- Alistaire Mulciber
Podania
Pią Lis 02, 2018 7:51 pm
Półwila
- Alistaire, kochanie, wychodzisz? – w melodyjnym głosie nie było słychać nic, oprócz rozbawionego zainteresowania.
Dokończył wiązanie butów i wyprostował się, by spojrzeć na swą piękną matkę, której smukła sylwetka pojawiła się nagle w sieni. W przygaszonym nieco świetle wyglądała jeszcze bardziej oszałamiająco, niż zwykle, co musiał przyznać z niedowierzaniem. Celeste, ze swą nieskazitelną skórą, włosami i oczyma barwy czekolady, była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykokolwiek dane było mu zobaczyć. Czasem zastanawiał się, czy nie próbowała uwieść swojego homoseksualnego syna, lecz odrzucał tę myśl niemal natychmiastowo – gdyby takie były jej zamiary, niewątpliwie już dawno odniosłaby sukces, pal licho w orientację seksualną i braterstwo krwi.
- Owszem – odpowiedział z małym uśmiechem, podchodząc bliżej i całując gładki policzek. – Na pewno wspominałem Ci już o tym uroczym czarodzieju, którego zacząłem widywać.
Drobna dłoń odgarnęła splątany lok z jego twarzy, nim zdążył się odsunąć i narzucić na ramiona ciężką, podszytą futrem pelerynę.
- Baw się dobrze więc. Nie bądź zbyt grzeczny, wiesz, że nam nie wypada.
Potrząsnął głową, śmiejąc się cicho, odwrócił się i chwycił klamkę, szykując się do wyjścia.
- Och, pamiętaj jeszcze, by zaprosić go na herbatę. Twój ojciec wyjeżdża w przyszłym tygodniu.
Obejrzał się, by spojrzeć na twarz swojej mamy, w niepewności marszcząc brwi. Gdy ujrzał na wiecznie młodej twarzy ten znajomy, niepokojący nieco uśmiech, przewrócił oczyma. Nikt nigdy nie mówił, że aprobatę jego matki będzie łatwo uzyskać, prawda? Biedny Misiaczek, on przecież jeszcze nie wiedział, jak bardzo wile lubiły się bawić.
- Oczywiście, mamo.
___________________________________________________________
- Alistaire? – dobiegło go z wnętrza mieszkania. – Poczekaj momencik, zaraz będę!
Nie odpowiedział, zamiast tego podążając za nietypowym hałasem, który docierał jego uszu. Stąpał cicho, zerkając przez próg do kolejnych pomieszczeń, nim zauważył uchylone drzwi do pokoju, którego nigdy wcześniej nie widział.
Wiedziony zgubną, lecz tak typową dla niego ciekawością, zbliżył się. Już, już niemalże kładł dłoń na starym drewnie, nim drzwi otworzyły się całkowicie, a z wnętrza tej sekretnej komnaty wyślizgnęła się znajoma mu sylwetka.
- Prosiłem cię, żebyś zaczekał – powiedział czarodziej karcąco, patrząc na niego z góry.
- Dzień dobry i tobie, Misiaczku. Nie powinieneś kazać swym honorowym gościom czekać – odpowiedział, próbując dojrzeć coś pod ramieniem mężczyzny. – Nigdy nie widziałem tego pokoju.
- Honorowym gościom? Wybacz, czy ktoś wszedł za Tobą? I bardzo dobrze, tak ma zostać.
- Och? Czujemy się dzisiaj asertywnie? – spytał słodko, ironicznie.
Zbliżył się bardziej, czując zapach perfum, do których powinien był już przywyknąć, lecz które zawsze działały na niego tak samo. Schwycił dłonie swego towarzysza we własne, spoglądając na niego niewinnie spod rzęs.
- Nie bądź taki okrutny, Misiu. Co jest w środku? – prychnięcie, które usłyszał w odpowiedzi w ogóle go nie zadowoliło.
Mulciber nie życzył sobie, by jego wybranek miał przed nim jakiekolwiek sekrety. Zmarszczył podejrzliwie nos.
Jego palce z łatwością znalazły kształt pierścienia, który od razu skradły mężczyźnie z dłoni. Pozwolił sobie tylko na moment tryumfu, nim spojrzał znów w te jasne, lśniące oczy i uśmiechnął czule (z zaskoczeniem zauważył, że już nie musiał tej czułości udawać).
- Proszę, pokaż mi, co jest w środku – powtórzył, bardzo cicho, ustami muskając policzek starszego czarodzieja. Musiał stanąć na palcach, by tego dokonać, a zarost mężczyzny mile drapał jego własne lico.
Nie musiał już tak wiele wysiłku wkładać w wykorzystywanie swego „uroku”. Wraz z praktyką, przychodziło to coraz łatwiej. Rozmarzone i rozkojarzone spojrzenie nie dziwiło go już ani trochę, a nawet sposób, w jaki drugie ciało niemal instynktownie do niego lgnęło nie budził niepokoju. Używanie umiejętności wili wciąż wymagało nieco skupienia, zwłaszcza, gdy próbował oczarować tego konkretnego czarodzieja. Jeśli jednak spojrzał mu wystarczająco głęboko w oczy, wystarczająco subtelnie zatrzepotał rzęsami, było to całkiem wykonalne.
I w ten oto sposób znalazł się wkrótce w zupełnie nowym świecie, pełnym lśniących, magicznych przedmiotów, którego istnienia sobie nie wyobrażał.
__________________________________________________________
- Alistaire, wychodzisz już? – wymruczane z niezadowoleniem gdzieś spod kłębu pościeli.
- Mhm.
Czupryna splątanych, ciemnych włosów wyhynęła spod kołdry, a wraz z nią te śliczne, błyszczące, zirytowane teraz oczy. Miś nic nie mówił
- Dlaczego patrzysz się na mnie, jak gdybym zadźgał jakiegoś niewinnego szopa?
Jedyną odpowiedzią był oburzony pomruk.
Alistaire z cichym westchnieniem przysiadł na skraju łóżka i odgarnął ze zmarszczonego czoła kosmyk włosów.
- Moja matka zaprasza nas na herbatę w przyszłym tygodniu – jego słowa odniosły zamierzony efekt: mężczyzna wyprostował się trochę i wreszcie przemówił.
- Że co proszę?
- No proszę, to mówi. Nie każ mi się powtarzać, z twoim słuchem nie jest jeszcze aż tak źle.
- Dlaczego Twoja matka zaprasza nas na herbatę?
- Nie wiem, ale bardzo jej na tym zależy.
- Nie ma mowy.
- Zrozumiano. – odsunął się, już prawie wstając.
- Jeśli się zgodzę, zostaniesz jeszcze trochę? – bardzo ciche, zirytowane, dopiero po chwili milczenia.
Alistaire uśmiechnął się.
- Oczywiście, misiu.
Akceptuję!
- Alistaire, kochanie, wychodzisz? – w melodyjnym głosie nie było słychać nic, oprócz rozbawionego zainteresowania.
Dokończył wiązanie butów i wyprostował się, by spojrzeć na swą piękną matkę, której smukła sylwetka pojawiła się nagle w sieni. W przygaszonym nieco świetle wyglądała jeszcze bardziej oszałamiająco, niż zwykle, co musiał przyznać z niedowierzaniem. Celeste, ze swą nieskazitelną skórą, włosami i oczyma barwy czekolady, była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykokolwiek dane było mu zobaczyć. Czasem zastanawiał się, czy nie próbowała uwieść swojego homoseksualnego syna, lecz odrzucał tę myśl niemal natychmiastowo – gdyby takie były jej zamiary, niewątpliwie już dawno odniosłaby sukces, pal licho w orientację seksualną i braterstwo krwi.
- Owszem – odpowiedział z małym uśmiechem, podchodząc bliżej i całując gładki policzek. – Na pewno wspominałem Ci już o tym uroczym czarodzieju, którego zacząłem widywać.
Drobna dłoń odgarnęła splątany lok z jego twarzy, nim zdążył się odsunąć i narzucić na ramiona ciężką, podszytą futrem pelerynę.
- Baw się dobrze więc. Nie bądź zbyt grzeczny, wiesz, że nam nie wypada.
Potrząsnął głową, śmiejąc się cicho, odwrócił się i chwycił klamkę, szykując się do wyjścia.
- Och, pamiętaj jeszcze, by zaprosić go na herbatę. Twój ojciec wyjeżdża w przyszłym tygodniu.
Obejrzał się, by spojrzeć na twarz swojej mamy, w niepewności marszcząc brwi. Gdy ujrzał na wiecznie młodej twarzy ten znajomy, niepokojący nieco uśmiech, przewrócił oczyma. Nikt nigdy nie mówił, że aprobatę jego matki będzie łatwo uzyskać, prawda? Biedny Misiaczek, on przecież jeszcze nie wiedział, jak bardzo wile lubiły się bawić.
- Oczywiście, mamo.
___________________________________________________________
- Alistaire? – dobiegło go z wnętrza mieszkania. – Poczekaj momencik, zaraz będę!
Nie odpowiedział, zamiast tego podążając za nietypowym hałasem, który docierał jego uszu. Stąpał cicho, zerkając przez próg do kolejnych pomieszczeń, nim zauważył uchylone drzwi do pokoju, którego nigdy wcześniej nie widział.
Wiedziony zgubną, lecz tak typową dla niego ciekawością, zbliżył się. Już, już niemalże kładł dłoń na starym drewnie, nim drzwi otworzyły się całkowicie, a z wnętrza tej sekretnej komnaty wyślizgnęła się znajoma mu sylwetka.
- Prosiłem cię, żebyś zaczekał – powiedział czarodziej karcąco, patrząc na niego z góry.
- Dzień dobry i tobie, Misiaczku. Nie powinieneś kazać swym honorowym gościom czekać – odpowiedział, próbując dojrzeć coś pod ramieniem mężczyzny. – Nigdy nie widziałem tego pokoju.
- Honorowym gościom? Wybacz, czy ktoś wszedł za Tobą? I bardzo dobrze, tak ma zostać.
- Och? Czujemy się dzisiaj asertywnie? – spytał słodko, ironicznie.
Zbliżył się bardziej, czując zapach perfum, do których powinien był już przywyknąć, lecz które zawsze działały na niego tak samo. Schwycił dłonie swego towarzysza we własne, spoglądając na niego niewinnie spod rzęs.
- Nie bądź taki okrutny, Misiu. Co jest w środku? – prychnięcie, które usłyszał w odpowiedzi w ogóle go nie zadowoliło.
Mulciber nie życzył sobie, by jego wybranek miał przed nim jakiekolwiek sekrety. Zmarszczył podejrzliwie nos.
Jego palce z łatwością znalazły kształt pierścienia, który od razu skradły mężczyźnie z dłoni. Pozwolił sobie tylko na moment tryumfu, nim spojrzał znów w te jasne, lśniące oczy i uśmiechnął czule (z zaskoczeniem zauważył, że już nie musiał tej czułości udawać).
- Proszę, pokaż mi, co jest w środku – powtórzył, bardzo cicho, ustami muskając policzek starszego czarodzieja. Musiał stanąć na palcach, by tego dokonać, a zarost mężczyzny mile drapał jego własne lico.
Nie musiał już tak wiele wysiłku wkładać w wykorzystywanie swego „uroku”. Wraz z praktyką, przychodziło to coraz łatwiej. Rozmarzone i rozkojarzone spojrzenie nie dziwiło go już ani trochę, a nawet sposób, w jaki drugie ciało niemal instynktownie do niego lgnęło nie budził niepokoju. Używanie umiejętności wili wciąż wymagało nieco skupienia, zwłaszcza, gdy próbował oczarować tego konkretnego czarodzieja. Jeśli jednak spojrzał mu wystarczająco głęboko w oczy, wystarczająco subtelnie zatrzepotał rzęsami, było to całkiem wykonalne.
I w ten oto sposób znalazł się wkrótce w zupełnie nowym świecie, pełnym lśniących, magicznych przedmiotów, którego istnienia sobie nie wyobrażał.
__________________________________________________________
- Alistaire, wychodzisz już? – wymruczane z niezadowoleniem gdzieś spod kłębu pościeli.
- Mhm.
Czupryna splątanych, ciemnych włosów wyhynęła spod kołdry, a wraz z nią te śliczne, błyszczące, zirytowane teraz oczy. Miś nic nie mówił
- Dlaczego patrzysz się na mnie, jak gdybym zadźgał jakiegoś niewinnego szopa?
Jedyną odpowiedzią był oburzony pomruk.
Alistaire z cichym westchnieniem przysiadł na skraju łóżka i odgarnął ze zmarszczonego czoła kosmyk włosów.
- Moja matka zaprasza nas na herbatę w przyszłym tygodniu – jego słowa odniosły zamierzony efekt: mężczyzna wyprostował się trochę i wreszcie przemówił.
- Że co proszę?
- No proszę, to mówi. Nie każ mi się powtarzać, z twoim słuchem nie jest jeszcze aż tak źle.
- Dlaczego Twoja matka zaprasza nas na herbatę?
- Nie wiem, ale bardzo jej na tym zależy.
- Nie ma mowy.
- Zrozumiano. – odsunął się, już prawie wstając.
- Jeśli się zgodzę, zostaniesz jeszcze trochę? – bardzo ciche, zirytowane, dopiero po chwili milczenia.
Alistaire uśmiechnął się.
- Oczywiście, misiu.
Akceptuję!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|