Go down
Mistrz Labiryntu
Mistrz Gry
Mistrz Labiryntu

Zarząd Klubu Gargulkowego Empty Zarząd Klubu Gargulkowego

Sro Wrz 21, 2016 12:56 am
Mały pokój, który zajmują dwa biurka - siedziba ta odpowiedzialna jest za popularną grę czarodziejów, traktowaną jako sport.
Daphne Fawley
Ministerstwo Magii
Daphne Fawley

Zarząd Klubu Gargulkowego Empty Re: Zarząd Klubu Gargulkowego

Czw Sty 10, 2019 10:40 pm
{ 2 grudnia 1978 rok }

Wszystko zaczęło się od popsutych świstoklików.
Całe Ministerstwo o tym wiedziało - w każdym departamencie krążyły plotki o wojnie między Magiczną Współpracą Czarodziejów a Transportem Magicznym. Niektórzy poszli nawet dalej i obstawiali zakłady, co wydarzy się za tydzień. Komu świstolik napluje w twarz, a komu z dnia na dzień zmienią się regulacje dotyczące kociołków? Daphne obserwowała zamieszanie z boku, wysłuchując podekscytowanych półszeptów koleżanek z działu, ale nie kontynuując powszechnej zabawy w głuchy telefon. Z zafascynowaniem podpatrywała, jak niezgoda między dwoma prężnie rozwijającymi się departamentami, wywołuje żywe dyskusje w kompletnie innych sektorach Ministerstwa. Już przechodząc przez atrium dochodziły do niej strzępki rozmów - niektóre kobiety zasłaniały subtelnie usta dłonią, by ich słowa nie rozniosły się dalej, ale mężczyźni bez zażenowania folgowali swoim domysłom. Sądzili, że po lawinie liścików przyjdzie czas na paczki. Morze paczek, tak mówili między sobą, teoretyzując ile sów z poczty zostanie przesłanych do Ministerstwa, by dostarczyć owoce podłej zemsty.
W toku ogólnego poruszenia Departamentu Magicznych Gier i Sportów zaproponował pojednanie wszystkich pracowników, puszczając po Ministerstwie liściki o losowaniu ochotników do magicznych gier. Innowacyjność pomysłu poległa na dopuszczeniu do losowania jak największej ilość pracowników, by tak wymieszać kadrę działów, by ograniczyć do minimum spotkania na rozgrywce znajomej twarzy. Oficjalna lista, wywieszona na drzwiach Zarządu Klubu Gargulkowego, prezentowała się naprawdę niesamowicie. Nazwisk z każdym dniem przybywało, sugestii gier również. Ktoś podrzucił ideę mugolskich dyscyplin, ale nie było wiadomym, czy koncepcję poprze pomysłodawca rozejmu.
W każdym razie Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów ochoczo poparł inicjatywę rozejmu, wysyłając pod drzwi Zarządu Klubu Gargulkowego pokaźną delegację pracowników, by świecili dobrym przykładem. Daphne wpisywała się na listę, modląc  w duchu, by w wyniku losowania nie została powołana do amatorskiej drużyny Quidditcha. Nie odczuwała co prawda dyskomfortu w powietrzu, ale nie miała najprzyjemniejszych wspomnień z miotlarstwem.
Ostatecznie po ogłoszeniu wyników, trafiły się jej szachy czarodziejów.
Nie byłoby w tym absolutnie nic złego, gdyby nie fakt, że nie miała z nimi do czynienia nawet w roli publiczności. Przeczytała pokrótce zasady gry, marszcząc się wieczorem nad sfatygowanym egzemplarzem poradnika. Sądziła, że pojęła podstawy - ale przy opisach skomplikowanych taktyk uświadomiła sobie, że ta dyscyplina nie jest tak prosta, na jaką wygląda. Sfrustrowana cisnęła książkę w kąt, obiecując sobie, że wymiga się od gry.
A jednak stała przed listą wylosowanych pracowników, próbując rozgryźć kim jest przypisany do jej nazwiska czarodziej. Zgodnie z zasadami konkursu, czarodzieje we własnym zakresie powinni się umówić między sobą na spotkanie i, wykorzystując tło gier, zapoznać się nieco lepiej. Daphne nawet przesłała sową krótki list do partnera losowania, by zaprosić go do Departamentu Magicznych Gier i Sportów w celu omówienia szczegółów ich międzydziałowej integracji. Osobiście popierała wszelkie próby poszerzania horyzontów czarodziejów, bo to przecież świetna okazja do zawiązywania znajomości i tworzenia sieci przydatnych kontaktów. Wolałaby jednak, żeby do zapoznania dochodziło przy lampce wina i klasycznej muzyce, aniżeli barbarzyńskiej grze.
Wzdrygnęła się mimowolnie, przywołując w pamięci opisy potyczek pomiędzy figurami szachowymi. Rozumiała oczywiście, że za wszystko odpowiadały czary, ale i tak wolałaby mniej inwazyjne rozwiązania. Jak na obywatelkę barbarzyńskiego kraju, pomyślała mimochodem, kątem oka spostrzegając ruch po prawej stronie, jestem zbyt przewrażliwiona na punkcie ostrzejszej rozrywki. Obróciła się z wesołym uśmiechem akurat w chwili, gdy zjawił się wysoki mężczyzna. Wyciągnęła ku niemu dłoń w typowo amerykańskim zwyczaju, zapominając - a raczej: ignorując - podstawowe zasady bon-ton panujące w Wielkiej Brytanii.
- Daphne Fawley - przedstawiła się krótko, obdarzając czarodzieja ciekawskim spojrzeniem. Pozwoliła sobie zmierzyć go błyskawicznie wzrokiem, próbując ocenić na podstawie stylu ubioru, jakim typem człowieka jest. Sama miała na sobie klasyczną szatę z lekkim, błękitnym refleksem, który tylko podkreślał morski kolor oczu kobiety. - Pan to zapewne... Scott? - dopytała uprzejmie, przechylając głowę w bok. Choć nic w jej postawie nie świadczyło o nieśmiałości, zdawała się być na tyle otwarta i życzliwa, że nie sposób było jej nie wybaczyć lekkiego nietaktu. Miała miękki akcent wprost z serca Massachusetts, przyjazny uśmiech i synmpatię wymalowaną w spojrzeniu. - Scott Spencer?
Do tego głos Daphne, melodyjny i dźwięczny, miał w sobie ciepłe nuty.
Scott Spencer
Ministerstwo Magii
Scott Spencer

Zarząd Klubu Gargulkowego Empty Re: Zarząd Klubu Gargulkowego

Czw Sty 10, 2019 11:29 pm
Bezsensowny spór, który toczył się w obydwu departamentach dawał się we znaki tak naprawdę wszystkim. Ministerstwo było niczym dobrze naoliwiona maszyna. Jeżeli kilka...nawet tych najmniejszych trybików zacznie zgrzytać, wszystko może się posypać, a w dzisiejszych czasach jeszcze tylko tego brakowało, aby ministerstwo toczyło wewnętrzne wojny. Scott nawet nie był zainteresowany zbytnio tym co rozpoczęło ten cały konflikt, bo czy powinno go to tak naprawdę interesować. On miał swoją pracę do wykonania i jakieś wadliwe świstokliki nie powinny były zajmować jego myśli. Szczególnie w momencie, kiedy nie był zwolennikiem tego typu transportu. Działo się ogólnie dużo różnych rzeczy. Przez ten cały czas trwania tego sporu, powstało już tyle plotek, że chyba nawet sami zainteresowani zapomnieli o co tak naprawdę się sprzeczają. Na domiar złego departament magicznych gier i sportu postanowił dołożyć swoje pięć knutów do tego całego ambarasu. Wiele osób było pozytywnie nastawione co do pomysłu zorganizowania w ministerstwie kilku konkursów, które miały na celu załagodzić cały stres, i na nowo odbudować relacje pomiędzy zwaśnionymi departamentami. Scott już oczami wyobraźni widział co to się stanie jeżeli nagle spotkają się ludzie, którzy zajmowali wrogie barykady. Nie wykluczał wówczas wielu nieprzewidzianych wydarzeń, nie mniej sam postanowił ulec namowom i wpisał się na jedną z list. Przecież trzeba się socjalizować, a przynajmniej tak zawsze powtarzała jego matka, zupełnie tak jak by uważała, że socjalizacja w świecie czarodziejów byłaby czymś prostym. Czarodzieje bywali znacznie bardziej wymagający niż mugole, i Scott cały czas trzymał się tego samego. Nie mniej po jakimś czasie pary zostały wybrane, a on sam odkrył, że został przydzielony do szachów czarodziei, co go ucieszyło, a zaraz potem doczytał, że jego przeciwnikiem, a raczej przeciwniczką będzie kobieta. Fakt ten sprawił, że mężczyzna skrzywił się lekko. Nie udało mu się jeszcze w całym swoim życiu spotkać kobiety, która lubiła by grać w szachy. Oczywiście nie wykluczał tego, że płeć piękna może mieć tego typu zainteresowania, ale w jego świecie był to raczej mit, który nigdy nie znajdzie odzwierciedlenia w rzeczywistości. Sowa od rzeczonej kobiety przyszła do niego szybciej niż się tego spodziewał, i jak to Scott odpisał zdawkowo podając jedynie czas i miejsce spotkania. Natomiast w prawdziwą euforię wpadła jego matka, która po dowiedzeniu się, że jej syn ma spotkanie z jakąś kobietą, zaczęła niemal snuć ich plany na przyszłość, usiłując przy tym wcisną Scotta w jakiś elegancki garnitur co całe szczęście jej się nie udało
Mężczyzna w zarządzie gargulkowym stawił się trochę wcześniej. Nie lubił jak ludzie się spóźniali i sam również się nie spóźniał. Kobieta całe szczęście przybyła niedługo po nim. Popatrzył na nią z góry, bo przecież natura nie poskąpiła mu wzrostu i popatrzył na jej wyciągniętą dłoń. Taka otwartość, nie była raczej typowa dla anglików, którzy zdecydowanie woleli zachować bezpieczny dystans. Scott przylizał i tak dobrze ułożone włosy dłonią, po czym poprawił swoją białą koszulę oraz marynarkę, która znajdowała się na niej. Wyciągnął dłoń w stronę kobiety i delikatnie ją pochwycił, aby krótko nią potrząsnąć i jeszcze szybciej zabrać dłoń.
-Dzień dobry...więc to z Panią przyjdzie mi rozegrać partyjkę szachów- Powiedział spokojnie lekko przyciszonym głosem, po czym schował ręce za siebie, wpatrując się dalej w kobietę.
-Miała Pani kiedyś do czynienia z szachami?- Chciał upewnić się na czym aktualnie stał, czy miał szykować się do bardziej skomplikowanej rozgrywki, czy do informowania co chwila, że takiego ruchu nie może wykonać, oraz na wieczne przypominanie czyje pionki są czyje.
Daphne Fawley
Ministerstwo Magii
Daphne Fawley

Zarząd Klubu Gargulkowego Empty Re: Zarząd Klubu Gargulkowego

Pią Sty 11, 2019 12:37 am
Nie miała mu za złe wyższości, którą okazywał niemalże na każdym kroku. Nie mogłaby pracować z Brytyjczykami, gdyby przywiązywała tak wielką wagę do ich wrodzonej powściągliwości i przekonania o własnej wartości. W niektórych sytuacjach podobne nastawienie uznawano za atut. Dla przykładu, na sali rozpraw, gdzie ława przysięgłych czasem decyduje pod wpływem emocji, a nie rzetelnych informacji przekazywanych na bieżąco w wyniku przewodu dowodowego, charyzmatyczny adwokat jest w stanie wybronić samego diabła. A dystans, charakterystyczny dla angielskiego społeczeństwa, to gwarancja prywatności i bezpieczeństwa. Dlatego też gładko przeszła nad jego lekko zadartym nosem do porządku dziennego i obiecała sobie, że nieco przytnie mu te skrzydła pewnego siebie mężczyzny, choćby dla własnej satysfakcji.
Jeśli tylko figuruje Pan na liście płacowej Ministerstwa jako Scott Spencer – rzuciła żartobliwie, ale przemyciła w swobodnym tonie subtelną szpilkę odnośnie autoprezentacji mężczyzny. A właściwie, jej kompletnego braku. Zgodnie z przyjętymi konwenansami, nowopoznane osoby zwyczajowo przedstawiły się wzajemnie. Nawet zdawkowo i lakonicznie, potwierdzając jedynie swoją tożsamość nieznajomemu. – Tak, czeka nas partia emocjonujących szachów – potwierdziła, ale, jeśli tylko Scott był na tyle wrażliwy na lekkie zmiany zabarwienia głosu, mógł wyczuć nikły spadek entuzjazmu kobiety.
W jej głowie wciąż przelatywały brutalne opisy starć konkretnych figur – a Daphne, podchodząc do dyscypliny z perspektywy wykwalifikowanych, nagradzanych graczy, wciąż nie pojmowała istoty zachwytu nad szachami.
Wersja mugolska jawiła się jej jako znacznie prostsza alternatywa.
Przy okazji wymiany uścisków, starała się wychwycić jak najwięcej niuansów związanych z osobą Brytyjczyka. Jego akcent był nieskazitelny, co oznaczało, że prawdopodobnie miała do czynienia z rodowitym Anglikiem. Był kulturalny, ale lakoniczny, na tyle oszczędny w słowach by odnotowała, że nie podziela radości uczestnictwa w integracji i nie emocjonuje się rozgrywką dwóch obcych sobie czarodziejów w równym stopniu, co ona. Miał też dziwną manierę ściszania głosu – przy czym nieświadomie wykorzystywał jego przyjemne dla ucha brzmienie, by zmusić rozmówcę, do łowienia każdego słowa.
Gdyby Daphne miała opisać Scotta jednym słowem, rzuciłaby po prostu: neutralny. Nie naruszał jej przestrzeni osobistej, nie traktował z przesadną tkliwością; wykazywał umiarkowane zainteresowanie, ale dawał też do zrozumienia, że wyznaje pragmatyczne podejście do takich nagłych projektów.
Możliwe, że zgrzeszę w tym momencie, ale moja wiedza na temat szachów jest czysto teoretyczna. – Dodała do szczerej odpowiedzi wdzięczne rozłożenie dłoni i zażenowany półuśmiech. – Niedawno przeczytałam poradnik, żeby nikogo nie urazić swoim amatorskim stylem gry.
Uznała, że dobrze będzie zaznaczyć już na samym początku, że nie jest ignorantką w dziedzinie magicznych gier. W USA na szczycie preferowanych sportów znajdowały się zgoła inne dyscypliny. Trudno się więc dziwić, że przybyszka zza morza posiada nikłą wiedzę na temat gier podbijających serca czarodziejów w obcym kraju.
Jest to dla mnie zatem pierwsza okazja, do spróbowania swoich sił w szachach – podsumowała z rozbrajającym uśmiechem. – Powiedz mi jednak, szanowny panie, jak wyglądają pańskie doświadczenia z szachownicą. Mam przyjemność z zawodowym graczem? – zabarwiła wypowiedź wesołymi nutami, bo, o ile Ministerstwo Magii nie obfitowało w wulkany energii i optymistyczne fale wśród pracowników, nie uważała, że posępna atmosfera i masowa podejrzliwość sprzyja jakiejkolwiek integracji. – Gdzie moje maniery – powinnam od razu zaznaczyć, że zmierzy się pan z dumą Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
Nie mogła pozwolić, by nadmierna sztywność i egzaltacja przekreśliły okazję do wzajemnego zapoznania. Spróbowała zawiesić spojrzenie na mężczyźnie na dłużej, by skłonić go do rozmowy.
Zgodnie z zasadami konkursu, na rozegranie partii, otrzymali niemal pół dnia wolnego. W trakcie integracji Departament Magicznych Gier i Sportów zalecał całkowite odcięcie się od obowiązków.
Daphne zamierzała się dobrze bawić.
Musiała jedynie przekonać Scotta, że on jest tu dokładnie w tym samym celu.
Scott Spencer
Ministerstwo Magii
Scott Spencer

Zarząd Klubu Gargulkowego Empty Re: Zarząd Klubu Gargulkowego

Pon Sty 14, 2019 4:37 pm
-O ile ministerstwo nie postanowiło mnie nagle i bez podstaw zwolnić, to tak...dokładnie takie nazwisko widnieje na liście zatrudnionych pracowników- Odpowiedział i przez chwilę kąciki jego ust powędrowały lekko do góry. To nie było tak, że Scott nie miał poczucia humoru, był po prostu oszczędny jeżeli chodzi o wyrażanie własnych emocji. Szczególnie w towarzystwie nowo poznanych osób. Bezpieczniej zawsze było na początku wyczuć grunt na jakim się stoi. Z drugiej, jednak strony nie zmieniało to faktu, że Scott był oszczędny w okazywaniu jakich kolwiek uczuć. Może dlatego, że był mało wprawiony w nawiązywanie nowych znajomości z kim kolwiek.
Nie umknął jego uwadze fakt, że kobieta nie była zbyt podekscytowana nadchodzącą rozgrywką. Zaczął się nawet przez chwilę zastanawiać czym mogło to być spowodowane. Od raz pomyślał, że kobieta po prostu może nie umieć za dobrze grać w szachy, a to oznaczało, że zwycięstwo miał już gwarantowane, ale najpewniej będzie musiał prowadzić ją za rączkę tłumacząc co chwila jakie ruchy może, a jakich nie może wykonywać. Natomiast następne słowa kobiety tylko utwierdziły go w przekonaniu, że najbliższy czas nie będzie dla niego zbyt przyjemny. Plus w tym wszystkim był taki, że jego towarzyszka nie wykazywała się tak wielką ignorancją jak mogłoby się wydawać, i coś poczytała na ten temat. Nie mniej sam Scott wiedział, że teoria to nie to samo co praktyka.
-Z zawodowym graczem nie- Odpowiedział zgodnie z prawdą, po czym ponownie schował dłonie za plecy.
-W szkole dużo grywałem w szachy- Wówczas grał dla czysto sportowego powodu. No i lubił niektórym utrzeć nosa, w momencie kiedy zbytnio ktoś szpanował. I chociaż niektórzy często mu mówili, że powinien był spróbować swoich sił w zawodowym graniu, no i jak widać wylądował w ministerstwie, w zupełnie innym miejscu. Może dlatego, że nie widział przyszłości w szachach. Większość czarodziei było zafascynowani quiddichem. Szachiści przy tym sporcie wypadali stosunkowo blado.
W końcu przyszedł ten moment w którym jedna i druga strona powinna zdradzić jakiego departamentu są przedstawicielami. Kiedy mężczyzna usłyszał, że jego przeciwnika przedstawia departament, o którym ostatnio było głośno w ministerstwie otworzył szerzej oczy, a jego źrenice lekko zadrżały. Utwierdziło go to tylko w tym, że w departamencie magicznych gier i sportów podchodzą do wszystkiego zbyt luźno. Chociaż teoretycznie te rozgrywki miały zbliżyć do siebie departamenty, to trudno mu było wyobrazić co może się stać, jeżeli spotkają się dwa zwaśnione biura, i jeżeli rywalizować będą ze sobą osoby, które się tym przejmują. Scott faktycznie starał się być neutralny, co nie oznaczało, że miał wszystko gdzieś. Starał się po prostu segregować rzeczy, którym powinien był się przejmować, a które może olać.
-Cóż...ja pracuje w departamencie magicznego transportu...w tej chwili wyjątkowo cieszę się, że zajmuję się teleportacją- Daleko mu było do świstoklików, i tak naprawdę nawet nie przepadał za tym sposobem poruszania się. Był zbyt skomplikowany i mało przyjemny.
-Nie odwlekajmy tej rozgrywki...- Dodał po chwilce milczenia i pokierował dziewczynę do miejsca gdzie już był przygotowany stolik, a na nim stała szachownica ze staranie poustawianymi figurami.
-Wybierasz białe czy czarne?- Jakie wrażenie Scott by nie robił miał w sobie trochę z dobrego wychowania, dlatego też pozwolił kobiecie wybrać czy chce reprezentować biel czy czerń.
Daphne Fawley
Ministerstwo Magii
Daphne Fawley

Zarząd Klubu Gargulkowego Empty Re: Zarząd Klubu Gargulkowego

Pią Sty 18, 2019 3:58 pm
Fawley nie przykładała aż takiej uwagi do konfliktu, jaki dręczył Ministerstwo. Po prawdziwe, nawet nie poczuwała się do współudziału w szeroko zakrojonych działaniach kolegów i koleżanek, którzy knuli za plecami kolejne drażniące zaklęcia, wystosowane przeciwko skłóconym pracownikom. Cała ta gra pozorów, utkana z nieporozumień i dumy, przysporzyła jej jedynie więc ej zmartwień niż radości. Po pierwsze: segregacja poczty nie przebiegała już tak sprawnie. Po drugie: zdarzyło się, że po zdradzeniu departamentu, czarodzieje obdarzali ją nieufnym spojrzeniem. Po trzecie: coraz częściej dochodziła do wniosku, że jest jedną z nielicznych osób, które rzeczywiście pracują, bo docierały do niej wyłącznie informacje o odroczeniu postępowań i apelacji.
Merlin świadkiem ile razy zgrzytnęła zębami i stłamsiła w ustach niecenzuralne słowo. Dlatego ostatecznie uznała, że pomysł integracji może się okazać świetną inicjatywą prospołeczną. Szerzenie wzajemnego zrozumienia w komunikacji, budzenie ducha rywalizacji i sposobność do rozmowy – nawet nad partią czarodziejskich szachów – nie jest znowu taka częsta w Ministerstwie.
Uniosła brwi wyżej, słysząc skromne wypowiedzi rozmówcy. Scott zapewniał, że grywał w szachy, owszem, ale głównie w szkole. Fawley odczytywała ten przekaz na swój sposób – w tonie mężczyzny nie wychwyciła niepewności czy wstydu; w jego słowach dominowała duma, podszyta naturalną pewnością przyszłego zwycięstwa. W związku z doświadczeniem i, jak przypuszczała Daphne, pasją, jej szanse na wyrównaną walkę niebezpiecznie zbliżały się do zera.
Postaram się, żebyś nie załamywał rąk nad łatwością partii – rzucił pogodnie, czując maleńkie ukłucie żalu do ojca, który nigdy nie kwapił się zaprezentować jej rozrywek preferowanych przez czarodziejów w Wielkiej Brytanii. Jej mocną stroną był poker i magiczne zagadki, czasem skusiła się na inne mugolskie gry.
Gładko przeszła z formalnej formy do luźniejszej pogawędki. Uważała, że w momencie, gdy nie dyskutuje z prawdziwie wiekowym mężczyzną, może sobie pozwolić na więcej swobody. Poza tym tytulatura straszliwie izolowała od siebie ludzi, wymuszając na nich zdawkowy ton i notoryczną uprzejmość.
Powiedz, zajmujesz się szeroko pojętym zagadnieniem teleportacji czy głównie egzaminujesz młodych absolwentów szkół magicznych? – spytała niemalże od razu, faktycznie zainteresowana obowiązkami mężczyzny. Od jakiegoś czasu zastanawiała się, kto tak naprawdę zajmuje się tematem rozszczepień w trakcie teleportacji i czy istnieją jakieś badania analizujące statystyki nieudanych teleportacji.
Wysoka kultura Scotta nie wpływała na ocenę mężczyzny przez kobietę. Fawley po prostu odnosiła maniery kolegi z departamentu gier i sportów do ogólnego szablonu postępowania Brytyjczyków. Nie wychowywała się w tej sztywnej kulturze, gdzie ogłada i takt podobijały salony. W jej stronach serca zdobywały charyzma, energia i pozytywne nastawienie. Stąd też wygórowane wymagania mężczyzny, jego umiejętne dobieranie słów i szarmanckość kwitowała uśmiechem podszytym nutą żalu. Uwielbiała poznawać prawdę o ludziach – a ta ukrywała się pod elokwencją, oszczędną gestykulacją, dobranym strojem i powściągliwością.
Ruszyła za rozmówcą do przygotowanej szachownicy. Musiała przyznać, że nawet na niej prężące się figury i lśniące zachęcająco pola robiły pozytywne wrażenie.
Czarne – zadecydowała, wślizgując się na fotel za ciemnymi figurami. – Zaczynasz. Od razu zastrzegam, że jeśli przegram, będę cię ścigać listowanie o rewanż – zagroziła humorystycznie, opierając łokcie o blat stołu. Wsparła podbródek na otwartych dłoniach, prezentując przeciwnikowi tajemniczy uśmiech, pod którym mogła się kryć zarówno ekscytacja ze zbliżającej się potyczki, jak i niepewność związana z nikłymi umiejętnościami kobiety.
Scott Spencer
Ministerstwo Magii
Scott Spencer

Zarząd Klubu Gargulkowego Empty Re: Zarząd Klubu Gargulkowego

Czw Sty 24, 2019 9:22 pm
Stanowiska zostały wybrane, a Scott od razu zaczął lustrować spojrzeniem szachownicę chcąc na szybko wymyślić jakąś taktykę, która mogłaby mu przedrzeć się do oczywistego zwycięstwa, i najpewniej tak by uczynił, gdyby nie skierował wzroku na swoją przeciwniczkę, a w nim pojawił się dziwnie ludzki odruch, który pojawia się wyjątkowo rzadko. Jeżeli nie miała za bardzo do czynienia z szachami, to co mu stanowi dać jej po prostu wygrać. W końcu w swoim życiu wygrał już tyle potyczek, że ta jedna przegrana raczej nie byłaby zbyt wielką ujmą na jego honorze.
-Bez rozciągłej wiedzy o teleportacji nie byłbym w stanie egzaminować młodzieży. Jedno z drugim jest połączone- Doskonale pamiętał, że dostanie się na to stanowisko na którym aktualnie się znajdował nie było wcale takie proste. Sam przechodził szereg różnych egzaminów, aby inni mogli sprawdzić, czy on w ogóle nadaje się do tej pracy.
-Chociaż nie przeczę, że znacznie przyjemniejsze dla mnie są kursy w ministerstwie- Tutaj czuł się pewniej, można by rzec, że był niemal na swojej ziemi. W momencie kiedy musiał wybrać się do Hogwartu, aby przygotować przyszłe pokolenie dorosłych czarodziejów, czuł się trochę tak jak by bez żadnej ochrony wszedł do zagrody z tylnowybuchowymi sklątkami. Z resztą, kiedy nauczało się tak młodych ludzi, trzeba było mieć na uwadze, że do ich głowy mogą przychodzić czasami naprawdę durne pomysły. A to oznaczało, że ryzyko rozszczepienia rosło niemal dwukrotnie.
-Cóż...ale czym jest taka praca, dla kogoś kto pracuje w departamencie przestrzegania prawa czarodziejów- Tutaj nie chodziło o to, że Scott jakoś darzył niechęcią ten czy inne departamenty. Po prostu czasami czuł się pokrzywdzony, bo jego praca również była ważna, a niestety przeważnie była przez innych pomijana. Taki już jak widać jego los.
Rozgrywka szła w najlepsze...a przynajmniej można to powiedzieć o Daphne, która miała nad Scottem sporą przewagę, co nawet samego zainteresowanego dziwiło. Chciał dać jej wygrać to fakt, ale nie aż z takim rażącym, wręcz miażdżącym skutkiem. Pełen niedowierzania obserwowała, jak czarne figury jego przeciwniczki rozbijają jego pionki. Sama rozgrywka nie trwała długo, tak mogło się wydawać, aż w końcu Daphne wykonała ten jeden decydujący ruch, który sprawił, że mężczyzna musiał nabrać trochę więcej powietrza, i zacisnął usta w wąską linię.
-Nie wiem, jakie książki czytałaś, ale widocznie poskutkowały- Chciał dać jej wygrać, ale z tą swoją uprzejmością chyba w tej chwili nawet przesadził. Jedyne co mu pozostało to liczyć na to, że trafił na w miarę skromną kobietę, która nie będzie teraz rozpowiadać po całym ministerstwie, jak to dokopała pracownikowi departamentu magicznego transportu.
Daphne Fawley
Ministerstwo Magii
Daphne Fawley

Zarząd Klubu Gargulkowego Empty Re: Zarząd Klubu Gargulkowego

Sob Sty 26, 2019 3:36 pm
Gdyby ktoś powiedział Daphne, że po lekturze kilku książek o szachowych taktykach będzie stanowić jakiekolwiek wyzwanie dla hobbystycznego gracza, uznałaby to za nieśmieszny żart. Jeszcze zaczęłaby tłumaczyć, że może nauczyła się ruchów poszczególnych figur, ale ten ułamek wiedzy nie gwarantuje zwycięstwa. Co więcej, przygotowała się na przegarną – oczywiście na swoich warunkach. Jeśli już miała ponieść klęskę, to zamierzała się porządnie wystarać, by jej przeciwnik nie rozłożył jej permanentnie na łopatki. Wolała być Spancer zaliczył ją do ciekawych wyzwań, niż totalnych łamag i beztalenci.
O dziwo początki miała całkiem niezłe. Co prawda wzajemnie zbijali swoje pionki, ale żadne z nich nie wysuwało się na prowadzenie. To napawało Fawley optymizmem.
Rozumiem – skwitowała, lustrując skoncentrowana szachownicę. Próbowała rozgryźć strategię przeciwnika, ale, prócz kilku przykładów ustawień z książek, nie kojarzyła stylów gry na tyle, by odgadnąć, co też planuje mężczyzna. – Jedno stanowisko wymaga ogromu wiedzy i bieżącego doinformowania w temacie teleportacji – podsumowała zwięźle, sięgając dłonią po królową. Czytała, że ta figura zawsze powinna być w pobliżu króla, bo wtedy łatwiej o skuteczną obronę.
Ale w momencie, gdy zauważyła lukę w obronię Scotta, zdecydowała ją w pełni wykorzystać. Nawet jeśli ta lekka wyrwa wydawała się aż nazbyt ostentacyjna, amatorszczyzna wygładziła zwątpienie w umiejętności kobiety.
Hm, lubisz uczyć młodych czarodziejów? – spytała nad wyraz miękko i z pewną przyjemną nutą ciepła, która zdradzała podziw blondynki. Daphne wychodziła z założenia, że każdy specjalista, który podejmuje próbę przekazania swoich niezwykłych zdolności innym, zasługuje na respekt. Następna wypowiedź mężczyzny nieco zaburzyła harmonijny przebieg ich rozmowy.
Rzeczywiście niekiedy priorytety departamentów, które reprezentowali, gwałtownie się rozmijały. Jednak fakt odmiennych parytetów, wpływający na priorytety Ministerstwa Magii nie powinien bezpośrednio wpływać na relacje pracowników. Daphne mogła pracować w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, ale nie było to jednoznaczne z jej niechęcią, awersją bądź pobłażliwością w stosunku do urzędników z innych działów. Odchrząknęła by nieco załagodzić tonu głosu i ruszyła ofensywnie na króla mężczyzny, więżąc go w pierwszym macie.
Każda praca ma znaczenie – zaznaczyła dobitnie, kątem oka śledząc kolejne ruchy przeciwnika. – Zdziwiłbyś się, jak fascynująco brzmią dla mnie twoje obowiązki. – Posłała w jego stronę umiarkowany uśmiech, pod którym skrzętnie schowała godziny stresu z przygotowanych przez siebie raportów, długie noce spisywania apelacji i wieczorne maratony skanowania archiwum w poszukiwaniu załączników do pozwów. – Szach mat.
Sama się zdziwiła, że mogła wyprowadzić zabójczym skoczkiem tak ładną kontrę na zmyślne uniki Scotta. Patrzyła z niedowierzaniem na szachownicę, jakby jeszcze upewniając się, że rzeczywiście wygrała.
Zaraz jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, a w morskich oczach pojawiły się wesołe ogniki zwycięstwa.
Myślę, że trochę dopomogłeś mojemu szczęściu – podsumowała zgrabnie, pozwalając sobie na krótki, melodyjny śmiech. – Dziękuję, Panie Spencer. Spokojnie możesz uczyć innych gry. Wypiszę niezbędne referencje. – Mrugnęła do niego żartobliwie, odruchowo prześlizgując dłonią po swoim stroju, by wygładzić powstałe fałdy materiału.


Dla ciekawskich ostateczne ułożenie figur na planszy. 1:0 dla Daphne:
Spoiler:
Scott Spencer
Ministerstwo Magii
Scott Spencer

Zarząd Klubu Gargulkowego Empty Re: Zarząd Klubu Gargulkowego

Czw Lut 07, 2019 3:04 pm
Kiedy usłyszał to pytanie czy lubi uczyć młodzież, skrzywił się lekko. Było to pytanie, które padało w trakcie każdej rozmowy, kiedy tylko wyszło na jaw, czym mężczyzna się zajmuje. Scott westchnął ciężko i przeczesał palcami włosy, ulizując je tym samym jeszcze bardziej.
-Nie bardzo- Odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie miał w zwyczaju kłamać, przeważnie był szczery w tym co myślał, i bez większych krępacji dzielił się swymi przemyśleniami z innymi ludźmi. Przez co bardzo często był po prostu źle rozumiany.
-Dla młodych teleportacja to jedna z wielu form podróżowania, i mało kto podchodzi do tego poważnie. Statystycznie rozszczepienia zdarzają się znacznie częściej wśród młodych, którzy uczą się teleportacji, niż u tych którzy są trochę starsi.- Przesunął jedną z figur do przodu, oczekując na kolejny ruch przeciwniczki, ale w tej chwili to co widział na szachownicy w żaden sposób mu się nie podobało, ponieważ już przeczuwał gdzie go ta taktyka zaprowadzi.
-Dlatego jestem za tym, aby zmienić wiek, w którym można podchodzić do kursu- Do wszystkiego trzeba było dorosnąć, do teleportacji również. I pewnie wówczas podczas kursów Scott nie musiał by zabierać ze sobą sporego zapasu esencji dyptamu.
Rozgrywka dobiegła końca, a kiedy kobieta jasno stwierdziła, że Scott jej troszkę pomógł wygra, na ustach mężczyzny pojawił się przez chwilę bardzo delikatny uśmiech.
-Mógł bym powiedzieć, że nawet trochę bardziej niż trochę- Zrobił z siebie w tej chwili kompletnego amatora, a przecież wcale tak nie było. Tak czy inaczej można powiedzieć, że zrobił co miłego w dniu dzisiejszym, a to oznaczało, że wyczerpał już limit uprzejmości na dzień dzisiejszy. Spencer wstał od stoliku i popatrzył na kobietą, po czym wyciągnął w jej stronę dłoń.
-Może pozwoli się Pani zaprosić kiedyś na herbatę, albo na kieliszek czegoś mocniejszego?- Co mu szkodziło coś takiego zaproponować, przecież to wcale nie oznaczało, że będzie musiał się odezwać.
Daphne Fawley
Ministerstwo Magii
Daphne Fawley

Zarząd Klubu Gargulkowego Empty Re: Zarząd Klubu Gargulkowego

Sro Mar 06, 2019 12:16 pm
Daphne użyła całej swojej siły woli, żeby nie przewrócić oczami na oświadczenie pewnego siebie mężczyzny. Oczywiście wiedziała, że bez łutu szczęścia, kropli rywalizacji i ukłucia w jej ambicję, na pewno poniosłaby sromotną klęskę. Scott wyraźnie nie zdawał sobie sprawy, jakimi słowami potraktować przeciwnika, który nie dość, że nie znajdował jakiejkolwiek pociechy z szachów, to jeszcze miał okazję zagrać w nie może kilka razy w swoim życiu. Spodziewała się z jego strony nieco więcej skromności i pobłażliwej życzliwości mistrza, który uśmiecha się pod wąsem na widok rozanielonego i podekscytowanego padawana ucznia.
Niemniej nie zamierzała niepotrzebnie przedłużać rozmowy. Sądząc po lakonicznych odpowiedziach rozmówcy, ten nie miał aż takiej ochoty na dysputę, jak blondynka. I nie było to nic złego – tak jak Daphne mogła być przyjacielska, tak Scott mógł być powściągliwy. I jedno zaaranżowane spotkanie niewiele w ich podejściu do innych osób zmieni.
Kobieta pozwoliła sobie jednak odnotować w umyśle zarówno zdanie mężczyzny dotyczące kursu teleportacji dedykowanego młodzieży, jak i stosunek do nauki młodszego pokolenia. Potrafiła zrozumieć, jak wiele wysiłku, cierpliwości i konsekwencji kosztuje przekazywanie wiedzy z tak niebezpiecznej dziedziny. Z łatwością wyobrażała sobie również, jak podchodzili do egzaminu młodzi czarodzieje. Po macoszemu, bez odpowiedniego przygotowania, obojętni na elementarne zasady. Nic dziwnego, że Departament Magicznego Transportu nie obfitował w uśmiechniętych pedagogów.
Najważniejsze, że szachy już za nami – podsunęła i ochoczo uścisnęła dłoń rozmówcy, wyciągniętą w jej stronę. Zaproszenie wydawało się jej elementem kulturalnego wizerunku, ale wolała sądzić, że krył się za nim drobny, niemal niedostrzegalny krok do przodu ku poznawaniu nowych ludzi. – Z wielką chęcią kiedyś wybiorę się do kawiarni w Twoim towarzystwie. – Mrugnęła do niego jeszcze na odchodnym i, żegnając się już, odeszła tanecznym krokiem, w znacznie lepszym nastroju niż jeszcze kilka chwil temu.

[z/t]
Sponsored content

Zarząd Klubu Gargulkowego Empty Re: Zarząd Klubu Gargulkowego

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach