Go down
Nathaniel Rosier
Oczekujący
Nathaniel Rosier

Nathaniel Rosier [uczeń] Empty Nathaniel Rosier [uczeń]

Pon Wrz 14, 2015 3:22 pm
Imię i nazwisko: Nathaniel Anthony Rosier
Data urodzenia: 15 lipca 1962 r.
Czystość krwi: czysta, proszę
Dom w Hogwarcie: Slytherin
Różdżka: 10,5 cala, tarnina, sztywna, krew bruxy
Widok z Ain Eingarp:

- Synu, jak na każdego członka rodu Rosier przystało, Twoim obowiązkiem jest spojrzenie w zwierciadło Ain Eingarp. Wszyscy to robili, więc dla Ciebie także nie będzie żadnej ulgi.
Słowa dudniły mu w głowie jeszcze długi czas po tym, jak ojciec je wypowiedział. Nie chciał tam zaglądać. Prawdę powiedziawszy, to lustro trochę go przerażało. Bo jak zrozumieć coś, co jest anomalne? Lustro, które ukazuje twoje marzenia zamiast odbicia? Wahał się tak długo, aż zniecierpliwiony Martin Rosier złapał syna za ramię i siłą zmusił do stanięcia naprzeciw zwierciadła.
- Co widzisz?
Władczy, grzmiący ton, nie znoszący sprzeciwu. Zawsze tak było. Nigdy nie miał własnego zdania, zawsze musiał się podporządkować, być dumnym i słuchać we wszystkim ojca. Otworzył jedno oko, potem drugie i spojrzał. Przez ułamek sekundy widział tylko swoje odbicie, a może tylko mu się zdawało? Sam już nie wiedział, co widzi, poza tym, wszystko było mu jedno. Zmieni to coś? Raczej nie. Spojrzał głębiej, mocniej, przekonany, że ma wszystko i nie zobaczy nic, prócz siebie. Dom z ogródkiem? Serio? Przez tyle czasu wyobrażania sobie czego pragnie najbardziej okazuje się, że jego jednym marzeniem jest mieć jakiś pieprzony dom z ogrodem? Może jeszcze gromadka dzieci i żona, co? Poczuł szturchnięcie i obrócił twarz w kierunku Rosiera seniora.
- Pytałem, co widzisz.
Tym razem to nie było pytanie. To był rozkaz. Znak, że ma bez sprzeciwu odpowiedzieć, a w razie, gdyby jego marzenie nie spodobało się ojcu, przyjąć na siebie karę z pokorą, obiecując poprawę.
- Nic. To chyba moja prywatna sprawa.
Zaklęcie Cruciatusa przeszyło jego ciało szybciej niż zdążył ugryźć się w język. Kara. Musi być sroga za bezczelność wobec ojca. Kogoś, kto go nie chciał, kto został zmuszony do ślubu przez własnego rodziciela.
- Zrobiłeś się ostatnio bardzo bezczelny, Nathaniel.
Crucio przestało działać. Tyle razy czuł je w sobie, iż liczył, że już się na nie uodpornił, niestety, za każdym razem bolało równie mocno, jak za pierwszym. Leżał na posadzce twarzą do ziemi. Serce omal nie wyskoczyło mu z klatki piersiowej, ale głos ojca docierał do niego wyraźnie, choć widział jakby za mgłą. Powoli wracała mu świadomość.
- Uczę się od najlepszych.
Zamknął oczy, w oczekiwaniu na kolejny ból. Nie nadszedł. Podniósł się, by hardo spojrzeć w oczy człowiekowi, który go spłodził. Którego szanował, ale i jednocześnie nienawidził z całej duszy. Wzrok powiedział mu wszystko. Dalej oczekiwał odpowiedzi. Zadowalającej. Skłam, nakazał sobie. Skłam natychmiast, dla Twojego dobra.
- Otrzymuję Mroczny Znak. Od Sam-Wiesz-Kogo. To, co widzę w tafli.
Jadowity uśmiech rozświetlił oblicze starszego Rosiera. Tak. Był gotowy. Dla pewności wolał odczekać jeszcze rok, aż będzie w pełni świadomy swojego wyboru. A Nathaniel? Czy chciał mieć Mroczny Znak? Chciał. Chciał ze względu na ojca. Nie dla siebie, nie dla idei. Dla niego. By wreszcie zaczął go uważać za syna, a nie za coś, co musi nauczyć dobrych manier czy zasad wyznających czystą krew.

Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:

Witamy w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart!

Nie uważasz, że powinieneś pomyśleć o czymś w rodzaju korepetycji? Powiedzmy, szkolny klub? Czego nie rozumiesz w tym składzie, Nathaniel? Wystarczy trzymać się instrukcji z książki... Twój eliksir nie nadaje się nawet jako woda do kwiatów. Przykro mi, ale muszę znowu wpisać Ci O.

Pierwszy rok nauki rozpoczął w ten oto sposób, pokazując jakim to jest antytalentem w dziedzinie eliksirów. Przecież robił tak jak w książce. Dodał wszystko po kolei, mieszał jak kazali i co? Nie jego wina, że profesor ma swoich faworytów. Na przykład takie szlamy. Co one sobie myślą, że kim są? Na pewno wszystko robią źle, a Ślimak wszystkie traktuje ulgowo, by nie protestowały, że ktoś je dyskryminuje. Bo niby jak to wyjaśnić? Czysty czarodziej nie umie i nie rozumie eliksirów? Śmieszne! I na żadne korki chodzić nie będzie, nie zrobi z siebie pośmiewiska, był na to za dumny, za poważny i za szanowane nazwisko nosił. Wolał sam sobie poradzić, zawsze to robił, bo był traktowany i wychowany tak, by radzić sobie bez niczyjej pomocy.

To się nazywa tłuczek, tępa pało!

Jako uczeń drugiej klasy został graczem w drużynie Quidditcha. Nie trzeba dodawać, że najmłodszym, bo to chyba wiadome. Zgłosił swoją kandydaturę od razu, jak tylko dowiedział się o wolnym miejscu. Niestety, ku jego niezadowoleniu, zamiast obrońcą, o którego się starał, został pałkarzem. Sprawdzał się dobrze i z chęcią słał tłuczki w przeciwników. Chciał należeć do drużyny, by się ustawić, być w jakiejś elicie. W dalszym ciągu nie rozumiał eliksirów i nie wychodziły mu żadne mikstury, był za to dobry z takich przedmiotów jak zielarstwo, zaklęcia czy o dziwo, obrona.

Klub Ortodoksyjnych Wyznawców Salazara Slytherina

Razem z przyjaciółmi z dormitorium, na trzecim roku, uznawali zasadę, że każdego, podkreślam - każdego, kto nie posiada krwi czystej w stu procentach, należy odizolować od społeczeństwa czarodziei, a najlepiej od razu zabić ziarno w zarodku, zanim zapuści głębsze korzenie. Wyszukiwali lub wypytywali innych o pochodzenie uczniów z Hogwartu, a następnie ich gnębili, a nawet nie wahali się rzucać w nich zaklęciami, dopiero co nauczonymi. Wielokrotnie tłumaczyli się z tego dyrektorowi, raz nawet byli zawieszeni w prawach ucznia, ale póki kogoś nie skrzywdzili fizycznie, nie mogli im nic zrobić...

By móc z dumą nosić nazwisko Rosier

Nadszedł czas, kiedy ojciec zainteresował się swoim synem. Chciał mieć godnego następcę i musiał go solidnie przygotować. Nie był zadowolony z jego ocen, ale one mało go obchodziły. Miał być Śmierciożercą, sługą Czarnego Pana, a do tego niepotrzebna była mu szkoła. Chciał, żeby poszedł w jego ślady i zaczął przyuczać go do zaklęć niewybaczalnych, ze szczególnym naciskiem na ostatnie, trzecie. Nathaniel był sumiennym uczniem i przykładał się do wszystkiego co pokazywał mu ojciec, bo chciał, by był z niego dumny, by choć raz był zadowolony z syna i że jest godny swego nazwiska.

Inny niż kiedykolwiek przedtem

Piąty rok. Czas SUMów. Otwarcie gnębił szlamy i nie krępował się ich tak nazywać nawet w obecności nauczycieli. Przecież słowa to jeszcze nie zaklęcie, prawda? Musiał też wybrać przedmioty na końcowe egzaminy i przy okazji pomyśleć o przyszłości. O dziwo, wybrał te same co uczniowie planujący uczyć się na aurora po Hogwarcie.
Po cichu też uczęszczał na korepetycje z eliksirów, z innymi przedmiotami nie miał problemów. Nie był Wybitny ze wszystkiego, ale Powyżej Oczekiwań miał z większości z nich. Poznał też Czarnego Pana. Ojciec go zabrał. Nie znał reszty, bo mieli maski na twarzach, ale on i tak z fascynacją wpatrywał się w Mistrza. Czy chciał mu służyć? Chciał jednego, dumy Rosiera seniora. Dlatego bez przeszkód towarzyszył ojcu w zadaniu jakie miał do wykonania. Mieli zabić rodzinę pełną szlam. Uważali się za czystokrwistych, ale byli brudni i cuchnący jak ich splamiona krew. Miał torturować jakiegoś dzieciaka i dla bezpieczeństwa wolał nie używać różdżki. Pożyczył od matki i nie słuchała go tak jak trzeba, jednak zrobił to. Nie mrugnął nawet okiem kiedy dziewczynka wrzeszczała, ale nie spodziewał się też, że będzie to rodzina dziewczyny, którą mijał na szkolnym korytarzu. Kiedy wykonali swoje zadanie, przekonani, że wszyscy nie żyją, czym prędzej zniknęli stamtąd. Po powrocie do szkoły skupił się na nauce, nieco zawieszając swoje dręczenie mugolaków, aż wreszcie nadszedł czas egzaminu. Napisał wszystko co wiedział, zrobił tak jak nakazywał profesor Slughorn, po wakacjach miało się okazać, czy zaliczył...

Sytuacja, której nikt nie przewidział

Po wakacjach zaczął szósty rok. Okazało się, że zaliczył SUMy, ale z eliksirów miał tylko Zadowalający. Na prośbę swojej matki Slughorn zgodził się, by chłopak dalej uczęszczał na zajęcia, ale musiał obiecać, że się poprawi i przyłożył do ich opanowania. Jednak w drodze do szkoły przeżył szok. Dziewczyna, której rodzinę z ojcem wymordowali, ostatecznie przeżyła. Nie wiedział czy go rozpoznała, nie wiedział czy zdawała sobie sprawę z czegokolwiek, ale w jej oczach wyczytał nienawiść. I żądzę zemsty. Nie wiadomo co dalej będzie, historia pisze się sama...

Przykładowy Post:

- Jest! Wychodzi... zaraz tu będzie - rzekł jeden z jego kolegów stojący na czatach. Schowali się za rogiem korytarza prowadzącego w dół, w stronę kuchni, a bardziej konkretnie w kierunku pokoju Borsuków. Nate był już gotowy, oparty plecami o ścianę bawił się różdżką, obracając ją w palcach. Idealnie ułożone blond włosy wprost lśniły w bladej poświacie światła, a szczęka mocno się rysowała w półcieniu. Na pięknie wykrojonych ustach gościł uśmiech, podstępny i zły, bo wiedział, co za chwilę się stanie. Trzecioroczna szlama zmierzała w ich kierunku. Szła sama, bezbronna. Nie znająca się na magii. Nie, nie chciał jej zabić, a może chciał? Chciał, ale nie mógł, nie w zamku i nie pod samym nosem dyrektora. Nie ukrywał, że miał na to ochotę. Pragnął tego tak mocno jak dzikiego, szalonego seksu. Dręczenie plugastwa było niemal na równi z chwilą, gdy osiąga się orgazm.
- Cześć, mała. Susan, prawda? - zapytał słodko, kiedy już dziewczynka wyszła zza rogu. Stanęła jak wryta, ale nieznacznie skinęła głową, na znak tego, że chłopak ma rację. Podobał się jej. Był wysoki, szczupły i niebywale przystojny, ale znała go też z opowieści, wiedziała co może ją spotkać kiedy pójdzie sama do lochów. On jednak uśmiechał się do niej tak pięknie... Odpowiedziała tym samym, a jego usta rozszerzyły się jeszcze szerzej. Była rozpromieniona, ale nie podobało się jej, że był z dwoma kumplami. Oni nie mieli wesołych min. Mimowolnie mocniej ścisnęła swoją różdżkę, chociaż i tak nie zamierzała jej użyć. Rosier za to czekał na jakikolwiek gest z jej strony. Wykonała go i zacisnęła palce na swojej różdżce, która i tak prawnie się jej nie należała. Był szybszy i jednym zaklęciem odebrał jej broń.
- To ci nie będzie potrzebne, zresztą i tak na nie zasługujesz - rzekł i ku rozpaczy dziewczyny, złamał ją na swoim kolanie, a jej resztki rzucił dziewczynie pod nogi. - Gotowi, chłopaki? ­- zerknął na swoich towarzyszy, którzy na jego pytanie skinęli głowami automatycznie, jak roboty. Mieli w dłoniach kartkę z napisem SZLAMA. Podali ją Nate'owi i złapali dziewczynę, zwaną Susan za ramiona, by nie uciekła. Zaczęła się wyrywać i otworzyła usta do krzyku. Nathaniel zacmokał ostrzegająco.
- Jeden dźwięk. Wydaj z siebie choć jeden mały pisk, a urządzę Twoją śliczną buźkę tak, że nawet Dumbledore Ci nie pomoże jej zregenerować - ostrzegł ją, dalej z tym swoim uwodzicielskim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Natychmiast zamknęła usta, a on kontynuował swój monolog. - Mamy dla Ciebie specjalny prezent - pokazał jej kartkę tuż przed przerażonymi oczami. - Jak widzisz, z napisem w sam raz pasującym do Ciebie. Przypnę Ci ją teraz do pleców i użyję Zaklęcia Trwałego Przylepca, byś na zawsze pamiętała, kim jesteś - zakończył ze złośliwym uśmiechem i wykonał swoją obietnicę.
- A wiesz, kim TY jesteś? - zagrzmiał gniewny głos za jego plecami. Zaskoczony Nate odwrócił się przekonany, że to jakaś nauczycielka. Na widok niskiej, brązowowłosej dziewczyny się roześmiał. Przewyższał ją o co najmniej dwadzieścia centymetrów. To ONA. Ta, która na pewno miała nie żyć, zasypana gruzami i wszystkim co się dało. Zignorował go. Ojciec go zignorował, a to Nathaniel miał rację, że przeżyła. Na szczęście go nie widziała, miał maskę, nie mogła go po niczym rozpoznać.
- Zakładam, że zaraz Ty mi powiesz - odparł hardo, zaczepnie, a kumple zarechotali głośno. Zastanawiał się skąd w tej bezczelnej szlamie tyle odwagi. Spojrzał na krawat i już wiedział. Gryfonka. Czego się mógł innego spodziewać jak nie bezmyślnego szpanerstwa z ich strony? Co chciała osiągnąć przerywając mu? Przecież nie miał zamiaru skrzywdzić tej gówniary. Pokazał tylko gdzie jej miejsce i oznaczył, nic więcej.
- Jesteś sukinsynem znęcającym się nad słabszymi - wydusiła z siebie i nim zdążył zareagować, grzmotnęła w niego Drętwotą. Upadł i nie mógł się ruszyć. Jego kumple sami stali jak kołki, jakby to nie on, tylko oni oberwali, a te suki zniknęły. Uciekły. Nie mógł kiwnąć nawet palcem, póki zaklęcie nie przestanie działać. Trwało to piętnaście minut, a dla niego niemal wieczność. Przysiągł, że zapłaci mu za to. Zapłaci mu za to, że ośmieszyła go w oczach innych. Nie daruje jej... Jak tylko wyjdzie ze szkoły, znajdzie ją i będzie wrzeszczała tak samo jak jej brudna ciotka i kuzynka, a potem ją zniszczy, dla zasady...
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Nathaniel Rosier [uczeń] Empty Re: Nathaniel Rosier [uczeń]

Pią Wrz 18, 2015 2:41 pm

Witam kolejnego członka rodziny Rosierów. Nathaniel jest młody, ambitny i już poznał Czarnego Pana, z całą pewnością od teraz będzie musiał być ostrożny i trzymać się z tymi, którzy również są zwolennikami Sam - Wiesz - Kogo w Hogwarcie. Czysta krew zostaje zaakceptowana.
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach