- Ismael Blake
Podania
Nie Kwi 29, 2018 1:46 pm
Temat zawierający wszelkie podania złożone przez Ismael.
- Ismael Blake
Re: Podania
Nie Kwi 29, 2018 1:46 pm
ANIMAGIA: KOJOT
Kiedy jest się stworzeniem innym od człowieka, można doświadczyć o wiele więcej rzeczy. Kiedy komórki przekształcają się, tworząc coś zupełnie różnego od nagiej, delikatnej skóry, wyprostowanej sylwetki i przeciwstawnego kciuka, pozwala to wkraść się na zupełnie inny stopień poznania otaczającego świata. Zaczyna grać coś innego - nie czysta, ludzka inteligencja, chociaż oczywiście - zachowuje ona swój kształt, prowadząc stworzenie przed siebie, w sprężystych krokach. Zaczyna grać coś, co przez lata ewolucji i życia w kamiennych murach, w tłumach, w zadymionych miastach wśród metalu, plastiku i bezwarunkowego bezpieczeństwa, zostało uśpione. To, co zostało zepchnięte na dalszy plan, jako odpad - niepotrzebna rzecz, która w dobie globalnego wsparcia człowieka przez bliźniego, stała się niczym zepsuta zabawka.
W sercu zaczyna grać instynkt. Czysty instynkt, który począwszy nieśmiało, a potem z coraz większym zaangażowaniem rozpycha się bardziej i bardziej, wykradając kolejne skrawki miejsca. Jest zazdrosny i nie chce pozwolić czystemu, logicznemu rozumowaniu powrócić na swoje miejsce, zwykle jednak kapituluje w końcu.
To była chyba ciekawość. Jakieś delikatne jej muśnięcie, które potem popchnęły Rudą Zmorę do podjęcia próby. Do podjęcia wyzwania, jakie rzucała swoim własnym umiejętnościom, cierpliwości i zaangażowaniu. Ta ciekawość - szybko stanąwszy się niezwykle silną, podszeptywała jej, że oto mogą otworzyć się przed nią zupełne nowe możliwości poznania tego, co kocha. Możliwości nowego eksplorowania i poddawania testom. Możliwości podjęcia obserwacji tego, co było dla niej tak ważne. Jako inny ona, mogłaby podejść tam, gdzie wcześniej nie była w stanie i to wszystko, razem i osobno, sprawiało, że pragnęła jeszcze bardziej.
Oczy szeroko otwarte. Lodowate powietrze w płucach. Ukłucia mrozu na skórze. Noc, owijająca czarnym całunem upstrzonym błyskającymi asteryzmami postać, która stała pomiędzy drzewami. Księżyc, którego tarcza świeciła mocno i wyraźnie, wystrzegając się jednak przyjęcia formy idealnego okręgu. Jeszcze parę dni zostało do pełni, która zwiastowała przepełnione bólem i łaknieniem wycie, które w tych stronach było dosyć powszechną przypadłością.
Proces był trudny. Niezwykle skomplikowany i delikatny. Wymagał od niej daleko idących kalkulacji, nie mówiąc o czasie przygotowań do w ogóle podjęcia próby. Nie była to jej pierwsza, ani druga. Ani też dziesiąta. Zawsze wracała do domu z pustymi rękoma: wiedziała jednak, że warto. Czuła to - gdzieś pod skórą wiedziała, że ten trud opłaci jej się wreszcie. Wychowana w końcu został na człowieka świadomego siebie i znającego swoje możliwości, a to na pewno leżało w ich zakresie. Musiało.
Przekonstruowanie żeber, gotyckiej katedry skrywającej serce. Zmodyfikowanie kończyn, które zmieniły kątowanie. Przesunięcie uszu w górę czaszki i rozszerzenie powierzchni małżowin usznych, które przybrały trójkątny kształt. Wydłużenie szczęki i zębów, a także przeobrażenie kręgów guzicznych w ogonowe, powielenie. Przeistoczenie paznokci w pazury i wytworzenie poduszek łap. Finalnie zmiana włosów na sierść, która pokryła całe ciało. Nie straciła na barwie - złocista, przyprószona z różnych stron nieco szronem i czernią. Na świat patrzyły oczy - te same, dobrze znane, o różnorakiej barwie, którą odcinały się wyraźnie na tle futra i błyszczały w ciemnościach niczym dwie gwiazdy, odbijając blask sióstr i księżyca.
Nie wyróżniała się niczym pod względem wzrostu czy postawy, jeśli chodzi o innych przedstawicieli tego gatunku. Złote futro porastało grzbiet i przesiane było delikatną bielą, a także szarościami i czernią. Zwierzęce oczy patrzyły na świat ciekawsko, jednak ich barwa była tym właśnie, co świadczyło o jej inności. W końcu nie każdy kojot miał jedno oko lekko zielone, a drugie błękitne. Jeszcze parę oddechów. Parę krótkich zaczerpnięć powietrza, które chłodem drażniło płuca. W końcu ruszyła przed siebie, na miękkich łapach, otulona ciemnością i wyraźnym, ostrym jak nigdy dotąd, światem natury. Światem, który był jej bliższy, niż jakikolwiek inny.
- Ismael Blake
Re: Podania
Nie Kwi 29, 2018 1:49 pm
QUDDITCH: SZUKAJĄCA
Imię i Nazwisko: Ismael Blake
Wiek: 17
Pozycja: Szukający
Przykładowy post meczu Quidditcha, w którym postać bierze udział:
Fakt, że to jej w udziale przyszła taka, a nie inna rola w drużynie, był... jakby to powiedzieć... groteskowy. A przynajmniej w mniemaniu samej Ismy. Wciąż przecież mogło być gorzej, prawda? Szkła w jej okularach zawsze mogły być grube jak denka w kuflach do kremowego piwa, ale na całe szczęście nie były. Ale przecież - nie tacy się trafiali. Okulary nie były czymś dyskwalifikującym w tym sporcie i całkiem dobre świadectwo tego dawał chociażby kapitan drużyny, którego barwne oczęta były w jeszcze gorszym stanie jak jej.
Ruda zacisnęła palce mocniej na trzonku miotły i pociągnęła w górę, chcąc znaleźć sobie lepsze miejsce do obserwacji. Skrzydlatej kulki jak na złość nigdzie nie było, a z tego co zdążyła się zorientować, szukający przeciwnej drużyny miał ten sam problem co ona.
Zatrzymała się na chwilę, z góry patrząc, jak ścigający podają sobie kafla gdy nagle, koło jednego z nich zauważyła złocistą smugę. Znicz przeleciał przez pół boiska, zawieszając się na chwilę przy pierścieniach Hufflepuffu, by puścić się zaraz w dół, ku murawie.
Ruszyła.
Gwałtownie puściła się w dół, mijając kolejnych graczy, śmigający kafel i czując jak w pewnym momencie tłuczek muska jej plecy. Kątem oka wychwyciła ruch mniej więcej w tym samym kierunku, szybko uświadamiając sobie, że nie ona jedna wypatrzyła cel. Przylgnęła do trzonu swojej miotły mocniej, odwracając głowę i szukającego przeciwnej drużyny. Miała chwilę przewagi i jeśli zaraz nie oberwie tłuczkiem, albo nie wydarzy się coś równie druzgocącego dla jej ciała, miała całkiem realne szanse dorwać Znicz.
Na trybunach wybuchł radosny okrzyk, gdy przeciwnicy zdobyli kolejny punkt. Do uszu dziewczyny doszedł także głos komentatora, który zwracał uwagę publiki na nich - szukających. Poczuła dotyk na prawej nodze, a obejrzawszy się ujrzała swojego rywala w drodze po zwycięstwo. Następnie napór - próbował zepchnąć ją na bok, by utorować sobie czystą drogę. Co to, to nie. Odwzajemniła się tym samym - naparła. Jednak zrobiła to szybko, by zaledwie wybić go z równowagi, zmusić do ustąpienia.
Wyciągnęła rękę.
Tłuczek uderzył w żebra po lewej stronie, zmiatając ją z miotły i posyłając w dość krótką drogę ku ziemi, która zakończyła się kolejnym bolesnym uderzeniem. Nie byli wysoko. Parę metrów, jednak dla niej nie miało to większego znaczenia. W uszach dudniła krew, oddech był szybki, urywany, a co gorsza - każdy ruch klatką piersiową powodował kolejną falę bólu, rozlewającą się po jej ciele.
Przymknęła oczy, zaciskając mocniej palce na Złotym Zniczu.
- Proszę państwa! - zawrzeszczał komentator. - Dzisiejszy mecz wygrywa Hufflepuff!
Akceptuję!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach