- Ismael Blake
Re: Ulica
Nie Paź 18, 2015 11:10 pm
Rudowłosa radziła sobie całkiem dobrze z tym całym niegubieniem się, regularnie sprawdzając swoją pozycję względem czy to Colette, czy to Kaylin. Z resztą... grupa i tak nie była na tyle liczna, żeby udało się jej gdzieś zapodziać, nie mówiąc już o tym, że puchon troszczył się o swoje towarzyszki i sam upewniał się co jakiś czas, że gdzieś mu się dziewczęta nie zapodziały.
Droga minęła w miarę szybko i nawet nie wiedzieć kiedy, cała radosna gromadka znalazła się w punkcie docelowym. Została im jeszcze tylko zwyczajowa odprawa do odbębnienia i hulaj dusza. Zanim jednak nauczyciel zabrał głos, zgłosił się po swoją towarzyszkę gryfon. Isma powitała go badawczym spojrzeniem i delikatnym uśmieszkiem, który jednak szybko zatarł się gdy brwi powędrowały ku górze.
- Wiadro? - wymruczała tylko, raczej do siebie niż do Colette, nie chcąc przerywać tej intrygującej wymiany zdań.
Droga minęła w miarę szybko i nawet nie wiedzieć kiedy, cała radosna gromadka znalazła się w punkcie docelowym. Została im jeszcze tylko zwyczajowa odprawa do odbębnienia i hulaj dusza. Zanim jednak nauczyciel zabrał głos, zgłosił się po swoją towarzyszkę gryfon. Isma powitała go badawczym spojrzeniem i delikatnym uśmieszkiem, który jednak szybko zatarł się gdy brwi powędrowały ku górze.
- Wiadro? - wymruczała tylko, raczej do siebie niż do Colette, nie chcąc przerywać tej intrygującej wymiany zdań.
- Salome Mildred Thynn
Re: Ulica
Nie Paź 18, 2015 11:11 pm
Drogę do Hogsmeade spędziła na dyskretnym obserwowaniu uczniów, którymi mieli się opiekować. Nie znała ich jeszcze i nie potrafiła nazwać ich po imionach, ale sprawiali raczej pozytywne wrażenie. Zachowywali się całkiem normalnie, biorąc pod uwagę sytuację i wydarzenia, których musieli być świadkami, a o których dowiedziała się kilka dni temu. Kiedy przyjmowała tę pracę wiedziała, że nie będzie łatwo, ale mimo wszystko była wstrząśnięta.
Kątem oka przyglądała się, jak rozmawiają, przepychają się, jak któryś z uczniów upada w miękkie błoto - normalne zachowanie nastolatków, nic, co wskazywałoby na to, że Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać rozszerza swoje wpływy, a jego ataki obejmują nawet Hogwart.
Kiedy byli już blisko miejsca zbiórki jeden z uczniów odłączył się od grupy. Wywołało to natychmiastową reakcję reszty grona pedagogicznego. Nie spodziewała się takich akcji, dlatego przyglądała się wszystkiemu, po cichu notując każdy fakt w pamięci. Poczekała, aż Vakel wygłosi mowę - wolała zostawić to komuś, kto posiada większe doświadczenie - i podeszła do niego, zagadując cichym głosem, który tylko on mógł dosłyszeć.
- Kto to był? - Jej twarz miała wyraz taki sam, jaki przybrałaby w trakcie beztroskiej pogawędki. - Nie spodziewałam się, że którykolwiek z uczniów zachowa się w taki sposób.
Przyglądała się, jak młodzi powoli mijają ich, zmierzając do sobie tylko znanych miejsc. Na razie trzymali się zasady, żeby nie poruszać się w pojedynkę. Poprawiła szal, czując, jak przenika ją chłód, który niewiele miał wspólnego z pogodą.
- Ma pan coś przeciw, żeby udać się teraz do Trzech Mioteł?
Kątem oka przyglądała się, jak rozmawiają, przepychają się, jak któryś z uczniów upada w miękkie błoto - normalne zachowanie nastolatków, nic, co wskazywałoby na to, że Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać rozszerza swoje wpływy, a jego ataki obejmują nawet Hogwart.
Kiedy byli już blisko miejsca zbiórki jeden z uczniów odłączył się od grupy. Wywołało to natychmiastową reakcję reszty grona pedagogicznego. Nie spodziewała się takich akcji, dlatego przyglądała się wszystkiemu, po cichu notując każdy fakt w pamięci. Poczekała, aż Vakel wygłosi mowę - wolała zostawić to komuś, kto posiada większe doświadczenie - i podeszła do niego, zagadując cichym głosem, który tylko on mógł dosłyszeć.
- Kto to był? - Jej twarz miała wyraz taki sam, jaki przybrałaby w trakcie beztroskiej pogawędki. - Nie spodziewałam się, że którykolwiek z uczniów zachowa się w taki sposób.
Przyglądała się, jak młodzi powoli mijają ich, zmierzając do sobie tylko znanych miejsc. Na razie trzymali się zasady, żeby nie poruszać się w pojedynkę. Poprawiła szal, czując, jak przenika ją chłód, który niewiele miał wspólnego z pogodą.
- Ma pan coś przeciw, żeby udać się teraz do Trzech Mioteł?
- Remus J. Lupin
Re: Ulica
Pon Paź 19, 2015 9:45 am
Dziwnie się czuł, bowiem wydawało mu się, że o nim rozmawiali. Zmarszczył tylko czoło, ale mimo wszystko, uśmiechnął się dość pogodnie. Czuł się nieco lepiej na świeżym powietrzu, ale wciąż bolały go mięśnie, bo niedawnej przemianie. Na szczęście nie nabawił się żadnych nowych blizn, więc o to by spokojny.
- Jakimi planami jestem? - zapytał z uśmieszkiem bacznie patrząc na dwójkę Puchonów towarzyszących Kaylin. Ciekaw był co mówiły o nim, bo wyraźnie usłyszał jak padło jego nazwisko.
Potem usłyszał strzępek rozmów i za chwilę przemówił sam profesor Bułka we własnej osobie. Uważnie lustrował jego twarz, by stwierdzić, że on nawet nie jest przystojny, by wywierać wpływ na nastolatki. Starszy, to owszem, mogło powodować fascynację, ale uroda? Wysłuchał go do końca i wzruszył ramionami. Nic nowego. Podczas każdego wyjścia mówią dokładnie to samo i tak w kółko. Uważają ich za kretynów? Przecież raz wystarczy!
- No dobrze, jak słyszeliśmy po raz miliard dwieście siedemdziesiąty trzeci, że musimy chodzić albo parami - spojrzał na Kaylin - albo grupami, to gdzie idziemy najpierw? - zerknął na Warpa i Ismael, bo skoro już byli tu z nią nieładnie byłoby ich zostawić samych. Poza tym nie było afery jeśli Erin zdecydowałaby się pojawić w wiosce.
- Jakimi planami jestem? - zapytał z uśmieszkiem bacznie patrząc na dwójkę Puchonów towarzyszących Kaylin. Ciekaw był co mówiły o nim, bo wyraźnie usłyszał jak padło jego nazwisko.
Potem usłyszał strzępek rozmów i za chwilę przemówił sam profesor Bułka we własnej osobie. Uważnie lustrował jego twarz, by stwierdzić, że on nawet nie jest przystojny, by wywierać wpływ na nastolatki. Starszy, to owszem, mogło powodować fascynację, ale uroda? Wysłuchał go do końca i wzruszył ramionami. Nic nowego. Podczas każdego wyjścia mówią dokładnie to samo i tak w kółko. Uważają ich za kretynów? Przecież raz wystarczy!
- No dobrze, jak słyszeliśmy po raz miliard dwieście siedemdziesiąty trzeci, że musimy chodzić albo parami - spojrzał na Kaylin - albo grupami, to gdzie idziemy najpierw? - zerknął na Warpa i Ismael, bo skoro już byli tu z nią nieładnie byłoby ich zostawić samych. Poza tym nie było afery jeśli Erin zdecydowałaby się pojawić w wiosce.
- Anabell Starfire
Re: Ulica
Pon Paź 19, 2015 10:20 am
Ana w ciszy przeżywała inspekcję Filcha. Nie lubiła być dotykana przez... ludzi, w ogóle. Christian był w porządku, bo traktowała go jak przyjaciela, mimo że był rok starszy. Może dlatego że tylko ona wytrzymywała ciapowatość gryfona? Tak czy inaczej, woźny przeginał. Po co kontrola PRZED wyjściem do miasteczka? Przecież to zakładało że posiadają coś nielegalnego w zamku, coś co przeszło przez kontrolę nieomylnego Filcha... No i jaki sens był w wynoszeniu tego po za teren zamku?
Pokręciła głową, nie rozumiejąc logiki woźnego i wlekła się z Christianem w swoich obowiązkowych po za lekcyjnych koturnach.
- I tak jest ciepło, nie marudź - burknęła tylko wciąż zła na cały świat. Jak można było być tak głupim i ograniczonym jak woźny? Znaczy, okej, z tego co wiedziała był charłakiem, ale na bogów, z jakiej racji był tak ogarniczony?
Kolejny komentarz Christiana skwitowała tylko parsknięciem śmiechem. Nie oberwał, dziewczyna tylko w pewnym momencie złapała się kurczowo ramienia kolegi, bo chodzenie na obcasach w błocku było jednak dosyć trudne.
- Nie specjalnie mnie to zdziwiło, Chris, jesteś typowym przedstawicielem grupy społecznej nazywanej "płcią brzydką". W zasadzie odnoszę wrażenie że się gapisz tylko dlatego że masz świadomość że tam powinny być - cały czas się gapiła pod nogi trzymając się Chrisa żeby nie upaść, więc gdy chłopak nagle przyspieszył niemal się wywróciła. Nim się spostrzegła stali przed jakimś ślizgonem, pomagając o'Connelowi. O ile pomaganiem można było nazwać Chamberowe wtrącenie się. Dziewczyna profilaktycznie puściła chłopaka żeby nie zostać czasem wciągniętą w bójkę. Christian był prawdziwym gryfonem, z tym swoim zachowaniem niczym rycerz na białym koniu...
Dziewczyna korzystając z przerwy w podróży wyciągnęła różdżkę i wycelowała w swoje ubłocone buty:
- Chłoszczyść- mruknęła, a obuwie zalśniło jak nowe. Zaraz po tym spojrzała na Davida i celując w jego ubranie również je wyczyściła tym samym zakleciem.
- Mam nadzieję że nie chciałeś tak paradować po wiosce - mruknęła, bo nagle pomyślała że może koleś wcale nie chciał żeby go wyczyścić. Przestąpiła z nogi na nogę nie za bardzo wiedząc co dalej. Wtrącanie się w bójkę nie należało do "jej rzeczy", właściwie zawsze uważała że jest trochę za mało socjalna jak na grupowe wsparcie, mimo to, było ich trzech, a ślizgon tylko jeden, więc może nie będzie tak źle? Choć wątpiła żeby o'Connel był wsparciem w razie gdyby Woods zmienił sobie obiekty dokuczania.
Pokręciła głową, nie rozumiejąc logiki woźnego i wlekła się z Christianem w swoich obowiązkowych po za lekcyjnych koturnach.
- I tak jest ciepło, nie marudź - burknęła tylko wciąż zła na cały świat. Jak można było być tak głupim i ograniczonym jak woźny? Znaczy, okej, z tego co wiedziała był charłakiem, ale na bogów, z jakiej racji był tak ogarniczony?
Kolejny komentarz Christiana skwitowała tylko parsknięciem śmiechem. Nie oberwał, dziewczyna tylko w pewnym momencie złapała się kurczowo ramienia kolegi, bo chodzenie na obcasach w błocku było jednak dosyć trudne.
- Nie specjalnie mnie to zdziwiło, Chris, jesteś typowym przedstawicielem grupy społecznej nazywanej "płcią brzydką". W zasadzie odnoszę wrażenie że się gapisz tylko dlatego że masz świadomość że tam powinny być - cały czas się gapiła pod nogi trzymając się Chrisa żeby nie upaść, więc gdy chłopak nagle przyspieszył niemal się wywróciła. Nim się spostrzegła stali przed jakimś ślizgonem, pomagając o'Connelowi. O ile pomaganiem można było nazwać Chamberowe wtrącenie się. Dziewczyna profilaktycznie puściła chłopaka żeby nie zostać czasem wciągniętą w bójkę. Christian był prawdziwym gryfonem, z tym swoim zachowaniem niczym rycerz na białym koniu...
Dziewczyna korzystając z przerwy w podróży wyciągnęła różdżkę i wycelowała w swoje ubłocone buty:
- Chłoszczyść- mruknęła, a obuwie zalśniło jak nowe. Zaraz po tym spojrzała na Davida i celując w jego ubranie również je wyczyściła tym samym zakleciem.
- Mam nadzieję że nie chciałeś tak paradować po wiosce - mruknęła, bo nagle pomyślała że może koleś wcale nie chciał żeby go wyczyścić. Przestąpiła z nogi na nogę nie za bardzo wiedząc co dalej. Wtrącanie się w bójkę nie należało do "jej rzeczy", właściwie zawsze uważała że jest trochę za mało socjalna jak na grupowe wsparcie, mimo to, było ich trzech, a ślizgon tylko jeden, więc może nie będzie tak źle? Choć wątpiła żeby o'Connel był wsparciem w razie gdyby Woods zmienił sobie obiekty dokuczania.
- Jeffrey Woods
Re: Ulica
Pon Paź 19, 2015 1:42 pm
Uśmiechał się uprzejmie, najpierw podejmując pozbawioną mrugania walkę na spojrzenia, a potem zjeżdżając wzrokiem na swój podarunek, dany od serca, który właśnie w tej chwili był łamany w pół z cichym trzaśnięciem. Drewo było mokre, więc na pewno nie poddało się bez walki, ale przy ponownym prześlizgnięciu się szarymi oczami z powrotem na teren twarzy Gryfona, dało się wyczytać, że ten chętnie nie poprzestałby tylko na tym. Ba, chyba tylko obecność większej grupy ludzi i nauczycieli hamowała o'Connella przed wepchnięciem pałąka Ślizgonowi głęboko w dupę.
Jeff bez słowa sięgnął tylko dłonią w stronę kolegi i palcem zebrał troszkę błocka, którego wykorzystał jak farbkę, by wymazać sobie na mordzie barwy wojenne i tym samym podjąć się wyzwania. Chciał nawet pomóc nowemu koledze ze specjalnym oznaczeniem, ale ktoś mu się wciął i obrócił się błyskawicznie w stronę dwójki zakochanych, która z jakiś dziwnych względów miała w tej scenie interes.
Powiódł wzrokiem po chłopcu w barwach Gryffindoru, który z każdą sekundą był coraz bliżej i ciągnął sobie jak psa na smyczy brnącą w błocie jak na szczudłach dziewczynę, której wyraźnie to nie odpowiadało. Woods nie słuchał tego co mówili, bo wbił krytyczne spojrzenie w jej buty i trwał tak w zawieszeniu, tracąc chyba na moment zainteresowanie całą resztą otaczającej go rzeczywistości. Delikatnie przekręcił łeb i drgnął, kiedy dziewczyna je wyczyściła. Ale przytomniał dopiero, kiedy przy okazji wyczyściła i jego zabawkę.
Kucnął szybko i nabrał dwie garście błocka, z którymi wyprostował się jak sprężyna i zadbał by rozbryzgi, które teraz własnoręcznie ufundował na białej koszuli Davida przypominały wielkiego fallusa. Pozostawało jedynie błoto w drugiej łapie.
- Ej... Czyść własnego chłopaka. - bąknął obrażony i bez ostrzeżenia wycelował brązową lepą prosto w twarz drugiego Gryfona.
Jeff bez słowa sięgnął tylko dłonią w stronę kolegi i palcem zebrał troszkę błocka, którego wykorzystał jak farbkę, by wymazać sobie na mordzie barwy wojenne i tym samym podjąć się wyzwania. Chciał nawet pomóc nowemu koledze ze specjalnym oznaczeniem, ale ktoś mu się wciął i obrócił się błyskawicznie w stronę dwójki zakochanych, która z jakiś dziwnych względów miała w tej scenie interes.
Powiódł wzrokiem po chłopcu w barwach Gryffindoru, który z każdą sekundą był coraz bliżej i ciągnął sobie jak psa na smyczy brnącą w błocie jak na szczudłach dziewczynę, której wyraźnie to nie odpowiadało. Woods nie słuchał tego co mówili, bo wbił krytyczne spojrzenie w jej buty i trwał tak w zawieszeniu, tracąc chyba na moment zainteresowanie całą resztą otaczającej go rzeczywistości. Delikatnie przekręcił łeb i drgnął, kiedy dziewczyna je wyczyściła. Ale przytomniał dopiero, kiedy przy okazji wyczyściła i jego zabawkę.
Kucnął szybko i nabrał dwie garście błocka, z którymi wyprostował się jak sprężyna i zadbał by rozbryzgi, które teraz własnoręcznie ufundował na białej koszuli Davida przypominały wielkiego fallusa. Pozostawało jedynie błoto w drugiej łapie.
- Ej... Czyść własnego chłopaka. - bąknął obrażony i bez ostrzeżenia wycelował brązową lepą prosto w twarz drugiego Gryfona.
- Colette Warp
Re: Ulica
Pon Paź 19, 2015 2:07 pm
Wreszcie nadeszła ta upragniona chwila, kiedy wygłaszano im kazania i świadomie, najmocniej jak to tylko było możliwe, okrajano ich możliwości podczas wyjścia, bo przez te sześć lat, od kiedy Colette siedział w tej placówce, uczniowie byli niepoprawnym mistrzami w odnajdywaniu kruczków i niedopowiedzeń, jakie skutecznie przekręcali na swoją korzyść. On też. Dlatego też słuchał pilnie nauczyciela Numerologii (do którego swego czasu, pod wpływem durnego humoru wysłał wyjątkowo głupi list, ale na szczęście miał tyle oleju w głowie, żeby się pod nim bezczelnie nie podpisywać) i starał się zapamiętać jego słowa na zaś, na wypadek, jakby coś się odwaliło i miał się bronić.
I kiedy tylko odprawa miała się ku końcowi i wśród nauczycieli nastąpiło jakieś dziwne poruszenie, owocujące w to, że dwie komórki ciała pedagogicznego szybko się od niego odlepiły, Colette zwrócił się w stronę Remusa i Kaylin, otaczając stojącą obok siebie Ismael ramieniem.
- Wybaczcie, ale dla mnie cztery osoby to już tłum, więc porywam moją dzisiejszą randkę i najpierw chciałbym zajrzeć w jedno miejsce, by pokupować jakieś bibeloty, a potem zabieram moją Izmę do Trzech Mioteł. Jak będziecie się chcieli z czasem dołączyć, to zapraszam, a teraz... wybaczcie, ale porywam! - rzucił z rozbrajającym uśmiechem i najszybciej jak się dało zgarnął swoją towarzyszkę z obrębu nieprzyjemnie lepkiego błota, po drodze mijając jakaś czwórkę, która najwidoczniej wolała bawić się w nim jak świnki i zaczęła nim rzucać na boki.
z/t + Ismael Blake
I kiedy tylko odprawa miała się ku końcowi i wśród nauczycieli nastąpiło jakieś dziwne poruszenie, owocujące w to, że dwie komórki ciała pedagogicznego szybko się od niego odlepiły, Colette zwrócił się w stronę Remusa i Kaylin, otaczając stojącą obok siebie Ismael ramieniem.
- Wybaczcie, ale dla mnie cztery osoby to już tłum, więc porywam moją dzisiejszą randkę i najpierw chciałbym zajrzeć w jedno miejsce, by pokupować jakieś bibeloty, a potem zabieram moją Izmę do Trzech Mioteł. Jak będziecie się chcieli z czasem dołączyć, to zapraszam, a teraz... wybaczcie, ale porywam! - rzucił z rozbrajającym uśmiechem i najszybciej jak się dało zgarnął swoją towarzyszkę z obrębu nieprzyjemnie lepkiego błota, po drodze mijając jakaś czwórkę, która najwidoczniej wolała bawić się w nim jak świnki i zaczęła nim rzucać na boki.
z/t + Ismael Blake
- David o'Connell
Re: Ulica
Pon Paź 19, 2015 2:21 pm
Kiedy Anabell wyczyściła mu ubranie oderwał na chwilę wzrok od Ślizgona, zdziwiony, że w ogóle się przejęła jego sytuacją. Chłopak, który bohatersko przybył wesprzeć go w starciu to jedno - Carney sądził, że może chciał zaimponować dziewczynie, a może po prostu czuł potrzebę jakiegoś działania, potrafił to zrozumieć (chociaż sam uważał, że nie potrzebuje pomocy) - ale ona nie miała w tym interesu.
Wzruszył tylko ramionami na pytanie, czy miał zamiar chodzić tak po wiosce. Na pewno nie miał zamiaru wracać do zamku, więc odpowiedź brzmiała: tak. I może nawet udałoby mu się przebrnąć przez własne zdenerwowanie i odpowiedzieć coś sensownego, zwłaszcza, że zawsze starał się szanować płeć przeciwną, ale wszelkie skomplikowane procesy myślowe przerwała mu kolejna porcja błota, rozsmarowująca się w wyjątkowo ciekawym kształcie na chwilowo czystej koszuli. Nie potrafiąc powstrzymać się przed zareagowaniem złapał za nadgarstek Ślizgona i ścisnął równie mocno, co gałązkę sprzed chwili. Namalowany błotem kutas stracił swój bezpośredni wydźwięk, kiedy David - przy okazji trzymania ręki - rozsmarował go nieco na bok. Dla kogoś z wyobraźnią wciąż był jednak widoczny.
Stojący przed nim chłopak wykorzystał wolną (czy raczej zajętą błotem) rękę do pogorszenia swojej sytuacji poprzez trafienie drugiego Gryfona rozmiękłą ziemią w twarz. Najdziwniejsze było to, że najwyraźniej bawił się tą sytuacją. Carney zacisnął zęby, starając się wytrzymać z mocniejszą reakcją do momentu, aż nauczyciele znikną im z oczu.
Wzruszył tylko ramionami na pytanie, czy miał zamiar chodzić tak po wiosce. Na pewno nie miał zamiaru wracać do zamku, więc odpowiedź brzmiała: tak. I może nawet udałoby mu się przebrnąć przez własne zdenerwowanie i odpowiedzieć coś sensownego, zwłaszcza, że zawsze starał się szanować płeć przeciwną, ale wszelkie skomplikowane procesy myślowe przerwała mu kolejna porcja błota, rozsmarowująca się w wyjątkowo ciekawym kształcie na chwilowo czystej koszuli. Nie potrafiąc powstrzymać się przed zareagowaniem złapał za nadgarstek Ślizgona i ścisnął równie mocno, co gałązkę sprzed chwili. Namalowany błotem kutas stracił swój bezpośredni wydźwięk, kiedy David - przy okazji trzymania ręki - rozsmarował go nieco na bok. Dla kogoś z wyobraźnią wciąż był jednak widoczny.
Stojący przed nim chłopak wykorzystał wolną (czy raczej zajętą błotem) rękę do pogorszenia swojej sytuacji poprzez trafienie drugiego Gryfona rozmiękłą ziemią w twarz. Najdziwniejsze było to, że najwyraźniej bawił się tą sytuacją. Carney zacisnął zęby, starając się wytrzymać z mocniejszą reakcją do momentu, aż nauczyciele znikną im z oczu.
- Kim Miracle
Re: Ulica
Pon Paź 19, 2015 4:31 pm
Wzrok prześliznął się z jednej osoby na następną. Ktoś zniknął, ktoś się ubrudził, co było nawet zabawne, ale ona przestała się tym interesować. Zauważyła jakiegoś chłopaka obok siebie i uśmiechnęła się do niego przyjaźnie jak to miała w zwyczaju. Chciała się nawet odezwać, ale nie zdążyła. Odprowadziła wzrokiem profesor McGonagall i Aarona, a potem spojrzała na innego nauczyciela. Wysłuchała go uważnie i skrzywiła się lekko, gdy usłyszała, że Filch będzie znowu ich przeszukiwać. Wtedy zaczai się na swój pamiętnik! No ludzi, nadal się w niej to gotowało. Zero prywatności. Czy ona serio wygląda na psycholkę i taką osobę, która może nosić przy sobie jakieś niebezpieczne rzeczy?! No nie ważne. Wysłuchała profesorskich słów i ciężko westchnęła. Co teraz? Była sama, nie umówiła się z nikim, bo planowała się jednak nie wybierać, a jednak jest. Spojrzała na chłopaka obok siebie - nawet go kojarzyła z ostatnich lekcji powtórkowych, ale dosyć słabo, bo chyba rzadko bywał (info na podstawie KP).
- Cześć - powiedziała do niego, bo serio nie uśmiechało się jej spędzać czasu samej w Hogsmeade.- Masz jakieś plany?
- Cześć - powiedziała do niego, bo serio nie uśmiechało się jej spędzać czasu samej w Hogsmeade.- Masz jakieś plany?
- Christian Chamber
Re: Ulica
Pon Paź 19, 2015 7:08 pm
Bywali w tej szkole ludzie dziwni, czy może raczej...ekscentryczni, bo Christian nie lubił nazywać innych dziwakami. Sam w oczach wielu był prawdopodobnie jednym z nich, ale w porównaniu z obecnym tutaj Ślizgonem to z Chambera był aniołek. Sama obecność tajemniczego, młodszego ucznia, który wyraźnie lubi szukać problemu we wszystkim co tylko napatoczy mu się pod te jego wścibskie paluchy, wciskane w każdą możliwą szparę cudzej przestrzeni osobistej, wzbudzała w nim furię jakiej nie powstydziłby się szewc po spierniczonej robocie. I dziwić się potem, że Slytherina nikt nie lubił, jak stworzył dom dla jakichś podejrzanych typków, z których każdy był coraz paskudniejszy od swojego poprzednika i chyba nawet nie było tam nikogo o jakimkolwiek zdrowym podejściu do rzeczywistości.
- An, możesz pójść przodem? Za moment do ciebie przyjdę. - spojrzał wymownie na dziewczynę, nie chcąc jej w to angażować bardziej, niż zrobił to do tej pory. Z tego wszystkie ledwo zdążył zareagować na lecącą w jego stronę zabłoconą dłoń, która została zablokowana przez przedramię Chrisa, zostawiając na materiale paskudnego kleksa przypominającego jedną z tablic Rorschacha. Ślizgon ewidentnie prowokował do działania, chcąc wpakować w kłopoty nie tylko siebie, ale jak najwięcej osób ze swojego otoczenia. Znając oczywiście swoje szczęście Christian wiedział, że to właśnie jemu oberwie się najbardziej, jeżeli tylko przekroczy pewną niebezpieczną granicę. I chyba stał już jedną stopą po jej drugiej stronie.
- Chłopaka... I mówi to ktoś, kto lubi wchodzić wszystkim w dupę. - rzucił wyraźnie zirytowany łapiąc nadgarstek Woodsa, jednak zamierzając przejść o krok dalej, a mianowicie wykręcić mu go na tyle mocno, żeby sobie nie pozwalał. Swoją drogą musiało to wyglądać dość komicznie - dwójka Gryfonów, każdy trzymający Ślizgona za inną rękę, niczym bracia starający się powstrzymać schizofrenika przed zrobieniem sobie i innym krzywdy.
- An, możesz pójść przodem? Za moment do ciebie przyjdę. - spojrzał wymownie na dziewczynę, nie chcąc jej w to angażować bardziej, niż zrobił to do tej pory. Z tego wszystkie ledwo zdążył zareagować na lecącą w jego stronę zabłoconą dłoń, która została zablokowana przez przedramię Chrisa, zostawiając na materiale paskudnego kleksa przypominającego jedną z tablic Rorschacha. Ślizgon ewidentnie prowokował do działania, chcąc wpakować w kłopoty nie tylko siebie, ale jak najwięcej osób ze swojego otoczenia. Znając oczywiście swoje szczęście Christian wiedział, że to właśnie jemu oberwie się najbardziej, jeżeli tylko przekroczy pewną niebezpieczną granicę. I chyba stał już jedną stopą po jej drugiej stronie.
- Chłopaka... I mówi to ktoś, kto lubi wchodzić wszystkim w dupę. - rzucił wyraźnie zirytowany łapiąc nadgarstek Woodsa, jednak zamierzając przejść o krok dalej, a mianowicie wykręcić mu go na tyle mocno, żeby sobie nie pozwalał. Swoją drogą musiało to wyglądać dość komicznie - dwójka Gryfonów, każdy trzymający Ślizgona za inną rękę, niczym bracia starający się powstrzymać schizofrenika przed zrobieniem sobie i innym krzywdy.
- Kaylin Wittermore
Re: Ulica
Pon Paź 19, 2015 7:24 pm
Wszystko działo się zdecydowanie za szybko dla lekko przymulonej ostatnimi wydarzeniami i brakiem snu Kaylin. Zaczęło się od tego, że stała w towarzystwie dwóch naprawdę miłych chłopaków i jednej, choć dopiero poznanej, z pewnością sympatycznej Puchonki. Rozmawiali sobie całkiem swobodnie (co było dla niej naprawdę miłe!), gdy głos zabrała profesor McGonagall, którą znał przecież każdy.
Blondynka nie chciała niczego pominąć więc skupiła się na wicedyrektorce, jednak szybko okazało się, że jej rolę przejmie ktoś inny. A dokładniej - Vakel Bułhakow, na którego zapatrzyła się trochę za długo. Wciągnęła głęboko powietrze, gdy jego głos dosięgnął jej uszu i szybko schowała za szalikiem zarumienione lico, gdy zdała sobie sprawę z tego, że Lupin przecież stał obok. I o wszystkim wiedział.
Chrząknęła pod nosem i powoli rejestrując każde słowo profesora zrozumiała, że mają chodzić co najmniej w parach. Cieszyła się, że Lupin jednak się pojawił, bo bała się pary z kimś obcym. A co, gdyby musiała podróżować z Fleur? Na szczęście ona była zajęta swoimi sprawami, a Nailah, który też ją przerażał, zniknął gdzieś w tłumie. Z tego drugiego jednak nie mogła się cieszyć, bo z Krukonem bywało różnie.
Dopiero, gdy nauczyciel skończył swoją przemowę ponownie skupiła się na rozmowie ze znajomymi i kiwnęła głową jakby zgadzając się z nimi. Tylko z czym? Sama już nie wiedziała.
- Mówiłam, że jesteś moimi planami na dzisiejszy dzień. O ile nadal chcesz. - Dodała nieśmiało, przez chwilę patrząc w jego oczy. Szybko jednak spuściła wzrok nadal zawstydzona ich ostatnim spotkaniem, a dokładniej rozmową. Nie sądziła, że tak łatwo dało się ja odczytać i wiedziała, że od tej pory będzie musiała bardziej na siebie i swoje zachowania uważać.
Z zamyślenia wyrwał ją głos Puchona, na którego dźwięk nie potrafiła się uśmiechnąć.
- Och, rozumiem. W takim razie bawcie się dobrze i pewnie spotkamy się na miejscu. Bo właśnie tam się wybieramy, prawda? - Zadała pytanie Remusowi i nerwowo zaczęła dłubać w ziemi butem. Nie wiedziała w sumie po co tu przyszła, jednak jego towarzystwo nie mogło być złym pomysłem. Poza tym, że mógł dalej wypytywać ją o Bułhakowa, a to był... drażliwy temat. W dodatku pokłócila się z Irytkiem.
Czy wszystko musiało się tak bardzo komplikować?
Na szczęście nie zamierzali stać tam przez wieczność i niedługo ruszyli w kierunku Trzech Mioteł. Wittermore jeszcze kątem oka spojrzała za Bułhakowem i ogólnie zamieszaniem, jakie się wytworzyło i już ich nie było.
z/t Wittermore&Lupin
Blondynka nie chciała niczego pominąć więc skupiła się na wicedyrektorce, jednak szybko okazało się, że jej rolę przejmie ktoś inny. A dokładniej - Vakel Bułhakow, na którego zapatrzyła się trochę za długo. Wciągnęła głęboko powietrze, gdy jego głos dosięgnął jej uszu i szybko schowała za szalikiem zarumienione lico, gdy zdała sobie sprawę z tego, że Lupin przecież stał obok. I o wszystkim wiedział.
Chrząknęła pod nosem i powoli rejestrując każde słowo profesora zrozumiała, że mają chodzić co najmniej w parach. Cieszyła się, że Lupin jednak się pojawił, bo bała się pary z kimś obcym. A co, gdyby musiała podróżować z Fleur? Na szczęście ona była zajęta swoimi sprawami, a Nailah, który też ją przerażał, zniknął gdzieś w tłumie. Z tego drugiego jednak nie mogła się cieszyć, bo z Krukonem bywało różnie.
Dopiero, gdy nauczyciel skończył swoją przemowę ponownie skupiła się na rozmowie ze znajomymi i kiwnęła głową jakby zgadzając się z nimi. Tylko z czym? Sama już nie wiedziała.
- Mówiłam, że jesteś moimi planami na dzisiejszy dzień. O ile nadal chcesz. - Dodała nieśmiało, przez chwilę patrząc w jego oczy. Szybko jednak spuściła wzrok nadal zawstydzona ich ostatnim spotkaniem, a dokładniej rozmową. Nie sądziła, że tak łatwo dało się ja odczytać i wiedziała, że od tej pory będzie musiała bardziej na siebie i swoje zachowania uważać.
Z zamyślenia wyrwał ją głos Puchona, na którego dźwięk nie potrafiła się uśmiechnąć.
- Och, rozumiem. W takim razie bawcie się dobrze i pewnie spotkamy się na miejscu. Bo właśnie tam się wybieramy, prawda? - Zadała pytanie Remusowi i nerwowo zaczęła dłubać w ziemi butem. Nie wiedziała w sumie po co tu przyszła, jednak jego towarzystwo nie mogło być złym pomysłem. Poza tym, że mógł dalej wypytywać ją o Bułhakowa, a to był... drażliwy temat. W dodatku pokłócila się z Irytkiem.
Czy wszystko musiało się tak bardzo komplikować?
Na szczęście nie zamierzali stać tam przez wieczność i niedługo ruszyli w kierunku Trzech Mioteł. Wittermore jeszcze kątem oka spojrzała za Bułhakowem i ogólnie zamieszaniem, jakie się wytworzyło i już ich nie było.
z/t Wittermore&Lupin
- Vakel B. Bułhakow
Re: Ulica
Pon Paź 19, 2015 7:59 pm
Gdyby profesor Bułka miał możliwość usłyszenia myśli Lupina, to prawdopodobnie dopisałby go do listy kompletnych debili zaraz pod Belanger. Po pierwsze: był niesamowicie przystojny i czarujący. Po drugie: to nie on ustalał zasady wycieczek i kazał sobie powtarzać je w kółko, więc oceniające spojrzenia były tutaj potrzebne jak otwieranie okna w dormitorium krukonów*.
- Sahir Nailah. - odpowiedział spokojnie swojej współpracowniczce - Nazwisko radzę zapamiętać, bo jeszcze nie raz je usłyszysz. Chyba, że szlag go trafi na tym wypadzie i... - urwał i westchnął.
Lupin miał jednak rację w jednej rzeczy - naprawdę miał uczniów Hogwartu za bandę kretynów. Dał Salome znak, że zaraz wróci, podszedł do tarzającej się w błotku grupki i uśmiechnął serdecznie.
- Skoro już trzymacie się za rączki, to sugeruję przytulenie na zgodę i rozejście w swoje strony. Do zamku wracać raczej nie chcecie, a gwarantuję, że nie czeka was tam nic przyjemniejszego od lizania do czysta podłogi w gabinecie Filcha. Na litość boską... ile wy macie lat, żeby rzucać się ziemią?
*Kocham was.
- Sahir Nailah. - odpowiedział spokojnie swojej współpracowniczce - Nazwisko radzę zapamiętać, bo jeszcze nie raz je usłyszysz. Chyba, że szlag go trafi na tym wypadzie i... - urwał i westchnął.
Lupin miał jednak rację w jednej rzeczy - naprawdę miał uczniów Hogwartu za bandę kretynów. Dał Salome znak, że zaraz wróci, podszedł do tarzającej się w błotku grupki i uśmiechnął serdecznie.
- Skoro już trzymacie się za rączki, to sugeruję przytulenie na zgodę i rozejście w swoje strony. Do zamku wracać raczej nie chcecie, a gwarantuję, że nie czeka was tam nic przyjemniejszego od lizania do czysta podłogi w gabinecie Filcha. Na litość boską... ile wy macie lat, żeby rzucać się ziemią?
*Kocham was.
- Salome Mildred Thynn
Re: Ulica
Pon Paź 19, 2015 9:13 pm
- Sahir Nailah. - Powtórzyła, żeby upewnić się, że imię zapadnie jej w pamięć. I bez słów Vakela spostrzegła już sporo wskazówek, że uczeń ten może sprawiać problemy. Musiał mieć tupet, żeby łamać zasady tuż pod nosem czwórki osób z grona pedagogicznego, do tego w dniu, w którym wszystkim zależało na spokojnym i dobrze zorganizowanym wyjściu do miasteczka.
Mężczyzna przerwał swoją wypowiedź - nie musiała zastanawiać się, dlaczego, bo bitwa w błocie faktycznie chyba zaczynała wymykać się spod kontroli. Nie chcąc wtrącać się w interwencję - była pewna, że Bułhakow poradzi sobie znakomicie bez niej, a sama nie lubiła, kiedy ktoś wtrącał się jej w podobne sytuacje - zwietrzyła idealny pretekst do tego, aby urwać się na szybkiego papierosa.
- Pójdę przodem i znajdę miejsce w Trzech Miotłach. - Powiedziała, zanim nauczyciel zdążył odejść do grupki uczniów. Miała nadzieję, że nie uzna jej oddalenia się za nietaktowne i że uda jej się faktycznie zająć jakiś stolik przed powrotem kolegi z pracy.
[z/t]
Mężczyzna przerwał swoją wypowiedź - nie musiała zastanawiać się, dlaczego, bo bitwa w błocie faktycznie chyba zaczynała wymykać się spod kontroli. Nie chcąc wtrącać się w interwencję - była pewna, że Bułhakow poradzi sobie znakomicie bez niej, a sama nie lubiła, kiedy ktoś wtrącał się jej w podobne sytuacje - zwietrzyła idealny pretekst do tego, aby urwać się na szybkiego papierosa.
- Pójdę przodem i znajdę miejsce w Trzech Miotłach. - Powiedziała, zanim nauczyciel zdążył odejść do grupki uczniów. Miała nadzieję, że nie uzna jej oddalenia się za nietaktowne i że uda jej się faktycznie zająć jakiś stolik przed powrotem kolegi z pracy.
[z/t]
- Caroline Rockers
Re: Ulica
Wto Paź 20, 2015 1:35 am
Za dużo ludzi. Najchętniej zwinęłaby się stąd jak najszybciej, no ale musiała poczekać, aż nauczyciele rozdadzą wszystkie swoje instrukcje. Widok tych rozbawionych buziek, które wprost nie mogły doczekać się wycieczki do magicznej wioski, wzbudzał w niej niechęć. Na całe szczęście trzymała się na uboczu, nie musząc przebywać w tym dusznym oparze perfum, potu i innych zapachów, które wydzielały ciała całej tej chmary. Uśmiech zdążył już zniknąć a C. dała się porwać jedynemu zajęciu, któremu obecnie mogła poświęcić uwagę. Obserwacji. Bawiła się swoim pierścieniem, zerkając jednak chmurnymi tęczówkami na Puchonów, Krukonów i Gryfonów, zauważając że w tej całej zbieraninie trudno było doszukać się Ślizgonów. Jedynie Snape i jakiś śmieszny młodszy chłopak wyróżniali się na tle budynków. Ale nikt więcej. Parsknęła pod nosem niedowierzająco, odgarniając dłonią pasmo ciemnych włosów, które zdołały opaść jej na twarz i stukając z niecierpliwieniem butem na którym pozostawały delikatne ślady deszczu. Czymś, co jednak przykuło jej uwagę był Nailah wymykający się w jakże wielkim stylu, a następnie szybka interwencja nauczycieli. Zmrużyła drapieżnie lodowate tęczówki i udawała, że zupełnie nic ją to nie interesuje.
Robisz się przewidujący, wampirze.
I coraz głupszy z każdym dniem.
Westchnęła i przewróciła oczami, postanawiając ruszyć do przodu by usłyszeć słowa profesora od Numerologii. Kiedy dotarły do niej podyktowane przez przedstawicieli grona pedagogicznego polecenia, nieprzyjemny grymas przemknął jej przez twarz. Nie zakładała spędzenia tego wypadu z kimkolwiek. Zupełnie nie było tego w jej planach. Zacisnęła więc dłonie w pięści by szybko je otworzyć i wziąć głębszy wdech.
Czas wylosować sobie ofiarę.
Już miała złapać pierwszą lepszą osobę i zwyczajnie pociągnąć ją za sobą, kiedy dostrzegła zamieszanie, które wywołał ten, jakże zabawny Ślizgonek, który z całą pewnością był od niej młodszy. Uśmiechnęła się sztucznie, udając przykładną młodą damę, którą przecież niewątpliwie była i skierowała swoje kroki właśnie w jego stronę, mijając przy okazji jakieś śmierdzące szlamy.
Bo, no przecież, czymże innym były takie robaczki w obliczu samej Żmii?
Przystanęła przy Jeffreyu i złapała go za kołnierz koszuli, zmuszając tym samym do tego, by się zatrzymał.
- Radzę Ci się opamiętać - syknęła cicho do Woods'a, po czym skierowała się bezpośrednio w stronę nauczyciela, który pojawił się w samą porę. Oczywiście. - Niech pan profesor się nie przejmuje, ja się zajmę moim kolegą. Profesor Slughorn chciał bym go miała na oku, ponieważ kiedy zaczyna tęsknić za rodzicami, zachowuje się dziecinniej niż zazwyczaj.
Słowa bez najmniejszego oporu opuściły jej wargi, a chłodne spojrzenie bez przeszkód z profesora Bułhakowa pomknęło w stronę ubrudzonych Gryfonów, którzy reprezentowali poziom godny skrzatów wysmarowanych smoczym łajnem. Następnie wróciło do Ślizgona, który był trzymany przez kilka rąk.
Nawet nie odczuwała potrzeby by to komentować.
Robisz się przewidujący, wampirze.
I coraz głupszy z każdym dniem.
Westchnęła i przewróciła oczami, postanawiając ruszyć do przodu by usłyszeć słowa profesora od Numerologii. Kiedy dotarły do niej podyktowane przez przedstawicieli grona pedagogicznego polecenia, nieprzyjemny grymas przemknął jej przez twarz. Nie zakładała spędzenia tego wypadu z kimkolwiek. Zupełnie nie było tego w jej planach. Zacisnęła więc dłonie w pięści by szybko je otworzyć i wziąć głębszy wdech.
Czas wylosować sobie ofiarę.
Już miała złapać pierwszą lepszą osobę i zwyczajnie pociągnąć ją za sobą, kiedy dostrzegła zamieszanie, które wywołał ten, jakże zabawny Ślizgonek, który z całą pewnością był od niej młodszy. Uśmiechnęła się sztucznie, udając przykładną młodą damę, którą przecież niewątpliwie była i skierowała swoje kroki właśnie w jego stronę, mijając przy okazji jakieś śmierdzące szlamy.
Bo, no przecież, czymże innym były takie robaczki w obliczu samej Żmii?
Przystanęła przy Jeffreyu i złapała go za kołnierz koszuli, zmuszając tym samym do tego, by się zatrzymał.
- Radzę Ci się opamiętać - syknęła cicho do Woods'a, po czym skierowała się bezpośrednio w stronę nauczyciela, który pojawił się w samą porę. Oczywiście. - Niech pan profesor się nie przejmuje, ja się zajmę moim kolegą. Profesor Slughorn chciał bym go miała na oku, ponieważ kiedy zaczyna tęsknić za rodzicami, zachowuje się dziecinniej niż zazwyczaj.
Słowa bez najmniejszego oporu opuściły jej wargi, a chłodne spojrzenie bez przeszkód z profesora Bułhakowa pomknęło w stronę ubrudzonych Gryfonów, którzy reprezentowali poziom godny skrzatów wysmarowanych smoczym łajnem. Następnie wróciło do Ślizgona, który był trzymany przez kilka rąk.
Nawet nie odczuwała potrzeby by to komentować.
- Riley Acquart
Re: Ulica
Wto Paź 20, 2015 5:30 pm
Czarne oczy nastolatki błysnęły z zaciekawienia, gdy o jej ramię otarła się jakaś urocza blondynka. Tak przynajmniej pomyślała w pierwszej chwili, lecz szybko naniosła poprawkę na swe spostrzeżenie. Bo był to chłopak, a nie żadna dziewczyna! Gabriel Foks we własnej osobie o urodzie będącej zagadką dla większości społeczeństwa. Po prostu rzadko który chłopak jest ładny. Przystojny owszem, ale nie ładny. Tu mamy jednak wyjątek potwierdzający regułę. Taka genetyczna pomyłka, choć z korzyścią dla młodzieńca. Nic więc dziwnego, że młoda czarownica mylnie oceniła płeć ów oryginalnej postaci. Chwilę później uwagę Gryfonki przykuli nauczyciele. A szczególnie Bułhakow, który oficjalnie przemówił do uczniów. Chciał przypomnieć im kilka zasad. Zasad, które i tak większość uczniów najprawdopodobniej złamie. Już na samym początku problematyczną zasadą okazała się ta, w której mowa była o trzymaniu się w parach. Jakich znowu parach? Dziewczyna nie potrafiła zadbać o siebie, a co dopiero o drugą osobę z którą przyszłoby jej podróżować po Hogsmeade. Zresztą Riley przyciągała kłopoty i sama mogła być zagrożeniem dla jakiejś uczennicy, bądź ucznia. Na szczęście każdą zasadę da się obejść. Z początku zakręciła się koło jakiejś grupki siódmoklasistów podążającej do Trzech Mioteł, a gdy tylko straciła z oczu nauczycieli odbiła w jakąś boczną uliczkę. Jeszcze nie wiedziała dokąd pójdzie. Nie zaplanowała niczego.
/zt.
/zt.
- Gabriel Foks
Re: Ulica
Wto Paź 20, 2015 6:38 pm
Odłączył się, odleciał, przestał słuchać i zatopił się w swoich głębokich, filozoficznych rozmyślaniach. Musiał wyglądać naprawdę śmiesznie, bo złapał przysłowiowego "laga życiowego", co znaczy, że wpatrywał się tępo w jeden punkt przed sobą i nikogo nie słuchał. Jednak za długo to zawieszenie nie trwało, bo wyrwało go z niego szybkie "cześć" ze strony dziewczyny, obok której właśnie stał... och jak miło, że ktoś go zaczepił!
Uniósł powoli złote ślepia na ową blondynkę i szybko przeanalizował to, o co go zapytała. Hmm... czy ma jakieś plany?
- Nie, raczej nie.
Jego twarz rozjaśnił mały uśmiech, który w pewnej części bardzo go zabolał, głównie ze względu na tego wielkiego siniaka na lewym poliku.
- Zgaduje, że ty też nie, więc gdzie chciałabyś się wybrać?
Przechylił ciekawską głowę w bok, od razu wyprzedzając wszelkie formalności, a następnie potarł swoje dłonie w celu ich ogrzania.
//
(czuję jak ten opis wali logikę @-@)
Uniósł powoli złote ślepia na ową blondynkę i szybko przeanalizował to, o co go zapytała. Hmm... czy ma jakieś plany?
- Nie, raczej nie.
Jego twarz rozjaśnił mały uśmiech, który w pewnej części bardzo go zabolał, głównie ze względu na tego wielkiego siniaka na lewym poliku.
- Zgaduje, że ty też nie, więc gdzie chciałabyś się wybrać?
Przechylił ciekawską głowę w bok, od razu wyprzedzając wszelkie formalności, a następnie potarł swoje dłonie w celu ich ogrzania.
//
(czuję jak ten opis wali logikę @-@)
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach