Go down
Bellatrix Black
Przestępczość
Bellatrix Black

Bellatrix Black [dorosła] Empty Bellatrix Black [dorosła]

Czw Gru 12, 2013 3:35 pm
Imię i nazwisko: Bellatrix Black
Data urodzenia: 22 lipca 1951 r.
Czystość krwi: nadzwyczajnie czysta
Była szkoła: Hogwart, Slytherin
Praca: Śmierciożerca na zawołanie
Różdżka: 12¾", orzech włoski, włókno ze smoczego serca
Widok z Ain Eingarp: Syriusz kąpiący się w bąbelkach malinowych ... no dobra, a tak na poważnie to ona z Voldkiem stojąca na samym szczycie i śmiejąca się jak szczęśliwa wariatka na widok martwych mugoli i zdrajców krwi.

Przykładowy Post:

-Urodziła ci się córka... prawda Cygnusie?- Zapytał się Lord Voldemort typowym dla siebie zimnym i pozbawionym jakich kolwiek uczuć głosem. Jego przekrwione oczy wydawały się odbijać złowrogo płomienie które trzaskały w wielkim kamiennym kominku. Znajdowali się aktualnie w salonie posiadłości Blacków. Było to duże pomieszczenie, z zielono czarną tapetą na której znajdowało się drzewo genealogiczne całego rodu Blacków. Okna były zamknięte, przez co w pomieszczeniu było bardzo ciemno. Jedynie kominek oświetlał bladą, i zapadniętą twarz mężczyzny. Jego czarne niczym smoła oczy wydawały się nie odbijać żadnego światła, były po prostu zimne... chociaż nie tak bezlitosne jak oczy Czarnego Pana.
-Tak Panie Mój... córka, pierwsza córka- Jego głos był lekko zachrypnięty, ale spokojny. W końcu doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Czarny Pan nie skrzywdzi jego rodziny. Nawet taki bezlitosny... "człowiek"... nie skrzywdziłby ludzi którzy byli mu najbardziej oddani. Cygnus miał na swoim koncie dużo misji które powiodły się sukcesem. On jak i cała jego rodzina zyskała szacunek w oczach tego którego nazywali swoim mistrzem. I nigdy by się tego nie wyrzekli.
-Bellatrix... prawda?...- Za nim ten zdążył coś odpowiedzieć Voldemort uniósł swoją dłoń na której jawiły się długie pazury w geście uciszenia mężczyzny.
-Oczywiście, że Bellatrix. Mam nadzieję, że zaplanowaliście jej przyszłość z należytą dokładnością. Za dużo rodzin nie przykłada się do wychowywania swoich pociech, przez co te nieświadome dzieci wiążą się z mugolami, i wydają na świat te plugawe robaki które niszczą naszą ziemię- Spokój w głosie Voldemort'a był niewyobrażalny, przez co nie jedna osoba najadła by się strachu. Po głosie człowieka można było rozpoznać jego intencje, tutaj było to nie możliwe. Kiedy ktoś szedł na spotkanie z nim, szedł w ciemność. Zostawał zamknięty z samym szatanem który był tak bardzo nieprzewidywalny.
Cygnus wzdrygnął się na samą myśl, że jego córka mogła by sprzeniewierzyć się rodzinnej tradycyj, oraz zasadom które egzekwowali bardzo surowo. Gdyby Bella odważyła by się tylko związać z mugolem Cygnus wolał by podłożyć się pod różdżkę samego Voldemort'a niż patrzeć spokojnie na to, jak jego córka wydaje na świat coraz to nowsze plagi.
-Panie Mój...- Jego ciało zareagowało samo. Padł na kolana przed swoim mistrzem, dłonie złożył jak do modlitwy i wpatrywał się w postać Czarnego Pana, z takim uwielbieniem z jakim pies patrzy na swojego właściciela.
-Przyrzekam Ci Panie, że Bellatrix będzie jedną z najlepszych twych służebnic. Nie pozwolimy aby ktoś ją zepsuł. A jeżeli tak się stanie błagam pozbaw mnie mego życia, abym nie musiał patrzeć na tą hańbę-  Dla  Cygnusa czystość krwi w jego rodzinie była sprawą priorytetową. Nie wyobrażał sobie chwili gdyby ktoś z członków jego rodziny wymieszał się z kimś pokroju niemagicznego. Było to obrzydliwe, jak ci ludzie mogli patrzeć sobie codziennie w oczy. Gdyby on był na miejscu tych nieszczęśników już dawno odebrał by sobie życie.
-Wstań Cygnusie... możesz być pewien jeżeli twoja potomkini zdradzi twoją rodzinę ty stracisz życie. W końcu nie mogę sobie pozwolić abyś został zbrukany. Ty który tak wiernie mi służyłeś- Powiedział i odwrócił się powoli twarzą do mężczyzny. Podszedł do niego i położył mu delikatnie rękę na ramieniu.
-Jeżeli, jednak ona okaże się być godna, sam będę ja nauczać czarnej magii- Voldemort wbrew pozorom był słownym człowiekiem, jeżeli coś obiecał to na pewno tego dotrzymał... chociaż obietnic z jego ust można było się spodziewać tylko w chwili kiedy ktoś udowodnił, że jest tego godzien, a takich osób w gronie jego popleczników nie było wielu.
-P...p...Panie Mój...- W oczach Cygnusa zakręciły się łzy szczęścia. Po raz wtóry padł na kolana przed swoim panem, ujął jego dłoń i począł ją delikatnie całować. Słone krople spływały mu po zapadłych policzkach. Nie posiadał się z radości, sam Lord Voldemort obiecał uczyć jego jedyną córkę czarnej magii, dla Cygnusa było to niczym spełnienie najpiękniejszego snu...
..........................................................................................................................
-Mugole... oraz ci którzy zdradzili nas... czarodziei czystej krwi wiążąc się z tymi plugawcami, nie mają prawa żyć.- Zaczął podczas piątkowej kolacji Cygnus. Spojrzał na swoje wszystkie córki. Dokładnie tak, po za Bellą urodziła mu się jeszcze Andromeda, oraz Narcyza. Chociaż z tego powodu w głębi serca czuł wielkie rozgoryczenie. Chciał spłodzić syna który miał w przyszłości odziedziczyć fortunę Black'ów oraz przedłużyć ich ród. Co oczywiście nie oznaczało, że nie przywiązywał wagi do wychowania swoich córek. Bellatrix która była najstarszą córką wzdrygnęła się kiedy tylko usłyszała o tym, że czarodzieje są w stanie zrobić coś tak obrzydliwego. Już wtedy, nawet w oczach dziecka było coś niepokojącego, coś co sprawiało, że nikt nie chciał mieć z nią do czynienia.
-Zdrajcy...- Warknęła tylko cicho odgarniając swoje czarne i kręcone (najprawdopodobniej po ojcu) włosy. Młodsza od Belli, ale starsza od Narcyzy Andromeda popatrzyła z wyrzutem na siostrę.
-Dlaczego tak mówisz... Przecież chyba nie ma różnicy czy ktoś jest czystej krwi czy też nie.- Urwała bo napotkała wściekły wzrok swego ojca. Nienawidziła głębi tych czarnych oczu które wydawały się wdzierać się do samej duszy.
-Znaczy...-Zakłopotała się tutaj przez chwilę żałując, że w ogóle się odzywała -Nie wydaje mi się aby to był jakiś powód do wstydu. W końcu jeżeli ktoś się zakocha...- Urwała bo ciężka ręka ojca wylądowała na stole z taką siłą, że aż przewrócił swój kieliszek z winem.
-Dość tych bredni. Jesteśmy czarodziejami. Znajdujemy się nad mugolami. Sam Czarny Pan tak uważa i ma rację. Czy jaki kolwiek król zadaje się z pospólstwem... nie wydaje mi się. My powinniśmy być władcami, ponieważ jesteśmy silniejsi. A ci słabi... cóż są tylko kulą u nogi której należy się pozbyć.- Wbił swoje czarne węgielki w oczy swojej córki i uniósł delikatnie górną wargę odsłaniając przy tym swoje zaciśnięte zęby.
-Chyba, że masz na ten temat inne zdanie to jestem przekonany, że Czarny Pan bardzo chętnie z tobą podyskutuje na ten temat- Z Andromedą miał tak naprawdę największy problem. W żaden sposób nie mogła przyswoić do siebie tego co on jej przekazywał. Cały czas miała jakieś "ale". Nic bardziej nie irytowało Cygnusa niż nieposłuszeństwo. Był głową tej rodziny i panem tego domu. Nie mógł sobie pozwolić aby jakaś gówniara... nawet jeżeli była jego córką podważała jego autorytet.
-Szlamy, mugole, charłaki, zdrajcy krwi... nie mają prawa chodzić po tej ziemi. Tylko ją zniszczą, my za to możemy stworzyć nowy lepszy świat. Nie będziemy musieli się już ukrywać. Zostaną tylko ci najsilniejsi i ci którzy wyznają słuszny cel- Na tym stwierdzeniu zakończył. Bellatrix patrzył w swojego ojca jak zahipnotyzowana.
-Cudowne... cieszę się, że mam takiego mądrego ojca- Przebiegło przez jej myśl. Wstała ze swojego miejsca i podeszła do ojca patrząc bez lęku w jego oczy.
-Ojcze... zgadzam się z tobą w stu procentach. Również pragnę tego abyśmy mogli w końcu rozwinąć swoje skrzydła i pokazać całemu światu kto jest najsilniejszy- W oczach zatańczyło jej światełko, ale nie było ono jak u dziecka pełne radości. Raczej pełne nienawiści i żądzy mordu. Cygnus wyciągnął rękę w kierunku córki i pogłaskał delikatnie ją po głowie.
-Zapewniam cię Bellatrix... przyjdzie na ciebie czas. Będziesz mogła wtedy pokazać ile jesteś w stanie zrobić dla naszej wspólnej idei- Zabrał swoją ręke i jak gdyby nic wrócił do ponownego konsumowania. Najmłodsza z całej rodziny nie mówiła nic. Była jeszcze za młoda aby wypowiadać się na takie tematy, ale już wtedy Narcyza wiedziała, że również pragnie kroczyć ścieżką jej ojca...
..........................................................................................................................
W siedemnaste urodziny Bellatrix w domu Black'ów było naprawdę gwarno. Zjechała się chyba cała rodzina... a urodziny nie były bynajmniej tego powodem. To właśnie dzisiaj najstarsza córka miała osobiście poznać tego o którym słyszała tyle opowieści, tych cudnych historii które wryły się w jej serce. Dziewczyna chodziła w lewo i w prawo cała zdenerwowana. Nie bała się tego, że może powiedzieć coś nie tak, że może go urazić, ale tego, że spojrzy w twarz tak wielkiemu czarodziejowi. Miało spotkać się z jej idolem którego podziwiała od chwili kiedy tylko usłyszała jego imię. To imię które wszystkich słabeuszy napawało lękiem, ale ona czuła radość i nadzieję, że w końcu ktoś posprząta ten bałagan który się stworzył na tym świecie. A ona będzie stała u jego prawego boku, jako ta najwierniejsza poddana i będzie ogrzewać się w jego blasku władzy i potęgi.
-Spokojnie Bello...- Próbowała uspokoić siostrę Narcyza, ale Bellatrix była zbyt podekscytowana tym wszystkim aby w ogóle rozumieć to co siostra do niej mówiła.
-Jestem pewna, że sobie dasz radę i.... och Bello jestem taka dumna z ciebie. Moja siostra, spotka się z nim... nie wierzę- Zapiszczała wyraźnie uradowana. Gdyby ktoś stał z boku i nie był wtajemniczony w całą sprawę pewnie by pomyślał, że te nastolatki podniecają się jakimś piosenkarzem który w tamtych czasach był modny.
-Bellatrix... już czas- Powiedział Cygnus i zaprowadził córkę do salonu po czym zamknął drzwi. Dziewczyna rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu, aż po chwili jej oczy natrafiły na fotel który stał odwrócony do kominka. A w nim spoczywała jakaś osoba.
-Mała Bellatrix, jak ten czas szybko leci- Usłyszała ten zimny głos który przez chwilę wydawał się jeszcze wisieć w powietrzu. Po jej karku przeszły ciarki, ale nie strachu, raczej rozkoszy. Jego głos był taki niesamowity. Taki zimny i pewny tego co chciał osiągnąć. Takich czarodziei potrzebował ten świat. A nie tych rozmiękłych kluch o których czytywała w proroku codziennym.
-P...Panie... nawet nie wyobrażasz sobie jaki to dla mnie zaszczyt...- Wydusiła w końcu ze swojego gardła te kilka słów, ale Voldemort szybko ją uciszył.
-Przyglądałem się twoim poczynaniom.  Muszę przyznać, że zaskoczyłaś mnie. Bardzo szybko zrozumiałaś sens naszego celu. Twój los został przypieczętowany za nim zaczęłaś chodzić, mówić, czy w ogóle co kolwiek rozumieć. Mam tylko jedno pytanie- Urwał i wstał z fotela przybliżając się do kominka w którym jak gdyby nic trzaskał ogień nadając całej tej sytuacji, jeszcze bardziej złowrogiego brzmienia, ale Bellatrix tego nie dostrzegała. Dla niej istniał tylko ON... ten którego tak wszyscy się boją, ten którego ona podziwiała.
-Była byś w stanie torturować ludzi aby wydobyć z nich potrzebne informacje, była byś w stanie zabić aby przybliżyć nas do sukcesu?- Uśmiechnął się tylko złowrogo pod nosem, a zza zamkniętych drzwi można było usłyszeć jakiś krzyk... krzyk kobiety. Bella popatrzyła w tamtym kierunku... chyba pierwszy raz w jej oczach pojawił się lęk... ale nie przed tym, że miała kogoś zabić... tylko przed tym, że mogła by go zawieść. Nie... nie mogła sobie na to pozwolić, nie mogła zawieść.
-Panie Mój... wszystko... jestem gotowa zrobić wszystko. Nawet oddać za ciebie życie- W jej głosie była taka pewność jak by właśnie mówiła, że po nocy nastanie nowy dzień.
-Nie wątpliwie nie raz będziesz miała okazję oddać swoje życie. Tym razem jednak...- Powiedział i wycelował swoją różdżka w zamknięte drzwi które otworzyły się z hukiem a z ciemnego pomieszczenia wy-lewitowała jakaś kobieta. Była ona młoda, na oko mogła mieć z dwadzieścia lat. Miała na sobie ładną niebieską zwiewną sukienkę w zielone kwiatki.
-Pozwoliłem sobie zaprosić na dzisiejsze spotkanie pewną mugolkę. Chyba wiesz co należy robić z takimi osobnikami- Powiedział i dopiero teraz się odwrócił. Chciał widzieć wyraźnie twarz Bellatrix, te jej wątpliwości które na pewno przebiegną bo jeszcze nie skalanej niczym buźki młodej dziewczyny.
- Musisz tego naprawdę chcieć Bellatrix. Ona jest mugolką, jej krew jest czarna niczym błoto, śmierdząca bo zgniła w jej żyłach. Nie możemy pozwolić aby zatruła krew niewinnego czarodzieja- Wyszeptał i stanął za dziewczyną. Położył swoje kościste dłonie na jej ramionach i nachylił się nad jej uchem.
-Zrób to... zabij- Warczał jej nad uchem niczym rozwścieczony pies, chociaż w jego głosie można było wyczuć wyraźnie podniecenie na samą myśl, że na jego oczach z kogoś ma ulecieć właśnie dusza. Dziewczyna delikatnie drżała na całym ciele. Bella zaczęła myśleć o ojcu... którego nie mogła zawieść. Włożył tyle wysiłku aby doprowadzić ją tutaj. Każdy jego oddech miał doprowadzić do tej chwili, a ona nie mogła tego sprzeniewierzyć. Wyciągnęła swoją wygiętą różdżkę i wycelowała nią prosto w twarz bezwładnego ciała kobiety które unosiło się nad ziemią.
-Mugol, śmieć, byt nieczysty... zabij- Słyszała jak w jej głowie odbijały się słowa Voldemort'a. Dziewczyna nawet nie wiedziała kiedy jej ręka drgnęła a usta wypowiedziała głośno.
-AVADA KEDAVRA- Z jej różdżki wystrzelił snop zielonego światła i ugodziło kobietę prosto w twarz, po czym padał na ziemię bez życia. Każdego normalnego taki widok powinien był przerazić ale nie Belle. Ona patrzyła ze swego rodzaju zafascynowaniem jak oczy tej kobiety przestały odbijać światło, jak jej martwe ciało opada z hukiem na ziemię. Dopiero kiedy Czarny Pan objął ją delikatnie ocknęła się z tego transu.
-Doskonale Bellatrix... doskonale- Powiedział wyraźnie zadowolony z tego, że trafiła mu się taka dziewczyna która zapowiadała się naprawdę dobrze.
-Od teraz to ja będę twoim nauczycielem. Nauczę ciebie posługiwania się czarną magią-W oczach Bellatrix zapaliło się światło radości. Wyglądała zupełnie jak dziecko które właśnie dostało wymarzony prezent pod choinkę...
..........................................................................................................................
-Nie przyjdziecie na ślub własnej siostry?- Zapytała się z wyraźnym szokiem Andromeda
-Siostry...- Powtórzyła z niedowierzaniem Belllatrix... jej głos był zimny i podszyty już nutką szaleństwa które było spowodowane przebywaniem z Czarnym Panem, oraz rzuceniem tylu strasznych klątw na niewinnych ludzi.
-Jak śmiesz się nazywać naszą siostrą. PLUGAWA ZDRAJCZYNI- Ostatnie słowa wykrzyczała i nie powstrzymała się aby z otwartej dłoni nie wymierzyć siarczystego policzka siostrze.
-W chwili kiedy zaręczyłaś się z tym zdrajcą krwi... z... tą szlamą przestałaś być naszą siostrą. Jesteś hańbą na naszym rodzie.- Już wyciągnęła różdżkę aby pewnie rzucić w siostrę jakąś paskudną klątwą której się nauczyła, ale w ostatniej chwili powstrzymała ją Narcyza.
-Bello... nie warto na nią marnować zaklęcia. To zdrajczyni... wcześniej czy później i tak przyjdzie na nią czas- Kobieta najwyraźniej dała się przekonać, że naprawdę nie opłaca się marnować tak dobrego zaklęcia na byle kogo. Schowała ponownie różdżkę i splunęła tylko pod nogi siostry. Odwróciła się do niej plecami i zaczęła odchodzić przed siebie...


Ostatnio zmieniony przez Bellatrix Black dnia Pon Lis 24, 2014 11:45 pm, w całości zmieniany 3 razy
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Bellatrix Black [dorosła] Empty Re: Bellatrix Black [dorosła]

Czw Gru 12, 2013 10:28 pm
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach