- Caesar Brownlow
Re: Gabinet profesor McGonagall
- Witam, Minerwo - Dziarski i uśmiechnięty jak zawsze astronom wślizgnął się do pomieszczenia z godną podziwu gracją, biorąc pod uwagę, że na jego ramieniu spoczywała prawie półtorametrowa jaszczurka, która - jak zawsze - była równie ruchliwa, co obrosły mchem pień. - Mam nadzieję że nie przeszkadzam.
Rzecz jasna kłamał.
Choć plany Caesara na tą pięknie rozpoczętą resztę dnia były wyjątkowo niewinne, bo dotyczyły one wyjaśnienia kilku rzeczy dotyczących natury szlabanów, które to mógł dawać uczniom jako świeżo upieczony nauczyciel (a powiedzmy sobie szczerze - Pan Brownlow nigdy nie był wielkim fanem czytania obszernych regulaminów, za to zasady kar zawarte w regulaminie Hogwartu mogłyby spokojnie wypełnić dwie osobne książki i jeden skromny notes). No, może miał też nadzieje na spędzenie kilku miłych godzin przy herbacie z panią wicedyrektor, może kilku ciastkach, jeśli ta posiadałaby takie na podorędziu, ale na tym jego wyobraźnia się zatrzymywała. Po części dlatego, że nie znał Minerwy na tyle dobrze, żeby móc snuć wiarygodne fantazje na temat dlaczego rozwoju sprawy - a po części dlatego, że bał się zamienienia w stojak na kapelusze.
Tak czy inaczej zawsze wierzył, że najciekawsze momenty ludzkiego życia mają miejsce, gdy ten znajdzie się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwym czasie. I, rzecz jasna, przeżyje.
- Witam też Pana! - Skinął wesoło głowa w kierunku chłopaka, którego widział pierwszy raz w życiu, po czym skrzyżował ręce za plecami i rozejrzał się z zaciekawieniem po gabinecie - ten widział drugi raz, ale przy poprzedniej wizycie był zbyt zajęty obserwowaniem jego właścicielki, żeby skupić się na wystroju wnętrza. - Czyżby szlaban? Nie najgorsze posunięcie na kupienie odrobiny czasu we dwoje, ale doradzę Panu, że są lepsze miejsca do zabrania damy na rozmowę w cztery oczy niż jej własny gabinet. Wielka Sala nocą jest wyjątkowo urokliwa, na dodatek nikt jej nie sprawdza po północy - Rzucił spokojnie, jakby wcale nie rozpoczynał z niepełnoletnim uczniem dyskusji na przynajmniej cztery zakazane tematy, po czym mrugnął do niego wesoło i pogłaskał przysypiającego mu na ramieniu legwana.
- Minerwa McGonagall
Re: Gabinet profesor McGonagall
Kiedy Christian zaczął swoją pierwszą przemowę, westchnęła smutno wiedząc, że to nie skończy się tak łatwo. przegadanie któregokolwiek z Gryfonów zdawało się być nie lada wyzwaniem i Minerwa zastanawiała się, jak długo jeszcze starczy jej na to wszystko sił. W takich momentach marzyła o większej ilości spraw pokroju Mercedes i jej kaczki.
- Ma pan dużo racji w swoich słowach panie Chamber, jednak nie wszystko jest tak łatwe do zorganizowania, jak się może wydawać. - Powiedziała tonem zatroskanym, ale jednak na tyle chłodnym, by wydawał się spokojny. Jedną dłoń położyła na jego ramieniu w geście pocieszenia, które jak uznała, było tutaj potrzebne.
Bardzo dobrze rozumiała wszelkiego rodzaju obawy i wątpliwości, którymi się z nią podzielił. Podejrzewała, że większość uczniów myślała bardzo podobnie. Część na własną rękę zdobywała wiedzę na temat różnych potężnych (i czasem bardzo niebezpiecznych) zaklęć. Czy szkoła nie powinna przejąć nad tym jakiejkolwiek kontroli? Zdecydowanie będzie musiała o tym porozmawiać z Albusem.
Kolejna część ich rozmowy zdawała się dużo przyjemniejsza, choć przecież dotyczyła łamania regulaminu i kary za to wykroczenie odpowiedniej. Uśmiechnęła się pod nosem kręcąc głową z niedowierzaniem. Cóż, młodość rządziła się swoimi prawami, prawda? Cóż mogła na to poradzić?
Wbrew pozorom - dużo. Do jej obowiązków należało pilnowanie porządku i bezpieczeństwa uczniów. Dlatego też, nawet taka wymówka nie mogła zaburzyć jej osądu. A już na pewno nie dlatego, że wychodziła z ust jednego z bliższych jej sercu uczniów.
- Ja wszystko rozumiem panie Chamber. Jednak proszę na przyszłość pamiętać o tym, by nie zapominać o godzinie nocnej. I umawiać się w miejscach, które nie będą wywoływały sytuacje aż tak... Dwuznaczne. - Skończyła pierwszą część wypowiedzi i właśnie miała przejść do zadania, jakie zaplanowała dla Christiana, gdy po sali rozeszło się subtelne pukanie. Jej wzrok od razu skierował się w stronę drzwi. Na Merlina, cóż za dzień! Tylu gości w swoim gabinecie nie miała już od miesięcy.
- Caesarze. - Kiwnęła głową na widok twarzy nowego nauczyciela astronomii. Mieli do tej pory okazję porozmawiać ze sobą tylko kilka razy, wszelkie formalności załatwiał z nim dyrektor. Dopóki miał czas, a teraz... Cóż, większość spraw przyziemnych związanych z funkcjonowaniem szkoły było na jej głowie. I w sumie, nie narzekała na to ani przez chwilę.
No dobrze, może przez jedną drobną sekundę jęczała w duszy nad ilością pracy papierkowej. A potem się za nią zabrała i nie było już czasu na narzekanie.
Z tego względu plany pana profesora na herbatę i ciasteczka mogłyby się ani trochę nie udać. Ogrom pracy, który powoli przerastał Minerwę nie pozwoliłby jej się skupić na chrupaniu herbatniczków i zwykłej pogawędce. Choć zdecydowanie by jej się to przydało, tak dla rozluźnienia.
- Caesarze! - Wykrzyknęła kręcąc przy tym głową. Cóż, zamieniła z nim kilka zdań wcześniej i wiedziała, czego może się po nim spodziewać. Czuła jednak wewnętrzną potrzebę upomnienia go, zwłaszcza, że znajdowali się w towarzystwie ucznia. Odbywającego szlaban.
- W czym mogę ci pomóc? - Zadała pytanie, gdy zdała sobie sprawę z tego, że czas znowu przeciekał jej przez palce. A pan Brownlow musiał mieć jakiś bardzo poważny powód, by do niej zaglądać.
Tak przynajmniej sobie mówiła.
- Christian Chamber
Re: Gabinet profesor McGonagall
Wysłuchał cierpliwie reprymendy od opiekunki domu, choć szczerze mówiąc cała ta lekcja wlatywała mu jednym uchem, a wylatywała drugim. Pani profesor nie mówiła niczego, co byłoby dla Chrisa nowością, ale musiał udawać że jednak z mądrością pilnego studenta analizuje każdy spójnik wypowiedziany przez McGonagall, badając jego znaczenie i wpływ na własne życie.
- Oczywiście pani profesor, postaram się już więcej nie narobić żadnych problemów. - powiedział z udawaną pokorą, celowo dobierając słowa w taki sposób, aby nie brzmiały jak zapewnienie o perfekcyjnym przestrzeganiu regulaminu, ale raczej o pozostaniu niezauważonym w łamaniu kolejnych punktów statutu. Co akurat, biorąc pod uwagę wrodzoną rudość i ciapowatość Chrisa, było zadaniem niezwykle trudnym i wręcz niewykonalnym. Być może powinien zapisać się na kurs prowadzony przez Puchonów o nazwie "Jak pozostać niewidocznym bez peleryny niewidki, Tom 1.".
W międzyczasie drzwi od gabinetu ponownie musiały przepuścić przez swe jestestwo kolejną postać. I to nie byle jaką postać, bo był to ten...no...taki nauczyciel, którego Christian jeszcze nigdy na oczy nie widział, ale słyszał o nim różne ploteczki krążące po szkole.
- Dzień dobry profesorze Brownlow! - również skinął głową w jego kierunku, choć z miejsca się nie podniósł bo nawet nie przyszło mu to do głowy, a kultura tego wymagała. Po wywodzie profesora sam nie był pewny, czy zasady savoir vivre w rozmowie z nim powinny być przestrzegane, czy też nie, głównie przez jego spontaniczność i lekkość ducha. Dla Christiana łatwiejszego było oczywiście olanie wszelkich zasad i tak też postanowił zrobić tym razem, ku nie uciesze Minerwy.
- Oj tak tak, panie profesorze, ale nie miałem tutaj nic do gadania. No i muszę panu przyznać rację, wielka sala jest naprawdę piękna o odpowiedniej porze, ale nie mniej niż błonia po zmroku czy wieże przy rozgwieżdżonym, czystym niebie, czy tam zakazany las... Znaczy tak niektórzy Ślizgoni mówią, wiadomo, że im wszystkim źle z oczu patrzy, nie to żebym ja wiedział o takich sprawach... - tłumaczył się szybko, mając nadzieje że nie zostanie przepytywany o to wszystko bo znowu będzie musiał zmyślać. - A, no i nie polecam panu składziku o tu, obok gabinetu. - dodał jeszcze na koniec aby jakoś odciągnąć uwagę od tego co przed chwilą mówił, zaś gdy usłyszał okrzyk Minerwy odruchowo odsunął głową w przeciwnym do niej kierunku, mrugając przy tym z przerażeniem, jakby co najmniej zatrąbił statek towarowy. Trochę zabolało go ucho po prostu.
- Caesar Brownlow
Re: Gabinet profesor McGonagall
Z drugiej strony - dzięki temu nie poczuł się aż taki stary. Z bocznej perspektywy, jakby nie patrząc, jego zachowanie było bliższe nastolatkowi, niż powoli zaczynającej skwierczeć przy krawędziach Minerwie.
W odpowiedzi na jej pełen dezaprobaty okrzyk tylko zaśmiał się szczerze i wszedł nieco głębiej do gabinetu, jako że nie dostał żadnego sygnału wskazującego na to, że właścicielka pomieszczenia ma cokolwiek przeciw jego obecności.
- Minerwo, proszę. My też kiedyś byliśmy młodzi, na pewno złamałaś za czasów szkolnych chociaż jedną zasadę Hogwartu. A chyba lepiej żeby wiedzieli gdzie mogą łamać zasady bez potrzeby narażania życia i zdrowia prawda? - Wyraźnie zadowolony z siebie poprawił nieco włosy i ostrożnie odstawił Brutusa na wolny stołek. Iguana zamrugała powoli, po czym ułożyła się wygodnie na poduszce i, niczym wykapany kot, zaczęła obserwować zbiorowisko.
Sam Caesar szybko poszedł w jej ślady, ale zamiast rozglądać się nieprzytomnie dookoła skupił spojrzenie na uczniu, który najwyraźniej nie był tutaj w celu przedyskutowania dodatkowej pracy pisemnej z transmutacji.
- Ci Ślizgoni! - Westchnął, teatralnie rozkładając ręce. - Wszędzie ich pełno tam, gdzie nie trzeba. Jakie to szczęście, że pan ma więcej oleju w głowie od nich i nie zbliża się nocami do Zakazanego Lasu! Gdy pracowałem w Ministerstwie, w Wydziale Magicznych Wypadków i Katastrof, pozwolę sobie dodać, widziałem wiele przypadków osób, które myślały że są sprytniejsze od całego świata. Miło mi słyszeć, że nie będę musiał pana dopisać do tej długiej, smutnej listy. Nic nie raduje mojego serca tak, jak młodzież potrafiąca wyobrazić sobie konsekwencje swoich czynów - Tu zawiesił na chwilę głos, dodając więcej siły całemu monologowi godnego desek teatru. - Proszę się o mnie nie bać, zazwyczaj wybieram schowki oddalone od gabinetów najważniejszych osób w szkole. A skoro już mówimy o pięknych kobietach na właściwych pozycjach... - Odwrócił się na pięcie, teraz stając na wprost wicedyrektorki i posłał jej niemalże łobuzerski uśmiech. -Minerwo! Szczerze mówiąc miałem nadzieję na spokojny podwieczorek we dwoje, ale widząc, że jesteś zajęta przejdę do sedna sprawy. Tak się składa, że chciałem zadać ci kilka pytań co do prowadzenia szlabanów i odejmowania punktów za przewinienia. Tekst to jedno, każda szkoła ma wiele niezapisanych zasad dotyczących własnych zwyczajów, a tylko twojemu doświadczeniu mogę z czystym sercem zaufać. A że trafiłem najwyraźniej na idealny moment, czy mogę wam dotrzymać towarzystwa? W ramach pokornego ucznia i przyzwoitki, postaram się nie przeszkadzać. - "Za bardzo" dodał w myślach, kładąc jeden długi palec na ustach, a drugą dłoń na sercu.
Mogło się okazać, że choć plany na randez-vous z McGonagall stanęły pod dużym znakiem zapytania, popołudnie nie okaże się w ostatecznym rozrachunku nudne. W końcu od jego ostatniej wizyty na dywaniku minęło wiele lat, a na dodatek teraz był praktycznie całkowicie bezkarny.
Jeśli dla innych nie brzmiało to kusząco, najwyraźniej świat starzał się szybciej od niego.
- Minerwa McGonagall
Re: Gabinet profesor McGonagall
Nie to, żeby nie uważała go za przystojnego, czy sympatycznego.
Musiała po prostu pilnować tego, co wypadało. Nie trudno jest zgubić po drodze jedną, czy dwie bariery, a potem od plotek huczy w całej szkole. Tego jej jeszcze brakowało! Skandalu z nią w roli głównej. Skandalu, który mógł wcale nie być prawdziwy, jedynie z boku wyglądać nieodpowiednio. Dlatego też, miała zamiar trzymać Caesara na odpowiednio nakreślonym przez nią samą dystansie.
- Mam nadzieję panie Chamber. Nie chciałabym musieć odejmować kolejnych punktów Gryffindorowi. W tym tempie nie tylko przegramy ze Ślizgonami, ale i wszystkimi innymi. A chyba pan tego nie chce tak samo, jak ja. - Dodała z lekkim uśmiechem na ustach. Spodziewała się, że jak każdy Gryfon nie poprzestanie łamania regulaminu. Wiedziała, że jego wrodzona chęć do wpakowania się w kłopoty da o sobie znać w najbliższym czasie. Mimo to wierzyła, że przynajmniej będzie się starał. Bo co jej pozostało? Nie mogła go przywiązać do biurka i pilnować, żeby nic złego nie robił. Musiałaby w ten sposób potraktować wszystkich członków jej domu. A na to zdecydowanie nie starczyłoby miejsca w jej gabinecie!
- Oczywiście, że nigdy nie złamałam regulaminu! - Rzekła odrobinę oburzona. Kto jak kto, ale Minerwa McGonagall zawsze pilnowała zasad i była wzorem dla innych. No, prawie zawsze. Przecież nawet Prefekt Naczelnej mogło się zdarzyć drobne wykroczenie... O czym oczywiście nikt, a zwłaszcza jej uczeń, nie musi wiedzieć!
Całą następną wymianę zdań między nimi postanowiła pozostawić bez komentarza. Jedynie pokręciła głową z dezaprobatą i darowała sobie wtrącanie czegokolwiek. Być może zachowywała się tak, jakby połknęła sztywny kij, jednak ktoś w tej szkole musiał być sztywny. Skoro dyrektor nie był, to ona musiała stać na straży wszystkiego.
- W takim razie idealnie się składa Caesarze. - Powiedziała już całkiem spokojnym, typowym dla siebie głosem. - Rozumiem, że regulamin szkoły znasz, więc nie będę cię w niego zagłębiać. Punkty karne zazwyczaj rozdajemy według własnego uznania za przewinienia w jakikolwiek sposób łamiące zasady szkolne. Szlabany rozdajemy w sytuacjach, gdy uznamy to za niezbędne. Możemy przeprowadzać je osobiście bądź zlecać innym. A rodzaj samego szlabanu... Cóż, zależy tylko i wyłącznie od twojej inwencji twórczej. - Skończyła, po czym odwróciła się do nich na chwilę plecami i podniosła stos papierzysk. Przyniosła je do ławki i położyła przed Christianem.
- No, panie Chamber. Pana dzisiejszym zadaniem będzie posegregowanie tych dokumentów. Proszę je podzielić na dwa stosy - zaakceptowane i odrzucone. - Dodała i uśmiechnęła się serdecznie. Potem podstawiła sobie krzesło, doniosła własne papierki i herbatniczki, które miała w biurku a następnie usiadła.
- Jak podoba ci się praca Caesarze? Z tego, co się orientuję, nie miałeś jeszcze okazji prowadzić żadnych zajęć? - Zapytała, by podtrzymać rozmowę i dłonią wskazała na paczkę ciasteczek dając im znać, że mogą się częstować. Jednym ruchem różdżki wstawiła też wodę na herbatę, cały czas nie odrywając się od wypełnianych dokumentów.
Szlabany u McGonagall nie były jednak tak straszne, jak mogłyby się wydawać.
- Christian Chamber
Re: Gabinet profesor McGonagall
- Oczywiście panie profesorze, las jest zbyt niebezpieczny! Kto by się chciał zapuszczać w te odmęty ciemności, kiedy grasuje tam tyle dziwacznych stworzeń! Może... może nawet smoka tam trzymają, nigdy nic nie wiadomo... - odpowiedział panu Brownlow, korzystając z informacji zebranych z różnych plotek i innych pogłosek, bo sam nie spotkał tam jeszcze żadnej istoty, poza parą świecących w ciemności oczu, choć w zasadzie gdyby uściślić, to było to kilka par, ale jednej istoty. Tak się przynajmniej Christianowi wydawało, bo na dłuższe przyglądanie się nie było czasu, kiedy tajemnicze bestie zaczęły wydawać podejrzanie agresywne dźwięki. Trzeba było po prostu spierniczać jak najdalej!
- Pani profesor! Może mi pani zaufać, ja zapracuję na punkty dla naszego domu tak, że jeszcze będą nas nosić na rękach! - zapewnił z pełnym zaangażowaniem, ale nie miał zielonego pojęcia jak się za to zabrać. Zdobywanie punktów, choć pożądane, przychodziło mu z niemałym trudem i o wiele efektywniej je tracił. Sięgnął po herbatniczek, chcąc przekąsić coś przed oczekiwanym na niego mozolnym zadaniem, ale kiedy usłyszał zestawienie "pięknej kobiety" z "Minerwą", to przez przypadek okruszek wpadł mu nie tam gdzie początkowo miał wpaść. Odwrócił szybko głowę w bok, starając się zwalczyć niekontrolowany atak krztuszenia się, połączony z lekkim rozbawieniem. Na szczęście udało mu się zwyciężyć ten pojedynek i to nawet bez paskudzenia podłogi resztkami ciasteczka.
- Przepraszam, to takie suche było... ten herbatniczek... - rzekł załamującym się głosem i zerknął za jakimś napojem, ale nic takiego nie znalazł. Być może... być może mógłby sobie stworzyć jakiś trunek w kielichu, ale pewnie dostałby ujemne punkty i tyle by było z jego zapewnienia o zwycięstwie Gryfonów. Proszę nie bić pani profesor tego pokornego ucznia!
Wreszcie, bo tylu minutach czekania podczas zabawnej rozmowy otrzymał swoje karne zadanie, wymagające od niego niezwykłej precyzji działania i umiejętności czytania, której nie powstydziłby się żaden przedszkolak. Szkoda tylko, że stos papierzysk był dość pokaźny i segregacja ich zajmie mu najpewniej koło godziny, o ile pani profesor nie trzyma w zanadrzu jeszcze kilku takich arkuszy.
- Proszę sobie nie przeszkadzać, ja tu się zajmę sobą. - puścił niezauważalnie oczko profesorowi, bo już od początku wiedział po co ten szczwany lis tutaj przyszedł! No i był dla Chrisa całkiem miły, pomagając mu w dodatku w ciągnięciu wymyślonej historyjki. Jak można było go nie lubić?
- Caesar Brownlow
Re: Gabinet profesor McGonagall
"Profesor Brownlow nigdy by tego nie zrobił!" Ha!
- Ukrywanie smoka w lesie jest dość kiepskim pomysłem. Wie pan, Panie Chamber - Tu lekko przygładził brew kciukiem, w duchu ciesząc się, że wicedyrektorka użyła nazwiska ucznia - Ogień i drewno znane są z gorących romansów, a gdy ostatnio patrzyłem, mieliśmy jeszcze Zakazany Las, nie Zakazane Pogorzelisko.
Miał wrażenie, że subtelny sarkazm nie marnował się na chłopaka, ale o Gryfonach słyszał wystarczająco wiele historii, by czuć lekką obawę. Stare stereotypy, tak jak miłości, umierają powoli, a on jako Krukon marnotrawny miał okazję poznać naprawdę wiele legend o nielegalnych dokonaniach uczniów Gryffindoru.
Pomówienia to również pewna dziedzina sztuki.
Śmiech chłopaka był był... Może nieco nie na miejscu, ale komentarz, którym postanowił go ozdobić okazał się na tyle czarujący, że mężczyzna postanowił skwitować go tylko lekkim uniesieniem brwi. Zawsze miał słabość do kiczowatego poczucia humoru.
- Proszę się napawać tym uczuciem, Panna McGonagall nie zostawi na panu suchej nitki. - Caesar pokręcił lekko głową i spojrzał na Gryfona spod przymkniętych powiek z miną będącą czymś na zderzeniu niewinnego rozbawienia z niewypowiedzianą groźbą pokroju "pierwszy z trzech dopuszczalnych błędów, młokosom bez doświadczenia nie wypada przerywać poważne podchody dorosłych".
To, że udawał grzecznego pana profesora o niczym jeszcze nie świadczyło. Na tym polegała idea udawania.
- W takim razie, Minerwo, najwyższy czas, żebyś zaczęła! Mogę nawet odjąć Gryffindorowi kilka punktów dla autentycznych doznać! - Mężczyzna zachichotał wesoło, w zastraszającym tempie pozbywając się chłodnego błysku w ciemnych oczach na rzecz radosnej pustki.
Pustka ta szybko przeniosła się z oczodołów do głębszych otchłani czaszki, gdy tylko usłyszał pierwsze słowa monologu Minerwy. Utrzymywał z nią kontakt wzrokowy, dwa razy kiwnął lekko głową z uznaniem i zmarszczył lekko brwi w wyrazie zrozumienia, ale wszystko to było wyćwiczonym manewrem doprowadzanym do perfekcji przez długie lata. Tak naprawdę jego myśli błądziły wciąż dookoła szatyna i tego, czy aby nie przesadził tak szybko przechodząc do, lekkiej bo lekkiej, ale mimo to - ofensywy. Jednak zanim tekturowe pudełko pełne ciasteczek uderzyło o blat, Caesar doszedł do wniosku, że chłopak pewnie i tak nie był by w stanie użyć tego przeciwko niemu, więc równie dobrze mógł sobie wybaczyć to niedopatrzenia.
W ramach nagrody poklepał się mentalnie po ramieniu i sięgnął po herbatnika.
- Jeszcze nie, póki co odświeżam sobie układ szkoły, no i w pocie czoła układam plan zajęć. Jak na razie jest miło, Brutus też wydaje się zadowolony, a zazwyczaj ciężko znosi przeprowadzki.
Wziął na ręce powoli przysypiająca iguanę i usiadł na zajmowanym przez nią dotąd siedzeniu. Gad w pierwszym momencie machnął z oburzeniem łapami, ale posadzenie go na zdecydowanie cieplejszych udach nauczyciela dość szybko poprawiło mu humor.
- A skoro o przeprowadzkach mowa, niedawno skończyłem urządzać gabinet, byłbym zaszczycony, gdybyś zdecydowała się do niego wpaść i osądzić wystrój, moja droga. Nie zaproponuje rozbicia szampana o ścianę, do morza nam dość daleko, a i byłoby to marnotrawstwo świetnego trunku, ale toast na pewno nikomu nie zaszkodzi. Pozwoliłem sobie przywieźć piękne kieliszki z Oxfordu, najlepsza mugolska robota po tej stronie Europy, aż żal używać tylko jednego. A i picie Nyetimber w samotności nie jest czymś, co chciałbym widzieć w swojej najbliższej przyszłości. Co ty na to, Minerwo? - Mężczyzna szczebiotał wesoło, gładząc leniwie bok iguany ponownie układającej się do snu, całkowicie ignorując obecność ucznia.
Miał się sobą zająć, prawda?
- Minerwa McGonagall
Re: Gabinet profesor McGonagall
Znała Caesara dopiero od niedawna i choć sprawiał wrażenie bardzo sympatycznego, kulturalnego mężczyzny cały czas miała się przy nim na baczności. Nie potrzebowała wielu rozmów, by odkryć szczwanego lisa ukrytego za twarzą dojrzałego profesora. To, że był flirciarzem zauważyła prawie od razu - ciężko było się nie zorientować. Nie wiedziała jednak, czego może się po nim spodziewać, gdzie znajdowała się jego granica, o ile jakąś w ogóle posiadał. Tu, w szkole, zdawał się zachowywać odpowiednio, ale mógł to być efekt zaledwie krótkiego czasu i tak zwanego okresu przystosowawczego. Wiedziała też, że Albus miał specyficzny sposób dobierania pracowników, więc mogła oczekiwać dosłownie w s z y s t k i e g o po nowym nauczycielu Astronomii.
- Zapewniam panów, że Zakazany Las choć kryje w sobie wiele niebezpiecznych tajemnic, nie jest aż tak niezwykły, by gościć smoka. - Powiedziała cicho patrząc to na jednego, to na drugiego i kręcąc głową. Nie zwykła wdawać się w tego rodzaju dysputy z uczniami, ale skoro Caesar się wciągnął i ona musiała dodać coś od siebie. I choć może nie powinna (bo wszystko wewnątrz wręcz jej to mówiło), uśmiechnęła się cicho doceniając całkiem trafne i ładnie sformułowane porównanie, jakiego dopuścił się profesor Brownlow.
- Mam nadzieję, panie Chamber. Choć przeczucie mówi mi, że prędzej spotkamy się na kolejnym szlabanie. - Uśmiechnęła się delikatnie, odrobinę ironicznie, a jednak z tym płynącym od niej ciepłem, którego doświadczyć mogło wielu uczniów. Rzadziej zdarzało się to innym nauczycielom, nad których pracą czuwała. Nie było w tym żadnej tajemnicy, że więcej cierpliwości Minerwa miała do uczniaków, niż profesorów. No ale, od dorosłych ludzi wymagało się więcej, prawda? Poza tym, nadrabiała za dyrektora, który lubił pobłażać wszystkim. Jedno z nich musiało być ostrzejsze, choć dobrze wiedziała, że nie tylko to jest ważne. Potrzebny był umiar i miała nadzieję, że wraz z Dumbledorem udaje im się zachować harmonię. Inaczej ta szkoła już dawno zamieniłaby się w pył, prawda?
Złapała się za polik, lekko zażenowana następną sytuacją. Uczeń się dławił, zdecydowanie za bardzo rozbawiony i choć nie do końca rozumiała z czego się tak śmiał, miała wrażenie, że z niej. Zmarszczyła brwi i przeszyła Christiana chcąc skarcić go szybko. Wtem jednak dotarły do niej słowa Caesara i aż musiała zakryć usta dłonią, by nie roześmiać się uczniowi prosto w twarz. Choć dobrze wiedziała, że była to pewnego rodzaju gra, musiała przyznać - mężczyzna zdobywał plusy! Choć nazwania ją panną nie skomentowała, nie czuła potrzeby prostowania sprawy. Bycie wdową nie należało do rzeczy, z którymi się człowiek obnosi. A obrączkę przestała nosić już dawno, nic więc dziwnego, że została wzięta za, jakby nie było, starą pannę - choć nie do końca takie słowa padły z ust Caesara.
- No dobrze panie Chamber, mam nadzieję, że umie pan tak dzielnie pracować nie tylko językiem. Stos na pana czeka. - Dodała krótko i już miała nalać do filiżanek herbatkę, gdy usłyszała kolejne słowa współpracownika i ręka jej się odrobinę omsknęła sprawiając, że czajniczek uderzył o porcelanowy brzeg naczynia.
- Cóż to za głupoty chodzą ci po głowie, Caesarze! - Mruknęła tonem lekko zawiedzionym, choć ledwo dostrzegalny rumieniec na jej policzkach mówił coś zupełnie innego. Zajęła się nalewaniem herbaty, by ukryć zawstydzenie. Gdy odstawiła już czajniczek, postawiła przed wszystkimi filiżanki z herbatą i sięgnęła po ciasteczko.
- To dobrze, że wam się tutaj podoba. - Mówiła cicho, choć zdecydowanym głosem. Spojrzała na Brutusa, który zdawał się być całkiem zadowolony z obecnej sytuacji. Odrobinę bawiła ją ta zależność, relacja, między rosłym mężczyzną a jego jaszczurką. Mimo to, uznała to za plus, bo przecież znaczyło to, że Brownlow naprawdę dobrze się o niego troszczył.
- Gdybyś miał jakieś problemy, wiesz gdzie mnie szukać. Wierzę jednak, że nie będzie to konieczne, nauczanie w Hogwarcie nie jest tak trudne. Chyba, że trafi się na grupkę kłopotliwych dzieciaków, ale i z takimi można sobie poradzić. Nieprawdaż, panie Chamber? - Zaśmiała się myśląc o tym, jak wiele osobistości znajdowało się w szkole. Jak wielu uczniów lubiło się popisywać, choć jeszcze większa ich liczba potrzebowała po prostu odpowiedniej ilości uwagi i odrobiny czasu.
- Tobie same przyjemności w głowie! Praca, praca i więcej pracy. - Mruknęła kręcą przy tym głową. Lekki uśmiech wypłynął jej przy tym na usta, jakby łagodząc słowa. To nie tak, że nie zauważała jego flirtu. Ona po prostu udawała, że nie zauważa.
- Ale jeżeli bardzo ci na mojej opinii zależy, proszę bardzo. Tylko nie bądź zaskoczony, jeżeli i na tym wystroju nie pozostawię suchej nitki. - Dodała na końcu wsadzając sobie do ust ostatni kawałek ciasteczka, które męczyła przez dłuższą chwilę. Popiła je herbatką i sprawdzała, jak Chris sobie radzi, choć wątpiła, by miało mu coś nie wyjść. Układanie kartek na dwa stosy nie mogło być trudne i nawet ktoś o zdolności umysłowej Mercedes dałby sobie z tym radę. Sama wyciągnęła kolejną kartkę ze swojej kupki i złożyła na niej podpis dokładając ją do stosu Chambera.
Zapowiadało się całkiem miłe, choć pracowite popołudnie.
- Mistrz Gry
Re: Gabinet profesor McGonagall
[z/t x3]
- Eileen Gray
Re: Gabinet profesor McGonagall
Stanęła przy drzwiach gabinetu i zastukała w drzwi.
- Pani profesor? Dzień dobry. Miałam przyjść o dwunastej...
Była minutkę, może nawet dwie przed czasem. Ale lepsze to, niż spóźnienie na szlaban, który się dostało za spóźnienie, prawda...?
- Alexandra Grace
Re: Gabinet profesor McGonagall
- Dzień dobry pani profesor - tylko tyle powiedziała, no bo tym razem się nie spóźniła. Chwała Merlinowi, że jednak potrafi przyjść gdzieś na czas.
- Mercedes Bélanger
Re: Gabinet profesor McGonagall
Mercedes spóźniała się prawie zawsze.
To nie tak, że chciała zrobić komukolwiek na złość. Naprawdę jej zależało na tym, żeby Gryfoni wygrywali puchar domów co roku... i najlepiej Quidditcha też! Skąd więc te surowe spojrzenia pani opiekun i narastająca niechęć Mercedes do jej osoby? To nie tak, że McGonagall była za mało ciepła i wyrozumiała. Po prostu...
W szalonej dziewczynce coraz bardziej narastała frustracja. Bo nie wychodziło jej nic, nie ważne ile ćwiczyła. Blabla, zmień podejście Mercedes, nic nie przychodzi od razu, blabla, po prostu za mało ćwiczysz i się skupiasz. Blabla, kup sobie nową różdżkę. Jaką niby i za co?! Utrzymywała się ze stypendium, a żadna inna różdżka nie chciała nawet utrzymać się w dłoni... Ta często zawodziła i ostatnio znowu zamiast uciszenia narzekającej na nią koleżanki podpaliła jej włosy, ale co innego miała zrobić, niż pogodzić się ze swoim żałosnym losem?!
Tak samo jak z tym, że znowu przyszła ostatnia, na styk. Aż schowała się za plecami Alexandry. Ręce miała ze sobą splątane. Wyglądała na sfrustrowaną i obrażoną na życie.
Od razu widać było, że wcale nie chce tu być.
- Minerwa McGonagall
Re: Gabinet profesor McGonagall
Profesor McGonagall nie miała w zwyczaju karcić za byle co. Zdarzało jej się czasem przymknąć oko na drobne przewinienia, zdarzało się, że stawała w obronie Gryfonów, gdy inny nauczyciel na nich narzekał. Nie mogła jednak pozwolić na to, by spóźnianie się na lekcje weszło w ich zwyczaje. Zwłaszcza, jeżeli na jedne zajęcia miało spóźniać się ich aż tyle! Uczniowie innych domów nie byli lepsi, nie miała zamiaru im tego wmawiać, ale była opiekunką Gryffindoru, oddana całym sercem i duszą i musiała dbać o interesy domu.
Czekała w swoim gabinecie na trzy spóźnialskie panny, z którymi chciała porozmawiać. Może i oficjalnie był to szlaban, jednak ona wcale nie chciała dawać im nie wiadomo jakich kar. Chciała porozmawiać, rozwiązać problem. Spróbować swoich sił w naprawieniu sytuacji, która dążyła do bycia bardzo kiepską. Bo utrata punktów i przegrany Puchar Domów nie było wszystkim, co mogło spotkać wagarowiczów i spóźnialskich. Wydalenie ze szkoły było ostatecznością, ale z pewnością nie chciała, by którąkolwiek z panien to spotkało. Nawet Belanger, która zdawała się przysparzać jej najwięcej siwych włosów z całego trio, które do siebie wezwała.
— Dzień dobry. Usiądźcie. — Przywitała się z nimi, zamykając notes, w którym wcześniej rozplanowywała następne zajęcia i poprawiła okulary na nosie. Po wszystkich trzech było widać, że to ostatnie miejsce, w którym chciałyby być. Nic dziwnego.
— No dobrze, dziewczęta. Nie będziemy tego przedłużać. Będę z wami szczera, nie wyobrażam sobie, by taka tendencja do spóźniania się miała pozostać z nami do końca roku szkolnego. Co takiego się wydarzyło, że aż trzy z was nie dotarły na moją lekcje o czasie?
- Alexandra Grace
Re: Gabinet profesor McGonagall
- Fakt, że wszystkie trzy się spóźniłyśmy nie ma wspólnego powodu. To akurat zbieg okoliczności pani profesor. Mi zdarza się nie przyjść na czas z powodu schodów albo zaspania. Nie opuszczam zajęć z premedytacją - Czasami tylko zapomni jej się, ale o tym już nie mówiła. Głupio byłoby przyznać, że można pomylić dzień tygodnia i nie pojawić się wcale, bo niby była środa, a nie wtorek. Miała nadzieję, że takie wyjaśnienie wystarczy. Bo o czym tutaj więcej mówić?
- Minerwa McGonagall
Re: Gabinet profesor McGonagall
Minerva milczała jeszcze przez chwilę, obserwując dziewczęta po czym westchnęła cicho – bardziej do siebie, niż faktycznie wyraźnie. Skierowała ostatecznie stwierdzenie na Alexandrę i kiwnęła jedynie głową. Cóż jej pozostawało?
— Mam nadzieję, panno Grace. Doceniam szczerość i próbę konwersacji. Będę wdzięczna, jeżeli dopilnuje pani, aby to się więcej nie powtórzyło. Docenię również, jeżeli będzie pani miała na oku koleżanki, bo chyba żadna z nas nie chce większej utraty punktów, prawda? — Pytanie było oczywiście retoryczne i po chwili milczenia dała dziewczętom znak, że mogą wyjść. Bezpieczne i bez dodatkowych tarapatów, o ile czujne oko profesor McGonagall przez następne miesiące i obowiązki, jakie spoczęły na ramionach panny Grace do tarapatów się nie zaliczały.