- Eileen Gray
Re: Podania Eileen
Nie Maj 06, 2018 5:16 pm
Nazwa genetyki:
Jasnowidzenie przeszłości
Jasnowidzenie przeszłości
Historia:
W przypadku Eileen ciężko mówić o uwarunkowaniach genetycznych, ponieważ pochodzi ona z rodziny mugolskiej, w której z całą pewnością nie występowały uzdolnienia magiczne przynajmniej na kilka pokoleń wstecz. Ponieważ jednak ciężko prześledzić cały rodowód, istnieje prawdopodobieństwo, że dziewczyna ma jakiegoś bardzo odległego przodka obdarzonego darem jasnowidzenia. Przypuszczenia te zdają się potwierdzać niektóre wizje, w których regularnie pojawia się postać średniowiecznej czarodziejki wieszczącej zdarzenia minione, jednak stuprocentowej pewności mieć nie można.
U samej panienki Gray dar zaczął się przejawiać, gdy pierwszy raz bezpośrednio zetknęła się z magią – w noc śmierci jej rodziców. Eileen miała wtedy dziewięć lat i początkowo Babcia, jej nowa opiekunka, myślała, że jej koszmary są spowodowane traumą. Z czasem jednak dziewczyna opowiadając o snach zaczęła w istocie relacjonować zdarzenia, które miały miejsce przed wielu laty w chatce, którą obecnie zamieszkiwała przybrana rodzinka i których autentyczność Babcia mogła osobiście potwierdzić. Wtedy też zaczęła podejrzewać u podopiecznej dar jasnowidzenia, w jego rzadkiej odmianie skierowanej w przeszłość.
Mimo obszernej wiedzy, którą posiadała staruszka, nie była ona w stanie w pełni uchronić dziewczynki przed konsekwencjami przypadłości. Z czasem zaczęła dostrzegać zależność wizji Eileen od typu magii, na której działanie była wystawiona. Im więcej oddziaływań czarnomagicznych, w tym mroczniejsze odmęty historii sięgały jej wizje, tym więcej śmierci w nich było i cierpienia. A Babcia swoje za uszami miała i niejednego klienta zaopatrywała w czarnoksięskie mikstury. Skutkowało to niemal conocnym koszmarem połączonym z lunatykowaniem, co bywało naprawdę niebezpieczne, zwłaszcza gdy dziewczyna w półśnie łapała za nóż i starała się zadźgać nieistniejącego oprawcę. Doraźnie dziewczynce pomagał Eliksir Słodkiego Snu i tylko doskonałe obeznanie staruszki z dopuszczalnymi normami trzymało przyjmowane ilości medykamentu w ryzach, chroniąc Eileen przed skutkami przedawkowania i uzależnieniem, w przeciwnym zaś razie łykałaby go bez opamiętania.
Sytuacja uległa poprawie kiedy panienka Gray rozpoczęła naukę w Hogwarcie. Koniec z nieustannym wystawieniem na czarną magię i lepsze panowanie nad własnymi umiejętnościami magicznymi przełożyły się na stabilizację wizji, których rytm zaczął być dla niej widoczny z biegiem lat. Przez ten czas jednak wielokrotnie budziła się z płaczem, śniąc o średniowiecznych torturach, tkwiąc w ciałach palonych żywcem czarownic, rzadko kiedy doświadczając wizji w jakikolwiek sposób przydatnych lub po prostu przyjemnych.
Wybicie z rytmu nastąpiło, kiedy była w piątej klasie, kiedy wydarzenia pod Starym Dębem zwiększyły oddziaływanie czarnomagiczne w Hogwarcie. Eileen doświadczyła wówczas szeregu wizji szczególnie brutalnych, silnie związanych z jedną postacią z przeszłości, z ową średniowieczną czarownicą z którą pokrewieństwo podejrzewała. Dziewczę starało się wyprzeć obrazy ze świadomości, co szło tym skuteczniej, że szczegóły wizji po ich przerwaniu ulegały częściowemu zatarciu. Nie mogła się jednak oprzeć wrażeniu, że przedwieczna kobieta stara się jej coś przekazać, zdradzić z dawna zapomnianą tajemnicę, ukazać coś, co tylko istota podzielająca jej dar będzie w stanie zrozumieć.* Jak na razie jednak do tego nie doszło i gdy tylko oczyszczono teren z czarnej magii, wszystko wróciło do normy.
Jak sobie radzi:
Mimo iż dla Eileen nie było to z początku jasne, wizje przychodzą do niej w pewnym określonym porządku. Pojawiają się głównie w okolicach pełni, szczególnie nasilając się w trakcie drugiej pełni miesiąca. Prócz tego w ciągu roku występuje kilka szczególnie przepełnionych magią nocy, których moc oddziałuje na dar dziewczyny. Eileen zaobserwowała, że najłagodniej przechodzi równonoc wiosenną, w trakcie której przychodzą do niej pozytywne wizje wydarzeń z własnego życia, głównie związane z okresem spędzonym z rodzicami. Podobnie sprawa ma się w pierwszy dzień jesieni, tutaj tematyka wizji jest zróżnicowana, choć nadal spokojna. Przesilenie letnie rządzi się własnymi prawami, zsyłając wizje barwne, pełne rozkoszy i nagości, szczególnie jeśli dziewczę świętuje ten czas, paląc wraz z rodziną ogniska, śpiewając zapomniane pieśni i puszczając z siostrami wianki na wodzie. Bywa to interesujące, ale i traumatyczne, tym bardziej, że zdarzyło jej się doświadczyć wizji uniesień erotycznych ludzi, których znała, takich jak Babcia czy właśni rodzice. Sprawa jest tym bardziej poważna, że Eileen doświadcza wizji z perspektywy jednej z osób w niej uczestniczących.
Po spokojnych wizjach równonocy jesiennej następuje stopniowe pogorszenie, czego kulminacja przypada na Halloween, kiedy siła wizji przezwycięża nawet moc eliksirów. Wtedy śnią się jej zdarzenia najkrwawsze, najbrutalniejsze, związane z czarnoksięstwem, ale też z podłością mugolską. Wtedy doświadcza mocy zła, cierpiąc przez wiele następnych dni i śniąc wielokrotnie o rozpaczliwych, przepełnionych bólem wrzaskach ofiar z wizji. Sytuacja wraca do względnej normy w przesilenie zimowe, które dla Eileen jest największa zagadką i zwykle przynosi wizje równie długie, szczegółowe, co zaskakujące, zwykle mające największe znaczenie dla teraźniejszości.
Dziewczyna do tej pory nie starała się zgłębić swojego daru ani zapanować nad nim. Jej główne wysiłki były skupione na zwalczaniu siły wizji i związanego z nimi cierpienia. Nigdy nie wiązała z jasnowidzeniem żadnych nadziei ani nie dążyła do zrozumienia obrazów z niego płynących, gdyż nie widziała w tym konkretnego celu. Póki co nie miała wizji która mogłaby realnie wpłynąć na teraźniejszość, ale gdyby ktoś jej wskazał taką możliwość, może zaczęłaby zmieniać swoje podejście do daru. Tymczasem jednak stara się tłumić wizje Eliksirem Słodkiego Snu, a w takie noce jak Halloween albo rzuca zaklęcie wyciszające na swoje łóżko, albo walczy o to by nie zasnąć aż do samego rana.
Kto o tym wie:
O umiejętności wie wyłącznie przybrana rodzina Eileen, która musiała się zmagać z konsekwencjami płynącymi z tajemniczego daru. Jest to więc przede wszystkim Babcia, czyli opiekunka dziewczyny, która pomaga jej poradzić sobie z dręczącymi ją koszmarami za pomocą eliksirów, których jest prawdziwa mistrzynią, a ponad trójka przybranego rodzeństwa: starsza siostra Noemi, niemagiczny brat Simon, będący rówieśnikiem Eileen, oraz młodsza siostra Amelie Rachel. W tej rodzinie każdy ma jakieś tajemnice, dlatego szansa wyjawienia czegokolwiek komuś z zewnątrz jest niewielka, choć w przypadku samej Babci nigdy nic nie wiadomo.
Wybrany atrybut: Śniąca
- Przykładowa wizja:
Kap. Kap. Kap.
Eileen obudziło kapanie wody, która wpadała przez otwarte okno do jej pokoju i zbierając się na parapecie, równomiernymi kroplami spadała na podłogę.
Kap. Kap. Kap.
Dlaczego było tak zimno? I kiedy zmienił się wiatr? Dziewczynka wstała z łóżka i zamknęła okiennice. Jaki chłód...! Przecież był środek lipca, skąd przymrozek?! Zaraz. Wydawało jej się, że słyszy jakieś głosy w kuchni. Chociaż nie była przekonana. W pewien sposób wiedziała, że głos dobiega z piętra niżej, ale z drugiej strony mogłaby przysiąc, że jej uszy nie odbierają nic, prócz szumu deszczu. Deszczu? W czasie przymrozku? Kręciło jej się w głowie, już nie wiedziała, co się dzieje naprawdę, a co sobie wymyśliła.
Bardzo cicho i ostrożnie wyszła z pokoju i skierowała się w stronę schodów do kuchni. Po drodze minęła drzwi do pokojów... Chwila! A gdzie sypialnie rodzeństwa?! Pusto. Głucho. Otaczały ją gładkie, drewniane ściany. A jednak nad schodami ujrzała delikatnie migoczące światło, które tak doskonale znała. Babcia! Ona na pewno jej wszystko wyjaśni, przecież tyle wie, tyle rozumie...
Dziewczynka zobaczyła znajomą sylwetkę, mieszającą w kotle na palenisku. Było ciepło, zupełnie normalnie, skąd też mógł jej się przywidzieć przymrozek? Odetchnęła z ulgą i zupełnie odprężona podeszła do opiekunki.
- Babciu, zdawało mi się, że... - zaczęła, ale coś przykuło jej uwagę. Jakiś szelest za oknem, coś jak... Przed domem rozległo się przeciągłe, mrożące krew w żyłach wycie. - Babciu, co to b-...!
Urwała. Odwracając głowę do postaci przy kociołku mrugnęła, a wtedy wszystko się zmieniło. Była w kuchni sama, a jedyne oświetlenie stanowiło wpadające przez otwarte okno światło pełni księżyca. I znów ten przejmujący chłód...
Warknięcie. Usłyszała je zatrważająco blisko. Zaskrzypiała posadzka. Zbliżał się do niej wielki, czarny wilk. Nie wilk... wilkołak! Cofnęła się o krok. I o drugi. Bardzo powoli odsuwała się od sunącej w jej kierunku bestii, aż w końcu plecami natknęła się na kuchenną szafkę. Rzuciła za siebie spojrzenie. Na blacie nie było nic, absolutnie nic, co mogłoby jej pomóc...!
Przyspieszony oddech, bicie serca w zawrotnym tempie... Ręka Eileen powędrowała do tyłu, rozpaczliwie szukając czegoś, czegokolwiek czym mogłaby rzucić w potwora, by odwrócić jego uwagę. Chciała uciec, chciała się wydostać z tego domu, chciała żyć! Nic z tego.
Nóż? Pod swoją dłonią wyraźnie poczuła zimne ostrze, mimo iż przed chwilą z całą pewnością go tu nie było. Chwyciła je i zaczęła dźgać na oślep przed siebie. Mogłaby celować w oczy poczwary, ale od emocji zamroczyło ją, nie widziała zupełnie nic.
- Eileen uspokój się!
Żyć...! ŻYĆ! Giń bestio! Adrenalina podskoczyła do granic możliwości. Rozległ się cichy skowyt, a później w ruch poszły zębiska, ociekające śliną i pianą zębiska, które zaczęły się zaciskać na jej ręce, rozrywać ją na kawałki... Zaczęła krzyczeć, krzyczeć tak, jak tylko pozwalały jej na to płuca.
- SILENCIO!
Głos jej uwiązł w gardle, ale krzyki trwały nadal, rozbrzmiewały w jej głowie i... nie były jej? Spojrzała przed siebie. Wzrok się wyostrzył, mogła już rozróżniać kształty. Babcia w blasku ciepłego płomienia. Mrugnęła. Wilcze zębiska rozszarpujące jej ciało... Co się działo... Co to wszystko miało znaczyć...! Niech się skończy, niech przestanie, dość.. dość, DOŚĆ!
- Babciu, wszystko w porządku?
- Eileen miała wizję. Wracaj do łóżka Noel.
Słowa siostry i Babci dochodziły do niej jak przez ścianę. Wizja? Rozszarpywano ją żywcem! Jak Babcia mogła być tak spokojna! Czuła, że kobieta wyciąga z jej drżącej dłoni nóż. Nóż? Nie, przecież nic nie miała w ręce... Gdzie on się podział? Co się działo?
- Wypij, do dna. Od razu ci pomoże.
I znów wszystko było dobrze.
Akcept
- Eileen Gray
Re: Podania Eileen
Wto Maj 08, 2018 12:23 pm
Imię i Nazwisko: Eileen Gray
Wiek: 16
Pozycja: Ścigająca
Przykładowy meczu Quidditcha, w którym postać bierze udział:
Jak zwykle spokojna i opanowana Eileen uważnie obserwowała jak zawodnicy ustawiają się na boisku wedle przyjętego schematu. Gryfonce obca była dzika ekscytacja i kipiące emocje, dostała się do drużyny dzięki chłodnej kalkulacji i to właśnie ona była jej ogromnym atutem w tej grze. Z pełnym skupieniem analizowała ułożenie przeciwników, rozważając ich możliwe posunięcia, gdy kafel pójdzie w górę. Ruszyli. Nie poleciała po piłkę, nie taka była taktyka drużyny. Zleciała pod kotłowaninę graczy i złapała kafla, który z gąszczu przeciwników upuścił do niej towarzysz, zupełnie dezorientując tym wszystkich spoza drużyny. Mając czyste pole przed sobą dziewczyna zatoczyła koło i omijając skierowany w nią tłuczek pomknęła w kierunku pętli. Obrońca był przygotowany, ale ona nie celowała w obręcze - podała do towarzyszki. Na tym polega gra zespołowa, na współpracy a nie gwiazdorzeniu. Robiła swoje i była w tym wyjątkowo skuteczna. Druga Gryfonka przejęła piłkę i zdobyła pierwsze 10 punktów w rekordowo krótkim czasie. Ale to był dopiero początek meczu - prawdziwa gra miała się dopiero rozpocząć.
[Podanie wstawiam ponownie, już raz zostało zaakceptowane]
Wiek: 16
Pozycja: Ścigająca
Przykładowy meczu Quidditcha, w którym postać bierze udział:
Jak zwykle spokojna i opanowana Eileen uważnie obserwowała jak zawodnicy ustawiają się na boisku wedle przyjętego schematu. Gryfonce obca była dzika ekscytacja i kipiące emocje, dostała się do drużyny dzięki chłodnej kalkulacji i to właśnie ona była jej ogromnym atutem w tej grze. Z pełnym skupieniem analizowała ułożenie przeciwników, rozważając ich możliwe posunięcia, gdy kafel pójdzie w górę. Ruszyli. Nie poleciała po piłkę, nie taka była taktyka drużyny. Zleciała pod kotłowaninę graczy i złapała kafla, który z gąszczu przeciwników upuścił do niej towarzysz, zupełnie dezorientując tym wszystkich spoza drużyny. Mając czyste pole przed sobą dziewczyna zatoczyła koło i omijając skierowany w nią tłuczek pomknęła w kierunku pętli. Obrońca był przygotowany, ale ona nie celowała w obręcze - podała do towarzyszki. Na tym polega gra zespołowa, na współpracy a nie gwiazdorzeniu. Robiła swoje i była w tym wyjątkowo skuteczna. Druga Gryfonka przejęła piłkę i zdobyła pierwsze 10 punktów w rekordowo krótkim czasie. Ale to był dopiero początek meczu - prawdziwa gra miała się dopiero rozpocząć.
[Podanie wstawiam ponownie, już raz zostało zaakceptowane]
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|