- Mistrz Gry
Re: Stary Dąb
Wto Mar 31, 2015 2:07 am
The member 'Arianna Jemare' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 3, 3
'Pojedynek' :
Result : 3, 3
- Regulus Black
Re: Stary Dąb
Wto Mar 31, 2015 3:12 pm
Od czasu pamiętnego spotkania w Hogsmeade nie spodziewał się, że będzie miał okazję współpracować z Rockers. Tą wstrętną, małą wiedźmą, która zdążyła już wypalić na nim ślad swojego niezrównoważenia. Od tamtej pory stanowczo jej unikał, całkiem skutecznie jak widać... Dzisiejszy dzień jednak był wyjątkiem. Słowa dziewczyny skutecznie uderzyły w jego dumę i sprowokowały do działania. Choć zapewne w innej sytuacji uciekłby stąd byle szybciej, teraz stanął do walki u boku prawdziwej żmii. Jednej z królowych w jego życiu.
Tej czerwonej.
Wszystkie oczy wpatrzone zostały w tą jakże agresywną zawodniczkę, a on jak cień usunął się nieco z pierwszego planu. Jedynie posłużył się trochę ciemnowłosą damą, która wyczarowała całkiem pokaźne Protego, które także i jego ochroniło. Przybywało coraz więcej ludzi, coraz więcej bitew się rozgrywało i z każdą chwilą wszyscy rozgrywali coraz więcej porachunków. A po co on tu był?
W tej chwili do jego głowy przyszła głupia myśl... Czyżby miał wspierać niejaką Rockers? Stanąć z nią w jednym szeregu?
Dreszcz wstrząsnął jego ciałem, kiedy bitwa została wzbogacona o czarną magię. Skoro tak chcieli się bawić, potrzebował ubezpieczenia. Zerknął już na samym początku w stronę pierwszej ofiary tego wydarzenia.
Przelała się pierwsza krew, więc tam właśnie zaszedł (nie, nie zaszedł, on tam biegł), unikając sprawnie skupionego wokół ludzi wzroku innych. Nieżywa dziewczyna, uczennica stała się tylko obrzydliwą kałużą krwi. Regulus skrzywił się. Nie lubił tych widoków, ale w obliczu bitwy nie miał zamiaru narzekać. Potrzebował tylko jednej małej rzeczy. Jej różdżki. Wziął ją więc, wbitą w ziemię, nie ocierał nawet z krwi. Swoją schował do kieszeni.
Czasem dobrze jest być cieniem. Wszystkie spojrzenia skierowane na Rockers, utkwione w niej, a on sam, daleko od tego miejsca, ustawił się przy zwłokach przypadkowej ofiary, a zaklęcie go nie dosięgnęło w sumie tylko dzięki zwykłemu szczęściu.
Skupiali się na likwidowaniu większych grup, mądrze.
Chmurne oczy wbiły się w trzy postacie. Wampir i dwoje świrów ze Slytherinu. Pięknie, doprawdy pięknie. Ziemia przy Regulusie nasiąkała krwią.
Nigdy nie chciał śmierci ludzi. A teraz mimo obrzydzenia stawał się odporny.
Służył większej sprawie.
Skierował różdżkę w stronę przeciwników. Tak, tą znalezioną różdżkę.
- Invisifectorem! - krzyknął, wypuszczając z końcówki słodkiego, niewidzialnego mordercę. Zapach kwiatów uniósł się w powietrzu, a chłopak cofnął się o krok.
- Ventus!
Podmuch wiatru porwał trujące opary w stronę przeciwników. Ale co najważniejsze - dalej od niego.
Tej czerwonej.
Wszystkie oczy wpatrzone zostały w tą jakże agresywną zawodniczkę, a on jak cień usunął się nieco z pierwszego planu. Jedynie posłużył się trochę ciemnowłosą damą, która wyczarowała całkiem pokaźne Protego, które także i jego ochroniło. Przybywało coraz więcej ludzi, coraz więcej bitew się rozgrywało i z każdą chwilą wszyscy rozgrywali coraz więcej porachunków. A po co on tu był?
W tej chwili do jego głowy przyszła głupia myśl... Czyżby miał wspierać niejaką Rockers? Stanąć z nią w jednym szeregu?
Dreszcz wstrząsnął jego ciałem, kiedy bitwa została wzbogacona o czarną magię. Skoro tak chcieli się bawić, potrzebował ubezpieczenia. Zerknął już na samym początku w stronę pierwszej ofiary tego wydarzenia.
Przelała się pierwsza krew, więc tam właśnie zaszedł (nie, nie zaszedł, on tam biegł), unikając sprawnie skupionego wokół ludzi wzroku innych. Nieżywa dziewczyna, uczennica stała się tylko obrzydliwą kałużą krwi. Regulus skrzywił się. Nie lubił tych widoków, ale w obliczu bitwy nie miał zamiaru narzekać. Potrzebował tylko jednej małej rzeczy. Jej różdżki. Wziął ją więc, wbitą w ziemię, nie ocierał nawet z krwi. Swoją schował do kieszeni.
Czasem dobrze jest być cieniem. Wszystkie spojrzenia skierowane na Rockers, utkwione w niej, a on sam, daleko od tego miejsca, ustawił się przy zwłokach przypadkowej ofiary, a zaklęcie go nie dosięgnęło w sumie tylko dzięki zwykłemu szczęściu.
Skupiali się na likwidowaniu większych grup, mądrze.
Chmurne oczy wbiły się w trzy postacie. Wampir i dwoje świrów ze Slytherinu. Pięknie, doprawdy pięknie. Ziemia przy Regulusie nasiąkała krwią.
Nigdy nie chciał śmierci ludzi. A teraz mimo obrzydzenia stawał się odporny.
Służył większej sprawie.
Skierował różdżkę w stronę przeciwników. Tak, tą znalezioną różdżkę.
- Invisifectorem! - krzyknął, wypuszczając z końcówki słodkiego, niewidzialnego mordercę. Zapach kwiatów uniósł się w powietrzu, a chłopak cofnął się o krok.
- Ventus!
Podmuch wiatru porwał trujące opary w stronę przeciwników. Ale co najważniejsze - dalej od niego.
- Mistrz Gry
Re: Stary Dąb
Wto Mar 31, 2015 3:12 pm
The member 'Regulus Black' has done the following action : Rzuć kością
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 5, 4
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 4, 3
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 5, 4
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 4, 3
- Caroline Rockers
Re: Stary Dąb
Wto Mar 31, 2015 6:54 pm
To tak, jakby zatrzymał się dla nich wszystkich czas i choć oni zdawali się być przygotowani na walkę, czekali na pierwszy cios. Zarówno jedna, jak i druga strona. I ten cios nadszedł właśnie od Sahira Nailaha, który użył zaklęcia Inferno, powodując wybuchowy początek pojedynkowych potyczek. Początek spektakularnego przedstawienia do którego zostali wciągnięci Ci, którzy zebrali się wraz z nimi na błoniach. Zarówno Ci, którzy tego chcieli, jak i Ci, którzy woleli pokojowo załatwić tę sprawę.
Ale ta druga opcja absolutnie nie wchodziła w grę.
W jednej chwili czas przyspieszył; adrenalina i niszczycielska wściekłość uderzyła jej do głowy, powodując, że lont został odpalony. Niepokojąca trójca jaką tworzyli – i nie było tu mowy o żadnym przypadku – zawsze miała te wyjątkowe szczęście do tego typu spotkań. Jednakże tym razem zdecydowanie coś uległo zmianie. Wciągnęli w ten konflikt inne osoby, nadając całości bardziej chaotycznego wyrazu. Poza tym to było ich ostatnie wspólne spotkanie; osobliwe pożegnanie wręcz. Uprzejmości więc były tu nie na miejscu – nie w takich warunkach przynajmniej, bo może i znała te wszystkie formułki, ale czy to miało jakikolwiek sens w takiej chwili?
Odpowiedz sobie na to sam.
Ona zaś dbała tylko i wyłącznie o własny tyłek, nie przejmując się tymi, którzy właśnie odeszli z tego świata. Walka w wyższej sprawie wymagała poświęceń. I to w życiach. A dopóki C. nie dorwie Nailaha i odpowiedniego Collinsa, można było zapomnieć o tym, że odpuści. A uciec? O nie...na pewno stąd nie ucieknie. Nigdy nie uciekała z pola walki. I dzisiaj również się to nie stanie. Jej zimne burzowe tęczówki latały od jednego chłopaka do drugiego, czasem zahaczając też o dwie dziewczyny, które znajdowały się w samym środku piekła. Aż nagle..! Coś złapało ją za kostkę tak, że Rockers prychając, niczym rozjuszona kotka, zaczęła się wierzgać po ziemi, próbując się czegoś złapać i jakoś zaatakować tego kogoś, kto ośmielił się to zrobić!
- Kurwa! – Przeklęła Ślizgonka, próbując dojrzeć czarodzieja, który kontrolował te lasso. Niestety, ciężko było w tym całym bałaganie cokolwiek dojrzeć. A na dodatek, wampirowi coraz bardziej odpierdalało i jeśli tak dalej pójdzie, to jej ucieknie.
O nie, absolutnie na to nie pozwoli.
Zmierzam więc, jak tylko mogę w Twoją stronę, byś doświadczył w końcu odpowiedniej dawki bólu na swej martwej skórze!
Dokładnie widziała, jak wstrętny wąpierz raz po raz macha różdżką i rzuca swoje „małe” zaklęcia, co tylko jeszcze bardziej ją rozjuszało. Nie mogła pozwolić by ktoś taki czuł się bezkarny. Nie ma takiej mowy, na Merlina! Kiedy niedaleko niej wyrosły pnącza, poczuła jak Carpe Retractum przestaje działać. Podniosła się szybko i nawet się nie otrzepując z całego tego brudu, ruszyła w wir walki. Jej furia rosła z każdą sekundą, czując jak wewnętrzny potwór tylko drapie o ścianki jej głowy by mogła go bez przeszkód wypuścić. Nawet nie zwróciła zbytniej uwagi na Regulusa, którego po drodze minęła.
Mały Król musiał sobie radzić sam, bo Królowa Śniegu była zbyt zajęta swoimi ofiarami, które chciała zamrozić.
A później być może zmieć z powierzchni ziemi.
Nie czuła zmęczenia – jeszcze nie. Zresztą...przecież dopiero jej mała zabawa się rozpoczęła!
- Lacarnum Inflamarae – wysyczała pierwsze zaklęcie, patrząc jak mały płomień wyskakuje z jej różdżki i zmierza w stronę Sahira. Po chwili wycelowała w Shane’a i niewerbalnie wymówiła kolejne zaklęcie "Locomotor Mortis”. Po chwili wyminęła kolejne osoby, przepychając się jak tylko było można do przodu prost na Nailaha i starając się ominąć wszystkie lecące w jej stronę zaklęcia. Kiedy znalazła się wyjątkowo blisko wampira, wzięła serię krótkich wdechów i wydechów, a jej chmurne tęczówki rozbłysły od piorunów.
- No proszę! Witaj padlino! Jak się dziś czujesz? Dobrze? No to czas to zmienić! – Warknęła i w promieniach wiosennego słońca rzuciła kolejne niewerbalne zaklęcie.
Upiorogacka.
~
Lacarnum Inflamarae: 2,1 (+1 za PD, +1 za eliksir) - 4,3
Locomotor Mortis: 2,6 (+1 za PD, +1 za eliksir) - 4, 6
Obrona przed randomowymi zaklęciami (uniki, zasłanianie się innymi ciałami): 4,1 (+1 za PD, +1 za eliksir) - 6,3
Upiorogacek: 1,2 (+1 za PD, +1 za eliksir) - 3, 4
Caroline Rockers: -8 PŻ
Ale ta druga opcja absolutnie nie wchodziła w grę.
W jednej chwili czas przyspieszył; adrenalina i niszczycielska wściekłość uderzyła jej do głowy, powodując, że lont został odpalony. Niepokojąca trójca jaką tworzyli – i nie było tu mowy o żadnym przypadku – zawsze miała te wyjątkowe szczęście do tego typu spotkań. Jednakże tym razem zdecydowanie coś uległo zmianie. Wciągnęli w ten konflikt inne osoby, nadając całości bardziej chaotycznego wyrazu. Poza tym to było ich ostatnie wspólne spotkanie; osobliwe pożegnanie wręcz. Uprzejmości więc były tu nie na miejscu – nie w takich warunkach przynajmniej, bo może i znała te wszystkie formułki, ale czy to miało jakikolwiek sens w takiej chwili?
Odpowiedz sobie na to sam.
Ona zaś dbała tylko i wyłącznie o własny tyłek, nie przejmując się tymi, którzy właśnie odeszli z tego świata. Walka w wyższej sprawie wymagała poświęceń. I to w życiach. A dopóki C. nie dorwie Nailaha i odpowiedniego Collinsa, można było zapomnieć o tym, że odpuści. A uciec? O nie...na pewno stąd nie ucieknie. Nigdy nie uciekała z pola walki. I dzisiaj również się to nie stanie. Jej zimne burzowe tęczówki latały od jednego chłopaka do drugiego, czasem zahaczając też o dwie dziewczyny, które znajdowały się w samym środku piekła. Aż nagle..! Coś złapało ją za kostkę tak, że Rockers prychając, niczym rozjuszona kotka, zaczęła się wierzgać po ziemi, próbując się czegoś złapać i jakoś zaatakować tego kogoś, kto ośmielił się to zrobić!
- Kurwa! – Przeklęła Ślizgonka, próbując dojrzeć czarodzieja, który kontrolował te lasso. Niestety, ciężko było w tym całym bałaganie cokolwiek dojrzeć. A na dodatek, wampirowi coraz bardziej odpierdalało i jeśli tak dalej pójdzie, to jej ucieknie.
O nie, absolutnie na to nie pozwoli.
Zmierzam więc, jak tylko mogę w Twoją stronę, byś doświadczył w końcu odpowiedniej dawki bólu na swej martwej skórze!
Dokładnie widziała, jak wstrętny wąpierz raz po raz macha różdżką i rzuca swoje „małe” zaklęcia, co tylko jeszcze bardziej ją rozjuszało. Nie mogła pozwolić by ktoś taki czuł się bezkarny. Nie ma takiej mowy, na Merlina! Kiedy niedaleko niej wyrosły pnącza, poczuła jak Carpe Retractum przestaje działać. Podniosła się szybko i nawet się nie otrzepując z całego tego brudu, ruszyła w wir walki. Jej furia rosła z każdą sekundą, czując jak wewnętrzny potwór tylko drapie o ścianki jej głowy by mogła go bez przeszkód wypuścić. Nawet nie zwróciła zbytniej uwagi na Regulusa, którego po drodze minęła.
Mały Król musiał sobie radzić sam, bo Królowa Śniegu była zbyt zajęta swoimi ofiarami, które chciała zamrozić.
A później być może zmieć z powierzchni ziemi.
Nie czuła zmęczenia – jeszcze nie. Zresztą...przecież dopiero jej mała zabawa się rozpoczęła!
- Lacarnum Inflamarae – wysyczała pierwsze zaklęcie, patrząc jak mały płomień wyskakuje z jej różdżki i zmierza w stronę Sahira. Po chwili wycelowała w Shane’a i niewerbalnie wymówiła kolejne zaklęcie "Locomotor Mortis”. Po chwili wyminęła kolejne osoby, przepychając się jak tylko było można do przodu prost na Nailaha i starając się ominąć wszystkie lecące w jej stronę zaklęcia. Kiedy znalazła się wyjątkowo blisko wampira, wzięła serię krótkich wdechów i wydechów, a jej chmurne tęczówki rozbłysły od piorunów.
- No proszę! Witaj padlino! Jak się dziś czujesz? Dobrze? No to czas to zmienić! – Warknęła i w promieniach wiosennego słońca rzuciła kolejne niewerbalne zaklęcie.
Upiorogacka.
~
Lacarnum Inflamarae: 2,1 (+1 za PD, +1 za eliksir) - 4,3
Locomotor Mortis: 2,6 (+1 za PD, +1 za eliksir) - 4, 6
Obrona przed randomowymi zaklęciami (uniki, zasłanianie się innymi ciałami): 4,1 (+1 za PD, +1 za eliksir) - 6,3
Upiorogacek: 1,2 (+1 za PD, +1 za eliksir) - 3, 4
Caroline Rockers: -8 PŻ
- Mistrz Gry
Re: Stary Dąb
Wto Mar 31, 2015 6:54 pm
The member 'Caroline Rockers' has done the following action : Rzuć kością
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 2, 1
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 2, 6
--------------------------------
#3 'Pojedynek' :
#3 Result : 4, 1
--------------------------------
#4 'Pojedynek' :
#4 Result : 1, 2
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 2, 1
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 2, 6
--------------------------------
#3 'Pojedynek' :
#3 Result : 4, 1
--------------------------------
#4 'Pojedynek' :
#4 Result : 1, 2
- Alexander Aristow
Re: Stary Dąb
Wto Mar 31, 2015 8:10 pm
Alexandrowi udało się zręcznie i niezwykle celnie pochwycić dziewczynę za kostkę i przerwać jej skupienie najzwyczajniejszą na świecie wywrotką. Niegroźną i na dobrą sprawę krótkotrwałą, naiwnie sadząc, że coś wskóra i uspokoi podjudzaczkę całego zajścia. Tak, ponieważ to właśnie grzmiąca w swojej postawie królowa śniegu wydała mu się od początku sprawczynią całego zajścia, a nie sama czwórka uczniów, na których wzbudziła swój gniew. Na tym się jednak skończyć nie miało...
Doszło do tego, że Praktykant nie miał w sobie tyle siły przebicia, żeby zapanować nad tą sytuacją. Potrafił rozdzielić znęcających się nad sobą, albo nawet bijących lub pojedynkujących uczniów. Dwóch, trzech, czterech... ale tu było co najmniej... 15 osób i nowe zdawały się pojawiać z zastraszającą szybkością, a wszyscy zamiast pojąć, że to wszystko idzie w cholernie złą stronę, po prostu wznieśli różdżki i błonia rozprysły salwami zaklęć. Jedno wylądowało niecały metr od niego, zdobiąc glebę nierówną gwiazdą z pękającej, wilgotnej ziemi i z dna piekieł wyłoniły się szaro-zielona macki z kolcami, które pochwyciły wszystkich na około. Alexandra też. Wtedy miedzy innymi lasso znikło, a on zaczął desperacko ciąć pnącza zaklęciem. Nic to nie dawało. Nic. Nic! Pojawiały się dziesiątki nowych, chwytając go za nogi, drąc miejscami spodnie i wbijając się kolcami w skórę. Krzyknął aż, kiedy pewien uczeń podniesiony przez owijające się wokół niego pędy powoli zamykał się w środku i w końcu... najzwyczajniej pękł jak soczysty owoc zalewając Praktykanta ciepłą juchą i wzbogacając jego wiedzę o to jak brzmi odgłos między innymi pękającej czaszki. Te krwawe mlaśnięcia aż przyprawiały o mdłości, kiedy te same między innymi sięgnęły w stronę torsu bruneta i przebiły na wylot jego bok. Znowu krzyknął. Krzyczał. Truły go od środka i żadne zaklęcie, o którym logicznie pomyślał nie chciało na nie podziałać.
- Przest...! - chciał jakoś nad tym zapanować, ale wijące się wewnątrz niego wąskie pnącze, jakie powoli rwało cienkie ścianki organów wewnętrznych po prostu oderwało mu mogę. Przez krew zbierającą się w płucach musiał wypluć jej nadmiar na ziemię, a kiedy spoglądał tak na tę plamę, tam również była bruzda. I również była zielona macka. A ta, jak przyczajona po prostu z prędkością kobry wystrzeliła w górę i... Koniec.
[Śmierć Alexandra Aristowa]
Doszło do tego, że Praktykant nie miał w sobie tyle siły przebicia, żeby zapanować nad tą sytuacją. Potrafił rozdzielić znęcających się nad sobą, albo nawet bijących lub pojedynkujących uczniów. Dwóch, trzech, czterech... ale tu było co najmniej... 15 osób i nowe zdawały się pojawiać z zastraszającą szybkością, a wszyscy zamiast pojąć, że to wszystko idzie w cholernie złą stronę, po prostu wznieśli różdżki i błonia rozprysły salwami zaklęć. Jedno wylądowało niecały metr od niego, zdobiąc glebę nierówną gwiazdą z pękającej, wilgotnej ziemi i z dna piekieł wyłoniły się szaro-zielona macki z kolcami, które pochwyciły wszystkich na około. Alexandra też. Wtedy miedzy innymi lasso znikło, a on zaczął desperacko ciąć pnącza zaklęciem. Nic to nie dawało. Nic. Nic! Pojawiały się dziesiątki nowych, chwytając go za nogi, drąc miejscami spodnie i wbijając się kolcami w skórę. Krzyknął aż, kiedy pewien uczeń podniesiony przez owijające się wokół niego pędy powoli zamykał się w środku i w końcu... najzwyczajniej pękł jak soczysty owoc zalewając Praktykanta ciepłą juchą i wzbogacając jego wiedzę o to jak brzmi odgłos między innymi pękającej czaszki. Te krwawe mlaśnięcia aż przyprawiały o mdłości, kiedy te same między innymi sięgnęły w stronę torsu bruneta i przebiły na wylot jego bok. Znowu krzyknął. Krzyczał. Truły go od środka i żadne zaklęcie, o którym logicznie pomyślał nie chciało na nie podziałać.
- Przest...! - chciał jakoś nad tym zapanować, ale wijące się wewnątrz niego wąskie pnącze, jakie powoli rwało cienkie ścianki organów wewnętrznych po prostu oderwało mu mogę. Przez krew zbierającą się w płucach musiał wypluć jej nadmiar na ziemię, a kiedy spoglądał tak na tę plamę, tam również była bruzda. I również była zielona macka. A ta, jak przyczajona po prostu z prędkością kobry wystrzeliła w górę i... Koniec.
[Śmierć Alexandra Aristowa]
- Shane Collins
Re: Stary Dąb
Wto Mar 31, 2015 9:30 pm
Znacie ten moment w którym życie ucieka Wam przed oczami, a Wy możecie jedynie patrzeć jak ulatuje dalej i szybciej od Was? To był jeden z tych momentów. Od momentu w którym rzucił zaklęcie rozbrajające do momentu w którym znalazł się teraz- czyli mniej więcej dwa kroki i jeden wdech, Błonia przeszły metamorfoze. I to nie jedną z tych dobrych. Kilka osób spłonęło żywcem. Kilka osób pnącza wypatroszyły, albo zgniotły. Kilka odwróciło się na pięcie gotowych do ucieczki. Szczerze? Nie dziwię im się. Gdybym to ja był na miejscu Shane'a pewnie spieprzałbym pierwszy. Niestety, obawiam się jednak, że nie ma nadziei ani dla zebranych, ani dla samego zainteresowanego. Bo w końcu jak może skończyć się ta Bitwa o Błonia? Może nazwijmy ją Bitwą o Wolność, bo przecież to wyzwolenie spod ucisku tego, który miał bronić, jest najważniejsze. Co ciekawe, to właśnie niegdyś Anioł o piórach czystych jak magia dziewicy o poranku, rozpoczął ją na dobre. A teraz czy Nam się to podoba, czy też nie, będziemy musieli ponieść tego konsekwencje. Te dobre, jak i te złe.
Bezpiecznik pękł z wężowym sykiem, a sklepienie czaszki chłopaka obmyła znajoma czerń. I tyle było jeżeli chodzi o wspomniane niegdyś pokojowe rozwiązanie sporu. Była krew, były trupy, były plamy po trupach, była czarna magia, była też Wojna i Ten Collins, Którego Nie Chcemy Widzieć. Naturalna kolej rzeczy jak mniemam. Sahir Nailah okazał się dowódcą całej naszej popieprzonej kawalerii, własnymi zaklęciami zsyłając Śmierć na nieuzbrojonych uczniów. Zrobił coś więcej. Otoczył magiczną barierą całą czwórkę, sprawiając że magia aż skwierczała w opuszkach jego palców, przeskakując ochoczo na koniec różdżki. Kolejna inkantacja, a przysiągłby, że dokonał czegoś zupełnie odwrotnego wobec grupki stojącej naprzeciw. Mówiłem już, że cholernie wiele rzeczy działo się jednocześnie i nieodwracalnie? Od strony Regulusa Blacka, który jak miał nadzieję chłopak, stanie na Tym, a nie Tamtym końcu kolejki do Śmierci, poleciało cholernie czarne zaklęcie. Będąc precyzyjnym, popłynęło. Frunęło przez Błonia chmurą, która prawdopodobnie odebrała by mu oddech. Nie no, bądźmy poważni. Trujący obłok rozpływał się z każdym pokonanym metrem, a jego stężenie malało z sekundy na sekundę. Jednak z pewnością byłoby poważnym utrudnieniem, gdyby walczyli w pomieszczeniu. Ale to nie koniec Czytelniku! Pozostała jeszcze Caroline Rockers. Ta niezłomnie postanowiła się przedrzeć do nich osobiście na przekór wszystkiemu i wszystkim. Cóż za audiencja! Doprawdy, godne pochwały. Stała wpatrzona w oczy Śmierci, nie pomna na niebezpieczeństwo na jakie się wystawiała ze strony innych osób. Postronnych, tych które walczyły, zaklęć które cieły powietrze jak ostrza, albo po prostu tych którzy źle jej życzyli. Wrogów niestety miała o wiele więcej niż przyjaciół. Ten stosunek nigdy się nie zmienił, odkąd miał okazję poznać ją osobiście. Oczywiście cyferki rosły, bądź malały, jednak zawsze pozostawał taki sam. Mniej więcej 300:1. Chociaż ta jedynka może być bliższa jednak zeru. Wróćmy jednak do meritum sprawy.
Obłok dotarł do niego. Nie było rozsądnego wyjaśnienia dlaczego nie użył przeciwzaklęcia, czy dlaczego po prostu nie wstrzymał oddechu. Poczuł wzbierające nudności, które jak imadło ścisnęły jego wnętrzności w gruby supeł. I umówmy się, nie jest to najmilsze doświadczenie w jego życiu, ale miał zaskakującą pewność, że to lepsze niż stopić się żywcem po zaklęciu Inferno. A przynajmniej tak przypuszczał – w końcu, hey. Są różne fetysze i dewiacje.
Protego! Kolejne zaklęcie tarczy wzbiło się pomiędzy nim, a rzuconym w jego kierunku zaklęciem Caroline. Nie spodziewał się, by miało mu zrobić jaką konkretną krzywdę – ona była na to zbyt wyrachowana. Miał z pewnością się upodlić, a ona miała okazać mu łaskę. Bo czy to nie właśnie tak wyglądały wszystkie ich spotkania? Walka o dominacje. Uległość. Krew. Śmierć. Trupy. Brzmi jakoś dziwnie znajomo.
Nie miał nawet czasu upewnić się czy zaklęcie tarczy było wystarczające. Uchylił się by ruszyć z uniesioną do góry różdżką w kierunku dziewczyny, która przysparza więcej kłopotów niż pożytku. I miał nadzieję, szczerą nadzieję, że przynajmniej ona zginie przed nim. Spójrzmy prawdzie w oczy. Wszyscy tutaj zebrani w końcu zginą. Chciałby by było to z jego ręki, ale jeżeli po prostu stopią się pod kolejnym Inferno wampira… cóż. Wszystko jedno.
-Decollatio!
Ryknął ciskając różdżkę w kierunku dziewczyny. Tej dziewczyny, która sprawiła, że szala równowagi utrzymywała się niezachwianie. Przeciwwagi, którą zamierzał skrócić o głowę. Dłoń sprawiła, że drewno trzasnęło w powietrzu jak bicz, zupełnie niepodobnie do jego techniki, a jak w zwierciadle magii jego siostry. Poczuł jak surowa magia, wzmacniana dodatkowo siłą samej Śmierci tnie powietrze i wszystko co stanie na jej drodze.
„Mamo, tato, jak się miewacie? Trochę czasu minęło. Nie bójcie się. Zaraz wracam.”
Protego - 5,1 + 1 do kości = 6,2
Decollatio - 6,5 + 1 do kości = 6,6
Bezpiecznik pękł z wężowym sykiem, a sklepienie czaszki chłopaka obmyła znajoma czerń. I tyle było jeżeli chodzi o wspomniane niegdyś pokojowe rozwiązanie sporu. Była krew, były trupy, były plamy po trupach, była czarna magia, była też Wojna i Ten Collins, Którego Nie Chcemy Widzieć. Naturalna kolej rzeczy jak mniemam. Sahir Nailah okazał się dowódcą całej naszej popieprzonej kawalerii, własnymi zaklęciami zsyłając Śmierć na nieuzbrojonych uczniów. Zrobił coś więcej. Otoczył magiczną barierą całą czwórkę, sprawiając że magia aż skwierczała w opuszkach jego palców, przeskakując ochoczo na koniec różdżki. Kolejna inkantacja, a przysiągłby, że dokonał czegoś zupełnie odwrotnego wobec grupki stojącej naprzeciw. Mówiłem już, że cholernie wiele rzeczy działo się jednocześnie i nieodwracalnie? Od strony Regulusa Blacka, który jak miał nadzieję chłopak, stanie na Tym, a nie Tamtym końcu kolejki do Śmierci, poleciało cholernie czarne zaklęcie. Będąc precyzyjnym, popłynęło. Frunęło przez Błonia chmurą, która prawdopodobnie odebrała by mu oddech. Nie no, bądźmy poważni. Trujący obłok rozpływał się z każdym pokonanym metrem, a jego stężenie malało z sekundy na sekundę. Jednak z pewnością byłoby poważnym utrudnieniem, gdyby walczyli w pomieszczeniu. Ale to nie koniec Czytelniku! Pozostała jeszcze Caroline Rockers. Ta niezłomnie postanowiła się przedrzeć do nich osobiście na przekór wszystkiemu i wszystkim. Cóż za audiencja! Doprawdy, godne pochwały. Stała wpatrzona w oczy Śmierci, nie pomna na niebezpieczeństwo na jakie się wystawiała ze strony innych osób. Postronnych, tych które walczyły, zaklęć które cieły powietrze jak ostrza, albo po prostu tych którzy źle jej życzyli. Wrogów niestety miała o wiele więcej niż przyjaciół. Ten stosunek nigdy się nie zmienił, odkąd miał okazję poznać ją osobiście. Oczywiście cyferki rosły, bądź malały, jednak zawsze pozostawał taki sam. Mniej więcej 300:1. Chociaż ta jedynka może być bliższa jednak zeru. Wróćmy jednak do meritum sprawy.
Obłok dotarł do niego. Nie było rozsądnego wyjaśnienia dlaczego nie użył przeciwzaklęcia, czy dlaczego po prostu nie wstrzymał oddechu. Poczuł wzbierające nudności, które jak imadło ścisnęły jego wnętrzności w gruby supeł. I umówmy się, nie jest to najmilsze doświadczenie w jego życiu, ale miał zaskakującą pewność, że to lepsze niż stopić się żywcem po zaklęciu Inferno. A przynajmniej tak przypuszczał – w końcu, hey. Są różne fetysze i dewiacje.
Protego! Kolejne zaklęcie tarczy wzbiło się pomiędzy nim, a rzuconym w jego kierunku zaklęciem Caroline. Nie spodziewał się, by miało mu zrobić jaką konkretną krzywdę – ona była na to zbyt wyrachowana. Miał z pewnością się upodlić, a ona miała okazać mu łaskę. Bo czy to nie właśnie tak wyglądały wszystkie ich spotkania? Walka o dominacje. Uległość. Krew. Śmierć. Trupy. Brzmi jakoś dziwnie znajomo.
Nie miał nawet czasu upewnić się czy zaklęcie tarczy było wystarczające. Uchylił się by ruszyć z uniesioną do góry różdżką w kierunku dziewczyny, która przysparza więcej kłopotów niż pożytku. I miał nadzieję, szczerą nadzieję, że przynajmniej ona zginie przed nim. Spójrzmy prawdzie w oczy. Wszyscy tutaj zebrani w końcu zginą. Chciałby by było to z jego ręki, ale jeżeli po prostu stopią się pod kolejnym Inferno wampira… cóż. Wszystko jedno.
-Decollatio!
Ryknął ciskając różdżkę w kierunku dziewczyny. Tej dziewczyny, która sprawiła, że szala równowagi utrzymywała się niezachwianie. Przeciwwagi, którą zamierzał skrócić o głowę. Dłoń sprawiła, że drewno trzasnęło w powietrzu jak bicz, zupełnie niepodobnie do jego techniki, a jak w zwierciadle magii jego siostry. Poczuł jak surowa magia, wzmacniana dodatkowo siłą samej Śmierci tnie powietrze i wszystko co stanie na jej drodze.
„Mamo, tato, jak się miewacie? Trochę czasu minęło. Nie bójcie się. Zaraz wracam.”
Protego - 5,1 + 1 do kości = 6,2
Decollatio - 6,5 + 1 do kości = 6,6
- Mistrz Gry
Re: Stary Dąb
Wto Mar 31, 2015 9:30 pm
The member 'Shane Collins' has done the following action : Rzuć kością
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 5, 1
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 5, 6
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 5, 1
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 5, 6
- Sahir Nailah
Re: Stary Dąb
Wto Mar 31, 2015 10:55 pm
Pokojowo? Nie rozśmieszajcie mnie... Nic tutaj się nie działo pokojowo, nic NIE MOGŁO dziać się pokojowo - tutaj walka toczyła się o Wolność, o Pragnienia, a te, mimo szczytnych wizji, w których opiewaliśmy cudowne krainy równości, gdzie każdy każdemu był bratem lub siostrą, były zawsze drogą przez rewolucję... Wiecie, co z nią, czyż nie? TO ta matka-ludojadka, która pożerała swe własne dziecii dopiero kiedy ostał się może jeden, może już żaden, obcierała z zadowoleniem usta i zasypiała, gotowa w każdej chwili do ruchu, kiedy tylko następni potomkowie planety Ziemia dadzą jej pretekst do wybudzenia się. Teraz nadszedł jej czas. Czas, gdy ci dumni Jeźdźcy wypływali ze swych cieni, po których się snuli - jeden z nich chciał lśnić ten, który wciąż stał ze swą siostrą, J., przy dębie, wymieniając się zaklęciami w bezruchu, ten, którego zostawiłeś, Władco Nocy, by lśnił w blasku dnia, w którym został urodzony - bylibyście doskonałymi królami, jak sądzę: on rezydowałby za dnia, ty zaś, gdy Luna wspinałaby się po niebie, wyciągając cienie, które wyciągnąłby wcześniej sam Shane: ty nadałbyś im materialnej formy. Co to byłby za świat rządzony przez Śmierć i Wojnę? Nie wiem. Nie potrafię sobie go wyobrazić, jeśli nie mogę kłaść przed oczyma planszy ze zgliszczy...
Miękkie kroki wampira zatrzymały się - nawet gdyby panowała wokół doskonała cisza, w której on wygłuszałby wszystkie odgłosy, ufając swoim plecom - ufając J. (której nienawidził) i Shane'owi (w którego zrozumienie wierzyć pragnęła Rockers, a który, o zgrozo!, zrozumiał Nailaha), dla którego zostawił Sprawiedliwość, która piękniła się na srebrzystym rumaku - niech ją pokona, niech strąci jej koronę! - przecież to było to pragnienie drążące jego serce - blask chwały..! Skupiałeś całą swoją wolę na utrzymaniu zaklęcia tworzącego pnącze, starałeś się pchnąć w nie całą swoją wolę, aby zdobyć nad nimi kontrolę, by upleść wokół was mur, zamknąć wrota Hogwartu, by nikogo nie przepuścić z zewnątrz, ni nikomu nie pozwolić wyjść i dołączyć do grupy: wrzawa się zaczęła, wszak nie chcieli w tym momencie dodatku w postaci nauczycieli, prawda? Jednak nie potrafiłeś sprawować nad nią kontroli. Wziąłeś głębszy oddech, czując kroplę potu spływającą po skroni i szarpnąłeś różdżką, zrywając połączenie: Akatia Tyxi zatrzymała się. Pojedyncze pnącza leniwie sunęły w kolejnych czarodziei, lecz nie było mowy o tym, by wyrządziły w tym momencie kolejnej szkody: według teorii powinny rosnąć dalej, nawet nie podtrzymywane twą mocą magiczną... jak widać pozostawało jeszcze wiele w drodze do samodoskonalenia się. Zakaszlałeś i skrzywiłeś, łapiąc wolną ręką za gardło, kiedy słodkawy zapach kwiatów zmusił cię do oderwania myśli od zaklęcia i rozejrzenia się - niestety w tym tłumie nie potrafiłeś odnaleźć osoby, która posłałaby tą dziwną woń w powietrze, wraz z którą zaczęło cię mdlić i ściskać nieprzyjemnie wnętrzności... Przeciągnąłeś różdżką z Cedru w powietrzu, odbijając płomyk na protego, zamierając na krótką chwilę i prężąc mięśnie, oczekując wybuchu, czegokolwiek... jednak do niczego takiego nie doszło, a już rzuciłeś następne, kiedy Rockers rzuciła swój czar... Kolejne zaklęcie tarczy i tylko otchłanią powędrowałeś nad jej ramię, w stronę Collinsa, który wymierzył w nią różdżką, wyginając jeden kącik warg w górę, by powrócić do kontaktu wzrokowego z Rockers.
- Niemądrze, dziewuszko. A specjalnie zostawiłem Cię, byś się pobawiła z Collinsem... - Powiedział spokojnym, jakże miłym zresztą tonem: doskonale opanowany, jakby wcale nie sprowadzał właśnie zagłady na uczniów tej szkoły, jakby Otchłań wcale nie pochłaniała wszystkiego wokół, szalejąc buzującą w żyłach krwią prastarego wampira, Władcy bez korony...
I wymierzyłeś w nią Aresto Monumentum przed Decolattio Shane'a.
Broń się, skoroś taka odważna, by brać te dwa potwory na raz na siebie, Caroline.
Nailah skinął w kierunku Collinsa i ruszył do przodu, nie oglądając się już na Ce, wiedząc, że będzie ona wystarczająco zajęta, mijając się z wymierzonym weń avisem.
- Bombarda Maxima. - Rzuciłeś w kierunku Arianny Jemare, przyjmując z wielką chęcią jej zaproszenie do potyczki, skoro taka była chętna do pojedynkowania się... Może to dziwne, a może nie, ale Bombarda zawsze była twoim ulubionym zaklęciem... zatrzymałeś się dopiero o parę kroków przed twarzą Anny Gold i schyliłeś się, by szarpnąć ją za włosy wolną ręką i podnieść do pionu, tworząc żywą tarczę.
Odetchnąłeś jeszcze raz, głębiej, czując niepokojące znużenie organizmu.
Zakończenie działania zaklęcia Tegraraki - wynik zmęczenia
Zakończenie działania zaklęcia Akatia Tyxi - wynik zmęczenia
Na Sahirze zakończone zaklęcie wzmacniające zaklęcia - wynik zmęczenia
1. Protego 6,6
2. Protego 6,6
3. Aresto Monumentum 6,6
4. Bombarda Maxima 5,6
Miękkie kroki wampira zatrzymały się - nawet gdyby panowała wokół doskonała cisza, w której on wygłuszałby wszystkie odgłosy, ufając swoim plecom - ufając J. (której nienawidził) i Shane'owi (w którego zrozumienie wierzyć pragnęła Rockers, a który, o zgrozo!, zrozumiał Nailaha), dla którego zostawił Sprawiedliwość, która piękniła się na srebrzystym rumaku - niech ją pokona, niech strąci jej koronę! - przecież to było to pragnienie drążące jego serce - blask chwały..! Skupiałeś całą swoją wolę na utrzymaniu zaklęcia tworzącego pnącze, starałeś się pchnąć w nie całą swoją wolę, aby zdobyć nad nimi kontrolę, by upleść wokół was mur, zamknąć wrota Hogwartu, by nikogo nie przepuścić z zewnątrz, ni nikomu nie pozwolić wyjść i dołączyć do grupy: wrzawa się zaczęła, wszak nie chcieli w tym momencie dodatku w postaci nauczycieli, prawda? Jednak nie potrafiłeś sprawować nad nią kontroli. Wziąłeś głębszy oddech, czując kroplę potu spływającą po skroni i szarpnąłeś różdżką, zrywając połączenie: Akatia Tyxi zatrzymała się. Pojedyncze pnącza leniwie sunęły w kolejnych czarodziei, lecz nie było mowy o tym, by wyrządziły w tym momencie kolejnej szkody: według teorii powinny rosnąć dalej, nawet nie podtrzymywane twą mocą magiczną... jak widać pozostawało jeszcze wiele w drodze do samodoskonalenia się. Zakaszlałeś i skrzywiłeś, łapiąc wolną ręką za gardło, kiedy słodkawy zapach kwiatów zmusił cię do oderwania myśli od zaklęcia i rozejrzenia się - niestety w tym tłumie nie potrafiłeś odnaleźć osoby, która posłałaby tą dziwną woń w powietrze, wraz z którą zaczęło cię mdlić i ściskać nieprzyjemnie wnętrzności... Przeciągnąłeś różdżką z Cedru w powietrzu, odbijając płomyk na protego, zamierając na krótką chwilę i prężąc mięśnie, oczekując wybuchu, czegokolwiek... jednak do niczego takiego nie doszło, a już rzuciłeś następne, kiedy Rockers rzuciła swój czar... Kolejne zaklęcie tarczy i tylko otchłanią powędrowałeś nad jej ramię, w stronę Collinsa, który wymierzył w nią różdżką, wyginając jeden kącik warg w górę, by powrócić do kontaktu wzrokowego z Rockers.
- Niemądrze, dziewuszko. A specjalnie zostawiłem Cię, byś się pobawiła z Collinsem... - Powiedział spokojnym, jakże miłym zresztą tonem: doskonale opanowany, jakby wcale nie sprowadzał właśnie zagłady na uczniów tej szkoły, jakby Otchłań wcale nie pochłaniała wszystkiego wokół, szalejąc buzującą w żyłach krwią prastarego wampira, Władcy bez korony...
I wymierzyłeś w nią Aresto Monumentum przed Decolattio Shane'a.
Broń się, skoroś taka odważna, by brać te dwa potwory na raz na siebie, Caroline.
Nailah skinął w kierunku Collinsa i ruszył do przodu, nie oglądając się już na Ce, wiedząc, że będzie ona wystarczająco zajęta, mijając się z wymierzonym weń avisem.
- Bombarda Maxima. - Rzuciłeś w kierunku Arianny Jemare, przyjmując z wielką chęcią jej zaproszenie do potyczki, skoro taka była chętna do pojedynkowania się... Może to dziwne, a może nie, ale Bombarda zawsze była twoim ulubionym zaklęciem... zatrzymałeś się dopiero o parę kroków przed twarzą Anny Gold i schyliłeś się, by szarpnąć ją za włosy wolną ręką i podnieść do pionu, tworząc żywą tarczę.
Odetchnąłeś jeszcze raz, głębiej, czując niepokojące znużenie organizmu.
Zakończenie działania zaklęcia Tegraraki - wynik zmęczenia
Zakończenie działania zaklęcia Akatia Tyxi - wynik zmęczenia
Na Sahirze zakończone zaklęcie wzmacniające zaklęcia - wynik zmęczenia
1. Protego 6,6
2. Protego 6,6
3. Aresto Monumentum 6,6
4. Bombarda Maxima 5,6
- Mistrz Gry
Re: Stary Dąb
Wto Mar 31, 2015 10:55 pm
The member 'Sahir Nailah' has done the following action : Rzuć kością
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 4, 3
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 6, 6
--------------------------------
#3 'Pojedynek' :
#3 Result : 6, 6
--------------------------------
#4 'Pojedynek' :
#4 Result : 3, 6
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 4, 3
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 6, 6
--------------------------------
#3 'Pojedynek' :
#3 Result : 6, 6
--------------------------------
#4 'Pojedynek' :
#4 Result : 3, 6
- Regulus Black
Re: Stary Dąb
Sro Kwi 01, 2015 7:15 am
Być może zabawne było, że znów przemykając między toczącymi się pojedynkami zatknął nos. Niestety, niedługo ten zapach obejmie cały obszar nim zniknie na dobre. To zaklęcie jednak nie miało ich zabijać, a jedynie nieco osłabić. Regulus Black może i został oznaczony przez Czarnego Pana, który dał mu pieczęć swojego zaufania, jednak jak dotąd jego niespełna siedemnastoletni umysł nie był przygotowany na okrutne mordowanie z pomocą czarnej magii. Zdawał sobie sprawę, że kiedyś będzie musiał... Odkładał to jednak, zachowując także dystans do krzywdzenia magicznych stworzeń.
Znów był jak cień. Collins wprawdzie go zauważył, jednak był zajęty Caroline. Takie to dziwne? Ona była doskonała tarczą dla Regulusa. Ściągała na siebie całą uwagę, dzięki czemu chłopak nie musiał się obawiać. Przemykał jak cień przez niemal całe błonia, kiedy bitwy pochłaniały jego przeciwników.
Więc skoro panowie byli zajęci, on zajął się J. Tą chorą wariatką z siódmego roku. Wyciągnął przed siebie różdżkę z różanego drzewa, jego oczy przymknęły się, a usta wypowiedziały ze spokojem.
- Everte Stati! - wypowiedział formułę zaklęcia. Wszyscy tak bardzo skupili się na Nailahu i Shane. Nie mógł zostawić damy bez rozrywki. Dosłownie.
Znów był jak cień. Collins wprawdzie go zauważył, jednak był zajęty Caroline. Takie to dziwne? Ona była doskonała tarczą dla Regulusa. Ściągała na siebie całą uwagę, dzięki czemu chłopak nie musiał się obawiać. Przemykał jak cień przez niemal całe błonia, kiedy bitwy pochłaniały jego przeciwników.
Więc skoro panowie byli zajęci, on zajął się J. Tą chorą wariatką z siódmego roku. Wyciągnął przed siebie różdżkę z różanego drzewa, jego oczy przymknęły się, a usta wypowiedziały ze spokojem.
- Everte Stati! - wypowiedział formułę zaklęcia. Wszyscy tak bardzo skupili się na Nailahu i Shane. Nie mógł zostawić damy bez rozrywki. Dosłownie.
- Mistrz Gry
Re: Stary Dąb
Sro Kwi 01, 2015 7:15 am
The member 'Regulus Black' has done the following action : Rzuć kością
'Pojedynek' :
Result : 4, 3
'Pojedynek' :
Result : 4, 3
- J.
Re: Stary Dąb
Sro Kwi 01, 2015 10:02 am
Jeżeli ktokolwiek zapytałby ją: "J. co tu się właściwie stało?", nie byłaby w stanie znaleźć logicznej i składnej odpowiedzi. Wszystko działo się zdecydowanie za szybko, by jej porywczy umysł mógł zarejestrować każde zaklęcie, każdego ucznia, każdego trupa. Nie żeby to sprawiało jakikolwiek kłopot - zdecydowanie fakt, że tak długo przetrwała bez szwanku nie niepokojona przez nikogo, był zrządzeniem losu. Obserwowała poczynania brata, spoglądała na Sahira Nailaha, który jak sama Śmierć chadzał wśród ciał tych martwych i tych jeszcze żywych. Spoglądała na siostrę, która oddaliła się gdzieś w ferworze walki. Cholernie wiele rzeczy w ciągu kilku przepełnionych minut. Obróciła się na pięcie, a kurtka wydała charakterystyczny dźwięk na wietrze. Łopotała cicho w rytm kolejnych kroków wykonywanych przez dziewczynę. Chciała zrobić miejsce swoim sprzymierzeńcom - zawsze walczy się lepiej, gdy ma się do tego odpowiednie warunki. A kiedy trzeba upewniać się, czy zaklęcie przypadkiem nie trafi któregoś z Naszych... to może dekoncentrować. A w tej Bitwie miała wrażenie, że równa się to anihilacji.
Jak na zawołanie z dymu, ciężkiego trupiego odoru spalonych ciał, wychynął Regulus Black. Ten Ślizgon, którego podejrzewało się o konszachty z magią równie czarną co jej własna. Zmierzyła go wzrokiem zdając sobie sprawę z ruchu, który zamierza wykonać wraz z drgnięciem jego różdżki. Nie miał wystarczających jaj, żeby cisnąc w nią Zaklęciem Niewybaczalnym, nie był wystarczająco silny, by powalic ją na ziemie jednym z czarnych uroków. To nie był typ człowieka, który gotowy jest odebrać życie drugiemu człowiekowi, gdy ten stoi teoretycznie nieuzbrojony - bo czy fakt posiadania różdżki natychmiast sprawia, że czarodziej jest uzbrojony? Różne szkoły mają różne pojęcie na ten temat. Posiadanie broni nie oznacza, że jest się gotowym by jej użyć. A miała wrażenie, że Regulus nie zrobiłby jej trwałej krzywdy dla samej radości z aktu. W przeciwieństwie do niej.
-Protego!
Huknęło, gdy postawiła zaklęcie tarczy, wzmocnione skrzyło się na tle pogorzeliska. Uskoczyła jednocześnie na bok wiedząc jak kiepskim pomysłem byłoby zaufanie tak niestabilnej magii jak jej sama. Bieżniki jej butów uchwyciły stabilny grunt pozwalając natychmiast odpowiedzieć na ten zuchwały atak. Pchnęła różdżkę zamaszyście z biodra, jak klasyczni Źli Kolesie w samo południe, gdzieś pośrodku Teksasu. Zmniejszając dystans ryknęła:
-CRUCIO!
Czy zamierzała go tak naprawdę zabić? Nie, Regulusie. Są rzeczy o wiele gorsze od śmierci.
Protego: 5,2 + 1 do kości = 6,3
Crucio: 6,5 + 1 do kości = 6,6
Jak na zawołanie z dymu, ciężkiego trupiego odoru spalonych ciał, wychynął Regulus Black. Ten Ślizgon, którego podejrzewało się o konszachty z magią równie czarną co jej własna. Zmierzyła go wzrokiem zdając sobie sprawę z ruchu, który zamierza wykonać wraz z drgnięciem jego różdżki. Nie miał wystarczających jaj, żeby cisnąc w nią Zaklęciem Niewybaczalnym, nie był wystarczająco silny, by powalic ją na ziemie jednym z czarnych uroków. To nie był typ człowieka, który gotowy jest odebrać życie drugiemu człowiekowi, gdy ten stoi teoretycznie nieuzbrojony - bo czy fakt posiadania różdżki natychmiast sprawia, że czarodziej jest uzbrojony? Różne szkoły mają różne pojęcie na ten temat. Posiadanie broni nie oznacza, że jest się gotowym by jej użyć. A miała wrażenie, że Regulus nie zrobiłby jej trwałej krzywdy dla samej radości z aktu. W przeciwieństwie do niej.
-Protego!
Huknęło, gdy postawiła zaklęcie tarczy, wzmocnione skrzyło się na tle pogorzeliska. Uskoczyła jednocześnie na bok wiedząc jak kiepskim pomysłem byłoby zaufanie tak niestabilnej magii jak jej sama. Bieżniki jej butów uchwyciły stabilny grunt pozwalając natychmiast odpowiedzieć na ten zuchwały atak. Pchnęła różdżkę zamaszyście z biodra, jak klasyczni Źli Kolesie w samo południe, gdzieś pośrodku Teksasu. Zmniejszając dystans ryknęła:
-CRUCIO!
Czy zamierzała go tak naprawdę zabić? Nie, Regulusie. Są rzeczy o wiele gorsze od śmierci.
Protego: 5,2 + 1 do kości = 6,3
Crucio: 6,5 + 1 do kości = 6,6
- Mistrz Gry
Re: Stary Dąb
Sro Kwi 01, 2015 10:02 am
The member 'J.' has done the following action : Rzuć kością
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 5, 2
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 5, 6
#1 'Pojedynek' :
#1 Result : 5, 2
--------------------------------
#2 'Pojedynek' :
#2 Result : 5, 6
- Regulus Black
Re: Stary Dąb
Sro Kwi 01, 2015 2:24 pm
Może wybrał sobie złą przeciwniczkę. Jednak żaden z Collinsów nie miał skrupułów, jeśli chodzi o przeciwników, a on niezaprzeczalnie wypowiedział jej wojnę atakując jako pierwszy. Wszyscy w Slytherinie wiedzieli, że ta dziewczyna jest inna niż wszystkie. Wszyscy domyślali się czym się para. Jednak nikt nie mówił o tym na głos i nikt nie chciał... Do tego nie mieli dowodów na jej działalność, dlatego to ucichło...
J. jednak dawała powody, aby tak sądzić.
Nie, Regulus nie potrafiłby nikogo skrzywdzić. Nie był gotów, aby przyjąć na siebie odpowiedzialność za czyjś ból. Zbyt młody, za mało go w życiu dotknęło. Nigdy nie otrzymał cudownej miłości od rodziny, jednak narzekać nie miał na co. Matka od niego wymagała i dawała wiele od siebie w zamian. Ojciec wymagał, ale takze dawał mu szczęście. Czego Black mógł chcieć więcej?
Może więcej siły. W jego głowie ciągle paliła się lampka... Nie ma nic gorszego od bólu i krzywdy. Avada Kedavra to tak naprawdę wspaniałe zaklęcie. Zabijało szybko i bezboleśnie. Wielu mogłoby o taką śmierć błagać.
Jego źrenice zmniejszyły się znacznie, kiedy usłyszał formułę zaklęcia. Owszem, próbował się odsunąć, czym nieco zaburzył jego siłę, ale i tak trafiło.
I to było najgorsze przeżycie w jego istnieniu. Upadł, dając się ponieść drgawkom, różaną różdżkę upuścił na ziemię, a sam zgiął się w oblewających jego ciało bolesnych konwulsjach. Nie krzyczał tylko dlatego, że jego gardło momentalnie ścisnęło się i nie mógł wydać z siebie dźwięku, choć jego usta się rozchyliły.
Najgorsze z przeżyć...
J. jednak dawała powody, aby tak sądzić.
Nie, Regulus nie potrafiłby nikogo skrzywdzić. Nie był gotów, aby przyjąć na siebie odpowiedzialność za czyjś ból. Zbyt młody, za mało go w życiu dotknęło. Nigdy nie otrzymał cudownej miłości od rodziny, jednak narzekać nie miał na co. Matka od niego wymagała i dawała wiele od siebie w zamian. Ojciec wymagał, ale takze dawał mu szczęście. Czego Black mógł chcieć więcej?
Może więcej siły. W jego głowie ciągle paliła się lampka... Nie ma nic gorszego od bólu i krzywdy. Avada Kedavra to tak naprawdę wspaniałe zaklęcie. Zabijało szybko i bezboleśnie. Wielu mogłoby o taką śmierć błagać.
Jego źrenice zmniejszyły się znacznie, kiedy usłyszał formułę zaklęcia. Owszem, próbował się odsunąć, czym nieco zaburzył jego siłę, ale i tak trafiło.
I to było najgorsze przeżycie w jego istnieniu. Upadł, dając się ponieść drgawkom, różaną różdżkę upuścił na ziemię, a sam zgiął się w oblewających jego ciało bolesnych konwulsjach. Nie krzyczał tylko dlatego, że jego gardło momentalnie ścisnęło się i nie mógł wydać z siebie dźwięku, choć jego usta się rozchyliły.
Najgorsze z przeżyć...
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach