- Patrick Fitzroy
[uczeń] Patrick Fitzroy
Nie Paź 26, 2014 6:52 pm
Imię i nazwisko: Patrick Benjamin Fitzroy
Data urodzenia: 4 maja 1961 r.
Czystość krwi: półkrwi
Dom w Hogwarcie: Ravenclaw
Różdżka: grab, pancerz kikimory, 10 cali
Widok z Ain Eingarp: Widzi młodego człowieka, który odniósł wielki sukces. Nie potrafi do końca rozpoznać w nim siebie, ma wrażenie jakby widział kogoś całkiem obcego, ale jednocześnie wie, że to on sam. Obok niego stoją ludzie, na których twarzach maluje się duma i... akceptacja.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Patrick nigdy nie słyszał o Hogwarcie zanim do niego nie trafił, dlatego też jego pierwszy rok w szkole był rokiem poznawania, kiedy chciał dowiedzieć się wszystkiego - najlepiej na raz. Zadawał wszystkim masę pytań, nie ważne czy kogoś znał, czy nie. Na lekcjach siedział niemal cały czas z podniesioną ręką, ale nie dlatego, że chciał odpowiedzieć na pytanie, lecz po to by dowiedzieć się więcej. Po pierwszym roku spotkało go jednak ogromne rozczarowanie, rodzice postawili przed nim drastyczne ultimatum: jeżeli nadal chce chodzić do Hogwartu, to na wakacje i święta jeździ do swojej babki, nie do nich; jeżeli rezygnuje ze szkoły zapominają o całej magi i nigdy więcej nie wracają do tematu. Patrick nigdy nie spodziewał się takiego zachowania ze strony rodziców, nie potrafił uwierzyć w to co słyszy. Z jednej strony przecież kochał swoją rodzinę, ale z drugiej... czy naprawdę był w stanie zrezygnować ze świata, który zdołał już pokochać? Tak więc trafił do swojej magicznej babki, która okazała się prawdziwą czarownicą (zarówno predyspozycjami magicznymi, jak i charakterem). Wyrzuciła ona swojego syna z domu, kiedy ten okazał się charłakiem, więc i o Patricku nie miała zbyt dobrego zdania.
Patrick powrócił do Hogwartu jako całkiem inne dziecko, zamknięte w sobie, nie lubiące towarzystwa innych ludzi, całe dnie spędzał tylko w bibliotece. Tak miną mu drugi, trzeci oraz czwarty rok nauki. Nie potrafił w sobie odbudować zaufania, a zamiast tego zbudował ścianę. Zaczął uchodzić za samotnika, który uaktywnia się jedynie wtedy, kiedy ktoś zada mu pytanie na temat historii, na której punkcie ma bzika. I o dziwo wiele osób zadaje mu pytanie na ten temat, bo słuchanie go jest o wiele łatwiejsze niż uczenie się z notatek na egzamin.
Przykładowy Post: Profesor spoglądał na mnie pytającym wzrokiem już od dłuższej chwili w oczekiwaniu na odpowiedź, której powinienem udzielić kilka minut temu, lecz ja milczałem jak zaklęty. Wydawać by się mogło, że tak proste pytanie jak 'jakie masz plany na przyszłość?' nie powinno mi sprawić żadnego problemu, zwłaszcza, że potrafiłem odpowiedzieć na tak skomplikowane pytania jak na przykład 'czym były wojny hybrydowe i jak wpłynęły na feudalizm XIII wiecznej Walii w sferze gospodarki czyrakobulwami na rynku mugoli'. Także powinno mi być wstyd za ten brak jakiejkolwiek chęci przemawiania. Ja sam czułem się zawiedziony swoją postawą, a co dopiero pan profesor. Westchnąłem głęboko, ale nadal nic nie powiedziałem.
Jakie miałem plany na przyszłość? Moi rodzice pewnie oczekiwali, że któregoś dnia powrócę do nich niczym ten syn marnotrawny żałując wszystkich swoich czynów i prosząc o przebaczenie. Oczekiwali, że rozpocznę edukację w normalnej mugolskiej placówce, nadrobię te stracone lata, by następnie dostać się na jeden z poważnych uniwersytetów i zostać jakimś nudnym facetem za biurkiem, zarabiającym kokosy, ale zupełnie nieszczęśliwym. Moja babka, natomiast, pewnie oczekiwała, że pójdę w ślady jej i jej przodków, zostając uzdrowicielem ratującym czarodziejskie życia, lecz ich zupełnie nie szanujących. Oczekiwała, że stanę się kimś bez duszy, dążącym jedynie jak najwyżej po szczeblach kariery; człowiekiem mierzącym wysoko, ale na każdym kroku upadającym bardzo nisko. Nauczyciel mojego ulubionego przedmiotu, profesor Binns, pewnie oczekiwał... nie, akurat on ode mnie nic nie oczekiwał. Jakie oczekiwania mógł mieć w końcu duch? Z drugiej jednak strony czy to właśnie jego oczekiwania najbardziej by mi się nie przydały?
Wzruszyłem ramionami, bo w końcu musiałem dać znać opiekunowi mojego domu, że jeszcze żyję, po prostu nie idzie się dzisiaj ze mną dogadać. Nie będzie dziś w stanie wyciągnąć ode mnie niczego konkretnego, chyba że zastosuje jakiś tortur, choć to mało prawdopodobne.
Ale czy ja naprawdę byłem człowiekiem bez perspektyw na przyszłość? Nie czułem się takim, choć ten odczuwalny brak, który zalegał głęboko w moim wnętrzu, czasem próbował wmawiać mi inaczej. To śmieszne. Z całej siły próbowałem nie być tym nastolatkiem, którego dręczy nawet widok milusich króliczków na łące. Nastolatkiem przeżywającym młodzieńczą depresję. Taki cichy bunt. Naprawdę nie chciałem tego. A jednak i tak cały czas miałem wrażenie, że ludzie postrzegają mnie właśnie w ten prostacki sposób, a ja nic nie potrafiłem z tym zrobić. Chciałem się zmienić, ale nie miałem jednego drobnego elementu umożliwiającego mi to. Małego impulsu, który powiedziałby mi, że jednak ktoś jest po mojej stronie. Ja naprawdę chciałem być dobry. po prostu dobry. Czy planem na przyszłość nie może być samo bycie dobrym?
Wyszedłem z gabinetu nie wypowiedziawszy ani jednego słowa.
Data urodzenia: 4 maja 1961 r.
Czystość krwi: półkrwi
Dom w Hogwarcie: Ravenclaw
Różdżka: grab, pancerz kikimory, 10 cali
Widok z Ain Eingarp: Widzi młodego człowieka, który odniósł wielki sukces. Nie potrafi do końca rozpoznać w nim siebie, ma wrażenie jakby widział kogoś całkiem obcego, ale jednocześnie wie, że to on sam. Obok niego stoją ludzie, na których twarzach maluje się duma i... akceptacja.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Patrick nigdy nie słyszał o Hogwarcie zanim do niego nie trafił, dlatego też jego pierwszy rok w szkole był rokiem poznawania, kiedy chciał dowiedzieć się wszystkiego - najlepiej na raz. Zadawał wszystkim masę pytań, nie ważne czy kogoś znał, czy nie. Na lekcjach siedział niemal cały czas z podniesioną ręką, ale nie dlatego, że chciał odpowiedzieć na pytanie, lecz po to by dowiedzieć się więcej. Po pierwszym roku spotkało go jednak ogromne rozczarowanie, rodzice postawili przed nim drastyczne ultimatum: jeżeli nadal chce chodzić do Hogwartu, to na wakacje i święta jeździ do swojej babki, nie do nich; jeżeli rezygnuje ze szkoły zapominają o całej magi i nigdy więcej nie wracają do tematu. Patrick nigdy nie spodziewał się takiego zachowania ze strony rodziców, nie potrafił uwierzyć w to co słyszy. Z jednej strony przecież kochał swoją rodzinę, ale z drugiej... czy naprawdę był w stanie zrezygnować ze świata, który zdołał już pokochać? Tak więc trafił do swojej magicznej babki, która okazała się prawdziwą czarownicą (zarówno predyspozycjami magicznymi, jak i charakterem). Wyrzuciła ona swojego syna z domu, kiedy ten okazał się charłakiem, więc i o Patricku nie miała zbyt dobrego zdania.
Patrick powrócił do Hogwartu jako całkiem inne dziecko, zamknięte w sobie, nie lubiące towarzystwa innych ludzi, całe dnie spędzał tylko w bibliotece. Tak miną mu drugi, trzeci oraz czwarty rok nauki. Nie potrafił w sobie odbudować zaufania, a zamiast tego zbudował ścianę. Zaczął uchodzić za samotnika, który uaktywnia się jedynie wtedy, kiedy ktoś zada mu pytanie na temat historii, na której punkcie ma bzika. I o dziwo wiele osób zadaje mu pytanie na ten temat, bo słuchanie go jest o wiele łatwiejsze niż uczenie się z notatek na egzamin.
Przykładowy Post: Profesor spoglądał na mnie pytającym wzrokiem już od dłuższej chwili w oczekiwaniu na odpowiedź, której powinienem udzielić kilka minut temu, lecz ja milczałem jak zaklęty. Wydawać by się mogło, że tak proste pytanie jak 'jakie masz plany na przyszłość?' nie powinno mi sprawić żadnego problemu, zwłaszcza, że potrafiłem odpowiedzieć na tak skomplikowane pytania jak na przykład 'czym były wojny hybrydowe i jak wpłynęły na feudalizm XIII wiecznej Walii w sferze gospodarki czyrakobulwami na rynku mugoli'. Także powinno mi być wstyd za ten brak jakiejkolwiek chęci przemawiania. Ja sam czułem się zawiedziony swoją postawą, a co dopiero pan profesor. Westchnąłem głęboko, ale nadal nic nie powiedziałem.
Jakie miałem plany na przyszłość? Moi rodzice pewnie oczekiwali, że któregoś dnia powrócę do nich niczym ten syn marnotrawny żałując wszystkich swoich czynów i prosząc o przebaczenie. Oczekiwali, że rozpocznę edukację w normalnej mugolskiej placówce, nadrobię te stracone lata, by następnie dostać się na jeden z poważnych uniwersytetów i zostać jakimś nudnym facetem za biurkiem, zarabiającym kokosy, ale zupełnie nieszczęśliwym. Moja babka, natomiast, pewnie oczekiwała, że pójdę w ślady jej i jej przodków, zostając uzdrowicielem ratującym czarodziejskie życia, lecz ich zupełnie nie szanujących. Oczekiwała, że stanę się kimś bez duszy, dążącym jedynie jak najwyżej po szczeblach kariery; człowiekiem mierzącym wysoko, ale na każdym kroku upadającym bardzo nisko. Nauczyciel mojego ulubionego przedmiotu, profesor Binns, pewnie oczekiwał... nie, akurat on ode mnie nic nie oczekiwał. Jakie oczekiwania mógł mieć w końcu duch? Z drugiej jednak strony czy to właśnie jego oczekiwania najbardziej by mi się nie przydały?
Wzruszyłem ramionami, bo w końcu musiałem dać znać opiekunowi mojego domu, że jeszcze żyję, po prostu nie idzie się dzisiaj ze mną dogadać. Nie będzie dziś w stanie wyciągnąć ode mnie niczego konkretnego, chyba że zastosuje jakiś tortur, choć to mało prawdopodobne.
Ale czy ja naprawdę byłem człowiekiem bez perspektyw na przyszłość? Nie czułem się takim, choć ten odczuwalny brak, który zalegał głęboko w moim wnętrzu, czasem próbował wmawiać mi inaczej. To śmieszne. Z całej siły próbowałem nie być tym nastolatkiem, którego dręczy nawet widok milusich króliczków na łące. Nastolatkiem przeżywającym młodzieńczą depresję. Taki cichy bunt. Naprawdę nie chciałem tego. A jednak i tak cały czas miałem wrażenie, że ludzie postrzegają mnie właśnie w ten prostacki sposób, a ja nic nie potrafiłem z tym zrobić. Chciałem się zmienić, ale nie miałem jednego drobnego elementu umożliwiającego mi to. Małego impulsu, który powiedziałby mi, że jednak ktoś jest po mojej stronie. Ja naprawdę chciałem być dobry. po prostu dobry. Czy planem na przyszłość nie może być samo bycie dobrym?
Wyszedłem z gabinetu nie wypowiedziawszy ani jednego słowa.
- Avenity M. Underhill
Re: [uczeń] Patrick Fitzroy
Nie Paź 26, 2014 7:09 pm
Tak minął mu drugi, trzeci oraz czwarty rok nauki.Tak miną, mu drugi, trzeci oraz czwarty rok nauki.
Oczekiwali, że rozpocznę edukację w normalnej mugolskiej placówce (...) by następnie dostać się na jeden z poważnych uniwersytetów i zostać jakimś nudnym facetem za biurkiemOczekiwali, że rozpoczną edukację w normalnej mugolskiej placówce (...) by następnie dostać się na jeden z poważnych uniwersytetów i zostanie jakimś nudnym facetem za biurkiem,
Ja napisałabym coś w stylu: "profesor Binns, pewnie oczekiwał... nie, akurat on ode mnie nic nie oczekiwał. Jakie oczekiwania mógł mieć w końcu duch?"profesor Binns, pewnie oczekiwał... nie akurat on ode mnie nic nie oczekiwał, jakie oczekiwania mógł mieć duch?
Popraw tylko te drobnostki, a ja zaraz dodam Ci kolorek. :3
Twoja KP jest całkiem interesująca, postać nietuzinkowa, ciekawa - bardzo podoba mi się motyw z ojcem charłakiem oraz zamiłowaniem Patricka do Historii Magii. Lubię tego typu postacie - zamknięte w sobie, duszące coś w sobie, tajemnicze, czekające na jakiś przełom w ich życiu.
Akcept!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach