Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
- Królowa Kier
Re: Zamek Królowej Kier
Nie Kwi 05, 2015 10:21 am
Co za głupota..! Zwykłe proste imię, które z niczym się nie wiązało? To miało niby robić wrażenie? To miało niby być takie niezwykłe?
Cóż za nonsens!
Jeśli to określa się mianem wyjątkowości, to znaczy, że coś poszło nie tak. Nie powinno to być zachowane w takim stylu. W żadnym możliwym wypadku. Przynajmniej ona - Królowa Kier - nie zamierzała do tego dopuścić. Kraina Czarów nie uklęknie przed taką prostą dziewczynką. Nie, kiedy to właśnie Czerwona tu panowała. Mogła sobie należeć do nich, póki nie mieszała w jej planach i dopóki coś by nie skłoniło Królowej do tego by jednak tę dziewczynę mieć w zasięgu swego wzroku, a nie berła.
Krzywizny czasu były tu od zawsze.
Gdzieś w wielkiej głowie władczyni tej krainy ruszyła jedna ze wskazówek. Druga zaś...nieznacznie się do swej siostry przybliżała. Zaczęło się odliczanie! Wściekłość, która opanowała ciało Królowej Kier była tak wielka, że aż para zaczęła wydobywać się z królewskich uszu. Zapewne byłoby to śmieszne, gdyby nie fakt, że nie wróżyło to nic dobrego. Na nieszczęście wszystkich tu zebranych gości.
- KARTYYY! ODDANI MI PODDANI! KAŻDEGO KTO SIĘ ROZEŚMIAŁ SKRÓCIĆ O GŁOWĘ! WSZYSTKICH NA KRÓLEWSKĄ GILOTYNĘ! - Krzyczała tak głośno, że zagłuszyła muzykę, która wcześniej porwała wszystkich do tańca. Teraz pod wpływem rozwścieczonego do granic możliwości głosu Królowej Kier, wszystko niemalże zatrzymało się w miejscu.
Jej suknia zdawała się teraz być żywym ogniem, który muskał blade ciało czerwonej władczyni. Zimne spojrzenie lodowych oczu pomknęło w kierunku Marcowego Zająca. Na słowa tego nieposłusznego zwierzaka, wargi Królowej wykrzywiły się w szeroki szaleńczy - jak wszystko wokoło - uśmiech. Chwilę później roześmiała się okrutnie, a czerwień powoli zaczęła znikać z jej twarzy.
- Nie wygrasz ze mną, Zającu! Nikt ze mną nie wygra! Ta kraina jest MOJA! - Krzyknęła i stuknęła berłem, a wszystkie drzwi zaczęły się otwierać, a z niej wysypywać karty, pomniki i żaby ubrane w garnitury. Po chwili wymierzyła berło w stronę Marcowego, unikając lecącej w jej stronę porcelany. - Szykuj się na ścięcie, moja droga.
Wymierzony w Zająca atak królewskim berłem jednak nie zadział, ale to nic!
Zabawa przecież dopiero się zaczynała!
Cóż za nonsens!
Jeśli to określa się mianem wyjątkowości, to znaczy, że coś poszło nie tak. Nie powinno to być zachowane w takim stylu. W żadnym możliwym wypadku. Przynajmniej ona - Królowa Kier - nie zamierzała do tego dopuścić. Kraina Czarów nie uklęknie przed taką prostą dziewczynką. Nie, kiedy to właśnie Czerwona tu panowała. Mogła sobie należeć do nich, póki nie mieszała w jej planach i dopóki coś by nie skłoniło Królowej do tego by jednak tę dziewczynę mieć w zasięgu swego wzroku, a nie berła.
Krzywizny czasu były tu od zawsze.
Gdzieś w wielkiej głowie władczyni tej krainy ruszyła jedna ze wskazówek. Druga zaś...nieznacznie się do swej siostry przybliżała. Zaczęło się odliczanie! Wściekłość, która opanowała ciało Królowej Kier była tak wielka, że aż para zaczęła wydobywać się z królewskich uszu. Zapewne byłoby to śmieszne, gdyby nie fakt, że nie wróżyło to nic dobrego. Na nieszczęście wszystkich tu zebranych gości.
- KARTYYY! ODDANI MI PODDANI! KAŻDEGO KTO SIĘ ROZEŚMIAŁ SKRÓCIĆ O GŁOWĘ! WSZYSTKICH NA KRÓLEWSKĄ GILOTYNĘ! - Krzyczała tak głośno, że zagłuszyła muzykę, która wcześniej porwała wszystkich do tańca. Teraz pod wpływem rozwścieczonego do granic możliwości głosu Królowej Kier, wszystko niemalże zatrzymało się w miejscu.
Jej suknia zdawała się teraz być żywym ogniem, który muskał blade ciało czerwonej władczyni. Zimne spojrzenie lodowych oczu pomknęło w kierunku Marcowego Zająca. Na słowa tego nieposłusznego zwierzaka, wargi Królowej wykrzywiły się w szeroki szaleńczy - jak wszystko wokoło - uśmiech. Chwilę później roześmiała się okrutnie, a czerwień powoli zaczęła znikać z jej twarzy.
- Nie wygrasz ze mną, Zającu! Nikt ze mną nie wygra! Ta kraina jest MOJA! - Krzyknęła i stuknęła berłem, a wszystkie drzwi zaczęły się otwierać, a z niej wysypywać karty, pomniki i żaby ubrane w garnitury. Po chwili wymierzyła berło w stronę Marcowego, unikając lecącej w jej stronę porcelany. - Szykuj się na ścięcie, moja droga.
Wymierzony w Zająca atak królewskim berłem jednak nie zadział, ale to nic!
Zabawa przecież dopiero się zaczynała!
- Mistrz Gry
Re: Zamek Królowej Kier
Nie Kwi 05, 2015 10:21 am
The member 'Królowa Kier' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 1
'Pojedynek' :
Result : 1
- Marcowy Zając
Re: Zamek Królowej Kier
Nie Kwi 05, 2015 11:04 am
Królowa nawet nie wiedziała jak ogromną moc miała w sobie ta dziewczyna. Ona była jak linia prosta przechodząca przez krzywiznę Krainy Czarów! Ona była prawdziwym ogniem zapalnym tych wydarzeń! Gdyby nie ona, ta walka nigdy nie miałaby miejsca! Nigdy nie zdarzyłoby się nic ciekawego, wszyscy żyliby tutaj tak, jak do tej pory. Marcowa teraz piłaby herbatę i ewentualnie co raz rzucałaby babeczką w Szalonego lub Susła, coby się nie zanudzić na śmierć.
A teraz miała prawdziwą wojnę przed sobą! Cóż za wspaniała sposobność, cudowna sprawa. Walka... Tak, wojna była jej żywiołem. Wystarczył jej do tego tylko powód, ogień zapalny. Może to była sama Alicja, ona była ich iskierką, powodującą całość wydarzeń albo było to zniknięcie Kapelusznika. Nieważne, ważne, że trwała bitwa.
Królowa! Śmiech Zająca rozniósł się po całym pomieszczeniu mimo tego, iż odgłosy walki chciały go zagłuszyć. Królowa z nią nie wygra, nie zrobi tego! Dlaczego? Ponieważ ona była stworzona do rządzenia, nie do walki. To Marcowej żywiołem była walka! Marcowy generał, tak! Generał wygrywa wojny!
Wyciągnęła dłoń do Królowej, chcąc zastosować kontratak, jednak dzisiaj defensywna magia nie była na jej korzyść. To nic. Nie potrzebowała berła jednak, aby udaremnić zamiary Czerwonej.
- Twoja kraina śmieje się z Ciebie, Królowo! Posłuchaj tego śmiechu! Posłuchaj go! I zapomnij o ścinaniu! - wykrzyknęła, po czym szybkim biegiem, podskakując nieco co raz, podbiegła do jej królewskiej gilotyny, którą właśnie wniesiono na salę. Kiedy przed nią stanęła, obdarowała uśmiechem i pstryknęła palcami błyszczące ostrze zmieniło się w błyszczące, miękkie piórka.
Więcej złości, więcej Królowo! Dalej, pokaż swoją prawdziwą twarz, pokaż jak będzie parować Ci z ucha, hahahaha~!
- Przedni widok, przedni! Paruje Ci z uszu, hahahaha! - jej ciepły śmiech niósł się po sali. a
A teraz miała prawdziwą wojnę przed sobą! Cóż za wspaniała sposobność, cudowna sprawa. Walka... Tak, wojna była jej żywiołem. Wystarczył jej do tego tylko powód, ogień zapalny. Może to była sama Alicja, ona była ich iskierką, powodującą całość wydarzeń albo było to zniknięcie Kapelusznika. Nieważne, ważne, że trwała bitwa.
Królowa! Śmiech Zająca rozniósł się po całym pomieszczeniu mimo tego, iż odgłosy walki chciały go zagłuszyć. Królowa z nią nie wygra, nie zrobi tego! Dlaczego? Ponieważ ona była stworzona do rządzenia, nie do walki. To Marcowej żywiołem była walka! Marcowy generał, tak! Generał wygrywa wojny!
Wyciągnęła dłoń do Królowej, chcąc zastosować kontratak, jednak dzisiaj defensywna magia nie była na jej korzyść. To nic. Nie potrzebowała berła jednak, aby udaremnić zamiary Czerwonej.
- Twoja kraina śmieje się z Ciebie, Królowo! Posłuchaj tego śmiechu! Posłuchaj go! I zapomnij o ścinaniu! - wykrzyknęła, po czym szybkim biegiem, podskakując nieco co raz, podbiegła do jej królewskiej gilotyny, którą właśnie wniesiono na salę. Kiedy przed nią stanęła, obdarowała uśmiechem i pstryknęła palcami błyszczące ostrze zmieniło się w błyszczące, miękkie piórka.
Więcej złości, więcej Królowo! Dalej, pokaż swoją prawdziwą twarz, pokaż jak będzie parować Ci z ucha, hahahaha~!
- Przedni widok, przedni! Paruje Ci z uszu, hahahaha! - jej ciepły śmiech niósł się po sali. a
- Mistrz Gry
Re: Zamek Królowej Kier
Nie Kwi 05, 2015 11:04 am
The member 'Marcowy Zając' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 1
'Pojedynek' :
Result : 1
- Krokodyl
Re: Zamek Królowej Kier
Nie Kwi 05, 2015 12:09 pm
Nagle na środku sali na moment pojawiło się widmo kapelusza jakie zakołysało się i wypluło Krokodyla na piękną, wyfroterowaną podłogę, o jaką najpierw uderzył tyłkiem, a potem wykonał jakiś dziwny frontflip w przechyleniem na bok i wylądował na brzuchu, mrucząc coś, warcząc i podnosząc się poobijany z podłogi. Kapelusz zakołysał się i pacnął na podłogę czekając na swojego właściciela i resztę niespodziewanych gości.
Ależ dziwnie wyglądał w swoich poobdzieranych ubraniach, ze skórą upapraną w ziemi i zieleni soczystych traw Nibylandii, oraz rozczochraną, czarną czupryną wśród tych... matko jedyna. Pysznie przybrane damy i jegomoście, którzy wyglądali jak śmieszne, kolorowe bezy i którzy to jak na wygnał cofnęli się o krok dalej od niego. Ah i jeszcze jedno, coś zaczęło go dźgać: jakiś maleńki, srebrny widelczyk, który nerwowo wbijał mu się raz po raz w udo. Gad z nerwami wbił go w ziemie jednym ciosem pięści. Nie miał w końcu humoru na tłuczenie się z zastawą i branie udziału w potyczce, jako wisiała w powietrzu (dosłownie! Spójrzcie tylko na talerze!) - było w końcu coś, co wbiło go w ziemie tak, że był w stanie na kolanach dostać się do tego przez całe to dziwne pomieszczenie. OGROMNY. GARGANTUICZNY. UPIECZONY NA ZŁOTO PROSIAK Z JABŁKIEM W RYJKU. Prawie zaślinił królowej posadzkę.
ZAKLEPANY!
I rzucił się z ostrymi kłami na stół, rozpychając na boki stojące najbliżej, piszczące bezy i zwalił się wraz ze świniakiem na tył stołu tuż po swoim epickim wygłodniałym skoku. I tyle go był widać, ale pałaszował tak cholernie głośno, że nie dało się o nim zapomnieć. Dodatkowo rozrzucał kości na boki.
Ależ dziwnie wyglądał w swoich poobdzieranych ubraniach, ze skórą upapraną w ziemi i zieleni soczystych traw Nibylandii, oraz rozczochraną, czarną czupryną wśród tych... matko jedyna. Pysznie przybrane damy i jegomoście, którzy wyglądali jak śmieszne, kolorowe bezy i którzy to jak na wygnał cofnęli się o krok dalej od niego. Ah i jeszcze jedno, coś zaczęło go dźgać: jakiś maleńki, srebrny widelczyk, który nerwowo wbijał mu się raz po raz w udo. Gad z nerwami wbił go w ziemie jednym ciosem pięści. Nie miał w końcu humoru na tłuczenie się z zastawą i branie udziału w potyczce, jako wisiała w powietrzu (dosłownie! Spójrzcie tylko na talerze!) - było w końcu coś, co wbiło go w ziemie tak, że był w stanie na kolanach dostać się do tego przez całe to dziwne pomieszczenie. OGROMNY. GARGANTUICZNY. UPIECZONY NA ZŁOTO PROSIAK Z JABŁKIEM W RYJKU. Prawie zaślinił królowej posadzkę.
ZAKLEPANY!
I rzucił się z ostrymi kłami na stół, rozpychając na boki stojące najbliżej, piszczące bezy i zwalił się wraz ze świniakiem na tył stołu tuż po swoim epickim wygłodniałym skoku. I tyle go był widać, ale pałaszował tak cholernie głośno, że nie dało się o nim zapomnieć. Dodatkowo rozrzucał kości na boki.
- Piotruś Pan
Re: Zamek Królowej Kier
Nie Kwi 05, 2015 2:46 pm
Zaraz po Krokodylu, z kapelusza wyleciał Piotruś Pan. O mały włos trafiłby głową prosto w podnoszący się zad gada, jednak w porę zorientował się w sytuacji i wzbił się w powietrze, by po chwili wylądować z gracją na ziemi. To nie była Nibylandia, więc na razie postanowił poznawać wszystko z lądu, jednak w każdej chwili mógł zmienić zdanie. Spojrzał na kapelusz, który wylądował na podłodze, ale jeszcze coś dziwnego się z nim działo, jakby miał zamiar przetransportować kolejne osoby.
Cóż, Pan również nie pasował ubiorem na bal. Jego ubranie było całe zielone od lasu, bowiem nie bał się ubrudzić, buty i mankiety poobdzierane, a we włosach można było znaleźć jeszcze parę gałązek z jego skoków po drzewach. Rozejrzał się nie zdając sobie trudu by ukryć zdziwienia na widok tych barwnych pulpetów, którzy najwidoczniej byli gośćmi balu. Razem z Krokodylem wyglądali jak dwaj włóczykije, w dodatku obdartusy. Niby nie byli ze sobą zżyci, ale w nowym miejscu Pan ucieszył się, że ma go jednak po swojej stronie. W Sali trwała bijatyka co Piotrusia niebywale rozbawiło. Wzbił się w powietrze, przelatując nad wojującymi dziwolągami, do których spraw jak na razie nie miał zamiaru się mieszać i zaczął wygrywać im do taktu jakąś skoczną melodyjkę. Niektóre oczy wznosiły się ku niemu, co dziwne, na tym balu nikt z wyjątkiem jego nie potrafił latać. Jego bystre, ciemne oczy napotkały Królową. Pan jej nie znał, ale czoło zmarszczyło mu się na jej widok. Wydawała się być ulepiona z tej samej gliny co Kapitan Hak.
Cóż, Pan również nie pasował ubiorem na bal. Jego ubranie było całe zielone od lasu, bowiem nie bał się ubrudzić, buty i mankiety poobdzierane, a we włosach można było znaleźć jeszcze parę gałązek z jego skoków po drzewach. Rozejrzał się nie zdając sobie trudu by ukryć zdziwienia na widok tych barwnych pulpetów, którzy najwidoczniej byli gośćmi balu. Razem z Krokodylem wyglądali jak dwaj włóczykije, w dodatku obdartusy. Niby nie byli ze sobą zżyci, ale w nowym miejscu Pan ucieszył się, że ma go jednak po swojej stronie. W Sali trwała bijatyka co Piotrusia niebywale rozbawiło. Wzbił się w powietrze, przelatując nad wojującymi dziwolągami, do których spraw jak na razie nie miał zamiaru się mieszać i zaczął wygrywać im do taktu jakąś skoczną melodyjkę. Niektóre oczy wznosiły się ku niemu, co dziwne, na tym balu nikt z wyjątkiem jego nie potrafił latać. Jego bystre, ciemne oczy napotkały Królową. Pan jej nie znał, ale czoło zmarszczyło mu się na jej widok. Wydawała się być ulepiona z tej samej gliny co Kapitan Hak.
- Pan Smee
Re: Zamek Królowej Kier
Nie Kwi 05, 2015 3:18 pm
Dziwny kolorowy kapelusz tegoż angielskiego elegancika wciągnął pana Smee nim zdążył nawet zareagować na obecność Piotrusia Pana... Jednak to nic. Tutaj, w innym świecie także będzie miał okazję pojmać tego irytującego dzieciaka i oddać go w ręce kapitan Hak. Tak, tylko tego chciał od zielonego smarkacza! Prawda, młodości trochę by mu się przydało, ale tak naprawdę to na co to komu! Latanie też jest przyjemną sprawą... Tak, to chętnie by nabył.
O, i trafili na sam środek balu. Wspaniale, wszędzie pełno kosztowności, widok genialny. Każdy pirat nacieszyłby tym oczy.
- Tyle złota, tyle kosztowności... - zachwycił się Smee, po czym spojrzał na elegancika i uniósł w górę kącik ust ze szczerym rozbawieniem. - Rzeczowy jesteś, panie, może jeszcze Cię polubimy! Powinieneś rumu spróbować, bo pewnie angielska krew sprawia, że gustujesz w herbacie, ano?
Może jeszcze polubi pana w kapeluszu, ale będzie trzeba mu odjąć trochę tej elegancji, niezdrowa to rzecz. Mógłby byc z niego dobry pirat!
Teraz tylko czekał na rozkaz kapitana, nadal rozmasowując swój bok.
O, i trafili na sam środek balu. Wspaniale, wszędzie pełno kosztowności, widok genialny. Każdy pirat nacieszyłby tym oczy.
- Tyle złota, tyle kosztowności... - zachwycił się Smee, po czym spojrzał na elegancika i uniósł w górę kącik ust ze szczerym rozbawieniem. - Rzeczowy jesteś, panie, może jeszcze Cię polubimy! Powinieneś rumu spróbować, bo pewnie angielska krew sprawia, że gustujesz w herbacie, ano?
Może jeszcze polubi pana w kapeluszu, ale będzie trzeba mu odjąć trochę tej elegancji, niezdrowa to rzecz. Mógłby byc z niego dobry pirat!
Teraz tylko czekał na rozkaz kapitana, nadal rozmasowując swój bok.
- John
Re: Zamek Królowej Kier
Nie Kwi 05, 2015 8:03 pm
John wyskoczył więc z tego dziwacznego kapelusza i trochę mu się zakręciło w głowie. Stracił też jakoś dziwnie równowagę i wpadł na jakąś kolorową panią.
- Przepraszam, najmocniej przepraszam - burknął cały czerwony pod nosem i ruszył przed siebie. Pyłek stracił swe właściwości i dopóki Dzwoneczek go nim nie posypie, nie ma mowy by cokolwiek zdziałał. Rozglądał się zaciekawiony po całej tej sali, czując się doprawdy dziwnie. Jakie szczęście, że nie był w tym miejscu sam! Że był Piotruś! I ten gruby pan Smee! A nawet straszny Krokodyl! Dzięki temu John nie czuł się w tym świecie osamotniony. Unikając tych barwnych gości ruszył w stronę Piotrusia Pana.
- Piotrusiu! Piotrusiu! Co teraz robimy? O co tu chodzi? - Spytał tak cicho, żeby tylko Pan go usłyszał. Sam póki co nie mógł się unieść, tak jak on, więc jego inteligentne oczy błądziły po całej sali, by móc zorientować się w tej całej nowej sytuacji.
Trzeba było przyznać, że panowało tu ogromne poruszenie! I jeszcze ta walka...jeszcze nigdy czegoś takiego John na oczy nie widział!
- Przepraszam, najmocniej przepraszam - burknął cały czerwony pod nosem i ruszył przed siebie. Pyłek stracił swe właściwości i dopóki Dzwoneczek go nim nie posypie, nie ma mowy by cokolwiek zdziałał. Rozglądał się zaciekawiony po całej tej sali, czując się doprawdy dziwnie. Jakie szczęście, że nie był w tym miejscu sam! Że był Piotruś! I ten gruby pan Smee! A nawet straszny Krokodyl! Dzięki temu John nie czuł się w tym świecie osamotniony. Unikając tych barwnych gości ruszył w stronę Piotrusia Pana.
- Piotrusiu! Piotrusiu! Co teraz robimy? O co tu chodzi? - Spytał tak cicho, żeby tylko Pan go usłyszał. Sam póki co nie mógł się unieść, tak jak on, więc jego inteligentne oczy błądziły po całej sali, by móc zorientować się w tej całej nowej sytuacji.
Trzeba było przyznać, że panowało tu ogromne poruszenie! I jeszcze ta walka...jeszcze nigdy czegoś takiego John na oczy nie widział!
- Walet Kier
Re: Zamek Królowej Kier
Nie Kwi 05, 2015 8:15 pm
To co się działo w następnej chwili zdarzyło się tak szybko, że Walet nie miał nawet czasu na reakcję. Najpierw Kapelusznik ewidentnie wkurzył królową, potem ona wpadła w szał... i jeszcze te postacie które pojawiły się tak naprawdę nie wiadomo skąd. Walet jeszcze nigdy czegoś takiego nie widział. Czy to był jakiś dziwny bunt, czy też nie... w tej chwili tak naprawdę go to nie interesowało. Miał już grzecznie wycofać się kiedy zobaczył jak królowa atakuje Marcowego. I tutaj drodzy Państwo dam świadectwo tego, że nasz kochany Walet kier nie jest wcale taki zły na jakiego wyglądał, albo jakiego chciał z siebie zrobić. Chwycił swój rapier i wycelował w tą wielką czerwoną plamę która najwyraźniej chciała dopaść zająca. Czy chciał pomóc, czy może po prostu wyrzuty sumienia mu nie dały by żyć... cóż tego nikt nie może wiedzieć. Nie zmieniało to jednak faktu, że natarł od tylu ze swym rapierem usiłując ją dźgnąć w ten jej zad. Aby zamrozić na chwilkę przeciwnika. Z jakim efektem?
- Mistrz Gry
Re: Zamek Królowej Kier
Nie Kwi 05, 2015 8:15 pm
The member 'Walet Kier' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 5, 6
'Pojedynek' :
Result : 5, 6
- Dzwoneczek
Re: Zamek Królowej Kier
Nie Kwi 05, 2015 8:22 pm
Dzwoneczek sam nie wierzyła w to, że wleciała w ten dziwny kapelusz, ale jeszcze bardziej zdziwiło ją to gdzie się pojawili. Był to jakiś zamek, który w tej chwili do przyjaznych zdecydowanie nie należał, ale niestety wróżka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w tej chwili nie uda się jej zawrócić Piotrusia Pana, najpewniej jest już zbyt podniecony tą całą sytuacją. Dlatego też podleciała tylko do niego i zadzwoniła mu głośno do ucha. Po co tutaj w ogóle przybyli, jakie zamiary miał ten dziwny nieznajomy.
-Piotrusiu... uciekajmy stąd... nie podoba mi się to miejsce- Dzwoneczek pomimo tego, że lubiła przygody była też rozsądna. Jakieś karty z mieczami, zające, czerwona Pani która do przyjaznych raczej nie należała. Po za tym, że martwiła się o Piotrusia bała się też o swoje skrzydełka. Wróżki tak naprawdę były bardzo kruche i łatwo można było je zabić, a jak by na to nie spojrzeć Dzwoneczek wcale nie chciał tracić swoich mocy.
-Może sypnąć tutaj trochę pyłkiem. Ci którzy nigdy nie latali mogą mieć problemy- Zaproponowała... w sumie to było by całkiem ciekawe zjawisko jak by wszyscy nagle zaczęli obijać się o sufit.
-Piotrusiu... uciekajmy stąd... nie podoba mi się to miejsce- Dzwoneczek pomimo tego, że lubiła przygody była też rozsądna. Jakieś karty z mieczami, zające, czerwona Pani która do przyjaznych raczej nie należała. Po za tym, że martwiła się o Piotrusia bała się też o swoje skrzydełka. Wróżki tak naprawdę były bardzo kruche i łatwo można było je zabić, a jak by na to nie spojrzeć Dzwoneczek wcale nie chciał tracić swoich mocy.
-Może sypnąć tutaj trochę pyłkiem. Ci którzy nigdy nie latali mogą mieć problemy- Zaproponowała... w sumie to było by całkiem ciekawe zjawisko jak by wszyscy nagle zaczęli obijać się o sufit.
- Piotruś Pan
Re: Zamek Królowej Kier
Nie Kwi 05, 2015 9:02 pm
Pan spojrzał w dół, ponieważ kapelusz znów rozbłysnął, a z jego środka wypadł gruby zad pierwszego przydupasa kapitan Hak. Właśnie, jeszcze tylko jej tu brakowało. Miał nadzieję, że jednak spadła z urwiska i nie zdołała dostać się do tego kapelusza. Ale kto wie, może Kapelusznik okazałby się zdradziecki i sprowadziłby ją również.
- Smee, Ty stary materialisto. Rusz tu coś, sprowadzając na nas gniew jeszcze gorszego babska niż kapitan Hak, to osobiście skrócę Cię o głowę. – Warknął, zirytowany i przeszył sztyletem powietrze, nabijając sobie jego czerwoną czapeczkę na czubek ostrza. Podrzucił ją w powietrzu i założył. Teraz uwaga starego stokfisza skupi się na nim, nie na tubylcach, a on będzie mógł spokojnie sprawdzić o co w tej całej sytuacji chodzi. Podleciał prędko do Johna, który w tej krainie nie mógł latać. Jaka szkoda, że Dzwoneczek się nie pojawiła, westchnął w myślach. Podleciał prędko do chłopca, w końcu przybył tu na jego życzenie. Zniżył lot tak, że mogli sobie teraz spokojnie patrzeć w oczy. Podrapał się po głowie, zastanawiając się nad odpowiedzią. Trudno mu było wymyślać jakąś strategię, gdy trzeba było po prostu działać. Poklepał jednak chłopca po ramieniu, pokrzepiając go do walki.
- Nie martw się, ja mam zawsze jakiś plan. – Uśmiechnął się przekonująco. Piotruś nie wtrącał się jeszcze do potyczek miejscowych, bowiem żadne z jego krainy nie zostało otwarcie zaatakowane. Co prawda, gdyby napadli na Smee, nie kiwnąłby nawet palcem, by im przeszkodzić. Wolał jednak, żeby ten nie wchodził mu w paradę. Wtedy usłyszał znajome dzwonienie przy uchu, tak, że aż bębenki mu zaprotestowały.
- Dzwoneczku! Nigdy mnie nie zawodzisz! – Zawołał z radością, ale mina lekko mu zrzedła, słysząc jej słowa. – Nie chcę stąd uciekać. Chcę dołączyć do tej zabawy! Ale nawet gdybyśmy chcieli wrócić do Nibylandii, to trzeba użyć sporo pyłku na Krokodyla, ale nawet nie wiadomo czy on poleci. Nie ma tu statku piratów, a ja j e s z c z e nie wiem, na jakiej zasadzie działa ten kapelusz. Nie marnuj pyłku na tubylców! – Zastrzegł ją na końcu wypowiedzi. – Nie pozwalaj im wierzyć, że mogliby wznieść się w powietrze, bo wtedy będzie klops, a pamiętaj, że mają przewagę liczebną! – Zakończył, przyglądając się walce. Wzbił się nagle w powietrze, ułożył dłonie w rulon przy ustach i zawołał donośnie.
- CIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIISZAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! – Zaczerpnął tchu, przelatując nad głowami zebranych. – Czy to właśnie tak witacie gości? Ignorując ich i załatwiając swoje porachunki siłą? Dobrze! Skoro nie macie zamiaru się nami interesować, to powiedzcie chociaż o co się rozchodzi, żebyśmy mogli zdecydować, po jakiej stronie się opowiedzieć, albo czy po prostu was opuścić i pójść zwiedzać waszą krainę, oraz poczęstować się waszymi zapasami… – Urwał, spoglądając wymownie na Krokodyla, który wydawał z siebie pałaszujące odgłosy, a świniak praktycznie zniknął z zastawy.
- Smee, Ty stary materialisto. Rusz tu coś, sprowadzając na nas gniew jeszcze gorszego babska niż kapitan Hak, to osobiście skrócę Cię o głowę. – Warknął, zirytowany i przeszył sztyletem powietrze, nabijając sobie jego czerwoną czapeczkę na czubek ostrza. Podrzucił ją w powietrzu i założył. Teraz uwaga starego stokfisza skupi się na nim, nie na tubylcach, a on będzie mógł spokojnie sprawdzić o co w tej całej sytuacji chodzi. Podleciał prędko do Johna, który w tej krainie nie mógł latać. Jaka szkoda, że Dzwoneczek się nie pojawiła, westchnął w myślach. Podleciał prędko do chłopca, w końcu przybył tu na jego życzenie. Zniżył lot tak, że mogli sobie teraz spokojnie patrzeć w oczy. Podrapał się po głowie, zastanawiając się nad odpowiedzią. Trudno mu było wymyślać jakąś strategię, gdy trzeba było po prostu działać. Poklepał jednak chłopca po ramieniu, pokrzepiając go do walki.
- Nie martw się, ja mam zawsze jakiś plan. – Uśmiechnął się przekonująco. Piotruś nie wtrącał się jeszcze do potyczek miejscowych, bowiem żadne z jego krainy nie zostało otwarcie zaatakowane. Co prawda, gdyby napadli na Smee, nie kiwnąłby nawet palcem, by im przeszkodzić. Wolał jednak, żeby ten nie wchodził mu w paradę. Wtedy usłyszał znajome dzwonienie przy uchu, tak, że aż bębenki mu zaprotestowały.
- Dzwoneczku! Nigdy mnie nie zawodzisz! – Zawołał z radością, ale mina lekko mu zrzedła, słysząc jej słowa. – Nie chcę stąd uciekać. Chcę dołączyć do tej zabawy! Ale nawet gdybyśmy chcieli wrócić do Nibylandii, to trzeba użyć sporo pyłku na Krokodyla, ale nawet nie wiadomo czy on poleci. Nie ma tu statku piratów, a ja j e s z c z e nie wiem, na jakiej zasadzie działa ten kapelusz. Nie marnuj pyłku na tubylców! – Zastrzegł ją na końcu wypowiedzi. – Nie pozwalaj im wierzyć, że mogliby wznieść się w powietrze, bo wtedy będzie klops, a pamiętaj, że mają przewagę liczebną! – Zakończył, przyglądając się walce. Wzbił się nagle w powietrze, ułożył dłonie w rulon przy ustach i zawołał donośnie.
- CIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIISZAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! – Zaczerpnął tchu, przelatując nad głowami zebranych. – Czy to właśnie tak witacie gości? Ignorując ich i załatwiając swoje porachunki siłą? Dobrze! Skoro nie macie zamiaru się nami interesować, to powiedzcie chociaż o co się rozchodzi, żebyśmy mogli zdecydować, po jakiej stronie się opowiedzieć, albo czy po prostu was opuścić i pójść zwiedzać waszą krainę, oraz poczęstować się waszymi zapasami… – Urwał, spoglądając wymownie na Krokodyla, który wydawał z siebie pałaszujące odgłosy, a świniak praktycznie zniknął z zastawy.
- Szalony Kapelusznik
Re: Zamek Królowej Kier
Nie Kwi 05, 2015 9:18 pm
W końcu i na Kapelusznika przyszła pora by ten wyskoczył ze swojego cudownego kapelusza! Sprowadził bowiem całą zgraję egzotycznych gości na ten jakże piękny i praktycznie czerwony bal Królowej Kier. Co prawda trochę tam 'namieszał' przed swoim popisowym zniknięciem, ale kto by się tam przejmował? Raz i dwa i wróci wszystko do normy! I pewnie tak też się stało w czaje jego małej podróży. Niemniej, kiedy Szalony rozejrzał się po sali balowej, aż złapał się za głowę, nie wierząc w to co właśnie widzi! Nie spodziewał się zupełnie takiego obrotu spraw. Zupełnie się tego nie spodziewał. Ale..! I na takie okazje był przygotowany! Zanim jednak ruszył do Marcowego, Alicji i Czerwonej by jakoś sytuację załagodzić, odezwał się do niego ta dziwna istota w smutne paseczki.
- Smutne paseczki, bardzo smutne - zacmokał z dezaprobatą Szalony i klasnął w ręce by temu jakoś zaradzić. A jako że znajdowali się obecnie w Krainie Czarów...to cóż! Wszystko było możliwe! - Kolorki moje piękne pomóżcie temu nieszczęsnemu jegomościowi!
I kilka chichoczących kolorków uciekło z kieszeni marynarki Kapelusznika i pokryło wdzianko starego pirata. Na jego słowa jednak barwne brwi uniosły się wysoko do góry, a oczy zaczęły strzelać w różne strony, aż w końcu zatrzymały się na nim.
- Herbata najlepsza z dam! Najlepsza powiadam! Piękna dama odpowiednio wyperfumowana - pouczył go Szalony, ale po chwili szeroko się uśmiechnął. - Z chęcią zakosztuję tego...rumu, czymkolwiek to by nie było! Herbata pewne też się zgodzi na te towarzystwo!
I znikąd pojawiła się filiżaneczka pełna herbaty, przyjął jeszcze od Smee tego rumu i wlał sobie szczodrze do nektaru. I już po chwili Kapelusznik wziął potężnego łyka..! Zakaszlał i zaczął dziwnie podskakiwać do góry, aż jego chichot wypełnił cały zamek.
- Taaaaaaaaaaaaaaak! - Zawołał radośnie i ruszył sprężystym krokiem w stronę Marcowego i Czerwonej, które urządzały sobie jakąś walkę. - Marcowy! Marcowy! Marcowy..! Co ja Ci mówiłem... - i tu na chwilę Szalony przerwał, by zrobić małego zeza i pomachać Zającowi przed oczyma palcem. Tak się jeszcze przy okazji złożyło, że oberwał babeczką i coś go ukuło w tyłek, ale...no jakoś się nie bał. - A pani Królowo. Pani powinna się uśmiechnąć by było nieidealnie idealnie. Wspaniała herbatka tak zachwala! Jedyna słuszna wojna to wojna jedzeniowa, a najlepiej jej brak! Bo wszystko jest pięknie krzywe, nieprawdaż moje drogie panie?
I podskoczył zachwycony, upijając jeszcze większy łyk herbaty z rumem. Jego oczy lśniły, tak jak nigdy.
Gdy zaś odezwał się Piotruś, Kapelusznik tak podskoczył do góry, że uderzył głową w sufit.
- Uuuu! - Opadł na ziemię i się na niej rozwalił odsłaniając swoje dziwaczne podkolanówki. - Ale masz głos! Ładnie, ładnie, przyznać muszę! Bawmy się więc!
- Smutne paseczki, bardzo smutne - zacmokał z dezaprobatą Szalony i klasnął w ręce by temu jakoś zaradzić. A jako że znajdowali się obecnie w Krainie Czarów...to cóż! Wszystko było możliwe! - Kolorki moje piękne pomóżcie temu nieszczęsnemu jegomościowi!
I kilka chichoczących kolorków uciekło z kieszeni marynarki Kapelusznika i pokryło wdzianko starego pirata. Na jego słowa jednak barwne brwi uniosły się wysoko do góry, a oczy zaczęły strzelać w różne strony, aż w końcu zatrzymały się na nim.
- Herbata najlepsza z dam! Najlepsza powiadam! Piękna dama odpowiednio wyperfumowana - pouczył go Szalony, ale po chwili szeroko się uśmiechnął. - Z chęcią zakosztuję tego...rumu, czymkolwiek to by nie było! Herbata pewne też się zgodzi na te towarzystwo!
I znikąd pojawiła się filiżaneczka pełna herbaty, przyjął jeszcze od Smee tego rumu i wlał sobie szczodrze do nektaru. I już po chwili Kapelusznik wziął potężnego łyka..! Zakaszlał i zaczął dziwnie podskakiwać do góry, aż jego chichot wypełnił cały zamek.
- Taaaaaaaaaaaaaaak! - Zawołał radośnie i ruszył sprężystym krokiem w stronę Marcowego i Czerwonej, które urządzały sobie jakąś walkę. - Marcowy! Marcowy! Marcowy..! Co ja Ci mówiłem... - i tu na chwilę Szalony przerwał, by zrobić małego zeza i pomachać Zającowi przed oczyma palcem. Tak się jeszcze przy okazji złożyło, że oberwał babeczką i coś go ukuło w tyłek, ale...no jakoś się nie bał. - A pani Królowo. Pani powinna się uśmiechnąć by było nieidealnie idealnie. Wspaniała herbatka tak zachwala! Jedyna słuszna wojna to wojna jedzeniowa, a najlepiej jej brak! Bo wszystko jest pięknie krzywe, nieprawdaż moje drogie panie?
I podskoczył zachwycony, upijając jeszcze większy łyk herbaty z rumem. Jego oczy lśniły, tak jak nigdy.
Gdy zaś odezwał się Piotruś, Kapelusznik tak podskoczył do góry, że uderzył głową w sufit.
- Uuuu! - Opadł na ziemię i się na niej rozwalił odsłaniając swoje dziwaczne podkolanówki. - Ale masz głos! Ładnie, ładnie, przyznać muszę! Bawmy się więc!
- Krokodyl
Re: Zamek Królowej Kier
Nie Kwi 05, 2015 10:31 pm
Krokodyl kończąc pałaszowanie zamilkł wreszcie i znowu to nie odgłos jego mlaskania i rwanego mięsa, a tykanie zegarka odzywające z pełnego brzucha, donośnie rozchodziło się wśród zebranych, wtórując krótkiej przemowie pływającego pod sufitem Piotrusia. Nieokrzesany gad na nowo wdrapał się z przyjemnym klekotem na stół, trzymają jedno ze świńskich żeber jak sztylet i z łupnięciem usadził swój wielmożny zad na blacie pysznie udekorowanego stołu. Pysznie udekorowanego w czasie przeszłym ofc. Kłapnął z wrednym śmiechem paszczą, odpędzając kilka piszczących panienek.
Słuchajcie go! Dobrze gada! Bić się można tylko o jedzenie, to po co się tłuczecie skoro jest tu go tyle?!
To wychodziło poza proste, instynktowne pojęcie Krokodyla. Już rozumiał nawet bardziej podejście tego psubrata Smee, jaki lałby się dla złota. Ale tu...? Tu wszyscy byli bogaci, kolorowi i tak pudrowi, że prawie odbijali się gadowi bańkami mydlanymi. Nawet zaczął rechotać jak te śmieszne barwniki zaczęły rzucać się an starego pirata i pacnęły fioletem na jego szarą brodę. Przypominał teraz śliczne ogrody, jakie okrążały lagunę syren. Cały pirat.
W końcu łuskowy potwór podniósł się niespiesznie i stanął pewnie na swoich nogach, oglądając wszystkich zebranych z góry, będąc ledwie o pół stopnia niżej we fruwającej hierarchii od Piotrusia.
Kolorowy ptak zaczął podskakiwać i chyba brał w tej małej wojence stronę śmiesznego dziwadła z uszami. Oni wszyscy też powinni...? Krokodyl mógł, w końcu to on pomógł dostać się do pysznego kurczaka, więc zeskoczył ze stołu z zadziwiającą jak na rzekomo ociężałego i leniwego gada gracją, schwycił boku gilotyny i wdrapał na jej szczyt, szczerząc swoje przeraźliwe zębiszcza i zwracając prosto do kolorowego, podskakującego ptaka.
Dobry był ten bal, pokażesz mi takich więcej, jak tylko rozprawie się z twoimi wrogami~!
Słuchajcie go! Dobrze gada! Bić się można tylko o jedzenie, to po co się tłuczecie skoro jest tu go tyle?!
To wychodziło poza proste, instynktowne pojęcie Krokodyla. Już rozumiał nawet bardziej podejście tego psubrata Smee, jaki lałby się dla złota. Ale tu...? Tu wszyscy byli bogaci, kolorowi i tak pudrowi, że prawie odbijali się gadowi bańkami mydlanymi. Nawet zaczął rechotać jak te śmieszne barwniki zaczęły rzucać się an starego pirata i pacnęły fioletem na jego szarą brodę. Przypominał teraz śliczne ogrody, jakie okrążały lagunę syren. Cały pirat.
W końcu łuskowy potwór podniósł się niespiesznie i stanął pewnie na swoich nogach, oglądając wszystkich zebranych z góry, będąc ledwie o pół stopnia niżej we fruwającej hierarchii od Piotrusia.
Kolorowy ptak zaczął podskakiwać i chyba brał w tej małej wojence stronę śmiesznego dziwadła z uszami. Oni wszyscy też powinni...? Krokodyl mógł, w końcu to on pomógł dostać się do pysznego kurczaka, więc zeskoczył ze stołu z zadziwiającą jak na rzekomo ociężałego i leniwego gada gracją, schwycił boku gilotyny i wdrapał na jej szczyt, szczerząc swoje przeraźliwe zębiszcza i zwracając prosto do kolorowego, podskakującego ptaka.
Dobry był ten bal, pokażesz mi takich więcej, jak tylko rozprawie się z twoimi wrogami~!
- Piotruś Pan
Re: Zamek Królowej Kier
Pon Kwi 06, 2015 12:31 am
Pan niezbyt uważnie słuchał słów Kapelusznika, który zdawał się mówić od rzeczy od samego początku kiedy tylko go ujrzał. Zwrócił na niego uwagę dopiero, gdy ten podskoczył praktycznie po sam sufit. Widać, że nie miał mocnej głowy i rum od pirata nieźle mu jeszcze dokopał. To miejsce przypominało bardzo jego Nibylandię. Zwłaszcza, gdy z kieszeni Kapelusznika zaczęły unosić się chichoczące kolorki. Gdy Krokodyl wreszcie skończył pałaszować cały bal i oczywiście nie zostawił mu nic z jedzenia i opowiedział się po jednej ze stron dla własnych zysków, Piotruś zeskoczył na ziemię i nachylił się do Dzwoneczka. Jednak po chwili się rozmyślił i odwrócił, pocierając palcami dolną szczękę. Już dawno w myślach opowiedział się po konkretnej stronie tej całej bijatyki jedzeniowej. Przykucnął na opustoszałym stole i ugryzł jabłko, mrucząc coś przy tym Johnowi na ucho.
- Jeśli chcesz jeszcze wrócić do Nibylandii, nie bierz ze mnie przykładu. – Uśmiechnął się do Dzwoneczka i poleciał w stronę Czerwonej Królowej.
- Jeśli chcesz jeszcze wrócić do Nibylandii, nie bierz ze mnie przykładu. – Uśmiechnął się do Dzwoneczka i poleciał w stronę Czerwonej Królowej.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach