Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
- Mistrz Gry
Re: Las Sherwood
Pon Sie 29, 2016 12:27 am
Kapelusz, który wylądował na głowie Argusa Filcha istotnie dodał mu urody. To nie był zresztą byle jaki kapelusz! A jakże! Sprawił nawet, że woźny zrobił piruet, a z jego ust wyszło śpiewne: "Ha!". Genevieve musiała być czujna by nie patrzeć zbyt długo na niego, bo inaczej to mogłoby się skończyć niezdrową palpitacją serca. Teraz mężczyzna wyglądał jak przystało na prawdziwego poszukiwacza przygód, nawet ptaszek to potwierdził. W tym czasie Charles w końcu podszedł do pudełka, a kiedy zaczął je otwierać, stworzonko wzbiło się w górę i zaśpiewało naprawdę ładnie i gdy wieczko całkowicie odsłoniło swój sekret... nagle rozległ się dziwny strzał! Pan Huckbserry poleciał do tyłu, pana Filcha i panią Corleone jakaś tajemnicza siła popchnęła na ziemię, a las wokół zaczął mienić się różnymi kolorami, które wydobyły się z pudełeczka. Zupełnie nie wiedzieli, co się dzieje. Pojawiły się dziwne stworzonka, które bardzo szybko się poruszały, a oprócz tego w górę wzbiła się jakaś tajemnicza postać. Przypominała ducha, choć też nie do końca, bo przecież... duchy nie były z dymu.
- Aha! A więc to wy zostaliście wybrani by wypełnić moją misję! - Postać odezwała się, a jej głos przypominał mocniejszy podmuch powietrza. Cała trójka jednak rozumiała, co mówi.
Rzucacie jedną kość na obrażenia. Każde z Was.
- Aha! A więc to wy zostaliście wybrani by wypełnić moją misję! - Postać odezwała się, a jej głos przypominał mocniejszy podmuch powietrza. Cała trójka jednak rozumiała, co mówi.
Rzucacie jedną kość na obrażenia. Każde z Was.
- Genevieve Corleone
Re: Las Sherwood
Sro Sie 31, 2016 7:52 pm
Aż przyklasnęła, kiedy woźny wypląsał najprawdziwszy piruet. Co tam, że cała ta sytuacja ze znalezieniem się w środku lasu była mocno podejrzana. Dla widoku woźnego baletmistrza bez wątpienia było warto nieco się pomęczyć!
-No no panie Filch... Widzę, że skrywa pan jeszcze wiele talentów.- stwierdziła z uśmiechem. Chciała dodać coś jeszcze, ale wtedy właśnie rozległ się strzał (Gen bardzo przytomnie zarejestrowała, że bez wątpienia nie brzmiało to jak wystrzał z żadnej znanej jej broni palnej) i nauczycielka kątem oka dostrzegła lecącego w tył Charlesa. Ha! Pewnie niezwykle by ją to nawet rozbawiło, gdyby nie fakt, że niemal równocześnie ją samą też coś zwaliło z nóg (coś co w tym wypadku z całą pewnością nie było urokiem osobistym odzianego w kapelusz Argusa). Na szczęście Genevieve nie należała do cherlawych więc trochę komicznie powymachiwała rękami, trochę poskakała usiłując złapać równowagę i ostatecznie dość miękko pacnęła na trawę, twarzą w przód. Owszem, odrobinę zabolało (ręce i kolana obite jak... za dziecka), owszem nie udało jej się utrzymać w pionie (zwalała winę na dziwaczną ferię barw, przez którą zaczynało jej się wydawać, że porządnie się naćpała), ale przynajmniej zamortyzowała upadek. Najgorzej, że na polanie zrobiło się dziwnie tłoczno (ni cholery nie miała jednak pomysłu od czego, może zwyczajnie zbyt mało uważała na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami?) i każdy mógł podziwiać jej niezgrabne popisy. Ale tego nie koniec. Z pudełka wyfrunęło coś... Wciąż leżąc na ziemi Gen uniosła się na łokciach intensywnie wpatrując się w... dym? Aż jęknęła cicho.
-I pomyśleć, że od bycia papierosem dzieliło Cię tak niewiele...- mruknęła bardziej do siebie, autentycznie rozczarowana, choć w zasadzie nie dziwiła się zbytnio. Gadająca chmura oparów? Bardzo magicznie. Znacznie bardziej magicznie niż paczka fajek. Nie było jednak czasu na mrzonki palacza, bo i tajemnicze ustrojstwo zakomunikowało im właśnie coś, co kobiecie nie do końca się podobało. Podniosła się w końcu z ziemi, otrzepała z grubsza beznadziejnie wybrudzone ziemią i trawą ubranie i odchrząknęła lekko.
-Aha? To brzmi trochę jak dyplomatyczne zakomunikowanie nam, że mamy odwalić za kogoś robotę. No i według mnie słowo "wybrano" należałoby chyba zamienić na "porwano", albo coś w te gusta.- powiedziała powoli i skrzyżowała ręce na piersi.
-Aczkolwiek, jeśli wiąże się z tym jakaś ekscytująca przeprawa, to mi to nie wadzi...- dodała jeszcze, dochodząc do wniosku, że misja zlecona przez... duchodyma mogła okazać się niezłą rozrywką. Bardzo lubiła swoją pracę, urabianie dzieciaków i takie tam, ale komuś wychowanemu wśród wojen gangów zwyczajnie zaczynało brakować zastrzyków adrenaliny związanych z całym tym szemranym biznesem.
-A jak w zestawie byłaby jeszcze paczka fajek, to mogę nawet wyruszyć w heroiczną wyprawę po złote runo czy co tam...- dodała jeszcze. Po prawdzie nie lubiła tańczyć jak jej zagrano (chyba, że zagrano dosłownie i to skocznego rock n' rolla), ale w obecnej sytuacji nie widziała lepszego wyjścia. Była więcej niż pewna, że odwrócenie się na pięcie, wmaszerowanie między drzewa i poruszanie się w linii prostej nie doprowadziłoby jej do wyjścia z lasu. Jak w powietrzu trzaskało magią to nic nigdy nie było proste. A lokator pudełka zdawał się mieć jakieś odpowiedzi i właśnie zakomunikował im, że nie znaleźli się tu bez powodu. Bez wątpienia należało więc drążyć, by rozwikłać zagadkę amnezji i niespodziewanej wycieczki. Dlatego zdecydowała się dopowiedzieć jeszcze jedno zdanie.
-Ale najpierw, wolałabym zwyczajnie zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi...
-No no panie Filch... Widzę, że skrywa pan jeszcze wiele talentów.- stwierdziła z uśmiechem. Chciała dodać coś jeszcze, ale wtedy właśnie rozległ się strzał (Gen bardzo przytomnie zarejestrowała, że bez wątpienia nie brzmiało to jak wystrzał z żadnej znanej jej broni palnej) i nauczycielka kątem oka dostrzegła lecącego w tył Charlesa. Ha! Pewnie niezwykle by ją to nawet rozbawiło, gdyby nie fakt, że niemal równocześnie ją samą też coś zwaliło z nóg (coś co w tym wypadku z całą pewnością nie było urokiem osobistym odzianego w kapelusz Argusa). Na szczęście Genevieve nie należała do cherlawych więc trochę komicznie powymachiwała rękami, trochę poskakała usiłując złapać równowagę i ostatecznie dość miękko pacnęła na trawę, twarzą w przód. Owszem, odrobinę zabolało (ręce i kolana obite jak... za dziecka), owszem nie udało jej się utrzymać w pionie (zwalała winę na dziwaczną ferię barw, przez którą zaczynało jej się wydawać, że porządnie się naćpała), ale przynajmniej zamortyzowała upadek. Najgorzej, że na polanie zrobiło się dziwnie tłoczno (ni cholery nie miała jednak pomysłu od czego, może zwyczajnie zbyt mało uważała na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami?) i każdy mógł podziwiać jej niezgrabne popisy. Ale tego nie koniec. Z pudełka wyfrunęło coś... Wciąż leżąc na ziemi Gen uniosła się na łokciach intensywnie wpatrując się w... dym? Aż jęknęła cicho.
-I pomyśleć, że od bycia papierosem dzieliło Cię tak niewiele...- mruknęła bardziej do siebie, autentycznie rozczarowana, choć w zasadzie nie dziwiła się zbytnio. Gadająca chmura oparów? Bardzo magicznie. Znacznie bardziej magicznie niż paczka fajek. Nie było jednak czasu na mrzonki palacza, bo i tajemnicze ustrojstwo zakomunikowało im właśnie coś, co kobiecie nie do końca się podobało. Podniosła się w końcu z ziemi, otrzepała z grubsza beznadziejnie wybrudzone ziemią i trawą ubranie i odchrząknęła lekko.
-Aha? To brzmi trochę jak dyplomatyczne zakomunikowanie nam, że mamy odwalić za kogoś robotę. No i według mnie słowo "wybrano" należałoby chyba zamienić na "porwano", albo coś w te gusta.- powiedziała powoli i skrzyżowała ręce na piersi.
-Aczkolwiek, jeśli wiąże się z tym jakaś ekscytująca przeprawa, to mi to nie wadzi...- dodała jeszcze, dochodząc do wniosku, że misja zlecona przez... duchodyma mogła okazać się niezłą rozrywką. Bardzo lubiła swoją pracę, urabianie dzieciaków i takie tam, ale komuś wychowanemu wśród wojen gangów zwyczajnie zaczynało brakować zastrzyków adrenaliny związanych z całym tym szemranym biznesem.
-A jak w zestawie byłaby jeszcze paczka fajek, to mogę nawet wyruszyć w heroiczną wyprawę po złote runo czy co tam...- dodała jeszcze. Po prawdzie nie lubiła tańczyć jak jej zagrano (chyba, że zagrano dosłownie i to skocznego rock n' rolla), ale w obecnej sytuacji nie widziała lepszego wyjścia. Była więcej niż pewna, że odwrócenie się na pięcie, wmaszerowanie między drzewa i poruszanie się w linii prostej nie doprowadziłoby jej do wyjścia z lasu. Jak w powietrzu trzaskało magią to nic nigdy nie było proste. A lokator pudełka zdawał się mieć jakieś odpowiedzi i właśnie zakomunikował im, że nie znaleźli się tu bez powodu. Bez wątpienia należało więc drążyć, by rozwikłać zagadkę amnezji i niespodziewanej wycieczki. Dlatego zdecydowała się dopowiedzieć jeszcze jedno zdanie.
-Ale najpierw, wolałabym zwyczajnie zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi...
- Mistrz Gry
Re: Las Sherwood
Sro Sie 31, 2016 7:52 pm
The member 'Genevieve Corleone' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 4
'Pojedynek' :
Result : 4
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Las Sherwood
Pon Wrz 12, 2016 6:07 am
Czy to był dobry moment, żeby zaczął się zastanawiać, co tutaj właściwie się działo? Chyba tak, a przynajmniej taka myśl mogłaby przemknąć mu przez głowę, gdyby nie jeden znaczący fakt. Leciał. Leciał, choć niekoniecznie tego chciał, ale tak się złożyło, że magiczne pudełko nie pytało na co ma ochotę. W porę jednak zdołał się zorientować, że coś się dzieje i zamiast głową to uderzył rękoma w drzewo i aż coś mu ścisnęło w gardle, gdy skóra zetknęła się w nieprzyjemnym tańcu z twardą korą. Profesor Hucksberry opadł na ziemię jak piórko, któremu na nieszczęście wbił się patyk w pośladek. W dokładnie lewy. Syknął, zdusił resztkami rozumu przekleństwo i z jego ust wypłynęła ich bardziej elegancka forma.
- Goblina mać.
Rozejrzał się wokół i aż przetarł oczy ze zdziwienia, gdy zauważył stworzonka i te wszystkie kolory. Może jednak uderzył się w głowę? Charles powoli się podniósł, czując, że jeśli tak dalej pójdzie to ten patyk wbijający się w jego pośladek zostawi po sobie ślad. Trwały ślad. Wtedy wnet dostrzegł tajemniczą postać z dymu, która odezwała się do nich i... Hucksberry pojął, że zupełnie nic z tego nie rozumie. Wyciągnął więc z torby pierwszą lepszą rzecz, którą okazał się być kamień. I przyłożył sobie ten kamień do czoła, mając nadzieję, że poczuje się choć trochę lepiej. Zerknął jeszcze na profesor Corleone i dziwnie milczącego woźnego, po czym odchrząknął, żeby nie było, że tylko Genevieve bierze udział w rozmowie.
- Bylibyśmy zobowiązani, gdybyś zdradził nam więcej szczegółów - po czym odpiął pierwszy guzik swojej koszuli.
Gorąco mu się zrobiło od tych kolorów.
- Goblina mać.
Rozejrzał się wokół i aż przetarł oczy ze zdziwienia, gdy zauważył stworzonka i te wszystkie kolory. Może jednak uderzył się w głowę? Charles powoli się podniósł, czując, że jeśli tak dalej pójdzie to ten patyk wbijający się w jego pośladek zostawi po sobie ślad. Trwały ślad. Wtedy wnet dostrzegł tajemniczą postać z dymu, która odezwała się do nich i... Hucksberry pojął, że zupełnie nic z tego nie rozumie. Wyciągnął więc z torby pierwszą lepszą rzecz, którą okazał się być kamień. I przyłożył sobie ten kamień do czoła, mając nadzieję, że poczuje się choć trochę lepiej. Zerknął jeszcze na profesor Corleone i dziwnie milczącego woźnego, po czym odchrząknął, żeby nie było, że tylko Genevieve bierze udział w rozmowie.
- Bylibyśmy zobowiązani, gdybyś zdradził nam więcej szczegółów - po czym odpiął pierwszy guzik swojej koszuli.
Gorąco mu się zrobiło od tych kolorów.
- Mistrz Gry
Re: Las Sherwood
Pon Wrz 12, 2016 6:07 am
The member 'Charles Myrnin Hucksberry' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 5
'Pojedynek' :
Result : 5
- Mistrz Gry
Re: Las Sherwood
Sro Wrz 21, 2016 3:00 am
- Fajki jakie fajki? A cóż to jest? A zresztą! To teraz nie jest istotne, bo... bo wreszcie komuś się udało! To przeznaczenie i na dodatek jesteście przygotowani, znakomicie - dymna zjawa żyła innymi rzeczami by bardziej przejmować się słowami Genevieve, Argusa czy też Charlesa. Co jakiś czas jej rysy stawały się wyraźniejsze i czasem było widać fragment figlarnego bucika czy też kapelusza, który to przypominał ten, będący obecnie na głowie woźnego. Nakrycie głowy dodało Argusowi Filchowi mocy, bo podniósł się niemalże od razu z ziemi i zaczął na palcach tańczyć jakiś egzotyczny taniec w tęczy kolorów. Stworzenia nadal śmigały sobie jak tylko chciały, a widmowy towarzysz klaskał do rytmu. - Znaki macie to gotowi na przygodę! Już ja tutaj... gdzie to miałem? No i jest!
Zaczął się wiercić w miejscu aż w końcu z otwartego pudełka wyleciał pergamin, który rozwinął się i tak sobie wisiał w powietrzu, zupełnie jak duchopodobne coś.
- Na mocy dostojnych władców i wielkich magów, mianuję was na rozbójników! Musicie oczyścić mój las z sił zła, rozdać ukryte złoto biednym, a także odtworzyć moją legendę i znaleźć tajemny artefakt! Ruszajcie, insygnia was zaprowadzą tylko ich użyjcie!
Zjawa zniknęła w pudełku, tak samo jak kolory i dziwne stworzenia. Wszystko zdawało się wrócić do normy... ale czy aby na pewno?
Genevieve Corleone: -2 PŻ
Argus Filch: -5 PŻ
Charles Hucksberry: -7 PŻ
Zaczął się wiercić w miejscu aż w końcu z otwartego pudełka wyleciał pergamin, który rozwinął się i tak sobie wisiał w powietrzu, zupełnie jak duchopodobne coś.
- Na mocy dostojnych władców i wielkich magów, mianuję was na rozbójników! Musicie oczyścić mój las z sił zła, rozdać ukryte złoto biednym, a także odtworzyć moją legendę i znaleźć tajemny artefakt! Ruszajcie, insygnia was zaprowadzą tylko ich użyjcie!
Zjawa zniknęła w pudełku, tak samo jak kolory i dziwne stworzenia. Wszystko zdawało się wrócić do normy... ale czy aby na pewno?
Genevieve Corleone: -2 PŻ
Argus Filch: -5 PŻ
Charles Hucksberry: -7 PŻ
- Genevieve Corleone
Re: Las Sherwood
Nie Paź 09, 2016 10:17 pm
Jak można nie było wiedzieć o istnieniu fajek? Piekło na ziemi... Gen nie zamierzała jednak tego roztrząsać, bo zdawało się, że miała teraz ważniejsze sprawy na głowie. Kaszlnęła lekko, kiedy zjawa stwierdziła, że im się udało. Nie bardzo wiedziała co jednak miało im się udać, przywalenie twarzą w trawę? Skoro jednak ktoś miał zamiar zaoferować jej udział w przygodzie (a przynajmniej tak to teraz reklamował), była w stanie powstrzymać się od przedwczesnych i nazbyt złośliwych komentarzy. Mimo szczerych chęci, nie potrafiła jednak powstrzymać cichego parsknięcia śmiechem. W zasadzie, chętnie roześmiałaby się w głos. Mianowano ją rozbójnikiem. O ironio. Cóż, los bez wątpienia miał poczucie humoru. Odetchnęła głęboko i lekko skrzyżowała ręce na piersi. Należało zachować powagę, ale jak się do tego zabrać, kiedy ktoś recytuje tu opowiastki o Robin Hoodzie. W dodatku wyglądało na to, że tylko tyle będą mieli z wyjaśnień, bo duch zniknął równie nagle co się pojawił. Kobieta spojrzała na pana Hucksberrego.
-Siły zła? Szeryf z bandą?- mruknęła, ni to ironicznie, ni to ze zrezygnowaniem. Zaczynała się zastanawiać czy nie jest może właśnie w trakcie jakiegoś pochrzanionego snu. Tak, to tłumaczyłoby bardzo wiele.
-I jacy znów biedni? My jesteśmy biedni. Zagubieni. Ja jestem biedna. Ja i mój nikotynowy głód...- zaśmiała się lekko, choć w jej mniemaniu żart był wybitnie kiepski.
-Jakieś pomysły panowie? Czujecie zew przygody? Chcecie się bawić w rozbójników? A może, wcale nie macie ochoty słuchać duchów z pudełka? Czy kusi was tajemniczy artefakt? Ah... I czym do cholery są insygnia?- zapytała jeszcze, bezceremonialnie wysypując na trawę całą zawartość swojej tajemniczej torby.
-A może to wszystko bujda na resorach i kiepski żart uczniów?
-Siły zła? Szeryf z bandą?- mruknęła, ni to ironicznie, ni to ze zrezygnowaniem. Zaczynała się zastanawiać czy nie jest może właśnie w trakcie jakiegoś pochrzanionego snu. Tak, to tłumaczyłoby bardzo wiele.
-I jacy znów biedni? My jesteśmy biedni. Zagubieni. Ja jestem biedna. Ja i mój nikotynowy głód...- zaśmiała się lekko, choć w jej mniemaniu żart był wybitnie kiepski.
-Jakieś pomysły panowie? Czujecie zew przygody? Chcecie się bawić w rozbójników? A może, wcale nie macie ochoty słuchać duchów z pudełka? Czy kusi was tajemniczy artefakt? Ah... I czym do cholery są insygnia?- zapytała jeszcze, bezceremonialnie wysypując na trawę całą zawartość swojej tajemniczej torby.
-A może to wszystko bujda na resorach i kiepski żart uczniów?
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Las Sherwood
Czw Paź 20, 2016 10:43 pm
Zupełnie nie wiedział o co może chodzić tej... tajemniczej istocie. Charles pomimo studiowania z wielką namiętnością ksiąg poświęconych wszelkiej magii zupełnie nie wiedział z czym ma do czynienia. Postaci z pudełka najbliżej było do ducha, może i zjawy, ale to i tak nie w pełni oddawało ten jakże interesujący byt magiczny. Hucksberry coraz bliżej był stwierdzenia, że najzwyczajniej w świecie za dużo wypił i teraz śni. O profesor Corleone, o panie Filchu i o... reszcie. Ale gdyby tak było to przecież nie bolałoby go tak szlachetne zakończenie pleców. Przy tańcu woźnego, przetarł swoje oczy ze zdumienia. Polecenia takie nie do końca jasne, coś o przedmiotach, jakiś artefakt - można było się zupełnie pogubić. Nie miał pojęcia, co ma o tym sądzić, ale zjawa raczej nie była groźna. Chyba. Spojrzał bez jakiegokolwiek zrozumienia na Genevieve, jakby nadal do niego nie docierało, co właśnie się stało.
- Może jakiś starszy czarodziej mieszka w tej okolicy i zastrasza niemagicznych mieszkańców, albo już sam nie wiem - pokręcił przy tym głową. Uśmiechnął się nikle na słowa nauczycielki odnośnie nikotynowego głodu, w sumie sam by coś zapalił, ale również niczego przy sobie nie posiadał. No jeśli nie licząc tajemniczych przedmiotów. Przejechał dłonią po włosach i spojrzał w niebo, wyglądało normalnie pomimo niedawnego zamieszania.
- Nie mam pojęcia, ale w sumie można spróbować i tak nie wiemy jak stąd wyjść. Właściwie to nic nie wiemy - mruknął i przyglądał się temu, co robi nauczycielka. Postanowił również wysypać wszystko z torby. I tak na trawie pojawiła się rolka starego pergaminu, zmniejszony łuk, który wrócił do swoich normalnych rozmiarów kilkanaście sekund później, a także dodał do swoich "skarbów" również srebrnawy kamień, który wyciągnął z kieszeni. Po chwili postanowił usiąść na trawie.
- To może... ale nie wiem czy ma to jakikolwiek sens, skoro już pan Filch ma odpowiednie nakrycie głowy to może dać mu również łuk i magicznie przystosować strój? Może to by coś pomogło?
Jeśli w pudełku był jakiś narkotyk to najwyraźniej zaczął działać.
- Może jakiś starszy czarodziej mieszka w tej okolicy i zastrasza niemagicznych mieszkańców, albo już sam nie wiem - pokręcił przy tym głową. Uśmiechnął się nikle na słowa nauczycielki odnośnie nikotynowego głodu, w sumie sam by coś zapalił, ale również niczego przy sobie nie posiadał. No jeśli nie licząc tajemniczych przedmiotów. Przejechał dłonią po włosach i spojrzał w niebo, wyglądało normalnie pomimo niedawnego zamieszania.
- Nie mam pojęcia, ale w sumie można spróbować i tak nie wiemy jak stąd wyjść. Właściwie to nic nie wiemy - mruknął i przyglądał się temu, co robi nauczycielka. Postanowił również wysypać wszystko z torby. I tak na trawie pojawiła się rolka starego pergaminu, zmniejszony łuk, który wrócił do swoich normalnych rozmiarów kilkanaście sekund później, a także dodał do swoich "skarbów" również srebrnawy kamień, który wyciągnął z kieszeni. Po chwili postanowił usiąść na trawie.
- To może... ale nie wiem czy ma to jakikolwiek sens, skoro już pan Filch ma odpowiednie nakrycie głowy to może dać mu również łuk i magicznie przystosować strój? Może to by coś pomogło?
Jeśli w pudełku był jakiś narkotyk to najwyraźniej zaczął działać.
- Mistrz Gry
Re: Las Sherwood
Czw Paź 27, 2016 11:37 pm
Wszystko pięknie i kolorowo, to znaczy właściwie to już pokaz się skończył, ale... co z woźnym? Argus Filch zdawał się być niczym natchniony aktor, a może raczej tancerz, który właśnie znalazł swoje powołanie. Stawał na palcach, rozrzucając ręce na prawo i lewo, i nawet jego twarz zdawała się jakby... promieniować szczęściem? Również on pochwalił się swoim ekwipunkiem - oprócz otwartej paczki czarodziejskich pierników, znalazły się bomby dymne dwie sztuki, nóż i śmieszne liście, które sprawiły, że mężczyzna zachichotał.
- Khe... khe... piękny dzień - mruknął rozmarzony i wydał z siebie kolejne "ha", jedno w stronę Charlesa, drugie w stronę Genevieve. Wykonał kolejny piruet i nawet włosy mu od słońca pojaśniały!
- Khe... khe... piękny dzień - mruknął rozmarzony i wydał z siebie kolejne "ha", jedno w stronę Charlesa, drugie w stronę Genevieve. Wykonał kolejny piruet i nawet włosy mu od słońca pojaśniały!
- Genevieve Corleone
Re: Las Sherwood
Sob Lis 05, 2016 2:08 pm
Spojrzała na wciąż tańcującego Filcha i westchnęła delikatnie.
-Panie Hucksbery, jeśli czuje się pan na siłach by przebierać woźnego, proszę bardzo. Bez wątpienia mogłoby być interesująco. Zwłaszcza jeśli będzie pan go gonił takimi samymi pląsami jakie wyczynia. A kto wie, w tej pochrzanionej sytuacji, może faktycznie to coś zdziała?- uśmiechnęła się nieznacznie i sięgnęła po złotawą bryłę, którą miała w torbie i wskazała palcem podobną, srebrną, którą posiadał nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią.
-Nie sądzę by podobieństwo było przypadkowe, to z pewnością coś znaczy ale...- ponownie zerknęła na woźnego, a raczej na torbę, która przypadła mu w udziale i delikatnie przygryzła wargę.
-Może warto byłoby sprawdzić jakie skarby nosi przy sobie nasz drogi pan Filch. Głupio byłoby przeoczyć element układanki.- zakasała rękawy, otrzepała dłonie z niewidocznego pyłu i podskoczyła w miejscu kilkukrotnie, niczym bokser przygotowujący się do walki. Najwyraźniej nawet jeśli chwilę wcześniej stwierdziła, że Charles może sam uganiać się za woźnym, to właśnie zmieniła zdanie.
-No dobra, plan jest taki, wciskamy mu łuk w rękę i ładnie prosimy o pokazanie torby... Kto wie, może da radę po dobroci.- to powiedziawszy przysunęła dłonie do ust i krzyknęła.
-Panie Argusie kochany! Dzielimy się swoimi... skarbami, może zechce pan dołączyć?- zapytała, zdobywając się na swój najbardziej zniewalający uśmiech, machając delikatnie do pląsającego opodal mężczyzny.
-Jak nie podziała, trza będzie go gonić, nie po dobroci...- mruknęła jeszcze cicho do Hucksberryego i pozwoliła sobie na lekkie westchnienie. Królestwo za papierosa.
-Panie Hucksbery, jeśli czuje się pan na siłach by przebierać woźnego, proszę bardzo. Bez wątpienia mogłoby być interesująco. Zwłaszcza jeśli będzie pan go gonił takimi samymi pląsami jakie wyczynia. A kto wie, w tej pochrzanionej sytuacji, może faktycznie to coś zdziała?- uśmiechnęła się nieznacznie i sięgnęła po złotawą bryłę, którą miała w torbie i wskazała palcem podobną, srebrną, którą posiadał nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią.
-Nie sądzę by podobieństwo było przypadkowe, to z pewnością coś znaczy ale...- ponownie zerknęła na woźnego, a raczej na torbę, która przypadła mu w udziale i delikatnie przygryzła wargę.
-Może warto byłoby sprawdzić jakie skarby nosi przy sobie nasz drogi pan Filch. Głupio byłoby przeoczyć element układanki.- zakasała rękawy, otrzepała dłonie z niewidocznego pyłu i podskoczyła w miejscu kilkukrotnie, niczym bokser przygotowujący się do walki. Najwyraźniej nawet jeśli chwilę wcześniej stwierdziła, że Charles może sam uganiać się za woźnym, to właśnie zmieniła zdanie.
-No dobra, plan jest taki, wciskamy mu łuk w rękę i ładnie prosimy o pokazanie torby... Kto wie, może da radę po dobroci.- to powiedziawszy przysunęła dłonie do ust i krzyknęła.
-Panie Argusie kochany! Dzielimy się swoimi... skarbami, może zechce pan dołączyć?- zapytała, zdobywając się na swój najbardziej zniewalający uśmiech, machając delikatnie do pląsającego opodal mężczyzny.
-Jak nie podziała, trza będzie go gonić, nie po dobroci...- mruknęła jeszcze cicho do Hucksberryego i pozwoliła sobie na lekkie westchnienie. Królestwo za papierosa.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Las Sherwood
Sob Lis 12, 2016 10:13 pm
- Doprawdy podziwiam, że jest pani w tak dobrym humorze, panno Corleone, rzekłbym jednak, że pan Filch wolałby, żeby to pani go ubrała. Również i ja nie miałbym nic przeciwko, gdyby poruszała się pani z takim samym wdziękiem, co nasz drogi tancerz - odparł dość neutralnym tonem, choć kąciki jego ust delikatnie uniosły się do góry. Odnośnie języka jakim posługiwała się nauczycielka Latania Na Miotle, nie skomentował tego, gdyż przecież sam nie był lepszy i choć słowa których użył nie należały do najmocniejszych to i tak mogły wzbudzać niesmak. Kiwnął głową tylko na to tajemnicze podobieństwo, ale zbytnio nie kwapił się do podniesienia swoich szanownych czterech liter z trawy. Przynajmniej na razie, w końcu ta działała dość kojąco na jego pośladki, które ucierpiały przez złowieszczy patyk. I nie, tu nie chodziło o różdżkę Myrnina. Z pewnym zainteresowaniem jednak odnotował przygryzienie wargi przez Genevieve, co robiło pewne wrażenie. Ciekaw był, czy zrobiła to świadomie czy też zupełnie automatycznie wykorzystywała te drobne sztuczki, które mogły już spokojnie nosić miano pewnej manipulacji.
- Zapewne ma pani rację, pani Corleone - odezwał się po dłużej chwili, już bardziej ochoczo przystępując do działania. Co to bowiem za przyjemność samemu gonić za starszym mężczyzną, któremu wydaje się, że odgrywane jest przedstawienie a on sam tańczy balet.
- Plan nie najgorszy i tak nie mamy zapewne czasu by obmyślić lepszy - ugodowo się zgodził, stwierdzając, że na ten moment wszelkie dyskusje jedynie by wszystko niepotrzebnie przeciągnęły. Poza tym Charles był dżentelmenem, a dżentelmeni zgadzają się z kobietami. Przynajmniej na głos. Z pewnym rozbawieniem obserwował te przyczajenie się kobiety sfinksa na ofiarę, tylko zamiast zagadkami, czarownica sypała miłymi słówkami. Przygotował łuk, resztę zaś schował do torby, stwierdzając, że to może się im jeszcze przydać. Już się nawet odpowiednio ustawił, przybrał poważny wyraz twarzy, gdy nagle... zaburczało mu w brzucho. Odchrząknął jedynie, mrucząc pod nosem ciche "przepraszam" i podrapał się po nosie.
Wszystko szło zgodnie z planem.
- Jeśli zacznie uciekać, niech chociaż pani spróbuje chwycić za torbę.
- Zapewne ma pani rację, pani Corleone - odezwał się po dłużej chwili, już bardziej ochoczo przystępując do działania. Co to bowiem za przyjemność samemu gonić za starszym mężczyzną, któremu wydaje się, że odgrywane jest przedstawienie a on sam tańczy balet.
- Plan nie najgorszy i tak nie mamy zapewne czasu by obmyślić lepszy - ugodowo się zgodził, stwierdzając, że na ten moment wszelkie dyskusje jedynie by wszystko niepotrzebnie przeciągnęły. Poza tym Charles był dżentelmenem, a dżentelmeni zgadzają się z kobietami. Przynajmniej na głos. Z pewnym rozbawieniem obserwował te przyczajenie się kobiety sfinksa na ofiarę, tylko zamiast zagadkami, czarownica sypała miłymi słówkami. Przygotował łuk, resztę zaś schował do torby, stwierdzając, że to może się im jeszcze przydać. Już się nawet odpowiednio ustawił, przybrał poważny wyraz twarzy, gdy nagle... zaburczało mu w brzucho. Odchrząknął jedynie, mrucząc pod nosem ciche "przepraszam" i podrapał się po nosie.
Wszystko szło zgodnie z planem.
- Jeśli zacznie uciekać, niech chociaż pani spróbuje chwycić za torbę.
- Mistrz Gry
Re: Las Sherwood
Sob Gru 03, 2016 9:09 pm
Argus był w swoim nowym, wspaniałym, kolorowym świecie, który nagle przestał mu przeszkadzać. Czuł się beztrosko i wolno, mając wrażenie, że może zrobić wszystko, co tylko zechce. Otoczenie mu zresztą sprzyjało, bo jakaś wiewiórka wyskoczyła znienacka i wspięła się po jego nodze by w końcu wylądować na ramieniu.
- Khe, khe... no może, ale najpierw... - i wykonał zręczny obrót z leśną towarzyszką, która pazurkami wbiła się w materiał płaszcza woźnego. - Musicie mnie złapać! Ha!
I wyruszył przed siebie, wykonując szybkie, ale pełne pasji ruchy w głąb lasu.
Możecie zadecydować sami o tym, czy się udało lub rzucić jedną kością do pojedynku, jeśli nie jesteście pewni.
- Khe, khe... no może, ale najpierw... - i wykonał zręczny obrót z leśną towarzyszką, która pazurkami wbiła się w materiał płaszcza woźnego. - Musicie mnie złapać! Ha!
I wyruszył przed siebie, wykonując szybkie, ale pełne pasji ruchy w głąb lasu.
Możecie zadecydować sami o tym, czy się udało lub rzucić jedną kością do pojedynku, jeśli nie jesteście pewni.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Las Sherwood
Pon Gru 26, 2016 1:16 am
Trzeba było zacząć działać, także tak postanowił uczynić Charles przy okazji wciągając w to Genevieve, która była równie żywa, co on - może nawet bardziej. Z wyraźnym zainteresowaniem obserwował wiewiórkę, która tak mocno trzymała się woźnego, było to godne podziwu. Niemniej, nie teraz czas na takie myśli, Argus Filch był o dziwo niezwykle wytrzymały, z tej odległości nauczyciel OPCM nie był w stanie dostrzec ani kropelki potu! Dał znak pani profesor i otoczyli mężczyznę, oboje rzucając się na niego w odpowiednim momencie. Hucksberry przycisnął go do ziemi, zostawiając więcej pola do popisu kobiecie. Wiewiórce nic się nie stało, bo zdążyła odskoczyć.
- Śmiało, pani Corleone - sapnął, starając się zapanować nad niewspółpracującym woźnym. Nawet nie zwrócił uwagi na ich obecne położenie.
- Śmiało, pani Corleone - sapnął, starając się zapanować nad niewspółpracującym woźnym. Nawet nie zwrócił uwagi na ich obecne położenie.
- Mistrz Gry
Re: Las Sherwood
Pon Gru 26, 2016 1:16 am
The member 'Charles Myrnin Hucksberry' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 5
'Pojedynek' :
Result : 5
- Genevieve Corleone
Re: Las Sherwood
Sob Sty 07, 2017 2:30 pm
W zasadzie kobieta poczuła się nawet rozczarowana faktem, że pogoń trwała tak krótko. Może i paliła jak smoczyca, ale pojemność płuc miała całkiem niezłą i jak na sportowca przystało biegała całkiem przyzwoicie. Prędko jednak przełaje zamieniły się w zapasy i Gen westchnęła, energicznie zakasując jednak rękawy koszuli. I choć wyglądało jakby szykowała się do bitki, w rzeczywistości zamierzała ingerować w cielesność pana Filcha tak mało jak to tylko możliwe. A skoro pan Hucksberry był już na tyle uprzejmy by zająć się praktykowaniem chwytów zapaśniczych jej pozostała zabawa w Quidditcha. Bo przecież z torbą pana woźnego było dokładnie tak jak ze złotym zniczem. A, że była troszkę większa i mniej mobilna? Kto by się tam przejmował!
-Sto pięćdziesiąt punktów dla Slytherinu~- zawołała śpiewnie, chwytając torbę w dłonie. Co prawda chwilę zajęło jej przeciskanie paska przez ciało woźnego, tym bardziej, że pan Hucksberry nie ułatwiał sprawy, ale ostatecznie z tryumfalnym okrzykiem przewiesiła torbę przez swoje własne ramię. Nie pora jednak była na świętowanie zwycięstwa. Trzeba było korzystać z sytuacji przygwożdżenia woźnego do leśnego runa, zwłaszcza, że pan Hucksberry zaczynał wyglądać na umęczonego.
-Żeby nie było, że ze mnie jakaś złodziejka, panie Filch, płacę za wypożyczenie pańskiej torby ot co...- to powiedziawszy podjęła próbę wciśnięcia w dłoń mężczyzny nieszczęsnego łuku. Zacmokała niecierpliwie, kiedy okazało się, że Filchowe łapska wcale nie są takie skore do współpracy, a ostatecznie przydepnęła lekko wijącą się jak piskorz rękę i machnięciem różdżki wcisnęła mu w nią łuk. Stare przyzwyczajenia dały o sobie znać.
-No dobra. Koniec tego cackania się, rozprawiamy się z tą przygodą i idziemy na poszukiwanie fajek. Taki jest plan...- mruknęła, zabierając się za przeszukiwanie zawartości torby pana Filcha. Miała nadzieję, że rozjaśni im to w końcu nieco całą tą zagmatwaną sytuację.
-Sto pięćdziesiąt punktów dla Slytherinu~- zawołała śpiewnie, chwytając torbę w dłonie. Co prawda chwilę zajęło jej przeciskanie paska przez ciało woźnego, tym bardziej, że pan Hucksberry nie ułatwiał sprawy, ale ostatecznie z tryumfalnym okrzykiem przewiesiła torbę przez swoje własne ramię. Nie pora jednak była na świętowanie zwycięstwa. Trzeba było korzystać z sytuacji przygwożdżenia woźnego do leśnego runa, zwłaszcza, że pan Hucksberry zaczynał wyglądać na umęczonego.
-Żeby nie było, że ze mnie jakaś złodziejka, panie Filch, płacę za wypożyczenie pańskiej torby ot co...- to powiedziawszy podjęła próbę wciśnięcia w dłoń mężczyzny nieszczęsnego łuku. Zacmokała niecierpliwie, kiedy okazało się, że Filchowe łapska wcale nie są takie skore do współpracy, a ostatecznie przydepnęła lekko wijącą się jak piskorz rękę i machnięciem różdżki wcisnęła mu w nią łuk. Stare przyzwyczajenia dały o sobie znać.
-No dobra. Koniec tego cackania się, rozprawiamy się z tą przygodą i idziemy na poszukiwanie fajek. Taki jest plan...- mruknęła, zabierając się za przeszukiwanie zawartości torby pana Filcha. Miała nadzieję, że rozjaśni im to w końcu nieco całą tą zagmatwaną sytuację.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach