Go down
Kayleigh Phate
Oczekujący
Kayleigh Phate

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Wto Wrz 08, 2015 7:53 pm
Czasem gdy poznaje się kogoś i ma możliwość spędzenia z daną osobą więcej niż jedno spotkanie, można poznać wiele jej odsłon. Są też jednak wyjątki, gdy cholernie trudno kogoś rozgryźć. Nero z pewnością niczego nie ułatwiał i jak do tej pory nie odbiegał w żaden sposób swoim zachowaniem od ich pierwszego spotkania, może za wyjątkiem tego, że minimalnie bardziej otwarcie z nią rozmawiał... ba, ta nawet sam zaczął konwersację. W każdym razie, Kayleigh jakoś wbiła sobie już do głowy obraz intrygującego i zamkniętego w sobie, przystojnego blondyna, więc można sobie jedynie wyobrazić jej dezorientację w nagle tak odmiennej sytuacji. Oczywiście, każdy ma czasem chwile słabości. Mimo tego, ślizgon na co dzień zdawał się być jakby istotą niezniszczalną, nigdy nie gubiącą w natłoku uczuć i wydarzeń swojej maski.
Szczerze? Jak na razie nie była zbytnio przekonana, czy może nazywać się szczęściarą, że spotyka go w tak unikalnym momencie.
W sumie to miała mętlik. Siedząc po turecku na trawie tuż obok niego, choć w przeciwieństwie do Giotto była bardziej  skierowana twarzą w jego stronę, przez krótką chwilę lustrowała go uważnym spojrzeniem, jakby rozważając kolejny ruch. Niestety, żadna opcja nie zawierała słów "wstaję i odchodzę". Nie ma tak łatwo, zresztą coś jej mówiło że w tym momencie ślizgon bardziej potrzebuje towarzystwa drugiej osoby, niż butelki. Jego słowa wbrew pozorom tylko to potwierdziły.
- Jeszcze się nie nauczyłeś? - spytała retorycznie w odpowiedzi na jego odganiające pomruki. Gdyby to na niej robiło wrażenie, to nie doszłoby przecież nawet do ich pierwszej rozmowy. Wtedy też próbował się jej pozbyć, z marnym skutkiem. Szatynka sięgnęła po raz kolejny po butelkę z jego dłoni i upiła łyk. Co najmniej jakby tego potrzebowała, żeby stawić czoła nowej odsłonie Giotto (haha xd).
- Będę lepszym towarzystwem od nich - stwierdziła z przekonaniem, poruszając lekko butelką żeby dać znać, że nawiązywała do alkoholu. Nie powinien mieć jej za złe, że wciąż nie odwracała od niego wzroku. Sam w końcu uparcie patrzył przed siebie, a ona przecież nawet przy zwykłym sytuacjach wolała patrzeć na rozmówcę. Co dopiero teraz.
- Czasem nie ma sensu dusić tak wszystkiego - dodała po chwili milczenia ciszej, jakby sprawdzając grunt. Jak zawsze, nie zamierzała zmuszać go natłokiem pytań do zwierzeń, jednak w tej chwili wolała dać znać, że w razie potrzeby go wysłucha. W końcu odwróciła spojrzenie gdzieś w bok, czekając na reakcję ślizgona.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Wto Wrz 08, 2015 9:32 pm
Rozważania na temat jego osobowości były na porządku dziennym w tej szkole. Prawdę mówiąc, odniósł dziwne wrażenie, że stawał się na swój sposób popularny. Nie miał z nikim kosy, co raz więcej osób chciało go poznać, "przypadkiem" spotkał na swej drodze wiele osób po powrocie z domniemanego urlopu i powoli nawet nie potrzebna mu opaska kapitana w Quidditcha, by zapisać się na kartach historii. Przywykł do tego, że ludzie starając się dotrzeć do niego w jakikolwiek sposób, myślą o nim. Mniej czy bardziej, chętnie czy niechętnie, był to fakt potwierdzony przez amerykańskich naukowców i nie można było tego podważyć. Problem polegał na tym, że kiedyś ludzie nie byli tak śmiali w swoich poczynaniach, jak chociażby panna Phate. Nero skutecznie spławiał wszystkich i swoim zachowaniem zniechęcał każdego do siebie, teraz jednak przeżywa jakieś chwile sławy swojej. Jeszcze chwila i zatrudnią go w jakimś filmie porno typu "Sam w Dormitorium" czy coś.
Przywykł do tego, że Phate utrzymuje kontakt wzrokowy z rozmówcą. Było to swego rodzaju bardzo grzeczne i taktowne, ale Giotto nie przywiązywał dużej wagi do manier poza bankietami i różnymi oficjalnymi wydarzeniami. Tym razem jednak, jej wzrok go deprymował, nie miał ochoty z nikim rozmawiać, na nikogo patrzeć, ani nawet o nikim myśleć. Chciał być sam, ale życie po raz kolejny dało mu po mordzie i nawet tego nie dostanie za frajer. Trzeba było iść do Gryffindoru... tam są większe fory.
- Nie chcę żadnego towarzystwa... - brzmiał trochę jak obrażone dziecko, ale miał do tego pełne prawo. Gdyby Kay znała jego sytuację, z pewnością nie próbowałaby badać nawet gruntu. Wiadomym jest, że Giotto sam z siebie nie powie co jest nie tak, musiałby być naprawdę zdesperowany... albo pijany. Do tego drugiego było całkiem blisko, wypił sam, duszkiem, jedną butelkę ognistej whisky, która za kilka, góra kilkanaście minut zacznie mu ryć baniak. Problem w tym, że jego nastawienie w ogóle się nie zmienia. Jest już trochę wcięty, dalej pije, a jednak twardo stoi przy tym, że jego problemy, to nie jej sprawa.
- Moje sprawy nie powinny Cię obchodzić. - warknął wręcz w jej stronę, a sam wydawał się być bardzo agresywny w tej chwili. Jak widać, było blisko by wybuchnął i wylał z siebie wszystko. Pytaniem jest tylko, czy wyżyje się na Kay, czy będzie szukać u niej pomocy? To pierwszy raz, gdy Nero jest bliski załamania i tak naprawdę, sam Ślizgon nie wie, jak zachowa się za kilka sekund, a przecież... sam znał siebie doskonale. A przynajmniej, tak mu się zdawało.
Wyrwał butelkę z rąk Phate i upił kolejne kilka łyków, jakby to miało mu pomóc w przetrawieniu wszystkich dzisiejszych złych wieści. Bezskutecznie.
Kayleigh Phate
Oczekujący
Kayleigh Phate

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Wto Wrz 08, 2015 10:11 pm
Podobno tak właśnie to działa na dłuższą metę. Im bardziej wszystkich odpychasz i wolisz być sam, tym bardziej wszyscy do ciebie lgną, nagle zauważając twoją obecność. W przypadku Giotto można to stwierdzenie dostosować zarówno jak widać do życia ogólnie, jak i teraz do tej sytuacji. Trzeba było brać przykład z Kay. Jest umiarkowana, jak trzeba to z kimś pogada, ale trzyma się zazwyczaj na uboczu. Rezultat? Święty spokój. Inna sprawa, że wcale tego nie robiła specjalnie, by nie przyciągać do siebie ludzi, tak jakoś wychodziło i nie narzekała.
Czasem w niektórych momentach wcale podejmowane decyzje nie są najlepsze, mimo starań by takie właśnie podjąć. Chyba nawet ostatnio o tym rozmawiali? Zazwyczaj gdy coś idzie nie pomyśli lub wręcz wali się na głowę, to szuka się samotności, co na dobrą sprawę niczego nie rozwiąże. Jedynie siedzimy z tym cholernym mętlikiem w głowie, starając się jakoś wszystko poukładać, gdy jedyne co osiągamy to jeszcze większy bajzel. Kay nie mogła jednak uchodzić w tym za eksperta, skoro sama w razie takich sytuacji pierwsze co to uciekała gdzieś w odosobnione miejsce.
- Taak - mruknęła pod nosem w odpowiedzi i wywróciła oczami, czego jednak zauważyć nie mógł, skoro nadal uparcie wgapiał się przed siebie. Ona tam miała całkiem dobry widok, więc jej w zasadzie było to na rękę, nie musiała przynajmniej się powstrzymywać w niektórych minach. Gdyby tylko Giotto nie był tak czymś zdołowany, pewnie by docenił że dziewczyna miała całkiem pozytywne nastawienie, przynajmniej jeszcze chwilę temu. Teraz powoli przemieniało się to w determinację. Kto jak kto, ale on już poznał jej upartą część natury. Nie było sensu z tym walczyć.
- Ale niestety obchodzą. - odpowiedziała dobitnie, sprowokowana jego dość agresywnym tonem. Nie, nie działało to na nią odstraszająco, wręcz przeciwni, co nie bardzo było dla niej zrozumiałe. No właśnie, bo od kiedy ją to obchodzi? Jak widać każde spotkanie z Nero owocowało rozkminami przez resztę dnia bądź wieczoru, cóż. Gdy zdała sobie sprawę z wypowiedzianych słów, skrzywiła się na moment nieznacznie. Nie miała zamiaru wyznawać ślizgonowi takich rzeczy wprost.
- Z tego co widzę, to siedzenie tu samemu i upijanie się niewiele pomogło, więc powiedz o co chodzi. - prosto z mostu i stanowczo zawsze się najlepiej sprawdzało, bez zbędnego owijania w bawełnę. Jako, że już postanowiła zmusić go jakoś do mówienia, to jej butelka będzie chyba bardziej potrzebna. Odebrała więc ją sobie, ponownie, tym razem jednak odsunęła się nieco od blondyna, tak żeby nie miał jej na wyciągnięcie ręki. Upiła tym razem trochę więcej, ponownie się lekko krzywiąc. Od razu poczuła lekkie pieczenie w gardle i przyjemne ciepło, rozchodzące się po ciele. Teraz jednak nie zwracała na to uwagi, koncentrując się na ślizgonie i przesuwając powoli wzrokiem po całej jego sylwetce. Mimo zapewne sporej już ilości alkoholu we krwi, wydawał się wciąż spięty.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Sro Wrz 09, 2015 9:14 pm
Nie sprawdzał jak sprawy się miały wcześniej, on był taki od zawsze. Śmierć brata tylko pogłębiła większość jego niechęci do życia z kimkolwiek. Wyznawał pewne wartości, których nie mógł się wyzbyć. Nie mógł żyć bez rodziny, Quidditcha (oraz innych sportów), magii i bez Alaude, którego już niestety z nim nie było. Strata czegokolwiek z wyżej wymienionych byłaby tylko kolejnym krokiem w przepaść, po stracie idola i poniekąd swojego mentora, oraz tak naprawdę jedynego przyjaciela, jakim był dla Giotto starszy z braci Nero, blondyn był blisko tej przepaści. Już jedną nogą chciał skoczyć i zatracić się w gniewie. Teraz wydawało mu się, że to kontrolował, że zależy mu tylko na prawdzie, nieważne jakim kosztem, podczas gdy tak naprawdę chyba się pogubił i nie wiedział co ma ze sobą robić. Kilka osób podało mu pomocną dłoń, ale od żadnej jej nie przyjął, to była kolejna z jego wielu wad, które pchają go na samo dno. Może i zaczął skupiać wokół siebie ludzi, ale to wciąż za mało, by zmienić się na lepsze. Z czasem się tylko pogorszy.
Sam już nie wiedział czy samotność mu pomaga, czy doskwiera. Kiedyś był młodszy, patrzył na to z zupełnie innej perspektywy, poza tym, miał starszego brata, który wystarczył do towarzystwa. Rok później, gdy Alaude już przy nim nie było, zaczęli pojawiać się inni ludzie, których nawet nie posądziłby o to, że kiedykolwiek wymienią ze sobą więcej niż trzy zdania. Od pewnego czasu stracił pewność siebie i powoli jego osobowość się zmieniała, polubił całą masę ludzi, z niektórymi chyba nawet chodziło o coś więcej, niż zwykłe koleżeństwo. Problemem był jego charakter i szybkość zmiany nastawienia, to trwało za szybko. Nie przywykł do nowej sytuacji.
Odpowiedzi Kay wcale mu nie pomagały, był bliski tego by po prostu pęknąć. Czym by to skutkowało? Nie wiadomo. Może by płakał, może by uciekł, może by rzucił sam na siebie avada kedavra, może udałby, że nic się nie stało, nie wiadomo. Nero był zdruzgotany, zagubiony i smutny, po prostu. Cały jego świat się walił, gdy tylko poczuł się odrobinę szczęśliwszy, gdy zaczął się zbierać po stracie brata, wszystko znowu się spieprzyło. Owszem, pogodził się już ze śmiercią brata, ale nie spocznie póki nie zostaną wyjaśnione wszystkie okoliczności zgonu starszego z braci Nero. Teraz już będzie musiał działać tylko na własną rękę, nikt mu w poszukiwaniach nie pomoże.
Nerwowo podniósł się spod drzewa i przeszedł kilka kroków do przodu. Stanął w miejscu i przez chwilę czekał, chowając ręce do kieszeni. Patrzył się dalej przed siebie.
- Chcesz wiedzieć o co chodzi? Dobrze... powiem Ci. - zaczął spokojnie, nie odwracając się w jej stronę. - Dwa lata temu z nieznanych przyczyn zginął mój brat... przez cały ten czas biuro aurorów "starało się" ustalić co się tak naprawdę stało. Kilka dni temu moja rodzina została poinformowana o tym, że śledztwo zawieszono na czas nie określony. Znaczy to tyle, że nigdy nie dowiem się kto, lub co zabiło mojego brata i właśnie dlatego jestem tutaj, nie wiem co mam teraz zrobić... - wylał to z siebie. Zachowywał pozory spokoju, ale widać było, że ten temat był dla niego ciężki. Mimo usilnych prób uspokojenia się, końcówka była już bardzo emocjonalna. Nie rozkleił się, nic z tych rzeczy, przeżywał na swój sposób. Na zewnątrz widać było, że był przybity, ale to w środku było najgorzej... jego serce krwawiło tak intensywnie, że tylko ślepiec by tego nie zauważył. A wszystko to powiedział patrząc w jeden punkt przed sobą, oczy mu się trochę zaszkliły nawet.
Kayleigh Phate
Oczekujący
Kayleigh Phate

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Sro Wrz 09, 2015 9:42 pm
Pewnie w pierwszej chwili, gdyby tylko Nero znał choć małą część jej historii, pomyślałby że dziewczyna za cholerę nie zrozumie jego sytuacji. W końcu nigdy nie miała prawdziwej rodziny, nigdy tego nie czuła. Jedynie przybrane rodzeństwo, które od początku było nauczone nie utrzymywania z nią kontaktu w większym stopniu, niż byłoby to potrzebne. Za wszystkim stał jej cudowny ojczym, człowiek, który jak na razie jako jedyny zasłużył na uczucie czystej nienawiści ze strony Kayleigh. Jedno, to że uprzykrzał jej życia na wszelkie możliwe sposoby, zamieniając wesołe i towarzyskie dziecko w zdystansowaną i zamkniętą w sobie dziewczynę jaką była teraz. W niczym nie przypominała już tamtego berbecia z rozradowanym wyszczerzem na ustach. Drugie z kolei, i tak na prawdę o wiele gorsze, to w co zmienił jej matkę. Bez własnego zdania, zastraszona i nagle nie potrafiąca obronić swojej córki nawet w najgorszych momentach.
Jak przy czymś takim Phate miałaby zrozumiem ból po stracie brata? A jednak potrafiła. Może i nie było jej dokładnie to znane, jednak wiedziała na czym polega rozdarcie i tęsknota za ukochanym członkiem rodziny. Jedynym problemem w tej sytuacji, który mógł wyniknąć był fakt, że do tej pory nigdy nie znalazła się w położeniu, by musiała pomóc innej osobie. I nie chodzi tu o pomoc w błahych sprawach, tylko właśnie w tak poważnej, co było widać i słychać na kilometr.
Niezauważalnie odetchnęła, gdy chłopak zamiast nadal ją wyganiać, postanowił ulec jej zdaniu. Nie odwracała od niego spojrzenia, słuchając uważnie każdego słowa, które wypowiadał. W trakcie jedyną zmianą na jej twarzy było chwilowe zmarszczenie brwi, po czym rozszerzenie źrenic w szoku. Cholera.
- To było do przewidzenia, choć i tak za każdym razem szokuje. - stwierdziła cicho, choć dosłyszalnie, komentując tym postawę Ministerstwa. Nie ukrywała w swoim głosie pogardy dla aurorów. Nie chciała powiedzieć niczego nieodpowiedniego, i tak już w duchu ciesząc się, że zaufał jej na tyle by to powiedzieć. Może i alkohol miał coś wspólnego z tą nagłą wylewnością, ale wątpiła w to. Są sytuacje, gdy po prostu jest potrzeba powiedzenia czegoś. Niektórzy odczuwają ją z pewnością zbyt często, a niektórzy wręcz przeciwnie.
Nie bardzo nawet myśląc nad ruchami wstała i podeszła bliżej Giotto, nie spuszczając z niego wzroku. Jeśli doszukiwał się pełnego współczucia spojrzenia, to na próżno. Nie lubiła takich uczuć ukazywać. Stanęła tuż przy nim, jednak z boku
- Nie można im ufać, ale to nie znaczy że tego nigdy nie odkryjesz... w inny sposób. - powiedziała z pełnym przekonaniem we własne słowa. Dodawanie ze sama mogłaby mu nawet w tym pomóc nie było raczej odpowiednie w tym momencie. Zresztą, chyba poniekąd można by było nawet się tego już domyślić.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Sro Wrz 09, 2015 10:59 pm
Ciężko powiedzieć jakie byłoby stanowisko Nero w tej sprawie. Owszem, nie znał jej rodziny, ani tym bardziej przeszłości, którą niewątpliwie każdy Ślizgon ma na swój sposób trudną. Z pewnością gdyby Kay podzieliła się z nim swoimi przeżyciami, nie traktowałby ich obojętnie, jak na początku mogło się wydawać. Był bardzo wyrozumiałą osobą, która kierowała się przede wszystkim szacunkiem. Nie był może idealnym pomocnikiem, nie służył wsparciem, ale jeśli ktoś umiałby wysłuchać - to właśnie on, nie ma lepszego słuchacza od Giotto. Tym samym chłopak nie jest mówcą zazwyczaj, stąd też ta sytuacja może się wydawać bardzo niekomfortowa nawet dla samej Phate, co dopiero dla wyjątkowo wylewnego dzisiaj Ślizgona.
Oboje mieli dwa zupełnie inne powody by zamknąć się w sobie - on stracił członka rodziny, ona zyskała przymusowo kilku więcej i jak widać, poniekąd się rozumieli. On wyjawił skrawek swojej historii i to ten najmroczniejszy. Znak był to, iż zaufał jej w pełni, skoro to z jego ust dowiedziała się o śmierci brata. Zazwyczaj ludzie wiedzieli o tym albo z gazet sprzed kilku lat, albo z przekazu innych pracowników ministerstwa, którzy rozgłosili "plotkę" po całym magicznym świecie. Najwidoczniej Kayleigh była bardziej związana ze światem mugoli, aniżeli tym co się dzieje w Ministerstwie Magii.
Nie pocieszyła go. Jej słowa przeszły bez większego echa w jego głowie. Nie musiała tego komentować w żaden sposób, ani tym bardziej nie musiała go utwierdzać w tym, że rząd i władze działają beznadziejnie. O tym wiedzieli wszyscy, a już Giotto wiedział o tym najlepiej. Alkohol z pewnością jeszcze bardziej uświadamiał go w tym przekonaniu. A propos alkoholu, Giotto w końcu się zachwiał! Jednak wypicie jednej butelki ognistej whisky duszkiem było złym pomysłem, musi przecież dojść w miarę ogarnięty do szkoły.
- Myślisz, że dlaczego nie było mnie prawie miesiąc w szkole? - stwierdził z wyraźnym gniewem w głosie. Przez alkohol nie skumał, że właśnie potwierdził to, iż działa na własną rękę w sprawie brata i śledztwo, które miało zostać w domniemanym sekrecie, teraz już zostało wyjawione. Oczywiście, o ile Kay w odpowiedni sposób to zrozumie, choć Kartezjuszem nie trzeba było być, by odczytać przekaz podprogowy.
Spojrzał na nią pierwszy raz podczas tego spotkania, mogła teraz zobaczyć obraz beznadziejności w całej swojej klasie. Jego twarz mówiła wszystko, przegrał walkę z samym sobą.
- Teraz wiesz o mnie wszystko. Jestem małym, beznadziejnym chłopcem, żyjącym przeszłością, nie mogącym sobie poradzić bez swojego starszego brata. Ja spełniłem twoją prośbę, teraz ty spełnij moją i odejdź stąd... proszę... - końcówkę mówił już będąc odwróconym ponownie w stronę drzewa. Gadał tak chyba tylko po to, by jeszcze bardziej się dołować, nie wiedział co miał ze sobą robić. Chciał się upić dzisiaj i zasnąć pod tym starym dębem. A chuj z tym, może go nikt nie znajdzie i zgnije jak menel.
Schylił się po butelkę i upił kilka łyków do połowy opróżnionej już ognistej whisky. Stał tak pijąc i się chwiejąc, chyba teraz obserwował drzewo. Sam nie wiedział co za farmazony odpierdala.
Kayleigh Phate
Oczekujący
Kayleigh Phate

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Sro Wrz 09, 2015 11:39 pm
Tu właśnie zaczynał się cały paradoks ich znajomości. Kto by pomyślał, że dwie osoby tak zdystansowane do świata zewnętrznego i małomówne, nagle odnajdą wspólny język? Kayleigh też jak do tej pory raczej pełniła rolę tej słuchającej podczas rozmów, o ile nie lepiej nawet nazwać to monologami. W końcu rzadko kiedy się otwarcie w czymś udzielała, wiele bardziej woląc obserwować wszystko z boku i wysuwać odpowiednie wnioski. Może właśnie przez tą cechę, wiedząc o swojej lojalności, sami szukali podobnej osoby. Tak czy owak, wyszło całkiem nieźle. I wszystkie bajki o przeciwnościach i uzupełnianiach się znikają.
Tym razem nie było tak, że cała sytuacja docierała jedynie do niej częściowo. Nie będzie potrzebować późniejszych przemyśleń, by w pełni zdać sobie sprawę z tego, co się właśnie rozgrywało. Kay bardzo szybko zrozumiała, jak poważną rzeczą było wyjawienie tego wszystkiego, pewnie inna osoba nawet w połowie takiego wrażenia na niej by tym nie zrobiła, co Nero. Sama niezwykle ceniła sobie zaufanie, wiedząc jak łatwo jest je stracić, a z kolei odzyskać niezwykle trudno. Niewiele było osób, które mogłaby nazwać bliższymi, tak w zasadzie ciężko jej byłoby kogokolwiek sobie teraz przypomnieć. Zbyt wiele razy się na tym przejechała, by teraz dopuszczać do siebie kogo popadnie. Nie bawiła się w dawanie kolejnych szans... zapewne dzięki temu tak 'wielka" liczba znajomych.
Nie odpowiedziała na jego pytanie, uznając je za retoryczne. O dziwo gniew w głosie ślizgona za każdym razem był przez szatynkę ignorowany w całości, według niej całkiem oczywisty w tej chwili. Nie była nigdy wścibska i nie interesowała się szkolnymi plotkami, o czym już zresztą wiedział, więc skąd niby miała wiedzieć czemu go w szkole nie było? Pomijając fakt, że wtedy jeszcze nawet się tak dobrze nie znali.... w sumie praktycznie wcale. W każdym razie zadane przez chłopaka pytanie rozjaśniło jej w dużej mierze sprawę, bo szybko ułożyła brakujące części układanki
- To tym będziesz zajęty w wakacje - bardziej stwierdziła niż spytała, rozumiejąc już o co chodziło kilka rozmów temu. Fakt, że tym razem już o wiele lepiej pojmowała wszystko o czym mówi, wcale nie sprawił żeby zmieniła zdanie.
- Głupotą czasem jest, pozostawianie wszystkiego samemu sobie. Niewiele więcej zdziałasz, zwalając tylko sobie to na głowę, a na pewno nie szybciej. - dodała, marszcząc lekko brwi. Pomińmy, że to chyba drugi raz jak mu coś takiego sugeruje, a za pierwszym razem dobrze tego nie przyjął. W porządku, wiemy że to facet, ale czasem jednak trzeba dumę i honor na bok odłożyć, bez względu na to czy jest to tylko jego sprawa, czy połowy świata.
Nie wiedziała, czy fakt że spojrzał na nią dopiero po raz pierwszy podczas całej rozmowy wzmógł te uczucia, ale widok jego spojrzenia i bólu na twarzy wstrząsnął ślizgonką. Może i nie okazała tego jakoś wybitnie, ale chwilowe zamarcie i wpatrywanie się w niego powinno wystarczyć.
- Nie mogę. - odpowiedziała nadal stanowczo, jednak o wiele ciszej, jakby sama nie rozumiejąc do końca po cholerę nadal tu stoi. Jednak wszystko to co powiedział i co pokazywał swoją postawą utwierdzało ją w przekonaniu, że odchodząc zrobiłaby najgorszą rzecz z możliwych. Może i nie było to wyjątkowo ślizgońskie, ale od kiedy ona zachowuje się jak typowa przedstawicielka Domu Węża? Gdy odwrócił twarz, odruchowo podniosła rękę i przykładając lekko dłoń do jego twarzy, z powrotem uparcie obróciła ją w swoją stronę. To picie whisky chyba nie było najlepszym pomysłem, skoro zeszło na tak ciężkie tematy... choć kto wie.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Sro Wrz 16, 2015 12:38 pm
Bądźmy szczerzy, w ich przypadku małomówność i zdystansowanie do świata zewnętrznego było zupełnie inne. Kayleigh była jeszcze skłonna wymienić z kimś kilka słów, czuła się Ślizgonką i jako tako istniała w społeczności tego domu. Giotto zaś zawsze trzymał się mocno na uboczu i ciężko było zdobyć jego uwagę. Dopiero teraz coś się zmieniło, jakby przechodził jakąś przemianę wewnętrzną. Wcześniej jednak na ich znajomość się nie zanosiło, tym bardziej, że Nero prawdę mówiąc z nikim się nie trzymał. Zawczasu mogłoby się to wydawać trudne, ale jak się spojrzy na to po tych kilku miesiącach wspólnej nauki, robienia projektu i zwyczajnych rozmów, to jednak nie taki diabeł straszny, jak go malują. W jakiś sposób dotarli do siebie i się wzajemnie zaakceptowali. To było fajne. Czuł, że ma kogoś, na kim może polegać w trudnych chwilach. No i, wyjawił jej bardzo ważny etap w swoim życiu oraz plany dotyczące swojej przyszłości. O śmierci jego brata ludzie wiedzieli, ale o tym, że Giotto prowadzi własne dochodzenie, nie wiedział już nikt.
Jej słowa nie robiły na nim żadnego wrażenia, co z tego, że próbowała podejść logicznie do tej sprawy? Co z tego, że starała się go przekonać do jakichś bardziej przemyślanych działań i do współpracy? On tego nie chciał. Zawiódł się na wszystkich. Prawdę mówiąc, nawet jego rodzice nie chcą już wyjaśnić tej sprawy, widząc jak ona się dłuży. Na całym świecie tylko Giotto zależy na tym, by dorwać morderców brata i ich po prostu ukatrupić. Żaden azkaban, tylko stryczek. Tu nie chodziło o dumę czy honor. Tu chodziło o zwykłe zaufanie i punkt widzenia. Ministerstwo zawiodło, więc teraz jego kolej by coś z tym zrobić, a im mniej osób jest w to zaangażowanych, tym lepiej - on jest spokojniejszy, inni są bezpieczniejsi i lepiej śpią.
Czując jej dłoń na swoim policzku, przeszedł go dreszcz. Nie było to nic przyjemnego. Lubił dotyk, ale nie w takich chwilach, kiedy chciał być sam. Spojrzał na nią. W jego oczach było widać strach, niepewność i frustrację. Chociaż nie tylko to. Wszystkie negatywne uczucia zebrały się właśnie w jego spojrzeniu, tym razem nie potrafił nałożyć maski obojętności i musiał chociaż samym wzrokiem ukazać, jak bardzo go to wszystko boli. Nie jest maszyną, dlatego musiał spuścić gardę. Najgorsze jest jednak to, że zrobił to przy niej. Nie chciał by ktokolwiek widział go w takim stanie.
Upuścił butelkę i schował jedną rękę do kieszeni. Drugą zaś powoli przesunął na poziomie swojej twarzy, żeby odsunąć rękę Phate od siebie.
- Nie możesz? Musisz. - powiedział dużo bardziej stanowczo, dając raz jeszcze do zrozumienia, że nie chce, by Ślizgonka widziała go w takim stanie. O dziwo, przez chwilę wydawał się utrzymywać swoje emocje na wodzy, najwidoczniej przy niej potrafił się jeszcze jako tako zmobilizować do utrzymywania swojej reputacji twardego i obojętnego mieszkańca Slytherinu.
Patrzył tak na nią, odgarniając powoli jej rękę. W końcu gdy już to zrobił, schował swoją do kieszeni i odwrócił głowę w bok, przegryzając lekko wargę. Stał tak, patrząc gdzieś na jakieś drzewo, byleby tylko nie utrzymywać z nią kontaktu wzrokowego. Nie zauważył jednak, że był bardzo blisko niej i nie zwrócił nawet uwagi na to, że czuje jej oddech w okolicach swojej szyi i klatki piersiowej.
Kayleigh Phate
Oczekujący
Kayleigh Phate

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Sro Wrz 16, 2015 1:25 pm
Na całe szczęście w pełni zdawała sobie sprawę z tego, ile powierzenie tej tajemnicy dla niego znaczy. W prawdzie nie znali się nie wiadomo jak długo, jednak wystarczająco by wiedziała, jak głęboko skrywa w sobie niektóre fakty. Czyż nie to właśnie intrygowało inne osoby? Z daleka można było zauważyć, że jest tajemniczy i co ważniejsze, taki chce pozostać. Może i sam Nero by tego tak nie ujął, ale sens pozostaje ten sam. Kay przy pierwszych rozmowach już wiedziała, że nie ma co wypytywać i drążyć niektórych tematów, jeśli chłopak sam nie zamierzał nic zdradzić. Jak widać miała rację, choć w prawdzie nie spodziewała się, że już zaufał jej do takiego stopnia. Pewnie gdyby nie atmosfera i ogólna sytuacja w tej chwili, to by się ucieszyła, ale w tym momencie jakoś nie przychodziło jej to nawet do głowy.
Wiele różnych zawodów brała kiedyś pod uwagę, później ta lista znacznie się skurczyła. Jednak pracy w Mungu na oddziale psychiatrycznym lub jako psycholog nigdy nie rozważała. Chyba powinna zacząć. Dla niej też nie była to łatwa sytuacja, nigdy nie miała z czymś takim wcześniej do czynienia. Mimo tego bez najmniejszego zawahania podjęła decyzję o pozostaniu i wbrew wszystkiemu, co do tej pory uznawała, zmieniła taktykę o 180 stopni. Zawsze była uparta, ale paru rzeczy nie znosiła. Każdy chyba tak miał, pewne granice, które po przekroczeniu przekreślały wszystko lub psuły przynajmniej większość spraw. Dla Kay były to rozkazy, jakby ograniczające jej wolną wolę i odepchnięcie. W tym ostatnim nie chodziło nawet dosłownie o fizyczny akt, co ogólne odrzucenie w znaczącej sytuacji. Dlaczego więc do cholery ciągle tam stała? Brawo Phate, pewnie tydzień nie prześpisz przez ten cały cyrk.
- Nie zmusisz mnie do niczego, Giotto. - odpowiedziała, na powrót z poprzednim uporem i stanowczością, choć tym razem było w głosie szatynki coś jakby z nutą zirytowania. Nie, nie przez to co zrobił, tylko ile można powtarzać? Całkiem świadomie o dziwo użyła jego imienia, co zdarzało się niezwykle rzadko. Mimo wszystko zawsze to on mógł się odwrócić i po prostu odejść. Jedyne rozwiązanie, gdzie miałby pewność, że dziewczyna nie pójdzie za nim. Nie wydawało się jej jednak, że to zrobi. Tak jak już wcześniej dostrzegła, on wcale nie chciał być sam. Nikt by nie chciał w takiej chwili. Najwidoczniej po prostu nie wiedział, jak to jest jednak mieć kogoś u boku.
Przymknęła na chwilę oczy, gdy lekko, aczkolwiek stanowczo odepchnął jej dłoń. Nie potrafiła wyrazić nawet w myślach tego, co czuła widząc jego spojrzenie. To było o wiele gorsze od wściekłości czy furii. Rozpacz i bezsilność w najlepszym wydaniu.
- Powiedziałeś mi to wszystko, więc nie powinieneś teraz oczekiwać ode mnie, że cię zostawię i odejdę. - mówiła powoli i cicho, lecz przez tak małą odległość jaka ich dzieliła, mógł usłyszeć wyraźnie każde słowo. Chciała, by zabrzmiało to tak szczerze, jak w rzeczywistości czuła. Od całego napięcia, które się wytworzyło między nimi i nadal jakby rosło miała wrażenie, że zaraz wybuchnie. Całą jednak uwagę skupiła teraz na ślizgonie, doszukując się jakiejkolwiek kolejnej reakcji.
- Wystarczająco długo byłeś w tym sam. Teraz już nie jesteś. - dodała, po chwili spuszczając głowę nieco w dół przenosząc wzrok w trawę. Powoli traciła już nadzieję, że jakoś uda się jej do niego dotrzeć. Nie oznaczało to, że rezygnowała czy nie miała już ochoty, o nie. Zwyczajnie kończyły się jej opcje.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Wto Wrz 22, 2015 1:53 pm
Giotto nie jest kimś, kto wyznaje jakiekolwiek kanony zaufania. Jest osobą skrytą i małomówną, ale w gruncie rzeczy umie rozpracować ludzi. Przez lata nauczył się wiele o ludzkich myślach, dzięki czemu nie musiał pracować wiele lat na to, by komuś zaufać. Jeśli ktoś był godzien jego zaufania, to Giotto po krótszym czasie niż rok już wiedział, że może powierzyć temu komuś jakieś sekrety. Problem pojawiał się jednak w jego osobowości. Ludzie, którzy poznali go, wymagali od niego czegoś, czego nie był im w stanie dać. Stąd też każde próby na pozyskaniu osoby godnej zaufania, spalały na panewce. W końcu ile można próbować do niego dotrzeć? Jest zbyt zamknięty by wyjawić cokolwiek o sobie, a przecież wiecznie o pogodzie rozmawiać się nie da, prawda? Nie zmienia to faktu, że Kayleigh była jedną z tych osób, które przeszły swego rodzaju test. Warto też dodać, że była jedyną od wielu lat, której się to udało.
Prawdę mówiąc, chłopak teraz nie był do końca świadom tego co mówi. A nawet jeśli był, to nie brał nic na poważnie, było mu to w gruncie rzeczy obojętne. Podświadomie czuł, że chce by Phate z nim została, z drugiej strony to nie są jej problemy i nie powinien nimi zaprzątać jej głowy. Był rozdarty między to co myśli, a co powinien w tej sytuacji robić. Ślizgonka miała okazje zaobserwować dziwne zjawisko, jakim jest niezdecydowanie i bezradność Giotto. Najwidoczniej ją również to ruszyło, biorąc pod uwagę fakt jej zachowania i słów. Był pewien, że szatynka nie da się spławić tak łatwo i tu pojawiał się problem, bowiem jemu kończyły się argumenty - a raczej, cierpliwość i wewnętrzna siła, bo argumentów w ogóle nie było, cały czas tylko "odejdź" albo "idź stąd".
Wysłuchał ją uważnie, wszakże inaczej być nie mogło, skoro dzieliło ich ciała tak niewiele. Opuścił lekko głowę i spojrzał na nią, wywierając na niej presję. Przesunął ją kilka kroków do tyłu i gdy ta oparła się plecami o drzewo, on stał tak jak gdyby nigdy nic, patrząc się tym razem w górę.
- Jesteś strasznie uparta... Kay... - stwierdził po dłuższej chwili ciszy. Jego głos w pewnej chwili się załamał, a sam świadomie użył chyba pierwszy raz jej imienia, odkąd zwraca się do niej bezpośrednio. Opuścił głowę w dół i lekko pochylił się do przodu, opierając swoje czoło, o jej prawe ramię. Odetchnął głęboko i z jego oczu wyleciało kilka łez, które najpierw spływały po policzku, a następnie wcierały się w jej szatę. Pękł.
W tej chwili całe jego emocje nagle zaczęły spływać z niego. Nie dał rady wytrzymać tej presji i kolejnego zawodu w sprawie swojego brata, zaufał Kayleigh do tego stopnia, że pozwolił sobie się w nią wtulić i jeszcze rozpłakać. Nikt na świecie nie przeżył z nim tego, co ona teraz. W pewnym stopniu to zasługa chwili, zjawiła się w złym miejscu, w złym czasie i zobaczyła najgorszy obraz mrocznego Ślizgona, z drugiej strony, teraz już o tym nawet nie myśli. Zalał się łzami tylko na kilkanaście sekund, zdecydowanie dłużej trwało opieranie się twarzą o jej ramię. Kiedy jednak było mu już niewygodnie, podniósł się do poprzedniej pozycji i z całą czerwoną od płaczu twarzą, spojrzał w jej stronę, próbując się uspokoić.
- Zawsze kiedy Cię potrzebuję, jesteś przy mnie... - jak ty to robisz?!, chciał dodać, ale nie zdołał wydukać z siebie żadnego słowa więcej. Powoli starał się ogarnąć, by więcej dziewczyna nie oglądała tak nędznego widoku, jak bezradny Giotto. Nie wiedział co ma w tej chwili zrobić, chciał jej podziękować w jakiś sposób, nie wiedział tylko jak może jej wynagrodzić to, że jest przy nim. Zwykłe "dziękuję" na pewno w tej sytuacji by nie wystarczyło, problem w tym, że jego pomysłów było jeszcze mniej, niż opcji. A opcji było zero.
- Dziękuję... - wymamrotał w końcu, patrząc jej w oczy. Najwidoczniej tylko ten widok mógł go do końca uspokoić, nie zauważył jednak, że znowu bardzo się do niej zbliżył, tym razem jednak ich twarze były stanowczo za blisko siebie.
Kayleigh Phate
Oczekujący
Kayleigh Phate

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Sro Wrz 23, 2015 8:09 pm
Kiedyś ktoś powiedział, że na świecie jest coraz mniej cierpliwych osób. Cóż, to nie wróżyło dobrze dla takich jak Giotto czy Kay. Ona przynajmniej jeszcze to wyrównywała jako tako, sama wykazując niekiedy wybitne pokłady cierpliwości. Mimo tego sama się sobie dziwiła, że jeszcze stała pod tym drzewem i nawet potrafiła wciąż powtarzać to samo, tylko ciągle w inny sposób. Sprostowanie - jeszcze się nie dziwiła, to pewnie dopiero nadejdzie. Ze zdwojoną siłą cała ta dziwna i dobijająca jak na razie sytuacja uderzy gdy wszystkie emocje opadną. Jednak większość już mają za sobą, prawda? Najgorsza część, wyjawienia tak długo skrywanych tajemnic minęła.
Niektóre osoby mogło to wszystko nawet częściowo zaślepić, skoro zamierzają stwierdzić, że teraz już się przed sobą otworzyli, w pełni obdarzyli zaufaniem. Tak na prawdę stało się to jedynie z jednej strony. Kayleigh nie specjalnie nie chciała nic o sobie mówić. Nie skrywała swojej części opowieści, sprytnie schodząc z tematów czy budując jakieś otoczki. Zawsze wolała słuchać, nawet jeśli wydawało się, że to ona mówi najwięcej, tak w zasadzie były to jedynie pytania. W przypadku ślizgona nie było tak jak zazwyczaj, nie skrywała wszystkiego ze strachu przed zranieniem. Już jakiś czas temu przestała podejrzewać go o możliwość wykorzystania czegokolwiek przeciw niej. Tu chodziło o inną kwestię, litość. Nie miała pojęcia jak by postąpił w sytuacji odwrotnej do tej teraz, a współczucie to była jedna z ostatnich rzeczy, jakie by chciała dojrzeć w jego spojrzeniu. Na jej szczęście rozmowa na jej temat nigdy nie zeszła, przez co nie musiała nawet zbędnych uników wykonywać. Takie drobnostki jak niechęć przed wizją wakacji i pozostawania w domu były według niej wystarczające. Ogółu można się domyślić, szczegóły nie są istotne, prawda?
Pierwszy raz od początku rozmowy Nero skupił uwagę na szatynce w ten sposób, toteż dziewczyna prawie znieruchomiała z zaskoczenia, odruchowo wykonując narzucone przez niego ruchy w tył. Po chwili poczuła za sobą korę drzewa, więc oparła odchyloną głowę, by móc spojrzeć w górę na Giotto. Nie miała pojęcia czy to wymówione jej imię tak na nią wpłynęło, sposób w jaki to powiedział, ta nagła bliskość czy wszystko razem. Niektórzy w takich chwilach mieli czarną dziurę w mózgu i nie potrafili sklecić ani jednej sensownej myśli, co dopiero zdania. Phate niestety miała odwrotnie. Kompletny mętlik, tysiąc myśli na raz goniły przeganiając jedna drugą, im więcej tym mniej sensownych.
- Mmm - mruknęła tylko potwierdzająco, na całe szczęście powstrzymując by jakakolwiek z tych myśli stała się dosłyszalna dla Giotto. To by się pewnie nie skończyło ciekawie, dlatego w takich chwilach Kay zazwyczaj milkła. Machinalnie objęła chłopaka i przymknęła oczy.
Nie Phate, ty nie możesz się rozryczeć. To byłaby najgorsza rzecz z możliwych, do cholery.
Co jak co, ale w niej napięcie też rosło z sekundy na sekundę, a wiadomo jak to się czasem kończy. Mogła być z siebie dumna, bo jedynie westchnęła ledwo dosłyszalnie i czekała cierpliwie aż ślizgon wyrzuci wszystko z siebie. Po ujrzeniu go jedyne, czego była pewna, to że chce to skończyć, definitywnie. Z jednej strony cieszyła się z całej tej sytuacji, z tego że jej o wszystkim powiedział i jednocześnie uwolnił się częściowo. Z drugiej jednak strony widząc to teraz, nie chciała więcej tego oglądać. Uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa, nie odpowiadając. Nie było sensu. Jeśli patrzenie w jej oczy uspokajało ślizgona to dobrze się składało, bo przez to wszystko Kay miała teraz chyba jeszcze większe ślepia o ile to w ogóle możliwe...
Jeszcze bardziej się zbliżył. Teraz już czuła wyraźnie jego oddech na twarzy, widziała dokładnie każdy jej szczegół. Nie skorzystała jednak z okazji przyglądania się mu tak z bliska, po podziękowaniu pragnąć zrobić tylko jedno, tym razem bez wahania. Jedną ręką nadal trzymając na jego ramieniu, drugą przeniosła w górę na kark Giotto i lekko, choć stanowczo przyciągnęła go do siebie. W tym samym momencie ich usta się złączyły i nie zwracała już na nic innego uwagi całkowicie zatapiając się w pocałunku.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Czw Paź 01, 2015 7:47 pm
Kayleigh mogła mówić w tej sytuacji o wyjątkowym szczęściu, o ile tak można nazwać to, czego dowiedziała się dzisiaj o Nero i jego rodzinnej przeszłości. W każdej innej sytuacji, uchylałby się od odpowiedzi, sprytnie przeinaczając słowa, zmieniając tematy i prowadząc swoistą grę słowną, która i tak zakończyła by się na jego korzyść. A nawet jeśli by się nie udało i trafił na bardzo bystrego rozmówcę, zawsze pozostawała opcja "nie twoja sprawa", która może i wprowadziłaby nutkę tajemniczości oraz wywołała podejrzenia względem jego osoby, ale koniec końców byłyby to tylko domysły, które nie miałyby żadnego potwierdzenia w jego słowach. Tym razem jednak wyjawił jej wszystko - wszystko co istotne oczywiście. Wielu rzeczy mogła się sama domyślić, o dłuższej nieobecności Giotto w szkole, o wakacyjnych planach, o tym wszystkim, o czym inni mogli tylko gdybać i słyszeć. Pierwszy raz w historii Hogwartu sam wyjawił komuś, co się stało z jego bratem i że działał również na własną rękę. Przypływ emocji? Tak. Zaufana osoba? Tak. Ulga? Tak. Wszystko jeden sprowadzało się do samego wyrzucenia tego z siebie, w oczach Phate mógł teraz wydawać się słaby i tak naprawdę mógłby przestać być w jakikolwiek sposób tajemniczy. Z drugiej strony, czy to ważne? Ślizgonka dała mu do zrozumienia, że bez względu na to, czy byłby sobą, czy jakimś rudym cyganem spod jakiejś żulerni, to i tak rozmawiałaby z nim w ten sam sposób, póki on nie bawi się w kogoś, kim nie jest.
Przeszłość Kayleigh była specyficznym tematem, który od razu wyczuł Giotto, gdy tylko poruszył go podczas którejś z ich dyskusji. Chłopak doskonale wiedział, że jej życie poza szkołą magii i czarodziejstwa nie jest tak kolorowe, jak mogłoby się wydawać. Każdy przeżywał swego rodzaju tragedie, mniejsze i większe. Jedni tracili bliskich, inni tak naprawdę nigdy ich nie mieli i prawdopodobnie właśnie to, podświadomie splotło ich losy oraz na swój sposób się polubili. Można powiedzieć, że nawet bardzo się "polubili", skoro doszło do tego, że on postanowił się przed nią otworzyć... no i dlatego, że się całują... ale o tym potem.
Sam nie wiedział, dlaczego jego reakcja była właśnie taka, jaka była. Nigdy nie zdarzyło mu się do tej pory, wywrzeć takiej presji na kimkolwiek. Owszem, jako kapitan zespołu Slytherinu w Quidditcha starał się być twardy i zawsze stawiać na swoim, ale takiego zdecydowania jakie było teraz, nigdy nie odczuł, ani nigdy nie próbował na nikim pokazać. A tymczasem, on nie dość, że zmusił Kay do cofnięcia się, to jeszcze przyparł ją do drzewa, co wyglądało bardziej jak atak na jej osobę, niż na to, co mówił. Fakt jest jeden - mimo procentów we krwi, wyczuł doskonale, że Phate nie jest pewna teraz niczego. Skopiowała zapewne te zachowanie od samego Ślizgona, który w tym momencie robił to, co mu nakazuje instynkt, albo coś tego pokroju.
I stało się, najpierw się rozryczał jak dziecko, potem spróbował się uspokoić, a wszystko zakończyło się pocałunkiem, o który nawet nie prosił. Nie spodziewał się zupełnie takiej reakcji ze strony Ślizgonki, bowiem sfera uczuć miłosnych była dla niego obca. Nie wiedział za bardzo czym różni się miłość od zauroczenia, co robić w takich sytuacjach i jak dbać o to wszystko, albo jak chociaż do tego doprowadzić. Początkowo przestraszył się, gdy objęła go i złączyła ich usta w namiętnym pocałunku, potem jednak oddał się całkowicie doznaniu, uznając to za całkiem przyjemne przeżycie. Wszakże... był to jego pierwszy pocałunek od wielu lat. Chyba nie zapomniał jak to się robi.
Chwila mogłaby trwać i trwać w nieskończoność, jej obecność uspokoiła go, pocałunek zaś skupił całą jego uwagę na tym, by nie zrobić czegoś głupiego ustami ani językiem. Starał się, by to co teraz robili, było dla niej jak najprzyjemniejsze, a zarazem by długo tego nie zapomniała. Czy mu wyszło? O to już trzeba zapytać Ślizgonkę, ale skoro nie przerywała całusa, to z pewnością nie było tak źle, jak na jego niedoświadczenie.
W pewnej chwili jednak przerwał pocałunek. Nie gwałtownie, ale wystarczyło lekkie przekręcenie głowy w bok, by ich usta rozłączyły się i pozostawiły tylko posmak tego, co przed chwilą między nimi się wydarzyło. Dlaczego to zrobił? Nie był pewien co tak naprawdę teraz czuje. Z jednej strony był mocno sfrustrowany, smutny, przybity całą sytuacją i mało brakowało, by przemawiał przez niego gniew ciemnej strony mocy. Z drugiej otrzymał wsparcie, którego tak mu brakowało, chciał się odwdzięczyć Kayleigh za to, że go wysłuchała, pozwoliła mu się wypłakać w jej ramionach i na dodatek skierowała jego myśli tylko na siebie i na jej usta, które obdarowały go czymś najwspanialszym, czego doświadczył od wielu lat, a może nawet i w całym swoim życiu.
Unikając jej wzroku patrzył w bok, odsuwając swoją twarz na kilkanaście centymetrów. Przegryzł delikatnie wargę.
- Dlaczego to zrobiłaś? - spytał spokojnie i cicho, ale dalej słyszalnie dla Ślizgonki. Jak już wspomniałem, Nero był słaby w "te klocki". Tematy miłosne były dla niego prawie że tematem tabu, mógł wydawać się pewien siebie, mogłoby się wydawać, że obraca kilkoma laskami w tej szkole i że mimo swojej osobowości, nie ma problemu w tym, by zaciągnąć kogoś do łóżka choćby. Tymczasem mamy coś zupełnie odwrotnego, z jednej strony czuł podekscytowanie, ale ukrywał to na wszelkie możliwe sposoby, z drugiej nie wiedział czy robi dobrze i co najważniejsze - nie wiedział co ma o tym sądzić. Dla niego pocałunek był równy z uczuciem, konkretnie z uczuciem miłości. Nie znał się na tym, w wyrażaniu bardziej intymnych odczuć był kiepski, a poziom jego wiedzy o perspektywie miłosnej kobiet był bliski zeru, dlatego musiał spytać o to, co teraz prowadziło własny osąd w jego głowie. Może i jest inteligentny, ale rozumienie uczuć to inna dziedzina nauki, z której zbyt dobrych ocen by nie miał. Musi więc wiedzieć, na czym stoi. Sam nie jest pewien swoich uczuć, nie zna pojęcia miłości, a przynajmniej - miłości romantycznej, no i dotychczasowa ich relacja... nie sprowadzała się do tego. Nie był przygotowany na ten pocałunek, co nie znaczy, że mu się to nie podobało. Problem w tym, że nie rozumiał ani jej intencji, ani tym bardziej swojej bierności i tego, że oddał się jej bez żadnego sprzeciwu.
Z drugiej strony, serce biło mu jak szalone, myślał cały czas o tym pocałunku, a historia z bratem zeszła na dalszy plan... pierwszy raz od czasu śmierci Alaude. Czy to jest właśnie miłość?
Kayleigh Phate
Oczekujący
Kayleigh Phate

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Sro Paź 07, 2015 12:29 am
Kay miała już nawet okazję poznać takie sytuacje, gdzie Giotto bardzo wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że nie zamierza kontynuować jakiegoś tematu. Nie była wścibska, toteż nie naciskała i nie wypytywała na siłę, jakby godząc się z tym że niektórych spraw od niego nie wyciągnie na razie. Przyzwyczaił ją można powiedzieć do tego, stąd też to całe jej zaskoczenie podczas tej dość nietypowej rozmowy. Nie była przygotowana na to, chociaż nie wiadomo czy to by coś zmieniło. Tak czy owak z początku nie miała pojęcia co robić czy mówić, więc po prostu zaufała swojemu instynktowi, starając się po prostu być przy nim.
Wbrew pozorom wcale jej nie zaskoczyłby aż tak fakt, że jest pierwszą osobą której się zwierzył do takiego stopnia. Nero zdecydowanie sprawiał wrażenie takiej osoby i choć Kay była podobna, to jednak nie uważała że tłumienie w sobie tak wszystkiego jest dobre. Teraz pozostały już jedynie dwie drogi. Mógł albo wkroczyć w ten nowy etap i kontynuować to co zaczął, powoli otwierając się coraz bardziej przed nią, albo też się wycofać. Szatynka zdawała sobie sprawę z tego, że od niej też wiele teraz zależy. Jej reakcje, słowa i to co zrobi mogło mieć wielki wpływ na ich dalsze relacje. Cóż, tego pocałunku akurat nie planowała, jednak nie wydawało się jej żeby to miało cokolwiek popsuć. Akurat w tym momencie była to jedna z niewielu rzeczy, której była pewna i co chciała zrobić. A wiemy dobrze, że jak Kay się uprze, no to koniec.
Wyczuła z początku lekką niepewność, bardziej jednak odbierając to jako zaskoczenie i dezorientację niż niedoświadczenie. Racją było to, że nawet nie brała pod uwagę by on mógł mieć rzadko takie sytuacje i że w zasadzie nie wie co robić. To był jedyny pomysł jaki przyszedł jej bardzo niespodziewanie do głowy, by pokazać mu że chce być przy nim i dla niego. Mogłoby się wydawać to dość naiwne i głupie, jednak Giotto chyba zrozumiał jej przekaz. Nie zamierzała mu tego raczej mówić, ale już od dłuższego czasu tego typu sytuacje chodziły jej po głowie, więc to by się prędzej czy później raczej wydarzyło... o ile ich relacja nadal by się rozwijała w tym samym kierunku. Odnośnie samego pocałunku, to dziewczyna potrzebowała kilku sekund by do siebie dojść, gdy go przerwał. Powoli otworzyła oczy, przyglądając mu się uważnie, choć zadowolenie na twarzy było widoczne nawet bez wyraźnego uśmiechu. Tym razem było inaczej, bo już ta bliskość ich twarzy tak jej nie krępowała jak tuż przed pocałunkiem
- Bo chciałam. - odpowiedź mogła się wydawać banalna i nieco zarozumiała, jednak Kay nie wypowiedziała słów w ten sposób. Było to zupełnie szczere, wypowiedziane odruchowo. Nie miała pojęcia, że tym prostym mogłoby się wydawać działaniem spowoduje, że odciągnie jego myśli aż tak bardzo. Nawet tego nie planowała. Pocałowała go po chwili jeszcze raz, tym razem już krótko i przelotnie, po czym oparła głowę znowu o korę drzewa, nie spuszczając jasnych tęczówek ze ślizgona
- W porządku? - pytanie mogłoby się wydawać mocno nie na miejscu, w końcu przez całą tą ogólną sytuację na pewno nie było pięknie i cudownie. Jednak miała tu na myśli bardziej sam pocałunek, bo nagle zaczęło docierać do niej co się stało. W tym momencie też przypomniała sobie, czemu nie zrobiła tego wcześniej, mimo że nie ukrywajmy, chciała. Zdecydowanie bardziej zależało jej na przyjaźni z nim, jeśli miałoby się okazać że teraz ich relacje się całkiem popsują. Nie chciała tego stracić, tym bardziej nie teraz. Nagle ogarnęły ją wątpliwości, czy to co myślała że pomoże, nie zepsuje czegoś. Czekając na odpowiedź, całkiem odruchowo poruszała palcami w jego włosach nad karkiem, nie zmieniając nadal pozycji.
Giotto Nero
Oczekujący
Giotto Nero

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Sob Paź 10, 2015 1:51 pm
Będąc całkiem szczerym, Giotto zmiękł od pewnego czasu. Być może miało na to wpływ jego większe otwarcie się na ludzi, ale nie zmienia to faktu, że co raz ciężej było mu radzić sobie ze swoimi problemami, ze skrywaniem sekretów i z udawaniem, że wszystko jest w porządku, a on skupia się tylko i wyłącznie na zaliczeniu roku w Hogwarcie. Ciężko stwierdzić, czy to otwarcie się było jedynym czynnikiem obnażającym jego słabości. W grę wchodziło również zmęczenie materiału, napływ złych informacji i sesje zaliczeniowe w szkole. W końcu, ile można udawać, że wszystko jest ok, dostawać raz w tygodniu list z kolejnymi przykrymi wieściami i jeszcze uczyć się, by zaliczyć na dobre stopnie wszystkie przedmioty? Nie ważne jak człowiek jest twardy, co potrafi, ile ma siły i jakim poziomem magii dysponuje. Problemy prędzej czy później obnażą twoje słabości i tak miało miejsce właśnie w tym przypadku. Do tej pory myślał, że został z tym całkiem sam, Enzo nie było od kilku tygodni w szkole, więc nie miał z kim się podzielić swoimi obawami. Dopóki nie pojawiła się Ona...
Jeśli według niej, ich znajomość dążyła właśnie do tego, że będą się całować, to Nero po raz kolejny został utwierdzony w przekonaniu, że nie rozumie kobiet. Dla niego wszystkie ich spotkania, wspólne projekty, nauka i rozmawianie nawet o Quidditchu, nie było niczym wiążącym. Dobrze czuł się w jej towarzystwie, chciał z nią rozmawiać możliwe jak najwięcej, sam widok uśmiechniętej Ślizgnki wywoływał u niego pozytywne reakcje, ale traktował to bardziej w ramach przyjaźni i zrozumienia, niż czegoś głębszego. Z drugiej strony, problem mógł tkwić w tym, że on nie za bardzo rozumiał sferę uczuciową i to bez względu na płeć. Pojęcie miłości znał tylko rodzinne, innych rodzajów tego zjawiska raczej nie doświadczył. Owszem, uwielbiał również wiele rzeczy, ale ciężko powiedzieć, czy je kochał. O rodzinie, nie miałby zaś wątpliwości by to powiedzieć.
Odsuwając się od niej, był w totalnej konsternacji. Nie wiedział co ma robić, co czuć, o czym myśleć. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że mimo spokojnego wyrazu twarzy, Kayleigh była z tego obrotu spraw bardzo zadowolona. Gdyby jej nie znał, pomyślałby, że Ślizgonka stara się po prostu wykorzystać okazje, by zaistnieć w jego życiu, tymczasem ona czuła się chyba w obowiązku, by okazać mu wsparcie. A, że zrobiła to w ten sposób, to tylko pokazuje, jak bardzo jej zależy na tym, by być jak najbliżej niego, nie tylko w te wakacje, o których tak często rozmawiają.
Kolejny, krótszy pocałunek tylko utwierdził go w zakłopotaniu i niepewności. Trafił na temat, który był dla niego całkiem obcy, mógł się wydawać oschły, żądny tylko przygód łóżkowych i udający wielkiego specjalistę od doznań miłosnych, było to tylko jednak mylne wrażenie. Nero kompletnie nie odnajdywał się w tych sprawach i minie wiele księżyców, zanim zrozumie cokolwiek z tego, co się tu wydarzyło. Chyba, że Phate zacznie mu tłumaczyć co, jak i do czego służy. Z drugiej strony, wiązałoby się to z ograniczeniem pocałunków, które wymienili między sobą już dwa. Śmieszna sprawa, bo teraz chyba zacznie je liczyć z tego zakłopotania.
- Sam już nie wiem... - odparł niepewnie, nadal unikając jej wzroku. Nie wiedział w ogóle co ma robić, jak się zachować, co powiedzieć... no po prostu jak nie Giotto. Cała pewność siebie nagle zniknęła i pojawiło się mnóstwo pytań, na które sam na pewno nie znajdzie odpowiedzi.
W końcu spojrzał na nią, starając się chociaż w małym stopniu opanować. Przybliżył lekko twarz do niej i ponownie złączył ich usta w pocałunku, tym razem sam go aranżując. Poczuł nagłą potrzebę zrobienia tego jeszcze raz. Serce biło mu bardzo mocno, trochę się stresował tym wszystkim, jednakże zdecydował się właśnie na ten ruch z jednego względu - chciał tego. I to bardzo.
Kayleigh Phate
Oczekujący
Kayleigh Phate

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Wto Paź 20, 2015 8:46 pm
Zapewne sam Nero się tego po sobie nie do końca spodziewał, jednak Kay już kilka razy o tym przynajmniej pomyślała. Nie da się zbyt długo tłumić takich rzeczy w sobie, nie w tego typu sytuacjach. Wiadomo, że dla jednych będzie to kwestia kilku tygodni, miesięcy, a dla niektórych nawet lat. Kwestia odporności psychicznej i pewnie też całej sprawy. Prędzej czy później jednak taki obrót był do przewidzenia. Sama ślizgonka nawet nie przewidywała w dalekiej przyszłości, że znajdzie się w takiej sytuacji gdzie będzie wsparciem dla innej osoby. Zwłaszcza nie w tak poważnej kwestii. Zawsze trzymała się na uboczu, mając owszem kontakt z paroma osobami, jednak nic szczególnego czy długotrwałego. Była nie mniej zaskoczona tym wszystkim co Giotto i sama do końca nie wiedziała chwilami jak się zachować lub co powiedzieć. Sporo czasu minęło od ostatniego razu, gdy mogła się wykazać jako przyjaciółka.
To, że jej nie rozumiał wcale nie było aż tak dziwne. Przy lepszym zastanowieniu się sama by stwierdziła, że nic przecież na to nie wskazywało. Ich relacja była czysto przyjacielska i nigdy chłopak nie dawał jej do zrozumienia, że mógłby oczekiwać czegoś innego, wręcz przeciwnie. Jednak czasem tak jest, prawda? Nie zamierzała tego, nie planowała. W sporej części mogło to być uwarunkowane też tym, że był właśnie pierwszą osobą od dłuższego czasu, której zaufała. Tak czy inaczej nie było zapewne dobrym pomysłem pytać jej, dlaczego tak a nie inaczej. Sama nie wiedziałaby przecież, co odpowiedzieć... Miłością na pewno by tego też nie nazwała, z jednej strony przez przekonanie, że na rozwinięcie się takiego uczucia potrzeba więcej czasu i starań, z drugiej strony też może przez strach przed tak dużym słowem. Nie chciała go jeszcze używać, bez względu na to czy już powinna czy też jeszcze nie.
To było prawdą. Kayleigh nie do końca jego zachowanie odczytała jako zmieszanie, a właśnie zdystansowanie, wręcz oschłość. Odsunęła twarz na tyle, na ile pozwalała jej ta pozycja i minimalnie zmarszczyła brwi, lustrując Gio wzrokiem uważnie. Nie miała pojęcia, co spowodowało u niego taką reakcję, może fatalny moment? Może jednak nie był to zbyt dobry pomysł, chociaż sama szatynka usprawiedliwiała się totalną spontanicznością w tym akurat działaniu. Nie było to zbyt przemyślane... w sumie wcale. Nie usłyszała nawet dokładnie słów, jakie wypowiedział, nie zwróciła na nie większej uwagi, cały czas usiłując jakby odczytać z jego twarzy powód tego wszystkiego.
Sekundy? Tak, pewnie tyle to trwało, dla niej jednak zamieniły się w godziny. Chyba nikt w takiej chwili nie chciałby być odepchnięty, a tego się właśnie obawiała najbardziej. Zdążyła już nawet obmyślić w miarę ogólny plan ucieczki, w ramach tego jej natłoku myśli w tego typu sytuacjach. Całe szczęście w momencie gdy chciała już coś zrobić, Nero wykonał pierwszy ruch. Najlepszy z możliwych pokazujący jej jednocześnie, że też tego chce. Na ustach ślizgonki zdążył się pojawić jedynie cień uśmiechu, gdy ich usta ponownie się złączyły.
- Nadal nie wiesz? - spytała po dłuższej chwili, przerywając pocałunek lecz niewiele się odsuwając. W pytaniu bardziej chciała się w ogóle dowiedzieć o co mu z tym chodziło, bo gdy je wypowiadał... miała ważniejsze sprawy w głowie niż słuchanie go. Opracowywanie planu ucieczki po porażce na przykład. Dość standardowe zachowanie w strachu przed odrzuceniem, prawda? W każdym razie, teraz czekała cierpliwie na reakcję blondyna, bo jakby nie patrzeć to wszystko ona zapoczątkowała i wciąż nawet nie miała pewności, czy powinna byłą to robić. W sumie w tym momencie niczego nie byłą pewna.
Sponsored content

Stary Dąb  - Page 25 Empty Re: Stary Dąb

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach