- Tsubaki Kurone
Re: Puste ramy
Pią Kwi 24, 2015 5:06 pm
Większość uczniów ją kojarzyło chociażby z wyglądu. Jedni cieszyli się z jej śmierci, inni obwiniali o to siebie, a byli i tacy, którzy się tym nie przejmowali, i chyba takich była większość. To musi być nieprzyjemne uczucie, kiedy przenika przez ciebie duch, nic dziwnego że ludzie się denerwują!
- Spokojnie, nie trzeba się tak pieklić! Każdemu się zdarza na kogoś wpaść i jakoś nic się specjalnego nie dzieje. - Uniosła ręce na wysokość swojej szyi i rozłożyła dłonie, którymi zaczęła machać - typowy gest, który wykonuje, kiedy chce kogoś uspokoić. Chłopak chyba nie przypadł jej zbytnio do gustu, pomyślała, że jest typowym awanturnikiem. Odeszła kilka kroków w tył i schowała ręce do kieszeni.
- Ja przynajmniej jestem wolna i POTRAFIĘ latać... - Spojrzała na niego wymownie, co jak co, ale po śmierci nie zamierza się załamywać z byle powodu. Teraz to prędzej ona będzie dokuczać innym, niżeli oni jej.
- Nie żeby coś, ale moim zdaniem lepiej jest umrzeć jak kwiat Wiśni niżeli żyć jak wąż ze Slytherin! - Tutaj pozwoliła sobie na więcej. Spojrzała na niego z cynicznym uśmiechem, który na szczęście zmienił się w miły, ciepły uśmiech.
- Wybacz! Po śmierci stałam się trochę nieokrzesana... Jestem Tsubaki Kurone, co pewnie wiesz z pogłosek. Jednak ja nie wiem nic o tobie, chyba nie miałam okazji Cię poznać... Można wiedzieć jak masz na imię? - Postanowiła stać się nieco bardziej... Przyjacielska. Lepiej otaczać się przyjaciółmi niżeli wrogami, jednak ktoś taki jak ona, kto nadaje się do Gryfonów, wątpię aby zaprzyjaźnił się z kimś ze Slytherin, jednak wszystko jest w tym świecie możliwe...
- Spokojnie, nie trzeba się tak pieklić! Każdemu się zdarza na kogoś wpaść i jakoś nic się specjalnego nie dzieje. - Uniosła ręce na wysokość swojej szyi i rozłożyła dłonie, którymi zaczęła machać - typowy gest, który wykonuje, kiedy chce kogoś uspokoić. Chłopak chyba nie przypadł jej zbytnio do gustu, pomyślała, że jest typowym awanturnikiem. Odeszła kilka kroków w tył i schowała ręce do kieszeni.
- Ja przynajmniej jestem wolna i POTRAFIĘ latać... - Spojrzała na niego wymownie, co jak co, ale po śmierci nie zamierza się załamywać z byle powodu. Teraz to prędzej ona będzie dokuczać innym, niżeli oni jej.
- Nie żeby coś, ale moim zdaniem lepiej jest umrzeć jak kwiat Wiśni niżeli żyć jak wąż ze Slytherin! - Tutaj pozwoliła sobie na więcej. Spojrzała na niego z cynicznym uśmiechem, który na szczęście zmienił się w miły, ciepły uśmiech.
- Wybacz! Po śmierci stałam się trochę nieokrzesana... Jestem Tsubaki Kurone, co pewnie wiesz z pogłosek. Jednak ja nie wiem nic o tobie, chyba nie miałam okazji Cię poznać... Można wiedzieć jak masz na imię? - Postanowiła stać się nieco bardziej... Przyjacielska. Lepiej otaczać się przyjaciółmi niżeli wrogami, jednak ktoś taki jak ona, kto nadaje się do Gryfonów, wątpię aby zaprzyjaźnił się z kimś ze Slytherin, jednak wszystko jest w tym świecie możliwe...
- Blaise Rain
Re: Puste ramy
Pią Kwi 24, 2015 6:17 pm
Ha! No właśnie, do której więc grupy należał Blaise Rain..? Zakładając bardzo prostą teorię – winien należeć do tej, której nic nie obchodzi śmierć tej... Japonki, Koreanki, czy cholera wie, gdzie ona tam mieszkała w Azji (w Japonii rzecz jasna, lecz ten sekret pozostawał przed Blaisem zakryty) – w końcu, tak na dobrą sprawę, się nie znali, prawda? O tyle, co z widzenia, w którym to raczej on kojarzył ją, nie ona niego – niczym specjalnym w końcu Rain nie wyróżniał się w tłumie – nie należał do wielkiego rodu czystokrwistych, nie miał ani różowych włosów, które rzucałyby się w oczy, ani Azjatyckich, czy cholera wie jakich innych rysów twarzy, aby być zapamiętywanym po pierwszym spotkaniu, tak więc – mógł zlewać się z tłumem, nie mając w sobie nic, tak w teorii, co by go wyróżniało... Może prócz tego, że twardo zostawał przy trzymaniu dłuższych włosów wbrew wszelakim trendom i przyzwoleniom, może prócz dziwacznej barwy oczu, których nie można było sprecyzować pod żadną z popularnych barw, bo ich przejrzystość... mogła być porównywalna z tymi, które posiadają husky, tyle że nie miały delikatnie błękitnej, czy też szarej barwy, a... oliwkową. Oliwkowo-szarą? Cholera, coś w ten deseń...
Chłopak zastygł, spowolnił swoje ruchy, mierząc duszę unoszącą się przed nim spojrzeniem – poza imieniem i nazwiskiem i tym, jak zginęła, wiedział o niej tyle, co nic, a ona o nim jeszcze mniej, jednak skoro obruszona nie odleciała w swoją stronę, to... to co? W sumie naturalnym odruchem, kiedy ktoś na ciebie naskakuje, jest próba uspokojenia go, no dobra, mamy więc pierwszą fazę, teraz powinna nastąpić faza druga...
- Jasne... - Odmruknąłeś, przyjmując jej słowa jako ostateczną konieczność, nad którą się nie rozwodziło, a z którą zgadzało się tylko po to, żeby mieć święty spokój. - Szkoda tylko, że poza lataniem i gadaniem nie możesz nic innego w tej swojej "wolności". - Och, świetnie się zaczęło, nie ma co, tak i też w świetnym kierunku to wszystko zmierzało – nie wyczuwam między wami wielkich szans na porozumienie, wiecie?
Tak właśnie zacząłeś ją postrzegać – oto jest ptaszyna w złotej klatce, która może latać tylko po jej obrębie (Wszak duchy nie mogą opuszczać miejsca swego zgonu), który wiele ćwierka, a poza tym ćwierkaniem..? Nic. Macha skrzydełkami, może narobić dużo rabanu i ponakrzykrzać się tym, którzy się zbliżą, albo też zabawić ich piękną melodią – wszystko zależało od tego, jak do kanarka się podejdzie... albo jak kanarek podejdzie do nas. To miecz o dwóch ostrzach.
- Umrzeć jak kwiat wiśni? Czyli spaść na ziemię, zostać przydeptanym butem i zgnić? - Zapytałeś z rozbawieniem przeplecionym nieco z niedowierzaniem co do tego, co też ona ci tutaj opowiadała – wybrać śmierć ponad życie – to była dopiero słabość... nie zamierzałeś nikomu dawać tej satysfakcji i odebrać sobie najcenniejszą (jedyną) rzecz, jaką posiadałeś... ale z drugiej strony nie to, żebyś o nie zacięcie walczył – pamiętacie? To ten złoty środek, w którym nie przechylało się w żadną ze stron i dzięki temu zachowywało równowagę.
Zlustrowałeś jej sylwetkę raz jeszcze, dopiero w drugim rzucie rozpoznając charakterystyczne oznaki jej śmierci – w sumie to dziewczę miało dość dużego farta, że, na przykład, nie miała odciętej głowy, albo wyprutych flaków, czy coś w tym guście... Nie wyglądała wcale źle, jak na standardy tego, jak duch po śmierci wyglądać może.
- Może więc po śmierci popiszesz się mniejszą ignorancją i przestaniesz uważać, że sława śmierci daje ci prawo do obnoszenia się z tym? - Wiecie co, też nie sądzę, żeby jakakolwiek forma zakolegowania się mogła zaistnieć między nimi. - Rany, dziewczyno... - Pokręciłeś głową z zażenowania, wykrzywiając lekko kącik ust w dół. - Mogłabyś chociaż orientować się w rodach czystej krwi... Blaise Rain, - Wyciągnąłbyś do niej dłoń, ale tak jakby... heh... była martwa...
Chłopak zastygł, spowolnił swoje ruchy, mierząc duszę unoszącą się przed nim spojrzeniem – poza imieniem i nazwiskiem i tym, jak zginęła, wiedział o niej tyle, co nic, a ona o nim jeszcze mniej, jednak skoro obruszona nie odleciała w swoją stronę, to... to co? W sumie naturalnym odruchem, kiedy ktoś na ciebie naskakuje, jest próba uspokojenia go, no dobra, mamy więc pierwszą fazę, teraz powinna nastąpić faza druga...
- Jasne... - Odmruknąłeś, przyjmując jej słowa jako ostateczną konieczność, nad którą się nie rozwodziło, a z którą zgadzało się tylko po to, żeby mieć święty spokój. - Szkoda tylko, że poza lataniem i gadaniem nie możesz nic innego w tej swojej "wolności". - Och, świetnie się zaczęło, nie ma co, tak i też w świetnym kierunku to wszystko zmierzało – nie wyczuwam między wami wielkich szans na porozumienie, wiecie?
Tak właśnie zacząłeś ją postrzegać – oto jest ptaszyna w złotej klatce, która może latać tylko po jej obrębie (Wszak duchy nie mogą opuszczać miejsca swego zgonu), który wiele ćwierka, a poza tym ćwierkaniem..? Nic. Macha skrzydełkami, może narobić dużo rabanu i ponakrzykrzać się tym, którzy się zbliżą, albo też zabawić ich piękną melodią – wszystko zależało od tego, jak do kanarka się podejdzie... albo jak kanarek podejdzie do nas. To miecz o dwóch ostrzach.
- Umrzeć jak kwiat wiśni? Czyli spaść na ziemię, zostać przydeptanym butem i zgnić? - Zapytałeś z rozbawieniem przeplecionym nieco z niedowierzaniem co do tego, co też ona ci tutaj opowiadała – wybrać śmierć ponad życie – to była dopiero słabość... nie zamierzałeś nikomu dawać tej satysfakcji i odebrać sobie najcenniejszą (jedyną) rzecz, jaką posiadałeś... ale z drugiej strony nie to, żebyś o nie zacięcie walczył – pamiętacie? To ten złoty środek, w którym nie przechylało się w żadną ze stron i dzięki temu zachowywało równowagę.
Zlustrowałeś jej sylwetkę raz jeszcze, dopiero w drugim rzucie rozpoznając charakterystyczne oznaki jej śmierci – w sumie to dziewczę miało dość dużego farta, że, na przykład, nie miała odciętej głowy, albo wyprutych flaków, czy coś w tym guście... Nie wyglądała wcale źle, jak na standardy tego, jak duch po śmierci wyglądać może.
- Może więc po śmierci popiszesz się mniejszą ignorancją i przestaniesz uważać, że sława śmierci daje ci prawo do obnoszenia się z tym? - Wiecie co, też nie sądzę, żeby jakakolwiek forma zakolegowania się mogła zaistnieć między nimi. - Rany, dziewczyno... - Pokręciłeś głową z zażenowania, wykrzywiając lekko kącik ust w dół. - Mogłabyś chociaż orientować się w rodach czystej krwi... Blaise Rain, - Wyciągnąłbyś do niej dłoń, ale tak jakby... heh... była martwa...
- Tsubaki Kurone
Re: Puste ramy
Pią Kwi 24, 2015 7:01 pm
Nie lubiła osób ze Slytherin - mało kto znosił jej towarzystwo, a ona miała po dziurki w nosie ich humorków. Czasami nawet śmiała się że osoby ze Slytherin to wyjątkowa rasa osób, które są w ciąży i jednocześnie mają okres... E? To trochę... Dziwne... Dom węża najbardziej jej dokuczał, oni nie lubią Mugoli, takich to by na stosach palili albo nabijali na pal albo odcinaliby głowy, a najlepiej wszystko jednocześnie!
Faktycznie, bycie duchem jest trochę... A nawet i bardzo złe! W końcu ona mogła kręcić się tylko po Hogwarie i po części na podwórku. Szkoda, że nie można niczego dotknąć, w końcu przez wszystko przenika.
- Masz absolutną rację! Jednak to dobrze! Gdybym miała absolutną wolność, to to byłoby dopiero głupie! Gdyby wszystko byłoby idealne nie miałabym na co narzekać... No może gdybym należała do Slytherin to znalezienie dziury w całym nie sprawiłoby mi problemu... - Ach, jak ona lubi wplatać w niektóre sytuacje Slytherin! Tak bardzo nie lubi tego domu! No, może gdyby rozmawiała z kimś miłym i w miarę tolerancyjnym to by tego nie robiła... Ale bądźmy szczerzy! Czy ktoś kiedyś spotkał tolerancyjną, miłą osobę ze Slytherin? Bo Kuro na pewno nie!
Czysta krew, hmm?
- Mugoli nie obchodzą czysto-krwiści, a czysto-krwistych nie obchodzą Mugole. - Wpatrzyła się w jego oczy - miały doprawdy rzadką barwę. Spodobała się jej, zazwyczaj ludzie mają przeciętne oczy. W sumie to Kuro też zaliczała się do tych niezwykłych, w końcu fiolet. Gdzie w naturze (nie licząc kwiatów) zobaczysz fioletową barwę? Chciało jej się śmiać i płakać, kiedy wyciągnął do niej dłoń, jednak ona zachowała uśmiech i odpowiedziała na gest. Przyłożyła dłoń do jego i zacisnęła palce na jego dłoni (masło maślane). Duchy przenikają, nie mogą zatrzymać się na człowieku, czy ścianie, czy innym przedmiocie. Tsubaki dobrze o tym wiedziała, więc rękę po prostu przymała przy jego, tak, aby wzbudzić wrażenie, że rzeczywiście ją trzyma.
- Miło mi. - Uśmiechnęła się. Zabrała dłoń.
- Skoro moja śmierć była taka beznadziejna, to jaka śmierć byłaby... Odpowiednia? Zginać podczas walki? A może umrzeć na skutek choroby? Śmierć ze starości?
Faktycznie, bycie duchem jest trochę... A nawet i bardzo złe! W końcu ona mogła kręcić się tylko po Hogwarie i po części na podwórku. Szkoda, że nie można niczego dotknąć, w końcu przez wszystko przenika.
- Masz absolutną rację! Jednak to dobrze! Gdybym miała absolutną wolność, to to byłoby dopiero głupie! Gdyby wszystko byłoby idealne nie miałabym na co narzekać... No może gdybym należała do Slytherin to znalezienie dziury w całym nie sprawiłoby mi problemu... - Ach, jak ona lubi wplatać w niektóre sytuacje Slytherin! Tak bardzo nie lubi tego domu! No, może gdyby rozmawiała z kimś miłym i w miarę tolerancyjnym to by tego nie robiła... Ale bądźmy szczerzy! Czy ktoś kiedyś spotkał tolerancyjną, miłą osobę ze Slytherin? Bo Kuro na pewno nie!
Czysta krew, hmm?
- Mugoli nie obchodzą czysto-krwiści, a czysto-krwistych nie obchodzą Mugole. - Wpatrzyła się w jego oczy - miały doprawdy rzadką barwę. Spodobała się jej, zazwyczaj ludzie mają przeciętne oczy. W sumie to Kuro też zaliczała się do tych niezwykłych, w końcu fiolet. Gdzie w naturze (nie licząc kwiatów) zobaczysz fioletową barwę? Chciało jej się śmiać i płakać, kiedy wyciągnął do niej dłoń, jednak ona zachowała uśmiech i odpowiedziała na gest. Przyłożyła dłoń do jego i zacisnęła palce na jego dłoni (masło maślane). Duchy przenikają, nie mogą zatrzymać się na człowieku, czy ścianie, czy innym przedmiocie. Tsubaki dobrze o tym wiedziała, więc rękę po prostu przymała przy jego, tak, aby wzbudzić wrażenie, że rzeczywiście ją trzyma.
- Miło mi. - Uśmiechnęła się. Zabrała dłoń.
- Skoro moja śmierć była taka beznadziejna, to jaka śmierć byłaby... Odpowiednia? Zginać podczas walki? A może umrzeć na skutek choroby? Śmierć ze starości?
- Blaise Rain
Re: Puste ramy
Pią Kwi 24, 2015 7:39 pm
W sumie było to naprawdę odpowiednie porównanie – większość z Domu Węża była zadufana w sobie, opływała samouwielbieniem, do tego byli wredni i agresywni – dom, do którego, innymi słowy, się nie zbliżać i pozostawało tylko pytanie, jakim cudem nie wybili jeszcze siebie wzajem – w końcu ich Pokój Wspólny musiał być legowiskiem grzechotników... Wszyscy inni wydawali się w miarę okej – Krukoni byli dziwni, trzymali się na uboczu, opływali zazwyczaj swymi sekretami włącznie z zagadkami, po zgadnięciu których można było się dopiero do ich wieży dostać. Gryfoni? Mili, pełni żywotności, zaś Puchoni? Puchoni to skondensowana dawka wszystkich cech z pozytywnego mirażu i Blaise naprawdę ich nie lubił – byli zazwyczaj pokręceni, dziwni, ale jedno musiał im przyznać – robili najlepsze imprezy i na nie akurat uczęszczać przepadał – to taki maleńki ich plusik w całym gównie, które robili naokoło, włącznie z różnymi zamieszaniami – i to tyle, jeśli chodzi o krótki opis ogólnych cech, co tu więcej dodawać? W końcu uczniowie w poszczególnych domach nigdy nie byli identyczni – Tiara czasami się myliła, czasami bardzo świadomie wpychała tam, gdzie, jak się wydawało, dana persona nie pasowała – nie było nawet jak zapytać ją, dlaczego jest tak, a nie inaczej... Rzecz się działa – nie miało się na nią żadnego wpływu – ot, w jednej chwili byliśmy tymi, którzy wchodzą w bramy Hogwartu, a już w drugiej – zostawaliśmy przypasowani do danego domu. I tyle. Pieśń pogrzebana.
Blaise zaplótł ręce na klatce piersiowej, prostując się i spoglądając na Tsubaki z dziwacznym wyrazem, który trudno było podpiąć pod cokolwiek – była to jakaś wybuchowa mieszanka wszystkiego, przez którą, w efekcie, nic nie było jasne i wyraźnie – ot napotkał oto ducha, który nie wahał się ani sekundy przed pyskowaniem i wyraźnie sprawiało jej przyjemność wyżywanie się na Domu Węża – nie żeby Blaise zamierzał go zaraz bronić i wysławiać swych braci i siostry ponad wszelakie cnoty i zalety, co too, to nieee, ale przecież nie mógł pozostać dłużnym, prawda? Nawet jeśli nie potrafił dojrzeć na jej szacie emblematu jej domu i nie wiedział, z którego jest ona... może z Gryffindoru? Niesnaski między Zielonymi, a Czerwonymi, były wręcz legendarne w tych murach.
- Oczywiście, że nie, ponieważ miałabyś to minimum umysłu, które pozwoliłoby ci na znalezienie takiej dziury... - Musiał przyznać, że tamten miły uśmiech jej pasował – niewiasty ogólnie ładnie wyglądały z delikatnym wyrazem twarzy, z delikatnym uśmiechem, próbowała chociaż być miła, no cóż – nie tutaj i nie teraz, z pewnością nie przy tobie – byłeś kiepskim towarzyszem rozmów przyjacielskich, przynajmniej w pierwszym zgryzie – bardzo słusznie było ujęte, że jesteś w końcu awanturnikiem – i to takim chyba z wyboru...
Następne jej słowa były dość... zaskakujące. Mugoli nie obchodzili czystokrwiści? Co za bzdura, co za ściema? Te słowa zbiły cię nieco z tropu, przez co uniosłeś wyżej brwi i rozwarłeś mocniej powieki, wpatrując się w rozmówczynię i nawet twoja postawa nieco zmarniała... Ja dotąd nigdy nie słyszałeś takiego tekstu...
- Łatwo mówić, kiedy jest się martwym... - Skwitowałeś w końcu, chociaż nijak nie miałeś pewności, czy za życia też sobą nie prezentowała takiej postawy – w końcu... różni chodzą po tym świecie. Ale żeby być dumnym z mugolskiego pochodzenia? Co za ściema..?
Och, to był przecież prosty gest, doskonale wiedział, że nie może dotknąć jego dłoni, że nigdy jej się to nie uda, ale dlaczego go nie wykazać? Mimo wszystko, w jakiś sposób, była... żywa. Albo przynajmniej – istniejąca, więc... nie zamierzał jej przez to traktować jakoś inaczej, niż zwykłych uczniów, nawet jeśli, tak naprawdę, współczuł jej, choć nie rozumiał tego, co stało się na tamtej wierzy, tamtego dnia, choć nigdy pewnie dokładnie się tego nie dowie – było mu, na swój sposób, przykro, że taki wypadek miał miejsce. Tylko okazać to? Nie, nie, skądże!
- Dobre pytanie. - Pstryknąłeś palcami, cofając swoją rękę. - Żadna śmierć nie jest odpowiednia. - Według ciebie była to jedyna prawidłowa odpowiedź w tej kwesti.
Blaise zaplótł ręce na klatce piersiowej, prostując się i spoglądając na Tsubaki z dziwacznym wyrazem, który trudno było podpiąć pod cokolwiek – była to jakaś wybuchowa mieszanka wszystkiego, przez którą, w efekcie, nic nie było jasne i wyraźnie – ot napotkał oto ducha, który nie wahał się ani sekundy przed pyskowaniem i wyraźnie sprawiało jej przyjemność wyżywanie się na Domu Węża – nie żeby Blaise zamierzał go zaraz bronić i wysławiać swych braci i siostry ponad wszelakie cnoty i zalety, co too, to nieee, ale przecież nie mógł pozostać dłużnym, prawda? Nawet jeśli nie potrafił dojrzeć na jej szacie emblematu jej domu i nie wiedział, z którego jest ona... może z Gryffindoru? Niesnaski między Zielonymi, a Czerwonymi, były wręcz legendarne w tych murach.
- Oczywiście, że nie, ponieważ miałabyś to minimum umysłu, które pozwoliłoby ci na znalezienie takiej dziury... - Musiał przyznać, że tamten miły uśmiech jej pasował – niewiasty ogólnie ładnie wyglądały z delikatnym wyrazem twarzy, z delikatnym uśmiechem, próbowała chociaż być miła, no cóż – nie tutaj i nie teraz, z pewnością nie przy tobie – byłeś kiepskim towarzyszem rozmów przyjacielskich, przynajmniej w pierwszym zgryzie – bardzo słusznie było ujęte, że jesteś w końcu awanturnikiem – i to takim chyba z wyboru...
Następne jej słowa były dość... zaskakujące. Mugoli nie obchodzili czystokrwiści? Co za bzdura, co za ściema? Te słowa zbiły cię nieco z tropu, przez co uniosłeś wyżej brwi i rozwarłeś mocniej powieki, wpatrując się w rozmówczynię i nawet twoja postawa nieco zmarniała... Ja dotąd nigdy nie słyszałeś takiego tekstu...
- Łatwo mówić, kiedy jest się martwym... - Skwitowałeś w końcu, chociaż nijak nie miałeś pewności, czy za życia też sobą nie prezentowała takiej postawy – w końcu... różni chodzą po tym świecie. Ale żeby być dumnym z mugolskiego pochodzenia? Co za ściema..?
Och, to był przecież prosty gest, doskonale wiedział, że nie może dotknąć jego dłoni, że nigdy jej się to nie uda, ale dlaczego go nie wykazać? Mimo wszystko, w jakiś sposób, była... żywa. Albo przynajmniej – istniejąca, więc... nie zamierzał jej przez to traktować jakoś inaczej, niż zwykłych uczniów, nawet jeśli, tak naprawdę, współczuł jej, choć nie rozumiał tego, co stało się na tamtej wierzy, tamtego dnia, choć nigdy pewnie dokładnie się tego nie dowie – było mu, na swój sposób, przykro, że taki wypadek miał miejsce. Tylko okazać to? Nie, nie, skądże!
- Dobre pytanie. - Pstryknąłeś palcami, cofając swoją rękę. - Żadna śmierć nie jest odpowiednia. - Według ciebie była to jedyna prawidłowa odpowiedź w tej kwesti.
- Tsubaki Kurone
Re: Puste ramy
Pią Kwi 24, 2015 8:28 pm
Na wzmiankę o rozumie zachichotała. Cóż... Nie lubiła pyskować na poważnie, wszystko robiła w żartach! Chłopakowi udało się dobrze i szybko dobrać słowa - "odripostować".
- To Ci się udało! - Pochwaliła, naprawdę rozbawiła ją odpowiedź, lubiła śmiać się sama z siebie, jednakże wszystko z umiarem! Czy rzeczywiście pomiędzy czysto-krwistymi a Mugolami była taka relacja? W sumie to nie wiadomo do końca, jednak Kuro nie obchodziło to kto jaką ma krew, to czy jest "czysty" czy jest Mugolem. Ważne że jest, żyje! Człowieka nie powinno się oceniać po krwi jedynie po czynach... Prawda?
- A tak właściwie to dlaczego Slytherin nienawidzi Mugoli? Przecież to tacy sami ludzie, tylko że ich rodzice nie potrafią czarować! - Zagadała, w sumie to nie miała pojęcia o co chodzi, w końcu i oni i oni potrafili czarować!
- Żadna? Hmm... Życie jest lepsze od śmierci, ale... Ale zależy jakie to życie. Moje życie nie było wystarczająco dobre, śmierć okazała się ciekawsza. Nie znam Cię i nie wiem co przeżyłeś, więc nie będą w żaden sposób porównywać mojego życia z twoim, ale... Coś co mnie spotkało była bardzo, bardzo złe i nie chciałbyś przeżyć tego samego, chyba że już to się stało... - Uśmiechnęła się i za plecami złapała się za dłonie.
- Mogę zadać Ci pytanie, które mnie od dawna męczy? W końcu węże nienawidzą Mugoli... A więc, czy macie w Slytherin jakiś mugoli?
- To Ci się udało! - Pochwaliła, naprawdę rozbawiła ją odpowiedź, lubiła śmiać się sama z siebie, jednakże wszystko z umiarem! Czy rzeczywiście pomiędzy czysto-krwistymi a Mugolami była taka relacja? W sumie to nie wiadomo do końca, jednak Kuro nie obchodziło to kto jaką ma krew, to czy jest "czysty" czy jest Mugolem. Ważne że jest, żyje! Człowieka nie powinno się oceniać po krwi jedynie po czynach... Prawda?
- A tak właściwie to dlaczego Slytherin nienawidzi Mugoli? Przecież to tacy sami ludzie, tylko że ich rodzice nie potrafią czarować! - Zagadała, w sumie to nie miała pojęcia o co chodzi, w końcu i oni i oni potrafili czarować!
- Żadna? Hmm... Życie jest lepsze od śmierci, ale... Ale zależy jakie to życie. Moje życie nie było wystarczająco dobre, śmierć okazała się ciekawsza. Nie znam Cię i nie wiem co przeżyłeś, więc nie będą w żaden sposób porównywać mojego życia z twoim, ale... Coś co mnie spotkało była bardzo, bardzo złe i nie chciałbyś przeżyć tego samego, chyba że już to się stało... - Uśmiechnęła się i za plecami złapała się za dłonie.
- Mogę zadać Ci pytanie, które mnie od dawna męczy? W końcu węże nienawidzą Mugoli... A więc, czy macie w Slytherin jakiś mugoli?
- Blaise Rain
Re: Puste ramy
Pią Kwi 24, 2015 8:50 pm
Przez chwilę stałeś z kamienną twarzą, z tymi zaplecionymi rękoma na klatce piersiowej, odziany w czerń, marmurowy posąg, wyprostowany, spoglądając na to, jak duch, którego koloru oczu nigdy nie zobaczy osobiście (to takie smutne, że fotografie jeszcze były zazwyczaj szare, zwłaszcza w spisach uczniów), wybucha śmiechem – takim szczerym, niczym nieograniczonym, który to śmiech sprawił, że sam się uśmiechnąłeś z rozbawieniem, odpuszczając sobie niedostępną pozę – rzeczywiście ta wymiana zdań przebiegła tak szybko i tak naturalnie, że nawet nie zdążyłeś zauważyć, do którego miejsca was doprowadziła i pewnie moglibyście się tak przekomarzać dalej, wyzłośliwiać na sobie wzajem, więc jej reakcja, ze wszystkich możliwych, była ostatnią, której byś się spodziewać – kolejna rzecz, którą wybiła cię z rytmu, sprawiając, że dosyć skutecznie cię zatykała, nie dając możliwości odpyskowania jej po swojemu, nie wyznając zasady, której tak wiele wpaja się młodym mężczyznom, że kobiety trzeba szanować i delikatnie się z nimi obchodzić – zdecydowanie był jak słoń w składzie porcelany.
- Dziwna jesteś. - Stwierdził wreszcie z cieniem śmiechu w głowie, którym Tsubai go niejako zaraziła. Nie wiedział jakiej jest krwi, skąd miałby wiedzieć? Poza tym jaką to czyniło różnicę, skoro już była martwa? Niby tak samo żadną, jak w przypadku tych żywych, niedawno pojawiło się stwierdzenie, że ich nie rozróżniasz – znowu więc trzeba sobie poszukać idealnego środka, hmmm... to może chwilkę potrwać... Zwłaszcza, że wytaczana przeciwko tobie artyleria nie zostawała zmniejszana – Tsubaki kontynuowała, wprawiając cię w coraz większe ogłupienie, pokiwałeś głową na boki, robiąc minę godną zamyślonego filozofa co się zowie, nie mając gotowych odpowiedzi na te pytania – w końcu zazwyczaj nie liczyło się to "dlaczego" – liczył się po prostu status krwi i tyle – czarodzieje magicznymi korzeniami byli bardzo szanowani, chociaż to wcale nie świadczyło o ich sile magicznej, zazwyczaj bardziej o majątku – sam Blaise nie spotkał się jeszcze z kimś biednym, kto pochodziłby z czystokrwistych, a słowa twojej towarzyszki były tym bardziej trafne, że... och, nie istotne.
- Posiadanie czystej krwi to prestiż. - Odpowiedziałeś czymś bardzo oczywistym, co było do przewidzenia, a co w ogóle nie było w sumie odpowiedzią samą w sobie, tylko banalnym zauważaniem oczywistości, o której wszyscy i tak wiedzieli. Więc? Dalej, kontynuuj, przecież jesteś "czystej krwi", powinieneś mieć o tym pojęcie, prawda..? - To wiekowa tradycja, kultura, wiedza, przekazywana z pokolenia na pokolenie... - Dopowiedziałeś nieco koślawo, unosząc jedną brew, by z opuszczonym podbródkiem zerknąć na Tsubaki i zrobić wywiad, co ona w sumie o tym sądzi.
- Czy ja wiem... Nic nie jest na tyle straszne, by zrezygnować z życia. Śmierć jest tylko ułatwieniem i oddaniem satysfakcji dla nieprzyjaciół i samego Losu. - W tym akurat byłeś bardzo pewny siebie. - Poza tym... gdybyś nie wybrała życia ponad śmiercią – nie byłoby cię tutaj. - Ałć, tak i oto punkt trafiony w dziesiątkę! W końcu duchem po śmierci zostawało się tylko wtedy, gdy nie było się gotowym "przejść na drugą stronę" i chciało nadal egzystować...
- N... nieee... - Jezu, jeszcze chwilę pogawędki z nią i zrobi ci z mózgu istną papkę! - Mugol w domu Ślizgona? Żartujesz sobie?! - Zapytałeś z niedowierzaniem i jakimś świętym oburzeniem na to, że taki pomysł wpadł jej do głowy. - Nie słyszałem o takim przypadku.
- Dziwna jesteś. - Stwierdził wreszcie z cieniem śmiechu w głowie, którym Tsubai go niejako zaraziła. Nie wiedział jakiej jest krwi, skąd miałby wiedzieć? Poza tym jaką to czyniło różnicę, skoro już była martwa? Niby tak samo żadną, jak w przypadku tych żywych, niedawno pojawiło się stwierdzenie, że ich nie rozróżniasz – znowu więc trzeba sobie poszukać idealnego środka, hmmm... to może chwilkę potrwać... Zwłaszcza, że wytaczana przeciwko tobie artyleria nie zostawała zmniejszana – Tsubaki kontynuowała, wprawiając cię w coraz większe ogłupienie, pokiwałeś głową na boki, robiąc minę godną zamyślonego filozofa co się zowie, nie mając gotowych odpowiedzi na te pytania – w końcu zazwyczaj nie liczyło się to "dlaczego" – liczył się po prostu status krwi i tyle – czarodzieje magicznymi korzeniami byli bardzo szanowani, chociaż to wcale nie świadczyło o ich sile magicznej, zazwyczaj bardziej o majątku – sam Blaise nie spotkał się jeszcze z kimś biednym, kto pochodziłby z czystokrwistych, a słowa twojej towarzyszki były tym bardziej trafne, że... och, nie istotne.
- Posiadanie czystej krwi to prestiż. - Odpowiedziałeś czymś bardzo oczywistym, co było do przewidzenia, a co w ogóle nie było w sumie odpowiedzią samą w sobie, tylko banalnym zauważaniem oczywistości, o której wszyscy i tak wiedzieli. Więc? Dalej, kontynuuj, przecież jesteś "czystej krwi", powinieneś mieć o tym pojęcie, prawda..? - To wiekowa tradycja, kultura, wiedza, przekazywana z pokolenia na pokolenie... - Dopowiedziałeś nieco koślawo, unosząc jedną brew, by z opuszczonym podbródkiem zerknąć na Tsubaki i zrobić wywiad, co ona w sumie o tym sądzi.
- Czy ja wiem... Nic nie jest na tyle straszne, by zrezygnować z życia. Śmierć jest tylko ułatwieniem i oddaniem satysfakcji dla nieprzyjaciół i samego Losu. - W tym akurat byłeś bardzo pewny siebie. - Poza tym... gdybyś nie wybrała życia ponad śmiercią – nie byłoby cię tutaj. - Ałć, tak i oto punkt trafiony w dziesiątkę! W końcu duchem po śmierci zostawało się tylko wtedy, gdy nie było się gotowym "przejść na drugą stronę" i chciało nadal egzystować...
- N... nieee... - Jezu, jeszcze chwilę pogawędki z nią i zrobi ci z mózgu istną papkę! - Mugol w domu Ślizgona? Żartujesz sobie?! - Zapytałeś z niedowierzaniem i jakimś świętym oburzeniem na to, że taki pomysł wpadł jej do głowy. - Nie słyszałem o takim przypadku.
- Tsubaki Kurone
Re: Puste ramy
Sob Kwi 25, 2015 1:30 pm
Niektórzy twierdzą, że duchy mogą opuścić ziemię dopiero wtedy, kiedy zdobędą jakiś cel, który bardzo chciały osiągnąć za życia, jednak wtedy się nie udało. Kuro nie wiedziała o tym, jednak jej celem było zostać pokochanym... Wątpię, że jej się uda, dziewczyna wspaniale zdaje sobie sprawę z tego iż może tutaj zostać na zawsze, jednak woli o tym nie myśleć.
- Dziwna? Wiem, wiem, zawsze taka byłam! Właśnie przez to dom węża tak mnie nienawidził! - Wzruszyła ramionami. Łatwo jej było to wspominać z uśmiechem, chociaż za życia doświadczyła tyle nienawiści z ich strony... Ale cóż, minęły dwa lata, dużo się zmieniło - Kuro umarła, a osoby ze Slytherin może w jakimś maciupeńkim stopniu się zmieniły przez to zdarzenie. Chociaż... Oni się nie zmieniają, mogą jedynie lekko tuszować swoją nieprzyjemność wobec innych...
- Faktycznie, taka czysta krew to moim zdaniem swego rodzaju ułatwienie. W końcu taki czarodziej ma rodziców, którzy przechodzili to samo, no chyba że umarli! W dodatku czystokrwiści czarodzieje są mile widziani na magicznych stanowiskach. Jednak od nich dużo się oczekuje i nie mają lekko w gronie rodziny, jeśli mają słabsze wyniki od kogoś innego... Półkrwiści mają trochę trudniej, bo w końcu tylko jeden magiczny rodzic i magiczne stanowiska nie są tak... Otwarte jak dla czystych. Jednak od nich rodzina zazwyczaj wiele nie wymaga. A Mugole? Nikt ich nie chce, uważają ich za takie kanalie wśród magicznego grona. Mugol musi się napracować aby zostać docenionym, a magiczna posada jest... Cóż... Mugol musi na nią ciężko zapracować. Jednak rodzice Mugoli nie wymagają od nich bycia najlepszym... Trudno w sumie powiedzieć kim być lepiej... - Zastanowiła się, jednak jej wypowiedź bardzo odeszła od tematu rozmowy.
- Przepraszam! Chyba trochę zboczyłam z tematu! Jestem trochę gadatliwa! Chciałam tylko powiedzieć, że taki Mugol musi się trochę bardziej napracować niżeli czystokrwisty i to czyni Mugoli wyjątkowymi... - Nie wiadomo czemu ich tak broniła, może dlatego, bo sama była mugolem? Bo sama musiała sobie radzić? Nie liczyła na niczyje wsparcie... Nie mogła.
Wracając do śmierci. Życie Tsu było tak szare, tak nieciekawe... Tak ciężkie... Były jednak dwie osoby, które potrafiły w pewnym stopniu odgonić mrok... Tsubaki i jej starszy brat. Kuro mimo iż była poniewierana, potrafiła zachować uśmiech, pozostawała optymistą, a kiedy był przy niej brat, to wtedy świat wydawał się kolorowy, jasny. Niestety, ale zginął w wypadku samochodowym. Tsu także umarła, jednak o wiele później. I tak też jej życie przepadło. Koniec! Lubiła być duchem, mogła robić dużo ciekawych rzeczy jak przenikanie przez ściany, czy latanie. Jednak irytujące były "znaki" po jej śmierci, takie jak siniaki i zadrapania na ciele, a także popękane żebra, które zniekształcały jej troszkę klatkę piersiową. A! Jej ubranie także nie było w najlepszym stanie! Niegdyś pastelowa spódniczka teraz była okurzona i lekko porwana. Koszula umorusana w pyle i w niektórych miejscach pognieciona, rękawy miała podarte. Buciki tylko były lekko ubłocone... Najbardziej przeszkadzały jej włosy! Blond, krótkie, gęste włosy w które wplątane były liście i patyki! Szkoda, że nie mogła się przebrać, umyć i uczesać... Na szczęście twarz pozostałą ta sama - uśmiech, piękne, fioletowe, duże oczka, delikatne rysy, jasna cera i zgrabny nos... Na ustach i na brodzie była tylko zastygnięta, karmazynowa krew...
- A byłoby zabawnie! Tylko, że ten Mugol miałby trochę... A nawet bardzo źle! W końcu nikt by go nie lubił! To tak jakby mysz wpadła w gniazdo węży! - Zaśmiała się, lubiła wyobrażać sobie absurdalne sytuacje.
- Ja akurat byłam Mugolem. W moim domu tylko dwie osoby mały moc, ja i mój starszy brat, którego bardzo kochałam. Niestety, ale zginął w wypadku. - Tutaj troszkę się zamyśliła.
- A Ty? Masz kogoś, kogo kochasz? - Zadała nieco... Dziecinne pytanie, w końcu jaki dorosły zadaje takie pytania? Ona to robiła dla zabawy, po śmierci mogła robić wszystko dla rozrywki, wszystko co nie wymaga dotyku.
- Dziwna? Wiem, wiem, zawsze taka byłam! Właśnie przez to dom węża tak mnie nienawidził! - Wzruszyła ramionami. Łatwo jej było to wspominać z uśmiechem, chociaż za życia doświadczyła tyle nienawiści z ich strony... Ale cóż, minęły dwa lata, dużo się zmieniło - Kuro umarła, a osoby ze Slytherin może w jakimś maciupeńkim stopniu się zmieniły przez to zdarzenie. Chociaż... Oni się nie zmieniają, mogą jedynie lekko tuszować swoją nieprzyjemność wobec innych...
- Faktycznie, taka czysta krew to moim zdaniem swego rodzaju ułatwienie. W końcu taki czarodziej ma rodziców, którzy przechodzili to samo, no chyba że umarli! W dodatku czystokrwiści czarodzieje są mile widziani na magicznych stanowiskach. Jednak od nich dużo się oczekuje i nie mają lekko w gronie rodziny, jeśli mają słabsze wyniki od kogoś innego... Półkrwiści mają trochę trudniej, bo w końcu tylko jeden magiczny rodzic i magiczne stanowiska nie są tak... Otwarte jak dla czystych. Jednak od nich rodzina zazwyczaj wiele nie wymaga. A Mugole? Nikt ich nie chce, uważają ich za takie kanalie wśród magicznego grona. Mugol musi się napracować aby zostać docenionym, a magiczna posada jest... Cóż... Mugol musi na nią ciężko zapracować. Jednak rodzice Mugoli nie wymagają od nich bycia najlepszym... Trudno w sumie powiedzieć kim być lepiej... - Zastanowiła się, jednak jej wypowiedź bardzo odeszła od tematu rozmowy.
- Przepraszam! Chyba trochę zboczyłam z tematu! Jestem trochę gadatliwa! Chciałam tylko powiedzieć, że taki Mugol musi się trochę bardziej napracować niżeli czystokrwisty i to czyni Mugoli wyjątkowymi... - Nie wiadomo czemu ich tak broniła, może dlatego, bo sama była mugolem? Bo sama musiała sobie radzić? Nie liczyła na niczyje wsparcie... Nie mogła.
Wracając do śmierci. Życie Tsu było tak szare, tak nieciekawe... Tak ciężkie... Były jednak dwie osoby, które potrafiły w pewnym stopniu odgonić mrok... Tsubaki i jej starszy brat. Kuro mimo iż była poniewierana, potrafiła zachować uśmiech, pozostawała optymistą, a kiedy był przy niej brat, to wtedy świat wydawał się kolorowy, jasny. Niestety, ale zginął w wypadku samochodowym. Tsu także umarła, jednak o wiele później. I tak też jej życie przepadło. Koniec! Lubiła być duchem, mogła robić dużo ciekawych rzeczy jak przenikanie przez ściany, czy latanie. Jednak irytujące były "znaki" po jej śmierci, takie jak siniaki i zadrapania na ciele, a także popękane żebra, które zniekształcały jej troszkę klatkę piersiową. A! Jej ubranie także nie było w najlepszym stanie! Niegdyś pastelowa spódniczka teraz była okurzona i lekko porwana. Koszula umorusana w pyle i w niektórych miejscach pognieciona, rękawy miała podarte. Buciki tylko były lekko ubłocone... Najbardziej przeszkadzały jej włosy! Blond, krótkie, gęste włosy w które wplątane były liście i patyki! Szkoda, że nie mogła się przebrać, umyć i uczesać... Na szczęście twarz pozostałą ta sama - uśmiech, piękne, fioletowe, duże oczka, delikatne rysy, jasna cera i zgrabny nos... Na ustach i na brodzie była tylko zastygnięta, karmazynowa krew...
- A byłoby zabawnie! Tylko, że ten Mugol miałby trochę... A nawet bardzo źle! W końcu nikt by go nie lubił! To tak jakby mysz wpadła w gniazdo węży! - Zaśmiała się, lubiła wyobrażać sobie absurdalne sytuacje.
- Ja akurat byłam Mugolem. W moim domu tylko dwie osoby mały moc, ja i mój starszy brat, którego bardzo kochałam. Niestety, ale zginął w wypadku. - Tutaj troszkę się zamyśliła.
- A Ty? Masz kogoś, kogo kochasz? - Zadała nieco... Dziecinne pytanie, w końcu jaki dorosły zadaje takie pytania? Ona to robiła dla zabawy, po śmierci mogła robić wszystko dla rozrywki, wszystko co nie wymaga dotyku.
- Blaise Rain
Re: Puste ramy
Sob Kwi 25, 2015 8:49 pm
Właśnie – czy w ogóle dla duchów istnieje możliwość przekroczenia magicznej granicy, w której zaczynało się ich własne Niebo, czy też Piekło? - gdzieś, gdzie mogli spotkać się ze swoimi krewnymi, dawnymi przyjaciółmi, którzy już odeszli – ci od Tsubaki przecież wciąż gdzieś w Hogwarcie i poza nim istnieli, prawda? Czy też dotknęło ją przekleństwo tego, że wszyscy, z którymi była powiązana, przepadli i nie było szans na spotkanie się z nimi? Czy ktoś ją odwiedzał, czy pisali do niej listy, które potem czytał jej przyjaciel i na nie odpisywał? Bytność takiej duszy wydawała się dla Blaisa największym przekleństwem, o którym słyszał – a chociaż magiem nie był zbyt dobry, to samym tematem zawsze się interesował – ogólnie, gdyby na niego spojrzeć, był tragicznym czarodziejem, tylko bardzo dobrze się z tym maskował, tak jak i z wieloma innymi rzeczami, tylko ciii... nie będziemy przecież zdradzać sekretów, które sekretami powinny pozostać, prawda?
- Heh, czego ja się tutaj dowiaduję... - Uniosłeś jedną brew wyżej – teraz, kiedy spędziłeś z nią już chwilkę czasu widziałeś te oznaki jej śmierci, nadal jednak twierdząc, że miała niezłego farta – nie mógł dojrzeć wszak krwi wsiąkającej w jej ubrania, zmienienia kolorów ciuchów z ich czystej barwy na tą zabrudzoną błotem i trawą – stety, czy niestety, ale jej eteryczna powłoka, w jakiej się ukazywała, miała tylko srebrzysto-błękitna, przejrzyste barwy. Szkoda. Wielka szkoda... - Więc zawsze miałaś na pienku z Wężami? Nie żeby mnie to dziwiło, większość ma. - Prychnąłeś sarkastycznie – większość jednak nie oznaczała całości, chociaż bezpieczniej było zakładać, że przypadkowo napotkany Ślizgon zechce zmieszać nas z błotem i zostawić skopanego na poboczu.
Nie przeszkadzało mu to, że rozwinęła swoją wypowiedź, że zdradziła swoje myśli i pozwoliła im wypłynąć na światło dzienne – wręcz przeciwnie, dzięki temu nawiązywali rozmowę, bo on raczej nie był mistrzem w komunikacji, przynajmniej... takiej... normalnej? Posługiwał się zawsze sarkazmem i ironizmem, bo poza nim widniała jakaś niebezpieczna przepaść, która tą jego "złotą linię" przesuwała na tory, na których nie chciał się znajdować – owszem, miał znajomych, owszem, nie był sam jak palec, ale wolał trzymać, tak podświadomie, dystans, który był najbezpieczniejszą opcją, coś na zasadzie: ty znasz mnie, ja znam ciebie, możemy się iść zabawić, ale potem każdy pierze własne brudy.
- Trochę to mało powiedziane. - Prychnął z rozbawieniem, ale skinął potem głową, dając jej znać, że jest spoko, że w sumie bez spiny, przecież sobie tutaj tylko gadają... mniej lub bardziej kulturalnie, ale gadają. - Wyjątkowym! Bluźnisz, dziewczyno! Nic dziwnego, że dom ślizgoński cię ganiał po korytarzach. - Pokręcił z dezaprobatą głową, ale w sumie... chciał jej nawet przyznać rację – tylko chcieć, a móc, to kompletnie dwie różne rzeczy – nie mógł odbiegać od ustawionego przed sobą obrazka, którym się zasłaniał, a już na pewno nie przed kimś, kogo w ogóle nie znał. - Wciskasz wszystko w zbyt ogólne ramy. - Oznajmił, ha! I kto to mówi?
Skoro lubiła swoją obecną formę, to nic, tylko wzieść ręce, zaklaskać, "hurra!" i jedziemy dalej, nie rozckliwiając się nad jej śmiercią – to tylko mogłoby popsuć cały nastrój, czyż nie? Tyle że Blaise nie siedział jej w głowie i nie miał pojęcia, że czuje się z tym komfortowo – mógł się tylko domyślać po jej minie – może tak po śmierci jest? Przychodzi jakieś oczyszczenie, czy coś w tym guście?
Odetchnąłeś, wargi drgnęły ci w górę i skinąłeś głową, przytakując jej – owszem, miałby masakrę, wiedziałeś o tym aż za dobrze... Z tym to już tylko brać pod pachę Sznur Wisielca i w podskokach lecieć do Starego Dębu, żeby zakończyć maskaradę, bo tego by nawet życiem nie można było nazwać. Czy tak miała Tsu? Była prześladowana, dręczona? Nie skomentował tego o wypadku, bo kompletnie nie wiedział jak, ale... to go przygnębiło. Naprawdę musiała mieć niezły syf...
- Taaa... - Wymruczałeś. - Mam młodszą siostrę... - Tylko jak miałeś wytłumaczyć to, że chociaż jest rok młodsza od ciebie, to nie uczęszcza do Hogwartu? Podawałeś się za kogoś czystej krwi i co, masz palnąć, że twoja siostra urodziła się, no nie wiem, charłaczką? Na razie nie zamierzałeś jednak nic dodawać, nie ciągnięty za język.
- Heh, czego ja się tutaj dowiaduję... - Uniosłeś jedną brew wyżej – teraz, kiedy spędziłeś z nią już chwilkę czasu widziałeś te oznaki jej śmierci, nadal jednak twierdząc, że miała niezłego farta – nie mógł dojrzeć wszak krwi wsiąkającej w jej ubrania, zmienienia kolorów ciuchów z ich czystej barwy na tą zabrudzoną błotem i trawą – stety, czy niestety, ale jej eteryczna powłoka, w jakiej się ukazywała, miała tylko srebrzysto-błękitna, przejrzyste barwy. Szkoda. Wielka szkoda... - Więc zawsze miałaś na pienku z Wężami? Nie żeby mnie to dziwiło, większość ma. - Prychnąłeś sarkastycznie – większość jednak nie oznaczała całości, chociaż bezpieczniej było zakładać, że przypadkowo napotkany Ślizgon zechce zmieszać nas z błotem i zostawić skopanego na poboczu.
Nie przeszkadzało mu to, że rozwinęła swoją wypowiedź, że zdradziła swoje myśli i pozwoliła im wypłynąć na światło dzienne – wręcz przeciwnie, dzięki temu nawiązywali rozmowę, bo on raczej nie był mistrzem w komunikacji, przynajmniej... takiej... normalnej? Posługiwał się zawsze sarkazmem i ironizmem, bo poza nim widniała jakaś niebezpieczna przepaść, która tą jego "złotą linię" przesuwała na tory, na których nie chciał się znajdować – owszem, miał znajomych, owszem, nie był sam jak palec, ale wolał trzymać, tak podświadomie, dystans, który był najbezpieczniejszą opcją, coś na zasadzie: ty znasz mnie, ja znam ciebie, możemy się iść zabawić, ale potem każdy pierze własne brudy.
- Trochę to mało powiedziane. - Prychnął z rozbawieniem, ale skinął potem głową, dając jej znać, że jest spoko, że w sumie bez spiny, przecież sobie tutaj tylko gadają... mniej lub bardziej kulturalnie, ale gadają. - Wyjątkowym! Bluźnisz, dziewczyno! Nic dziwnego, że dom ślizgoński cię ganiał po korytarzach. - Pokręcił z dezaprobatą głową, ale w sumie... chciał jej nawet przyznać rację – tylko chcieć, a móc, to kompletnie dwie różne rzeczy – nie mógł odbiegać od ustawionego przed sobą obrazka, którym się zasłaniał, a już na pewno nie przed kimś, kogo w ogóle nie znał. - Wciskasz wszystko w zbyt ogólne ramy. - Oznajmił, ha! I kto to mówi?
Skoro lubiła swoją obecną formę, to nic, tylko wzieść ręce, zaklaskać, "hurra!" i jedziemy dalej, nie rozckliwiając się nad jej śmiercią – to tylko mogłoby popsuć cały nastrój, czyż nie? Tyle że Blaise nie siedział jej w głowie i nie miał pojęcia, że czuje się z tym komfortowo – mógł się tylko domyślać po jej minie – może tak po śmierci jest? Przychodzi jakieś oczyszczenie, czy coś w tym guście?
Odetchnąłeś, wargi drgnęły ci w górę i skinąłeś głową, przytakując jej – owszem, miałby masakrę, wiedziałeś o tym aż za dobrze... Z tym to już tylko brać pod pachę Sznur Wisielca i w podskokach lecieć do Starego Dębu, żeby zakończyć maskaradę, bo tego by nawet życiem nie można było nazwać. Czy tak miała Tsu? Była prześladowana, dręczona? Nie skomentował tego o wypadku, bo kompletnie nie wiedział jak, ale... to go przygnębiło. Naprawdę musiała mieć niezły syf...
- Taaa... - Wymruczałeś. - Mam młodszą siostrę... - Tylko jak miałeś wytłumaczyć to, że chociaż jest rok młodsza od ciebie, to nie uczęszcza do Hogwartu? Podawałeś się za kogoś czystej krwi i co, masz palnąć, że twoja siostra urodziła się, no nie wiem, charłaczką? Na razie nie zamierzałeś jednak nic dodawać, nie ciągnięty za język.
- Tsubaki Kurone
Re: Puste ramy
Nie Kwi 26, 2015 1:09 pm
Cóż... Nie zdziwiła jej za bardzo jego reakcja, w końcu był jednym ze Slytherin. Osoby z tego domu rzadko przyjmowały do siebie jakieś teorie? Przemyślenia? W sumie to mniejsza co to było, ważne że było to coś co pochwalało Mugoli. Slytherin było zamknięte dla Mugoli, nienawidzili i nienawidzą ich jak tylko mogą... W sumie nic dziwnego, w końcu czarodziejstwo zapoczątkowali czyści, a Mugole i półkrwi zaczęli się z łokciami wpychać w magie. "Ogólne ramy? Może faktycznie, ale ktoś ze Slytherin nie powinien raczej mi tego mówić..." - Chciało jej się trochę śmiać, ale postanowiła się powstrzymać, to byłoby niegrzeczne.
- Faktycznie, nie można wszystkiego uogólniać, ale niektóre rzeczy aż się o to proszą... Na przykład Slytherin. - Pociągnęła temat dalej, jednak nie miała zamiaru "wyżywać" się na tej grupie. Pamiętała jednak tak jakby to było wczoraj... Lochy, przy niej stały cztery dziewczyny - każda miała na piersi logo Węża. Dwie złapały ją bardzo mocno za ręce, trzecia przystawiła jej do gardła różdżkę. A czwarta? Złapała mocno za długie, blond włosy i na początku zaczęła ją oczerniać, a potem? Wzięła nóż i bardzo brzydko i nierówno obcięła Kuro te proste, długie włosy. Chciały ja obciąż na łyso, jednak w porę przyłapał je ktoś z Gryffindoru. Tsubaki rozpaczała trochę, bo włosy miała bardzo ładne i zadbane. Obcięła je później na krótko (krócej) i efektem był ten charakterystyczny burdel na głowie, który bardzo jej pasował i dalej pasuje!
- Ale ja akurat po śmierci staram się każdego inaczej oceniać. Widzę, że członkowie różnią się od siebie. Mam powody, aby nienawidzić każdego z was tak samo, jednak tego nie robię, to może i błąd, ale moim zdaniem to dobrze. Co prawda kobiety z waszego domu doprowadziły mnie do... Do tego że jestem kim jestem, obcięły włosy, ale jakoś nie żywię do niech nienawiścią. Właściwie to cieszę się, że nie żyję, nie lubiłam swojego życia od czasu, kiedy mój brat umarł. Z rodziny nikt mnie nie kochał, właściwie to bardzo się cieszyli z powodu moich zdolności, dlatego bo mogli się mnie z domu pozbyć. - Subtelnie się zaśmiała, nie lubiła się zasmucać przeszłością, wolała ją wspominać z uśmiechem - było, przeminęło i koniec.
- Też miałam kiedyś siostrę, jednak nie była obdarzona magicznymi zdolnościami! Powiedz, jest taka sama jak ty, w sensie czy ma "to coś" co czyni ją osobą z domu Węża?
- Faktycznie, nie można wszystkiego uogólniać, ale niektóre rzeczy aż się o to proszą... Na przykład Slytherin. - Pociągnęła temat dalej, jednak nie miała zamiaru "wyżywać" się na tej grupie. Pamiętała jednak tak jakby to było wczoraj... Lochy, przy niej stały cztery dziewczyny - każda miała na piersi logo Węża. Dwie złapały ją bardzo mocno za ręce, trzecia przystawiła jej do gardła różdżkę. A czwarta? Złapała mocno za długie, blond włosy i na początku zaczęła ją oczerniać, a potem? Wzięła nóż i bardzo brzydko i nierówno obcięła Kuro te proste, długie włosy. Chciały ja obciąż na łyso, jednak w porę przyłapał je ktoś z Gryffindoru. Tsubaki rozpaczała trochę, bo włosy miała bardzo ładne i zadbane. Obcięła je później na krótko (krócej) i efektem był ten charakterystyczny burdel na głowie, który bardzo jej pasował i dalej pasuje!
- Ale ja akurat po śmierci staram się każdego inaczej oceniać. Widzę, że członkowie różnią się od siebie. Mam powody, aby nienawidzić każdego z was tak samo, jednak tego nie robię, to może i błąd, ale moim zdaniem to dobrze. Co prawda kobiety z waszego domu doprowadziły mnie do... Do tego że jestem kim jestem, obcięły włosy, ale jakoś nie żywię do niech nienawiścią. Właściwie to cieszę się, że nie żyję, nie lubiłam swojego życia od czasu, kiedy mój brat umarł. Z rodziny nikt mnie nie kochał, właściwie to bardzo się cieszyli z powodu moich zdolności, dlatego bo mogli się mnie z domu pozbyć. - Subtelnie się zaśmiała, nie lubiła się zasmucać przeszłością, wolała ją wspominać z uśmiechem - było, przeminęło i koniec.
- Też miałam kiedyś siostrę, jednak nie była obdarzona magicznymi zdolnościami! Powiedz, jest taka sama jak ty, w sensie czy ma "to coś" co czyni ją osobą z domu Węża?
- Blaise Rain
Re: Puste ramy
Nie Kwi 26, 2015 2:57 pm
No właśnie, kto ci to wypominał..? Ktoś, kto nosi na piersi, chyba z dumą, godło Ślizgonów, kto zatrzymał się przy ślepym zaułku, gdzie buszowały Skrzaty i kto sam przy tobie wypowiadał się o Mugolach, jak o conajmniej... odrębnej rasie. Rasie niższej, przyrównywalnej niemal do tych skrzatów, chociaż pewni i do nich miał więcej szacunku – wpasowywał się w doskonałe ramy, złośliwy i arogancki, buntownik z wyboru, co się zowie, a mimo to zachowywałaś się dość uprzejmie, choć mogłaś popisać się ciętym językiem i już to udowodniłaś – unosiła się wokół ciebie jakaś aura, która dodawała ci parę punktów do... spokoju? Do jakiegoś ciepła, pogody ducha, która wokół ciebie (może w tobie?) tańczyła? Może to dlatego nikt za tobą nie latał i nie próbował się na tobie wyżywać? Może... Bardzo wiele było tutaj do zgadywania, a jedyną osobą zdolną odpowiedzieć na te pytania byłaś Ty sama – Blaise mógł tylko wędrować po tych torach myślami, dość gładko, bez głębszych rozważań – prezentowałaś kompletnie odmienną postawę, od niego, co było zastanawiające samo w sobie, a zarazem niebezpieczne – bo mówiłaś, mówiłaś bardzo dużo i bez skrępowania – to w pewien sposób mogło... przytłaczać. Zwłaszcza, kiedy większość rzeczy, które już wypowiadał na głos rozmówca, było kłamstwami.
- Niektóre rzeczy są oczywiste. - Znowu napiąłeś lekko mięśnie, przymrużając oczy – dziwne spotkanie – ona, twierdząc, że latała, spadła nie wiadomo skąd, przeniknęła przez ścianę, przez ciebie (jak sobie o tym przypomniałeś, to znowu się wzdrygnąłeś), a teraz stoicie i dyskutujecie o Mugolach – nie no, świetnie, bajecznie po prostu... Oczywiście nie wiedziałeś, bo skąd niby mogłeś wiedzieć, o tych rzeczach, które się jej przytrafiły, między innymi o tym, dlaczego ścięła włosy – na pewno małe zdziry ślizgońskie się tym przechwalały i peplały o tym na prawo i lewo, ale, stety czy niestety, nie byłeś w stanie ogarnąć wszystkich plotek, takich sytuacji poniżania innych było tyle, że nie potraifłbyś zliczyć i gdybyś do każdej wściubał nosa... zresztą po co niby? - oto jedno z istotnych pytań, bez których nie da rady się dalej posunąć. Tylko... ona teraz zasypywała cię wręcz nadmiarem informacji, co do których dość trudno ci się było dostosować, nie potrafią obrać odpowiedniego punktu podparcia, czerpiąc z własnych przeżyć i własnego worka – oczywiście podstawą do tego, żeby kogoś poznać, jest zadawanie pytań i mówienie – jestem tego świadom, nie miejcie mnie za kretyna, ale to... sprawiało, że czułem się nieswojo. Zdecydowanie nieswojo – i dość niekomfortowo. Takie informacje... wydawało się, że wszystko jest dobrze, wszystko jest spoko, ale w gruncie rzeczy wywoływało to lawinę przemyśleń i wprawiało w ruch bodźce, których lepiej by było nie poruszać... przynajmniej w mniemaniu bruneta.
- Aż tak źle..? - Co mu zostało do powiedzenia? Niektóre karty zostały wywalone na stół, a on nie zamierzał obnosić się ze współczuciem, czy mówić, jak bardzo jest mu przykro – stety czy niestety nie należał do tego typu facetów. - Skoro nie potrafiłaś sobie sama poradzić, to cię do tego doprowadziły... do twarzy ci w tym bałaganie na głowie. - Wzruszyłeś lekko ramionami. - Nie, moja siostra jest cichą i spokojną istotką.
- Niektóre rzeczy są oczywiste. - Znowu napiąłeś lekko mięśnie, przymrużając oczy – dziwne spotkanie – ona, twierdząc, że latała, spadła nie wiadomo skąd, przeniknęła przez ścianę, przez ciebie (jak sobie o tym przypomniałeś, to znowu się wzdrygnąłeś), a teraz stoicie i dyskutujecie o Mugolach – nie no, świetnie, bajecznie po prostu... Oczywiście nie wiedziałeś, bo skąd niby mogłeś wiedzieć, o tych rzeczach, które się jej przytrafiły, między innymi o tym, dlaczego ścięła włosy – na pewno małe zdziry ślizgońskie się tym przechwalały i peplały o tym na prawo i lewo, ale, stety czy niestety, nie byłeś w stanie ogarnąć wszystkich plotek, takich sytuacji poniżania innych było tyle, że nie potraifłbyś zliczyć i gdybyś do każdej wściubał nosa... zresztą po co niby? - oto jedno z istotnych pytań, bez których nie da rady się dalej posunąć. Tylko... ona teraz zasypywała cię wręcz nadmiarem informacji, co do których dość trudno ci się było dostosować, nie potrafią obrać odpowiedniego punktu podparcia, czerpiąc z własnych przeżyć i własnego worka – oczywiście podstawą do tego, żeby kogoś poznać, jest zadawanie pytań i mówienie – jestem tego świadom, nie miejcie mnie za kretyna, ale to... sprawiało, że czułem się nieswojo. Zdecydowanie nieswojo – i dość niekomfortowo. Takie informacje... wydawało się, że wszystko jest dobrze, wszystko jest spoko, ale w gruncie rzeczy wywoływało to lawinę przemyśleń i wprawiało w ruch bodźce, których lepiej by było nie poruszać... przynajmniej w mniemaniu bruneta.
- Aż tak źle..? - Co mu zostało do powiedzenia? Niektóre karty zostały wywalone na stół, a on nie zamierzał obnosić się ze współczuciem, czy mówić, jak bardzo jest mu przykro – stety czy niestety nie należał do tego typu facetów. - Skoro nie potrafiłaś sobie sama poradzić, to cię do tego doprowadziły... do twarzy ci w tym bałaganie na głowie. - Wzruszyłeś lekko ramionami. - Nie, moja siostra jest cichą i spokojną istotką.
- Tsubaki Kurone
Re: Puste ramy
Nie Kwi 26, 2015 3:51 pm
Nie wiadomo czemu ona o tych mugolach zaczęła gadać! Może po prostu tak jakoś jej się zachciało? Albo to z czystej ciekawości, w końcu nigdy nie rozmawiała na spokojnie o Mugolach z kimś ze Slytherin! Chciała się chyba upewnić, czy naprawdę tak bardzo ich nienawidzą, czy to tylko takie pogłoski... Chociaż doświadczyła na własnym ciele ich nietolerancji...
- Dziękuję! - Uśmiechnęła się.
- Po śmierci mam o tyle fajnie, że nie muszę ich czesać, bo zawsze wyglądają tak samo! Jednak... No właśnie, zawsze wyglądają tak samo, nie mogę ich zmienić. - Sięgnęła do nich dłonią, którą odruchowo chciała je przeczesać, jednak gdy tylko zabrała rękę one wróciły na wcześniejsze miejsce. Poczochrała je, jednak nastąpiło to samo - chwila nieładu i znów zwyczajność.
- Tych idiotycznych gałązek i listków też nie mogę wyjąć, dobrze, że nie są jakoś specjalnie widoczne. - Pokręciła głową i westchnęła. Tęskniła trochę za tamtymi czasami, kiedy to z włosami mogła zrobić wszystko - dzisiaj warkocz, jutro kitek, a teraz? Zwyczajność - to, co zwykle.
- Czasami myślę jakby to było być znów człowiekiem, ale tym razem nie być Mugolem, ale czystej krwi. - Rozmyśliła się. Zachciało jej się latać, więc oderwała się od ziemi na małą wysokość i przyciągnęła nogi do klatki piersiowej. Powoli się uniosła tak, że jej głowa była mniej więcej równo z głową chłopaka. Zamknęła oczy.
- Jednak w śmierci najgorsze jest to, że można o wielu rzeczach zapomnieć... Ja na przykład nie pamiętam imion tych dziewczyn, które mi najbardziej dokuczały, nie wiem nawet jak mój brat miał na imię, nie umiem określić z jakiego miasta pochodzę, do którego domu należałam! No... Jedno jest pewne, na pewno nie byłam w Slytherinie. - Zamyśliła się, miała przy tym trochę poważną minę, jednak szybko otworzyła oczy, uśmiechnęła się i wyprostowała nogi i powoli zaczęła opadać w dół.
- Trudno! Coś za coś! - Zaśmiała się, jednak chyba bardziej chciała płakać niżeli śmiać, ale nie chciała dać tego po sobie poznać, nie mogła histeryzować, tęsknić, w końcu jej śmierć była jej własnym wyborem i jedyną osobą jaką może obwiniać to ona sama.
- Hm? Czy nie należycie do tego samego domu? Dziwne... Wydawało mi się, że zazwyczaj rodzeństwo należy do tej samej grupy!
//jak coś, to przez kolejne dni mogę trochę zamulać z odpisami//
- Dziękuję! - Uśmiechnęła się.
- Po śmierci mam o tyle fajnie, że nie muszę ich czesać, bo zawsze wyglądają tak samo! Jednak... No właśnie, zawsze wyglądają tak samo, nie mogę ich zmienić. - Sięgnęła do nich dłonią, którą odruchowo chciała je przeczesać, jednak gdy tylko zabrała rękę one wróciły na wcześniejsze miejsce. Poczochrała je, jednak nastąpiło to samo - chwila nieładu i znów zwyczajność.
- Tych idiotycznych gałązek i listków też nie mogę wyjąć, dobrze, że nie są jakoś specjalnie widoczne. - Pokręciła głową i westchnęła. Tęskniła trochę za tamtymi czasami, kiedy to z włosami mogła zrobić wszystko - dzisiaj warkocz, jutro kitek, a teraz? Zwyczajność - to, co zwykle.
- Czasami myślę jakby to było być znów człowiekiem, ale tym razem nie być Mugolem, ale czystej krwi. - Rozmyśliła się. Zachciało jej się latać, więc oderwała się od ziemi na małą wysokość i przyciągnęła nogi do klatki piersiowej. Powoli się uniosła tak, że jej głowa była mniej więcej równo z głową chłopaka. Zamknęła oczy.
- Jednak w śmierci najgorsze jest to, że można o wielu rzeczach zapomnieć... Ja na przykład nie pamiętam imion tych dziewczyn, które mi najbardziej dokuczały, nie wiem nawet jak mój brat miał na imię, nie umiem określić z jakiego miasta pochodzę, do którego domu należałam! No... Jedno jest pewne, na pewno nie byłam w Slytherinie. - Zamyśliła się, miała przy tym trochę poważną minę, jednak szybko otworzyła oczy, uśmiechnęła się i wyprostowała nogi i powoli zaczęła opadać w dół.
- Trudno! Coś za coś! - Zaśmiała się, jednak chyba bardziej chciała płakać niżeli śmiać, ale nie chciała dać tego po sobie poznać, nie mogła histeryzować, tęsknić, w końcu jej śmierć była jej własnym wyborem i jedyną osobą jaką może obwiniać to ona sama.
- Hm? Czy nie należycie do tego samego domu? Dziwne... Wydawało mi się, że zazwyczaj rodzeństwo należy do tej samej grupy!
//jak coś, to przez kolejne dni mogę trochę zamulać z odpisami//
- Blaise Rain
Re: Puste ramy
Pon Kwi 27, 2015 12:57 am
Więc właśnie: przecież wiedziała, przecież przekonała się na własnej skórze, przecież, tak na dobrą sprawę, niczego nie musiała sobie udowadniać – a jednak w to brnie nie ucieka, nadal nosi na twarzy ten sam, półprzejrzysty uśmiech – nie ma po co pytać, dlaczego, wydaje się, że taką po prostu jest, a jej szukanie jest po prostu koniecznością znalezienia czegoś dobrego, czegoś lepszego w danej jednostce – i wiecie co? - nie ma w tym nic złego. Poważnie mówię. To miłe, że tak młode dziewczę stara się nie zrażać tym wszystkim, czego doświadczyla – nawet jeśli pewnych rzeczy nie pamięta, to przecież sama mówiła, że miała złe życie, że przytrafiło jej się mnóstwo nieprzyjemności, których nikomu by nie życzyła. Przynajmniej tobie, Wężu, ich nie życzyła. W ciągu tej krótkiej rozmowy zdążyłeś poznać ją niemal całą – pewnie chętnie by ci opowiedziała swoją historię, gdybyś tylo zapytał – ale ty nie chciałeś jej znać, nie chciałeś zbyt wiele słuchać, już wystarczająco się nasłuchałeś – nie byłeś stworzony do tego, by ktoś dzielił się z tobą twoim bólem, tak jak i ty nie dzieliłeś się swoim – w twoim mniemaniu on nie istniał... zaś obracać to w żart, jak ona to robiła? - nie potrafiłeś. Dlatego też nie sądziłeś, abyś kiedykolwiek złapał z tą dziewczyną bliższy kontakt.
Uśmiechnąłeś się niewyraźnie, rozplatając ręce i cofając się o krok, by spuścić z niej spojrzenie i skierować je na skrzaty, które nawet nie wydawały się wami zainteresowane – a może właśnie były bardzo? Nie mogły przecież ot tak sobie przestać pracować, skoro o coś je poproszono – taki był już żywot niewolnika, a innym mianem nie sposób było ich określić – przedziwnie był ten świat ukształtowany, w którym to próbowano na zmianę udowadniać wam, czarodziejom, jakim gównem jesteście, wraz z tym, jacy to nie jesteście wspaniali, potężni i jak wiele to nie potraficie. Jasne, potraifcie bardzo wiele – dopóki nie wyskoczy wam zza rogu smok, wobec którego tacy, jak wy – wypierdki na poziomie szkolnym – możecie tylo rozłożyć ramiona... albo spierdalać – dwie cudowne opcje do wyboru, z których niemal każda groziła śmiercią, jeśli nie daj Bóg takie smoczydło się nami nadmiernie zainteresuje.
- Nie, nie należymy... - Bardzo dziwne, prawda..? Wcale, że nie, jeśli tylko znało się chociaż jedną z prawd, które Blaise ukrywał i nigdy ich wyjawić nie zamierzał, bo niby po co? Bardzo dobrze było mu takim, jakim był, nie potrzebował nadmiernie dociekliwych znajomych, którzy tylko dupę zawracają – potrzebował swojej przestrzeni życiowej i czuł, że Tsubaki zdecydowanie zaczynała ją zakłócać w nadmiernym stopniu, nie dając mu oddychać we wszystkim, co mówiła – mówiła prawdę, była szczera – w tym chyba właśnie tkwił problem, Była radośnie szczera aż do bólu.
Brunet wywrócił oczami i pokręcił głową z rezygnacją, odetchnąwszy głęboko, zanim ruszył przed siebie, wymijając dziewczę – ciekawe, czy ma tutaj swój nagrobek, tak swoją drogą..?
- Sorry, śpieszę się. - Rzucił tylko lakonicznie na odchodnym, czując, jak głowa już pulsuje mu od nadmiernego namyślania się, które zaproponowała mu, ha! - raczej narzuciła! - tamta dusza.
Chłopak zniknął na schodach, przeskakując po dwa schodki w dół.
[z/t]
Uśmiechnąłeś się niewyraźnie, rozplatając ręce i cofając się o krok, by spuścić z niej spojrzenie i skierować je na skrzaty, które nawet nie wydawały się wami zainteresowane – a może właśnie były bardzo? Nie mogły przecież ot tak sobie przestać pracować, skoro o coś je poproszono – taki był już żywot niewolnika, a innym mianem nie sposób było ich określić – przedziwnie był ten świat ukształtowany, w którym to próbowano na zmianę udowadniać wam, czarodziejom, jakim gównem jesteście, wraz z tym, jacy to nie jesteście wspaniali, potężni i jak wiele to nie potraficie. Jasne, potraifcie bardzo wiele – dopóki nie wyskoczy wam zza rogu smok, wobec którego tacy, jak wy – wypierdki na poziomie szkolnym – możecie tylo rozłożyć ramiona... albo spierdalać – dwie cudowne opcje do wyboru, z których niemal każda groziła śmiercią, jeśli nie daj Bóg takie smoczydło się nami nadmiernie zainteresuje.
- Nie, nie należymy... - Bardzo dziwne, prawda..? Wcale, że nie, jeśli tylko znało się chociaż jedną z prawd, które Blaise ukrywał i nigdy ich wyjawić nie zamierzał, bo niby po co? Bardzo dobrze było mu takim, jakim był, nie potrzebował nadmiernie dociekliwych znajomych, którzy tylko dupę zawracają – potrzebował swojej przestrzeni życiowej i czuł, że Tsubaki zdecydowanie zaczynała ją zakłócać w nadmiernym stopniu, nie dając mu oddychać we wszystkim, co mówiła – mówiła prawdę, była szczera – w tym chyba właśnie tkwił problem, Była radośnie szczera aż do bólu.
Brunet wywrócił oczami i pokręcił głową z rezygnacją, odetchnąwszy głęboko, zanim ruszył przed siebie, wymijając dziewczę – ciekawe, czy ma tutaj swój nagrobek, tak swoją drogą..?
- Sorry, śpieszę się. - Rzucił tylko lakonicznie na odchodnym, czując, jak głowa już pulsuje mu od nadmiernego namyślania się, które zaproponowała mu, ha! - raczej narzuciła! - tamta dusza.
Chłopak zniknął na schodach, przeskakując po dwa schodki w dół.
[z/t]
- Tsubaki Kurone
Re: Puste ramy
Pon Kwi 27, 2015 3:36 pm
W sumie to nie lubiła za dużo mówić o sobie, ale kiedy już się rozgadała! W sumie to o czym mogła z nim porozmawiać? O świecie? O domach w hogwardzie? O Slytherinie? O Śmierciożercach? Nie, raczej nie... W sumie to wyczerpały jej się pomysły... Pokręciła się troszkę w powietrzu. Teraz znajdowała sie nad sufitem, patrzyła na skrzaty - tak bardzo ich nie lubiła! Były brzydkie i niemiłe!
- Szkoda, w końcu razem zawsze raźniej, nie? - Puściła mu oczko, jednak nagle spoważniała. Zapatrzyła się na podłogę... Wydawało jej się, że kiedyś na takiej już leżała... Chociaż w Hogwarcie zazwyczaj wszystkie podłogi na każdym piętrze wyglądają podobnie...
- Hm? Okej, cześć! - Pomachała mu. Odprowadzała go wzrokiem, jednak trudno jej było się na tym skupić, bo jeden ze skrzatów patrzył się na nią wilkiem, widać Kuro musiała przypadkowo na niego wlecieć podczas wykonywania jednego z manewrów. To miejsce... Znudziło jej się! Położyła się w powietrzu i wpatrzyła w sufit... Zbyt nudno! Zaczęłą więc latać po pomieszczeniu, z początku zataczała wolne okręgi, jednak z czasem robiła to szybciej, szybciej, aż w końcu z całym impetem przeleciała przez podłogę, znów się wynurzyła i przez sufit! I ścianę! Szybciej, szybciej! na zewnątrz i w górę! Teraz w dół! I... Odleciała w dół...
[z/t]
- Szkoda, w końcu razem zawsze raźniej, nie? - Puściła mu oczko, jednak nagle spoważniała. Zapatrzyła się na podłogę... Wydawało jej się, że kiedyś na takiej już leżała... Chociaż w Hogwarcie zazwyczaj wszystkie podłogi na każdym piętrze wyglądają podobnie...
- Hm? Okej, cześć! - Pomachała mu. Odprowadzała go wzrokiem, jednak trudno jej było się na tym skupić, bo jeden ze skrzatów patrzył się na nią wilkiem, widać Kuro musiała przypadkowo na niego wlecieć podczas wykonywania jednego z manewrów. To miejsce... Znudziło jej się! Położyła się w powietrzu i wpatrzyła w sufit... Zbyt nudno! Zaczęłą więc latać po pomieszczeniu, z początku zataczała wolne okręgi, jednak z czasem robiła to szybciej, szybciej, aż w końcu z całym impetem przeleciała przez podłogę, znów się wynurzyła i przez sufit! I ścianę! Szybciej, szybciej! na zewnątrz i w górę! Teraz w dół! I... Odleciała w dół...
[z/t]
- Remus J. Lupin
Re: Puste ramy
Sob Maj 02, 2015 5:20 pm
Dobry humor wciąż go nie opuszczał, przenikając każdy nerw jego ciała i dając niewysłowioną ulgę. Uśmiech na twarzy wywołany kilkadziesiąt minut temu pojawiał się i znikał na przemian, tworząc w morzu ponurych uczniowskich obliczy pewnego rodzaju ewenement. Nie był jednak jedynym, który nie poddawał się ogólnej fali grobowego nastroju, mimo że miał na głowie zbliżającą się pełnię, o której James raczył mu niedawno przypomnieć, zupełnie jakby Remus sam nie wiedział, że od dnia przemiany dzielą go godziny. Zastanawiał się nawet, czy powinien iść na lekcję zaklęć z tego powodu, ale obudziwszy się rankiem wiedział, że opuszczenie zajęć nie wchodziłoby w grę. I nie żałował swojej decyzji, gdy wychodził z klasy, odszukując w niewielkim tłumie sylwetkę dziewczyny.
Puchonka najpierw mignęła mu gdzieś z tyłu, ale gdy się odwrócił na moment, zwabiony wołaniem Jamesa, zniknęła mu z oczu, materializując się już w zupełnie innym miejscu. Ruszył za nią szybkim krokiem, a pojęcie "uganiania się za dziewczyną" nabrało teraz zupełnie nowego sensu. Torba przewieszona przez ramię obijała mu się o biodro, a ciężkie książki uderzały boleśnie kantami, ale nie zważał na to, zbiegając po schodach, by nie stracić Alice z oczu. Z wilczym humorem pomyślał, że ostatnio towarzystwem Puchonek, w dodatku prefektów, cieszył się częściej niż towarzystwem Huncwotów.
- Hej! - krzyknął w końcu, gdy dziewczyna przechodziła obok wiszących na ścianie pustych ram. Z pewnym zawstydzeniem zauważył, że lekko się zasapał, jakby przepłynął trzy razy jezioro, a nie ledwie zbiegł po schodach. Oj, Lupinie, powinieneś zdecydowanie bardziej zadbać o swoją kondycję. Alice odwróciła się i machnął do niej ręką, by poczekała. Odetchnął głęboko, próbując ukryć małą zadyszkę i dziękował Merlinowi, że dziewczyna nie wchodziła na górę. - Rany, pędzisz tak, jakby Dumbledore rozdawał swoje cukierki z okazji Halloween - stanął przed nią, poprawiając torbę. Rozejrzał się uważnie, wypatrując Krwawego Barona, który najwidoczniej upatrzył sobie gryfońsko-puchońskich prefektów, ale tym razem w pobliżu nie kręcił się żaden duch.
Puchonka najpierw mignęła mu gdzieś z tyłu, ale gdy się odwrócił na moment, zwabiony wołaniem Jamesa, zniknęła mu z oczu, materializując się już w zupełnie innym miejscu. Ruszył za nią szybkim krokiem, a pojęcie "uganiania się za dziewczyną" nabrało teraz zupełnie nowego sensu. Torba przewieszona przez ramię obijała mu się o biodro, a ciężkie książki uderzały boleśnie kantami, ale nie zważał na to, zbiegając po schodach, by nie stracić Alice z oczu. Z wilczym humorem pomyślał, że ostatnio towarzystwem Puchonek, w dodatku prefektów, cieszył się częściej niż towarzystwem Huncwotów.
- Hej! - krzyknął w końcu, gdy dziewczyna przechodziła obok wiszących na ścianie pustych ram. Z pewnym zawstydzeniem zauważył, że lekko się zasapał, jakby przepłynął trzy razy jezioro, a nie ledwie zbiegł po schodach. Oj, Lupinie, powinieneś zdecydowanie bardziej zadbać o swoją kondycję. Alice odwróciła się i machnął do niej ręką, by poczekała. Odetchnął głęboko, próbując ukryć małą zadyszkę i dziękował Merlinowi, że dziewczyna nie wchodziła na górę. - Rany, pędzisz tak, jakby Dumbledore rozdawał swoje cukierki z okazji Halloween - stanął przed nią, poprawiając torbę. Rozejrzał się uważnie, wypatrując Krwawego Barona, który najwidoczniej upatrzył sobie gryfońsko-puchońskich prefektów, ale tym razem w pobliżu nie kręcił się żaden duch.
- Alice Hughes
Re: Puste ramy
Sob Maj 02, 2015 9:52 pm
Alice wyszła z klasy zaklęć z wielkim uśmiechem. Może i faktycznie przesadzili nieco na lekcji. Może i faktycznie dali się ponieść a sytuacja wymknęła się spod kontroli... Wszystkie emocje towarzyszące jednak temu chwilowemu chaosowi zdawały się napełniać ciało Puchonki jakąś bliżej nieznaną energią, zupełnie jak by zapomniała już co znaczy być po prostu... Młodym. Beztroskim uczniem nad którym nie wisi widmo śmierci. Tej samej która odcisnęła już swe piętno na uczniach Hogwartu a mimo to nadal nienasycona zdawał się nie odpuszczać...
Dlatego teraz jak na skrzydłach zbiegała po schodach i nie zastanawiając się nawet gdzie zmierza - upajała się chwilami radości, zdając sobie sprawę, że już niedługo wizja poprzednich wydarzeń i ogólnie panujący w szkole żałobny nastrój przebiją się do jej świadomości. Tak samo jak egzaminy... Ważne egzaminy...
Nie teraz. Upominała sama siebie i ignorując wrzynający się w ramię pasek od torby napawała się pozytywnym nastrojem. Każda chwila radości w obecnych czasach była na wagę złota i nawet pogrążona zazwyczaj w myślach Hughes nie miała zamiaru ot tak po prostu z niej rezygnować. Słysząc nawoływanie czysto machinalnie obróciła głowę, nie spodziewając się, że może być skierowane właśnie do niej. Widząc Remusa uśmiechnęła się jednak jeszcze szerzej i przystanęła. Parsknęła lekko gdy zasapany Gryfon w końcu znalazł się przed nią.
- A pan znowu po słodycze? Chyba potrzebujesz odpoczynku... Orbis! - Wycelowała różdżkę w stronę Gryfona. Urocze i tak pozytywnie kojarzące się Orbis... Plus rozbawienie wypełniające teraz każdą komórkę jej ciała... Skupienie? A co to takiego? No właśnie... Stojąc teraz ledwie pół metra od Remusa - nie potrafiła wymierzyć dokładnie. I co z tego? Nawet gdyby udało jej się trafić, nic by z tego nie było... Normalnie może i poczuła by się sfrustrowana faktem, że zaklęcie opanowane w sztucznych warunkach - w realnym życiu okazało by się totalnie bezwartościowe... Ale teraz? W drobnym ciele nie było by na to miejsca. Nie w tej chwili... Uniosła główkę patrząc na Remusa a w jej brązowych oczach tańczyły iskierki.
- No ten... Chciałam pomóc... Em... To chcesz cukierka? - Zachichotała zastanawiając się jak na tak otwarty a jednocześnie nieudany atak zareaguje człowiek, który gotów był rzucić na swojego przyjaciela Expelliarmus.
Dlatego teraz jak na skrzydłach zbiegała po schodach i nie zastanawiając się nawet gdzie zmierza - upajała się chwilami radości, zdając sobie sprawę, że już niedługo wizja poprzednich wydarzeń i ogólnie panujący w szkole żałobny nastrój przebiją się do jej świadomości. Tak samo jak egzaminy... Ważne egzaminy...
Nie teraz. Upominała sama siebie i ignorując wrzynający się w ramię pasek od torby napawała się pozytywnym nastrojem. Każda chwila radości w obecnych czasach była na wagę złota i nawet pogrążona zazwyczaj w myślach Hughes nie miała zamiaru ot tak po prostu z niej rezygnować. Słysząc nawoływanie czysto machinalnie obróciła głowę, nie spodziewając się, że może być skierowane właśnie do niej. Widząc Remusa uśmiechnęła się jednak jeszcze szerzej i przystanęła. Parsknęła lekko gdy zasapany Gryfon w końcu znalazł się przed nią.
- A pan znowu po słodycze? Chyba potrzebujesz odpoczynku... Orbis! - Wycelowała różdżkę w stronę Gryfona. Urocze i tak pozytywnie kojarzące się Orbis... Plus rozbawienie wypełniające teraz każdą komórkę jej ciała... Skupienie? A co to takiego? No właśnie... Stojąc teraz ledwie pół metra od Remusa - nie potrafiła wymierzyć dokładnie. I co z tego? Nawet gdyby udało jej się trafić, nic by z tego nie było... Normalnie może i poczuła by się sfrustrowana faktem, że zaklęcie opanowane w sztucznych warunkach - w realnym życiu okazało by się totalnie bezwartościowe... Ale teraz? W drobnym ciele nie było by na to miejsca. Nie w tej chwili... Uniosła główkę patrząc na Remusa a w jej brązowych oczach tańczyły iskierki.
- No ten... Chciałam pomóc... Em... To chcesz cukierka? - Zachichotała zastanawiając się jak na tak otwarty a jednocześnie nieudany atak zareaguje człowiek, który gotów był rzucić na swojego przyjaciela Expelliarmus.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach