Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
- Sahir Nailah
Re: Lodowe rzeźby
Wto Sty 21, 2014 10:12 pm
Tylko... czemu..? Co kazało Amber wypowiedzieć takie, a nie inne słowa, od których przeszły cię dreszcze po plecach, choć... nie, przepraszam... To nie była kwestia samych słów - one stanowiły tło dla spojrzenia - twardego, zdecydowanego, silnego... Płynęła od niej moc postanowienia, że nigdzie stąd nie pójdzie, że tutaj zostanie - wojowniczka... Przyznajesz przed samym sobą w duchu, że usłyszeć coś takiego jest cudownie, że chciałeś to usłyszeć i zakrztusić się miłym wrażeniem, że wreszcie nie jesteś sam. Że nagle stoi przed tobą ktoś, który nie zamierzał cię tutaj zostawiać... Niee, głupoty pleciesz, Sahirze, ona pewnie... ona po prostu też ma słuszne poczucie, że trzeba tej szkole pomóc i że Bazyliszek nie może niszczyć sali...
W ogóle gdzie byli nauczyciele? W oddali zalśniło ledwo parę zaklęć wyczarowanych w kierunku wielkiego węża, który nawet tego nie zauważył, niszcząc dalej - i tak w ogóle to jakim cudem Bazyliszek się tutaj dostał?! Co tu robił, podobno miał być tylko zwykłą legendą czytanych w książkach dla czarodziei mały dzieciom, żeby na następny dzień nie zapomniały umyć zębów, inaczej ten potwór po nie przyjdzie..! Właśnie, jeśli już mowa o tym, co tu powinno i kogo nie powinno być - gdzie jest Mary? Czy ona tu jest, czy jej nie ma? Nie zdążyłeś tego sprawdzić, los postanowił, że będziesz musiał się zatroszczyć o własne dupsko, a nie wiecznie oglądać za innymi - zwłaszcza tymi, którzy... dobrowolnie się rozpłynęli.
Puściłeś dłoń, na której zaplatałeś chłodne palce, by wymierzyć różdżką w Caroline, automatycznie wychodząc przed złotowłosą - i gdyby nie Amber tak naprawdę zapewne skończyłbyś przywalony gruzem do ziemi - nawet dla Ciebie, wampira, mogłoby to być przykre uczucie, ciężkie do przetrwania bez szwanku (wręcz niemożliwe, lecz któż by się czepiał szczegółów...), gdyby nie celne zaklęcie Amber, które odepchnęło cię na bok - przejechałeś parę metrów po podłodze na niemal samych czubkach palców, próbując złapać równowagę, co w fazie końcowej się udało i pozwoliło wrócić do poprzedniej pozycji...
Zadrżałeś z gniewu - widzisz ją przed sobą, tą, która z każdym waszym spotkaniem próbuje sprawić, byś znalazł się bliżej dna, byś mógł je dotknąć, doskonale wyczuć wszystkimi zmysłami? Zasłużyła na śmierć, zasłużyła na to, by jej szyję znów przecięły twoje kły, jesteś głodny, tak bardzo spragniony, wykończony wszystkimi ostatnimi zdarzeniami, a Ona nosiła krew zatrutą, słodką i niebezpieczną - jedyną, po której wypiciu nie zabijało cię poczucie winy...
Nie, nie, opanuj się - znowu musisz upominać samego siebie w myślach, dobrze wiesz, że musisz... - jest środek balu, co z tego, że uczniowie szaleją, ktoś może zobaczyć..! Amber choćby...
Zatrząsłeś się mocniej, machnąwszy różdżką, by rozbroić Rockers.
W ogóle gdzie byli nauczyciele? W oddali zalśniło ledwo parę zaklęć wyczarowanych w kierunku wielkiego węża, który nawet tego nie zauważył, niszcząc dalej - i tak w ogóle to jakim cudem Bazyliszek się tutaj dostał?! Co tu robił, podobno miał być tylko zwykłą legendą czytanych w książkach dla czarodziei mały dzieciom, żeby na następny dzień nie zapomniały umyć zębów, inaczej ten potwór po nie przyjdzie..! Właśnie, jeśli już mowa o tym, co tu powinno i kogo nie powinno być - gdzie jest Mary? Czy ona tu jest, czy jej nie ma? Nie zdążyłeś tego sprawdzić, los postanowił, że będziesz musiał się zatroszczyć o własne dupsko, a nie wiecznie oglądać za innymi - zwłaszcza tymi, którzy... dobrowolnie się rozpłynęli.
Puściłeś dłoń, na której zaplatałeś chłodne palce, by wymierzyć różdżką w Caroline, automatycznie wychodząc przed złotowłosą - i gdyby nie Amber tak naprawdę zapewne skończyłbyś przywalony gruzem do ziemi - nawet dla Ciebie, wampira, mogłoby to być przykre uczucie, ciężkie do przetrwania bez szwanku (wręcz niemożliwe, lecz któż by się czepiał szczegółów...), gdyby nie celne zaklęcie Amber, które odepchnęło cię na bok - przejechałeś parę metrów po podłodze na niemal samych czubkach palców, próbując złapać równowagę, co w fazie końcowej się udało i pozwoliło wrócić do poprzedniej pozycji...
Zadrżałeś z gniewu - widzisz ją przed sobą, tą, która z każdym waszym spotkaniem próbuje sprawić, byś znalazł się bliżej dna, byś mógł je dotknąć, doskonale wyczuć wszystkimi zmysłami? Zasłużyła na śmierć, zasłużyła na to, by jej szyję znów przecięły twoje kły, jesteś głodny, tak bardzo spragniony, wykończony wszystkimi ostatnimi zdarzeniami, a Ona nosiła krew zatrutą, słodką i niebezpieczną - jedyną, po której wypiciu nie zabijało cię poczucie winy...
Nie, nie, opanuj się - znowu musisz upominać samego siebie w myślach, dobrze wiesz, że musisz... - jest środek balu, co z tego, że uczniowie szaleją, ktoś może zobaczyć..! Amber choćby...
Zatrząsłeś się mocniej, machnąwszy różdżką, by rozbroić Rockers.
- Mistrz Gry
Re: Lodowe rzeźby
Wto Sty 21, 2014 11:04 pm
The member 'Caroline Rockers' has done the following action : Rzuć kością
#1 'Pojedynek' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result :
#1 'Pojedynek' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result :
- Caroline Rockers
Re: Lodowe rzeźby
Wto Sty 21, 2014 11:42 pm
Zaśmiała się, a jej ciało przechyliło się do tyłu. Marność nad marnościami, stokroć przecież! Taki jest nasz cel, nic niewartych męczenników-idiotów z których próbowało zrobić idealne istoty, zdolne do przetrwania.
Ale gówno prawda!
Śmiech został przerwany.
Nie przetrwamy tutaj, zostaliśmy przecież wpisani na listę, gdzie nasze życia wkrótce zostaną przekreślone.
Ja to wiedziałam od jakiegoś czasu, odkąd stałam się jedynie zepsutą zabawką, która niczym klaun wyskakuje nagle z pudełka z szerokim okrutnym uśmiechem.
Tańcząca na zgliszczach dusz.
Pieprz życie i tak jest nic nie warte - każdy przecież przemija.
Jak chcesz to chętnie Ci pomogę ukrócić cierpienia.
Nagle gwałtownie drasnęła powietrze rękoma do przodu, a za nimi poszła reszta tułowia, tak że teraz głowa była pochylona do przodu i zapanowała ciemność.
Na początku kiedy ją usłyszała zaczęła chichotać, po czym pomalutku chichot zaczął być coraz głośniejszy, aż przerodził się w śmiech.
- Och...doprawdy? Mam się.... W-Y-N-O-S-I-Ć? - Nadal trzęsąc się od śmiechu, ostatnie słowo wyrecytowała głośniej, by każda literka dokładnie trafiła do Puchonki. Doprawdy, jak można być aż tak naiwnym! Ale taki już był los żółtych! I jeszcze bronić wampira! WAMPIRA, który był niemalże niezniszczalny! No zaprawdę szło się uśmiać.
Wyprostowała się powoli, a na jej wargach zamajaczył dziwny uśmiech. Przekrzywiła delikatnie głowę na bok, patrząc na nią spod połowicznie zmrużonych powiek. Różdżką obcięła podartą część sukienki, by było wygodniej się jej poruszać.
Robiło się ciekawiej, więc dlaczego by nie?! Szaleństwo rozpoczęte!
Pierwszego zaklęcia nie uniknęła, dając się na chwilę zamroczyć dziwnym zawirowaniem świata. Ale już potem coś blondynce...nie wyszło.
Rockers się otrząsnęła, rozprostowując kości. Na razie król węży pozostawał w tyle, nie musiała się martwić. Miała ważniejsze rzeczy na głowie!
- Ojej, przerażające, kurwa, że chyba zaraz padnę na zawał, słoneczko - warknęła, obnażając zęby w jej stronę. Czyli jednak chcesz się bawić, Amber? Nie ma sprawy, masz to, jak zafundowane, jak w Gringottcie! Tak samo Ty, wampirku! Urządzę Wam zajebiste przedstawienie, takie że zapamiętacie je do końca życia.
C. na chwilę zamknęła powieki, a jej uśmiech się powiększył. Mogłoby się wydawać, że się uspokoiła, gdyby nie to, że długie palce zacisnęły się mocniej na różdżce, a jej krew wręcz wrzała od adrenaliny.
Muszę się przyznać.
Jestem uzależniona od Tego .
Nie mogę zaprzeczyć, umarłabym bez Tego.
TO sprawia, że czuję się jak Bóg.
Pomyślała o tych wszystkich chwilach, kiedy znajdowała się tak blisko granicy i najwyraźniej przyszła pora, by ją przekroczyć.
Otworzyła gwałtownie oczy, które zamigotały zimnym ogniem. Jej uśmiech był teraz tak szeroki, że jeszcze trochę a by pękł, jak sufit.
- Imperio!
Granica przekroczona.
Teraz i ona miała swoją marionetkę.
Witaj w teatrzyku, Amber!
Jej spojrzenie pomknęło w stronę Krukona. Prawda, że jest wspaniale? Pierwsze niewybaczalne zaklęcie jej wyszło!
Po chwili znowu spojrzała na Puchonkę, dzierżąc wysoko różdżkę.
- Zrób nacięcie na swojej szyi i podejdź do swego kochasia - rzuciła, a jej oczy niebezpiecznie zabłysły. - NATYCHMIAST!
Całe życie zawieszani
na sznurkach cieniutkich,
czyimś ruchem poruszani
dla uciech malutkich,
tak tańczymy i śpiewamy,
jak nam grają inni!
Ale gówno prawda!
Śmiech został przerwany.
Nie przetrwamy tutaj, zostaliśmy przecież wpisani na listę, gdzie nasze życia wkrótce zostaną przekreślone.
Ja to wiedziałam od jakiegoś czasu, odkąd stałam się jedynie zepsutą zabawką, która niczym klaun wyskakuje nagle z pudełka z szerokim okrutnym uśmiechem.
Tańcząca na zgliszczach dusz.
Pieprz życie i tak jest nic nie warte - każdy przecież przemija.
Jak chcesz to chętnie Ci pomogę ukrócić cierpienia.
Nagle gwałtownie drasnęła powietrze rękoma do przodu, a za nimi poszła reszta tułowia, tak że teraz głowa była pochylona do przodu i zapanowała ciemność.
Na początku kiedy ją usłyszała zaczęła chichotać, po czym pomalutku chichot zaczął być coraz głośniejszy, aż przerodził się w śmiech.
- Och...doprawdy? Mam się.... W-Y-N-O-S-I-Ć? - Nadal trzęsąc się od śmiechu, ostatnie słowo wyrecytowała głośniej, by każda literka dokładnie trafiła do Puchonki. Doprawdy, jak można być aż tak naiwnym! Ale taki już był los żółtych! I jeszcze bronić wampira! WAMPIRA, który był niemalże niezniszczalny! No zaprawdę szło się uśmiać.
Wyprostowała się powoli, a na jej wargach zamajaczył dziwny uśmiech. Przekrzywiła delikatnie głowę na bok, patrząc na nią spod połowicznie zmrużonych powiek. Różdżką obcięła podartą część sukienki, by było wygodniej się jej poruszać.
Robiło się ciekawiej, więc dlaczego by nie?! Szaleństwo rozpoczęte!
Pierwszego zaklęcia nie uniknęła, dając się na chwilę zamroczyć dziwnym zawirowaniem świata. Ale już potem coś blondynce...nie wyszło.
Rockers się otrząsnęła, rozprostowując kości. Na razie król węży pozostawał w tyle, nie musiała się martwić. Miała ważniejsze rzeczy na głowie!
- Ojej, przerażające, kurwa, że chyba zaraz padnę na zawał, słoneczko - warknęła, obnażając zęby w jej stronę. Czyli jednak chcesz się bawić, Amber? Nie ma sprawy, masz to, jak zafundowane, jak w Gringottcie! Tak samo Ty, wampirku! Urządzę Wam zajebiste przedstawienie, takie że zapamiętacie je do końca życia.
C. na chwilę zamknęła powieki, a jej uśmiech się powiększył. Mogłoby się wydawać, że się uspokoiła, gdyby nie to, że długie palce zacisnęły się mocniej na różdżce, a jej krew wręcz wrzała od adrenaliny.
Muszę się przyznać.
Jestem uzależniona od Tego .
Nie mogę zaprzeczyć, umarłabym bez Tego.
TO sprawia, że czuję się jak Bóg.
Pomyślała o tych wszystkich chwilach, kiedy znajdowała się tak blisko granicy i najwyraźniej przyszła pora, by ją przekroczyć.
Otworzyła gwałtownie oczy, które zamigotały zimnym ogniem. Jej uśmiech był teraz tak szeroki, że jeszcze trochę a by pękł, jak sufit.
- Imperio!
Granica przekroczona.
Teraz i ona miała swoją marionetkę.
Witaj w teatrzyku, Amber!
Jej spojrzenie pomknęło w stronę Krukona. Prawda, że jest wspaniale? Pierwsze niewybaczalne zaklęcie jej wyszło!
Po chwili znowu spojrzała na Puchonkę, dzierżąc wysoko różdżkę.
- Zrób nacięcie na swojej szyi i podejdź do swego kochasia - rzuciła, a jej oczy niebezpiecznie zabłysły. - NATYCHMIAST!
Całe życie zawieszani
na sznurkach cieniutkich,
czyimś ruchem poruszani
dla uciech malutkich,
tak tańczymy i śpiewamy,
jak nam grają inni!
- Mistrz Gry
Re: Lodowe rzeźby
Wto Sty 21, 2014 11:42 pm
The member 'Caroline Rockers' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result :
'Pojedynek' :
Result :
- Shane Collins
Re: Lodowe rzeźby
Sro Sty 22, 2014 9:31 am
Dumnym krokiem, przekroczył drzwi Wielkiej sali. Jego szata balowa, zwiewała czernią wzdłuż jego kroków. Stukot podbitych, ciężkich butów, nie niósł się jednak po wnętrzu sali. Dlaczego? Przecież echo nie znika samo z siebie, prawda? Coś musiało sprawić, że jego kroki, przestały być rozpoznawalne. Dźwięk powinien się rozchodzić. Co jest grane?
-Dzień dobry, przybył... CO JEST KURWA?!
Zatrzymał się jak wryty, a jego źrenice rozszerzyły się, naprędce kołującą adrenaliną. Widział Rockers. Tego mógł być absolutnie pewny. Jednak jego reakcja nie byłaby tak wybuchowa, gdyby Rockers, nie robiła czegoś niedobrego. Niedobrego? Bardziej: zakazanego przez Ministerstwo Magii, jako jedno z Zaklęć Niewybaczalnych.
-Decolattio!
Jego dłoń śmignęła do szaty, by wyćwiczonym ruchem cisnąć zaklęciem w Ślizgonkę, która postanowiła zostać Władcą Kukiełek.
Spóźnia się na bal, to prawda, trochę mu się przesunął napięty do granic możliwości grafik. Mogło to być spowodowane długim posiedzeniem przed lustrem Ain Eingarp. Tak, mogło mu to zająć więcej niż chwilę. Ale przecież nie był winny! To Cuthbert, chciała się zabawić. On jak zwykle jest kryty, bez winy. NO ALE. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Trafił w samo centrum zabawy. Ci na balu to potrafią się bawić. Ostatnio sam wypuścił na stoły węże, ale przy tym co się działo, to była błahostka.
Cóż. Zostanie na dłużej.
-Dzień dobry, przybył... CO JEST KURWA?!
Zatrzymał się jak wryty, a jego źrenice rozszerzyły się, naprędce kołującą adrenaliną. Widział Rockers. Tego mógł być absolutnie pewny. Jednak jego reakcja nie byłaby tak wybuchowa, gdyby Rockers, nie robiła czegoś niedobrego. Niedobrego? Bardziej: zakazanego przez Ministerstwo Magii, jako jedno z Zaklęć Niewybaczalnych.
-Decolattio!
Jego dłoń śmignęła do szaty, by wyćwiczonym ruchem cisnąć zaklęciem w Ślizgonkę, która postanowiła zostać Władcą Kukiełek.
Spóźnia się na bal, to prawda, trochę mu się przesunął napięty do granic możliwości grafik. Mogło to być spowodowane długim posiedzeniem przed lustrem Ain Eingarp. Tak, mogło mu to zająć więcej niż chwilę. Ale przecież nie był winny! To Cuthbert, chciała się zabawić. On jak zwykle jest kryty, bez winy. NO ALE. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Trafił w samo centrum zabawy. Ci na balu to potrafią się bawić. Ostatnio sam wypuścił na stoły węże, ale przy tym co się działo, to była błahostka.
Cóż. Zostanie na dłużej.
- Mistrz Gry
Re: Lodowe rzeźby
Sro Sty 22, 2014 9:31 am
The member 'Shane Collins' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result :
'Pojedynek' :
Result :
- Sahir Nailah
Re: Lodowe rzeźby
Sro Sty 22, 2014 10:09 am
Nie dziwię się, że barwny promień zaklęcia chybił, niesiony przez siłę jego rzucenia gdzieś za plecy Rockers, by w końcu zatrzymać się na podłodze, niknąc i nie pozostawiając po sobie nawet najmniejszego śladu - masz w sobie siłę nienawiści, tego przepięknego, cudnego, kwitnącego uczucia, które rozkwitało w twoim sercu, zrodzone ze strachu, ciągle starannie przez Rockers pielęgnowane, doprowadzane wręcz na skraj rozpaczy i szaleństwa - ale przecież tego właśnie chciałaś, Królowo Śniegu - chciałaś brać dłonie wszystkich, którzy wkroczyli do twego lodowego królestwa i prowadzić ich tam, w dół, w krainy, gdzie tańczy się na krawędzi, a ty, dla zabawy, ciągle ich lekko popychałaś od tyłu, żeby sprawdzić, na którą stronę się przechylą - a może spadną? Jeśli tak, to złapią się, czy nie? Wszak to było interesujące - obserwować walkę o próby zachowania własnego ja...
Jednego możesz być pewna - obok Ciebie nie dało się przejść obojętnie - twa chora jaźń zagarniała wszystkich do tego balu, nikt o Tobie, kto miał z tobą kontakt bliższy, niż ten na "cześć", nie zapomni - a podobno to o to chodzi w życiu, żeby zostać zapamiętanym, wtedy będziemy żyć wiecznie - obojętnie, czy osławieni nienawiścią, czy miłością - nie miało to najmniejszego znaczenia.
Popatrz - chybiłeś, a Rockers od razu to wykorzystała, wypowiadając zaklęcie, które już tańczyło na krańcach twego języka - masz wciąż wycelowaną różdżkę, wystarczyło lekko się zamachnąć, skupić pragnienia na kotłujących się w duszy emocjach, by zwalić ją z nóg, lecz nie... Choć słowa do Ciebie teraz niemal nie docierały, to widok lekko rozcinanego naskórka, rany, z której potoczyły się krople krwi, sunąc po ramieniu w dół, na obojczyk, znacząc swoją drogę szkarłatną ścieżką, by zniknąć w materiale sukni - to cię zatrzymało. Zatrzymało na tyle, że nie byłeś w stanie oderwać od tych sunących kropel rozszalałej, ponurej otchłani, która łaknęła obecności samej Śmierci - wszak jesteś jej posłannikiem, fantastyczym dzieckiem, którym postanowiła się nie zajmować i zostawiła na tym padole, by przynosiła jej więcej ofiar - na Tobie... akurat na Tobie się mocno zawiodła.
Znowu drżenie mięśni - każdy krok Amber odbijał się kawalkadą w puste umysłu, w ciszy, jaka w nim zapanowała, wyciszając wszystkie bodźce zewnętrzne - obrzydzenie i jednoczesne pragnienie, gniew i strach - wszystko to igrało z dzikością pierwotnej natury na dnie oceanicznych, nocnych, bezksiężycowych toni czarnowłosego.
Krok w tył.
Delikatny i łagodny, bardziej podobny do tańca niż właściwej ucieczki, a zarazem - bardzo mały. Nie chciałeś się tak naprawdę cofać, mimo wojny wewnętrznej oczywistym była, która brała górę - ta, przez którą umierałeś, ta, dzięki której Caroline mogła cię za dłoń trzymać i jak laleczkę, dobrze znając słabości, wieść ku upadkowi.
Bardzo dobrze jej się to udawało.
Zapach odurzył twoje zmysły, bardziej do siebie przyciągając - różdżka wyślizgnęła się z twoich dłoni, kolana uginały od biczowania samego siebie, by oderwać palce od ramion złotowłosej - kiedy ty w ogóle ją złapałeś..? Brutalnie i mocno, na twoich wargach zagościł bezczelny, arogancki, szalony uśmiech kogoś na skraju tej właśnie rozpaczy...
Mówił: "I ty, głupia, nie chciałaś uciekać..?
Teraz jesteś moja."
Dość blisko chyba ktoś krzyknął - to nie miało znaczenia - poleciało jakieś zaklęcie - też nie ważne... Już się pochyliłeś i brutalnie wbiłeś kły w delikatną skórę - jeszcze przed chwilą Amber drgnęła - ach, czyżby przez rzucone przez Shane'a zaklęcie niewybaczalna klątwa straciła moc..?
Cóż, teraz marionetkę zeń tworzyły ramiona Nailah'a, które chętnie jej z tych objęć nie wypuszczą.
I wszyscy mogą to zobaczyć, jakbyś zupełnie o tym zapomniał... Życiodajny eliksir w końcu spływał po twych wargach, po języku, prosto do gardzieli, dając ulgę, jakiej nie jesteście sobie w stanie wyobrazić...
Jednego możesz być pewna - obok Ciebie nie dało się przejść obojętnie - twa chora jaźń zagarniała wszystkich do tego balu, nikt o Tobie, kto miał z tobą kontakt bliższy, niż ten na "cześć", nie zapomni - a podobno to o to chodzi w życiu, żeby zostać zapamiętanym, wtedy będziemy żyć wiecznie - obojętnie, czy osławieni nienawiścią, czy miłością - nie miało to najmniejszego znaczenia.
Popatrz - chybiłeś, a Rockers od razu to wykorzystała, wypowiadając zaklęcie, które już tańczyło na krańcach twego języka - masz wciąż wycelowaną różdżkę, wystarczyło lekko się zamachnąć, skupić pragnienia na kotłujących się w duszy emocjach, by zwalić ją z nóg, lecz nie... Choć słowa do Ciebie teraz niemal nie docierały, to widok lekko rozcinanego naskórka, rany, z której potoczyły się krople krwi, sunąc po ramieniu w dół, na obojczyk, znacząc swoją drogę szkarłatną ścieżką, by zniknąć w materiale sukni - to cię zatrzymało. Zatrzymało na tyle, że nie byłeś w stanie oderwać od tych sunących kropel rozszalałej, ponurej otchłani, która łaknęła obecności samej Śmierci - wszak jesteś jej posłannikiem, fantastyczym dzieckiem, którym postanowiła się nie zajmować i zostawiła na tym padole, by przynosiła jej więcej ofiar - na Tobie... akurat na Tobie się mocno zawiodła.
Znowu drżenie mięśni - każdy krok Amber odbijał się kawalkadą w puste umysłu, w ciszy, jaka w nim zapanowała, wyciszając wszystkie bodźce zewnętrzne - obrzydzenie i jednoczesne pragnienie, gniew i strach - wszystko to igrało z dzikością pierwotnej natury na dnie oceanicznych, nocnych, bezksiężycowych toni czarnowłosego.
Krok w tył.
Delikatny i łagodny, bardziej podobny do tańca niż właściwej ucieczki, a zarazem - bardzo mały. Nie chciałeś się tak naprawdę cofać, mimo wojny wewnętrznej oczywistym była, która brała górę - ta, przez którą umierałeś, ta, dzięki której Caroline mogła cię za dłoń trzymać i jak laleczkę, dobrze znając słabości, wieść ku upadkowi.
Bardzo dobrze jej się to udawało.
Zapach odurzył twoje zmysły, bardziej do siebie przyciągając - różdżka wyślizgnęła się z twoich dłoni, kolana uginały od biczowania samego siebie, by oderwać palce od ramion złotowłosej - kiedy ty w ogóle ją złapałeś..? Brutalnie i mocno, na twoich wargach zagościł bezczelny, arogancki, szalony uśmiech kogoś na skraju tej właśnie rozpaczy...
Mówił: "I ty, głupia, nie chciałaś uciekać..?
Teraz jesteś moja."
Dość blisko chyba ktoś krzyknął - to nie miało znaczenia - poleciało jakieś zaklęcie - też nie ważne... Już się pochyliłeś i brutalnie wbiłeś kły w delikatną skórę - jeszcze przed chwilą Amber drgnęła - ach, czyżby przez rzucone przez Shane'a zaklęcie niewybaczalna klątwa straciła moc..?
Cóż, teraz marionetkę zeń tworzyły ramiona Nailah'a, które chętnie jej z tych objęć nie wypuszczą.
I wszyscy mogą to zobaczyć, jakbyś zupełnie o tym zapomniał... Życiodajny eliksir w końcu spływał po twych wargach, po języku, prosto do gardzieli, dając ulgę, jakiej nie jesteście sobie w stanie wyobrazić...
- Mistrz Gry
Re: Lodowe rzeźby
Sro Sty 22, 2014 11:02 am
Wąż zapomniał o miejscu, z którego wyszedł spod ziemi - zniszczone kawałki podłogi, walające się bloki zniszczonego kawałka sufitu, przez który wlatywało do środka zimne powietrze - tylko kto by je tak naprawdę czuł..? Dreszcze przechodziły po karkach ale nie dlatego, że dotykały je chłodne palce Pani Zimy a przez zniszczenia, jakie czyniła bestia i świadomość tego, jak łatwo było tu i teraz stracić życie...
Taak, Król Węży opuścił ten mały kwadrat kółka wzajemnej adoracji, ale walka o śmierć i życie wcale nie odeszła wraz z nim - zaklęcia sypały się jedno za drugim, aż od strony Ślizgońskiej padło to niewybaczalne... To, po którego użyciu nie wystarczyło powiedzieć przepraszam...
Amber przyłożyła różdżkę do szyi, robiąc na niej małe nacięcie i podeszła do wampira, który ujawnił swą mroczną stronę, zatapiając weń kły, chociaż na złotowłosą od razu Imperius przestał działać - a to wszystko dzięki Collinsowi, który wkroczył na scenę, wybijając Rockers ze stanu skupienia kontroli nad opętaną - brawo, mieliśmy tutaj ze stron dwóch pań popis siły woli - jednej z powodu rzucenia takiego czaru, drugiej z powodu wykorzystania sytuacji i wyjściu z amoku... Jednak co to jej dało, skoro i tak osłabienie było coraz większe i mogło doprowadzić do poważnych konsekwencji, jeśli się tego nie przerwie..?
I gdzie u licha są nauczyciele?!
Amber - 30% życia
Taak, Król Węży opuścił ten mały kwadrat kółka wzajemnej adoracji, ale walka o śmierć i życie wcale nie odeszła wraz z nim - zaklęcia sypały się jedno za drugim, aż od strony Ślizgońskiej padło to niewybaczalne... To, po którego użyciu nie wystarczyło powiedzieć przepraszam...
Amber przyłożyła różdżkę do szyi, robiąc na niej małe nacięcie i podeszła do wampira, który ujawnił swą mroczną stronę, zatapiając weń kły, chociaż na złotowłosą od razu Imperius przestał działać - a to wszystko dzięki Collinsowi, który wkroczył na scenę, wybijając Rockers ze stanu skupienia kontroli nad opętaną - brawo, mieliśmy tutaj ze stron dwóch pań popis siły woli - jednej z powodu rzucenia takiego czaru, drugiej z powodu wykorzystania sytuacji i wyjściu z amoku... Jednak co to jej dało, skoro i tak osłabienie było coraz większe i mogło doprowadzić do poważnych konsekwencji, jeśli się tego nie przerwie..?
I gdzie u licha są nauczyciele?!
Amber - 30% życia
- Caroline Rockers
Re: Lodowe rzeźby
Sro Sty 22, 2014 7:52 pm
Krew pulsowała coraz szybciej, tak że była gotowa pomyśleć, że zaraz będzie wylewać się jej uszami. Gra nabierała coraz większej szybkości i słono karano w niej słabych - sama niejednokrotnie doświadczała tego na własnej skórze. A jaki gra miała tytuł?
Życie.
Najbardziej pojebana gra wszech czasów.
Nie wierzycie? To przyjrzyjcie się chociażby tej sytuacji.
Jej pierś falowała od nagłych emocji, których doświadczała w tym momencie. Jej pierwsze niewybaczalne, jej pierwszy krok poza tę magiczną granicę - pchnięta tak naprawdę do ostateczności i pewne drzwi zostały otwarte.
Władca Kukiełek, powiadasz?
Najzabawniejsze, że ten władca sam był marionetką.
Marionetką w rękach matki, nawet jeśli nie było jej obok.
Nawet jeśli nie mogła ją dotknąć, ukarać, czy też w jakiś sposób znieważyć.
Znowu używasz swojego uroczego zaklęcia, błaźnie?
Znowu stajesz po przeciwnej stronie barykady?
Zabawnie jak nieoczekiwany obrót przybierają niektóre rzeczy...
Ale już i tak było za późno!
Potępieniec sięgnął po krew, której tak bardzo pragnął!
Nie oczekując Collinsa na balu, nie zauważyła, kiedy przybył na miejsce i zaatakował ją. Kontakt pomiędzy nią, a Amber został przerwany, jednakże wszystko się ułożyło, tak jak chciała.
Cichy jęk uciekł z jej warg, kiedy upadła na lodową posadzkę, czując jak krew spływa po jej plecach.
Powtórka z rozrywki, czyż nie?
Oprócz tego, że tym razem to dało jej mocniej w kość.
Przejechała jedną dłonią po plecach i przyglądała się jak czerwona ciecz kapie na lód i wybuchnęła histerycznym śmiechem, po chwili podnosząc się do pozycji pionowej.
Sahira postanowiła zostawić na małe sam na sam z Puchonką, ciekawe kto pierwszy się opamięta...?
Teraz ważniejszy był Collins i jego chęć droczenia się z C. Skoro tego chce, niechaj tak będzie!
- Expelliarmus!
Różdżka wyleciała z jego dłoni, a ona się zbliżyła i chwyciła ją, rzucając za siebie. Oczy błysnęły jej niebezpiecznie z każdym krokiem w stronę Shane'a.
- Znowu, Collins? NAPRAWDĘ? Na więcej Cię... nie stać?! - Wyrzuciła z siebie. - Skoro tak... Pelburstio!
Zaklęcie drasnęło jego policzek, sprawiając że obrażenia nie były zbyt duże. Teraz była już wystarczająco blisko jego, by złapać go za podbródek i spojrzeć prosto w jego oczy. Jej były dziką burzą, która siała spustoszenie.
Teraz i on miał krew. Na podbródku.
Tak, istotnie Ślizgonka zwariowała, a Ty będziesz tego świadkiem po raz kolejny.
Rękę z różdżką przerzuciła przez jego szyję, po czym sięgnęła po jego wargi. Wpiła się w nie mocno, popychając go ciałem do tyłu. To nie było doznanie w żadnym przypadku emocjonalne, nie sięgnęło w głąb duszy, niczego nie zmieniło.
To było niczym bezuczuciowy pocałunek dementora, by sięgnąć po jego duszę, a właściwie sprowokować go.
Sprowokować by ściągnął tę dobrą maskę.
Po chwili oderwała się od niego bez słowa.
Nic się nie zmieniło.
- Nie stanowisz dla mnie żadnego zagrożenia - kąsała cichutko, czując jak na jej wargach pojawi się bezczelny uśmiech. - Ale jeszcze raz stań mi na drodze to Cię zajebię.
Odwróciła się do niego plecami, ruszając z powrotem w stronę Sahira i Amber, bowiem Król Węży gdzieś jej zniknął.
Aż dziw, nieprawdaż? A jednak!
I tylko wielka płonąca czerwona plama powiększała się na jej plecach.
Nic jednak nie przeszkodzi jej w dalszej zabawie.
Ból wszak był jej namiętnością.
Życie.
Najbardziej pojebana gra wszech czasów.
Nie wierzycie? To przyjrzyjcie się chociażby tej sytuacji.
Jej pierś falowała od nagłych emocji, których doświadczała w tym momencie. Jej pierwsze niewybaczalne, jej pierwszy krok poza tę magiczną granicę - pchnięta tak naprawdę do ostateczności i pewne drzwi zostały otwarte.
Władca Kukiełek, powiadasz?
Najzabawniejsze, że ten władca sam był marionetką.
Marionetką w rękach matki, nawet jeśli nie było jej obok.
Nawet jeśli nie mogła ją dotknąć, ukarać, czy też w jakiś sposób znieważyć.
Znowu używasz swojego uroczego zaklęcia, błaźnie?
Znowu stajesz po przeciwnej stronie barykady?
Zabawnie jak nieoczekiwany obrót przybierają niektóre rzeczy...
Ale już i tak było za późno!
Potępieniec sięgnął po krew, której tak bardzo pragnął!
Nie oczekując Collinsa na balu, nie zauważyła, kiedy przybył na miejsce i zaatakował ją. Kontakt pomiędzy nią, a Amber został przerwany, jednakże wszystko się ułożyło, tak jak chciała.
Cichy jęk uciekł z jej warg, kiedy upadła na lodową posadzkę, czując jak krew spływa po jej plecach.
Powtórka z rozrywki, czyż nie?
Oprócz tego, że tym razem to dało jej mocniej w kość.
Przejechała jedną dłonią po plecach i przyglądała się jak czerwona ciecz kapie na lód i wybuchnęła histerycznym śmiechem, po chwili podnosząc się do pozycji pionowej.
Sahira postanowiła zostawić na małe sam na sam z Puchonką, ciekawe kto pierwszy się opamięta...?
Teraz ważniejszy był Collins i jego chęć droczenia się z C. Skoro tego chce, niechaj tak będzie!
- Expelliarmus!
Różdżka wyleciała z jego dłoni, a ona się zbliżyła i chwyciła ją, rzucając za siebie. Oczy błysnęły jej niebezpiecznie z każdym krokiem w stronę Shane'a.
- Znowu, Collins? NAPRAWDĘ? Na więcej Cię... nie stać?! - Wyrzuciła z siebie. - Skoro tak... Pelburstio!
Zaklęcie drasnęło jego policzek, sprawiając że obrażenia nie były zbyt duże. Teraz była już wystarczająco blisko jego, by złapać go za podbródek i spojrzeć prosto w jego oczy. Jej były dziką burzą, która siała spustoszenie.
Teraz i on miał krew. Na podbródku.
Tak, istotnie Ślizgonka zwariowała, a Ty będziesz tego świadkiem po raz kolejny.
Rękę z różdżką przerzuciła przez jego szyję, po czym sięgnęła po jego wargi. Wpiła się w nie mocno, popychając go ciałem do tyłu. To nie było doznanie w żadnym przypadku emocjonalne, nie sięgnęło w głąb duszy, niczego nie zmieniło.
To było niczym bezuczuciowy pocałunek dementora, by sięgnąć po jego duszę, a właściwie sprowokować go.
Sprowokować by ściągnął tę dobrą maskę.
Po chwili oderwała się od niego bez słowa.
Nic się nie zmieniło.
- Nie stanowisz dla mnie żadnego zagrożenia - kąsała cichutko, czując jak na jej wargach pojawi się bezczelny uśmiech. - Ale jeszcze raz stań mi na drodze to Cię zajebię.
Odwróciła się do niego plecami, ruszając z powrotem w stronę Sahira i Amber, bowiem Król Węży gdzieś jej zniknął.
Aż dziw, nieprawdaż? A jednak!
I tylko wielka płonąca czerwona plama powiększała się na jej plecach.
Nic jednak nie przeszkodzi jej w dalszej zabawie.
Ból wszak był jej namiętnością.
- Mistrz Gry
Re: Lodowe rzeźby
Sro Sty 22, 2014 7:52 pm
The member 'Caroline Rockers' has done the following action : Rzuć kością
#1 'Pojedynek' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result :
#1 'Pojedynek' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result :
- Mistrz Gry
Re: Lodowe rzeźby
Pią Sty 24, 2014 12:27 pm
Walka rozgorzała się na dobre. Widać, że Ślizgonka nie zamierzała odpuścić, mimo poważnych obrażeń. Jednak jeśli nadal będzie miało to taki przebieg, może to spowodować trwałe uszczerbki na zdrowiu. A nauczycieli nie było widać... no cóż. Wszystko ma jakieś swoje wytłumaczenie, czyż nie? Ich nieobecność była spowodowana pewnym żartem. Żartem, który miał jakże fatalny wydźwięk. I zabawną historią z listem do Dumbledore'a. Nikt nie zauważył jego wyjścia, wszak wszyscy skoncentrowali się na balu.
I na nagłym pojawieniu się istoty, której nikt nie widział od kilku wieków. I nikt nie wiedział skąd się bazyliszek wziął w zamku.
Jednakże ja wiem. A Wam pozostanie zgadywać, zastanawiać się nad tym, co będzie dalej.
Bo no cóż to dopiero początek. Dotychczas było przyjemnie i zabawnie, prawda? Zamek był cudownym miejscem wolnym od zła szerzącego się poza jego obszarem.
Wszystko się zmienia. Nawet Dumbledore nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nikt się nie spodziewał.
Teraz od Was moi drodzy zależy co będzie dalej. Jak potoczy się ta część układanki.
Bazyliszek skupił się na innym obszarze Wielkiej Sali, wam natomiast został dramat w czystej postaci. Amber była zdana na łaskę Sahira, albo na siłę swojej własnej woli, by jakoś powstrzymać wampira. Imperio wszak zostało przerwane i Caroline brakuje siły by ponownie go użyć. Mimo tego całego podekscytowania.
Ach, gdyby tylko ktoś się temu przyjrzał! Choćby jeden nauczyciel! Miałaby poważne problemy.
Wracając jednak do sprawy... zastanawialiście się gdzie są dorośli czyż nie? Otóż! Ktoś postanowił dodać eliksiru przeczyszczającego do ich pucharu i zamaskować zapach specjalnym małym zaklęciem.
Obecnie całe grono pedagogiczne spędzało czas w toalecie. Absurdalne prawda? A jednak prawdziwe!
Jednakże spokojnie, niedługo dotrą na miejsce. Ale czy nie będzie aby... za późno?
Czas! Czas! Czas!
Pełnia pięknie prezentowała się na niebie i tym na zewnątrz i w tym środku.
Zaczarowany sufit pobudzał wyobraźnię...
Amber Brickstone: -10 PŻ
Caroline Rockers: -45 PŻ
Shane Collins: -25 PŻ
I na nagłym pojawieniu się istoty, której nikt nie widział od kilku wieków. I nikt nie wiedział skąd się bazyliszek wziął w zamku.
Jednakże ja wiem. A Wam pozostanie zgadywać, zastanawiać się nad tym, co będzie dalej.
Bo no cóż to dopiero początek. Dotychczas było przyjemnie i zabawnie, prawda? Zamek był cudownym miejscem wolnym od zła szerzącego się poza jego obszarem.
Wszystko się zmienia. Nawet Dumbledore nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nikt się nie spodziewał.
Teraz od Was moi drodzy zależy co będzie dalej. Jak potoczy się ta część układanki.
Bazyliszek skupił się na innym obszarze Wielkiej Sali, wam natomiast został dramat w czystej postaci. Amber była zdana na łaskę Sahira, albo na siłę swojej własnej woli, by jakoś powstrzymać wampira. Imperio wszak zostało przerwane i Caroline brakuje siły by ponownie go użyć. Mimo tego całego podekscytowania.
Ach, gdyby tylko ktoś się temu przyjrzał! Choćby jeden nauczyciel! Miałaby poważne problemy.
Wracając jednak do sprawy... zastanawialiście się gdzie są dorośli czyż nie? Otóż! Ktoś postanowił dodać eliksiru przeczyszczającego do ich pucharu i zamaskować zapach specjalnym małym zaklęciem.
Obecnie całe grono pedagogiczne spędzało czas w toalecie. Absurdalne prawda? A jednak prawdziwe!
Jednakże spokojnie, niedługo dotrą na miejsce. Ale czy nie będzie aby... za późno?
Czas! Czas! Czas!
Pełnia pięknie prezentowała się na niebie i tym na zewnątrz i w tym środku.
Zaczarowany sufit pobudzał wyobraźnię...
Amber Brickstone: -10 PŻ
Caroline Rockers: -45 PŻ
Shane Collins: -25 PŻ
- Amber Brickstone
Re: Lodowe rzeźby
Nie Sty 26, 2014 12:07 am
Nie zdążyła się nawet zorientować, jakie zaklęcie leci w jej kierunku, kiedy poczuła jego efekty. Odpłynęła.. ból, strach... niepokój.. to wszystko odpłynęło tak nagle, tak nieoczekiwanie.. poczuła się wolna.. tak cudownie wolna.. czemu by wiec nie miała posłuchać głosu w swej głowie? Nie wydało jej się to ani trochę dziwne, że ktoś kazał jej rozciąć skórę na szyi i podejść do Sahira.. posłusznie wyjęła różdżkę i zrobiła nacięcie.. i wolnym krokiem podeszła do Krukona. Nie dziwiło ją nic, absolutnie nic.. fakt, że chłopak obejmuje ją i wbija kły w jej skórę.. że jej krew opuszcza ciało i spływa do gardła Sahira.. nawet nie czułą bólu i osłabienia...
I nagle to ustało. Pękło jak mydlana bańka. W momencie poczuła się jakby uderzyła stopami o podłoże.. doszły ją rumor niszczonej przez bazyliszka sali i krzyki przerażonych ludzi... lecz na pierwszym miejscu był dziwny ból w okolicach tętnicy i postępujące osłabienie.. znałą te ręce, znała ten dotyk, taki dla niej kojący...
Tak, to był Sahir Nailah. Podniosła rękę by złapać jego nadgarstek.. by osłąbić jego uścisk... jej umysł był napastowany przez natłok różnorakich myśli... lecz jedna dominowała.
Sahir jest wampirem.
Nie.. nie panikowała.. nie była przerażona.. była zaskoczona i chyba ten szok trochę otępił jej zdrowy rozsądek. Amber jęknęła, by jakoś zwrócić na siebie uwagę Sahira.. szarpnęłą głową, ale to tylko spotęgowało ból..
-Sah.. Sahir, błagam.. przestań... DOŚĆ! -przy ostatnim słowie podniosła już głos.. nie wiedziała, jak się uddało jej opuścić jego ramiona. Tak, chciała w nich być.. lecz chyba nigdy nie wyobrażała sobie tego w taki sposób.
Zachwiała się na obcasach, gdy udało jej się odsunąć.. ubytek krwi zamroczył Puchonkę lekko i na chwilę pociemniało jej w oczach. Patrzyła na Krukona z nieodgadnionym wyrazem twarzy... chciałą mu teraz zadać parę pytań.. jednak nie mogła. Nie teraz. Nie przy bazyliszku i nie przy Caroline, która szła w ich kierunku... ale jednak ta rozmowa musi się odbyć. Odwróciłą się do Rockers i zmierzyła ją wzrokiem. Użyła na niej Imperio... a to było zaklęcie niewybaczalne.
-Drętwota! -posłała w jej kierunku zaklęcie... a zaraz po nim kolejne, gdyż w jej żyłach pojawiła się złość... chęć zadośćuczynienia.. za to, że krzywdziła nie tylko ją, ale osoby niewinne..
-Furnunculus!!
I nagle to ustało. Pękło jak mydlana bańka. W momencie poczuła się jakby uderzyła stopami o podłoże.. doszły ją rumor niszczonej przez bazyliszka sali i krzyki przerażonych ludzi... lecz na pierwszym miejscu był dziwny ból w okolicach tętnicy i postępujące osłabienie.. znałą te ręce, znała ten dotyk, taki dla niej kojący...
Tak, to był Sahir Nailah. Podniosła rękę by złapać jego nadgarstek.. by osłąbić jego uścisk... jej umysł był napastowany przez natłok różnorakich myśli... lecz jedna dominowała.
Sahir jest wampirem.
Nie.. nie panikowała.. nie była przerażona.. była zaskoczona i chyba ten szok trochę otępił jej zdrowy rozsądek. Amber jęknęła, by jakoś zwrócić na siebie uwagę Sahira.. szarpnęłą głową, ale to tylko spotęgowało ból..
-Sah.. Sahir, błagam.. przestań... DOŚĆ! -przy ostatnim słowie podniosła już głos.. nie wiedziała, jak się uddało jej opuścić jego ramiona. Tak, chciała w nich być.. lecz chyba nigdy nie wyobrażała sobie tego w taki sposób.
Zachwiała się na obcasach, gdy udało jej się odsunąć.. ubytek krwi zamroczył Puchonkę lekko i na chwilę pociemniało jej w oczach. Patrzyła na Krukona z nieodgadnionym wyrazem twarzy... chciałą mu teraz zadać parę pytań.. jednak nie mogła. Nie teraz. Nie przy bazyliszku i nie przy Caroline, która szła w ich kierunku... ale jednak ta rozmowa musi się odbyć. Odwróciłą się do Rockers i zmierzyła ją wzrokiem. Użyła na niej Imperio... a to było zaklęcie niewybaczalne.
-Drętwota! -posłała w jej kierunku zaklęcie... a zaraz po nim kolejne, gdyż w jej żyłach pojawiła się złość... chęć zadośćuczynienia.. za to, że krzywdziła nie tylko ją, ale osoby niewinne..
-Furnunculus!!
- Mistrz Gry
Re: Lodowe rzeźby
Nie Sty 26, 2014 12:07 am
The member 'Amber Brickstone' has done the following action : Rzuć kością
#1 'Pojedynek' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result :
#1 'Pojedynek' :
#1 Result :
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result :
- Shane Collins
Re: Lodowe rzeźby
Nie Sty 26, 2014 1:30 am
Nienawidził jej. Darzył ją szczerą nienawiścią, jedną z tych trudnych do pohamowania, nawet gdy wypada. Jedno z tych uczuć, które przepływają przez Ciebie, pozostawiając po sobie jedynie pożogę i zgliszcza. Został rozbrojony. Przez niespełna rozumu idiotkę. Przez ćwierć inteligentkę, która postanowiła, że dzisiaj będzie dorosła. Że akurat dzisiaj, poudaje dojrzałość, próbując zniszczyć życie wszystkim wokół. W imię czego? W imię chwili rozrywki?
Chuj jej w dupę, bardzo.
Warkot wydobył się z jego gardła, wprawiając w rezonans pobliskie lodowe rzeźby. Kły wysunęły się, zajmując swoje miejsce, zupełnie jakby były tam od początku. A więc, drogie dzieci. "Co mówi lis?" Lis mówi: chuj Rockers w dupę.
Odbił się od śliskiej posadzki, pozwalając by furia zalała jego pole widzenia. Obraz wyostrzył się, nałożył na ciepły filtr krwi dudniącej w jego czaszce. Pozwalając uwolnić się od wszystkiego co go otaczało, od każdego przytłaczającego uczucia, wibrującego w jego zmęczonym umyśle. Chciał wolności. Nie chciał już dłużej kurczowo trzymać swojego życia, jakby zapisanego na paru pożółkłych kartkach. Pochyłe pismo jego własnego światopoglądu, odbijające się w tafli życia, którego nigdy nie chciał zaznać. Spalał się, bieg nie przynosił ukojenia. Znikał pod wodą, tonąc. Bez chęci, by wypłynąć na powierzchnie, złapać ostatni oddech. Chciał utonąć. Chciał by prawdziwe życie, pochłonęło go bez reszty, wypluwając na brzeg. Bez dalszej szansy na egzystencje. Nie chciał już dłużej pisać swojego losu, zatrutym piórem, które tak pieczołowicie pielęgnował. Pora było zejść z tratwy i popłynąć. Miał jedynie nadzieję, że znajdzie na bezkresnym oceanie, tę jedną osobę. Tę, która pokaże w którym ma płynąć kierunku.
Uderzył ją kłami w nasadę karku.
Chuj jej w dupę, bardzo.
Warkot wydobył się z jego gardła, wprawiając w rezonans pobliskie lodowe rzeźby. Kły wysunęły się, zajmując swoje miejsce, zupełnie jakby były tam od początku. A więc, drogie dzieci. "Co mówi lis?" Lis mówi: chuj Rockers w dupę.
Odbił się od śliskiej posadzki, pozwalając by furia zalała jego pole widzenia. Obraz wyostrzył się, nałożył na ciepły filtr krwi dudniącej w jego czaszce. Pozwalając uwolnić się od wszystkiego co go otaczało, od każdego przytłaczającego uczucia, wibrującego w jego zmęczonym umyśle. Chciał wolności. Nie chciał już dłużej kurczowo trzymać swojego życia, jakby zapisanego na paru pożółkłych kartkach. Pochyłe pismo jego własnego światopoglądu, odbijające się w tafli życia, którego nigdy nie chciał zaznać. Spalał się, bieg nie przynosił ukojenia. Znikał pod wodą, tonąc. Bez chęci, by wypłynąć na powierzchnie, złapać ostatni oddech. Chciał utonąć. Chciał by prawdziwe życie, pochłonęło go bez reszty, wypluwając na brzeg. Bez dalszej szansy na egzystencje. Nie chciał już dłużej pisać swojego losu, zatrutym piórem, które tak pieczołowicie pielęgnował. Pora było zejść z tratwy i popłynąć. Miał jedynie nadzieję, że znajdzie na bezkresnym oceanie, tę jedną osobę. Tę, która pokaże w którym ma płynąć kierunku.
Uderzył ją kłami w nasadę karku.
- Mistrz Gry
Re: Lodowe rzeźby
Nie Sty 26, 2014 1:30 am
The member 'Shane Collins' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result :
'Pojedynek' :
Result :
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach