Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
- Mistrz Gry
Las Sherwood
Wto Cze 28, 2016 3:26 pm
Las ten otacza wioskę Edwinstowe i znajduje się w hrabstwie Nottinghamshire nigdzie indziej jak w Anglii. Związany jest przede wszystkim z legendą Robin Hooda, czarodziejskiego buntownika, co to kradł pieniądze czystokrwistym bogaczom a potem rozdawał je biednym mugolom. Od jakiegoś czasu zagląda tu coraz więcej ludzi by zobaczyć to legendarne miejsce.
- Genevieve Corleone
Re: Las Sherwood
Wto Cze 28, 2016 9:19 pm
Tak w zasadzie, to bardzo lubiła las. Tak samo jak piesze wycieczki. A czasem nawet odrobinę zapomnienia. Bez wątpienia jednak nie lubiła nieposiadania przy sobie papierosów, więc w całej tej historii było coś solidnie podejrzanego. Gdyby tak zwyczajnie obudziła się gdzieś na leśnym runie, za cholerę nie potrafiąc sobie przypomnieć jak tu trafiła, byłaby w stanie obwinić za to alkohol. Skoro jednak nie miała przy sobie ani jednej fajeczki, to musiały być jakieś pieprzone czary. Fakt, że nie stwierdzała u siebie żadnych oznak kaca był tylko dodatkowym argumentem na poczet teorii abrakadabra. Z drugiej jednak strony były jeszcze bardzo niestylowa torba, kapelusz, który z powodzeniem można było okrzyknąć modową pomyłką i szaleńcze bogactwo w postaci dwóch knutów i dziwnej złotawej bryły, która z pewnością wcale nie uczyniła z niej Rockefellera. Toż to znamiona dzikiej imprezy. Zwłaszcza ten kapelutek! Nie zdążyła się jednak nad tym porządnie zastanowić, bo w momencie, w którym wlazła na dość obszerną polanę zrobiło się jeszcze dziwniej.
-To tyle jeśli chodzi o teorię z alkoholem...- mruknęła do siebie, zatrzymując spojrzenie na postaci szkolnego woźnego. Prawdopodobieństwo, że szaleńczo zabalowała w towarzystwie Filcha, który był żyjącym antonimem słowa impreza wynosiło zero. A nawet minus dwieście siedemdziesiąt trzy. Przestąpiła z nogi na nogę i przeniosła spojrzenie na ostatniego uczestnika tej leśnej schadzki. Pan Hucksberry. Wybornie, teraz niestraszne im żadne czerwone kapturki, czy co by tam mogło grasować po lesie.
-Dzień dobry państwu...- wypaliła na dobry początek, dochodząc do wniosku, że w całym tym szaleństwie przynajmniej powitanie może być względnie normalne. Wbiła ręce w kieszenie, po raz kolejny boleśnie uświadamiając sobie brak papierosów i pozwoliła sobie na rozejrzenie się. Jej brwi zmarszczyły się nieznacznie, kiedy dostrzegła na polanie wybitnie w jej mniemaniu podejrzane pudełko. Czary. Pieprzone czary. A mogła zostać wśród mugoli.
-Nie przypominam sobie, żebyśmy razem odwiedzali sklep z pamiątkami...- dodała zaraz, delikatnie potrząsając przewieszoną przez ramię torbą.
-A wy panowie?- coś mówiło jej, że mężczyźni wcale nie będą bogatsi we wspomnienia, ale należało spróbować. Zamierzała się dowiedzieć o co chodzi w tej pokręconej historii.
-To tyle jeśli chodzi o teorię z alkoholem...- mruknęła do siebie, zatrzymując spojrzenie na postaci szkolnego woźnego. Prawdopodobieństwo, że szaleńczo zabalowała w towarzystwie Filcha, który był żyjącym antonimem słowa impreza wynosiło zero. A nawet minus dwieście siedemdziesiąt trzy. Przestąpiła z nogi na nogę i przeniosła spojrzenie na ostatniego uczestnika tej leśnej schadzki. Pan Hucksberry. Wybornie, teraz niestraszne im żadne czerwone kapturki, czy co by tam mogło grasować po lesie.
-Dzień dobry państwu...- wypaliła na dobry początek, dochodząc do wniosku, że w całym tym szaleństwie przynajmniej powitanie może być względnie normalne. Wbiła ręce w kieszenie, po raz kolejny boleśnie uświadamiając sobie brak papierosów i pozwoliła sobie na rozejrzenie się. Jej brwi zmarszczyły się nieznacznie, kiedy dostrzegła na polanie wybitnie w jej mniemaniu podejrzane pudełko. Czary. Pieprzone czary. A mogła zostać wśród mugoli.
-Nie przypominam sobie, żebyśmy razem odwiedzali sklep z pamiątkami...- dodała zaraz, delikatnie potrząsając przewieszoną przez ramię torbą.
-A wy panowie?- coś mówiło jej, że mężczyźni wcale nie będą bogatsi we wspomnienia, ale należało spróbować. Zamierzała się dowiedzieć o co chodzi w tej pokręconej historii.
- Argus Filch
Re: Las Sherwood
Pią Lip 01, 2016 12:38 pm
Poczuł przyjemne ciepło nagrzanej szaty. Wybijało południe, a niespiesznie sunące chmury zwiastowały rychłą zmianę sielankowej pogody. Ale jego gniew będzie pierwszy! Jakby w odpowiedzi tuż nad jego głową płynęła sobie ciemna chmurka grozy. Zanim zdąży lunąć, Filch pierwszy da upust swojemu narastającemu niezadowoleniu. Ale dlaczego? Wystraszy się rozejrzeć! Dopiero co cieszył się SWOIM towarzystwem na ŚWIETNEJ imprezie z bardzo mocną, dopiero co zaparzoną herbatą z wodorostów, a Pani Norris nadawała bit. Świetna składanka w postaci miarowego, głośnego mruczenia kotki. IMPREZA życia, mógł rzec. Oczywiście powinna mieć spektakularne zakończenie… którego nie pamięta! Bo zamiast siedzieć w swoim podniszczonym, skrzeczącym ze starości fotelu, znajdował się wśród drzew, pyłków trawy i innych przyprawiających o katar rzeczach, ponoć zwącymi się łonem matki natury. A Fe! Charknął i splunął w bok, zdegustowany nowym otoczeniem nie orientując się jeszcze, że nie jest sam. Usłyszawszy przywitanie kobiety, szybko odwrócił się w jej stronę zaskoczony. Szok! Przerażenie! On i kobieta – w lesie. A niech to! PANIKA! Ręką przylizał rozmierzwione włosy i oblizał się w przypływie narastającego zdenerwowania, strzelając spojrzeniem na boki, jakby szukając drogi ucieczki. Czarne oczka wypatrzyły sylwetkę Pana Hucksberrego.
- Profesorze! – okrzyk ulgi. A już się bał! On ma już kogoś na oku i głupio tak nagle … z Panią Corleone… NO TAK SAMI?! Szybko powrócił do rzeczywistości. A gdy nogi przestały stepować nerwowo, stanął pewniej i już miał wygłosić swoje kazanie, kiedy to uporczywy świąd w nosie nagląco szukał ujścia. Kichnął głośno w porę zasłaniając usmarkany nos wierzchem szaty.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry. – w końcu raczył się przywitać, ale płaszcz tłumił jego głos. Wytarłszy kinol poczuł się zwart i gotów do tyrady.
- Nie wiem co ja tu robię, a tym bardziej, co robimy tu wszyscy razem wzięci, ale ja wracam do Hogwartu! – żarliwe zapewnienie, choć rzut oka wystarczył Filchowi, by upewnić się, ze nawet nie wie w która właściwie stronę się udać. Zmarszczki szeregiem ukazały się na czole, a nieobecny, pusty wzrok sugerował powolne obracanie się skrzypiących trybików w głowie. Myślał. Tak, zastanawiał się głęboko, jak z tej sytuacji wybrnąć. Wtem jego oczom ukazała się tajemnicza skrzynia. Co to tu…
- Kolejny kawał tych PRZEklętych SMARKÓW! – wycharczał wściekły i olewając towarzystwo zaczął kuśtykać w stronę ów tajemniczej skrzyni, nie przejmując się faktem, że może to być niebezpieczne. Wszystko co może być uczniaków kawałem jest zgoła niebezpieczne. Jemu nic niestraszne! Bo Argus Filch zawsze czuwa! Co nie zmienia faktu, że da się jeszcze rozeźlonego Charłaka powstrzymać.
- Profesorze! – okrzyk ulgi. A już się bał! On ma już kogoś na oku i głupio tak nagle … z Panią Corleone… NO TAK SAMI?! Szybko powrócił do rzeczywistości. A gdy nogi przestały stepować nerwowo, stanął pewniej i już miał wygłosić swoje kazanie, kiedy to uporczywy świąd w nosie nagląco szukał ujścia. Kichnął głośno w porę zasłaniając usmarkany nos wierzchem szaty.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry. – w końcu raczył się przywitać, ale płaszcz tłumił jego głos. Wytarłszy kinol poczuł się zwart i gotów do tyrady.
- Nie wiem co ja tu robię, a tym bardziej, co robimy tu wszyscy razem wzięci, ale ja wracam do Hogwartu! – żarliwe zapewnienie, choć rzut oka wystarczył Filchowi, by upewnić się, ze nawet nie wie w która właściwie stronę się udać. Zmarszczki szeregiem ukazały się na czole, a nieobecny, pusty wzrok sugerował powolne obracanie się skrzypiących trybików w głowie. Myślał. Tak, zastanawiał się głęboko, jak z tej sytuacji wybrnąć. Wtem jego oczom ukazała się tajemnicza skrzynia. Co to tu…
- Kolejny kawał tych PRZEklętych SMARKÓW! – wycharczał wściekły i olewając towarzystwo zaczął kuśtykać w stronę ów tajemniczej skrzyni, nie przejmując się faktem, że może to być niebezpieczne. Wszystko co może być uczniaków kawałem jest zgoła niebezpieczne. Jemu nic niestraszne! Bo Argus Filch zawsze czuwa! Co nie zmienia faktu, że da się jeszcze rozeźlonego Charłaka powstrzymać.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Las Sherwood
Sro Lip 06, 2016 4:02 pm
O nie, zdecydowanie nie tak miało być.
Pierwsze zdanie, które mu przyszło do głowy było podobnej treści, gdy tylko uświadomił sobie, że ta bierna ciemność, która go wchłonęła przypominała tamtą, która sprawiła, że obudził się na głównej ulicy Doliny Godryka. Z kozą. Więcej szczegółów należało sobie oszczędzić dla własnego, wątłego już zdrowia psychicznego. W momencie w którym odzyskał swoją świadomość i zdolność do poruszania się bez większych problemów, odkrył że jest w lesie i na szczęście - a może jednak wcale to takie wielkie szczęście nie było, pal to wiedźmy stos - stoi w całkiem przyzwoitej formie. Otrzepał swoją koszulę, bo było przecież zbyt ciepło na szatę i spodnie w ciemnym kolorze ze zdziwieniem zauważając, że na ramieniu wisi mu torba. Na razie postanowił do niej nie zerkać, powoli rozglądając się wokół siebie i podziwiając różne rodzaje drzew - nie żeby się na tym znał to bardziej był konik profesor Sprout. Zrobił kilka kroków do przodu i wyszedł na polanę. Najpierw w oczy rzuciło mu się tajemnicze pudełko a następnie osoby towarzyszące, a to wszystko za sprawą żeńskiego, znajomego głosu. Miodowe tęczówki zatrzymały się na Genevieve Corleone i mężczyzna ukłonił się w ramach powitania, mimo że stał dość spory kawałek od niej.
- Dzień dobry, panno Corleone - powiedział wyraźnie swoim głębokim głosem, po czym jeden z kącików ust uniósł się do góry na jej słowa. Następnie usłyszał okrzyk woźnego i jego ciemne brwi uniosły się do góry. Więc i on się tutaj znalazł? Kto by pomyślał.
- Panie Filch - również ukłonił się lekko w jego stronę. Uprzejmość w końcu obowiązuje. Za przykładem pani profesor od Nauki Latania Na Miotle, zerkając na swoją torbę. Najwyraźniej cała ich trójka miała identyczne, choć jeśli chodzi o zawartość nadal nie mógł być niczego pewien.
- Również nie przypominam sobie byśmy razem mieli tę przyjemność odwiedzania czegokolwiek ani tym bardziej pójścia na pieszą wycieczkę do lasu... - zatrzymał się i zmarszczył czoło, starając się skupić i spróbować przypomnieć sobie cokolwiek. Na próżno. Nawet Delilah milczała. Na słowa woźnego posłał mu dość sceptyczne spojrzenie, zastanawiając się jak mężczyzna zamierzał to zrobić, będąc w takiej a nie innej sytuacji. Najwyraźniej w końcu i do Filcha to dotarło, bo jego mina zrobiła się dość nietęga. I zanim do Myrnina w pełni dotarło na co patrzył się woźny, ten już niczym kulawy hipogryf ruszył do przodu. Nauczyciel OCPM westchnął ciężko, wyprzedził go i stanął na jego drodze, zmuszając go do tego by się zatrzymał. Magii nie zamierzał używać, w końcu nie byli wrogami.
- Chwileczkę, panie Filch. Nie uważa pan, że to może być niebezpieczne? Nie możemy działać impulsywnie, z doświadczenia wiem, że nie wszystkie przedmioty nieznanego pochodzenia są godne zaufania. Choćby dotknięcie takiego pudełeczka może być przyczyną wielkiej tragedii - rzekł poważnie, patrząc mu prosto w oczy i czekając na to jaką decyzję podejmie. Rzucił też szybkie spojrzenie w stronę pani Corleone, sprawdzając czy wykonała ona jakiś ruch.
Pierwsze zdanie, które mu przyszło do głowy było podobnej treści, gdy tylko uświadomił sobie, że ta bierna ciemność, która go wchłonęła przypominała tamtą, która sprawiła, że obudził się na głównej ulicy Doliny Godryka. Z kozą. Więcej szczegółów należało sobie oszczędzić dla własnego, wątłego już zdrowia psychicznego. W momencie w którym odzyskał swoją świadomość i zdolność do poruszania się bez większych problemów, odkrył że jest w lesie i na szczęście - a może jednak wcale to takie wielkie szczęście nie było, pal to wiedźmy stos - stoi w całkiem przyzwoitej formie. Otrzepał swoją koszulę, bo było przecież zbyt ciepło na szatę i spodnie w ciemnym kolorze ze zdziwieniem zauważając, że na ramieniu wisi mu torba. Na razie postanowił do niej nie zerkać, powoli rozglądając się wokół siebie i podziwiając różne rodzaje drzew - nie żeby się na tym znał to bardziej był konik profesor Sprout. Zrobił kilka kroków do przodu i wyszedł na polanę. Najpierw w oczy rzuciło mu się tajemnicze pudełko a następnie osoby towarzyszące, a to wszystko za sprawą żeńskiego, znajomego głosu. Miodowe tęczówki zatrzymały się na Genevieve Corleone i mężczyzna ukłonił się w ramach powitania, mimo że stał dość spory kawałek od niej.
- Dzień dobry, panno Corleone - powiedział wyraźnie swoim głębokim głosem, po czym jeden z kącików ust uniósł się do góry na jej słowa. Następnie usłyszał okrzyk woźnego i jego ciemne brwi uniosły się do góry. Więc i on się tutaj znalazł? Kto by pomyślał.
- Panie Filch - również ukłonił się lekko w jego stronę. Uprzejmość w końcu obowiązuje. Za przykładem pani profesor od Nauki Latania Na Miotle, zerkając na swoją torbę. Najwyraźniej cała ich trójka miała identyczne, choć jeśli chodzi o zawartość nadal nie mógł być niczego pewien.
- Również nie przypominam sobie byśmy razem mieli tę przyjemność odwiedzania czegokolwiek ani tym bardziej pójścia na pieszą wycieczkę do lasu... - zatrzymał się i zmarszczył czoło, starając się skupić i spróbować przypomnieć sobie cokolwiek. Na próżno. Nawet Delilah milczała. Na słowa woźnego posłał mu dość sceptyczne spojrzenie, zastanawiając się jak mężczyzna zamierzał to zrobić, będąc w takiej a nie innej sytuacji. Najwyraźniej w końcu i do Filcha to dotarło, bo jego mina zrobiła się dość nietęga. I zanim do Myrnina w pełni dotarło na co patrzył się woźny, ten już niczym kulawy hipogryf ruszył do przodu. Nauczyciel OCPM westchnął ciężko, wyprzedził go i stanął na jego drodze, zmuszając go do tego by się zatrzymał. Magii nie zamierzał używać, w końcu nie byli wrogami.
- Chwileczkę, panie Filch. Nie uważa pan, że to może być niebezpieczne? Nie możemy działać impulsywnie, z doświadczenia wiem, że nie wszystkie przedmioty nieznanego pochodzenia są godne zaufania. Choćby dotknięcie takiego pudełeczka może być przyczyną wielkiej tragedii - rzekł poważnie, patrząc mu prosto w oczy i czekając na to jaką decyzję podejmie. Rzucił też szybkie spojrzenie w stronę pani Corleone, sprawdzając czy wykonała ona jakiś ruch.
- Genevieve Corleone
Re: Las Sherwood
Sob Lip 09, 2016 3:45 pm
Ani drgnęła. Zwyczajnie stała w miejscu, spokojnie obserwując rozwój wydarzeń. No, może niekontrolowanie uśmiechnęła się tylko, kiedy woźny z okrzykiem postanowił wziąć skrzynię szturmem. To mogło być niezwykle niebezpieczne, ale i cudownie fascynujące. W zasadzie poczuła się nawet nieco rozczarowana, kiedy Hucksberry stanął na drodze Filcha.
-Bardzo rozsądnie panie Hucksberry.- skwitowała całą sytuację, jednocześnie wbijając dłonie w kieszenie.
-Choć jeśli mam być szczera, brawura prezentowana przez pana Filcha zaimponowała mi bardziej...- zaśmiała się delikatnie i nawet mrugnęła dość figlarnie. Zaraz jednak przybrała poważny wyraz twarzy i zerknęła w stronę nieszczęsnej skrzyni. Bez wątpienia trzeba było to dziadostwo zbadać, w ten czy inny sposób. Gdyby woźny zdecydował się ot tak ustrojstwo otworzyć zapewne zaoszczędziłby im wielu trudów. Oczywiście jednocześnie narażałby się na potencjalne ryzyko. Jeśli górę miał wziąć rozsądek nauczyciela OPCM, bez wątpienia zapowiadała się burza mózgów i kombinowanie. No i mniejsze ryzyko.
-Decyzję pozostawiam wam panowie. Czy wygra bohaterstwo pana Filcha, czy też może rozwaga pana Hucksberrego~ Dostosuję się do waszego wyboru. Tylko zacznijmy już jakoś działać, bo inaczej zapuścimy tu korzenie.- zerknęła ku niebu i wydała z siebie ciche westchnienie. Przeszło jej przez myśl, że byłoby miło, gdyby w skrzynce znalazła się po prostu paczka fajek.
-Bardzo rozsądnie panie Hucksberry.- skwitowała całą sytuację, jednocześnie wbijając dłonie w kieszenie.
-Choć jeśli mam być szczera, brawura prezentowana przez pana Filcha zaimponowała mi bardziej...- zaśmiała się delikatnie i nawet mrugnęła dość figlarnie. Zaraz jednak przybrała poważny wyraz twarzy i zerknęła w stronę nieszczęsnej skrzyni. Bez wątpienia trzeba było to dziadostwo zbadać, w ten czy inny sposób. Gdyby woźny zdecydował się ot tak ustrojstwo otworzyć zapewne zaoszczędziłby im wielu trudów. Oczywiście jednocześnie narażałby się na potencjalne ryzyko. Jeśli górę miał wziąć rozsądek nauczyciela OPCM, bez wątpienia zapowiadała się burza mózgów i kombinowanie. No i mniejsze ryzyko.
-Decyzję pozostawiam wam panowie. Czy wygra bohaterstwo pana Filcha, czy też może rozwaga pana Hucksberrego~ Dostosuję się do waszego wyboru. Tylko zacznijmy już jakoś działać, bo inaczej zapuścimy tu korzenie.- zerknęła ku niebu i wydała z siebie ciche westchnienie. Przeszło jej przez myśl, że byłoby miło, gdyby w skrzynce znalazła się po prostu paczka fajek.
- Argus Filch
Re: Las Sherwood
Wto Lip 19, 2016 11:03 am
Zatrzymany Filch łypnął na swoją nagłą przeszkodę spode łba. Właściwie to nigdy nie wiedział, co tak naprawdę na myśleć o Panie Hucksberrym. To on w końcu lubi te odziane w czarodziejskie szaty smarki czy nie?! Burknął pod nosem kilka niezbyt składnych słów, których nawet narrator nie jest w stanie przytoczyć, ale zapewne grzecznością nie trącały.
- Panie, przeszkadzasz mi Pan. – wydusił z siebie w końcu, przerywając tym samym potok niezrozumiałych charknięć. Mimo buńczucznych słów nie próbował wyminąć Myrnina, tylko mierzył go spojrzeniem ponętnych, kaprawych ocząt. Nie lubił, kiedy patrzono na niego tak intensywnie, bo wiadomym było, że coś od niego chciano, toteż zaczął błądzić wzrokiem wszędzie dookoła byle nie w oczy Profesora, którego w kołysce matka ognistą whisky karmiła, że ma tak wnerwiająco złote oczy. Uwagę charłaka przykuła Profesor Corleone i… co?… mrugnęła do niego? Puściła mu oczko. Jemu?! I do tego usłyszał… pochwałę? Czy też komplement?! Z pięć centymetrów mu z dumy przybyło. Wyprężył się i na nowo skierował wzrok na Myrnina. Gotów do walki. O skrzynię! O dumę! - No to co Profesor proponuje, hę? Mamy tak stać i patrzeć na nią? Nie zamierzam się tutaj zestarzeć i osiwieć! – powiedział... spokojnie, powstrzymując wściekły ślinotok, który często jego słowom towarzyszył.
O… o, a co to? Ręką natrafił na torbę. Bardzo ładną zresztą. Na dodatek wszyscy takową posiadali. Odruchowa zaczął w niej gmerać i pierwsze co pochwycił, przez przypadek rozerwał to… – PLAN JA MAM! – wykrzyknął zachwycony znalezionym wyjściem z nader niewygodnej sytuacji. Poświęcenie to część jego pracy. Tak. Jest gotowy zawalczyć z tajemniczą skrzynią. Zatańczmy szarlatańska szkatuło! Zatrwóż się potęgą woźnego!!
- A masz! – wykrzyknął Filch zaklęcie siły i cisnął czarodziejskim piernikiem z paczki w skrzynię. Z CAŁEJ SIŁY. Pierniczek zatoczył łuk pod nieboskłonem drzew. Przecinał powietrze niczym strzała i z cichym stuknięciem uderzył w skrzynkę, nieznacznie się od niej odbijając. Widać, że się broniła, ale i tak dosiągł ją czarodziejski piernik Filcha. – Ciastko może dotknąć, to my też możemy! – oto cały misterny plan woźnego, na poczekaniu wymyślony. Tylko co na to skrzynka? I reszta zgromadzenia?
- Panie, przeszkadzasz mi Pan. – wydusił z siebie w końcu, przerywając tym samym potok niezrozumiałych charknięć. Mimo buńczucznych słów nie próbował wyminąć Myrnina, tylko mierzył go spojrzeniem ponętnych, kaprawych ocząt. Nie lubił, kiedy patrzono na niego tak intensywnie, bo wiadomym było, że coś od niego chciano, toteż zaczął błądzić wzrokiem wszędzie dookoła byle nie w oczy Profesora, którego w kołysce matka ognistą whisky karmiła, że ma tak wnerwiająco złote oczy. Uwagę charłaka przykuła Profesor Corleone i… co?… mrugnęła do niego? Puściła mu oczko. Jemu?! I do tego usłyszał… pochwałę? Czy też komplement?! Z pięć centymetrów mu z dumy przybyło. Wyprężył się i na nowo skierował wzrok na Myrnina. Gotów do walki. O skrzynię! O dumę! - No to co Profesor proponuje, hę? Mamy tak stać i patrzeć na nią? Nie zamierzam się tutaj zestarzeć i osiwieć! – powiedział... spokojnie, powstrzymując wściekły ślinotok, który często jego słowom towarzyszył.
O… o, a co to? Ręką natrafił na torbę. Bardzo ładną zresztą. Na dodatek wszyscy takową posiadali. Odruchowa zaczął w niej gmerać i pierwsze co pochwycił, przez przypadek rozerwał to… – PLAN JA MAM! – wykrzyknął zachwycony znalezionym wyjściem z nader niewygodnej sytuacji. Poświęcenie to część jego pracy. Tak. Jest gotowy zawalczyć z tajemniczą skrzynią. Zatańczmy szarlatańska szkatuło! Zatrwóż się potęgą woźnego!!
- A masz! – wykrzyknął Filch zaklęcie siły i cisnął czarodziejskim piernikiem z paczki w skrzynię. Z CAŁEJ SIŁY. Pierniczek zatoczył łuk pod nieboskłonem drzew. Przecinał powietrze niczym strzała i z cichym stuknięciem uderzył w skrzynkę, nieznacznie się od niej odbijając. Widać, że się broniła, ale i tak dosiągł ją czarodziejski piernik Filcha. – Ciastko może dotknąć, to my też możemy! – oto cały misterny plan woźnego, na poczekaniu wymyślony. Tylko co na to skrzynka? I reszta zgromadzenia?
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Las Sherwood
Sob Lip 23, 2016 12:16 am
Rozczarowania rozczarowaniami, ale przecież nie mógł pozwolić by niepotrzebnie ryzykowali, zwłaszcza, że przecież taki pan Filch nie miałby jak się obronić przed czymś, co nagle by go zaatakowało. A już zwłaszcza, gdyby było to coś magicznego, co było bardzo prawdopodobne, patrząc na ich obecną sytuację. Wypadałoby w końcu, żeby ktoś zachował zdrowy rozsądek w tym towarzystwie, skoro pani Corleone wydawała się mieć nieco niebezpieczne ciągoty do takich przygód - nie, żeby jej nie rozumiał, gdyby okazało się, że tak w istocie jest, a sam woźny... no powiedzmy, że był w bardzo gorącej wodzie kąpany. Możliwe, że poczułby się urażony takim komentarzem od jedynej kobiety w tym lesie, ale Charles doskonale wiedział, że zachowanie spokoju i nie wchodzenie w żadne dyskusje, zwłaszcza z przedstawicielkami płci pięknej to podstawa. Niezależnie od sytuacji. Odchrząknął więc znacząco, marszcząc z udawanym zastanowieniem czoło, jakby analizował jej słowa - a tak naprawdę całą swoją uwagę poświęcił tajemniczemu przedmiotowi. Otworzył usta by coś powiedzieć na tę uprzejmość, która w odczuciu Hucksberry'ego uprzejmością nie była, ale zrezygnował. Patrząc się nadal na poczciwego woźnego, którego za jego czasów w Hogwarcie jeszcze nie było, zasalutował krótko, jakby na słowa profesor Corleone. Aż ten nagle starszy od niego człowiek wyprężył się jak młody kogucik, którego ostatnio Myrnin widział w ogródku gajowego i wyglądał jakby się miał na niego rzucić. Nauczyciel już kompletnie nie wiedział, co ma powiedzieć, więc jęknął w duchu i potarł swoją brodę, patrząc na Argusa Filcha z troską.
- Spokojnie, panie Filch. Z całą pewnością... - i zaczął przeszukiwać kieszenie, a gdy nic nie znalazł, pospiesznie otworzył swoją torbę i wyciągnął z niej swoją różdżkę. Niemalże z triumfem (dop. aut.: i z potęgą największego mocarza alkoholu w okolicy). A jak tu nagle woźny szkolny nie wyskoczył ze swym planem, aż się Myrnin nieznacznie cofnął. Zamilkł więc, dziwnie zainteresowany tym, co też ten nieszczęsny człowiek zamierza poczynić i w ciszy obserwował. Przynajmniej na razie. I przy okazji sprawdził sam swoją torbę, znajdując rolkę starego pergaminu, która okazała się być pusta, tajemniczy kamień i... zmniejszony łuk. Cóż, zawsze można spróbować coś upolować. Ponownie jednak spojrzał na pana Filcha, który rzucił biednego pierniczka w pudełko. Te nawet nie drgnęło, zaś pierniczek zalśnił w promieniach, zaglądającego przez korony drzew, słońca. Mało brakowało, a Hucksberry wybuchnąłby śmiechem, jednak w porę się powstrzymał i po prostu odchrząknął. Tak było bezpieczniej.
- Niech pan się na razie wstrzyma, panie Filch i zatrzyma te pierniki, mogą się jeszcze przydać. W końcu to może być nasz jedyny prowiant - powiedział i pogładził swoją różdżkę, którą następnie skierował w stronę tajemniczego pudełka. - Skoro tak państwu spieszno do sprawdzenia tegoż tajemniczego przedmiotu, czemuż więc nie użyć magii?
Nauczyciel się skupił, machnął poprawnie różdżką, a jego ciemne włosy delikatnie rozwiał wiatr.
- Alohomora.
- Spokojnie, panie Filch. Z całą pewnością... - i zaczął przeszukiwać kieszenie, a gdy nic nie znalazł, pospiesznie otworzył swoją torbę i wyciągnął z niej swoją różdżkę. Niemalże z triumfem (dop. aut.: i z potęgą największego mocarza alkoholu w okolicy). A jak tu nagle woźny szkolny nie wyskoczył ze swym planem, aż się Myrnin nieznacznie cofnął. Zamilkł więc, dziwnie zainteresowany tym, co też ten nieszczęsny człowiek zamierza poczynić i w ciszy obserwował. Przynajmniej na razie. I przy okazji sprawdził sam swoją torbę, znajdując rolkę starego pergaminu, która okazała się być pusta, tajemniczy kamień i... zmniejszony łuk. Cóż, zawsze można spróbować coś upolować. Ponownie jednak spojrzał na pana Filcha, który rzucił biednego pierniczka w pudełko. Te nawet nie drgnęło, zaś pierniczek zalśnił w promieniach, zaglądającego przez korony drzew, słońca. Mało brakowało, a Hucksberry wybuchnąłby śmiechem, jednak w porę się powstrzymał i po prostu odchrząknął. Tak było bezpieczniej.
- Niech pan się na razie wstrzyma, panie Filch i zatrzyma te pierniki, mogą się jeszcze przydać. W końcu to może być nasz jedyny prowiant - powiedział i pogładził swoją różdżkę, którą następnie skierował w stronę tajemniczego pudełka. - Skoro tak państwu spieszno do sprawdzenia tegoż tajemniczego przedmiotu, czemuż więc nie użyć magii?
Nauczyciel się skupił, machnął poprawnie różdżką, a jego ciemne włosy delikatnie rozwiał wiatr.
- Alohomora.
- Mistrz Gry
Re: Las Sherwood
Pon Lip 25, 2016 2:07 am
Pierniczek, który został rzucony przez woźnego teraz łagodnie i beztrosko spoczywał sobie na ziemi kawałek od pudełka a w jego stronę zmierzały równym szlakiem mrówki, który upatrzyły swą zdobycz. Kto wie, może woźny doczeka się magicznej armii tych pożytecznych stworzeń, które w podzięce za swe nowe zdolności będą mu wiernie służyć? Co jednak stało się dalej... Charles Hucksberry postanowił wypowiedzieć zaklęcie, które - jak na złość! - nie zadziałało. Tajemniczy obiekt nawet nie drgnął, tylko gdzieś w oddali można było usłyszeć ćwierkanie jakiegoś ptaszka. I szumiące drzewa.
Pierwsza osoba, która odpowie w temacie, rzuca kością.
Pierwsza osoba, która odpowie w temacie, rzuca kością.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Las Sherwood
Pią Lip 29, 2016 1:50 am
Mógł się tego spodziewać, w końcu to z pewnością byłoby za łatwe, gdyby udało mu się otworzyć pudełko zwykłą Alohomorą. No tak, to przecież było wielce prawdopodobne. Podrapał się po głowie, rozejrzał wokół, przez chwilę zapominając, że ktoś mu towarzyszy i wdychał całą piersią świeże powietrze. Trzeba było przyznać, że warunki były doprawdy znakomite. Machnął ponownie różdżką, chcąc sprawdzić czy nie są rzucone jakieś niedozwolone zaklęcia na tajemniczy obiekt i... okazało się, że nie. Zrobił krok do przodu i zatrzymał się, pozwalając by jego ciało się rozluźniło i zastanawiając się czy kolejne zaklęcia otwierające mają sens, czy też raczej...
- Sądzicie państwo, że powinniśmy spróbować to ręcznie otworzyć? - Jego głos był cichy, zachrypnięty i o dziwo niepewny.
Każdemu się przecież zdarza.
- Sądzicie państwo, że powinniśmy spróbować to ręcznie otworzyć? - Jego głos był cichy, zachrypnięty i o dziwo niepewny.
Każdemu się przecież zdarza.
- Mistrz Gry
Re: Las Sherwood
Pią Lip 29, 2016 1:50 am
The member 'Charles Myrnin Hucksberry' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 3
'Pojedynek' :
Result : 3
- Genevieve Corleone
Re: Las Sherwood
Nie Lip 31, 2016 8:50 pm
Nie ma co, przyszło jej poobserwować niezłe widowisko. Walki samców alfa, fruwające pierniki, żarłoczne mrówki i złośliwe pudło, które za punkt honoru wzięło sobie chyba kpienie z nich. Wybornie.
-Cóż, wielka szkoda, że nic nie... podziałało...- odchrząknęła nieznacznie. Jak to dobrze, że w porę ugryzła się w język. Toż to prawie przyznała się, że oczekiwała spektakularnych eksplozji.
-Wychodzi więc na to, że to moja kolej na próbowanie. A nuż może trzeba tylko kobiecej ręki... A to jak najbardziej panie Hucksberry, oznacza ręcznie i po dobroci. A jeśli to nie podziała, cóż... Wtedy możemy uciekać się do przemocy. Chyba, że ktoś tu przejawia talenty mugolskiego włamywacza? Prawdziwi sztukmistrze, niemalże magia.- to powiedziawszy powoli podeszła do tajemniczej skrzynki przykucnęła i przez chwilę wpatrywała się w nią intensywnie. Co najmniej jakby mogła prześwietlić ją wzrokiem. Zaraz jednak wzdrygnęła się delikatnie, rozprostowała palce dłoni i ostrożnie ułożyła dłonie na skrzyni. Chrzanić ryzyko.
-No dobrze kochanie, pokaż co masz w środku...- mruknęła, podejmując próbę delikatnego uchylenia wieczka. Kto to wiedział, być może akurat tałatajstwo było otwarte. Jednocześnie zaczęła już jednak rozważać inne możliwości. Nie była wybitnie uzdolniona na polu transmutacji, ale może udałoby jej się wykombinować jakiś łom? A może należało do tego podejść zupełnie klasycznie i z frustracją sprzedać pudełku solidnego kopa? Tak, mugolskim sposobom nie można było odmówić charakterystycznego uroku.
-Cóż, wielka szkoda, że nic nie... podziałało...- odchrząknęła nieznacznie. Jak to dobrze, że w porę ugryzła się w język. Toż to prawie przyznała się, że oczekiwała spektakularnych eksplozji.
-Wychodzi więc na to, że to moja kolej na próbowanie. A nuż może trzeba tylko kobiecej ręki... A to jak najbardziej panie Hucksberry, oznacza ręcznie i po dobroci. A jeśli to nie podziała, cóż... Wtedy możemy uciekać się do przemocy. Chyba, że ktoś tu przejawia talenty mugolskiego włamywacza? Prawdziwi sztukmistrze, niemalże magia.- to powiedziawszy powoli podeszła do tajemniczej skrzynki przykucnęła i przez chwilę wpatrywała się w nią intensywnie. Co najmniej jakby mogła prześwietlić ją wzrokiem. Zaraz jednak wzdrygnęła się delikatnie, rozprostowała palce dłoni i ostrożnie ułożyła dłonie na skrzyni. Chrzanić ryzyko.
-No dobrze kochanie, pokaż co masz w środku...- mruknęła, podejmując próbę delikatnego uchylenia wieczka. Kto to wiedział, być może akurat tałatajstwo było otwarte. Jednocześnie zaczęła już jednak rozważać inne możliwości. Nie była wybitnie uzdolniona na polu transmutacji, ale może udałoby jej się wykombinować jakiś łom? A może należało do tego podejść zupełnie klasycznie i z frustracją sprzedać pudełku solidnego kopa? Tak, mugolskim sposobom nie można było odmówić charakterystycznego uroku.
- Argus Filch
Re: Las Sherwood
Pon Sie 08, 2016 1:02 pm
Ciastko poniosło sromotną klęskę w tym magicznym starciu. Jak widać czarnemu ciastu daleko do połyskującego bielą, srebrnych klamr skrzyni. Niedostępna szkatuła nie poddała się zaklęciu Filcha. Ciężko powiedzieć, jakie emocje ogarnęły w tym momencie woźnego. Włos poprawił, na czubku głowy zmierzwił, szatą szastnął, w torebkę klepnął i pod nosem charknął. Poczuł tak wielki… respekt wobec tak niedostępnego przeciwnika. Oczywiście zaklęcie Myrlina również nie poskutkowało, no, ale co się dziwić skoro piernik nie dał rady, to czego on oczekuje? Alo-co? Alohalo? Alohomora. Coś nie bardzo Panie Prof-FE-fesorze. Argus podrapał się po karku i rozejrzał na boki, ponieważ tak bardzo nie chciał pokazać, jak wielkie rozbawienie poczuł, widząc jego magiczny patyk, który nawet nie poradził sobie ze zwykłym pudełkiem. Ale, ale! Kto by pomyślał? Na pewno nie Filch. Pani Corleone ruszyła ze zgrabnego kopyta prosto na owianą tajemnicą, szkatułę grozy! Kobieta! Sama! Tak po prostu, sama z siebie. Przecież ona niewiele od tego piernika większa! Nie mógł do tego dopuścić. To mężczyźni powinni wieść prym w niebezpiecznych akcjach wywiadowczych, a nie cne niewiasty. To wcale nie tak, że Filcha tak bardzo urzekło jej kokieteryjne puszczenie mu oczka, wcale, a wcale. Zmusił swoje stare kości do wyprostowania tego krzywego kręgosłupa, splunął w bok, co by przypadkiem nie obślinić towarzystwa podczas konwersacji i dumnym krokiem wyminął Pana Hucksberrego. Zanim Panna Corleone zdołała uchylić wieko skrzyni, on buńczucznie ruszył w jej stronę i pochwycił w bezpieczny uścisk ramion… jej nogi. Tak. Postarał się wziąć ją na barana. W ramiona bierze się kochankę i prowadzi… no sami wiecie gdzie. Ale… panią Profesor Filch tak za kibić, bez pozwolenia złapać nie mógł i nawet nie śmiał. Dlatego właśnie pochylił się i ramionami złapał mocno za jej nogi po czym posadził ją sobie na plecach. Ciężko powiedzieć czy udało mu się to bezbłędnie, ale chociaż zdążył wygłosić swoją bohaterską kwestię:
- Pani. Tam nie, nie. To podstęp, to musi być kawał tych wrednych pędraków, niedorozwiniętych smarków. Nie wiadomo co to, kto to, to zostawił. Niech się Pani Profesor nie naraża. – Corleone była jak taki pierniczek, słodki, delikatny oraz kruchy - dopóki się go nie ugryzło. – Profesorze. Co Panie tak stoisz! - zwrócił się do Hucksberrego z oburzeniem w głosie - Jedno machnięcie pałką nie pomogło, to machać do skutku, a nie! Kobietę narażać! Ja ją obronię, a Pan niech zadziała coś pożytecznego w końcu, a nie się patrzysz tymi paczałkami i myślisz. Ty tyle nie myśl tylko działaj. Prowiant marnujesz. Ja muszę pienikami rzucać byś się coś Pan ruszył. Do dzieła! Za Hogwart! – z tym ostatnim okrzykiem wraz z Corleone na ramionach oddalił się prężnym krokiem od skrzyni. Prężnym… czy można tak nazwać krzywy chód, krzywych nóg, pięć metrów na godzinę? Zgrabny chód? Bohaterski chód! Wzięta z zaskoku pani Profesor mogła nie być zadowolona z takiego obrotu sprawy, ale Filch starał się ją uratować jak mógł. Trochę wyrozumiałości.
- Pani. Tam nie, nie. To podstęp, to musi być kawał tych wrednych pędraków, niedorozwiniętych smarków. Nie wiadomo co to, kto to, to zostawił. Niech się Pani Profesor nie naraża. – Corleone była jak taki pierniczek, słodki, delikatny oraz kruchy - dopóki się go nie ugryzło. – Profesorze. Co Panie tak stoisz! - zwrócił się do Hucksberrego z oburzeniem w głosie - Jedno machnięcie pałką nie pomogło, to machać do skutku, a nie! Kobietę narażać! Ja ją obronię, a Pan niech zadziała coś pożytecznego w końcu, a nie się patrzysz tymi paczałkami i myślisz. Ty tyle nie myśl tylko działaj. Prowiant marnujesz. Ja muszę pienikami rzucać byś się coś Pan ruszył. Do dzieła! Za Hogwart! – z tym ostatnim okrzykiem wraz z Corleone na ramionach oddalił się prężnym krokiem od skrzyni. Prężnym… czy można tak nazwać krzywy chód, krzywych nóg, pięć metrów na godzinę? Zgrabny chód? Bohaterski chód! Wzięta z zaskoku pani Profesor mogła nie być zadowolona z takiego obrotu sprawy, ale Filch starał się ją uratować jak mógł. Trochę wyrozumiałości.
- Mistrz Gry
Re: Las Sherwood
Nie Sie 14, 2016 1:53 am
Dzielne mrówki w końcu dorwały się do magicznego pierniczka, wyczuwając swoimi czułkami prawdziwą ucztę. A jakże! Dawno przecież czegoś tak znakomitego nie było w tym lesie. Nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią sobie myślał, zaś w tym czasie nauczycielka Latania Na Miotle dziarskim krokiem poszła do przodu i próbowała otworzyć to tajemnicze pudełko, okrzyknięte już mianem skrzyni i to nawet ze srebrnymi klamrami! A tak naprawdę to był niepozorny przedmiot i może jakieś tam klamry miał, ale to po bokach i wyglądały dość staro. Na dodatek całe było jakieś zakurzone, obiekt zaś zdawał się być wykonany prędzej z papieru a nie z jakiegoś solidnego materiału. A co w tym czasie zrobił woźny? W dziwnym stylu pochwycił Genevieve i umocował ją sobie na plecach. Kręgosłup zaskrzypiał niczym nieoliwione długo drzwi, a palce kobiety zaledwie musnęły powierzchnię pudełka, które delikatnie drgnęło, ale żadne z obecnych tu osób nie było w stanie tego dostrzec, zbyt zajęte całym tym zamieszaniem.
Nagle rozległ się śpiew jakiegoś ptaszka - trudno było stwierdzić Argusowi, Charlesowi i Genevieve jakiego konkretnie, bo w końcu nie znali się na stworzeniach. Ani na tych magicznych ani też zbytnio na mugolskich. Gołąb to jednak z całą pewnością nie był. Okrążyło ich i usiadło sobie latające zwierzątko na pudełeczku i śpiewało nadal, jakby ich zachęcało do kolejnych wyczynów.
Nagle rozległ się śpiew jakiegoś ptaszka - trudno było stwierdzić Argusowi, Charlesowi i Genevieve jakiego konkretnie, bo w końcu nie znali się na stworzeniach. Ani na tych magicznych ani też zbytnio na mugolskich. Gołąb to jednak z całą pewnością nie był. Okrążyło ich i usiadło sobie latające zwierzątko na pudełeczku i śpiewało nadal, jakby ich zachęcało do kolejnych wyczynów.
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Las Sherwood
Sro Sie 17, 2016 9:30 pm
Charles nie był pocieszony faktem, że jednak nie wyszło, chociaż przecież znał jeszcze wiele innych zaklęć, które mogłyby się tutaj przydać. Z całą pewnością, nie było więc, co narzekać tylko działać. Kiwnął krótko głową, jakby mimo wszystko zgodził się z panią Corleone, która pewnie i tak zrobiłaby po swojemu. Nie żeby ją znał, zwyczajnie taką kobietą się wydawała. Działającą wedle własnego instynktu. Nie widział się w roli złodzieja ani specjalisty od włamywania, więc nic nie odpowiedział i to chyba było najrozsądniejsze wyjście. Uniósł tylko jedną brew na te mruknięcia, które z siebie wydawała profesor Nauki Latania Na Miotle, ale czekał, jak przystało na dżentelmena. W tym czasie woźny postanowił go wyminąć, co wyglądało dość komicznie, jednakże Hucksberry po prostu odwrócił od niego wzrok i spojrzał gdzieś w stronę drzew i ciemnego nieba. I... chyba coś mu kapnęło na twarz. Albo mu się wydawało. Obstawiał jednak, że zwyczajnie zbliżał się deszcz, może nawet i burza. Usłyszał odgłos jaki wydawała z siebie profesor Corleone albo pan Filch i odchrząknął, starając się naprawdę tego wszystkiego nie komentować, nawet jeśli starszy mężczyzna wyglądał jakby mu miał zaraz pęknąć kręgosłup. Oskarżenia w stronę uczniów nie wziął na poważnie, dla niego to było po prostu niemożliwe. Posłał niekoniecznie ciepłe spojrzenie woźnemu, który zwrócił się do niego bez obowiązkowej kultury. A przynajmniej Hucksberry uważał, że to, co wyrwało się panu Filchowi jest dla niego niewystarczające.
- Doskonale, panie Filch. Miejmy nadzieję, że nigdy nie zabraknie panu tego zapału - powiedział grzecznie, ale i ironicznie, starając się jednak niczego po sobie nie zdradzać. W tym czasie jakieś ładnie śpiewające zwierzątko mignęło mu z boku, a następnie usiadło na pudełku. Zastanowił się chwilę nad tym wszystkim, po czym spróbował jeszcze jednego zaklęcia, ale to na nic się zdało. Odpuścił więc i podszedł do tajemniczego obiektu, zauważając, że jest minimalnie uchylone. Nie czekając na pozwolenie, próbował odsłonić to, co pudełko skrywało w środku.
Nie wiedział, czy to cokolwiek da i poniekąd ryzykował.
W końcu kto normalny otwiera dziwne pudełko w środku lasu?
- Doskonale, panie Filch. Miejmy nadzieję, że nigdy nie zabraknie panu tego zapału - powiedział grzecznie, ale i ironicznie, starając się jednak niczego po sobie nie zdradzać. W tym czasie jakieś ładnie śpiewające zwierzątko mignęło mu z boku, a następnie usiadło na pudełku. Zastanowił się chwilę nad tym wszystkim, po czym spróbował jeszcze jednego zaklęcia, ale to na nic się zdało. Odpuścił więc i podszedł do tajemniczego obiektu, zauważając, że jest minimalnie uchylone. Nie czekając na pozwolenie, próbował odsłonić to, co pudełko skrywało w środku.
Nie wiedział, czy to cokolwiek da i poniekąd ryzykował.
W końcu kto normalny otwiera dziwne pudełko w środku lasu?
- Genevieve Corleone
Re: Las Sherwood
Czw Sie 18, 2016 6:46 pm
Gen była kobietą, która potrafiła przewidzieć wiele rzeczy, ale nawet w najśmielszych snach nie spodziewała się, że rycerski woźny zechce poderwać ją z ziemi, by ratować ją przed złowieszczym pudełkiem. Ba! Nawet wydała z siebie cichy okrzyk zaskoczenia, kiedy mężczyzna poderwał ją z ziemi. Co prawda wymagało to od niej nieco komicznego machania rękami, w celu zachowania równowagi, ale ostatecznie Filch dopiął swego.
-To bardzo szlachetnie z pana strony...- powiedziała spokojnie, choć w rzeczywistości całym swoim jestestwem powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem. Coś podobnego. Chroniono ją jak jakąś nieporadną niewiastę! Kobietę, która niegdyś stała na czele gangu i potrafiła podporządkować sobie stado cholernych zakapiorów i poprowadzić ich na wojnę z konkurencyjną bandą. Ha! To Ci dopiero historia!
-Ale rozumie pan, czasem nie ma rady, kobieta musi podjąć męską decyzję. A ja nie taka znowu jestem delikatna, toż to byłam pałkarzem Slytherinu i niejednemu facetowi tak przydzwoniłam tłuczkiem, że mu w pięty poszło...-zerknęła w stronę pudełka, a później ku profesorowi Obrony Przed Czarną Magią i westchnęła lekko. Wyglądało na to, że nie było innego wyjścia.
-Cóż panie Hucksberry, wygląda na to, że w pana rękach pozostaje chwała odkrywcy...- to powiedziawszy zasalutowała i uśmiechnęła się lekko. Cóż. Szkoda jej nieco było, że to nie ona zdoła otworzyć cholerną szkatułeczkę, ale z drugiej strony, może to lepiej na wypadek, gdyby ustrojstwo jednak okazało się niebezpieczne? Jej ciąg myśli o niebezpieczeństwach został przerwany przez niezwykły śpiew ptaka. Delikatnie zmarszczyła brwi i zerknęła ku stworzeniu. Ho, ho... Skoro takie cudeńka śpiewały sobie serenady na pudle, to chyba nie mogło to być nic niebezpiecznego. Przeniosła spojrzenie na Charlesa, który najwyraźniej zdecydował się w końcu podjąć próbę ręcznego otwarcia pudełka.
-Panie Filch, może mnie pan już postawić na ziemi, jakby co wybuchło łatwiej nam będzie uciekać...- szepnęła konspiracyjnie do woźnego.
-A w nagrodę za ocalenie...- sięgnęła do swojej tajemniczej torby, wyjęła z niej zacny kapelusz z piórkiem (nieco przygnieciony po wcześniejszym upchnięciu go w bagażu) i nasadziła go na łepetynę woźnego. Co prawda zawahała się na moment, bo to przecież nic nie wiadomo z tajemniczym kawałkiem garderoby, z którym człowiek obudził się w środku lasu, ale bez ryzyka nie było przecież zabawy. Mogła jedynie mieć nadzieję, że czapka nie zamieni woźnego w ropuchę, albo coś równie bzdurnego co można by znaleźć w mugolskich bajkach. Nauczycielka delikatnie przygryzła wargę i zaczęła dzielić swoją uwagę między obserwowanie poczynań pana Hucksberry'ego i próbą dostrzeżenia potencjalnych działań kapelusza (poza oczywistym faktem dodania woźnemu punktów stylu i dostojności).
-To bardzo szlachetnie z pana strony...- powiedziała spokojnie, choć w rzeczywistości całym swoim jestestwem powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem. Coś podobnego. Chroniono ją jak jakąś nieporadną niewiastę! Kobietę, która niegdyś stała na czele gangu i potrafiła podporządkować sobie stado cholernych zakapiorów i poprowadzić ich na wojnę z konkurencyjną bandą. Ha! To Ci dopiero historia!
-Ale rozumie pan, czasem nie ma rady, kobieta musi podjąć męską decyzję. A ja nie taka znowu jestem delikatna, toż to byłam pałkarzem Slytherinu i niejednemu facetowi tak przydzwoniłam tłuczkiem, że mu w pięty poszło...-zerknęła w stronę pudełka, a później ku profesorowi Obrony Przed Czarną Magią i westchnęła lekko. Wyglądało na to, że nie było innego wyjścia.
-Cóż panie Hucksberry, wygląda na to, że w pana rękach pozostaje chwała odkrywcy...- to powiedziawszy zasalutowała i uśmiechnęła się lekko. Cóż. Szkoda jej nieco było, że to nie ona zdoła otworzyć cholerną szkatułeczkę, ale z drugiej strony, może to lepiej na wypadek, gdyby ustrojstwo jednak okazało się niebezpieczne? Jej ciąg myśli o niebezpieczeństwach został przerwany przez niezwykły śpiew ptaka. Delikatnie zmarszczyła brwi i zerknęła ku stworzeniu. Ho, ho... Skoro takie cudeńka śpiewały sobie serenady na pudle, to chyba nie mogło to być nic niebezpiecznego. Przeniosła spojrzenie na Charlesa, który najwyraźniej zdecydował się w końcu podjąć próbę ręcznego otwarcia pudełka.
-Panie Filch, może mnie pan już postawić na ziemi, jakby co wybuchło łatwiej nam będzie uciekać...- szepnęła konspiracyjnie do woźnego.
-A w nagrodę za ocalenie...- sięgnęła do swojej tajemniczej torby, wyjęła z niej zacny kapelusz z piórkiem (nieco przygnieciony po wcześniejszym upchnięciu go w bagażu) i nasadziła go na łepetynę woźnego. Co prawda zawahała się na moment, bo to przecież nic nie wiadomo z tajemniczym kawałkiem garderoby, z którym człowiek obudził się w środku lasu, ale bez ryzyka nie było przecież zabawy. Mogła jedynie mieć nadzieję, że czapka nie zamieni woźnego w ropuchę, albo coś równie bzdurnego co można by znaleźć w mugolskich bajkach. Nauczycielka delikatnie przygryzła wargę i zaczęła dzielić swoją uwagę między obserwowanie poczynań pana Hucksberry'ego i próbą dostrzeżenia potencjalnych działań kapelusza (poza oczywistym faktem dodania woźnemu punktów stylu i dostojności).
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach