- Massimo Rockers
Massimo Rockers
Czw Sie 30, 2018 12:48 pm
Imię i nazwisko:
Massimo Arsene Rockers
Imiona i nazwiska rodziców:
Travis i Kalipso Rockers (zd. Enosis)
Data urodzenia:
28 I 1955 r.
Miejsce zamieszkania:
rezydencja rodowa w Walii
Status majątkowy:
zamożny
Czystość krwi:
czysta
Była szkoła:
Hogwart, Slytherin
Różdżka:
13 i ½ cala, osika, włókno ze smoczego serca, sztywna. Ma kilka mniejszych i większych wyszczerbień, kilka cienkich rys, oplatających trzon niczym pajęcza sieć, nosi na sobie znamiona intensywnego użytkowania.
Wzrost:
188 cm
Waga:
81 kg
Kolor włosów:
czarne
Kolor oczu:
zielone
Praca:
Amnezjator w Departamencie Magicznych Wypadków i Katastrof
Bogin:
Ogień; ogromna ściana ognia, płomienie tańczące dookoła niego, by go pochłonąć, ich cienie grające na ścianach, dziwnie wykrzywione, straszliwe. Pożoga rozrastająca się z każdą chwilą, iskry pryskające na meble, przeskakujące po nich niczym pchły. Płomienie przybierające groteskowe formy, zacieśniające się wokół niego jak obręcz. Uczucie ogromnej siły, która jednocześnie płynie z niego i chce go pochłonąć; poczucie utraty kontroli. A wszystko to w idealnej ciszy, tylko on i ogień, i złowieszczy trzask drewna pękającego pod wpływem gorąca.
A potem czasami, tylko czasami, wizja się zmienia. Na ziemi leży jego połamana różdżka o jasnym drewnie z osiki, w drzazgach, drobnych odłamkach, których nie sposób ze sobą połączyć. Patrzy na nią, a kiedy podnosi wzrok, napotyka chłodne spojrzenie matki. Jej twarz jest jak z wosku, nieludzka, ale oczy pałają emocjami. I widzi w tym spojrzeniu wszystko, czego najbardziej się obawia, widzi potwierdzenie najgorszego scenariusza. Próbuje rzucić zaklęcie, ale obawa działa jak samospełniająca się przepowiednia; bogin nie znika. Stracił ją, stracił swoją moc.
Amortencja:
Ciągnący od greckich pól zapach rozgrzanej słońcem gleby i świeżych ziół; rozmarynu i mięty, tymianku i lawendy. Zapach morskiej bryzy i zastałych portowych wód. Gorzkawy zapach porannej kawy i papierosów. Drzewny zapach żywicy; drzew pomarańczowych, oliwnych, sosen i cyprysów.
Widok z Ain Eingarp:
Dostrzega siebie, w pełni władz magicznych, potężnego, zwycięskiego, niepowstrzymanego. A gdzieś poza tym majaczą też sylwetki osób, których wolałby tam nie widzieć, których istotność woli wyprzeć, przekłamać przed samym sobą.
Podsumowanie posiadanej wiedzy i umiejętności:
Massimo uczniem był niezłym, ale nie zawsze pilnym, skupionym głównie na dziedzinach, które budziły jego zainteresowanie, względnie tych, które niezbędne były dla jego przyszłej kariery w Ministerstwie. Jako najstarszy syn i dziedzic rodu musiał prezentować odpowiedni poziom, w końcu wstydem dla rodziny byłoby, gdyby nie wiedział, z której strony poprawnie trzymać różdżkę, toteż za sprawą matki od dziecka pobierał nauki u boku guwernantki, ucząc się wszystkich tych mniej i bardziej praktycznych umiejętności, jakimi powinien wykazywać się młody szlachcic; począwszy od historii i tradycji, przez jazdę konną (której nie znosi) i grę na fortepianie, skończywszy na podstawach etykiety. Jego nauki były więc naznaczone rolą, którą miał w przyszłości wypełniać i przez pewien czas motywowane ambicją matki. Prędko okazało się jednak, że Rockers rolą tą wcale aktywnie nie wzgardza, że jest ambitny i pojętny i dobrze chłonie wiedzę, kiedy tylko rzeczywiście ma ochotę.
Choć wszyscy spodziewali się po nim dużego talentu w transmutacji, zgodnie z rodzinną tradycją, to wcale nie była dziedzina, w której osiągał w szkole największe sukcesy, mimo iż rzeczywiście miał do niej dobrą rękę, a dziedziczne predyspozycje, które miał we krwi, nie poszły na nic. W Hogwarcie szczególnym talentem wykazywał się mianowicie we wspaniałej sztuce pojedynków; kiedy brał w nich udział, był w swoim żywiole. Należał do szkolnego Klubu Pojedynków i niejednokrotnie plasował się na najwyższych miejscach w rubryce, a kiedy tylko miał okazję zetrzeć się z kimś na różdżki poza czujnym spojrzeniem nauczycieli, robił to bez wahania i z przyjemnością. To, co zakazane, szybko przyciągnęło zresztą uwagę młodego Massimo, a jego ciekawość dosyć prędko zaczęła wybiegać poza ogólnodostępne rodzaje magii. Utonął w fascynacji ciemną stroną sztuki magicznej, tej hermetycznej, niebezpiecznej, ekscytującej tajemnej wiedzy, jaką była czarna magia. Utonął w niej bez reszty i do końca.
Poza tym, podobnie jak siostra, należał do drużyny Quidditcha, gdzie grał na pozycji pałkarza. Nigdy nie miał jednak szczególnego talentu do zielarstwa ani opieki nad magicznymi stworzeniami, nie potrafił z zapałem dbać o nic żywego, co nie potrafiło chociażby porozumiewać się jak ludzie. Rośliny zaniedbywał, zwierzęta częstokroć były wobec niego nieufne, ciężko im się zresztą dziwić, biorąc pod uwagę, że to na nich testował czarnomagiczne zaklęcia. Jedynymi stworzeniami, które budzą jego fascynację, a nawet pewien respekt, są smoki. Rodzinny antytalent do eliksirów udzielił się również i jemu, bowiem osiągał na tym polu przeciętne wyniki. Niewiele interesowało go też mugoloznawstwo czy wróżbiarstwo, które uważał za nawiedzone bajania obłąkanej kobiety, które niewiele mają wspólnego z magią, a astronomia, choć niezwykła, nie porywała go tak mocno, jak siostry. W istocie najbardziej fascynowały go przedmioty, które miały związek z obcowaniem z magią jako taką w jej jak najsurowszej formie i wprawnym posługiwaniem się różdżką, niż ślęczeniem nad kociołkiem w wielokolorowych oparach bądź podcinaniem korzonków roślin.
Pobierał lekcje języka goblideguckiego, bo - jak twierdzi matka - gobliny rządzą pieniędzmi magicznego świata, jednak posługiwanie się nim nigdy nie wychodziło mu szczególnie dobrze. Ponadto interesują go kwestie związane z różdżkarstwem, a zorbę potrafi tańczyć jak na przykładnego Greka przystało.
Przykładowy post:
Słodko-kwaśny sok wypełnił mu usta i spłynął po brodzie, kiedy rozerwał zębami czerwony miąższ, wgryzając się głęboko w strukturę zerwanego w ogrodzie owocu. Cytrusowy, letni zapach pomarańczy wypełnił mu nozdrza. Podniósł spokojne spojrzenie ponad rozciągające się poza rezydencją pola drzew oliwnych i winorośli. Wysoko nad horyzontem, ponad zalesionymi zboczami gór, wzbijały się grube słupy dymu. Lato było upalne i niezwykle suche, przez kraj przetaczały się wyniszczające nawroty żywiołu. W powietrzu nieustannie czuć było zapach ognia i popiołu, a wieczory rozjaśniała daleka łuna pożaru. Znajdował dziwny spokój, swoistą przyjemność w obserwowaniu tego obrazu zniszczenia, w poczuciu niebezpieczeństwa, które jest blisko, ale nie na tyle, by cię sięgnąć. Chyba można powiedzieć, że to lubił. Bywał w Grecji co roku w okresie letnim, ale tym razem po raz pierwszy matka wysłała go samego, by uregulował wszystkie naglące sprawy związane z zarządzaniem majątkiem. W jej języku oznaczało to chyba tyle, co jesteś gotowy. Gotowy, by zajmować się interesami, gotowy, by dziedziczyć, by w przyszłości objąć przewodnictwo nad tą zepsutą rodziną.
Otarłszy wilgotne usta wierzchem dłoni, obrócił się w kierunku rezydencji i ruszył żwirową alejką przez ogród. Zmierzwił czarne, zwichrzone włosy, które zawsze wydawały się lekko kręcić; rzadko strzyżone, w połączeniu z zarostem, zawsze dodawały mu lat. Jego skóra, choć naturalnie lekko oliwkowa, teraz była ogorzała słońcem, pod wpływem którego na jego nosie i ramionach uwidoczniła się drobna konstelacja piegów. Zawsze bardziej przypominał Greka niż Brytyjczyka z krwi i kości, mimo iż urodził się i wychował na wyspach. Być może dlatego miejscowi poważali go bardziej niż jego ojca, a być może wynikało to z ich zdecydowanej różnicy charakterów. Łączył w sobie południowy temperament z wyspiarską chłodną kalkulacją. Wydawał się konkretny, zdystansowany i logiczny, ale w jego żyłach płynęła gorąca krew. A ojciec? Co można było powiedzieć o mężczyźnie, który dobrowolnie kładzie się pod pantoflem kobiety? Czy głowa rodziny, która ma w niej przecież tak niewiele do powiedzenia, może żądać od innych należnego respektu?
─ Loukas ─ zwrócił się lakonicznie do starego zarządcy, który czekał na niego przy stoliku w cieniu pochylonej wierzby, gdzie obaj mogli odpocząć od palących upałów przy karafce schłodzonego wina. Jak inaczej rozmawiać o interesach, jeśli nie przy lampce dobrego alkoholu?
Zarządca uśmiechnął się doń z pewną typowo grecką familiarnością, na co Massimo odpowiedział oszczędnym półuśmiechem. Basil Loukas zajmował się rodzinną posiadłością w Grecji przez większą część roku, kiedy stała pusta, a pani matka przebywała w walijskiej rezydencji, tak jak i w tym przypadku. Nawykły do rozliczania się z Kalipso, teraz najwyraźniej szukał najlepszego podejścia do obcowania z młodym paniczem Rockersem, błędnie przyjmując, że poufała wylewność gdzieś go zaprowadzi. Massimo nie przeszkadzał mu jednak, pobieżnie słuchał jego sprawozdania, przeplatanego opowieściami o jego chorowitej żonie, jednocześnie leniwie przeglądając ciężką księgę rachunkową rozłożoną na stole. W palcach prawej dłoni obracał swoją różdżkę o barwie kości słoniowej, w ustach mielił ustnik papierosa. Przebiegł spojrzeniem po kolejnej stronie i drgnął, a potem znieruchomiał.
─ Co to za kwoty? ─ przerwał zarządcy wpół słowa, a dostrzegłszy jego rozkojarzone spojrzenie, wskazał mu odpowiednią rubrykę. Basil Loukas zmarszczył brwi, a jego familiarność ustąpiła miejsca ostrożności.
─ Och, jak wspominałem, przeprowadziliśmy drobne prace konserwacyjne.
Rockers zerknął wpierw na zapiski w księdze, potem na wznoszącą się obok nich rezydencję, a w końcu na zarządcę. A więc to tak. Stary głupiec. Czy myślał, że jeśli będzie miał do czynienia z młodszym, mniej doświadczonym Massimo, kradzieże drobnych kwot ujdą mu płazem, niedostrzeżone? Czy myślał, że ktoś, kto bywa w posiadłości tak często, nie zauważy nieścisłości, nie wychwyci niedociągnięć, nie podłapie, że schody, które miały być odnawiane w zeszłym miesiącu, dalej obsypują się po prawej stronie? Kradzież rodowych pieniędzy była nie tylko zniewagą wobec rodziny, której zaufaniem się cieszył, ale również zniewagą wobec niego. Basil Loukas był jednak wyjątkowo niewprawnym złodziejem, a jeszcze gorszym kłamcą. Postawiony naprzeciw chłodnego spojrzenia Rockersa i jego cierpliwego, acz sugestywnego milczenia, złamał się wreszcie i był to widok godzien pożałowania.
─ Panie Massimo, proszę zrozumieć, moja żona choruje. Zamierzałem oddać to co do knuta, przysięgam, nie mieliśmy dokąd się zwrócić. Proszę nie powtarzać tego mat-
Nim zdążył jednak wypluć więcej łzawych wymówek, urwał wpół słowa z bełkotliwym odgłosem urywanego okrzyku. Ugodzony karafką z winem prosto w skroń, spadł z krzesła, a biała koszula zaczerwieniła się szkarłatem najlepszego rocznika z rodzinnych winnic. Zszokowany, patrzył na Rockersa nierozumiejącym spojrzeniem psa, który nie spodziewał się bata.
─ Chyba się nie rozumiemy, Loukas. ─ Głos Massimo był spokojny, ale jego żyły zatruł gniew. ─ Masz do czynienia ze mną, nie z moją matką. ─ Podwinął rękawy koszuli i wytarł dłonie, które zabrudził winem. Przez moment przyglądał się łunie pożaru majaczącej na horyzoncie. ─ A teraz siadaj, porozmawiamy o twoim długu wobec rodziny Rockers.
Massimo Arsene Rockers
Imiona i nazwiska rodziców:
Travis i Kalipso Rockers (zd. Enosis)
Data urodzenia:
28 I 1955 r.
Miejsce zamieszkania:
rezydencja rodowa w Walii
Status majątkowy:
zamożny
Czystość krwi:
czysta
Była szkoła:
Hogwart, Slytherin
Różdżka:
13 i ½ cala, osika, włókno ze smoczego serca, sztywna. Ma kilka mniejszych i większych wyszczerbień, kilka cienkich rys, oplatających trzon niczym pajęcza sieć, nosi na sobie znamiona intensywnego użytkowania.
Wzrost:
188 cm
Waga:
81 kg
Kolor włosów:
czarne
Kolor oczu:
zielone
Praca:
Amnezjator w Departamencie Magicznych Wypadków i Katastrof
Bogin:
Ogień; ogromna ściana ognia, płomienie tańczące dookoła niego, by go pochłonąć, ich cienie grające na ścianach, dziwnie wykrzywione, straszliwe. Pożoga rozrastająca się z każdą chwilą, iskry pryskające na meble, przeskakujące po nich niczym pchły. Płomienie przybierające groteskowe formy, zacieśniające się wokół niego jak obręcz. Uczucie ogromnej siły, która jednocześnie płynie z niego i chce go pochłonąć; poczucie utraty kontroli. A wszystko to w idealnej ciszy, tylko on i ogień, i złowieszczy trzask drewna pękającego pod wpływem gorąca.
A potem czasami, tylko czasami, wizja się zmienia. Na ziemi leży jego połamana różdżka o jasnym drewnie z osiki, w drzazgach, drobnych odłamkach, których nie sposób ze sobą połączyć. Patrzy na nią, a kiedy podnosi wzrok, napotyka chłodne spojrzenie matki. Jej twarz jest jak z wosku, nieludzka, ale oczy pałają emocjami. I widzi w tym spojrzeniu wszystko, czego najbardziej się obawia, widzi potwierdzenie najgorszego scenariusza. Próbuje rzucić zaklęcie, ale obawa działa jak samospełniająca się przepowiednia; bogin nie znika. Stracił ją, stracił swoją moc.
Amortencja:
Ciągnący od greckich pól zapach rozgrzanej słońcem gleby i świeżych ziół; rozmarynu i mięty, tymianku i lawendy. Zapach morskiej bryzy i zastałych portowych wód. Gorzkawy zapach porannej kawy i papierosów. Drzewny zapach żywicy; drzew pomarańczowych, oliwnych, sosen i cyprysów.
Widok z Ain Eingarp:
Dostrzega siebie, w pełni władz magicznych, potężnego, zwycięskiego, niepowstrzymanego. A gdzieś poza tym majaczą też sylwetki osób, których wolałby tam nie widzieć, których istotność woli wyprzeć, przekłamać przed samym sobą.
Podsumowanie posiadanej wiedzy i umiejętności:
Massimo uczniem był niezłym, ale nie zawsze pilnym, skupionym głównie na dziedzinach, które budziły jego zainteresowanie, względnie tych, które niezbędne były dla jego przyszłej kariery w Ministerstwie. Jako najstarszy syn i dziedzic rodu musiał prezentować odpowiedni poziom, w końcu wstydem dla rodziny byłoby, gdyby nie wiedział, z której strony poprawnie trzymać różdżkę, toteż za sprawą matki od dziecka pobierał nauki u boku guwernantki, ucząc się wszystkich tych mniej i bardziej praktycznych umiejętności, jakimi powinien wykazywać się młody szlachcic; począwszy od historii i tradycji, przez jazdę konną (której nie znosi) i grę na fortepianie, skończywszy na podstawach etykiety. Jego nauki były więc naznaczone rolą, którą miał w przyszłości wypełniać i przez pewien czas motywowane ambicją matki. Prędko okazało się jednak, że Rockers rolą tą wcale aktywnie nie wzgardza, że jest ambitny i pojętny i dobrze chłonie wiedzę, kiedy tylko rzeczywiście ma ochotę.
Choć wszyscy spodziewali się po nim dużego talentu w transmutacji, zgodnie z rodzinną tradycją, to wcale nie była dziedzina, w której osiągał w szkole największe sukcesy, mimo iż rzeczywiście miał do niej dobrą rękę, a dziedziczne predyspozycje, które miał we krwi, nie poszły na nic. W Hogwarcie szczególnym talentem wykazywał się mianowicie we wspaniałej sztuce pojedynków; kiedy brał w nich udział, był w swoim żywiole. Należał do szkolnego Klubu Pojedynków i niejednokrotnie plasował się na najwyższych miejscach w rubryce, a kiedy tylko miał okazję zetrzeć się z kimś na różdżki poza czujnym spojrzeniem nauczycieli, robił to bez wahania i z przyjemnością. To, co zakazane, szybko przyciągnęło zresztą uwagę młodego Massimo, a jego ciekawość dosyć prędko zaczęła wybiegać poza ogólnodostępne rodzaje magii. Utonął w fascynacji ciemną stroną sztuki magicznej, tej hermetycznej, niebezpiecznej, ekscytującej tajemnej wiedzy, jaką była czarna magia. Utonął w niej bez reszty i do końca.
Poza tym, podobnie jak siostra, należał do drużyny Quidditcha, gdzie grał na pozycji pałkarza. Nigdy nie miał jednak szczególnego talentu do zielarstwa ani opieki nad magicznymi stworzeniami, nie potrafił z zapałem dbać o nic żywego, co nie potrafiło chociażby porozumiewać się jak ludzie. Rośliny zaniedbywał, zwierzęta częstokroć były wobec niego nieufne, ciężko im się zresztą dziwić, biorąc pod uwagę, że to na nich testował czarnomagiczne zaklęcia. Jedynymi stworzeniami, które budzą jego fascynację, a nawet pewien respekt, są smoki. Rodzinny antytalent do eliksirów udzielił się również i jemu, bowiem osiągał na tym polu przeciętne wyniki. Niewiele interesowało go też mugoloznawstwo czy wróżbiarstwo, które uważał za nawiedzone bajania obłąkanej kobiety, które niewiele mają wspólnego z magią, a astronomia, choć niezwykła, nie porywała go tak mocno, jak siostry. W istocie najbardziej fascynowały go przedmioty, które miały związek z obcowaniem z magią jako taką w jej jak najsurowszej formie i wprawnym posługiwaniem się różdżką, niż ślęczeniem nad kociołkiem w wielokolorowych oparach bądź podcinaniem korzonków roślin.
Pobierał lekcje języka goblideguckiego, bo - jak twierdzi matka - gobliny rządzą pieniędzmi magicznego świata, jednak posługiwanie się nim nigdy nie wychodziło mu szczególnie dobrze. Ponadto interesują go kwestie związane z różdżkarstwem, a zorbę potrafi tańczyć jak na przykładnego Greka przystało.
Przykładowy post:
Słodko-kwaśny sok wypełnił mu usta i spłynął po brodzie, kiedy rozerwał zębami czerwony miąższ, wgryzając się głęboko w strukturę zerwanego w ogrodzie owocu. Cytrusowy, letni zapach pomarańczy wypełnił mu nozdrza. Podniósł spokojne spojrzenie ponad rozciągające się poza rezydencją pola drzew oliwnych i winorośli. Wysoko nad horyzontem, ponad zalesionymi zboczami gór, wzbijały się grube słupy dymu. Lato było upalne i niezwykle suche, przez kraj przetaczały się wyniszczające nawroty żywiołu. W powietrzu nieustannie czuć było zapach ognia i popiołu, a wieczory rozjaśniała daleka łuna pożaru. Znajdował dziwny spokój, swoistą przyjemność w obserwowaniu tego obrazu zniszczenia, w poczuciu niebezpieczeństwa, które jest blisko, ale nie na tyle, by cię sięgnąć. Chyba można powiedzieć, że to lubił. Bywał w Grecji co roku w okresie letnim, ale tym razem po raz pierwszy matka wysłała go samego, by uregulował wszystkie naglące sprawy związane z zarządzaniem majątkiem. W jej języku oznaczało to chyba tyle, co jesteś gotowy. Gotowy, by zajmować się interesami, gotowy, by dziedziczyć, by w przyszłości objąć przewodnictwo nad tą zepsutą rodziną.
Otarłszy wilgotne usta wierzchem dłoni, obrócił się w kierunku rezydencji i ruszył żwirową alejką przez ogród. Zmierzwił czarne, zwichrzone włosy, które zawsze wydawały się lekko kręcić; rzadko strzyżone, w połączeniu z zarostem, zawsze dodawały mu lat. Jego skóra, choć naturalnie lekko oliwkowa, teraz była ogorzała słońcem, pod wpływem którego na jego nosie i ramionach uwidoczniła się drobna konstelacja piegów. Zawsze bardziej przypominał Greka niż Brytyjczyka z krwi i kości, mimo iż urodził się i wychował na wyspach. Być może dlatego miejscowi poważali go bardziej niż jego ojca, a być może wynikało to z ich zdecydowanej różnicy charakterów. Łączył w sobie południowy temperament z wyspiarską chłodną kalkulacją. Wydawał się konkretny, zdystansowany i logiczny, ale w jego żyłach płynęła gorąca krew. A ojciec? Co można było powiedzieć o mężczyźnie, który dobrowolnie kładzie się pod pantoflem kobiety? Czy głowa rodziny, która ma w niej przecież tak niewiele do powiedzenia, może żądać od innych należnego respektu?
─ Loukas ─ zwrócił się lakonicznie do starego zarządcy, który czekał na niego przy stoliku w cieniu pochylonej wierzby, gdzie obaj mogli odpocząć od palących upałów przy karafce schłodzonego wina. Jak inaczej rozmawiać o interesach, jeśli nie przy lampce dobrego alkoholu?
Zarządca uśmiechnął się doń z pewną typowo grecką familiarnością, na co Massimo odpowiedział oszczędnym półuśmiechem. Basil Loukas zajmował się rodzinną posiadłością w Grecji przez większą część roku, kiedy stała pusta, a pani matka przebywała w walijskiej rezydencji, tak jak i w tym przypadku. Nawykły do rozliczania się z Kalipso, teraz najwyraźniej szukał najlepszego podejścia do obcowania z młodym paniczem Rockersem, błędnie przyjmując, że poufała wylewność gdzieś go zaprowadzi. Massimo nie przeszkadzał mu jednak, pobieżnie słuchał jego sprawozdania, przeplatanego opowieściami o jego chorowitej żonie, jednocześnie leniwie przeglądając ciężką księgę rachunkową rozłożoną na stole. W palcach prawej dłoni obracał swoją różdżkę o barwie kości słoniowej, w ustach mielił ustnik papierosa. Przebiegł spojrzeniem po kolejnej stronie i drgnął, a potem znieruchomiał.
─ Co to za kwoty? ─ przerwał zarządcy wpół słowa, a dostrzegłszy jego rozkojarzone spojrzenie, wskazał mu odpowiednią rubrykę. Basil Loukas zmarszczył brwi, a jego familiarność ustąpiła miejsca ostrożności.
─ Och, jak wspominałem, przeprowadziliśmy drobne prace konserwacyjne.
Rockers zerknął wpierw na zapiski w księdze, potem na wznoszącą się obok nich rezydencję, a w końcu na zarządcę. A więc to tak. Stary głupiec. Czy myślał, że jeśli będzie miał do czynienia z młodszym, mniej doświadczonym Massimo, kradzieże drobnych kwot ujdą mu płazem, niedostrzeżone? Czy myślał, że ktoś, kto bywa w posiadłości tak często, nie zauważy nieścisłości, nie wychwyci niedociągnięć, nie podłapie, że schody, które miały być odnawiane w zeszłym miesiącu, dalej obsypują się po prawej stronie? Kradzież rodowych pieniędzy była nie tylko zniewagą wobec rodziny, której zaufaniem się cieszył, ale również zniewagą wobec niego. Basil Loukas był jednak wyjątkowo niewprawnym złodziejem, a jeszcze gorszym kłamcą. Postawiony naprzeciw chłodnego spojrzenia Rockersa i jego cierpliwego, acz sugestywnego milczenia, złamał się wreszcie i był to widok godzien pożałowania.
─ Panie Massimo, proszę zrozumieć, moja żona choruje. Zamierzałem oddać to co do knuta, przysięgam, nie mieliśmy dokąd się zwrócić. Proszę nie powtarzać tego mat-
Nim zdążył jednak wypluć więcej łzawych wymówek, urwał wpół słowa z bełkotliwym odgłosem urywanego okrzyku. Ugodzony karafką z winem prosto w skroń, spadł z krzesła, a biała koszula zaczerwieniła się szkarłatem najlepszego rocznika z rodzinnych winnic. Zszokowany, patrzył na Rockersa nierozumiejącym spojrzeniem psa, który nie spodziewał się bata.
─ Chyba się nie rozumiemy, Loukas. ─ Głos Massimo był spokojny, ale jego żyły zatruł gniew. ─ Masz do czynienia ze mną, nie z moją matką. ─ Podwinął rękawy koszuli i wytarł dłonie, które zabrudził winem. Przez moment przyglądał się łunie pożaru majaczącej na horyzoncie. ─ A teraz siadaj, porozmawiamy o twoim długu wobec rodziny Rockers.
- Caroline Rockers
Re: Massimo Rockers
Sob Wrz 01, 2018 6:12 pm
Witaj na Magicznej Kołysance! Karta jak dla mnie na poziomie Wybitnym, więc łap 20 dodatkowych fasolek!
Na podstawie karty przydzielam ci 5 atutów i 2 słabości.
Atuty:
- Z dobrego domu - postać pochodzi z rodziny, która jest bogata, szlachecka lub po prostu znana. Może jej wujek to Minister Magii? Może matka jest znaną filantropką? Starszy brat wygrał mistrzostwa w Quidditchu? No a nazwisko Malfoy mówi samo za siebie.
- As przestworzy - postać fantastycznie lata na miotle. Na pierwszych zajęciach miotła od razu poderwała się do jej ręki, widok przepaści pod stopami nie budzi w niej lęku, a zwinność pozwala na różne akrobacje powietrzne.
- Wyciągnę różdżkę zanim policzysz do pięciu - postać jest dobra w zaklęciach, błyskawicznie wyrecytuje zasady jakimi rządzą się pojedynki i nie boi się wciągnąć w wir walki. Warto zaznaczyć, że preferuje ona czarodziejskie sposoby rozwiązywania swoich spraw.
- Ten patyk to coś więcej - postać zna wiele ciekawych informacji na temat różdżek. Potrafi obchodzić się czy to z drewnem czy ze składnikami stanowiącymi rdzenie. Nie wiesz, które drzewo sprawia, że twoja różdżka lśni bez polerowania? Intryguje cię znaczenie kła wampira użytego jak rdzeń? Ta postać odpowie na wszystkie twoje pytania.
- Wiem, czego chcę - postać potrafi stawiać sobie jasno sprecyzowane cele do których dąży, niezależnie od tego, co myślą inni. Dzięki temu łatwiej radzi sobie z wewnętrznymi konfliktami.
Słabości:
- Mrok serca - postać czuje wewnętrzny pociąg do ciemnej strony. Jej potęga kusi go i wabi, tak że niemal nie sposób jej nie ulec, a wszelkie próby opierania się będą o wiele trudniejsze niż w przypadku innych postaci.
- Zaślepienie - postać ma swój pogląd na dany temat i za nic w świecie nie przyzna, że się myli. Może to być twierdzenie o wyższości czarodziejów czystokrwistych, może przekonanie o tym, że centaury są bezrozumnymi zwierzętami, a może zwyczajnie nie przyjmuje do wiadomości, że ktoś woli smarować bułkę najpierw masłem, a dopiero potem dyniowym dżemem. Żadne logiczne tłumaczenia nie są dla postaci wiarygodne, a nawet widzą na własne oczy, że się mylą, próbują dowieść swojej racji.
Na podstawie karty przydzielam ci 5 atutów i 2 słabości.
Atuty:
- Z dobrego domu - postać pochodzi z rodziny, która jest bogata, szlachecka lub po prostu znana. Może jej wujek to Minister Magii? Może matka jest znaną filantropką? Starszy brat wygrał mistrzostwa w Quidditchu? No a nazwisko Malfoy mówi samo za siebie.
- As przestworzy - postać fantastycznie lata na miotle. Na pierwszych zajęciach miotła od razu poderwała się do jej ręki, widok przepaści pod stopami nie budzi w niej lęku, a zwinność pozwala na różne akrobacje powietrzne.
- Wyciągnę różdżkę zanim policzysz do pięciu - postać jest dobra w zaklęciach, błyskawicznie wyrecytuje zasady jakimi rządzą się pojedynki i nie boi się wciągnąć w wir walki. Warto zaznaczyć, że preferuje ona czarodziejskie sposoby rozwiązywania swoich spraw.
- Ten patyk to coś więcej - postać zna wiele ciekawych informacji na temat różdżek. Potrafi obchodzić się czy to z drewnem czy ze składnikami stanowiącymi rdzenie. Nie wiesz, które drzewo sprawia, że twoja różdżka lśni bez polerowania? Intryguje cię znaczenie kła wampira użytego jak rdzeń? Ta postać odpowie na wszystkie twoje pytania.
- Wiem, czego chcę - postać potrafi stawiać sobie jasno sprecyzowane cele do których dąży, niezależnie od tego, co myślą inni. Dzięki temu łatwiej radzi sobie z wewnętrznymi konfliktami.
Słabości:
- Mrok serca - postać czuje wewnętrzny pociąg do ciemnej strony. Jej potęga kusi go i wabi, tak że niemal nie sposób jej nie ulec, a wszelkie próby opierania się będą o wiele trudniejsze niż w przypadku innych postaci.
- Zaślepienie - postać ma swój pogląd na dany temat i za nic w świecie nie przyzna, że się myli. Może to być twierdzenie o wyższości czarodziejów czystokrwistych, może przekonanie o tym, że centaury są bezrozumnymi zwierzętami, a może zwyczajnie nie przyjmuje do wiadomości, że ktoś woli smarować bułkę najpierw masłem, a dopiero potem dyniowym dżemem. Żadne logiczne tłumaczenia nie są dla postaci wiarygodne, a nawet widzą na własne oczy, że się mylą, próbują dowieść swojej racji.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach