiaj tak naprawdę zaczynała rozumieć jak niedocenione przez nią samą były te słowa i odczucia. Dopiero tego dnia zrozumiała, że wszystko w jej życiu od jakiegoś już czasu kręciło się wokół Nero i wiedziała, że to wszystko będzie potęgowane nawet nie z każdym kolejnym dniem czy tygodniem, ale wręcz godziną czy minutą. I ani nie uważała, że to coś nieodpowiedniego, ani też nie zamierzała tego zmieniać. Zbyt długo oszukiwała samą siebie, że to co czuje względem chłopaka to wyłącznie przyjaźń aby teraz pozwalać sobie dalej tonąć w tej studni absurdalnych wierzeń.
Mógł uważać, że jest zły, że nie cofnie się przed niczym i tak naprawdę bliżej mu do ciemnej niż jasnej strony mocy, jednak Charlotte wiedziała swoje. Widziała w jego oczach dobro, tak samo jak dostrzegała je w gestach i słowach Ślizgona. Jasne, może nie w każdej sytuacji i nie w każdej pojedynczej chwili jego życia, jednak to dobro w nim tkwiło i wiedziała, że nic nie jest w stanie go zniszczyć.
O tym, że Charlotte była mistrzynią kłapania jadaczką wiedział chyba każdy w szkole, każdy bowiem mniej lub bardziej tego doświadczył, jednak to Giotto był prawdziwym mistrzem wysłuchiwania jej, a co ciekawsze, od niego jedynego nie wymagała nigdy odpowiedzi na każdą pojedynczą myśl, którą decydowała się wypowiedzieć. Wystarczyło, że jej słuchał, a wiedziała, że robił to zawsze i już czuła się usatysfakcjonowana. Tak samo teraz nie wymagała, że jakkolwiek zareaguje na jej słowa, chociaż podziwianie jego uśmiechu zdecydowanie sprawnie wspinało się po szczeblach jej ulubionych rzeczy. Do tej pory tak rzadko miała okazję go dostrzegać, że każdorazowe pojawienie się chciała dobrze zapamiętać, nie wiedząc kiedy zjawi się na twarzy Giotto po raz kolejny.
Rozkoszowała się każdym jednym pocałunkiem Ślizgona, czując jak jej serce uspokaja się nieznacznie dzięki zwolnieniu tempa, które mimo intensywności i teoretycznego zżerania sił sprawiało, że Charlotte miała ochotę na więcej. Była bowiem pewna, że zawsze będzie chciała więcej Giotto niż mogłaby mieć, cokolwiek by się między nimi nie wydarzyło. Zbyt długo zwlekali aby teraz móc jakkolwiek nadrobić deficyt swojej bliskości, który nazbierał się na przestrzeni lat.
Jej wargi rozciągnął delikatny uśmiech, który powiększał się przy każdym kolejnym delikatnym pocałunku chłopaka, sprawiającym, że jej już i tak rozszalałe emocje wariowały jeszcze bardziej, a każde kolejne zetknięcie się ust Giotto z jej własnymi sprawiało jej przyjemność nie do opisania. Gdy jednak poczuła jego zęby na swojej dolnej wardze otworzyła nieznacznie oczy, posyłając mu trochę niewinne, trochę prowokujące spojrzenie.
Koniec końców otworzyła jednak oczy i spojrzała na Ślizgona, i chociaż na początku wytrzymanie jego wzroku przychodziło jej z łatwością, to jednak w pewnym momencie opuściła spojrzenie, a jej czerwone jak dotąd policzki poczerwieniały jeszcze bardziej. Nigdy wcześniej nie widziała aby Giotto przyglądał się komukolwiek bądź czemukolwiek z taką intensywnością, w jaką wpatrywał się w nią, co nawet po dawce czułości jaką obdarzyli się wcześniej sprawiło lekkie zakłopotanie u Macmillan.
W końcu jednak nabrała głęboko powietrza w swoje zmęczone płuca i uniosła nieznacznie wzrok, spoglądając na chłopaka spod zasłony rzęs.
- Będąc z tobą całkiem szczerą spodziewałam się raczej, że po moim pocałunku pogadamy jeszcze moment i każde pójdzie w swoją stronę. Zaskoczył mnie pan, panie Nero. - przyznała ze śmiechem, jeszcze chwilę przyglądając się jego twarzy i oczom nim zdecydowała się położyć jak kilka dni temu na błoniach, z głową wygodnie ułożoną na jego ramieniu, z tą tylko różnicą, że teraz obróciła ją tak, aby móc co jakiś czas delikatnie muskać ustami szyję Giotto.
- Żałuję, że nie zdecydowałam się na jakikolwiek ruch trochę wcześniej. - dodała już mniej pewnym siebie głosem, lewą dłonią rozpinając jeszcze jeden guzik koszuli chłopaka aby móc następnie spokojnie wsunąć pod nią dłoń, gładząc palcami skórę w okolicy jego obojczyka.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|