Go down
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

[Uczeń] David o'Connell Empty [Uczeń] David o'Connell

Sob Kwi 18, 2015 10:44 pm
Imię i nazwisko: David o’Connell
Data urodzenia: 22.03.1961
Czystość krwi: Półkrwi. Jeden z rodziców matki był mugolem.
Dom w Hogwarcie: Gryffindor.
Różdżka: Tarnina i skóra strzygi, 13 cali, różdżka prosta, mało giętka.
Widok z Ain Eingarp: Gdyby spojrzał w zwierciadło zobaczyłby siebie otoczonego ludźmi, rozmawiającego i żartującego z nimi  – co najważniejsze – nie zdenerwowanego. Nie zastanawiał się nad tym nigdy, ale tak naprawdę bardzo chciałby znaleźć chociaż jedną osobę, która go nie denerwuje.

Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Na pierwszym i drugim roku był uczniem otrzymującym przeważnie ocenę PO. Z czasem jego zapał do nauki słabł. Ostatecznie skończył z tyloma T na piątym roku, że nie zaliczył egzaminów z Zielarstwa, Astronomii, Historii Magii, Starożytnych Run i Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Mimo oceny W z Transmutacji, Z z Zaklęć i Obrony Przed Czarną Magią oraz N z Eliksirów był zmuszony powtarzać piąty rok.

Dobrze radził sobie z lataniem na miotle, zresztą jak na początku ze wszystkim.

Po powrocie z przerwy letniej wyraźnie zmienił nastawienie do nauki. Nie można tego jeszcze nazwać zapałem (z wyjątkiem Transmutacji; ta zawsze była dla niego zabawą), ale na pewno nie pozwoli już sobie na zawalenie roku. Jego wszystkie niepowodzenia były bardziej wynikiem braku ambicji niż braku talentu.


Przykładowy Post:

Pierwszy dzień przerwy letniej 1977

Siedział przy stole kuchennym ze wzrokiem wbitym w kubek z parującą herbatą. Oparł się na łokciach i objął naczynie dłońmi. Oszukiwał się trochę, że sam nie czuł się źle w zaistniałej sytuacji. Że cały dyskomfort pochodził z faktu, iż ona była zawiedziona. Ciszę przerywało pobrzękiwanie mytych naczyń, które jego matka zmywała ręcznie mimo różdżki zatkniętej do kieszeni – zawsze kiedy próbowała ukryć emocje musiała zająć czymś ręce. Wieczór był ciepły i pogodny, ale w pomieszczeniu panowała ponura atmosfera.
– Nie rozumiem tego. – Powiedziała w końcu spokojnie kobieta, zastygając na chwilę z patelnią w ręce. Nie odwróciła się od zlewu, mówiła  zwrócona do syna plecami. – Przecież nigdy nie miałeś problemów w nauce.
Nic nie odpowiedział.
– Masz takie dobre wyniki w niektórych dziedzinach.  Wcześniej też trzymałeś poziom. Zawsze wiedziałam, że jesteś zdolny, zupełnie jak …
– Nie jestem jak ojciec. – Przerwał jej gwałtownie. Ręce trzymające garnek nieznacznie drgnęły.
– …jak wujek Mike. – Dokończyła twardo. – Mój brat. Zawsze był taki zdeterminowany...
Jej próby ukrycia nastroju przestawały dawać rezultaty. Widać było wyraźnie, że jest zdenerwowana.
– Nie wiem, jak mogłeś pomyśleć, że porównam cię do ojca. – Powiedziała szorstko, chlapiąc pianą na podłogę.
Do ich uszu doszedł dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, a następnie okrzyk:
– Gwen, wróciłem!
Chwilę później do kuchni, poprawiając okulary, wszedł średniego wzrostu mężczyzna. Postawił na stole kuchennym reklamówki z zakupami, po czym odgarnął jasne włosy z czoła.
– Witaj w domu, Davidzie. – Przywitał się pogodnie. Chłopak w odpowiedzi popatrzył na niego krzywo.
Na powrót zapanowała napięta cisza. Za oknem robiło się coraz bardziej ciemno. Kobieta przy zlewie odłożyła gąbkę do naczyń i odwróciła się w końcu do swojego syna.
– Nie uwierzę, że nie zdałeś mimo starań. – Wyrzuciła z siebie gwałtownie. – Zwyczajnie zrezygnowałeś. Takie jest moje zdanie. Nie uwierzyłabym w to wcześniej, gdyby ktoś mi powiedział, że tak łatwo się poddasz.
David przewrócił stojący przed nim kubek, zaklął głośno i zerwał się na nogi, zanim herbata zdążyła ściec mu na ubranie. Matka musiała wiedzieć, że go to zdenerwuje. Zacisnął wciąż oparte o stół ręce w pięści i podniósł na nią wzrok. Ojczym, który przed chwilą skończył wypakowywać jedzenie do lodówki, dyskretnie wyszedł z pomieszczenia. David prychnął.
– Mogłeś chociaż spróbować być miły. – Powiedziała cicho Gwen.
– Nie lubię go.
– Bo jest mugolem?
– Nie. – Wycedził coraz bardziej zdenerwowany chłopak. – Po prostu go nie lubię. Myślisz, że jestem uprzedzony?
Patrzyli na siebie przez chwilę, obydwoje na skraju wybuchu. David zrozumiał, że matka ma rację – że odpuścił, poddał się. Przestał walczyć. Ta myśl sprawiała, że skręcało go w środku. Pytanie o ojczyma jedynie pogorszyło sprawę. Odwrócił się na pięcie i skierował kroki do wyjścia.
– David. – Usłyszał za sobą. – Różdżka.
– Co?
– Jak masz zamiar iść gdzieś w takim stanie, to oddaj mi różdżkę.
Zacisnął zęby i wrócił się, żeby trzasnąć kawałkiem drewna o blat, aż ten wydał z siebie głośny huk i strzelił kilkoma iskrami. Dlaczego słuchał tej kobiety wciąż było dla niego nierozwikłaną zagadką. Pieprznął drzwiami i wyszedł z domu, wprost w oświetlone latarniami mugolskie miasteczko.
Był zły na siebie. Mijał domy i zamknięte sklepy, mijał podeschnięte trawniki i kosze na śmieci. Jeden nawet kopnął i patrzył z satysfakcją, jak jego zawartość rozsypuje się po pustej ulicy. Przeszedł spory kawałek – w okolicy było niewiele lamp ulicznych, a kilka ze stojących w zasięgu wzroku miało przepalone żarówki. Zdecydowanie nie był już w centrum miasteczka. Kiedy uspokoił się na tyle, żeby zwolnić krok, wyjął z kieszeni spodni zgniecioną paczkę papierosów. Wygrzebał trochę zgiętą sztukę, wsadził sobie w zęby i zaczął obmacywać spodnie w poszukiwaniu zapalniczki. Zatrzymał się. Gdyby jego twarz wyrażała jakąś ekspresję, pojawiłoby się na niej głębokie niezadowolenie.
– Kogo widzą moje oczy? Czy to ty, Carney?
David poznał ten głos. Nie odwracając się nawet wyciągnął dłoń z wystawionym środkowym palcem w stronę, z której dochodził. Zresztą, to samo zrobiłby, gdyby głos nie wydał się znajomy. W odpowiedzi usłyszał niezadowolone cmokanie.
– Tak mnie witasz po długiej rozłące?
– Odpierdol się dzisiaj. – Wycedził przez zęby zaciśnięte na papierosie. – Nie ręczę za siebie.
– Co najmniej, jakby to było jakieś nietypowe, Carney. Ale widzisz, nie mogę. Dużo razy mówiłem ci, że to mój teren. Wyskakuj z kasy.
Dopiero teraz zauważył, że za przemawiającym chłopakiem idzie jeszcze milcząca dwójka. Zaszli mu drogę. Przez chwilę zastanawiał się, jak by to było, gdyby się wystraszył, chciał oddać pieniądze, wyjął je – i napastnicy zobaczyliby knuty, sykle, może nawet jakiegoś galeona. Ta wizja prawie go rozbawiła. Podszedł do stojącego naprzeciw mugola i spojrzał na niego z góry. Może i David nie był wybitnie wysoki, ale jego metr osiemdziesiąt dziewięć wystarczało, żeby przeciwnik poczuł respekt. Uśmiechnął się uśmiechem, który gości na ustach ćpunów dostających działkę, a potem zaatakował szybkim ruchem pięści. Trafił pod oko. Zaczęła się nierówna bójka.

***

Pierwszym, co zaprzątnęło jego myśli, kiedy się wreszcie ocknął, były okropnie twarde i zimne płyty chodnikowe. Drugim paskudnie bolące kolana. Następny był posmak żelaza w ustach. Podniósł się na rękach i wypluł trochę krwi. Przejechał językiem po zębach, żeby się upewnić, że wszystkie są na swoim miejscu. Rozejrzał się – obok leżał jeden z uczestników bijatyki, niedaleko udało mu się wypatrzyć trochę pokrwawionego, skrzywionego papierosa. Zatknął go w zęby i przysunął się do nieprzytomnego. Przeszukał jego kieszenie i znalazł zapalniczkę. Podpalił w końcu wymęczonego peta, schował znalezisko na powrót w kurtkę właściciela i poklepał leżącego po ramieniu. Wstał ciężko i zatoczył się na latarnię. Kiedy świat przestał wirować zaczął powoli wracać do domu. Sprawdził stan wypełnienia kieszeni (nie zmieniony), bez przekonania poprawił czarne włosy, złapał za wciśnięty w tunel w lewym uchu poczerniały kieł i wytarł z niego trochę krwi. Jasne, bursztynowe oczy zwrócił na niebo i zaciągnął się dymem.
– Znowu to zrobiłeś, Carney. – Powiedział sam do siebie. Nie mógł jednak nic poradzić na to, że po bójce poczuł się dużo lepiej.


Ostatnio zmieniony przez David o'Connell dnia Nie Kwi 19, 2015 7:37 pm, w całości zmieniany 2 razy
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

[Uczeń] David o'Connell Empty Re: [Uczeń] David o'Connell

Nie Kwi 19, 2015 8:34 pm

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach