Go down
Shane Collins
Martwy †
Shane Collins

Lodowe rzeźby - Page 3 Empty Re: Lodowe rzeźby

Nie Sty 26, 2014 1:46 am
Kły otarły się o jej skórę, przemykając tuż obok. Nie była to kwestia zahamowań. Może to śliska posadzka i pazury, które nie idą w parze. Może, to szaleństwo, które zawładnęło Ślizgonką, nie pozwalając mu przewidzieć jej ruchów. Może to jebany pech. Wylądował ślizgiem, na tej samej, zbyt błyszczącej posadzce, wsłuchując się w dźwięk własnych pazurów, rysujących nieskalaną powierzchnie. Zupełnie jak powiew wiatru, na tafli wody.
Chwycił zębami różdżkę, wystarczająco delikatnie, by jej nie uszkodzić i jednocześnie pewnie, by nie umknęła mu podczas biegu. Ruszył przed siebie, znikając za jedną z lodowych rzeźb. Powrót do ludzkiej formy, nigdy nie był przyjemny. Zmysły, przestawały być krystalicznie przejrzyste, wszystko otaczało go ściśle, nie pozwalając na oddech. Chwycił dłońmi swoje skronie, pojękując cicho, gdy fala z siłą jądrowego wybuchu, dotarła i do jego świadomości. Podniósł się niepewnie na nogi, wiedząc, że długo tego nie wytrzyma.
Zbliżył się raźnym krokiem za plecy Rockers.
- Moja miła...
- Evanescor.

Świst powietrza, a biała smuga, przecięła wiszące od grozy powietrze.
Tym razem, nie było mowy o losie. Zaklęcie sięgnęło celu, trafiając Rockers w dół pleców.


Ostatnio zmieniony przez Shane Collins dnia Nie Sty 26, 2014 1:47 am, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Lodowe rzeźby - Page 3 Empty Re: Lodowe rzeźby

Nie Sty 26, 2014 1:46 am
The member 'Shane Collins' has done the following action : Rzuć kością

'Pojedynek' :
Lodowe rzeźby - Page 3 Dice-icon
Result :
Lodowe rzeźby - Page 3 Kk60
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Lodowe rzeźby - Page 3 Empty Re: Lodowe rzeźby

Nie Sty 26, 2014 8:43 pm
Zbliżała się do nich, będąc niczym nieludzka istotka, której pozbawiono serca. Pamiętacie tę kochaną bajeczkę o włochatym sercu czarodzieja?
Nie potrafił kochać.
Nie potrafił czuć.
Tylko, że jego organ był ukryty w piwniczce, a ona nadal go posiadała.
Lecz serce było..zamarznięte. Chore. Szkaradne.
Winnym była cała ludzkość, a ona postanowiła zabawić się w sędzie. Nadszedł czas by zacząć wydawać wyroki, czyż nie? Bo wszak był to jedynie przedsmak prawdziwej rozprawy o życie.
Zamkniecie oczy ostatni raz z niemym krzykiem zamarłym na waszych idiotycznych prawdziwych twarzach.
I choć bolało, choć była jedynie kolejnym z pionków to nie chciała się poddać. Chciała być królową na tej szachownicy i pozbawić króla korony.
Lecz kto jest królem? Gdzież się on ukrywa? Czy to Ty, Nailah? Czy też Ty, Collins?
Pionek pragnie wyeliminować wszystkich z gry. Chora zabawa zrodzona z wewnętrznego chaosu.
Kreeew. Czuuuję kreew.
Moje skrzydła. Żałosne skrzydła. Nie ma ich. Kurwa, znowu ich nie ma.
Kreew.
Obroniła się przed zaklęciem Amber, z drugim było nieco gorzej, ale jedynie ją drasnęło, pozostawiając po sobie pojedynczą krostę.
- Żałosne - wyszeptała Caroline i rozprostowała ramiona. - Masz obok siebie potwora, a i tak wolisz skupić się najpierw na mnie... Doprawdy, żałosne i naiwne.
Wycelowała różdżkę najpierw w Nailaha.
- Dość krwi na dziś, wampirku. Impedimenta!
Patrzyła jak promień leci, po czym spojrzała przeszywającym na wskroś wzrokiem na Puchonkę i uśmiechnęła się drapieżnie.
- Little girl, little girl
why are you crying?
Inside your restless soul your heart is dying...
- zanuciła cicho i dźwięcznie, mimo że ból powolutku i rozkosznie paraliżował całe jej ciało. - Tarantallegra! Potańcz sobie trochę dziecinko.
Sama Ślizgonka zawirowała do swojej osobistej melodii chaosu, czując jak coraz bardziej krew rozlewa się po jej plecach.
Zabawne, że akurat Ty tak uważasz. Ty, który jesteś błaznem w przebraniu, który udaje bohatera uciśnionych.
Jakbyś mnie nie rozumiał. Ale przecież... pragniesz chaosu!
A ja go tworzę! Czyż nie powinieneś być.. szczęśliwy?
Więc skoro tak ma to się potoczyć to nienawidź mnie, Collins. Bądź kolejnym z wielu wykrzywionych masek w tym teatrze.
Coś dotknęło jej karku. Czyjeś zimne obślinione kły.
Kły...?
Zanim się odwróciła, było już za późno. Szaleńczy uśmiech zamarł na jej wargach.
Bawmy się. Bawmy się. Świat tak pięknie wiruje.
Kreeew.
Zaczęła kaszleć, aż z jej ust popłynęła krew.
Booli. Już nigdy nie będzie latać. Przez niego.
On. On. On. On.
Próbowała się roześmiać, ale jedynie wyrzuciła z siebie większą porcję krwi.
Jej plecy... to w ogóle były jej plecy? To w ogóle była ona?
Upadła na lodową posadzkę, wreszcie śmiejąc się pomimo tej całej życiodajnej cieczy, która uciekała z jej ciała.
I płakała. Łzy ciekły po bladych zimnych policzkach, wzrok stał się jeszcze bardziej dziki.
- Coll-inn..s- wymamrotała, trzęsąc się ze krwawego śmiechu. - CO..LLIIIN..S!
I leżała Królowa Śniegu, czując jak wszystko wokół niej pulsowało. I zamknęła powieki, plując nadal krwią.
I mając jego twarz przed oczyma.


Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Lodowe rzeźby - Page 3 Empty Re: Lodowe rzeźby

Nie Sty 26, 2014 8:43 pm
The member 'Caroline Rockers' has done the following action : Rzuć kością

#1 'Pojedynek' :
Lodowe rzeźby - Page 3 Dice-icon
#1 Result :
Lodowe rzeźby - Page 3 Blx6

--------------------------------

#2 'Pojedynek' :
Lodowe rzeźby - Page 3 Dice-icon
#2 Result :
Lodowe rzeźby - Page 3 Blx6
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Lodowe rzeźby - Page 3 Empty Re: Lodowe rzeźby

Nie Sty 26, 2014 9:52 pm
Rosła w Tobie siła, och tak, zbierała się w twym ciele potęga wszechświata, podczas gdy umysł wędrował po przestworzach, choć zaraz uwięziony był w rytmie pulsowania krwi, która przepływała przez twoje usta – rozkosszz... Wreszcie jej doświadczasz i wreszcie jesteś naprawdę wolny od błachych ludzkich zmartwień i obaw o to, że nie ocalisz samego siebie, co dopiero mówić o innych... Jesteś u kresu podróży, tak, to fakt – szedłeś po bezdrożach, grzązłeś w błocie i pod nogi Los rzucał Ci wiele przeszkód, by doprowadzić Cię do tego miejsca... Krew Rockers? Jak mogłeś o niej pomyśleć... Ten jad nigdy się nie powinien był przelewać przez twoje żyły, ale ta tutaj - och, doskonała... Jak mogłeś się wcześniej powstrzymywać?
Heh, żartuję, Nailah nie zastanawiał się teraz nad niczym.
Sunął po przestworzach, wiecie, tam, gdzie Wasz wzrok nie sięga, każdy łyk wzbudzał ekstazę i popychał do tego, by sięgnąć po jeszcze, szkarłatnego trunku bogów nigdy nie było za mało; porzucasz imię człowiecze dla bestii, och tak, bardzo subtelnie, pośród całej maskarady i krzyków przerażenia, której jej towarzyszyły, podczas szaleńczej gonitwy lisa, chcącego sięgnąć kłami karku Królowej Śniegu, podczas uciekających z sali uczniów - jesteś otoczony rozpaczą... Czy to nie jest miłe..? O ileż lepszy byłeś teraz od takiej Rockers, gdy napajałeś się coraz większym ubytkiem życia z ciała istoty, która jako jedna z nielicznych nie patrzyła na Ciebie jak na potwora... Spokojnie, to się jeszcze może zmienić... Dbasz o to chociaż trochę?
Nie, oczywiście, że nie, teraz dbasz tylko i wyłącznie o to, by zdobyć jak najwięcej energii dla samego siebie...
A i tak zbyt wiele jej nie było.
Ściągnąłeś lekko brwi, zastygając w bezruchu - Amber z łatwością wyślizgnęła się z twoich ramion, przyglądając ci się przez krótką chwilę... Potem się odwróciła i po sali, w waszym małym, hermetycznym światku, który tutaj wspólnie wytworzyliście, kolejny miraż cieni przeciął powietrze, który nie robił na Tobie żadnego wrażenia - wyprostowałeś się i oblizałeś wargi, unosząc podbródek - ofiara ci uciekła parę kroków, wystarczyło do niej podejść... Chociaż może tym razem wybierzesz kogoś innego..?
Rozchylasz usta i bierzesz haust powietrza, przejeżdżając błędnymi oczyma po posadzce - och, spójrz tylko, jest tam naprawdę - twoja własna różdżka..! Że Amber walczy z Rockers? Że Shane, nagi, zwalił Caroline z nóg? On skupia się jedynie na rzeczach istotnych i na sile, która napinała słodko wszystkie mięśnie, dając wrażenie, że przeniesienie każdej góry jest możliwe - tylko wskażcie, jaką... Na raziee... Stawiasz te kroki... Gładkie... Unosisz się... Taneczne i gładkie jak u prawdziwego baletmistrza, nie chwiejesz się, jesteś wyprostowany - elegancko nachylasz i sięgasz dłonią po kawałek rzeźbionego patyka, niby mającego magiczne moce... odwracasz się powoli - spójrz, ile tu krwi... tak wiele... tak wiele... Ślizgonka w szkarłatnej kałuży, jak podana na talerzu... czyż nie, wampirze?
Co ty tu najlepszego zrobiłeś?
Co zrobiłeś..?
I co tutaj się stało?
Zrobiłeś trzy kroki w tył, zatrzymując oddech w piersiach, który zaraz potem gwałtownie przyśpieszył - nie chcesz tu być, nie chcesz tu być, nie chcesz tu być..!
Uciekaj, Sahirze, uciekaj od odpowiedzialności, która cię tutaj dotknęła, uciekaj od zła, które uczyniłeś i do którego przed samym sobą przyznać się nie mogłeś, uciekaj od wszystkiego... Może uda ci się uciec wreszcie tam, gdzie nie sięgną cię nawet twoje własne myśli...
A czerwone pragnienie już uderza do głowy i tylko czeka, by wyciągnąć po Ciebie swe macki.
Znowu!
[z/t]
Shane Collins
Martwy †
Shane Collins

Lodowe rzeźby - Page 3 Empty Re: Lodowe rzeźby

Nie Sty 26, 2014 10:47 pm
Przynajmniej jednego mógł być w tej chwili pewny. Rockers, więcej go nie pocałuje. Szkoda. Miała ładne usta.
Ukazał w uśmiechu lisie kły, które powoli znikały, ustępując jego zupełnie normalnemu, psychopatycznemu uśmieszkowi. Wreszcie ją rozłożył. Taka bezbronna i niewinna. Miał tylko cichą nadzieję, że nie zrobił jej zbyt poważnej krzywdy. Byłoby szkoda.
Zmierzwił swoje włosy w roztargnieniu, rozglądając się po sali balowej. Ludzie krzyczeli, uciekali, krwawili i umierali. Sahir Nailah, wąpierz z Ravenclaw, zagryzał swoją kolację w dziwnym uniesieniu, a Bazyliszek sunął po posadzce. Impreza w Hogwarcie jak każda inna, mimo to coś mu tutaj nie pasowało. Przez chwilę wydawało mu się, że to lodowe rzeźby, które powinny być chyba nieco większe. I ludzie, którzy też wydawali się jacyś tacy, mało znaczący. Nawet sala, była mała. No, cóż. To pewnie zmęczenie. No i wszystko zależy od punktu widzenia.
-Wiem!
Wykrzyknął radośnie, wskazując palcem na salę.
-Tego węża, chyba nie powinno tutaj być, nie?
Przekręcił lekko głowę, z zaciekawieniem lustrując gada, który bez żenady rozdomowił się w stolikach, popijając Ognistą, Sok Dyniowy i krew ludzi.
-No jasne! To przecież Bazyliszek!
Klepnął się w czoło. Jak mógł go przeoczyć? W sumie, ładnie zgrywał się z tłem ogólnej masakracji rasy ludzkiej, no ale są jakieś granice. Pytanie, skąd on przyszedł? A właściwie... przypełzł.
-Gdybym był Bazyliszkiem, to gdzie bym nocował.
Przygryzł wargę, roztrząsając ten problem na każdą możliwą stronę. Nie mógł w końcu mieszkać w dormitorium. Raczej by go ktoś zauważył. Chociaż, nie wszyscy są tak spostrzegawczy, jak Detektyw Shane Collins u szczytu kariery. No, ale uznajmy, że ktoś jednak przypadkiem by się na niego natknął. Nie mógł więc być w wieży. Spory jest, w końcu. Raczej piętra odpadają, węże nie mają nóg, więc nie mogą wchodzić ani schodzić po schodach. Pozostaje tylko: lochy, albo zapieczętowane pomieszczenie, wystarczająco duże, by go pomieścić i wystarczająco bezpieczne, by nikt go nie znalazł. Czyli, albo siedział w kociołku, albo...
Zdał sobie podczas rozmyślań sprawę, z niezmiernie istotnej rzeczy. Ludzie krwawią, umierają, fakt. Ale ogrzewanie to mógłby Filch włączyć.
Opuścił wzrok na swoje przyrodzenie, z którego istnienia, choć zdawał sobie doskonale sprawę, to nie powinno go widać. Jego oczy powędrowały wyżej, na klatkę piersiową, na której licho wisiały, smutne strzępy ulubionej koszuli. Zanim jego oporny dnia dzisiejszego mózg, zdołał przetworzyć informacje i połączyć je w spójną i logiczną całość, Detektyw Collins, zdał sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy. Jego siostra, w czarnej powłóczystej sukni, wędrowała wśród trupów i ogłuszonych piątoroczniaków.
-Braciszku, bycie hipsterem, nie oznacza, nie noszenia ubrań. Szczególnie na bal.
Posłała mu łagodny uśmiech, machnięciem różdżki odsuwając stoliki i ciała. Z podłogi podniosła jego wyjściową szatę, która chyba tylko zrządzeniem losu, ocalała w ferworze walki.
-Mraw. Kobiety totalnie polecą na Twojego fiuta.
Roześmiał się lekko, zdając sobie sprawę, że w rzeczy samej - paraduje nago! Nałożył na siebie ubranie, zapinając szatę pod samą szyję. Jego kochana siostra podała mu również skórzany płaszcz, który przyniosła ze sobą.
-Chujowa impreza. Idziemy się zabawić?
Puściła mu oczko, wskazując kciukiem, gdzieś za swoimi plecami, w domyślę zapewne na Bazyliszka, pałaszującego drewniany stół. Razem z Puchonem.
-Idziemy.
Przelotnie spojrzeli na leżącą bez życia Rockers. I ruszyli.
[z/t]
Amber Brickstone
Oczekujący
Amber Brickstone

Lodowe rzeźby - Page 3 Empty Re: Lodowe rzeźby

Pon Sty 27, 2014 12:42 am
Świat dzisiaj za dużo razy sie zatrzymywał.. za dużo razy Świat Amber rozsypywał się i układał na nowo. Jej lewa dłoń powędrowała z wolna do szyi, gdzie powoli zasychały dwie rany od kłów... czuła pod skórą zaschniętą krew, która wcześniej spływała po skórze aż pod materiał sukni..
Sahir Nailah był wampirem.
Wampirem, który zakosztował jej krwi. Jednak zrobił to dopiero, gdy krew uderzyła w nozdrza..
Usprawiedliwiała go, nie wiedzieć czemu. Usprawiedliwiała go, bo...
Spojrzałą z pogardą na Rockers. Przejawiałą dla niej uosobienie całego syfu, który znajdował się na świecie.. ułudę, kłamstwo.. zniszczenie i śmierć. Oto kim była.
-Ja widzę tu tylko dwójkę potworów - Bazyliszka i Ciebie. -syknęła bezczelnie. Adrenalina napędzała ja do działania... lecz kolejny rozwój wypadków spowodował, że zamiast nadal mścić się na Rockers.. albo chociaż patrzeć, jak robi to Collins, wolała za nim pobiec.. pobiec za Sahirem. Nie mogla pozwolić by teraz zniknął... bo teraz mógłby zniknąć na zawsze.
Z/t
Nauczyciele
Nauka
Nauczyciele

Lodowe rzeźby - Page 3 Empty Re: Lodowe rzeźby

Wto Sty 28, 2014 11:47 am
McGonagall próbowała unosić się typową dla niej dumą i udawać, że kompletnie nic się nie dzieje, chociaż tak jak każdy nauczyciel została potraktowana środkiem przeczyszczającym - jak pierwszej udało jej się doprowadzić do jako takiego ładu, w końcu chyba napiła się tego zgubnego trunku najmniej - dziwne to było, trzeba było przyznać, jednak jakoś żaden nie podejrzewał, że to wina trucizny - niby po co ktoś miałby używać tak taniego chwytu, który wręcz powinno się było nazwać psikusem? Żaden nauczyciel nie podejrzewał, że może chodzić o coś tak poważnego...
Minewra szła powoli korytarzem, była pewna, że prefekci nie będą mieli problemów z utrzymaniem porządku na chwilową nieobecność osób naprawdę dorosłych, jednak im bliżej Wielkiej Sali była, tym do jej uszu coraz wyraźniej zaczął dochodzić hałas, który sprawił, że ściągnęła brwi w akcie niezrozumienia i przyśpieszyła kroku. W końcu zaczęła biec. Mijało ją coraz więcej uciekających w popłochu uczniów, a kiedy już stanęła w progach Wielkiej Sali, serce zabiło jej dostatecznie mocno, by musiała się za nie złapać, tracąc na kilka chwil dech w piersiach.
Bazyliszek?
- Na brodę Merlina... - Szepnęła zdruzgotana wyciągając czym prędzej różdżkę i pobiegła w stronę przeciwną do większości uczniów - nikt nawet Bazyliszkowi nie próbował stawiać oporu, bo niby jak..? Zwykłe czary na niego nie działały, a tylko podjudzały coraz bardziej i bardziej, pozwalając mu się nakręcać...
I zapewne Minewra już gnałaby po Dumbeldora, gdyby nie fakt, że zobaczyła leżącą w kałuży krwi Rockers na ziemi, obok której nie było nikogo, a przy której dojrzeć można było jedynie wielką dziurę w ziemi, z której wyłonił się Bazyliszek i to do niej w pierwszym momencie swoje kroki skierowała, klękając szybko przy niej - cała ta sytuacja odbijała się w jej mimice, pogłębiając zmarszczki szoku i niepokoju, a razem z nimi strachu przed potęgą, jaką niósł ze sobą wielki wąż.
Przejechała parę razy nad ciałem Caroline, by zatamować najgroźniejsze krwawienie i następnie machnęła różdżką, by unieść jej ciało w powietrze i pobiec razem z nią do Skrzydła Szpitalnego.
[z/t x2]
Sponsored content

Lodowe rzeźby - Page 3 Empty Re: Lodowe rzeźby

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach