- Mistrz Gry
Re: Zagroda
Pon Kwi 11, 2016 1:08 am
- Cooo mówisz, Drag? Zresztą nieważne! Skoncentruj się lepiej na swojej pracy - mruknął zgryźliwie mężczyzna, gdy szli w stronę zagrody. Dla niego wieczorna pora nadal podchodziła pod dzień i nie miał zamiaru zdania zmieniać, bo chłopak sądził, że wie wszystko. - Takiś mądry, Drag? Nadal jest dzień! Gwiazdy widać?! Nie widać! - Zawołał, a strużka śliny pojawiła się w kąciku warg, gdy wskazał ręką w stronę nieba, które z każdą chwilą było coraz ciemniejsze. Widząc minę Puchona, poczuł wielką satysfakcję. Wreszcie nicpoń otrzyma nauczkę za swoje wybryki! I tak powinien się cieszyć, że Argus nie potraktował go gorzej. Gdyby mógł... och, gdyby tylko mógł...
- A ty nie mamrocz tak do siebie tylko do roboty! - Fuknął jeszcze na dziewczynę, która przez jakiś czas była za nimi. Na odzywkę chłopaka, wymamrotał ciche przekleństwa pod nosem i usiadł na swoim fantastycznym, rozkładanym krzesełku.
- I nawet nie próbujcie żadnych sztuczek! Mam was na oku! A jeśli ty, Parfelt spróbujesz mu pomóc dasz mu jakiś środek czystości do pomocy, to będziesz te błoto własnymi paznokciami zdrapywać - dodał jeszcze złośliwie Filch i otworzył sobie gazetkę na stronie o puchatych kotkach, które dumnie kroczyły.
- Piękności - powiedział cicho zachwycony woźny. - Gdyby takiego kotka dać pani Norris...!
- A ty nie mamrocz tak do siebie tylko do roboty! - Fuknął jeszcze na dziewczynę, która przez jakiś czas była za nimi. Na odzywkę chłopaka, wymamrotał ciche przekleństwa pod nosem i usiadł na swoim fantastycznym, rozkładanym krzesełku.
- I nawet nie próbujcie żadnych sztuczek! Mam was na oku! A jeśli ty, Parfelt spróbujesz mu pomóc dasz mu jakiś środek czystości do pomocy, to będziesz te błoto własnymi paznokciami zdrapywać - dodał jeszcze złośliwie Filch i otworzył sobie gazetkę na stronie o puchatych kotkach, które dumnie kroczyły.
- Piękności - powiedział cicho zachwycony woźny. - Gdyby takiego kotka dać pani Norris...!
- Jerome Drake
Re: Zagroda
Pon Kwi 11, 2016 5:00 pm
Miał zachowywać powagę i nie komentować wszystkich wypowiedzi mężczyzny. Miał... Niestety, Jerome chyba miał wyraźny problem z trzymaniem się swoich postanowień.
Oczywiście musiał coś mruknąć pod nosem, gdy Filch postanowił oświecić go na temat cyklu dnia i nocy, ale dla odmiany zrobił to na tyle cicho, że woźny tego nie usłyszał.
Chłopak wziął się wreszcie do roboty i zaczął szorować ten cuchnący bród. Krzywił się przy tym, ale do czasu, gdy szkolny błazen (zwany też Argusem) nie przekręcił nazwiska Powell.
Pochon mimowolnie parsknął śmiechem, ale zdając sobie sprawę z tego, że znowu zwraca na siebie uwagę staruszka, wrócił do szorowania z jeszcze większą zawziętością.
Będę się musiał na nim odegrać za te męki. Oj będę musiał...
Oczywiście musiał coś mruknąć pod nosem, gdy Filch postanowił oświecić go na temat cyklu dnia i nocy, ale dla odmiany zrobił to na tyle cicho, że woźny tego nie usłyszał.
Chłopak wziął się wreszcie do roboty i zaczął szorować ten cuchnący bród. Krzywił się przy tym, ale do czasu, gdy szkolny błazen (zwany też Argusem) nie przekręcił nazwiska Powell.
Pochon mimowolnie parsknął śmiechem, ale zdając sobie sprawę z tego, że znowu zwraca na siebie uwagę staruszka, wrócił do szorowania z jeszcze większą zawziętością.
Będę się musiał na nim odegrać za te męki. Oj będę musiał...
- Nathalie Powell
Re: Zagroda
Pon Kwi 11, 2016 5:36 pm
Zajęła się swoją pracą i stojąc obok Jerome, tylko na niego zerkała. Nie skupiała się ani trochę na tym co brzęczy pod nosem woźny. Wyłączyła się na to i szorowała błoto.
Tak bardzo nie miała ochoty dać po sobie poznać jak bardzo drażni ją ten odór. Pragnęła pomóc swojemu koledze, bo wiedziała jak wiele wysiłku wkłada w to by nie zacząć drzeć się na Filcha. Było to zdecydowanie zbyt obrzydliwa kara, nawet dla takiego żartownisia jak Drag.
Gdybym była inna to pewnie w tym momencie planowałabym plan zemsty... Pewnie Jerome właśnie tak robi, nie byłabym zdziwiona...
Uśmiechnęła się sama do siebie i zerknęła na niego ponownie. Usłyszała za plecami głos woźnego, który zachwycał się kotami w gazecie. Napotkała wzrok towarzysza i bezgłośnie zaczęła się śmiać. Nie mogła zrozumieć tego jak funkcjonował ten człowiek. Momentami ją to załamywało, ale w sumie dodawał im przy okazji odrobiny rozrywki.
Tak bardzo nie miała ochoty dać po sobie poznać jak bardzo drażni ją ten odór. Pragnęła pomóc swojemu koledze, bo wiedziała jak wiele wysiłku wkłada w to by nie zacząć drzeć się na Filcha. Było to zdecydowanie zbyt obrzydliwa kara, nawet dla takiego żartownisia jak Drag.
Gdybym była inna to pewnie w tym momencie planowałabym plan zemsty... Pewnie Jerome właśnie tak robi, nie byłabym zdziwiona...
Uśmiechnęła się sama do siebie i zerknęła na niego ponownie. Usłyszała za plecami głos woźnego, który zachwycał się kotami w gazecie. Napotkała wzrok towarzysza i bezgłośnie zaczęła się śmiać. Nie mogła zrozumieć tego jak funkcjonował ten człowiek. Momentami ją to załamywało, ale w sumie dodawał im przy okazji odrobiny rozrywki.
- Mistrz Gry
Re: Zagroda
Nie Kwi 17, 2016 8:27 pm
I bardzo dobrze! Przynajmniej chłopak zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, kto tutaj naprawdę rządzi. Mieli się słuchać jego i nikogo innego, a wszelka niesubordynacja mogła się dla nich zakończyć tragicznie. Argus tylko raz zerknął szybko znad gazetki, gdy wydawało mu się, że usłyszał podejrzane hałasy dobiegające od Puchona. Kiedy okazało się, że ten posłusznie szoruje deski, mruknął coś niezrozumiałego do siebie i wrócił do rozpływania się nad kotkami, które dostojnie maszerowały po stronach czarodziejskiej gazety. Po kilkunastu minutach skończył przeglądanie i siedząc wygodnie na swoim rozkładanym krześle, rzucił im niechętne spojrzenie.
- Ruchy, ruchy! Bo zaraz rzeczywiście będzie tak, że będziecie w nocy odrabiać ten szlaban! - Warknął Argus. - Za starych czasów to nie traktowało się tak dobrze nieposłusznych nicponiów... wystarczyło tylko raz zakuć ich w kajdany pod sufitem i zostawić na noc w ciemnościach... oj tak... piękne czasy. Później już byli potulni jak baranki.
- Ruchy, ruchy! Bo zaraz rzeczywiście będzie tak, że będziecie w nocy odrabiać ten szlaban! - Warknął Argus. - Za starych czasów to nie traktowało się tak dobrze nieposłusznych nicponiów... wystarczyło tylko raz zakuć ich w kajdany pod sufitem i zostawić na noc w ciemnościach... oj tak... piękne czasy. Później już byli potulni jak baranki.
- Jerome Drake
Re: Zagroda
Nie Kwi 17, 2016 8:55 pm
Taaa. Te twoje cudowne kajdany. Żeby ci ich tylko nikt nie zwinął z kanciapy.
Przewrócił oczami słysząc komentarz mężczyzny i szorował dalej. Brud powoli znikał, ale znikały też powoli siły Drake'a. Wbrew pozorom takie szorowanie było całkiem wyczerpujące. Teraz cieszył się, że czasem ćwiczył, bo inaczej zacząłby się już martwić o jutrzejsze zakwasy.
Pozwolił sobie zerknąć w stronę Nathalie i się do niej uśmiechnąć.
Złamać jego wolę? Dobre sobie. Nie był pewien, czy chociaż te kajdany by potrafiły. Oczywiście, taka kara byłaby nieporównywalnie gorsza, ale zamiast oduczyć go niewłaściwego zachowania, jedynie sprawiłaby, że następnym razem bardziej by uważał przy swoich wybrykach by nie dostać znowu kary, a i tak robić swoje.
Przewrócił oczami słysząc komentarz mężczyzny i szorował dalej. Brud powoli znikał, ale znikały też powoli siły Drake'a. Wbrew pozorom takie szorowanie było całkiem wyczerpujące. Teraz cieszył się, że czasem ćwiczył, bo inaczej zacząłby się już martwić o jutrzejsze zakwasy.
Pozwolił sobie zerknąć w stronę Nathalie i się do niej uśmiechnąć.
Złamać jego wolę? Dobre sobie. Nie był pewien, czy chociaż te kajdany by potrafiły. Oczywiście, taka kara byłaby nieporównywalnie gorsza, ale zamiast oduczyć go niewłaściwego zachowania, jedynie sprawiłaby, że następnym razem bardziej by uważał przy swoich wybrykach by nie dostać znowu kary, a i tak robić swoje.
- Nathalie Powell
Re: Zagroda
Nie Kwi 17, 2016 9:08 pm
Wysłuchując słów woźnego, skierowanych w ich stronę, tylko przewróciła oczami i dalej szorowała błoto. Miejsca, które wyznaczył im były coraz bardziej czyste. Nie ważne, że to było dość żmudna praca, bo pewnie za kilka dni będą robić to inni uczniowie jako karę. Zastanawianie się nad celem tego wszystkiego nic by nie dało, to zwyczajny szlaban, który muszą wykonać i mieć za sobą. Zdecydowanie nie zbyt wesoły, ale da się przeżyć.
Mogło być gorzej...
Pomyślała unosząc brwi i w pewnym momencie napotkała wzrok Jerome. Odwzajemniła uśmiech, ale był dość słaby, bo Puchonka powoli traciła energię. Nie miała zamiaru się poddać, no satysfakcji Filcha nie miała zamiaru zobaczyć.
Trzeba przyznać, że zaciętość Draka jej się się udzielała. Nie mogła pozwolić na to by dać za wygraną. No może ona nie wymyślała w głowie szatańskiego planu jak tu się na nim za to wszystko odegrać, ale mimo wszystko, wolała udawać posłuszną uczennice i zrobić swoje.
Mogło być gorzej...
Pomyślała unosząc brwi i w pewnym momencie napotkała wzrok Jerome. Odwzajemniła uśmiech, ale był dość słaby, bo Puchonka powoli traciła energię. Nie miała zamiaru się poddać, no satysfakcji Filcha nie miała zamiaru zobaczyć.
Trzeba przyznać, że zaciętość Draka jej się się udzielała. Nie mogła pozwolić na to by dać za wygraną. No może ona nie wymyślała w głowie szatańskiego planu jak tu się na nim za to wszystko odegrać, ale mimo wszystko, wolała udawać posłuszną uczennice i zrobić swoje.
- Mistrz Gry
Re: Zagroda
Czw Maj 12, 2016 4:07 am
Argus po prostu uwielbiał takie dni, kiedy choć część roboty robili za niego uczniowie a on mógł mieć chwilę czasu dla siebie. I to wszystko w ramach szlabanu! No po prostu był wzruszony. Miał zresztą wrażenie, że dzięki takim chwilom czuje się lepiej. Odkaszlnął sobie, wyciągnął swoją zużytą chusteczkę z kieszeni i wypluł w nią flegmę, która mu się zebrała w gardle. Zerknął jeszcze na szorującego Puchona i uśmiechnął się mściwie. Ile on by dał by więcej takich dowcipnisiów ukarać! I ponownie dorwać Huncwotów w swoje ręce... och tak... dałby im do szorowania cały zamek, a jeśli by pyskowali to jego łańcuchy tylko czekały. Mijał czas i mijał, i Filch co jakiś czas zerkał jak im idzie i kiedy minęło kilka godzin, a zagroda w końcu zalśniła czystością, rozdał im szmatki, które wcześniej przyniosła Nathalie.
- Trochę wam to zajęło, lenie! Teraz wypolerujcie zagrodę i to migiem! A jeśli zrobicie to niedokładnie to możecie być pewni, że was nie wypuszczę!
Zapanowała całkowita ciemność i jedynie lampa, którą odpalił woźny, rzucała blask na zagrodę.
- Trochę wam to zajęło, lenie! Teraz wypolerujcie zagrodę i to migiem! A jeśli zrobicie to niedokładnie to możecie być pewni, że was nie wypuszczę!
Zapanowała całkowita ciemność i jedynie lampa, którą odpalił woźny, rzucała blask na zagrodę.
- Nathalie Powell
Re: Zagroda
Pią Maj 27, 2016 11:28 am
Zmęczona już po pierwszym zadaniu, przecierała pot z czoła rękawem. Usta miała zaciśnięte w cienką linię by tylko powstrzymać się od nasuwających komentarzy w stronę woźnego. Tak bardzo miała już dość tego szlabanu. Widziała dokładnie, że Jerome ma takie same myśli. Nie musieli nic mówić by poradzić sobie z porozumieniem się w takich sprawach.
Dokończyli pracę zadaną przez Filcha i stanęli delikatnie zasapani.
Jak Nath usłyszała, że to właściwie nie jest koniec tego wszystkiego, aż otworzyła usta. Zgarnęła pospiesznie szmatki od woźnego mrucząc pod nosem falę przekleństw. No co się dziwić, że nie miała ochoty tego robi. Jedno marne spóźnienie i taka kara.
Znów zacisnęła mocno usta by przypadkiem nie zacząć krzyczeć z tej wściekłości i "polerowała" zagrodę.
Dokończyli pracę zadaną przez Filcha i stanęli delikatnie zasapani.
Jak Nath usłyszała, że to właściwie nie jest koniec tego wszystkiego, aż otworzyła usta. Zgarnęła pospiesznie szmatki od woźnego mrucząc pod nosem falę przekleństw. No co się dziwić, że nie miała ochoty tego robi. Jedno marne spóźnienie i taka kara.
Znów zacisnęła mocno usta by przypadkiem nie zacząć krzyczeć z tej wściekłości i "polerowała" zagrodę.
- Mistrz Gry
Re: Zagroda
Pią Maj 27, 2016 5:52 pm
Zajęli się drugą częścią swojej pracy, co Argus przyjął z mściwą satysfakcją. A jak! Niech się meczą cuchnące dzieciaki, on musi takie rzeczy na co dzień robić i jakoś nie narzeka. Drag coś ruszał się wolniej od dziewczyny, więc woźny zwrócił mu uwagę. Gdy skończyli, było jakoś przed godziną policyjną.
- No, może być. A teraz znikajcie i żebym ja was nie widział, bo dostaniecie kolejny szlaban! - Warknął Filch i uśmiechnął się złośliwie, zabierając wszystko ze sobą i kierując się wraz z nimi do zamku, gdzie on poszedł do swojego gabinetu, a oni ruszyli do Pokoju Wspólnego Hufflepuffu.
[z/t x2]
- No, może być. A teraz znikajcie i żebym ja was nie widział, bo dostaniecie kolejny szlaban! - Warknął Filch i uśmiechnął się złośliwie, zabierając wszystko ze sobą i kierując się wraz z nimi do zamku, gdzie on poszedł do swojego gabinetu, a oni ruszyli do Pokoju Wspólnego Hufflepuffu.
[z/t x2]
- Ismael Blake
Re: Zagroda
Sob Lip 30, 2016 2:13 pm
Pan każe - sługa musi. Co prawda nikt tu nie był ani sługą, ani panem, ale biorąc pod uwagę stanowisko Ulubionej Pani Prefekt Ismy, można było to spotkanie traktować w takich kategoriach. Już sam fakt, że spotkanie umówione zostało przez sowę, wydawał się dziewczynie niezwykle... śmieszny. Wystarczyło przecież przejść się do dormitorium dziewcząt z roku wyżej, ale to oczywiście byłoby zbyt proste, no i zbyt nudne. A tak - Alice miała pewnie więcej zabawy, albo raczej myśli, które krążyły uparcie po jej głowie i sugerowały rozliczne scenariusze odnośnie tego, co rudowłosa mogła knuć i kombinować. Bo przecież to wychodziło jej najlepiej.
A jej plany były całkiem proste. Znaczy miłe i przyjemne, a przynajmniej dla niej. W końcu zwierzęta, czy to magiczne, czy te zwyczajne, były dla niej czymś najpiękniejszym i najwspanialszym na świecie, nie ważne jak bardzo groźne i nieprzystępnie wyglądające. Oczywiście, zdawały sie mało urodziwe egzemplarze, ale wciąż miały łatkę 'fascynujących' to poniekąd tuszowały obrzydliwy nieraz wygląd.
Tak jak więc zostało powiedziane, tudzież napisane, po wyjściu z sali od Obrony Przed Czarną Magią, rudowłosa grzecznie zaczekała na starszą koleżankę by, obdarzywszy ją uroczym uśmiechem, zaprowadzić po schodach w dól, na parter, a potem przez drzwi wejściowe w kierunku błoni i nawet dalej.
Cel był prosty - zagroda. Isma musiała nieco się odstresować, szczególnie po ostatniej numerologii, która to wciąż nieco siedziała jej w głowie, generując kolejne fale niezadowolenia, goryczy i wredności. Nauczycielka była okropna i puchonka tęskniła z dnia na dzień coraz bardziej za profesorem Bułhakowem, który jak na złość nie chciał wracać. Kaylin pewnie też bardzo nad tym faktem ubolewała, chociaż jej i tak na ostatnich zajęciach nie było.
- No więc, moja droga, dnia dzisiejszego chciałam, żebyś mi towarzyszyła, gdyż uważam, że spacer, szczególnie w taką ładną pogodę, jest jak najbardziej na miejscu. - zaczęła, idąc przed siebie i lekko podrygując. Była ewidentnie w humorze dobrym, nie wiadomo jednak czy powodowane to było ogólnie dobrym dniem czy może dobrym żartem, albo nieszczęściem, które czekało na Alice.
- Nie zrozum mnie źle, Alice. Szanuję cię i lubię bardzo, jesteś w końcu moją Ulubioną Panią Prefekt. I może właśnie dlatego, a także poniekąd przez to, ze Colette gdzieś zwiał, chciałam, żebyś mi dzisiaj towarzyszyła. Zobaczymy fajne rzeczy. Znaczy, mam nadzieję, że ty też zobaczysz. Chociaż w sumie... - zamyśliła się na chwilę. - Nie wiem czy chcę, żebyś to zobaczyła, bo to znaczyłoby, że życie nie było dla Ciebie przyjemne, jak i dla mnie, ale no w sumie... będzie na co popatrzeć. - zakończyła, kiwając energicznie głową i uśmiechając się do siebie, jakby właśnie powiedziała najprawdziwszą prawdę nawet, jeśli sama do końca nie zrozumiałą swojej wypowiedzi.
Szły w stronę zagrody. Isma w międzyczasie zdjęła sweter naciągnięty na koszulę, który pomagał jej utrzymać dogodną temperaturę w zimnych murach, schowała go do torby przewieszonej przez ramię i podciągnęła rękawy za łokcie. Ściągnęła też krawat. Szła dziarsko przed siebie, w razie czego łapiąc Alice za nadgarstek, gdyby próbowała spitalać, i ciągnąć ją za sobą, aż minęły zagrodę i zatrzymały się nieopodal. Wciąż wystarczająco blisko, by nie narażać się na wizyty nieproszonych gości z zakazanego lasu, ale na tyle daleko, by uciec od wścibskich spojrzeń. Otworzyła torbę, wyciągając w niej niewielki pakunek: mniejszą sakwę, która zajmowała jakieś 80% jej całego dobytku. - Będzie fajnie. - wyszeptała jeszcze, przystając w końcu i rozglądając się dookoła. - Gdzieś tutaj... - wymruczała do siebie, zsuwając torbę z ramienia i upuszczając na ziemię. Rozsupłała sakwę i zanurzyła w niej dłoń i zagwizdała przeciągle, nie wyciągając jej jeszcze ze środka.
A jej plany były całkiem proste. Znaczy miłe i przyjemne, a przynajmniej dla niej. W końcu zwierzęta, czy to magiczne, czy te zwyczajne, były dla niej czymś najpiękniejszym i najwspanialszym na świecie, nie ważne jak bardzo groźne i nieprzystępnie wyglądające. Oczywiście, zdawały sie mało urodziwe egzemplarze, ale wciąż miały łatkę 'fascynujących' to poniekąd tuszowały obrzydliwy nieraz wygląd.
Tak jak więc zostało powiedziane, tudzież napisane, po wyjściu z sali od Obrony Przed Czarną Magią, rudowłosa grzecznie zaczekała na starszą koleżankę by, obdarzywszy ją uroczym uśmiechem, zaprowadzić po schodach w dól, na parter, a potem przez drzwi wejściowe w kierunku błoni i nawet dalej.
Cel był prosty - zagroda. Isma musiała nieco się odstresować, szczególnie po ostatniej numerologii, która to wciąż nieco siedziała jej w głowie, generując kolejne fale niezadowolenia, goryczy i wredności. Nauczycielka była okropna i puchonka tęskniła z dnia na dzień coraz bardziej za profesorem Bułhakowem, który jak na złość nie chciał wracać. Kaylin pewnie też bardzo nad tym faktem ubolewała, chociaż jej i tak na ostatnich zajęciach nie było.
- No więc, moja droga, dnia dzisiejszego chciałam, żebyś mi towarzyszyła, gdyż uważam, że spacer, szczególnie w taką ładną pogodę, jest jak najbardziej na miejscu. - zaczęła, idąc przed siebie i lekko podrygując. Była ewidentnie w humorze dobrym, nie wiadomo jednak czy powodowane to było ogólnie dobrym dniem czy może dobrym żartem, albo nieszczęściem, które czekało na Alice.
- Nie zrozum mnie źle, Alice. Szanuję cię i lubię bardzo, jesteś w końcu moją Ulubioną Panią Prefekt. I może właśnie dlatego, a także poniekąd przez to, ze Colette gdzieś zwiał, chciałam, żebyś mi dzisiaj towarzyszyła. Zobaczymy fajne rzeczy. Znaczy, mam nadzieję, że ty też zobaczysz. Chociaż w sumie... - zamyśliła się na chwilę. - Nie wiem czy chcę, żebyś to zobaczyła, bo to znaczyłoby, że życie nie było dla Ciebie przyjemne, jak i dla mnie, ale no w sumie... będzie na co popatrzeć. - zakończyła, kiwając energicznie głową i uśmiechając się do siebie, jakby właśnie powiedziała najprawdziwszą prawdę nawet, jeśli sama do końca nie zrozumiałą swojej wypowiedzi.
Szły w stronę zagrody. Isma w międzyczasie zdjęła sweter naciągnięty na koszulę, który pomagał jej utrzymać dogodną temperaturę w zimnych murach, schowała go do torby przewieszonej przez ramię i podciągnęła rękawy za łokcie. Ściągnęła też krawat. Szła dziarsko przed siebie, w razie czego łapiąc Alice za nadgarstek, gdyby próbowała spitalać, i ciągnąć ją za sobą, aż minęły zagrodę i zatrzymały się nieopodal. Wciąż wystarczająco blisko, by nie narażać się na wizyty nieproszonych gości z zakazanego lasu, ale na tyle daleko, by uciec od wścibskich spojrzeń. Otworzyła torbę, wyciągając w niej niewielki pakunek: mniejszą sakwę, która zajmowała jakieś 80% jej całego dobytku. - Będzie fajnie. - wyszeptała jeszcze, przystając w końcu i rozglądając się dookoła. - Gdzieś tutaj... - wymruczała do siebie, zsuwając torbę z ramienia i upuszczając na ziemię. Rozsupłała sakwę i zanurzyła w niej dłoń i zagwizdała przeciągle, nie wyciągając jej jeszcze ze środka.
- Alice Hughes
Re: Zagroda
Sob Lip 30, 2016 3:34 pm
Tak, tak... Pan każe - sługa musi. Choć kwestia panowania, była w takich wypadkach kwestią dosyć sporną. W końcu to Alice uganiała się za Puchońską bracią, nawet nieproszona. Ba... Gdyby tylko skupiła wreszcie te swoje nabiegłe chmurami oczyska, najpewniej pacnęła by się w twarz dostrzegając wreszcie, że czas który na to poświęca stanowczo wykracza poza wszelkie normy. Mało tego - często był też czasem straconym. Puchoni stanowili w końcu grupę najbardziej zatwardziałych recydywistów - nawet jeśli ich wykroczenia nie były znaczące, nie było sensu łudzić się tym, że nauczą się czegokolwiek na błędach. Na zmianę chwytali dzień lub pozwalali by rodził nowe paranoje. Sama Hughes zaliczała się niestety do tej drugiej grupy - potrzeba kontroli, trzymania ręki na pulsie jako tako pozwalała jej jeszcze utrzymać się na powierzchni. Owszem, bywało to męczące. Ni jak nie mogło jednak równać się z uczuciem towarzyszącym chwilom, gdy grząski, oszukany grunt osuwał się pod nogami. A ten osuwał się coraz częściej... Być może dlatego ostatnie dni, których epicentrum stanowiła postać rudowłosej niewiasty, w szerszych kręgach znanej jako Zmora pozwoliły jej na skierowanie wreszcie myśli na inny tor.
Nawet jeśli pierwsze listy panienki Blake wzbudzały w Hughes jedynie obawę co do stanu jej trzeźwości, ten ostatni - wciąż jednocześnie charakterystyczny - sprawił, że nieomal rysunkowa żaróweczka zapaliła się nad jej głową. Blake zdawała się łaknąć atencji Swojej Ulubionej Pani Prefekt o wiele mocniej niż wcześniej, co mogło oznaczać tylko jedno - Puchoneczka przeskrobała coś na tyle mocnego, że wreszcie sama nie wiedziała jak nad tym zapanować...
He... Hehe... Hehehe... Wspominałam kiedyś o nadmiernej podejrzliwości?
Przewrażliwiona Alice Hughes, nie podejrzewając jednocześnie tego, że ktoś zwyczajnie może chcieć pójść z nią na spacer opuściła więc klasę Obrony przed Czarną Magią pełna najgorszych przeczuć, co na samym początku dało się chyba nawet zauważyć. Nie odezwała się w końcu do Ismael ani jednym słowem póki ciężkie, dębowe drzwi sali wejściowej nie ogłosiły swojego zamknięcia donośnym trzaśnięciem. I kiedy wreszcie odwróciła głowę w stronę młodszej koleżanki, ta ubiegła ją swoją wypowiedzią.
- Całkiem przyjemnie... - Zgodziła się Hughes, obracając twarz w stronę słońca i mimowolnie uśmiechając. - Zmusiłaś kogoś do napisania tej pracy domowej? - Uniosła lekko prawą brew, siląc się na swobodny ton i aż przystanęła, gdy Ismael postanowiła kontynuować swoją wypowiedź. Samo wspomnienie o Colette starczało w końcu by mocniej spięła mięśnie a dalsze słowa dziewczyny, niczego nie wyjaśniające nakazywały by mocno się na nich skupić. Udawało jej się jednak zachować względną swobodę, a przynajmniej do momentu w którym to nie rozpoznała ścieżki, na którą właśnie wstąpiły. Standardowym, nakazującym zachowanie spokoju ruchem poprawiła krawat, by ten jeszcze ściślej przylegał do szyi. Dopiero gdy przystanęły pozwoliła sobie na to by rozejrzeć się na boki. Z nieufnością zerknęła też na woreczek w dłoni Blake. Nieopodal w końcu znajdowała się chata Hagrida, a Hughes aż zbyt dobrze pamiętała jak w pierwszej klasie uciekała przed hodowanymi przez gajowego kurczakami.
Nawet jeśli pierwsze listy panienki Blake wzbudzały w Hughes jedynie obawę co do stanu jej trzeźwości, ten ostatni - wciąż jednocześnie charakterystyczny - sprawił, że nieomal rysunkowa żaróweczka zapaliła się nad jej głową. Blake zdawała się łaknąć atencji Swojej Ulubionej Pani Prefekt o wiele mocniej niż wcześniej, co mogło oznaczać tylko jedno - Puchoneczka przeskrobała coś na tyle mocnego, że wreszcie sama nie wiedziała jak nad tym zapanować...
He... Hehe... Hehehe... Wspominałam kiedyś o nadmiernej podejrzliwości?
Przewrażliwiona Alice Hughes, nie podejrzewając jednocześnie tego, że ktoś zwyczajnie może chcieć pójść z nią na spacer opuściła więc klasę Obrony przed Czarną Magią pełna najgorszych przeczuć, co na samym początku dało się chyba nawet zauważyć. Nie odezwała się w końcu do Ismael ani jednym słowem póki ciężkie, dębowe drzwi sali wejściowej nie ogłosiły swojego zamknięcia donośnym trzaśnięciem. I kiedy wreszcie odwróciła głowę w stronę młodszej koleżanki, ta ubiegła ją swoją wypowiedzią.
- Całkiem przyjemnie... - Zgodziła się Hughes, obracając twarz w stronę słońca i mimowolnie uśmiechając. - Zmusiłaś kogoś do napisania tej pracy domowej? - Uniosła lekko prawą brew, siląc się na swobodny ton i aż przystanęła, gdy Ismael postanowiła kontynuować swoją wypowiedź. Samo wspomnienie o Colette starczało w końcu by mocniej spięła mięśnie a dalsze słowa dziewczyny, niczego nie wyjaśniające nakazywały by mocno się na nich skupić. Udawało jej się jednak zachować względną swobodę, a przynajmniej do momentu w którym to nie rozpoznała ścieżki, na którą właśnie wstąpiły. Standardowym, nakazującym zachowanie spokoju ruchem poprawiła krawat, by ten jeszcze ściślej przylegał do szyi. Dopiero gdy przystanęły pozwoliła sobie na to by rozejrzeć się na boki. Z nieufnością zerknęła też na woreczek w dłoni Blake. Nieopodal w końcu znajdowała się chata Hagrida, a Hughes aż zbyt dobrze pamiętała jak w pierwszej klasie uciekała przed hodowanymi przez gajowego kurczakami.
- Ismael Blake
Re: Zagroda
Sob Lip 30, 2016 5:29 pm
- Nie. - odpowiedziała, uśmiechając się szeroko i z wyraźną dumą. Całą jej sylwetka na moment zdała się napompować jak balonik, pod wpływem samozadowolenia. W końcu nie zawsze robiło się prace domowe. - Ogólnie uważam zaklęcie Patronusa za ciekawe. Jest... specyficzne. Generowane na podstawie woli czarodzieja, przyjmujące unikalną formę stworzenia... A do tego jest bardzo silnym zaklęciem białomagicznym. Zaintrygowało mnie, a do tego biorąc pod uwagę czasy... - wzruszyła ramionami, chociaż w jej tonie wciąż pobrzmiewała wesołość. - Jak myślisz, co byłoby twoim patronusem?
Isma nie musiała nikogo zmuszać do pisania prac domowych. Nie uciekała się do takich niskich zagrań. No chyba, że zależało od tego jej życie, czy coś. Starała się jednak nakłonić kogoś do zrobienia tego tak, żeby myślał, że to zaledwie jego dobra wola, a nie potworna manipulacja ze strony tego jakże niewinnego, rudego stworzenia.
Gwizdnięcie w pierwszej chwili nie przyniosło za sobą nic. Zalewie ciche tchnienie wiatru, które pograło troszkę między liśćmi, szumiąc tylko sobie znaną melodię. Bystry wzrok dziewczyny sugerował, że na chwilę obecną całkowicie odłączyła się myślami od Alice i była teraz gdzieś indziej, wybiegając w przyszłość, czy zastanawiając się na czymś, co miało być konsekwencją tegoż właśnie gwizdania. Ponowiła próbę. Odpowiedział jej wysoki pisk, na który na piegowatej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Tylko nie panikuj, Alice. - powiedziała jeszcze, odwracając do niej na moment głowę i uśmiechając się od ucha do ucha.
Pojawiły się. Czarne, szczupłe, o sylwetkach kościstych, obciągniętych czarną skórą, białych, wyłupiastych oczach i błoniastych skrzydłach. Jej oczy niemal natychmiast zwróciły się ku ich sylwetkom, a sama wykonała parę drobnych kroków do przodu: ostrożnych, powolnych, jakby każdy z nich był przemyślany na nowo.
- Widzisz je? - zapytała cicho dziewczyny, nie odwracając do niej twarzy tym razem, skupiona na sylwetkach, zmierzających w ich kierunku. Przyprowadziła ją tutaj, jednak nie była pewna, czy Hughes w ogóle będzie w stanie je dostrzec, ani tego jak na nie zareaguje. Testrale wywoływały w ludziach lęk, w większości, ją z kolei fascynowały. Do tego, odkąd dostała swoją różdżkę, była ciekawa jakie tak na prawdę są stworzenia, z których rdzeń znajduje się w jej magicznym kijku. Wyciągnęła dłoń z sakwy, ściskając w niej kawałek surowego mięsa, najpewniej podkradziony Hagridowi, i rzuciła go w kierunku najbardziej wysuniętego na przód osobnik. Pochwycił go zwinnie w powietrzu i zjadł.
- Alice Hughes
Re: Zagroda
Sob Lip 30, 2016 5:56 pm
- Właściwie to ochronne... Czasem klasyfikują je jako białomagiczne właśnie przez specyfikę. - Poprawiła młodszą koleżankę marszcząc lekko czoło i drapiąc się po głowie. - Nigdy o tym nie myślałam. - Stwierdziła zgodnie z prawdą. W końcu aż do dzisiaj nie przypuszczała, że tak złożone zaklęcie może być w zasięgu jej możliwości. Biała mgiełka, nawet jeśli wątła była więc całkiem miłym zaskoczeniem, nawet jeśli Puchonka nie żywiła zbyt wielkich nadziei jeśli chodziło o jej wzmocnienie.
Wciąż podejrzliwie zerkając na Ismael, starała się nie myśleć o tym, że coraz bardziej oddalają się od zamku. Może i Blake miała czasem szalone czy nawet durne pomysły, Hughes nigdy jednak nie podejrzewała jej o mordercze czy chociaż by sadystyczne zapędy. Szła więc przy jej boku, nie przerywając ciszy, od czasu do czasu rozglądając się na boki i nie mogąc uwierzyć jakim cudem przegapiła fakt, że świat znowu się zazielenił. Oczywiście czasem zerkała też pod nogi czy na nogi, kontrolując sznurowadła - bezpieczeństwo przede wszystkim!
W końcu Ismael przystanęła a Alice - już nie tyle podejrzliwa co zwyczajnie zaciekawiona - śledziła ruch jej ręki. Stanęła nawet na palcach, usiłując z niewielkiej odległości jaka dzieliła ją od dziewczyny dojrzeć wnętrze jej torby i zmarszczyła zadarty nos, gdy jej to nie wyszło. Nie bardzo rozumiejąc jej słowa rozejrzała się dookoła, wykonując w miejscu pół obrotu i nie dostrzegając niczego niezwykłego przeniosła w końcu spojrzenie na stojącą teraz do niej tyłem, gwiżdżącą Is. Przez chwilę wpatrywała się w jej plecy z wysoko uniesioną w pytającym geście brwią. W końcu jakiś ruch za Puchonką przykuł na moment jej uwagę. Niczego nie świadoma - zrobiła niewielki krok w bok a serce jej zamarło.
Widziała je.
Trochę mniejsze i mniej żylaste niż te w jej głowie, wciąż jednak o pustych oczodołach, ze skrzydłami przypominającymi skrzydła nietoperza i czarne jak smoła stały kilkanaście stóp od niej a ich wyszczerzone paszcze zdawały się z niej szydzić. Powietrze zatrzymało się w płucach a skamieniałe ciało nie było zdolne do tego by je wypuścić. Blada twarz poszarzała, usta otworzyły się w wyrazie najszczerszego zdumienia a w wytrzeszczonych, brązowych oczach zagościła nagle pustka. Świat naokoło - ten soczysty, zielony, okraszony słonecznymi promieniami - rozmył się stanowiąc nagle nic nie znaczącą plamę.
W końcu zadrżała. Podniosła trzęsącą się rękę do gardła, zaciskając na nim szczupłe, zimne palce i jęknęła, powoli się jednocześnie odwracając. Ciało odmówiło jej jednak posłuszeństwa. Czując narastające mdłości - padła na kolano. Łapczywie łapiąc powietrze usiadła na ziemi, przyciągając do siebie kolana i schowała twarz w opartych na nich dłoniach.
Wciąż podejrzliwie zerkając na Ismael, starała się nie myśleć o tym, że coraz bardziej oddalają się od zamku. Może i Blake miała czasem szalone czy nawet durne pomysły, Hughes nigdy jednak nie podejrzewała jej o mordercze czy chociaż by sadystyczne zapędy. Szła więc przy jej boku, nie przerywając ciszy, od czasu do czasu rozglądając się na boki i nie mogąc uwierzyć jakim cudem przegapiła fakt, że świat znowu się zazielenił. Oczywiście czasem zerkała też pod nogi czy na nogi, kontrolując sznurowadła - bezpieczeństwo przede wszystkim!
W końcu Ismael przystanęła a Alice - już nie tyle podejrzliwa co zwyczajnie zaciekawiona - śledziła ruch jej ręki. Stanęła nawet na palcach, usiłując z niewielkiej odległości jaka dzieliła ją od dziewczyny dojrzeć wnętrze jej torby i zmarszczyła zadarty nos, gdy jej to nie wyszło. Nie bardzo rozumiejąc jej słowa rozejrzała się dookoła, wykonując w miejscu pół obrotu i nie dostrzegając niczego niezwykłego przeniosła w końcu spojrzenie na stojącą teraz do niej tyłem, gwiżdżącą Is. Przez chwilę wpatrywała się w jej plecy z wysoko uniesioną w pytającym geście brwią. W końcu jakiś ruch za Puchonką przykuł na moment jej uwagę. Niczego nie świadoma - zrobiła niewielki krok w bok a serce jej zamarło.
Widziała je.
Trochę mniejsze i mniej żylaste niż te w jej głowie, wciąż jednak o pustych oczodołach, ze skrzydłami przypominającymi skrzydła nietoperza i czarne jak smoła stały kilkanaście stóp od niej a ich wyszczerzone paszcze zdawały się z niej szydzić. Powietrze zatrzymało się w płucach a skamieniałe ciało nie było zdolne do tego by je wypuścić. Blada twarz poszarzała, usta otworzyły się w wyrazie najszczerszego zdumienia a w wytrzeszczonych, brązowych oczach zagościła nagle pustka. Świat naokoło - ten soczysty, zielony, okraszony słonecznymi promieniami - rozmył się stanowiąc nagle nic nie znaczącą plamę.
W końcu zadrżała. Podniosła trzęsącą się rękę do gardła, zaciskając na nim szczupłe, zimne palce i jęknęła, powoli się jednocześnie odwracając. Ciało odmówiło jej jednak posłuszeństwa. Czując narastające mdłości - padła na kolano. Łapczywie łapiąc powietrze usiadła na ziemi, przyciągając do siebie kolana i schowała twarz w opartych na nich dłoniach.
- Ismael Blake
Re: Zagroda
Sob Lip 30, 2016 6:00 pm
Na wypowiedź koleżanki - machnęła ręką. Była w zbyt dobrym humorze, żeby teraz dyskutować na ten temat. Z resztą... nie było to tak na prawdę ważne. Zarówno w perspektywie minionych zajęć jak i przyszłościowym - tego, co Isma planowała na to popołudnie dla ulubionej pani prefekt. A miały być to rzeczy na prawdę ciekawe i przyjemne, przynajmniej dla niej. Gdzieś tam z tyłu głowy paliła się czerwona lampka, że przecież Alice Hughes jawiła się jako totalna lebiega, jeśli chodzi o kontakty ze zwierzętami. Rudowłosa pozostawała jednak zbyt entuzjastycznie nastawiona do tematu, żeby owo światełko zauważyć, nie mówiąc już o jego interpretowaniu. To było za wiele na tak rozentuzjazmowany umysł.
W zachwyceniu patrzyła, jak stadko testrali przybywa na jej wezwanie, w pierwszej chwili w ogóle nie zauważając, że ze starszą koleżanką jest coś nie tak. Rzuciła kolejny kawałek mięsa, który został pochwycony równie zwinnie jak poprzedni, a w końcu zbliżyła się powoli, wyciągając dłoń, która musnęła skórę zwierzęcia. Dopiero wtedy rozpromieniona twarzyczka odwróciła się w stronę Alice, do tej pory zapomnianej, która skulona siedziała na trawie. Na piegowatej buzi zagościło zdziwienie.
Ruda głowa delikatnie przechyliła się na bok, upodabniając tym samym Ismael do zwierzątka, które przygląda się niezrozumiałemu dla siebie zjawisku. Bo tym właśnie Hughes w tym momencie dla młodszej dziewczyny była. Przegapiony został moment gdy skuliła się na ziemi, zagadką pozostawało więc dlaczego to zrobiła i jaki był w tym cel.
Zmora długo się jednak nie zastanawiała nad tym, co powodowało drugą puchonką. Poklepała stojące obok niej stworzenie i odsunęła się od niego.
Szóstoklasistka zbliżyła się do siedzącej na ziemi dziewczyny i położyła jej dłoń na ramieniu.
- Alice? - zapytała, nieco rozbawionym, beztroskim głosem, widocznie nie łapiąc jeszcze tego, co działo się z jej towarzyszką. - Alice... - wymruczała po dłuższej chwili ponownie, już nieco bardziej zaniepokojonym głosem, podnosząc wzrok ze skulonego dziewczęcia na czarne kształty, które stały przed nimi. Zrozumiała. Myśl, świadomość raczej, zrozumienie wstrzeliło się do jej głowy, rzucając jasne światło na całą sytuację. Rozumiała, ale jednocześnie nie dowierzała. Zachowanie Huges było dla niej nienaturalne. Nieznane i wyobcowane. Irracjonalne wręcz. Po prostu nie wiedziała jak można bać się tych istot.
Jej uchwyt wzmocnił się i delikatnie przesunęła puchonkę tak, by znajdowała się przodem do wspomnianych koszmarów, które zaprzątały jej głowę. Których tak się bała. Nie próbowała jednak zmusić jej do patrzenia na nie, po prostu usiadła za nią, a pani prefekt mogła poczuć jak otacza ją ciepło bijące z przytulonego teraz do niej ciała Blake. Przywarła do jej pleców mocno korpusem, rękoma oplatając ją by ich uściskiem jeszcze mocniej przycisnąć do siebie wystraszoną dziewczynę.
- Ten, który pojawił się pierwszy, to przewodnik stada. Ma na imię Tenebrus. - do ucha Alice spłynął delikatny, uspokajający głos. - Ale wcale nie jest zły.* Tak na prawdę, to jest bardzo miły. - uśmiechnęła się pod nosem. Miała wrażenie, że brzmi jak dziecko, które tłumaczy jakiemuś niemądremu dorosłemu. - Wiesz, podobno testrale przynoszą nieszczęście, ale uważam, że to nieprawda. Mogą zobaczyć je tylko ci, którzy tak na prawdę zrozumieli śmierć, którą widzieli. - mówiła powoli, cicho, niemalże szepcząc do ucha dziewczyny. - Mnie bardzo długo to zajęło. - umilkła na dłuższą chwilę, opierając głowę na jej ramieniu i patrząc na skrzydlate, karykaturalne istoty. - Zawsze chciałam móc je zobaczyć. Ale kiedy zmarła moja siostra... nie potrafiłam tego zaakceptować i byłam zła. Bardzo zła bo mimo, że w pewien sposób, karykaturalny bo karykaturalny, dało mi to szansę na coś nowego to nie mogłam tego doświadczać. To było frustrujące. Widziałaś je już kiedyś?
*Tenebrus jest angielskim przymiotnikiem znaczącym tyle, co „mroczny”, „podejrzany” i „ponury”.
W zachwyceniu patrzyła, jak stadko testrali przybywa na jej wezwanie, w pierwszej chwili w ogóle nie zauważając, że ze starszą koleżanką jest coś nie tak. Rzuciła kolejny kawałek mięsa, który został pochwycony równie zwinnie jak poprzedni, a w końcu zbliżyła się powoli, wyciągając dłoń, która musnęła skórę zwierzęcia. Dopiero wtedy rozpromieniona twarzyczka odwróciła się w stronę Alice, do tej pory zapomnianej, która skulona siedziała na trawie. Na piegowatej buzi zagościło zdziwienie.
Ruda głowa delikatnie przechyliła się na bok, upodabniając tym samym Ismael do zwierzątka, które przygląda się niezrozumiałemu dla siebie zjawisku. Bo tym właśnie Hughes w tym momencie dla młodszej dziewczyny była. Przegapiony został moment gdy skuliła się na ziemi, zagadką pozostawało więc dlaczego to zrobiła i jaki był w tym cel.
Zmora długo się jednak nie zastanawiała nad tym, co powodowało drugą puchonką. Poklepała stojące obok niej stworzenie i odsunęła się od niego.
Szóstoklasistka zbliżyła się do siedzącej na ziemi dziewczyny i położyła jej dłoń na ramieniu.
- Alice? - zapytała, nieco rozbawionym, beztroskim głosem, widocznie nie łapiąc jeszcze tego, co działo się z jej towarzyszką. - Alice... - wymruczała po dłuższej chwili ponownie, już nieco bardziej zaniepokojonym głosem, podnosząc wzrok ze skulonego dziewczęcia na czarne kształty, które stały przed nimi. Zrozumiała. Myśl, świadomość raczej, zrozumienie wstrzeliło się do jej głowy, rzucając jasne światło na całą sytuację. Rozumiała, ale jednocześnie nie dowierzała. Zachowanie Huges było dla niej nienaturalne. Nieznane i wyobcowane. Irracjonalne wręcz. Po prostu nie wiedziała jak można bać się tych istot.
Jej uchwyt wzmocnił się i delikatnie przesunęła puchonkę tak, by znajdowała się przodem do wspomnianych koszmarów, które zaprzątały jej głowę. Których tak się bała. Nie próbowała jednak zmusić jej do patrzenia na nie, po prostu usiadła za nią, a pani prefekt mogła poczuć jak otacza ją ciepło bijące z przytulonego teraz do niej ciała Blake. Przywarła do jej pleców mocno korpusem, rękoma oplatając ją by ich uściskiem jeszcze mocniej przycisnąć do siebie wystraszoną dziewczynę.
- Ten, który pojawił się pierwszy, to przewodnik stada. Ma na imię Tenebrus. - do ucha Alice spłynął delikatny, uspokajający głos. - Ale wcale nie jest zły.* Tak na prawdę, to jest bardzo miły. - uśmiechnęła się pod nosem. Miała wrażenie, że brzmi jak dziecko, które tłumaczy jakiemuś niemądremu dorosłemu. - Wiesz, podobno testrale przynoszą nieszczęście, ale uważam, że to nieprawda. Mogą zobaczyć je tylko ci, którzy tak na prawdę zrozumieli śmierć, którą widzieli. - mówiła powoli, cicho, niemalże szepcząc do ucha dziewczyny. - Mnie bardzo długo to zajęło. - umilkła na dłuższą chwilę, opierając głowę na jej ramieniu i patrząc na skrzydlate, karykaturalne istoty. - Zawsze chciałam móc je zobaczyć. Ale kiedy zmarła moja siostra... nie potrafiłam tego zaakceptować i byłam zła. Bardzo zła bo mimo, że w pewien sposób, karykaturalny bo karykaturalny, dało mi to szansę na coś nowego to nie mogłam tego doświadczać. To było frustrujące. Widziałaś je już kiedyś?
*Tenebrus jest angielskim przymiotnikiem znaczącym tyle, co „mroczny”, „podejrzany” i „ponury”.
- Alice Hughes
Re: Zagroda
Pon Sie 08, 2016 9:28 pm
Hughes czuła się tak, jakby właśnie zanurzyła głowę w jeziorze. Nie dość, że głos Ismael brzmiał w jej uszach jak przytłumiony, czoło i plecy pokryły się zimnym, lepkim potem. Odetchnęła kilka razy przez usta, starając się zapanować nad samą sobą i uczuciem beznadziei. Tym, które od dłuższego czasu starannie odpychane, stało się w końcu na tyle silne, że przepełniło wychudzony, zaniedbany organizm. Kompletnie otumaniona i zdrętwiała, porażona siłą tego odczucia zdążyła praktycznie zapomnieć gdzie się znajduje i że nie jest sama, dlatego czując na sobie drobne dłonie aż się wzdrygnęła. Mimo tego nie reagowała na dalsze poczynania Puchonki, pozwalając się okręcać i wykręcać jak tylko panienka Blake by sobie zażyczyła. Twarz jednak wciąż miała zasłoniętą, a gdy poczuła, że młodsza koleżanka zamknęła ją w objęciach spięła się jeszcze mocniej.
Alice nie potrafiła mówić o emocjach, a już zwłaszcza o smutku. Był zbyt intymny. Wstydliwy do tego stopnia, że nie nazywała go nawet sama przed sobą, wszystko co działo się z nią po zasunięciu kotar łóżka zrzucając na przemęczenie. I wściekłość. Tak było o wiele prościej, nawet jeśli wściekłość zazwyczaj wymierzona była w nią samą i rwała włosy z głowy, nie tylko w przenośni. Teraz, siedząc na trawie i słysząc w uchu głos Ismael, który w każdych innych okolicznościach nazwała by zapewne kojącym musiała postarać się jednak o wiele bardziej, żeby kolejny raz oszukać samą siebie. Czas też działał na jej niekorzyść - podkrążone oczy, schowane za ułożonymi na twarzy dłońmi powoli robiły się wilgotne.
- Nie dotykaj mnie teraz. - Pochyliła się do przodu, usiłując choć trochę odsunąć się od Blake. Coraz trudniej było jej nad sobą zapanować, nie chciała wyżywać się na puchonce tak samo, jak nie chciała jej teraz słuchać. W jej mniemaniu Ismael wygadywała totalne bzdury i nawet jej wyznanie o siostrze nie było wystarczające do tego, by Hughes - kierując się przecież typowym dla siebie współczuciem - skierowała swoją uwagę na inne tory.
- Nie. - Warknęła krótko, i ze świadomością, że nie wytrzyma dłużej ani minuty, odjęła dłonie od twarzy. Oparła je na trawie i z całej siły wybiła się do góry. Pozostając tyłem do dziewczyny, skupiając wzrok na czubkach butów mrugała zawzięcie chcąc odgonić coraz szybciej napływające do oczu łzy. - Nie powinnaś tego robić. - Głos coraz mocniej jej drżał. - Nauczyciele nie byliby zadowoleni, gdyby dowiedzieli się gdzie chodzisz. A ja muszę już iść. - Przez cały ten czas szarpała się z zapętloną na ramieniu torbą. W końcu pociągnęła ją zbyt mocno a wysłużony pasek zerwał się z cichym trzaskiem. Czując wilgoć na policzkach, puchonka przytuliła torbę do piersi i szybkim krokiem ruszyła przed siebie, ani razu nie oglądając się na młodszą koleżankę.
z/t
Alice nie potrafiła mówić o emocjach, a już zwłaszcza o smutku. Był zbyt intymny. Wstydliwy do tego stopnia, że nie nazywała go nawet sama przed sobą, wszystko co działo się z nią po zasunięciu kotar łóżka zrzucając na przemęczenie. I wściekłość. Tak było o wiele prościej, nawet jeśli wściekłość zazwyczaj wymierzona była w nią samą i rwała włosy z głowy, nie tylko w przenośni. Teraz, siedząc na trawie i słysząc w uchu głos Ismael, który w każdych innych okolicznościach nazwała by zapewne kojącym musiała postarać się jednak o wiele bardziej, żeby kolejny raz oszukać samą siebie. Czas też działał na jej niekorzyść - podkrążone oczy, schowane za ułożonymi na twarzy dłońmi powoli robiły się wilgotne.
- Nie dotykaj mnie teraz. - Pochyliła się do przodu, usiłując choć trochę odsunąć się od Blake. Coraz trudniej było jej nad sobą zapanować, nie chciała wyżywać się na puchonce tak samo, jak nie chciała jej teraz słuchać. W jej mniemaniu Ismael wygadywała totalne bzdury i nawet jej wyznanie o siostrze nie było wystarczające do tego, by Hughes - kierując się przecież typowym dla siebie współczuciem - skierowała swoją uwagę na inne tory.
- Nie. - Warknęła krótko, i ze świadomością, że nie wytrzyma dłużej ani minuty, odjęła dłonie od twarzy. Oparła je na trawie i z całej siły wybiła się do góry. Pozostając tyłem do dziewczyny, skupiając wzrok na czubkach butów mrugała zawzięcie chcąc odgonić coraz szybciej napływające do oczu łzy. - Nie powinnaś tego robić. - Głos coraz mocniej jej drżał. - Nauczyciele nie byliby zadowoleni, gdyby dowiedzieli się gdzie chodzisz. A ja muszę już iść. - Przez cały ten czas szarpała się z zapętloną na ramieniu torbą. W końcu pociągnęła ją zbyt mocno a wysłużony pasek zerwał się z cichym trzaskiem. Czując wilgoć na policzkach, puchonka przytuliła torbę do piersi i szybkim krokiem ruszyła przed siebie, ani razu nie oglądając się na młodszą koleżankę.
z/t
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|