Go down
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Opustoszały loch - Page 15 Empty Re: Opustoszały loch

Sob Sty 21, 2017 1:16 am
Obecna sytuacja była dla niej mocno dezorientująca - tylko to słowo przychodziło jej do głowy, kiedy rano odkryła "zmianę" jaka w jej ciele zaszła. Z początku sądziła, że albo wzrok albo lustro ją oszukuje, ale przy "dotykowym" sprawdzaniu nie można było mówić o pomyłce. Tak samo uszy Evans wyłapały nieco obcy głos, który wydobył się z jej ust, kiedy tylko się odezwała. Nie chciała w to wierzyć, to zdawało się być zbyt nieprawdopodobne nawet jak na magię, która przecież towarzyszyła jej od dziecka. Oddychając szybko i z paniką w oczach rozglądała się po dormitorium, chcąc się upewnić czy na pewno nikt jej nie widział. Jak się okazało była bezpieczna, przynajmniej tymczasowo. Jedynie kot jednej z współlokatorek zasyczał niezadowolony na jej miotanie się po pomieszczeniu w poszukiwaniu rozwiązania.
- Nie, nie, nie. Po prostu nie... - mruczała do siebie swoim nowym, zbyt męskim głosem, odkrywając przy okazji, że nie ma już długich włosów i że teraz przypominają bardziej te Potterowe. Pisnęła łapiąc jeden kręcący się kosmyk w palce i z niedowierzaniem kręcąc głową. Piżama którą miała na sobie zbyt ją opinała w niektórych miejscach, co również ją nie pocieszyło. Zacisnęła powieki, oddychając i próbując się uspokoić.
Spokojnie Evans, to na pewno tylko tymczasowe, nie możesz dać się zdradzić. Udawaj, że wszystko gra, na pewno coś wymyślisz. Musisz. Stań się... mężczyzną. Do czasu, aż znajdziesz rozwiązanie. Skup się.
Przełknęła głośno ślinę i sięgnęła po swoją różdżkę, a także po niewielki słoiczek w którym została już tylko resztka magicznego eliksiru-żelu do włosów. Po wykonywaniu typowych porannych czynności, pozmieniała swoje ubrania by były w "męskim" rozmiarze, po czym przebrała się. Nawet nie patrzyła na dół by nie ujrzeć czegoś, co mogłoby dostarczyć jej sennych koszmarów. Tak, Lily zdawała sobie sprawę, że to teraz część "jej" ciała, ale nie była w stanie na to spojrzeć. Po prostu nie. Tym bardziej dotknąć. Choć zajęło to więcej czasu niż zwykle, poradziła sobie, doprowadzając się do porządku. Teraz udało jej się spojrzeć w lustro bez większego strachu by móc odrobinę przyzwyczaić się do tej zarazem znajomej, jak i obcej twarzy.
Posłała swojemu nowemu odbiciu słaby uśmiech po czym ukryła swoją twarz pod materiałem. Do portretu Grubej Damy powinna dać sobie radę. I tak też się stało. Jakoś przemknęła przez Pokój Wspólny, oczywiście pospiesznie, po czym przeszła przez dziurę w portrecie i czmychając do jakiegoś kąta, wygładziła ubrania i schowała materiał do małej kieszonki. Następnie, stawiając kroki uważała by nie iść tak jak zawsze, panując nad swoim chodem. Musiała w końcu odgrywać swoją "rolę" najlepiej jak potrafiła.
Podenerwowana trafiła jakoś do sowiarni, skąd wysłała szybki list do Severusa. Kiedy już otrzymała odpowiedź, minęło oczywiście trochę czasu, który spędziła ze sowami, niezwłocznie udała się do lochów, nie oglądając za siebie.
Nie do końca wiedziała, czy Severus ją tam odnajdzie, w końcu była to spora przestrzeń, ale intuicyjnie uznała, że chłopak zna ten teren wystarczająco dobrze. I ją... ją również dobrze zna. Usiadła na krześle, tyłem do drzwi, kładąc trzęsące się nieco dłonie na kościstych kolanach. Nieco się zgarbiła, czując się dziwnie z tym, że włosy już nie wpadają jej do oczu.
Przymknęła je zresztą na chwilę i czekała.


[od tej pory będę starać się powoli przedstawiać na męski tryb]
Severus Snape
Oczekujący
Severus Snape

Opustoszały loch - Page 15 Empty Re: Opustoszały loch

Nie Sty 22, 2017 3:22 pm
Ostatnią rzeczą jakiej spodziewał się w swoim życiu było to nieodparte uczucie, że coś w jego twarzy jeszcze bardziej niż zwykle przywodzić mu będzie na myśl jego matkę, w momencie gdy zerknął na swe lustrzane odbicie. Włosy jak zwykle opadały na twarz, tym razem jednak niemal figlarnie ciemne strąki zahaczały o rzęsy. Ostra linia szczęki złagodniała, nawet charakterystyczny łuk jego nosa był jakby... delikatniejszy. Przyglądał się własnemu odbiciu, nie mogąc dojść do tego co tak naprawdę mu w nim nie pasuje, aż nagle odskoczył jak oparzony i prawie wylądował na drzwiach łazienki. Przysunął się jeszcze na chwilę i jął przyglądać się sobie w wielkim przejęciu, a z jego ust wydobył się bardzo głuchy jęk. Nie śmiał nawet zerkać co działo się w tym momencie pod piżamą, bo był już pewien, że niektóre jego szczegóły anatomiczne nie były już takie do jakich przywykł za te paręnaście lat swojego życia.
Wypadł z pomieszczenia, przemykając w przerażeniu na łóżko w pokoju. Choć miał ogromną ochotę schować się pod kołdrą i udawać, że nic się nie wydarzyło, szybko się zreflektował. Podniósł szkolne szaty, z przykrością stwierdzając, że nie może ich przecież ubrać w takiej formie. Po chwili namysłu pozmniejszał je, wciąż jednak pozostawiając je dostatecznie luźne - nie był gotów na zmierzenie się z tą nietypową drobnością swego ciała. Zdążył już przynajmniej częściowo otrzeźwieć i by nie skupiać się na czynności przebierania wertował w głowie opcje co właściwie mogło się wydarzyć. Brzmiało to jak jakiś niesmaczny żart na który zdobyłby się z pewnością Potter i jego paczka, niemożliwym jednak było by dostali się do dormitorium ślizgonów w jednym kawałku. Nie zastanawiając się dłużej wyszedł z pokoju, kierując się na korytarz w lochach. Nie mógł ryzykować, że któryś z współlokatorów ujrzy go w takim wydaniu, to byłoby niewyobrażalnie niezręczne.
Nie wiedział co tak naprawdę może teraz zrobić. Miał kobiece ciało. Czuł tą niepewność w każdym swym ruchu, chodzenie zdawało się niewyobrażalnym wyczynem, ciągle coś przypominało mu, że jego ciało nie pasuje do umysłu. Do kogo mógłby zwrócić się z tym problemem? Właściwie do nikogo. To była jakaś czysta paranoja.
Nie musiał się zastanawiać zbyt długo, otrzymał bowiem liścik. Od Lily. Odpowiedział najszybciej jak tylko mógł i przysiadł gdzieś na zimnej podłodze lochów, próbując ochłonąć. Nie wiedział ile w sumie tak przesiedział, podniósł się jednak i zaczął szukać przyjaciółki, licząc, że zgodnie z jego prośbą pojawi się tutaj, z dala od wścibskich spojrzeń innych uczniów. Szybko przypomniał sobie o tej pustej sali, w której nieraz organizowane były spotkania Klubu Ślimaka, na które wspólnie chodzili i skierował się w owo miejsce. W środku ktoś się znajdował, zachęcony tym widokiem wkroczył więc do środka.
-Och przepraszam... - Mruknął zauważając jakiegoś chłopaka, przy okazji szczerze zaskoczony własnym głosem. Był zachrypnięty, jak zwykle, bardziej jednak jakby wypalił w życiu stosy papierosów.
Coś jednak mocno nie pasowało mu w owym osobniku siedzącym na krześle w pomieszczeniu.
-To... Lily? - Zamknął za sobą drzwi i wkroczył w głąb, nie wiedział czy bardziej zaskoczony, przerażony czy szczęśliwy. To była dziwna mieszanka uczuć.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Opustoszały loch - Page 15 Empty Re: Opustoszały loch

Sob Lut 04, 2017 5:55 am
Musiał to być z pewnością interesujący widok, kiedy tak Severus odkrywał na nowo samego siebie w podobnym lustrze w którym ona odnalazła swoją przemienioną twarz. Reszta została odkryta w inny sposób za wyjątkiem pewnej części ciała, której nazwy nie potrafiła wymówić. Tak, doskonale wiedziała sobie sprawę z tego, że przecież mugolskie dzieci uczą się na zajęciach przyrodniczych o budowie ciał obu płci, ale od zawsze wszystko poniżej pasa wzbudzało u rudowłosej niemałe emocje. A właściwie... u rudowłosego. Teraz śmiało mogła nazywać się rudowłosym wstydliwym młodzieńcem, w potocznym języku mówiło się na kogoś takiego prawiczek, o ile dobrze pamiętała z rozmów Petunii z jej dobrymi koleżankami. Prawiczek - Lyndon Evans. To prawie jak synonim. Może zostanie wspomniana w którejś książce? Nie, nie zamierzała z tego powodu płakać - no już, bez tego typowego dramatyzmu. Wiedziała, że musi po prostu wziąć się w garść. Ale co jeśli zostanie taka do końca życia? Rudym chłopcom nie było w życiu łatwo, pamiętała doskonale jak jej kuzyn miał sporo problemów z powodu swojego koloru włosów, więcej niż ona, aż z tego wszystkiego dołączył do jednej z tych dziwnych subkultur. Odetchnęła głęboko powoli uspokajając swój oddech, kiedy tak siedziała na krześle i czekała, w duchu licząc, że Severus się domyśli, gdzie mogła pójść i nie zacznie przeszukiwać wszystkich komnat w lochach. Nie zastanawiała się w sumie jak to mogło się stać, gdyż zbyt pochłonęło ją sam fakt, że to się stało i że teraz wygląda tak jak wygląda. Znając życie Dorcas albo... Erin miałyby z niej niezły ubaw. Czasami chciała, żeby Godryk Gryffindor ją ostrzegawczo klepnął w ramię albo pan Bóg pokręcił jej palcem przed nosem, mówiąc, że teraz jej przyjaciółka jest w lepszym miejscu i absolutnie nie powinna z tego powodu na nowo wszystkiego przeżywać. Może powinna zacząć pijać Eliksir Lekkomyślności przed snem? To mogłoby jej ułatwić egzystencję. Może powinna zwrócić się do profesora Slughorna z prośbą o pomoc, co powinna w takiej sytuacji zrobić? Ale... czy nauczyciel nie jest zbyt zajęty? W końcu ma pewnie masę obowiązków, niedługo miał być Klub Ślimaka i koniec roku szkolnego i... bez paniki.
Bez paniki, Evans.
Jesteś teraz przedstawicielem płci męskiej Lyndonem Evansem. Na świecie jest mnóstwo Evansów, z pewnością wtopisz się w tłum, nikt z Gryffindoru ani z innego domu się nie domyśli, po prostu bądź Lyndonem.

Powtarzała sobie to gorączkowo niczym formułkę do egzaminu, zamierzając nawet psychicznie się przedstawić na swoją nową formę. Klub Ślimaka i cała reszta z pewnością sama się rozwiąże. Na pewno. Zwrócenie się ze swoim problemem do nauczyciela Eliksirów należało więc potraktować jako ostateczność.
Lyndon zaczął wystukiwać jakąś melodyjkę palcami o swoje kolana schowane za ciemnymi szkolnymi spodniami, kiedy do pomieszczenia ktoś wszedł. Odchrząknął, chcąc brzmieć przekonująco przy jakieś obcej, zapewne zagubionej dziewczynie, przecież teraz całkowicie i niezaprzeczalnie był starszym pomocnym uczniem. Nie uczennicą, zwyczajnie uczniem. Zwrócił swe zielone w stronę głosu, który zabawnie skojarzył mu się z Severusem, ale to przecież niemożliwe, to pewnie głupie skojarzeniowe wnioskowanie, skoro to właśnie na niego czekał.
- Tak, to... - zaczął, zanim dotarło do niego, co mówi. Zatrzymała się. Cholera, forma żeńska wróciła. Poklepała się w skronie, nieco zła na siebie samą. I czy naprawdę tak łatwo dało się ją rozpoznać? Po krótkiej chwili wyprostowała się dumnie i spojrzała ponownie na nieznajomą.
- Znamy się...? Skąd wiesz...? - Podejrzliwe zmrużenie oczu, głęboka zmarszczka na czole - aha! - Evans właśnie łączyła wątki. Złagodniała, trochę niepewna, kiedy już uważniej przyjrzała się dziewczynie. - S... Seve-rus? Severus?! Jak... co... to Ty? Czy to mój nowy wzrok mnie mami?
Przetarła swoje oczy wierzchem nieco większej niż zazwyczaj dłoni, ale nadal dziwnie delikatnej, kobiecej. Znowu odchrząknęła, przecież powinna się skupić i udawać prawdziwego chłopaka.
- Hm... Jestem Lyndon. Lyndon Evans - odparł, wczuwając się w rolę i panując nad swoim głosem by nie brzmieć tak jak chwilę temu piskliwie.
W  końcu należało się jak najlepiej wczuć we własne ciało. Jak dobrze, że nikogo poza nimi dzisiaj nie kusiło siedzenie w opuszczonym lochu.


// Sevciu, przepraszam. Nie bądź zły Rozpacz i ból


Ostatnio zmieniony przez Lyndon Evans dnia Nie Lut 12, 2017 6:46 pm, w całości zmieniany 1 raz
Severus Snape
Oczekujący
Severus Snape

Opustoszały loch - Page 15 Empty Re: Opustoszały loch

Pon Lut 06, 2017 2:27 pm
Abstrakcja całej tej sytuacji przekraczała już wszelkie granice przyzwoitości. Pomijając kompletnie fakt, że absolutnie wszystko dobitnie przypominało mu jak bardzo jego umysł i ciało nie pasowały do siebie w tym momencie... W końcu z tym być może będzie w stanie się pogodzić po pewnym czasie. Chociaż przyznać musiał, że czuł się jakby na nowo się narodził, tym razem jednak z pełną świadomością kim tak naprawdę jest. Było to bardzo nietypowe zjawisko. Całe życie istnieć w konkretnych ramach, by nagle wszystko zmieniło się, prysnęło jak mydlana bańka. I  jak w takiej sytuacji się odnaleźć? Raczej żadnego ranka nie spodziewał się, że w lustrze ujrzy siebie w damskiej wersji. To było nietypowe, nawet jak na fakt, że żyli w magicznym świecie.
Musiał jednak dopuścić do siebie myśl, że jeśli nie wymyśli sposobu jak odkręcić to wszystko - czeka go reszta życia w ciele kobiety. I do takiej roli powinien się przyzwyczajać. A przynajmniej póki co. W końcu nie ważne czy będzie to trwać jeden dzień czy kilkadziesiąt lat, nie może latać po szkolnych korytarzach wciąż wmawiając wszystkim, że jest tym samym Severusem co zaledwie kilka godzin temu. Ponadto, zmiana była zbyt widoczna by mógł udawać, że nic się nie stało. Ile byłby w stanie ciągnąć to kłamstwo? Nieistotne czy był to kiepski żart, czy jakiegoś rodzaju test, powinien na ten czas pozostać kobietą w stu procentach. No, może nie stu, ale na tyle na ile pozwalała mu póki co samoświadomość.
Przeczucie go nie pomyliło, rozbiegane, zaskoczone spojrzenie chłopaka naprzeciw niego łudząco przypominało to tak dobrze mu znane. Mógł przysiąc, że nawet piegi na jego twarzy rozrzucone były tak samo jak u Lily. Przysunął się nieco bliżej, próbując pojąć co się właśnie dzieje. Po chwili zawahania i rudzielec rozpoznał w lisiej twarzy dziewczyny swego ślizgońskiego przyjaciela.
-To wygląda jak naprawdę tania komedia. - Zaśmiał się, czy raczej zaśmiała cierpko, kościstymi palcami przeczesując kruczą grzywkę uporczywie wpadającą jej do oczu. Nowy głos wciąż zdawał się obcy, jakby wypływał z ust kogoś stojącego za nią, każde słowo brzmiało więc jakby nie było wypowiedziane od wieków a struny głosowe dopiero budziły się do życia po długiej przerwie od rozmów z ludźmi.
-Ja, ukhm... - Starała się jak mogła, chociaż każda komórka wewnątrz niej krzyczała, że wszystko jest nie takie jak powinno. Śmieszne, na tyle na ile w ogóle mogła teraz traktować cokolwiek za zabawne, że nawet jej uczucie wobec przyjaciółki, a raczej teraz przyjaciela przybrało trochę inne barwy niż wówczas gdy była 'sobą'. Zdawało się bardziej delikatne, subtelne, jakby zamglone. A przy tym czuła się znacznie mniej pewnie w jego obecności niż zazwyczaj. Było to jednocześnie intrygujące i denerwujące. Nie potrafiła panować nad własnym wnętrzem tak dobrze, jak zazwyczaj, czuła się zbyt odsłonięta.
-Shirley Snape. - Dodała po krótkiej przerwie, starając się zapanować nad ściskającym ją gdzieś w gardle gorzkim śmiechem. Przynajmniej nie była jedyna, którą spotkało coś takiego. Musiała przyznać, że świadomość iż Lyndon przeżywa to samo dodawała jej otuchy.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Opustoszały loch - Page 15 Empty Re: Opustoszały loch

Nie Lut 12, 2017 7:14 pm
Pozostawało więc im tylko to, by sami zachowywali się przyzwoicie w tych niedopasowanych ciałach, niczym podczas trwania jakiegoś pokazu kukiełek albo skarpetkowych karykatur. Powinno im to dobrze iść jak za czasów dzieciństwa, kiedy mogli udawać, że są wszystkim o czym tylko sobie zamarzą. Tak upływał im wtedy czas, w ciągłym ruchu, wśród dziecięcych projekcji, które znakomicie zastępowały tę letnią, lepką od potu lub ciepłego deszczu nudę. Każda zabawa przecież się kiedyś nudziła, za wyjątkiem tej, przed poznaniem tego niezwykłego czarownego świata magii, gdzie mieli tyle możliwości. Teraz mogli również się w nią bawić, bo i w tym stanie znalazłaby swoje zastosowanie.
Nie powinien się obawiać, bo czyż, jak to stwierdził, nie narodził się na nowo? Mogli więc oboje korzystać. Lyndon i Shirley, dwójka przedziwnych wybrańców, dzisiejszych swoich towarzyszy. Na pewno dadzą radę. Ruszą tą cudaczną ścieżką by móc zobaczyć, co znajdą na jej końcu, bo coś będzie, coś być powinno. Nie mogli. Lily i Severus zniknęli, może na kilka dłuższych chwil, może na stałe, ale teraz, w tej formie musieli wyzbyć się tak dużej niepewności. Dalej, dalej, dalej. Nogi ich prowadziły.
Opustoszały loch dobre się sprawował, mieli dużo wolnej przestrzeni by rozprostować własne istnienia i zrozumieć je na tyle na ile mogli. Bo choć wewnętrznie nic się nie zmieniło - albo tak przynajmniej Lyndonowi się wydawało - zewnętrznie to było niebo a ziemia. I patrząc na tę ślizgońską, szczupłą sylwetkę, również się w tym upewniał. Lisia, przebiegła twarz, zdradzała wszystko tak jak i ta łagodna, piegowata, zwierzęcia płochego. Wężowa lisica i męska łania. Paradoks natury, bo łania nawet po przemianie jeleniem nie zostanie, rogi przecież tak po prostu nie wyrosną.
- Prawda? - Zaśmiał się dość nieręcznie, niepewnie, zaczynając wykręcać swoje ręce. Im więcej jednak mówił tym zdawało się by to... łatwiejsze. Trzeba było po prostu iść dalej. Zerknął w stronę pochodni z której sączył się zimny ogień. Mimo lata w lochach zawsze zdawała się panować zima. W jakiś sposób było to pokrzepiające, choć rudowłosy chłopak potarł pospiesznie swoje ramiona. Uczucia? Uczucia były raczej tak samo zagmatwane jak zawsze, choć teraz łatwiej było się na nie... wyłączyć. Odsunąć. Mniej dramatyzować. Nie zauważył, wszelkie reakcje przypisał temu, że Snape była zaskoczona, ale to raczej normalne, prawda? Wszystko grało. Wszystko. Teraz mógł być większym ignorantem niż zazwyczaj, jako że z głowy wyleciało mu to, że przecież Ślizgonka w poprzedniej formie przyznała się do skrywanych przez nią uczuć. Oboje w tej samej zasadzce - prawdziwa magiczna parodia.
- Miło mi... Shirley - przyzwyczajał się. Nadal. Ale było już łatwiej niż chwilę temu, bardziej przystępnie. Przekrzywił głowę, przyglądając się jej z żywą uwagą odmalowaną w zielonych oczach. - Więc... jak się czujesz? Masz ochotę coś zrobić by nie dać się zwariować?
Starał się, bo w końcu poszukiwanie rozwiązania wydawało mu się zbyt nierzeczywiste, niedorzeczne. Zupełnie jakby to była sprawka Boga a nie ludzi.


Severus Snape
Oczekujący
Severus Snape

Opustoszały loch - Page 15 Empty Re: Opustoszały loch

Nie Lut 26, 2017 11:12 pm
Z całych sił próbowała wmówić sobie, że wszystko było w jak najlepszym porządku. Że to wydarzenie ma swój konkretny cel i nie znaleźli się tu przypadkowo. W jakiś dziwny, wciąż niezrozumiały dla niej sposób, nawet złudna świadomość, że nic nie działo się przypadkiem pozwalała jej łatwiej zaakceptować ową rzeczywistość. Jakby potrzebowała czegoś, swego rodzaju oparcia by przez to przebrnąć. Z drugiej zaś strony, ta odmiana była zaskakująco orzeźwiająca. Zupełnie jakby dostała szansę by wszystko rozegrać inaczej, przez chwilę poudawać, że nie jest sobą. Jakież byłoby to łatwe, dać ponieść się emocjom, a swe głupie zachowanie wytłumaczyć nagłą przemianą. Z łatwością mogłaby teraz powiedzieć o kilka słów za dużo, zrobić coś, czego Severus bardzo by żałował, jeśli w ogóle by się na to zdobył.
Chłód lochów, w parze z delikatnym echem dobitnie dającym do zrozumienia, że są niemal całkiem sami dodatkowo ułatwiał sprawę. Dawał Shirley poczucie, jakby świat na chwilę się zatrzymał, by mogli przeżyć tą niezwykle dziwną, nietypową przygodę. W bystrym spojrzeniu chłopaka dostrzegała tą samą niepewność jaka skrywała się za jej damską twarzą, mimo to, sama jego obecność obok sprawiała, że czuła się dobrze, tak jak powinna.
- Bardzo chciałabym umieć powiedzieć jak się teraz czuję. - Odpowiedziała, zbliżając się nieco do Lyndona, a jej kroki miały w sobie teraz znacznie więcej z gracji nieopierzonego ptaka, niż niepewnego chodu zaskrońca żyjącego pośród żmij. Zaraz po tym posłała mu uśmiech będący dziwną mieszanką gorzkich i słodkich odczuć. To wszystko było tak nieprawdopodobne, że gdyby tylko powiedział, że to wszystko sen, bez wątpienia uwierzyłaby mu na słowo i po prostu trwałaby czekając aż w końcu zbudzi się jako zlany potem Severus.
- Obawiam się również, że już zdążyłam zwariować. - Dodała po krótkiej przerwie, a na podkreślenie swych słów wykonała dziwny gest wskazujący na jej osobę. Cóż, nie było to kłamstwem, w końcu właśnie mówiła o sobie w damskiej osobie i chociaż zaledwie kilka godzin temu była jeszcze Severusem teraz czuła się zupełnie tak, jakby Shirley i Severus byli dwiema kompletnie odmiennymi osobami. Troszkę niczym rodzeństwo, a przeiceż ten 'damski' umysł wciąż pozostawał częścią spójnej całości jaką był 'męski' umysł ślizgona.
Stała teraz stosunkowo blisko gryfona, oparła się o jedną z nielicznych znajdujących się w pomieszczeniu ławek i skrzyżowała ramiona na piersi, zupełnie jakby tym sposobem miała odgrodzić się od czegoś co ją trapiło.
- A ty jak się czujesz Lyndon? - Spytała, patrząc gdzieś bardziej nad ramieniem chłopaka niż na niego, a przy ostatnim słowie jej głos nabrał dziwnego, jakby nieznośnie płytkiego brzmienia.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Opustoszały loch - Page 15 Empty Re: Opustoszały loch

Pią Mar 17, 2017 2:08 am
A jeśli to przypadki rządziły ich życiami? Jeśli to od nich zależało gdzie, jak i kiedy odnajdują siebie, osoby sobie podobne lub całkowicie nieznajome istoty, czasem i wrogo nastawione? Lyndon miał jak zawsze dużo pytań na które sam nie potrafił sobie odpowiedzieć, mimo że tak usilnie się starał. Nie można jednak było wyciągnąć rozwiązań z głowy jak za sprawą różdżki, którą, o ironio, dysponował. W końcu byli w świecie, gdzie różdżki były podstawowymi narzędziami wielofunkcyjnymi. Skoro jednak Shirley czuła się z tym lepiej, a on nie wiedział o jej myślach, które błąkały się niczym opary eliksiru pod tą ciemną czupryną, to może tak było lepiej? To bycie w tej bezpiecznej otoczce. Orzeźwiająca odmiana. Zupełnie by na to nie wpadł, dla niego to było po prostu zmianą toru, możliwe że tymczasową i teraz by nie zostać zdyskwalifikowanym musi zastosować się do nowych reguł. Emocje, lecz czymże one były w kontekście tych innych wcieleń? Czy mieli do nich prawo? Nadal w końcu mogłyby być krzywdzące lub niesprawiedliwe. Choć i tak się je czuje, choć i tak nie znikają, nawet jeśli udawało się, że ich nie ma albo nie chciało powiedzieć się o kilka słów za dużo. Udawać, zakopać, zniknąć mogliby. Mogliby? Chyba jednak nie, bo zawsze będzie ktoś, kto poczuje się zraniony.
Tak, zawsze przychodziło im się łatwiej porozumieć i zrozumieć, gdy byli sami, wtedy też ten wpływ innych na ich poczynania przestawał być ważny. Zupełnie jak w musicalu. Lyndon uwielbiał musicale, choć starał się z tym ukrywać, czarodzieje zresztą o nich nie wiedzieli, nawet jeśli świat niemagicznych tym żył tak jak pięknymi obrazami, najlepiej tymi kolorowymi, które wciąż zadziwiały i zaczarowywały. Ale już dość o tym, w końcu byli w ciemnych, chłodnych lochach i dzisiejsza melodia rozbrzmiewała w zupełnie inny, odmienny sposób. Oto więc przeżywali. On siedział, ona stała w opuszczonym, brudnym miejscu i zdawać by się mogło, że różniła ich każda, nawet najmniejsza rzecz.
Kiwnął krótko głową, oddychając niejako z ulgą, że nie jest w tym sam.
- Wiem o czym mówisz. Naprawdę. To jest ciężkie... - i zatrzymał się wykonując jakiś niekontrolowany ruch rękoma nad swoją głową. - Do opisania. Ile bym o tym nie myślał, nie potrafię zebrać tego w sensowną całość.
Nie miał nic przeciw żeby się zbliżyła, w końcu to nie było nic takiego, regulamin nie był łamany. Właśnie, na Godryka, czasem o tym zapominał. O zasadach, odpowiednich zachowaniach, o czym powinien myśleć i do czego się odnosić, to był jeden wielki niewytłumaczalny chaos ot co. Odwzajemnił uśmiech i jego przypominał bardziej zawodnika zwycięskiej drużyny Quidditcha, który oberwał tłuczkiem. Sam nie wiedział skąd w jego głowie pojawiło się takie porównanie.
- Och, wiesz, nie jest tak źle. Znaczy... - odchrząknął zakłopotany i podrapał się po głowie, uciekając wzrokiem w różne strony, bo zrobiło mu się dziwnie głupio. - No nie wyglądasz mi na szaloną. Całkiem... normalne? Tak jak to ty. Zazwyczaj. Wiesz, po prostu... jesteś sobą, tak. O to mi chodziło. O właśnie.
Klasnął w swoje dość kościste kolana, czując jak jego szyja robi się gorąca.
Jego żeńska i męska półkula nie współpracowały odpowiednio jak można było zauważyć.
- Chyba tak jak ty. Jest we mnie cała mieszanina emocji i niezrozumianych potrzeb, to znaczy nigdy nie sądziłem, że tak to wygląda... to całe bycie... mężczyzną? Chłopcem? Młodym czarodziejem?
Próbował się roześmiać, ale nie wyszło, zwyczajnie więc zsunął się z krzesła i jęknął ukrywając twarz w dłoniach.
- Może coś poróbmy? Zróbmy jakieś powtórki zaklęć, eliksirów? Wymyślmy nowy eliksir? Pograjmy? Spróbujmy potańczyć by przygotować się do balu? Po prostu coś... poróbmy. I to nieznośne zacinanie się, jestem taki słaby.
Severus Snape
Oczekujący
Severus Snape

Opustoszały loch - Page 15 Empty Re: Opustoszały loch

Nie Kwi 02, 2017 2:02 pm
Bardzo chciałaby móc teraz obrócić to wszystko w żart, po prostu zaśmiać się szczerze i przestać schodzić myślami na te wszystkie niezbadane dotychczas tory. Każdy inny, każdy kto nie był nią, czy też "nim" wiedziałby co zrobić. Znalazłby sposób żeby ta nieswojość w ruchach i słowach zniknęła. Ona za to niespodziewanie czuła, jakby to była jej wina. Jakby za dużo było między nimi skrywanego napięcia, takiego o którym sami nie mieli pojęcia, dlatego też nie umieli się odnaleźć. Coś jak poczucie zobowiązania, o którym nie wiedziała, czy było właściwe. W jej głowie pojawił się obraz z czasów kiedy wszystko było jeszcze tak pozornie proste, i niemal słyszała dziecinny głos przyjaciela kiedy oglądali chmury leniwie sunące po niebie. Do czego doszło, że znaleźli się w takim momencie, na takim etapie swojego życia?
-Tak, całkiem normalna ja. -  Uśmiechnęła się niezwykle blado, ciężko było w ogóle nazwać to uśmiechem, chociaż właśnie nim był w zamiarze.
Widziała zakłopotanie w chłopaka, takie samo zakłopotanie majaczyło gdzieś z tyłu jej głowy, chociaż ona prawdopodobnie zbyt szybko pozwoliła sobie wierzyć, że jest kimś zupełnie innym niż w rzeczywistości. Że Shirley to rola, zupełnie jakby Severus został aktorem i walczył teraz o najlepsze jej odegranie.
Zerknęła na przyjaciela i nagle zrobiło jej się bardzo głupio, przeklęła samą siebie za bycie tak nieporadną w kontaktach międzyludzkich. Potarła lekko ramię, trochę jakby dodając samej sobie otuchy i przyklękła przy Lyndonie.
-Nie martw się, całkiem dobrze idzie ci bycie mężczyzną. - Miało wyjść zabawnie, ale czuła, jak ściska ją w gardle i jak żałośnie teraz brzmi. Nie wiedząc, co jeszcze mogłaby zrobić, niepewnie dotknęła jego głowy i pogładziła go po włosach. Gest ten daleki był pewnie od dobrze okazanej otuchy, na tyle jednak potrafiła się zdobyć. Podczas próby znalezienia w głowie rozwiązania na tą sytuację, przyłapała się na tym, że potrafi myśleć jedynie o tym jak zaskakująco miękkie były włosy przyjaciela. Odchrząknęła i odwróciła wzrok, mając nadzieje, że dziwne iskierki które dosłownie na chwilę zamajaczyły w jej oczach nie zwróciły jego uwagi.
-Hmm no tak... - Mruknęła do samej siebie. W głowie miała teraz taką pustkę, że nauka nie miałaby najmniejszego sensu, a na myśl o tańcu czuła jak drętwieją jej wszystkie kończyny.
-Może zastanowimy się jak to odkręcić? To pewnie jakiś rodzaj zaklęcia, eliksiru... Może McGonagall albo Slughorn mogliby nam pomóc... - Zaczęła myśleć na głos, nie zwracając uwagi na to jak niedorzecznie może brzmieć propozycja zwrócenia się z tym do nauczycieli. Miała tylko nadzieję, że dzięki temu gryfon poczuje się trochę pewniej.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Opustoszały loch - Page 15 Empty Re: Opustoszały loch

Pią Maj 12, 2017 5:20 pm
Nieprawda, to nie była jej wina i niezależnie w jakiej formie się prezentowała Shirley. Wszystko między nimi było w porządku, już tak, tak przynajmniej się wydawało Lyndonowi. Napięcie na pewno zniknie, po prostu muszą się na nowo przyzwyczaić do pewnych rzeczy i Evans wiedział, że sporo się komplikowało też ze względu na Pottera, ale z nim... cóż nie mógł za wiele poradzić. Nie chciał też zbytnio o nim wspominać, to był za skomplikowany temat. Nie czuł się do niczego zobowiązany i miał nadzieję, że odczucia Shirley są podobne. Nie umiał jej na to odpowiedzieć, zresztą przecież zawsze mogli wrócić do tego oglądania chmur nad rzeką, gdzie nikt nie potrafił ich znaleźć. Kiwnął więc głową, doceniając ten uśmiech, bo przecież wiedział doskonale, że to uniesienie warg było tego wyrazem, nawet pod tą zmienioną formą. Lyndon nie grał jednak, w tym dziwnym pokazie pozostawał nadal sobą; zakłopotanym, trochę gubiącym się Gryfonem, który obiecał sobie, że w tym roku szkolnym jeszcze spróbuje działać pod wpływem chwili. Shirley nie miała co się obwiniać, w końcu i sam Evans nie wiedział jak właściwie radzić sobie w takich dość niezgrabnych, niekoniecznie jasnych sytuacjach, pomimo że przecież było miło i znał ją dobrze, przynajmniej na tyle dobrze na ile mu do tej pory pozwoliła. W lochach było chłodniej, ale za to łatwiej można było się ukryć, uniknąć niechcianych pytań i to też sobie cenił chłopak, przynajmniej w obecnym stanie. Roześmiał się nieco zakłopotany, doceniając żart. Chociaż tyle dobrego, że całkowicie się nie zbłaźnił. Spojrzał krótko na nią przez palce, mile zaskoczony tym gestem. Było miło. Tak, to dobre słowo. Miło. Nie zamierzał odrzucać tej dłoni, zwłaszcza, że dla niego samego było to doświadczenie przyjemne, dawno nikt go już tak nie głaskał. Niestety nie widział jej oczu, pewnie i tak uznałby, że coś mu się przewidziało. Nie cofnęła jednak ręki, a przynajmniej Lyndon miał wrażenie, że tego nie zrobiła. Wyprostował się w końcu i przekrzywił głowę, zerkając z uwagą na Ślizgonkę. Zmarszczył czoło zastanawiając się nad jej słowami i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, rozglądając się nieco po zaniedbanym lochu.
- Obstawiałabym... znaczy obstawiałbym bardziej eliksir. Moglibyśmy niemniej pójść i do profesor McGonagall i profesora Slughorna. I przy okazji poszukać coś w książkach, może więc zaczniemy od biblioteki?
Lekko piegowata twarz chłopaka rozjaśniła się na ten pomysł, podniósł się nagle i chwycił ją za rękę.
- Biblioteka. Teraz - odrzekł pewnie i pociągnął ją za sobą. - Nie bój się.
Reszta nagle przestała się liczyć. W końcu mieli już jakiś punkt zaczepienia.

[z/t x2]

Ventus Zabini
Slytherin
Ventus Zabini

Opustoszały loch - Page 15 Empty Re: Opustoszały loch

Sro Paź 10, 2018 5:45 pm
07.11.1978

Powoli. Dni mijały, a on powoli wracał do normalnego stylu życia. Udawało mu się unikać Gryfonki, która zaburzyła jego normalny tok płynięcia przez rzeczywistość. Zepsuła jego rutynę i wprowadziła go w jakiś dziwny stan przynależności. Nie chciał przynależeć. Chciał wtopić się w tło i nie wychylać się. Nie pakować się w relacje z kolejną dziewczyną. Nie czuć nic poza obojętnością. Nie chciał się angażować, a Eileen była wyjątkowo dobra w wtargnięciach do umysłu młodego Ślizgona. Burzyła jego codzienny porządek, więc wolał zranić ją, zamknąć za sobą wszystkie drzwi, utworzyć ściany i zwinąć się w kuleczkę, która nie dopuści do siebie kolejnej dziewczyny.
Jaśmin. To w jego głowie nadal odbijało się echem. Dziewczyna o zielonych oczach, która była jego muzą i zabierała mu większość czasu w umyśle. Zniknęła i chyba z tego powodu się trochę cieszył. Nie musiał się z nią kontaktować, a jednak ciągle o niej myślał. Zastanawiał się, czy ta ptaszyna jakoś sobie poradziła, czy ktoś się nią zaopiekował, czy zdobyła choć trochę upragnionej wolności.
Myśli grzmiały w jego głowie, były jak sztorm, ale on dzielnie przywdziewał maskę obojętności. Siadał w miejscu otoczonym Ślizgonami, przewijał się między nimi jak wąż próbując się w nich wtopić, aby Gryfonka miała jak najtrudniejszy dostęp do jego osoby. W bibliotece skrywał się tak, aby go nie dostrzegła. Chował się w książkach i uczył, aby jakoś podnieść swoje oceny, aby nie wylądować na bruku. Chciał sobie udowodnić, że jest kimś, że nadaje się do czegoś. Wierzył w to, że uda mu się osiągnąć coś i zdobyć zaufanie swojego ojca, jego uznanie. Wszedł do opustoszałego lochu z torbą na ramieniu. Miał zamiar się tu pouczyć, wiedząc, że dziewczyna, której subtelnie unikał na pewno się tu nie zaszyje.


Ostatnio zmieniony przez Ventus Zabini dnia Czw Paź 11, 2018 5:20 pm, w całości zmieniany 1 raz
Eileen Gray
Gryffindor
Eileen Gray

Opustoszały loch - Page 15 Empty Re: Opustoszały loch

Sro Paź 10, 2018 7:20 pm
Ostatni miesiąc był dla Eileen prawdziwym horrorem. Intensywność i brutalność koszmarów niszczyła ją dzień za dniem, noc za nocą. W tym czasie robiła wszystko, by unikać innych. Jak miałaby wytłumaczyć swój stan? Powiedzieć prawdę? Całą? Nie. Nie mogła. I nie chciała przelewać na innych ciężaru swojego przekleństwa. A było coraz gorzej…

Początkowo chciała znaleźć oparcie w Ventusie. Może to podświadome poszukiwanie silnego, męskiego ramienia, na którym można się oprzeć? Cóż. Ślizgon chyba to wyczuł, bo Gryfonka zaczęła zauważać, jak się od niej odsuwał. Nie oponowała. Nie chciała narzucać się nikomu, zwłaszcza jemu. Ich relacja była i tak już wystarczająco krucha, nie chciała pogłębiać przepaści. I  ten sposób zaczęła się zatracać we własnym, bolesnym świecie.

Kulminacja cierpienia nadeszła w Halloween. Noc Duchów z wielkim rozmachem przypomniała jej, dlaczego jasnowidzenie jest jej przekleństwem, nie darem. Nie chciała, naprawdę nie chciała przywoływać zdarzeń z wizji. Ale to samo wracało… Chciała się odciąć, nie myśleć, zapomnieć… I tak przekroczyła granicę.
Przedawkowanie Eliksiru Słodkiego Snu niosło za sobą przykre konsekwencje, które zaprowadziły ją prosto do Munga. Wróciła dopiero wczoraj i wcale nie czuła się lepiej, choć objawy nadużycia rzeczywiście ustąpiły. Ale w nocy nadal była tragedia. Eileen nie spała w ogóle, jedynie siedziała na łóżku z zaciągniętymi kotarami, starając się za wszelką cenę odegnać zmęczenie. Rano bardzo wcześnie wstała i jak tylko cisza nocna minęła, dziewczę udało się na śniadanie. Nie mogła nic przełknąć. Miała wrażenie, że wszystko stawało jej w gardle, jednak była na tyle rozsądna, by zgarnąć sobie coś do torby na później. A potem wyszła z Wielkiej Sali.

Szła przed siebie, nie bardzo wiedząc, dokąd zmierza. Tak strasznie chciało jej się spać… Aż ciężko było wyostrzyć wzrok… Nie, musiała znaleźć jakąś salę, jakieś miejsce, w którym nikt jej nie znajdzie… O, tutaj… Tu będzie dobrze… I tylko sobie usiądzie na moment, na jedną chwilkę… Ah, tak bardzo chciała spać! I tak się tego bała! Ale może jedna malutka dawka wystarczy na krótki sen, a nie przyniesie szkód? Tak strasznie, strasznie chciała zasnąć…

Ściskała i ściskała malutka fiolkę, wpatrując się w nią, nie będąc świadomą upływającego czasu, nie pojmując nawet, że ktoś wszedł do sali, która miała być przecież jej ucieczką, jej twierdzą, schronieniem…
Ventus Zabini
Slytherin
Ventus Zabini

Opustoszały loch - Page 15 Empty Re: Opustoszały loch

Czw Paź 11, 2018 5:53 pm
Wszedł nie rozglądając się za bardzo po klasie. Była ona opuszczona, rzadko kiedy trafiał tu na kogokolwiek. Czasami na Irytka, który rzekomo szukał "samotności", ale tym razem nie przywitał go jego złośliwy śmiech, więc mógł odetchnąć z ulgą. Nie lubił tego ducha. Zdecydowanie go denerwował i nie przynosił nic dobrego. Ven nie lubił czegoś co go irytowało, a ten duch już z samej natury był do tego stworzony.
Położył torbę na zakurzonym stole i oparł się o niego rękami pochylając się lekko do przodu. Powoli oddychał, aby uspokoić myśli, które zaczęły go jak zwykle dręczyć. Spojrzał w bok bo coś tu nie pasowało. Coś nie było stałym elementem tej sali. Jego zielone oczy zatrzymały się na jakimś ciele. Podszedł ostrożnie bliżej, ale w głowie paliła mu się czerwona lampka, że coś nie gra, że powinien uciekać. Jego oczy uważnie śledziły skuloną osobę na ziemi. Po posturze poznał, że była to dziewczyna, a zaraz potem rozpoznał w niej znajomą dziewczynę. Młodą Gryfonkę, która chciała zburzyć jego mur, ale on zrobił go mocniejszym i większym. Teraz stał nad jej ciałem, takim nieświadomym, że osoba, którą uważała za podobną do siebie była tak blisko niej. Nie wiedział, co miał zrobić. Nie wiedział, czy miał jej pomagać, czy ją po prostu zostawić. Bał się tego, co może tu zastać, ale krwi tu nie widział. Tyle dobrze.
Będziesz pakować się w kłopoty? Może to coś jest martwe? Może właśnie ktoś stoczył tu pojedynek? Hej. Wydaje mi się, czy ty znasz tę osobę? No tak. To przecież ta mała Lwica, którą porzuciłeś tak samo jak Esme. Oj, ty się nigdy nie nauczysz. Po co tu jeszcze stoisz. Ona przecież miała rację. Jesteś tchórzem. To była idealna diagnoza tego kim jesteś. Zrobiłeś to samo, co ten Krukon tobie. Rozbudził w tobie ciekawość, a potem się wycofał i porzucił cię. Ciekawe, czy dobrze, że cię porzucił. Nadal się zastanawiasz: jak by to było, gdybyście nadal utrzymywali ze sobą kontakt?
Ruszył w jej kierunku z zamiarem przyjrzenia się jej stanowi, ale nim zdążył się do niej pochylić coś kopnął. Spojrzał w dół na dziennik. Zagryzł wargę i podrapał się w nadgarstek. Zawsze tak robił, gdy się nad czymś zastanawiał. Usiadł ostrożnie obok niej i sięgnął po dziennik. Zerkał cały czas w jej stronę, a potem otworzył na ostatnich stronach. Był ciekawy, czy pisała o nim, czy wspominała o tym, co o nim myśli? Był ciekawy, co się z nią ostatnio działo. Słyszał o dziewczynie, która w okolicach Halloween została zabrana do Św. Munga, a potem dowiedział się, że była to Eileen. Jego oczy zaczęły śledzić listery zapisane jej pismem. Znał je dobrze z listów, które razem pisali.
Sponsored content

Opustoszały loch - Page 15 Empty Re: Opustoszały loch

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach