- Marceline Flint
Re: Spory Balkon
Wto Mar 08, 2016 3:43 pm
Jak widać Marcela miała całkiem sporo szczęścia, bo nie tylko udało jej się nie wysadzić w powietrze wieży za pomocą małej, mugolskiej zapalniczki, ale także miała szansę na załapanie się na swój własny miotacz ognia do szlugów. Tak mniej więcej pomyślała, bo zdążyła oczywiście zapomnieć, jak zapalniczka się nazywa. Uznała jednak, że nie będzie dopytywać po raz kolejny, bo być może sama sobie przypomni.
- Jeśli chodzi o Krukonów, to z tego co zdążyłam się w życiu nasłuchać, wypada im tylko siedzieć cały dzień w bibliotece i tłuc się o funkcję prefekta tak, jakby od tego zależało ich życie. - wyszczerzyła się. Cóż, miała całkiem zabawną rodzinkę. Jakoś przeboleli, że nie była w Slytherinie. Ravenclaw nie był taki znowu tragiczny. Gorzej było ze szlabanami, O z wróżbiarstwa na trzecim roku i z tego typu sprawami.
- A ja płakać w łazience, że dostałam za esej PO a nie W. - wyszczerzyła się, zastanawiając przy tym, jak można wymyślić coś tak głupiego. A bywali tacy ludzie...
Okej, w porządku, dom może być wyznacznikiem pewnych rzeczy, ale nie przesadzajmy.
Marcela spojrzała na chłopaka, który mówił z papierosem w buzi. No, ona sama tak nie umiała, więc nawet doceniała tę sztukę.
- Jakim? - spytała, zanim chłopak dokończył. - [/b]Mary? Na gacie Merlina, nie wiem czy to zdzierżę.[/b] - powiedziała niby żartem, ale nie lubiła tego zdrobnienia. Czuła się tak, jakby ktoś zwracał się do niej innym imieniem, niż jej własne. Spojrzała na niego, zabawnie wyginając usta w podkówkę.
- Jeśli chodzi o Krukonów, to z tego co zdążyłam się w życiu nasłuchać, wypada im tylko siedzieć cały dzień w bibliotece i tłuc się o funkcję prefekta tak, jakby od tego zależało ich życie. - wyszczerzyła się. Cóż, miała całkiem zabawną rodzinkę. Jakoś przeboleli, że nie była w Slytherinie. Ravenclaw nie był taki znowu tragiczny. Gorzej było ze szlabanami, O z wróżbiarstwa na trzecim roku i z tego typu sprawami.
- A ja płakać w łazience, że dostałam za esej PO a nie W. - wyszczerzyła się, zastanawiając przy tym, jak można wymyślić coś tak głupiego. A bywali tacy ludzie...
Okej, w porządku, dom może być wyznacznikiem pewnych rzeczy, ale nie przesadzajmy.
Marcela spojrzała na chłopaka, który mówił z papierosem w buzi. No, ona sama tak nie umiała, więc nawet doceniała tę sztukę.
- Jakim? - spytała, zanim chłopak dokończył. - [/b]Mary? Na gacie Merlina, nie wiem czy to zdzierżę.[/b] - powiedziała niby żartem, ale nie lubiła tego zdrobnienia. Czuła się tak, jakby ktoś zwracał się do niej innym imieniem, niż jej własne. Spojrzała na niego, zabawnie wyginając usta w podkówkę.
- Jerome Drake
Re: Spory Balkon
Wto Mar 08, 2016 4:05 pm
Zaśmiał się.
- Właściwie to ci gratuluję, że nie dałaś sobie wejść na głowę jak reszta - rzucił mimochodem i puścił do niej oko.
Cieszył się, że może dla odmiany porozmawiać z dziewczyną w niebieskim mundurku, która widzi coś poza opasłymi tomiszczami targanymi z biblioteki. On potrafił przeczytać je i zapamiętać w kilka godzin. No i? To było naprawdę takie ważne, by wbić sobie do głowy kilka formułek? Stawało się od tego lepszym człowiekiem? Nie.
Zwykłe marnowanie czasu.
- Są ważniejsze rzeczy niż kolejny podręcznik do przemielenia. Tak, jakby zaklęcie zmieniające krzesło w pluszaka, czy też na odwrót, było czymś, co koniecznie muszą znać, bo inaczej świat się zawali. - W sumie, ta wypowiedź miała pozostać w sferze jego przemyśleń, ale skoro i tak wygłaszał już swoją opinię na temat kujoństwa Krukonów, a rozmówczyni nie wydawała się mieć mu za złe takiego podejścia to czemu nie podzielić się i tym.
Zaśmiał się wesoło, gdy wygięła buzię w podkówkę.
- Coś za coś. Niczego za darmo na tym świecie nie dają. To jak Mary, będę Jerrym czy Farciarzem? - Uśmiechnął się do niej szelmowsko i wyrzucił przez balkon dopalonego już papierosa. Wyciągnął do niej rękę, jakby mieli zawrzeć jakąś umowę. W sumie, poniekąd tak było.
- Właściwie to ci gratuluję, że nie dałaś sobie wejść na głowę jak reszta - rzucił mimochodem i puścił do niej oko.
Cieszył się, że może dla odmiany porozmawiać z dziewczyną w niebieskim mundurku, która widzi coś poza opasłymi tomiszczami targanymi z biblioteki. On potrafił przeczytać je i zapamiętać w kilka godzin. No i? To było naprawdę takie ważne, by wbić sobie do głowy kilka formułek? Stawało się od tego lepszym człowiekiem? Nie.
Zwykłe marnowanie czasu.
- Są ważniejsze rzeczy niż kolejny podręcznik do przemielenia. Tak, jakby zaklęcie zmieniające krzesło w pluszaka, czy też na odwrót, było czymś, co koniecznie muszą znać, bo inaczej świat się zawali. - W sumie, ta wypowiedź miała pozostać w sferze jego przemyśleń, ale skoro i tak wygłaszał już swoją opinię na temat kujoństwa Krukonów, a rozmówczyni nie wydawała się mieć mu za złe takiego podejścia to czemu nie podzielić się i tym.
Zaśmiał się wesoło, gdy wygięła buzię w podkówkę.
- Coś za coś. Niczego za darmo na tym świecie nie dają. To jak Mary, będę Jerrym czy Farciarzem? - Uśmiechnął się do niej szelmowsko i wyrzucił przez balkon dopalonego już papierosa. Wyciągnął do niej rękę, jakby mieli zawrzeć jakąś umowę. W sumie, poniekąd tak było.
- Marceline Flint
Re: Spory Balkon
Wto Mar 08, 2016 4:36 pm
Nie do końca wiedziała, co chłopak miał na myśli. Nie uważała, że większość Krukonów była taka, jak opisywali - w końcu takich osób był niewielki procent. Przemknęła jej przez głowę myśl o dziadkach, ale przecież o nich nie wiedział, to niby jak mógłby do nich nawiązywać?
- Z tą resztą może trochę przesada... No, chyba że naprawdę uważasz, że wszyscy niebiescy to zamknięte w świecie książek cioty. Ekhm, to znaczy wiadomo, że nie ja. - chrząknęła, zaciągając się po raz ostatni papierosem i skrzywiła się lekko, czując smak palonego filtra. Cóż, często jej się zdarzało się zwracać uwagi na to, ile papierosa zostało. Wyrzuciła niedopałek za balkon.
Dla Marceli formułki raczej nie miały większego znaczenia. Nie uznawała ich za sens życia. Jasne, lubiła sobie poczytać coś ciekawego, zapamiętywała raczej bez wysiłku, ale wyniki w nauce nie interesowały jej za bardzo. Przecież fakt, że nie wykuła czegoś na pamięć nie znaczy, że jest mniej wartościowym człowiekiem.
Poza tym - jeśli już chodzi o czytanie, to zdecydowanie bardziej wolała czytać nuty. Tymi zresztą miała zazwyczaj wypełnioną torbę.
- Masz rację. Ale wiesz, dla niektórych świat się kończy, jak raz na całą edukację nie napiszą eseju. - Marcela nie czuła się bynajmniej urażona, więc mogła spokojnie kontynuować temat. W końcu ona nie należała do takich osób, to co jej szkodził ten sam kolor mundurka?
Marcela stanęła znów na balkonie, naprzeciwko chłopaka. Nie podała mu jednak ręki, dopóki nie sprostowała kwestii imienia.
- Jeśli ma być Mary za Jerry'ego, to już wolę tego Farciarza. Albo po prostu Jerome, nie wiem. Ale serio, nie Mary. To brzmi tak, jakbyś... nie wiem, do jakiejś Alice zwracał się per Clementine.
- Z tą resztą może trochę przesada... No, chyba że naprawdę uważasz, że wszyscy niebiescy to zamknięte w świecie książek cioty. Ekhm, to znaczy wiadomo, że nie ja. - chrząknęła, zaciągając się po raz ostatni papierosem i skrzywiła się lekko, czując smak palonego filtra. Cóż, często jej się zdarzało się zwracać uwagi na to, ile papierosa zostało. Wyrzuciła niedopałek za balkon.
Dla Marceli formułki raczej nie miały większego znaczenia. Nie uznawała ich za sens życia. Jasne, lubiła sobie poczytać coś ciekawego, zapamiętywała raczej bez wysiłku, ale wyniki w nauce nie interesowały jej za bardzo. Przecież fakt, że nie wykuła czegoś na pamięć nie znaczy, że jest mniej wartościowym człowiekiem.
Poza tym - jeśli już chodzi o czytanie, to zdecydowanie bardziej wolała czytać nuty. Tymi zresztą miała zazwyczaj wypełnioną torbę.
- Masz rację. Ale wiesz, dla niektórych świat się kończy, jak raz na całą edukację nie napiszą eseju. - Marcela nie czuła się bynajmniej urażona, więc mogła spokojnie kontynuować temat. W końcu ona nie należała do takich osób, to co jej szkodził ten sam kolor mundurka?
Marcela stanęła znów na balkonie, naprzeciwko chłopaka. Nie podała mu jednak ręki, dopóki nie sprostowała kwestii imienia.
- Jeśli ma być Mary za Jerry'ego, to już wolę tego Farciarza. Albo po prostu Jerome, nie wiem. Ale serio, nie Mary. To brzmi tak, jakbyś... nie wiem, do jakiejś Alice zwracał się per Clementine.
- Jerome Drake
Re: Spory Balkon
Wto Mar 08, 2016 5:04 pm
Pokręcił głową.
- Nie, nie wszyscy, ale spora część Krukonów podporządkowuje się temu przekonaniu i przyczynia się do takiego właśnie obrazu o was. - Wzruszył ramionami, zahaczając kciuk jednej z rąk o kieszeń.
Zachichotał.
- Nie przystąpiłem do testu z Historii Magii na SUMach i jakoś żyję. - Zaśmiał się. - Chętnie zobaczę tych ludzi po ukończeniu szkoły, jak zaczną płakać nad nawałem zadań w pracy, których nie będą mogli dopiąć na ostatni guzik - parsknął, ale jego oczy trochę posmutniały.
Przed oczami stanęli mu rodzice, dla których praca zawsze była na pierwszym miejscu i ich ciągłe narzekanie na jego kiepskie wyniki w nauce oraz kolejne wybryki. Szkoda tylko, że nigdy nie dali mu dobrego powodu by przestał. Przecież tylko wtedy zwracali na niego uwagę. Teraz już go to aż tak nie obchodziło, jednak tamten ból nadal tkwił w nim jak drzazga.
Uniósł brwi, widząc jej nagły wybuch odnośnie imienia.
Chyba trafiłem w czuły punkt.
Wybuchnął nagle śmiechem i splótł ręce za głową, po czym się rozprostował. Rozważał przez moment, czy powinien od razu ustąpić, czy jednak pograć jeszcze trochę na nerwach Flint, jednak zdecydował się w końcu, że nie będzie jej tym męczył... na razie.
- W takim razie Jerome, panno Marceline. - Skłonił się uczynnie z nieschodzącym z twarzy szerokim uśmiechem.
Niestety, pewnej dozy złośliwości po prostu nie dało się z niego wyplewić.
- A z nazywaniem Alice Clementine chyba nawet spróbuję. Jej reakcja może być całkiem zabawna. - Przyłożył palec wskazujący do dolnej wargi i udał, że się zastanawia.
Biedna Flint już podpisała wyrok na Hughes.
- Nie, nie wszyscy, ale spora część Krukonów podporządkowuje się temu przekonaniu i przyczynia się do takiego właśnie obrazu o was. - Wzruszył ramionami, zahaczając kciuk jednej z rąk o kieszeń.
Zachichotał.
- Nie przystąpiłem do testu z Historii Magii na SUMach i jakoś żyję. - Zaśmiał się. - Chętnie zobaczę tych ludzi po ukończeniu szkoły, jak zaczną płakać nad nawałem zadań w pracy, których nie będą mogli dopiąć na ostatni guzik - parsknął, ale jego oczy trochę posmutniały.
Przed oczami stanęli mu rodzice, dla których praca zawsze była na pierwszym miejscu i ich ciągłe narzekanie na jego kiepskie wyniki w nauce oraz kolejne wybryki. Szkoda tylko, że nigdy nie dali mu dobrego powodu by przestał. Przecież tylko wtedy zwracali na niego uwagę. Teraz już go to aż tak nie obchodziło, jednak tamten ból nadal tkwił w nim jak drzazga.
Uniósł brwi, widząc jej nagły wybuch odnośnie imienia.
Chyba trafiłem w czuły punkt.
Wybuchnął nagle śmiechem i splótł ręce za głową, po czym się rozprostował. Rozważał przez moment, czy powinien od razu ustąpić, czy jednak pograć jeszcze trochę na nerwach Flint, jednak zdecydował się w końcu, że nie będzie jej tym męczył... na razie.
- W takim razie Jerome, panno Marceline. - Skłonił się uczynnie z nieschodzącym z twarzy szerokim uśmiechem.
Niestety, pewnej dozy złośliwości po prostu nie dało się z niego wyplewić.
- A z nazywaniem Alice Clementine chyba nawet spróbuję. Jej reakcja może być całkiem zabawna. - Przyłożył palec wskazujący do dolnej wargi i udał, że się zastanawia.
Biedna Flint już podpisała wyrok na Hughes.
- Marceline Flint
Re: Spory Balkon
Wto Mar 08, 2016 5:38 pm
- Cóż, to trochę smutne. Chociaż z drugiej strony, to ja mogę być uznawana za ten nikły procent, kalający nieposzlakowaną opinię tego wspaniałego domu. Merlinie, chyba naprawdę tak jest. - dziewczyna zdała sobie sprawę z tego faktu dopiero, gdy powiedziała o tym na głos. Nie, żeby się przejmowała - bycie buntowniczką było dla niej całkiem w porządku. Bo za taką była uznawana, chociaż raczej się na tym nie skupiała. Bo po co? Mimo to poczuła swego rodzaju dumę.
- Ja miałam O z wróżbiarstwa. Może dlatego, że grzebałam łyżeczką w fusach pół lekcji i powiedziałam, że wyglądają jak smarki trolla, ale mogę nie mylić... - wyszczerzyła się. Może i nie powinna być dumna z tej oceny, ale płakać też nie miała zamiaru, a poza tym... Po czterech latach to nie był przecież powód do załamywania się, a co najwyżej zabawne wspomnienie. Życia jej to nie zniszczyło w każdym razie. Dziadkowie w każdym razie nie byli zbyt zadowoleni, ale to chyba nawet sprawiało, że ocena jej nie przeszkadzała. Nie zależało jej specjalnie na zgodzie z nimi. W końcu była zdrajczynią krwi, nie?
- Pff, nie śmiej się ze mnie. - skrzyżowała ręce i uniosła głowę, chcąc spojrzeć na chłopaka z góry. I to "z góry" jak najbardziej metaforycznie, bo jako zwyczajny w świecie kurdupel na zbyt wiele osób z góry patrzeć nie mogła.
- Bardzo miło poznać, panie Jerome. - dygnęła, łapiąc za rąbek sukienki i uśmiechnęła się.
- A to już nie moja sprawa, chociaż wiesz, imię Alice miało być tylko przykładem... No nic, nieważne. - powiedziała pogodnie i wzruszyła ramionami. Co złe to nie ona, nie?
- Ja miałam O z wróżbiarstwa. Może dlatego, że grzebałam łyżeczką w fusach pół lekcji i powiedziałam, że wyglądają jak smarki trolla, ale mogę nie mylić... - wyszczerzyła się. Może i nie powinna być dumna z tej oceny, ale płakać też nie miała zamiaru, a poza tym... Po czterech latach to nie był przecież powód do załamywania się, a co najwyżej zabawne wspomnienie. Życia jej to nie zniszczyło w każdym razie. Dziadkowie w każdym razie nie byli zbyt zadowoleni, ale to chyba nawet sprawiało, że ocena jej nie przeszkadzała. Nie zależało jej specjalnie na zgodzie z nimi. W końcu była zdrajczynią krwi, nie?
- Pff, nie śmiej się ze mnie. - skrzyżowała ręce i uniosła głowę, chcąc spojrzeć na chłopaka z góry. I to "z góry" jak najbardziej metaforycznie, bo jako zwyczajny w świecie kurdupel na zbyt wiele osób z góry patrzeć nie mogła.
- Bardzo miło poznać, panie Jerome. - dygnęła, łapiąc za rąbek sukienki i uśmiechnęła się.
- A to już nie moja sprawa, chociaż wiesz, imię Alice miało być tylko przykładem... No nic, nieważne. - powiedziała pogodnie i wzruszyła ramionami. Co złe to nie ona, nie?
- Jerome Drake
Re: Spory Balkon
Wto Mar 08, 2016 6:15 pm
Może i bycie buntownikiem wedle większości kalało dobre imię Ravenclawu, ale bynajmniej nie w przekonaniu Jerome. Dla niego takie wybryki były raczej powodem do szacunku i uznania. Choć z drugiej strony, jego osoba była za to skazą na obrazie Hufflepuff, więc być może wkupienie się w jego łaski nie było wcale niczym dobrym.
Parsknął śmiechem, słysząc historię z wróżbiarstwem i nawet dwukrotnie zaklaskał z uznaniem.
- Szkoda, że nie docenili twojej szczerości - rzucił z sarkazmem.
Spoglądanie z góry na blondyna, który nawet połowę swoich kolegów znacznie przewyższał w dosłownym tego słowa (słów) znaczeniu nie miało więc racji bytu. Niemniej jednak, ogólny przekaz do niego dotarł, co chyba tylko sprawiło, że jeszcze bardziej było mu do śmiechu.
Marceline przypominała mu teraz małą dziewczynkę, która tupała nóżkami krzycząc do dorosłych naokoło, że mają ją traktować poważnie.
Niemniej jednak, wziął się w garść i uciszył.
Dalszej części rozmowy w żaden sposób nie skomentował, bo jego myśli pognały już swoim własnym torem.
Oderwał się od ściany i stanął przy poręczy, kładąc na niej obie ręce. Wbił spojrzenie w Zakazany Las.
- Byłaś tam kiedyś? - rzucił ni z tego, ni z owego, wskazując las podbródkiem.
Drake już kiedyś się do niego zapuszczał z kumplem, jednak to było lata temu i stchórzyli jeszcze zanim na dobre się do niego zapuścili. Jerome do dzisiaj nie wiedział, co wtedy zobaczyli i nie mogło mu to dać spokoju. Pewnie dlatego teraz znowu zaczynał planować tę nielegalną eskapadę.
Ciekawość była jednak jego słabością. Zaraz po kobietach.
Parsknął śmiechem, słysząc historię z wróżbiarstwem i nawet dwukrotnie zaklaskał z uznaniem.
- Szkoda, że nie docenili twojej szczerości - rzucił z sarkazmem.
Spoglądanie z góry na blondyna, który nawet połowę swoich kolegów znacznie przewyższał w dosłownym tego słowa (słów) znaczeniu nie miało więc racji bytu. Niemniej jednak, ogólny przekaz do niego dotarł, co chyba tylko sprawiło, że jeszcze bardziej było mu do śmiechu.
Marceline przypominała mu teraz małą dziewczynkę, która tupała nóżkami krzycząc do dorosłych naokoło, że mają ją traktować poważnie.
Niemniej jednak, wziął się w garść i uciszył.
Dalszej części rozmowy w żaden sposób nie skomentował, bo jego myśli pognały już swoim własnym torem.
Oderwał się od ściany i stanął przy poręczy, kładąc na niej obie ręce. Wbił spojrzenie w Zakazany Las.
- Byłaś tam kiedyś? - rzucił ni z tego, ni z owego, wskazując las podbródkiem.
Drake już kiedyś się do niego zapuszczał z kumplem, jednak to było lata temu i stchórzyli jeszcze zanim na dobre się do niego zapuścili. Jerome do dzisiaj nie wiedział, co wtedy zobaczyli i nie mogło mu to dać spokoju. Pewnie dlatego teraz znowu zaczynał planować tę nielegalną eskapadę.
Ciekawość była jednak jego słabością. Zaraz po kobietach.
- Marceline Flint
Re: Spory Balkon
Wto Mar 08, 2016 6:48 pm
- Chcieli stłamsić mój talent jasnowidzenia. - powiedziała z udawanym smutkiem, jednak już po kilku sekundach cieszyła michę tak jak poprzednio. Może niektórzy Krukoni uznaliby tę historię za skazę na honorze, ale ona jakoś nie rozpaczała.
Marcela domyślała się, że Puchon zareaguje tak na jej wielki foch. Właściwie, to gdy się nie obrażała na serio, większość osób tak reagowała. W końcu co mogła zrobić taka pocieszna, mała istotka z uroczą buzią, aureolką blond włosów i pogodnym usposobieniu?
Cóż, przy nieodpowiednim postępowaniu - wpakować do skrzydła szpitalnego.
Pomilczeli sobie przez chwilę, a Marcela oparła się o poręcz i z braku innego zajęcia przyglądała się widokowi.
Kiedy chłopak zadał pytanie, spojrzała na niego kątem oka. Wyjęła paczkę papierosów, wzięła jednego i wyciągnęła paczkę do Jerry'ego.
- Fajeczka? - spytała. - I mógłbyś pożyczyć ognia, ten, nie miotacz tylko to. No. Ognia, znaczy się. - zamotała się, po czym uśmiechnęła się uroczo, by jakoś ten fakt załagodzić. Niby mogła odpalić różdżką, ale po co?
- A wracając do tematu... no, zdarzyło mi się. Okolice pierwszego roku, tyle tylko, że byłam sama, więc zbyt długo nie pozwiedzałam - stwierdziła zwyczajnym tonem, po czym posłała chłopakowi zaciekawione spojrzenie. - A skąd to pytanie?
I uśmiechnęła się niemal łobuzersko.
Marcela domyślała się, że Puchon zareaguje tak na jej wielki foch. Właściwie, to gdy się nie obrażała na serio, większość osób tak reagowała. W końcu co mogła zrobić taka pocieszna, mała istotka z uroczą buzią, aureolką blond włosów i pogodnym usposobieniu?
Cóż, przy nieodpowiednim postępowaniu - wpakować do skrzydła szpitalnego.
Pomilczeli sobie przez chwilę, a Marcela oparła się o poręcz i z braku innego zajęcia przyglądała się widokowi.
Kiedy chłopak zadał pytanie, spojrzała na niego kątem oka. Wyjęła paczkę papierosów, wzięła jednego i wyciągnęła paczkę do Jerry'ego.
- Fajeczka? - spytała. - I mógłbyś pożyczyć ognia, ten, nie miotacz tylko to. No. Ognia, znaczy się. - zamotała się, po czym uśmiechnęła się uroczo, by jakoś ten fakt załagodzić. Niby mogła odpalić różdżką, ale po co?
- A wracając do tematu... no, zdarzyło mi się. Okolice pierwszego roku, tyle tylko, że byłam sama, więc zbyt długo nie pozwiedzałam - stwierdziła zwyczajnym tonem, po czym posłała chłopakowi zaciekawione spojrzenie. - A skąd to pytanie?
I uśmiechnęła się niemal łobuzersko.
- Jerome Drake
Re: Spory Balkon
Sro Mar 09, 2016 4:11 pm
Jerome też nigdy nie mógł się poszczycić dobrymi wynikami z Wróżbiarstwa. Kompletnie się na tym nie znał, nie obchodziło go i omijał szerokim łukiem.
Jakiś dalszy krewny próbował go kiedyś namówić na rozwijanie domniemanego talentu (Drake nie miał pojęcia, skąd wujaszek go sobie ubzdurał) jednak wszystkie próby spełzły na niczym. Blondyna zwyczajnie to nie pociągało i nigdy nie zdecydował się na zajęcia z tego przedmiotu. Na szczęście one przynajmniej nie były obowiązkowe. Z drugiej jednak strony, ciekawe jakimi zabawnymi historiami on mógłby się teraz poszczycić.
Zerknął na wyciągniętą w jego stronę paczkę i pokręcił głową.
- Nie, dzięki. Nie palę na tyle często, by się teraz skusić. - Wzruszył ramionami, ale na wspomnienie o ogniu, usłużnie wyjął z kieszeni zapalniczkę i wyciągnął w jej stronę już zapaloną.
- Zapalniczkę - poprawił, nic sobie nie robiąc z jej usilnych prób przypomnienia sobie prawidłowej nazwy.
Po jej odpowiedzi znowu szeroko się uśmiechnął i nachylił do niej, by zapytać konspiracyjnym szeptem.
- Ponieważ właśnie zacząłem się zastanawiać, czy nie zechciałaby mi towarzyszyć panienka w najbliższym mało legalnym spacerze. - Puściła do niej oko i znowu się wyprostował.
Chciał by brzmiało to łobuzersko i całkowicie neutralnie. Przecież nie mógł jej przyznać, że pod tym względem jej osoba spadła mu jak z nieba.
Jakiś dalszy krewny próbował go kiedyś namówić na rozwijanie domniemanego talentu (Drake nie miał pojęcia, skąd wujaszek go sobie ubzdurał) jednak wszystkie próby spełzły na niczym. Blondyna zwyczajnie to nie pociągało i nigdy nie zdecydował się na zajęcia z tego przedmiotu. Na szczęście one przynajmniej nie były obowiązkowe. Z drugiej jednak strony, ciekawe jakimi zabawnymi historiami on mógłby się teraz poszczycić.
Zerknął na wyciągniętą w jego stronę paczkę i pokręcił głową.
- Nie, dzięki. Nie palę na tyle często, by się teraz skusić. - Wzruszył ramionami, ale na wspomnienie o ogniu, usłużnie wyjął z kieszeni zapalniczkę i wyciągnął w jej stronę już zapaloną.
- Zapalniczkę - poprawił, nic sobie nie robiąc z jej usilnych prób przypomnienia sobie prawidłowej nazwy.
Po jej odpowiedzi znowu szeroko się uśmiechnął i nachylił do niej, by zapytać konspiracyjnym szeptem.
- Ponieważ właśnie zacząłem się zastanawiać, czy nie zechciałaby mi towarzyszyć panienka w najbliższym mało legalnym spacerze. - Puściła do niej oko i znowu się wyprostował.
Chciał by brzmiało to łobuzersko i całkowicie neutralnie. Przecież nie mógł jej przyznać, że pod tym względem jej osoba spadła mu jak z nieba.
- Marceline Flint
Re: Spory Balkon
Sro Mar 09, 2016 4:29 pm
Marcela wzruszyła ramionami na jego odmowę, zamykając paczkę i chowając ją.
- Łe, no trudno. - skwitowała, po czym włożyła peta w zęby. No, ona jakoś nie miała problemu z częstotliwością palenia. Raz mogła jednego za drugim, czasem jeden, czasem nawet wcale. Kiedy jednak rozmawiała z kimś, lubiła sobie puścić dymek. Właściwie, palacze jakoś łatwiej nawiązywali kontakt, gdy akurat spotykali się na papierosie - dla Marceli to była reguła. A to ktoś nie miał ognia, bo różdżka gdzieś została, a to coś tam... W ten sposób można było poznać wiele osób, wbrew pozorom.
Zresztą, poniekąd tak właśnie zaczęła rozmowę z Jeromem, prawda. Od tego, czy ma ogień, albo raczej - co to za przedziwne cudactwo, z którego bucha ogień.
- Zapalniczka! No, właśnie o to mi chodziło - Marcela złapała się ręką za czoło, po czym przysunęła się z petem do Jeroma, albo raczej jego zapalniczki (XD) i zaciągnęła się, żeby papieros się podpalił. - Dziękuję ślicznie. - uśmiechnęła się, wypuszczając dym z płuc i łapiąc papierosa między palec wskazujący a środkowy.
Kiedy chłopak nachylił się do niej, ona wysłuchała jego propozycji, a gdy skończył mówić, spojrzała na niego z miną wskazującą na to, że głęboko się zastanawia.
- Czyli mówisz, że chcesz zabrać mnie - Krukonkę - na quasi randkę, w dodatku w miejsce, w którym nie powinno nas nigdy być. Dobrze rozumiem? - spytała poważnym tonem, chcąc wkręcić Puchona, ale wybuch jej śmiechu zepsuł efekt. No trudno. Zaciągnęła się papierosem, ciesząc michę.
- Łe, no trudno. - skwitowała, po czym włożyła peta w zęby. No, ona jakoś nie miała problemu z częstotliwością palenia. Raz mogła jednego za drugim, czasem jeden, czasem nawet wcale. Kiedy jednak rozmawiała z kimś, lubiła sobie puścić dymek. Właściwie, palacze jakoś łatwiej nawiązywali kontakt, gdy akurat spotykali się na papierosie - dla Marceli to była reguła. A to ktoś nie miał ognia, bo różdżka gdzieś została, a to coś tam... W ten sposób można było poznać wiele osób, wbrew pozorom.
Zresztą, poniekąd tak właśnie zaczęła rozmowę z Jeromem, prawda. Od tego, czy ma ogień, albo raczej - co to za przedziwne cudactwo, z którego bucha ogień.
- Zapalniczka! No, właśnie o to mi chodziło - Marcela złapała się ręką za czoło, po czym przysunęła się z petem do Jeroma, albo raczej jego zapalniczki (XD) i zaciągnęła się, żeby papieros się podpalił. - Dziękuję ślicznie. - uśmiechnęła się, wypuszczając dym z płuc i łapiąc papierosa między palec wskazujący a środkowy.
Kiedy chłopak nachylił się do niej, ona wysłuchała jego propozycji, a gdy skończył mówić, spojrzała na niego z miną wskazującą na to, że głęboko się zastanawia.
- Czyli mówisz, że chcesz zabrać mnie - Krukonkę - na quasi randkę, w dodatku w miejsce, w którym nie powinno nas nigdy być. Dobrze rozumiem? - spytała poważnym tonem, chcąc wkręcić Puchona, ale wybuch jej śmiechu zepsuł efekt. No trudno. Zaciągnęła się papierosem, ciesząc michę.
- Jerome Drake
Re: Spory Balkon
Sro Mar 09, 2016 4:46 pm
Przypatrywał jej się z zaciekawieniem, gdy zaczęła się zastanawiać. Jej poważny ton nieco go zaskoczył, ale nie okazał tego w żaden sposób, poza uniesieniem brwi. Uśmiechnął się szelmowsko.
- To ty to pierwsza nazwałaś randką. - Wyszczerzył się, mrużąc jasne ślepia.
- Ja po prostu zaproponowałem wyjście, które możesz odbierać, jak zechcesz. - Wzruszył niby obojętnie ramionami, widząc już po jej śmiechu, że próbowała go wkręcić. Problem w tym, że to było za mało, żeby Jerome stracił rezon i się zmieszał. Oczywiście, wprowadzenie go w taki stan było możliwe, ale na pewno nie przez wkładanie mu do ust słów, których nie powiedział i na pewno nie o randkach. Z ich powodu nigdy nie panikował. Co najwyżej dostawał w twarz, ale nie panikował.
- To jak? - Uśmiechnął się do niej jednym kącikiem. - Wchodzisz w to? Tym razem oboje będziemy mieli okazję zobaczyć coś więcej niż kilka zeschłych patyków widocznych z pierwszej linii drzew. - Nie dawał tego po sobie poznać, ale naprawdę napalił się już na ten pomysł i nie chciał odpuścić. Może i nie zamierzał nalegać na to, by to własnie panna Flint mu w tej wycieczce towarzyszyła, ale sam chciał się tam wybrać na pewno.
- To ty to pierwsza nazwałaś randką. - Wyszczerzył się, mrużąc jasne ślepia.
- Ja po prostu zaproponowałem wyjście, które możesz odbierać, jak zechcesz. - Wzruszył niby obojętnie ramionami, widząc już po jej śmiechu, że próbowała go wkręcić. Problem w tym, że to było za mało, żeby Jerome stracił rezon i się zmieszał. Oczywiście, wprowadzenie go w taki stan było możliwe, ale na pewno nie przez wkładanie mu do ust słów, których nie powiedział i na pewno nie o randkach. Z ich powodu nigdy nie panikował. Co najwyżej dostawał w twarz, ale nie panikował.
- To jak? - Uśmiechnął się do niej jednym kącikiem. - Wchodzisz w to? Tym razem oboje będziemy mieli okazję zobaczyć coś więcej niż kilka zeschłych patyków widocznych z pierwszej linii drzew. - Nie dawał tego po sobie poznać, ale naprawdę napalił się już na ten pomysł i nie chciał odpuścić. Może i nie zamierzał nalegać na to, by to własnie panna Flint mu w tej wycieczce towarzyszyła, ale sam chciał się tam wybrać na pewno.
- Marceline Flint
Re: Spory Balkon
Sro Mar 09, 2016 5:00 pm
- Quasi randką, Jerry. Quasi. - powiedziała, przyjmując protekcjonalny ton stereotypowej, nadętej Krukonki.
Zamilkła jeszcze na chwilę, jakby zastanawiając się po raz kolejny.
- Odbiorę to w takim razie jako sprawdzenie mnie, czy na pewno nie jestem taka drętwa, jak spora część Krukonów. Może być? - zapytała, nawiązując do wcześniejszego tematu. Nie, żeby czuła potrzebę udowadniania komukolwiek czegokolwiek. W końcu skoro ktoś ocenia ją przez pryzmat całego domu, a nie jej osoby, to co ją taki ktoś obchodzi? Nie to, żeby się spodziewała tego po Puchonie. Po prostu uznała, że w jego towarzystwie może spokojnie rzucać tego typu tekstami, bez bycia posądzoną o swoista mowę nienawiści wobec któregoś z domów. No, w końcu i tak najbardziej czepiała się tego, w którym była, ale cóż.
- Hm, wiesz co? Niech będzie. A co mi tam. Ktoś musi młodszego kolegę przypilnować, prawda? - powiedziała, po czym zaciągnęła się papierosem, patrząc na chłopaka badawczo. Właściwie, to Jerry mógłby odebrać to na serio, bo tym razem Marcela nie okazała po sobie żadnej oznaki rozbawienia.
Zamilkła jeszcze na chwilę, jakby zastanawiając się po raz kolejny.
- Odbiorę to w takim razie jako sprawdzenie mnie, czy na pewno nie jestem taka drętwa, jak spora część Krukonów. Może być? - zapytała, nawiązując do wcześniejszego tematu. Nie, żeby czuła potrzebę udowadniania komukolwiek czegokolwiek. W końcu skoro ktoś ocenia ją przez pryzmat całego domu, a nie jej osoby, to co ją taki ktoś obchodzi? Nie to, żeby się spodziewała tego po Puchonie. Po prostu uznała, że w jego towarzystwie może spokojnie rzucać tego typu tekstami, bez bycia posądzoną o swoista mowę nienawiści wobec któregoś z domów. No, w końcu i tak najbardziej czepiała się tego, w którym była, ale cóż.
- Hm, wiesz co? Niech będzie. A co mi tam. Ktoś musi młodszego kolegę przypilnować, prawda? - powiedziała, po czym zaciągnęła się papierosem, patrząc na chłopaka badawczo. Właściwie, to Jerry mógłby odebrać to na serio, bo tym razem Marcela nie okazała po sobie żadnej oznaki rozbawienia.
- Jerome Drake
Re: Spory Balkon
Sro Mar 09, 2016 5:27 pm
Skrzywił się lekko słysząc jak nazywa go Jerry, ale tego nie skomentował. Nie zamierzał się wykłócać o głupie zdrobnienie, które go przecież aż tak nie bolało. Z resztą, ryzykowałby tym, że dziewczyna z przekory zacznie go tak nazywać, by pograć mu trochę na nerwach.
Uśmiechnął się szerzej, gdy przedstawiła mu w końcu swój prawdziwy obraz tej wyprawy. Nie żeby miał coś przeciwko nazwaniu tego "randką" jednak miał wrażenie, że nie jest to coś, na co Marceline miała teraz ochotę. Ich relacja za bardzo przypominała teraz kumplowanie się by jasnowłosa ot tak wpadła mu w ramiona jako potencjalna druga połówka. To byłoby za łatwe, czyż nie?
- Ależ oczywiście, moja droga buntowniczko - odparł z udawaną powagą i skinieniem głowy.
Przewrócił oczami, słysząc przytyk na temat jego wieku, a zaraz potem się zaśmiał i zrobił zaskoczoną minę.
- Już myślałem, że nie masz nic z Krukona, a tu proszę. Panna odpowiedzialna chce mnie pilnować, żebym sobie krzywdy nie zrobił. - Na ripostę z jego strony zwykle nie trzeba było długo czekać.
Po jego minie było doskonale widać, że nie zamierza jej urazić. To był zwyczajny pstryczek w nos. Ząb za ząb, jak to mówią.
- W takim razie, jesteśmy umówieni. - Uśmiechnął się do niej szeroko i odepchnął od barierki.
Miał jeszcze kilka spraw do załatwienia i musiał się powoli zbierać.
Uśmiechnął się szerzej, gdy przedstawiła mu w końcu swój prawdziwy obraz tej wyprawy. Nie żeby miał coś przeciwko nazwaniu tego "randką" jednak miał wrażenie, że nie jest to coś, na co Marceline miała teraz ochotę. Ich relacja za bardzo przypominała teraz kumplowanie się by jasnowłosa ot tak wpadła mu w ramiona jako potencjalna druga połówka. To byłoby za łatwe, czyż nie?
- Ależ oczywiście, moja droga buntowniczko - odparł z udawaną powagą i skinieniem głowy.
Przewrócił oczami, słysząc przytyk na temat jego wieku, a zaraz potem się zaśmiał i zrobił zaskoczoną minę.
- Już myślałem, że nie masz nic z Krukona, a tu proszę. Panna odpowiedzialna chce mnie pilnować, żebym sobie krzywdy nie zrobił. - Na ripostę z jego strony zwykle nie trzeba było długo czekać.
Po jego minie było doskonale widać, że nie zamierza jej urazić. To był zwyczajny pstryczek w nos. Ząb za ząb, jak to mówią.
- W takim razie, jesteśmy umówieni. - Uśmiechnął się do niej szeroko i odepchnął od barierki.
Miał jeszcze kilka spraw do załatwienia i musiał się powoli zbierać.
- Marceline Flint
Re: Spory Balkon
Sro Mar 09, 2016 5:56 pm
Marcela zauważyła, że na zdrobnienie "Jerry" chłopak delikatnie się krzywi, nie miała jednak zamiaru tak do niego mówić cały czas. Wtedy chciała tylko podkreślić efekt, ale kto wie, jeśli chłopak jej czymś podpadnie, to może jednak znów z Jerome zostanie przechrzczony na Jerry.
Marceline zaśmiała się, słysząc o tej "mojej drogiej buntowniczce", zatem zachowanie powagi w tej części rozmowy niezbyt się udało.
Nie spodziewała się, że chłopak się obrazi na ten tekst o młodszym koledze, ale gdy przewrócił oczami - jeszcze zanim roześmiał się na głos - prawie w to uwierzyła.
- Panna odpowiedzialna chce mnie pilnować - przedrzeźniła go, marszcząc nos zabawnie. - Jakiś pretekst muszę mieć, nie? Więc się już się tak nie stresuj, słonko. - powiedziała i mrugnęła do niego, po czym nastąpił z jej strony kolejny wybuch śmiechu. On nie zamierzał jej urazić, ona się nie obrażała, zatem układ działał dobrze.
- Dobra, w porządku, szczegóły dogramy później. Ale w razie gdybyś miał zdezerterować to napisz mi wcześniej sowę. - wyszczerzyła się. Kolejna prowokacja. Właściwie, lubiła taki tryb rozmowy.
Marcela przez całą tę rozmowę popalała papierosa. Teraz zaciągnęła się po raz ostatni i kolejny niedopałek wyrzuciła.
- Dobra, plan na to, jak doprowadzić do wyrzucenia nas ze szkoły załatwiony, szlugi spalone, trzeba się powoli zwijać. - rzuciła, patrząc jeszcze na widok rozciągający się na dole.
Marceline zaśmiała się, słysząc o tej "mojej drogiej buntowniczce", zatem zachowanie powagi w tej części rozmowy niezbyt się udało.
Nie spodziewała się, że chłopak się obrazi na ten tekst o młodszym koledze, ale gdy przewrócił oczami - jeszcze zanim roześmiał się na głos - prawie w to uwierzyła.
- Panna odpowiedzialna chce mnie pilnować - przedrzeźniła go, marszcząc nos zabawnie. - Jakiś pretekst muszę mieć, nie? Więc się już się tak nie stresuj, słonko. - powiedziała i mrugnęła do niego, po czym nastąpił z jej strony kolejny wybuch śmiechu. On nie zamierzał jej urazić, ona się nie obrażała, zatem układ działał dobrze.
- Dobra, w porządku, szczegóły dogramy później. Ale w razie gdybyś miał zdezerterować to napisz mi wcześniej sowę. - wyszczerzyła się. Kolejna prowokacja. Właściwie, lubiła taki tryb rozmowy.
Marcela przez całą tę rozmowę popalała papierosa. Teraz zaciągnęła się po raz ostatni i kolejny niedopałek wyrzuciła.
- Dobra, plan na to, jak doprowadzić do wyrzucenia nas ze szkoły załatwiony, szlugi spalone, trzeba się powoli zwijać. - rzuciła, patrząc jeszcze na widok rozciągający się na dole.
- Jerome Drake
Re: Spory Balkon
Sro Mar 09, 2016 6:16 pm
Słysząc o jej szukaniu pretekstu miał ochotę zachichotać, ale kiedy nazwała go słonkiem, to już po prostu nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
W ciągu tej krótkiej pogawędki naprawdę zdążył ją polubić. Nie musiał się przejmować głupimi zasadami czy zbędną etykietą. Mógł zachowywać się naturalnie, a ona śmiała się razem z nim zamiast dać mu w twarz i zacząć się wydzierać jak niektóre pruderyjne dziewuchy, z którymi już miał w tych murach zdecydowanie zbyt często do czynienia. Strasznie go denerwowało, że rozmowy z takimi dziewczynami przypominały siedzenia jak na szpilkach. Jeden niewłaściwy ruch i... ał. Marceline jednak taka nie była. Nie dość, że nie obrażała się o jego kąśliwe uwagi, to jeszcze jak widać można było z nią czasem zrobić coś nielegalnego. Naprawdę cieszył się, że udało mu się na nią natknąć. Aż szkoda, że w przyszłym roku jej już nie będzie. Cóż, trudno się mówi. Musieli więc jak najlepiej spożytkować pozostały czas.
- Ja nie dezerteruję. W najgorszym razie siedzę pod kluczem u Filcha, ale nie dezerteruję. - Oburzył się, ale i to było udawane.
Wystarczyło spojrzeć w jego kartotekę u woźnego by przekonać się, że Drake nawet przed najbardziej idiotycznymi pomysłami czasem nie dezerterował.
Zamknięcie Pani Norris w schowku na miotły? Jasne.
Przyprawienie wszystkich dań na obiedzie chili? Ok.
Próba wejścia na zakazany korytarz? Aż szkoda, że Filch ich przyłapał.
Wpuszczenie bogina do pokoju dziewcząt? To było całkiem zabawne.
"Plan wyrzucenia ze szkoły". Oj tam, oj tam. Nie takie rzeczy się robiło, a jakoś mnie nie wylali.
Zaśmiał się, ale nic nie powiedział. Krukonka też swoje za uszami miała, więc pewnie sama wiedziała, że prędzej skończy się to kolejnym szlabanem niż faktycznym wydaleniem ze szkoły tuż przed jej zakończeniem.
Skinął głową i zerknął w stronę wyjścia, czy nikt się tam nadal nie kreci. Tak nawyk wyrobiony przez te ciągłe kłopoty.
- W takim razie, do zobaczenia Marceline. - Ukłonił się i niespiesznie pomaszerował w stronę schodów. W połowie nich zaczął coś nucić pod nosem, jak to miał w zwyczaju, gdy dopisywał mu humor... czyli dość często.
[z/t] x2
W ciągu tej krótkiej pogawędki naprawdę zdążył ją polubić. Nie musiał się przejmować głupimi zasadami czy zbędną etykietą. Mógł zachowywać się naturalnie, a ona śmiała się razem z nim zamiast dać mu w twarz i zacząć się wydzierać jak niektóre pruderyjne dziewuchy, z którymi już miał w tych murach zdecydowanie zbyt często do czynienia. Strasznie go denerwowało, że rozmowy z takimi dziewczynami przypominały siedzenia jak na szpilkach. Jeden niewłaściwy ruch i... ał. Marceline jednak taka nie była. Nie dość, że nie obrażała się o jego kąśliwe uwagi, to jeszcze jak widać można było z nią czasem zrobić coś nielegalnego. Naprawdę cieszył się, że udało mu się na nią natknąć. Aż szkoda, że w przyszłym roku jej już nie będzie. Cóż, trudno się mówi. Musieli więc jak najlepiej spożytkować pozostały czas.
- Ja nie dezerteruję. W najgorszym razie siedzę pod kluczem u Filcha, ale nie dezerteruję. - Oburzył się, ale i to było udawane.
Wystarczyło spojrzeć w jego kartotekę u woźnego by przekonać się, że Drake nawet przed najbardziej idiotycznymi pomysłami czasem nie dezerterował.
Zamknięcie Pani Norris w schowku na miotły? Jasne.
Przyprawienie wszystkich dań na obiedzie chili? Ok.
Próba wejścia na zakazany korytarz? Aż szkoda, że Filch ich przyłapał.
Wpuszczenie bogina do pokoju dziewcząt? To było całkiem zabawne.
"Plan wyrzucenia ze szkoły". Oj tam, oj tam. Nie takie rzeczy się robiło, a jakoś mnie nie wylali.
Zaśmiał się, ale nic nie powiedział. Krukonka też swoje za uszami miała, więc pewnie sama wiedziała, że prędzej skończy się to kolejnym szlabanem niż faktycznym wydaleniem ze szkoły tuż przed jej zakończeniem.
Skinął głową i zerknął w stronę wyjścia, czy nikt się tam nadal nie kreci. Tak nawyk wyrobiony przez te ciągłe kłopoty.
- W takim razie, do zobaczenia Marceline. - Ukłonił się i niespiesznie pomaszerował w stronę schodów. W połowie nich zaczął coś nucić pod nosem, jak to miał w zwyczaju, gdy dopisywał mu humor... czyli dość często.
[z/t] x2
- Nathalie Powell
Re: Spory Balkon
Sro Mar 09, 2016 7:57 pm
Czas po zajęciach dla Puchonki był najlepszym co może być. Nie mogła sobie wyobrazić by o tej godzinie siedzieć bezczynnie w Pokoju Wspólnym albo czytać jakiś magazyn w dormitorium. To był moment kiedy mogła zabrać swój cenny Szkicownik i ruszyć w poszukiwaniu nowego miejsca. Tym razem planowała przejście się na wieżę. Nie była tam dawno, a wiedziała jak piękne są widoki z balonu.
Uśmiechnęła się do siebie i po szybkiej wizycie w swoim pokoju, popędziła schodami w górę. Nawet nie zwracała uwagi na ludzi mijanych podczas tej wędrówki. Liczyło się to aby dotrzeć na miejsce, zaszyć się w własnej wyobraźni i rysować.
Gdy dotarła na miejsce to zanim usiadła sobie na zimnej podłodze, rozejrzała się. Zakazany Las malował się tak pięknie przy zachodzącym już powoli słońcu. Można było dostrzec idealne światło, które przebijało się między konarami. Wprost nie mogła oderwać od tego wzroku. Na całe szczęście, chłód o tej porze roku już jej tak nie doskwierał. Oczywiście założyła na siebie ciepłą bluzę z kapturem i logiem Hufflepuffu. Posiadała ją od momentu przystąpienia do drużyny Quidditcha. Tak na wszelki wypadek chciała się ubezpieczyć.
Zasiadła w końcu i wyjęła swoje rzeczy. Po chwili zatraciła się w krajobrazie przed sobą i tym by skrupulatnie przelać go na kartkę.
Uśmiechnęła się do siebie i po szybkiej wizycie w swoim pokoju, popędziła schodami w górę. Nawet nie zwracała uwagi na ludzi mijanych podczas tej wędrówki. Liczyło się to aby dotrzeć na miejsce, zaszyć się w własnej wyobraźni i rysować.
Gdy dotarła na miejsce to zanim usiadła sobie na zimnej podłodze, rozejrzała się. Zakazany Las malował się tak pięknie przy zachodzącym już powoli słońcu. Można było dostrzec idealne światło, które przebijało się między konarami. Wprost nie mogła oderwać od tego wzroku. Na całe szczęście, chłód o tej porze roku już jej tak nie doskwierał. Oczywiście założyła na siebie ciepłą bluzę z kapturem i logiem Hufflepuffu. Posiadała ją od momentu przystąpienia do drużyny Quidditcha. Tak na wszelki wypadek chciała się ubezpieczyć.
Zasiadła w końcu i wyjęła swoje rzeczy. Po chwili zatraciła się w krajobrazie przed sobą i tym by skrupulatnie przelać go na kartkę.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach