Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
- Ezra Greyback
Re: Salon
Sob Wrz 02, 2017 8:21 pm
/po powrocie od Pandory
I choć od końca spotkania z ciocią Pandorą minęło już dobre pół godziny, Ezra nie potrafił wysiedzieć na tyłku, czując narastającą ekscytacje. Bajki, smoki, opowieści o leśnych elfach, to wszystko było za wiele dla jego malutkiego umysłu. Od powrotu niespokojnie krążył po całym domu, co kilka sekund przystając, by zgiąć kolana i poćwiczyć pozycję, której sie nauczył, a która podobno była niezawodna w Quidditchu. I gdy - jak przynajmniej mu się wydawało - udało mu się wiernie odwzorować to, czego się dzisiaj nauczył - sięgał do kieszeni spodni, by po chwili wyciągnąć z niej garść kolorowych cukierków i wpakować je sobie do ust. Dopiero po jakimś czasie dostrzegł, że Alyssa postanowiła położyć się na kanapie, a wówczas podbiegł do niej, by usiąść po turecku na podłodze - tuż przy jej głowie i uśmiechnąć się szeroko.
- Wciąż cię boli? - spytał z troską typową dla dzieciaka. W końcu doskonale pamiętał, że w restauracji płakała, bo ją coś bolało. Chłopiec wiec zmarszczył bystro brwi i przyglądał jej się nachalnie, czekając aż wreszcie coś odpowie. Wydawała się niezwykle smutna.
I choć od końca spotkania z ciocią Pandorą minęło już dobre pół godziny, Ezra nie potrafił wysiedzieć na tyłku, czując narastającą ekscytacje. Bajki, smoki, opowieści o leśnych elfach, to wszystko było za wiele dla jego malutkiego umysłu. Od powrotu niespokojnie krążył po całym domu, co kilka sekund przystając, by zgiąć kolana i poćwiczyć pozycję, której sie nauczył, a która podobno była niezawodna w Quidditchu. I gdy - jak przynajmniej mu się wydawało - udało mu się wiernie odwzorować to, czego się dzisiaj nauczył - sięgał do kieszeni spodni, by po chwili wyciągnąć z niej garść kolorowych cukierków i wpakować je sobie do ust. Dopiero po jakimś czasie dostrzegł, że Alyssa postanowiła położyć się na kanapie, a wówczas podbiegł do niej, by usiąść po turecku na podłodze - tuż przy jej głowie i uśmiechnąć się szeroko.
- Wciąż cię boli? - spytał z troską typową dla dzieciaka. W końcu doskonale pamiętał, że w restauracji płakała, bo ją coś bolało. Chłopiec wiec zmarszczył bystro brwi i przyglądał jej się nachalnie, czekając aż wreszcie coś odpowie. Wydawała się niezwykle smutna.
- Marjorie Greyback
Re: Salon
Sob Wrz 02, 2017 9:00 pm
|jakiś czas po wątku w sypialni [ten sam wieczór]
Sama nie wiedziała, ile czasu tak właściwie spędziła pod drzwiami, jednakże było jej tam na tyle wygodnie, iż nie myślała zbytnio o podnoszeniu się na nogi. Wręcz przeciwnie, sądziła, że te najpewniej nie byłyby nawet w stanie utrzymać ciężaru alyssowego ciała, który zdawał się być teraz znacznie większy niż kiedykolwiek. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie czuła się aż tak mocno przygnieciona czy skołowana. Nie była nawet w stanie myśleć o tym, iż najpewniej powinna wrócić do sypialni, aby upewnić się, że donośne kurwa - jakie dotarło do niej przez dosyć cienką ścianę - nie było powiązane z żadną niebezpieczną dla zdrowia sytuacją. Ba!, miała wrażenie, że to była niebezpieczna sytuacja... Niebezpieczna także dla jej zdrowia psychicznego.
Ostatecznie jednak postanowiła ruszyć się z miejsca, powstając jakoś i ponownie zaczynając robić cokolwiek, byleby tylko zająć myśli i nie zastanawiać się zbytnio nad tym, co dosłownie pozbawiło ją zdolności do logicznego myślenia. Zabawne, iż tylko - a może jednak aż - dwa słowa potrafiły zrobić z mózgu taką sieczkę. Nie wiedziała, co powinna z tym wszystkim zrobić... I nie sądziła, aby była w tym momencie zdolna podjąć jakąkolwiek decyzję dotyczącą pozostania, ucieczki czy jakiegokolwiek ruchu. Nie spodziewała się tego, kompletnie nie spodziewała się takiego obrotu spraw.
Całe szczęście, cóż, w tym mieszkaniu zdecydowanie miała co robić. Zaczynając od podłogi, trenowała Chłoczyść! i Pakuj! intensywniej niż kiedykolwiek, jednocześnie na przemian chlipiąc pod nosem - wkrótce apaszka na jej szyi była bardziej wilgotna niż po deszczu - i kręcąc głową z niedowierzaniem, bo czuła się jak na granicy jawy i snu. A gdy wszystko zostało już jako-tako poukładane i pozgarniane, zaś worek ze śmieciami znalazł się w śmietniku pod oknem - czy musiała mówić, iż spuściła go przez nie za pomocą zaklęcia? - zabrała się za siekanie. Wystarczyła jednak chwila, by Meadowes zorientowała się, iż nie było to zbyt dobre posunięcie, bowiem drżące dłonie nie potrafiły stabilnie utrzymać małego nożyka do warzyw, który w pewnym momencie omsknął jej się i ranił jeden z palców.
To właśnie wtedy się poddała. Nie chciała wykorzystywać eliksirów leczniczych, aby goić potencjalnie jeszcze gorsze obrażenia. Przyciskając jednorazową gazę do rany i oklejając palec za pomocą taśmy klejącej, odłożyła rozpoczęte gotowanie na później, po czym udała się wprost na kanapo-łóżko... I po prostu się na nie rzuciła, przyciskając sobie głowę poduszką i próbując poleżeć chwilę we względnym spokoju. O ile ten panował jednak dookoła, o tyle w jej głowie już go nie było. Nie umiała odpocząć, zaraz zrzucając poduchę i podkładając ją sobie pod brodę.
W pewnym momencie musiała jednak przysnąć, ponieważ nie dostrzegła powrotu Ezry i dopiero jego wspięcie się na kanapę sprawiło, że otworzyła oczy, patrząc na niego z nieco smutnym uśmiechem. Z początku nie odpowiedziała, wyciągając rękę w jego stronę, aby odgarnąć mu potargane włosy z policzka. Potem jednak ostrożnie rozłożyła ramiona, dając mu do zrozumienia, że chciałaby go przytulić, o ile sam też miał taką chęć.
- To inny rodzaj bólu. - Odpowiedziała szeptem, ponownie się blado się uśmiechając. - Wszystko będzie dobrze. Polepsza mu się.
Sama nie wiedziała, ile czasu tak właściwie spędziła pod drzwiami, jednakże było jej tam na tyle wygodnie, iż nie myślała zbytnio o podnoszeniu się na nogi. Wręcz przeciwnie, sądziła, że te najpewniej nie byłyby nawet w stanie utrzymać ciężaru alyssowego ciała, który zdawał się być teraz znacznie większy niż kiedykolwiek. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie czuła się aż tak mocno przygnieciona czy skołowana. Nie była nawet w stanie myśleć o tym, iż najpewniej powinna wrócić do sypialni, aby upewnić się, że donośne kurwa - jakie dotarło do niej przez dosyć cienką ścianę - nie było powiązane z żadną niebezpieczną dla zdrowia sytuacją. Ba!, miała wrażenie, że to była niebezpieczna sytuacja... Niebezpieczna także dla jej zdrowia psychicznego.
Ostatecznie jednak postanowiła ruszyć się z miejsca, powstając jakoś i ponownie zaczynając robić cokolwiek, byleby tylko zająć myśli i nie zastanawiać się zbytnio nad tym, co dosłownie pozbawiło ją zdolności do logicznego myślenia. Zabawne, iż tylko - a może jednak aż - dwa słowa potrafiły zrobić z mózgu taką sieczkę. Nie wiedziała, co powinna z tym wszystkim zrobić... I nie sądziła, aby była w tym momencie zdolna podjąć jakąkolwiek decyzję dotyczącą pozostania, ucieczki czy jakiegokolwiek ruchu. Nie spodziewała się tego, kompletnie nie spodziewała się takiego obrotu spraw.
Całe szczęście, cóż, w tym mieszkaniu zdecydowanie miała co robić. Zaczynając od podłogi, trenowała Chłoczyść! i Pakuj! intensywniej niż kiedykolwiek, jednocześnie na przemian chlipiąc pod nosem - wkrótce apaszka na jej szyi była bardziej wilgotna niż po deszczu - i kręcąc głową z niedowierzaniem, bo czuła się jak na granicy jawy i snu. A gdy wszystko zostało już jako-tako poukładane i pozgarniane, zaś worek ze śmieciami znalazł się w śmietniku pod oknem - czy musiała mówić, iż spuściła go przez nie za pomocą zaklęcia? - zabrała się za siekanie. Wystarczyła jednak chwila, by Meadowes zorientowała się, iż nie było to zbyt dobre posunięcie, bowiem drżące dłonie nie potrafiły stabilnie utrzymać małego nożyka do warzyw, który w pewnym momencie omsknął jej się i ranił jeden z palców.
To właśnie wtedy się poddała. Nie chciała wykorzystywać eliksirów leczniczych, aby goić potencjalnie jeszcze gorsze obrażenia. Przyciskając jednorazową gazę do rany i oklejając palec za pomocą taśmy klejącej, odłożyła rozpoczęte gotowanie na później, po czym udała się wprost na kanapo-łóżko... I po prostu się na nie rzuciła, przyciskając sobie głowę poduszką i próbując poleżeć chwilę we względnym spokoju. O ile ten panował jednak dookoła, o tyle w jej głowie już go nie było. Nie umiała odpocząć, zaraz zrzucając poduchę i podkładając ją sobie pod brodę.
W pewnym momencie musiała jednak przysnąć, ponieważ nie dostrzegła powrotu Ezry i dopiero jego wspięcie się na kanapę sprawiło, że otworzyła oczy, patrząc na niego z nieco smutnym uśmiechem. Z początku nie odpowiedziała, wyciągając rękę w jego stronę, aby odgarnąć mu potargane włosy z policzka. Potem jednak ostrożnie rozłożyła ramiona, dając mu do zrozumienia, że chciałaby go przytulić, o ile sam też miał taką chęć.
- To inny rodzaj bólu. - Odpowiedziała szeptem, ponownie się blado się uśmiechając. - Wszystko będzie dobrze. Polepsza mu się.
- Ezra Greyback
Re: Salon
Sob Wrz 02, 2017 9:15 pm
Uśmiechnął się do niej wyjątkowo szeroko, gdy Alyssa odgarniała mu włosy z czoła. Chociaż dzieci w jego wieku mówiły, że to wstyd, on bardzo lubił tego typu gesty bo bardzo mu przypominały o mamie. Ona zawsze układała mu włosy, nie chcąc mu ich obcinać, bo jej zdaniem wyglądał tak.. niewinnie.
- To super! - powiedział radośnie, bo był w wyjątkowo dobrym humorze. Po dziecku, które jeszcze kilka godzin temu było zalęknione i zrozpaczone, jakby nie było już śladu. I nie musiał nawet długo wpatrywać się w jej otwarte ramiona, by zaraz w nie wskoczyć i się mocno do niej przytulić. Chociaż dzisiaj Panda wymęczyła go za wszystkie czasy, co chwilę chcąc go ściskać, tulić, łapać za policzki... widział, że Alyssa była przygnębiona i chciał jej poprawić humor. Dlatego też obejmował ją z całych sił, zamykając przy tym swoje ciemne oczy.
- A Tobie się polepsza? - dopytywał wciąż, bo bardzo się o nią martwił. Lubił Alyssę, dlatego kolejne pytanie było dla niego takie naturalne: - Zostaniesz już z nami zawsze?
- To super! - powiedział radośnie, bo był w wyjątkowo dobrym humorze. Po dziecku, które jeszcze kilka godzin temu było zalęknione i zrozpaczone, jakby nie było już śladu. I nie musiał nawet długo wpatrywać się w jej otwarte ramiona, by zaraz w nie wskoczyć i się mocno do niej przytulić. Chociaż dzisiaj Panda wymęczyła go za wszystkie czasy, co chwilę chcąc go ściskać, tulić, łapać za policzki... widział, że Alyssa była przygnębiona i chciał jej poprawić humor. Dlatego też obejmował ją z całych sił, zamykając przy tym swoje ciemne oczy.
- A Tobie się polepsza? - dopytywał wciąż, bo bardzo się o nią martwił. Lubił Alyssę, dlatego kolejne pytanie było dla niego takie naturalne: - Zostaniesz już z nami zawsze?
- Marjorie Greyback
Re: Salon
Sob Wrz 02, 2017 9:33 pm
Dopóki nie miała większego kontaktu z małymi dziećmi, nie sądziła, iż były w stanie tak bardzo ją rozczulać. Im dłużej jednak spędzała czas z osobami takimi jak Ezra, tym bardziej tęskniła za... Czymś. Spoglądając prawdzie w oczy, tęskniła za marzeniami. Być może trochę idiotycznymi, być może nie do końca spełnialnymi, ale przecież od zawsze chciała mieć prawdziwą rodzinę. Obecnie nie narzekała na kontakty z ojcem, które zaczęły coraz bardziej się poprawiać, jednakże wciąż jeszcze brakowało jej tego ciepła, bycia w większym gronie osób darzących ją równie mocnym ciepłem, co ona ich. Esdras przywoływał przeszłość i tamte myśli, jakie zdawałoby się, że zniknęły bezpowrotnie. Wyglądał jak odzwierciedlenie jej dziecka. Nic więc dziwnego, iż nie potrafiła nie patrzeć na niego w ten całkowicie smutny sposób. Powodował u niej uśmiech, nawet leciuteńki.
- Tak, to bardzo super. Myślę, że już jutro będziecie mogli spróbować porozmawiać. - Stwierdziła, poniekąd specjalnie używając słowa będziecie, ponieważ ona sama nie wiedziała jeszcze, co powinna robić. Nie mogła jednak dalej się mazać, nie przy dziecku, które patrzyło na nią z taką pogodą ducha widoczną na twarzy. Zarażał uśmiechem i nawet jeśli jednocześnie przywoływał do niej także porcję myśli z niezbyt przyjemnego rodzaju co by było, gdyby, nadal chciała po prostu uściskać go w ramionach, jakby mógł zabrać od niej całe zło tego świata. Co by było, gdybyś był nasz...?
- Już mnie tak nie boli. - Szepnęła, zatapiając nos w jego ciemnych włosach i oddychając powoli. Nie kłamała, bolało ją w inny sposób. Równie mocno, ale nie tak jak wtedy w restauracji. Czuła bicie serduszka przy jej sercu i to ją uspokajało. Przynajmniej do czasu, gdy nie usłyszała od niego pozornie niewinnego pytania. Ono sprawiło, iż prawie drgnęła z niefizycznego bólu, jaki ogarnął jej pierś. Nie wiedziała, co powinna mu powiedzieć. To było coś, na co zwyczajnie nie powinno się mówić tak lub nie, a ona nie myślała na tyle jasno, by umieć momentalnie z tego wybrnąć. - To nie zależy ode mnie, skarbie. - Powiedziała wreszcie, powstrzymując westchnięcie.
- Tak, to bardzo super. Myślę, że już jutro będziecie mogli spróbować porozmawiać. - Stwierdziła, poniekąd specjalnie używając słowa będziecie, ponieważ ona sama nie wiedziała jeszcze, co powinna robić. Nie mogła jednak dalej się mazać, nie przy dziecku, które patrzyło na nią z taką pogodą ducha widoczną na twarzy. Zarażał uśmiechem i nawet jeśli jednocześnie przywoływał do niej także porcję myśli z niezbyt przyjemnego rodzaju co by było, gdyby, nadal chciała po prostu uściskać go w ramionach, jakby mógł zabrać od niej całe zło tego świata. Co by było, gdybyś był nasz...?
- Już mnie tak nie boli. - Szepnęła, zatapiając nos w jego ciemnych włosach i oddychając powoli. Nie kłamała, bolało ją w inny sposób. Równie mocno, ale nie tak jak wtedy w restauracji. Czuła bicie serduszka przy jej sercu i to ją uspokajało. Przynajmniej do czasu, gdy nie usłyszała od niego pozornie niewinnego pytania. Ono sprawiło, iż prawie drgnęła z niefizycznego bólu, jaki ogarnął jej pierś. Nie wiedziała, co powinna mu powiedzieć. To było coś, na co zwyczajnie nie powinno się mówić tak lub nie, a ona nie myślała na tyle jasno, by umieć momentalnie z tego wybrnąć. - To nie zależy ode mnie, skarbie. - Powiedziała wreszcie, powstrzymując westchnięcie.
- Ezra Greyback
Re: Salon
Sob Wrz 02, 2017 9:43 pm
- Wolałbym nie - powiedział niemal od razu na fakt, że być może będzie mógł porozmawiać ze starszym bratem. Wciąż bardzo bał się Aleca, a przecież ten zrobił coś wbrew jego woli i Alec na pewno będzie na niego bardzo zły. - Będzie na mnie krzyczał.
Bo nie był do końca posłusznym dzieckiem przez te dwa dni. Jadł dużo słodyczy, nie sprzątał po sobie, wychodził bez pytania, uciekał z domu ciotki Freyr... By na samym końcu pójść po Alyssę. I Alec zdecydowanie nie miał mu tego popuścić - Ezra doskonale o tym wiedział. Teraz jednak tulił się do niej, tak jak kiedyś to robił ze swoją mamusią, której ciepło rozgrzewało całe jego ciało. Alyssa miała ten sam dar.
- Panda mówiła, że prawdopodobnie zapomniałaś się podlać - powiedział, choć nie bardzo rozumiał co dokładnie te słowa miały oznaczać. Może dlatego też zmarszczył nosek, jakby zastanawiając się, czy po prostu chodziło o to, że Alyssa nic ostatnio nie wypiła. Ale potem usłyszał jej słowa i z ożywieniem podniósł głowę, by spojrzeć na nią z radością.
- A ode mnie? Może ode mnie zależeć? Ja przekonam Aleca, by mi pozwolił Cię zatrzymać! Możesz spać w moim pokoju i podzielę się słodyczami. Zgóóóódź się - prosił błagalnym tonem głosu, jednocześnie posyłając jej to spojrzenie, które opanował do perfekcji, gdy tylko czegoś chciał.
Bo nie był do końca posłusznym dzieckiem przez te dwa dni. Jadł dużo słodyczy, nie sprzątał po sobie, wychodził bez pytania, uciekał z domu ciotki Freyr... By na samym końcu pójść po Alyssę. I Alec zdecydowanie nie miał mu tego popuścić - Ezra doskonale o tym wiedział. Teraz jednak tulił się do niej, tak jak kiedyś to robił ze swoją mamusią, której ciepło rozgrzewało całe jego ciało. Alyssa miała ten sam dar.
- Panda mówiła, że prawdopodobnie zapomniałaś się podlać - powiedział, choć nie bardzo rozumiał co dokładnie te słowa miały oznaczać. Może dlatego też zmarszczył nosek, jakby zastanawiając się, czy po prostu chodziło o to, że Alyssa nic ostatnio nie wypiła. Ale potem usłyszał jej słowa i z ożywieniem podniósł głowę, by spojrzeć na nią z radością.
- A ode mnie? Może ode mnie zależeć? Ja przekonam Aleca, by mi pozwolił Cię zatrzymać! Możesz spać w moim pokoju i podzielę się słodyczami. Zgóóóódź się - prosił błagalnym tonem głosu, jednocześnie posyłając jej to spojrzenie, które opanował do perfekcji, gdy tylko czegoś chciał.
- Marjorie Greyback
Re: Salon
Sob Wrz 02, 2017 9:58 pm
Prawie w tym samym momencie, w którym usłyszała odpowiedź Ezry, spojrzała na niego uważnie i zarazem dosyć pytająco, jakby chciała wybadać, czy wszystko było z nim w porządku. Wiele mogła darować Alecowi, naprawdę wiele mogła mu przepuścić, zwłaszcza że ona także nie była święta, jeśli jednak robił dokładnie to samo, co jego kobiety... Jeśli znęcał się nad niewinnym dzieckiem, wtedy miała urządzić mu Piekło na Ziemi. Nawet wiedząc to, co już wiedziała. Dobro Esdrasa było spośród tego wszystkiego najważniejsze. Bez dwóch zdań.
- Nie będzie, obiecuję. - Gdy jednak usłyszała o krzyczeniu... Cóż, to nie było aż tak złe jak myśli, które przetoczyły się przez jej głowę. Oczywiście, teraz dobrze już wiedziała, że musiała wrócić do pokoju Aleca i odezwać się do niego, choćby nawet wyłącznie po to, żeby zwrócić mu uwagę na wrzaski, jednakże obawiała się, że mogło być znacznie gorzej. Wiedziała w końcu, jakie zachowanie wobec dzieci praktykowała rodzina jego ojca. Nie chciała, żeby przenosiło się to także na Aleca. Naprawdę się tego obawiała. - Jeśli tylko spróbuję, to my na niego nawrzeszczymy, w porządku? Jest nas dwoje, a on jeden. Nie przekrzyczy nas. - Stwierdziła najbardziej pocieszającym tonem, na jaki było ją w tej chwili stać, bowiem naprawdę uważała, że bracia powinni się ze sobą zobaczyć. Zwłaszcza że polepszanie się bez Munga nie mogło oznaczać stuprocentowej gwarancji powrotu do zdrowia. Nawet jeśli nie chciała myśleć w ten sposób, taka była prawda. Być może Ezra mógł przekonać tego upartego ponuraka do wizyty w szpitalu, skoro ona nie potrafiła...
Słysząc natomiast słowa tak bardzo pasujące do Pandory, które jednak nie padły z ust młodszej blondynki, tylko ze strony małego chłopca... Zachichotała. Autentycznie zachichotała. Nadal przytłoczona, przerażona, zmartwiona i skołowana, jednakże to po prostu zdawało jej się tak absurdalnie zabawne, iż nie mogła powstrzymać tej reakcji. Musiała się roześmiać, zwyczajnie nie potrafiła inaczej. Zaraz powracając do uśmiechania się, ale być może nawet w nieco bardziej pogodny sposób. Zwłaszcza że chłopiec nie przestawał mówić, zwyczajnie coraz bardziej ją rozczulając.
- Panda jest bardzo mądra, później wezmę prysznic i trochę się podleję. - Obiecała z ręką na sercu, jednocześnie nadal przytulając dziecko, którego sposób myślenia był tak przeuroczo niewinny, iż nie była w stanie powiedzieć mu, że to wszystko nie zależało ani od niej, ani od niego. - A skąd wiesz, że nie zjem ci wszystkich? - Spytała więc tylko, moment później ulegając i postanawiając pójść z nim na kompromis, choć i tak musiała przecież przez jakiś czas mieć oko na chorego, więc od samego początku zamierzała zatrzymać się u nich na kanapie. Przynajmniej na kilka dni. - Może na sam początek przekonaj go, żeby zatrzymać mnie na kilka dni. - Ta propozycja była równie dobra jak każda inna.
- Nie będzie, obiecuję. - Gdy jednak usłyszała o krzyczeniu... Cóż, to nie było aż tak złe jak myśli, które przetoczyły się przez jej głowę. Oczywiście, teraz dobrze już wiedziała, że musiała wrócić do pokoju Aleca i odezwać się do niego, choćby nawet wyłącznie po to, żeby zwrócić mu uwagę na wrzaski, jednakże obawiała się, że mogło być znacznie gorzej. Wiedziała w końcu, jakie zachowanie wobec dzieci praktykowała rodzina jego ojca. Nie chciała, żeby przenosiło się to także na Aleca. Naprawdę się tego obawiała. - Jeśli tylko spróbuję, to my na niego nawrzeszczymy, w porządku? Jest nas dwoje, a on jeden. Nie przekrzyczy nas. - Stwierdziła najbardziej pocieszającym tonem, na jaki było ją w tej chwili stać, bowiem naprawdę uważała, że bracia powinni się ze sobą zobaczyć. Zwłaszcza że polepszanie się bez Munga nie mogło oznaczać stuprocentowej gwarancji powrotu do zdrowia. Nawet jeśli nie chciała myśleć w ten sposób, taka była prawda. Być może Ezra mógł przekonać tego upartego ponuraka do wizyty w szpitalu, skoro ona nie potrafiła...
Słysząc natomiast słowa tak bardzo pasujące do Pandory, które jednak nie padły z ust młodszej blondynki, tylko ze strony małego chłopca... Zachichotała. Autentycznie zachichotała. Nadal przytłoczona, przerażona, zmartwiona i skołowana, jednakże to po prostu zdawało jej się tak absurdalnie zabawne, iż nie mogła powstrzymać tej reakcji. Musiała się roześmiać, zwyczajnie nie potrafiła inaczej. Zaraz powracając do uśmiechania się, ale być może nawet w nieco bardziej pogodny sposób. Zwłaszcza że chłopiec nie przestawał mówić, zwyczajnie coraz bardziej ją rozczulając.
- Panda jest bardzo mądra, później wezmę prysznic i trochę się podleję. - Obiecała z ręką na sercu, jednocześnie nadal przytulając dziecko, którego sposób myślenia był tak przeuroczo niewinny, iż nie była w stanie powiedzieć mu, że to wszystko nie zależało ani od niej, ani od niego. - A skąd wiesz, że nie zjem ci wszystkich? - Spytała więc tylko, moment później ulegając i postanawiając pójść z nim na kompromis, choć i tak musiała przecież przez jakiś czas mieć oko na chorego, więc od samego początku zamierzała zatrzymać się u nich na kanapie. Przynajmniej na kilka dni. - Może na sam początek przekonaj go, żeby zatrzymać mnie na kilka dni. - Ta propozycja była równie dobra jak każda inna.
- Ezra Greyback
Re: Salon
Sob Wrz 02, 2017 10:10 pm
Słuchał jej słów z uwagą, jakby naprawdę musiał się nad nimi poważnie zastanowić, ale dość szybko jego twarz znowu się rozpromieniła a z jego ust wydobyło się zdecydowane:
- Jego głos jest zepsuty od papierosów - i rozbawiony swoim stwierdzeniem zaśmiał się pod nosem, wiedząc, że nie musi się bać już krzyków, bo przecież Alec i tak nie mógł zbyt głośno krzyczeć bo zaraz chrypiał jak stare prześcieradło.
I gdy zaczęła się śmiać na jego słowa o podlewaniu, chłopczyk jej zawtórował - chociaż wciąż do końca nie rozumiał ich znaczenia. Po prostu się śmiał, bo miała melodyjny, zaraźliwy śmiech a mu było wyjątkowo wesoło w tym momencie.
- Czy ja w takim razie też muszę się podlać? - spytał z paniką w głosie, bo nie przepadał za myciem się - zwłaszcza pod prysznicem. Bał się jednak, że przez to będzie tak samo smutny i przygnębiony jak Alyssa a tego baaaaardzo nie chciał.
- Nie zrobiłabyś mi tego! - odparł z okrzykiem, znowu wybuchając śmiechem i sięgając do kieszeni po garść fasolek Bertiego Botta, by wyciągnąć dłoń w kierunku blondynki.
- Na pewno jesteś już głodna, a po wszystkim zabiorę Cię na spacer - zaczął poważnym tonem głosu, ale dość szybko na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech: - Widzisz? Potrafię o Ciebie zadbać. Na pewno mi pozwoli Cię zostawić!
- Jego głos jest zepsuty od papierosów - i rozbawiony swoim stwierdzeniem zaśmiał się pod nosem, wiedząc, że nie musi się bać już krzyków, bo przecież Alec i tak nie mógł zbyt głośno krzyczeć bo zaraz chrypiał jak stare prześcieradło.
I gdy zaczęła się śmiać na jego słowa o podlewaniu, chłopczyk jej zawtórował - chociaż wciąż do końca nie rozumiał ich znaczenia. Po prostu się śmiał, bo miała melodyjny, zaraźliwy śmiech a mu było wyjątkowo wesoło w tym momencie.
- Czy ja w takim razie też muszę się podlać? - spytał z paniką w głosie, bo nie przepadał za myciem się - zwłaszcza pod prysznicem. Bał się jednak, że przez to będzie tak samo smutny i przygnębiony jak Alyssa a tego baaaaardzo nie chciał.
- Nie zrobiłabyś mi tego! - odparł z okrzykiem, znowu wybuchając śmiechem i sięgając do kieszeni po garść fasolek Bertiego Botta, by wyciągnąć dłoń w kierunku blondynki.
- Na pewno jesteś już głodna, a po wszystkim zabiorę Cię na spacer - zaczął poważnym tonem głosu, ale dość szybko na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech: - Widzisz? Potrafię o Ciebie zadbać. Na pewno mi pozwoli Cię zostawić!
- Marjorie Greyback
Re: Salon
Sob Wrz 02, 2017 10:27 pm
To była tak niezmiernie trafna uwaga, zwłaszcza jak na siedmiolatka, iż Alyssa aż nie mogła się nie uśmiechnąć. Zwyczajnie nie sądziła, że tak szybko - i zarazem wyjątkowo łatwo - znajdzie w tej okolicy kogokolwiek, kto miałby podobne zdanie o tym, co papierosy robiły z ludźmi. I choć nigdy nie przyznałaby się do tego na głos... Akurat ten drobny efekt uboczny swego czasu całkiem nieźle jej się podobał. Mówiąc całkiem szczerze, lubiła lekką chrypę Aleca i musiała przyznać sama sobie, że nieco miękły jej przez nią nogi, chociaż... Nie, nie lubiła fajek i nadal nie należała do grona ludzi, którzy ich popalanie uważaliby za w jakikolwiek sposób seksowne. Po prostu podobała jej się ta nuta twardości. Esdrasowi postanowiła jednak szczerze przytaknąć.
- Jak tak dalej będzie się nimi zadymiać, to niedługo zacznie skrzeczeć jak stare drzwi. - Cóż, lepsze to niż syrena przeciwmgielna. Z pewnością wpasowałby się w klimaty Nokturnu, a także tego mieszkania. Wolała jednak, by mówił normalnie, tylko od czasu do czasu lekko chrypiąc. Być może jej zdanie niespecjalnie miało tu znaczenie, ale wciąż... Wolała go zdrowego i bez tego fajkowego odoru, nawet jeśli nie potrafiła teraz zbyt spokojnie o nim myśleć. Delikatnie zagryzła wargę, oddychając głęboko i...
I wpadając na moment w nastrój, jakiego od dawna nie miała. Jej śmiech - przemieszany z równie intensywnym rechotem Ezry - niósł się po pomieszczeniu, odbijając echem od ścian i bawiąc ją jeszcze bardziej. Nie wiedziała, czym dokładnie była ta chwila, ponieważ zdawała się nie należeć do szarej rzeczywistości, być naprawdę... Magiczna. A gdy wreszcie zniknęła, Alyssa momentalnie odczuła jej brak. Całe szczęście, chłopiec nadal miał w swoim repertuarze te teksty, które potrafiły niezmiernie ją rozśmieszyć. I jeśli wcześniej w jej oczach były łzy smutku, teraz zastąpiły je łezki rozbawienia. Miał takie interesujące pomysły.
- Prysznic nigdy nikomu nie zaszkodził. - Uśmiechając się do niego, puściła mu oczko, zaraz podejmując temat jej zatrzymania, a także częstując się jedną fasolką o smaku... Cóż, prawdopodobnie ziemi, ale wyczuwała w niej także jakąś inną nutę, kilka razy uderzając językiem o podniebienie, a potem krzywiąc się nieznacznie. - Czekolada to to nie jest, ale... - Spojrzała na niego chytrze, łapiąc kolejny cukierek i od razu wrzucając go sobie do ust. - Skoro mam ci wszystkie zjeść, to nie powinnam narzekać. Gdzie zabierzesz mnie na spacer? Już widzę, że umiesz zadbać o mnie jak nikt. Przekonywać też tak potrafisz? - No cóż, jej już z pewnością rozmiękczył serce.
- Jak tak dalej będzie się nimi zadymiać, to niedługo zacznie skrzeczeć jak stare drzwi. - Cóż, lepsze to niż syrena przeciwmgielna. Z pewnością wpasowałby się w klimaty Nokturnu, a także tego mieszkania. Wolała jednak, by mówił normalnie, tylko od czasu do czasu lekko chrypiąc. Być może jej zdanie niespecjalnie miało tu znaczenie, ale wciąż... Wolała go zdrowego i bez tego fajkowego odoru, nawet jeśli nie potrafiła teraz zbyt spokojnie o nim myśleć. Delikatnie zagryzła wargę, oddychając głęboko i...
I wpadając na moment w nastrój, jakiego od dawna nie miała. Jej śmiech - przemieszany z równie intensywnym rechotem Ezry - niósł się po pomieszczeniu, odbijając echem od ścian i bawiąc ją jeszcze bardziej. Nie wiedziała, czym dokładnie była ta chwila, ponieważ zdawała się nie należeć do szarej rzeczywistości, być naprawdę... Magiczna. A gdy wreszcie zniknęła, Alyssa momentalnie odczuła jej brak. Całe szczęście, chłopiec nadal miał w swoim repertuarze te teksty, które potrafiły niezmiernie ją rozśmieszyć. I jeśli wcześniej w jej oczach były łzy smutku, teraz zastąpiły je łezki rozbawienia. Miał takie interesujące pomysły.
- Prysznic nigdy nikomu nie zaszkodził. - Uśmiechając się do niego, puściła mu oczko, zaraz podejmując temat jej zatrzymania, a także częstując się jedną fasolką o smaku... Cóż, prawdopodobnie ziemi, ale wyczuwała w niej także jakąś inną nutę, kilka razy uderzając językiem o podniebienie, a potem krzywiąc się nieznacznie. - Czekolada to to nie jest, ale... - Spojrzała na niego chytrze, łapiąc kolejny cukierek i od razu wrzucając go sobie do ust. - Skoro mam ci wszystkie zjeść, to nie powinnam narzekać. Gdzie zabierzesz mnie na spacer? Już widzę, że umiesz zadbać o mnie jak nikt. Przekonywać też tak potrafisz? - No cóż, jej już z pewnością rozmiękczył serce.
- Ezra Greyback
Re: Salon
Sob Wrz 02, 2017 10:41 pm
- Nawet stare drzwi tak nie skrzeczą! Pandora mówiła, że tylko ropuchy mają takie głosy - dopowiedział takim tonem głosu, jakby była to najmądrzejsza rzecz na świecie. Jakimś cudem wszystko co zasłyszał z ust Pandory nagle stało się dla niego świętością. Tak samo, jak jej komentarze dotyczące palenia. Przecież nawet zmusiła go do złożenia krwistej przysięgi, że on nie będzie palił. I oczywiście, że śmiał się razem z nią, bo przecież był wyjątkowo dobry dzień, a oboje musieli odreagować po okropnych przeżyciach. Ezra badawczo przyglądał się, jak Alyssa je fasolkę, a gdy nie skrzywiła się poczuł... zawód? Pamiętał jak początkowo podrzucał je Alecowi, a ten trafiał na fasolki o smaku smoczego łajna. Ale była zabawa! Oczywiście dość szybko jego brat wpadł w furię, ale ta rozrywka wciąż była jedną z jego ulubionych. Sam zresztą wziął jedną fasolkę do ust i w chwili, gdy tylko ją przegryzł, musiał wytknąć język, czując jak go pali w całej buzi.
- BLEEE - i wytarł wierzchem dłoni język, na którym wciąż czuł posmak papryczki chilli. - Do mojego szałasu! Nie mogę powiedzieć gdzie to, bo to ściśle tajne - i posłał jej łobuzerski uśmiech, jednocześnie wykonując ruch zamykania sobie ust na kłódkę - czego również nauczyła go Pandora. A gdy Alyssa zadała mu pytanie, chłopiec zrobił minę malutkiego szczeniaczka - zupełnie jakby to miała być odpowiedź na to, jak dobrze potrafił przekonywać.
- BLEEE - i wytarł wierzchem dłoni język, na którym wciąż czuł posmak papryczki chilli. - Do mojego szałasu! Nie mogę powiedzieć gdzie to, bo to ściśle tajne - i posłał jej łobuzerski uśmiech, jednocześnie wykonując ruch zamykania sobie ust na kłódkę - czego również nauczyła go Pandora. A gdy Alyssa zadała mu pytanie, chłopiec zrobił minę malutkiego szczeniaczka - zupełnie jakby to miała być odpowiedź na to, jak dobrze potrafił przekonywać.
- Marjorie Greyback
Re: Salon
Sob Wrz 02, 2017 10:54 pm
- Pandora... - Wywracając oczami, poszukała odpowiedniego słowa, ostatecznie zadowalając się czymś na kształt półprawdy dotyczącej stosunku Pandy do Aleca. - Pandora uważa twojego brata za naprawdę niezłego muchojada, ale założę się, że chętnie wprosiłaby się tu nam na jakiś skrzeczący koncert. - Oj, zdecydowanie. Aly wręcz dziwiła się, iż Pandora nie wpadła do mieszkania na dłużej i nie została, by zadawać typowe dla niej pytania. Pewnie była wyjątkowo zaciekawiona, bo w końcu niezbyt często - a nawet praktycznie wcale - miała okazje poznawać facetów z byłych związków Meadowes.
Poza tym... Ta dwójka niby ani trochę się nie znała, a jednak Sayre zdawała się wiedzieć o nim znacznie więcej niż Alyssa kiedykolwiek jej wspomniała czy napisała. I z jakiegoś powodu, cóż, Meadowes była prawie pewna, że w dzienniku jej kuzynki znalazła się przynajmniej jedna wyjątkowo dokładnie namalowana ropucha z podpisem głoszącym Allectus Greyback w środowisku naturalnym. Nie musiała tego widzieć, by o tym wiedzieć. Zbyt dobrze znała swoją młodszą siostrzyczkę. Trzymały się razem, więc jeśli któraś cierpiała, druga stawała po jej stronie. Tak było i miało być. Zarówno w sprawach mężczyzn, jak i wszystkich innych. Zawsze. Dlatego właśnie poprosiła ją o pomoc. Nikomu tak bardzo nie ufała, zwłaszcza jeśli chodziło o opiekę nad dziećmi. Panda miała naprawdę olbrzymią wyobraźnię.
- Jakie tam blee... - Uśmiechnęła się szeroko, niezmiernie dumna z tego, iż sama tylko nieco się skrzywiła. - Słodycze są przepyszne, a fasolki to przy tym taka zabawa. Które teraz bierzemy? - Pytając, spojrzała na niego z prawie że dokładnym odwzorowaniem jego miny szczeniaczka. No co? Być może była duża, ale też potrafiła prosić. A teraz wpadła w coś na kształt głupawki, tak mocno jej potrzebnej głupawki pozwalającej zapomnieć o całej reszcie, więc jęknęła niby to z zawodem. - Pooowiedz. - Lubiła go, uwielbiała go coraz bardziej - z minuty na minutę. Mogłaby wyobrazić sobie siebie... Siebie i jego, i Aleca. Mogłaby, ale ją to bolało.
Poza tym... Ta dwójka niby ani trochę się nie znała, a jednak Sayre zdawała się wiedzieć o nim znacznie więcej niż Alyssa kiedykolwiek jej wspomniała czy napisała. I z jakiegoś powodu, cóż, Meadowes była prawie pewna, że w dzienniku jej kuzynki znalazła się przynajmniej jedna wyjątkowo dokładnie namalowana ropucha z podpisem głoszącym Allectus Greyback w środowisku naturalnym. Nie musiała tego widzieć, by o tym wiedzieć. Zbyt dobrze znała swoją młodszą siostrzyczkę. Trzymały się razem, więc jeśli któraś cierpiała, druga stawała po jej stronie. Tak było i miało być. Zarówno w sprawach mężczyzn, jak i wszystkich innych. Zawsze. Dlatego właśnie poprosiła ją o pomoc. Nikomu tak bardzo nie ufała, zwłaszcza jeśli chodziło o opiekę nad dziećmi. Panda miała naprawdę olbrzymią wyobraźnię.
- Jakie tam blee... - Uśmiechnęła się szeroko, niezmiernie dumna z tego, iż sama tylko nieco się skrzywiła. - Słodycze są przepyszne, a fasolki to przy tym taka zabawa. Które teraz bierzemy? - Pytając, spojrzała na niego z prawie że dokładnym odwzorowaniem jego miny szczeniaczka. No co? Być może była duża, ale też potrafiła prosić. A teraz wpadła w coś na kształt głupawki, tak mocno jej potrzebnej głupawki pozwalającej zapomnieć o całej reszcie, więc jęknęła niby to z zawodem. - Pooowiedz. - Lubiła go, uwielbiała go coraz bardziej - z minuty na minutę. Mogłaby wyobrazić sobie siebie... Siebie i jego, i Aleca. Mogłaby, ale ją to bolało.
- Ezra Greyback
Re: Salon
Nie Wrz 03, 2017 11:38 am
- Zaprośmy ją na koncert! - powiedział niezwykle ochoczo, ale już po chwili prychnął pod nosem bo sobie coś przypomniał. Oczywiście musiał się tym podzielić z Alyssą, bo jakże by inaczej? - Alec mówi, że tylko prawdziwi mężczyźni palą.
Ale było słychać w głosie Ezry, że nie jest do końca przekonany co do tego stwierdzenia. Jednym słowem coś mu po prostu śmierdziało. A dokładniej duszącym, okropnym dymem, od którego łzy napływały mu do ciemnych, dużych oczu.
- Ja wezmę tą... - wskazał na zieloną fasolkę, po czym wziął do ręki purpurową z białymi kropkami, by przytknąć ją dziewczynie do ust: - Ta dla ciebie! - i zachichotał pod nosem, mając nadzieję, że wybrana przez niego fasolka ma smak jedzenia dla psów. I gdy dziewczyna zrobiła takie same smutne spojrzenie, Ezra jakby na moment się zamyślił, czy opłaca mu się ta inwestycja, czy też nie. Dość szybko jednak zaczął energicznie kręcić głową na znak, że nie powie. I nawet by dłużej nie patrzeć w jej oczy, ponownie wtulił się w jej pierś, chichocząc pod nosem.
Ale było słychać w głosie Ezry, że nie jest do końca przekonany co do tego stwierdzenia. Jednym słowem coś mu po prostu śmierdziało. A dokładniej duszącym, okropnym dymem, od którego łzy napływały mu do ciemnych, dużych oczu.
- Ja wezmę tą... - wskazał na zieloną fasolkę, po czym wziął do ręki purpurową z białymi kropkami, by przytknąć ją dziewczynie do ust: - Ta dla ciebie! - i zachichotał pod nosem, mając nadzieję, że wybrana przez niego fasolka ma smak jedzenia dla psów. I gdy dziewczyna zrobiła takie same smutne spojrzenie, Ezra jakby na moment się zamyślił, czy opłaca mu się ta inwestycja, czy też nie. Dość szybko jednak zaczął energicznie kręcić głową na znak, że nie powie. I nawet by dłużej nie patrzeć w jej oczy, ponownie wtulił się w jej pierś, chichocząc pod nosem.
- Marjorie Greyback
Re: Salon
Nie Wrz 03, 2017 11:56 am
Uśmiechając się pod nosem, nie była w stanie nie spróbować jeszcze bardziej rozluźnić atmosfery związanej bezpośrednio z chorobą Aleca, choć nadal wyjątkowo mocno się o niego obawiała. Bądź co bądź, już wcześniej szczerze nie mogła znieść tych wszystkich bójek, jednak ta ostatnia przeraziła ją najbardziej. Mogła dojść do tego jeszcze w szpitalu, domyślić się, iż to nie było coś zwykłego, poznać po nim, iż tym razem nie miał się z tego tak po prostu wylizać. Przecież go znała, opatrywała po wszystkich poprzednich starciach z Flintem i spółką, powinna dostrzec gołym okiem, że coś było nie tak. Teraz to sobie wyrzucała, wewnątrz zwyczajnie cierpiąc, jednak na zewnątrz w miarę lekko sobie żartując. Chodziło o dziecko, czyż nie? Dla dziecka mogła znowu zacząć tłumić w sobie te najgorsze odczucia, mimo że już i tak odczuł jej smutek. Nie chciała go jednak jeszcze bardziej martwić.
- Chcesz ją zaprosić na koncert narzekań, jaki nam tu pewnie urządzi skrzeczący Alec, kiedy dostanie porcję bardziej apetycznego eliksiru? - Pytając, specjalnie zaznaczyła określenie apetyczny, jednocześnie teatralnie się krzywiąc i wystawiając czubek języka, jakby właśnie posmakowała czegoś wyjątkowo paskudnego. Cóż, wcale nie mijała się z prawdą. Pierwszy eliksir, jaki mu podała, nie był aż taki zły w porównaniu do dwóch pozostałych. Nie wiedziała, czy ich potrzebował, ale być może musiał przygotować się na przełykanie. Z tym zaś z pewnością miało wiązać się wzdryganie, jeśli nie plucie. Chociaż te mikstury nie były nawet w połowie tak paskudne jak papierochy, które palił naście - jeśli nie dziesiąt - razy dziennie. I jeszcze opowiadał dziecku niestworzone głupoty.
- Prawdziwi mężczyźni mogą robić wiele innych rzeczy. Fajniejszych i zdrowszych. - Odrzekła, tarmosząc Ezrę po czuprynie i puszczając do niego oczko, gdy chłopczyk zaczął wybierać fasolki. Podejrzewała, że za niedługo miała pożałować swojej propozycji, jednakże skoro już to zrobiła... Mogła przełknąć nawet najpaskudniejszy smak, byleby tylko nie spędzić tego wieczoru w grobowej atmosferze. Potrzebowała tego dziecięcego ciepła, biorąc fasolkę między zęby i jednocześnie cmokając małego Greybacka w palce, by zostawić na nich delikatnie czerwony odcisk pomadki. A potem skrzywić się jak nigdy wcześniej, łykając cukierek, ale samej zaczynając parskać i prychać, jak najszybciej łykając ślinę.
- Smocza flegma i kokos. - Poinformowała Esdrasa, robiąc krzywą minę, a potem zaczynając wpatrywać się w niego tymi szczenięcymi oczami. - Proszęproszęproszęproszęproszę... - Ale on był zdecydowanie niewzruszony, przytulając się do niej tylko i zaśmiewając pod nosem. Ostatecznie objęła go drugim ramieniem, jakby po prostu chciała go mocniej uściskać. Nie, nie o to jej chodziło. Chciała go tylko przytrzymać, zaczynając gilgotać pod pachami.
- Chcesz ją zaprosić na koncert narzekań, jaki nam tu pewnie urządzi skrzeczący Alec, kiedy dostanie porcję bardziej apetycznego eliksiru? - Pytając, specjalnie zaznaczyła określenie apetyczny, jednocześnie teatralnie się krzywiąc i wystawiając czubek języka, jakby właśnie posmakowała czegoś wyjątkowo paskudnego. Cóż, wcale nie mijała się z prawdą. Pierwszy eliksir, jaki mu podała, nie był aż taki zły w porównaniu do dwóch pozostałych. Nie wiedziała, czy ich potrzebował, ale być może musiał przygotować się na przełykanie. Z tym zaś z pewnością miało wiązać się wzdryganie, jeśli nie plucie. Chociaż te mikstury nie były nawet w połowie tak paskudne jak papierochy, które palił naście - jeśli nie dziesiąt - razy dziennie. I jeszcze opowiadał dziecku niestworzone głupoty.
- Prawdziwi mężczyźni mogą robić wiele innych rzeczy. Fajniejszych i zdrowszych. - Odrzekła, tarmosząc Ezrę po czuprynie i puszczając do niego oczko, gdy chłopczyk zaczął wybierać fasolki. Podejrzewała, że za niedługo miała pożałować swojej propozycji, jednakże skoro już to zrobiła... Mogła przełknąć nawet najpaskudniejszy smak, byleby tylko nie spędzić tego wieczoru w grobowej atmosferze. Potrzebowała tego dziecięcego ciepła, biorąc fasolkę między zęby i jednocześnie cmokając małego Greybacka w palce, by zostawić na nich delikatnie czerwony odcisk pomadki. A potem skrzywić się jak nigdy wcześniej, łykając cukierek, ale samej zaczynając parskać i prychać, jak najszybciej łykając ślinę.
- Smocza flegma i kokos. - Poinformowała Esdrasa, robiąc krzywą minę, a potem zaczynając wpatrywać się w niego tymi szczenięcymi oczami. - Proszęproszęproszęproszęproszę... - Ale on był zdecydowanie niewzruszony, przytulając się do niej tylko i zaśmiewając pod nosem. Ostatecznie objęła go drugim ramieniem, jakby po prostu chciała go mocniej uściskać. Nie, nie o to jej chodziło. Chciała go tylko przytrzymać, zaczynając gilgotać pod pachami.
- Ezra Greyback
Re: Salon
Nie Wrz 03, 2017 12:06 pm
- Tak! On się taaaaaak śmiesznie denerwuje - powiedział z autentycznym rozbawieniem. To że się bał Aleca to jedno, ale jego zgryźliwe uwagi zawsze go bawiły. Pamiętał, jak mama mu mówiła, że Alec jest niegrzeczny. A gdy dziewczyna obaliła tezę Aleca co do bycia prawdziwym mężczyzną, Ezra pokiwał z przekonaniem głową bo też tak sądził. O wiele fajniejszy był nałóg cukierkowy. Raz nawet małpował Aleca wychodzącc co kilka minut na balkon tylko po to by pociumkać mordoklejkę. Szybko jednak został okrzyczany przez starszego brata, że to nie jest prawdziwe jedzenie. Ale co Alec wiedział!
I gdy zobaczył jak dziewczyna się skrzywiła, wybuchnął radosnym, szczerym śmiechem. To było tak zabawne, że aż sie zanosił ze śmiechu w przerwi tylko, wrzucając sobie do ust słodziutką gruszkową fasolkę. I pewnie wciąż by się upierał, gdyby nie poczuł jak Alyssa zaczyna go łaskotać, a przecież on miał paskudne łaskotki. Zaczął się wiercić, próbując się wyrwać z jej uścisku ale na marne! Łzy dość szybko zaczęły płynąć mu z oczu, co było spowodowane śmiechem i łaskotkami.
- Nieee - próbował jeszcze dzielnie walczyć, ale na marne. W końcu wydusił z siebie: - Przestań, mamo. - wciąż nie mogąc przestać się śmiać.
I gdy zobaczył jak dziewczyna się skrzywiła, wybuchnął radosnym, szczerym śmiechem. To było tak zabawne, że aż sie zanosił ze śmiechu w przerwi tylko, wrzucając sobie do ust słodziutką gruszkową fasolkę. I pewnie wciąż by się upierał, gdyby nie poczuł jak Alyssa zaczyna go łaskotać, a przecież on miał paskudne łaskotki. Zaczął się wiercić, próbując się wyrwać z jej uścisku ale na marne! Łzy dość szybko zaczęły płynąć mu z oczu, co było spowodowane śmiechem i łaskotkami.
- Nieee - próbował jeszcze dzielnie walczyć, ale na marne. W końcu wydusił z siebie: - Przestań, mamo. - wciąż nie mogąc przestać się śmiać.
- Marjorie Greyback
Re: Salon
Nie Wrz 03, 2017 12:23 pm
Cóż, nie mogła skłamać i stwierdzić, że nigdy nie bawiło jej denerwowanie się Aleca. Owszem, samych kłótni z nim wprost nienawidziła, jednakże takie typowe nabzdyczanie się na nią było... Całkiem urocze, przynajmniej swego czasu. Te niezadowolone, prawie że groźne miny, patrzenie na nią tak, jakby zabrała mu ostatniego papierosa na świecie, prychanie, parskanie, warczenie... I najwyraźniej nie tylko ona uważała to za bawiące. Nie brakowało jej tego - nie najbardziej; były inne rzeczy, których brak odczuwała o stokroć mocniej - jednakże przypomnienie o zabawności tych reakcji było jak najbardziej trafione. Dlatego wyszczerzyła zęby w szybkim uśmiechu, przytakując Esdrasowi i dodając.
- Powiem ci coś w naszym małym sekrecie, dobrze? - Spytała, wyciągając do niego pały paluszek, dokładnie tak jak robiła to w dzieciństwie - dobrze, nawet teraz tak robiła - ze swoją kuzynką. Potem zaś wyszeptała konspiracyjnie. - Jak się zapomni, to umie być całkiem zabawnym człowiekiem. Czasami nawet potrafi się uśmiechnąć. - Tak, to niewątpliwie nie było coś codziennego, ale... Właśnie, tego zdecydowanie mocno jej brakowało. Z uśmiechem nie tylko był dla niej potwornie atrakcyjną osobą, lecz także ją nim uszczęśliwiał. Jak praktycznie nikt. I choć w tym momencie napełniało ją to słodko-gorzkim uczuciem, wtedy po prostu była jeszcze bardziej pogodna.
Co prawda, na ten moment od rozpogadzania miała Ezrę, któremu zdecydowanie wychodziło doprowadzanie jej do uśmiechu. Nie potrafiła jednak nie poddać się na moment myśli, co byłoby, gdyby miała ich obu. Tak po prostu... Dla siebie i siebie dla nich. Nie chciała robić smutnych min ani okazywać tęsknoty w sposobie, w jakim spojrzała na Esdrasa, więc uciekła się do zamaskowania tego, co czuła. A co innego tak dobrze odwracało uwagę dzieci, jeśli nie gilgotanie ich? Kiedy śmiech chłopca znowu poniósł się po mieszkaniu, potrzebowała zaledwie paru sekund, by także zacząć się śmiać. Ani myślała przestać go łaskotać, mimo że piszczał i wyrywał jej się z zaskakująco dużą siłą. Dopiero jedno słowo, jakie wydusił z siebie nagle, sprawiło, że śmiech dosłownie zamarł jej na ustach, a oczy nagle się zaszkliły. W piersi zaś poczuła... Pustkę, bolesne wrażenie braku, co pragnęła ponownie jakoś ukryć.
Nie potrafiła... Jednym ruchem ponownie po prostu przytuliła do siebie Ezrę, wtulając nos w jego włosy i nic nie mówiąc. Nie chciała się rozbeczeć, powiedział to niezamierzenie.
- Powiem ci coś w naszym małym sekrecie, dobrze? - Spytała, wyciągając do niego pały paluszek, dokładnie tak jak robiła to w dzieciństwie - dobrze, nawet teraz tak robiła - ze swoją kuzynką. Potem zaś wyszeptała konspiracyjnie. - Jak się zapomni, to umie być całkiem zabawnym człowiekiem. Czasami nawet potrafi się uśmiechnąć. - Tak, to niewątpliwie nie było coś codziennego, ale... Właśnie, tego zdecydowanie mocno jej brakowało. Z uśmiechem nie tylko był dla niej potwornie atrakcyjną osobą, lecz także ją nim uszczęśliwiał. Jak praktycznie nikt. I choć w tym momencie napełniało ją to słodko-gorzkim uczuciem, wtedy po prostu była jeszcze bardziej pogodna.
Co prawda, na ten moment od rozpogadzania miała Ezrę, któremu zdecydowanie wychodziło doprowadzanie jej do uśmiechu. Nie potrafiła jednak nie poddać się na moment myśli, co byłoby, gdyby miała ich obu. Tak po prostu... Dla siebie i siebie dla nich. Nie chciała robić smutnych min ani okazywać tęsknoty w sposobie, w jakim spojrzała na Esdrasa, więc uciekła się do zamaskowania tego, co czuła. A co innego tak dobrze odwracało uwagę dzieci, jeśli nie gilgotanie ich? Kiedy śmiech chłopca znowu poniósł się po mieszkaniu, potrzebowała zaledwie paru sekund, by także zacząć się śmiać. Ani myślała przestać go łaskotać, mimo że piszczał i wyrywał jej się z zaskakująco dużą siłą. Dopiero jedno słowo, jakie wydusił z siebie nagle, sprawiło, że śmiech dosłownie zamarł jej na ustach, a oczy nagle się zaszkliły. W piersi zaś poczuła... Pustkę, bolesne wrażenie braku, co pragnęła ponownie jakoś ukryć.
Nie potrafiła... Jednym ruchem ponownie po prostu przytuliła do siebie Ezrę, wtulając nos w jego włosy i nic nie mówiąc. Nie chciała się rozbeczeć, powiedział to niezamierzenie.
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|