- Mephisto Lataner
Mephisto Lataner [dorosły]
Sro Wrz 16, 2015 9:33 pm
Imię i nazwisko: Mephistopheles Adam Lataner
Data urodzenia: 10 października 1948 roku
Czystość krwi: Półkrwi
Była szkoła: Ravenclaw, Hogwart
Praca: Nauczyciel Opieki nad Magicznymi Stworzeniami
Różdżka: Czarny Orzech, Serce Golema, 14 cali
Widok z Ain Eingarp:
Nie mógł uwierzyć że znów go do tego zmuszają. Znów, po raz kolejny. Czy tego czasem nie wystarczało zrobić jeden raz w życiu? Nigdy nie słyszał by ktoś stawał przed tym idiotycznym lustrem kilkakrotnie, czemu więc on dostał takie zadanie?
Pamiętał pierwszy raz. Trudno zapomnieć zwierciadło Ain Eingarp. Miał wtedy naście lat, a w lustrze zobaczył siebie, otoczonego wianuszkiem fanów, w blasku fleszy, sławnego gracza Quiddicha, ze stadem zapatrzonych w niego nastolatek. Ładnych nastolatek. Jako gówniarz pragnął być sławny i zmieniać dziewczyny jak rękawiczki. . Szybko też to osiągnął... I równie szybko mu się to znudziło.
Teraz stał w rogu komnaty, patrząc wrogo na lustro, zupełnie jakby mógł sprawić samą siłą woli, że ono zniknie. Nie znikało, a on czuł się coraz gorzej. Wiedział co zobaczy. A raczej kogo. Wiedział, że to będzie zbyt ciężkie by to unieść. Czuł mdłości, a niedawno zjedzony obiad obiecywał, że w drugą stronę nie będzie już taki smaczny. Mijały minuty a on wciąż nie ruszał się z miejsca. Wkrótce minuty zamieniły się w godzinę, a do niej doszły kolejne. Mephisto potrafił być bardzo uparty, jednak lustro wyraźnie wykazywało większą siłę woli.
W końcu, postawił krok w kierunku Ain Eingarp. I kolejny. Stając przed lustrem nabrał powietrza, ale to i tak go nie przygotowało. Jego żołądek skręcił się, a on zgiął się wpół. Powietrze, które nabrał, utkwiło mu w płucach i zaczęło parzyć jak ogień. Ból był paraliżujący. Na tyle paraliżujący by upaść na kolana, zgiąć się wpół i czołem dotknąć podłogi. Nagle ucieszył się, że jest tu sam. Nie chciał by ktokolwiek go widział, nie teraz. Powietrze w końcu uciekło z jego ust, a Mephistofeles powoli nabrał kolejną porcję tlenu. I znów, wydech i wdech... Ból nie zelżał, ale on i tak uniósł głowę by spojrzeć ponownie na szklaną taflę, która oddzielała go od jego pragnień. Patrzył, chłonąc każdy detal, mimo bólu i cierpienia.
Sophie...
Kobieta w lustrze kucała przed nim, dotykając dłonią szklanej powierzchni, która ich dzieliła. Wyciągnął dłoń i pokrył jej, drobną, kobiecą... cudowną. Wyglądała tak jak pamiętał, z owalną twarzą, pięknymi szafirowymi oczyma i długimi, prostymi czarnymi włosami, które odrzuciła na plecy. Drobne ramiona, wyraźne obojczyki tak mocno zarysowane pod sukienką, że miał wrażenie że może ich dotknąć. Nie płakała, w jej oczach widział zrozumienie i tą samą miłość, co pierwszego dnia. Szafiry błyszczały smutkiem, ale to nie on sprawił mu największy ból, tylko widok że uczucie którym go darzyła wciąż – mimo wszystko, jest nadal tak silne.
Dlaczego klęczysz? Powinnaś usiąść...
Jej piękne usta rozświetlił ironiczny uśmiech. Wielbił go. Kochał jej cięty język i sarkastyczne uwagi. Ona jednak milczała i nie zmieniła pozycji, czekając na niego. Mephisto nie był w stanie wstać, nie był w stanie nic zrobić poza podziwianiem jej piękna, po za chłonięciem jej osoby. Jego dłoń rozgrzała lustro, a on miał wrażenie że czuje przez taflę i jej ciepło. Wstał, złapał ramę Ain Eingarp i patrzył jak kobieta jego życia ociężale podnosi się do góry. Jej ręce objęły opiekuńczo okrągły brzuszek zasłonięty materiałem sukienki. Pogładziła się po nim z czułością, jednak w oczach wciąż było widać niepomierny smutek. Powoli skierowała wzrok na niego, a on po raz pierwszy poczuł tak niesamowicie silny ból, odkąd została zamordowana.
Przepraszam. To moja wina.
Pokręciła gwałtownie głową, nie zgadzając się z jego słowami. Podeszła bliżej, oparła czoło o lustro, a on powtórzył gest po swojej, prawdziwej stronie. Marzył by znaleźć się tam gdzie ona. Marzył o niej. Ich dłonie złączyły się po dwóch niewłaściwych taflach światów, które nie miały szans by się złączyć.
We wszechogarniającej ciszy buło słychać jedynie nierównomierne kapanie. Nie widział już zbyt wiele - nie chciał zresztą widzieć. Kiedy w końcu nawet odgłos spadających kropel zniknął, oni nadal trwali w tym samym miejscu. Jednak tylko od jego strony szkło parowało od oddechu.
Tylko on słyszał nieludzki skowyt pełen cierpienia.
Przykładowy Post:
Stojąc przed lustrem poprawił krawat od swojego mugolskiego garnituru. Pochylił się, by widzieć czubek swojej głowy i przeczesał palcami czarne włosy. pozostawiając je w nonszalanckim nieładzie. Czarne oczy były tak samo puste jak zwykle, jednak nie umiał zmienić tego elementu jego wyglądu. Od jakiegoś czasu zresztą jego "zwierciadła duszy" były wyłącznie puste. Umył jeszcze raz ręce, zupełnie zapominając że już to zrobił i wyszedł z łazienki. Dotarł do baru i zamówił kolejną szklankę whiskey.
- Nie rozumiem Meph, czemu wiecznie ubierasz się w ten sposób. Żaden szanujący się czarodziej tak nie robi - oznajmił jego kolega z pracy. Właściwie, to z byłej pracy, biorąc pod uwagę pudło z jego rzeczami stojące między nimi.
- Ponieważ - tu Mephisto zrobił przerwę na wychylenie kieliszka. - Laski na to lecą.
Jego towarzysz nie odezwał się. Lataner nigdy mu się nie przyznał, ale Adam nie był głupi. Nikt z Brygady Aurorów nie był idiotą; wszyscy wiedzieli w co Mephistopheles grał. A to nie była bezpieczna gra
- Słuchaj, to nie jest dobry pomysł. Przemyśl to jeszcze... Przecież najlepszą szansą by się na nich odegrać będzie dla ciebie zostanie. Oni rosną w siłę, a my tracimy...
- Ćśśśśzzzz - Mephistopheles przyłożył palec do ust kolegi i pokręcił głową. - Mam plan. Naprawdę, staaary.
Był pijany. Był bardzo pijany. Jego wzrok skupił się na jakiejś czarownicy w rogu, która mierzyła go wzrokiem.
- Sorry, stary. Pogadamy kiedy indziej - Lataner wstał od towarzysza i zostawiając mu karton ze swoim dobytkiem z aurorskiego biurka, odszedł w kierunku nowej zdobyczy.
***
Pamiętał zamek jakby wyszedł z niego wczoraj, a nie kilkanaście lat temu. Te same mury, ten sam zapach. Nauczyciele ci sami, tylko czasy inne. Patrzył na sufit w Skrzydle Szpitalnym zupełnie jak w piątej klasie, gdy spadł z miotły po tym jak Andrew Scott przywalił mu pałką w głowę. Patrzył na łączenia kamieni po raz kolejny zaskoczony tym, że wbrew prawom grawitacji, cała konstrukcja trzyma się u góry i jeszcze znosi te obciążenie. Po chwili stwierdził, podobnie jak w piątej klasie, że na pewno wspomaga je jakieś sprytne zaklęcie. Na pewno.
Usłyszał jak otwierają się drzwi, z tym charakterystycznym skrzypnięciem, a serce mu załomotało, znów zupełnie jak wtedy. Leżąc w skrzydle musiał wysłuchać wykładu profesora Dumbledore'a o swojej mało sportowej postawie, gdzie dyrektor delikatnie zasugerował mu, że sam był sobie winny. Mimo wszystko Dumbledore nie był dla niego niemiły. Był niczym dziadek, który tylko zasugerował zmianę zachowania.
Teraz też czekała go pogadanka z dyrektorem Hogwartu. Był tego pewny, biorąc pod uwagę że się w ogóle obudził, a w dodatku zrobił to w murach szkoły.
- Mephistophelesie... - kojący głos dyrektora sprawił, że mężczyzna - dorosły, twardy facet - miał ochotę zapłakać. Zacisnął jednak oczy i usiadł na łóżku, a gdy je otworzył napotkał spokojne, acz zatroskane spojrzenie znad okularów połówek. Dumbledore zdążył usiąść już na krzesełku dla odwiedzających i złączyć palce.
- Profesorze ja...
- Nie mów, że chcesz przepraszać - było słychać nutę rozbawienia w głosie dyrektora.
- Nie chcę. Nie rozumiem, czemu... co tu robię. Nie tak to planowałem.
- Jeśli sądzisz, że pozwolę ci umrzeć, to jesteś w błędzie, Mephistophelesie. Nie dam. A już na pewno nie w tak głupi sposób. Połowa Zakonu obwinia się za twój "wypadek" - Dumbledore brzmiał teraz srogo. To była nagana. Znów. - Powinieneś był to lepiej przemyśleć. Mimo wszystko, chciałbym żebyś na razie zaprzestał prób samobójczych. Wiem, że jest ci ciężko, ale muszę cię prosić... o przysługę.
Lataner zdębiał, nie rozumiejąc. Dyrektor go prosił żeby się nie zabijał, bo coś od niego chciał? Może wydać się to bezduszne, jednak Mephisto bardzo docenił to, jak to dyrektor przedstawił. Chciał się jeszcze na coś przydać, może znajdzie jakiś cel w życiu...
- Chciałbym, żebyś pomyślał o mnie, o nas wszystkich, chłopcze. Jest wojna... a niedługo będzie gorzej. Potrzebuję ludzi... chyba nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo, jak desperacko Zakon potrzebuje ludzi. Czarna Magia jest dużo bardziej kusząca ze względu na swoją potęgę... Potrzebuję cię. Dasz radę wytrzymać do końca? Jeśli na końcu wojny, gdy to wszystko się skończy, wciąż będziesz podtrzymywał swoją decyzję, pomogę ci... ale teraz, czy jesteś ze mną, Mephisto?
- Jestem, profesorze Dumbledore.
***
- MIRACLE, UWAŻAJ CO ROBISZ! - donośny krzyk Latanera rozbrzmiał na błoniach. Jeden z Niuchaczy wyrwał się uczennicy i pognał przed siebie roztrącając uczniów. Uczennice głośno narzekały na ubrudzone ubrania, chłopcy zaś marudzili coś o braku kontroli i nienormalnych dziewczynach. W tym wszystkim stała Kim Miracle, z ubrudzonym od ziemi nosem z garścią złota leprechaunów w dłoniach, które wykopał jej niuchacz. Jeden ruch różdżką i zwierzę zawisło w powietrzu przebierając nóżkami. Dziewczyna podeszła po zwierzaka do niego i uśmiechnęła się szeroko, wyraźnie rozbawiona całą sytuacją.
- Przepraszam...
- Co cię tak rozproszyło Kim? Przecież niuchacza łatwo utrzymać.
- Bo panie profesorze, tak pomyślałam, że zakochane buchorożce są takie słodkie...
Data urodzenia: 10 października 1948 roku
Czystość krwi: Półkrwi
Była szkoła: Ravenclaw, Hogwart
Praca: Nauczyciel Opieki nad Magicznymi Stworzeniami
Różdżka: Czarny Orzech, Serce Golema, 14 cali
Widok z Ain Eingarp:
Nie mógł uwierzyć że znów go do tego zmuszają. Znów, po raz kolejny. Czy tego czasem nie wystarczało zrobić jeden raz w życiu? Nigdy nie słyszał by ktoś stawał przed tym idiotycznym lustrem kilkakrotnie, czemu więc on dostał takie zadanie?
Pamiętał pierwszy raz. Trudno zapomnieć zwierciadło Ain Eingarp. Miał wtedy naście lat, a w lustrze zobaczył siebie, otoczonego wianuszkiem fanów, w blasku fleszy, sławnego gracza Quiddicha, ze stadem zapatrzonych w niego nastolatek. Ładnych nastolatek. Jako gówniarz pragnął być sławny i zmieniać dziewczyny jak rękawiczki. . Szybko też to osiągnął... I równie szybko mu się to znudziło.
Teraz stał w rogu komnaty, patrząc wrogo na lustro, zupełnie jakby mógł sprawić samą siłą woli, że ono zniknie. Nie znikało, a on czuł się coraz gorzej. Wiedział co zobaczy. A raczej kogo. Wiedział, że to będzie zbyt ciężkie by to unieść. Czuł mdłości, a niedawno zjedzony obiad obiecywał, że w drugą stronę nie będzie już taki smaczny. Mijały minuty a on wciąż nie ruszał się z miejsca. Wkrótce minuty zamieniły się w godzinę, a do niej doszły kolejne. Mephisto potrafił być bardzo uparty, jednak lustro wyraźnie wykazywało większą siłę woli.
W końcu, postawił krok w kierunku Ain Eingarp. I kolejny. Stając przed lustrem nabrał powietrza, ale to i tak go nie przygotowało. Jego żołądek skręcił się, a on zgiął się wpół. Powietrze, które nabrał, utkwiło mu w płucach i zaczęło parzyć jak ogień. Ból był paraliżujący. Na tyle paraliżujący by upaść na kolana, zgiąć się wpół i czołem dotknąć podłogi. Nagle ucieszył się, że jest tu sam. Nie chciał by ktokolwiek go widział, nie teraz. Powietrze w końcu uciekło z jego ust, a Mephistofeles powoli nabrał kolejną porcję tlenu. I znów, wydech i wdech... Ból nie zelżał, ale on i tak uniósł głowę by spojrzeć ponownie na szklaną taflę, która oddzielała go od jego pragnień. Patrzył, chłonąc każdy detal, mimo bólu i cierpienia.
Sophie...
Kobieta w lustrze kucała przed nim, dotykając dłonią szklanej powierzchni, która ich dzieliła. Wyciągnął dłoń i pokrył jej, drobną, kobiecą... cudowną. Wyglądała tak jak pamiętał, z owalną twarzą, pięknymi szafirowymi oczyma i długimi, prostymi czarnymi włosami, które odrzuciła na plecy. Drobne ramiona, wyraźne obojczyki tak mocno zarysowane pod sukienką, że miał wrażenie że może ich dotknąć. Nie płakała, w jej oczach widział zrozumienie i tą samą miłość, co pierwszego dnia. Szafiry błyszczały smutkiem, ale to nie on sprawił mu największy ból, tylko widok że uczucie którym go darzyła wciąż – mimo wszystko, jest nadal tak silne.
Dlaczego klęczysz? Powinnaś usiąść...
Jej piękne usta rozświetlił ironiczny uśmiech. Wielbił go. Kochał jej cięty język i sarkastyczne uwagi. Ona jednak milczała i nie zmieniła pozycji, czekając na niego. Mephisto nie był w stanie wstać, nie był w stanie nic zrobić poza podziwianiem jej piękna, po za chłonięciem jej osoby. Jego dłoń rozgrzała lustro, a on miał wrażenie że czuje przez taflę i jej ciepło. Wstał, złapał ramę Ain Eingarp i patrzył jak kobieta jego życia ociężale podnosi się do góry. Jej ręce objęły opiekuńczo okrągły brzuszek zasłonięty materiałem sukienki. Pogładziła się po nim z czułością, jednak w oczach wciąż było widać niepomierny smutek. Powoli skierowała wzrok na niego, a on po raz pierwszy poczuł tak niesamowicie silny ból, odkąd została zamordowana.
Przepraszam. To moja wina.
Pokręciła gwałtownie głową, nie zgadzając się z jego słowami. Podeszła bliżej, oparła czoło o lustro, a on powtórzył gest po swojej, prawdziwej stronie. Marzył by znaleźć się tam gdzie ona. Marzył o niej. Ich dłonie złączyły się po dwóch niewłaściwych taflach światów, które nie miały szans by się złączyć.
We wszechogarniającej ciszy buło słychać jedynie nierównomierne kapanie. Nie widział już zbyt wiele - nie chciał zresztą widzieć. Kiedy w końcu nawet odgłos spadających kropel zniknął, oni nadal trwali w tym samym miejscu. Jednak tylko od jego strony szkło parowało od oddechu.
Tylko on słyszał nieludzki skowyt pełen cierpienia.
Przykładowy Post:
Stojąc przed lustrem poprawił krawat od swojego mugolskiego garnituru. Pochylił się, by widzieć czubek swojej głowy i przeczesał palcami czarne włosy. pozostawiając je w nonszalanckim nieładzie. Czarne oczy były tak samo puste jak zwykle, jednak nie umiał zmienić tego elementu jego wyglądu. Od jakiegoś czasu zresztą jego "zwierciadła duszy" były wyłącznie puste. Umył jeszcze raz ręce, zupełnie zapominając że już to zrobił i wyszedł z łazienki. Dotarł do baru i zamówił kolejną szklankę whiskey.
- Nie rozumiem Meph, czemu wiecznie ubierasz się w ten sposób. Żaden szanujący się czarodziej tak nie robi - oznajmił jego kolega z pracy. Właściwie, to z byłej pracy, biorąc pod uwagę pudło z jego rzeczami stojące między nimi.
- Ponieważ - tu Mephisto zrobił przerwę na wychylenie kieliszka. - Laski na to lecą.
Jego towarzysz nie odezwał się. Lataner nigdy mu się nie przyznał, ale Adam nie był głupi. Nikt z Brygady Aurorów nie był idiotą; wszyscy wiedzieli w co Mephistopheles grał. A to nie była bezpieczna gra
- Słuchaj, to nie jest dobry pomysł. Przemyśl to jeszcze... Przecież najlepszą szansą by się na nich odegrać będzie dla ciebie zostanie. Oni rosną w siłę, a my tracimy...
- Ćśśśśzzzz - Mephistopheles przyłożył palec do ust kolegi i pokręcił głową. - Mam plan. Naprawdę, staaary.
Był pijany. Był bardzo pijany. Jego wzrok skupił się na jakiejś czarownicy w rogu, która mierzyła go wzrokiem.
- Sorry, stary. Pogadamy kiedy indziej - Lataner wstał od towarzysza i zostawiając mu karton ze swoim dobytkiem z aurorskiego biurka, odszedł w kierunku nowej zdobyczy.
***
Pamiętał zamek jakby wyszedł z niego wczoraj, a nie kilkanaście lat temu. Te same mury, ten sam zapach. Nauczyciele ci sami, tylko czasy inne. Patrzył na sufit w Skrzydle Szpitalnym zupełnie jak w piątej klasie, gdy spadł z miotły po tym jak Andrew Scott przywalił mu pałką w głowę. Patrzył na łączenia kamieni po raz kolejny zaskoczony tym, że wbrew prawom grawitacji, cała konstrukcja trzyma się u góry i jeszcze znosi te obciążenie. Po chwili stwierdził, podobnie jak w piątej klasie, że na pewno wspomaga je jakieś sprytne zaklęcie. Na pewno.
Usłyszał jak otwierają się drzwi, z tym charakterystycznym skrzypnięciem, a serce mu załomotało, znów zupełnie jak wtedy. Leżąc w skrzydle musiał wysłuchać wykładu profesora Dumbledore'a o swojej mało sportowej postawie, gdzie dyrektor delikatnie zasugerował mu, że sam był sobie winny. Mimo wszystko Dumbledore nie był dla niego niemiły. Był niczym dziadek, który tylko zasugerował zmianę zachowania.
Teraz też czekała go pogadanka z dyrektorem Hogwartu. Był tego pewny, biorąc pod uwagę że się w ogóle obudził, a w dodatku zrobił to w murach szkoły.
- Mephistophelesie... - kojący głos dyrektora sprawił, że mężczyzna - dorosły, twardy facet - miał ochotę zapłakać. Zacisnął jednak oczy i usiadł na łóżku, a gdy je otworzył napotkał spokojne, acz zatroskane spojrzenie znad okularów połówek. Dumbledore zdążył usiąść już na krzesełku dla odwiedzających i złączyć palce.
- Profesorze ja...
- Nie mów, że chcesz przepraszać - było słychać nutę rozbawienia w głosie dyrektora.
- Nie chcę. Nie rozumiem, czemu... co tu robię. Nie tak to planowałem.
- Jeśli sądzisz, że pozwolę ci umrzeć, to jesteś w błędzie, Mephistophelesie. Nie dam. A już na pewno nie w tak głupi sposób. Połowa Zakonu obwinia się za twój "wypadek" - Dumbledore brzmiał teraz srogo. To była nagana. Znów. - Powinieneś był to lepiej przemyśleć. Mimo wszystko, chciałbym żebyś na razie zaprzestał prób samobójczych. Wiem, że jest ci ciężko, ale muszę cię prosić... o przysługę.
Lataner zdębiał, nie rozumiejąc. Dyrektor go prosił żeby się nie zabijał, bo coś od niego chciał? Może wydać się to bezduszne, jednak Mephisto bardzo docenił to, jak to dyrektor przedstawił. Chciał się jeszcze na coś przydać, może znajdzie jakiś cel w życiu...
- Chciałbym, żebyś pomyślał o mnie, o nas wszystkich, chłopcze. Jest wojna... a niedługo będzie gorzej. Potrzebuję ludzi... chyba nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo, jak desperacko Zakon potrzebuje ludzi. Czarna Magia jest dużo bardziej kusząca ze względu na swoją potęgę... Potrzebuję cię. Dasz radę wytrzymać do końca? Jeśli na końcu wojny, gdy to wszystko się skończy, wciąż będziesz podtrzymywał swoją decyzję, pomogę ci... ale teraz, czy jesteś ze mną, Mephisto?
- Jestem, profesorze Dumbledore.
***
- MIRACLE, UWAŻAJ CO ROBISZ! - donośny krzyk Latanera rozbrzmiał na błoniach. Jeden z Niuchaczy wyrwał się uczennicy i pognał przed siebie roztrącając uczniów. Uczennice głośno narzekały na ubrudzone ubrania, chłopcy zaś marudzili coś o braku kontroli i nienormalnych dziewczynach. W tym wszystkim stała Kim Miracle, z ubrudzonym od ziemi nosem z garścią złota leprechaunów w dłoniach, które wykopał jej niuchacz. Jeden ruch różdżką i zwierzę zawisło w powietrzu przebierając nóżkami. Dziewczyna podeszła po zwierzaka do niego i uśmiechnęła się szeroko, wyraźnie rozbawiona całą sytuacją.
- Przepraszam...
- Co cię tak rozproszyło Kim? Przecież niuchacza łatwo utrzymać.
- Bo panie profesorze, tak pomyślałam, że zakochane buchorożce są takie słodkie...
- Caroline Rockers
Re: Mephisto Lataner [dorosły]
Sro Wrz 23, 2015 4:28 pm
Poprawiłam kilka błędów, które jeszcze rzuciły mi się w oczy i pogrubiłam dialogi, żeby je lepiej odznaczyć na tle reszty tekstu. Akcept!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach