- Ismael Blake
Wspomnienie Ismael Blake i Syriusza Blacka: Szpital św. Munga
Nie Lut 25, 2018 11:55 pm
Szpital św. Munga - Wydział obrażeń magizoologicznych
Nie było ostrych słów, których się spodziewała. Nie było upomnień, niezadowolonej miny czy też wykalkulowanych, chłodnych spojrzeń. Był tylko list - świstek papieru, pieczołowicie ułożony na szafeczce obok jej łózka. Nakreślony starannym, lekkim, delikatnie pochyłym pismem, z charakterystyczną literą 'g', do tego na porządnym, czerpanym papierze. Ismael nie musiała nawet go czytać, żeby wiedzieć kto jest jego autorem, problem polegał na tym [albo też raczej brak problemu], że zawartość była pozbawiona protekcjonalnego tonu. Wręcz przeciwnie - prezentowała sobą pewien poziom zmartwienia. Poziom, którego rzadko kiedy używała jej ciotka, która w końcu była jej prawną opiekunką.
Kolorowe spojrzenie przeskoczyło po tekście szybko, wręcz niedbale, jakby bojąc się, że kartka zaraz zmieni się w wyjca i sala szpitalna zamieni się w istne piekło. W sumie narażenie własnego życia - bo tym właśnie skończyła się ta cała eskapada - zasługiwała na opiernicz najwyższej klasy.
Skończyło się jednak na "ktoś odbierze cię jutro. i ostrzeżeniu, żeby nie narobić dodatkowych kłopotów uzdrowicielom. No cóż... łatwiej powiedzieć, jak zrobić, ale jak na razie szło jej całkiem nieźle. Łóżko było nawet wygodne, a w pokoju oprócz niej nie było nikogo. Pielęgniarka zajrzała tutaj niecała godzinę temu, więc najpewniej nie miała zamiaru w najbliższym czasie się tutaj pojawiać. Ismael miała więc wiele możliwości i równie sporo chęci - gorzej z energią.
Czuła się, jakby coś wyssało z niej życie. Najpewniej stało się to gdzieś między dwudziestym, a trzydziestym ugryzieniem przez przeklęte robactwo, które zaatakowało ją i Petera w lasku. Całe szczęście, że chłopak prezentował się o wiele lepiej jak ona i nie musiał samemu gnić w szpitalu i przesiąkniętych mdłym zapachem salach.
Usiadła na łóżku, spuszczając nogi na podłogę.
Przywieźli ją tutaj nieprzytomną i w sumie nawet nie wiedziała, ile spała, ale w tym czasie uzdrowiciele odwalili kawał roboty, a przynajmniej tak się domyślała. Teraz, gdy tak na siebie patrzyła, oglądając dłonie czy też przedramiona, nie dostrzegała ani śladu opuchlizny czy ugryzień, a jednak była pewna, niemal w stu procentach, że na pewno posiadała je jeszcze wczoraj, kiedy się nad nią uwijano.
No nic to.
Zmięła kartkę papieru i rzuciła ją na szafeczkę, ale ta odbiła się od blatu i spadła na podłogę - rudowłosa jednak nie przejęła się tym zbytnio, stwierdzając że podniesie ją później, wracając do sali. O tak, wracając. Blake bowiem podniosła się już całkiem z łóżka, w pierwszym momencie czując lekkie zawroty głowy, ale szybko nad nimi panując i ruszyła w kierunku drzwi.
Czas zwiedzać.
- Syriusz Black
Re: Wspomnienie Ismael Blake i Syriusza Blacka: Szpital św. Munga
Pon Lut 26, 2018 12:15 am
Nie dało się ukryć, że Peter był okropnym paplą i wyjątkowo szybko informacja o drobnym wypadku jaki przydarzył się jemu i Ismael, dotarła do Blacka. W zasadzie dowiedział się ledwie chwilę po tym, jak uzdrowiciele uporali się z ukąszeniami Petera i wypuścili go do domu. Mimo jednak, że nie sposób było przeoczyć tego, w jak niesamowicie subtelnie przyjaciel podkreślał fakt uczestnictwa Ismael w całym tym przedsięwzięciu, Black wcale nie zamierzał gnać do szpitala w tym samym momencie.
Chociaż... No dobra, był u niej poprzedniego dnia. Z tym, że uzdrowiciele odesłali go od razu z kwitkiem, dochodząc do wniosku, że jakiekolwiek odwiedziny umożliwią w momencie, gdy dziewczyna nieco bardziej dojdzie do siebie.
O tym jednak nikt nie wiedział, a Syriusz akurat wcale nie zamierzał się przyznawać.
Inną sprawą było, że wcale nie uśmiechało mu się wracać do tego miejsca drugi dzień z rzędu. Szczerą niechęcią darzył wszelkie szpitale, nawet w Hogwarcie omijał szerokim łukiem Skrzydło Szpitalne, jeśli tylko było to możliwe. A szkolna pielęgniarka prawdopodobnie była mu za to niezwykle wdzięczna, bo dzięki temu przynajmniej chorzy rzeczywiście mieli tam nieco spokoju. Tym razem jednak postanowił poświęcić się i z czystej ciekawości zajrzeć do Ismael, kiedy już nikt nie zamierzał mu tych odwiedzin utrudniać. Podobno czuła się już całkiem nieźle, wszystko było z nią mniej więcej w porządku i lada chwila miała wrócić do domu. Black natomiast zjawił się w samą porę, by zagrodzić jej przejście w drzwiach i uniemożliwić wyjście z sali.
- A dokąd to się niby wybierasz, co? - rzucił z uśmiechem godnym kogoś, kto właśnie nakrył inną osobę na gorącym uczynku. Bądźmy szczerzy, nieczęsto zdarzało mu się coś podobnego. Zwykle to jego nakrywano, więc jak najbardziej mógł być z siebie dumny. Chociaż... bardziej chyba jednak zastana sytuacja go bawiła. Mniejsza o to, grunt, że wcale nie miał zamiaru się przesuwać, by zrobić dziewczynie przejście. Niekoniecznie dlatego, że nagle miałby przejść wewnętrzną przemianę i stanąć na straży porządku wśród pacjentów. Raczej... z czystej przekory. Czyli nic się nie zmieniło, wszystko po staremu.
- No już, wracasz grzecznie do łóżka, nie ma żadnych spacerów - dodał jeszcze, siląc się przynajmniej na minimum powagi i nawet chwycił Ismael za ramiona, żeby odwrócić ją z powrotem w stronę sali i nakierować na tę właściwą drogę. - Jeszcze znowu zachce ci się bawić z jakimś robactwem, czy coś...
Oczywiście, że wcale nie zamierzał udawać, że nie był w jej sprawie całkiem nieźle poinformowany. Bo w końcu... skąd niby wziąłby się w tym miejscu? Po prostu przechodził przypadkiem i postanowił, że zajrzy do jednej z sal, w której akurat zastał Ismael? Dobra wymówka. Szkoda, że nie znał nikogo, kto byłby w stanie w nią uwierzyć.
Chociaż... No dobra, był u niej poprzedniego dnia. Z tym, że uzdrowiciele odesłali go od razu z kwitkiem, dochodząc do wniosku, że jakiekolwiek odwiedziny umożliwią w momencie, gdy dziewczyna nieco bardziej dojdzie do siebie.
O tym jednak nikt nie wiedział, a Syriusz akurat wcale nie zamierzał się przyznawać.
Inną sprawą było, że wcale nie uśmiechało mu się wracać do tego miejsca drugi dzień z rzędu. Szczerą niechęcią darzył wszelkie szpitale, nawet w Hogwarcie omijał szerokim łukiem Skrzydło Szpitalne, jeśli tylko było to możliwe. A szkolna pielęgniarka prawdopodobnie była mu za to niezwykle wdzięczna, bo dzięki temu przynajmniej chorzy rzeczywiście mieli tam nieco spokoju. Tym razem jednak postanowił poświęcić się i z czystej ciekawości zajrzeć do Ismael, kiedy już nikt nie zamierzał mu tych odwiedzin utrudniać. Podobno czuła się już całkiem nieźle, wszystko było z nią mniej więcej w porządku i lada chwila miała wrócić do domu. Black natomiast zjawił się w samą porę, by zagrodzić jej przejście w drzwiach i uniemożliwić wyjście z sali.
- A dokąd to się niby wybierasz, co? - rzucił z uśmiechem godnym kogoś, kto właśnie nakrył inną osobę na gorącym uczynku. Bądźmy szczerzy, nieczęsto zdarzało mu się coś podobnego. Zwykle to jego nakrywano, więc jak najbardziej mógł być z siebie dumny. Chociaż... bardziej chyba jednak zastana sytuacja go bawiła. Mniejsza o to, grunt, że wcale nie miał zamiaru się przesuwać, by zrobić dziewczynie przejście. Niekoniecznie dlatego, że nagle miałby przejść wewnętrzną przemianę i stanąć na straży porządku wśród pacjentów. Raczej... z czystej przekory. Czyli nic się nie zmieniło, wszystko po staremu.
- No już, wracasz grzecznie do łóżka, nie ma żadnych spacerów - dodał jeszcze, siląc się przynajmniej na minimum powagi i nawet chwycił Ismael za ramiona, żeby odwrócić ją z powrotem w stronę sali i nakierować na tę właściwą drogę. - Jeszcze znowu zachce ci się bawić z jakimś robactwem, czy coś...
Oczywiście, że wcale nie zamierzał udawać, że nie był w jej sprawie całkiem nieźle poinformowany. Bo w końcu... skąd niby wziąłby się w tym miejscu? Po prostu przechodził przypadkiem i postanowił, że zajrzy do jednej z sal, w której akurat zastał Ismael? Dobra wymówka. Szkoda, że nie znał nikogo, kto byłby w stanie w nią uwierzyć.
- Ismael Blake
Re: Wspomnienie Ismael Blake i Syriusza Blacka: Szpital św. Munga
Pon Lut 26, 2018 1:10 am
Nie spodziewała się tutaj nikogo. No dobrze - nikogo poza ciotką, ale tę kwestię miała już zamkniętą i daleko za sobą. Lekarze też na pewno mieli o wiele ciekawsze rzeczy do roboty, więc kiedy zauważyła, że na drodze ku jej własnej wolności stanęło coś, lub też ktoś - dokładniej ujmując, nieco się zdziwiła. Spojrzenie podniosło się ku górze - uważnie, czujnie, jakby z nader dużą rezerwą rejestrując osobnika, który to własnie stanął w drzwiach i prawdę powiedziawszy - w pierwszej chwili pomyślała, że konowały nie załatwili sprawy całkiem i do końca, wciąż jest podtruta pewnie jakimś obrzydliwym jadem, który powoduje halucynacje, albo też nakładli na nią tyle zaklęć i dali jej do picia tyle eliksirów, że dostała pomieszania zmysłów. W sumie przez moment jedyną rzeczą na jaką liczyła, był fakt, by nie był to uraz trwały i do końca życia, bo nie była pewna jak zniosłaby fakt oglądani Syriusza Blacka stającego jej na drodze w całkiem przypadkowych momentach życia. Całkiem przypadkowych momentach, w których nie miał prawa się znaleźć - dodajmy dla sprostowania.
Ruda zmora zamrugała nieco gwałtowniej oczami, jednocześnie marszcząc brwi w geście jawnego niezrozumienia zaistniałej sytuacji. Z drugiej strony już, już wyciągała rękę, żeby to sięgnąć i palpacyjnie sprawdzić, czy ten twór to aby na pewno umyślony, czy może jednak prawdziwy, a jak prawdziwy to czy tak do szpiku kości, czy może twarz Pchlarza jej wyobraźnia przyszpiliła do jakiegoś niewinnego jegomościa.
- Co? Nie. - odpowiedziała niezbornie, jakby chcąc zaprzeczyć, że ona to w sumie nigdzie, wcale się gdziekolwiek nie wybierała. To tylko taki żarcik jest, ona tylko do toalety, a w ogóle to proszę mnie puścić. Złapał ją i odwrócił, kierując z powrotem w kierunku szpitalnego wyrka, które nagle wydało jej się wcale wygodne. Ale przyjęła to wszystko na klatę; znaczy dała się posadzić, z jakąś taką niechęcią uznając, że nogi wciąż nie do końca na nowo przyswoiły funkcję chodzenia i w ogóle to zdradzieckie ciało nie do końca chętne było do wycieczek.
- Niech mnie ktoś uszczypnie. - przekręciła głowę na jedną stronę. - Skąd ty tu... - zaczęła, ale zaraz też umilkła, a na jej twarzy odmalowały się poważne procesy myślowe. Do tej pory przypadkowe kropki w jej głowie, symbolizujące zbiór informacji i zaistniałych sytuacji, zostały połączone. - Petera wypisali od razu. O d r a z u. Jeśli więc go szukasz, masz nieco nieaktualne informacje. - odpowiedziała, wyraźnie usatysfakcjonowana swoim tokiem myślenia, bo też powiedzmy sobie szczerze - wizyta szanownego Syriusza Blacka była dla niej o wiele bardziej nieprawdopodobna jak fakt, że pomylił pokoje.
Ruda zmora zamrugała nieco gwałtowniej oczami, jednocześnie marszcząc brwi w geście jawnego niezrozumienia zaistniałej sytuacji. Z drugiej strony już, już wyciągała rękę, żeby to sięgnąć i palpacyjnie sprawdzić, czy ten twór to aby na pewno umyślony, czy może jednak prawdziwy, a jak prawdziwy to czy tak do szpiku kości, czy może twarz Pchlarza jej wyobraźnia przyszpiliła do jakiegoś niewinnego jegomościa.
- Co? Nie. - odpowiedziała niezbornie, jakby chcąc zaprzeczyć, że ona to w sumie nigdzie, wcale się gdziekolwiek nie wybierała. To tylko taki żarcik jest, ona tylko do toalety, a w ogóle to proszę mnie puścić. Złapał ją i odwrócił, kierując z powrotem w kierunku szpitalnego wyrka, które nagle wydało jej się wcale wygodne. Ale przyjęła to wszystko na klatę; znaczy dała się posadzić, z jakąś taką niechęcią uznając, że nogi wciąż nie do końca na nowo przyswoiły funkcję chodzenia i w ogóle to zdradzieckie ciało nie do końca chętne było do wycieczek.
- Niech mnie ktoś uszczypnie. - przekręciła głowę na jedną stronę. - Skąd ty tu... - zaczęła, ale zaraz też umilkła, a na jej twarzy odmalowały się poważne procesy myślowe. Do tej pory przypadkowe kropki w jej głowie, symbolizujące zbiór informacji i zaistniałych sytuacji, zostały połączone. - Petera wypisali od razu. O d r a z u. Jeśli więc go szukasz, masz nieco nieaktualne informacje. - odpowiedziała, wyraźnie usatysfakcjonowana swoim tokiem myślenia, bo też powiedzmy sobie szczerze - wizyta szanownego Syriusza Blacka była dla niej o wiele bardziej nieprawdopodobna jak fakt, że pomylił pokoje.
- Syriusz Black
Re: Wspomnienie Ismael Blake i Syriusza Blacka: Szpital św. Munga
Pon Lut 26, 2018 10:03 am
Najwyraźniej Black wcale nie miał zamiaru okazywać się jakąś halucynacją, czy inną wizją. Nigdzie bowiem nie znikał, nie przeszedł też nagłej metamorfozy w kogoś, kogo Ismael mogłaby bardziej spodziewać się w swojej szpitalnej sali. Nadal był Syriuszem i nadal uśmiechał się z pewnym rozbawieniem, zauważając, że zawrócenie dziewczyny do łóżka i zniechęcenie jej do jakichkolwiek wycieczek okazało się nawet łatwiejsze, niż można byłoby się spodziewać. Chociaż zaskoczenie malujące się na jej twarzy mogło ten fenomen nieźle tłumaczyć.
Kiedy usiadła na łóżku, Black ulokował się na stojącym nieopodal krześle, widocznie nie mając póki co zamiaru nigdzie się wybierać. Żadnego nagłego olśnienia, że może rzeczywiście pomylił sale, czy cokolwiek podobnego. Nawet parsknął krótkim śmiechem, słysząc wynik tych skomplikowanych procesów myślowych, jakie zaszły w głowie rudej.
- Nie doceniasz mnie, zawsze mam aktualne informacje. I wiem, kiedy wypisali Petera - stwierdził. No bo jasne, że wiedział. Jakby nie Pettigrew, to przecież wcale by się tu nie zjawił. Albo rzeczywiście miałby wtedy nieaktualne informacje, przez co najwyżej już po fakcie mógłby jakoś skontaktować się z Ismael, żeby zaspokoić ciekawość i dopytać, czy wszystko było z nią w porządku. - Wpadłem zobaczyć, co u ciebie. I czy faktycznie wyglądasz jak ogrodowy gnom, bo mniej więcej tak to opisał Peter.
Zmierzył ją uważnym spojrzeniem, jakby rzeczywiście doszukiwał się podobieństwa do wspomnianego szkodnika. Najwyraźniej jednak albo wszelka opuchlizna już zniknęła, albo Glizdogon po prostu trochę wyolbrzymił całą sprawę. Ostatecznie więc nie pozostało mu wiele więcej, jak tylko z pewnym rozczarowaniem pokręcić głową.
- Jednak nie bardziej niż zazwyczaj - zawyrokował wreszcie, dodawszy do swojej wypowiedzi szeroki uśmiech. Nie, żeby sądził, że na co dzień Ismael miałaby przypominać gnoma. Może bardziej jakiegoś chochlika. Na swoje szczęście jednak postanowił uczynić ten moment jedną z tych rzadkich sytuacji, kiedy potrafił ugryźć się w język i podarował sobie kontynuowanie na głos swoich przemyśleń względem wyglądu dziewczyny i ewentualnych podobieństw do różnych stworzeń.
Kiedy usiadła na łóżku, Black ulokował się na stojącym nieopodal krześle, widocznie nie mając póki co zamiaru nigdzie się wybierać. Żadnego nagłego olśnienia, że może rzeczywiście pomylił sale, czy cokolwiek podobnego. Nawet parsknął krótkim śmiechem, słysząc wynik tych skomplikowanych procesów myślowych, jakie zaszły w głowie rudej.
- Nie doceniasz mnie, zawsze mam aktualne informacje. I wiem, kiedy wypisali Petera - stwierdził. No bo jasne, że wiedział. Jakby nie Pettigrew, to przecież wcale by się tu nie zjawił. Albo rzeczywiście miałby wtedy nieaktualne informacje, przez co najwyżej już po fakcie mógłby jakoś skontaktować się z Ismael, żeby zaspokoić ciekawość i dopytać, czy wszystko było z nią w porządku. - Wpadłem zobaczyć, co u ciebie. I czy faktycznie wyglądasz jak ogrodowy gnom, bo mniej więcej tak to opisał Peter.
Zmierzył ją uważnym spojrzeniem, jakby rzeczywiście doszukiwał się podobieństwa do wspomnianego szkodnika. Najwyraźniej jednak albo wszelka opuchlizna już zniknęła, albo Glizdogon po prostu trochę wyolbrzymił całą sprawę. Ostatecznie więc nie pozostało mu wiele więcej, jak tylko z pewnym rozczarowaniem pokręcić głową.
- Jednak nie bardziej niż zazwyczaj - zawyrokował wreszcie, dodawszy do swojej wypowiedzi szeroki uśmiech. Nie, żeby sądził, że na co dzień Ismael miałaby przypominać gnoma. Może bardziej jakiegoś chochlika. Na swoje szczęście jednak postanowił uczynić ten moment jedną z tych rzadkich sytuacji, kiedy potrafił ugryźć się w język i podarował sobie kontynuowanie na głos swoich przemyśleń względem wyglądu dziewczyny i ewentualnych podobieństw do różnych stworzeń.
- Ismael Blake
Re: Wspomnienie Ismael Blake i Syriusza Blacka: Szpital św. Munga
Pon Lut 26, 2018 11:01 pm
Otumanione umysł tak działają - łatwiej je było przymuszać do działania, a rudowłosa w tym momencie rzeczywiście wyglądała, jakby któryś z uzdrowicieli podał jej zbyt dużą dawkę eliksiru... jakiegokolwiek. Powoli marszczące się brwi nie wróżyły jedna, by stan ten miał trwać w nieskończoność, bo dziewczyna najwyraźniej dochodziła do kolejnych wniosków, coraz to śmielszych i coraz to mniej satysfakcjonujących. A więc pojawił się tutaj dla niej.
Pewnie w każdej innej sytuacji jej oczy zrobiłyby się wielkie jak dwa spodki, jednak jako że doszła do tego samodzielnie, w swojej główce, to przyjęła to bez mrugnięcia okiem, bo w sumie średnio byłoby się tak dziwić otwarcie, przed publiką, ale do swoich własnych myśli. Pomijając to - wyczuwała gdzieś tutaj haczyk - bo ewidentnie coś nie mogło tutaj grać, a Syriusz najpewniej przegrał jakiś chory zakład z Peterem, albo innym Huncwotem, skoro pchał się z buciorami między nią, a drzwi.
Z drugiej jednak strony... głupio było przyznać, ale otwierało to zupełnie nowe możliwości zapewnienia sobie rozrywki. Oto bowiem miała przed sobą kawalarza doborowego, numer jeden na świecie, który poświęcił tej sztuce całe siedem lat życia w Hogwarcie. Lepsza partia nie mogła jej się trafić, aczkolwiek... Wzrok pomknął po sali, by na moment zawiesić się na skrawku zmiętego papieru. Miała być grzeczna.
- Nie wątpię, że w takim razie musiałeś się nudzić wręcz śmiertelnie, skoro z własnej, nieprzymuszonej woli wybrałeś nie tyle moje towarzystwo, co chociażby sam szpital. - uśmiechnęła się do niego krzywo, podciągając nogi i siadając po turecku. - Wybacz, że cię zawiodłam. Gdybyś pojawił się tutaj wczoraj, to może... może byłbyś w stanie zobaczyć mnie w tym fenomenalnym stanie, ale no.... Chociaż wątpię, że pobiłoby to ciebie z zębami do kolan... - zaśmiała się przekornie, nie omieszkając oczywiście przypomnieć mu, że niedawno sam wyglądał nie za dobrze, nie pomijając miny która wtedy zagościła na jego twarzy.
Pewnie w każdej innej sytuacji jej oczy zrobiłyby się wielkie jak dwa spodki, jednak jako że doszła do tego samodzielnie, w swojej główce, to przyjęła to bez mrugnięcia okiem, bo w sumie średnio byłoby się tak dziwić otwarcie, przed publiką, ale do swoich własnych myśli. Pomijając to - wyczuwała gdzieś tutaj haczyk - bo ewidentnie coś nie mogło tutaj grać, a Syriusz najpewniej przegrał jakiś chory zakład z Peterem, albo innym Huncwotem, skoro pchał się z buciorami między nią, a drzwi.
Z drugiej jednak strony... głupio było przyznać, ale otwierało to zupełnie nowe możliwości zapewnienia sobie rozrywki. Oto bowiem miała przed sobą kawalarza doborowego, numer jeden na świecie, który poświęcił tej sztuce całe siedem lat życia w Hogwarcie. Lepsza partia nie mogła jej się trafić, aczkolwiek... Wzrok pomknął po sali, by na moment zawiesić się na skrawku zmiętego papieru. Miała być grzeczna.
- Nie wątpię, że w takim razie musiałeś się nudzić wręcz śmiertelnie, skoro z własnej, nieprzymuszonej woli wybrałeś nie tyle moje towarzystwo, co chociażby sam szpital. - uśmiechnęła się do niego krzywo, podciągając nogi i siadając po turecku. - Wybacz, że cię zawiodłam. Gdybyś pojawił się tutaj wczoraj, to może... może byłbyś w stanie zobaczyć mnie w tym fenomenalnym stanie, ale no.... Chociaż wątpię, że pobiłoby to ciebie z zębami do kolan... - zaśmiała się przekornie, nie omieszkając oczywiście przypomnieć mu, że niedawno sam wyglądał nie za dobrze, nie pomijając miny która wtedy zagościła na jego twarzy.
- Syriusz Black
Re: Wspomnienie Ismael Blake i Syriusza Blacka: Szpital św. Munga
Wto Lut 27, 2018 11:08 pm
Niestety, zupełnie nie miała racji w swoich domysłach - otóż Black nie przegrał żadnego zakładu, nikt nie groził mu, by tu przyszedł, nikt też nie próbował go niczym przekupić. W szpitalu znalazł się z własnej nieprzymuszonej woli i dobrowolnie też przyszedł do sali Ismael. Choć fakt, nuda mogła mieć w tym jakiś swój udział. Ewentualnie zwykła ciekawość lub rzeczywiście chęć zobaczenia na własne oczy rudego gnoma. To ostatnie wprawdzie się nie udało, jednak... mimo wszystko nie zamierzał kończyć swojej wizyty tak szybko. Nie zamierzał jednak tkwić też zbyt długo w jednym miejscu, bo... chyba zwyczajnie nie potrafił. Mimo więc, że ledwie chwilę temu zajął miejsce na stojącym w sali krześle, już zdążył z niego wstać i podejść do znajdującej się obok łóżka szafeczki, żeby z zainteresowaniem przejrzeć przedmioty na niej ustawione. Nic ciekawego i nic wartego uwagi wśród pustych fiolek po eliksirach. Schylił się nawet, by podnieść z ziemi zmięty kawałek papieru, choć nie zamierzał go rozwijać i czytać treści. Zwłaszcza, że ponownie zdążył już skupić spojrzenie na Ismael, gdy ta się odezwała.
- Może po prostu alternatywa dla spędzenia tego dnia była jeszcze gorsza niż wizyta u ciebie - stwierdził z przekąsem, uśmiechnąwszy się przy tym ponownie. Przy okazji rzucił w dziewczynę podniesionym wcześniej papierem. Bo niby czemu nie? - Następnym razem po prostu bardziej się postaraj.
Oczywiście. Przecież nie po to tracił swój czas i decydował się na wizytę w szpitalu, żeby nie móc nawet zobaczyć gnomiej wersji Blake. Zdecydowanie powinna postarać się bardziej następnym razem.
Co zaś tyczyło się jej przytyku... To jasne, że bardzo zgrabnie po prostu go zignorował, puszczając jej kolejne słowa mimo uszu. Nie dało się ukryć, że Black miał niezwykłą zdolność do ignorowania kwestii, nad którymi nie miał ochoty się rozwodzić. I nieistotne było to, jak bardzo druga osoba starałaby się do danej sprawy powrócić, po prostu nie było na to najmniejszych szans. W zasadzie Ismael w każdej kolejnej swojej wypowiedzi mogłaby powracać do tych nieszczęsnych zębów, a on za każdym razem pozostawałby na to tak samo głuchy. Nad tą umiejętnością pracował chyba nawet dłużej niźli przez ostatnie siedem lat.
- To gdzie właściwie się wybierałaś jeszcze przed chwilą? - zapytał, przysiadając na brzegu jej łóżka. Chyba sam już powoli zaczynał dostrzegać, że pobyt w szpitalnej sali był po prostu śmiertelnie nudny. A przecież spędził tu ledwie chwilę... W przeciwieństwie do niej nie musiał tutaj nocować. I... całe szczęście. Bo prawdopodobnie zwariowałby z nudów jeszcze zanim uzdrowiciele zdążyliby zająć się jego osobą.
- Może po prostu alternatywa dla spędzenia tego dnia była jeszcze gorsza niż wizyta u ciebie - stwierdził z przekąsem, uśmiechnąwszy się przy tym ponownie. Przy okazji rzucił w dziewczynę podniesionym wcześniej papierem. Bo niby czemu nie? - Następnym razem po prostu bardziej się postaraj.
Oczywiście. Przecież nie po to tracił swój czas i decydował się na wizytę w szpitalu, żeby nie móc nawet zobaczyć gnomiej wersji Blake. Zdecydowanie powinna postarać się bardziej następnym razem.
Co zaś tyczyło się jej przytyku... To jasne, że bardzo zgrabnie po prostu go zignorował, puszczając jej kolejne słowa mimo uszu. Nie dało się ukryć, że Black miał niezwykłą zdolność do ignorowania kwestii, nad którymi nie miał ochoty się rozwodzić. I nieistotne było to, jak bardzo druga osoba starałaby się do danej sprawy powrócić, po prostu nie było na to najmniejszych szans. W zasadzie Ismael w każdej kolejnej swojej wypowiedzi mogłaby powracać do tych nieszczęsnych zębów, a on za każdym razem pozostawałby na to tak samo głuchy. Nad tą umiejętnością pracował chyba nawet dłużej niźli przez ostatnie siedem lat.
- To gdzie właściwie się wybierałaś jeszcze przed chwilą? - zapytał, przysiadając na brzegu jej łóżka. Chyba sam już powoli zaczynał dostrzegać, że pobyt w szpitalnej sali był po prostu śmiertelnie nudny. A przecież spędził tu ledwie chwilę... W przeciwieństwie do niej nie musiał tutaj nocować. I... całe szczęście. Bo prawdopodobnie zwariowałby z nudów jeszcze zanim uzdrowiciele zdążyliby zająć się jego osobą.
- Ismael Blake
Re: Wspomnienie Ismael Blake i Syriusza Blacka: Szpital św. Munga
Nie Kwi 15, 2018 8:43 pm
Gdyby młoda wiedźma była świadoma faktu, że Syriusz pojawił się tutaj z własnej nieprzymuszonej woli to... no cóż... może nawet delikatnie by się zarumieniła? Może by poczuła delikatne, dziwne ciepło na serduszko, że jednak ktoś pokwapił się do niej, żeby umilić jej ten okropny czas cuchnący eliksirami, chorymi i środkami dezynfekującymi? Może. Ale jak na razie były tylko delikatnie uniesione brwi i pokpiewający uśmieszek, pałętający się po wargach.
- Gorsza od spędzania czasu ze mną? Zatem twoje wakacje muszą być tragiczne. - parsknęła w jego kierunku, przyglądając się w uwagą jego wszystkim ruchom, jakby oczekując że któryś z nich zdradzi go i poda jej prawdziwy powód jego pojawienia się tutaj. Kiedy z kolei rzucił w jej kierunku kartkę, którą w sumie nie tak dawno sama pomięła i ciepnęła na ziemię, pochwyciła ją zręcznie. - Postaram się z całej siły. - mrugnęła do niego, odrzucając zaraz po tym papierową kulkę i oczywiście - celując przy tym w jego głowę. - Albo przynajmniej zrobię sobie zdjęcie. Co byś z nim zrobił? Powiesił w jakimś honorowym miejscu na ścianie w pokoju?
O tak; ładna rameczka i honorowe miejsce na ścianie powinno zostać jej poświęcone. A że wyglądałaby przy tym okropnie to zapewne nikt by jej nie rozpoznał. Z drugiej jednak strony - sama jego poczytalność zapewne stanęłaby pod wielkim znakiem zapytania, bo niby kto o zdrowych zmysłach a) robił zdjęcia rudym gnomom, b) trzymał takie zdjęcia na ścianach.
- Gdziekolwiek. Chociaż najbliżej mi chyba było po jakieś jedzenie. Dobre jedzenie. - przyznała się bez bicia. W końcu chyba oczywiste było, że te cztery ściany nie oferowały sobą niczego ciekawego, a typowe szpitalne jedzenie było wątpliwej jakości. Sama więc postanowiła sobie zapewnić zarówno rozrywkę jak i coś dobrego do zjedzenia, a że przy okazji za jednym zamachem to już w sumie całkiem przypadkiem.
- Gorsza od spędzania czasu ze mną? Zatem twoje wakacje muszą być tragiczne. - parsknęła w jego kierunku, przyglądając się w uwagą jego wszystkim ruchom, jakby oczekując że któryś z nich zdradzi go i poda jej prawdziwy powód jego pojawienia się tutaj. Kiedy z kolei rzucił w jej kierunku kartkę, którą w sumie nie tak dawno sama pomięła i ciepnęła na ziemię, pochwyciła ją zręcznie. - Postaram się z całej siły. - mrugnęła do niego, odrzucając zaraz po tym papierową kulkę i oczywiście - celując przy tym w jego głowę. - Albo przynajmniej zrobię sobie zdjęcie. Co byś z nim zrobił? Powiesił w jakimś honorowym miejscu na ścianie w pokoju?
O tak; ładna rameczka i honorowe miejsce na ścianie powinno zostać jej poświęcone. A że wyglądałaby przy tym okropnie to zapewne nikt by jej nie rozpoznał. Z drugiej jednak strony - sama jego poczytalność zapewne stanęłaby pod wielkim znakiem zapytania, bo niby kto o zdrowych zmysłach a) robił zdjęcia rudym gnomom, b) trzymał takie zdjęcia na ścianach.
- Gdziekolwiek. Chociaż najbliżej mi chyba było po jakieś jedzenie. Dobre jedzenie. - przyznała się bez bicia. W końcu chyba oczywiste było, że te cztery ściany nie oferowały sobą niczego ciekawego, a typowe szpitalne jedzenie było wątpliwej jakości. Sama więc postanowiła sobie zapewnić zarówno rozrywkę jak i coś dobrego do zjedzenia, a że przy okazji za jednym zamachem to już w sumie całkiem przypadkiem.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|