Go down
Natalie Dark
Oczekujący
Natalie Dark

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Wto Mar 08, 2016 1:38 pm
Przez zamyślenie nie do końca była w stanie dostrzec rodzaj myśli kotłujących się w głowie dziewczyny. Cały czas do niej mówiła i pamiętała temat rozmowy, ale zupełnie wyleciało jej z głowy, że Maggie też mogłaby teoretycznie chcieć coś od siebie dorzucić.
Cóż, nie odzywała się, choć Natalie robiła na to wystarczająco długie przerwy. Problem tkwił w tym, że zjawa została niejako przygnieciona przez ciężar słów wypowiadanych przez Ślizgonkę.
Czarownica odwróciła się w jej kierunku, gdy już się zatrzymała i dopiero teraz zaczęła analizować ich obecne położenie.
Czy to nie ciekawe, jak bolesna potrafi być ta łagodniejsza odmiana prawdy? Nie usłyszałaś w tej chwili o niczym, co można by nazwać nożem w plecy, choć tak wiele się już wydarzyło. Wiesz tylko, że jestem dobrą przyjaciółką, która mu pomaga, a i to cię boli. Nawet to nas różni. Tak łatwo cię złamać. Mogłabym cię wypatroszyć i pozostawić jako pustą skorupę. Nie sprawiłoby mi to nawet trudności. Nie chce mi się tego jednak robić, bo do niczego mi to nie potrzebne. Mam jeszcze inne rozrywki, a JEGO mogłoby to w jakiś sposób zaboleć.
Przyglądała się jej przez chwilę w zamyśleniu, z którego wyrwała ją dopiero zmiana mimiki Gryfonki wskazująca na pojawienie się jakiejś natrętnej myśli.
Darkówna spojrzała na wskazaną przez nią rękę i medalion, którym się bawiła. Skinęła głową i podeszła do niej kilka kroków, wyciągając między ich twarzami dłoń, z której spuściła wisiorek tak, by zawisł na wysokości ich oczu.
Gdyby nie pamiętała o niematerialności Sulivan, zapewne spróbowałaby go jej po prostu podać. Tego jednak nie zrobiła. Miała w życiu wystarczająco częsty kontakt z duchami, by potrafić się przy nich kulturalnie zachować i nie przypominać im na każdym kroku o ich ułomnościach.
To przerażające, jak łatwo ta dziewczyna prześlizgiwała się między tą "naturalną" dobrocią i (niezauważalnie) świadomym zadawaniem psychicznego bólu rozmówcy.
Maggie Sulivan
Duch
Maggie Sulivan

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Wto Mar 08, 2016 6:05 pm
Chwilę wpatrywała się w łańcuszek, który "dyndał" przed jej oczami. Wyciągnęła w jego kierunku dłoń i delikatnie dźgnęła go palcem. Niemalże od razu przypomniała sobie gdzie go widziała.
Ona. Składzik. Irytek. Pośpiech.
Niemalże od razu wszystko wskoczyło na właściwe miejsce w jej głowie. Poltergeist spieszył się do Natalie. Aby dać jej łańcuszek, który zabrał Maggie. Odsunęła się kilka kroków od Ślizgonki, odwracając wzrok od medalionu i wróciła spojrzeniem na pianino.
- Dostałaś go od Irytka.
Nie było to pytanie, tylko stwierdzenie, po którym spuściła głowę, przygryzając dolną wargę. Irytek nie miał czasu, aby porozmawiać z duszyczką, bo spieszył się do Ślizgonki. Idealnie. Serce zjawy w tym momencie wylądowało w częściach pod jej nogami.
Zacisnęła zęby, żeby nie powiedzieć już niczego głupiego i ponownie z nieokreślonym wyrazem na twarzy, zasiadła przez pianinem, wygrywając kilka losowych nut.
Natalie Dark
Oczekujący
Natalie Dark

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Wto Mar 08, 2016 6:35 pm
Stała w milczeniu, obserwując zachowanie zjawy. Domyśliła się, że musiała jakoś rozpoznać ten medalion skoro aż tak ją zainteresował. Nie pytała jednak o to w nadziei, że i bez tego się czegoś dowie. I miała rację.
Maggie po chwili się od niej odsunęła i odwróciła wzrok.
Darkówna zmarszczyła lekko brwi zastanawiając się, jak ona to powiązała i skąd poltergeist w takim razie wytrzasnął ten wisiorek.
Powód smutku Sulivan nie był dla niej jednak zagadką. Oto miała przed sobą dziewczynę, której jej facet wręczył naszyjnik. Każdy z wyjątkiem Irytka mógł się z łatwością domyślić, jak bardzo to mogło zaboleć i jak będzie bolało, jeśli nie zostanie wyjaśnione.
Złośliwy potwór w głowie Ślizgonki wyszczerzył zębiska w paskudnym uśmiechu.
A nie zostanie wyjaśnione, bo niby dlaczego miałabym to robić? Przecież jej nie okłamię, a nie odpowiadam za to, co ona sobie ubzdura. Nie mam obowiązku czytać jej w myślach.
Podrzuciła lekko medalion i zgrabnie chwyciła go znowu do ręki. Przyjrzała mu się, obracając go kilka razy w palcach.
- Dał mi go dzisiaj rano, gdy prosił o rozmowę z tobą - przyznała, nie okazując żadnego zmieszania z tego powodu.
- W sumie, pewnie bym go nawet nie założyła, ale ten kolor pasuje mi do oczu. To chyba nawet ten sam odcień fioletu... - stwierdziła tak, jakby nawet nie zauważyła, że samo dostrzeżenie wisiorka wywołało u duszyczki falę zazdrości.
Jestem zła. Jestem parszywą gnidą, kopiąca leżącego. Chyba już przeginam i za chwilę to stanie się widoczne.
Maggie Sulivan
Duch
Maggie Sulivan

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Wto Mar 08, 2016 6:51 pm
Czy kopanie leżącego nie było wpisane w charakter ślizgońskich uczniów? Już nie pierwszy raz, Maggie dostała mocnego kopniaka w twarz od dzieci Salazara. Niemiłe uczucia. Dlaczego nie mogła uwolnić się od nich nawet po śmierci? Irytek mógł wybrać każdego. Do Hogwartu uczęszczało tule ludzi... A wybrał Natalie.
- Do widzenia.
Odezwała się w końcu po naprawdę długiej ciszy. W tym momencie nie chciała patrzeć na nikogo. A już w szczególności na Natalie. Po raz kolejny Gryfon został pokonany przez Ślizgona. 10 punktów do Slytherinu.
Bez żadnych wyjaśnień opuściła salę.

[z.t]
Natalie Dark
Oczekujący
Natalie Dark

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Wto Mar 08, 2016 7:04 pm
Uniosła brwi w bardzo naturalnym geście zaskoczenia, gdy dziewczyna zerwała się nagle z miejsca, mknąc w kierunku wyjścia.
- Do zobaczenia, panienko Sulivan - odparła uprzejmie i jak zwykle delikatnie się skłoniła. Jak gdyby nigdy nic, bo przecież oficjalnie nic jej nie zrobiła, czyż nie? A to, że dziewczyna była zazdrosna o coś, co było zwykłą błahostką, to już nie była jej wina.
Darkówna wzruszyła ramionami i znowu spojrzała na medalion.
- To zabawne, że taka głupota potrafiła rozbić jej serce na kawałki - wymamrotała cicho tak, że tylko ten przedmiot mógłby ją usłyszeć.
- Ciekawe, co mogłaby z nią zrobić cała prawda przekazana w jednym momencie. - Przekrzywiła lekko głowę, nadal wpatrując się w fioletowy kamień.
Znowu chciałaby się egzorcyzmować. Rany byłyby tak głębokie, że tylko cudotwórca mógłby ją przywrócić do stanu używalności, gdybym to ja się nią zajęła.
Westchnęła i schowała świecidełko z powrotem do kieszeni szaty.
Hmm. Muszę przemyśleć, co właściwie zamierzam z tym wszystkim zrobić. Tymczasowe rozwiązania mają to do siebie, że nie sprawdzają się na dłuższa metę.
Westchnęła, biorąc do ręki futerał z instrumentem. Musiała się już zbierać.
Obowiązki, obowiązki, plany i grafiki. Tyle tego, że człowiek ciągle się gdzieś spieszy...
Wyszła z sali, na moment zapominając o swojej wspaniale dopracowanej mimice. Na jej twarzy nie gościł teraz żaden z wielu przygotowanych uśmiechów. Była pusta i całkowicie bez wyrazu. Dla odmiany wyrażała to, co naprawdę odczuwała jej właścicielka...
...ale tego przecież nikt nie mógł dostrzec. Była sama. W towarzystwie nigdy nie pozwoliłaby sobie na takie niedociągnięcie.

[z/t]
Marceline Flint
Oczekujący
Marceline Flint

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Sro Kwi 13, 2016 10:21 pm
Marcela nie była w zbyt dobrym humorze.
Gdyby siedziała w wielkiej sali przy stole, zapewne nad jej głową pojawiłaby się deszczowa chmura - dlatego też Marcela postanowiła wyjść z obiadu po zjedzeniu paru kęsów i włóczyła się po szkole, szukając miejsca, które nie byłoby przepełnione ludźmi.
Kolejny list od dziadków (który zresztą po przeczytaniu od razu zgniotła, podpaliła i obracała w powietrzu taką ognistą kulkę do momentu, w którym nie zamieniła się w popiół) byłby w stanie popsuć humor każdemu.
No, albo przynajmniej tym osobom, których dziadkowie są całkowicie powaleni na punkcie czystości krwi i bezgranicznego posłuszeństwa wnuczki wobec nich. Niestety, jeśli chodzi o podporządkowanie jej sobie... no, nie wyszło?
Marceline weszła do sali, a gdy tylko zobaczyła fortepian stojący przy oknie, jej humor nieco się poprawił. Dziewczyna podeszła do okna i otworzyła je, wychylając się na zewnątrz i wdychając świeże powietrze do płuc.
Po chwili wróciła do środka, usiadła za fortepianem, wyjęła z kieszeni paczkę papierosów i wyjęła jednego z paczki. Podpaliła go różdżką, zaciągając się dymem i tak, trzymając papierosa w ustach, zaczęła grać.
Marcela nie grała nic konkretnego. Wystarczyło jej tyle, że skala molowa idealnie odzwierciedlała jej nastrój, więc grała co jej przyszło do głowy, próbując się w ten sposób uspokoić. I po jakimś czasie nawet trochę wyszło - skupiła się tylko na grze, zaciągając się co jakiś czas papierosem, a gdy nie mogła grać którąś ręką, bo zajęta była na przykład strząsaniem popiołu - po prostu nuciła brakujący fragment.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Czw Kwi 14, 2016 12:58 pm
Zazwyczaj o to chodziło - brakujące fragmenty piosenek, brakujące fragmenty nut, co błąkały się pod nogami, przydeptywane przez swe ogonki i czarne główki, miast krążyć wokół uszu i układać się na wzór upiornych skrzydeł na plecach - bo o to chodziło - o brak, o zieloną trawę, która zawsze była bardziej zielona po drugiej stronie płotu i o to, że niewiasty z kręconymi włosami zawsze chciały mieć je proste, a te z prostymi - kręcone - dlatego ludzie nie chodzili ciągle prosto... Schylali się i szukali ich, dotykając palcami brudnej ziemi, które winny pozostać czyste - przecież dotykali nimi również siebie wzajem, czy mogliby sobie ofiarowywać brud i syf? Mogli. Ci, co zawsze chodzili wyprostowani jakoś również musieli zbierać brakujące fragmenty nut - i wtedy ich palce zdobiły się czystością szkarłatu...
Blaise Rain słyszał i widział te nuty - przesuwały się obok niego i nie starał sie po nie schylać - wiec należał do tych, co zawsze chodzili wyprostowani i nie zginali swego karku trzymanego powyżej poziomu - heh, powyżej? - zwykły uczeń, klasowy błazen, pojawiający się, to znikający, jak na każdego błazna przystało, czasami mającego swe wielkie wejścia, jak w klasie eliksirów, kiedy wylał na siebie (za pośrednictwem Sharon) coś, co miało być jego eliksirem - a co skończyło jako kwas - a czasami zbyt zajętego... notowaniem... w swoim zeszyciku, żeby skupiać uwagę na czymkolwiek innym - zaś jego proste chodzenie nijak nie miało się do poszukiwania zagubionych części, chyba dlatego, że nie uważał, by czegokolwiek mu brakowało - przecież życie miało wiele do zaoferowania na poziomie naszego wzroku, wcale nie trzeba było nadwyrężać kręgosłupów, nie trzeba było wyrywać dobroci z rąk innych - znał magię, która była bardzo przydatna - magia "chcieć" i "doceniać" - doceniać to, co się ma i miast zazdrościć tych nut, których się w piosence nie posiadało, cieszyć się, że ta nasza jest właśnie taka, a nie inna - gdyby była taka, jak piosenki innych, nie byłaby unikatowa, prawda..?
Może dlatego ta pieśń, co słowiczą tonią niosła się po korytarzu - słowiczą, lecz wcale nie ciepłą i radosną - była w jakiś sposób przyciągająca - bo mimo wybrakowania nie była do samej siebie zrażona i po prostu trwała, to urywała się, by zamrzeć na krańcach bębenków usznych, to powracała, nieco inna, a jednak pasująca do poprzedniczki, bez intensywnych., zewnętrznych złamań, bez palców zbrudzonych ziemią czy krwią - swoja własna, o tak - i obrazek, który ta pieśń prezentowała był równie realny - dziewczę siedzące przy fortepianie, jak w tych czarno-białych filmach siedzieli przy pianinach w zacienionych, zalanych dymem z fajek pomieszczeniach, typowo amerykańskich filmach o Dzikim Zachodzie - tylko że ona nie była czarno biała i nie była płaska, zamknięta w czarnym kwadraciku grającego pudła, nieznanego zresztą przez świat czarodziei, więc może nie warto było o tym wspominać..?
Pewnie nie warto.
Może nie warto również było stawać w progu Klubu Magii Nut i po prostu słuchać z rękoma zaplecionymi na klatce piersiowej.
Marceline Flint
Oczekujący
Marceline Flint

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Czw Kwi 14, 2016 2:17 pm
Dziewczyna wciskała klawisze, całkowicie pochłonięta tym zajęciem. Nie myślała wtedy o niczym, co mogłoby ją rozpraszać - istniała tylko ona, fortepian i papieros, który jakiś czas temu się dopalił. Wyrzuciła niedopałek, wracając do gry na dłuższy moment, w którym nie zaistniała żadna przerwa w dźwiękach zastąpiona nuceniem - uznała jednak, że bez szluga to nie to samo. Wyjęła kolejnego papierosa z paczki i podpaliła, powracając do gry z uczuciem swoistego spełnienia.
Mijały kolejne minuty, a dziewczyna zaczęła się nieco uspokajać. Może nie na tyle, żeby jej humor całkowicie uległ zmianie, ale wystarczająco, by zakończyć improwizowany, długi utwór.
Strząsnęła popiół z papierosa, po czym zaciągnęła się nim i trzymała go już między zębami. Odgarnęła swoje sięgające bioder, blond włosy na plecy pospiesznie, żeby nie przedłużać pauzy - i po raz kolejny położyła ręce na klawiaturze. Odegrała jeszcze raz fragment, który rozbrzmiewał w sali poprzednio, a następnie w skupieniu dograła zaimprowizowane zakończenie. Gdy skończyła, przytrzymała jeszcze palce na klawiszach przez parę sekund. Wzięła papierosa między palce, strząsnęła popiół, który ledwo się trzymał, a następnie zaciągnęła się dymem głęboko i wypuszczała go powoli, delektując się to chwilą spokoju.
Coś jednak ją tknęło. Odwróciła się powoli i wzdrygnęła się, zaskoczona widokiem jakiegoś chłopaka, który oparł się jak gdyby nigdy nic o framugę i patrzył w jej stronę ze skrzyżowanymi rękami. Dziewczyna wypuściła resztkę dymu z płuc, marszcząc brwi. Owszem, doceniała to, że nie natknął się na nią żaden nauczyciel, ale chyba niespecjalnie cieszył ją jakiś nieznajomy chłopak gapiący się na nią i przysłuchujący jej grze od nie wiadomo jakiego czasu.
- No cześć.
Przywitanie właściwie było ponurym mruknięciem, którego chłopak mógł nawet nie dosłyszeć. Dziewczyna zaciągnęła się papierosem, tym samym znajdując sobie zajęcie i mogąc udawać, że nie jest ani trochę zakłopotana.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Czw Kwi 14, 2016 3:28 pm
"No część" – powiedziała – przecież nie mogło być gorzej – i nie mogło być też lepiej – "no cześć" – wyrzekła słowa, co jak zaklęcie przypieczętowywały całą wygrywaną przez nią pieśń – i jakoś nie odnajdywał tego zabawnym – coś trzeba było odpowiedzieć, chociaż niby po co? - "no cześć", to jedno konkretne, to jedno, które prawie zaginęło w całej przestrzeni pomieszczenia i dźwięków, które się od jego ścian odbijały, było jak powiedzenie, że jest się elementem krajobrazu, który wyróżnia się z tła w sposób nie napastliwy – był, stał, więc dobrze, chyba jakiś krańcowy etap nauczania przyzwoitej kultury te słowa nakazał wypowiedzieć w stronę chłopaka, którego przeraźliwie jasne, toksyczne, jadowite tęczówki wbite były nienachalnie w złotowłose dziewczę okolone siwizną dymu, jakby ten próbował tą siwiznę wpleść w jej włosy i rozgościć się tam na dobre – heh, jakby sama właścicielka tych włosów starała się dodać parę lat do swojego kalendarzyka i przybić pieczątek na legitymacji, którą będzie pokazywała przed wszystkimi starszymi, udowadniając im swoją wartość – zupełnie bezwiednie, bo... nie wyglądało na to, żeby jej szczególnie zależało na udowadnianiu komukolwiek czegokolwiek – przynajmniej nie w tej chwili. Przynajmniej nie po tym "no cześć' rzuconym na odczepnego.
- Jak na szlamę całkiem niezła piosenka. - Burknął niby to pod nosem, niby to do siebie, ale nie tak, by głos w tym pomieszczeniu zanikał – tak jak rozmyły się dwa pierwsze słowa, jakie tutaj padły – i niby odwrócił od niej jarzącą się własnym blaskiem zieleń tęczówek, dwa jasne punkty w półcieniach goszczących w progu pomieszczenia, do których nie dochodził blask zachmurzonego dnia zamkniętego za szklanymi szybami, ale w sumie to zerknął na nią – zerknął, by sprawdzić, czy ona popatrzy, czy ona się zainteresuje – ach, w końcu dumny medalion zielonego węża na jego piersi, prezentujący dom, z którego pochodził, odsłonięty nawet pomimo splecenia rąk na klatce, winien wyjaśniać bardzo wiele z tego krótkiego zdania, doskonale pieczętując to, co on chciał osiągnąć – ona miała swój dym, on miał swoją plakietkę węża – to by oznaczało, ze oboje spotkali się na granicy, która będzie się przesuwać względem uprzedzeń i tych pieczątek, którymi można się było przekrzykiwać – albo po prostu uznają, że nie warto..? Energia, którą dano nam na każdy dzień, była na tyle cenna, że warto było ważyć, w co ją inwestować, a co jest zbędne poświęcenia temu uwagi.
To tak z krótkiego poradnika dla leniwych osób.
Jej "udawanie" nieco wyrastało poza moc tego słowa – jej udawanie tworzyło rzeczywistość – jak znakomici aktorzy na deskach teatru, co nie potrzebują słów, a spojrzeniem są w stanie komunikować każdą z odczuwanych emocji, każde drgnienie ich wnętrza – i my, widzowie, wierzyliśmy tym aktorom. Wierzyliśmy, że są realnymi postaciami, z którymi chcieliśmy się zgrać, w które sami chcieliśmy się wczuć i kibicowaliśmy im, nawet jeśli tylko przez drobny moment, całymi swoimi sercami, bo przecież byli tutaj głównymi bohaterami – tak i główną bohaterką była Marceline Flint, bohaterka wizji starego filmu, do którego ciągną sentymenty, tylko że problem w naszym teatrzyku polegał na tym, że Blaise chyba nie był aż tak dobrym obserwatorem, by stwierdzić, że to tylko gra.
Dlatego nie miał nawet jak jej kibicować.
Marceline Flint
Oczekujący
Marceline Flint

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Czw Kwi 14, 2016 3:59 pm
Dziewczyna odwróciła się na ławie do fortepianu, przyglądając się nieznajomemu, a gdy z jego ust padło zdanie okraszone wspaniałą obelgą, jaką ślizgoni zwykli rzucać na prawo i lewo do każdego, jej zakłopotanie momentalnie zniknęło. Uniosła brew i uśmiechnęła się mimowolnie, tak jakby chciała powiedzieć: "na Merlina, czy to już ten największy platfus, jakiego nosiła ziemia"?
- Jak na ciebie, to całkiem niezły gust - odparła, nie zastanawiając się zbytnio nad tym, co mówi. Jej ton był jednak dziwnie pogodny jak na osobę, która próbowała kogoś obrazić. - Szlama z rodu Flint.
I prychnęła z rozbawieniem, wciąż nie mogąc pojąć, po jaką cholerę chodzić po szkole, mówić do każdego per szlama i sprawdzać, czy akurat się trafiło, czy nie. Poza tym - słyszała w życiu różne rzeczy, ale słowa "szlama" skierowanego do siebie jeszcze nie. No ale cóż, logiki w zachowaniu Ślizgonów nie potrafiła się zazwyczaj doszukać, mimo bycia przydzieloną do Ravenclawu. Nawet dla niebieskich bywało to zbyt skomplikowane, jak widać.
Mimo wszystko Marceli wydawało się, że Slytherin i Ravenclaw same w sobie nie przeszkadzały sobie zbytnio. Wiadomo, z Gryfonami się nienawidzili, Puchonami gardzili, ale co mogłaby im zrobić banda niebieskich kujonów z książką przyklejoną trwałym przylepcem do rąk?
No, jak widać mogła. Marcela nie wiedziała co dokładnie, ale fakty mówiły za siebie.
Dziewczyna przyglądała się przez chwilę chłopakowi jakby w zamyśleniu - ot, właściwie parę sekund, gdzie zdążyła wychwycić tylko jak wygląda i przyjrzeć się jego jasnym, właściwie nawet ładnym oczom. Trwało to dokładnie tyle, ile zajęło dziewczynie zaciągnięcie się papierosem i powolne wypuszczenie dymu.
Wtedy odwróciła się do niego plecami, po raz kolejny improwizując coś na klawiszach. Wciskała je delikatnie, jedną ręką, po kolei, jakby chciała powtórzyć sobie skalę - tym razem jednak durową - i zaciągała się dymem. Sądząc po nadmiarze wrażeń, zanosiło się jeszcze na spalenie całkiem sporej ilości tych papierosów.
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Pią Kwi 15, 2016 2:40 am
Na Ciebie, czyli w sumie na kogo..? Gdzie jest przyrównanie, gdzie możliwości równania, które dałoby nam deltę? Zagubiła się pewnie tak jak wszystkie z tych zagubionych składników, po które trzeba by się schylać, albo wyrywać je z dłoni innych, ale na szczęście bez nich Rain miał się całkiem dobrze - i bez tego również nie pojawiał się zgrzyt zębów i łzy nie stawały w oczach, nawet gdy na krańcu języka pozostawał dziwny posmak skończenia czegoś, co nie powinno zostać ukoronowane kropką - jeszcze nie tutaj, jeszcze nie teraz - o jedną obelgę za mało - ale tak ponoć postępują panienki... I jako mężczyzna winieneś był egzekwować co do panienek zachowanie w dobrym smaku - lecz nie, oczywiście - Rycerz na Białym Koniu, któremu fanki sypały płatki kwiatów, gdy powracał z wojen, musiał być czasem takim, no wiecie, bad boyem, żeby zwojować jeszcze większość ilość serc i złamać je potem swą niedostępnością i tragizmem swej postaci - a tu takiego wała, bo pan Rain pewnie nie byłby w stanie dosiąść chomika, ba! - zająć chomikiem by się nie był w stanie, co dopiero o koniu mowa - miał jednego gołębia i co? - no właśnie... gówno - i to dosłownie - gówno wszędzie - jego gołąb był chyba najbardziej znienawidzonym i spierdolonym zwierzęciem tej szkoły, który zorganizował raz armię gołębi żeby porwać Pottera - przynajmniej Potter miał teraz o czym opowiadać wraz z panem Warpem i panienką Hughes - co przygoda to przygoda, no nie? Więc nigdy się nie dowiemy o co chodziło z "na ciebie" - i ta chęć dowiedzenia się sprawiła, że Ślizgon przestał wędrować wzrokiem po otoczeniu i wszystkich pojedynczych elementach na nie się składających, którymi w sumie nawet nie był zainteresowany, ale pozory trza sprawiać - tak jak Krukonka sprawiała pozory, że wcale nie była jeszcze przed chwilą zakłopotana, o którym to chyba zakłopotaniu durna odzywka pozwoliła zapomnieć im obu - no bo wiecie, to dość niezręcznie być przyłapanym na obserwacji i słuchaniu przy tak... intymnej czynności, jaką była sztuka - i takim sposobem jadowite tęczówki, jak dwie jarzeniówki w półmroku, zetknęły się z oczyma panny Flint - ha, właśnie, panny, która się przedstawiła, a której przedstawienie spowodowało nieco... większego zakłopotania objawionego na facjacie Rain'a - bo nazwisko znał, ha! - może i to nie był jeden z największych rodów, ale jednak nazwisko było znane - zwłaszcza, że swego czasu szefem biura aurorów był przedstawiciel tej rodziny - jakoś jednak Rain przegapił, że do tej szkoły chodzi przedstawicielka tego rodu... tak jak i pewnie przegapił miliony innych rzeczy, ale pozostawmy to na razie w niebycie i udajmy, że nie ma tych quasi tematów.
- Bez urazy, nie wiedziałem... - No i ten tego, jak teraz niby zręcznie z sytuacji wybrnąć? - pozostawało mu lekko wzruszyć ramionami i przymknąć na drobny moment oczy, które znów odwrócił od sylwetki dziewczyny - ale teraz nie miało to nawet wielkiego znaczenia, bo ta zwróciła się do swego instrumentu - wiernego towarzysza, który przynajmniej nie wyzywał jej od szlam. Mistrz taktu wkraczał do dzieła! Zapraszam wszystkich pragnących nauczyć się jak NIE postępować z kobietami! - W coraz liczniej zalewającej Anglię fali mugoli ciężko jest spotkać swojego. - A tak sobie jakoś zręcznie i giętko wszedł do pomieszczenia, jeden krok, długi, drugi - chłopak, któremu daleko było do sylwetki atlety, szczupły, o długich, prostych, brązowych włosach, które opadały mu na klatkę piersiową i plecy, nie zebrane żadną gumką - na sobie miał szkolny mundurek, nieco przyduży, trampki, które miał na sobie, wołały o pomstę do nieba swoim stanem fizycznym (duchowym pewnie też), zaś czarnej koszuli, rozpiętej pod obojczykiem, brak było krawatu - i schowana była w poprzecieranych, starych, czarnych spodniach - tak i właśnie prezentował się odziany w czerń chłopak, który wniknął, raczej świadomie, do chwilowo prywatnego światka Marceli, nie próbując nawet zapukać w swym wielkim ogromie kultury i szacunku wobec przedstawiciela czystokrwistego rodu.
Taki tam casualowy Blaise.
- Planujesz to urządzić jakąś bardziej szeroko rozumianą hash komore?
Marceline Flint
Oczekujący
Marceline Flint

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Pią Kwi 15, 2016 12:14 pm
Wspomniana delta zapewne była ujemna, a zatem rozwiązanie - przy sporym uproszczeniu - nie istniało. Marceline nie miała na myśli nic szczególnego, ot tylko tyle, by coś odpowiedzieć.
Marceli zakłopotanie przeszło, za to nagle chłopak, któremu wystarczyła wiadomość o statusie jej krwi, dziwnie się zmieszał.
Cóż, właściwie to Ślizgon źle ją zrozumiał. Cała ta kwestia nie była dla niej szczególnie istotna, po prostu chciała ją sprostować. Gdyby nawet nie była czystej krwi, to ta cała obelga spłynęłaby po niej niczym krople deszczu (hehe) po kaczce. Dla niej było to dokładnie to samo, co powiedzenie czegoś w stylu "urodziłeś się w niemagicznej rodzinie, ale w przeciwieństwie do niej masz umiejętności magiczne i dlatego cię nie lubię". No jej, okropne, rzeczywiście! Dlatego gdy usłyszała te... przeprosiny? Uśmiechnęła się jakby rozbawiona i machnęła ręką.
- Niespecjalnie mi przeszkadza ta cała "fala mugoli" - zrobiła w powietrzu cudzysłów, zdejmując uprzednio dłonie z klawiatury. Po chwili znów zaczęła grać, tym razem jakąś prostą, delikatną melodię. - Mam ciekawsze zajęcia niż zastanawianie się nad tym, czyi rodzice biegają z różdżkami, a czyi nie.
Marcela poprawiła na kolanach rąbek swojej chabrowej, rozkloszowanej sukienki w granatowe, kwieciste wzory, nieprzerwanie wygrywając melodię prawą ręką - chyba tylko po to, żeby w pomieszczeniu nie zapadła cisza, którą zapewnie trudno byłoby przerwać.
W końcu chłopak odezwał się po raz kolejny - a dziewczyna odwróciła się na ławie, patrząc na niego niemalże z zainteresowaniem. "No, wreszcie jakieś konkrety", zdawało się mówić jej spojrzenie. Marceline uniosła brew, uśmiechając się.
- Sama? Raczej nie planowałam.
Ups. Zabrzmiało niemalże jak zaproszenie, prawda? Dziewczyna zaczęła grać na pianinie, tym samym jej słowa mogły zabrzmieć mniej zobowiązująco. Ot, luźna, niezobowiązująca uwaga, w końcu miała inne zajęcie, nie? Zresztą - już poszło w eter, można było tylko czekać na reakcję Ślizgona.


//pisze z telefonu więc jak będą jakies literówki to poprawie później xd
Blaise Rain
Oczekujący
Blaise Rain

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Nie Kwi 17, 2016 12:47 am
Ach, miła Marcelinko, filozofowie wszak by się nie zgodzili! - przynajmniej większa ich cześć – ale przyznam tutaj rację, rozwiązanie nie istniało i nigdy poznane nie miało zostać, mimo wszystko myśli Blaise'a przylgnęły do tego na chwilę w tym oczekiwaniu na jakąś większą puentę, którą będzie odbicie pajączka obrazy – ale odbicia nie było – była tylko ironia – w dodatku auto-ironia – która zdaje się, że nawet nie miała się o niego bezpośrednio obetrzeć, tak jakby w sumie... dziewczynie wcale się nie podobało to, że szlamą nie może być nazywana – swoją drogą słowo jak słowo, prawda? - Blaise był zdrowego przekonania, że Pipi Lansztrung nie miała racji – jakoś po prostu nie uważał, żeby róża przestała pachnieć różą, gdyby nazwać ją kupą – tak czy siak... Pojawił się zgrzyt. Rozumiecie – każda niewiasta to wiedźma, a skoro wiedźma, to i kusi – i pragnie pochłaniać mężczyznę w swe piękne oczęta i wabić zgrabnymi nogami i tym, co matka natura dała im w prezencie, a czego hormonalnie faceci, chcąc nie chcąc, pragnęli – zdrowa prawda – ale tutaj, pośród tego dymu – jeszcze nie ciężkiego, och nie – był lekki, pachniał znajomo, pachniał... domem – dym z palonego tytoniu – przy autoironii i spojrzeniu oczu – dziewczęcych, smutnych oczu – znikała jakoś ta pokusa – i rozmywały się myśli o kuszeniu – myślę, że wszystko zaczynało się ograniczać nie do tego, kto jest ubrany w tą jedną, kloszową sukienkę, a kto jest ubrany w tą konkretną skórę, na którą opadały jasne włosy – kto siedzi w środku mechanizmu poruszającego palcami i naciskającego pedały fortepianu? - cóż, ktoś, kto wydawał się krańcowo rozbawiony odbitym minimum zakłopotania, jakie zagościło w twoich ruchach i słowach – bo w sumie trochę głupio, nie? - uchodzić za czystokrwistego w tych poniszczonych ubraniach i samemu popełniać takie faux pas w stosunku do innego członka rodziny czystej krwi – ale tylko trochę. W końcu całe bycie miłym i nie miłym ograniczane było jedną sprawą – może dla was dziwną, nie wiem – a mianowicie obrysem tęczówek. Tam, gdzie kończyła się dusza i rozpoczynał szerszy świat, bardzo mało istotny, kiedy uwaga była poświęcana pojedynczej jednostce – nie dajcie się w końcu zwieść oczętom godnym żmii w toksyczności barwy, ale nie w swoim świetle, które były przedstawicielami duszy Rain'a, co błądziły po dobrze znanym klubie Magii Nut.
- Ksssszzz, demon w ciebie wstąpił niewiasto i przemawia przez twe usta. - Zatrzymał się – a w swej wędrówce, wolnej i w sumie konkretnego celu nie mającej – dobrnął do miejsca, w którym Krukonka o imieniu mu nieznanym, lecz poznanym nazwisku, nawet siedząc przodem do muzycznego przedmiotu, do niego teraz zwrócona była profilem – i to było w jakiś sposób satysfakcjonujące – no wiecie, możliwość spojrzenia na jej okoloną tym dymem twarz i wzrok spoglądający na biel klawiszy, co wydawały z siebie co rusz nienachalne dźwięki nie zagłuszające rozmowy – i uniósł ręce i złożył je na kształt krzyża wyciągając przed siebie, jakby to naprawdę mogło mu pomóc w obronie – a jakoś nie sądzę, żeby jej potrzebował – on sam też tak nie sądził – biorąc pod uwagę fakt, że cięzko było nawet stwierdzić, czy mówił poważnie, bo jego twarzy nazbyt poważny i zatrwożony podejściem Krukonki nie był.
- O, o, ooo! Wchodzę w to! - Jakoś nagle postać chłopaka nabrała na żywotliwości – to jest jakoś szybciej się poruszył – podszedł do drzwi wyściowych i zamknął drzwi, uprzednio wystawiając swój łeb z długimi włosami, żeby rozejrzeć się na korytarzu, czy czasem nie ma nikogo niepowołanego i jeszcze bardziej zgrabnie powrócił do swojego poprzedniego miejsca pobytu – i nawet to miejsce pobytu zmienił – bo teraz epicentrum jego osoby przesunęło się w kierunku fortepianu i przyciągnął do niego krzesło – tylko po to, by podejść do gitary akustycznej i złapać za nią, wlokąc ją na swoje kolana, gdy już się na krześle usadowił i wyjął z kieszeni drewnianą papierośnicę – starą i wyszuraną – w której jawiło się parę własnoręcznie zwiniętych papierosków – pełna kulturka! - Blaise Rain. - Przedstawił się, wyciągając w kierunku Marceliny dłoń w geście powitania, z petem wsuniętym między wargi – oj jakby tutaj teraz jakiś nauczyciel zajrzał to byłoby (nie)wesoło. - Nie żeby coś, ale, no wiesz... - przejechał dłonią w powietrzu, jakby chciał pokazać swoją sylwetkę – ale jego spojrzenie mówiło, że pokazuje sylwetkę panny Flint, tylko na sobie. - Przy tych wszystkich Collinsównach, Rockersównach i Darkównach nie wyglądasz na... wiesz, czystokrwistą. Bez urazy! - Uniósł ręce w geście obronnym.
Marceline Flint
Oczekujący
Marceline Flint

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Nie Kwi 17, 2016 2:38 pm
Marceline niewiele miała wspólnego ze wspomnianą "wiedźmą", swoistą femme fatale, bowiem na żadnym kuszeniu jej nigdy nie zależało. Tamta chwila nie stanowiła żadnego wyjątku. Jeśli Marceli zdarzało się kusić, to nigdy świadomie - o ile kuszenie było w ogóle odpowiednim słowem, bo może sens oddawałoby bardziej oczarowywanie, nieco subtelniejsze i jakby niewymagające starań. Marcela się nie starała o niczyje względy, ot, raczej przychodziły one same. Mimo braku kuszenia niczym rasowa wiedźma, dziewczynie nie brakowało jakoś szczególnie zainteresowania ze strony płci przeciwnej.
Dziewczyna naciskała klawisze od niechcenia, nawet nie patrząc na klawiaturę. Po tylu latach nauki byłaby w stanie grać nawet po ciemku, a gdy - tak jak wtedy - nadarzyła się okazja, by równocześnie grać i rozmawiać, było to ogromnym plusem. Utrzymywanie kontaktu wzrokowego było w końcu istotną rzeczą - no, przynajmniej dla Marceline, która ceniła sobie nie tylko słuchanie słów innych, ale i możliwość czytania z ich ruchu ciała, oczu, drżenia kącików ust czy widocznego przez ułamki sekund uniesienia brwi. Przyglądała się zatem chłopakowi, odwracając się profilem i kontynuując grę już tylko prawą ręką. W drugą chwyciła papierosa (którego niewiele już zostało), bowiem do klawiatury i tak nie mogłaby nią sięgnąć, siedząc w ten sposób.
- Spoko, wołaj egzorcystę - odparła dziewczyna tonem uczennicy, która będąc w mugolskiej szkole zwykłaby na groźbę telefonu do rodziców odpowiadać "spoko, pozdrów ich ode mnie". Mimo wszystko dziewczyna nie odebrała słów chłopaka nazbyt poważnie - właściwie to wolała porzucić ten temat, bo ani nie był ciekawy, ani rozwijający. Chociaż tyle, że Blaise poza mówieniem w całkiem żartobliwy sposób nie pokazywał, że szczególnie ruszyły go jej słowa. Jak było naprawdę mogła się tylko domyślać, w każdym razie takie odnosiła wrażenie.
Gdy Blaise wyraził entuzjazm wobec tej nieświadomej prośby, Marcela uśmiechnęła się lekko - jakby na znak tego, że tak jej nieświadoma prośba ani nie została wyśmiana, ani nic z tych rzeczy. Z drugiej strony, kto pogardziłby porządną hasz komorą? No, poza oczywiście całą bandą krukońskich (albo innodomowych, bo istnieli i tacy) kujonów, ewentualnie osobami niepalącymi. Ślizgon nie wyglądał na osobę, która pasowałaby do którejkolwiek z tych grup. Właściwie, to gdy przyjrzała się mu przez chwilę, uznała, że jego wizerunek byłby w pewien sposób wybrakowany bez okazjonalnego peta w zębach. Jego ubrania, zachowanie, długie włosy... Papierośnica, którą wyjął po chwili, tylko to wszystko potwierdziła. No, bo niby jak można było wyglądać na osobę palącą albo niepalącą? No, jednak można - przynajmniej dla Marceli.
Kiedy chlopak podszedł do drzwi, wyglądając na zewnątrz by sprawdzić, czy teren jest czysty, ona wstała z ławy, a muzyka ucichła momentalnie i stworzyła swego rodzaju pustkę. Ona siedziała tam już przez dość długi czas, grając bezustannie na fortepianie i cisza początkowo była trudna do zaakceptowania. Marceline nie miała jednak zamiaru przerywać gry na długo - wstała tylko, by zamknąć otwarte na oścież okno. W końcu kto normalny robiłby hasz komorę przy otwartym oknie? No, chyba w takim przypadku musiałaby to być bardziej hasz niż komora.
- Marceline Flint - podała mu rękę, ściskając ją mocno i uśmiechnęła się delikatnie, jakby czymś rozbawiona. Cóż, znowu przypomniała jej się ta "szlama", a dla niej to było absurdalne. Żałowała tylko, że nie każdy może tak zareagować na tę obelgę. O ile życie byłoby prostsze, gdyby ludzie dali sobie spokój z takimi idiotyzmami, nieprawdaż?
Kolejne słowa chłopaka sprawiły, że Marcela zmarszczyła brwi, badawczo wpatrując się swoimi dużymi, brązowymi oczami w oczy Blaise'a, mrużąc je lekko.
- No i jak mam teraz to rozumieć, Blaisie? - spytała, a zdrobnienie nadało całemu pytaniu jakiegoś specyficznego wydźwięku. Niby była zdezorientowana tym jego wyznaniem, ale nie wyglądała na specjalnie przejętą. - Bo nie wiem, czy mnie obrażasz i powinnam w ciebie walnąć drętwotą, czy o co chodzi.
To również nie zabrzmiało specjalnie groźnie, chociaż Marcela wiedziała już z doświadczenia, że dla niektórych również tak nie brzmiało. Nie kończyli zbyt dobrze.
Marcela położyła prawą rękę na klawiaturze i grała nią jakąś cichą melodię, zaciągając się dymem i patrząc na Blaise'a wyczekująco.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Czw Lip 14, 2016 3:06 pm
Zakończenie sesji pomiędzy Blaisem a Marceliną z powodu zbyt długiego zwlekania z odpisami.
[z/t x2]
Sponsored content

Sala Klubu Magii Nut - Page 11 Empty Re: Sala Klubu Magii Nut

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach