- Eileen Gray
Eileen Melanie Gray
Nie Maj 01, 2016 12:21 pm
Imię i nazwisko: Eileen Melanie Gray
Imiona i nazwiska rodziców: Thomas Gray † i Melanie River-Gray †
Data urodzenia: 03 stycznia 1962 roku
Miejsce zamieszkania: mały, leśny domek Valentine Greengrass zwanej Babcią, położony w lesie na obrzeżach terenów rodu Greengrass w Northamptonshire
Status majątkowy: Średniozamożna
Czystość krwi: Mugolska
Dom w Hogwarcie: Gryffindor
Różdżka: Sosna, pióro pegaza, 12 cali, dość sztywna.
Wzrost: 163 cm
Waga: 40 kg
Kolor włosów: ciemny blond
Kolor oczu: złotozielone
Bogin:
Kat. Średniowieczny, ubrany w zakrwawiony, skórzany fartuch kat, którego zapamiętała z jednej ze swoich wizji. Widziała ich wielu, ale ten wyróżniał się szczególnym okrucieństwem, zadając cierpienia z zatrważającą pasją. Stał przy drewnianej, wyposażonej w żelazne kajdany maszynie, na której wciąż jeszcze leżały wnętrzności niesprzątnięte po poprzedniej ofierze kaźni. W dłoniach trzymał rozgrzane do białości szczypce, a widoczne spod maski oczy i wykrzywiony złowieszczo uśmiech, mówiły jedno. Ty będziesz następna.
Amortencja:
Zapach czarnego bzu, zarówno jego kwiatów, jak i owoców. Ten pierwszy kojarzy jej się z rodzicami, z którymi często piła orzeźwiający, jasny sok z kwiatów bzu z dodatkiem cytryny. Pełnia lata i szczęścia… I wspólne zbieranie białych, pachnących kwiatuszków… To były najszczęśliwsze chwile w jej życiu. Natomiast odurzający, aksamitny zapach gotowanych owoców przypomina jej ten wieczór w chatce Babci, podczas którego poczuła się tam naprawdę jak w domu. Wielokrotnie robiła z opiekunką gęsty, ciemny syrop, który nieodłącznie kojarzył się jej z zimą i wspólnym spędzaniem czasu z nową rodziną. Prócz tego czuje zapach leśnych owoców, głównie malin, które podjadała z Simonem w czasie długich, dziecięcych zabaw, a także aromat gorącej czekolady, którą niekiedy raczyła ich Babcia, kiedy wracali do domu.
Widok z Ain Eingarp:
Mama. Tata. Babcia. Siostry. Brat. Wszyscy razem. Wszyscy we wspólnym, drewnianym domku, każdy w czarodziejskich szatach i z różdżką w dłoni. Jedna, wielka, szczęśliwa rodzina, bez podziałów na tych uzdolnionych bardziej i tych mniej, tych mugolskiego pochodzenia i tych czystokrwistych. Wokół nich działo się mnóstwo drobnych rzeczy, które świadczyły o intensywnym działaniu magii, tu podleciała książka, tu jabłka zbierały się same. Sielanka przepełniona wzajemną zgodą i akceptacją. A co najważniejsze - wszyscy byli żywi.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Eileen jest przeciętną uczennicą jeśli chodzi o przyswajanie wiedzy, jednak tym, co ją wyróżnia, jest uczęszczanie na wszystkie możliwe zajęcia. Szczególnie lubi ważenie eliksirów i rzucanie zaklęć, ponad to bardziej przykłada się do przedmiotów, które uważa za przydatne, czyli Transmutacji i Obrony Przed Czarną Magią. Pozostałe zajęcia zalicza zadowalająco lub nędznie, ale nie przejmuje się tym zbytnio. Uczęszcza na nie z czystej ciekawości i pragnienia urozmaicenia sobie życia.
Astronomia - Nędzny
Eliksiry - Powyżej Oczekiwań
Historia magii - Nędzny
Mugoloznastwo - Nędzny
Numerologia - Nędzny
Opieka nad magicznymi stworzeniami - Zadowalający
Obrona przed czarną magią - Powyżej oczekiwań
Starożytne runy - Nędzny
Transmutacja - Powyżej Oczekiwań
Zaklęcia i uroki - Powyżej oczekiwań
Zielarstwo - Zadowalający
Przykładowy post:
- Miau.
Zaplątane w białą pościel dziewczę otworzyło oczy i tuż przed sobą zobaczyło wielkie, żółte ślepia wpatrzone prosto w nią.
- Miau - powtórzyła pręgowana kocica, przeciągając sie i zeskakując z łóżka na stolik, a ze stolika na parapet. Nie przejmując się niczym zaczęła spokojnie myć łapkę, wygrzewając się w promieniach wschodzącego słońca, wpadających do pokoju przez otwarte okno.
Był wyjątkowo wczesny ranek, prawdopodobnie gdzieś między piątą a szóstą, ale Eileen wiedziała, że już nie zaśnie. Znów śniły jej się koszmary z minionych wydarzeń i za nic nie chciała do nich wracać. Zamiast tego wstała z łóżka, poprawiła staromodną koszulę nocną i ziewając podeszła do zwierzęcia.
- Znów obudziłaś mnie w najstraszniejszym momencie, Bastet - powiedziała do kota, drapiąc go za uchem. Odpowiedział przymrużeniem oczu i delikatnym mruczeniem. - Ciągle zapominam o tym eliksirze od Babci... Chyba zobaczę, co ona robi.
Cichutko uchyliła drzwi od pokoju i ostrożnie, na palcach, by nie obudzić domowników, przemknęła się przez korytarz. Minęła pozostałe sypialnie i zeszła schodami prosto do kuchni. Przy murowanym palenisku, mieszając chochlą w wielkim kotle, stała stara, upstrzona brązowymi plamkami, pomarszczona staruszka z wielką brodawką na nosie. Dookoła niej latały różne gliniane miseczki i fiolki z dziwnymi substancjami.
- Dzień dobry Babciu - przywitała się cicho dziewczynka. Była bardzo ciekawa cóż takiego mogło bulgotać w kotle, ale nie zapytała. Babcia zawsze w takich momentach mówiła "kto mniej wie, ten lepiej śpi". Eileen nigdy nie widziała, żeby Babcia spała. - Może w czymś Ci pomóc?
- Wstała moja ptaszynka - zaskrzeczała staruszka, ani na moment nie odrywając spojrzenia od czerwonej, przypominającej krew cieczy. Sięgnęła jeden z fruwających słoiczków, który chyba zawierał żabi skrzek, a następnie przerzuciła część jego zawartości do kotła. Zakipiało, zaświszczało i eliksir stał się smoliście czarny. - Witaj dziecinko. Najpierw zjedz śniadanie, potem możesz połuskać nieco skoczkogrochu.
Kobieta machnęła ręką i zaczęły się dziać czary. Od ciężkiego stolika odskoczyło krzesło, sugerując dziewczynce, że tam właśnie ma usiąść. Przyleciała miska pełna parującej owsianki, łyżka, kubek i dwa dzbanki - jeden z dyniowym sokiem, drugi z ziołowa herbatą, wyraźnie rywalizujące ze sobą o miejsce obok dłoni Eileen.
- Witajcie, moi drodzy - powiedziała z uśmiechem złotowłosa. - Wybacz Sebastianie, dzisiaj wolę sok.
Jeden dzbanek wydał z siebie zadowolone bulgotnięcie i zaczął napełniać kubek pomarańczowym płynem, drugi zaś poczerwieniał i ze złością odfrunął gdzieś w głąb kuchni.
- Skarbie, rozmawianie z zastawą stołową nie jest zbyt mądre - zauważyła staruszka kręcąc głową, ale nadal z nosem przy kotle. - A nadawanie jej imion tym bardziej.
- To sprawia, że świat wokół staje się bardziej magiczny, Babciu - wyjaśniła dziewczynka, zabierając się za owsiankę. Gdy skończyła śniadanie, sięgnęła po sporej wielkości misę pełną dziwnie drżących strączków do złudzenia przypominających groch. Zaczęła łuskanie jednego z nich i już po chwili po blacie pląsało radośnie osiem zielonych kulek. Eileen szybko je złapała i zanim zdążyły jej znów uciec, wpakowała nasionka do lnianego woreczka, który podesłała jej babcia.
- Potrzebuję ze trzydzieści sztuk. Na zapas nie łuskaj, bo będziemy po całym domu ich szukać - zakomenderowała czarownica, po czym wróciła do wcześniejszego tematu. - Mało ci czarów dookoła? Ciekawa jestem jak spodoba ci się szkoła. Tam to dopiero będzie się działo... Już skończyłaś? Dziękuję. A teraz biegnij się przygotować do podróży.
Dziewczynka w podskokach ruszyła po schodach na górę, a gdy tylko dotarła na korytarz, wpadła na wysoką, mulatkę o kpiącym spojrzeniu, którą zobaczyła pierwszy raz w życiu. Najpierw się wystraszyła, ale potem stwierdziła z przekonaniem:
- Rachel.
Mulatka prychnęła i zmieniła się w czarnowłosą, bladą dziewięciolatkę o wyjątkowo dojrzałym wyrazie twarzy.
- No raczej. Gratuluję bystrości, może jednak dojedziesz do szkoły w jednym kawałku, chociaż... - zniżyła głos do złowrogiego szeptu. - ...nikt nie powiedział, że musisz z niej wrócić.
Eileen cierpliwie nie reagowała na zaczepki przybranej siostry, co tylko bardziej ją zirytowało.
- To JA powinnam jechać do Hogwartu, JA, rozumiesz?! Zasługuję na to bardziej niż wszyscy! I CO TAK PATRZYSZ?! Ty wstrętna, szlamowata...! - dziewięciolatka rzuciła się na Eileen jak rozwścieczona kocica, ale zanim zdążyła coś jej zrobić, czarne włosy rozjaśniały do blondu, a w niebieskich oczach zalśniło przerażenie. - ... Eli! Przepraszam, nie chciałam! To znowu była ona! Ona, nie ja!
Tak. To była prawda. Ann nie mogła nic poradzić na to, co mówiła Rachel. Metamorfomagia w połączeniu z rozdwojeniem jaźni dawała tragiczny dla takiego dziecka efekt. Popadała ze skrajności w skrajność, raz była wcieleniem dobra i słodyczy, innym razem uosobieniem furii i najgorszych instynktów. Choroba i magia. Eileen od początku starała się wspierać Ann-Rachel, ale niewiele mogła zrobić. Pochyliła się do młodszej siostry i szczerym, pełnym miłości objęciem powstrzymała narastającą w niej histerię.
- Spokojnie, Ann. Wszystko wiem.
- Eli, tak strasznie będzie mi ciebie brakować - zaszlochało dziecko w jej rękaw.
- Mi ciebie też Ann, ale zobaczysz, zimą znowu tu wrócę. I będę pisać codziennie.
- Daj jej spokój mała, El musi się spakować - na korytarzu pojawiła się kolejna postać, tym razem była to wysoka, piękna szatynka o posągowej twarzy wili i nieskazitelnej cerze. Miała wyjątkowo silny makijaż i srebrny kolczyk w kształcie pająka, który co jakiś czas przemieszczał się po jej uchu. Noel. Olśniewająca, doskonała pod każdym względem przybrana siostra, której zarówno Eileen jak i Ann-Rachel były posłuszne we wszystkim. - Spadaj El, nie chcę się przez ciebie spóźnić na pociąg.
Starsza dziewczyna zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, zatrzaskując drzwi swojego pokoju. Eileen westchnęła cicho i spokojnie poszła do siebie. Zanim zamknęła się w pokoju, usłyszała jeszcze jadowity głos Rachel:
- Masz szczęście, szlamo!
A potem została sama. Jedna jedyna. Osierocona, samotna w tym wielkim świecie... Nie. Nie będzie płakać. Nigdy tego nie robiła. Cierpliwie znosiła wszystko, co zesłał jej los, nie mając pretensji o nic. Bez słowa skargi przyjęła śmierć rodziców i pozwoliła obcej kobiecie zastąpić ich obojga, nazywając ją Babcią. Akceptowała też i starała się żyć w zgodzie z rodzeństwem, przybranym rzecz jasna, bo nie posiadała już żyjących krewnych. Razem wiele przeszli, dlatego traktowali się jak siostry i brat, ale nie było między nimi przyjaźni. W każdym razie nie takiej serdecznej i pełnej życzliwości, bo w głębi duszy byli do siebie niezwykle przywiązani. Ale Eileen czuła, że szkoła może wszystko zmienić, że są istoty, z którymi może się prawdziwie zaprzyjaźnić. Takie miała nadzieje... Czy były naiwne?
- To nowy początek, El - szepnęła dziewczynka, patrząc w złotozielone oczy swojego odbicia. - Albo będzie lepiej... albo gorzej niż kiedykolwiek.
Imiona i nazwiska rodziców: Thomas Gray † i Melanie River-Gray †
Data urodzenia: 03 stycznia 1962 roku
Miejsce zamieszkania: mały, leśny domek Valentine Greengrass zwanej Babcią, położony w lesie na obrzeżach terenów rodu Greengrass w Northamptonshire
Status majątkowy: Średniozamożna
Czystość krwi: Mugolska
Dom w Hogwarcie: Gryffindor
Różdżka: Sosna, pióro pegaza, 12 cali, dość sztywna.
Wzrost: 163 cm
Waga: 40 kg
Kolor włosów: ciemny blond
Kolor oczu: złotozielone
Bogin:
Kat. Średniowieczny, ubrany w zakrwawiony, skórzany fartuch kat, którego zapamiętała z jednej ze swoich wizji. Widziała ich wielu, ale ten wyróżniał się szczególnym okrucieństwem, zadając cierpienia z zatrważającą pasją. Stał przy drewnianej, wyposażonej w żelazne kajdany maszynie, na której wciąż jeszcze leżały wnętrzności niesprzątnięte po poprzedniej ofierze kaźni. W dłoniach trzymał rozgrzane do białości szczypce, a widoczne spod maski oczy i wykrzywiony złowieszczo uśmiech, mówiły jedno. Ty będziesz następna.
Amortencja:
Zapach czarnego bzu, zarówno jego kwiatów, jak i owoców. Ten pierwszy kojarzy jej się z rodzicami, z którymi często piła orzeźwiający, jasny sok z kwiatów bzu z dodatkiem cytryny. Pełnia lata i szczęścia… I wspólne zbieranie białych, pachnących kwiatuszków… To były najszczęśliwsze chwile w jej życiu. Natomiast odurzający, aksamitny zapach gotowanych owoców przypomina jej ten wieczór w chatce Babci, podczas którego poczuła się tam naprawdę jak w domu. Wielokrotnie robiła z opiekunką gęsty, ciemny syrop, który nieodłącznie kojarzył się jej z zimą i wspólnym spędzaniem czasu z nową rodziną. Prócz tego czuje zapach leśnych owoców, głównie malin, które podjadała z Simonem w czasie długich, dziecięcych zabaw, a także aromat gorącej czekolady, którą niekiedy raczyła ich Babcia, kiedy wracali do domu.
Widok z Ain Eingarp:
Mama. Tata. Babcia. Siostry. Brat. Wszyscy razem. Wszyscy we wspólnym, drewnianym domku, każdy w czarodziejskich szatach i z różdżką w dłoni. Jedna, wielka, szczęśliwa rodzina, bez podziałów na tych uzdolnionych bardziej i tych mniej, tych mugolskiego pochodzenia i tych czystokrwistych. Wokół nich działo się mnóstwo drobnych rzeczy, które świadczyły o intensywnym działaniu magii, tu podleciała książka, tu jabłka zbierały się same. Sielanka przepełniona wzajemną zgodą i akceptacją. A co najważniejsze - wszyscy byli żywi.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Eileen jest przeciętną uczennicą jeśli chodzi o przyswajanie wiedzy, jednak tym, co ją wyróżnia, jest uczęszczanie na wszystkie możliwe zajęcia. Szczególnie lubi ważenie eliksirów i rzucanie zaklęć, ponad to bardziej przykłada się do przedmiotów, które uważa za przydatne, czyli Transmutacji i Obrony Przed Czarną Magią. Pozostałe zajęcia zalicza zadowalająco lub nędznie, ale nie przejmuje się tym zbytnio. Uczęszcza na nie z czystej ciekawości i pragnienia urozmaicenia sobie życia.
Astronomia - Nędzny
Eliksiry - Powyżej Oczekiwań
Historia magii - Nędzny
Mugoloznastwo - Nędzny
Numerologia - Nędzny
Opieka nad magicznymi stworzeniami - Zadowalający
Obrona przed czarną magią - Powyżej oczekiwań
Starożytne runy - Nędzny
Transmutacja - Powyżej Oczekiwań
Zaklęcia i uroki - Powyżej oczekiwań
Zielarstwo - Zadowalający
Przykładowy post:
Trzaski aportacji, krzyki, błyski zaklęć, płomienie wokół. Strach, wszechogarniający strach, gdy uciekała. Za jej malutką, dziecięcą rączkę ktoś ją ciągnął daleko od całego zła... Bezskutecznie.
AVADA KEDAVRA!- Miau.
Zaplątane w białą pościel dziewczę otworzyło oczy i tuż przed sobą zobaczyło wielkie, żółte ślepia wpatrzone prosto w nią.
- Miau - powtórzyła pręgowana kocica, przeciągając sie i zeskakując z łóżka na stolik, a ze stolika na parapet. Nie przejmując się niczym zaczęła spokojnie myć łapkę, wygrzewając się w promieniach wschodzącego słońca, wpadających do pokoju przez otwarte okno.
Był wyjątkowo wczesny ranek, prawdopodobnie gdzieś między piątą a szóstą, ale Eileen wiedziała, że już nie zaśnie. Znów śniły jej się koszmary z minionych wydarzeń i za nic nie chciała do nich wracać. Zamiast tego wstała z łóżka, poprawiła staromodną koszulę nocną i ziewając podeszła do zwierzęcia.
- Znów obudziłaś mnie w najstraszniejszym momencie, Bastet - powiedziała do kota, drapiąc go za uchem. Odpowiedział przymrużeniem oczu i delikatnym mruczeniem. - Ciągle zapominam o tym eliksirze od Babci... Chyba zobaczę, co ona robi.
Cichutko uchyliła drzwi od pokoju i ostrożnie, na palcach, by nie obudzić domowników, przemknęła się przez korytarz. Minęła pozostałe sypialnie i zeszła schodami prosto do kuchni. Przy murowanym palenisku, mieszając chochlą w wielkim kotle, stała stara, upstrzona brązowymi plamkami, pomarszczona staruszka z wielką brodawką na nosie. Dookoła niej latały różne gliniane miseczki i fiolki z dziwnymi substancjami.
- Dzień dobry Babciu - przywitała się cicho dziewczynka. Była bardzo ciekawa cóż takiego mogło bulgotać w kotle, ale nie zapytała. Babcia zawsze w takich momentach mówiła "kto mniej wie, ten lepiej śpi". Eileen nigdy nie widziała, żeby Babcia spała. - Może w czymś Ci pomóc?
- Wstała moja ptaszynka - zaskrzeczała staruszka, ani na moment nie odrywając spojrzenia od czerwonej, przypominającej krew cieczy. Sięgnęła jeden z fruwających słoiczków, który chyba zawierał żabi skrzek, a następnie przerzuciła część jego zawartości do kotła. Zakipiało, zaświszczało i eliksir stał się smoliście czarny. - Witaj dziecinko. Najpierw zjedz śniadanie, potem możesz połuskać nieco skoczkogrochu.
Kobieta machnęła ręką i zaczęły się dziać czary. Od ciężkiego stolika odskoczyło krzesło, sugerując dziewczynce, że tam właśnie ma usiąść. Przyleciała miska pełna parującej owsianki, łyżka, kubek i dwa dzbanki - jeden z dyniowym sokiem, drugi z ziołowa herbatą, wyraźnie rywalizujące ze sobą o miejsce obok dłoni Eileen.
- Witajcie, moi drodzy - powiedziała z uśmiechem złotowłosa. - Wybacz Sebastianie, dzisiaj wolę sok.
Jeden dzbanek wydał z siebie zadowolone bulgotnięcie i zaczął napełniać kubek pomarańczowym płynem, drugi zaś poczerwieniał i ze złością odfrunął gdzieś w głąb kuchni.
- Skarbie, rozmawianie z zastawą stołową nie jest zbyt mądre - zauważyła staruszka kręcąc głową, ale nadal z nosem przy kotle. - A nadawanie jej imion tym bardziej.
- To sprawia, że świat wokół staje się bardziej magiczny, Babciu - wyjaśniła dziewczynka, zabierając się za owsiankę. Gdy skończyła śniadanie, sięgnęła po sporej wielkości misę pełną dziwnie drżących strączków do złudzenia przypominających groch. Zaczęła łuskanie jednego z nich i już po chwili po blacie pląsało radośnie osiem zielonych kulek. Eileen szybko je złapała i zanim zdążyły jej znów uciec, wpakowała nasionka do lnianego woreczka, który podesłała jej babcia.
- Potrzebuję ze trzydzieści sztuk. Na zapas nie łuskaj, bo będziemy po całym domu ich szukać - zakomenderowała czarownica, po czym wróciła do wcześniejszego tematu. - Mało ci czarów dookoła? Ciekawa jestem jak spodoba ci się szkoła. Tam to dopiero będzie się działo... Już skończyłaś? Dziękuję. A teraz biegnij się przygotować do podróży.
Dziewczynka w podskokach ruszyła po schodach na górę, a gdy tylko dotarła na korytarz, wpadła na wysoką, mulatkę o kpiącym spojrzeniu, którą zobaczyła pierwszy raz w życiu. Najpierw się wystraszyła, ale potem stwierdziła z przekonaniem:
- Rachel.
Mulatka prychnęła i zmieniła się w czarnowłosą, bladą dziewięciolatkę o wyjątkowo dojrzałym wyrazie twarzy.
- No raczej. Gratuluję bystrości, może jednak dojedziesz do szkoły w jednym kawałku, chociaż... - zniżyła głos do złowrogiego szeptu. - ...nikt nie powiedział, że musisz z niej wrócić.
Eileen cierpliwie nie reagowała na zaczepki przybranej siostry, co tylko bardziej ją zirytowało.
- To JA powinnam jechać do Hogwartu, JA, rozumiesz?! Zasługuję na to bardziej niż wszyscy! I CO TAK PATRZYSZ?! Ty wstrętna, szlamowata...! - dziewięciolatka rzuciła się na Eileen jak rozwścieczona kocica, ale zanim zdążyła coś jej zrobić, czarne włosy rozjaśniały do blondu, a w niebieskich oczach zalśniło przerażenie. - ... Eli! Przepraszam, nie chciałam! To znowu była ona! Ona, nie ja!
Tak. To była prawda. Ann nie mogła nic poradzić na to, co mówiła Rachel. Metamorfomagia w połączeniu z rozdwojeniem jaźni dawała tragiczny dla takiego dziecka efekt. Popadała ze skrajności w skrajność, raz była wcieleniem dobra i słodyczy, innym razem uosobieniem furii i najgorszych instynktów. Choroba i magia. Eileen od początku starała się wspierać Ann-Rachel, ale niewiele mogła zrobić. Pochyliła się do młodszej siostry i szczerym, pełnym miłości objęciem powstrzymała narastającą w niej histerię.
- Spokojnie, Ann. Wszystko wiem.
- Eli, tak strasznie będzie mi ciebie brakować - zaszlochało dziecko w jej rękaw.
- Mi ciebie też Ann, ale zobaczysz, zimą znowu tu wrócę. I będę pisać codziennie.
- Daj jej spokój mała, El musi się spakować - na korytarzu pojawiła się kolejna postać, tym razem była to wysoka, piękna szatynka o posągowej twarzy wili i nieskazitelnej cerze. Miała wyjątkowo silny makijaż i srebrny kolczyk w kształcie pająka, który co jakiś czas przemieszczał się po jej uchu. Noel. Olśniewająca, doskonała pod każdym względem przybrana siostra, której zarówno Eileen jak i Ann-Rachel były posłuszne we wszystkim. - Spadaj El, nie chcę się przez ciebie spóźnić na pociąg.
Starsza dziewczyna zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, zatrzaskując drzwi swojego pokoju. Eileen westchnęła cicho i spokojnie poszła do siebie. Zanim zamknęła się w pokoju, usłyszała jeszcze jadowity głos Rachel:
- Masz szczęście, szlamo!
A potem została sama. Jedna jedyna. Osierocona, samotna w tym wielkim świecie... Nie. Nie będzie płakać. Nigdy tego nie robiła. Cierpliwie znosiła wszystko, co zesłał jej los, nie mając pretensji o nic. Bez słowa skargi przyjęła śmierć rodziców i pozwoliła obcej kobiecie zastąpić ich obojga, nazywając ją Babcią. Akceptowała też i starała się żyć w zgodzie z rodzeństwem, przybranym rzecz jasna, bo nie posiadała już żyjących krewnych. Razem wiele przeszli, dlatego traktowali się jak siostry i brat, ale nie było między nimi przyjaźni. W każdym razie nie takiej serdecznej i pełnej życzliwości, bo w głębi duszy byli do siebie niezwykle przywiązani. Ale Eileen czuła, że szkoła może wszystko zmienić, że są istoty, z którymi może się prawdziwie zaprzyjaźnić. Takie miała nadzieje... Czy były naiwne?
- To nowy początek, El - szepnęła dziewczynka, patrząc w złotozielone oczy swojego odbicia. - Albo będzie lepiej... albo gorzej niż kiedykolwiek.
- Caroline Rockers
Re: Eileen Melanie Gray
Wto Cze 26, 2018 7:17 pm
Witaj na Magicznej Kołysance! Otrzymujesz ode mnie 10 dodatkowych fasolek za ładną, dopracowaną KP!
Na podstawie karty przydzielam ci 3 atuty i 1 słabość.
Atuty:
- Pilność w nauce - świadczy o poświęcaniu dużej ilości czasu wszystkim dziedzinom, nawet tym, które niekoniecznie kogoś interesują. Wszystko w imię upewnienia się, że jest się na stabilnej pozycji.
- Wielkie serce - świadczy o wrażliwości i o sile przywiązywania się do innych. Postać nie potrafi być obojętna, gdy widzi że komuś dzieje się krzywda.
- Lwie serce - postać, choć na co dzień może odznaczać się nieśmiałością, a nawet bojaźliwością, w przypadku gdy zagrożone będzie dobro przyjaciół, a może i całej czarodziejskiej nacji, nie zawaha się. Postąpi mężnie, czy to stając na drodze przyjaciołom chcącym zrobić głupstwo, czy to idąc z nimi na szaleńczą misję w siódmy krąg piekła. W razie potrzeby zabije tez węża mieczem samego Godryka Gryffindora, ale to już zupełnie inna historia.
Słabość:
Koszmary - postać zmaga się z uporczywymi, częstymi koszmarami, które wpływają na jej koncentrację w ciągu dnia i utrudniają zebranie myśli. Worki pod oczami i niewyspanie są jej niemal nierozłącznymi towarzyszami, a spóźnienia na pierwsze w ciągu dnia zajęcia przestają zaskakiwać kogokolwiek.
Na podstawie karty przydzielam ci 3 atuty i 1 słabość.
Atuty:
- Pilność w nauce - świadczy o poświęcaniu dużej ilości czasu wszystkim dziedzinom, nawet tym, które niekoniecznie kogoś interesują. Wszystko w imię upewnienia się, że jest się na stabilnej pozycji.
- Wielkie serce - świadczy o wrażliwości i o sile przywiązywania się do innych. Postać nie potrafi być obojętna, gdy widzi że komuś dzieje się krzywda.
- Lwie serce - postać, choć na co dzień może odznaczać się nieśmiałością, a nawet bojaźliwością, w przypadku gdy zagrożone będzie dobro przyjaciół, a może i całej czarodziejskiej nacji, nie zawaha się. Postąpi mężnie, czy to stając na drodze przyjaciołom chcącym zrobić głupstwo, czy to idąc z nimi na szaleńczą misję w siódmy krąg piekła. W razie potrzeby zabije tez węża mieczem samego Godryka Gryffindora, ale to już zupełnie inna historia.
Słabość:
Koszmary - postać zmaga się z uporczywymi, częstymi koszmarami, które wpływają na jej koncentrację w ciągu dnia i utrudniają zebranie myśli. Worki pod oczami i niewyspanie są jej niemal nierozłącznymi towarzyszami, a spóźnienia na pierwsze w ciągu dnia zajęcia przestają zaskakiwać kogokolwiek.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach