Go down
Tobias Peacock
Oczekujący
Tobias Peacock

Tobias Peacock [uczeń] Empty Tobias Peacock [uczeń]

Pią Gru 05, 2014 5:44 pm
Imię i nazwisko: Tobias Peacock
Data urodzenia: 18 lipca 1960r.
Czystość krwi: Nieczysta
Dom w Hogwarcie: Ravenclaw
Różdżka: Jabłoń, włókno smoczego serca, 12 i 3/4 cali


Tobias Peacock [uczeń] 24o2437


Widok z Ain Eingarp:
To lustro pokazuje czasem przyszłość? Chciałbym, aby tak było. Marzę, by moje pragnienia znalazły swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, ale zapewne byłbym niespełna rozumu, gdybym myślał inaczej. Jestem jak każdy przechodzień, który przypadkowo trafia na srebrzystą taflę Ain Eingarp, a gdy pozna już jej magię, wpatruje się godzinami, zapominając o istnieniu czegokolwiek poza widokiem „po drugiej stronie”. Ciekawe, czy ktoś poza mną próbował, niczym w „Alicji w Krainie Czarów”, przedostać się tam, by spotkać oko w oko z najskrytszymi marzeniami.
Widzę tam siebie, obejmującego kobietę o niewyraźnej twarzy. Zza jej nóg wychyla się chłopiec o równie zamazanych rysach, ale wiem – przeczuwam, że wpatruje się w drugiego, który zaczyna biec w jego stronę, jakby chciał go złapać. Nie znam tych ludzi, ale mam świadomość, że to moja rodzina. Że to jedno z marzeń, obrazujące ciepło i miłość, normalność.
Czasem obraz się zmienia, kiedy ambicje przerastają zdrowy rozsądek. Widzę sklep z mnóstwem różdżek i siebie, jak układam te pudełka. To ja je wszystkie stworzyłem i teraz mogę je oddawać w ręce innych czarodziejów. Nie mam szans z Ollivanderem, ale może kiedyś uda mi się zgłębić tajniki wytwórstwa tych magicznych atrybutów i będę dla niego konkurencją.
Niekiedy pojawia się smok, ciemny na tle błękitnego nieba, a ja siedzę na nim, wznosząc się ponad wieżami Hogwartu. Ten lot to szczyt najskrytszych marzeń, ukazanie innym, że można panować nad tak ogromnym i niebezpiecznym stworzeniem. Ujarzmić je, by pozwoliło dosiąść swego grzbietu.


Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Przejście z niemagicznego świata do Hogwartu to dla dziecka ogromny szok. A teraz wyobraźcie sobie pójście do szkoły z internatem, gdy całe życie spędziło się w czymś na wzór hippisowskiej komuny, trzymającej się razem w starej londyńskiej kamienicy. Straszne, prawda? Też tak uważam, więc nikogo nie powinno dziwić, że podczas pierwszego roku byłem po prostu przerażony. Jeszcze ktoś w pociągu zaczął opowiadać o dementorach wysysających duszę… To był mój moment słabości – chciałem wrócić do domu. Drugą taką chwilą były łódki, ale dopiero gdy ujrzałem Wielką Salę, uznałem, że chyba jednak zostanę. Może i nie potrafiłem przemóc się do spróbowania wszystkich potraw, bo matka wciąż powtarzała mi, że nie powinniśmy zjadać naszych przyjaciół-zwierząt, ale za to ciasta nadrobiły za wszystko.
Początkowa nauka szła mi dość topornie. Jako tako radziłem sobie tylko z zielarstwem, bo do magicznych roślin wystarczyło podejść jak do zwyczajnych – z czułością i dbałością. Przymus zadbania o samego siebie sprawił, że nie miałem też problemów z eliksirami, bo obsługę noża opanowałem do perfekcji, a wrzucanie składników do kotła to niemalże jak gotowanie zupy dla dwudziestu osób.
Nie umiałem rozmawiać z ludźmi, nie rozumiałem większości z nich, znających magię od dziecka. Nawet tacy jak ja – pochodzący od mugoli to dla mnie zagadka. Oni mieszkali w normalnych domach, nie przewijały się tam dziesiątki obcych, wśród których kojarzyli tylko własną matkę i jej faceta.  Pokój bracie i do przodu.

Kolejne lata sprawiły, że przystosowałem się do uczniów w Hogwarcie, ale straciłem kontakt z mamą. Zmieniłem się niemal nie do poznania, mając na co dzień kontakt z zupełnie innymi ludźmi niż w dzieciństwie. Zacząłem rozumieć magię, cały ten otaczający mnie teraz świat, pokochałem Hogsmeade i zdecydowałem, czego chcę od życia. Choć wielu marzy o Ministerstwie Magii czy szpitalu, mnie zafascynowały różdżki – ich budowa, działanie, sposób wykonania. To z nimi chciałbym wiązać swoją przyszłość. Z magicznymi artefaktami lub stworzeniami, które poznałem podczas lekcji. I opieka nad nimi mi się przyda, jeśli sam będę musiał zdobywać rdzenie. Różdżki są powiązane z naturą, co też uświadamia mnie, że wartości przekazane mi przez matkę są we mnie tak głęboko zakorzenione, że nawet setki kilometrów od niej doceniam to, co dała nam Ziemia. Nie jestem wyjątkowym bystrzakiem we wszystkich dziedzinach, ale czuję te, na których mi zależy i dążę do tego, by w choć niewielkim stopniu dorównać lub wyprzedzić najlepszych uczniów.



Tobias Peacock [uczeń] Ta4o5c


Przykładowy Post:

Chilluj, Oz.
Słowa Richarda wciąż dźwięczą mi w głowie. Nienawidzę, gdy tak do mnie mówi. Nienawidzę, gdy używa przezwiska „Oz”, na które uwziął się w momencie, gdy dowiedział się, że jestem czarodziejem. Nienawidzę tego faceta, jego spokoju ducha, wiecznie uśmiechniętej gęby i tego, że wszyscy skupiają się teraz na nim i jego gitarze, której dźwięki odbijają się echem od pustych ścian pomieszczenia. Pozostałe są obwieszone kolorowymi płachtami, ale tutaj jeszcze nic nie ma. Postanowili zmienić nieco wystrój, kiedy mole zżarły kolejny koc wydziergany rękami mamy, ale po zaledwie pięciu minutach zrobili przerwę na pokojową piosenkę zachęcającą do działania. I pokoju, głównie pokoju. I może dlatego tak bardzo tu nie pasuję – bo nie czuję ich radości, zawsze wszystko krytykuję i nienawidzę Richarda, podczas gdy powinienem z uśmiechem przytakiwać w rytm muzyki i wielbić go jak wszyscy, bo ofiarował im swoją kamienicę.
Wrzuć na luz, brachu.
Siedzę w kącie, obracając w dłoniach swoją różdżkę. Dziś skończyłem siedemnaście lat i od tego momentu mogę legalnie używać magii. Ale nie tutaj, w otoczeniu kilku mugoli, wśród których tylko mama i Richard wiedzą o magii. Reszta sądzi, że to babcia wybawia mnie od jedynej słusznej drogi, posyłając do szkoły gdzieś w Manchesterze.
Podnoszę się z podłogi, ignorując to, że zdrętwiała mi noga i, lekko kulejąc, przeciskam się między długowłosymi mężczyznami wprost do mojej mamy.
- Wychodzę – mówię jej tylko i kieruję się do drzwi, starając się zignorował jej wołanie: Toby, zostań, jest cudownie. Wcale nie jest cudownie, a ja chciałbym się nieco pobawić magią, a najlepszym do tego miejscem będzie oczywiście Ulica Pokątna.
Twoja próżność prowadzi cię na złą drogę, Oz.
Może Richard ma czasem rację, ale w tym momencie widzę w nim najgorszy z możliwych przypadków, jakie spotkały mi w życiu. Czasem żałuję, że nie miałem możliwości poznać mojego prawdziwego ojca, którego męczyło życie hippisa. Nie trzymał się wartości, straciliśmy naszego brata, jak to zwykli mawiać znajomi mamy. Mnie jednak nie interesuje ideologia – marzę o normalności i wbrew temu, co mogliby pomyśleć ludzie, to właśnie Hogwart nią jest. To on sprawił, że odizolowałem się od tego i mogę żyć w spokoju.
Kopię kamień, leżący na chodniku, a on toczy się, by w końcu spaść z krawężnika i wylądować na kratkach kanalizacji, między którymi nie może się przebić. Wpatruję się w niego dłuższą chwilę, nie dostrzegając przez to przechodniów do momentu, aż potrącił mnie jakiś mężczyzna. Odwracam się, dostrzegając, że on również przygląda mi się z lekkim zakłopotaniem. Widzę w nim coś znajomego, ale nie ma sensu się nad tym zastanawiać – nie na zatłoczonej ulicy.

***

Wybucham śmiechem, tak jak pozostali w przedziale, a nasze głosy zakłócają stukot pociągu. Humor poprawił mi się niewyobrażalnie w momencie, gdy Express Londyn-Hogwart ruszył, a peron 9 i ¾ zniknął za zakrętem, odrywając mnie na długie dziesięć miesięcy od hippisowskiej komuny. A może i dłużej, bo gdy tylko skończę naukę, będę mógł raz na zawsze pożegnać się z tym miejscem. Właściwie mogłem to zrobić już dawno temu, wyprowadzając się do babci, ale zawsze wracałem do mamy. Choć nie cierpię starej kamienicy, jakaś nieznana mi siła – być może sentyment – przyciąga mnie tam w każde wakacje.
Wpycham do ust czekoladową żabę, o mało się nią nie krztusząc, gdy kolejna osoba opowiada śmieszną historyjkę, która jej się przytrafiła. Chyba powinienem ograniczyć jedzenie w takim sytuacjach.
- No to jej mówię, że to nie moja wina, a ona mi na to, że może tego nieistniejącego ghula ze strychu. I ją tam zaprowadziłem i pokazałem tego ghula, a ta aż zemdlała, bo „coś takiego skaziło jej piękny dom”.
Dopiero niedawno dowiedziałem się, czym jest ghul, ale w momencie, gdy w grę wchodziła pedantyczna matka, sytuacja zdawała się jeszcze zabawniejsza. Te stwory w ogóle były zabawne, tak samo jak gnomy. Czarodzieje nienawidzili tych szkodników, ale według mnie wszystko co związane z magią, z góry trafiało do grupy „interesujące zagadnienie”.
- Toby, a co tam w twojej komunie? Pokój, miłość i Felix Felicis?
- Prawie trafiłaś w sedno, ale Felixa nie uznają. – stwierdziłem. No chyba że środki odurzające można porównać w działaniu do Płynnego Szczęścia. – Ale przypadkiem sprowadziłem im do domu bahankę, a oni myśleli, że to przerośnięty mol po ewolucji.
Wyszczerzyłem się do nich, przypominając sobie tę sytuację. Dobrze, że w porę ją złapałem i zamknąłem w słoiku, bo jeszcze by kogoś użarła. Z tymi ludźmi to nigdy nie wiadomo, ale po części to moja wina, bo nie upilnowałem swoich rzeczy – jak zwykle zresztą.
Znów rozległy się śmiechy, a ja wiedziałem już, że wróciłem do domu, za którym tęskniłem całe dwa miesiące.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Tobias Peacock [uczeń] Empty Re: Tobias Peacock [uczeń]

Pią Gru 05, 2014 5:59 pm
Tobias Peacock [uczeń] Beq
Ładna Karta Postaci, dostajesz ode mnie dodatkowo 20 fasolek! Akcept!
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach