- Finlay Chadwick
Finlay Chadwick [wielce dorosły]
Sob Mar 28, 2015 2:15 pm
Imię i nazwisko: Finlay Chadwick
Data urodzenia: 13 maja 1949 roku - 29 lat
Czystość krwi: Czysty szlam
Była szkoła: Hogwart, i tak znany przez wszystkich i ulubiony Hufflepuff!
Praca: Wierzcie albo nie, ale ten przesympatyczny, a do tego jakże empatyczny człowiek jest etatowym i doskonałym w swoim fachu "oswajaczem" smoków. Jego praca do tej pory była jedną wielką podróżą, ale na czas swoich badań nad animagią postanowił osiąść. Obecnie dostał etat jako opiekun w miejscowym rezerwacie. Rezerwacie smoków oczywiście.
Różdżka: Jabłoń, włos z ogona testrala, 11 cali. Nieduża, prosta, poręczna, niemal zupełnie sztywna. Przez nieuwagę może być wzięta za kawał patyka.
Widok z Ain Eingarp oraz przykładowy post - 2 in 1!: Rodzice zawsze wypominali mu, że nie bierze życia na poważnie. Właściwie nie tylko oni. Nauczyciele, przyjaciele, przełożeni. I pomimo prawie trzydziestu lat na karku on wciąż mógł uchodzić za tego samego, niezmiennego Fina który śmieje się w twarz zagrożeniu i sypie suchymi żartami.
Spotkanie z Ain Eingarp też nie odbyło się w poważnej atmosferze. A jakże! Przesadna powaga wedle jego osądu była mordercą postępu. Poza tym gdyby do swojego życia podchodził zbyt poważnie dawno byłby kłębkiem nerwów szczególnie w fachu jaki sobie obrał. Stanął więc przed lustrem odważnie, tak jak stawał nie raz przed rozwścieczonym smokiem i uśmiechnął się do odbicia. Przez chwilę z tafli spoglądał na niego wysoki, młody mężczyzna z wyraźnie zarysowaną linią szczęki obsypaną szczodrze tygodniowym zarostem. Potarł palcami brodę dochodząc do wniosku, że naprawdę nieźle z nią wygląda, ale nie długo mógł przyglądać się swemu odbiciu. Te wedle jego oczekiwań zamigotało, zamazało się pokazując mu to, co i tak spodziewał się ujrzeć. Może dlatego, że wiedział, nie poczuł się źle. Nie był obdarty z godności bo i jego pragnienie nie było ani trochę zawstydzające. Przynajmniej on tak tego nie odbierał. Nie marzył przecież o stadzie zakochanych w nim, nagich dziewcząt choć i ta wizja wydawała się kusząca, a przede wszystkim jeszcze całkiem możliwa, w przeciwieństwie do prawdziwego pragnienia, które było dużo trudniej osiągnąć o ile w ogóle było ono możliwe.
To co zobaczył było... smokiem. Nie całym oczywiście. Szwedzki Krótkopyski nie zmieściłby się w ramach lustra, ale na Fina patrzyły bystre, dzikie ślepia w kolorze chłodnej stali, tak podobnym do koloru jego oczu. Nie... to były jego oczy. Ten sam niezwykły kolor, który podbijał serca niewiast. Uśmiechnął się, a smok zawtórował mu ukazując szereg zażółconych, ostrych kłów. Czarna łuska jaką pokryty był masywny pysk zlewała się z mrokiem wewnątrz magicznego zwierciadła, ale Fin wiedział, że za opatrzonym rogiem łbem kryje się silne, sprężyste cielsko. Cieszył się. Właśnie to zamierzał ujrzeć i nie zawiódł się ani trochę. Przez chwilę stał w bezruchu szerząc zęby do swego nietypowego odbicia. Z boku wyglądał przerażająco. Zupełnie jakby chciał upodobnić się do łypiącej z tafli bestii. Głębokie cienie dodawały jego twarzy niepokojącej ostrości, której próżno było szukać w świetle dnia. Trupio blade światło jakim emanowało zwierciadło przydawało stalowym oczom błysk szaleństwa. Poczuł jak po grzbiecie przebiega mu dreszcz... grzbiet? Zamrugał zaskoczony, że tak łatwo dał się zwieść. Jednak zamiast odejść od razu, zamiast jak najszybciej uwolnić swój umysł spod działania niebezpiecznej magii, trwał w bezruchu. Jeszcze chwilę... Pozwolił by dreszcz, który czuł rozszedł się po plecach, objął barki, wsączył się w kończyny których nigdy nie posiadał. Rozwinął skrzydła. Ich huk wstrząsnął murami, odbił się echem od górskich grani. W trzewiach rozgorzał błękitny płomień...
- Fin!
Drgnął, wyrwany z letargu przez dłonie, które ochładzały rozpalone policzki. Wzdrygnął się. Nie chciał jeszcze wracać. Był pewien, że wszystko ma pod kontrolą. Mógł zatrzymać jeszcze choć na kilka sekund poczucie wolności i siły jakie dawała mu niezwykle namacalna wizja.
Otworzył oczy, ale zamiast migotliwej tafli i swego odbicia zobaczył zaniepokojone oblicze swej towarzyszki.
- Spokojnie, przecież nic się nie stało. - zapewnił, od razu przywołując na twarz uśmiech. Nie był tego świadom, ale zmęczenie i gorycz odbił się w nim dużo wyraźniej niż by sobie tego życzył. - To było nawet fajne. Jesteś pewna, że nie chcesz spróbować? - Wyszczerzył zęby, ale dziewczyna zdecydowanie pokręciła głową. Była przerażona. Widziała jak zmieniło się oblicze Fina gdy stanął przed lustrem, a i doskonale zdawała sobie sprawę z mocy zaklętego czy też przeklętego przedmiotu. Wizja szaleństwa skutecznie odstraszała ją przed zajrzeniem we własne pragnienia. Do tego teraz obraz upiornie wykrzywionej twarzy przyjaciela będzie nawiedzała ją po nocach. Zaraz też odsunęła się wyraźnie nieco zmieszana, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że zbyt długo obejmowała jego twarz.
Oboje siedzieli na zimnej posadzce, bokiem do zwierciadła. Nie pamiętał by upadał, ale teraz czuł nieprzyjemny, tępy ból w nogach. Wychodziło na to, że wizja ściągnęła go na kolana. Prócz tego czuł się słabo, a nie zwykł narzekać na swoje zdrowie. Był wysoki, postawny i zdrowy jak przysłowiowy koń, a jednak wystarczyła chwila by miał ochotę po prostu paść na ziemię i spać do rana. Przygarbił szerokie ramiona i rozejrzał się po sali. Mimo zmęczenia nawet się nie skrzywił, głównie po to, by nie denerwować towarzyszki jeszcze bardziej. To był jego pomysł, a ona była tylko przewodnikiem. Nie powinien mieszać jej w swoje sprawy, szczególnie że i tak wiedziała zbyt wiele. Fin nie zwykł opowiadać o swoich marzeniach komukolwiek, bardziej z chęciu uniknięcia niezrozumienia niż ze wstydu.
Dziewczyna łypała na niego niepewnie podczas gdy on zbierał się z ziemi. Nie odważył się spojrzeć w lustro raz jeszcze choć musiał przyznać, że chwila w której przywdział smoczą skórę była warta zachodu i niebezpieczeństwa postradania zmysłów.
Wprawdzie wiedział jak to jest biegać na czterech łapach gdyż animagia była pierwszym krokiem, który mógł choć odrobinę zbliżyć go do marzenia, ale jak na razie okazała się być jedynie marną namiastką i to do tego jeszcze niezbyt dobrze przez niego opanowaną. Mimo to, jej studiowaniu poświęcał każdą swoją wolną chwilę. Wciąż miał nadzieję, że dzięki eksperymentom i studiom w końcu osiągnie upragniony cel i zmieni zwierzę, które mu patronuje. Nie raz nazywali go przez to szaleńcem, ale on zdecydowanie wolał określenie "ekscentryk"
Gdy wstał wyciągnął dłoń do towarzyszki pomagając jej z czystej sympatii i dobrego wychowania. Tak naprawdę przecież to on bardziej wymagał tej pomocy przy obecnym zmęczeniu.
Dziewczyna spojrzała za siebie na ukryte w ciemności przejście.
- Wracamy. - Zarządziła, jednak brak jej było stanowczości jakby chciała pozostawić decyzję mężczyźnie. Fin podrapał się w tył głowy mierzwiąc ciemne, przydługie, w pół mroku niemal czarne włosy. Chwilę wahał się czy nie zostać i nie spróbować jeszcze raz, ale nie chciał kusić losu. Czy raczej... wiedział, że nie powinien go kusić.
- Taak... Ale obiecaj mi, że jeszcze kiedyś tu przyjdziemy. - Mrugnął do niej wesoło, lecz w odpowiedzi zamiast uśmiechu otrzymał naburmuszenie. Czasem specjalnie ją denerwował by zobaczyć właśnie tę minę. Była urocza.
- Ty chcesz mnie wpędzić w kłopoty.
- Jak zawsze. Nudziła byś się beze mnie.
Dziewczyna prychnęła i ruszyła wgłąb pomieszczenia byle jak najdalej od lustra. Fin szybko ją dogonił.
- Wiesz, to jednak trochę nie fair. Ty też miałaś spróbować. A może wstydzisz się tego co mogłabyś ujrzeć? - Zaczepnie tracił ją w ramię. - Przyznaj się, że jestem twoim największym marzeniem. - Komnata wypełniła się zdławionym, sympatycznym śmiechem. Nie mógł się powstrzymać by trochę jej nie dogryźć. Oczywiście wiedział, że ona się nie odważy i że jej marzenie jest kompletnie inne niż jego śmiałe insynuacje, ale uwielbiał gdy nadymała policzki. Właśnie dlatego pieszczotliwie nazywał ją żabką.
- Gadasz głupoty. - Wydęła policzki wedle jego oczekiwań. Fin był niemal pewny, że mimo swoich przekonań zobaczył na nich uroczy rumieniec.
Data urodzenia: 13 maja 1949 roku - 29 lat
Czystość krwi: Czysty szlam
Była szkoła: Hogwart, i tak znany przez wszystkich i ulubiony Hufflepuff!
Praca: Wierzcie albo nie, ale ten przesympatyczny, a do tego jakże empatyczny człowiek jest etatowym i doskonałym w swoim fachu "oswajaczem" smoków. Jego praca do tej pory była jedną wielką podróżą, ale na czas swoich badań nad animagią postanowił osiąść. Obecnie dostał etat jako opiekun w miejscowym rezerwacie. Rezerwacie smoków oczywiście.
Różdżka: Jabłoń, włos z ogona testrala, 11 cali. Nieduża, prosta, poręczna, niemal zupełnie sztywna. Przez nieuwagę może być wzięta za kawał patyka.
Widok z Ain Eingarp oraz przykładowy post - 2 in 1!: Rodzice zawsze wypominali mu, że nie bierze życia na poważnie. Właściwie nie tylko oni. Nauczyciele, przyjaciele, przełożeni. I pomimo prawie trzydziestu lat na karku on wciąż mógł uchodzić za tego samego, niezmiennego Fina który śmieje się w twarz zagrożeniu i sypie suchymi żartami.
Spotkanie z Ain Eingarp też nie odbyło się w poważnej atmosferze. A jakże! Przesadna powaga wedle jego osądu była mordercą postępu. Poza tym gdyby do swojego życia podchodził zbyt poważnie dawno byłby kłębkiem nerwów szczególnie w fachu jaki sobie obrał. Stanął więc przed lustrem odważnie, tak jak stawał nie raz przed rozwścieczonym smokiem i uśmiechnął się do odbicia. Przez chwilę z tafli spoglądał na niego wysoki, młody mężczyzna z wyraźnie zarysowaną linią szczęki obsypaną szczodrze tygodniowym zarostem. Potarł palcami brodę dochodząc do wniosku, że naprawdę nieźle z nią wygląda, ale nie długo mógł przyglądać się swemu odbiciu. Te wedle jego oczekiwań zamigotało, zamazało się pokazując mu to, co i tak spodziewał się ujrzeć. Może dlatego, że wiedział, nie poczuł się źle. Nie był obdarty z godności bo i jego pragnienie nie było ani trochę zawstydzające. Przynajmniej on tak tego nie odbierał. Nie marzył przecież o stadzie zakochanych w nim, nagich dziewcząt choć i ta wizja wydawała się kusząca, a przede wszystkim jeszcze całkiem możliwa, w przeciwieństwie do prawdziwego pragnienia, które było dużo trudniej osiągnąć o ile w ogóle było ono możliwe.
To co zobaczył było... smokiem. Nie całym oczywiście. Szwedzki Krótkopyski nie zmieściłby się w ramach lustra, ale na Fina patrzyły bystre, dzikie ślepia w kolorze chłodnej stali, tak podobnym do koloru jego oczu. Nie... to były jego oczy. Ten sam niezwykły kolor, który podbijał serca niewiast. Uśmiechnął się, a smok zawtórował mu ukazując szereg zażółconych, ostrych kłów. Czarna łuska jaką pokryty był masywny pysk zlewała się z mrokiem wewnątrz magicznego zwierciadła, ale Fin wiedział, że za opatrzonym rogiem łbem kryje się silne, sprężyste cielsko. Cieszył się. Właśnie to zamierzał ujrzeć i nie zawiódł się ani trochę. Przez chwilę stał w bezruchu szerząc zęby do swego nietypowego odbicia. Z boku wyglądał przerażająco. Zupełnie jakby chciał upodobnić się do łypiącej z tafli bestii. Głębokie cienie dodawały jego twarzy niepokojącej ostrości, której próżno było szukać w świetle dnia. Trupio blade światło jakim emanowało zwierciadło przydawało stalowym oczom błysk szaleństwa. Poczuł jak po grzbiecie przebiega mu dreszcz... grzbiet? Zamrugał zaskoczony, że tak łatwo dał się zwieść. Jednak zamiast odejść od razu, zamiast jak najszybciej uwolnić swój umysł spod działania niebezpiecznej magii, trwał w bezruchu. Jeszcze chwilę... Pozwolił by dreszcz, który czuł rozszedł się po plecach, objął barki, wsączył się w kończyny których nigdy nie posiadał. Rozwinął skrzydła. Ich huk wstrząsnął murami, odbił się echem od górskich grani. W trzewiach rozgorzał błękitny płomień...
- Fin!
Drgnął, wyrwany z letargu przez dłonie, które ochładzały rozpalone policzki. Wzdrygnął się. Nie chciał jeszcze wracać. Był pewien, że wszystko ma pod kontrolą. Mógł zatrzymać jeszcze choć na kilka sekund poczucie wolności i siły jakie dawała mu niezwykle namacalna wizja.
Otworzył oczy, ale zamiast migotliwej tafli i swego odbicia zobaczył zaniepokojone oblicze swej towarzyszki.
- Spokojnie, przecież nic się nie stało. - zapewnił, od razu przywołując na twarz uśmiech. Nie był tego świadom, ale zmęczenie i gorycz odbił się w nim dużo wyraźniej niż by sobie tego życzył. - To było nawet fajne. Jesteś pewna, że nie chcesz spróbować? - Wyszczerzył zęby, ale dziewczyna zdecydowanie pokręciła głową. Była przerażona. Widziała jak zmieniło się oblicze Fina gdy stanął przed lustrem, a i doskonale zdawała sobie sprawę z mocy zaklętego czy też przeklętego przedmiotu. Wizja szaleństwa skutecznie odstraszała ją przed zajrzeniem we własne pragnienia. Do tego teraz obraz upiornie wykrzywionej twarzy przyjaciela będzie nawiedzała ją po nocach. Zaraz też odsunęła się wyraźnie nieco zmieszana, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że zbyt długo obejmowała jego twarz.
Oboje siedzieli na zimnej posadzce, bokiem do zwierciadła. Nie pamiętał by upadał, ale teraz czuł nieprzyjemny, tępy ból w nogach. Wychodziło na to, że wizja ściągnęła go na kolana. Prócz tego czuł się słabo, a nie zwykł narzekać na swoje zdrowie. Był wysoki, postawny i zdrowy jak przysłowiowy koń, a jednak wystarczyła chwila by miał ochotę po prostu paść na ziemię i spać do rana. Przygarbił szerokie ramiona i rozejrzał się po sali. Mimo zmęczenia nawet się nie skrzywił, głównie po to, by nie denerwować towarzyszki jeszcze bardziej. To był jego pomysł, a ona była tylko przewodnikiem. Nie powinien mieszać jej w swoje sprawy, szczególnie że i tak wiedziała zbyt wiele. Fin nie zwykł opowiadać o swoich marzeniach komukolwiek, bardziej z chęciu uniknięcia niezrozumienia niż ze wstydu.
Dziewczyna łypała na niego niepewnie podczas gdy on zbierał się z ziemi. Nie odważył się spojrzeć w lustro raz jeszcze choć musiał przyznać, że chwila w której przywdział smoczą skórę była warta zachodu i niebezpieczeństwa postradania zmysłów.
Wprawdzie wiedział jak to jest biegać na czterech łapach gdyż animagia była pierwszym krokiem, który mógł choć odrobinę zbliżyć go do marzenia, ale jak na razie okazała się być jedynie marną namiastką i to do tego jeszcze niezbyt dobrze przez niego opanowaną. Mimo to, jej studiowaniu poświęcał każdą swoją wolną chwilę. Wciąż miał nadzieję, że dzięki eksperymentom i studiom w końcu osiągnie upragniony cel i zmieni zwierzę, które mu patronuje. Nie raz nazywali go przez to szaleńcem, ale on zdecydowanie wolał określenie "ekscentryk"
Gdy wstał wyciągnął dłoń do towarzyszki pomagając jej z czystej sympatii i dobrego wychowania. Tak naprawdę przecież to on bardziej wymagał tej pomocy przy obecnym zmęczeniu.
Dziewczyna spojrzała za siebie na ukryte w ciemności przejście.
- Wracamy. - Zarządziła, jednak brak jej było stanowczości jakby chciała pozostawić decyzję mężczyźnie. Fin podrapał się w tył głowy mierzwiąc ciemne, przydługie, w pół mroku niemal czarne włosy. Chwilę wahał się czy nie zostać i nie spróbować jeszcze raz, ale nie chciał kusić losu. Czy raczej... wiedział, że nie powinien go kusić.
- Taak... Ale obiecaj mi, że jeszcze kiedyś tu przyjdziemy. - Mrugnął do niej wesoło, lecz w odpowiedzi zamiast uśmiechu otrzymał naburmuszenie. Czasem specjalnie ją denerwował by zobaczyć właśnie tę minę. Była urocza.
- Ty chcesz mnie wpędzić w kłopoty.
- Jak zawsze. Nudziła byś się beze mnie.
Dziewczyna prychnęła i ruszyła wgłąb pomieszczenia byle jak najdalej od lustra. Fin szybko ją dogonił.
- Wiesz, to jednak trochę nie fair. Ty też miałaś spróbować. A może wstydzisz się tego co mogłabyś ujrzeć? - Zaczepnie tracił ją w ramię. - Przyznaj się, że jestem twoim największym marzeniem. - Komnata wypełniła się zdławionym, sympatycznym śmiechem. Nie mógł się powstrzymać by trochę jej nie dogryźć. Oczywiście wiedział, że ona się nie odważy i że jej marzenie jest kompletnie inne niż jego śmiałe insynuacje, ale uwielbiał gdy nadymała policzki. Właśnie dlatego pieszczotliwie nazywał ją żabką.
- Gadasz głupoty. - Wydęła policzki wedle jego oczekiwań. Fin był niemal pewny, że mimo swoich przekonań zobaczył na nich uroczy rumieniec.
- Cara Rhee
Re: Finlay Chadwick [wielce dorosły]
Nie Mar 29, 2015 4:44 pm
Ponieważ wszystko zostało omówione, ogłaszam akcept! Kartę czytało mi się bardzo przyjemnie, łap na start 10 dodatkowych fasolek.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach