Go down
Liadon Ichimaru
Nauka
Liadon Ichimaru

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Czw Cze 05, 2014 8:06 pm
//Przepraszam za absencję ;p

Osobiście Liadon nie lubił zimy ani śniegu. Swego czasu niemal odmroził sobie obie ręce niemal umierając w targanej zimnym wiatrem Syberii. Minus pięćdziesiąt stopni Celsjusza, niemal żadnych zwierząt co by się można było posilić. To była katastrofa, cała tamta wyprawa.
Zamrugał powracając ze swych wspomnień. Biały puszek, który padał w Hogwarcie można było uznać za zapowiedź lata w porównaniu do tamtych warunków. Odetchnął głęboko napawając się świeżym powietrzem, które tutaj zawsze było nieco mroźne i orzeźwiające. Odwrócił wzrok zielonych oczu na dziewczynę mrużąc je nieco.
-To zależy. Spotkanie z nauczycielem by tego wymagało... Chyba, że twoje pojawienie się tutaj ma inny charakter?-Powiedział uśmiechając się kąśliwie. Ciekawe jak z tego będzie chciała się wykaraskać. Obrzucił ją spojrzeniem nieco troskliwym, choć może to tylko złudzenie wywołane tym ciepłem.
-O tak... Przerażająca perspektywa... -Powiedział nieco sarkastyczne, wyobrażając sobie uczniowskie problemy. Słaba ocena, podśmiewanie się znajomych, a może nie taki prezent urodzinowy? Wyciągnął z kieszeni różdżkę machnąwszy nią w powietrzu kilka razy. Niby znikąd zmaterializowała się powykrzywiana gałązka otoczona wesoło trzaskającymi płomieniami. Powoli obracając się opadła na ziemię skąd rzucała rozdygotane światło i ciepło.
-Powiedzmy, że jeśli powiesz mi co to takiego to puszcze płazem ten... to nasze spotkanie.
Powiedział uśmiechając się i mając nadzieję, że dziewczyna się nieco ogrzeje.
Susie Salmon
Martwy †
Susie Salmon

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Czw Cze 05, 2014 9:14 pm
Wiatr przeczesywał jej długie, ciemne włosy, które pod jego wpływem muskały delikatnie twarz dziewczyny. Jednak ta nie zwracała na to uwagi, wsłuchując się w głos profesora. Wydawało jej się, że za każdym razem, kiedy On robił pauzę, ona jeszcze niecierpliwiej oczekiwała na ciąg dalszy. A może wcale jej się to nie wydawało? Może rzeczywiście tak było? Zganiła się w myślach za te niedorzeczne przypuszczenia.
- Czy pan coś sugeruje?- zapytała rozbawiona, obracając się powoli w jego stronę. W jej głosie, na pozór niewinnym i beztroskim, można było wychwycić nutkę czegoś innego...
Płonąca gałązka, za którą zresztą była mu niezmiernie wdzięczna, pozwoliła Łososiowi ujrzeć szmaragdowe oczy mężczyzny. Światło płomieni rzucało cienie na twarz nauczyciela, budząc w Salmon zarówno lęk, jak i ciekawość. Zdobyła się na to, aby spojrzeć Liadon'owi w oczy i stwierdziła, że odbijający się w nich ogień, jest jednym z piękniejszych zjawisk jakie widziała. Co nie znaczyło oczywiście, że gdy tylko zrozumiała, jak brzmiała jej myśl, całkowicie wyrzuciła ją z głowy i zwróciła spojrzenie czekoladowych tęczówek na gałąź.
Nie mogąc się oprzeć, podświadomie przysuwała się bliżej źródła ciepła. Jej zmarznięte ciało stopniowo się rozgrzewało. Czuła, że blade policzki nabrały rumieńców i świadomość, że profesor na nią patrzy, sprawiła, że zarumieniła się jeszcze bardziej.
- Nikt panu nie mówił, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? Zwłaszcza, jeśli chce się poznać czyjeś myśli.- odważna odpowiedź, wypłynęła niekontrolowanie z jej ust, zanim Susie zdążyła ugryźć się w język. Ale nic, stało się. Miała nadzieję, że Ichimaru nie odbierze tego jako atak, albo "pyskowanie". Nauczyciele doprawdy uwielbiali to słowo. Używali go przy każdej możliwej okazji, zwłaszcza wtedy, gdy nie potrafili dłużej bronić swojej racji.
Panna Salmon zwyczajnie lubiła czasem porozmawiać z kimś inteligentnym, a takich osób wśród uczniów, którzy ją otaczali ze świecą szukać. Dlatego najwyraźniej jej podświadomość, była tak zdesperowana, że dziewczyna nie potrafiła już oddzielić tego co myśli, od tego co mówi.
Liadon Ichimaru
Nauka
Liadon Ichimaru

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Czw Cze 05, 2014 9:39 pm
Twarz Liadona trudno było uznać za szlachetną czy piękną. Miał szczęście, że żadne blizny nie sięgnęły jego lica, jednak trudy życia odbiły na nim swe piętno. Twarz miała twarde ostre rysy. Wydawało się, że siekający deszcz i wiatr wyryły je w ciele. Oczy zaś pozostawały nie zmienne od lat. Od zawsze w nich ukrywało się coś dzikiego, jakby sama matka natura przez nie spoglądała. W słabym świetle rzucanym przez ogień jego twarz mogła czasem wydać się sroga, a może nawet przerażająca. To było jednak nic w porównaniu co kryło jego dobrze zbudowane ciało. To jednak skrywane było pod obcisłą, ściśle przylegającą koszulką, która kryła cały tors od szyi po nadgarstki. Lewa dłoń również skryta była w rękawiczce. Uśmiechnął się przyjaźnie do dziewczyny. Być może w inny miejscu by ją zrugał, ale tutaj... Tutaj zawsze czuł się lepiej, ponad tym całym harmidrem rozgrywającym się poniżej.
-Piekło to nic nadzwyczajnego...-Powiedział nieco pochmurniejąc.- Niektórzy bywają tam przynajmniej raz w miesiącu.
Zapatrzył się w trzaskających płomykach. Było to dość skomplikowane zaklęcie tworzące nigdy niegasnący płomień. Nie każdy czarodziej potrafił tę sztuczkę. Nagle jakby oprzytomniał i uświadomił sobie, że nie powinien takich rzeczy mówić puchonce.
-Ciekawość natomiast jest całkiem przydatna. Tak długo jak jest powściągliwa. Tak więc z kim tak właściwie mam przyjemność?
Dodał odrywając się od barierek i wykonując ręką i głową coś na kształt ukłonu. Taki powitalny gest.
Susie Salmon
Martwy †
Susie Salmon

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Czw Cze 05, 2014 10:03 pm
Najwyraźniej miała dużo szczęścia, trafiając na niego właśnie w tym miejscu. Poczuła się trochę pewniej, widząc, że profesor nie ma zamiaru odejmować jej punktów za pyskatą gadkę. Choć z drugiej strony, jak mógł to zrobić, skoro nie wiedział z jakiego jest domu.
Przemilczała to, co powiedział o piekle. Fakt, zaintrygował ją i powtórzyła sobie jego wypowiedź w głowie kilka razy, aby mieć pewność, że jej nie zapomni. Jednocześnie udała, że nie wyłapała niczego w jego wypowiedzi.
- Susie Salmon z Huffelpuffu.- odpowiedziała, uśmiechając się już kolejny raz tego wieczoru. Miała zdecydowanie za dobry humor, jak na tak nostalgiczny i pełen wpadek dzień. Na końcu języka miała słowo "prefekt", ale stwierdziła, że profesor mógłby to źle odebrać. Z niemałym trudem przyszło jej również powstrzymanie się od dodania "Niektórzy mówią na mnie Łosoś.".
Faktycznie tak było. Z powodu jej nazwiska, ten mało elegancki i subtelny pseudonim przyjął się bardzo szybko. Sama Susie uważała, że jest on dość zabawny i charakterystyczny, a jakby nie było, to jej nazwisko, z którego powinna być dumna.
Ulżyło jej, że mężczyzna zboczył z tematu i nie dociekał się powodów przez które trafiła dziś na wieżę. Zresztą nie wiedziała, co miałaby mu powiedzieć. Dzielenie się myślami z obcą osobą, wydawało jej się bardzo złym pomysłem. Z reguły nie ufała nowo poznanym osobom. Dobrze rozmawiało jej się z Liadonem, ale wyłapywała najdrobniejsze szczegóły w jego zachowaniu i wyglądzie. Miała złe przeczucia i tyle.
Liadon Ichimaru
Nauka
Liadon Ichimaru

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Pią Cze 06, 2014 12:37 pm
Zrobił nieco speszoną minę. Wydawało mu się, że dziewczyna zbyt intensywnie wsłuchuje się w każde jego słowo. Czyżby go podejrzewała o coś, albo co gorsza może Rose się wygadała o jego futerkowym problemie. Zmieszanie szybko jednak zastąpił lekki uśmiech. Huffelpuff był jednym z tych domów od których większość uczni stroniła. Że niby ten najgorszy. Chociaż to kwestia gustów.
-A zdajesz sobie sprawę, że chodzenie po zmroku nie jest bezpieczne? Zwłaszcza po tej całej aferze na balu bożonarodzeniowym.-Zapytał Liadon odwracając jeszcze na moment spojrzenie w kierunku zakazanego lasu. Przeżył tam wiele niezapomnianych wspaniałych przygód. Niestety równie często ledwo uszedł z życiem.
-Dlatego nie byłoby dobrze gdyby ktoś jeszcze spotkał Cię tutaj. No i oczywiście w innych częściach zamku.
Zerknął ukradkiem na dziewczynę ponownie opierając się ponownie o gzyms balkonu. Miał dziwne poczucie bycia obserwowanym.
Susie Salmon
Martwy †
Susie Salmon

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Pią Cze 06, 2014 8:43 pm
Powinno być jej już ciepło. Na tyle ciepło, na ile może być przy tego typu mrozach. Mimo to, czuła ogarniające ją zimno. Bal był kwestią, której nie poruszało się w Hufflepuffie, zwłaszcza przy prefektach. Susie nie było na maskaradzie i nie wiedziała jak ma się zachować w obliczu takiej tragedii, jaką była śmierć. Wydawało jej się, że ludzie w tych czasach zapomnieli jaką wartość ma życie i patrzyli na wszystko z jakiejś nowej, dziwnej perspektywy. Takiej, której Susie nie potrafiła zrozumieć.
A przecież ten chłopiec już nigdy więcej się do niej nie uśmiechnie i nie poprosi o pomoc przy lekcjach. A Salmon miała już nigdy nie nakrzyczy na niego za robienie bałaganu w Pokoju Wspólnym. Dziewczynę ogarnęło okropne uczucie bezradności wobec tego, co się stało. Usłyszenie tej historii z ust współlokatorek i paru bliższych przyjaciół, podjudzało jedynie wyrzuty sumienia. Nie potrafiła zrobić nic, by mu pomóc i nie było jej wtedy, kiedy jego dusza ulatywała z ciała. A jeśli by była, co by zrobiła?
Widocznie posmutniała, zapatrzona w ogień nie miała śmiałości aby unieść wzrok i kolejny raz spojrzeć na profesora. Nie chciała, aby ktoś widział, że nie potrafi z czymś sobie poradzić. Choćby nawet to były głupie uczucia. Nie pozwalała jej na to duma.
- Ma pan rację, ale w tych czasach wymienienie rzeczy bezpiecznych, jest znacznie prostsze od tych niebezpiecznych. Wszyscy poczuli się zbyt pewni siebie w Hogwarcie i zostali zaatakowani w momencie beztroskiej zabawy. Może gdyby środki ostrożności nie kończyły się na opinii o szkole, wszystko potoczyłoby się inaczej?- odpowiedziała przygnębionym głosem, choć naprawdę usilnie starała się brzmieć naturalnie.- A co do mojego bezpieczeństwa, to nie sądzę, aby ten wielki wąż ujawniał się sam z siebie. A więc za atakami musi stać jakiś czarodziej lub czarownica. Jeśli owy "Ktoś" postanowi, że powinnam zginąć, pewnie tak się stanie. Obojętnie czy będę szwendać się po zamku w środku nocy, czy iść na zajęcia z Transmutacji.- podsumowała swoją wypowiedź krzywym uśmiechem. Założyła niesforny kosmyk włosów za ucho i uniosła wzrok, raz jeszcze rozglądając się po horyzoncie. Gdzieś daleko widziała świetlistą łunę Hogsmeade i nagle nabrała ochoty na piwo kremowe. Ta noc była dziwna.
Liadon Ichimaru
Nauka
Liadon Ichimaru

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Sob Cze 07, 2014 1:12 pm
Liadon przybył do Hogwartu kilka dni po wydarzeniach na balu. Nikt nie kwapił się jakoś by wyjaśnić co właściwie się stało, a gdy starał się kogoś nacisnąć nabierali wodę w usta. Bądź co bądź nieco udało mu się dowiedzieć od nauczycieli, którzy byli bardziej chętni do rozmowy. Kłaczek jednak zawsze uważał, że jeśli w Hogwarcie dzieje się coś złego to uczniowie są pierwszym i najlepszym źródłem informacji. Oczywiście wielu wygadywało bzdury, część jednak miała zaskakująco dokładne informacje. Dopiero po chwili zreflektował się, że chyba jest to dla dziewczyny ciężki temat. Spuściła wzrok w taki sposób jakby miała się zaraz rozpłakać
-Może... Gdybanie nie przynosi ukojenia, a jedynie namnaża wątpliwości. A to właśnie nie pewność jest tym czego ludzie się obawiają...- Powiedział cicho. Wpatrywał się chwilę w trzaskający ogień zastanawiając się jak to właściwie było z nim. Wiele decyzji do dziś nie mógł sobie wybaczyć i zastanawiał się co by było gdyby.
-Oh uważam, że wręcz przeciwnie.-Odpowiedział zszokowany jej tokiem rozumowania.- Z tego o wiem, ofiarami padały jednostkowe osoby. To oznacza, iż ten "ktoś" obawia się konfrontacji z większą ilością czarodziejów na raz. Zresztą,-zmierzył ją krytycznym spojrzeniem w którym można było wyczuć dezaprobatę.- Ile Ty masz lat, dziesięć? Już niedługo będziesz pełnoletnim czarodziejem, więc wypadałoby nie być bezsilną niewiastą...
Wydawało się jakby chciał coś dodać, ale ugryzł się w język nim to uczynił. Hogwart sprawiał, iż czuł się zbyt swobodnie. Jeszcze trochę i komuś kogo napotkał przypadkiem zdradzi historię życia.
Susie Salmon
Martwy †
Susie Salmon

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Sob Cze 07, 2014 10:18 pm
Profesor miał sporo racji. Gdybanie było przereklamowane i wpędzało Susie do ślepej uliczki wyrzutów oraz łez, z której ciężko było jej potem wyjść. Na szczęście jej współlokatorki wiedziały dokładnie co powinny rozbić w takich sytuacjach i zawsze miały schowaną butelkę czegoś mocniejszego. Panna Salmon miała słabą głowę, dlatego rzadko piła alkohol. Jeśli zdarzało jej się wypić zbyt dużo, musiała mieć ku temu poważne powody. Jednak takie sytuacje zawsze kończyły się tym, że dziewczyna mówiła to czego zdecydowanie nie powinna mówić i wyglądała przy tym tak niewinnie i żałośnie, że nikt nie miał nawet ochoty wykorzystywać tej słabości przeciw niej samej. Co nie znaczy, że Susie dawała się tak łatwo upijać. Trzeba było znać sposób i zdobyć jej pełne zaufanie, aby przyjęła butelkę.
Ale nie myślcie sobie, że Puchonka zaczęła rozmyślać nagle o spożywaniu alkoholu. Przez jej głowę przepływały raczej wizje wielkiego węża, który stoi dokładnie na wprost niej i powoli cofa wielki łeb do tyłu, aby następnie zaatakować ją jak ogromna sprężyna. Szkoda byłoby nawet rozdrabniać się na takie rzeczy ja gryzienie i wpuszczanie jadu. Gad był tak gigantyczny, że połknąłby Susie na raz i nawet się nie najadł.
Otrząsnęła się z tej dziwnej zadumy, czując jak przez jej ciało przebiega nieprzyjemny dreszcz. Chyba właśnie przestała lubić węże.
- Zupełnie jakbym słyszała swojego ojca.- prychnęła, przeczesując palcami długie, gęste, ciemne loki, które zaczęły opadać na zmęczoną twarz pani prefekt.- Ale proszę pana, bądźmy realistami. Niezależnie jak dobrze będę radzić sobie w szkole, wielki wąż, albo inne stworzenie podobnego pokroju jak np. wilkołaki to... Pewnie stałabym jak wryta i nie była w stanie nawet sięgnąć po różdżkę, a co dopiero przypomnieć sobie jakieś przydatne zaklęcie. Zresztą wątpię abym mogła skrzywdzić coś, co na co dzień jest rozumnym, czującym człowiekiem. To okropne...- przestała się uśmiechać, bo tu nie było z czego się śmiać. Potrafiła współczuć i stanąć w obronie innych, ale świat był tak niesprawiedliwie zbudowany, że dając jednym, krzywdziło się drugich. Nie, nie domyślała się kim jest profesor. Przynajmniej jej podświadomość nie podsuwała żadnych wnikliwych analiz jego osoby. Przytoczyła wilkołaka głównie dlatego, że nigdy nie potrafiła zrozumieć jak ludzie mogą odsuwać innych, którzy zostali zwyczajnie źle doświadczeni przez los. Jak można odwrócić się od kogoś, bo został ugryziony i zarażony czymś w rodzaju choroby. Przynajmniej Susie to tak widziała. Doprawdy nie wiadomo czego było więcej w tej dziewczynie, empatii czy woli walki i chęci przeciwstawienia się wszystkiemu i wszystkim.
- A pan? Potrafiłby pan skrzywdzić kogoś takiego?- zapytała, tym razem patrząc nauczycielowi w oczy. Wyglądała jakby chciała wychwycić każde kłamstwo lub niedomówienie. Zatopić się w zieleni, rozświetlanej tańczącymi płomieniami ognia i poznać lepiej tę dzikość, jaką emanował mężczyzna. Odczytać myśli, sprawdzić co naprawdę sądzi, o czym nie mówi, czy słusznie intuicja podpowiada jej, że powinna uważać. Jakby chciała prześwietlić Liadona na wylot, a przecież te czekoladowe oczy widziały znacznie więcej, niż mogło się wydawać.
Liadon Ichimaru
Nauka
Liadon Ichimaru

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Sob Cze 07, 2014 11:27 pm
Liadon tylko czasem wspominał stare dzieje. Część ze wspomnień była nie do opisania, wspaniała. Kiedyś myślał, ze chwycil pana Boga za nogi. Nie wyobrażał sobie bycia szczęśliwszym. A jednak w jednej chwili wszystko przepadło. Wlaściwie jedna rzecz, osoba, za którą przez lata próbował gonić w nadzieji, że uda mu się odzyskać to co los odebrał. Przymknal oczy pocierając skronia by pozbyć się sprzed powiek obrazu dawnych chwil. W Hogwarcie coraz częściej nawiedzały go wspomnienia, coraz cześciej też sięgał do alkoholu by się ich pozbyć. Przebywanie w tych samych korytarzach i miejscach... Pobudzało to do życia dawno zapomniane wydarzenia, szczęśliwe wydarzenia. Jednocześnie przypominając, ze to minęlo i już nigdy nie wróci.
-Twój ojciec musi być za tem madrym człowiekiem.- Powiedział odetchnąwszy głęboko i zrzucając na dno świadomości wszystkie nieszcześliwe myśli. W pokoju czekała na niego butelka Whisky, która czekała na jego przybycie.
-Nie bądź nie mądra. Ja w twoim wieku potrafiłem poradzić sobie ze smokami i olbrzymami. Nie widzę powodu by dla którego odpowiednio uporządkowany umysł nie poradzil by sobie z widokiem ogromnego węża czy Gar.. Wilkołaka.- Westchnał. Z biegiem lat doszedł do nieuchronnego wniosku, że wilkołki to tylko cienie prawdziwych dzieci księżyca.
Na kolejne słowa dziewczyny uśmiechnął się serdecznie. Był to jednak uśmiech jak gdyby rozmawiał z małym dzieckiem, bądź kimś nieco niedorozwiniętym. Wilkołaki były jednymi z najniebezpieczniejszych stworzeń w świecie czarodziejów. Czesto smoki czy olbrzymy stanowily mniejszy problem niż Ci potężni i szybcy zabójcy nocy. Co gorsza Wilkołaki najczęściej polowały nie z powodu głodu... O nie, polowały dla czystej przyjemności zatopienia kłów w ciepłym ciele ofiary, by oderwać mieso od kości i patrzeć jak z kolejnej "małpy" ucieka życie.
-Ja?- Spytał się odwracając się w kierunku nieba by ukryć usmiech i chichot. Dopiero po chwili gdy się uspokoił i zorientował, że kobieta mówi poważnie spojrzał na nią.
-Widzisz... nigdy chyba nie widziałaś wilkołaka co?-zapytał z wyrazem twarzyw którym mieszało się zbyt wiele uczuć by go jednoznacznie określić.- W naszych czasach wiele osob znika bez śladu. Wiele tragedii rozgrywa się pod nosem ministerstwa pochłaniajac dziesiątki ofiar. A przy tym wszystkim wiele wilkołaków wyobcowanych z NASZEGO-zaznaczył wyraźnie- społeczeństwa przyłączyło się do ciemnej strony ponieważ nie mieli innego wyjścia.
Odetchnął głęboko jakby decyzja, którą trzeba było podjąć nie należała do najłatwiejszych. Spojrzał uważnie na dziewczynę.
-Są rzeczy za które zrobił bym wszystko...- Potem uśmiechnał się pogodnie, jakby problem został definitywnie rozwiązany.
-Na szczęście w zamku raczej nie musisz obawiać się wilkołaków. Nawet Dumbledore nie wpuścił by tutaj takich mieszańców.
Susie Salmon
Martwy †
Susie Salmon

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Nie Cze 08, 2014 7:59 pm
Tak, wspomnienia były czymś, w czym Susie potrafiła odnaleźć szczęście. Bo przecież była szczęśliwa, kiedy razem z kolegami z sąsiedztwa wspinała się na drzewa i kradła jabłka z ogrodu zrzędliwego pana Jackson'a. Zawsze miała uśmiech na twarzy, kiedy wujek woził ją na swoim motocyklu i oczy wielkie jak spodki, kiedy wchodziła do sądu, aby zaczekać aż ojciec wyjdzie z rozprawy i zaprowadzi ją na pizzę i do swojego gabinetu.
Tyle że jabłonka uschła i została ścięta. Jej koledzy przeprowadzili się, albo zerwali z nią kontakt. Nie winiła ich, w końcu praktycznie nie bywała w domu. Wujek zginął w wypadku dwa lata temu, a ojciec zaczął traktować Susie zbyt dorośle. Miała wrażenie, że nie była już jego dzieckiem, z którego powinien być dumny, a raczej pracownikiem, który miał starać się osiągać coraz lepsze wyniki.
- Taaa... On pewnie tak sądzi.- zachichotała, choć uśmiech nie dosięgnął jej oczu.- Tak naprawdę jest człowiekiem, który zbyt twardo stąpa po ziemi, wciąż udoskonala swój beznamiętny wyraz twarzy i minę mówiącą "Susie Salmon zawiodłem się na Tobie"...- tu w dość komediowy sposób udała niski, męski głos ojca.- W wolnych chwilach albo wsadza przestępców za kratki, albo wręcz przeciwnie, zależy za co dostanie więcej kasy. Jak dla mnie to głupota.- wzruszyła ramionami, stając bliżej profesora. Chciała przyjrzeć mu się z bliska. Rozgryźć dlaczego, kiedy tylko się pojawił, zaczęła odczuwać niepokój.
- Nie, nie spotkałam na swojej drodze wilkołaka podczas przemiany. Pewnie dlatego jeszcze żyję. Poza tym, jak sam pan zauważył "nie mieli wyjścia". Jedni są do tego zmuszani, a inni sami stają się źli, dlatego że są traktowani jak mordercy, mimo że mogli w swoim życiu nikogo nie skrzywdzić. Odsunięcie i wrogość wobec ludzi dotkniętych wilkołactwem, często może wpływać na ich psychikę, a co za tym idzie, są bardziej podatni na manipulacje i wrogie nastawienie przeciw światu. Zawsze są przyczyny i skutki. Istnieją dobrzy czarodzieje i ci źli czarodzieje. Dobre wampiry i te trochę mniej. To samo tyczy się wilkołaków. Jedne gustują w babciach i Czerwonych Kapturkach, albo zdmuchują domki dla świnek, a inne starają się wieść spokojne życie z dala od tego całego bałaganu, który rozpętał Voldemort. A co do tego, czy w Hogwarcie nie ma żadnych wilczków, nie byłabym taka pewna.- to się rozgadała. Jednak w tej chwili zamilkła i czekała na reakcję nauczyciela. Wcale nie miała zamiaru tak od razu wyrzucić wszystko, co sądzi o ludziach dotkniętych futerkową przypadłością. Jakoś tak wyszło, najwyraźniej Liadon okazał się wyjątkowo intrygującym człowiekiem. Nie była pewna, czy zrozumie nawiązanie do motywów mugolskich bajek, ale zawsze mogła mu to jakoś wyjaśnić, prawda?
- Ale to jedynie spostrzeżenia niepozornej Puchonki, która boi się nawet stanąć bliżej barierki.- dodała jeszcze na koniec, rumieniąc się po same uszy. Mężczyzna pewnie nie był nawet świadom, ile pytań do jego osoby zrodziło się w główce panny Salmon. Szkoda tylko, że większość z nich po prostu krępowała się wypowiedzieć na głos.
Liadon Ichimaru
Nauka
Liadon Ichimaru

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Nie Cze 08, 2014 8:44 pm
Liadon spojrzał na nią karcąco.
-Nie ma nic złego w rodzicach, którzy chcą by ich dziecią żyło się jak najlepiej. To wszystko z miłosci. Niektórzy nie mieli tyle szczęścia by chocby zobaczyć pizzę w dziecinstwie.
Powiedział mierząc ją surowo. Liadon był jedna z takich osób. Nawet nie pamiętał swych rodziców. Miał zaledwie kilka latek gdy wilkołaki napadły na jego dom. Był to jakieś porachunki. Cudem uszedł z życiem, ale... Cóż Wilkołactwo było chyba najmniej szkodliwą rzeczą jaką wyciągnał z tego wydarzenia. Reszta życia już szła tą wyboistą drogą odbierając z czasem wszystko do czego zdołał się przywiązac.
-Rodzina zawsze jest rodziną na dobre i na złe. Pamiętaj o tym szczególnie w obecnych czasach. Nawet jeśli są oni mugolami.
Uśmiechnął się do dziewczyny w sposób, który wskazywał na to że jeszcze mało wie o życiu. Oczywiscie Liadon chciałby żeby wszyscy podzielali zdanie dziewczyny. O tym, że wilkołaki są tylko ofiarą, że trzeba im współczuć.
-Bardzo się cieszę twoim podejściem... takie współczujące, Dumble... Znaczy profesor Dumbledore pochwalał by taką postawę. Ale widzisz ucieka Ci całokształt. -Odetchnał jakby ciężar świata spoczął na jego barkach.- Czy chciałabyś trzymać niedźwiedzia Grizli w ogródku, albo Aligatora w basenie? W końcu to nie ich wina, że są mięsożerni. Chyba byś nie chciała ryzykowac błędu w skutek, którego twoja rodzina mogłaby ucierpieć. To przykre ale ciężko winić społeczność czarodziejów. Strach przed wilkołakami jest bardzo na miejscu.
Zapatrzył sie w niebo drapiąc po brodzie i szyi. O pracy w ministerstwie mógł zapomnieć, nigdy nie mial szans. PRzez jakiś czas był łowcą skarbów, ale Gringot też wolał "normalnych pracowników". Tylko Dumbledore z tym swoim dziwnym podejściem, drugą szansą i widzenia dobra we wszystkim i wszystkich.
-Z kamienia wody nie wyciśniesz...-Mruknął bardziej do siebie niż do dziewczyny po czym znowu na nią spojrzał.
-Nie polecam wymawiać tego imienia na głos wśród innych czarodziejów. Ani dzielić się takimi podejrzeniami co do bytności wilkołąków czy innych nadprzyrodzonych istot w szkole. Jeśli naprawdę tu są, lepiej pozostawić ich samych sobie. -Ziewnął przeciągle zakrywając usta. Zerknął na dziewczynę.- Coś Cię chyba gryzie, a jako pedagog nie powinienem na to pozwalać.
Susie Salmon
Martwy †
Susie Salmon

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Nie Cze 08, 2014 9:49 pm
Susie również ziewnęła, najwyraźniej było to równie zaraźliwe, co grypa. Wiedziała, że jest już późno, prawdopodobnie po północy, a ona po mimo ognia, odczuwała już skutki tak długiego przebywania na mrozie. Liadon jakoś wcale nie poprawił jej humoru tą gadką o wartości rodziny. Może gdyby wiedziała coś więcej o nim, spojrzałaby na to wszystko z jego punktu widzenia. A tak, mogła jedynie porównywać swoje życie do wyobrażeń, jakie podsuwał jej mężczyzna. Jej dzieciństwo nie było złe, wręcz przeciwnie. Zwyczajnie poglądy Susie dalece odbiegały od tego, co sądzili jej rodzice, a to stanowiło poważny problem. Zwłaszcza jeśli chodziło o zachowanie pewnych wartości i prawd.
Najdroższy Dumbledore, tak ceniony przez szerokie grono istot świata magicznego. Dla Susie był przede wszystkim pociesznym staruszkiem z nieopisaną wiedzą i doświadczeniem. Imponowało jej jego podejście do życia i świata. Być może sama podświadomie rozpowszechniała jego poglądy, ale nie sądziła aby było w tym coś złego. W końcu dyrektor zazwyczaj miał słuszność.
- Z pewnością przyjmę pana radę do serca.- zapewniła z całym przekonaniem.
Poczuła jak dopada ją zmęczenie. W końcu Łosoś też kiedyś musi spać, prawda? Biedna Susie była rozdarta pomiędzy wizją ciepłego, wygodnego łóżka, a spędzeniem kolejnej godziny na rozmowie z Liadonem. A przecież jutro czekały ją zajęcia, na których nie wypadało spać. Raczej nie będzie mogła tłumaczyć się tym, że noc spędziła z profesorem transmutacji na wieży. To brzmi nieco dwuznacznie...
- To nic takiego. Po prostu to wszystko jest dość przygnębiające i tyle.- przygryzła dolną wargę, myśląc nad czymś gorączkowo. Coś jej podpowiadało, że powinna poskładać jakieś fakty do kupy, wywnioskować coś z tej całej rozmowy. Jakiś fakt wciąż jej umykał. Intuicja podsuwała jej coś, czego Susie nie potrafiła odszyfrować. Ale była pewna, że w końcu jej się to uda.
Liadon Ichimaru
Nauka
Liadon Ichimaru

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Pon Cze 09, 2014 9:11 pm
Mróz, mrozy to były daleko na wschodzie, gdzie lód nigdy nie topnial. W Hogwarcie okazjonalnie robiło sie chłodno. Ale to co dzisiaj mieli było całkiem znośne. Chociaż to może gorąca wilcza krew, a wręcz napewno ona, chroniła Liadona przed zimnem. Zresztą chronila od wielu rzeczy. Można by powiedzieć, iż bardzo zbliżała go do nieśmiertelności. Zapatrzył się gdzieś w dal nad zakazanym lasem. Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni płaszcza piersiówkę.
-Cóż jestem już po godzinach, a łyczek nikomu nie zaszkodzi.- Powiedział rzucając ukradkowe spojrzenie na uczennicę i puszczając jej oko. Były to resztki tego co spożyl z Charlsem. Od tamtego wieczoru nie mógł jakos znaleźć dobrego czasu i miejsca by dokończyć trunek. Wziął łyk napoju i schował go za pazuche. W końcu nie był na lekcji.
-Oh proszę Cię. Jakbym liczył na to, że młodziez bedzie posłuszna mym słową to zostałbym przyzwoitką.-Powiedział bez śladu gniewu czy złości. Raczej rozbawiony jej słowami. Nastolatkowie tacy byli, jednym uchem łapali a drugim wypuszczali.
-Cóz sztuka życia jest znalezienie radości w tych smutnych chwilach.- Znowu spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko.
-No ale dla Ciebie to chyba szczytem szczęścia będzie teraz ciepłe łóżko w dormitorium.
Susie Salmon
Martwy †
Susie Salmon

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Pon Cze 09, 2014 9:40 pm
Miło spędzało się czas z profesorem. Był inteligentny, zabawny i w miarę możliwości oraz przyzwoitości wyluzowany. Typ faceta, który nie zapina koszuli pod samą szyję- ale tylko w pełni metaforycznym tego zdania znaczeniu. Liadon wydawał się skrzętnie ukrywać swoje ciało. Susie wątpiła aby miał kompleksy, jak nastolatka. Właściwie to był wyjątkowo dobrze zbudowany i Łosoś dałaby mu dziesięć punktów w dziesięciopunktowej skali. Uśmiechnęła się pod nosem, choć w duchu żałowała, że nie skapnęło jej odrobinę tego... Cokolwiek było w piersiówce.
- No to mamy kolejną rzecz, której muszę się nauczyć. Jestem pewna, że odnajdę radość w tych smutnych chwilach, nadrabiając zaległy materiał z transmutacji.- prychnęła ironicznie, posyłając Liadon'owi figlarny uśmieszek.- Raczej nie mam co liczyć na spokojny sen, wiedząc, że wisi nade mną groza lekcji z panem.
Rozchmurzyła się trochę, ale tylko odrobinę. Przynajmniej tyle, aby móc się droczyć z mężczyzną. Jeśli karze jej iść do łóżka, to pójdzie, ale tak sama z siebie... Ta noc była zbyt ciekawa by marnować ją na sen. Sen jest dla słabych! Poza tym przez koszmary i tak by nie zasnęła. A profesor dodatkowo pobudził jej i tak wybujałą wyobraźnię. Nie ma bata, aby przespacerowała się przez pół zamku do swojego dormitorium i nie miała duszy na ramieniu.
Dlatego stała i dzielnie znosiła zmęczenie oraz zimno, aby tylko nie znaleźć się samej ze swoimi okropnymi myślami.
- No właśnie, nie zapytałam pana, jak odnajduje się pan w roli profesora?- palnęła pierwsze, co przyszło jej do głowy.
Liadon Ichimaru
Nauka
Liadon Ichimaru

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Pon Cze 09, 2014 9:59 pm
Liadon zdecydowanie nie był sztywniakiem. te wszystkie dworskie maniery były mu obce. Jednakże w kryzysowych sytuacjach potrafił zachować zimną krew i rozsądek. Wogole był dziwnym człowiekiem. Zmarszczył brwi rozumiejac, że dziewcze dobrowolnie nie uda się do spania. Wzruszył jedynie na to ramionami. W końcu póki tu był nic jej nie groziło i faktycznie nie łamała nawet żadnego punktu regulaminu.
-A więc Ty też nie pojawiłaś się na lekcji... -mruknął mierząc ja uważnie spojrzeniem tak jakby chciał zapamiętać by na następnej lekcji wydusić z niej siódme poty.- Ciężki sen mają zbrodniarze.
powiedział tylko z przekąsem i wyprostował się lustrując ciemne niebo dookoła. Myślał, że jego towarzysz już wróci.
-W roli profesora... Chyba nie przywykłem jeszcze do bycia profesorem. Tymbardziej do konieczności użerania się z wami. Ale...-Rozpostarł ramiona.- Ten zamek rekompensuje wiele trudów.
Sponsored content

Spory Balkon - Page 2 Empty Re: Spory Balkon

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach