Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
- Marlene McKinnon
Re: Przedział V
Nie Lip 09, 2017 2:01 am
Gdy zaklęcia Jamesa wyrwało ją z ramion Ślizgona, Marlene, po raz kolejny w trakcie trwania tej podróż, nie do końca dobrowolnie, została rzucona na pasiastą kanapę. Powoli zaczynała mieć dosyć. Miotali nią raz w jedną, raz w drugą stronę, a ona, biernie musiała się na to zgadać. Och, oczywiście nie miała żalu do Pottera, wiedziała, że akurat On, chciał dla niej jak najlepiej, ale wiedza ta, w żaden sposób nie obniżała poziomu jej frustracji. W dodatku znowu zaczynała ją wszystko boleć.
Krótki pisk wydarł się z jej ust gdy James rzucił się na Rosiera. Sama nie wiedziała o którego z nich martwiła się bardziej, chociaż zwykła ludzka przyzwoitość i lojalność względem bliskich, nakazywała jej pomóc Potterowi. Problem rozwiązał się gdy przedział został wypełniony delikatną mgłą. Przez ułamek sekundy nie dostrzegała żadnego ze swoich kolegów, a później znów usłyszała głos Rosiera. - może to się dla ciebie szybciej skończyć, niż się spodziewasz - przełknęła ślinę, czując jak jej nogi robią się zdecydowanie za miękkie. A więc jednak. Niedługo wszystko miało się skończyć.
Evan wyszedł, a McKinnon jeszcze przez kilka dobrych sekund pustym spojrzeniem wpatrywała się w zamknięte przez niego drzwi. Nawet nie zauważyła momentu w którym Dreama zaczęła odzyskiwać przytomność.
W końcu jednak otrząsnęła się z szoku, jaki wywołały słowa ślizgona i dość nieporadnie zaczęła pomagać Jamesowi.
I w tej właśnie chwili zza zamkniętych drzwi zaczęły docierać do niej krzyki innych uczniów. A jej twarz zrobiła się jeszcze bielsza.
Krótki pisk wydarł się z jej ust gdy James rzucił się na Rosiera. Sama nie wiedziała o którego z nich martwiła się bardziej, chociaż zwykła ludzka przyzwoitość i lojalność względem bliskich, nakazywała jej pomóc Potterowi. Problem rozwiązał się gdy przedział został wypełniony delikatną mgłą. Przez ułamek sekundy nie dostrzegała żadnego ze swoich kolegów, a później znów usłyszała głos Rosiera. - może to się dla ciebie szybciej skończyć, niż się spodziewasz - przełknęła ślinę, czując jak jej nogi robią się zdecydowanie za miękkie. A więc jednak. Niedługo wszystko miało się skończyć.
Evan wyszedł, a McKinnon jeszcze przez kilka dobrych sekund pustym spojrzeniem wpatrywała się w zamknięte przez niego drzwi. Nawet nie zauważyła momentu w którym Dreama zaczęła odzyskiwać przytomność.
W końcu jednak otrząsnęła się z szoku, jaki wywołały słowa ślizgona i dość nieporadnie zaczęła pomagać Jamesowi.
I w tej właśnie chwili zza zamkniętych drzwi zaczęły docierać do niej krzyki innych uczniów. A jej twarz zrobiła się jeszcze bielsza.
- James Potter
Re: Przedział V
Pon Lip 10, 2017 9:25 pm
Zaklęcie powiodło się wyrywając Marlene ze szpon Rosiera. Potter więc tylko asekuracyjne pociągnął ją w stronę siedzeń, a drugą ręką dał upust swojej wściekłości posyłając ślizgonowi cios w twarz.
O tak, pisku krukonki nie dało się nie usłyszeć. Mówił on niestety więcej niż chciałby dowiedzieć się na tamtą chwilę James. Posłał jej krótkie, również dużo mówiące, spojrzenie, które chwilę później przerwał cios Rosiera.
Potterowi nie często zdarzało pojedynkować się na pięści. Zdecydowanie w jego bójkach przeważało wymierzanie sobie sprawiedliwość zaklęciami. I mimo, że miał dobry refleks, musiał go mieć przez wzgląd na swoją pozycję w drużynie Quidditcha, to nie zdołał uchylić się przed rewanżem przeciwnika. Cios odrzucił go do tyłu i momentalnie po jego koszuli spłynęła obfita struga krwi. Evan nie złamał mu nosa, ale i tak porządnie go zamroczył. James stracił równowagę i chcąc nie chcąc i tak wpadł na ślizgona. Zaczęli się kotłować pod drzwiami, jeden drugiego chciał obezwładnić, a trzęsąca się nad nimi Marlene wcale nie pomagała. Zaklęcie Fumos wystrzeliło zaraz przy twarzy Pottera. Odsunął się zdekoncentrowany odpychając od siebie ślizgona, a gdy zdążył się jako tako pozbierać do kupy, do jego uszu dotarły słowa Rosiera.
Uniósł głowę mrużąc oczy w mlecznej mgle by odnaleźć spojrzenie Marlene. Było przerażone i nieobecne zarazem. W tym czasie ślizgon zdążył opuścić przedział trzaskając drzwiami. Chwilę spędzili w milczeniu czekając aż emocje opadną, albo aż McKinnon dojdzie do siebie, a słychać było tylko ich przyspieszone oddechy. James raczej nie spodziewał się, że Evan pójdzie siać spustoszenie dalej. Był na niego wściekły, a adrenalina, owszem, pchała go by ruszył za nim, ale przyjął jego kapitulację i miał teraz zamiar dowiedzieć się od Marlene o co w tym wszystkim, do cholery, chodziło.
- Nie potrzebuję pomocy – warknął może zbyt ostro. Był na nią zły, ale nie chciał tego na niej wyładowywać. Była jego przyjaciółką i chociażby przez to czuł, że najpierw musi to wszystko zrozumieć – Chyba wisisz mi wyjaśnienia… - miał powiedzieć coś jeszcze, ale również i do jego uszu dotarły krzyki.
Niewiele myśląc wybiegł z przedziału.
Korytarz spowiła znajoma mgła. Fumos. A więc Rosier miał w zanadrzu jeszcze trochę chaosu do zasiania. Gdy James ponownie dołączył do całego zamieszania, Evan zdążył już wyjść z przedziału drugiego i zmierzał do bagażowego. Tym razem wyćwiczone przez Quidditch zmysły Pottera nie zawiodły go i zdołał go dość szybko wypatrzeć w tych niekorzystnych warunkach.
Nie posłał w jego stronę zaklęcia. Spanikowani uczniowie kłębili się na korytarzu, za duże było ryzyko, że atak na swej trajektorii trafi właśnie w któregoś z nich. James postanowił więc zmniejszyć dystans, rzucił się w jego stronę, a gdy był wystarczająco blisko pchnął go całym swoim ciałem na wpół otwarte okno. Bark Rosiera chrząknął przyjemnie wylewając na twarz ślizgona falę bólu. Nie został on dłużny Potterowi, natychmiast posłał w jego stronę zaklęcie przez które James wpadł w spanikowany tłum, przebił się przez niego i zatrzymał na drzwiach jakiegoś przedziału. Chwilę później Rosier zaszył się w luku bagażowym, a drzwi momentalnie oblepiło kilku bardziej odważnych, albo udających odważnych.
- Widzieliście co jej zrobił?! Nawet się nie zawahał, po prostu wymierzył w nią różdżkę i… - dosłyszał, a serce zabiło mu szybciej.
Lily! Paniczna myśl przeszyła jego umysł. A jeżeli to ją skrzywdził?! James go wkurzył, a Evans jest mugalaczką… Czy dwa powody to za mało? Zerwał się spanikowany i zaczął wyglądać jej w tłumie. No gdzie jesteś… Proszę, żebyś to tylko nie była ty… Przepychał się wśród zebranych, nie zważając na niezadowolone uwagi. Zapomniał, że krwawił z nosa, zapomniał o wszystkich dolegliwościach które odezwały się po wczorajszym wieczorze. Musiał ją znaleźć. Natychmiast.
- Uważaj! – ktoś warknął i pchnął go na kolejne drzwi. Przedział prefektów. Otworzył je gwałtownie i zatrzymał swoje spanikowane spojrzenie dopiero na Lily. Była tu. Cała i zdrowa. To nie ją Evan zaatakował… Adrenalina momentalnie powędrowała mu w dół, a on odetchnął czując jak wszystkie odczucia bólowe znowu przedostają się do jego świadomości. Nie miało to jednak najmniejszego znaczenia. Liczyło się tylko, że Lily jest bezpieczna. Może ktoś go wtedy wyminął w drzwiach wybiegając na korytarz, może nie, nie zwracał na to uwagi. Gdy upewnił się, że Evans nic nie grozi, przeniósł swe spojrzenie na chwilę na Remusa, później zerknął przez ramię i rzucił jedynie – Już chyba wszystko pod kontrolą… - przynajmniej tak to wyglądało. Ktoś krzyknął, że Rosier nawiał, ktoś inny wtargnął do prefektów narzekając, że skradziono mu miotłę. Potter odwrócił i bez słowa wrócił do swojego przedziału. Po drodze zdążył się dowiedzieć, że poszkodowaną została niejaka Sharon, czy Shanon. Sam padł na swoje wcześniejsze miejsce pod oknem i rzucił na swój nos – Episkey – po czym wsparł swoją głowę o szybę i przymknął oczy. Strach o Lily zdążył przyćmić całą złość jaką czuł do Marlene. Włożył sobie skręconego papierosa do ust i tkwił tak czekając aż wszystko się uspokoi.
O tak, pisku krukonki nie dało się nie usłyszeć. Mówił on niestety więcej niż chciałby dowiedzieć się na tamtą chwilę James. Posłał jej krótkie, również dużo mówiące, spojrzenie, które chwilę później przerwał cios Rosiera.
Potterowi nie często zdarzało pojedynkować się na pięści. Zdecydowanie w jego bójkach przeważało wymierzanie sobie sprawiedliwość zaklęciami. I mimo, że miał dobry refleks, musiał go mieć przez wzgląd na swoją pozycję w drużynie Quidditcha, to nie zdołał uchylić się przed rewanżem przeciwnika. Cios odrzucił go do tyłu i momentalnie po jego koszuli spłynęła obfita struga krwi. Evan nie złamał mu nosa, ale i tak porządnie go zamroczył. James stracił równowagę i chcąc nie chcąc i tak wpadł na ślizgona. Zaczęli się kotłować pod drzwiami, jeden drugiego chciał obezwładnić, a trzęsąca się nad nimi Marlene wcale nie pomagała. Zaklęcie Fumos wystrzeliło zaraz przy twarzy Pottera. Odsunął się zdekoncentrowany odpychając od siebie ślizgona, a gdy zdążył się jako tako pozbierać do kupy, do jego uszu dotarły słowa Rosiera.
Uniósł głowę mrużąc oczy w mlecznej mgle by odnaleźć spojrzenie Marlene. Było przerażone i nieobecne zarazem. W tym czasie ślizgon zdążył opuścić przedział trzaskając drzwiami. Chwilę spędzili w milczeniu czekając aż emocje opadną, albo aż McKinnon dojdzie do siebie, a słychać było tylko ich przyspieszone oddechy. James raczej nie spodziewał się, że Evan pójdzie siać spustoszenie dalej. Był na niego wściekły, a adrenalina, owszem, pchała go by ruszył za nim, ale przyjął jego kapitulację i miał teraz zamiar dowiedzieć się od Marlene o co w tym wszystkim, do cholery, chodziło.
- Nie potrzebuję pomocy – warknął może zbyt ostro. Był na nią zły, ale nie chciał tego na niej wyładowywać. Była jego przyjaciółką i chociażby przez to czuł, że najpierw musi to wszystko zrozumieć – Chyba wisisz mi wyjaśnienia… - miał powiedzieć coś jeszcze, ale również i do jego uszu dotarły krzyki.
Niewiele myśląc wybiegł z przedziału.
Korytarz spowiła znajoma mgła. Fumos. A więc Rosier miał w zanadrzu jeszcze trochę chaosu do zasiania. Gdy James ponownie dołączył do całego zamieszania, Evan zdążył już wyjść z przedziału drugiego i zmierzał do bagażowego. Tym razem wyćwiczone przez Quidditch zmysły Pottera nie zawiodły go i zdołał go dość szybko wypatrzeć w tych niekorzystnych warunkach.
Nie posłał w jego stronę zaklęcia. Spanikowani uczniowie kłębili się na korytarzu, za duże było ryzyko, że atak na swej trajektorii trafi właśnie w któregoś z nich. James postanowił więc zmniejszyć dystans, rzucił się w jego stronę, a gdy był wystarczająco blisko pchnął go całym swoim ciałem na wpół otwarte okno. Bark Rosiera chrząknął przyjemnie wylewając na twarz ślizgona falę bólu. Nie został on dłużny Potterowi, natychmiast posłał w jego stronę zaklęcie przez które James wpadł w spanikowany tłum, przebił się przez niego i zatrzymał na drzwiach jakiegoś przedziału. Chwilę później Rosier zaszył się w luku bagażowym, a drzwi momentalnie oblepiło kilku bardziej odważnych, albo udających odważnych.
- Widzieliście co jej zrobił?! Nawet się nie zawahał, po prostu wymierzył w nią różdżkę i… - dosłyszał, a serce zabiło mu szybciej.
Lily! Paniczna myśl przeszyła jego umysł. A jeżeli to ją skrzywdził?! James go wkurzył, a Evans jest mugalaczką… Czy dwa powody to za mało? Zerwał się spanikowany i zaczął wyglądać jej w tłumie. No gdzie jesteś… Proszę, żebyś to tylko nie była ty… Przepychał się wśród zebranych, nie zważając na niezadowolone uwagi. Zapomniał, że krwawił z nosa, zapomniał o wszystkich dolegliwościach które odezwały się po wczorajszym wieczorze. Musiał ją znaleźć. Natychmiast.
- Uważaj! – ktoś warknął i pchnął go na kolejne drzwi. Przedział prefektów. Otworzył je gwałtownie i zatrzymał swoje spanikowane spojrzenie dopiero na Lily. Była tu. Cała i zdrowa. To nie ją Evan zaatakował… Adrenalina momentalnie powędrowała mu w dół, a on odetchnął czując jak wszystkie odczucia bólowe znowu przedostają się do jego świadomości. Nie miało to jednak najmniejszego znaczenia. Liczyło się tylko, że Lily jest bezpieczna. Może ktoś go wtedy wyminął w drzwiach wybiegając na korytarz, może nie, nie zwracał na to uwagi. Gdy upewnił się, że Evans nic nie grozi, przeniósł swe spojrzenie na chwilę na Remusa, później zerknął przez ramię i rzucił jedynie – Już chyba wszystko pod kontrolą… - przynajmniej tak to wyglądało. Ktoś krzyknął, że Rosier nawiał, ktoś inny wtargnął do prefektów narzekając, że skradziono mu miotłę. Potter odwrócił i bez słowa wrócił do swojego przedziału. Po drodze zdążył się dowiedzieć, że poszkodowaną została niejaka Sharon, czy Shanon. Sam padł na swoje wcześniejsze miejsce pod oknem i rzucił na swój nos – Episkey – po czym wsparł swoją głowę o szybę i przymknął oczy. Strach o Lily zdążył przyćmić całą złość jaką czuł do Marlene. Włożył sobie skręconego papierosa do ust i tkwił tak czekając aż wszystko się uspokoi.
- Marlene McKinnon
Re: Przedział V
Wto Lip 11, 2017 12:36 am
Odruchowo skuliła ramiona gdy James posłał jej swoje, jakże wymowne, spojrzenie. Nie chciała żeby pomyślał, że martwiła się o Evana. Merlinie! Przecież ona w ogóle nie była zainteresowana losami Rosiera, w tej chwili obchodziło ją tylko to, żeby James od niego nie oberwał i żeby dwójka gryfonów wyszła cało z tego spotkania. To, że pisnęła nieco wcześniej niż powinna? To był odruch. Nie kontrolowała tego. Nie miała absolutnie żadnego wpływu na to, że serce stanęło jej w momencie gdy to Potter zadawał cios, a nie chwilę później, gdy dzielnie przyjmował go na klatę (czy też nos). Cóż. Może faktycznie miał powód żeby spojrzeć na nią tak, a nie inaczej?
Po wyjściu Rosiera atmosfera wcale nie stawała się lżejsza. Ostatnie słowa ślizgona, połączone ze wstydliwą reakcją jej ciała, na jego dotyk i niewygodną świadomością, że za chwilę będzie musiała wytłumaczyć Jamesowi coś, czego sama do końca nie rozumiała, sprawiały, że chciało jej się rzygać. Dosłownie. Mimo, że Evan opuścił ich przedział, zagęszczonego przez niego powietrze dalej utrudniało oddychanie.
- Nie potrzebujesz – przyznała potulnie, a jej dolna warga niebezpiecznie zadrżała. Rozumiała, że był na nią wściekły. Miał ku temu powody. Drugi dzień z rzędu narażał za nią tyłek, a ona nawet nie potrafiła powiedzieć głupiego ''dziękuję''. Nawet nosa nie umiała mu nastawić bo wciąż jeszcze nie posiadała różdżki. Jedyne co potrafiła to troszczyć się o ich oprawcę. Jaka ona była żałosna! Odsunęła się od Jamesa i siadając na podłodze, oparła swoje plecy o siedzenie. Spuściła głowę. Tak bardzo nie chciała żeby się na nią denerwował. Nerwowo zaczęła wyłamywać palce.
- Ja... - nie dokończyła. Zresztą i tak nie miała pojęcia co miałaby mu powiedzieć. Krzyki dobiegające z korytarza stawały się co raz głośniejsze jednak Marlene nie czuła się na siłach by zareagować tak, jak powinien był zareagować każdy przyzwoity człowiek. Czuła do siebie z tego powodu obrzydzenie, ale jej podświadomość nie była gotowa na to, żeby zmierzyć się z widokiem Rosiera krzywdzącego innych ludzi. Łatwiej było siedzieć i wmawiać sobie, że to wcale nie musiał być on. Może po prostu ktoś się potknął, coś się gdzieś przewróciło, coś potłukło. No i wciąż była mocno zszokowana jego słowami. Całe szczęście, że chociaż James potrafił zachować się odpowiednio.
Nie zauważyła kiedy wyszedł. Zostały same. Ona i Dreama. Prawdopodobnie Marlene powinna była nawiązać jakąś rozmowę jednak blondynka wciąż próbowała poukładać sobie w głowie pewne fakt. Czy naprawdę miała umrzeć za kilka dni? Energicznie pokręciła głową. Zacisnęła powieki. Bordowe paznokcie z całą siłą wbiła w biały nadgarstek. - Cholera jasna! - Wykrzyczała na całe gardło.
Gdy Potter w końcu wrócił do przedziału dziewczyna była już nieco bardziej opanowana.
- Czy on nie...? - Zapytała. Naprawdę nie chciała aby ktoś zginął z jego różdżki.
Po wyjściu Rosiera atmosfera wcale nie stawała się lżejsza. Ostatnie słowa ślizgona, połączone ze wstydliwą reakcją jej ciała, na jego dotyk i niewygodną świadomością, że za chwilę będzie musiała wytłumaczyć Jamesowi coś, czego sama do końca nie rozumiała, sprawiały, że chciało jej się rzygać. Dosłownie. Mimo, że Evan opuścił ich przedział, zagęszczonego przez niego powietrze dalej utrudniało oddychanie.
- Nie potrzebujesz – przyznała potulnie, a jej dolna warga niebezpiecznie zadrżała. Rozumiała, że był na nią wściekły. Miał ku temu powody. Drugi dzień z rzędu narażał za nią tyłek, a ona nawet nie potrafiła powiedzieć głupiego ''dziękuję''. Nawet nosa nie umiała mu nastawić bo wciąż jeszcze nie posiadała różdżki. Jedyne co potrafiła to troszczyć się o ich oprawcę. Jaka ona była żałosna! Odsunęła się od Jamesa i siadając na podłodze, oparła swoje plecy o siedzenie. Spuściła głowę. Tak bardzo nie chciała żeby się na nią denerwował. Nerwowo zaczęła wyłamywać palce.
- Ja... - nie dokończyła. Zresztą i tak nie miała pojęcia co miałaby mu powiedzieć. Krzyki dobiegające z korytarza stawały się co raz głośniejsze jednak Marlene nie czuła się na siłach by zareagować tak, jak powinien był zareagować każdy przyzwoity człowiek. Czuła do siebie z tego powodu obrzydzenie, ale jej podświadomość nie była gotowa na to, żeby zmierzyć się z widokiem Rosiera krzywdzącego innych ludzi. Łatwiej było siedzieć i wmawiać sobie, że to wcale nie musiał być on. Może po prostu ktoś się potknął, coś się gdzieś przewróciło, coś potłukło. No i wciąż była mocno zszokowana jego słowami. Całe szczęście, że chociaż James potrafił zachować się odpowiednio.
Nie zauważyła kiedy wyszedł. Zostały same. Ona i Dreama. Prawdopodobnie Marlene powinna była nawiązać jakąś rozmowę jednak blondynka wciąż próbowała poukładać sobie w głowie pewne fakt. Czy naprawdę miała umrzeć za kilka dni? Energicznie pokręciła głową. Zacisnęła powieki. Bordowe paznokcie z całą siłą wbiła w biały nadgarstek. - Cholera jasna! - Wykrzyczała na całe gardło.
Gdy Potter w końcu wrócił do przedziału dziewczyna była już nieco bardziej opanowana.
- Czy on nie...? - Zapytała. Naprawdę nie chciała aby ktoś zginął z jego różdżki.
- Mistrz Gry
Re: Przedział V
Wto Lip 11, 2017 3:18 pm
Evan opuścił przedział piąty i dym w końcu zniknął, a w pomieszczeniu zapanował spokój. James po nagłym wybiegnięciu z przedziału za Ślizgonem, w końcu wrócił, spokojniejszy. Dreama odzyskała przytomność, choć nadal mogła czuć lekkie zdezorientowanie całą zaistniałą sytuacją. Marlene zaś była mimo wszystko w najlepszej formie, choć dopiero co dzień wcześniej ledwo potrafiła utrzymać się na nogach. Pociąg zwalniał, prefekci kręcili się po korytarzu, któryś z nich wszedł do ich przedziału i poinformował, żeby się przygotowali, ewentualnie przebrali, bo zaraz będzie King's Cross.
James Potter: -10 PŻ (bo użył zaklęcia uzdrawiającego, które przywróciło mu 10 PŻ), +4 PD (za całość)
Marlene McKinnon: -6 PŻ, +2 PD
Dreama Rosier: -8 PŻ
Kiedy będziecie gotowi, piszcie tutaj. Wystarczy jeden post z uwzględnieniem tego, co potencjalnie robiliście przez resztę 5 lipca 1978. Dotyczy to każdego ucznia Hogwartu.
James Potter: -10 PŻ (bo użył zaklęcia uzdrawiającego, które przywróciło mu 10 PŻ), +4 PD (za całość)
Marlene McKinnon: -6 PŻ, +2 PD
Dreama Rosier: -8 PŻ
Kiedy będziecie gotowi, piszcie tutaj. Wystarczy jeden post z uwzględnieniem tego, co potencjalnie robiliście przez resztę 5 lipca 1978. Dotyczy to każdego ucznia Hogwartu.
- James Potter
Re: Przedział V
Wto Lip 11, 2017 6:30 pm
Przymknął oczy. Przez dłuższą chwilę nawet nie zwracał uwagi na Marlene i Dreamę. Chwilowa niepewność o Lily spustoszyła go od środka. Znowu stracił nad sobą panowanie, jak wczoraj gdy myślał, że widzi Erin. Dwie tak ważne dla niego osoby, jedną już stracił, nie wyobrażał sobie, że mógłby stracić i drugą. Już nie chodziło o to czy Evans z nim będzie, czy nie. Niech nawet o nim zapomni i odjedzie setki kilometrów od niego, z kimś, z byle kim, nieważne, byleby tylko była bezpieczna. Może nawet tak byłoby lepiej. Miał talent do pakowania się w kłopoty, nie wybaczyłby sobie jakby ściągnął je również na nią, tak jak myślał że stało się to dzisiaj.
Wciągnął powietrze przez papierosa, chciał zapalić, ale z tym musiał poczekać aż dojadą do Londynu.
W końcu otworzył oczy i napotkał spojrzenie Marlene, razem z wymierzonym z nim pytaniem. Na jego twarzy musiało malować się lekkie zdezorientowanie. Czy on nie… co? Żyje? Zabił? Skrzywdził kogoś? A może siebie?
- Uciekł – odparł w końcu – Poturbował jakąś dziewczynę… Kilku mniej poszkodowanych, narobił bałaganu i zwiał – dokończył poprawiając się na siedzeniu. Nie czuł się najlepiej, wyjrzał przez okno i z ulga stwierdził, że już są blisko. Jakby ktoś czytał mu w myślach, bo do przedziału zajrzał jeden z prefektów i poinformował, że King’s Cross będzie lada moment.
Przejrzał się swojej zdewastowanej koszuli i chociaż początkowo nie miał w planach się przebierać, stwierdził, że chociaż ją mógłby zmienić, bo jak matka go zobaczy to i tak dostanie zawału. Już po wczorajszym nie wyglądał najlepiej, jakby tego było mało dziś poprawił mu jeszcze Rosier. Czego by nie zrobił to tego, że kuleje i tak nie ukryje, nie mówiąc o poturbowanej twarzy. Jakby w kwintesencji tego wszystkiego kichnął jeszcze trzy razy pod rząd. No dobra. To chociaż ubrać się może przyzwoicie. Ściągnął swój kufer i wyciągnął z niego czystą, trochę wymiętą koszulę, po czym zaczął rozpinać tę którą miał na sobie.
- Co do Rosiera… Parszywym nazwiskiem obdarzył cię los Dreama – rzucił do gryfonki zbaczając na chwilę z tematu – Porozmawiamy o nim później na spokojnie. Nie wiem o co chodzi, ale nie zostawię cię z tym samej, zdążyłem zauważyć, że coś ci przysłania rozsądek w tej sprawie…
Wciągnął powietrze przez papierosa, chciał zapalić, ale z tym musiał poczekać aż dojadą do Londynu.
W końcu otworzył oczy i napotkał spojrzenie Marlene, razem z wymierzonym z nim pytaniem. Na jego twarzy musiało malować się lekkie zdezorientowanie. Czy on nie… co? Żyje? Zabił? Skrzywdził kogoś? A może siebie?
- Uciekł – odparł w końcu – Poturbował jakąś dziewczynę… Kilku mniej poszkodowanych, narobił bałaganu i zwiał – dokończył poprawiając się na siedzeniu. Nie czuł się najlepiej, wyjrzał przez okno i z ulga stwierdził, że już są blisko. Jakby ktoś czytał mu w myślach, bo do przedziału zajrzał jeden z prefektów i poinformował, że King’s Cross będzie lada moment.
Przejrzał się swojej zdewastowanej koszuli i chociaż początkowo nie miał w planach się przebierać, stwierdził, że chociaż ją mógłby zmienić, bo jak matka go zobaczy to i tak dostanie zawału. Już po wczorajszym nie wyglądał najlepiej, jakby tego było mało dziś poprawił mu jeszcze Rosier. Czego by nie zrobił to tego, że kuleje i tak nie ukryje, nie mówiąc o poturbowanej twarzy. Jakby w kwintesencji tego wszystkiego kichnął jeszcze trzy razy pod rząd. No dobra. To chociaż ubrać się może przyzwoicie. Ściągnął swój kufer i wyciągnął z niego czystą, trochę wymiętą koszulę, po czym zaczął rozpinać tę którą miał na sobie.
- Co do Rosiera… Parszywym nazwiskiem obdarzył cię los Dreama – rzucił do gryfonki zbaczając na chwilę z tematu – Porozmawiamy o nim później na spokojnie. Nie wiem o co chodzi, ale nie zostawię cię z tym samej, zdążyłem zauważyć, że coś ci przysłania rozsądek w tej sprawie…
- Marlene McKinnon
Re: Przedział V
Sro Lip 12, 2017 5:18 pm
A więc uciekł. W jej oczach można było dostrzec rezygnację. Nie wiedziała jak powinna interpretować jego zachowanie. Czy nieznajoma dziewczyna została poturbowana przez to, że ona i James wyprowadzili go z równowagi czy może już wcześniej miał to w planach? A jeśli miał, to czy było to jego pomysłem czy działał z czyjegoś rozkazu? Wszystko wydawało jej się bezsensu. Czuła się beznadziejnie i mimo, że fizycznie nic jej nie dolegało, nie miała siły ruszać się z miejsca. W głowie wciąż pobrzmiewały ostatnie słowa ślizgona. Miała umrzeć? Zastanawiała się czy Rosier naprawdę miał jakiś kontakt z jej bratem, a jeśli go miał, to czy było to w jakiś sposób powiązane z pierścieniem, który nosił na palcu.
Posępnym wzrokiem wpatrywała się w Pottera. Nie była pewna jak jego rodzice zareagują na jego widok. Nie prezentował się zbyt dobrze. Właściwie, wyglądał tak jak powinna wyglądać osoba, która wczorajszego dnia walczyła o życie. Marlene domyślała się, że mogło to wzbudzić niepokój u jego rodziców.
- Na zdrowie. - Zareagowała w końcu gdy chłopak kichnął. Wciąż delikatnie przytępionym spojrzeniem powiodła za jego ręką. Domyśliła się, że chciał zmienić koszulę. - Weź błękitną - doradziła, chociaż naprawdę wątpiła w to, żeby kolor koszuli stanowił teraz dla niego największy problem. - Powiem twoim rodzicom, że to ja Cię tak urządziłam - zaproponowała. I tak czuła się odpowiedzialną za jego obrażenia. - Wydaje mi się, że to będzie lepsze od prawdy. - I znów zamilkła.
Tak. Coś stanowczo przysłaniało jej zdrowy rozsądek. - Nie ma o czym rozmawiać - rzuciła cicho. Na bardziej stanowczy protest nie była gotowa. - Mam prośbę. Czy dasz radę zabrać ze sobą moje kufry? Muszę zrobić kilka rzeczy, ale jeśli twoja propozycja jest aktualna, spotkamy się wieczorem.
Pociąg się zatrzymał.
Chciałam dać z/t, ale w sumie pomyślałam, że jak machniesz jeszcze jednego posta to chyba będziemy mieli po 20 fasolek, więc przyjemność postawienia zt zostawiam tobie.
Posępnym wzrokiem wpatrywała się w Pottera. Nie była pewna jak jego rodzice zareagują na jego widok. Nie prezentował się zbyt dobrze. Właściwie, wyglądał tak jak powinna wyglądać osoba, która wczorajszego dnia walczyła o życie. Marlene domyślała się, że mogło to wzbudzić niepokój u jego rodziców.
- Na zdrowie. - Zareagowała w końcu gdy chłopak kichnął. Wciąż delikatnie przytępionym spojrzeniem powiodła za jego ręką. Domyśliła się, że chciał zmienić koszulę. - Weź błękitną - doradziła, chociaż naprawdę wątpiła w to, żeby kolor koszuli stanowił teraz dla niego największy problem. - Powiem twoim rodzicom, że to ja Cię tak urządziłam - zaproponowała. I tak czuła się odpowiedzialną za jego obrażenia. - Wydaje mi się, że to będzie lepsze od prawdy. - I znów zamilkła.
Tak. Coś stanowczo przysłaniało jej zdrowy rozsądek. - Nie ma o czym rozmawiać - rzuciła cicho. Na bardziej stanowczy protest nie była gotowa. - Mam prośbę. Czy dasz radę zabrać ze sobą moje kufry? Muszę zrobić kilka rzeczy, ale jeśli twoja propozycja jest aktualna, spotkamy się wieczorem.
Pociąg się zatrzymał.
Chciałam dać z/t, ale w sumie pomyślałam, że jak machniesz jeszcze jednego posta to chyba będziemy mieli po 20 fasolek, więc przyjemność postawienia zt zostawiam tobie.
- James Potter
Re: Przedział V
Czw Lip 13, 2017 10:48 pm
Na twarzy Marlene malowało się wiele emocji. James obserwował ją kątem oka, ale życie coraz częściej udowadniało mu, że dziewczyny to cholernie trudny materiał do ogarnięcia. Nie miał pojęcia co mógłby jej powiedzieć, zerknął w stronę Dreamy, ale ta jak zwykle miała na wszystko wywalone, więc nawet nie miał co liczyć na jakąś pomoc z jej strony.
- Dzięki – mruknął i zabrał się za zmianę koszuli – Błękitna – powtórzył i bez chwili zastanowienia sięgnął właśnie po tę którą doradzała mu Marlene. W kwestii ubioru zawsze na ślepo ufał dziewczynom. Zazwyczaj w tej dziedzinie do pionu ustawiała go Erin, sam jedyne o co się bardziej troszczył to o odpowiedni nieład na głowie. Także pozostawienie go samego w doborze ubioru kończyło się różnie, na szczęście ratował się niezawodnym urokiem osobistym i w miarę symetryczną twarzą, czego niestety dziś nie można mu było przypisać…
Uśmiechnął się na jej komentarz i zapiął ostatni guzik.
- Mamo, tato, oto Marlene. Będzie z nami mieszkać, jednak musicie wiedzieć, że ma specyficzny fetysz… – dodał z nutką tajemnicy wciskając zwiniętą brudną koszulę do kufra i pospiesznie go zamykając.
- Jest o czym rozmawiać – zanegował ją. Nie ma szans by znowu postawiła go w tak niezręcznej sytuacji. Na następne spotkanie z Rosierem będzie gotowy. Nie zmieni to pewnie jego nastawienia do Evana, być może nawet jeszcze bardziej go nakręci. Jednak nie może tak być, że będzie uczestniczył w walce w której nie ma pojęcia o co się rozchodzi. A będzie uczestniczył, tego jednego był pewny.
Spojrzał na jej ogromny kufer. Jak dobrze, że żyli w świecie gdzie magia była na porządku dziennym.
- Jasne… - zaczął, chociaż po tym co wydarzyło się w pociągu sprawy jakimi chciała zająć się Marlene wydały mu się trochę podejrzane – Jesteś pewna, że chcesz załatwiać je sama? Bez różdżki? – podkreślił mając nadzieje, że krukonka wykaże się rozsądkiem i nie wpakuje się bezbronna w kolejne tarapaty.
Nim się obejrzeli pociąg zajechał na stację. Momentalnie gwar uderzył do okien, tym razem może nawet większy i bardziej poruszony, bo nie dało się nie zauważyć, że pociąg miał uszkodzone dwa przedziały. Dobrze, że dorośli nie widzieli jeszcze jak w tym roku uczniowie rozstali się z Hogwartem… Pożar w zamku, dwa wybuchy w drodze powrotnej, co się działo z ta młodzieżą?
Dotarli. Pociąg ostatecznie zatrzymał się na stacji, a Potter tym razem użył już wyłącznie różdżki do transportu bagaży i opuścił Hogwart Express by już nigdy więcej do niego nie wrócić.
[z/t dla wszystkich]
- Dzięki – mruknął i zabrał się za zmianę koszuli – Błękitna – powtórzył i bez chwili zastanowienia sięgnął właśnie po tę którą doradzała mu Marlene. W kwestii ubioru zawsze na ślepo ufał dziewczynom. Zazwyczaj w tej dziedzinie do pionu ustawiała go Erin, sam jedyne o co się bardziej troszczył to o odpowiedni nieład na głowie. Także pozostawienie go samego w doborze ubioru kończyło się różnie, na szczęście ratował się niezawodnym urokiem osobistym i w miarę symetryczną twarzą, czego niestety dziś nie można mu było przypisać…
Uśmiechnął się na jej komentarz i zapiął ostatni guzik.
- Mamo, tato, oto Marlene. Będzie z nami mieszkać, jednak musicie wiedzieć, że ma specyficzny fetysz… – dodał z nutką tajemnicy wciskając zwiniętą brudną koszulę do kufra i pospiesznie go zamykając.
- Jest o czym rozmawiać – zanegował ją. Nie ma szans by znowu postawiła go w tak niezręcznej sytuacji. Na następne spotkanie z Rosierem będzie gotowy. Nie zmieni to pewnie jego nastawienia do Evana, być może nawet jeszcze bardziej go nakręci. Jednak nie może tak być, że będzie uczestniczył w walce w której nie ma pojęcia o co się rozchodzi. A będzie uczestniczył, tego jednego był pewny.
Spojrzał na jej ogromny kufer. Jak dobrze, że żyli w świecie gdzie magia była na porządku dziennym.
- Jasne… - zaczął, chociaż po tym co wydarzyło się w pociągu sprawy jakimi chciała zająć się Marlene wydały mu się trochę podejrzane – Jesteś pewna, że chcesz załatwiać je sama? Bez różdżki? – podkreślił mając nadzieje, że krukonka wykaże się rozsądkiem i nie wpakuje się bezbronna w kolejne tarapaty.
Nim się obejrzeli pociąg zajechał na stację. Momentalnie gwar uderzył do okien, tym razem może nawet większy i bardziej poruszony, bo nie dało się nie zauważyć, że pociąg miał uszkodzone dwa przedziały. Dobrze, że dorośli nie widzieli jeszcze jak w tym roku uczniowie rozstali się z Hogwartem… Pożar w zamku, dwa wybuchy w drodze powrotnej, co się działo z ta młodzieżą?
Dotarli. Pociąg ostatecznie zatrzymał się na stacji, a Potter tym razem użył już wyłącznie różdżki do transportu bagaży i opuścił Hogwart Express by już nigdy więcej do niego nie wrócić.
[z/t dla wszystkich]
- Jules Nox
Re: Przedział V
Sob Lut 17, 2018 12:52 pm
Peron 9 i 3/4.Wracały wspomnienia jak to było kiedy zaczynał swój pierwszy rok ! Ostatni raz był tu rok temu może dwa.. z rodzicami.
Wspaniałe. Wspaniałe. Mało się nie popłakał z radości. Nie no, nie przesadzajmy, uronił łezkę, ale to tylko z powodu sentymentu.
Tęsknił za Hogwartem, nauką, ludźmi.. Oj tak. Nie wiedzieć czemu, miał wrażenie, iż ten rok będzie lepszy od poprzednich.
Widok rodziców żegnających swoje pociechy, zaczynające pierwszy, drugi, trzeci, rok rozczuliły go. On sam chętnie przyszedłby tu z rodzicami. Niestety musi zacząć sie przyzwyczajać że ich nie ma.
Zanim na dobre Jules wszedł do pociągu pomógł kilku osobom.
Jakaś dziewczynka ze strasznie dużą,ilością bagaży nie mogła sobie poradzić. Akurat mijał jej przedział. Cóż jako starszy kolega, znający kilka zaklęć pomógł jej. W końcu znalazł miejsce, w którym chciałby spędzić podróż. Przedział był pusty. Uśmiechnął się, widząc to.
Miał dużo miejsca dla siebie. No, oczywiście do przybycia kolejnych uczniów.
Umieścił torbę w wyznaczonym do tego miejscu, po czym rozsiadł się wygodnie koło okna, uprzednio otwartego.
Po krótkim czasie zdecydował, iż musi się przesiąść. Przodem do kierunku jazdy. Tak lepiej. O wiele lepiej.
Siedząc tak samemu, wyjął z torby kota i połozył obok na fotelu.
Wszyscy rodzice czekający na odjazd swoich pociech. Szczególnie że był jedyną osobą w tej części wagonu.
Po kilku minutach Krukon zabrał swoje rzeczy i bagaże szukając przedziału dla prefektów.
z/t
Wspaniałe. Wspaniałe. Mało się nie popłakał z radości. Nie no, nie przesadzajmy, uronił łezkę, ale to tylko z powodu sentymentu.
Tęsknił za Hogwartem, nauką, ludźmi.. Oj tak. Nie wiedzieć czemu, miał wrażenie, iż ten rok będzie lepszy od poprzednich.
Widok rodziców żegnających swoje pociechy, zaczynające pierwszy, drugi, trzeci, rok rozczuliły go. On sam chętnie przyszedłby tu z rodzicami. Niestety musi zacząć sie przyzwyczajać że ich nie ma.
Zanim na dobre Jules wszedł do pociągu pomógł kilku osobom.
Jakaś dziewczynka ze strasznie dużą,ilością bagaży nie mogła sobie poradzić. Akurat mijał jej przedział. Cóż jako starszy kolega, znający kilka zaklęć pomógł jej. W końcu znalazł miejsce, w którym chciałby spędzić podróż. Przedział był pusty. Uśmiechnął się, widząc to.
Miał dużo miejsca dla siebie. No, oczywiście do przybycia kolejnych uczniów.
Umieścił torbę w wyznaczonym do tego miejscu, po czym rozsiadł się wygodnie koło okna, uprzednio otwartego.
Po krótkim czasie zdecydował, iż musi się przesiąść. Przodem do kierunku jazdy. Tak lepiej. O wiele lepiej.
Siedząc tak samemu, wyjął z torby kota i połozył obok na fotelu.
Wszyscy rodzice czekający na odjazd swoich pociech. Szczególnie że był jedyną osobą w tej części wagonu.
Po kilku minutach Krukon zabrał swoje rzeczy i bagaże szukając przedziału dla prefektów.
z/t
- Alexandra Grace
Re: Przedział V
Wto Lut 20, 2018 9:29 pm
Szukała pustego miejsca. W sensie takim, by mieć jakikolwiek wybór siedzenia i żeby było to miejsce przy oknie. Nie chciała wielkiego towarzystwa i raczej unikała znajomych twarzy. Ostatecznie jednak musiała gdzieś wejść, a cofanie się to najgorsza rzecz, jaką można zrobić, kiedy dookoła jest masa ludzi walcząca o siedzenie ze swoimi znajomymi. Jej w sumie wszystko jedno, więc wolała nie ryzykować, że przeszkodzi innym. Było jej tylko przykro, że przez całe wakacje jedyni ludzie, którzy spędzali z nią jakkolwiek czas po prostu zamilkli. Oczywiście, wydarzyło się to już przed zakończeniem, ale wtedy jeszcze żywiła jakąś nadzieję, że będzie lepiej. Cóż, nie jest. Zdecydowała jednak, że to koniec rozżalenia nad tym. Nie raz już radziła sobie z tym, że ludzie okazują się niezbyt wytrwali. Spodziewała się, że tak może być. Ludzie obiecują, że nie znikną, ale to nie prawda. Zawsze to robią. Trzeba ruszyć dalej i tyle. Mając dwa miesiące na takie rozważania weszła do przedziału totalnie spokojna. Nie chciała się narzucać ani zwracać uwagi na siebie. Nie marzyła jej się jakaś długa pogawędka. Po prostu chciała posiedzieć przy oknie i pogapić się trochę na widoki, bo tak jakoś dobrze się raz na jakiś czas zachwycić światem. Uśmiechnęła się, rzuciła krótkie "hej" i usiadła. W końcu nikogo innego tutaj nie ma to chyba nie wyrzuci jej stamtąd.
- Elijah Ward
Re: Przedział V
Sob Lut 24, 2018 9:52 pm
Kiedy chłopak wbiegł na peron 9 i 3/4 na stacji King Cross, Hogwart Express właśnie ruszał z miejsca. No to kicha! Tym razem naprawdę będzie musiał poprosić ojca o osobistą podwózkę do szkoły. Wszystko przez te mugolskie środki transportu zwane metrem. Mugole wymyślali coraz to bardziej skomplikowane środki bezpieczeństwa, a teraz na dodatek dodali jakieś magiczne bramki do sprawdzania biletów. To już nie na głowę naszego Warda. Zgarnęła go ochrona i bardzo starał się wytłumaczyć dlaczego ma "sztuczne" monety w sakiewce i nie jest w stanie zapłacić trzech funtów za przejazd. W końcu jakaś starsza pani go poratowała i dotarł na miejsce, ale parę minut spóźniony...
Szczęście w tym nieszczęściu było takie, że nie tylko on został z bagażem na peronie. Zza jego pleców warczała jakaś rodzina drugorocznego Ślizgona. Jego ojciec już wyciągnął różdżkę i chwycił w drugą rękę jakiś przedziwny przedmiot, który przypominał druciany talerz na owoce.
- Czy to świstoklik?- zagadnął Elijah. Kolejne warknięcie irytacji ze strony czarodzieja. Łypnął wzrokiem na swojego przerażonego syna i kiwnął głową, zastanawiając się nad czymś przy okazji.
- Możesz skorzystać, ale pod warunkiem, że przypilnujesz mojego syna by trafił do ODPOWIEDNIEGO przedziału, jasne?
- Jasne jak słońce.
I tak właśnie dobre półgodziny po odjeździe pociągu ze stacji, Elijah w końcu przemierzał korytarz Hogwart Expressu. Odprowadził małego Ślizgona do przedziału zielonych i jak się okazało, młody nie był wcale takim gnojkiem, jak jego ojciec - jeszcze! Teraz wystarczyło znaleźć miejsce dla siebie i swojego bagażu i najlepiej, żeby żaden z nauczycieli nie zauważył tego pogwałcenia zasad... Znając Hogwart i jego średniowieczne podejście do wszystkiego... To na pewno złamali jakieś zasady, prawda?
- Bingo!
Jedna Gryfonka i nikt więcej, podejrzane! Ale darowanemu hipogryfowi nie zagląda się w dziób. Brak bagaży innych uczniów zdradził, że dziewczyna jedzie tym przedziałem sama, więc nawet nie zapytał jej o zgodę na dołączenie. Po prostu rzucił swoją torbę na wolne siedzenie i usiadł od strony okna, naprzeciwko brunetki. Bardzo mu się cisnęło na usta głośne westchnięcie ulgi. Co za dzień.
Szczęście w tym nieszczęściu było takie, że nie tylko on został z bagażem na peronie. Zza jego pleców warczała jakaś rodzina drugorocznego Ślizgona. Jego ojciec już wyciągnął różdżkę i chwycił w drugą rękę jakiś przedziwny przedmiot, który przypominał druciany talerz na owoce.
- Czy to świstoklik?- zagadnął Elijah. Kolejne warknięcie irytacji ze strony czarodzieja. Łypnął wzrokiem na swojego przerażonego syna i kiwnął głową, zastanawiając się nad czymś przy okazji.
- Możesz skorzystać, ale pod warunkiem, że przypilnujesz mojego syna by trafił do ODPOWIEDNIEGO przedziału, jasne?
- Jasne jak słońce.
I tak właśnie dobre półgodziny po odjeździe pociągu ze stacji, Elijah w końcu przemierzał korytarz Hogwart Expressu. Odprowadził małego Ślizgona do przedziału zielonych i jak się okazało, młody nie był wcale takim gnojkiem, jak jego ojciec - jeszcze! Teraz wystarczyło znaleźć miejsce dla siebie i swojego bagażu i najlepiej, żeby żaden z nauczycieli nie zauważył tego pogwałcenia zasad... Znając Hogwart i jego średniowieczne podejście do wszystkiego... To na pewno złamali jakieś zasady, prawda?
- Bingo!
Jedna Gryfonka i nikt więcej, podejrzane! Ale darowanemu hipogryfowi nie zagląda się w dziób. Brak bagaży innych uczniów zdradził, że dziewczyna jedzie tym przedziałem sama, więc nawet nie zapytał jej o zgodę na dołączenie. Po prostu rzucił swoją torbę na wolne siedzenie i usiadł od strony okna, naprzeciwko brunetki. Bardzo mu się cisnęło na usta głośne westchnięcie ulgi. Co za dzień.
- Alexandra Grace
Re: Przedział V
Nie Lut 25, 2018 4:36 pm
Dobra, wiedziała, że niezbyt szczęśliwi to ludzie, którzy ją widzą. To już codzienne zjawisko, ale żeby tak uciec do innego przedziału? Dobra, nieważne. przecież nie mogła rozpaczać. Nie tym razem. Zignorowała więc to. Skoro nikt nie raczył łaskawie się pojaw... no tak, nie chwal dnia przed zachodem. Kiedyś już sądziła, że to koniec, null, cero, nic, zero to przyszedł inny waćpan. Nie narzekała. Ostatecznie lepiej mieć jakieś towarzystwo na wypadek jakiegoś zakrztuszenia, prawda? Znając swoje szczęście to byłoby idealne zakończenie jej życia: "opuszczona w przedziale udusiła się fasolką, uczennica została odnaleziona martwa dopiero po zatrzymaniu się pociągu". Teraz jednak hip hip hura, ma towarzystwo, które prawdopodobnie nie nakrzyczy na nią od razu. W końcu są na siebie skazani, bo prawdopodobnie każdy inny przedział albo jest niebezpieczny i nikt nie chce tam siedzieć przez towarzystwo albo czają się tam grupki tak ze sobą związane, że aż wstyd się przyłączyć. Tylko halo halo, cóż jest nie tak. Czasu trochę minęło. Także co u licha ten człek robi tutaj dopiero teraz? Powinna się bać?
O nie, nie, nie. Ona tu była pierwsza. To na pewno daje jakąś psychologiczną przewagę, czy coś w tym rodzaju.
- Błagam, powiedz, że nie uciekasz z przedziału od jakichś szaleńców - Bo jeśli tak to ona natychmiast bierze swój tyłeczek stąd do kibelka i poczeka, aż oni załatwią swoje porachunki. Miała dosyć pakowania się w nie swoje interesy. Rozsądek karze uczyć się na błędach. Ona zaczęła.
- Jeśli nie to i tak... wyglądasz na... pełnego emocji - Tego też się ostatnio nauczyła! Jak przemyśleć swoje słowa i nie powiedzieć, że przypomina jej idealnie uciekiniera. Kogoś kto zrobił coś z czego jak zwykle będą problemy. Kultura jednak nakazała, by się powstrzymała. I się udało, o dziwo. Tylko co z tego wyniknie? Przeżyją to spotkanie?
Bo jeśli on tutaj ściągnie jakichś problematycznych buców... ugh, nie! Alexandra definitywnie zrezygnuje ze swojej polityki uprzejmości. Kłopoty już w podróży to najgorsza rzecz, która się może wydarzyć. Daj świecie chociaż wejść do zamku zanim zacznie się wędrówka na szczyt góry lodowej!
O nie, nie, nie. Ona tu była pierwsza. To na pewno daje jakąś psychologiczną przewagę, czy coś w tym rodzaju.
- Błagam, powiedz, że nie uciekasz z przedziału od jakichś szaleńców - Bo jeśli tak to ona natychmiast bierze swój tyłeczek stąd do kibelka i poczeka, aż oni załatwią swoje porachunki. Miała dosyć pakowania się w nie swoje interesy. Rozsądek karze uczyć się na błędach. Ona zaczęła.
- Jeśli nie to i tak... wyglądasz na... pełnego emocji - Tego też się ostatnio nauczyła! Jak przemyśleć swoje słowa i nie powiedzieć, że przypomina jej idealnie uciekiniera. Kogoś kto zrobił coś z czego jak zwykle będą problemy. Kultura jednak nakazała, by się powstrzymała. I się udało, o dziwo. Tylko co z tego wyniknie? Przeżyją to spotkanie?
Bo jeśli on tutaj ściągnie jakichś problematycznych buców... ugh, nie! Alexandra definitywnie zrezygnuje ze swojej polityki uprzejmości. Kłopoty już w podróży to najgorsza rzecz, która się może wydarzyć. Daj świecie chociaż wejść do zamku zanim zacznie się wędrówka na szczyt góry lodowej!
- Mistrz Gry
Re: Przedział V
Pon Lut 26, 2018 8:45 pm
Alexandra, zrobiło ci się odrobinę przykro, że Jules wyszedł z przedziału praktycznie zaraz po tym jak ty do niego weszłaś. Merlinie, czy z tobą rzeczywiście było coś nie tak? Może to jakiś urok? Przekleństwo? Nie miałaś bladego pojęcia, zwyczajnie spuściłaś smutno głowę i nawet pozostawione przez Noxa otwarte okno ci nie przeszkadzało. Nie mogłaś jednak wiedzieć, że krukon właśnie sobie przypomniał o objętej w tym roku funkcji prefekta i o tym, że ci przecież mają swój własny przedział a tam zapewne czekały tak na niego chwała, gloria i luksusy, kto by się nie skusił?
Nie rozpaczałaś, starałaś się nawet zamienić to w oburzenie. Świat się od ciebie odwracał? To ty też się do niego wypniesz tyłkiem! Cały przedział dla siebie, kto ma taki komfort? No kto?
No z pewnością jednak nie ty. Podejrzanie spóźniony pojawił się Elijah.
Elijah, miałeś sporo szczęścia w nieszczęściu. Z jednej strony ta mugolska ochrona i spóźnienie na pociąg, z drugiej świstoklik i uwaga, uwaga… Przedział sam na sam z piękna gryfonką! Rzeczywiście… co za dzień! Usiadłeś naprzeciwko niej i odetchnąłeś głęboko. Dobrze, że okno było otwarte bo pomimo, że wpadało przez nie trochę deszczu z szalejącej na zewnątrz burzy, to z emocji wręcz się gotowałeś i potrzebowałeś orzeźwienia. Postanowiłeś nawet otworzyć je trochę szerzej, ale gdy sięgnąłeś do niego ręką, coś nagle cię z niego zaatakowało.
__________
Moi drodzy, do waszego przedziału przez okno wpada lecący na miotle Isaac Fawler który pisze pierwszy posta i rzuca sobie przy tym jedną kością do pojedynku na powodzenie włamu do pociągu:
1 – kiepsko wycelowałeś w okno i bokiem uderzasz w pociąg, a dopiero tyłkiem wpadasz do środka i lądujesz na podłodze, z twojej miotły wylatuje kilka witek, tracisz 5 PŻ
2 – zaklinowałeś się w oknie, nie jesteś w stanie wejść do środka bez czyjejś pomocy, tracisz 5 PŻ
3 – zaklinowałeś się na moment w oknie, ale samemu udaje ci się wejść do środka, tracisz 3 PŻ
4 – z lekką trudnością, ale wlatujesz do środka przy okazji znowu uderzając się brodą w trzonek, tracisz 3 PŻ
5 – wpadasz do środka niczym burza wywarzając przy tym kawałek okna, które tłucze się na podłodze, tracisz 2 PŻ
6 – wlatujesz bez problemu do środka i nawet lądujesz na środku przedziału jakbyś robił to codziennie
Później już możecie odpisywać wy, kolejność dowolna, jednak również rzucacie sobie po jednej kości do pojedynku na opanowanie:
1 – zrywasz się z wrzaskiem i wskakujesz na siedzenie, nie jesteś w stanie pomóc Isaacowi
2 – twój krzyk na moment wtóruje grzmotom za oknem ale szybko cichnie, podrywasz się na moment na siedzeniu, nie jesteś w stanie pomóc Isaacowi
3 – podskakujesz na siedzeniu i sięgasz po różdżkę która niestety wypada ci z dłoni, jesteś w stanie pomóc Isaacowi
4 – chowasz głowę za ręką i na moment zamykasz oczy, jesteś w stanie pomóc Isaacowi
5 – lekko dygasz i różdżka automatycznie pojawia ci się w dłoni, jesteś w stanie pomóc Isaacowi
6 – przyglądasz się całemu wydarzeniu z dziwnym spokojem jakby codziennie ktoś wpadał ci do pokoju przez okno, jesteś w stanie pomóc Isaacowi
Nie rozpaczałaś, starałaś się nawet zamienić to w oburzenie. Świat się od ciebie odwracał? To ty też się do niego wypniesz tyłkiem! Cały przedział dla siebie, kto ma taki komfort? No kto?
No z pewnością jednak nie ty. Podejrzanie spóźniony pojawił się Elijah.
Elijah, miałeś sporo szczęścia w nieszczęściu. Z jednej strony ta mugolska ochrona i spóźnienie na pociąg, z drugiej świstoklik i uwaga, uwaga… Przedział sam na sam z piękna gryfonką! Rzeczywiście… co za dzień! Usiadłeś naprzeciwko niej i odetchnąłeś głęboko. Dobrze, że okno było otwarte bo pomimo, że wpadało przez nie trochę deszczu z szalejącej na zewnątrz burzy, to z emocji wręcz się gotowałeś i potrzebowałeś orzeźwienia. Postanowiłeś nawet otworzyć je trochę szerzej, ale gdy sięgnąłeś do niego ręką, coś nagle cię z niego zaatakowało.
__________
Moi drodzy, do waszego przedziału przez okno wpada lecący na miotle Isaac Fawler który pisze pierwszy posta i rzuca sobie przy tym jedną kością do pojedynku na powodzenie włamu do pociągu:
1 – kiepsko wycelowałeś w okno i bokiem uderzasz w pociąg, a dopiero tyłkiem wpadasz do środka i lądujesz na podłodze, z twojej miotły wylatuje kilka witek, tracisz 5 PŻ
2 – zaklinowałeś się w oknie, nie jesteś w stanie wejść do środka bez czyjejś pomocy, tracisz 5 PŻ
3 – zaklinowałeś się na moment w oknie, ale samemu udaje ci się wejść do środka, tracisz 3 PŻ
4 – z lekką trudnością, ale wlatujesz do środka przy okazji znowu uderzając się brodą w trzonek, tracisz 3 PŻ
5 – wpadasz do środka niczym burza wywarzając przy tym kawałek okna, które tłucze się na podłodze, tracisz 2 PŻ
6 – wlatujesz bez problemu do środka i nawet lądujesz na środku przedziału jakbyś robił to codziennie
Później już możecie odpisywać wy, kolejność dowolna, jednak również rzucacie sobie po jednej kości do pojedynku na opanowanie:
1 – zrywasz się z wrzaskiem i wskakujesz na siedzenie, nie jesteś w stanie pomóc Isaacowi
2 – twój krzyk na moment wtóruje grzmotom za oknem ale szybko cichnie, podrywasz się na moment na siedzeniu, nie jesteś w stanie pomóc Isaacowi
3 – podskakujesz na siedzeniu i sięgasz po różdżkę która niestety wypada ci z dłoni, jesteś w stanie pomóc Isaacowi
4 – chowasz głowę za ręką i na moment zamykasz oczy, jesteś w stanie pomóc Isaacowi
5 – lekko dygasz i różdżka automatycznie pojawia ci się w dłoni, jesteś w stanie pomóc Isaacowi
6 – przyglądasz się całemu wydarzeniu z dziwnym spokojem jakby codziennie ktoś wpadał ci do pokoju przez okno, jesteś w stanie pomóc Isaacowi
- Isaac Fawler
Re: Przedział V
Pon Lut 26, 2018 9:13 pm
Do hałasów wywołanych przez burzę i pędzący pociąg dołączył huk uderzającego w okno krukona. Miotła gotowa była zostawić go na zewnątrz wślizgując się bez problemu do środka... niestety tego samego nie dało się powiedzieć o nim. Choć pochylił się nad trzonkiem Nimbusa zmniejszając na ile się dało swoje gabaryty, to kolanami zarył w szybę z taką siłą, że ostre odłamki wpadły wraz z nim do przedziału. Dzięki adrenalinie nie odczuł w pierwszej chwili pełni spustoszenia jakie ten impakt wywołał w jego stawach, jednak zdążył zarejestrować ich odrętwienie. Musiał jeszcze wyhamować nim rozbije się na drzwiach przedziału, co jak na ironię okazało się prostsze niż początkowo zakładał, gdyż zderzenie z oknem zdołało go nieco spowolnić. Dopiero gdy po kilku sekundach stanął na podłodze trzęsącego się wagonu mógł rozejrzeć się po zgromadzonych, w których rozpoznał część gryfońskiej drużyny Quidditcha. Nie potrafił przypomnieć sobie w pierwszym momencie na jakich pozycjach grali, co było po części wywołane szokiem, a po części amnezją na którą cierpiał od czasu swojego upadku z miotły pod koniec ubiegłego roku szkolnego. Wiedział na pewno, że oni rozpoznają jego, gdyż przez ostatnie lata reprezentował Ravenclaw. Chociaż może nie koniecznie - miał na sobie jasną, mugolską bluzę i niebieskie jeansy, cały zaś przemoczony był do suchej nitki. Deszcz spływał mu z twarzy strumieniami przyklejając ciemne kosmyki do czoła, zaś jego broda nie stanowiła teraz pewnie ładnego widoku pulsując gorącem. O swoich nogach wolał nie myśleć na tyle długo na ile to było możliwe. Z lekkim opóźnieniem umysł Isaaca zanotował wiszącą przy drzwiach przedziału zasłonkę i chłopak szarpnął nią mocno w kierunku mieszczącego się na nich okienka. Kulejąc i sycząc z bólu, który coraz bardziej dawał o sobie znać, podszedł do jednej z kanap, na której do tej pory zapewne siedziała dziewczyna i opadł na nią prostując powoli nogi. Aby ich nie nadwyrężać uczynił to podnosząc je własnymi rękami. Ta sytuacja miała jedną niezaprzeczalną zaletę - znajdował się w ciepłym, bezpiecznym przedziale chroniony przed ulewą i błyskawicami. Z drugiej strony zbił okno w Hogwart Express i zapewne narobił sporo hałasu. Wyciągnął różdżkę i wycelował nią w zbitą szybę...
- Reparo - powiedział bez większych nadziei. Nigdy tak naprawdę nie opanował całkowicie tego zaklęcia, a przy tym nie było mu do tej pory tak bardzo potrzebne. Nie miał innego wyjścia jak przynajmniej spróbować, choć nadal był tak roztrzęsiony, że nawet wykonanie znanego mu zaklęcia mogło stanowić pewną trudność. - To przez te nerwy - wytłumaczył gryfonom, by nie uznali go za imbecyla nie zdolnego wykonać zaklęcia z drugiego roku.
- Możecie? - Nie wiedział co innego im w tej chwili powiedzieć, w głowie Isaaca była pustka, a on sam nadal pozostawał w dużym szoku. Jego serce biło jak szalone, gdy starał się odgadnąć intencje tej dwójki. Może nie powinien tak generalizować samemu będąc krukonem nie potrafiącym poprawnie rzucić Reparo, ale miał przeczucie, że mógł trafić znacznie gorzej...
- Reparo - powiedział bez większych nadziei. Nigdy tak naprawdę nie opanował całkowicie tego zaklęcia, a przy tym nie było mu do tej pory tak bardzo potrzebne. Nie miał innego wyjścia jak przynajmniej spróbować, choć nadal był tak roztrzęsiony, że nawet wykonanie znanego mu zaklęcia mogło stanowić pewną trudność. - To przez te nerwy - wytłumaczył gryfonom, by nie uznali go za imbecyla nie zdolnego wykonać zaklęcia z drugiego roku.
- Możecie? - Nie wiedział co innego im w tej chwili powiedzieć, w głowie Isaaca była pustka, a on sam nadal pozostawał w dużym szoku. Jego serce biło jak szalone, gdy starał się odgadnąć intencje tej dwójki. Może nie powinien tak generalizować samemu będąc krukonem nie potrafiącym poprawnie rzucić Reparo, ale miał przeczucie, że mógł trafić znacznie gorzej...
- Mistrz Gry
Re: Przedział V
Pon Lut 26, 2018 9:13 pm
The member 'Isaac Fawler' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 5
'Pojedynek' :
Result : 5
- Alexandra Grace
Re: Przedział V
Pon Mar 05, 2018 9:51 pm
Nigdy nie przypuszczałaby, że świat naprawdę jej nie kocha tak na poważnie. Niestety dawał wszystkie znaki ku temu, by jednak mogła przyznać, że chyba próbuje ją wyeliminować, a przynajmniej dobić swoim stosunkiem względem niej. Żeby robić wszystko, by nie mieszać się w kłopoty i nie mieć do czynienia z niczym niezwykłym tylko po to, by wybrać idealny przedział, gdzie jest zamieszanie? To klątwa. Zdecydowanie ciąży nad nią fatum tylko czemu u licha tylko w trakcie trwania roku szkolnego? Świat nie chce, by kontynuowała edukację? Nie rozumiała tego znaku od niebios i wcale nie chciała. W wyniku wielu doświadczeń z skichanymi sytuacjami nawet nie przejęła się uroczym wejściem nowego towarzysza podróży. W końcu ostatecznie na przestrzeni ostatniego roku jest to zdarzenie bardziej codziennie niż mogłoby się wydawać. Takie to jej życie pełne przygód, tych mało radosnych, że teraz wpadający do pociągu ludzie są tylko dodatkiem do całości, epizodem, który nie wnosi żadnego zwrotu akcji, którym musiałaby się przejąć. Bez słowa wstała i pomogła mu. Na twarzy miała swoje zwykłe spojrzenie, jakby własnie toczyły się zajęcia, a ona po prostu na nich uważała. Jakby codziennie wszystkim przez okno wpadali ludzie. Ze spokojem rozsiadła się ponownie i uśmiechnęła do przybysza.
- Przede wszystkim oddychaj. Wydaje się, że miałeś co najmniej wyczerpującą podróż tutaj - Rzuciła tylko przyglądając mu się jeszcze, by upewnić się, czy jest w jakiejś umownej stabilności, czy lepiej już zacząć krzyczeć po pomoc. Z drugiej zaś strony znając brak szczęścia panny Grace to zaraz zrzuci się do nich cała ekipa nauczycieli, prefektów, czy innych istot, które po prostu zarzucą ich krzykami, cóż się tutaj wyrabiało.
A co ona powie? Że znowu, tak na miły początek znalazła się w złym miejscu i o złym czasie?
- Sądzisz, że jesteś cały? - Upewniała się jeszcze, by w razie czego nie mieć do zarzucenia sobie, że olała sprawę. W końcu mimo tego braku większych emocji to jego los nie był jej obojętny. Po prostu trochę ją zmęczyły te wszystkie przygody, jakie ją w życiu spotkały, by teraz znowu histeryzować.
- Przede wszystkim oddychaj. Wydaje się, że miałeś co najmniej wyczerpującą podróż tutaj - Rzuciła tylko przyglądając mu się jeszcze, by upewnić się, czy jest w jakiejś umownej stabilności, czy lepiej już zacząć krzyczeć po pomoc. Z drugiej zaś strony znając brak szczęścia panny Grace to zaraz zrzuci się do nich cała ekipa nauczycieli, prefektów, czy innych istot, które po prostu zarzucą ich krzykami, cóż się tutaj wyrabiało.
A co ona powie? Że znowu, tak na miły początek znalazła się w złym miejscu i o złym czasie?
- Sądzisz, że jesteś cały? - Upewniała się jeszcze, by w razie czego nie mieć do zarzucenia sobie, że olała sprawę. W końcu mimo tego braku większych emocji to jego los nie był jej obojętny. Po prostu trochę ją zmęczyły te wszystkie przygody, jakie ją w życiu spotkały, by teraz znowu histeryzować.
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|