- Sahir Nailah
Zamek Bestii
Nie Lut 01, 2015 8:16 am
Zamczysko otoczone zewsząd wysokim ogrodzeniem (które jest porośnięte krzakami dzikich róż). Unikane przez podróżnych z powodu mrocznej atmosfery i pogłoskach, że jest zamieszkiwane przez potwora.
- Bestia
Re: Zamek Bestii
Sro Kwi 01, 2015 9:53 pm
Pazur przejeżdżał gładko po delikatnym szkle chroniącym jego wnętrze przed światem zewnętrznym - przede mną, wielkim narratorem, przed Tobą, czytelniku, byś za bardzo nie chciał skupiać na nim wzroku, a decydował się myślami pozostać przy tym jednym pazurze, który pieszczotliwym ruchem naruszał dostałą, przejrzystą strukturę, tworzą na niej kolejne rysy - przede mną, przed tobą i przed wszystkimi, którzy chcieliby zabłądzić do zrujnowanej pokoju Bestii również.
Wiecie, co było w środku, prawda?
Piękna róża o niemal przeźroczystych, różowych płatkach, z których sypał się srebrzysty pył, jednak miast lądować na blacie i zbierać się nań tak jak kurz w każdym kącie tego pomieszczenia (jak w całym zamku - chwałę oddanej starości i hołubiąc historię, którą w sobie nosił o wszystkich pokoleniach możnowładców to miejsce zamieszkujących, o których pamięć gdzieś przeminęła, marniejąc odłożona na najgłębszą półkę księgarni, przygnieciona całą masą innych, o wiele bardziej wartą do czytania) - znikał, rozproszony w blasku, jaki bił z delikatnego kwiatu przystrojonego kolcami u zgrabnej, nierównej łodygi, ciemniejącej zielenią na tle wspaniałości samej jego główki. Nie można go było nie podziwiać. Nie leżał, nie stał w żadnej donicy, czy dzbanku - unosił się w eterze, ulotny, jakby zaraz miał się okazać senną marą - nie ważne jednak, jak długo zimne ślepia Bestii się mu przypatrywały, chroniąc go szerokimi barkami przed resztą świata i pozwalając mu być jedynym źródłem światła w tym pomieszczeniu - on nie znikał. Rzecz jasna nie próbował jeszcze wszystkiego: za mało chyba pragnął, by to wszystko okazało się snem, za mało się modlił (HA! Nie modlił się wcale, wy naiwne kmiotki...), za mało śnił o dniu, kiedy zostanie uwolniony - pewnie to wszystko dlatego, że w swym rzeczywistym, realistycznym podejściu do życia, miast wierzyć w jakieś bzdurne amory, które rzekomo pozwoliłyby mu się spod jarzma tego zaklęcia uwolnić, szukał wyjść rzeczowych... by potem wreszcie pojąć, że tak jest, będzie i zamknąć się w swoich czterech ścianach, zamknąć w samym sobie, odcinając od prawd, rad i strachu, jaki kładł się na wierzchniej warstwie kurzu okrywającego podłogi, meble, obrazy i rzeźby - strachu, który coraz mocniej przeradzał się w niechęć, a która jawnie nigdy nie została okazana - wszak wystarczyło jedno machnięcie łapy, by drobne przedmioty obróciły się w perzynę... Oni wszyscy: ci, co ten strach wydzielali, mieszkańcy tego przeklętego miejsca, wierzyli. Wierzyli w to, że nadejdzie dzień, w którym powrócą do swego normalnego życia, zostaną znowu ludźmi i będą mogli poklepać chlebodawcę po ramieniu: przynajmniej ty to tak widziałeś. Lub uciekną w siną dal, bojąc się, że jeśli tu zostaną, zdarzy się to znowu.
Sięgnąłeś dłońmi do szklanego nakrycia, by unieść je i odłożyć na bok - teraz już nic nie blokowało wspaniałej róży, która nie wymagała żadnej opieki, a od której odpadło kilka płatków: nie uschły, nie zmarły: leżały u jej stóp niczym dzieci przy łonie matki; milczały, nie miały prawa głosu, cierpliwe w swych delikatnych spojrzeniach kierowanych właśnie na ciebie, cierpliwe w podszeptach: co zrobisz?
Co z nami teraz zrobisz?
Kiedy wszystkie płatki opadną czekało was wszystkich zostanie w tej formie do końca waszych dni... wiedźma, która cię przeklęła, podała nawet datę twych urodzi: wszak wtedy do ciebie przyszła, te parę lat temu... kiedy właśnie trwało przyjęcie, świętowaliście... które to były urodziny? Och, zgrozo, kompletnie nie pamiętasz, straciłeś jakiekolwiek poczucie czasu: ty stałeś w miejscu, gdy świat mijał cię obok... Wizja wieczności w takim stanie nie była w nawet najmniejszym stopniu nęcąca. Nie chciałeś być taki.
Miałeś pod swoją ręką alchemika, mogłeś go nadal więzić wraz z jego córką - jasne, że mogłeś, tylko po co..? Wystarczającą Bestią byłeś z wyglądu, wystarczającym potworem byłeś jako człowiek: nadszedł czas, by choć trochę zabił cieplej ten zmarznięty organ, którego niby dawno się wyzbyłeś, ale oto jest: wciąż w twojej klatce... Alchemik ci powiedział, że wyczerpał wszystkie możliwości, spędziłeś wiele godzin na rozmowach z nich, które z tych wyjść byłoby najlepsze i razem doszliście do jednego wniosku: zdać się na wspaniałomyślność przeklinającej. Może jeśli odejdziesz sam, z różą, zabierając ją do grobu, wszystkim tutaj zostanie darowane..? Może... Jednak nie łudźmy się: chyba nadal najbardziej kierował tobą egoizm, kiedy się nad tym zastanawiałeś. Po prostu... Miałeś już dość.
Śmierć była w zasięgu twojej ręki.
Bestia ujął kwiat łagodnie i skierował swe kroki na balkon, by go otworzyć i spojrzeć na rozgwieżdżone niebo: piękne niebo, udekorowane światłem Luny pieszczącej twe oczy i ciało...
Posyłałeś z wiatrem kolejno odrywane płatki - frunęły przed siebie, żegnając się ze światem, choć w rzeczywistości żadnego pożegnania nie będzie: jaka szkoda... nie będzie nikogo roniącego łez.
To dobrze.
Umrzesz wraz z tym miejscem. Stanie się twym wiecznym grobowcem, póki nie przyjdą dzikie tłumy i nie ograbią go z tych wspaniałości.
Gdybyś tylko... mógł ocalić Trybik... prawda?
Spojrzałeś na kwiat, na którym został ostatni płatek... i złamałeś go w pół.
To było jak urwanie filmu.
Jak wyłączenie świata, który nagle zapadł się w doskonałym odcieniu czerni...
Zaś wraz z Bestią zmarł cały zamek: przed chwilą żywe przedmioty zamarły w bezruchu, stając się niemymi strażnikami tego przeklętego grobowca.
Wiecie, co było w środku, prawda?
Piękna róża o niemal przeźroczystych, różowych płatkach, z których sypał się srebrzysty pył, jednak miast lądować na blacie i zbierać się nań tak jak kurz w każdym kącie tego pomieszczenia (jak w całym zamku - chwałę oddanej starości i hołubiąc historię, którą w sobie nosił o wszystkich pokoleniach możnowładców to miejsce zamieszkujących, o których pamięć gdzieś przeminęła, marniejąc odłożona na najgłębszą półkę księgarni, przygnieciona całą masą innych, o wiele bardziej wartą do czytania) - znikał, rozproszony w blasku, jaki bił z delikatnego kwiatu przystrojonego kolcami u zgrabnej, nierównej łodygi, ciemniejącej zielenią na tle wspaniałości samej jego główki. Nie można go było nie podziwiać. Nie leżał, nie stał w żadnej donicy, czy dzbanku - unosił się w eterze, ulotny, jakby zaraz miał się okazać senną marą - nie ważne jednak, jak długo zimne ślepia Bestii się mu przypatrywały, chroniąc go szerokimi barkami przed resztą świata i pozwalając mu być jedynym źródłem światła w tym pomieszczeniu - on nie znikał. Rzecz jasna nie próbował jeszcze wszystkiego: za mało chyba pragnął, by to wszystko okazało się snem, za mało się modlił (HA! Nie modlił się wcale, wy naiwne kmiotki...), za mało śnił o dniu, kiedy zostanie uwolniony - pewnie to wszystko dlatego, że w swym rzeczywistym, realistycznym podejściu do życia, miast wierzyć w jakieś bzdurne amory, które rzekomo pozwoliłyby mu się spod jarzma tego zaklęcia uwolnić, szukał wyjść rzeczowych... by potem wreszcie pojąć, że tak jest, będzie i zamknąć się w swoich czterech ścianach, zamknąć w samym sobie, odcinając od prawd, rad i strachu, jaki kładł się na wierzchniej warstwie kurzu okrywającego podłogi, meble, obrazy i rzeźby - strachu, który coraz mocniej przeradzał się w niechęć, a która jawnie nigdy nie została okazana - wszak wystarczyło jedno machnięcie łapy, by drobne przedmioty obróciły się w perzynę... Oni wszyscy: ci, co ten strach wydzielali, mieszkańcy tego przeklętego miejsca, wierzyli. Wierzyli w to, że nadejdzie dzień, w którym powrócą do swego normalnego życia, zostaną znowu ludźmi i będą mogli poklepać chlebodawcę po ramieniu: przynajmniej ty to tak widziałeś. Lub uciekną w siną dal, bojąc się, że jeśli tu zostaną, zdarzy się to znowu.
Sięgnąłeś dłońmi do szklanego nakrycia, by unieść je i odłożyć na bok - teraz już nic nie blokowało wspaniałej róży, która nie wymagała żadnej opieki, a od której odpadło kilka płatków: nie uschły, nie zmarły: leżały u jej stóp niczym dzieci przy łonie matki; milczały, nie miały prawa głosu, cierpliwe w swych delikatnych spojrzeniach kierowanych właśnie na ciebie, cierpliwe w podszeptach: co zrobisz?
Co z nami teraz zrobisz?
Kiedy wszystkie płatki opadną czekało was wszystkich zostanie w tej formie do końca waszych dni... wiedźma, która cię przeklęła, podała nawet datę twych urodzi: wszak wtedy do ciebie przyszła, te parę lat temu... kiedy właśnie trwało przyjęcie, świętowaliście... które to były urodziny? Och, zgrozo, kompletnie nie pamiętasz, straciłeś jakiekolwiek poczucie czasu: ty stałeś w miejscu, gdy świat mijał cię obok... Wizja wieczności w takim stanie nie była w nawet najmniejszym stopniu nęcąca. Nie chciałeś być taki.
Miałeś pod swoją ręką alchemika, mogłeś go nadal więzić wraz z jego córką - jasne, że mogłeś, tylko po co..? Wystarczającą Bestią byłeś z wyglądu, wystarczającym potworem byłeś jako człowiek: nadszedł czas, by choć trochę zabił cieplej ten zmarznięty organ, którego niby dawno się wyzbyłeś, ale oto jest: wciąż w twojej klatce... Alchemik ci powiedział, że wyczerpał wszystkie możliwości, spędziłeś wiele godzin na rozmowach z nich, które z tych wyjść byłoby najlepsze i razem doszliście do jednego wniosku: zdać się na wspaniałomyślność przeklinającej. Może jeśli odejdziesz sam, z różą, zabierając ją do grobu, wszystkim tutaj zostanie darowane..? Może... Jednak nie łudźmy się: chyba nadal najbardziej kierował tobą egoizm, kiedy się nad tym zastanawiałeś. Po prostu... Miałeś już dość.
Śmierć była w zasięgu twojej ręki.
Bestia ujął kwiat łagodnie i skierował swe kroki na balkon, by go otworzyć i spojrzeć na rozgwieżdżone niebo: piękne niebo, udekorowane światłem Luny pieszczącej twe oczy i ciało...
Posyłałeś z wiatrem kolejno odrywane płatki - frunęły przed siebie, żegnając się ze światem, choć w rzeczywistości żadnego pożegnania nie będzie: jaka szkoda... nie będzie nikogo roniącego łez.
To dobrze.
Umrzesz wraz z tym miejscem. Stanie się twym wiecznym grobowcem, póki nie przyjdą dzikie tłumy i nie ograbią go z tych wspaniałości.
Gdybyś tylko... mógł ocalić Trybik... prawda?
Spojrzałeś na kwiat, na którym został ostatni płatek... i złamałeś go w pół.
To było jak urwanie filmu.
Jak wyłączenie świata, który nagle zapadł się w doskonałym odcieniu czerni...
Zaś wraz z Bestią zmarł cały zamek: przed chwilą żywe przedmioty zamarły w bezruchu, stając się niemymi strażnikami tego przeklętego grobowca.
[Śmierć fabularna]
- Gaston
Re: Zamek Bestii
Pią Kwi 03, 2015 4:02 pm
Nie obchodziło go, że Bella i jej stary ojciec są uwolnieni. I tak poprowadził tłum do zamku Bestii. Musiał go zabić. Musiał mieć jego głowę. Szedł przez las prosto do wielkiego zamczyska. Idealnie. Wszystko takie wspaniałe. Niestety było za późno. Bestia zginął. Jak to się stało? Nikt tego nie wiedział. Stał tak i patrzył na balkon, na którym właśnie Bestia padła. Nie mógł tego zrozumieć. Nie zdobył swojej chwały. Nie zdobył potęgi, której pragnął. Tłum ludzi nie czekał zbyt długo wpadł do zamku i wszystko ograbił. Westchnął ciężko. Nie chciał bogactwa Bestii. Chciał samą Bestie. teraz został z niczym. Został tylko z dziwną pustką. Bella odeszła. Bestia nie jest jego.
Nie ma nic. Jest zerem.
Odwrócił się i wrócił do wioski.
[z/t] - takie byle jakie i nijakie
Nie ma nic. Jest zerem.
Odwrócił się i wrócił do wioski.
[z/t] - takie byle jakie i nijakie
- Mistrz Gry
Re: Zamek Bestii
Pią Kwi 03, 2015 4:08 pm
Wszak to było tak: nie żyli długo i szczęśliwie, w zasadzie wielu z nich w ogóle nie żyło, choć wygląd jego sugerował, że miał o wiele mniej lat, niż w rzeczywistości: czas się dla niego zatrzymał w miejscu i nie brnął do przodu, w przeciwieństwie do całego świata dookoła niego. Jeden więc zginął w stylu haniebnym, dyshonorem kładąc się na jego osobie, skazując na chłostę i spowiedź księdza o ocalenie potępionej duszy, tylko kto by się modlił za Bestię..? Z ich dwójki przeżyła jedna: ta, która szczęśliwie opuściła z ojcem zamek tego stworzenia tylko po to, by do niego wrócić po przepakowaniu rzeczy w miasteczku...
Lecz może zacznę od początku..?
Wszak to było tak: za górami, za lasami, w głębokiej Francji, było sobie maleńkie masteczko oddalone od wszystkich innych, do którego prowadziła jedna droga z większego miasta, a która rozdwajała się w pewnym momencie i jedna z nich wiodła do zamku ongisiejszego możnowładcy tych terenów... o którym nikt nie pamiętał. Wieśniacy żyli z dnia na dzień, prowadzeni pod sztandarem dumnego Gastona, u którego boku stąpał Lefou, a który zalecał się do ślicznej, żyjącej książkami Belli: brzmi bardzo sztampowo, prawda? Dalej: w pięknym, lecz starym i bardzo zapuszczonym zamku, pośród ponurej puszczy, w którym żyły różne przerażające stworzenia, odkąd przestała tam stąpać ludzka noga, żył pewien chłopak dotknięty klątwą, zamieniony w prawdziwą bestię... przynajmniej wyglądem, za swój brak szacunek do życia przez jedną z wiedźm w swe urodziny. Razem z nim przemienione zostali wszyscy mieszkańcy. I tak była Trybik, pani majordomus, tak był Płomyk, i tak było wielu, wielu innych... Wiedźma pozostawiła Bestii cudną, magiczną różę, mówiąc, że kiedy wszystkie płatki z niej odpadną: umrą. Tak samo jak gdy róża zostanie uszkodzona.
Dni wszystkich w tej bajce mijały bardzo statycznie, nie różniły się jeden od drugiego, do czasu, aż pewien alchemik z miasteczka, ojciec Belli, wyruszył do miasta, by udać się na spotkanie alchemików... lecz pomylił drogi. Zabłądził pod zamek Bestii, który go uwięził i wymusił pomoc w próbach zdjęcia ponurego czaru. Wtedy wszystko samo zaczęło się toczyć. Zaniepokojony Bestia zaczął patrolować tereny swych posiadłości, zagłębiać się na tereny ludzkie, gdzie nie powinien był chodzić, wolny czas spędzając z Trybikiem, której ufał i której powierzał całą pieczę nad swym domem, a która jako jedyna była chętna do przeprowadzania z nim rozmów i przerywanie długich dni samotności – pewnego dnia Bestia natknął się na Lefou, którego nieomal zabił; kobietę wyratowali myśliwi, którzy akurat polowali w tych terenach i przepędzili Bestię spowrotem do jego ciemnego lasu. Od tej pory zaczęło się zamieszanie. Bella odkryła, że jej ojciec zniknął, gdy usłyszała pogłoski, kwestia narzucającego się jej z zalotami Gastona przestała mieć znaczenie: dziewczę pobiegło do lasu, zrozpaczone, szukać ojca... i kogóż napotkała? Bynajmniej nie krew, z której została zrodzona. Bestia zabrał dziewczynę, za jej życzeniem do zamku, podczas gdy w miasteczku, w karczmie, Gaston z Lefou dzielili się informacjami i planowali wyruszyć na jego zamek.
W zamku czas płynął swoim rytmem... aż do...
Aż do samego początku.
Gaston z Lefou wyruszyli za Bellą i jej ojcem, kiedy zobaczyli jak ci idą w kierunku posiadłości Bestii i znaleźli tam ponury grobowiec mieszkańców.
I nagle wszyscy ocknęliście się postawieni na błoniach...
Tutaj skończyła się wasza własna przygoda w bajce, której odjęto bajkowego zakończenia.
Bestia:
Nagroda: 30 PD, 110 fasolek, 75 galeonów, magiczne lusterko
Bella:
Już nie miałaś do czego wracać ze swym ojcem... Zamek był pusty; postaci ongiś poruszające się dziś były tylko skamienilami bez dusz, które uleciały wraz z tchnieniem wiatru, zaś ten, którego znałaś pod mianem Bestii już nigdy nie miał cię ugościć w swych progach. Nie pozostawało ci nic innego jak wrócić do miasteczka i tam walczyć dalej o swe życie, jak sami z ojcem powiedzieliście: przynajmniej teraz wiedzieliście, że musicie walczyć o swoje. Mogłaś teraz ruszać do wielkiego miasta..!
Gratulacje, Alexandro Grace! W nagrodę za przejście tej historii otrzymujesz: 20 PD, 75 fasolek, 40 galeonów, magiczna księga, z której wyskakuje atramentowy wilk, który jest w stanie obronić cię przed kilkoma zaklęciami, lub przed jednym potężnym (czarnomagicznym, takim jak przykładowo Pelburstio) – wilk znika. Można go użyć raz na sesję
Gaston:
Nie udało ci się zabić Bestii, ale znalazłeś ją martwą w jej własnym zamku, troszkę rozczarowujące, prawda? Zwłaszcza, że Bella skuteczniej niż wcześniej dotąd, z jakąś nową siłą, stanowczo odmówiła twoim zalotom, lecz nie załamuj się! Do odważnych i upartych świat należy, prawda? Mogłeś wrócić do miasteczka z dumą, że niebezpieczeństwo ze strony przerażającego dworu zostało zażegnane.
Gratulacje, Ventusie Zabinii! W nagrodę za przejście tej historii otrzymujesz: 10 PD, 45 fasolek, 15 galeonów, medalion ze skurczonym łbem potwora zwiększającym dwukrotnie siłę fizyczną (dzięki niemu postać mniej się męczy i możesz, przykładowo, rzucać więcej zaklęć, medalion działa w chwili aktywacji i trwa przez kilka godzin/kilka postów)
Lefou:
Dobrze się spisałaś jako osoba wspierająca Gastona: podałaś mu wszystkie informacje, których potrzebował i wydaje się, że powoli też, choć nieświadomie i mimochodem, pozbywałaś się konkurencji w postaci Belli, która bardziej byłazainteresowana księgami i wielkim miastem, niż zamążpójściem za Gastona.
Gratulacje, Kathleen Wright! W nagrodę za przejście tej historii otrzymujesz: 15 PD, 50 fasolek, 20 galeonów, Medalion, który można uaktywnić raz na sesję: podaje on informacje osobie dzierżącej go o istotach żywych znajdujących się w promieniu kilometra.
Płomyk:
Umykałeś wciąż i wciąż przed tym, byle tylko nie pojawić się na głównej scenie, co za szkoda: brak było twej pozytywnej energii, którą zawsze wprowadzałeś w kąty tego zamku...
Niestety, Syriuszu Blacku! Otrzymujesz następującą karę za nie udzielanie się w historii: -15 PD
Trybik:
Twoje blaszane serce w końcu się zatrzymało... Czy bałaś się tego? Czy podejrzewałaś, że tak się stanie, czy może jednak miałaś nadzieję, kiedy w zamku pojawiła się Bella? Zostałaś wiecznym strażnikiem w zamku swego chlebodawcy, lecz nie przejmuj się: tylko ciałem! Wszak twa dusza wreszcie była wolna i przestałaś być ograniczana tym mechanicznym ciałem...
Gratulacje, Dorcas Meadowes! W nagrodę za przejście tej historii otrzymujesz: 20 PD, 60 fasolek, 25 galeonów, zegarek, który spowalnia czas na dwa posty
Lecz może zacznę od początku..?
Wszak to było tak: za górami, za lasami, w głębokiej Francji, było sobie maleńkie masteczko oddalone od wszystkich innych, do którego prowadziła jedna droga z większego miasta, a która rozdwajała się w pewnym momencie i jedna z nich wiodła do zamku ongisiejszego możnowładcy tych terenów... o którym nikt nie pamiętał. Wieśniacy żyli z dnia na dzień, prowadzeni pod sztandarem dumnego Gastona, u którego boku stąpał Lefou, a który zalecał się do ślicznej, żyjącej książkami Belli: brzmi bardzo sztampowo, prawda? Dalej: w pięknym, lecz starym i bardzo zapuszczonym zamku, pośród ponurej puszczy, w którym żyły różne przerażające stworzenia, odkąd przestała tam stąpać ludzka noga, żył pewien chłopak dotknięty klątwą, zamieniony w prawdziwą bestię... przynajmniej wyglądem, za swój brak szacunek do życia przez jedną z wiedźm w swe urodziny. Razem z nim przemienione zostali wszyscy mieszkańcy. I tak była Trybik, pani majordomus, tak był Płomyk, i tak było wielu, wielu innych... Wiedźma pozostawiła Bestii cudną, magiczną różę, mówiąc, że kiedy wszystkie płatki z niej odpadną: umrą. Tak samo jak gdy róża zostanie uszkodzona.
Dni wszystkich w tej bajce mijały bardzo statycznie, nie różniły się jeden od drugiego, do czasu, aż pewien alchemik z miasteczka, ojciec Belli, wyruszył do miasta, by udać się na spotkanie alchemików... lecz pomylił drogi. Zabłądził pod zamek Bestii, który go uwięził i wymusił pomoc w próbach zdjęcia ponurego czaru. Wtedy wszystko samo zaczęło się toczyć. Zaniepokojony Bestia zaczął patrolować tereny swych posiadłości, zagłębiać się na tereny ludzkie, gdzie nie powinien był chodzić, wolny czas spędzając z Trybikiem, której ufał i której powierzał całą pieczę nad swym domem, a która jako jedyna była chętna do przeprowadzania z nim rozmów i przerywanie długich dni samotności – pewnego dnia Bestia natknął się na Lefou, którego nieomal zabił; kobietę wyratowali myśliwi, którzy akurat polowali w tych terenach i przepędzili Bestię spowrotem do jego ciemnego lasu. Od tej pory zaczęło się zamieszanie. Bella odkryła, że jej ojciec zniknął, gdy usłyszała pogłoski, kwestia narzucającego się jej z zalotami Gastona przestała mieć znaczenie: dziewczę pobiegło do lasu, zrozpaczone, szukać ojca... i kogóż napotkała? Bynajmniej nie krew, z której została zrodzona. Bestia zabrał dziewczynę, za jej życzeniem do zamku, podczas gdy w miasteczku, w karczmie, Gaston z Lefou dzielili się informacjami i planowali wyruszyć na jego zamek.
W zamku czas płynął swoim rytmem... aż do...
Aż do samego początku.
Gaston z Lefou wyruszyli za Bellą i jej ojcem, kiedy zobaczyli jak ci idą w kierunku posiadłości Bestii i znaleźli tam ponury grobowiec mieszkańców.
I nagle wszyscy ocknęliście się postawieni na błoniach...
Tutaj skończyła się wasza własna przygoda w bajce, której odjęto bajkowego zakończenia.
Bestia:
Od autora: Bardzo się cieszę, że mogłem z wami napisać tą historię~ <3 W moim guście: było bajecznie! : D
~Sahir Nailah
Pozwolicie, że nie będę samemu sobie pisał gratulacji i podsumowania... x d~Sahir Nailah
Nagroda: 30 PD, 110 fasolek, 75 galeonów, magiczne lusterko
Bella:
Już nie miałaś do czego wracać ze swym ojcem... Zamek był pusty; postaci ongiś poruszające się dziś były tylko skamienilami bez dusz, które uleciały wraz z tchnieniem wiatru, zaś ten, którego znałaś pod mianem Bestii już nigdy nie miał cię ugościć w swych progach. Nie pozostawało ci nic innego jak wrócić do miasteczka i tam walczyć dalej o swe życie, jak sami z ojcem powiedzieliście: przynajmniej teraz wiedzieliście, że musicie walczyć o swoje. Mogłaś teraz ruszać do wielkiego miasta..!
Gratulacje, Alexandro Grace! W nagrodę za przejście tej historii otrzymujesz: 20 PD, 75 fasolek, 40 galeonów, magiczna księga, z której wyskakuje atramentowy wilk, który jest w stanie obronić cię przed kilkoma zaklęciami, lub przed jednym potężnym (czarnomagicznym, takim jak przykładowo Pelburstio) – wilk znika. Można go użyć raz na sesję
Gaston:
Nie udało ci się zabić Bestii, ale znalazłeś ją martwą w jej własnym zamku, troszkę rozczarowujące, prawda? Zwłaszcza, że Bella skuteczniej niż wcześniej dotąd, z jakąś nową siłą, stanowczo odmówiła twoim zalotom, lecz nie załamuj się! Do odważnych i upartych świat należy, prawda? Mogłeś wrócić do miasteczka z dumą, że niebezpieczeństwo ze strony przerażającego dworu zostało zażegnane.
Gratulacje, Ventusie Zabinii! W nagrodę za przejście tej historii otrzymujesz: 10 PD, 45 fasolek, 15 galeonów, medalion ze skurczonym łbem potwora zwiększającym dwukrotnie siłę fizyczną (dzięki niemu postać mniej się męczy i możesz, przykładowo, rzucać więcej zaklęć, medalion działa w chwili aktywacji i trwa przez kilka godzin/kilka postów)
Lefou:
Dobrze się spisałaś jako osoba wspierająca Gastona: podałaś mu wszystkie informacje, których potrzebował i wydaje się, że powoli też, choć nieświadomie i mimochodem, pozbywałaś się konkurencji w postaci Belli, która bardziej byłazainteresowana księgami i wielkim miastem, niż zamążpójściem za Gastona.
Gratulacje, Kathleen Wright! W nagrodę za przejście tej historii otrzymujesz: 15 PD, 50 fasolek, 20 galeonów, Medalion, który można uaktywnić raz na sesję: podaje on informacje osobie dzierżącej go o istotach żywych znajdujących się w promieniu kilometra.
Płomyk:
Umykałeś wciąż i wciąż przed tym, byle tylko nie pojawić się na głównej scenie, co za szkoda: brak było twej pozytywnej energii, którą zawsze wprowadzałeś w kąty tego zamku...
Niestety, Syriuszu Blacku! Otrzymujesz następującą karę za nie udzielanie się w historii: -15 PD
Trybik:
Twoje blaszane serce w końcu się zatrzymało... Czy bałaś się tego? Czy podejrzewałaś, że tak się stanie, czy może jednak miałaś nadzieję, kiedy w zamku pojawiła się Bella? Zostałaś wiecznym strażnikiem w zamku swego chlebodawcy, lecz nie przejmuj się: tylko ciałem! Wszak twa dusza wreszcie była wolna i przestałaś być ograniczana tym mechanicznym ciałem...
Gratulacje, Dorcas Meadowes! W nagrodę za przejście tej historii otrzymujesz: 20 PD, 60 fasolek, 25 galeonów, zegarek, który spowalnia czas na dwa posty
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|