Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
- Cathal Raven
Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot
Pon Mar 16, 2015 12:53 pm
Wyszedłszy z pubu, wziął głęboki wdech, by uspokoić swoje myśli. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów, przez chwilę obracając ją w palcach, jak gdyby namyślał się, czy zapalić czy nie. W końcu jednak wyjął jednego, wsunął do ust i przypalając go zapalniczką, zaciągnął się dymem. Stał tak, paląc i przyglądając się mijającym go ludziom. Nad wioską zaczęły gromadzić się burzowe chmury, pogłębiając panoszącą się tam szarość.
Nagle otworzyły się drzwi herbaciarni po drugiej stronie ulicy. Do jego nozdrzy doleciał smakowity zapach domowego ciasta. Przypominał mu dom, wypieki mamy. Zacisnął powieki, starając się powstrzymać napływające łzy. Pomimo swego pancerza, który chronił go przed wszelkimi emocjami, nie potrafił ich tłumić na myśl o matce. Wciąż za nią tęsknił, mimo iż minęło już tyle lat od jej śmierci.
Rzucił niedopałek na chodnik, idąc w stronę budynku, z którego doleciał go ten aromat. Wchodząc do środka, jego nos wypełnił się tak słodkimi woniami, iż nie potrafił ich wszystkich rozróżnić. Przystając, począł się rozglądać po pomieszczeniu. Jego wzrok przykuła biała głowa, należąca do przepięknej dziewczyny, rozmawiającej z jakiś mężczyzna. Siedziała w najodleglejszym kącie. Jeszcze nigdy nie widział tak białych włosów. Wydawała się być postacią eteryczną.
Nagle w jego głowie zrodziło się pragnienie, by odwróciła w jego stronę twarz. Chciał ujrzeć ją całą, spojrzeć jej w oczy.
Zdusił w sobie to pragnienie, kierując się do stolika obok. Usiadł bokiem, tak, by mógł niepostrzeżenie zerkać na nią,nie zwracając na siebie uwagi innych osób.
Nagle otworzyły się drzwi herbaciarni po drugiej stronie ulicy. Do jego nozdrzy doleciał smakowity zapach domowego ciasta. Przypominał mu dom, wypieki mamy. Zacisnął powieki, starając się powstrzymać napływające łzy. Pomimo swego pancerza, który chronił go przed wszelkimi emocjami, nie potrafił ich tłumić na myśl o matce. Wciąż za nią tęsknił, mimo iż minęło już tyle lat od jej śmierci.
Rzucił niedopałek na chodnik, idąc w stronę budynku, z którego doleciał go ten aromat. Wchodząc do środka, jego nos wypełnił się tak słodkimi woniami, iż nie potrafił ich wszystkich rozróżnić. Przystając, począł się rozglądać po pomieszczeniu. Jego wzrok przykuła biała głowa, należąca do przepięknej dziewczyny, rozmawiającej z jakiś mężczyzna. Siedziała w najodleglejszym kącie. Jeszcze nigdy nie widział tak białych włosów. Wydawała się być postacią eteryczną.
Nagle w jego głowie zrodziło się pragnienie, by odwróciła w jego stronę twarz. Chciał ujrzeć ją całą, spojrzeć jej w oczy.
Zdusił w sobie to pragnienie, kierując się do stolika obok. Usiadł bokiem, tak, by mógł niepostrzeżenie zerkać na nią,nie zwracając na siebie uwagi innych osób.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot
Wto Mar 17, 2015 9:47 pm
Więzienie za bezpieczną przystań..? Nawet jeśli było to całkowicie złudne? W sumie, mógłby nawet się z tym zgodzić, gdyby nie to, że jednak miał świadomość tego, że był więźniem własnej głowy, w której sądziła Delilah. Mogłoby się to wydawać całkiem...dziwne – ba! – nawet jako oznakę szaleństwa i w sumie by temu nie zaprzeczał. Zdawał sobie sprawę z tego, że to nadal było więzienie, ta ciasna klatka w jaką wsadziła ją jego własna ukochana. Wspomnienia, które były przecież takie realistyczne i trwały, ach, trwały, niczym najpiękniejszy sen! Charles ściskał dłonie, które były wyciągnięte w jego stronę, ale niestety one nie były w stanie mu pomóc. Nawet on nie był w stanie. Przynajmniej jeszcze nie. Brzmiało to całkiem nieprawdopodobnie, ale jakże prawdziwe było dla niego i to do takiego stopnia, że nie rozróżniał nieraz fikcji od prawdy. Chłonął te wizje podsuwane mu przez widmo przeszłości, jak swoista gąbka. Dlatego też dzień jutrzejszy pachniał starymi pergaminami i nową dawką procentów, które działały niczym maść na jego pomylone zmysły i choć trochę mógł udawać, że jego nienormalność mieści się w społecznych ramach! W przeciwieństwie do niej nie bał się ani bólu, ani odrzucenia. Życie było wszak najlepszym nauczycielem, tak samo jak jego rodzina. Wyuczonych lekcji od samego początku istnienia, nie dało się od tak pozbyć. Ta blada pani mówi o wykrzywieniu emocjonalnym, ale gdyby porównać te fiołkowe, delikatne oczy śnieżnej kruchej, młodej kobiety z miodowymi, mętnymi tęczówkami dżentelmena – szaleńca...które by były bardziej tym wszystkim skażone? Powinna więc jak najbardziej postarać się o rozkwit swego bladego lica, czekającego na odmianę. A dopiero, kiedy pączki zamienią się w kwiaty, będzie to możliwe. Wrażenie zachwytu objawia się różnie zależnie od zainteresowanej osoby. Czy Charles Myrnin Hucksberry był nią...zachwycony? Ach, spróbuj zgadnąć coś tak pokrętnego. Skoro kwiat więdnął, należało dostarczyć mu życiodajnej wody. Może więc póki co, wystarczy herbata?
Intrygowała go ta intensywność tej drastycznej barwy, był niczym znawca sztuki, który dostrzegł nowy obraz wart jego uwagi, wśród pospolitych dzieł. Palce wraz z sygnetami w pewnym momencie zaczęły wystukiwać tylko sobie znaną melodię, która w jakiś sposób miała pasować do osóbki, znajdującej się przed nimi. Nie zareagował w taki sposób, jak ona, jakby zupełnie nie przyswoił sobie tego krótkiego zdarzenia. Niemniej kątem oka zauważył, jak nieruchomieje, niczym figura na wystawie. Paznokcie zdawały się być niczym pazurki stworzonka, który dba o swoją barierę. Nieśmiałe stworzonko próbowało jednak doświadczyć czegoś nowego w swoim życiu. Uda się? A może nie? Sama w sobie była dla niego księgą cenniejszą, niż ta, o którą tak gorączkowo walczyła. Z niewidzialnymi wiatrakami. Uśmiechnął się zdawkowo, gdy w końcu pozwoliła sobie na rozluźnienie. Nie lubił, gdy ktoś był przy nim spięty; to utrudniało nawiązanie jakiejkolwiek konwersacji. No cóż, może właśnie siedziałaś naprzeciw wilka w ludzkiej skórze, Laveno? Ubranego w sposób dziwaczny, ale dopuszczalny. Herbata działała wspaniale doprawdy!
Ostatnimi czasy, jeszcze bardziej przypadła do gustu Charles’a. Była towarzyszką niezastąpioną. Bardziej kulturalną, niż procentowe i kontrowersyjne panienki. Zastanawiająco przejechał palcami po swojej brodzie, znów instynktownie przekrzywiając głowę na bok.
- Ach, taka już rola nietolerancji i uprzedzeń, lecz co my, tacy prości czarodzieje możemy na to poradzić, czyż nie tak? Fanatyzm był, jest i będzie, moja droga panno! Przez najbliższy czas nie ma co marzyć o zmianie, madame. Konflikty rodzą się łatwo i kończą ciężej. Wśród rozkwitającego spokoju zawsze pojawi się cierń strachu, zawiści lub nienawiści – zagadkowo przyjrzał się swojej filiżance. Zainteresowanie Myrnina było zarazem trudno, a zarazem łatwo wzbudzić...wystarczyło być w jakiś sposób nietypowym. Doceniał to, oczywiście zależnie od danych okoliczności. Nie musiała wcale tego rozumieć; praktycznie nikt nie był w stanie zrozumieć kogoś tak pokrętnego. Uniósł ponownie oczy, spoglądając nimi odważnie w fioletowe tęczówki.
- Ignorancja niemniej zawsze jest większa u mężczyzn, które bezwstydnie odzywają się do tak młodej madame – odparł swobodnie, a kąciki jego warg zadrgały tym razem wyraźniej. – Miło mi również, panno Whisper. Jeśli jednak jest już pani kwiatem zajętym, raczy pani wybaczyć. Osobiście bardziej cenię mówić do kobiet z przedrostkiem „panno”.
Upił kolejny łyk swojej jeszcze ciepłej herbaty, a jedna z jego brwi powędrowała do góry. Rozejrzał się najpierw w prawo, po czym lewo i nieznacznie pochylił się w jej stronę, jakby miał jej do zdradzenia jeden z największych sekretów. A w sumie...nieco się z nią drażnił.
- No cóż...to może być wielce ryzykowne posunięcie, ale powiedzmy, że zaufam pani, panno Whisper na tyle by zdradzić słów kilka o tym, czym się zajmuje...Niemniej, cóż z tego będę miał?
Był szczerze zainteresowany jej odpowiedzią i zanim zdążyła zareagować, powrócił tułowiem na swoje miejsce, chowając niebezpieczny uśmiech za filiżanką. Ktoś zdążył jeszcze wejść do środka herbaciarni, niemniej Charles nie zwrócił na tego kogoś zbytniej uwagi. Przynajmniej na razie.
Intrygowała go ta intensywność tej drastycznej barwy, był niczym znawca sztuki, który dostrzegł nowy obraz wart jego uwagi, wśród pospolitych dzieł. Palce wraz z sygnetami w pewnym momencie zaczęły wystukiwać tylko sobie znaną melodię, która w jakiś sposób miała pasować do osóbki, znajdującej się przed nimi. Nie zareagował w taki sposób, jak ona, jakby zupełnie nie przyswoił sobie tego krótkiego zdarzenia. Niemniej kątem oka zauważył, jak nieruchomieje, niczym figura na wystawie. Paznokcie zdawały się być niczym pazurki stworzonka, który dba o swoją barierę. Nieśmiałe stworzonko próbowało jednak doświadczyć czegoś nowego w swoim życiu. Uda się? A może nie? Sama w sobie była dla niego księgą cenniejszą, niż ta, o którą tak gorączkowo walczyła. Z niewidzialnymi wiatrakami. Uśmiechnął się zdawkowo, gdy w końcu pozwoliła sobie na rozluźnienie. Nie lubił, gdy ktoś był przy nim spięty; to utrudniało nawiązanie jakiejkolwiek konwersacji. No cóż, może właśnie siedziałaś naprzeciw wilka w ludzkiej skórze, Laveno? Ubranego w sposób dziwaczny, ale dopuszczalny. Herbata działała wspaniale doprawdy!
Ostatnimi czasy, jeszcze bardziej przypadła do gustu Charles’a. Była towarzyszką niezastąpioną. Bardziej kulturalną, niż procentowe i kontrowersyjne panienki. Zastanawiająco przejechał palcami po swojej brodzie, znów instynktownie przekrzywiając głowę na bok.
- Ach, taka już rola nietolerancji i uprzedzeń, lecz co my, tacy prości czarodzieje możemy na to poradzić, czyż nie tak? Fanatyzm był, jest i będzie, moja droga panno! Przez najbliższy czas nie ma co marzyć o zmianie, madame. Konflikty rodzą się łatwo i kończą ciężej. Wśród rozkwitającego spokoju zawsze pojawi się cierń strachu, zawiści lub nienawiści – zagadkowo przyjrzał się swojej filiżance. Zainteresowanie Myrnina było zarazem trudno, a zarazem łatwo wzbudzić...wystarczyło być w jakiś sposób nietypowym. Doceniał to, oczywiście zależnie od danych okoliczności. Nie musiała wcale tego rozumieć; praktycznie nikt nie był w stanie zrozumieć kogoś tak pokrętnego. Uniósł ponownie oczy, spoglądając nimi odważnie w fioletowe tęczówki.
- Ignorancja niemniej zawsze jest większa u mężczyzn, które bezwstydnie odzywają się do tak młodej madame – odparł swobodnie, a kąciki jego warg zadrgały tym razem wyraźniej. – Miło mi również, panno Whisper. Jeśli jednak jest już pani kwiatem zajętym, raczy pani wybaczyć. Osobiście bardziej cenię mówić do kobiet z przedrostkiem „panno”.
Upił kolejny łyk swojej jeszcze ciepłej herbaty, a jedna z jego brwi powędrowała do góry. Rozejrzał się najpierw w prawo, po czym lewo i nieznacznie pochylił się w jej stronę, jakby miał jej do zdradzenia jeden z największych sekretów. A w sumie...nieco się z nią drażnił.
- No cóż...to może być wielce ryzykowne posunięcie, ale powiedzmy, że zaufam pani, panno Whisper na tyle by zdradzić słów kilka o tym, czym się zajmuje...Niemniej, cóż z tego będę miał?
Był szczerze zainteresowany jej odpowiedzią i zanim zdążyła zareagować, powrócił tułowiem na swoje miejsce, chowając niebezpieczny uśmiech za filiżanką. Ktoś zdążył jeszcze wejść do środka herbaciarni, niemniej Charles nie zwrócił na tego kogoś zbytniej uwagi. Przynajmniej na razie.
- Lavena Whisper
Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot
Nie Mar 22, 2015 9:15 pm
Tak wiele można by powiedzieć o ich dwójce. Tak wiele mieli do ukrycia, tak wiele do wyjawienie. Każde z nich zapewne różniło się diametralnie od siebie, ale być może w tych pokrętnych umysłach kryło się ziarno podobieństwa, jednakich myśli, pragnień, marzeń i obaw, zaćmiewających jaźń masą myśli, tworząc tak piękny i przerażający chaos...
Trzymała filiżankę w długich smukłych palcach, chłonąc stygnące ciepło, które wnikało w skórę, ku mięśniom i ścięgnom, epatując aż do kości. Tak wiele tego było, a jednocześnie czasami czuła się, jakby była pusta w środku, jakby jej życie pomimo kilku jaskrawych chwil, było jałowe, tak bardzo ubogie, pozbawione tego swoistego zapalnika, który uaktywnił jej wnętrze, rozpalił duszę, rozjaśnił zamglone spojrzenie fiołkowych oczu.
Westchnęła i rozluźniła się nieco. Wiedziała, że jest zbyt nerwowa, jakby obawiała się własnego cienia, jakby mógł opuścić płaszczyznę, wyciągnąć do niej długie, karykaturalne dłonie i pochwycić, wciągając w swój mroczny świat cieni. Ale czy sama nie była cieniem? Czy sama dobrowolnie nie skazała się na jałowe pustkowie uczuć? Czy sama nie odeszła od świata, usuwając się w mrok, chociaż nie poddając mu się, a szukając w nim schronienia przed spojrzeniami innych, ale przede wszystkim przed wyrzutami sumienia? Ileż to błędów człowiek popełni i ileż razy ucieknie, aby nie musieć pozornie mierzyć się z konsekwencją swych działań... Tylko bogowie mogli to wiedzieć, a śmiertelnie zdawać sobie z tego doskonale sprawę.
Uniosła bladą twarzyczkę, którą częściowo przesłaniały śnieżnobiałe włosy, zaś fiołkowe oczy, choć delikatne i niewinne w swej manierze, ujawniły pewną przenikliwość, gdy kryjąc usta za delikatną materią porcelany, wyszeptała:
- Siedzisz w szklanym pudełku, widzisz wszystko to, co cię otacza, ale oddziela cię od tego szkło. Nie możesz tego dotknąć, nic cię z tym nie łączy - zaraz potem zerknęła na mętny płyn, który zalegał na dnie filiżanki.
Jasne brwi ściągnęły się nieznacznie, a pomiędzy nimi pojawiła się pionowa zmarszczka.
- Ten świat symbolizuje posiadanie, a nie związek. Jest piękny, a nawet urokliwy, ale czegoś mu brakuje... - uśmiechnęła się nagle łagodnie i ponownie spojrzała na mężczyznę, jakby zawstydzona własnym majaczeniem.
- Tak, czy inaczej nie wiele robimy z sytuacją, która zaistniała. Tak naprawdę sami dyktujemy terror, w każdym z nas siedzi bestia, u innych głęboko ukryta, pogrążona w letargu, u kolejnych bardziej świadoma, ale leniwa, a jeszcze inni rozbudzają ją, pozwalając jej żądzom zawładnąć nad ich duszą i myślom, aż sami stają się nią... Srebrnookim potworem, panem zawiści, lęku przed nieznanym, przed tym, co inne - słowa płynęły miękkim nurtem, tak strasznie kłócąc się z ich wydźwiękiem.
Tym razem nie umknęła spojrzeniem gdzieś w daleki kąt, tylko odpowiedziała na swego rodzaju wyzwanie.
- Nie, panie Myrninie Hucksberry, jestem panną - zgodziła się, jednak przy tych słowach policzki ponownie się zarumieniły, ledwie chwilę wcześniej odzyskując swój naturalny alabastrowy kolor.
Gdy mężczyzna rozejrzał się, a następnie nachylił się ku niej, odruchowo zamrugała powiekami i odsunęła się odrobinkę, wychylając się do tyłu. Nie spodziewała się podobnego zachowania, a to wprawiało ją w jeszcze większą niepewność, dręcząc niedoświadczony umysł i ciało, w którym serce biło mocno, nierówno, jakby miało rozsadzić zaraz jej piersi.
Zacisnęła mocniej palce na kruchej filiżance. Dlaczego miała wrażenie, że w jego słowach znajduje się nieprzyzwoita dwuznaczność? A może to nerwy tak nadszarpnęły jej postrzeganie świata.
Odchrząknęła i przysunęła się odrobinkę, ale tylko odrobinkę i odpowiedziała równie cichym, acz poważnym z pozoru głosem.
- Świadomość, że zaufał pan kobiecie skromnej, nie skorej do wyjawiania cudzych tajemnic - mówiąc to wydęła odrobinkę dolną wargę, jakby chciała się uśmiechnąć.
Wtem usłyszała ponowne skrzypnięcie otwieranych drzwi i natarczywy dzwoneczek, zwiastujący przybycie kolejnego klienta.
Doprawdy, ostatnimi czasy ta Herbaciarnia robiła się niezwykle tłoczna. Zapewne nie spojrzałaby w tamtą stronę, gdyby nie fakt, iż pomiędzy łopatkami odczuła to charakterystyczne mrowienie, kiedy ktoś samymi myślami próbuje przywołać czyjeś spojrzenie ku sobie. Mrugnęła powiekami i spojrzała nad ramieniem swego rozmówcy ku wysokiemu mężczyźnie, stojącymi wcale nie tak daleko, wpatrującego się w nią intensywnie niebieskimi oczyma.
Patrzyła na niego przez chwilę, zapominając o tym, jak się oddycha. Nie spodziewała się takiego zachowania, już samo to, że panicz Myrnin Hucksberry chciał się do niej dosiąść - zakrawało na cud. A teraz to.
Skąd to się brało, to całe zainteresowanie jej osobą, kiedy sama tak bardzo chciała być niewidoczna dla cudzych oczu? A może nie?
Przygryzła dolną wargę i speszona spuściła głowę, pozwalając, aby gęste, białe włosy skryło częściowo jej lico.
Zacisnęła kurczowo kolana, próbując przypomnieć sobie, jak się oddycha. Była wyprowadzona z równowagi podobnie zuchwałym zachowaniem młodego mężczyzny, ale było w nim coś... co wołało o pomoc, a ta wrażliwa jej część, istota pragnąca pomagać potrzebującym, wyczuwała to doskonale.
Potrząsnęła lekko głową, próbując skupić spojrzenie na rozmówcy i być może zniknąć w kłebach gęstego dymu, zapaść się pod ziemię.
Chyba nawet modliła się, aby deski popękały, a ziemia się pod nią rozstąpiła i ja pochłonęła.
Trzymała filiżankę w długich smukłych palcach, chłonąc stygnące ciepło, które wnikało w skórę, ku mięśniom i ścięgnom, epatując aż do kości. Tak wiele tego było, a jednocześnie czasami czuła się, jakby była pusta w środku, jakby jej życie pomimo kilku jaskrawych chwil, było jałowe, tak bardzo ubogie, pozbawione tego swoistego zapalnika, który uaktywnił jej wnętrze, rozpalił duszę, rozjaśnił zamglone spojrzenie fiołkowych oczu.
Westchnęła i rozluźniła się nieco. Wiedziała, że jest zbyt nerwowa, jakby obawiała się własnego cienia, jakby mógł opuścić płaszczyznę, wyciągnąć do niej długie, karykaturalne dłonie i pochwycić, wciągając w swój mroczny świat cieni. Ale czy sama nie była cieniem? Czy sama dobrowolnie nie skazała się na jałowe pustkowie uczuć? Czy sama nie odeszła od świata, usuwając się w mrok, chociaż nie poddając mu się, a szukając w nim schronienia przed spojrzeniami innych, ale przede wszystkim przed wyrzutami sumienia? Ileż to błędów człowiek popełni i ileż razy ucieknie, aby nie musieć pozornie mierzyć się z konsekwencją swych działań... Tylko bogowie mogli to wiedzieć, a śmiertelnie zdawać sobie z tego doskonale sprawę.
Uniosła bladą twarzyczkę, którą częściowo przesłaniały śnieżnobiałe włosy, zaś fiołkowe oczy, choć delikatne i niewinne w swej manierze, ujawniły pewną przenikliwość, gdy kryjąc usta za delikatną materią porcelany, wyszeptała:
- Siedzisz w szklanym pudełku, widzisz wszystko to, co cię otacza, ale oddziela cię od tego szkło. Nie możesz tego dotknąć, nic cię z tym nie łączy - zaraz potem zerknęła na mętny płyn, który zalegał na dnie filiżanki.
Jasne brwi ściągnęły się nieznacznie, a pomiędzy nimi pojawiła się pionowa zmarszczka.
- Ten świat symbolizuje posiadanie, a nie związek. Jest piękny, a nawet urokliwy, ale czegoś mu brakuje... - uśmiechnęła się nagle łagodnie i ponownie spojrzała na mężczyznę, jakby zawstydzona własnym majaczeniem.
- Tak, czy inaczej nie wiele robimy z sytuacją, która zaistniała. Tak naprawdę sami dyktujemy terror, w każdym z nas siedzi bestia, u innych głęboko ukryta, pogrążona w letargu, u kolejnych bardziej świadoma, ale leniwa, a jeszcze inni rozbudzają ją, pozwalając jej żądzom zawładnąć nad ich duszą i myślom, aż sami stają się nią... Srebrnookim potworem, panem zawiści, lęku przed nieznanym, przed tym, co inne - słowa płynęły miękkim nurtem, tak strasznie kłócąc się z ich wydźwiękiem.
Tym razem nie umknęła spojrzeniem gdzieś w daleki kąt, tylko odpowiedziała na swego rodzaju wyzwanie.
- Nie, panie Myrninie Hucksberry, jestem panną - zgodziła się, jednak przy tych słowach policzki ponownie się zarumieniły, ledwie chwilę wcześniej odzyskując swój naturalny alabastrowy kolor.
Gdy mężczyzna rozejrzał się, a następnie nachylił się ku niej, odruchowo zamrugała powiekami i odsunęła się odrobinkę, wychylając się do tyłu. Nie spodziewała się podobnego zachowania, a to wprawiało ją w jeszcze większą niepewność, dręcząc niedoświadczony umysł i ciało, w którym serce biło mocno, nierówno, jakby miało rozsadzić zaraz jej piersi.
Zacisnęła mocniej palce na kruchej filiżance. Dlaczego miała wrażenie, że w jego słowach znajduje się nieprzyzwoita dwuznaczność? A może to nerwy tak nadszarpnęły jej postrzeganie świata.
Odchrząknęła i przysunęła się odrobinkę, ale tylko odrobinkę i odpowiedziała równie cichym, acz poważnym z pozoru głosem.
- Świadomość, że zaufał pan kobiecie skromnej, nie skorej do wyjawiania cudzych tajemnic - mówiąc to wydęła odrobinkę dolną wargę, jakby chciała się uśmiechnąć.
Wtem usłyszała ponowne skrzypnięcie otwieranych drzwi i natarczywy dzwoneczek, zwiastujący przybycie kolejnego klienta.
Doprawdy, ostatnimi czasy ta Herbaciarnia robiła się niezwykle tłoczna. Zapewne nie spojrzałaby w tamtą stronę, gdyby nie fakt, iż pomiędzy łopatkami odczuła to charakterystyczne mrowienie, kiedy ktoś samymi myślami próbuje przywołać czyjeś spojrzenie ku sobie. Mrugnęła powiekami i spojrzała nad ramieniem swego rozmówcy ku wysokiemu mężczyźnie, stojącymi wcale nie tak daleko, wpatrującego się w nią intensywnie niebieskimi oczyma.
Patrzyła na niego przez chwilę, zapominając o tym, jak się oddycha. Nie spodziewała się takiego zachowania, już samo to, że panicz Myrnin Hucksberry chciał się do niej dosiąść - zakrawało na cud. A teraz to.
Skąd to się brało, to całe zainteresowanie jej osobą, kiedy sama tak bardzo chciała być niewidoczna dla cudzych oczu? A może nie?
Przygryzła dolną wargę i speszona spuściła głowę, pozwalając, aby gęste, białe włosy skryło częściowo jej lico.
Zacisnęła kurczowo kolana, próbując przypomnieć sobie, jak się oddycha. Była wyprowadzona z równowagi podobnie zuchwałym zachowaniem młodego mężczyzny, ale było w nim coś... co wołało o pomoc, a ta wrażliwa jej część, istota pragnąca pomagać potrzebującym, wyczuwała to doskonale.
Potrząsnęła lekko głową, próbując skupić spojrzenie na rozmówcy i być może zniknąć w kłebach gęstego dymu, zapaść się pod ziemię.
Chyba nawet modliła się, aby deski popękały, a ziemia się pod nią rozstąpiła i ja pochłonęła.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot
Pią Mar 27, 2015 1:56 am
Tak wiele...zgubne sformułowanie, które wydawać się być mogło, że mówi tak mało...a tak naprawdę zdradza więcej, niż powinno. Różniło – to było widoczne na pierwszy rzut oka! A przy uważniejszym śledztwie, bardziej jasne. Może i były jakieś prawdopodobieństwa w tych pokręconych głowach, ale czy ona rozumiała, jak rozbudowany mechanizm się pod jego czupryną znajdował? Na pragnienia i marzenia mogą sobie pozwolić jedynie ludzie, których było na to stać.
Czy było Cię na to stać, Laveno? Czy byłabyś w stanie unieść się wysoko z całą Twoją bielą?
Stąpał na niepewnym gruncie swych myśli i obaw, bo o marzeniach nie miał jak śnić. Nie kiedy w środku czaiła się taka bolesna...pustka. To w sumie zabawne, by pustką nazywało się coś tak potężnego. Ale chyba inna nazwa tutaj nie pasowała.
Jego herbata już straciła ostatnie resztki gorąca i zanim się obejrzał, miała chłodny posmak, który powodował ledwo wyczuwalną gęsią skórkę. Każdy niemniej potrzebował zapalnika, prawda? A skoro ona tak bardzo go pragnęła...to dlaczego nie mogła go od tak wziąć? Czekanie nie było w tym przypadku wskazane. Należało działać. Właśnie teraz. Póki tykanie zegara nie budziło takiego strachu. Czasem należało się poddać tej dobrej chwili, która przecież mogła bardzo szybko odejść w zapomnienie. Pytanie, czy ta chwila właśnie taka była. W końcu to sam wilk czaił się przy tym stoliku. Nie każdy jednak lubił wilki. A skoro jej obawa była aż tak zaawansowana, to czy nie powinna siedzieć zamknięta w potulnym domu z dala od codziennych trosk? I od przerażających nieznajomych? Konsekwencje działań ludzkich zawsze chwytają nieoczekiwanie i nie mają zamiaru puścić. W żadnym przypadku. Bogowie..? A może jeden Bóg? A może Boga nie ma? Wierzyła w coś, czy po prostu lubiła błądzić wśród różnych wierzeń w tym niebezpiecznym świecie?
Dopił resztkę herbaty i zamówił kolejną porcję. Tym razem poprosił o jaśminową. Nie tracił ją jednak z zasięgu swego wzroku, nie mogąc pozwolić sobie na od taką ignorancję. Wsłuchiwał się w jej delikatny żeński głos, błądząc wśród jej słów.
- Jeśli nie chcesz, to nie będzie Cię nigdy nic z tym łączyć. W momencie, kiedy zaczynasz pragnąć, wszystko staje się możliwe. Nawet dotknięcie tego szkła – odparł cicho, odpowiadając jakby na jej słowne wyznanie. Zapomniał nawet o wszelkich podstawowych zasadach, które powinien stosować w wypowiedzi. Po prostu stało się to tak szybko, że nawet nie zauważył. Zamyślił się, a jego oczy, które dziwnie pociemniały spoczęły na parującej filiżance, która spoczęła na stoliku.
- Dziękuję, madame – powiedział uprzejmie i zaczął słodzić herbatę. – I zawsze będzie brakować. Świat nigdy nie będzie pełny, tak samo ludzie, panno Whisper...
I zamieszał łyżeczką w filiżance, zakładając prawą nogę na lewą.
- Mądre, lecz ostre słowa, jak na tak wrażliwą istotę, jaką madame wydaje się być. Nie mam powodu by z tymże się nie zgodzić, jednakże...to poważne zarzuty, nie uważa pani? Bestia czająca się w ludziach jest wiecznie głodna, niezaspokojona w takim przypadku. Do której grupy zalicza się więc pani? Jest pani świadoma tego, że w środku czai się...bestia zdolna zawładnąć całą pani osobą? Czy też unika pani myśli na ten temat, odrzucając go w najdalszy kąt swego umysłu? Wybaczy pani moją niezdrową ciekawość, ale chyba sam pozwoliłem by ten potwór czający się we mnie zabrał głos – mówił poważnie, lecz w jego zachrypnięty głos zakradała się też dziwna wesołość. Był wszak błaznem. Dżentelmenem, który chowa swe najgorsze grzeszki po kieszeniach szaty. Kiedy zaś utwierdziła go w tym, że jest panną, kąciki jego warg nieznacznie zadrgały i pociągnął kolejnego łyka. Widział jej zdenerwowanie i zakłopotanie – nie trudno zresztą było je przeoczyć, jednakże nie mógł się powstrzymać. To było takie nieprzyzwoite, że aż musiał to uczynić, pozwalając sobie na naginanie własnych granic opanowania. Trwał więc w tej pozie, nie zamierzając z niej spuścić teraz oka. Był ukrytym drapieżnikiem, działającym bardzo ostrożnie. A przy tym bawił się.
Ach, Charlie!
Zrezygnowany głosik w głowie Hucksberry’ego przemówił i ponownie zapanowała cisza.
- Mogę więc uchylić rąbka tajemnicy tej skromnej madame. Ujmę to więc całkiem kolokwialnie; nauczam młode umysły – wyszeptał rozbawiony jej reakcją. I w jakiś sposób zafascynowany tą zmianą jaka w niej nastąpiła. Ale potem to wszystko rozpłynęło się, wraz z pojawieniem się nowego towarzystwa. Na jego czole pojawiła się mała zmarszczka – nie dawał jednak nic po sobie poznać, by w żaden sposób nie dać odczuć swej dezorientacji tej kobiecie. Bardzo powoli uniósł filiżankę do góry, kątem oka przyglądając się nieznajomemu, na którego tak zareagowała białowłosa. Uparcie milczał, a kiedy potrząsnęła głową, odchrząknął i zabrał głos.
- Zawsze tak pani reaguje, panno Whisper?
Czy było Cię na to stać, Laveno? Czy byłabyś w stanie unieść się wysoko z całą Twoją bielą?
Stąpał na niepewnym gruncie swych myśli i obaw, bo o marzeniach nie miał jak śnić. Nie kiedy w środku czaiła się taka bolesna...pustka. To w sumie zabawne, by pustką nazywało się coś tak potężnego. Ale chyba inna nazwa tutaj nie pasowała.
Jego herbata już straciła ostatnie resztki gorąca i zanim się obejrzał, miała chłodny posmak, który powodował ledwo wyczuwalną gęsią skórkę. Każdy niemniej potrzebował zapalnika, prawda? A skoro ona tak bardzo go pragnęła...to dlaczego nie mogła go od tak wziąć? Czekanie nie było w tym przypadku wskazane. Należało działać. Właśnie teraz. Póki tykanie zegara nie budziło takiego strachu. Czasem należało się poddać tej dobrej chwili, która przecież mogła bardzo szybko odejść w zapomnienie. Pytanie, czy ta chwila właśnie taka była. W końcu to sam wilk czaił się przy tym stoliku. Nie każdy jednak lubił wilki. A skoro jej obawa była aż tak zaawansowana, to czy nie powinna siedzieć zamknięta w potulnym domu z dala od codziennych trosk? I od przerażających nieznajomych? Konsekwencje działań ludzkich zawsze chwytają nieoczekiwanie i nie mają zamiaru puścić. W żadnym przypadku. Bogowie..? A może jeden Bóg? A może Boga nie ma? Wierzyła w coś, czy po prostu lubiła błądzić wśród różnych wierzeń w tym niebezpiecznym świecie?
Dopił resztkę herbaty i zamówił kolejną porcję. Tym razem poprosił o jaśminową. Nie tracił ją jednak z zasięgu swego wzroku, nie mogąc pozwolić sobie na od taką ignorancję. Wsłuchiwał się w jej delikatny żeński głos, błądząc wśród jej słów.
- Jeśli nie chcesz, to nie będzie Cię nigdy nic z tym łączyć. W momencie, kiedy zaczynasz pragnąć, wszystko staje się możliwe. Nawet dotknięcie tego szkła – odparł cicho, odpowiadając jakby na jej słowne wyznanie. Zapomniał nawet o wszelkich podstawowych zasadach, które powinien stosować w wypowiedzi. Po prostu stało się to tak szybko, że nawet nie zauważył. Zamyślił się, a jego oczy, które dziwnie pociemniały spoczęły na parującej filiżance, która spoczęła na stoliku.
- Dziękuję, madame – powiedział uprzejmie i zaczął słodzić herbatę. – I zawsze będzie brakować. Świat nigdy nie będzie pełny, tak samo ludzie, panno Whisper...
I zamieszał łyżeczką w filiżance, zakładając prawą nogę na lewą.
- Mądre, lecz ostre słowa, jak na tak wrażliwą istotę, jaką madame wydaje się być. Nie mam powodu by z tymże się nie zgodzić, jednakże...to poważne zarzuty, nie uważa pani? Bestia czająca się w ludziach jest wiecznie głodna, niezaspokojona w takim przypadku. Do której grupy zalicza się więc pani? Jest pani świadoma tego, że w środku czai się...bestia zdolna zawładnąć całą pani osobą? Czy też unika pani myśli na ten temat, odrzucając go w najdalszy kąt swego umysłu? Wybaczy pani moją niezdrową ciekawość, ale chyba sam pozwoliłem by ten potwór czający się we mnie zabrał głos – mówił poważnie, lecz w jego zachrypnięty głos zakradała się też dziwna wesołość. Był wszak błaznem. Dżentelmenem, który chowa swe najgorsze grzeszki po kieszeniach szaty. Kiedy zaś utwierdziła go w tym, że jest panną, kąciki jego warg nieznacznie zadrgały i pociągnął kolejnego łyka. Widział jej zdenerwowanie i zakłopotanie – nie trudno zresztą było je przeoczyć, jednakże nie mógł się powstrzymać. To było takie nieprzyzwoite, że aż musiał to uczynić, pozwalając sobie na naginanie własnych granic opanowania. Trwał więc w tej pozie, nie zamierzając z niej spuścić teraz oka. Był ukrytym drapieżnikiem, działającym bardzo ostrożnie. A przy tym bawił się.
Ach, Charlie!
Zrezygnowany głosik w głowie Hucksberry’ego przemówił i ponownie zapanowała cisza.
- Mogę więc uchylić rąbka tajemnicy tej skromnej madame. Ujmę to więc całkiem kolokwialnie; nauczam młode umysły – wyszeptał rozbawiony jej reakcją. I w jakiś sposób zafascynowany tą zmianą jaka w niej nastąpiła. Ale potem to wszystko rozpłynęło się, wraz z pojawieniem się nowego towarzystwa. Na jego czole pojawiła się mała zmarszczka – nie dawał jednak nic po sobie poznać, by w żaden sposób nie dać odczuć swej dezorientacji tej kobiecie. Bardzo powoli uniósł filiżankę do góry, kątem oka przyglądając się nieznajomemu, na którego tak zareagowała białowłosa. Uparcie milczał, a kiedy potrząsnęła głową, odchrząknął i zabrał głos.
- Zawsze tak pani reaguje, panno Whisper?
- Lavena Whisper
Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot
Nie Mar 29, 2015 7:40 pm
Och, czyżby Pan insynuował, iż pod tą białą czuprynką znajdował się móżdżek nie zdolny do skomplikowanych kalkulacji i osądów? Nie ładnie, bardzo nie ładnie.
Marzenia są cząstką każdego bytu, nawet tego najbardziej zatwardziałego, który omylnie chce sądzić, iż nie stać go na nie. Czyste oszukiwanie samego siebie, panie Hucksberry.
Czy ona byłaby w stanie? Ciężko wydać jednoznaczny osąd w tej sprawie. Wiele w jej głowie było marzeń, po które nie była w stanie sięgnąć przez własny lęk zakorzeniony zbyt głęboko, aby samodzielnie potrafiła stawić mu czoła.
Zawsze wydawała się bardziej wrażliwa i czuła na wszelkie emocjonalne bodźce, być może to wszystko miało związek ze snami, które przeżywała przez wiele lat, a które ostatnio przestały ja nawiedzać w ogóle. A przynajmniej nie były tak... intensywnie porażające, jakby miała wrażenie, iż wszystkie dotyczą w jakimś stopniu jej, ale w zupełnie innym wydaniu. Teraz śniła często o lesie. Ogromnym, starym lesie, obleczonym we wszechobecną zieleń, rozrośnięte paprocie sięgające jej piersi. Ale sam las nie był przerażający, a cisza, w która w nim zalegała. Nie było świstu wiatru, ani szelestu liści, a tym bardziej śpiewów ptaków, czy odgłosów żerującej zwierzyny. Wszystko oblekała przerażająca cisza, pustka i nienaturalność, która ją przerażała, uświadamiała jej, że jest sama, po prostu sama w tym pustkowiu zieleni.
Czy Lavena w coś wierzyła? Owszem, żyła w końcu w społeczeństwie niezwykle religijnym, gdzie rządziła masa norm, z góry ustalonych zachowań i oczekiwań. Do tego, jak w tym świecie okrucieństwa nie uciekać się do wiary, aby dodać sobie nieco nadziei i być może jakiegoś animuszu? Przecież kogoś obarczać winą trzeba za krzywdy, które stały się udziałem całej ludzkości, bo ludzie nie nawykli do przyznawania się do błędów, prawda? A czymże była wiara, jak nie ucieczką od wcześniej wspomnianego poczucia odpowiedzialności?
Gdy mężczyzna zamówił kolejną herbatę, Lavena skorzystała z okazji, gdy podeszła Pani tego przybytku i poprosiła swym cichym, miękkim głosem o herbatę z lilii wodnej. Dawno jej nie piła, a miała przyjemny, delikatny smak. Uśmiechnęła się leciutko, kiedy kobieta przyjęła zamówienie, zabierając jej filiżankę.
Bez niej poczuła się taka... naga. Nie miała co zrobić z dłońmi. Zabębniła palcami o blat, aż w końcu splotła je ze sobą, aby nie podrygiwały nerwowo, wystukując dziwne werble.
Blade wargi kobiety drgnęły lekko, słysząc te śmiałe słowa wypływające z ust mężczyzny. Wzniosła odrobinkę oczy ku niemu, zaciskając palce prawej dłoni na lewym nadgarstku, czując, jak krew desperacko pulsuje pod jej naciskiem.
- Niezwykle śmiałe stwierdzenie, Panie Myrninie Hucksberry, chociaż śmiem twierdzić, że chcieć nie zawsze oznacza móc. Dotknięcie szkła nie równa się z połączeniem z tym, co za nim się znajduje - szepnęła i drgnęła, kiedy kobieta z czarnym, jedwabistym kokiem podeszła ponownie do ich stolika, tym razem przed nią stawiając pięknie pachnącą herbatę.
- Dziękuję uprzejmie - zaszemrała, chciwie oplatając palcami nagrzaną porcelanę.
Tym razem filiżanka była pociągnięta czarną farbą, a na niej ktoś maznął srebrzystą tarczę księżyca. Piękne, kunsztowne dzieło.
Podziwiała chwilę porcelanę, odwlekając jakoby moment odpowiedzi. Zdawać, by się mogło, że musiała zebrać myśli; iż przy nim czuła się rozproszona. A może to jej śmiałość rodząca się w trzewiach tak ją deprymowała?
Jasne brwi ponownie się zbiegły, a powieki na krótką chwilę przymrużyły, przesłaniając częściowo fiołkową głębię spojrzenia albinotycznej kobiety.
Odetchnęła w końcu i rzucając mężczyźnie nieco ostrzejsze spojrzenie, wyrzekła hardo, tak zaskakująco inaczej, niż przedtem:
- Może jestem zbyt świadoma bestii kryjącej się we mnie i dlatego odcinam się od tego, co za szkłem?
A potem, kilka sekund to trwało, zgarbiła się ponownie, jakby chcąc zniknąć samej w sobie i westchnęła przeciągle, upijając niesłodzoną ambrozję swej herbatki.
Zamrugała powiekami i uśmiechnęła się uprzejmie, jakby wybuch, który miał miejsce przed chwileczką, nigdy nie zaistniał.
- Zacne poświęcenie w takim razie, drogi panie. Chwali się wytrwałości i odwagi.
Kiedy padło pytanie, zatoczyła kółko na brzeżku swej filiżaneczki, oddychając spokojnie. I przemówiła, postanowiła odpowiedzieć na to retoryczne w wydźwięku pytanie.
- Po prostu mnie przerażacie, wy jako ludzie. Nie Czarodzieje, Mugole, czy różnokrwiści. My, ludzie, mamy w sobie tyle destruktywnej siły, tyle pola do nienawiści, miłości i współodczuwania bólu, czy radości - mówiąc to, patrzyła w jego oczy, a jej własne stały się dziwnie poważne, matowe, jakby nieobecne, a jednocześnie czujne. - Każde z nas ma siłę, aby wyrwać w czyimś sercu, duszy, czy gdziekolwiek znajduje się nasza istota, wyrwę, której nic nie załata. Ani czas, ani inni ludzie, można ją tylko z czasem nakryć, aby o niej zapomnieć, udawać, że nic się nie stało; że ból, który dostał nam się w udziale nas nie dotyczy. To mnie właśnie przeraża, panie Hucksberry, to jak bardzo potrafimy ranić, wszyscy - kąciki bladych warg rozciągnęły się w niejednoznacznym, acz raczej smutnawym uśmiechu. - I to, jak czasem nie potrafimy zapomnieć.
Marzenia są cząstką każdego bytu, nawet tego najbardziej zatwardziałego, który omylnie chce sądzić, iż nie stać go na nie. Czyste oszukiwanie samego siebie, panie Hucksberry.
Czy ona byłaby w stanie? Ciężko wydać jednoznaczny osąd w tej sprawie. Wiele w jej głowie było marzeń, po które nie była w stanie sięgnąć przez własny lęk zakorzeniony zbyt głęboko, aby samodzielnie potrafiła stawić mu czoła.
Zawsze wydawała się bardziej wrażliwa i czuła na wszelkie emocjonalne bodźce, być może to wszystko miało związek ze snami, które przeżywała przez wiele lat, a które ostatnio przestały ja nawiedzać w ogóle. A przynajmniej nie były tak... intensywnie porażające, jakby miała wrażenie, iż wszystkie dotyczą w jakimś stopniu jej, ale w zupełnie innym wydaniu. Teraz śniła często o lesie. Ogromnym, starym lesie, obleczonym we wszechobecną zieleń, rozrośnięte paprocie sięgające jej piersi. Ale sam las nie był przerażający, a cisza, w która w nim zalegała. Nie było świstu wiatru, ani szelestu liści, a tym bardziej śpiewów ptaków, czy odgłosów żerującej zwierzyny. Wszystko oblekała przerażająca cisza, pustka i nienaturalność, która ją przerażała, uświadamiała jej, że jest sama, po prostu sama w tym pustkowiu zieleni.
Czy Lavena w coś wierzyła? Owszem, żyła w końcu w społeczeństwie niezwykle religijnym, gdzie rządziła masa norm, z góry ustalonych zachowań i oczekiwań. Do tego, jak w tym świecie okrucieństwa nie uciekać się do wiary, aby dodać sobie nieco nadziei i być może jakiegoś animuszu? Przecież kogoś obarczać winą trzeba za krzywdy, które stały się udziałem całej ludzkości, bo ludzie nie nawykli do przyznawania się do błędów, prawda? A czymże była wiara, jak nie ucieczką od wcześniej wspomnianego poczucia odpowiedzialności?
Gdy mężczyzna zamówił kolejną herbatę, Lavena skorzystała z okazji, gdy podeszła Pani tego przybytku i poprosiła swym cichym, miękkim głosem o herbatę z lilii wodnej. Dawno jej nie piła, a miała przyjemny, delikatny smak. Uśmiechnęła się leciutko, kiedy kobieta przyjęła zamówienie, zabierając jej filiżankę.
Bez niej poczuła się taka... naga. Nie miała co zrobić z dłońmi. Zabębniła palcami o blat, aż w końcu splotła je ze sobą, aby nie podrygiwały nerwowo, wystukując dziwne werble.
Blade wargi kobiety drgnęły lekko, słysząc te śmiałe słowa wypływające z ust mężczyzny. Wzniosła odrobinkę oczy ku niemu, zaciskając palce prawej dłoni na lewym nadgarstku, czując, jak krew desperacko pulsuje pod jej naciskiem.
- Niezwykle śmiałe stwierdzenie, Panie Myrninie Hucksberry, chociaż śmiem twierdzić, że chcieć nie zawsze oznacza móc. Dotknięcie szkła nie równa się z połączeniem z tym, co za nim się znajduje - szepnęła i drgnęła, kiedy kobieta z czarnym, jedwabistym kokiem podeszła ponownie do ich stolika, tym razem przed nią stawiając pięknie pachnącą herbatę.
- Dziękuję uprzejmie - zaszemrała, chciwie oplatając palcami nagrzaną porcelanę.
Tym razem filiżanka była pociągnięta czarną farbą, a na niej ktoś maznął srebrzystą tarczę księżyca. Piękne, kunsztowne dzieło.
Podziwiała chwilę porcelanę, odwlekając jakoby moment odpowiedzi. Zdawać, by się mogło, że musiała zebrać myśli; iż przy nim czuła się rozproszona. A może to jej śmiałość rodząca się w trzewiach tak ją deprymowała?
Jasne brwi ponownie się zbiegły, a powieki na krótką chwilę przymrużyły, przesłaniając częściowo fiołkową głębię spojrzenia albinotycznej kobiety.
Odetchnęła w końcu i rzucając mężczyźnie nieco ostrzejsze spojrzenie, wyrzekła hardo, tak zaskakująco inaczej, niż przedtem:
- Może jestem zbyt świadoma bestii kryjącej się we mnie i dlatego odcinam się od tego, co za szkłem?
A potem, kilka sekund to trwało, zgarbiła się ponownie, jakby chcąc zniknąć samej w sobie i westchnęła przeciągle, upijając niesłodzoną ambrozję swej herbatki.
Zamrugała powiekami i uśmiechnęła się uprzejmie, jakby wybuch, który miał miejsce przed chwileczką, nigdy nie zaistniał.
- Zacne poświęcenie w takim razie, drogi panie. Chwali się wytrwałości i odwagi.
Kiedy padło pytanie, zatoczyła kółko na brzeżku swej filiżaneczki, oddychając spokojnie. I przemówiła, postanowiła odpowiedzieć na to retoryczne w wydźwięku pytanie.
- Po prostu mnie przerażacie, wy jako ludzie. Nie Czarodzieje, Mugole, czy różnokrwiści. My, ludzie, mamy w sobie tyle destruktywnej siły, tyle pola do nienawiści, miłości i współodczuwania bólu, czy radości - mówiąc to, patrzyła w jego oczy, a jej własne stały się dziwnie poważne, matowe, jakby nieobecne, a jednocześnie czujne. - Każde z nas ma siłę, aby wyrwać w czyimś sercu, duszy, czy gdziekolwiek znajduje się nasza istota, wyrwę, której nic nie załata. Ani czas, ani inni ludzie, można ją tylko z czasem nakryć, aby o niej zapomnieć, udawać, że nic się nie stało; że ból, który dostał nam się w udziale nas nie dotyczy. To mnie właśnie przeraża, panie Hucksberry, to jak bardzo potrafimy ranić, wszyscy - kąciki bladych warg rozciągnęły się w niejednoznacznym, acz raczej smutnawym uśmiechu. - I to, jak czasem nie potrafimy zapomnieć.
- Cathal Raven
Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot
Czw Kwi 02, 2015 9:41 am
Cathal obserwował tą dwójkę od dłuższej chwili. Zdążył już zarejestrować, że dziewczyna nie jest zbytnio zadowolona ze swojego towarzystwa, zaś jej kompan jest nadto zuchwały. Zastanawiał się, jak doszło do ich spotkania. Czy przyszli tu razem? Czy po prostu jedno dosiadło się do drugiego? Wiedział, że w czasach, gdy nikt nikomu nie ufa, druga opcja byłaby dziwna, podejrzliwa. Owszem, jako mężczyzna mógł zrozumieć zainteresowanie, siedzącą nieopodal niewiastą. Jednak w jakiś sposób czuł, że towarzyszący tej dziewczynie mężczyzna, może okazać się niebezpieczny.
Z tą myślą poprawił się na krześle, przybierając pozę, która dla niewprawnego oka byłaby niczym szczególnym, dla niego zaś oznaczała możliwość szybkiego ataku w razie konieczności. Lata bycia najemnikiem nauczyły go ostrożności.
Zauważył, że gdy mężczyzna pochylił się w kierunku dziewczyny, ta cofnęłą się nagle, jak gdyby rażona prądem. To ucieszyło Cathala. Na jego twarzy wykwitł lekki, drapieżny uśmiech. Wtedy kątem oka spostrzegł, że w jego stronę obraca się biała głowa.
Kiedy ta niesamowita dziewczyna odwróciła w końcu swoją twarz, kiedy ujrzał jej oczy, coś trzasnęło w jego umyśle, jednocześnie ścierając uśmiech z jego twarzy. Nigdy nie widział takiego niesamowitego koloru.
Cat nie mógł oderwać od niej oczu. W jej źrenicach kryła się samotność, nieudolnie maskowana przenikliwością. Delikatne rysy twarzy odmładzały wiek widoczny w jej fiołkowych oczach. Cat patrzył wprost w te piękne, fioletowe, bezdenne jeziora, bezwiednie tonąc w nich. Próbując utrzymać równowagę, gdyż jakaś część jego wołałą, by do niej podbiec, walczył sam ze sobą, ze swoim instynktem.
Gdy w końcu zapanował nad sobą, posłał jej leniwy uśmiech.
Zdążył jeszcze dojrzeć, jej usta, gdy zaciskała zęby na dolnej wardze, nim opuściła głowę i odgrodziła się od niego białą kurtyną włosów.
Jednocześnie dostrzegł, że jej towarzysz nie był zadowolony z rozproszenia uwagi swojej rozmówczyni od jego osoby. Cat niemal czuł bijące od niego fale niechęci. Jednak nie reagował na to. Kiedyś, na pewno podszedł by do tajemniczego mężczyzny, rozpoczynając bójkę za choćby krzywe spojrzenie rzucone w jego kierunku. Jednak teraz, był mądrzejszy. Starszy. Postanowił więć zaczekać na dalszy rozwój sytuacji, w duchu licząć, iż ta piękna dziewczyna znów pośle mu spojrzenie swoich magicznych oczu.
Gdy obróciła swą twarz z powrotem do towarzysza, zauważył u niej lekki błysk złości, malutki, prawie niewidoczny. Widocznie coś, co powiedział do niej siedzący na przeciw czarodziej, rozzłościło ją. Co z kolei rozbawiło Cathala. Był ciekaw o czym dyskutują, jednak jeszcze bardziej interesowało go wszystko to, co miała do powiedzenia nieznajoma. Obrócił się na krześle, teraz już otwarcie wpatrując się w tą dwójkę. Odprężył się i zamówił herbatę.
Kilka chwil później, obracając w palcach filiżankę z gorącym płynem, pozwolił połowie umysłu na uśpienie, druga zaś bacznie obserwowała tę dziwną parę.
Z tą myślą poprawił się na krześle, przybierając pozę, która dla niewprawnego oka byłaby niczym szczególnym, dla niego zaś oznaczała możliwość szybkiego ataku w razie konieczności. Lata bycia najemnikiem nauczyły go ostrożności.
Zauważył, że gdy mężczyzna pochylił się w kierunku dziewczyny, ta cofnęłą się nagle, jak gdyby rażona prądem. To ucieszyło Cathala. Na jego twarzy wykwitł lekki, drapieżny uśmiech. Wtedy kątem oka spostrzegł, że w jego stronę obraca się biała głowa.
Kiedy ta niesamowita dziewczyna odwróciła w końcu swoją twarz, kiedy ujrzał jej oczy, coś trzasnęło w jego umyśle, jednocześnie ścierając uśmiech z jego twarzy. Nigdy nie widział takiego niesamowitego koloru.
Cat nie mógł oderwać od niej oczu. W jej źrenicach kryła się samotność, nieudolnie maskowana przenikliwością. Delikatne rysy twarzy odmładzały wiek widoczny w jej fiołkowych oczach. Cat patrzył wprost w te piękne, fioletowe, bezdenne jeziora, bezwiednie tonąc w nich. Próbując utrzymać równowagę, gdyż jakaś część jego wołałą, by do niej podbiec, walczył sam ze sobą, ze swoim instynktem.
Gdy w końcu zapanował nad sobą, posłał jej leniwy uśmiech.
Zdążył jeszcze dojrzeć, jej usta, gdy zaciskała zęby na dolnej wardze, nim opuściła głowę i odgrodziła się od niego białą kurtyną włosów.
Jednocześnie dostrzegł, że jej towarzysz nie był zadowolony z rozproszenia uwagi swojej rozmówczyni od jego osoby. Cat niemal czuł bijące od niego fale niechęci. Jednak nie reagował na to. Kiedyś, na pewno podszedł by do tajemniczego mężczyzny, rozpoczynając bójkę za choćby krzywe spojrzenie rzucone w jego kierunku. Jednak teraz, był mądrzejszy. Starszy. Postanowił więć zaczekać na dalszy rozwój sytuacji, w duchu licząć, iż ta piękna dziewczyna znów pośle mu spojrzenie swoich magicznych oczu.
Gdy obróciła swą twarz z powrotem do towarzysza, zauważył u niej lekki błysk złości, malutki, prawie niewidoczny. Widocznie coś, co powiedział do niej siedzący na przeciw czarodziej, rozzłościło ją. Co z kolei rozbawiło Cathala. Był ciekaw o czym dyskutują, jednak jeszcze bardziej interesowało go wszystko to, co miała do powiedzenia nieznajoma. Obrócił się na krześle, teraz już otwarcie wpatrując się w tą dwójkę. Odprężył się i zamówił herbatę.
Kilka chwil później, obracając w palcach filiżankę z gorącym płynem, pozwolił połowie umysłu na uśpienie, druga zaś bacznie obserwowała tę dziwną parę.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot
Pią Kwi 03, 2015 7:11 pm
Insynuował..? Skądże znowu! To już jedynie Pani stwierdzenie – próba zdemaskowania tego, co tak naprawdę sądzi i myśli. Wierzy Pani to, że to takie proste? Nieskomplikowane? Czarne albo białe?
No ale cóż, być może. Jednakże łatwo szło się w tym wszystkim zgubić.
Oszukując samego siebie, łatwiej było przeżyć. Nie tkwić w tym marazmie, na które człowieka skazuje się z góry. Bo ileż można było łudzić się samymi marzeniami? Pragnieniami, które są większe od tych najprostszych bez których nie dałoby się żyć? A lęk...w końcu nadejdzie dzień, kiedy ona będzie zmuszona go pokonać. On śmiało może ją o tym zapewnić. W taki sposób długo nie pociągnie. W tym świecie ciężko byłoby znaleźć kogoś, czyje ramiona otoczyłyby te delikatne ciało odpowiednią opieką i ochroną. A nawet jeśli...trwałoby to krótko. Za krótko. Wszystko by od tak prysło po pewnym czasie. A dopuszczenie kogoś do siebie równało się zezwoleniu na niebezpieczeństwo; spadłoby ono po równo na te dwie osoby. Kraina snów według ludzi zawsze wydawała się lepszym miejscem od tej rzeczywistej krainy, która sięgała po każdego człowieka i wyciskała z niego, jak najwięcej. Każdy dziecięcy entuzjazm po jakimś czasie przemijał. Każda miłość po jakimś czasie umierała śmiercią naturalną. Wszystko znikało w oparach postępu, który ich otaczał z każdej strony. Słyszeć za dużo, albo za mało; to był odwieczny problem, prawda? Albo cichy las, albo hałaśliwe miasto. Niedobór czy nadmiar dźwięków..? A może Pani uda się odnaleźć ten złoty środek?
Czy Charles coś jednak wierzył? Hm. Tu pojawiał się właśnie ten problem; najpewniej odparłby, że wierzy po prostu w magię. W jej siłę. W jej surowe, bajeczne piękno. Zachowania i oczekiwania miał przyswojone – rodzina Hucksberry'ch niezwykle dbała o taką edukację dla swoich potomków. Przedstawicieli rodów, którzy potem mieli zająć się przedłużaniem jego linii i dbaniem o jego dobre imię. Dumny ród Hucksberry’ch zapewne mógłby stanąć obok takich rodzin czystokrwistych, jak Blackowie, czy Malfoyowie, gdyby nie te drobne skazy, które zdołały się pojawić na ich drzewie genealogicznym. A jedną z nich...jedną z nich był sam Myrnin. Rodzina niemniej o nim nie zapomniała – skądże znowu! – nie można było sobie od tak porzucić odgórnych obowiązków, które spoczywały na jego ramionach. W każdej chwili byli gotowi by go przyjąć, ukarać i zmusić do odpowiednich powinności. Czekali na powrót członka rodziny marnotrawnego...
Doczekają się?
Jedna filiżanka znikła, a póki co w jego dłoniach spoczywała druga porcja herbaty, którą tak się delektował. Prowokował ją, choć przypisywał to wszystko zainteresowaniu, którym ją otoczył. Niemniej nie po to by zapędzić ją w kozi róg.
- A czy coś takiego odparłem, panno Whisper? Bynajmniej. Chęć a możliwość by coś zrobić idą ze sobą ściśle w parze. Jednakże...jeśli ktoś pragnie połączenia z tym, co znajduje się za szkłem, to osiągnie to. Wcześniej czy później. Czasem sam. Czasem z pomocą kogoś innego – powiedział to cichym, gardłowym głosem, po czym posłał jej tajemniczy uśmieszek. Przyglądał się tym małym zmianom na jej twarzy, po czym kiedy odezwała się śmielej i ostrzej, udał że nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia i wziął kolejny łyk herbaty.
- W takim razie skazuje siebie pani na samotność. Zapewne, gdyby za nią pani przepadała, panno Whisper, byłaby pani z takiego obrotu spraw zadowolona. Ale śmiem twierdzić, że jest inaczej. Patrząc na panią, można zauważyć, że podświadomie szuka pani towarzystwa – odpowiedział wręcz za zuchwale, jak na niego. I jakby nigdy nic dokończył drugą filiżankę herbaty.
- Poświęcenie? Absolutnie nie. Nie, dopóki ma się z tego jakieś korzyści, nie uważa pani? Niemniej dziękuję za tak wyszukany komplement – odparł rozbawiony, unosząc brwi wyżej do góry. – Emocje. Emocje same w sobie są destrukcyjne, panno Whisper. Każdy z Nas jest człowiekiem. Jesteśmy tacy różni, a jednak tacy podobni. Każde z Nas. I pani również się w to wlicza, panno Whisper. Sam ten fakt jest już dosyć przerażający. Fakt odnośnie naszych emocji, które jakże silnie na Nas wpływają. Potrafimy zarówno niszczyć, jak i budować. Płakać i śmiać się. Ranić i uzdrawiać. Zapominać i... – zawiesił się na chwilę, wbijając z całą siłą miodowe spojrzenie w jej fiołkowe oczy. – Rozpamiętywać. Przez całe życie.
Zawsze mogła odejść od tego stolika, grzecznie poprosić o to by przeniósł się gdzieś indziej, udać że się źle czuje. Ale czasem obserwacje nie są wcale takie dobre, jak mogłoby się wydawać. Niektórzy mężczyźni, gdy w grę szła uroda kobiet głupieli, a przez to nie potrafili rozsądnie patrzeć na to, co działo się wokół nich. Oczywiście Charles mógłby być prawdziwym dumnym dżentelmenem, pożegnać się i odejść do stolika by dać pełną możliwość pannie Whisper na rozmowę z nieznajomym, którym wyraźnie się interesowała. I on nią również. Ale można było powiedzieć, że Charles nie miał jeszcze odchodzić. Poniekąd bawiła go cała ta sytuacja w równym stopniu, co nieco nużyła. Zapewne wybuchłby śmiechem, gdyby dowiedział się o czym mężczyzna właśnie myśli.
- Czy dużym nietaktem będzie zaproponowanie teraz ciasta, madame?
Zanim jednak kobieta zdążyła mu odpowiedzieć, do pubu wleciała sowa, która podleciała w jego stronę. Zauważył jeszcze zaciekawione spojrzenie pani Puddifoot, zanim odwiązał list, który był przywiązany do nóżki stworzenia. Nie patrząc zbytnio na Lavenę, a tego dziwnego jegomościa, który najwyraźniej interesował się ich dwójką, otworzył przesyłkę i przeczytał zawartość pergaminu.
Czy był zszokowany? Zły? Zawiedziony? Raczej nie. Czuł jednak za to, jak czyjeś dłonie mocno zaciskają mu się na głowie i chcą ją zmiażdżyć.
Nie podobało mu się to zupełnie.
Po chwili posłał przepraszające spojrzenie w stronę białowłosej, poprawił swoją szatę i schował list do kieszeni.
- Wybaczy mi pani, panno Whisper, ale z przykrością muszę panią poinformować o tym, iż jestem zmuszony panią opuścić. Mam nadzieję, że kiedyś będzie Nam dane ponowne spotkanie - pożegnał się z nią pospiesznie, ale za to, jak zawsze kulturalnie. Kwestia przyzwyczajenia. Poprosił jeszcze o rachunek i zapłacił za wszystko, po czym pospiesznie ukłonił się przed Laveną i opuścił herbaciarnię, zmierzając wprost w stronę zamku.
[z/t]
No ale cóż, być może. Jednakże łatwo szło się w tym wszystkim zgubić.
Oszukując samego siebie, łatwiej było przeżyć. Nie tkwić w tym marazmie, na które człowieka skazuje się z góry. Bo ileż można było łudzić się samymi marzeniami? Pragnieniami, które są większe od tych najprostszych bez których nie dałoby się żyć? A lęk...w końcu nadejdzie dzień, kiedy ona będzie zmuszona go pokonać. On śmiało może ją o tym zapewnić. W taki sposób długo nie pociągnie. W tym świecie ciężko byłoby znaleźć kogoś, czyje ramiona otoczyłyby te delikatne ciało odpowiednią opieką i ochroną. A nawet jeśli...trwałoby to krótko. Za krótko. Wszystko by od tak prysło po pewnym czasie. A dopuszczenie kogoś do siebie równało się zezwoleniu na niebezpieczeństwo; spadłoby ono po równo na te dwie osoby. Kraina snów według ludzi zawsze wydawała się lepszym miejscem od tej rzeczywistej krainy, która sięgała po każdego człowieka i wyciskała z niego, jak najwięcej. Każdy dziecięcy entuzjazm po jakimś czasie przemijał. Każda miłość po jakimś czasie umierała śmiercią naturalną. Wszystko znikało w oparach postępu, który ich otaczał z każdej strony. Słyszeć za dużo, albo za mało; to był odwieczny problem, prawda? Albo cichy las, albo hałaśliwe miasto. Niedobór czy nadmiar dźwięków..? A może Pani uda się odnaleźć ten złoty środek?
Czy Charles coś jednak wierzył? Hm. Tu pojawiał się właśnie ten problem; najpewniej odparłby, że wierzy po prostu w magię. W jej siłę. W jej surowe, bajeczne piękno. Zachowania i oczekiwania miał przyswojone – rodzina Hucksberry'ch niezwykle dbała o taką edukację dla swoich potomków. Przedstawicieli rodów, którzy potem mieli zająć się przedłużaniem jego linii i dbaniem o jego dobre imię. Dumny ród Hucksberry’ch zapewne mógłby stanąć obok takich rodzin czystokrwistych, jak Blackowie, czy Malfoyowie, gdyby nie te drobne skazy, które zdołały się pojawić na ich drzewie genealogicznym. A jedną z nich...jedną z nich był sam Myrnin. Rodzina niemniej o nim nie zapomniała – skądże znowu! – nie można było sobie od tak porzucić odgórnych obowiązków, które spoczywały na jego ramionach. W każdej chwili byli gotowi by go przyjąć, ukarać i zmusić do odpowiednich powinności. Czekali na powrót członka rodziny marnotrawnego...
Doczekają się?
Jedna filiżanka znikła, a póki co w jego dłoniach spoczywała druga porcja herbaty, którą tak się delektował. Prowokował ją, choć przypisywał to wszystko zainteresowaniu, którym ją otoczył. Niemniej nie po to by zapędzić ją w kozi róg.
- A czy coś takiego odparłem, panno Whisper? Bynajmniej. Chęć a możliwość by coś zrobić idą ze sobą ściśle w parze. Jednakże...jeśli ktoś pragnie połączenia z tym, co znajduje się za szkłem, to osiągnie to. Wcześniej czy później. Czasem sam. Czasem z pomocą kogoś innego – powiedział to cichym, gardłowym głosem, po czym posłał jej tajemniczy uśmieszek. Przyglądał się tym małym zmianom na jej twarzy, po czym kiedy odezwała się śmielej i ostrzej, udał że nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia i wziął kolejny łyk herbaty.
- W takim razie skazuje siebie pani na samotność. Zapewne, gdyby za nią pani przepadała, panno Whisper, byłaby pani z takiego obrotu spraw zadowolona. Ale śmiem twierdzić, że jest inaczej. Patrząc na panią, można zauważyć, że podświadomie szuka pani towarzystwa – odpowiedział wręcz za zuchwale, jak na niego. I jakby nigdy nic dokończył drugą filiżankę herbaty.
- Poświęcenie? Absolutnie nie. Nie, dopóki ma się z tego jakieś korzyści, nie uważa pani? Niemniej dziękuję za tak wyszukany komplement – odparł rozbawiony, unosząc brwi wyżej do góry. – Emocje. Emocje same w sobie są destrukcyjne, panno Whisper. Każdy z Nas jest człowiekiem. Jesteśmy tacy różni, a jednak tacy podobni. Każde z Nas. I pani również się w to wlicza, panno Whisper. Sam ten fakt jest już dosyć przerażający. Fakt odnośnie naszych emocji, które jakże silnie na Nas wpływają. Potrafimy zarówno niszczyć, jak i budować. Płakać i śmiać się. Ranić i uzdrawiać. Zapominać i... – zawiesił się na chwilę, wbijając z całą siłą miodowe spojrzenie w jej fiołkowe oczy. – Rozpamiętywać. Przez całe życie.
Zawsze mogła odejść od tego stolika, grzecznie poprosić o to by przeniósł się gdzieś indziej, udać że się źle czuje. Ale czasem obserwacje nie są wcale takie dobre, jak mogłoby się wydawać. Niektórzy mężczyźni, gdy w grę szła uroda kobiet głupieli, a przez to nie potrafili rozsądnie patrzeć na to, co działo się wokół nich. Oczywiście Charles mógłby być prawdziwym dumnym dżentelmenem, pożegnać się i odejść do stolika by dać pełną możliwość pannie Whisper na rozmowę z nieznajomym, którym wyraźnie się interesowała. I on nią również. Ale można było powiedzieć, że Charles nie miał jeszcze odchodzić. Poniekąd bawiła go cała ta sytuacja w równym stopniu, co nieco nużyła. Zapewne wybuchłby śmiechem, gdyby dowiedział się o czym mężczyzna właśnie myśli.
- Czy dużym nietaktem będzie zaproponowanie teraz ciasta, madame?
Zanim jednak kobieta zdążyła mu odpowiedzieć, do pubu wleciała sowa, która podleciała w jego stronę. Zauważył jeszcze zaciekawione spojrzenie pani Puddifoot, zanim odwiązał list, który był przywiązany do nóżki stworzenia. Nie patrząc zbytnio na Lavenę, a tego dziwnego jegomościa, który najwyraźniej interesował się ich dwójką, otworzył przesyłkę i przeczytał zawartość pergaminu.
Czy był zszokowany? Zły? Zawiedziony? Raczej nie. Czuł jednak za to, jak czyjeś dłonie mocno zaciskają mu się na głowie i chcą ją zmiażdżyć.
Nie podobało mu się to zupełnie.
Po chwili posłał przepraszające spojrzenie w stronę białowłosej, poprawił swoją szatę i schował list do kieszeni.
- Wybaczy mi pani, panno Whisper, ale z przykrością muszę panią poinformować o tym, iż jestem zmuszony panią opuścić. Mam nadzieję, że kiedyś będzie Nam dane ponowne spotkanie - pożegnał się z nią pospiesznie, ale za to, jak zawsze kulturalnie. Kwestia przyzwyczajenia. Poprosił jeszcze o rachunek i zapłacił za wszystko, po czym pospiesznie ukłonił się przed Laveną i opuścił herbaciarnię, zmierzając wprost w stronę zamku.
[z/t]
- Kelly McCarthy
Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot
Czw Paź 29, 2015 5:18 pm
Była zaskoczona, a nawet bardzo. Żadne ze słów nie było w stanie przecisnąć jej się przez gardło, chyba z wrażenia. Chłopak okazał się być bardzo pozytywnym, młodym czarodziejem i w dodatku bardzo bezpośrednim.
Nim zdążyła się zorientować zacisnął dłoń w okół jej zmarzniętych już nieco palców i pociągnął wesoło za sobą. Panna McCarthy uśmiechnęła się co prawda bardzo szeroko, zadowolona z obrotu spraw, ale nie odezwała się. Nie chciała psuć potencjalnej niespodzianki, którą było miejsce w jakie odważył się ją zabrać. Zacisnęła tylko palce, również chwytając go mocno za rękę. Nie poluźniła uchwytu ani na moment, jak dziecko uczepione sukienki matki, w obawie przed zgubieniem rodzicielki.
Przemierzali kolejne ulice w co raz to szybszym tempie (podskoków). Była ciekawa gdzie chłopak tak zawzięcie ją za sobą ciągnie. Błoto przestało już być tak uciążliwe, bo chodniczek został zrobiony z małych kocich łbów, na których jej buty ślizgały się raz za razem uniemożliwiając tym samym poruszanie się z chociażby odrobiną gracji. Potykała się o plątaninę własnych nóg. Skromne skórzane buciki nie pomagały przy tym, a sznurówki rozwiązały się od szarżowania. Gdyby tylko wiedziała, że właśnie będzie uczestniczyć w czymś na kształt konkursu w podskokach, zapewne ubrałaby zdecydowanie bardziej wygodne obuwie i mniej obcisłe spodnie. Torba przerzucona przez ramię kołysała się wesoło na boki zderzając się co chwila z biodrem młodej czarownicy. Z pewnością będzie miała siniaka! A gdy się tak stanie, Minabi sam osobiście będzie smarował to miejsce maściami z ziółek, już ona się o to zatroszczy!
Niebo było zdecydowanie bardziej ciemne niż przed chwilą, a z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu, więc przyspieszyła tempa niemal wysuwając się na prowadzenie. Zrobiłaby tak, ale do cholery jasnej, w którą stonę miała podążać?!
- Daleko...? - nie dokończyła nawet zdania, a jej oczom ukazała się mała kawiarenka w samym centrum Hogsmeade. Przytulne małe pomieszczenie ze ścianami w ciepły kolorze. Jej oczy zabłysnęły wesoło. Posłała jeden ze swoich uroczych uśmiechów w stronę chłopaka. Doskonale! Miała zamiar zatrzymać się gdzieś na kawę, a on przyprowadził ją właśnie tutaj! To zupełnie jakby czytał jej w myślach!
Nie zastanawiała się długo nad wejściem do srodka, niemal od razu wyciągnęła wolną dłoń w stronę dużej, okrągłej klamki i pchnęła przeszklone, pomalowane na różowo drzwi. Kilka okrągłych stolików poustawianych w środku, przykrytych skromnymi obrusami, na których stały małe wazoniki z żywymi kwiatami. Słyszała o tym miejscu, zazwyczaj przychodzili tu zakochani na randki, ale dzisiaj... Było praktycznie pusto, zaledwie może dwa stoły były zajęte, więc wciąż trzymając Minabiego za rękę ruszyła gdzieś w głąb wybierając miejsce nieco dalej od drzwi wejściowych.
Przystanęła na moment i dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że w uścisku jej drobnej dłoni wciąż uwięziona jest ręka chłopaka.
- To... Już może usiądźmy. - wydukała poluźniając całkowicie uchwyt. Zrzuciła z ramion beżowy płaszczyk. Nie fatygowała się nawet do wieszaka na odzienia wierzchnie, który stał zaledwie dwa metry od niej, tylko przerzuciła ją przez oparcie krzesła, na którym chwilę potem spoczęła.
Wlepiła parę zielonych oczu w chłopaka, jakby czekając teraz na jego ruch.
- Kawę, herbatę, ciasto? - wyszczerzyła się do niego, a jej uśmiech był tak szeroki, że niemal sięgał od prawego do lewego ucha. To chyba był najlepszy pomysł, na jaki chłopak mógł się zdecydować!
W chwilę po wypowiedzianych słowach w jej rękach spoczęła mała, ozdobiona karta. Wszystko tu było takie urocze. Nie dziwiła się, że miejsce było idealne na randki.
/wybacz za ewentualne błędy, ale musisz przywyknąć skoro chcesz ze mną pisać :D
Nim zdążyła się zorientować zacisnął dłoń w okół jej zmarzniętych już nieco palców i pociągnął wesoło za sobą. Panna McCarthy uśmiechnęła się co prawda bardzo szeroko, zadowolona z obrotu spraw, ale nie odezwała się. Nie chciała psuć potencjalnej niespodzianki, którą było miejsce w jakie odważył się ją zabrać. Zacisnęła tylko palce, również chwytając go mocno za rękę. Nie poluźniła uchwytu ani na moment, jak dziecko uczepione sukienki matki, w obawie przed zgubieniem rodzicielki.
Przemierzali kolejne ulice w co raz to szybszym tempie (podskoków). Była ciekawa gdzie chłopak tak zawzięcie ją za sobą ciągnie. Błoto przestało już być tak uciążliwe, bo chodniczek został zrobiony z małych kocich łbów, na których jej buty ślizgały się raz za razem uniemożliwiając tym samym poruszanie się z chociażby odrobiną gracji. Potykała się o plątaninę własnych nóg. Skromne skórzane buciki nie pomagały przy tym, a sznurówki rozwiązały się od szarżowania. Gdyby tylko wiedziała, że właśnie będzie uczestniczyć w czymś na kształt konkursu w podskokach, zapewne ubrałaby zdecydowanie bardziej wygodne obuwie i mniej obcisłe spodnie. Torba przerzucona przez ramię kołysała się wesoło na boki zderzając się co chwila z biodrem młodej czarownicy. Z pewnością będzie miała siniaka! A gdy się tak stanie, Minabi sam osobiście będzie smarował to miejsce maściami z ziółek, już ona się o to zatroszczy!
Niebo było zdecydowanie bardziej ciemne niż przed chwilą, a z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu, więc przyspieszyła tempa niemal wysuwając się na prowadzenie. Zrobiłaby tak, ale do cholery jasnej, w którą stonę miała podążać?!
- Daleko...? - nie dokończyła nawet zdania, a jej oczom ukazała się mała kawiarenka w samym centrum Hogsmeade. Przytulne małe pomieszczenie ze ścianami w ciepły kolorze. Jej oczy zabłysnęły wesoło. Posłała jeden ze swoich uroczych uśmiechów w stronę chłopaka. Doskonale! Miała zamiar zatrzymać się gdzieś na kawę, a on przyprowadził ją właśnie tutaj! To zupełnie jakby czytał jej w myślach!
Nie zastanawiała się długo nad wejściem do srodka, niemal od razu wyciągnęła wolną dłoń w stronę dużej, okrągłej klamki i pchnęła przeszklone, pomalowane na różowo drzwi. Kilka okrągłych stolików poustawianych w środku, przykrytych skromnymi obrusami, na których stały małe wazoniki z żywymi kwiatami. Słyszała o tym miejscu, zazwyczaj przychodzili tu zakochani na randki, ale dzisiaj... Było praktycznie pusto, zaledwie może dwa stoły były zajęte, więc wciąż trzymając Minabiego za rękę ruszyła gdzieś w głąb wybierając miejsce nieco dalej od drzwi wejściowych.
Przystanęła na moment i dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że w uścisku jej drobnej dłoni wciąż uwięziona jest ręka chłopaka.
- To... Już może usiądźmy. - wydukała poluźniając całkowicie uchwyt. Zrzuciła z ramion beżowy płaszczyk. Nie fatygowała się nawet do wieszaka na odzienia wierzchnie, który stał zaledwie dwa metry od niej, tylko przerzuciła ją przez oparcie krzesła, na którym chwilę potem spoczęła.
Wlepiła parę zielonych oczu w chłopaka, jakby czekając teraz na jego ruch.
- Kawę, herbatę, ciasto? - wyszczerzyła się do niego, a jej uśmiech był tak szeroki, że niemal sięgał od prawego do lewego ucha. To chyba był najlepszy pomysł, na jaki chłopak mógł się zdecydować!
W chwilę po wypowiedzianych słowach w jej rękach spoczęła mała, ozdobiona karta. Wszystko tu było takie urocze. Nie dziwiła się, że miejsce było idealne na randki.
/wybacz za ewentualne błędy, ale musisz przywyknąć skoro chcesz ze mną pisać :D
- Minabi Izumi
Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot
Pon Lis 02, 2015 7:54 pm
Nie dla niego były zagadki i kręcenie się wokół jednego tematu przy pomocy krętych ścieżek. Owszem, lubił odkrywać tajemnice, odpowiadać na pytania, które pozornie nie posiadały odpowiedzi, ale sam nie preferował tej sztuki. Nie miał nic do ukrycia i nie starał się wyolbrzymiać tego, co posiadał. Jej palce były przyjemne chłodne, ale jemu to nie przeszkadzało - sam wytwarzał niesamowitą ilość ciepła, jakby był jednym, wielkim i do tego chodzącym grzejnikiem. Nie miał też nic przeciwko temu, żeby milczała. Przynajmniej chwilowo. Kiedy tak dziarskim krokiem szedł przed siebie, wręcz ciągnąc za sobą Kelly, odwrócił głowę w jej stronę, posyłając dziewczynie szeroki uśmiech. Pogoda zdecydowanie nie była w stanie zepsuć jego humoru - nie było o tym żadnej mowy! Kocie łby nie przeszkadzały mu w stawianiu kolejnych kroków; szedł tak jakby dokładnie wiedział jak ma stawiać stopy, by się nie przewrócić ani zbytnio nie ubrudzić swoich ciemnych butów, które były stosunkowo niedawno pastowane. Minabi nie był bowiem takim zupełnym niechlujem jakby mogło się to wydawać. Nawet jeśli jego myślenie było typowo hipisowskie to jednak w zwyczajach przedstawiało się to z lekka inaczej. Serce było wolne i to się liczyło! Dbał też o to by jego towarzyszka nie zrobiła sobie krzywdy ani nie przewróciła - jego uścisk był stanowczy i silny, lecz nie na tyle by mógł jej sprawić jakiś większy ból. Szare chmurki nad nimi jedynie sprawiły, że Izumi nabrał jeszcze więcej chęci i energii niż zazwyczaj. Bardzo, ale to bardzo chciał działać by wszystkim wokół poprawiły się nastroje! I nagle rudowłosa Krukonka tak przyspieszyła, że go wyprzedziła o krok! Chłopak nie wiedząc czemu zachichotał i przejechał dłonią po swoich przydługich kosmykach, czując jak spadają na niego pierwsze krople deszczu. Na całe magiczne szczęście, byli już na miejscu! Herbaciarnia niemalże wyrosła przed nimi, kiedy Kelly już chciała się spytać o to, czy długo zajmie im ta przygoda. Przycisnął jeden palec wolnej ręki do ust i zaczął wydawać z siebie szumiąco - piszczące odgłosy. W myślach nie potrafił czytać, ale posiadał na tyle wiedzy by móc ją formułować zależnie od swojej bogatej wyobraźni. Zamykał i otwierał oczy bardzo powoli, przyglądając się tym różowym drzwiom, jakby skrywały w sobie wielki sekret, który nie był dla każdego dostępny. Zakochani czy nie zakochani, Minabi uważał, że te miejsce jest niesamowite i ma duży potencjał. Jeszcze nigdy tu nie był; dał się poprowadzić tej rozkosznej woni zapachów godnych najlepszych eliksirów miłosnych. Skinął tylko energicznie głową i dał się poprowadzić do jednego ze stolików, rzucając zebranym tutaj osobom ciekawskie i ciepłe spojrzenie brązowych oczu. Rozciągnął się przed ściągnięciem z siebie ciemnoniebieskiego płaszcza, który również powiesił na swoim krześle jak to uczyniła Krukonka. Uznał to za bardzo dobry pomysł. Kiedy poczuł na sobie jej spojrzenie zareagował całkiem naturalnie jak na siebie, czyli zwrócił swój wzrok na nią, przekrzywił głowę i uśmiechnął się przyjaźnie.
- W sumie... - zaczął zastanawiać się na głos i rozprostował pod stolikiem nogi, uważając by jednak nie trafić nimi w nogi Kelly. Jego czoło się nawet nie zmarszczyło, zwyczajnie siedział nieruchomo przez jakiś czas i nagle pstryknął palcami, jakby dotarło do niego, czego chce. Nawet nie musiał patrzeć do karty. - Musimy zamówić sobie po pomarańczowej herbacie z goździkami. Do tego jeszcze biorę karmelowy sernik z orzechami i z jabłkiem. To jest bajeczne połączenie, mówię Ci...!
I nagle zatrzymał się, nie wiedząc jak rudowłosa ma na imię. Nawet jeśli gdzieś i kiedyś mu mówiła to nie był w stanie tego zapamiętać. Podrapał się więc po głowie i zaczął coś nucić pod nosem, po czym poszedł złożyć zamówienie. Przy odsunięciu krzesła i postawieniu pierwszego kroku w stronę lady za którą krzątała się właścicielka, obrócił, na tyle ile mógł, swoją głowę by posłać McCarthy dłuższe spojrzenie.
- Powiedz, czego pragniesz, a to otrzymasz. Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych!
- W sumie... - zaczął zastanawiać się na głos i rozprostował pod stolikiem nogi, uważając by jednak nie trafić nimi w nogi Kelly. Jego czoło się nawet nie zmarszczyło, zwyczajnie siedział nieruchomo przez jakiś czas i nagle pstryknął palcami, jakby dotarło do niego, czego chce. Nawet nie musiał patrzeć do karty. - Musimy zamówić sobie po pomarańczowej herbacie z goździkami. Do tego jeszcze biorę karmelowy sernik z orzechami i z jabłkiem. To jest bajeczne połączenie, mówię Ci...!
I nagle zatrzymał się, nie wiedząc jak rudowłosa ma na imię. Nawet jeśli gdzieś i kiedyś mu mówiła to nie był w stanie tego zapamiętać. Podrapał się więc po głowie i zaczął coś nucić pod nosem, po czym poszedł złożyć zamówienie. Przy odsunięciu krzesła i postawieniu pierwszego kroku w stronę lady za którą krzątała się właścicielka, obrócił, na tyle ile mógł, swoją głowę by posłać McCarthy dłuższe spojrzenie.
- Powiedz, czego pragniesz, a to otrzymasz. Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych!
- Kelly McCarthy
Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot
Czw Lis 05, 2015 1:45 pm
Wodziła spojrzeniem od jednego kąta sali, do drugiego. Jakby szukała tutaj znajomych twarzy, albo chociaż kogoś interesującego. Jednak w pomieszczeniu znajdowało się tylko kilku dorosłych czarodziei, którzy siedzieli przy stolikach zatopieni albo w rozmowach, albo czytając Proroka Codziennego, popijając przy tym kawę. McCarthy należała do ludzi bardzo... Ciekawskich. Czasem może aż nazbyt interesowała się tym, co robią inni i w jakim celu. Wytężyła wzrok, aby przeczytać chociaż nagłówek w gazecie dzierżonej przez jednego z osobników siedzących przy stoliku nieopodal nich. Na rozkładówce było tylko kilka zdjęć czarodziei z Ministerstwa Magii, a artykuł najwyraźniej dotyczył kolejnego "wielkiego" przez nich odkrycia. Nic specjalnego...
Co chwila gazety publikują artykuły ogromnie chwalące pracę Ministerstwa, tak aby czarodzieje czuli się bezpiecznie. Żeby mieli wrażenie, że ktoś u góry nad wszystkim panuje, a pogłoski o działaniach Śmierciożerców szybko były przez owy szmatławiec tuszowane. Skrzywiła się lekko. Nie interesowało ją za bardzo to co się dzieje, może jeszcze nie dojrzała na tyle, aby zagłębiać się w takie sprawy. Była jednak pewna, że gdyby chciała się dowiedzieć czegokolwiek sensownego, szukałaby innego źródła informacji, niż gazety. Miała na wszystko wymyśloną jakąś teorię, a jak! Nie chciała tracić czasu na takie rozmyślania, nie teraz i nie w tym miejscu.
Odwróciła więc spojrzenie znów w stronę Minabiego i uśmiechnęła się po raz kolejny. Był najbardziej pozytywną postacią w ciągu ostatnich jej kilku dni. Wszyscy, których odważyła się zagadywać na korytarzach czy nawet w Pokoju Wspólnym byli raczej... Przygaszeni, niemili, opryskliwi. A tu proszę, cóż za miła odmiana!
Czego mogła chcieć więcej, prócz dobrej herbaty i wspaniałego towarzystwa?
Wróciła spojrzeniem do karty, którą ciągle trzymała w dłoniach, jednak po krótkiej chwili westchnęła przeciągle i pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Był zdecydowanie zbyt duży wybór, a jak powszechnie wiadomo, im więcej mamy opcji, tym trudniej jest nam się zdecydować na cokolwiek. Postanowiła więc, że zda się na chłopaka.
- Wezmę to samo. Jeżeli się okaże, że nie będzie mi smakować, zjesz za mnie. - rzuciła w jego kierunku i poprawiła torbę, którą wcześniej rzuciła na ziemię obok nogi krzesła. Zrobiła to też po to, aby ukryć twarz we włosach, które kaskadą opadły na jej twarz przy próbie schylenia. Znów idealnym porównaniem jej osoby, okazałoby się pięcioletnie dziecko, które dostało nową zabawkę.
Gdy tylko chłopak wyruszył w stronę lady, aby złożyć zamówienie, pogrzebała na samym dnie torby przebijając się przez różne śmieci i masę pozornie niepotrzebnych przedmiotów. Kobiece torebki zawsze zdawały się nie mieć dna i próba odnalezienia w nich czegokolwiek przez mężczyzn zwykle kończyła się fiaskiem. Po kilku dłuższych chwilach odnalazła małą sakiewkę, którą położyła na blacie stołu. Oczywiście zamierzała zapłacić za siebie, a przynajmniej oddać Minabiemu pieniądze za swoje zamówienie. Od razu kilka drobniaków pojawiło się na blacie po stronie chłopaka. Z ogromną niecierpliwością czekała na swoje zamówienie, aby w końcu móc delektować się czymś słodkim. Była ogromnym łakomczuchem, czego (nie)stety nie było widać po jej sylwetce. Wiele osób dałoby się pokroić za to, aby jeść ile dusza zapragnie, nie tyjąc przy tym ani grama.
- Rany! - wyrwało jej się, kiedy chłopak postawił przed nią kubek z herbatą i pokaźnych rozmiarów kawał ciasta.
Co chwila gazety publikują artykuły ogromnie chwalące pracę Ministerstwa, tak aby czarodzieje czuli się bezpiecznie. Żeby mieli wrażenie, że ktoś u góry nad wszystkim panuje, a pogłoski o działaniach Śmierciożerców szybko były przez owy szmatławiec tuszowane. Skrzywiła się lekko. Nie interesowało ją za bardzo to co się dzieje, może jeszcze nie dojrzała na tyle, aby zagłębiać się w takie sprawy. Była jednak pewna, że gdyby chciała się dowiedzieć czegokolwiek sensownego, szukałaby innego źródła informacji, niż gazety. Miała na wszystko wymyśloną jakąś teorię, a jak! Nie chciała tracić czasu na takie rozmyślania, nie teraz i nie w tym miejscu.
Odwróciła więc spojrzenie znów w stronę Minabiego i uśmiechnęła się po raz kolejny. Był najbardziej pozytywną postacią w ciągu ostatnich jej kilku dni. Wszyscy, których odważyła się zagadywać na korytarzach czy nawet w Pokoju Wspólnym byli raczej... Przygaszeni, niemili, opryskliwi. A tu proszę, cóż za miła odmiana!
Czego mogła chcieć więcej, prócz dobrej herbaty i wspaniałego towarzystwa?
Wróciła spojrzeniem do karty, którą ciągle trzymała w dłoniach, jednak po krótkiej chwili westchnęła przeciągle i pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Był zdecydowanie zbyt duży wybór, a jak powszechnie wiadomo, im więcej mamy opcji, tym trudniej jest nam się zdecydować na cokolwiek. Postanowiła więc, że zda się na chłopaka.
- Wezmę to samo. Jeżeli się okaże, że nie będzie mi smakować, zjesz za mnie. - rzuciła w jego kierunku i poprawiła torbę, którą wcześniej rzuciła na ziemię obok nogi krzesła. Zrobiła to też po to, aby ukryć twarz we włosach, które kaskadą opadły na jej twarz przy próbie schylenia. Znów idealnym porównaniem jej osoby, okazałoby się pięcioletnie dziecko, które dostało nową zabawkę.
Gdy tylko chłopak wyruszył w stronę lady, aby złożyć zamówienie, pogrzebała na samym dnie torby przebijając się przez różne śmieci i masę pozornie niepotrzebnych przedmiotów. Kobiece torebki zawsze zdawały się nie mieć dna i próba odnalezienia w nich czegokolwiek przez mężczyzn zwykle kończyła się fiaskiem. Po kilku dłuższych chwilach odnalazła małą sakiewkę, którą położyła na blacie stołu. Oczywiście zamierzała zapłacić za siebie, a przynajmniej oddać Minabiemu pieniądze za swoje zamówienie. Od razu kilka drobniaków pojawiło się na blacie po stronie chłopaka. Z ogromną niecierpliwością czekała na swoje zamówienie, aby w końcu móc delektować się czymś słodkim. Była ogromnym łakomczuchem, czego (nie)stety nie było widać po jej sylwetce. Wiele osób dałoby się pokroić za to, aby jeść ile dusza zapragnie, nie tyjąc przy tym ani grama.
- Rany! - wyrwało jej się, kiedy chłopak postawił przed nią kubek z herbatą i pokaźnych rozmiarów kawał ciasta.
- Minabi Izumi
Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot
Sro Lis 11, 2015 2:06 am
Nie potrzebował widzieć znajomych twarzy, żeby wiedzieć, że one gdzieś tutaj były. Ludzie krzątali się po wiosce a on cieszył się tym, że mógł po prostu wyobrażać sobie ich wędrówkę. Ci dorośli, którzy towarzyszyli im w herbaciarni sprawiali, że Minabi nie był w stanie opanować swojego odruchu by raz za razem przyglądać się im ukradkiem i zdobywać widoczne informacje na temat ich samych i przygód, które przecież musieli odbyć. Innej opcji nie przewidywał. Może to nie była taka ciekawość jaką reprezentowała Kelly, ale dla Krukona wystarczała - mógł dzięki temu wysnuwać swoje daleko idące wnioski i tworzyć z nich coś innego, coś bardziej przypadającego mu do gustu. Śmierciożercy i to, co kojarzyło się ze smutkiem, nienawiścią i resztą negatywnych uczuć, zostało skrzętnie ukryte przez Izumi'ego w skrzynce i zabezpieczone mnóstwem zaklęć. To nie tak, że nie był wrażliwy na ludzką krzywdę - wręcz przeciwnie! - zwyczajnie nie rozumiał tych odczuć, nie chciał ich odbierać przez jakikolwiek zmysł. Rzeczywistość wolał tworzyć wedle własnej wizji i zapraszać innych do niej, oferując pozbycie się tych szarych barw.
Preferował radia i gramofony; dźwięki miały swoją wyjątkową magię, a głosy prezenterów zapadały chłopakowi głęboko w pamięć. Z pewnością, gdyby McCarthy tego chciała, Minabi bez większych skrupułów by się z nią podzielił zdaniem na temat, czym dla niego jest słowo pisane a czym mówione i jak to się ma do wszystkiego. Na pierwszy rzut oka, wcale nie było takie oczywiste, dlaczego Tiara Przydziału przydzieliła go do Ravenclawu, a nie do innego domu. Nie żeby to jakoś nie dawało spokoju Krukonowi. Cieszył się życiem i to było najprzyjemniejszą rzeczą pod słońcem.
Przez chwilę z żywym zainteresowaniem przyglądał się jej grubym, rudym włosom, wyobrażając je sobie w jakimś niebagatelnym ułożeniu czy też rozpuszczone z kwiatami, które byłby w nie wplecione. Miały naprawdę intensywny miedziany odcień, który wodził na myśl wszystkie te farby w pomieszczeniu Klubu Prostej Kreski. Następnie przesunął wzrok na jej twarz, uśmiechnął się szeroko na jej słowa, że weźmie to samo i z tym zamówieniem udał się do lady, rozmawiając chwilę z samą pani Puddifoot i przekazując jej swoje niecodzienne życzenie.
-... I jeśli pani może, niech pani na jednym kawałku da ruszającego się jednorożca! Zapłacę dodatkowo! - Szepnął zadowolony ze swojego błyskotliwego pomysłu, poczekał chwilę, wystukując rytm za pomocą, o dziwo, czystych dłoni i następnie po otrzymaniu zamówienia, podziękował kobiecie, która wydawała się być teraz szczęśliwsza. Jakoś udało mu się z tym wszystkim zabrać - w dużej części pomogła różdżka, dzięki której lewitował najpierw filiżanki a potem talerze, które łagodnie spoczęły na ich drewnianym, bardzo ładnie przystrojonym, stoliku. Spojrzał na pieniądze, które wyłożyła Kelly i natychmiastowo przesunął je na kraniec jej części stolika, kręcąc przy tym gwałtownie swoją poczochraną już głową.
- Absolutnie nie pozwolę Ci płacić. Odwdzięczysz mi się w innym sposób, bo tego sposobu zapłaty odmawiam, o. - I usiadł na swoim miejscu, przejeżdżając dłonią po swoich włosach, by przywrócić je do miarę normalnego stanu. Brązowe tęczówki przyglądały się Kelly, która rozpoczęła od picia herbaty. Minabi zdecydowanie wolał poczekać, aż jego nieco wystygnie. W tym czasie oparł głowę o dłoń i mrużąc nieco śmiesznie swoje oczy, które właściwie jako jedyne w swoim wyglądzie miał po swoim ojcu. W większości bardziej przypominał swoją angielską matkę, chociaż byli tacy, którzy twierdzili, że wręcz przeciwnie. Izumi w sumie nie uważał tego, za jakąś szczególnie ważną kwestię.
Za pomocą widelczyka, oddzielił mały fragment ciasta od reszty, następnie nabił go na sztuciec i wpakował sobie do ust. Kiedy już przełknął, zapatrzył się na chwilę na małe okienko, które ozdabiały gwiezdne ozdoby i odezwał się, przerywając tym samym ich dłuższą ciszę.
- Każdy z nas ma jakąś historię i Ci czarodzieje tutaj również. Myślę, że nawet wiem jakie. Nie wiem skąd, ale po prostu mi zaufaj, dobrze? Daj mi się poprowadzić w podróż. Zaczniemy od tego jegomościa z krzaczastym wąsem i włosami zaczesanymi do tyłu w szacie koloru porannej kawy. Czyta proroka i pije najmocniejszą kawę jaką ma pani Puddifoot by się dobudzić. Dzisiaj będzie musiał iść do Ministerstwa Magii po zgodę na niezwykłą, ale przy tym wielce ryzykowną hodowlę nowych wozaków. Pojawiły się w jego ogrodzie dwa dni temu, wiesz? Jego żona je znalazła, kiedy chciała za pomocą zaklęć gospodarczych wyczyścić ich szopę. Od razu poinformowała męża a ten wpadł na ten pomysł, kiedy też zrozumiał, że te wozaki są młode i jeszcze nie nauczyły się żadnych zdań. Wydaje mi się, że będzie w tym dobry. Może nawet wedle jego obliczeń wyhoduje nową odmianę wozaków i one będą miały dłuższe ogony i jaskrawsze ubarwienie? To byłoby ciekawe... - i zatrzymał się nagle, wpadając w zadumę, po czym wyszczerzył się do Kelly i pociągnął łyka herbaty, która miała dla niego już idealną temperaturę.
Preferował radia i gramofony; dźwięki miały swoją wyjątkową magię, a głosy prezenterów zapadały chłopakowi głęboko w pamięć. Z pewnością, gdyby McCarthy tego chciała, Minabi bez większych skrupułów by się z nią podzielił zdaniem na temat, czym dla niego jest słowo pisane a czym mówione i jak to się ma do wszystkiego. Na pierwszy rzut oka, wcale nie było takie oczywiste, dlaczego Tiara Przydziału przydzieliła go do Ravenclawu, a nie do innego domu. Nie żeby to jakoś nie dawało spokoju Krukonowi. Cieszył się życiem i to było najprzyjemniejszą rzeczą pod słońcem.
Przez chwilę z żywym zainteresowaniem przyglądał się jej grubym, rudym włosom, wyobrażając je sobie w jakimś niebagatelnym ułożeniu czy też rozpuszczone z kwiatami, które byłby w nie wplecione. Miały naprawdę intensywny miedziany odcień, który wodził na myśl wszystkie te farby w pomieszczeniu Klubu Prostej Kreski. Następnie przesunął wzrok na jej twarz, uśmiechnął się szeroko na jej słowa, że weźmie to samo i z tym zamówieniem udał się do lady, rozmawiając chwilę z samą pani Puddifoot i przekazując jej swoje niecodzienne życzenie.
-... I jeśli pani może, niech pani na jednym kawałku da ruszającego się jednorożca! Zapłacę dodatkowo! - Szepnął zadowolony ze swojego błyskotliwego pomysłu, poczekał chwilę, wystukując rytm za pomocą, o dziwo, czystych dłoni i następnie po otrzymaniu zamówienia, podziękował kobiecie, która wydawała się być teraz szczęśliwsza. Jakoś udało mu się z tym wszystkim zabrać - w dużej części pomogła różdżka, dzięki której lewitował najpierw filiżanki a potem talerze, które łagodnie spoczęły na ich drewnianym, bardzo ładnie przystrojonym, stoliku. Spojrzał na pieniądze, które wyłożyła Kelly i natychmiastowo przesunął je na kraniec jej części stolika, kręcąc przy tym gwałtownie swoją poczochraną już głową.
- Absolutnie nie pozwolę Ci płacić. Odwdzięczysz mi się w innym sposób, bo tego sposobu zapłaty odmawiam, o. - I usiadł na swoim miejscu, przejeżdżając dłonią po swoich włosach, by przywrócić je do miarę normalnego stanu. Brązowe tęczówki przyglądały się Kelly, która rozpoczęła od picia herbaty. Minabi zdecydowanie wolał poczekać, aż jego nieco wystygnie. W tym czasie oparł głowę o dłoń i mrużąc nieco śmiesznie swoje oczy, które właściwie jako jedyne w swoim wyglądzie miał po swoim ojcu. W większości bardziej przypominał swoją angielską matkę, chociaż byli tacy, którzy twierdzili, że wręcz przeciwnie. Izumi w sumie nie uważał tego, za jakąś szczególnie ważną kwestię.
Za pomocą widelczyka, oddzielił mały fragment ciasta od reszty, następnie nabił go na sztuciec i wpakował sobie do ust. Kiedy już przełknął, zapatrzył się na chwilę na małe okienko, które ozdabiały gwiezdne ozdoby i odezwał się, przerywając tym samym ich dłuższą ciszę.
- Każdy z nas ma jakąś historię i Ci czarodzieje tutaj również. Myślę, że nawet wiem jakie. Nie wiem skąd, ale po prostu mi zaufaj, dobrze? Daj mi się poprowadzić w podróż. Zaczniemy od tego jegomościa z krzaczastym wąsem i włosami zaczesanymi do tyłu w szacie koloru porannej kawy. Czyta proroka i pije najmocniejszą kawę jaką ma pani Puddifoot by się dobudzić. Dzisiaj będzie musiał iść do Ministerstwa Magii po zgodę na niezwykłą, ale przy tym wielce ryzykowną hodowlę nowych wozaków. Pojawiły się w jego ogrodzie dwa dni temu, wiesz? Jego żona je znalazła, kiedy chciała za pomocą zaklęć gospodarczych wyczyścić ich szopę. Od razu poinformowała męża a ten wpadł na ten pomysł, kiedy też zrozumiał, że te wozaki są młode i jeszcze nie nauczyły się żadnych zdań. Wydaje mi się, że będzie w tym dobry. Może nawet wedle jego obliczeń wyhoduje nową odmianę wozaków i one będą miały dłuższe ogony i jaskrawsze ubarwienie? To byłoby ciekawe... - i zatrzymał się nagle, wpadając w zadumę, po czym wyszczerzył się do Kelly i pociągnął łyka herbaty, która miała dla niego już idealną temperaturę.
- Kelly McCarthy
Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot
Sob Lis 14, 2015 11:27 am
Na chwilę odpłynęła we własnych myślach, kiedy chłopak opowiadał o czarodzieju siedzącym nieopodal. Co ona będzie robić już za kilka lat? Czy dożyje w tak mrocznych czasach? Co chwila słyszano o napadach na szlamy i wszystkich, którzy nie byli czystej krwi. Czy po szkole zaszyje się w świecie mugoli, z każdym dniem zapominając o świecie magii? Czy wybierze walkę o spokój dla takich jak ona? W końcu w jej rodzinie nie słyszano o tym, aby ktoś miał magiczne zdolności, była skazana na nienawiść ze strony czystokrwistych. Ale dlaczego? Co zrobiła?
A może czego nie zrobiłaś McCarthy, aby być inaczej postrzegana?
Może wystarczy się bardziej starać?
Westchnęła głośno podpierając podbródek o dłoń, a łokieć oparła o blat stolika. Ileż można? Czy miała martwić się o to, że nie tylko jej grozi niebezpieczeństwo? Co z jej rodzicami, co z jej matką, która wydała na świat kogoś takiego jak ona? Czy rodzice w ogóle zdawali sobie sprawę z tego, w jakim niebezpieczeństwie jest ich dziecko?
Przy każdym liście pisała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, nie chciała, aby się martwili, lub kazali wracać do domu. Milion pytań lawirowało w jej głowie, niektóre przemyślenia przyprawiały ją o dreszcze, które prześlizgiwały się wzdłuż jej kręgosłupa. Czy byłaby gotowa oddać życie za kogoś nieznajomego, tylko dlatego, że też był mugolakiem?
Z krótkiego letargu wyrwał ją głos chłopaka, gdzieś w połowie jego wypowiedzi. Każdy miał jakąś historię, jakieś cele, plany, marzenia. A ona? No cóż...
Nie sądziła, że na tak pozytywnym spotkaniu może popaść w tak głęboką zadumę, nie nawiązującą zupełnie do tematów, o których rozmawiali. Była dosyć skomplikowaną istotą, czasami nawet sama siebie nie potrafiła zrozumieć, a to nie lada wyczyn!
Skarciła się w duchu za ten krótki moment milczenia i wyobraziła sobie jak głupkowato musiała wyglądać wlepiając w niego nieobecne spojrzenie. Uśmiechnęła się lekko przyglądając mu się, może aż nazbyt intensywnie. Uśmiech, który mógłby porwać za sobą pół świata, postawa której mógłby pozazdrościć niejeden nastolatek. Ciemne, przydługie włosy, które co chwila przeszkadzały i opadały na oczy.
Z tak pozytywnym nastawieniem i widoczną wiedzą, zapewne zajdzie daleko, może nawet dalej niżby chciał?
A ty gdzie wtedy będziesz?
- Łał. - wyrwało jej się, kiedy tylko chłopak skończył opowiadać. Nie ważne czy ta opowiastka była prawdą, czy tylko jego wyobraźnią. Była zachwycona. Zachwycona tym, że słowo mówione może być aż tak czarujące. Zupełnie jakby czytała jakąś książkę, tyle że narratorem całej sytuacji był Minabi. Jej spojrzenie powędrowało ku mężczyźnie, który był głównym bohaterem opowieści.
- Skąd bierzesz takie historie? - przechyliła głowę, a kaskada włosów przelała się z ramienia na ramię sięgając siedziska krzesła. Ciekawa była co powiedziałby o niej, ale dłuższą chwilę zastanawiała się czy na pewno chciałaby to usłyszeć. Ale jak to mawiają, raz się żyje.
Jesteś pewna?
- A jaką historię opowiedział byś o mnie? - otuliła palcami filiżankę z herbatą i upiła z niej mały łyczek, na razie nawet nie ruszając ciasta. Monety, które wciąż stały na stoliku zignorowała, stwierdzając, że jeżeli Minabi ich nie przyjmie, po prostu podrzuci mu je, kiedy nie będzie widział. Ot, była uparta i nie chciała aby za nią płacono. Bo niby jak potem miałaby się odwdzięczyć?
Odrobić za niego pracę domową?
A może czego nie zrobiłaś McCarthy, aby być inaczej postrzegana?
Może wystarczy się bardziej starać?
Westchnęła głośno podpierając podbródek o dłoń, a łokieć oparła o blat stolika. Ileż można? Czy miała martwić się o to, że nie tylko jej grozi niebezpieczeństwo? Co z jej rodzicami, co z jej matką, która wydała na świat kogoś takiego jak ona? Czy rodzice w ogóle zdawali sobie sprawę z tego, w jakim niebezpieczeństwie jest ich dziecko?
Przy każdym liście pisała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, nie chciała, aby się martwili, lub kazali wracać do domu. Milion pytań lawirowało w jej głowie, niektóre przemyślenia przyprawiały ją o dreszcze, które prześlizgiwały się wzdłuż jej kręgosłupa. Czy byłaby gotowa oddać życie za kogoś nieznajomego, tylko dlatego, że też był mugolakiem?
Z krótkiego letargu wyrwał ją głos chłopaka, gdzieś w połowie jego wypowiedzi. Każdy miał jakąś historię, jakieś cele, plany, marzenia. A ona? No cóż...
Nie sądziła, że na tak pozytywnym spotkaniu może popaść w tak głęboką zadumę, nie nawiązującą zupełnie do tematów, o których rozmawiali. Była dosyć skomplikowaną istotą, czasami nawet sama siebie nie potrafiła zrozumieć, a to nie lada wyczyn!
Skarciła się w duchu za ten krótki moment milczenia i wyobraziła sobie jak głupkowato musiała wyglądać wlepiając w niego nieobecne spojrzenie. Uśmiechnęła się lekko przyglądając mu się, może aż nazbyt intensywnie. Uśmiech, który mógłby porwać za sobą pół świata, postawa której mógłby pozazdrościć niejeden nastolatek. Ciemne, przydługie włosy, które co chwila przeszkadzały i opadały na oczy.
Z tak pozytywnym nastawieniem i widoczną wiedzą, zapewne zajdzie daleko, może nawet dalej niżby chciał?
A ty gdzie wtedy będziesz?
- Łał. - wyrwało jej się, kiedy tylko chłopak skończył opowiadać. Nie ważne czy ta opowiastka była prawdą, czy tylko jego wyobraźnią. Była zachwycona. Zachwycona tym, że słowo mówione może być aż tak czarujące. Zupełnie jakby czytała jakąś książkę, tyle że narratorem całej sytuacji był Minabi. Jej spojrzenie powędrowało ku mężczyźnie, który był głównym bohaterem opowieści.
- Skąd bierzesz takie historie? - przechyliła głowę, a kaskada włosów przelała się z ramienia na ramię sięgając siedziska krzesła. Ciekawa była co powiedziałby o niej, ale dłuższą chwilę zastanawiała się czy na pewno chciałaby to usłyszeć. Ale jak to mawiają, raz się żyje.
Jesteś pewna?
- A jaką historię opowiedział byś o mnie? - otuliła palcami filiżankę z herbatą i upiła z niej mały łyczek, na razie nawet nie ruszając ciasta. Monety, które wciąż stały na stoliku zignorowała, stwierdzając, że jeżeli Minabi ich nie przyjmie, po prostu podrzuci mu je, kiedy nie będzie widział. Ot, była uparta i nie chciała aby za nią płacono. Bo niby jak potem miałaby się odwdzięczyć?
Odrobić za niego pracę domową?
- Minabi Izumi
Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot
Sro Lis 25, 2015 6:37 pm
Minabi nie zajmował się przyszłością - żył tym, co było tu i teraz. Carpe diem pełną piersią. Nie przejmował się w taki sposób tymi mrocznymi czasami, światem w którym czaiły się różnego rodzaju niebezpieczeństwa, bo dostrzegał głównie te dobre strony, nie chcąc zamknąć się w wiecznym przygnębieniu czy nie daj Merlinowi w gniewie. Świat magii od zawsze był dla niego fascynujący, miał w sobie to, czego tak bardzo chłopak potrzebował. Wciągał go do własnych płuc z całą energią, jaka w nim drzemała - a miał tej energii sporo i wyrzucał ją z siebie w dużych ilościach. Dlatego też nie rozumiał trosk, które targały sercem młodej Krukonki. Jej zmiany w postaci drobnych zmarszczek zmartwienia pojawiających się w okolicach oczu i ust, komentował jedynie jedną brwią wyciągniętą do góry i rozpoczynaniem wewnętrznego planowania by to zmienić. Sam Izumi był czarodziejem półkrwi, ale przyjmował to dość obojętnie. Dla niego liczył się sam fakt, że miał rodzinę i że wszyscy trzymali się całkiem dobrze, innej opcji bowiem do siebie nie przyjmował. Każdy miał jakąś historię. Każdy miał jakieś cele i marzenia - cały myk polegał na tym, by jakoś to z siebie wydobyć. A jeśli samemu nie wychodziło to sięgnąć po pomocną, wyciągniętą dłoń. I tę dłoń dla Kelly mógłby równie dobrze wyciągnąć Minabi. Przyzwyczaił się już do tych zmian zachowań u młodych dziewcząt, zdołał się nauczyć, że te istoty mają zupełnie inny tok rozumowania od niego i innych przedstawicieli tej drugiej płci. Wbrew pozorom, był dość bystry. Uważał, że takie płynięcie Kelly w jej osobistej rzece kwiatów było dość zabawne - w żaden sposób nie poczuł się dotknięty tym, że rudowłosa milczała i nie brała aktywnego udziału w rozmowie. Pod wpływem jej intensywnego spojrzenia, nieco przechylił się do przodu, uważając jednak na filiżankę i talerz z ciastem i z błyskami w brązowych oczach, odwzajemnił te dokładne sprawdzanie tuneli prowadzących do samej duszy. Zapewne w środku Kelly była cała złożona z kwiatów.
Nie miał takich ambicji by sięgać po więcej, dla niego to, co było teraz odgrywało na tyle znaczącą wartość, że przyszłość zostawiał nietkniętą. Nie kierował nawet w tamte rejony swoich myśli. Może gdyby wypowiedział pewne słowa na głos to zabrzmiałyby wyjątkowo dziwnie, ale w jego głowie świeciły one jasnym, przejrzystym i ciepłym blaskiem.
Był tu dla niej. Siedział na tym krześle naprzeciw niej właśnie dla niej. Wyciągnął różdżkę i skierował ją na ruszającego jednorożca na jej kawałku i ten wyskoczył wprost na stolik i zaczął chodzić wokół jej dłoni, mieniąc się kolorami. To też było właśnie dla niej.
Wyszczerzył się ponownie, sprawiając, że dołeczki w jego policzkach stały się większe a białe zęby doskonale widoczne. Pod wpływem pytania Krukonki, zmarszczył czoło i przyłożył delikatnie różdżkę do czoła, pogrążając się w krótkiej zadumie.
- Sam nie wiem, po prostu do mnie przychodzą. To tak jakbym był takim mugolskim archirzem czy coś i pod moimi palcami błoto zmieniałoby się w pewną konkretną rzeźbę. A może nie był to archirzerz tylko architekt? Albo rzeźnik? No nie wiem już sam, ale wiesz o co mi chodzi, prawda...?
Ułożył się wygodnie na swoim krześle i położył magiczny patyk na stole, biorąc kolejny kęs ciasta i popijając herbatą. Z całą pewnością odwdzięczy mu się w inny, niesamowity sposób, niżeli za pomocą pieniędzy. Pracy domowej również nie potrzebował. Minabi jeśli chciał był również uparty, dlatego monet nie zamierzał przyjąć ani nic w tym rodzaju. I znając życie, pewnie sam poda jej wskazówki, co mogłaby zrobić. Przejechał dłonią po swoich włosach, zastanawiając się nad jej pytaniem. Rozejrzał się po wnętrzu herbaciarni, zupełnie nic sobie nie robiąc z tego, że na zewnątrz robi się coraz ciemniej i że zaczął padać deszcz, a na sam koniec wrócił do swojej towarzyszki spojrzeniem koloru czekolady. Kąciki jego ust delikatnie zadrgały. Oparł głowę o swoją dłoń.
- Historia o Tobie? W Twoich rudych włosach tańczyłyby kwiaty, zapewne kierowałabyś się w stronę pobliskiej rzeki w której pobliscy czarodzieje trudziliby się z łapaniem ryb; mugolscy panowie mają bowiem na nie inny specyficzny, ale i lepszy sposób. Byłabyś jednak sama, bo spojrzenia innych, zwłaszcza spojrzenia przedstawicieli płci męskiej działałyby na Ciebie onieśmielająco. Mogłabyś nawet z ich powodu rozpłynąć się w powietrzu z powodu swej eteryczności. Wiosna tak na Ciebie działa, sprawia, że pragniesz obcować z naturą z jednej strony, ale z drugiej mimowolnie potrzebujesz bliskości człowieka, nimfo. Ale coś za coś. Za swe piękno, za wrażliwość, nie możesz w pełni oddać się nikomu. Bo wtedy natura by wyraziła sprzeciw. Dlatego jesteś samotna i dlatego coraz trudniej jest Ci biec z jednorożcami. Dlatego się boisz. Ale... nie możesz się bać. Tylko zaufaj kwiatom w Twych włosach, które szepczą łagodne pieśni do Twego serca.
I uśmiechnął się delikatnie, przekrzywiając niego głowę i łapiąc drugą ręką swoją różdżkę. Następnie skierował ją na serwetki, które zamieniły się w bańki a następnie ponownie nią poruszył i wymówił formułkę, i z baniek zrobiły się niebieskie kwiaty, które wylądowały na głowie Kelly.
- Czy więc ta historia Cię zadowala, nimfo kwiatów?
Nie miał takich ambicji by sięgać po więcej, dla niego to, co było teraz odgrywało na tyle znaczącą wartość, że przyszłość zostawiał nietkniętą. Nie kierował nawet w tamte rejony swoich myśli. Może gdyby wypowiedział pewne słowa na głos to zabrzmiałyby wyjątkowo dziwnie, ale w jego głowie świeciły one jasnym, przejrzystym i ciepłym blaskiem.
Był tu dla niej. Siedział na tym krześle naprzeciw niej właśnie dla niej. Wyciągnął różdżkę i skierował ją na ruszającego jednorożca na jej kawałku i ten wyskoczył wprost na stolik i zaczął chodzić wokół jej dłoni, mieniąc się kolorami. To też było właśnie dla niej.
Wyszczerzył się ponownie, sprawiając, że dołeczki w jego policzkach stały się większe a białe zęby doskonale widoczne. Pod wpływem pytania Krukonki, zmarszczył czoło i przyłożył delikatnie różdżkę do czoła, pogrążając się w krótkiej zadumie.
- Sam nie wiem, po prostu do mnie przychodzą. To tak jakbym był takim mugolskim archirzem czy coś i pod moimi palcami błoto zmieniałoby się w pewną konkretną rzeźbę. A może nie był to archirzerz tylko architekt? Albo rzeźnik? No nie wiem już sam, ale wiesz o co mi chodzi, prawda...?
Ułożył się wygodnie na swoim krześle i położył magiczny patyk na stole, biorąc kolejny kęs ciasta i popijając herbatą. Z całą pewnością odwdzięczy mu się w inny, niesamowity sposób, niżeli za pomocą pieniędzy. Pracy domowej również nie potrzebował. Minabi jeśli chciał był również uparty, dlatego monet nie zamierzał przyjąć ani nic w tym rodzaju. I znając życie, pewnie sam poda jej wskazówki, co mogłaby zrobić. Przejechał dłonią po swoich włosach, zastanawiając się nad jej pytaniem. Rozejrzał się po wnętrzu herbaciarni, zupełnie nic sobie nie robiąc z tego, że na zewnątrz robi się coraz ciemniej i że zaczął padać deszcz, a na sam koniec wrócił do swojej towarzyszki spojrzeniem koloru czekolady. Kąciki jego ust delikatnie zadrgały. Oparł głowę o swoją dłoń.
- Historia o Tobie? W Twoich rudych włosach tańczyłyby kwiaty, zapewne kierowałabyś się w stronę pobliskiej rzeki w której pobliscy czarodzieje trudziliby się z łapaniem ryb; mugolscy panowie mają bowiem na nie inny specyficzny, ale i lepszy sposób. Byłabyś jednak sama, bo spojrzenia innych, zwłaszcza spojrzenia przedstawicieli płci męskiej działałyby na Ciebie onieśmielająco. Mogłabyś nawet z ich powodu rozpłynąć się w powietrzu z powodu swej eteryczności. Wiosna tak na Ciebie działa, sprawia, że pragniesz obcować z naturą z jednej strony, ale z drugiej mimowolnie potrzebujesz bliskości człowieka, nimfo. Ale coś za coś. Za swe piękno, za wrażliwość, nie możesz w pełni oddać się nikomu. Bo wtedy natura by wyraziła sprzeciw. Dlatego jesteś samotna i dlatego coraz trudniej jest Ci biec z jednorożcami. Dlatego się boisz. Ale... nie możesz się bać. Tylko zaufaj kwiatom w Twych włosach, które szepczą łagodne pieśni do Twego serca.
I uśmiechnął się delikatnie, przekrzywiając niego głowę i łapiąc drugą ręką swoją różdżkę. Następnie skierował ją na serwetki, które zamieniły się w bańki a następnie ponownie nią poruszył i wymówił formułkę, i z baniek zrobiły się niebieskie kwiaty, które wylądowały na głowie Kelly.
- Czy więc ta historia Cię zadowala, nimfo kwiatów?
- Kelly McCarthy
Re: Herbaciarnia u pani Puddifoot
Pon Gru 07, 2015 1:36 pm
Drobne gesty, krótkie spojrzenia i uśmiech. Tak małe rzeczy, a potrafiły przyprawić ją o dreszcze podekscytowania, które przebiegały wzdłuż kręgosłupa. Była okropnie ciekawa tego, co za chwilę usłyszy. Przecież była tylko zwykłą nastolatką, która biegła na oślep w przyszłość, chwytając się wszystkiego i każdego na swojej drodze. Mogłaby przyznać przed samą sobą z czystym sumieniem, iż Minabi mógłby zostać przynajmniej jej dobrym znajomym, przyjacielem, bratem, wujkiem, ciocią, Merlin wie co jeszcze.
Na samą myśl o tym przyjemne ciepło rozlewało się gdzieś w okolicy serca. Był dobrym chłopakiem i mogłaby przysiąc, że rzuciłby się w ogień nawet za swoim wrogiem, a nie każdy zdolny był do tak wielkich czynów. Chociaż z drugiej strony... Nie wyobrażała go sobie ani trochę, kiedy to wykonywałby ogromnie bohaterskie czyny. Prościej byłoby zwizualizować sobie chłopaka, bawiącego się na przykład klockami i śpiewającego przedszkolne piosenki. Właśnie z kimś takim jej się kojarzył. Uśmiechnęła się do swoich myśli, które pognały za daleko i zdecydowanie w złym kierunku.
W każdej dozie dziecinności była jakaś magia.
Magia, której on miał aż za dużo. I nie, nie mówimy tu o machaniu magicznym patykiem, inaczej zwanym różdżką.
Mówimy o zwykłej ludzkiej magii, takiej na przykład jaką czujemy podczas świąt czy właśnie prostych dobrych gestów.
Uniosła na otwartej dłoni jednorożca, który do tej pory galopował wesoło w okół jej ręki. Uśmiechnęła się z błyskiem w oku, który towarzyszył dziecku, które otwiera prezenty gwiazdkowe.
Zaśmiała się słuchając jego słów. Nie zamierzała wyprowadzać go z błędu, o nie.
- Archiarz, zdecydowanie archiarz. - pokiwała głową przyznając mu rację i oznajmiając, iż rozumie, o co mu chodzi. - Czyli oprócz machania różdżką, masz jeszcze całą paletę zdolności. Zacznę chyba ci zazdrościć. - wyciągnęła się nieco, aby dźgnąć go w ramię, a kiedy tylko zaczął opowiadać kolejną ze swoich historii, wyprostowała się i zamarła w bezruchu słuchając go jak zaczarowana.
Po raz pierwszy usłyszała coś tak zaskakującego na swój temat a zarazem tak wspaniałego. I o dziwo kryło się w jego słowach więcej prawdy, niż spodziewała się usłyszeć. Zmarszczyła delikatnie brwi w chwili zastanowienia. Może faktycznie jest jak otwarta książka, z której każdy mógłby wyczytać więcej niżby chciała pokazać? A może to faktycznie jakieś super zdolności chłopaka, który był w swoim rodzaju magikiem? Władał słowem, aż zbyt dobrze. To straszne, ekscytujące, przerażające i... No właśnie.
- A co gdybym powiedziała, że się nie boję? - odłożyła jednorożca, który do tej pory spoczywał w jej dłoni. Uciekała po prostu spojrzeniem, błądząc po stoliku, próbując zająć się czymś innym.
Kwiaty - może faktycznie coś w nich jest... Musnęła palcami wianek, który za chwile spoczął na jej głowie.
- I naprawdę tak sobie mnie wyobrażasz? - zaśmiała się cicho, zaskoczona - Twoja historia byłaby fantastycznym początkiem cudownej opowieści. Tylko główna bohaterka jest kiepska. - rzuciła żartobliwie i upiła większy łyk herbaty.
Na samą myśl o tym przyjemne ciepło rozlewało się gdzieś w okolicy serca. Był dobrym chłopakiem i mogłaby przysiąc, że rzuciłby się w ogień nawet za swoim wrogiem, a nie każdy zdolny był do tak wielkich czynów. Chociaż z drugiej strony... Nie wyobrażała go sobie ani trochę, kiedy to wykonywałby ogromnie bohaterskie czyny. Prościej byłoby zwizualizować sobie chłopaka, bawiącego się na przykład klockami i śpiewającego przedszkolne piosenki. Właśnie z kimś takim jej się kojarzył. Uśmiechnęła się do swoich myśli, które pognały za daleko i zdecydowanie w złym kierunku.
W każdej dozie dziecinności była jakaś magia.
Magia, której on miał aż za dużo. I nie, nie mówimy tu o machaniu magicznym patykiem, inaczej zwanym różdżką.
Mówimy o zwykłej ludzkiej magii, takiej na przykład jaką czujemy podczas świąt czy właśnie prostych dobrych gestów.
Uniosła na otwartej dłoni jednorożca, który do tej pory galopował wesoło w okół jej ręki. Uśmiechnęła się z błyskiem w oku, który towarzyszył dziecku, które otwiera prezenty gwiazdkowe.
Zaśmiała się słuchając jego słów. Nie zamierzała wyprowadzać go z błędu, o nie.
- Archiarz, zdecydowanie archiarz. - pokiwała głową przyznając mu rację i oznajmiając, iż rozumie, o co mu chodzi. - Czyli oprócz machania różdżką, masz jeszcze całą paletę zdolności. Zacznę chyba ci zazdrościć. - wyciągnęła się nieco, aby dźgnąć go w ramię, a kiedy tylko zaczął opowiadać kolejną ze swoich historii, wyprostowała się i zamarła w bezruchu słuchając go jak zaczarowana.
Po raz pierwszy usłyszała coś tak zaskakującego na swój temat a zarazem tak wspaniałego. I o dziwo kryło się w jego słowach więcej prawdy, niż spodziewała się usłyszeć. Zmarszczyła delikatnie brwi w chwili zastanowienia. Może faktycznie jest jak otwarta książka, z której każdy mógłby wyczytać więcej niżby chciała pokazać? A może to faktycznie jakieś super zdolności chłopaka, który był w swoim rodzaju magikiem? Władał słowem, aż zbyt dobrze. To straszne, ekscytujące, przerażające i... No właśnie.
- A co gdybym powiedziała, że się nie boję? - odłożyła jednorożca, który do tej pory spoczywał w jej dłoni. Uciekała po prostu spojrzeniem, błądząc po stoliku, próbując zająć się czymś innym.
Kwiaty - może faktycznie coś w nich jest... Musnęła palcami wianek, który za chwile spoczął na jej głowie.
- I naprawdę tak sobie mnie wyobrażasz? - zaśmiała się cicho, zaskoczona - Twoja historia byłaby fantastycznym początkiem cudownej opowieści. Tylko główna bohaterka jest kiepska. - rzuciła żartobliwie i upiła większy łyk herbaty.
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach