- Aberacius Lovegood
Re: Puste ramy
Pią Mar 06, 2015 11:34 pm
Człowiek, który wolał tkwić w błogiej nieświadomości - właśnie teraz i tutaj nastąpiło jego zderzenie w największą ciemnością. Światło i czerń spotkały się ze sobą na krawędzi zwanej rzeczywistością. Został tam brutalnie sprowadzony, a nie chciał być, nie chciał tego na nowo odczuwać. Wraz z życiem uciekało z niego słońce i ciepło. Tak, jakby właśnie z tego czerpał swoją energię... Ona brała się z jego wnętrza, nie z natury. Przyrodą umiał się tylko cieszyć...
Spotkanie z nim przybliżyło Lovegoodowi zupełnie nowe odczucia, których wcześniej nie dostrzegał. Czy pojawił się tam strach, tak wyczekiwany przez bestię przed nim? Nie. Nadal drażnił go brakiem tego absurdalnego uczucia. Nadal jego serce biło mocniej z innych powodów.
To był zmierzch. Słońce zrobiło o krok do przodu za dużo, zezłościło Noc. Noc zaatakowała. Słońce sądziło, że nic nie może dotknąć jego jasnych myśli pod ochronną kopułą. Żaden człowiek nie był w stanie. To zjawisko jednak miało zupełnie inną naturę, nie było tylko człowiekiem. Było czymś, co także ma wstęp na nieboskłon. Cóż ich różniło? Słońce nie chciało grać w tę grę, natomiast Noc z chęcią przybrał postać Gońca i wkroczył do tej codziennej gry ze światem, który ich otaczał. I jak ważna figura na planszy z lubością się po niej poruszał, dając Losowi ujmować swoją postać. A Los z lubością przesuwał go do przodu, posyłając swój delikatny uśmiech obiektom na planszy.
Co się stanie dalej?
Bliskość była odstraszająca i jakby parzyła. W tej chwili wolałby zdecydowanie zamknąć oczy i zasnąć. Granica, na której oscylował była nie do zniesienia. Nie mógł reagować, a wszystko docierało do niego zupełnie tak, jakby nigdy nie zostało na nim użyte to zaklęcie. Został pozbawiony nawet ostatniej obrony... Jak zabawka, nawet nie marionetka. Nailah nie miał nad nim władzy, ale mógł się bawić jak małym, zużytym człowieczkiem.
Teraz takim się czuł.
A mimo to, kiedy Drętwota ustępowała, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Niemrawy, pełen niepewności. Sił na podniesienie się już nie miał, ale dostał różdżkę w dłoń. Miał go zawieść i nie rzucić zaklęcia? Nie bronić się?
Oddał mu swoje siły wraz z tym okropnym aktem. Został upokorzony.
Czemu nadal, jako gwiazda zupełnie upadła, nadal miał w oczach błysk?
Uniósł różdżkę w stronę Krukona. Na końcu niej zapaliło się niewielkie światło. Chciał coś powiedzieć, coś rzucić, ale... Zgasło.
Spotkanie z nim przybliżyło Lovegoodowi zupełnie nowe odczucia, których wcześniej nie dostrzegał. Czy pojawił się tam strach, tak wyczekiwany przez bestię przed nim? Nie. Nadal drażnił go brakiem tego absurdalnego uczucia. Nadal jego serce biło mocniej z innych powodów.
To był zmierzch. Słońce zrobiło o krok do przodu za dużo, zezłościło Noc. Noc zaatakowała. Słońce sądziło, że nic nie może dotknąć jego jasnych myśli pod ochronną kopułą. Żaden człowiek nie był w stanie. To zjawisko jednak miało zupełnie inną naturę, nie było tylko człowiekiem. Było czymś, co także ma wstęp na nieboskłon. Cóż ich różniło? Słońce nie chciało grać w tę grę, natomiast Noc z chęcią przybrał postać Gońca i wkroczył do tej codziennej gry ze światem, który ich otaczał. I jak ważna figura na planszy z lubością się po niej poruszał, dając Losowi ujmować swoją postać. A Los z lubością przesuwał go do przodu, posyłając swój delikatny uśmiech obiektom na planszy.
Co się stanie dalej?
Bliskość była odstraszająca i jakby parzyła. W tej chwili wolałby zdecydowanie zamknąć oczy i zasnąć. Granica, na której oscylował była nie do zniesienia. Nie mógł reagować, a wszystko docierało do niego zupełnie tak, jakby nigdy nie zostało na nim użyte to zaklęcie. Został pozbawiony nawet ostatniej obrony... Jak zabawka, nawet nie marionetka. Nailah nie miał nad nim władzy, ale mógł się bawić jak małym, zużytym człowieczkiem.
Teraz takim się czuł.
A mimo to, kiedy Drętwota ustępowała, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Niemrawy, pełen niepewności. Sił na podniesienie się już nie miał, ale dostał różdżkę w dłoń. Miał go zawieść i nie rzucić zaklęcia? Nie bronić się?
Oddał mu swoje siły wraz z tym okropnym aktem. Został upokorzony.
Czemu nadal, jako gwiazda zupełnie upadła, nadal miał w oczach błysk?
Uniósł różdżkę w stronę Krukona. Na końcu niej zapaliło się niewielkie światło. Chciał coś powiedzieć, coś rzucić, ale... Zgasło.
- Liadon Ichimaru
Re: Puste ramy
Sob Mar 07, 2015 1:02 am
Praca potrafiła pochłonąć każdego. Czasem jednak przeradzała się w obsesję. Ta napędzana płochymi nadziejami potrafiła całkowicie odmienić człowieka. Wtedy praca chyba nie ma już znaczenia. Liadon zaniedbał nieco swoje obowiązki nauczycielskie. Zapewne dawno by już wyleciał, gdyby nie przychylne spojrzenie Dumbledora, który powstrzymał wicedyrektor od podjęcia pochopnych decyzji. Większość czasu spędzał na wyjazdach w tylko sobie znane miejsca. W Hogwarcie zaś pracował w gabinecie i bibliotece. Dzienniki pełne notatek zajmowały coraz więcej miejsca w jego pokoju. Mimo to nie przybliżył się do swego celu ani o jotę. Kilkutygodniowy zarost i podkrążone oczy nadawały mu wygląd zmęczonego życiem człowieka. Nie był to jednak główny powód dla, którego unikał spotkania z uczniami i nauczycielami. Niewygodne pytania wciąż były w modzie. Może dlatego narzucił sobie tę nieco dłuższą drogę do gabinetu. I całe szczęście bo już na wstępie ujrzał wampira dobierającego się do jakiegoś ucznia. Od razu poznał Sahira. W takich właśnie sytuacjach spotykał go najczęściej. Stał ponad kulącą się postacią, rozkładając ręce w dziwnym geście. Nie był pewien, czy był to gest masochisty czekającego na cios, czy też pełna pewności siebie triumfalna poza. Nie zamierzał tego kontemplować, z jego perspektywy sprawa była prosta. Uczeń powalony, z trudnością kierujący różdżkę w stronę napastnika. Wampir znalazł obiad. Rozwiązanie tego problemu również było proste jak budowa cepa. Prawą ręką szybko sięgnął po różdżkę celując nią w napastnika.
-Reducto!-Powiedział mrużąc oczy. Miał nim naprawdę porządnie rzucić o ścianę. Naturalnie nienawidził wampirów, ale ten zasługiwał na własną specjalną kategorię.
// Musze rzucać kostką? Rzuć za mnie, albo pisuj.
-Reducto!-Powiedział mrużąc oczy. Miał nim naprawdę porządnie rzucić o ścianę. Naturalnie nienawidził wampirów, ale ten zasługiwał na własną specjalną kategorię.
// Musze rzucać kostką? Rzuć za mnie, albo pisuj.
- Sahir Nailah
Re: Puste ramy
Sob Mar 07, 2015 1:11 am
Rozłożone ręce, niczym skrzydła – ach, gdyby tylko one mogły wznieść do nieba, gdyby tylko móc zadrzeć głowę i zobaczyć nieskończoność błękitu – lecz nie, nie można, nie da się – grawitacja przyciąga i trzyma mocno wybranych przy sobie, nie pozwala piórom na wyrośnięcie i pyszenie się ich barwami przed zwykłymi śmiertelnymi – tak i Ty miałeś się od tej pory niczym od nich wszystkich nie różnić, stoisz więc i czekasz, bardzo cierpliwie, bardzo łaskawie – właśnie, jak masochista, który czeka na zwycięstwo lub jak ktoś nadmiernie świadom swoich umiejętności, nie specjalnie chowający w sobie pewność siebie i to, że Słoneczko niczym Nocy nie zaskoczy – nie tego dnia, nie o tej godzinie, kiedy wielkimi krokami nadchodził jego zmierzch. Zachód. Wiatr tu pląsał niedostrzegalnie, niedosłyszalnie i niewyczuwalnie – błądził gdzieś po granicach szachownicy i pozwalał wszytkich pionom usunąć się w cień, by nie przeszkadzać w pięknym tańcu, jaki rozgrywał się na dwukolorowych polach – Goniec fałszował, tak mi się wydaje, chyba oszukiwał i... nie bardzo nawet próbował się z tym kryć. Skakał po białych i czarnych kwadratach, chociaż wolno mu było poruszać się tylko po jednej linii i nie przesuwać na boki – zachowywał się jak prawdziwa Królowa, która przywłaszczyła sobie cały teren do swych zagrywek i nie wahała się sięgać po najczystsze asy do rękawa, aby nimi zdzielić przeciwnika po twarzy – bo wiecie, jak to jest w świecie rzeczywistym..?
Zwyciężonych nikt nigdy nie pyta, czy mieli rację.
Tak więc, dobrze, przystopował to troszeczkę, przecież jego rozgorączkowana jaźń, ledwo trzymająca się kupy, nie miała sił ni czasu, by redagować słuszność swoich czynów, zwłaszcza kiedy posmak skóry Aberaciusa i jej zapach ciągle działały na jego zmysły, domagając się skrytej pod tą miękką płachtą zdobyczy – nagroda, cudowny cukierek obiecany przez mamusię swemu pięcioletniemu dziecku... Cudowna krew wyczuwalna przez ciało i karmiąca Bestię znów prężącej się gdzieś na dnie żołądka.
Jednak otchłań, z jej zainteresowaniem, przesunęła się z gasnącej różdżki czarodzieja na kogoś innego – kogoś, kto zbliżał się od strony ostatnich promieni, dodając do nich... nieee, nie blasku – mroku w pełnej okazałości..! Nauczyciel równie znienawidzony przez serce wampira, co sam Dumbledore. I ten nauczyciel przyniósł ze sobą trochę barw od tego ślicznego promienia, który odbił swoje kolory na ścianach pozbawionych ram i poleciał prosto w twoim kierunku, przelatując tuż obok ramienia Aberaciusa – aj, aj, a gdyby tak nie trafił..? Ale trafił. Oko nie zawiodło wilkołaka, tak jak i ręka nie zawiodła Krukona, który odpowiedział przeciągnięciem magicznego patyczka w powietrzu, aby wyczarować przed sobą tarczę – siła zaklęcia zmusiła go do cofnięcia się o krok, jednak nie uczyniła żadnej krzywdy.
Wampir uśmiechnął się, niemalże miło!, przesuwając się w bok niczym pijany – jego oczy przesunęły się znów na twarz Puchona, to spowrotem, na nauczyciela, bardzo powoli, bardzo wyważenie...
- Prawie zapomniałem... że w Hogwarcie nie wolno się bawić... - Zauważył, najwyraźniej bardzo rozbawiony – tymi słowami albo myślami, które przesunęły się pod pozlepianymi kosmykami czarnych włosów – i ruszył do przodu. - Kiepsko pan wygląda, panie Ichimaru, czyżby koszmary po tym, jak prawie zamordował pan grupkę uczniów? - Nie, nie odpuszczaj, trzymaj ich tutaj... chociaż instynkt mówił, że powinieneś się wynosić – zabawy z uczniami – zabawami z uczniami, ale z nauczycielem... możesz wylecieć. Wiedziałeś, że możesz wylecieć, chociaż... tutaj żadnego dowodu nie było. Wszak nic Aberaciusowi nie zrobiłeś..! Oto stoi – troszkę poobijany przez ramy i pokurzony, ale cały i zdrowy!
1. Rzut za Liadona
2. Rzut za swoje Protego
Uwaga od Admina: Liadon - radzę zajrzeć do Systemu Fasolkowego i zrobić Kartę Rozwoju Postaci, lub będę wyciągał konsekwencje z każdego użytego czaru jako niepoprawne.
Zwyciężonych nikt nigdy nie pyta, czy mieli rację.
Tak więc, dobrze, przystopował to troszeczkę, przecież jego rozgorączkowana jaźń, ledwo trzymająca się kupy, nie miała sił ni czasu, by redagować słuszność swoich czynów, zwłaszcza kiedy posmak skóry Aberaciusa i jej zapach ciągle działały na jego zmysły, domagając się skrytej pod tą miękką płachtą zdobyczy – nagroda, cudowny cukierek obiecany przez mamusię swemu pięcioletniemu dziecku... Cudowna krew wyczuwalna przez ciało i karmiąca Bestię znów prężącej się gdzieś na dnie żołądka.
Jednak otchłań, z jej zainteresowaniem, przesunęła się z gasnącej różdżki czarodzieja na kogoś innego – kogoś, kto zbliżał się od strony ostatnich promieni, dodając do nich... nieee, nie blasku – mroku w pełnej okazałości..! Nauczyciel równie znienawidzony przez serce wampira, co sam Dumbledore. I ten nauczyciel przyniósł ze sobą trochę barw od tego ślicznego promienia, który odbił swoje kolory na ścianach pozbawionych ram i poleciał prosto w twoim kierunku, przelatując tuż obok ramienia Aberaciusa – aj, aj, a gdyby tak nie trafił..? Ale trafił. Oko nie zawiodło wilkołaka, tak jak i ręka nie zawiodła Krukona, który odpowiedział przeciągnięciem magicznego patyczka w powietrzu, aby wyczarować przed sobą tarczę – siła zaklęcia zmusiła go do cofnięcia się o krok, jednak nie uczyniła żadnej krzywdy.
Wampir uśmiechnął się, niemalże miło!, przesuwając się w bok niczym pijany – jego oczy przesunęły się znów na twarz Puchona, to spowrotem, na nauczyciela, bardzo powoli, bardzo wyważenie...
- Prawie zapomniałem... że w Hogwarcie nie wolno się bawić... - Zauważył, najwyraźniej bardzo rozbawiony – tymi słowami albo myślami, które przesunęły się pod pozlepianymi kosmykami czarnych włosów – i ruszył do przodu. - Kiepsko pan wygląda, panie Ichimaru, czyżby koszmary po tym, jak prawie zamordował pan grupkę uczniów? - Nie, nie odpuszczaj, trzymaj ich tutaj... chociaż instynkt mówił, że powinieneś się wynosić – zabawy z uczniami – zabawami z uczniami, ale z nauczycielem... możesz wylecieć. Wiedziałeś, że możesz wylecieć, chociaż... tutaj żadnego dowodu nie było. Wszak nic Aberaciusowi nie zrobiłeś..! Oto stoi – troszkę poobijany przez ramy i pokurzony, ale cały i zdrowy!
1. Rzut za Liadona
2. Rzut za swoje Protego
Uwaga od Admina: Liadon - radzę zajrzeć do Systemu Fasolkowego i zrobić Kartę Rozwoju Postaci, lub będę wyciągał konsekwencje z każdego użytego czaru jako niepoprawne.
- Mistrz Gry
Re: Puste ramy
Sob Mar 07, 2015 1:11 am
The member 'Sahir Nailah' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 6, 3, 5, 2
'Pojedynek' :
Result : 6, 3, 5, 2
- Aberacius Lovegood
Re: Puste ramy
Sob Mar 07, 2015 7:20 pm
Wiedział, że to nie dobiegnie końca. Ból mu na to wskazywał. Ktoś umierający nie czuje go w ten sposób. Nie, nie wiedział na jaki ból może czuć osoba na granicy śmierci, ale na pewno nie był on takim. Ten ból... On był inny... Był... Przyjemny.
Otwarta została w nim inna natura. Trzecie oko, które nie umiało zamknąć się całkiem na otaczający go świat. I na granicy śmierci, życia i świadomości, kiedy każdy zmysł działał w swoją stronę, ale niezawodnie zrozumiał, że wciągnięty został w sytuację, której już nie będzie mógł się wyprzeć. Nie będzie mógł więcej tylko wisieć na słodkim nieboskłonie i dawać ciepłej radości, nie poddając się złu, które ich otaczało.
I zaczął się zmieniać, gdzieś głęboko w środku. Oto Słońce zeszło na ziemię, stanęło na jednym z czarno-białych pól i zaczęło przybierać nowy, inny kształt. Wszystko za sprawą jednego Czarnego Gońca.
Jednak wraz z nowym uczuciem przynależności do otaczającego zła pojawiło się coś jeszcze, na co Czerń tak długo czekała. To był strach. Neofobia objęła jego umysł. Tak na chwilę.
Każde słowo wciskało się do jego umysłu, coraz głębiej się w nim gnieżdżąc. Nie gasiły światła, a sprowadzały je na ziemię siłą grawitacji tak wielką, że nie umiał się opierać. W tej chwili także nie mógł już tego nawet chcieć. Bo odchodził. Nie, nie z tego świata, on się jego tak łatwo nie pozbędzie. Zwłaszcza nie teraz, kiedy wiedział dużo i nie odpuści tak łatwo. Nie.
Morderstwa na uczniach. Wampir w szkole... Nauczyciel... Wszystko łączył.
I odszedł od przytomności z lekkim uśmiechem na twarzy, z ciałem skatowanym silnym, cholernie ludzkim bólem.
Otwarta została w nim inna natura. Trzecie oko, które nie umiało zamknąć się całkiem na otaczający go świat. I na granicy śmierci, życia i świadomości, kiedy każdy zmysł działał w swoją stronę, ale niezawodnie zrozumiał, że wciągnięty został w sytuację, której już nie będzie mógł się wyprzeć. Nie będzie mógł więcej tylko wisieć na słodkim nieboskłonie i dawać ciepłej radości, nie poddając się złu, które ich otaczało.
I zaczął się zmieniać, gdzieś głęboko w środku. Oto Słońce zeszło na ziemię, stanęło na jednym z czarno-białych pól i zaczęło przybierać nowy, inny kształt. Wszystko za sprawą jednego Czarnego Gońca.
Jednak wraz z nowym uczuciem przynależności do otaczającego zła pojawiło się coś jeszcze, na co Czerń tak długo czekała. To był strach. Neofobia objęła jego umysł. Tak na chwilę.
Każde słowo wciskało się do jego umysłu, coraz głębiej się w nim gnieżdżąc. Nie gasiły światła, a sprowadzały je na ziemię siłą grawitacji tak wielką, że nie umiał się opierać. W tej chwili także nie mógł już tego nawet chcieć. Bo odchodził. Nie, nie z tego świata, on się jego tak łatwo nie pozbędzie. Zwłaszcza nie teraz, kiedy wiedział dużo i nie odpuści tak łatwo. Nie.
Morderstwa na uczniach. Wampir w szkole... Nauczyciel... Wszystko łączył.
I odszedł od przytomności z lekkim uśmiechem na twarzy, z ciałem skatowanym silnym, cholernie ludzkim bólem.
- Liadon Ichimaru
Re: Puste ramy
Sob Mar 07, 2015 8:17 pm
Liadon zmrużył brwi mierząc Krukona. Szczeniaki zdecydowanie za dużo uczyły się na lekcjach. Najgorsze że zazwyczaj najwięcej wyciągali Ci, którzy nie powinni w ogóle się tu znajdywać. Sahir był wampirem, do których rosły mężczyzna zawsze pałał niechęcią. Ten jednak miał możliwości tutaj być, miał możliwość bycia nieszkodliwym. Był jednak zbyt butny, bądź głupi by się na to zgodzić. Zaczął iść w kierunku dwójki uczniów, wciąż kierując czubek różdżki w stronę Krukona. Wiadomo Liadon nie był święty. Wiele miał za uszami, nawet w szkole. Już wtedy bywały sytuacje z których ludzie wychodzili ledwo żywi. To nie była jednak jego decyzja, każdej pełni od zawsze działo się to samo. To zaś co działo się poza szkołą. Zanurzał dłonie w krwi częściej niż można by to uznać za normalne, ale żałował tego. Żałował swego gniewu. Mięśnie twarzy naprężyły się gdy Krukon rzucił mu oskarżenie.
-Nie wiem co insynuujesz... Ale jeśli tak bardzo chcesz się bawić to też dołączę do tej gry.
Instynkt mógł mieć rację. Zabawy z uczniami były jednym, ale zabawy z nauczycielami nie mogły wyjść na dobre. Splątane jasne włosy kontrastowały z intensywnie zielonymi oczyma utkwionymi w pijawce. Wydawać się mogło, że postać Liadona rośnie z każdym zbliżającym się krokiem. Nie nie wydawało się, szaty opięły go zdecydowanie mocniej a w oczach wyraźnie błyskała dzikość. Na chodzące trupy najlepiej zastosować straty sprawdzony sposób. Rozerwać je kawałek po kawałeczku. Z całej postawy nauczyciela dobrze wiedziałeś, że nie zadawałby pytań, nie kłopotałby się z wyrzuceniem Cię ze szkoły.
-Co masz mi do powiedzenia?- Warknął.
-Nie wiem co insynuujesz... Ale jeśli tak bardzo chcesz się bawić to też dołączę do tej gry.
Instynkt mógł mieć rację. Zabawy z uczniami były jednym, ale zabawy z nauczycielami nie mogły wyjść na dobre. Splątane jasne włosy kontrastowały z intensywnie zielonymi oczyma utkwionymi w pijawce. Wydawać się mogło, że postać Liadona rośnie z każdym zbliżającym się krokiem. Nie nie wydawało się, szaty opięły go zdecydowanie mocniej a w oczach wyraźnie błyskała dzikość. Na chodzące trupy najlepiej zastosować straty sprawdzony sposób. Rozerwać je kawałek po kawałeczku. Z całej postawy nauczyciela dobrze wiedziałeś, że nie zadawałby pytań, nie kłopotałby się z wyrzuceniem Cię ze szkoły.
-Co masz mi do powiedzenia?- Warknął.
- Sahir Nailah
Re: Puste ramy
Sob Mar 07, 2015 8:29 pm
Kiedyś już mu to zresztą powiedziałeś... I Nailah dokładnie wszystkie te słowa pamiętał. Zaoferowałeś, że jeśli będzie chciał skończyć ze swoim życiem, choć mówiłeś, że każde winno się szanować, to mu pomożesz, tak jak i obiecałeś, że zakończysz jego żywot, jeśli zacznie stanowić zagrożenie dla tej szkoły - wiesz, z tego wszystkiego wyciągnął wiele wniosków, między innymi to, jak wiele klapek zakładał na swoje oczy - nie mogliście się nigdy dogadać, ponieważ on chodził swoimi torami, wolny Kocur, co skakał po płotkach, a ty stąpałeś po ziemi i wybierałeś ścieżki zgoła odmienne - niewiele się od siebie różnicie w gruncie rzeczy, by zaraz stwierdzić, że jesteście kompletnie inni i nie można by was zamknąć w jednym pokoju, bo pozabijalibyście siebie wzajem. Bardzo wiele się zmieniło w szkole, Liadonie, ale czy ty w ogóle zdajesz sobie z tego sprawę? Ten Krukon był do odratowania, był gotowy popełnić samobójstwo, żeby nie krzywdzić innych - ach, kiedyż to było, kiedyż to było..! Całe lata świetlne temu - i zgoła nieprawda z aktualnego punktu siedzenia. Teraz był tylko ten dziwny uśmiech na jego wargach, kompletnie bez emocjonalny i kroki, wyjątkowo głośne jak na wampirze sposobności i twoje kroki - zbliżacie się do siebie, podczas gdy Aberacius się wycofuje, powoli, powolutku - tak, Słoneczko, uciekaj stąd - zbliżasz się coraz bardziej do brudnego, nędznego padołu, a najgorsze jest to, że Czarny Kot zaciągnął Cię na swoją stronę - bo wiesz, żaden Kocur nie zje od razu myszy, którą upolował. Częstokroć nawet wypuści ją wolno, wiesz, czemu? Dla samej satysfakcji i emocji, jakie dają polowania.
- Naturalnie, proszę mi wybaczyć. - Nailah lekko, sztywno się pokłonił, chowając różdżkę za pazuchę, nie spuszczając oczu z profesora. - Jedynie prośba ucznia, by zaopiekował się pan rannym kolegom z klasy... zdaje się, że ma anemię, omdlał niespodziewanie. - Sylwetka Aberaciusa osunęła się sama, gdzieś tam na krańcach korytarza - a czyż nie obowiązkiem nauczycielskim było zaopiekowanie się takim uczniem? - Profesorze Ichimaru. - Skinął głową, kiedy już niemal zrównał się z sylwetką dorosłego... by minąć go bez zająknięcia i ruszyć w swoją drogę.
Stójcie.
To idzie burza.
[z/t]
- Naturalnie, proszę mi wybaczyć. - Nailah lekko, sztywno się pokłonił, chowając różdżkę za pazuchę, nie spuszczając oczu z profesora. - Jedynie prośba ucznia, by zaopiekował się pan rannym kolegom z klasy... zdaje się, że ma anemię, omdlał niespodziewanie. - Sylwetka Aberaciusa osunęła się sama, gdzieś tam na krańcach korytarza - a czyż nie obowiązkiem nauczycielskim było zaopiekowanie się takim uczniem? - Profesorze Ichimaru. - Skinął głową, kiedy już niemal zrównał się z sylwetką dorosłego... by minąć go bez zająknięcia i ruszyć w swoją drogę.
Stójcie.
To idzie burza.
[z/t]
- Liadon Ichimaru
Re: Puste ramy
Sob Mar 07, 2015 9:00 pm
Profesor mrużył wciąż oczy odprowadzając wzrokiem Krukona. Krew wciąż tętniła mu w uszach i musiał wziąć kilka głębszych wdechów by uspokoić się. Tak długo się już od wszystkiego odcinał, że teraz nawet najmniejsza konfrontacja wyprowadzała go z równowagi. Odetchnął głęboko spoglądając na puchon leżącego na ziemi. Kucnął nad nim przekręcają jego głowę i szukając śladów zębów. Nic takiego nie znalazł, chyba więc trafił tutaj w odpowiednim momencie. Odetchnął raz jeszcze kierując różdżkę w jego piersi szepcząc kilka dobrze dobranych słów. Strumień światła uderzył chłopaka cucąc go.
-Wszystko w porządku?
-Wszystko w porządku?
- Aberacius Lovegood
Re: Puste ramy
Wto Mar 10, 2015 9:28 pm
Przez chwilę jego świat ograniczył się do kryjącej za powiekami ciemności. Jego dotąd dość niewinne postrzeganie wszystkiego wokół, mimo iż ostrożne, teraz jakoś zostało złamane. Wszystko za sprawą wiedzy. Wiedza czasami jest zgubna. Często lepiej jest udawać, że się nic nie wie... Że niczego się nie dochodzi. Jednak teraz brutalnie został wciągnięty w jakąś sprawę. Nie mógł sobie tego odpuścić. Nie był aż tak arogancki... Nigdy nie był tak głupi za jakiego go mieli. On po prostu lubił być głupi.
Zaklęcie przywróciło go do życia na nowo, trochę wbrew jego woli. Wolał przespać to wszystko, być nieświadomym. Za dużo słów, których usłyszeć nie chciał, za dużo wiadomości, o których nie chciał wiedzieć... To było dla niego za dużo.
A mimo to otworzył oczy niemrawo, spojrzał prosto w twarz nauczyciela transmutacji. Jego oczy od razu zdradzały wszystkie uczucia, tak nieprzyzwyczajone do ich chowania.
Chciał coś powiedzieć, ale słowa zastygły mu w gardle. Nic nie mógł z siebie wydusić. Był blady jak ściana...
Zaklęcie przywróciło go do życia na nowo, trochę wbrew jego woli. Wolał przespać to wszystko, być nieświadomym. Za dużo słów, których usłyszeć nie chciał, za dużo wiadomości, o których nie chciał wiedzieć... To było dla niego za dużo.
A mimo to otworzył oczy niemrawo, spojrzał prosto w twarz nauczyciela transmutacji. Jego oczy od razu zdradzały wszystkie uczucia, tak nieprzyzwyczajone do ich chowania.
Chciał coś powiedzieć, ale słowa zastygły mu w gardle. Nic nie mógł z siebie wydusić. Był blady jak ściana...
- Liadon Ichimaru
Re: Puste ramy
Czw Mar 12, 2015 11:44 am
Liadona nie bardzo interesowało czego sobie życzył uczeń. Właściwie to nawet w ogóle go to nie interesowało. Jednakże wcale nie był zadowolony spoglądając w twarz ocuconego chłopaka. Wydawało się, że nie był skończonym kretynem i potrafił dodać do siebie te strzępy informacji. Z jego oczu przemawiało zrozumienie, bynajmniej tak się mogło wydawać. Co jednak takiego Aberacius tutaj odkrył.
-Spokojnie,-Powiedział wyblakłym głosem. Pomagając mu usiąść pod ścianą. Zanim postanowi o z nim zrobić, chciał sprawdzić czy nie ma jakiegoś poważnego zagrożenia dla chłopaka.
-Wszystko w porządku? Co się stało?- Miał nadzieję usłyszeć jak najwięcej.
-Spokojnie,-Powiedział wyblakłym głosem. Pomagając mu usiąść pod ścianą. Zanim postanowi o z nim zrobić, chciał sprawdzić czy nie ma jakiegoś poważnego zagrożenia dla chłopaka.
-Wszystko w porządku? Co się stało?- Miał nadzieję usłyszeć jak najwięcej.
- Aberacius Lovegood
Re: Puste ramy
Wto Mar 17, 2015 9:43 pm
Czuł strach. Tak, usłyszał to, co mówił pan Nailah, o tym, że nauczyciel jest wilkołakiem. Do tego został zaatakowany przez wampira... WAMPIRA. Jak mógł nadal udawać, że jest idiotą?!
W jego głowie działo się zbyt wiele, zbyt wiele uświadamiania na raz. Ciągle czaiło się na niego niebezpieczeństwo, ciągle coś działo się tuż przy jego oczach. Rozpoczął coś, czego nigdy nie chciał być częścią.
Usiadł niepewnie, niemrawo. Czuł, że nie jest w najlepszej formie. Ba, w ogóle nie był w formie.
Nie chciał mówić nic. Naprawdę nic.
- Po prostu... Przechodziłem. - i tyle. Czy nauczyciela to zadowoli? Nie wiedział. Ale jego wzrok teraz przeszedł na ścianę przed nim. Czuł się po prostu źle...
W jego głowie działo się zbyt wiele, zbyt wiele uświadamiania na raz. Ciągle czaiło się na niego niebezpieczeństwo, ciągle coś działo się tuż przy jego oczach. Rozpoczął coś, czego nigdy nie chciał być częścią.
Usiadł niepewnie, niemrawo. Czuł, że nie jest w najlepszej formie. Ba, w ogóle nie był w formie.
Nie chciał mówić nic. Naprawdę nic.
- Po prostu... Przechodziłem. - i tyle. Czy nauczyciela to zadowoli? Nie wiedział. Ale jego wzrok teraz przeszedł na ścianę przed nim. Czuł się po prostu źle...
- Liadon Ichimaru
Re: Puste ramy
Sob Kwi 04, 2015 9:32 pm
Liadon przyglądał się chwilę uczniowi intensywnie. Mimo tego że młody unikał jego spojrzenia mógł czuć niemal fizyczny ciężar oczu nauczyciela. Głębokie, zielone, dzikie zdawały się przewiercać go na wylot. Nie mógł jednak, a może po prostu nie chciał zmuszać ucznia do mówienia. Odetchnął głęboko.
-Dobra idziemy do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey na pewno postawi Cię na nogi.
Powiedział prostując się. Skoro uczeń był przytomny to chyba nie musiał go sprowadzać magią na parter. Z drugiej strony nie wyglądał jakby mógł wstać a co dopiero chodzić po schodach.
-No to dawaj.- Mruknął w jednym momencie schylając się, a w drugim podnosząc chłopaka w ramionach. Nie był wymarzoną księżniczką, ale i Liadon nie był wymarzonym księciem. Trochę dawało od niego alkoholem. Mimo to wyglądał jakby z łatwością uniósł ucznia z którym ruszył do skrzydła szpitalnego.
[z/t dla obu]
-Dobra idziemy do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey na pewno postawi Cię na nogi.
Powiedział prostując się. Skoro uczeń był przytomny to chyba nie musiał go sprowadzać magią na parter. Z drugiej strony nie wyglądał jakby mógł wstać a co dopiero chodzić po schodach.
-No to dawaj.- Mruknął w jednym momencie schylając się, a w drugim podnosząc chłopaka w ramionach. Nie był wymarzoną księżniczką, ale i Liadon nie był wymarzonym księciem. Trochę dawało od niego alkoholem. Mimo to wyglądał jakby z łatwością uniósł ucznia z którym ruszył do skrzydła szpitalnego.
[z/t dla obu]
- Blaise Rain
Re: Puste ramy
Pią Kwi 24, 2015 3:51 pm
Krok za krokiem – schodzę w dół, nie da się zaprzeczyć – stopień za stopniem, stopień za stopniem – zgrozo, długo jeszcze będę tak schodził? Liczę każdy krok, niezbyt zainteresowany mijającymi mnie uczniami, przynajmniej nie w tym konkretnym momencie, o wiele ciekawsze było liczenie samo w sobie, szeptanie w umyśle kolejnych liczb, które nabierały namacalnego znaczenia upadku samego w sobie – to było pociągające, to było niezwykle... pouczające. Pokazywało na to, że nie ważne, jak bardzo przeciągamy w czasie nasz niż, w który czy to dobrowolnie się udawaliśmy, czy też zostawaliśmy spychani, zawsze i tak na końcu czeka wszystkich to samo – parter... Gdyby tak przyjrzeć się niektórym uczniom, którzy przemykali pomiędzy tymi korytarzami, starając się nie pogubić w swojej codzienności, której nadawali sensu – w każdym zobaczylibyśmy tą oznakę... upadku. Niezwykle ciekawa rzecz! Bardzo banalna, moim zdaniem, wbrew wszystkim twierdzeniom o wielkim tragizmie rzeczy... chociaż jedno z drugim wcale nie musiało się wykluczać – chyba jeszcze nie znalazłem w tym złotego środku, nawet jeśli zawsze sam wolałem się poruszać po prostej linii, niż konkretnie opowiadać się za którąś ze stron.
Zatrzymanie.
Zatrzymałem się i uniosłem głowę, przytrzymują ramię torby na barku, która zaczęła się zsuwać z czarnej koszuli z godłem Slytherinu na piersi – a zatrzymałem się po to, żeby wzrok skierować na korytarz zakończony ślepą uliczką – mało osób tutaj przebywało, nic dziwnego, od natłoku kurzu można się było zazwyczaj udusić, a to nie należało najpewniej do najprzyjemniejszych śmierci – tak więc, korytarz, w którym zawsze rządziły cienie i bezruch, nagle ruchu był pełen! Parę skrzatów krzątało się, czyszcząc podłogę, ściany, zbierając i naprawiając leżące na ziemi ramy – ciekawe, bardzo ciekawe, co je tak nagle wzięło na porządkowanie tego zadupia... Zresztą – co mnie w sumie to interesowało – sprzątanie było ich pieprzonym obowiązkiem, więc zamiast się lenić – sprzątały, wydawało się to tak cholernie logiczne, że aż pożałowanie brało nad tym, że w ogóle nad tematem przystanąłem. Dzisiejsze rozkojarzenie doprowadzi mnie do jakichś głupot, doprawdy...
Zatrzymanie.
Zatrzymałem się i uniosłem głowę, przytrzymują ramię torby na barku, która zaczęła się zsuwać z czarnej koszuli z godłem Slytherinu na piersi – a zatrzymałem się po to, żeby wzrok skierować na korytarz zakończony ślepą uliczką – mało osób tutaj przebywało, nic dziwnego, od natłoku kurzu można się było zazwyczaj udusić, a to nie należało najpewniej do najprzyjemniejszych śmierci – tak więc, korytarz, w którym zawsze rządziły cienie i bezruch, nagle ruchu był pełen! Parę skrzatów krzątało się, czyszcząc podłogę, ściany, zbierając i naprawiając leżące na ziemi ramy – ciekawe, bardzo ciekawe, co je tak nagle wzięło na porządkowanie tego zadupia... Zresztą – co mnie w sumie to interesowało – sprzątanie było ich pieprzonym obowiązkiem, więc zamiast się lenić – sprzątały, wydawało się to tak cholernie logiczne, że aż pożałowanie brało nad tym, że w ogóle nad tematem przystanąłem. Dzisiejsze rozkojarzenie doprowadzi mnie do jakichś głupot, doprawdy...
- Tsubaki Kurone
Re: Puste ramy
Pią Kwi 24, 2015 4:14 pm
Spadała tak z tej wieży, w końcu nie miała co robić! Lubiła powoli spadać z dużych wysokości. Latała na wietrze zupełnie jak kwiat wiśni, które kochała tak bardzo jak spadanie. Raz lewo, raz prawo, teraz góra i dół i wkoło wieży! Fajnei jest umieć latać, można wyprawiać przeróżne rzeczy w powietrzu! Od skomplikowanych manewrów po zwykłe spadanie. W końcu jednak trzeba się zatrzymać - wylądować. Tylko gdzie?
Dostała zaproszenie do Slytherin, jednak nie była jeszcze gotowa, te ściany mają za dużo złych wspomnień... Czemu nie wylądować w przypadkowym miejscu? Parter? Nie, za nisko! Może nieco wyżej? Może tak czwarte piętro? Kuszące... Albo Piąte? Nie... Trzecie? Nie... Drugie! Nope! Wylądowała ostatecznie na czwartym. Dosłownie wpadła przez ścianę.
Taki manewr jest dosyć ryzykowny, w końcu nigdy nie wiadomo na kogo wpadniesz! Raz trafiła na jakąś nauczycielkę, która prawie zawału dostała! Co cóż... W sumie to dużo osób uważa, ze duchy są od straszenia! Oczywiście to bujdy - Kuro nie lubi straszyć ludzi, woli się z nimi bawić, rozpraszać, a nawet denerwować! Nie straszyć!
A więc wpadła tak przez tą ścianę i wpadła na jakiegoś kolesia mianowicie był to Blaise Rain, ale ona jeszcze o tym nie wiedziała. Myślała z początku że to kobieta, bo długie włosy. W końcu u niej w Japonii praktycznie żaden facet nie miał długich włosów - nie wiadomo czemu, ale nie wpadała na takich ludzi.
Kiedy przez niego dosłownie przeleciała, to gwałtownie się zatrzymała.
- Gomen'nasai - Ukłoniła się. Popatrzyła na niego i szybko się poprawiła.
- Znaczy sorry! Nie chciałam! - Podniosła się i uśmiechnęła do niego. Bałą się trochę, że mówi do nauczyciela, dlatego zachowała się tak... Oficjalnie. Kiedy zobaczyła logo Slytherin i młodą twarz chłopaka, postanowiła się poprawić, nie lubiła zachowywać się tak w stosunku do uczniów.
Dostała zaproszenie do Slytherin, jednak nie była jeszcze gotowa, te ściany mają za dużo złych wspomnień... Czemu nie wylądować w przypadkowym miejscu? Parter? Nie, za nisko! Może nieco wyżej? Może tak czwarte piętro? Kuszące... Albo Piąte? Nie... Trzecie? Nie... Drugie! Nope! Wylądowała ostatecznie na czwartym. Dosłownie wpadła przez ścianę.
Taki manewr jest dosyć ryzykowny, w końcu nigdy nie wiadomo na kogo wpadniesz! Raz trafiła na jakąś nauczycielkę, która prawie zawału dostała! Co cóż... W sumie to dużo osób uważa, ze duchy są od straszenia! Oczywiście to bujdy - Kuro nie lubi straszyć ludzi, woli się z nimi bawić, rozpraszać, a nawet denerwować! Nie straszyć!
A więc wpadła tak przez tą ścianę i wpadła na jakiegoś kolesia mianowicie był to Blaise Rain, ale ona jeszcze o tym nie wiedziała. Myślała z początku że to kobieta, bo długie włosy. W końcu u niej w Japonii praktycznie żaden facet nie miał długich włosów - nie wiadomo czemu, ale nie wpadała na takich ludzi.
Kiedy przez niego dosłownie przeleciała, to gwałtownie się zatrzymała.
- Gomen'nasai - Ukłoniła się. Popatrzyła na niego i szybko się poprawiła.
- Znaczy sorry! Nie chciałam! - Podniosła się i uśmiechnęła do niego. Bałą się trochę, że mówi do nauczyciela, dlatego zachowała się tak... Oficjalnie. Kiedy zobaczyła logo Slytherin i młodą twarz chłopaka, postanowiła się poprawić, nie lubiła zachowywać się tak w stosunku do uczniów.
- Blaise Rain
Re: Puste ramy
Pią Kwi 24, 2015 4:34 pm
Spadanie... dopełnia tego, czego brakuje w powolnym zbliżaniu się do rozkosznego parteru, który mogę nazwać Piekłem w moim prywatnym wymiarze sądzeń i porównań oraz samych wierzeń co do tego, dokąd prowadzi generalnie życie – bo przecież wiadomo, że do śmierci, czyż nie? Wszyscy tak bardzo się starają, wszyscy tak bardzo chcą w coś wierzyć, poznawać, zawierać znajomości – no dobrze, niech tak się dzieje, niech wykorzystują wszystkie minuty swojego życia – nigdy nie wiadomo, kiedy może przytrafić się tragedia taka, jak ta na błoniach, czy też taka... która spotkała młodziutką Tsubaki Kurone – nadal ją pamiętał, trudno nie pamiętać o kimś, kto zmarł ledwo dwa lata temu w tragicznym wypadku – tragicznym o tyle, że przecież nie powinien mieć miejsca w świecie magicznym, przecież każdy miał różdżkę, przecież każdy mógł się ratować, tyle było zaklęć... ona takiej szansy nie dostała. Nie miała wtedy różdżki. Aczkolwiek, szczerze powiedziawszy, ileż można opłaiwać zmarłych? Dziewczę przeminęło, przeminęły plotki, nie szeptano już o nieszczęśliwym wypadku (lub morderstwu, jak wiadomo, dzieciaki kochają wymyślać różne teorie), może to i dobrze, zważywszy na to, iż jej dusza nie mogła pogodzić się z utratą czegoś tak istotnego, "najpiękniejszego" daru zwanego "życiem"... tym nie mniej nie oznaczało to, że spodziewałem się ją tutaj spotkać.
Jednak wszystko po kolei.
Skrzaty, sprzątanie, bałagan, doprowadzanie wszystkiego do porządku – odczuwacie ten bezsens? Niedługo znowu wszyscy zapomną o tym zalążku zamku i znów okryje go taka sama ilość kurzu, taka sama ilość brudu zagarnianego pod dywan (nie żebym dostrzegał w tym zaułku dywan, nie mam halucynacji...) - więc po co tak się nadwyrężać? Nie bierzcie mnie za lepszego od tych wszystkich plotkarzy zalęgniętych po kątach szkoły – jestem dokładnie taki sam, kocham wytwarzać nowe teorie i wybierać spośród wszystkich możliwości te najbardziej nieprawdopodobne – tak, mam wybujałą wyobraźnię, szkoda tylko, że nie mam zbyt wielkiego talentu do wylewania jej na papier w postaci choćby rysunków... albo i dobrze – jeszcze bym kogoś wystraszył tym, co czai się pod moją czaszką... o ile cokolwiek się tam czai, że tak popiszę się samokrytycyzmem.
Tak i Blaise Rain znieruchomiał kompletnie, naprężając mięśnie i szeroko otwierając wpatrzone w skrzaty oczy – nieprzyjemne uczucie przenikania przez niego duszy obezwładniło go na krótki (albo i nawet dłuższy?) moment, nie pozwalając nawet odwrócić wzroku, by rozglądnąć się za sprawcą, zakładając, iż jeszcze tutaj był, a nie wywędrował gdzieś dalej, mając za nic fakt, że dla istot żyjących kotankt z istotą niematerialną jest cholernie nieprzyjemny... Jednak ta, która go nawiedziła, nie kazała siebie samej szukać, nie kazała na siebie czekać – zaraz usłyszałeś głos, który znałeś – nie, nie, nie znał jej bezpośrednio, nigdy nie był z nią na "ty", nigdy nie mówił do niej nawet "cześć" – tym nie mniej trudno, naprawdę trudno nie kojarzyć tej niewiasty z wyżej już wspomnianych powodów... i choćby z tego, że po Hogwarcie raczej wielu Azjatów się nie kręciło..? Taki tam maleńki szczególik... Już nawet nie ważne, że nie zrozumiałeś tego jej krótkiego, miękkiego słówka, które wprawiło cię w niepewność, czy ona właśnie nie wyzwała cię od kurw – ale sądząc po jej intonacji chyba tak nie było... CHYBA...
- Noszzz... - Wyrwało ci się warknięcie, kiedy po kolejnym wzdrygnięciu się powiodłeś wreszcie wzrokiem za jednostką temu winną, duszą przekleństwo w gardle. - Weź uważaj może na następny raz, co? - Ze zdenerwowaniem przeciągnąłeś dłonią po koszuli, chociaż dobrze wiedziałeś, że to nie pomoże ci ściągnąć z siebie przeciwnego uczucia, jakie w sumie spotkało cię po raz pierwszy – już rozumiałeś, dlaczego większość uczniów woli nie rozmawiać z duchami – by, między innymi, uniknąć ewentualnego, bezpośredniego kontaktu przyprawiającego o ciarki. - Porządnie nie umiałaś umrzeć, więc teraz nawet porządnie nie potrafisz latać? - Uniósł na nią spojrzenie jasnych, przenikliwych, oliwkowych oczu
Jednak wszystko po kolei.
Skrzaty, sprzątanie, bałagan, doprowadzanie wszystkiego do porządku – odczuwacie ten bezsens? Niedługo znowu wszyscy zapomną o tym zalążku zamku i znów okryje go taka sama ilość kurzu, taka sama ilość brudu zagarnianego pod dywan (nie żebym dostrzegał w tym zaułku dywan, nie mam halucynacji...) - więc po co tak się nadwyrężać? Nie bierzcie mnie za lepszego od tych wszystkich plotkarzy zalęgniętych po kątach szkoły – jestem dokładnie taki sam, kocham wytwarzać nowe teorie i wybierać spośród wszystkich możliwości te najbardziej nieprawdopodobne – tak, mam wybujałą wyobraźnię, szkoda tylko, że nie mam zbyt wielkiego talentu do wylewania jej na papier w postaci choćby rysunków... albo i dobrze – jeszcze bym kogoś wystraszył tym, co czai się pod moją czaszką... o ile cokolwiek się tam czai, że tak popiszę się samokrytycyzmem.
Tak i Blaise Rain znieruchomiał kompletnie, naprężając mięśnie i szeroko otwierając wpatrzone w skrzaty oczy – nieprzyjemne uczucie przenikania przez niego duszy obezwładniło go na krótki (albo i nawet dłuższy?) moment, nie pozwalając nawet odwrócić wzroku, by rozglądnąć się za sprawcą, zakładając, iż jeszcze tutaj był, a nie wywędrował gdzieś dalej, mając za nic fakt, że dla istot żyjących kotankt z istotą niematerialną jest cholernie nieprzyjemny... Jednak ta, która go nawiedziła, nie kazała siebie samej szukać, nie kazała na siebie czekać – zaraz usłyszałeś głos, który znałeś – nie, nie, nie znał jej bezpośrednio, nigdy nie był z nią na "ty", nigdy nie mówił do niej nawet "cześć" – tym nie mniej trudno, naprawdę trudno nie kojarzyć tej niewiasty z wyżej już wspomnianych powodów... i choćby z tego, że po Hogwarcie raczej wielu Azjatów się nie kręciło..? Taki tam maleńki szczególik... Już nawet nie ważne, że nie zrozumiałeś tego jej krótkiego, miękkiego słówka, które wprawiło cię w niepewność, czy ona właśnie nie wyzwała cię od kurw – ale sądząc po jej intonacji chyba tak nie było... CHYBA...
- Noszzz... - Wyrwało ci się warknięcie, kiedy po kolejnym wzdrygnięciu się powiodłeś wreszcie wzrokiem za jednostką temu winną, duszą przekleństwo w gardle. - Weź uważaj może na następny raz, co? - Ze zdenerwowaniem przeciągnąłeś dłonią po koszuli, chociaż dobrze wiedziałeś, że to nie pomoże ci ściągnąć z siebie przeciwnego uczucia, jakie w sumie spotkało cię po raz pierwszy – już rozumiałeś, dlaczego większość uczniów woli nie rozmawiać z duchami – by, między innymi, uniknąć ewentualnego, bezpośredniego kontaktu przyprawiającego o ciarki. - Porządnie nie umiałaś umrzeć, więc teraz nawet porządnie nie potrafisz latać? - Uniósł na nią spojrzenie jasnych, przenikliwych, oliwkowych oczu
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach