- Ciril Hootcher
Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem
Nie Gru 06, 2015 3:41 pm
Mrok coraz bardziej rozprzestrzeniał się po pomieszczeniu, przyćmiewając wszystko dookoła. Każdy łyk ognistej powoli kierował go do tego frywolnego stanu upojenia, w którym już chyba znajdowała się jego towarzyszka. Jego serce biło powoli, jakby w ogóle nie bał się koleżanki, równy oddech pomagał mu się skupić na tym, co ważne teraz, w tej właśnie chwili. Wsłuchiwał się w słowa coraz bardziej bełkoczącej Ce., dochodząc do wniosku, że jeszcze jedna taka literatka, a ona w ogóle nie będzie mu do niczego przydatna. Ale cóż on od niej chciał? Przecież nie miał zamiaru polegać na jej mocy. Nawet nie wiedział co kryje się pod tym kruchym ciałkiem. Jedyne do czego dążył, to znalezienie w tej dziewczynie nieco pasji, ale nie tej, którą ona się tak szczyciła.
Widać, że była jakaś dziwnie poddenerwowana. Może to podświadomie bała się śmierciożerców, a może była na nich tak zła, że zaczęła wyładowywać pokłady swojej frustracji właśnie na nim. Bądź co bądź, on nie miał zamiaru poddawać się jej niezadowoleniu. Jeśli będzie chciała to z nim pójdzie, jeśli nie, dalej będzie piła ognistą przy brudnym stoliku, nie zwracając uwagi co dzieje się na zewnątrz, a działo się z pewnością.
Gdy złapała go za kołnierz, zastygnął i spojrzał w jej rozwścieczone oczyska. . Mogłaby połamać mu nos, gdyby tylko chciała, jednak on nie obawiałby się takiego zwrotu akcji... W końcu już raz sprawiła, że z jego nosa leciała krew. Spojrzał w jej oczy w pełni obojętnie, po czym poprawił kosmyk, który opadł na jej twarz.
- Jeśli myślisz, że się ciebie boję, to jesteś w błędzie. Nie przyszedłem tutaj, aby prosić cię o pomoc, a zaoferować ci przygodę... Jakakolwiek by ona była. Jednak ty wolisz chyba siedzieć tutaj, w tej super potulnej norce i grzać się ognistą aż do nieprzytomności... Tylko pamiętaj, że nie będzie komu się tobą zająć jak już w głowie nie zostanie ci nic poza obrotami głowy i mdłościami spowijającymi twoje ciało...- powstał od stołu i odszedł od niego kilka kroków.
- Rób co chcesz żmijo. Nie przyszedłem się tutaj z tobą zakładać, ani walczyć o twoje względy. Jeśli nie chcesz, to nie będę cię do niczego zmuszać...- powiedział odwróciwszy się do Ślizgonki. Spojrzał się na jej różdżkę, a na twarzy pojawił mu się uśmiech. Nieco szyderczy, z całą pewnością szczery.
- Coś czuję, że umrzesz samotnie, Caroline...
Widać, że była jakaś dziwnie poddenerwowana. Może to podświadomie bała się śmierciożerców, a może była na nich tak zła, że zaczęła wyładowywać pokłady swojej frustracji właśnie na nim. Bądź co bądź, on nie miał zamiaru poddawać się jej niezadowoleniu. Jeśli będzie chciała to z nim pójdzie, jeśli nie, dalej będzie piła ognistą przy brudnym stoliku, nie zwracając uwagi co dzieje się na zewnątrz, a działo się z pewnością.
Gdy złapała go za kołnierz, zastygnął i spojrzał w jej rozwścieczone oczyska. . Mogłaby połamać mu nos, gdyby tylko chciała, jednak on nie obawiałby się takiego zwrotu akcji... W końcu już raz sprawiła, że z jego nosa leciała krew. Spojrzał w jej oczy w pełni obojętnie, po czym poprawił kosmyk, który opadł na jej twarz.
- Jeśli myślisz, że się ciebie boję, to jesteś w błędzie. Nie przyszedłem tutaj, aby prosić cię o pomoc, a zaoferować ci przygodę... Jakakolwiek by ona była. Jednak ty wolisz chyba siedzieć tutaj, w tej super potulnej norce i grzać się ognistą aż do nieprzytomności... Tylko pamiętaj, że nie będzie komu się tobą zająć jak już w głowie nie zostanie ci nic poza obrotami głowy i mdłościami spowijającymi twoje ciało...- powstał od stołu i odszedł od niego kilka kroków.
- Rób co chcesz żmijo. Nie przyszedłem się tutaj z tobą zakładać, ani walczyć o twoje względy. Jeśli nie chcesz, to nie będę cię do niczego zmuszać...- powiedział odwróciwszy się do Ślizgonki. Spojrzał się na jej różdżkę, a na twarzy pojawił mu się uśmiech. Nieco szyderczy, z całą pewnością szczery.
- Coś czuję, że umrzesz samotnie, Caroline...
- Caroline Rockers
Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem
Nie Gru 13, 2015 12:08 am
Procenty, jeszcze więcej procentów i jeszcze więcej! Szybka i jakże przyjemna procedura zapijania zmartwień, które ośmieliły pojawić się pod ciemną czupryną. Mrok nigdy nie oddala się na długo, zawsze po jakimś czasie wraca niczym bumerang, przywierając do każdej tkanki ciała. Zostali sami, jeśli nie licząc barmana, który zajmował się swoimi sprawami, zupełnie nie zwracając na nich uwagi - a przynajmniej tak jej się wydawało.
Och, chyba śnisz, że bełkoczę! Ale co możesz wiedzieć, skoro chcesz wzbić się wysoko w powietrze, nie wiedząc, że Tobie przeznaczony jest upadek gorszy niż ten należący do Ikara - do mnie?
Jesteś doprawdy zabawny, jeśli sądzisz, że tak po prostu wykorzystasz mnie i będziesz tym, który wysunie się na prowadzenie!
Nie zamierzała mu nic zdradzać na swój temat, a przynajmniej nie świadomie, chcąc całkowicie podporządkować go pod siebie a przynajmniej spróbować. Znaleźć pasję jaką posiadała? A skoro nie chodziło mu o to, co czaiło się w jej środku, co było gotów rozszarpać go na strzępy, obedrzeć ze skóry, zniszczyć od środka, pozbawiając go wszelkich mechanizmów obronnych, to co zamierzał osiągnąć?
No proszę, nie rozśmieszaj mnie! Sądzisz, że boję się tych zamaskowanych marionetek? Że cokolwiek wobec nich czuję? Nie bądź głupi, złoto - czerwony chłopcze! Od takich żartów był Błazen, dopóki przestał być zabawny.
W jej oczach wydawał się być idealnym celem do zabawy, który nie miał w zwyczaju niespodziewanie uciekać, albo udawać biernego jak to niektórzy. Rozluźniała się, czuła się o wiele lepiej niż przez ostatnie godziny, kiedy miliony chaotycznych myśli pędziło pod jej czaszką.
Mogłabym z Tobą zrobić wszystko - zmienić Ci kształt twarzy, pozbawić Twojej dumy, zakopać lub spalić żywcem, polać kwasem lub bić do nieprzytomności. Ale musiałam jeszcze grać, chociaż nie było widowni na tym zamkniętym przedstawieniu!
Alkohol działał na nią dość specyficznie i jednak postanowiła się wycofać. Przynajmniej tymczasowo. Przesuwała różdżkę między swoimi palcami, zaczynając liczyć pod nosem i tracąc na kilka sekund zainteresowanie Hootcherem.
- Nie bądź bezczelny - mruknęła w odpowiedzi lekceważącym tonem, mrużąc oczy niczym rozdrażniony kot. Następnie obnażyła zęby i znowu się zaśmiała, podnosząc się z krzesła. - Przygodę powiadasz? Och, no proszę! To takie smutne, prawda? Taka biedna ja, która zostanie sama! Ale na szczęście pojawił się mój wybawca! Och Hootcher, dziękuję! Będę wdzięczna Ci do końca swego nędznego życia, bo pomyślałeś o mnie! Czy już mogę ofiarować Ci swoją chustkę byś został moim rycerzem?
Różdżka została skierowana w jego stronę a lodowate oblicze Zwycięstwa pojaśniało od szerokiego, drapieżnego uśmiechu i oczu w których rozbłysły błyskawice. Przekrzywiła głowę i zrobiła kilka lekkich kroków w jego stronę.
- Jesteś nudniejszy niż przypuszczałam, Gryfku. Czuję się nieco oszukana - dodała fałszywie smutnym głosem, kręcąc głową i układając usta w podkówkę, jakby rzeczywiście było jej z tego powodu przykro. - Zero zabawy z drażnienia się z Tobą. Z-E-R-O. Nawet odechciało mi się rzucać na Ciebie jakiekolwiek zaklęcie.
I po krótkim czasie C. postanowiła schować różdżkę do kieszeni, by następnie chwycić brutalnie za ramię chłopaka.
- No to chodź, mój rycerzu, skoro tak bardzo chciałeś zapewnić mi przygodę to prowadź - powiedziała rozbawiona i pociągnęła go w stronę wyjścia, ówcześnie rzucając wyliczoną ilość pieniędzy na stół. Tak samo zrobił on.
Jeśli sądzisz, że naprawdę umrę i to sama to się możesz gorzko rozczarować.
Nie będę Ci jednak psuć niespodzianki.
[z/t x2]
Och, chyba śnisz, że bełkoczę! Ale co możesz wiedzieć, skoro chcesz wzbić się wysoko w powietrze, nie wiedząc, że Tobie przeznaczony jest upadek gorszy niż ten należący do Ikara - do mnie?
Jesteś doprawdy zabawny, jeśli sądzisz, że tak po prostu wykorzystasz mnie i będziesz tym, który wysunie się na prowadzenie!
Nie zamierzała mu nic zdradzać na swój temat, a przynajmniej nie świadomie, chcąc całkowicie podporządkować go pod siebie a przynajmniej spróbować. Znaleźć pasję jaką posiadała? A skoro nie chodziło mu o to, co czaiło się w jej środku, co było gotów rozszarpać go na strzępy, obedrzeć ze skóry, zniszczyć od środka, pozbawiając go wszelkich mechanizmów obronnych, to co zamierzał osiągnąć?
No proszę, nie rozśmieszaj mnie! Sądzisz, że boję się tych zamaskowanych marionetek? Że cokolwiek wobec nich czuję? Nie bądź głupi, złoto - czerwony chłopcze! Od takich żartów był Błazen, dopóki przestał być zabawny.
W jej oczach wydawał się być idealnym celem do zabawy, który nie miał w zwyczaju niespodziewanie uciekać, albo udawać biernego jak to niektórzy. Rozluźniała się, czuła się o wiele lepiej niż przez ostatnie godziny, kiedy miliony chaotycznych myśli pędziło pod jej czaszką.
Mogłabym z Tobą zrobić wszystko - zmienić Ci kształt twarzy, pozbawić Twojej dumy, zakopać lub spalić żywcem, polać kwasem lub bić do nieprzytomności. Ale musiałam jeszcze grać, chociaż nie było widowni na tym zamkniętym przedstawieniu!
Alkohol działał na nią dość specyficznie i jednak postanowiła się wycofać. Przynajmniej tymczasowo. Przesuwała różdżkę między swoimi palcami, zaczynając liczyć pod nosem i tracąc na kilka sekund zainteresowanie Hootcherem.
- Nie bądź bezczelny - mruknęła w odpowiedzi lekceważącym tonem, mrużąc oczy niczym rozdrażniony kot. Następnie obnażyła zęby i znowu się zaśmiała, podnosząc się z krzesła. - Przygodę powiadasz? Och, no proszę! To takie smutne, prawda? Taka biedna ja, która zostanie sama! Ale na szczęście pojawił się mój wybawca! Och Hootcher, dziękuję! Będę wdzięczna Ci do końca swego nędznego życia, bo pomyślałeś o mnie! Czy już mogę ofiarować Ci swoją chustkę byś został moim rycerzem?
Różdżka została skierowana w jego stronę a lodowate oblicze Zwycięstwa pojaśniało od szerokiego, drapieżnego uśmiechu i oczu w których rozbłysły błyskawice. Przekrzywiła głowę i zrobiła kilka lekkich kroków w jego stronę.
- Jesteś nudniejszy niż przypuszczałam, Gryfku. Czuję się nieco oszukana - dodała fałszywie smutnym głosem, kręcąc głową i układając usta w podkówkę, jakby rzeczywiście było jej z tego powodu przykro. - Zero zabawy z drażnienia się z Tobą. Z-E-R-O. Nawet odechciało mi się rzucać na Ciebie jakiekolwiek zaklęcie.
I po krótkim czasie C. postanowiła schować różdżkę do kieszeni, by następnie chwycić brutalnie za ramię chłopaka.
- No to chodź, mój rycerzu, skoro tak bardzo chciałeś zapewnić mi przygodę to prowadź - powiedziała rozbawiona i pociągnęła go w stronę wyjścia, ówcześnie rzucając wyliczoną ilość pieniędzy na stół. Tak samo zrobił on.
Jeśli sądzisz, że naprawdę umrę i to sama to się możesz gorzko rozczarować.
Nie będę Ci jednak psuć niespodzianki.
[z/t x2]
- Mistrz Gry
Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem
Pią Maj 20, 2016 3:35 am
Rachunek:
Riley Acquart:
1x Porcja Ognistej Whiskey (1x 9 sykli i 3 knuty)
1x Butelka Ognistej Whiskey (1x 2 galeony, 2 sykle i 12 knutów)
Razem: 2 galeony, 11 sykli i 15 knutów
Caroline Rockers:
3x Porcje Ognistej Whiskey z lodem (3x 9 sykli i 4 knuty)
Razem:1 galeon, 10 sykli i 12 knutów
Ciril Hootcher:
1x Porcja Ognistej Whiskey z lodem (1x 9 sykli i 4 knuty)
Razem: 9 sykli i 4 knuty
Riley Acquart:
1x Porcja Ognistej Whiskey (1x 9 sykli i 3 knuty)
1x Butelka Ognistej Whiskey (1x 2 galeony, 2 sykle i 12 knutów)
Razem: 2 galeony, 11 sykli i 15 knutów
Caroline Rockers:
3x Porcje Ognistej Whiskey z lodem (3x 9 sykli i 4 knuty)
Razem:1 galeon, 10 sykli i 12 knutów
Ciril Hootcher:
1x Porcja Ognistej Whiskey z lodem (1x 9 sykli i 4 knuty)
Razem: 9 sykli i 4 knuty
- Drake Nero
Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem
Sob Sty 06, 2018 4:23 pm
Drake nie wiedział co go tu przyciągnęło. Chodził po Hogsmeade przez cały dzień, bez jakiegoś konkretnego celu. Od dawna nie dostał żadnego znaku życia od swoich kuzynów, więc szukał dla siebie jakiegoś zajęcia, niestety na próżno. Nic co go przyciągnęło nie mogło zatrzymać na dłużej. Wciąż zbiegał myślami na inne kierunki, znane tylko jemu. No i może kilku innym osobą, które były z nim znacznie bliżej.
Tak więc zwiedziony i pogrążony w swoich myślach wszedł gdzieś, gdzie bywał już wiele razy. Trzy miotły? Nie. Zbyt tłoczno. Za dużo ludzi, za dużo głosów. Za dużo osób, które zarzucają miłą gadkę i od razu stają się twoimi przyjaciółmi. Następnego dnia trzeźwieją i już nie pamiętają nawet twojego imienia. Dlatego zawsze wybierał świński łeb. Nikt nie zadawał głupich, bezużytecznych pytań. Wszyscy mieli gdzieś Ciebie i twoje przemyślenia. Oczywiście zdarzało się kilka... wyjątków, ale Drake jakoś na to nie narzekał. Lubił powiew świeżości, dlatego usiadł blisko drzwi i poprawił swoją koszulę. Tak. Dziś miał na sobie koszulę. Błękitną, rozpiętą pod szyją. Nie żeby to była jakaś nowość... Dość często się tak ubierał.
W każdym razie, wszedł tu, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, trzeba przyznać, że nawet noce były ostatnio bardzo ciepłe, więc zamierzał wrócić do domu raczej późno. Szczerze mówiąc i tak nikt na niego nie czekał. Rodzice raczej przywykli do jego nagłych zniknięć, więc... No nie musiał być punktualnie o ósmej. I tak by zresztą nie przyszedł.
Rozsiadł się wygodnie przy jednym stoliku i skinął do barmana, zamawiając tylko piwo kremowe, lub aż, jak kto woli. Nie chciało mu się już chodzić w tym gorącym słońcu, a może kiedy wyjdzie nocą, znajdzie jakąś ciekawą akcję, do której mógłby się przyłączyć? W końcu taki już miał ten charakterek. Kiedy musiał się wyładować lepiej nie przebywać blisko niego. Czy teraz musiał się wyładować? Kto wie...?
Tak więc zwiedziony i pogrążony w swoich myślach wszedł gdzieś, gdzie bywał już wiele razy. Trzy miotły? Nie. Zbyt tłoczno. Za dużo ludzi, za dużo głosów. Za dużo osób, które zarzucają miłą gadkę i od razu stają się twoimi przyjaciółmi. Następnego dnia trzeźwieją i już nie pamiętają nawet twojego imienia. Dlatego zawsze wybierał świński łeb. Nikt nie zadawał głupich, bezużytecznych pytań. Wszyscy mieli gdzieś Ciebie i twoje przemyślenia. Oczywiście zdarzało się kilka... wyjątków, ale Drake jakoś na to nie narzekał. Lubił powiew świeżości, dlatego usiadł blisko drzwi i poprawił swoją koszulę. Tak. Dziś miał na sobie koszulę. Błękitną, rozpiętą pod szyją. Nie żeby to była jakaś nowość... Dość często się tak ubierał.
W każdym razie, wszedł tu, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, trzeba przyznać, że nawet noce były ostatnio bardzo ciepłe, więc zamierzał wrócić do domu raczej późno. Szczerze mówiąc i tak nikt na niego nie czekał. Rodzice raczej przywykli do jego nagłych zniknięć, więc... No nie musiał być punktualnie o ósmej. I tak by zresztą nie przyszedł.
Rozsiadł się wygodnie przy jednym stoliku i skinął do barmana, zamawiając tylko piwo kremowe, lub aż, jak kto woli. Nie chciało mu się już chodzić w tym gorącym słońcu, a może kiedy wyjdzie nocą, znajdzie jakąś ciekawą akcję, do której mógłby się przyłączyć? W końcu taki już miał ten charakterek. Kiedy musiał się wyładować lepiej nie przebywać blisko niego. Czy teraz musiał się wyładować? Kto wie...?
- Oriana Laverty
Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem
Nie Sty 07, 2018 8:32 pm
Przebywanie w Hogsmeade mogło mieć swoje plusy, zwłaszcza, gdy w twojej głowie wciąż przewija się myśl o posiadaniu chwili spokoju, której nie możesz uświadczyć na co dzień w murach szkoły, a momentami nawet w domu. Do niego Oriana była przywiązana ponad wszystko – przywoływał miłe wspomnienia z okresu dzieciństwa i dawał jej wrażenie bezpieczeństwa, acz mimo tych zalet nie lubiła zostawać w nim zbyt długo. Robiła się wtedy dość sentymentalna, a to do czego przywykła stawało się czymś, co pragnęła zmienić najbardziej na świecie. Oczywiście, na próżno, bo nikomu jeszcze nie udało się wynaleźć zabiegów leczących duszę. Z chęcią poddałaby się jednemu z nich, nawet niepewna skutków.
Przechadzała się po wiosce, trochę rozluźniając uścisk obolałych palców, spoczywających na pasku wypełnionej różnościami torby. Starała się dobrze spożytkować ostatnie promienie słońca, z intencją ograniczając negatywną energię, którą mogła emanować w obliczu wyraźnego zmęczenia. Jeszcze kilka lat temu nie tolerowała smutasów z rodzaju, do którego sama zaczęła przynależeć. Była osobą pełną życia, wieczną optymistką z nieograniczonymi zapasami energii. Brzydziła się umartwianiem oraz problemami egzystencjalnymi, wierząc z całych sił, że pewnie trzyma życie w swoich rękach. Nie wiedziała, kiedy to się zmieniło. Przecież po śmierci ojca wciąż cieszyła się dziecięcą niewinnością.
Na przekór upominających się o przerwę nogom, chciała zajrzeć jeszcze do kilku sklepów, co skutkowałoby prawdopodobnym poszerzeniem dobytku, jednak znajoma twarz, która minęła jej na ulicy wywołała chwilowe zamyślenie. Bezskutecznie zawołała bruneta ze dwa razy, odpuszczając gdy jego głowa nawet nie drgnęła w pożądanym kierunku. Nie była pewna czy tylko nie słyszał swojego imienia czy może niepodobnie do siebie pomyliła osoby?
Zmierzali w podobnym kierunku, toteż nie traciła wiele podążając jego śladem aż do 'Gospody pod Świńskim Łbem'. Nie było to miejsce, które odwiedzała z największą częstotliwością, acz z dwojga złego tylko tu serwowali alkohol bez zbędnych oględzin. Wbrew świadomości, że nie potrzebuje procentów by poczuć się lepiej pchnęła brzydkie drzwi, zatrzymując się zaraz przy progu. Uniosła nieznacznie kąciki ust na widok znajomej twarzy.
- Drake Nero. - mruknęła, od niechcenia poprawiając torbę na ramieniu. Nie pomyliła się, najwyraźniej okres wakacyjny nie zatarł u niej dobrej pamięci do ludzkich twarzy - Litości, zdarłam sobie gardło próbując zwrócić twoją uwagę. - zakomunikowała spokojnie, wcześniej pokręciwszy głową.
Przechadzała się po wiosce, trochę rozluźniając uścisk obolałych palców, spoczywających na pasku wypełnionej różnościami torby. Starała się dobrze spożytkować ostatnie promienie słońca, z intencją ograniczając negatywną energię, którą mogła emanować w obliczu wyraźnego zmęczenia. Jeszcze kilka lat temu nie tolerowała smutasów z rodzaju, do którego sama zaczęła przynależeć. Była osobą pełną życia, wieczną optymistką z nieograniczonymi zapasami energii. Brzydziła się umartwianiem oraz problemami egzystencjalnymi, wierząc z całych sił, że pewnie trzyma życie w swoich rękach. Nie wiedziała, kiedy to się zmieniło. Przecież po śmierci ojca wciąż cieszyła się dziecięcą niewinnością.
Na przekór upominających się o przerwę nogom, chciała zajrzeć jeszcze do kilku sklepów, co skutkowałoby prawdopodobnym poszerzeniem dobytku, jednak znajoma twarz, która minęła jej na ulicy wywołała chwilowe zamyślenie. Bezskutecznie zawołała bruneta ze dwa razy, odpuszczając gdy jego głowa nawet nie drgnęła w pożądanym kierunku. Nie była pewna czy tylko nie słyszał swojego imienia czy może niepodobnie do siebie pomyliła osoby?
Zmierzali w podobnym kierunku, toteż nie traciła wiele podążając jego śladem aż do 'Gospody pod Świńskim Łbem'. Nie było to miejsce, które odwiedzała z największą częstotliwością, acz z dwojga złego tylko tu serwowali alkohol bez zbędnych oględzin. Wbrew świadomości, że nie potrzebuje procentów by poczuć się lepiej pchnęła brzydkie drzwi, zatrzymując się zaraz przy progu. Uniosła nieznacznie kąciki ust na widok znajomej twarzy.
- Drake Nero. - mruknęła, od niechcenia poprawiając torbę na ramieniu. Nie pomyliła się, najwyraźniej okres wakacyjny nie zatarł u niej dobrej pamięci do ludzkich twarzy - Litości, zdarłam sobie gardło próbując zwrócić twoją uwagę. - zakomunikowała spokojnie, wcześniej pokręciwszy głową.
- Drake Nero
Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem
Sro Sty 10, 2018 11:11 am
No oczywiście, że nie słyszał tego jak ktoś go wołał. Ten głos był zdecydowanie słabszy, gdy ktoś był pogrążony w myślach, tak jak on sam. W końcu ile osób miało taką sytuację jak on? Najpierw zginął jego starszy kuzyn, następnie kolejnemu lekko odbiło, bo chciał się dowiedzieć prawdy o tym co tam zaszło. Potem ten dureń zniknął na kilka miesięcy i nie dał znaku życia. Myślę, że większość osób w takiej sytuacji, myśląc o tym, nie słyszałaby wołania gdzieś za plecami. Oczywiście nie myślcie o nim źle. To nie tak, że celowo jej nie słyszał. Przecież nie jest aż tak okropnym człowiekiem. Po prostu... Był zbyt pogrążony w swoim świecie. Musimy do tego dodać gwar, który panował na ulicach. W końcu ludzie dopiero co kończyli zakupy i wracających do domów, lub dopiero wychodzących, w stronę pubu, lub innych miejsc temu podobnych.
Gdy w końcu usiadł i zobaczył, że ktoś do niego podchodzi, zareagował niechętnym westchnięciem. Na szczęście tylko na początku, bo szybko podniósł głowę, poznając dziewczynę po głosie. Ten był zbyt charakterystyczny, lub po prostu zapadł mu w głowę jako jeden z niewielu. Drake nie miał pamięci do osób, więc trzeba jej przyznać, że była wyjątkowa.
-Oriana Laverty... - uśmiechnął się mimowolnie, czego nie robił za często. Ostatnio nie miał zbyt wielu powodów do uśmiechu. -Mogłaś rzucić kamieniem. Wtedy miałabyś całą moją uwagę.
Sam nie mógł stwierdzić, czy teraz żartował, czy mówił poważnie.Mimo to jednak wstał, odsunął jej krzesło na przeciw siebie. Komu jak komu, ale jemu nie można było zarzucić braku kultury. Nie zawsze zgadzał się z rodzicami, ale to... Wszyscy zgadzali się, że wychowanie i obycie w towarzystwie kobiety jest bardzo ważne. Tak więc gdy dziewczyna usiadła już na przygotowanym wcześniej miejscu Drake spojrzał jej prosto w oczy.
-Czego się napijesz?
Usiadł na przeciw niej, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Był ciekaw kiedy dziewczyna odwróci wzrok, posłał jej lekki uśmiech kącikiem usta i wrócił do beznamiętnego wyrazu twarzy.
Gdy w końcu usiadł i zobaczył, że ktoś do niego podchodzi, zareagował niechętnym westchnięciem. Na szczęście tylko na początku, bo szybko podniósł głowę, poznając dziewczynę po głosie. Ten był zbyt charakterystyczny, lub po prostu zapadł mu w głowę jako jeden z niewielu. Drake nie miał pamięci do osób, więc trzeba jej przyznać, że była wyjątkowa.
-Oriana Laverty... - uśmiechnął się mimowolnie, czego nie robił za często. Ostatnio nie miał zbyt wielu powodów do uśmiechu. -Mogłaś rzucić kamieniem. Wtedy miałabyś całą moją uwagę.
Sam nie mógł stwierdzić, czy teraz żartował, czy mówił poważnie.Mimo to jednak wstał, odsunął jej krzesło na przeciw siebie. Komu jak komu, ale jemu nie można było zarzucić braku kultury. Nie zawsze zgadzał się z rodzicami, ale to... Wszyscy zgadzali się, że wychowanie i obycie w towarzystwie kobiety jest bardzo ważne. Tak więc gdy dziewczyna usiadła już na przygotowanym wcześniej miejscu Drake spojrzał jej prosto w oczy.
-Czego się napijesz?
Usiadł na przeciw niej, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Był ciekaw kiedy dziewczyna odwróci wzrok, posłał jej lekki uśmiech kącikiem usta i wrócił do beznamiętnego wyrazu twarzy.
- Oriana Laverty
Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem
Czw Sty 11, 2018 5:54 pm
Słyszała o zmartwieniach rodziny Nero i była pewna, że nawet tym, którzy nie dzielili z nimi wspólnej przeszłości, wystarczyło zaledwie wnikliwe oko, by dostrzec, że coś jest na rzeczy. Nie byli tymi samymi osobami, które ludzie mogliby pamiętać z okresu wczesnych lat nastoletnich. Czuła niepokój na myśl, jak drastycznie wszystko może się zmienić pod wpływem czasu.
Z drugiej strony dała po sobie poznać, że zaczyna traktować związane z nimi rzeczy ze zdystansowaniem. Może z powodu stosunków, które rozluźniły się gdy przestali przykładać się do ich pielęgnacji, a może dorosła, przełykając gorzki pomysł, że pewne znajomości po prostu się kończą?
Nie mogła mieć mu za złe, że się nie odwrócił. Sama zwykła się wyłączać. Wystarczyło, że przesadnie zaczytała się w dobrej książce. Ktoś mógł wisieć nad nią przez kilka minut, drążyć jakąś historyjkę, bądź machać dłońmi robiąc przy tym pajacyki, a ona dalej sunęła po druku piwnym spojrzeniem, co jakiś czas zagryzając wargę albo marszcząc nos. Teraz, jednak nie pozostało jej nic innego jak obrócić słowa chłopaka w żart.
- Mam kiepskiego cela. Jeszcze jakiś nieopatrzny przechodzień dostałby w głowę zamiast ciebie. Lepiej, żeby moje słabości nie prowokowały kłopotów. - odpowiedziała, również pół żartem, pół serio. Zapewne wiedzy, że została rozpoznana akurat po głosie, towarzyszyłoby przyjemne ciepło gdzieś w klatce piersiowej. Ten posiadał charakterystyczną barwę, bo choć wyraźnie kobiecy był niski i odrobinę zachrypnięty. Acz wciąż brzmiał delikatnie w porównaniu do mocnego akcentu rodowitych Szkotów wśród których się wychowała.
Między czasie zdołała odwzajemniła jego uśmiech, unosząc nieznacznie wyżej kąciki ust, gdy chłopak wstał i odsunął dla niej krzesło. Trochę zaskoczona jego manierami, uraczyła go w odpowiedzi jedynie cichym 'dziękuję', szybko maskując wkradające się na twarz zmieszanie. Mężczyznom z otoczenia Laverty daleko było do lordów i eleganckiego picia południowej herbaty. Momentami gotowa byłaby zaryzykować stwierdzeniem, że nieszczęsne, lordowskie charty są lepiej wychowane niż duża część znajomych marynarzy. W Hogwarcie również nierzadko ciężko o prawdziwych dżentelmenów.
- Spasuję, dzięki. - odparła lakonicznie, jednak mogła sprawić wrażenie, jakby rzeczywiście zastanawiała się nad zamówieniem. Szybko zrozumiała, że wypowiedzianym przed chwilą słowom brakowało odrobiny ogłady, dlatego szybko, z nieco ironiczną nutą wyczuwalną w głosie pośpieszyła z wyjaśnieniami. - Muszę wrócić do domu o własnych siłach, a kto wie co dorzucają tu do napojów? – rzuciła szybkie spojrzenie na postawione przed młodym Nero kremowe piwo, unosząc jedną brew ku górze. - Cóż, najwyraźniej zaraz się dowiemy. - oczywiście, nie wspominała o tym, że w przeciwieństwie do reszty rówieśników nie przepadała za smakiem czarodziejskich alkoholi, uważając je za zbyt wymyślne.
- Jak się masz? Długo nie rozmawialiśmy.– zagadnęła, opierając brodę na dłoni. Dla przeciwwagi, teraz to ona wlepiła w niego przeszywający wzrok, podobny do tego, którym obdarował ją chwilę temu. Różnica polegała na tym, że Oriana nawet go nie pochwyciła, skupiając uwagę na wszystkim po trochu.
Z drugiej strony dała po sobie poznać, że zaczyna traktować związane z nimi rzeczy ze zdystansowaniem. Może z powodu stosunków, które rozluźniły się gdy przestali przykładać się do ich pielęgnacji, a może dorosła, przełykając gorzki pomysł, że pewne znajomości po prostu się kończą?
Nie mogła mieć mu za złe, że się nie odwrócił. Sama zwykła się wyłączać. Wystarczyło, że przesadnie zaczytała się w dobrej książce. Ktoś mógł wisieć nad nią przez kilka minut, drążyć jakąś historyjkę, bądź machać dłońmi robiąc przy tym pajacyki, a ona dalej sunęła po druku piwnym spojrzeniem, co jakiś czas zagryzając wargę albo marszcząc nos. Teraz, jednak nie pozostało jej nic innego jak obrócić słowa chłopaka w żart.
- Mam kiepskiego cela. Jeszcze jakiś nieopatrzny przechodzień dostałby w głowę zamiast ciebie. Lepiej, żeby moje słabości nie prowokowały kłopotów. - odpowiedziała, również pół żartem, pół serio. Zapewne wiedzy, że została rozpoznana akurat po głosie, towarzyszyłoby przyjemne ciepło gdzieś w klatce piersiowej. Ten posiadał charakterystyczną barwę, bo choć wyraźnie kobiecy był niski i odrobinę zachrypnięty. Acz wciąż brzmiał delikatnie w porównaniu do mocnego akcentu rodowitych Szkotów wśród których się wychowała.
Między czasie zdołała odwzajemniła jego uśmiech, unosząc nieznacznie wyżej kąciki ust, gdy chłopak wstał i odsunął dla niej krzesło. Trochę zaskoczona jego manierami, uraczyła go w odpowiedzi jedynie cichym 'dziękuję', szybko maskując wkradające się na twarz zmieszanie. Mężczyznom z otoczenia Laverty daleko było do lordów i eleganckiego picia południowej herbaty. Momentami gotowa byłaby zaryzykować stwierdzeniem, że nieszczęsne, lordowskie charty są lepiej wychowane niż duża część znajomych marynarzy. W Hogwarcie również nierzadko ciężko o prawdziwych dżentelmenów.
- Spasuję, dzięki. - odparła lakonicznie, jednak mogła sprawić wrażenie, jakby rzeczywiście zastanawiała się nad zamówieniem. Szybko zrozumiała, że wypowiedzianym przed chwilą słowom brakowało odrobiny ogłady, dlatego szybko, z nieco ironiczną nutą wyczuwalną w głosie pośpieszyła z wyjaśnieniami. - Muszę wrócić do domu o własnych siłach, a kto wie co dorzucają tu do napojów? – rzuciła szybkie spojrzenie na postawione przed młodym Nero kremowe piwo, unosząc jedną brew ku górze. - Cóż, najwyraźniej zaraz się dowiemy. - oczywiście, nie wspominała o tym, że w przeciwieństwie do reszty rówieśników nie przepadała za smakiem czarodziejskich alkoholi, uważając je za zbyt wymyślne.
- Jak się masz? Długo nie rozmawialiśmy.– zagadnęła, opierając brodę na dłoni. Dla przeciwwagi, teraz to ona wlepiła w niego przeszywający wzrok, podobny do tego, którym obdarował ją chwilę temu. Różnica polegała na tym, że Oriana nawet go nie pochwyciła, skupiając uwagę na wszystkim po trochu.
- Drake Nero
Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem
Czw Sty 11, 2018 8:56 pm
No cóż... Rodzina Nero zawsze była trochę inna, tego nie można było pominąć. Niestety to co było kiedyś było zdecydowanie łatwiejsze. W końcu nie było jeszcze u nich takiej sytuacji. A im więcej Drake o tym myślał, tym bardziej chciał skopać dupę Giotto. Choć wiedział, że dzieli ich przepaść. Mimo to musiał powiedzieć mu jakoś to, że się o niego martwi. Przecież nie powie mu tego w twarz, prawda? A pobicie go byłoby idealnym sposobem. Takim bardzo w stylu Nero. Albo może raczej w jego własnym stylu. Drake od kilku dobrych lat nie okazywał większych uczuć i nie czuł się z tym dobrze. Czuł jak go to uciska, jak wielkie brzemię nosi, ale po prostu nie mógł się przełamać. Był zbyt zamknięty w sobie, żeby coś w tym zmienić.
-Mówisz, że zanim byś we mnie trafiła, zabiłabyś połowę ulicy? Choć pewnie po drugim zabójstwie sam bym się obrócił... No wiesz, żeby zobaczyć kto jest tak dobrym zabójcą.
Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na swój kufel z kremowym piwem. Objął go dłońmi, jakby się zastanawiał nad odpowiedzią na milion niezadanych pytań. Szukał czegoś w swojej głowie, może odpowiedzi, albo też innych pytań. Nic jednak nie znalazł. Zagubił się całkowicie, więc przygryzł tylko lekko swoją dolną wargę. Robił to jednak coraz mocniej, aż w końcu puścił ją i upił łyk, nawet dość spory... aż wypił co najmniej jedną czwartą całego trunku. Gdy skończył odetchnął głęboko i skupił swój wzrok na swoich dłoniach, które wciąż obejmowały piwo.
-Chyba nic nie dosypują. Do bardzo poważny lokal. Raczej... - rzucił jej delikatny uśmiech i ponownie skupił wzrok na swoich dłoniach.
Wciąż nie wiedział co może jej odpowiedzieć. Jak się ma? Jak? Mo powiedzieć prawdę? Że jest beznadziejnie? Że martwi się o kuzyna? W końcu sama stwierdziła, że długo nie rozmawiali. Mógłby jej się ze wszystkiego zwierzyć? Z drugiej jednak strony nie miał serca jej okłamać, zwłaszcza, gdy się tak w niego wpatrywała. Bał się, że Oriana może się na niego obrazić i wyjść w tej chwili. Nie wiedział, dlaczego akurat tego się teraz obawiał. To było bardzo ironiczne, dlatego też pod naporem jej spojrzenia i swoich myśli, zarumienił się lekko. Niestety nie zdołał w żaden sposób tego ukryć, mógł mieć tylko nadzieję, że dziewczyna pomyśli o tym, że te zaróżowione policzki są od piwa.
-U mnie wszystko w porządku. Tylko trochę się martwię o mojego członka rodziny. Giotto zawsze był bardzo porywczy. Wcale nie myślał. Jeszcze sobie coś zrobi i kto go potem będzie ratował?
Prychnął tylko na koniec i w końcu odwzajemnił jej spojrzenie. W momencie, gdy podniósł wzrok i zatrzymał go na jej oczach, mocniej się zarumienił. Nie wiedział czemu jej to powiedział. Chciał pocieszenia? A może w końcu musiał się tym z kimś podzielić? Uwolnić się od tego brzemienia? Zrzucić je na kogoś i uwolnić swoje zmęczone ramiona?
Znowu odetchnął cicho i przez chwilę pozwolił, aby ich spojrzenia spotykały się. Trwało to... jak dla niego całą wieczność, w rzeczywistości kilkadziesiąt sekund. Po tym wrócił do swojego kufla i ponownie pociągnął z niego porządny łyk, zostawiając już tylko połowę swojego trunku.
-Mówisz, że zanim byś we mnie trafiła, zabiłabyś połowę ulicy? Choć pewnie po drugim zabójstwie sam bym się obrócił... No wiesz, żeby zobaczyć kto jest tak dobrym zabójcą.
Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na swój kufel z kremowym piwem. Objął go dłońmi, jakby się zastanawiał nad odpowiedzią na milion niezadanych pytań. Szukał czegoś w swojej głowie, może odpowiedzi, albo też innych pytań. Nic jednak nie znalazł. Zagubił się całkowicie, więc przygryzł tylko lekko swoją dolną wargę. Robił to jednak coraz mocniej, aż w końcu puścił ją i upił łyk, nawet dość spory... aż wypił co najmniej jedną czwartą całego trunku. Gdy skończył odetchnął głęboko i skupił swój wzrok na swoich dłoniach, które wciąż obejmowały piwo.
-Chyba nic nie dosypują. Do bardzo poważny lokal. Raczej... - rzucił jej delikatny uśmiech i ponownie skupił wzrok na swoich dłoniach.
Wciąż nie wiedział co może jej odpowiedzieć. Jak się ma? Jak? Mo powiedzieć prawdę? Że jest beznadziejnie? Że martwi się o kuzyna? W końcu sama stwierdziła, że długo nie rozmawiali. Mógłby jej się ze wszystkiego zwierzyć? Z drugiej jednak strony nie miał serca jej okłamać, zwłaszcza, gdy się tak w niego wpatrywała. Bał się, że Oriana może się na niego obrazić i wyjść w tej chwili. Nie wiedział, dlaczego akurat tego się teraz obawiał. To było bardzo ironiczne, dlatego też pod naporem jej spojrzenia i swoich myśli, zarumienił się lekko. Niestety nie zdołał w żaden sposób tego ukryć, mógł mieć tylko nadzieję, że dziewczyna pomyśli o tym, że te zaróżowione policzki są od piwa.
-U mnie wszystko w porządku. Tylko trochę się martwię o mojego członka rodziny. Giotto zawsze był bardzo porywczy. Wcale nie myślał. Jeszcze sobie coś zrobi i kto go potem będzie ratował?
Prychnął tylko na koniec i w końcu odwzajemnił jej spojrzenie. W momencie, gdy podniósł wzrok i zatrzymał go na jej oczach, mocniej się zarumienił. Nie wiedział czemu jej to powiedział. Chciał pocieszenia? A może w końcu musiał się tym z kimś podzielić? Uwolnić się od tego brzemienia? Zrzucić je na kogoś i uwolnić swoje zmęczone ramiona?
Znowu odetchnął cicho i przez chwilę pozwolił, aby ich spojrzenia spotykały się. Trwało to... jak dla niego całą wieczność, w rzeczywistości kilkadziesiąt sekund. Po tym wrócił do swojego kufla i ponownie pociągnął z niego porządny łyk, zostawiając już tylko połowę swojego trunku.
- Oriana Laverty
Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem
Sob Sty 13, 2018 5:59 pm
Znała wiele osób, które pielęgnowały w sobie osobiste żałoby i tragedie, a nawet uchodziła za jedną z nich. Często pogrążona w przemyśleniach, przyodziewająca na twarz szeroki uśmiech w miejsce rozdzierających serce emocji, pokazywała ludziom kilka, wyjątkowo schematycznych oblicz z całego wachlarzu swoich twarzy. Niechętnie się zwierzała, ale potrafiła cierpliwie słuchać – słuchać i mówić, gdy sytuacja tego wymagała a rozmówca sam nie był w stanie poradzić sobie z przytłaczającymi go okolicznościami.
Jak radził sobie Drake? Przemocą? Mówienie o swoich obawach oraz wątpliwościach naprawdę wydawało mu się takie straszne? A może po prostu zapomniał, że niektóre sprawy można rozwiązać także za pomocą dialogu? Skoro dusił się, próbując na własną rękę dojść do ładu z uczuciami, czy nie powinien spróbować uwolnić się od tej niedogodności? Nikt nie wykona za niego pierwszego kroku.
- Dobrze, zapewne oszczędziłbyś mało chwalebnego końca reszcie. - wzruszyła nieznacznie ramionami – Na szczęście mam dobry wzrok i parę nóg. Jak się okazuje jestem stanie Cię znaleźć bez kieszeni wypełnionych śmiercionośnymi kamieniami.
Zastukała niecierpliwie w blat stołu, lecz nie przerwała przedłużającej się między nimi ciszy, pozwalając by zrobiły to następne słowa chłopaka. Choć nie miał spojrzenia uniesionego ponad krawędź kufla, w gruncie rzeczy musiał czuć na sobie jasnobrązowe oczy Oriany, którymi zaledwie kilka mrugnięć później omiatała pomieszczenie, jakby milczenie okazało się zbyt przytłaczające.
- Wciąż siedzisz. - mruknęła, prostując się na swoim krześle. - Z drugiej strony może minąć chwila nim tutejsze specyfiki zaczną działać. Na twoim miejscu miałabym się na baczności. - znów lekki, prawdopodobnie mało śmieszny żart w wykonaniu Laverty. Wierzyła, że dawkowany humor jest lepszy niż potakiwanie z grobową miną.
Musiał wiedzieć, że dziewczyna miała bardzo elastyczny system wartości, acz szczerość ceniła zawsze. Ta uchodziła za podstawę wszelkich układów, bez niej nikt nie był w stanie zbudować niczego wiarygodnego. Mogła wprawiać go w zakłopotanie tym wyczekującym spojrzeniem, ale nigdy nie pomyślała, że w ten sposób cokolwiek na nim wymusi. Nie taki był jej cel. Plotła bez sensu oklepane frazesy – słowa nadające się do każdej sytuacji. Dziwne, kiedyś potrafiła rozmawiać z nimi o wszystkim. Nawet nie zdążyła przyswoić, że w tym długim wyznaniu kryło się coś więcej. Że Giotto nadal był uparty, że mógł wplątać się w coś, czego dotkliwie będzie żałował, że może troska o niego jest całkowicie uzasadniona.
- Odkąd pamiętam próbował być samowystarczalny. Nie jesteś w stanie mu pomóc, o ile sam Cię o to nie poprosi. - obecnie żadne wypowiedziane zdania nie miały sensu. Ulatywały gdzieś w plątaninie liter i zgłosek. Miała mówić dalej? Czy powinna mówić cokolwiek? Czy potrafiła jeszcze prowadzić niezobowiązującą rozmowę o chłopaku, który kiedyś był jej drogi?
Splotła ze sobą palce dłoni. Nie pamiętała Drake'a takiego – troskliwego. A może jedynie zagubiło się to w odmętach najróżniejszych wspomnień, których nie lubiła do siebie przywoływać.
Patrzyła na niego łagodnie. Rumieniec, na który starała się nie zwracać uwagi dodawał mu swego rodzaju uroku.
- Chcesz o tym porozmawiać? A może po prostu zmienimy temat? - zasugerowała, tym razem pytając wprost o to, czego chciał.
Jak radził sobie Drake? Przemocą? Mówienie o swoich obawach oraz wątpliwościach naprawdę wydawało mu się takie straszne? A może po prostu zapomniał, że niektóre sprawy można rozwiązać także za pomocą dialogu? Skoro dusił się, próbując na własną rękę dojść do ładu z uczuciami, czy nie powinien spróbować uwolnić się od tej niedogodności? Nikt nie wykona za niego pierwszego kroku.
- Dobrze, zapewne oszczędziłbyś mało chwalebnego końca reszcie. - wzruszyła nieznacznie ramionami – Na szczęście mam dobry wzrok i parę nóg. Jak się okazuje jestem stanie Cię znaleźć bez kieszeni wypełnionych śmiercionośnymi kamieniami.
Zastukała niecierpliwie w blat stołu, lecz nie przerwała przedłużającej się między nimi ciszy, pozwalając by zrobiły to następne słowa chłopaka. Choć nie miał spojrzenia uniesionego ponad krawędź kufla, w gruncie rzeczy musiał czuć na sobie jasnobrązowe oczy Oriany, którymi zaledwie kilka mrugnięć później omiatała pomieszczenie, jakby milczenie okazało się zbyt przytłaczające.
- Wciąż siedzisz. - mruknęła, prostując się na swoim krześle. - Z drugiej strony może minąć chwila nim tutejsze specyfiki zaczną działać. Na twoim miejscu miałabym się na baczności. - znów lekki, prawdopodobnie mało śmieszny żart w wykonaniu Laverty. Wierzyła, że dawkowany humor jest lepszy niż potakiwanie z grobową miną.
Musiał wiedzieć, że dziewczyna miała bardzo elastyczny system wartości, acz szczerość ceniła zawsze. Ta uchodziła za podstawę wszelkich układów, bez niej nikt nie był w stanie zbudować niczego wiarygodnego. Mogła wprawiać go w zakłopotanie tym wyczekującym spojrzeniem, ale nigdy nie pomyślała, że w ten sposób cokolwiek na nim wymusi. Nie taki był jej cel. Plotła bez sensu oklepane frazesy – słowa nadające się do każdej sytuacji. Dziwne, kiedyś potrafiła rozmawiać z nimi o wszystkim. Nawet nie zdążyła przyswoić, że w tym długim wyznaniu kryło się coś więcej. Że Giotto nadal był uparty, że mógł wplątać się w coś, czego dotkliwie będzie żałował, że może troska o niego jest całkowicie uzasadniona.
- Odkąd pamiętam próbował być samowystarczalny. Nie jesteś w stanie mu pomóc, o ile sam Cię o to nie poprosi. - obecnie żadne wypowiedziane zdania nie miały sensu. Ulatywały gdzieś w plątaninie liter i zgłosek. Miała mówić dalej? Czy powinna mówić cokolwiek? Czy potrafiła jeszcze prowadzić niezobowiązującą rozmowę o chłopaku, który kiedyś był jej drogi?
Splotła ze sobą palce dłoni. Nie pamiętała Drake'a takiego – troskliwego. A może jedynie zagubiło się to w odmętach najróżniejszych wspomnień, których nie lubiła do siebie przywoływać.
Patrzyła na niego łagodnie. Rumieniec, na który starała się nie zwracać uwagi dodawał mu swego rodzaju uroku.
- Chcesz o tym porozmawiać? A może po prostu zmienimy temat? - zasugerowała, tym razem pytając wprost o to, czego chciał.
- Drake Nero
Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem
Nie Sty 14, 2018 2:31 pm
To nie było to. Drake nie radził sobie przemocą, tylko raczej odpychaniem od siebie ludzi, zamykaniem się w sobie. W końcu tak było łatwiej, ale niestety nie mógł tak odepchnąć wszystkich. Giotto, Enzo. Oni nie dali się tak łatwo. To nie było jak oderwanie plastra, szybkie, bolesne tylko przez chwilę. Wiedział, że mimo tych wszystkich złośliwości, ich ciągłych kłótni, czy wyzwisk tak naprawdę zależało im na sobie. Tak w końcu działała rodzina. Dlatego Drake był tak zmieszany. Uznawany był za tego zimnego skurwiela, który nie boi się prawie niczego. Ten który nie ma uczuć. Mimo wszystko troszczył się o swoją rodzinę, a jego największym marzeniem było założenie własnej. Ten to dopiero był popierdolony. Heh...
To nie tak, że bał się mówić o swoich uczuciach. Po prostu wstydził się tego. Chciał ukryć to, że jeszcze jakieś posiada, zwłaszcza że... zresztą nieważne. To nie ma teraz i tak większego znaczenia. Spojrzał na dziewczynę i zaśmiał się cicho, co było zdecydowanie dużym krokiem w... dobrą stronę? Zależy dla kogo.
-No tak. Już widzę te nagłówki. Młoda, wybitna kobieta okazała się straszliwym seryjnym mordercą. W Hogsmeade wprowadzona zostaje godzina policyjna. Uważajcie na nadlatujące kamienie!
Pokiwał głową jakby widział to oczami wyobraźni, ale po chwili spoważniał, biorą ponownie kufel i upijając z niego kilka łyków. Zawsze może zrzucić to na piwo kremowe. Tak. To wszystko przez to. Przecież normalnie się tak nie zachowuje. No chyba, że to przez towarzystwo jakie dziś miał.
-Taak... On zawsze był taki, ale nigdy nie prosił o moją pomoc, bo wiedział, że nie musi. Wystarczyłoby jedno spojrzenie i wiem kiedy mam mu pomóc, ale teraz...? Zniknął na dwa miesiące. A co jeśli coś mu się stało. Straciłem... - w porę ugryzł się w język zanim powiedział coś czego mógłbym potem żałować.
Drake nie był osobą zbyt wylewną, a dziś proszę... Jak szybko udało jej się rozwiązać mu język. Zwiesił głowę, patrząc na brudny stół, jakby liczył pyłki kurzu. Odetchnął, uspokajając swoje myśli i próbując dojść z nimi do ładu. Przejechał dłonią po swoim policzku, który wręcz parzył od kwitnących rumieńców.
-Straciłem już jednego kuzyna. Nie mogę stracić kolejnego, a ten... - tutaj rzucił kilka niecenzuralnych słów w obcym języku, który wydawał się być włoskim. - chyba specjalnie chce sobie coś zrobić, nie dając znaku życia od tak długiego czasu.
Prychnął tylko pod nosem i spojrzał na drzwi, tylko po to, aby odwrócić wzrok od jej twarz, w którą wpatrywał się od dłuższej chwili. Nie chciał, żeby wzięła go za jakiegoś mięczaka, który tylko użala się i marudzi na swojego kuzyna, którego najwidoczniej bardzo mu brakuje. Przecież to nie był ten sam Drake, którego znała. Widać, że coś się w nim zmienia, nie wiadomo tylko, czy na gorsze, czy na lepsze? A co jeśli Giotto zginie? Albo co gorsza pójdzie do pizzerii "krążek"? I mu się tam spodoba? Jak zachowa się on? Czy będzie w stanie znieść coś takiego? Czy wybije sobie zęby i zmieni imię na Haron?
Po chwili wrócił spojrzeniem do Oriany i przygryzł delikatnie swoją wargę, zastanawiając się, czy powinien coś powiedzieć, czy raczej przemilczeć ten temat. W końcu jednak otworzył usta.
-Chyba to wystarczająca odpowiedź na twoje pytanie, co? W końcu się wyszczekałem...
Odchrząknął i spojrzał jej głęboko w oczy, wciąż mocno zarumieniony, ale tego nie potrafi się pozbyć... Niestety.
To nie tak, że bał się mówić o swoich uczuciach. Po prostu wstydził się tego. Chciał ukryć to, że jeszcze jakieś posiada, zwłaszcza że... zresztą nieważne. To nie ma teraz i tak większego znaczenia. Spojrzał na dziewczynę i zaśmiał się cicho, co było zdecydowanie dużym krokiem w... dobrą stronę? Zależy dla kogo.
-No tak. Już widzę te nagłówki. Młoda, wybitna kobieta okazała się straszliwym seryjnym mordercą. W Hogsmeade wprowadzona zostaje godzina policyjna. Uważajcie na nadlatujące kamienie!
Pokiwał głową jakby widział to oczami wyobraźni, ale po chwili spoważniał, biorą ponownie kufel i upijając z niego kilka łyków. Zawsze może zrzucić to na piwo kremowe. Tak. To wszystko przez to. Przecież normalnie się tak nie zachowuje. No chyba, że to przez towarzystwo jakie dziś miał.
-Taak... On zawsze był taki, ale nigdy nie prosił o moją pomoc, bo wiedział, że nie musi. Wystarczyłoby jedno spojrzenie i wiem kiedy mam mu pomóc, ale teraz...? Zniknął na dwa miesiące. A co jeśli coś mu się stało. Straciłem... - w porę ugryzł się w język zanim powiedział coś czego mógłbym potem żałować.
Drake nie był osobą zbyt wylewną, a dziś proszę... Jak szybko udało jej się rozwiązać mu język. Zwiesił głowę, patrząc na brudny stół, jakby liczył pyłki kurzu. Odetchnął, uspokajając swoje myśli i próbując dojść z nimi do ładu. Przejechał dłonią po swoim policzku, który wręcz parzył od kwitnących rumieńców.
-Straciłem już jednego kuzyna. Nie mogę stracić kolejnego, a ten... - tutaj rzucił kilka niecenzuralnych słów w obcym języku, który wydawał się być włoskim. - chyba specjalnie chce sobie coś zrobić, nie dając znaku życia od tak długiego czasu.
Prychnął tylko pod nosem i spojrzał na drzwi, tylko po to, aby odwrócić wzrok od jej twarz, w którą wpatrywał się od dłuższej chwili. Nie chciał, żeby wzięła go za jakiegoś mięczaka, który tylko użala się i marudzi na swojego kuzyna, którego najwidoczniej bardzo mu brakuje. Przecież to nie był ten sam Drake, którego znała. Widać, że coś się w nim zmienia, nie wiadomo tylko, czy na gorsze, czy na lepsze? A co jeśli Giotto zginie? Albo co gorsza pójdzie do pizzerii "krążek"? I mu się tam spodoba? Jak zachowa się on? Czy będzie w stanie znieść coś takiego? Czy wybije sobie zęby i zmieni imię na Haron?
Po chwili wrócił spojrzeniem do Oriany i przygryzł delikatnie swoją wargę, zastanawiając się, czy powinien coś powiedzieć, czy raczej przemilczeć ten temat. W końcu jednak otworzył usta.
-Chyba to wystarczająca odpowiedź na twoje pytanie, co? W końcu się wyszczekałem...
Odchrząknął i spojrzał jej głęboko w oczy, wciąż mocno zarumieniony, ale tego nie potrafi się pozbyć... Niestety.
- Oriana Laverty
Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem
Pon Sty 15, 2018 10:06 pm
Prawdę mówiąc nie znali się na tyle dobrze, by móc wydawać osądy. Przynajmniej już nie. Można by zaryzykować stwierdzeniem, że te lata kiedy mijali się na szkolnych korytarzach były na nic bo w żaden sposób ich do siebie nie zbliżyły, a jedynie pokazały jak dwójka ludzi w obliczu swoich problemów może być obojętna na innych.
Na szczęście Oriana potrafiła skupić się wartościach głębszych niż własna osoba, podobnie do bruneta trzymając się blisko członków rodziny i pielęgnując relacje z nimi. Wyraźna różnica polegała na tym, że od kilku lat pomieszczenia rodzinnego domu w Szkocji wypełniały wyłącznie kobiecie rozmowy i śmiechy. Od tych kilku lat były tylko one trzy.
- W dodatku mugolak. Już wyobrażam sobie to przerażenie na ulicach. Nie jest to najlepszy sposób na zaistnienie w półświatku magicznym. – rzuciła luźno z niezobowiązującym do niczego uśmiechem. Dla przeciwwagi Laverty nie musiała szukać wymówek, by uzasadnić tymczasowy, dobry humor. W momentach takich jak ten nie pamiętała o kiedyś posiniaczonym sercu, potrafiąc śmiać się szczerze z drobnych, niekoniecznie wyszukanych żartów.
Aczkolwiek zadowolenie opuściło ją dość szybko, gdy z tylko sobie znanych powodów zdecydowała się podjąć bardziej przygnębiający temat. Słuchała Drake'a w skupieniu, raz czy dwa otwierając usta, jakby chciała coś powiedzieć, acz za każdym razem rezygnowała, nie znajdując odpowiednich słów w głowie. Nagle w jej głowie zaczęły plątać się natrętne myśli i różnorodne scenariusze. Miała tak, gdy pragnąc kogoś pocieszyć, nie wiedziała jakich słów użyć. Wówczas wolała milczeć, poprawiając samopoczucie z pomocą lekkiego ściśnięcia dłoni albo uścisku. W jego obecności nie była w stanie zdobyć się na żadne z nich. Dopiero krótką puentę o tym, że chłopak boi się stracić kolejną osobę, zakończyła krótkim, szczerze skołowanym 'Jak to?', odnoszącym się najpewniej do urwanego kontaktu oraz nagłego zniknięcia jego kuzyna.
Z początku wyglądała jakby dostała w twarz w chwili, kiedy kompletnie się tego nie spodziewała. Otrzeźwiała szybko, pozwalając by łagodne niedowierzanie w oczach zelżało do pustego, neutralnego wyrazu. Zrobiło się zbyt sentymentalnie, a jednak nie potrafiła zmienić tematu.
- Do usług. - powiedziała sucho, nie wdając się zbędne, zbyt emocjonalne szczegóły. Po co miała mu opowiadać o tym, że tamta rozmowa nieznacznie poruszył jej serce? Albo o nachodzących ją nagle wątpliwościach? On był przecież Nero – nie potrzebował współczucia. Nie potrzebował kolejnej persony rozczulającej się nad ich losem. - Czasem po prostu trzeba się wygadać. Równie dobrze można to zrobić w barze wątpliwej renomy, w towarzystwie nie do końca nieznajomej koleżanki. - ponownie powiodła wzrokiem w innym kierunku niż jego twarz, jakby spoglądanie w zielone oczy stało się zbyt trudne.
Na szczęście Oriana potrafiła skupić się wartościach głębszych niż własna osoba, podobnie do bruneta trzymając się blisko członków rodziny i pielęgnując relacje z nimi. Wyraźna różnica polegała na tym, że od kilku lat pomieszczenia rodzinnego domu w Szkocji wypełniały wyłącznie kobiecie rozmowy i śmiechy. Od tych kilku lat były tylko one trzy.
- W dodatku mugolak. Już wyobrażam sobie to przerażenie na ulicach. Nie jest to najlepszy sposób na zaistnienie w półświatku magicznym. – rzuciła luźno z niezobowiązującym do niczego uśmiechem. Dla przeciwwagi Laverty nie musiała szukać wymówek, by uzasadnić tymczasowy, dobry humor. W momentach takich jak ten nie pamiętała o kiedyś posiniaczonym sercu, potrafiąc śmiać się szczerze z drobnych, niekoniecznie wyszukanych żartów.
Aczkolwiek zadowolenie opuściło ją dość szybko, gdy z tylko sobie znanych powodów zdecydowała się podjąć bardziej przygnębiający temat. Słuchała Drake'a w skupieniu, raz czy dwa otwierając usta, jakby chciała coś powiedzieć, acz za każdym razem rezygnowała, nie znajdując odpowiednich słów w głowie. Nagle w jej głowie zaczęły plątać się natrętne myśli i różnorodne scenariusze. Miała tak, gdy pragnąc kogoś pocieszyć, nie wiedziała jakich słów użyć. Wówczas wolała milczeć, poprawiając samopoczucie z pomocą lekkiego ściśnięcia dłoni albo uścisku. W jego obecności nie była w stanie zdobyć się na żadne z nich. Dopiero krótką puentę o tym, że chłopak boi się stracić kolejną osobę, zakończyła krótkim, szczerze skołowanym 'Jak to?', odnoszącym się najpewniej do urwanego kontaktu oraz nagłego zniknięcia jego kuzyna.
Z początku wyglądała jakby dostała w twarz w chwili, kiedy kompletnie się tego nie spodziewała. Otrzeźwiała szybko, pozwalając by łagodne niedowierzanie w oczach zelżało do pustego, neutralnego wyrazu. Zrobiło się zbyt sentymentalnie, a jednak nie potrafiła zmienić tematu.
- Do usług. - powiedziała sucho, nie wdając się zbędne, zbyt emocjonalne szczegóły. Po co miała mu opowiadać o tym, że tamta rozmowa nieznacznie poruszył jej serce? Albo o nachodzących ją nagle wątpliwościach? On był przecież Nero – nie potrzebował współczucia. Nie potrzebował kolejnej persony rozczulającej się nad ich losem. - Czasem po prostu trzeba się wygadać. Równie dobrze można to zrobić w barze wątpliwej renomy, w towarzystwie nie do końca nieznajomej koleżanki. - ponownie powiodła wzrokiem w innym kierunku niż jego twarz, jakby spoglądanie w zielone oczy stało się zbyt trudne.
- Drake Nero
Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem
Wto Sty 16, 2018 12:04 pm
Jednak czy Drake na pewno był tak bardzo obojętny na innych? Może gdzieś głęboko w środku, bardzo głęboko w środku, czuł jednak, że powinien był z nią porozmawiać? Chociażby na korytarzu, czy na śniadaniu. A może nawet w bibliotece, w której widywał ją dość często. Jednak jego postanowienia były silniejsze. Ponownie... nie chciał się przywiązywać do niej za bardzo. Przywiązanie rodzi miłość, miłość rodzi zazdrość i strach, a to już tylko krok od ciemnej strony, ale czy aby na pewno młody Nero bał się właśnie tego? W końcu do tej jasnej też nie należał. Można powiedzieć, że był praworządny neutralny. Chciał czynić dobro, niekoniecznie dobrymi metodami. Miał swoje własne poglądy na to co się dzieje. Czyżby nie był do końca nero (z jęz. wł. "czarny")? Czyżby stał się szary? Stojąc na granicy, wahając się raz na jedną, raz na drugą stronę, próbując zrozumieć obie i z obu czerpiąc korzyści,
Tym razem już nie zaśmiał się, lekko uśmiechnął, unosząc kąciki ust zaledwie. Najwidoczniej humor lekko mu się... zjebał. Spojrzał na nią i puścił jej oko. Nie uważał, że bycie mugolakiem to coś złego. Może i miał jakieś nowoczesne poglądy, ale jak już wspominałem wcześniej, balansował na tej swojej granicy. Na wszystko patrzył inaczej.
-To może lepiej bym się podłożył. Byłbym wtedy współwinny, ba! Miałbym nawet może... wyrzuty sumienia. - tu pokiwał delikatnie głową, jakby chciał potwierdzić swoje własne słowa.
Jednak szybko porzucił ten dobry humor. Choć... czy to był dobry humor? Czy nie było to przypadkiem trochę wymuszone? W końcu nie chciał mieć tu takiej grobowej atmosfery, która gęstniała z każdą chwilą, aż w końcu można by ją ciąć nożem.
W każdym razie Drake miał nadzieję, że dziewczyna domyśli się... Mówiąc o stracie kolejnego kuzyna nie miał na myśli tylko jego. Owszem. Ten młody mężczyzna nie był osobą, która mówi wprost co myśli. Ukrywa się za tajemnicami i pomówieniami. Oriana była jednak bystra, aż nad wyraz, co go czasem przerażało. Wiedział, że prędzej, czy później domyśli się kogo Drake miał na myśli, ale póki co zostawmy ten temat. Kiedy ona skwitowała jego słowa swoim krótkim: "Jak to?", poczuł radość... i smutek jednocześnie. Ucieszył się w duchu z tego, że imię na które tak długo pracował w końcu do niego przylgnęło i to na tyle, że nikt nie spodziewałby się po nim takich słów. Z drugiej strony... Panna Laverty była chyba najbliższa do uznania ją za jego przyjaciółkę, więc... No to trochę przykre, że zaskoczyło ją to jak bardzo Drake potrafi być troskliwy.
-No widzisz. Cieszę się, że potrafię Cię jeszcze czymś zaskoczyć.
Wszystko powiedział beznamiętnie, bez żadnego wyrazu twarzy, głosem bezbarwnym jakby sam był w środku pusty.
Dopił swoje piwo do końca i odstawił pusty kufel, gdzieś na bok. I szybko odwrócił wzrok od jej twarzy. Widocznie przeszkadzało jej to jak się w siebie wpatrywali, co troszkę go skrępowało. Musiał przyznać, że lubił się patrzeć w jej oczy. Brąz był bardzo spokojnym kolorem, nie to co jego burzliwa zieleń. Przypominała trochę sztorm na skalistym wybrzeżu. Niebezpiecznym i dzikim... prawie jak Drake. Więc gdy usłyszał jak jej ton się zmienia, aż wzdrygnął się delikatnie. Czy to jest to co ludzie słyszą od niego? Kiedy z nimi rozmawia jest jeszcze bardziej obojętny i ostry... Czy to co zrobiła teraz Oriana było celowe? Dlaczego poczuł się z tym tak źle? Przecież codziennie tak mówił do innych... Czy ci wszyscy ludzie też się tak czuli, jak on w tym momencie?
-Zawsze byłaś kimś więcej niż tylko koleżanką... Nie wiem jak jest teraz.
Rzucił to szybko jakby przyszło mu to naturalnie, aczkolwiek musiał się bardzo wysilić, aby te słowa opuściły jego usta. Oczywiście chodziło tu o przyjaźń, którą... kiedyś się darzyli. Zabrzmiał to jednak bardzo dwuznacznie. Czy aby na pewno to miał na myśli? Na szczęście wszystko to powiedział unikając jej spojrzenia, więc nie musiał ryzykować, że na jego polikach zawita mocniejszy rumieniec. Choć i ten był już wystarczający. Założyłbym się, że gdyby zasłonić okna i zgasić wszystkie światła, to jego twarz świeciłaby równie mocno co nos Rudolfa z zaprzęgu świętego Mikołaja.
Tym razem już nie zaśmiał się, lekko uśmiechnął, unosząc kąciki ust zaledwie. Najwidoczniej humor lekko mu się... zjebał. Spojrzał na nią i puścił jej oko. Nie uważał, że bycie mugolakiem to coś złego. Może i miał jakieś nowoczesne poglądy, ale jak już wspominałem wcześniej, balansował na tej swojej granicy. Na wszystko patrzył inaczej.
-To może lepiej bym się podłożył. Byłbym wtedy współwinny, ba! Miałbym nawet może... wyrzuty sumienia. - tu pokiwał delikatnie głową, jakby chciał potwierdzić swoje własne słowa.
Jednak szybko porzucił ten dobry humor. Choć... czy to był dobry humor? Czy nie było to przypadkiem trochę wymuszone? W końcu nie chciał mieć tu takiej grobowej atmosfery, która gęstniała z każdą chwilą, aż w końcu można by ją ciąć nożem.
W każdym razie Drake miał nadzieję, że dziewczyna domyśli się... Mówiąc o stracie kolejnego kuzyna nie miał na myśli tylko jego. Owszem. Ten młody mężczyzna nie był osobą, która mówi wprost co myśli. Ukrywa się za tajemnicami i pomówieniami. Oriana była jednak bystra, aż nad wyraz, co go czasem przerażało. Wiedział, że prędzej, czy później domyśli się kogo Drake miał na myśli, ale póki co zostawmy ten temat. Kiedy ona skwitowała jego słowa swoim krótkim: "Jak to?", poczuł radość... i smutek jednocześnie. Ucieszył się w duchu z tego, że imię na które tak długo pracował w końcu do niego przylgnęło i to na tyle, że nikt nie spodziewałby się po nim takich słów. Z drugiej strony... Panna Laverty była chyba najbliższa do uznania ją za jego przyjaciółkę, więc... No to trochę przykre, że zaskoczyło ją to jak bardzo Drake potrafi być troskliwy.
-No widzisz. Cieszę się, że potrafię Cię jeszcze czymś zaskoczyć.
Wszystko powiedział beznamiętnie, bez żadnego wyrazu twarzy, głosem bezbarwnym jakby sam był w środku pusty.
Dopił swoje piwo do końca i odstawił pusty kufel, gdzieś na bok. I szybko odwrócił wzrok od jej twarzy. Widocznie przeszkadzało jej to jak się w siebie wpatrywali, co troszkę go skrępowało. Musiał przyznać, że lubił się patrzeć w jej oczy. Brąz był bardzo spokojnym kolorem, nie to co jego burzliwa zieleń. Przypominała trochę sztorm na skalistym wybrzeżu. Niebezpiecznym i dzikim... prawie jak Drake. Więc gdy usłyszał jak jej ton się zmienia, aż wzdrygnął się delikatnie. Czy to jest to co ludzie słyszą od niego? Kiedy z nimi rozmawia jest jeszcze bardziej obojętny i ostry... Czy to co zrobiła teraz Oriana było celowe? Dlaczego poczuł się z tym tak źle? Przecież codziennie tak mówił do innych... Czy ci wszyscy ludzie też się tak czuli, jak on w tym momencie?
-Zawsze byłaś kimś więcej niż tylko koleżanką... Nie wiem jak jest teraz.
Rzucił to szybko jakby przyszło mu to naturalnie, aczkolwiek musiał się bardzo wysilić, aby te słowa opuściły jego usta. Oczywiście chodziło tu o przyjaźń, którą... kiedyś się darzyli. Zabrzmiał to jednak bardzo dwuznacznie. Czy aby na pewno to miał na myśli? Na szczęście wszystko to powiedział unikając jej spojrzenia, więc nie musiał ryzykować, że na jego polikach zawita mocniejszy rumieniec. Choć i ten był już wystarczający. Założyłbym się, że gdyby zasłonić okna i zgasić wszystkie światła, to jego twarz świeciłaby równie mocno co nos Rudolfa z zaprzęgu świętego Mikołaja.
- Oriana Laverty
Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem
Czw Sty 18, 2018 12:14 am
Nie ma ludzi idealnych, nikt też nie rodzi się z uwarunkowanym zestawem wyłącznie dobrych albo złych cech. Wszystko weryfikuje i kształci życie, a te prawie tak samo jak charaktery uwielbia różnorodność i kolory. Często podobnie do nich potrafi zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie. Reakcje Nero ją intrygowały, bo były sprzeczne z zapamiętanym obrazem nastoletniego chłopca, który odwiedzał swojego kuzyna, a później zamieniał z nią słówko lub dwa na szkolnym korytarzu. Mimo to, nie wszystko zależało od niego. Oriana miała własną wolę, śmiałość i słowa, których jej usta nie przesiewały przez żadne sito, nawet te z większymi oczkami. W solidarności rzadkiego słowotoku z okazjonalnym, dobrym humorem nie miałaby problemu z zaczepieniem go, w którymś z hogwartckich pomieszczeń w sposób niemalże identyczny do dzisiejszego. Inna kwestia, że postanowiła tego nie robić, najwyraźniej przekreślając grubą kreską ich relację. 'Dziś' okazało się wyjątkiem, który miała nadzieję będzie jednym z wielu. Chociaż nie przeszkadzały jej samotne przechadzki korytarzami szkoły, a przepełnione milczeniem i uczuciem odprężenia godziny z nosem w książce pozwalały myśleć, że wszystko jest na swoim miejscu, to momentami przypominała sobie, że introwersja ma swoje drugie oblicze. Do tego dochodziła kwestia pochodzenia dziewczyny. Wbrew pozorom potrafiła być z niego dumna i wyłącznie dlatego potrafiła bez zawstydzenia żartować o uprzedzeniach czysto krwistych, a nawet nie zwracać uwagi na krzywe skojarzenia czy pozornie bolesne komentarze – śmieszne w swej szablonowości i oklepaniu. 'Idealni' czarodzieje mogli mieć swój nieskalany niczym rodowód, ale temat magii pozostawał dla nich czymś zwyczajnym oraz pewnym. Zupełnie jakby odziedziczali kolor oczu albo kilka piegów na nosie, zamiast siły do naginania rzeczywistości wedle własnej woli. To odbierało jej cały urok.
- Gdybyś się podłożył byłbyś martwy jak cała reszta. Nie masz za grosz instynktu samozachowawczego. - oceniła. dla przeciw wagi powoli kręcąc głową z brakiem aprobaty. Niedługo później rozciągnęła usta w szerszym uśmiechu, którego zadaniem było rozpogodzenie trochę tych zaczątków smutnej atmosfery. Mogła spróbować poprawić mu trochę dzień, przynajmniej z pomocą dawkowanego humoru. Śmiech i żarty były lepsze. Nie rodziły następnych problemów.
Przynależność do domu orła w jakimś stopniu, na pewno definiowała jej charakter. - pokazywała, że w całej plątaninie cech to inteligencja i roztropność odznaczają się najbardziej. Mimo wszystko, zdolność dedukcji nie gwarantowała nauki czytania w myślach. Była dziewczyną z naprawdę przeciętną zdolnością zjednywania sobie ludzi, która nie wolała zakładać zbyt wiele w kontaktach z nimi.
- To nie zaskoczenie. - odparła i zaplanowała na tym skończyć, aczkolwiek wydawało się to zbyt tajemnicze i prowokujące kolejne pytania. Mogła zarzekać, z zgodnie z prawdą, że źle odczytał wypowiedziane słowa i możliwie nie miały oceniać jego charakteru, a pokazywać zmartwienie zupełnie inną kwestią, ale zdecydowała się milczeć. To było wygodniejsze, gdyż resztę brunet mógł dopowiedzieć sobie sam.
Oriana nie zwykła unikać kontaktu wzrokowego – nie bała się go i rzadko szukała innego miejsca, na którym mogłaby skupić ciemnobrązowe tęczówki, acz intensywność długiego spojrzenia chłopaka, którego z czasem nie potrafiła odwzajemnić sprawiała, że bez zastanowienia rezygnowała ze swoich nawyków. Jej oczy – jedyna rzecz odziedziczona po szkockich przodkach – nie były niczym specjalnym. Zwykłe, brązowe, a jednak w kolorze najlepszej whisky jak zwykł mawiać jej ojciec kiedy była mała. Albo w barwie bursztynu, zdaniem matki, która z oburzeniem kręciła głową na wzmiankę o podobieństwie do ukochanego trunku Eoghana.
Zieleń jego spojrzenia była inna, mniej stateczna, ciekawsza. Jeśli rzeczywiście miała cokolwiek wspólnego z nawiązaniem do sztormu, to była bliższa sercu dziewczyny niż gotowała byłaby przyznać.
- Teraz? - zawahała się na moment, jakby pośpiesznie analizowała znaczenie wymówionego przez chłopaka zdania. Wywarło wystarczająco dwuznacznie wrażenie, by poczuła się odrobinę nieswojo. Szybko jednak zbagatelizowała czas i swoje doświadczenia, to, że wyrosła i zmieniła się, a wraz z tym ich relacja. Kiedyś byli sobie bliżsi, lecz 'kiedyś' nie definiowało teraźniejszości. Nie tak dawno również ceniła sobie ich przyjaźń. - Teraz jesteśmy na dobrej drodze, aby się do siebie zbliżyć. - ponowiła, przyjmując bardziej ciepły ton głosu. Jej poprzedni nie sprawiał najlepszego wrażenia, był beznamiętny, dziwny. Podobny do tego, którego używała za czasów największego zdystansowania. Czuła tą sztuczność i brzydziła się jej. Wskazała niedbałym ruchem dłoni na pusty kufel.
- Chyba będę się zbierać, o ile nie chcesz zamówić niczego więcej. Nie wypada zostawić Cię samego. - odparła, asekuracyjnie chwytając za pasek torby, jakby nieśpiesznie przygotowywała się do wyjścia. Mimo wszystko, nim pokusiła się o jakiś gwałtowniejszy ruch czekała na jego odpowiedź. Woli zostać sam, potowarzyszy jej przez następne ulice Hogsmeade, czy może rozejdą się w tylko sobie znanym kierunku?
- Gdybyś się podłożył byłbyś martwy jak cała reszta. Nie masz za grosz instynktu samozachowawczego. - oceniła. dla przeciw wagi powoli kręcąc głową z brakiem aprobaty. Niedługo później rozciągnęła usta w szerszym uśmiechu, którego zadaniem było rozpogodzenie trochę tych zaczątków smutnej atmosfery. Mogła spróbować poprawić mu trochę dzień, przynajmniej z pomocą dawkowanego humoru. Śmiech i żarty były lepsze. Nie rodziły następnych problemów.
Przynależność do domu orła w jakimś stopniu, na pewno definiowała jej charakter. - pokazywała, że w całej plątaninie cech to inteligencja i roztropność odznaczają się najbardziej. Mimo wszystko, zdolność dedukcji nie gwarantowała nauki czytania w myślach. Była dziewczyną z naprawdę przeciętną zdolnością zjednywania sobie ludzi, która nie wolała zakładać zbyt wiele w kontaktach z nimi.
- To nie zaskoczenie. - odparła i zaplanowała na tym skończyć, aczkolwiek wydawało się to zbyt tajemnicze i prowokujące kolejne pytania. Mogła zarzekać, z zgodnie z prawdą, że źle odczytał wypowiedziane słowa i możliwie nie miały oceniać jego charakteru, a pokazywać zmartwienie zupełnie inną kwestią, ale zdecydowała się milczeć. To było wygodniejsze, gdyż resztę brunet mógł dopowiedzieć sobie sam.
Oriana nie zwykła unikać kontaktu wzrokowego – nie bała się go i rzadko szukała innego miejsca, na którym mogłaby skupić ciemnobrązowe tęczówki, acz intensywność długiego spojrzenia chłopaka, którego z czasem nie potrafiła odwzajemnić sprawiała, że bez zastanowienia rezygnowała ze swoich nawyków. Jej oczy – jedyna rzecz odziedziczona po szkockich przodkach – nie były niczym specjalnym. Zwykłe, brązowe, a jednak w kolorze najlepszej whisky jak zwykł mawiać jej ojciec kiedy była mała. Albo w barwie bursztynu, zdaniem matki, która z oburzeniem kręciła głową na wzmiankę o podobieństwie do ukochanego trunku Eoghana.
Zieleń jego spojrzenia była inna, mniej stateczna, ciekawsza. Jeśli rzeczywiście miała cokolwiek wspólnego z nawiązaniem do sztormu, to była bliższa sercu dziewczyny niż gotowała byłaby przyznać.
- Teraz? - zawahała się na moment, jakby pośpiesznie analizowała znaczenie wymówionego przez chłopaka zdania. Wywarło wystarczająco dwuznacznie wrażenie, by poczuła się odrobinę nieswojo. Szybko jednak zbagatelizowała czas i swoje doświadczenia, to, że wyrosła i zmieniła się, a wraz z tym ich relacja. Kiedyś byli sobie bliżsi, lecz 'kiedyś' nie definiowało teraźniejszości. Nie tak dawno również ceniła sobie ich przyjaźń. - Teraz jesteśmy na dobrej drodze, aby się do siebie zbliżyć. - ponowiła, przyjmując bardziej ciepły ton głosu. Jej poprzedni nie sprawiał najlepszego wrażenia, był beznamiętny, dziwny. Podobny do tego, którego używała za czasów największego zdystansowania. Czuła tą sztuczność i brzydziła się jej. Wskazała niedbałym ruchem dłoni na pusty kufel.
- Chyba będę się zbierać, o ile nie chcesz zamówić niczego więcej. Nie wypada zostawić Cię samego. - odparła, asekuracyjnie chwytając za pasek torby, jakby nieśpiesznie przygotowywała się do wyjścia. Mimo wszystko, nim pokusiła się o jakiś gwałtowniejszy ruch czekała na jego odpowiedź. Woli zostać sam, potowarzyszy jej przez następne ulice Hogsmeade, czy może rozejdą się w tylko sobie znanym kierunku?
- Drake Nero
Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem
Czw Sty 18, 2018 8:15 pm
Czy tak naprawdę myślała? Że nikt nie był w pełni zły? Że nikt nie miał tylko i wyłącznie złych cech? Jeśli tak to w takim wypadku byłaby pierwszą osobą, spoza jego rodziny, która nie uważała go za złego do szpiku kości. Nie wiedział, czy wszystkich tak przerażał, czy może automatycznie ich od siebie odpychał. Może trochę tego i tego. Jeśli tak to może nawet lepiej? Pozostaje jednak pytanie dlaczego nie odepchnął jej? A może ona jedyna się go nie bała? Hah... Jakie to ironiczne. Zastanawiał się nad takimi rzeczami, wmawiając sobie, że nie obchodzą go takie sprawy. Jednak w głębi serca pragnął jej uwagi. Gdy już raz posmakował tego uczucia, jak to jest się wyżalić, wyspowiadać z emocji, lub po prostu szczerze z kimś porozmawiać, nawet jeśli jest to nie tak nieznajoma koleżanka, chciał go coraz więcej i więcej. Oczywiście to nie oznacza, że teraz każdej napotkanej osobie będzie opowiadał o swoim życiu, o rodzinie i o tym co czuje... Wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej będzie się od nich odcinał, pielęgnując tylko tą jedną więź, która wydaje się być pierwszą... albo raczej zaczyna nią być. Drake sam nie wiedział jak potoczą się ich losy, więc wolał dmuchać na zimne. Nie chciał też wykonywać gwałtownych ruchów, jakby bojąc się, że spłoszy tym kobietę. Pierwszy raz chyba był w takiej sytuacji, więc nic dziwnego, że nie wiedział jak powinien reagować.
-Co powinienem teraz zrobić?
Mruknął to bardziej do siebie niż do niej, choć nadal patrząc jej w oczy. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że to co powiedział do siebie w myślach, powiedział również na głos. Uśmiechnął się, aby ukryć zakłopotanie pokręcił głową, jakby chciał jej dać do zrozumienia, że tego nie było.
-Może przynajmniej oszczędziłbym kilka osób. Wszyscy wtedy poznaliby moje dobre serce. "Powstrzymał seryjnego morderce, ale sam przy tym zginął. Bohater Drake Nero." Tak! Rzucaj te kamienie. - zaśmiał się cicho i wyprostował się w krześle. Musieli wzbudzać niezłą sensację. W końcu goście w tym... pubie nie byli zbyt... Entuzjastyczni? Raczej były to osoby, które załatwiały tu swoje ciemne interesy. Czasem Drake załatwiał tu ciemne interesy.
Jednak, gdy dziewczyna odpowiedziała na jego zdanie o tym, że nie wie jak jest teraz... Musiał się bardzo postarać, żeby nie przegrzać się. Nie wiedział jak ma to rozumieć, ale zbliżenie się do siebie wydawało mu się bardzo... osobiste. Bardzo bliskie. Nie wierzył w to, że kiedykolwiek ucieszy się z tego, że ktoś się tak do niego odezwie. A tu proszę...
-Więc... Chyba powinienem Cię odprowadzić, prawda? W końcu tego wymaga ode mnie kultura. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko...
Wstał powoli ze swojego miejsca i zasunął za sobą krzesło i zrobił kilka kroków w jej stronę, tak, że stał tuż obok. Musiał przyznać, że zabawnie było patrzeć na nią tak z góry. Nie wiedział ile miała wzrostu, ale na bank nie miała więcej niż sto siedemdziesiąt pięć centymetrów. W porównaniu z jego niecałymi dwoma metrami było... Jednocześnie słodkie i zabawne. Wciąż z lekkimi rumieńcami położył jej na głowie swoją dłoń.
-Jeśli chcesz, to prowadź. Nie wiem gdzie mieszkasz...
Po czym ruszył w stronę drzwi i przytrzymał je dla niej, aby mogła spokojnie wyjść, a on prawdopodobnie za nią.
z/t
-Co powinienem teraz zrobić?
Mruknął to bardziej do siebie niż do niej, choć nadal patrząc jej w oczy. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że to co powiedział do siebie w myślach, powiedział również na głos. Uśmiechnął się, aby ukryć zakłopotanie pokręcił głową, jakby chciał jej dać do zrozumienia, że tego nie było.
-Może przynajmniej oszczędziłbym kilka osób. Wszyscy wtedy poznaliby moje dobre serce. "Powstrzymał seryjnego morderce, ale sam przy tym zginął. Bohater Drake Nero." Tak! Rzucaj te kamienie. - zaśmiał się cicho i wyprostował się w krześle. Musieli wzbudzać niezłą sensację. W końcu goście w tym... pubie nie byli zbyt... Entuzjastyczni? Raczej były to osoby, które załatwiały tu swoje ciemne interesy. Czasem Drake załatwiał tu ciemne interesy.
Jednak, gdy dziewczyna odpowiedziała na jego zdanie o tym, że nie wie jak jest teraz... Musiał się bardzo postarać, żeby nie przegrzać się. Nie wiedział jak ma to rozumieć, ale zbliżenie się do siebie wydawało mu się bardzo... osobiste. Bardzo bliskie. Nie wierzył w to, że kiedykolwiek ucieszy się z tego, że ktoś się tak do niego odezwie. A tu proszę...
-Więc... Chyba powinienem Cię odprowadzić, prawda? W końcu tego wymaga ode mnie kultura. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko...
Wstał powoli ze swojego miejsca i zasunął za sobą krzesło i zrobił kilka kroków w jej stronę, tak, że stał tuż obok. Musiał przyznać, że zabawnie było patrzeć na nią tak z góry. Nie wiedział ile miała wzrostu, ale na bank nie miała więcej niż sto siedemdziesiąt pięć centymetrów. W porównaniu z jego niecałymi dwoma metrami było... Jednocześnie słodkie i zabawne. Wciąż z lekkimi rumieńcami położył jej na głowie swoją dłoń.
-Jeśli chcesz, to prowadź. Nie wiem gdzie mieszkasz...
Po czym ruszył w stronę drzwi i przytrzymał je dla niej, aby mogła spokojnie wyjść, a on prawdopodobnie za nią.
z/t
- Oriana Laverty
Re: Gospoda Pod Świńskim Łbem
Pią Sty 19, 2018 10:59 pm
Pojęcie 'dobra' i 'zła' zawsze uważała za względne. Nie dało się go sprecyzować z pomocą kilku, krótkich zdań, a tym bardziej w oparciu o logiczne rozumowanie. Przeciwieństwa towarzyszyły podejmowanym decyzjom, wiązały się z intuicją, która przynajmniej w teorii powinna ułatwić odróżnienie słusznego postępowania od tego szkodliwego dla drugiego człowieka. Zasadnicze pytanie, co nim jest? Każdy miał inny kręgosłup moralny i spojrzenie na napotkane problemy.
Prawda, Oriana z może odrobinę dziecięcą naiwnością starała się patrzeć poza prezentowane ramy i dostrzegać w ludziach, przede wszystkim atuty. Drake nie był wyjątkiem, acz on jako jeden z nielicznych tak chętnie pokazywał swoje inne, być może prawdziwe oblicze. Nie rozwodziła się nad tym wszystkim. Brała życie, takim jakie było, licząc, że pomoże jej to cieszyć się każdym dniem. A przynajmniej tego rodzaju myśl towarzyszyła dziewczynie przez ostatnie lata, kiedy wycierała zabłąkaną łzę, gdzieś w kąciku oka.
Nadchodzące godziny były dla niej szansą na wyciszenie się – zapomnienie o tym, co poszło źle. Miała nie ubolewać i czerpać jak najwięcej z każdej kolejnej szansy. I kolejnej. I kolejnej. Do momentu, aż zda sobie sprawę, że pozornie biała kartka, wcale nią nie jest. Że pognieciona faktura, plamy po ciemnej whisky oraz wilgotne brzegi przypominają o poprzednich postanowieniach i etapach, które ma za sobą. Były jak kamień w bucie – uwierały i kaleczyły bose stopy.
Wzruszyła ramionami. Nie znała odpowiedzi na zadane przez bruneta pytanie, choć tamto wcale nie było skierowane w jej stronę. Mogła wypowiedzieć któryś z enigmatycznych frazesów, które powtarzają najczęściej bardziej doświadczone persony, acz te nie rozjaśniłyby sprawy w nawet najmniejszym stopniu. ' Dowiesz się wkrótce' albo ' tylko ty znasz odpowiedź na to pytanie' prędzej zachęcały do całej salwy śmiechu ani jeżeli poważnej rozmowy, dodatkowo przywołując dość kpiące wspomnienie o zajęciach z wróżbiarstwa, gdzie pasowałyby jak ulał.
- Jesteś dziwny, Drake'u Nero. Mało kto widziałby tyle pozytywów w tak głupiej śmierci. Nawet w żartach. - odpowiedziała, gdy rozbawienie zelżało do łagodnego uniesienia kącików ust. Te kilkanaście wyrazów można było interpretować w sposób dwojaki – jako obelgę lub komplement. Miały odpowiadać temu drugiemu, czego potwierdzeniem była ta, charakterystyczna łagodność w spojrzeniu dziewczyny, przepleciona ze znikającą z niego beztroską. Laverty mówiła, to co przychodziło jej do głowy, a mimika twarzy nie zawsze odzwierciedlała rzeczywiste zamiary dziewczyny. Ludzie nie byli w stanie wyłapać tych subtelnych zmian, często biorąc jej zachowania zbyt poważnie, jakby nie pamiętali, że pod fasadą kruchej na pozór 'lalki' jest dziewczyna lubiąca zgrywać się od czasu do czasu.
Mimo to nie potrafiła przypomnieć sobie tych dziecięcych uniesień serca. Tego, jak tygodnie mijały z marszu, bo wydawało się jej, że czas zastygł specjalnie dla niej. Nie była nawet pewna, czy dalej zdolna byłaby ulokować gdziekolwiek swoje poważniejsze uczucia, dlatego pozornie bezpośrednie słowa szybko straciły na znaczeniu, opisując nic innego jak chęć ponowienia kontaktu z brunetem. Może nigdy nie miały być niczym innym.
Miała się odezwać – nawiązać do obecnego roku i przejawów kultury, które zaczynają wychodzić z użycia w świecie mugoli, na użytek kobiecej niezależności, ale jego dłoń na jej głowie, zmusiła ją nie tyle do krótkiego jej uścisku podczas ściągania, a próby przytrzymania koka, którego pośpiesznie zaplotła jeszcze przed wejściem do gospody. Wiedząc, że wyglądał już jak ptasie gniazdo po gwałtownym wietrze, rozplotła włosy i przeczesała je palcami.
- Myślisz, że jesteś taki zabawny, co? - rzuciła, doganiając go i sprzedając delikatnego kuksańca w bok, nawet jeśli chłopak nie był winny nietrwałości misternej fryzury. Przechodząc przez próg na nowo spoważniała.
- Jeszcze dziś muszę wrócić do Londynu, więc stacja będzie w sam raz. - mruknęła chowając dłonie do kieszeni zwiewnego swetra.
zt.
Prawda, Oriana z może odrobinę dziecięcą naiwnością starała się patrzeć poza prezentowane ramy i dostrzegać w ludziach, przede wszystkim atuty. Drake nie był wyjątkiem, acz on jako jeden z nielicznych tak chętnie pokazywał swoje inne, być może prawdziwe oblicze. Nie rozwodziła się nad tym wszystkim. Brała życie, takim jakie było, licząc, że pomoże jej to cieszyć się każdym dniem. A przynajmniej tego rodzaju myśl towarzyszyła dziewczynie przez ostatnie lata, kiedy wycierała zabłąkaną łzę, gdzieś w kąciku oka.
Nadchodzące godziny były dla niej szansą na wyciszenie się – zapomnienie o tym, co poszło źle. Miała nie ubolewać i czerpać jak najwięcej z każdej kolejnej szansy. I kolejnej. I kolejnej. Do momentu, aż zda sobie sprawę, że pozornie biała kartka, wcale nią nie jest. Że pognieciona faktura, plamy po ciemnej whisky oraz wilgotne brzegi przypominają o poprzednich postanowieniach i etapach, które ma za sobą. Były jak kamień w bucie – uwierały i kaleczyły bose stopy.
Wzruszyła ramionami. Nie znała odpowiedzi na zadane przez bruneta pytanie, choć tamto wcale nie było skierowane w jej stronę. Mogła wypowiedzieć któryś z enigmatycznych frazesów, które powtarzają najczęściej bardziej doświadczone persony, acz te nie rozjaśniłyby sprawy w nawet najmniejszym stopniu. ' Dowiesz się wkrótce' albo ' tylko ty znasz odpowiedź na to pytanie' prędzej zachęcały do całej salwy śmiechu ani jeżeli poważnej rozmowy, dodatkowo przywołując dość kpiące wspomnienie o zajęciach z wróżbiarstwa, gdzie pasowałyby jak ulał.
- Jesteś dziwny, Drake'u Nero. Mało kto widziałby tyle pozytywów w tak głupiej śmierci. Nawet w żartach. - odpowiedziała, gdy rozbawienie zelżało do łagodnego uniesienia kącików ust. Te kilkanaście wyrazów można było interpretować w sposób dwojaki – jako obelgę lub komplement. Miały odpowiadać temu drugiemu, czego potwierdzeniem była ta, charakterystyczna łagodność w spojrzeniu dziewczyny, przepleciona ze znikającą z niego beztroską. Laverty mówiła, to co przychodziło jej do głowy, a mimika twarzy nie zawsze odzwierciedlała rzeczywiste zamiary dziewczyny. Ludzie nie byli w stanie wyłapać tych subtelnych zmian, często biorąc jej zachowania zbyt poważnie, jakby nie pamiętali, że pod fasadą kruchej na pozór 'lalki' jest dziewczyna lubiąca zgrywać się od czasu do czasu.
Mimo to nie potrafiła przypomnieć sobie tych dziecięcych uniesień serca. Tego, jak tygodnie mijały z marszu, bo wydawało się jej, że czas zastygł specjalnie dla niej. Nie była nawet pewna, czy dalej zdolna byłaby ulokować gdziekolwiek swoje poważniejsze uczucia, dlatego pozornie bezpośrednie słowa szybko straciły na znaczeniu, opisując nic innego jak chęć ponowienia kontaktu z brunetem. Może nigdy nie miały być niczym innym.
Miała się odezwać – nawiązać do obecnego roku i przejawów kultury, które zaczynają wychodzić z użycia w świecie mugoli, na użytek kobiecej niezależności, ale jego dłoń na jej głowie, zmusiła ją nie tyle do krótkiego jej uścisku podczas ściągania, a próby przytrzymania koka, którego pośpiesznie zaplotła jeszcze przed wejściem do gospody. Wiedząc, że wyglądał już jak ptasie gniazdo po gwałtownym wietrze, rozplotła włosy i przeczesała je palcami.
- Myślisz, że jesteś taki zabawny, co? - rzuciła, doganiając go i sprzedając delikatnego kuksańca w bok, nawet jeśli chłopak nie był winny nietrwałości misternej fryzury. Przechodząc przez próg na nowo spoważniała.
- Jeszcze dziś muszę wrócić do Londynu, więc stacja będzie w sam raz. - mruknęła chowając dłonie do kieszeni zwiewnego swetra.
zt.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach