Go down
Kyohei Takano
Oczekujący
Kyohei Takano

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Wto Mar 17, 2015 9:59 pm
Ze złej ścieżki. To właśnie ci ludzie wepchali go na tą ścieżkę, dlaczego więc niby teraz nagle ma z niej zejść. Wiele razy kazali mu nią podążać, on przez pewien czas chciał się temu oprzeć, ale teraz po prostu już mu się odechciało. Miał to wszystko gdzieś. Pytanie tylko czy na pewno tak było. Owszem pewne sprawy nadal były dla niego istotne i pewne osoby, ale na chwilę obecną nie mógł tego okazywać... wróć. Nie mógł tego pokazać już nigdy więcej, nie chciał kolejnej osobie spieprzyć życia. Wystarczy, że dostatecznie dobrze zrobiła to samemu sobie. Dlaczego? tylko dlatego, że nie miał wystarczająco odwagi w sobie aby tupnąć nogą i powiedzieć "nie"... hmmm... to chyba nie był ten powód. Przecież umiał to zrobić, szkoda tylko, że w nie odpowiednim czasie i miejscu. Kyo jest trudnym do rozszyfrowania chłopakiem. Nie wiadomo jakie pragnienia, czy marzenia krążą po jego głowie. Czy w ogóle jeszcze jakieś posiada. Do niedawnego czasu owszem, jakaś tam przyszłość się przed nim malowała, ale po prostu uciekła.
Coś co po prostu istnieje, od tak jest równoznaczne z kłamstwem. Jeżeli ma swój powód pojawiania się... jest szczere. Chociaż nie oszukujmy się, co jest prawdą, a co kłamstwem. Jedno i drugie miało tak bardzo cienką granicę, że można było ją przekroczyć i nikt nawet nie zauważy kiedy to nastąpiło. Tak było w jego wypadku. Już dawno był po stronie kłamstwa, a wszyscy ci którzy go znali byli przekonani, że mówi prawdę. Więc po co to robić. Jeżeli ludzie kłamstwo biorą za prawdę, a prawdę za kłamstwo. Przecież chyba lepiej im dać to czego chcą.
-Problemy... jakie to głupie słowo.- W sumie przestał to traktować już jako problemy. Po prostu stały się jakąś tam jego cząstką, malutkim okruszkiem przeszłości. Chociaż ten okruszek potrafił kuć jak należy.
-Taaa ulżyć, a za plecami mają nóż aby wbić mi go w serce. Wiesz co... nie dzięki. Po prostu niech do tej twojej blond główki wreszcie dotrze to, że nie wszyscy potrzebują pomocy. Niektórym jest dobrze tak jak jest- Cóż on już powoli zaczął się godzić ze swoim losem, jeżeli tak miało być... cóż niech będzie. Nie miał zamiaru już więcej walczyć, bo i tak by tą potyczkę przegrał. Dlatego też wywiesił białą flagę na znak poddania się.
-A ja się pytam co ci jest, że tak się szczerzysz?- Mruknął i uśmiechnął się kącikiem ust. Był to raczej lekko złośliwy uśmiech niż przyjazny. Jedno było pewne, coś w tym chłopaku pękło. Jakaś jedyna cząstka która sprawiała, że nadal trzymał się na nogach, i miał siłę walczyć o swoje własne "ja"
Kim Miracle
Oczekujący
Kim Miracle

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Wto Mar 17, 2015 10:41 pm
Słuchała go uważnie, bo nic innego nie miała w tej chwili do roboty. W prawdzie mogła sobie iść do siebie, ale miałaby stracić taką okazję, aby posłuchać wściekłej filozofii Kyoheia? Czasami był głupi, albo takiego udawał. Z jego słów wynikało, że ślepo patrzył na swoje doświadczenia. Zamykał się w tej swojej bańce izolując się, ale zarazem przyciągając do siebie innych. Nie rozumiała tego. Po co tak ostentacyjnie pokazywał innym, że coś jest z nim nie tak. Z jego życiem - skoro tak nie udolnie chciał odepchnąć od siebie całe otoczenie?
Westchnęła, odwróciła się i oparła głowę o korę drzewa.
- To broń się przed tymi nożami skutecznie - mruknęła ponuro.
Co za człek?!
Ona też dostała nóż prosto w serce, ale to było chyba z jej własnej winy - niestety, ale z tym żyje. No bo jak miałaby nie żyć, skoro był to przysłowiowy nóż? Nie ważne. Wie, że przy Kyo musi być ponura, bo inaczej oberwie się jej za to, że się broni. Tak, a on sobie może być tak irytująco wściekły i udający, że nic mu nie jest, ale zarazem jest.
- Wszyscy potrzebują pomocy, ale muszą chcieć tej pomocy - odparła. Była uparta, ale wiedziała, że nie może pomagać osobą, które tego nie chcą, bo to bez sensu. Alkoholik musi chcieć przestać pić, narkoman musi chcieć przestać ćpać, ale jak nie będzie chciał to mu się nie uda. Ostatniego zdania nie skomentowała, bo znała reakcję Kyo na jej nie wypowiedzianą odpowiedź. Spojrzała na niego kątem oka patrząc na jego złośliwy uśmiech.
Oparła się plecami o drzewo, aby się na niego nie patrzeć, byle go nie widzieć. tak jest łatwiej kłamać i unikać odpowiedzi.
- Mało ważne sprawy - mruknęła zakładając ręce na klatkę piersiową.- Ty niewiele mówisz i ja też niewiele mówię.
W prawdzie to nie ufała Kyoheiowi. Nie znała go za dobrze, a jakoś nie potrafiła się niektórym osobom zwierzać.
Kyohei Takano
Oczekujący
Kyohei Takano

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Pon Mar 30, 2015 8:10 pm
Chłopak zaśmiał się tylko krótko
-"Wszyscy potrzebują pomocy" zdajesz sobie sprawę z tego, że te słowa mogą zostać obrócone przeciw tobie. Jeżeli jest tak jak mówisz to oznacza, że ty też jej potrzebuje, a idąc dalej tym tropem w twoim życiu nie jest tak wesoło jak pokazujesz wszystkim dookoła-Kyo odgarnął szybkim ruchem parę mokrych kosmyków włosów z twarzy. Pokręcił tylko lekko głową.
-Nie jesteś wcale lepsza od mojej osoby. Mała kłamczuszko. I jeszcze śmiesz mi prawić kazania- I tego właśnie Kyo nienawidził najbardziej. Każdy prawił mu morały, mówił, że nie wolno uciekać, ale taka osoba sama się do tego nie stosowała. Więc jak tutaj wierzyć takiej osobie. Czy ktoś kto kłamie może pomóc drugiej osobie, cóż niestety to było nie możliwe. Aby udzielić pomocy trzeba było ściągnąć swoją maskę, ale to okazywało się być znacznie trudniejsze niż się wydawało.
-Wiesz, że twoje gesty mówią o tobie więcej niż ci się wydaje. Mruknął i podszedł do niej trochę bliżej.
-Stając w ten sposób- Tutaj skrzyżował ręce na klatce piersiowej tak samo jak ona aby lepiej zobrazować jej postawę.
-Dajesz człowiekowi jasno do zrozumienia, że jesteś zamknięta na niego. A raczej ludzie zadowoleni z życia tak się nie zachowują prawda- Oj jeżeli życie czegoś go nauczyło to odczytywać mowę ciała drugiego człowieka. Po za tym... przecież on sam tak stał, a wszyscy mimo to nadal do niego ciągnęli. Tak bardzo ubolewał nad tym niedouczeniem społeczeństwa.
-Dlatego pozwolisz, że ja poprawnie odczytam ten twój gest i nie będę dalej ciągnąć tej rozmowy- Mrugnął tylko do ciebie delikatnie po czym po prostu odwrócił się gwałtownie i wsadził ręce do kieszeni, po czym zaczął powoli odchodzić w kierunku zamku.
z/t
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Sro Maj 27, 2015 4:25 am
/Od razu po zajęciach z ONMS, czyli jakoś 01 kwietnia 1978 roku

Powinna była od razu iść do szkoły po lekcji, ale zamiast tego, nie wiedzieć czemu ruszyła w stronę huśtawki, która znajdowała się kawałek od zagrody i wystarczająco daleko od zarośli, które broniły zaciekle dostępu do zakazanej części błoni. Była naprawdę już tym wszystkim zmęczona i przytłoczona, zwłaszcza że James najwyraźniej nie miał zamiaru jej przeprosić, ani nic zrobić z tym, że się pokłócili. Wszystko szło nie tak, jak chciała, co niesamowicie ją frustrowało! Przez to, co się wydarzyło ostatnimi czasy, nie miała kiedy wręczyć mu spóźnionego prezentu urodzinowego, nad którym pracowała kilka dni, no ale cóż...prosić się nie będzie, wszak panna Evans była na to za dumna. Westchnęła i przetarła zmęczone zielone oczy, kiedy już wspięła się w górę w stronę drzewa na którym znalazła się huśtawka. Usiadła na niej, poprawiła kilka zbłąkanych rudych kosmyków i odepchnęła się delikatnie od ziemi, wbijając spojrzenie przed siebie. Czy teraz będzie tak zawsze..? On będzie zachowywał się, jakby nic złego się nie działo wokół nich, zapominał o tym, że powinien czasem nad sobą zapanować, a ona będzie znajdowała się po tej drugiej stronie, by go upominać i przypominać o tym, że nie zawsze jego żarty są zabawne? Czy w ogóle mają szansę..? Było między nimi tyle niewiadomych! Tyle słów, które chciała mu powiedzieć, a nie mogła...przynajmniej nie teraz. Uniosła się na chwilę w powietrze i przypomniała sobie dzieciństwo, kiedy pomiędzy nią a Petunią było w porządku, kiedy również się huśtała, a jej siostra uważała, że buja się za wysoko...i patrzyła na nią zupełnie inaczej, niż teraz. Teraz zresztą rzadko kiedy była godna siostrzanego spojrzenia.
No nic. Najwyraźniej tak miało być. W takich momentach naprawdę brakowało jej Severusa, albo kogokolwiek innego...do kogo miała się zwrócić, skoro najbliższa jej osoba zdawała się być zajęta czymś innym i zupełnie nie zwracała na nią uwagi przez całe zajęcia?
To było naprawdę, ale to naprawdę frustrujące!
James Potter
Oczekujący
James Potter

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Czw Maj 28, 2015 9:59 pm
/nie jakoś 1 kwietnia tylko 1 kwietnia xD

Opieka nad magicznymi stworzeniami w tym tygodniu nie należała do najatrakcyjniejszych i najciekawiej spędzonych lekcji. Może i była nieco bardziej urozmaicona niż poprzednia, na której stary belfer kazał im rysować buchorożce z uwzględnieniem najważniejszych magicznych właściwości tych zwierząt. Oczywiście James nie oddał swojej pracy i bynajmniej nie miał zamiaru się o tym przypominać, zwłaszcza, kiedy zobaczył jak bardzo nowy profesor jest zajęty swoją osobą. Jakby zrobił im wielką łaskę, że w ogóle uraczył ich swoją obecnością, lecz raczej nie oświecił swoją zapewne imponującą wiedzą. Jednak nie była to lekcja doszczętnie zmarnowana. Pomijając fakt tego, jak bardzo się sfrajerował, przychodząc na nią bez swojej dotychczas zgranej załogi – Huncwotów. Pewna Krukonka, z którą właściwie mało kiedy zamieniał chociaż jedno zdanie, pomijając grzecznościowe uprzejmości, czyli pomruki, lub skinięcia głową w czasie mijania się w przejściu do wspólnej klasy. Jej osoba jednak nie była w tym przypadku najważniejsza, ale słowa, które dały Jamesowi do myślenia. Jego wiara w siebie, przygaszona po zaistniałej sytuacji na lekcji zaklęć i przez cały kolejny dzień, odrodziła się ponownie. Gdy nowy profesor wreszcie wypuścił ich z zagrody, Gryfon wyszedł jako jeden z pierwszych. Zarejestrował sylwetkę rudowłosej dziewczyny oddalającej się nie w kierunku zamku, a w kierunku pustej w tym momencie huśtawki. Los mu sprzyjał i postanowił to wykorzystać. Ruszył niespiesznie w obranym kierunku. Kiedy zaszedł na miejsce, Lily zdążyła już się rozhuśtać. Nie widział jej wyrazu twarzy, ponieważ zaszedł ją od tyłu. Przeczuwał, że nawet nie zdawała sobie sprawy z jego obecności. Miał zamiar ją mocniej rozhuśtać, ale wolał nie ryzykować oberwania ławką w zęby, dlatego wyminął drzewo, na którym wisiała dziecięca zabawka i stanął przed huśtającą się dziewczyną, przyglądając jej się z łobuzerskim uśmiechem na ustach i splecionymi w łokciach ramionami. Teraz, kiedy dziewczyna już zdążyła oswoić się z jego obecnością, bez zbędnych komentarzy zaczął ją huśtać. Coraz mocniej i mocniej.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Pią Maj 29, 2015 12:28 am
Może i tak było, a może i nie - w sumie nie zwracała na to, aż takiej uwagi. Przynajmniej dzisiejszego dnia, który nie należał do najlepszych w jej życiu. Nie pamiętała już nawet, czy oddała tę nieszczęsną pracę z buchorożcem; całkiem możliwe, że jednak to zrobiła, ale coś nie potrafiła się skupić na poprzednich zajęciach. I nie do końca wiedziała, co ma sądzić o tym nowym profesorze, którzy był co najmniej...specyficzny, jeśli tak można nazwać człowieka, który praktycznie w ogóle się nie odzywał. Za bardzo zanurzyła się w swoich myślach, które krążyły wokół różnych sprzecznych tematów, a przez nie przebijał się James. To z pewnością było czymś niedozwolonym, że ten chłopak tak często gościł w jej rudej głowie, jakby już na stałe zajął w niej miejsce. Próbowała z tym walczyć, ale to nie kończyło się najlepiej - wystarczyło zresztą spojrzeć na to, w jakim stanie się znajdowała. Nie wiedziała już, gdzie ma szukać sobie miejsca i ramion, które zdolne byłyby przywrócić jej spokój. Jedyne zresztą w które mogłaby pójść stały się dla niej niebezpieczne i gest ten mógłby sporo ją kosztować, a James dawał jej wystarczające sygnały by nawet tego nie próbowała. Tak więc...zrobiła. Była uparta w swych postanowieniach, nawet za cenę przełknięcia gorzkiej porcji tegoż eliksiru. Przynajmniej były tego jakieś plusy - dzień wydawał się cieplejszy od poprzednich, pomimo wiosennego wiatru, który targał jej poplątanymi kosmykami. Przymknęła na chwilę powieki i westchnęła cichutko, starając się odciąć od całej tej rzeczywistości i tylko się huśtać i huśtać bez końca. Nie zauważyła nawet, gdy ktoś za nią ruszył; za bardzo była skoncentrowana na zajęciu miejsca na wolnej ławeczce i próbie dotknięcia chmur. Nawet myśli o siostrze poszły w niepamięć, gdy rudowłosa całkowicie skoncentrowała się na swoich nogach, które zginały się i rozprostowywały, co chwilę, gdy tak powoli nabierała tempa. Nagle ktoś stanął naprzeciw niej, a Lily gwałtownie otworzyła swoje zielone oczy, które wręcz zderzyły się z tymi orzechowymi. Po chwili ześlizgnęły się na jego wargi, które wykrzywiły się w łobuzerskim uśmiechu, by następnie ponownie wrócić do jego tęczówek. Nie odezwała się tak, jak on i tylko przyglądała się, jak zaczyna ją huśtać coraz mocniej i mocniej...
- Nie boisz się, że Cię kopnę, Potter?
James Potter
Oczekujący
James Potter

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Pią Cze 05, 2015 12:33 am
Pomyśleć, że dzień pierwszego kwietnia, patronujący wszystkim dowcipnisiom i żartownisiom, nie był zbyt udanym dniem w kalendarzu Jamesa. Nawet nie pamiętał, że Prima Aprillis wypada właśnie dzisiaj, chociaż jeszcze tydzień wcześniej zaznaczał go w kalendarzu, planując dla Evans jakiś specjalnie wyszukany żart. Jednak zajęcia z Opieki nad magicznymi stworzeniami skutecznie zjadły mu manę i teraz postanowił ją sobie naładować, depcząc pewnej rudowłosej Gryfonce po piętach. Pochmurna i pogrążoną we własnych myślach twarz dziewczyny kontrastowała ze słonecznym dniem, jaki zaszczycił północno – szkockie tereny Wielkiej Brytanii. Pewnie gdyby wiedział jakie myśli chodzą jej po głowie, stanowczo wybiłby jej je z głowy. Zwłaszcza, że był ostatnią osobą na tym podłym padole, przy której mogłaby się czuć niebezpiecznie. Co nie znaczyło jednak, że podczas całej lekcji w ogóle jakkolwiek zwracał jej uwagę na swoją osobę. Pozostawał anonimowy przez bite dwie godziny, co było zupełnie do niego niepodobne. Potter nie należał do osób, które pozwalały się tak po prostu ignorować. Potrzebował zainteresowania jak ryba wody i nie mógł powoli znieść tłamszącej sytuacji, która wszystkim pętała ręce, tak, że najlepsze co uczniowie mogli w ostatnim tygodniu robić to chodzić z kąta w kąt i szukać sposobu, by wyrwać się z tego koszmaru. Lily dostrzegła wreszcie jego obecność w zasięgu swojego wzroku. Powstrzymał nagły dreszcz, przebiegający mu po ciele, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się. Intensywność jej spojrzenia rozwiała z jego głowy wszystkie dotychczasowe myśli. Jedyne co w chwili obecnej mógł robić to odpychać rękami huśtawkę, coraz mocniej i mocniej. Na jego ustach błąkał się krzywy uśmiech, kiedy obserwował zmiany w jej mimice twarzy. Natomiast gdy wreszcie przerwała spokojną i nieuciążliwą ciszę, parsknął z rozbawieniem.
- Raczej nie. – Odparł, połykając spojrzeniem jej zgrabną nogę, która wyciągnęła się w jego kierunku. – Chociaż nie ukrywam, że wolałbym byś oplotła mnie nią w pasie niż kopała. – Wyszczerzył zęby, unosząc dłonie do góry w geście, który można było odczytać jako – „co złego to nie ja”.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Sob Cze 06, 2015 7:06 pm
Zapomniała już w sumie o tym, jakie znaczenie ma 1 kwietnia dla wszystkich dowcipnisiów i zresztą nie tylko. Wszak dzień ten był idealny do tego by wykręcić komuś jakiś żart, ale cóż...wszyscy w świetle ostatnich wydarzeń skupili się na czymś innym. Nic dziwnego, prawda? Nawet gdyby to było w pełni zrozumiałe, że wyciął jej jakiś dowcip, to i tak raczej by ją tym nie rozbawił. O nie, nie po ostatniej lekcji  Zaklęć, podczas której się na nim zawiodła. Może to też była jej wina...? Może za dużo od niego oczekiwała? Przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jaki jest; no bo, kto nie zna, proszę państwa, Jamesa Pottera? Huncwota, Szukającego, a przy tym Kapitana drużyny Gryffindoru? Każdy chyba, choć raz słyszał te nazwisko.  I choć w tym roku znacząco się zmienił, przestał zachowywać się, jak wieczne dziecko, to nadal miewał chwile, gdy musiał pokazać, że jest samcem alfa, jednym z naczelnych psotników. To nie tak, że miała mu to za złe, ale...przesadził. Stanowczo ostatnio przesadził. I przez to już nie wiedziała, co ma sądzić i nie można było zapomnieć też o tym, że zarówno ona, jak i on byli niesamowicie uparci. Dlatego też humor jej nie sprzyjał od wczoraj i rudowłosa tylko szukała czegoś, co pozwoliłoby się jej „wyżyć”.  Próbowała więc spożytkować energię w pracach domowych, w powtórkach, w dyżurach, w czytaniu książek i...nic. No po prostu nic nie dawało pożądanych efektów, a jedynie tylko  pogorszyło jej stan.
Ależ Potter był niebezpieczną osobą! Przynajmniej dla niej! Wystarczyło sobie  przypomnieć chociażby Skrzydło Szpitalne, gdzie pozbawił ją jej zwyczajowej tarczy obronnej. I teraz tylko wciąż i wciąż się zastanawiała, jak to się potoczy, co ma zrobić z tym prezentem, co ma właściwie...zrobić ze sobą. Nie potrafiła przestać myśleć o tym do takiego stopnia, że aż ją głowa rozbolała. Jęknęła zrezygnowana, gdy tak odpychała się i w końcu przeniosła spojrzenie z chłopaka, gdzieś w bok, próbując nie ukazywać swojej słabości. Jeśli sądził, że wszystko pójdzie łatwo i przyjemnie, to się mylił i ona zamierzała mu to udowodnić, a jakże! Unosiła się coraz wyżej i wyżej, nabierała prędkości, a on...on nadal ją huśtał! Chyba do reszty zwariował!  Gdy się odezwał, prychnęła głośno i w końcu spojrzała w jego stronę. Zielone tęczówki błyszczały dzikim blaskiem, kiedy  tak mu się przyglądała, a na ostatnie słowa zacisnęła mocniej dłonie na linkach.
-  Jesteś strasznie zuchwały, Potter. I za pewny siebie. Jak zresztą zawsze – mruknęła zgryźliwie, mrużąc swoje oczy, po czym jej noga została wycelowana w jedną z jego dolnych kończyn, niebezpiecznie blisko miejsca w które z pewnością nie chciałby dostać. I kopnęła, trafiając tam gdzie, chciała!  – I jak, Potter? Nie boli nóżka?
Po czym, czując jak jej stopa nieco pulsuje od bólu – w końcu James nie był zrobiony z plasteliny – zahamowała, zagryzła dolną wargę, by nie dać po sobie niczego poznać i zeszła z huśtawki, stając naprzeciw niego i krzyżując ręce na klatce piersiowej. Zielony oczy nadal błyszczały, rude poplątane kosmyki opadały luźno na jej ramiona, a stopa co jakiś czas dawała jej o sobie znać.  Starała się jednak nad tym zapanować by nie dać mu tej satysfakcji; specjalnie zresztą zadarła wysoko głowę by móc spojrzeć w jego orzechowe tęczówki. A wszystko to z powodu dumy panny Evans.
- Dlaczego za mną poszedłeś, Potter?
James Potter
Oczekujący
James Potter

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Sro Sie 26, 2015 12:18 pm
//Wstawiam z konta pana Pottera za pana Pottera, bowiem mam dość czekania i liczę, że pan Potter się nie pogniewa. A post już jest napisany.

Światło ostatnich wydarzeń nie przewidywało miejsca w swoim kręgu jasności dla kogoś takiego jak on. Właściwie James nie miał nic przeciwko temu. Nie potrzebował, by ktokolwiek go kojarzył z tym co wydarzyło się ostatnimi czasy. Torturowało i okaleczyło to nie tylko jego poczucie humoru ale wszystko z czym kiedykolwiek Hogwart był kojarzony. Nie miał się właściwie czym przejmować, skoro przecież od wyjazdu i opuszczenia tego miejsca dzieliły go już tylko tygodnie. Rzucił krótkie spojrzenie w kierunku majaczących w świetle południowego słońca wież zamku. Żeby wyraźniej widzieć ich kontur, musiał osłonić dłonią oczy, dotykając wierzchem palca wskazującego kruczoczarnych brwi. Hogwart do niedawna traktował jak dom. Teraz nie wiedział, czy miałby ochotę posłać tu swoje dzieci, jeśliby się ich kiedykolwiek doczekał. Na świecie istniało wiele innych potężnych szkół w świecie magii, a on skłonny był wyprowadzić się nawet na jego drugi kraniec, jakby to miałoby zapewnić bezpieczeństwo jego rodzinie. Niespecjalnie się to kłóciło z jego planami na życie. Niestety nie zgadzało się z przekonaniami i chęcią walki. Ucieczka nie była żadnym rozwiązaniem, a on tylko czekał, by wyjść z tego zagrodzonego potężnymi ochronnymi zaklęciami padołka nieszczęść, w którym powstała wielka rysa. Niewyleczalna. Hogwart nie był już tym samym miejscem, a Rogacz ze ściśniętym sercem uznał, że nie chce już do niego wracać. Jednakże jego myśli ponownie uleciały zbyt daleko w przyszłość. Nie miał własnej rodziny, którą mógłby chronić, a od opuszczenia tego miejsca oddzielały go okropnie wyczerpujące testy. Nie były jednak aż tak okropnie wyczerpujące jak nadąsany głos Lily Evans, pobrzmiewający tuż nad jego uchem, gdy wahadłowy ruch huśtawki przyzwalał jej na zbliżenie się do jego osoby, by po chwili znów odciągnąć w tył i tak bez przerwy. Przesunął końcem języka po wnętrzu policzka i wewnętrznej stronie dolnej wargi. Jego usta rozsunęły się ukazując całkiem proste i niezwykle białe zęby, natomiast kąciki uniosły się w rozbrajającym uśmiechu, sięgającym również do oczu. Nie przyszedł by się przed nią tłumaczyć. Jego wzrok sięgał o wiele dalej niż jakaś tam lekcja zaklęć, o której już zdążył zapomnieć, tym bardziej, że Flich już zanotował w swoim dzienniczku nienawiści, by wykrzesać na niego swój drogocenny czas, co z pewnością uczyni z ogromną radością. Naczelny przeciwnik Huncwotów, Argus Marian Filch nie przepuściłby tak łatwo okazji, by poznęcać się nad Jamesem Potterem, przekazującym sobie na zmianę z Syriuszem pałeczkę naczelnego rozrabiaki od początku ich kariery w Hogwarcie. Każdy inny uczeń skazany na szlaban u woźnego o przyjemnej aparycji i uśmiechu miesiąca tygodnika Czarownica był zaledwie namiastką w porównaniu z tym, co mógł wyczynić z tymi dwoma przedstawicielami godnymi domu Godryka Gryffindora. Odwróciła spojrzenie. Nie bądź tchórzem, Evans. Jeśli ktoś przetransmutowałby jego spojrzenie na podręcznik dla tej wzorowej uczennicy, to właśnie taki tytuł ujrzałaby na jego okładce. Gdy zbliżyła się odpowiednio blisko, bez wahania ponownie przykrył swoimi zwinnymi dłońmi jej zgrabne kolana, odsłoniętych pod wpływem podwiewanej przez wiatr szkolnej spódniczki i odepchnął, a huśtawka kołysała się coraz wyżej i wyżej. Powtórzył to kilkakrotnie. Nie miałby nic przeciwko, gdyby nadarzyła się okazja, by te kolana nieco rozsunąć. Nie tylko rozsunąć. Wydawały się jakby stworzone do tego, by opleść go w pasie. Gdy tylko ta zdradziecka myśl wkradła mu się do pochłoniętego rozmyślaniami umysłu, Lily, jakby czytając mu w myślach, rzuciła kolejny komentarz. Dotyczący jego zuchwałości. Roześmiał się głośno, przymykając na chwilę powieki i tracąc na chwilę baczenie na te kolana. Nie odpowiedział. Na takie słowa się nie odpowiada, ponieważ nie można było im zaprzeczyć. A przytaknąć? To byłoby tylko poniżej jego godności. Zauważył, jak mocno skupiła się, by wycelować w niego kopniaka. Mógł odsunąć się piętnaście razy, zanim zdołała go trafić. Nie zrobił tego, przecież nie oddałby dziewczynie. Poczuł piekący ból w okolicach piszczeli. Na jego twarz wpełzł drwiący uśmiech z napiętymi mocno mięśniami policzków. Znów nie odpowiedział, jakby rozmowa z nią wcale go nie interesowała. Nie odrywał od niej spojrzenia. Dosyć zagadkowego spojrzenia, ukrywającego jego prawdziwe emocje. Przyglądał się jak schodzi z huśtawki, jak gdyby jego milczenie doprowadziło ją do ostateczności. Musiał obniżyć nieco tor swojego widzenia, by skrzyżować z nią spojrzenie, cóż, w końcu była od niego niższa. Warte zauważenia było to, że pomimo iż fizycznie była niższa, to spoglądała na niego z nieukrywaną wyższością. Przestąpił z nogi na nogę, nie pozwalając by te oczy wybiły go z rytmu. Wyciągnął lewą dłoń i wsunął ją pomiędzy jej prawe ramię a wąską talię. Odczekał kilka sekund jak gdyby się wahał, po czym podążył dalej, oplatając ją ramieniem w pasie i przyciągając bliżej siebie. Podobnie uczynił z prawą dłonią, jednak ta, spoczęła jedynie na jej lewym biodrze. Nachylił się nad jej uchem i odpowiedział niskim, lekko schrypniętym od długiego milczenia głosem.
- Bo mogłem. – Musnął zimnym oddechem jej policzek i skórę za uchem i ostrożnie, ale też niespodziewanie wypuścił ją z objęć. Wyminął ją, kierując swe kroki ku huśtawce, na której usiadł bez skrępowania, przytrzymując się nogami podłoża. Obrzucił spojrzeniem sylwetkę Evans od stóp do głów.
Lily Evans
Oczekujący
Lily Evans

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Sro Sie 26, 2015 12:23 pm
Dlaczego...? On przecież był światłem, był samym Słońcem w swej najbardziej promienistej postaci. Mógł wpływać na wiele rzeczy, gdy tylko tego zechciał. Sami przecież tworzyli swój własny, mały kawałek historii; i choć ostatnie wydarzenia, były niczym drzazga wbijająca się w palec, to był łatwy sposób by się jej pozbyć – po prostu ją wyciągnąć. Nie działając, będąc obojętnymi, sprawiali, że ich dom ulegał zniszczeniu. Ich najprawdziwszy dom, opanowany przez zło. Tu nie potrzebne były wielkie czyny i słowa, lecz odnalezienie siebie, zbadanie gruntu, zrozumienie, co tak naprawdę było i jest ważne. Tygodnie, dni, godziny, minuty, aż wreszcie sekundy...! Ach! Ale czego innego można było się spodziewać? Sama spojrzała w tamtą stronę, zagryzając przygnębiona dolną wargę i choć smutno było tak patrzeć na te znajome mury, choć pojawiły się pęknięcia w idealnym niegdyś obrazie miejsca, do którego nieustająco chciało się wracać, to ona...widziała w tym coś więcej. Może wyda się to głupie, może naiwne, ale przy skupieniu się i odgarnięciu chmur, ogarniało ją te same ciepło, co kiedyś. Promienie słoneczne uderzały w jej zielone oczęta; oślepiały ją wręcz, ale ona nie miała zamiaru odwracać wzroku. Hogwart nadal był jej domem. Nie potrafiła przekreślić tego wszystkiego tak po prostu i choć rozumiała wątpliwości Jamesa, jego chęć oderwania się od niego, to nie miała tego samego zdania. O takie rzeczy, jak bezpieczeństwo, trzeba było też samemu zadbać – zawalczyć o nie, nawet jeśli wiązało się to z poświęceniem, z poczuciem, że to, co się robi, to i tak za mało, ale...to już było coś! Czyż nie byli Gryfonami? Nie cechowali się odwagą i lojalnością, nie posiadali w sobie tych wszystkich cech, które sprawiały, że ich życie było czymś więcej, niż siedzeniem w złotej klatce? Czy jej osobiste Słońce było w stanie to zrozumieć? Dostrzec szansę naprawy? Gdyby tego zupełnie nie czuł, nie byłoby go tutaj, nie starałby się o nic, skupiając się na innych aspektach swojego życia. I nie, nie chodziło o sam Hogwart. Chodziło o tą część błoni, o tę huśtawkę, o to, że tutaj stał i spoglądał na nią tymi poważnymi, orzechowymi oczami w których czaiły się psotne iskierki. Nie było chyba żadnej innej osoby na tym świecie, która tworzyłaby taką szaleńczą mieszankę. Gdyby James Potter był eliksirem, z pewnością byłby zakazany i używany, zarówno jako lekarstwo, jak i trucizna dla niej. Mogłaby odpowiedzieć, że ma Ją. Że ma swoich przyjaciół. Że nie jest sam, ale czy to wystarczająco by go uspokoiło? Czy miała prawo do takiego śmiałego stwierdzenia odnośnie tego, jak istotną rolę spełnia w jego życiu? Wbrew pozorom, często się w tym gubiła, bojąc się, że to pryśnie, że nie pozostanie po tym nic, pomimo, że z każdym dniem coraz bardziej się od niego uzależniała. Miała swoje kaprysy, uciekała niejednokrotnie od takiej odpowiedzialności, jaką był właśnie On. Walczyła uparcie ze swoim egoizmem, by nie być dla niego ciężarem.
Huśtawka poruszała się wedle swojego mechanizmu; powtarzała swoje ruchy, a rudowłosa dopasowywała się do nich. Była na wyciągnięcie ręki Jamesa, a zarazem w każdej chwili mogła się mu wymsknąć. I on także zbliżał się, by nagle się od niej oddalić. Rude kosmyki powiewały szaleńczo na tym wietrze, żyjąc własnym nieokrzesanym życiem. Iskierki rozbłysły w zieleni jej oczu, odpowiadając na uśmiech, kąciki warg zadrgały, ale dziewczyna pilnowała ich, by ją całkowicie nie zdradziły. Byli sobą. On słońcem, ona kwiatem i potrzebowała go. Naprawdę, ale to naprawdę go potrzebowała. Pani Prefekt, pilnująca jak oczka w głowie szkolnych zasad, pomagająca nieraz samemu woźnemu, goniąca za czwórką dowcipnisiów. Ta historia była przecież znana.
Ja? Tchórzem? Śnij dalej, Potter.
Oboje tańczyli tak, jak im dzisiejszy wiatr zagrał. Prychnęła na wpół rozbawiona, na wpół zakłopotana, gdy poczuła jego dłonie na odsłoniętej skórze. Spódniczka zdawała się robić, co chciała, a sama Evans nie zwróciła na nią większej uwagi, zbyt skupiona na okularniku. I zupełnie nieświadoma myśli, które krążyły po tej rozczochranej głowie. Zamiast tego zielone spojrzenie muskało jego dłuższe rzęsy, wydatną szczękę, uśmiech, który zdawał się nie schodzić z jego ust i same wargi. Miękkie. Łagodne. Szepczące do niej bezdźwięcznie. Był najbardziej niebezpiecznym drapieżnikiem na świecie. A gdy zaczął się śmiać, aż przymknęła powieki, ciesząc się jego śmiechem. Był niczym melodia, której od zawsze szukała. Ale nie potrafiła mu od tak odpuścić, pokazać swoją słabość. Jakże łatwo potrafił ją zmiękczyć!
Po kopniaku jednak postanowiła mu odpuścić; przynajmniej tak odrobinę. Ignorując więc ból, ledwo sięgając mu do ramienia, stanęła naprzeciw niego z dumnie zadartą do góry głową. Rejestrowała każdą najmniejszą zmianę w jego ruchach – pozwoliła mu się objąć i przybliżyć do siebie, nie wykonując nawet jednego gestu, jakby czekała na to, co będzie dalej. Jak daleko się posunie chłopak dzisiejszego dnia. Zadrżała delikatnie, starając się opanować dłonie, które machinalnie chciały objąć go za szyję i jeszcze bardziej przybliżyć go do siebie.
- To...wszystko...? – Wyszeptała drżącym, nienaturalnie wysokim głosem. Po czym, gdy już chciała dotknąć jego twarzy, odsunął się od niej i zajął miejsce na zwolnionej przez nią huśtawce. Przez chwilę stała w miejscu, nie wykonując najmniejszego ruchu, aż w końcu zwróciła się w stronę Jamesa, stanęła za nim i zgięła delikatnie kolana, by móc go objąć w pasie i ułożyć głowę na jego ramieniu. Nie powiedziała nic, zamiast tego przelotnie musnęła jego ucho, przymykając powieki, a wiatr po raz kolejny rozwiał jej rude kosmyki.
Krucha Lilia nie potrafiła żyć bez swojego Słońca.
Zresztą nie chciała tego.
Trochę czasu trwali w tej pozycji, aż w końcu ona nie czuła już nóg, a słońce zeszło zdecydowanie za nisko, by tak po prostu to zignorować. Wyszeptała ciche pożegnanie w jego stronę i oboje ruszyli swoimi ścieżkami.
[z/t x2]
Kyohei Takano
Oczekujący
Kyohei Takano

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Sro Wrz 30, 2015 7:38 pm
Kolejny dzień, i kolejne szlajanie się po szkole bez żadnego konkretnego celu. Właśnie, czy ty kiedy kolwiek miałeś ten cel. Czy za nim postanowiłeś wejść w cień, i pozwolić sobie na wejście w nicość był jakiś sens twojego życia. Tak... pamiętasz to. Kiedyś piękna dziewczyna, brązowe oczy, i długie lśniące włosy. Nawet teraz kiedy zamykasz oczy czujesz zmysłami wyobraźni ten zapach. To były jedyne te chwile kiedy czułeś, że ona jest obok ciebie. Niestety, wystarczyło unieść powieki aby ta piękna mara rozpłynęła się promieniach dnia. A potem... miejsce tej jednej zjawy zajęła inna. Nie wysoka dziewczyna, o porcelanowej cerze, fiołkowych oczach. Jak ona miała na imię... nie, nie wypowiesz tego imienia. Bo nawet jedna literka z niego sprawiała ci tak wielki ból, a przecież rozstaliście się w zgodzie, i pokoju, ale co z tego, jeżeli zrobiłeś to wbrew sobie. Teraz z biegiem czasu zadajesz sobie jedno pytanie. "Co by było, gdybym postąpił inaczej?" no właśnie. Wiedziałeś, że ona była silna, więc dlaczego uciekłeś. Przestraszyłeś się tego, że los będzie wymagać od ciebie teraz znacznie więcej. Czy może raczej przyzwyczaiłeś się do tego wygodnego życia. Wisieć w przestworzach pomiędzy nicością, a mrokiem było bardzo wygodne. Nikt nie wymagał od ciebie niczego ambitniejszego. Każdy schodził ci z drogi, i to jak najbardziej było ci na rękę. Nie musiałeś bawić się w tą zabawę zwaną współistnieniem z innymi ludźmi. Co więcej, z biegiem czasu wydało ci się być to troszeczkę nudne. Ci wszyscy ludzie byli do siebie tak bardzo podobni, te same uczucia, i ten sam egoizm. Od tylu lat nic się nie zmieniło, i co więcej... dalej na żadne zmiany się nie zanosiło. Chociaż co ty wiesz o zmianach. Trwasz już kilka lat w tej bezsilności, i nie zrobiłeś nic, co by sprawiło, żebyś się zmienił. A może po prostu nie chcesz się zmienić, może się nauczyłeś żyć z samym sobą, pomimo tego, że codziennie sam zadręczasz swoją duszę, różnymi myślami o tytule "co by było gdyby".
Kyo spacerował sobie spokojnie sam przez błonia. Dla nikogo nie było zdziwieniem, że w taki ładny dzień, chłopak nie przebywał w towarzystwie przyjaciół. Odpowiedź była bardzo prosta. Po prostu ich nie miał, co więcej nawet nie szukał. Miał kilka osób które lubił, na swój dziwny sposób, ale nie były to na tyle bliskie osoby, że chciałby przebywać w ich towarzystwie. Co więcej, kontakty z drugim człowiekiem oznaczały rozmowy, a czy może być coś nudniejszego niż uzewnętrznienie się przed kimś kto i tak tego nie zrozumie. On bardzo często przy rozmowie z drugim człowiekiem odnosiła wrażenie, jak by rozmawiał z dzieckiem. No wiecie, macie pięciolatka i próbujcie wytłumaczyć mu fizykę kwantową. Szansa, że coś zrozumie z tego była nie wielka, dlatego też Kyo przestał próbować co kolwiek wyjaśniać, jeżeli to i tak nie miało sensu.
W końcu dotarł do drzewa, z którego gałęzi zwisała huśtawka. Nie bywał tutaj często, może przez cały rok szkolny był tylko raz... nie pamiętał tego, a więc pobyt tutaj nie był wcale jakiś wyjątkowo owocny... cóż może tym razem coś się zmieni. Podszedł powoli do tego kawałka drewienka na dwóch sznurkach i zasiadł na nim wpatrując się gdzieś przed siebie. Delikatnie odpychał się od ziemi nogami, przez co tak naprawdę kołysał się tylko delikatnie w przód i w tył. Jego myśli ponownie uciekły w kierunki których tak naprawdę wolał by unikać, ale nad tym akurat nie mógł zapanować, nie miał żadnego wpływu. Obrazy z przeszłości w jego głowie żyły własnym życiem i tak naprawdę nie mógł nic z tym zrobić. Więc jak to się mówi... pewne rzeczy trzeba po prostu pokochać, bo nie da się ich nienawidzić w nieskończoność.
Kelly McCarthy
Oczekujący
Kelly McCarthy

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Sro Wrz 30, 2015 8:06 pm
Jeden, dwa, trzy, cztery... Kolejne próby zrobienia czegoś ze swoim życiem nie przynosiły żadnego skutku. Ludzie tak bardzo dążyli do wyznaczonych sobie celów, tak bardzo za nimi gonili, a one jak motyle były nieuchwytne i tylko nielicznym udawało się je złapać. Tak też było z panienką McCarthy. Po raz kolejny chciała udowodnić, że jest warta miejsca tutaj i potrafi coś więcej niż inni. W końcu była zwykłym mugolakiem, który posiadał magiczne zdolności, to powinno napawać ją dumą, ale niestety. Im więcej masz - tym więcej chcesz. Tak też  było i tym razem, jednak była tego zdania, że każdy całe życie się uczy i nie można spoczywać na laurach, bo kiedy człowiek nie ma żadnych marzeń staje się pusty, zupełnie jakby był martwy. A co może być gorszego niż bezsensowna egzystencja, jeszcze w tak okrutnym świecie, który niczego nie docenia, a ciągle od nas wymaga, nie dając praktycznie nieczego w zamian. Kiedy coś nam wychodzi, ludzie gratulują, cieszą się naszym szczęściem, ale w głębi i tak czai się zazdrośc i płytkie myślenie.
A nic nie stoi na przeszkodzie, aby sami zaczęli coś w życiu osiągać, niestety...
Schowała się za starym drzewem z nadzieją, że nikt tutaj nie zajrzy, była zbyt ładna pogoda i wszyscy uczniowie rozsiedli się raczej blizej wody. Miała spokój, ciszę, przerywaną jedynie głośniejszymi rozmowami z oddali. Więc siedziała tak pod drzewem skierowana twarzą w stronę Zakazanego Lasu i myślała o tym, jakby to było, gdyby tylko kiedyś potrafiła zebrać się na odwagę i środku nocy zwiedzić to i owo. Przez myśl przemknął jej jedynie zarysy planu idealnego, ale aby to osiągnąć, musiała najpierw ćwiczyć wszystkie formułki, dopóki nie zacznie ich wymawiać przez sen. W końcu na taki wypad musiałaby opanować do perfekcji sporo zaklęć, bo kto wie co czyha w takim miejscu...
Podkuliła nogi i opuściła głowę, aby móc w spokoju zatopić się w swojej lekturze dotyczącej znanych animagów i ich życia. Ot zwykłe autobiografie kogoś, komu udało się osiągnąć to, o co ona tak nieustannie walczyła, a jej próby kończyły się... Cóż... Raz przez tydzień musiała męczyć się ze zbyt długim owłosieniem na rękach, raz przez kilka dni z ogonem, którego nie mogła się pozbyć, innym razem w zdania wplątywały jej się ciche warki, zupełnie jak zwierze. Jednak nic chyba nie było w stanie jej zniechęcić do dalszych prób. Jaka ona mogła być wtedy wolna! Nie musiałaby się o nic martwić, a przynajmniej pozornie. Nie była z tych, którzy lubili uciekać przed problemami, ale kto by nie chciał czasem schować się przed wszystkimi i mieć wszystko w... nosie?
Uniosła parę zielonych oczu znad książki i wychyliła się zza drzewa. Coś, a raczej ktoś przerwał jej spokojne popołudnie, ale może to i lepiej? Może czas poznać kogoś nowego i przestać katować się ciągłą nauką? Skrzypienie drewna było ciche i miarowe, była pewna, że ktoś korzystał z huśtawki, która zapewne miała już swoje lata... Wstała bezszelestnie i otrzepała się z pozostałości trawy.
- Przeszkadzam? - zapytała cicho i wyszła w końcu z ukrycia, jednak wciąż stojąc za chłopakiem. Co jak co, ale spodziewała się raczej obściskującej się pary, która przyszła na romantyczny spacer po błoniach. - Czy może na kogoś czekasz? - chciała mieć pewność, że nie będzie przeszkadzać, ale chwilę później zmarszczyła czoło, bo zdała sobie sprawę, że ona była tu pierwsza i nawet gdyby przeszkadzała, to i tak sobie nie pójdzie, a co!
Kyohei Takano
Oczekujący
Kyohei Takano

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Sro Wrz 30, 2015 8:24 pm
Dlaczego uważasz, że egzystencja w nicości jest zła. Nie można całe życie zapieprzać niczym ten niewolnik, za darmo. Czasami trzeba usunąć się z pola widzenia, wejść w bezpieczne pole gdzie nikt, ani nic nie jest w stanie ciebie dosięgnąć, i jak najdłużej tam pozostać, bowiem tylko tam człowiek może zaznać uczucia spokoju... chociaż bardzo mylnego. W chwili kiedy zda sobie z tego sprawę upierdliwe myśli nie przestaną nękać twojej biednej głowy, a ta nicość nie puści ciebie już tak łatwo. Dlatego też na to decydują się osoby dla których tak naprawdę nie ma już odwrotu. Z dwóch złych opcji muszą wybrać jedną, i wtedy dla nich tak naprawdę nie ma już większego znaczenia co się z nimi stanie.
Mówisz o wolności, a słyszałaś kiedyś takie powiedzenie, że to ludzie sami sobie stawiają ograniczenia. Warto nad tym się pochylić i zastanowić, bo jest w tym sporo racji. Ile razy w życiu zrezygnowałaś z czegoś mówiąc, że nie dasz rady, albo, że się boisz... no właśnie... strach... jest jednym z większych wrogów człowieka. To właśnie on uniemożliwia rozwinąć skrzydła, i karze cały czas chodzić po tej ziemi, chociaż są chwile kiedy człowiek chciałby się wznieść. Z drugiej, jednak strony bez strachu bylibyśmy puści, mogłabym tutaj przytoczyć cały wykład o tym jak to strach jest nam potrzebny do życia, ale zanudziłabym was a tego nie chcę, dlatego też wróćmy do naszego Kyo.
Chłopak odwrócił się i spojrzał na ciebie swoimi ciemnobrązowymi oczami, które z daleka wyglądały na czarne. Zmierzył ciebie wzrokiem od góry do dołu, po czym ponownie mogłaś widzieć już tylko jego tył.
-Tak... przeszkadzasz- Odpowiedział bezceremonialnie. Chcesz poznać kogoś nowego, cóż nie wydaje mi się, aby ta osoba była odpowiednią istotą do poznania. Możesz być pewna, że nie pozostawi po sobie raczej miłych wspomnień, a i ty pewnie jak wszyscy dookoła z miejsca zaczniesz go pouczać, że życie jest piękne, że nie można być takim wycofanym itp, itd. Tak łatwo powiedzieć, że życie jest piękne komuś, kto nigdy nie znalazł się w ciele Kyo, kto nie posiada tych wspomnień co on ma. Każdy wolał oceniać, niż się zastanowić chwilkę. Wiadomo, łatwiej by było gdyby chłopak od razu powiedział w czym rzecz, ale przecież życie nie może być proste prawda, bo w końcu wtedy nie było by już takie interesujące.
-Na pewno nie na ciebie- Mruknął i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, po czym w jego dłoni pojawiły się zapałki, i jedna z nich zapłonęła przypalając papierosa w jego ustach. Zaciągnął się solidnie tą trucizną po czym wypuścił z ust biały dym. Nadal wpatrywał się w dal, i zastanawiał się nad tym co będzie robić kiedy skończy się szkoła, jego perspektywy na przyszłość były naprawdę mizerne, i chyba będzie musiał przyzwyczajać się do myśli, że skończy jako barman, albo sprzątacz w jakiejś zatęchłej dziurze, i będzie zarabiać marne grosze. Cóż... na taki los był skazany, albo sam siebie skazał, cóż to już należy do waszej oceny.
Kelly McCarthy
Oczekujący
Kelly McCarthy

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Sro Wrz 30, 2015 8:44 pm
Czyżby ciężki orzech do zgryzienia? Trzeba przyznać, Kelly nie była najlepszym psychologiem, pedagogiem, doradcą, nauczycielem czy inne takie, bo sama często nie radziła sobie ze swoją głową na tyle, aby pomagać komuś porządkować jego życie. Pokręciła jedynie głową z politowaniem, bo nie zamierzała odpuścić, niestety, ale była uparta. To ona była tu pierwsza, chciała być miła, nie takiej reakcji się spodziewała, ale musiała się przyznać do tego, że wcale nie była nią zaskoczona.
- Jakoś niespecjalnie jest mi przykro. - rzuciła jedynie bez zbędnych emocji. Powiedziałą prawdę, nie było jej przykro, że mu w czymś przeszkodziła, może w kontemplacji na temat tego co zje dzisiaj na kolacje? Zmrużyła oczy, aby przyglądnąć mu się lepiej, a w zasadzie tylko zarysowi jego sylwetki, bo nie raczył patrzeć na rozmówcę, ot taki brak dobrych manier? A moze tylko pokaz wyższości nad nią? Przez pięć lat uczęszczania do tej szkoły zdarzyło jej się mieć doczynienia z najbardziej obślizgłymi typami ze Slitherinu, to co on taki chudziutki biedaczek mógł jej zrobić? Po tym wszystkim nie było raczej osoby, któa potrafiłaby ją zmieszać z błotem albo powiedzieć coś, przez co dziewczyna by zamilkła. Przywilej rudych - im się nigdy gęba nie zamyka.
- Rozumiem... Uważasz że ty, to za wysokie progi na moje nogi? - uniosła jedną brew nie dając za wygraną. Czasami przez jej postępowanie sama pakowała się w kłopoty i często musiała się przez to sowicie tłumaczyć. Zaptarzyła się przez moment na dym z papierosa, sama popalała, jednak uważała to za kolejny gest tego, jaki to on nie jest straszny i groźny. Zaśmiała się pod nosem, jednak niesłyszalnie, aby nie pogorszyć nastroju chłopaka. Twierdziła, że nia ma ludzi złych, są tylko tacy, którzy mają za mało miłości. Może to płytkie, ale ile było w tym prawdy!
Sama zapewne byłaby taka jak on, gdyby tylko nie wzięła się w garść, ile można chcieć od życia? Nie ma nigdy nic za darmo.
- Jeśli nie odejdę, dasz mi w pysk? - uśmiechnęła się bardziej do siebie niż do niego, nie wiedziała skąd do głowy przyszło jej to pytanie, ale jedno było pewne, na odpowiedź czekała z wyraźną niecierpliwością, nie dlatego, że się go bała, a ze zwykłej ludzkiej ciekawości. Widywała go niekiedy na korytarzach szkoły, ale nigdy nie zwróciła uwagi na to, czy ma on jakichś przyjaciół, znajomych, kogoś z kim lepiej się dogaduje?
Stawiała raczej na negatywną odpowiedź, bo nie sprawiał wrażenia, jakby był zadowolony z czyjejkolwiek obecności.
Kyohei Takano
Oczekujący
Kyohei Takano

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Sro Wrz 30, 2015 9:00 pm
Cóż z taką osobą chłopak spotkał się tak naprawdę pierwszy raz... z tak bardzo bezpośrednią, i jednocześnie tak bardzo pochopną w swojej ocenie. Z góry założyła, że ma racje. Do tej pory spotykał się z ludźmi którzy tylko się domyślali, a on łaskawie utwierdzał ich w tym przekonaniu, nie zwracając za bardzo uwagi na to co jest prawdą a co nie, bo w końcu nikt tego już w tej chwili nie potrafił odróżnić, więc niby dlaczego miał się starać. Co więcej, ludzie mieli tą brzydką tendencje do przekręcania prawdy w taki sposób, że wychodziło z tego kłamstwo, a kłamstwo mogło stać się prawdą. Wszystko tak naprawdę zależało od umiejętności operowania słowem.
On za wysokie progi na jej nogi. Na to stwierdzenie sam do siebie się lekko uśmiechnął. Oj gdyby tylko wiedziała jak bardzo się myliła. W rzeczywistości wyglądało to w ten sposób, że to ona była dla niego bardziej niedostępna niż on dla niej. Był wyrzutkiem i tak na zawsze pozostanie, nie znajdzie sobie tutaj nigdy miejsca, bo z resztą też nie pasował. Zbytnio odstawał od tych wszystkich uśmiechniętych, bogatych, i modnie ubranych ludzi.
-Teraz całkiem nieświadomie powiedziałaś mi naprawdę miły komplement- Postawić go aż tak wysoko w hierarchii cóż było naprawdę miłe, szkoda tylko, że tak bardzo mylne. On w tym wielkim łańcuchu był gdzieś na samym końcu wciśnięty w jakiś plastikowy czarny kosz z napisem śmieci, który z resztą nikt nie wynosił już od ładnego czasu, przez co zaczęły się rozkładać, aż w końcu smród stał się taki, że trzeba było ten kosz wrzucić w inny kosz. I takim o to sposobem w tej hierarchii stał coraz niżej i niżej. Chociaż czy mu w tej chwili to przeszkadzało jakoś wyjątkowo? jeszcze jakiś czas temu tak, teraz po prostu się z tym pogodził, i zrozumiał, że tak musi być, w końcu życie ustawia wszystkich w taki sposób aby znaleźli się w odpowiednim dla siebie miejscu.
-Nie jestem damskim bokserem- Odpowiedział. To fakt, chociaż mógł się wydawać człowiekiem kompletnie bez zasad, to tą jedną przestrzegał wyjątkowo. Nigdy nie podniósł ręki na żadną kobietę, i nie miał zamiaru tego zrobić. Upadł nisko, ale doskonale wiedział, że gdyby uderzył kogoś tak delikatnego, stoczył by się na samo dno do którego nie docierałyby nawet pojedyncze promienie słońca.
-Co oczywiście nie oznacza, że to ci daje immunitet. Po prostu nie lubię gadać z ludźmi i to powinno ci wystarczyć- Pokazywanie wyższości... nie... nie musi tego robić, bo na pierwszy rzut oka widać, że wcale nie był silniejszy, ani mądrzejszy od ciebie. Palił bo to lubił, i tyle... nie ma sensu doszukiwać się w tym jakiegoś drugiego dna, bo i tak się go nie znajdzie. Chociaż on był do tego przyzwyczajony, że ludzie bardzo często nadinterpretowywują jego zachowanie, i wiele rzeczy bardzo często jest odbierane zupełnie na opak niż miał to w zamiarze przekazać.
Sponsored content

Huśtawka na drzewie - Page 4 Empty Re: Huśtawka na drzewie

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach