- Mike Jerkins
[uczeń] Mike Jerkins
Sob Sty 11, 2014 8:32 pm
Imię i nazwisko: Mike Jerkins
Data urodzenia: 15 lipiec 1961 r.
Czystość krwi: mugolak
Dom w Hogwarcie: Hufflepuff
Różdżka: 10 ¼, czerwony dąb, pióro hipogryfa, sztywna
Widok z Ain Eingarp: zostanie słynnym milionerem i wygranie Grand Prix w wyścigach konnych
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
transmutacja: Z
obrona przed czarną magią: Z
eliksiry: Z
opieka nad magicznymi stworzeniami: W
astronomia: Z
historia magii: N
zaklęcia i uroki: P
zielarstwo: Z
starożytne runy: N
Podsumowując: uczy sie całkiem dobrze, choć nie jest żadnym wybitnym uczniem.
Przykładowy Post:
10 lipiec 1977 r.
Tego dnia wstałem wyjątkowo wcześnie. To miał być nasz wielki dzień: mój i Reda. Mieliśmy bowiem wziąć udział w pierwszych wyścigach. Nic dziwnego, że od kilku dni byłem tak podekscytowany, że nie potrafiłem się skupić na niczym innym, jak tylko o czekających nas zawodach. Po śniadaniu od razu udałem się do jednej z trzech dużych, przestronnych stajni, otaczających dom, w którym mieszkałem. Było tak wcześnie, że nie zastałem jeszcze nikogo z pięciu pracowników, którzy przyjeżdżali codziennie do naszej stadniny. Zawsze chętnie pomagałem im w pracy, gdyż bardzo lubiłem zajmować się końmi i miałem do tego naturalny dar. Zawsze potrafiłem je zrozumieć i nigdy nie miałem problemu z prawidłowym odczytywaniem ich potrzeb. Dziś jednak zamierzałem się skupić tylko na moim własnym koniu. Kiedy wyszedłem na podwórze zza domu wybiegł duży brązowo-czarny owczarek niemiecki, należący do mojego brata, który zaczął na mnie skakać, zachęcając tym samym do zabawy. Nie znosiłem tego psa, gdyż był nieokrzesany, krnąbrny i nikogo się nie słuchał. Udałem się do siodlarni, gdzie zdjąłem z gwoździa lonżę i uzdę. -Delgado, uspokój się!- krzyknąłem zdenerwowany na psa, uderzając go lonżą w zad i wszedłem do stajni. Na dźwięk otwieranych drzwi, konie powystawiały głowy z boksów, rżąc na przywitanie. Nie zwracając na nie uwagi podszedłem do ostatniego boksu po lewej stronie, w którym znajdował się duży, piękny, kasztanowaty ogier pełnej krwi angielskiej.- Cześć Red.- powitałem go z radością.- Dzisiaj nasz wielki dzień!- poinformowałem pogłaskawszy go po smukłym pysku. W odpowiedzi zarżał, zadowolony z poświęcanej mu uwagi. Założyłem mu uzdę, do której przypiąłem lonżę i wyprowadziłem go na ogrodzony, wyłożony żwirem, okrągły wybieg, znajdujący się w głębi podwórza, chcąc z nim poćwiczyć przed zawodami. Stanąwszy pośrodku wybiegu odpiąłem lonżę i popędziłem go kłusem, a następnie galopem wokół drewnianego ogrodzenia. Biegł żwawo, zarzucając łbem i wstrząsając bujną rudą grzywą, ciesząc się, że może rozprostować nogi. Od samego początku uwielbiał biegać i rywalizować, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest wprost stworzony do zawodów. Zawsze wykazywał się posłuszeństwem, był uważny, miał doskonale rozwinięte zmysły, reagował błyskawicznie i posiadał ducha współzawodnictwa. Mogłem być z niego naprawdę dumny. Wiedziałem, że dobrze robię wybierając go na swojego wierzchowca, kiedy przyszedł na świat w naszej stadninie przed trzema laty. W dużej mierze sam go wytrenowałem i uczyłem posłuszeństwa, poświęcając mu wszystkie wolne chwile, jakie miałem podczas wakacji i świąt, kiedy przyjeżdżałem do domu. Muszę przyznać, iż wyszkolenie go nie było łatwe, gdyż Red jak każdy koń pełnej krwi był wymagający i posiadał ognisty temperament. Zawsze był pełen energii, a kiedy nie mógł jej spożytkować stawał się nerwowy. Po zrobieniu kilku okrążeń, zaprowadziłem go na pastwisko, a sam wróciłem do domu, by się przebrać i coś zjeść. W drzwiach natknąłem się na brata, który wychodził na dwór, do swojego psa.
- Jak tam przed zawodami? Masz tremę?- zapytał wydając się równie podekscytowany jak ja.
- Nie, no skąd. Nawet nie wiem co to znaczy być stremowanym.- zaśmiałem się, gdyż zawsze starałem się do wszystkiego podchodzić na luzie.
- Na pewno uda ci się wygrać! Jestem tego pewien!- stwierdził Doniphan. Uśmiechnąłem się do niego. Zawsze świetnie się z nim dogadywałem. Wszyscy uważali, że mój młodszy brat jest podobny do mnie jak dwie krople wody, gdyż tak samo jak ja był szczupły, miał krótko obcięte, gęste, jasne włosy, bladą cerę i jasnoniebieskie oczy. Był tylko znacznie niższy ze względu na swój wiek, ale był pewien, że za kilka lat będzie tak samo wysoki jak ja. Umyłem ręce i wszedłem do kuchni. Matka właśnie przygotowywała obiad, a ojciec siedział przy stole, czytając gazetę. Po posiłku udałem się na pastwisko, by zaprowadzić Reda do stajni, gdzie porządnie go wyczyściłem i rozczesałem jego długą, gęstą, jedwabistą grzywę oraz taki sam ogon. Następnie poszedłem do domu przebrać się w swój niebieski, sportowy strój, a rodzice zaprowadzili Reda do przyczepy, w której mieliśmy go zawieźć na zawody. Po 30 minutach jazdy dotarliśmy na miejsce. Wyprowadziliśmy Reda z przyczepy i osiodłaliśmy go, po czym rodzice z bratem poszli zająć miejsca na trybunach, a ja wsiadłem na grzbiet swojego konia. Red wyglądał na tak uszczęśliwionego faktem, że jest na zawodach, że aż się uśmiechnąłem. Ogier pokiwał niecierpliwie głową, przebierał kopytem i ciągnął w stronę parkuru, podnosząc przy tym uszy. Był naprawdę szczęśliwy i podekscytowany. Wjechał na tor, jego kopyta uderzały lekko o żwir, miał wygiętą szyję i uszy podniesione w oczekiwaniu na bieg. Pochyliłem się w siodle, poklepawszy go po długiej, eleganckiej, lekko wygiętej szyi. Koń zastrzygł uszami i ruszył płynnie kłusem. Czułem każde uderzenie jego kopyt, każdy ruch jego silnych mięśni, gdy okrążał wybieg. Okrążywszy wybieg, podjechałem zająć wyznaczone miejsce. W sąsiednim boksie znajdował się jeździec dosiadający karego folbluta, cieszącego się sławą najszybszego konia w całej Wielkiej Brytanii. Wiedziałem, że niezmiernie trudno będzie z nim wygrać, ale nie liczyłem na wiele. W końcu były to moje pierwsze zawody. Poprawiwszy toczek, ściągnąłem lejce i rozejrzałem się po trybunach w poszukiwaniu swojej rodziny. Dostrzegłem ją, siedzącą w najwyższym rzędzie. Po paru chwilach koło toru wyścigowego stanął sędzia. Red począł się niecierpliwić i gorączkować, a ja próbowałem opanować narastające zdenerwowanie. Po chwili sędzia machnął trzymaną w dłoni flagą. Wszystkie konie rzuciły się do galopu poganiane przez swoich jeźdźców. Kiedy poluzowałem wodze, Red ruszył za nimi. Byliśmy ostatni, jednak szybko zaczęliśmy doganiać pozostałych. Kiedy do mety pozostało 800 m, udało nam się zrównać z białą klaczą arabską, która biegła jako druga. Czarny folblut rzecz jasna był na prowadzeniu, wyprzedzając znacznie pozostałych zawodników. Mnie i Redowi udało się zdobyć trzecie miejsce. Byłem z tego naprawdę dumny i zadowolony. Nasz pierwszy wyścig okazał się naprawdę udany i wart zapamiętania.
Data urodzenia: 15 lipiec 1961 r.
Czystość krwi: mugolak
Dom w Hogwarcie: Hufflepuff
Różdżka: 10 ¼, czerwony dąb, pióro hipogryfa, sztywna
Widok z Ain Eingarp: zostanie słynnym milionerem i wygranie Grand Prix w wyścigach konnych
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
transmutacja: Z
obrona przed czarną magią: Z
eliksiry: Z
opieka nad magicznymi stworzeniami: W
astronomia: Z
historia magii: N
zaklęcia i uroki: P
zielarstwo: Z
starożytne runy: N
Podsumowując: uczy sie całkiem dobrze, choć nie jest żadnym wybitnym uczniem.
Przykładowy Post:
10 lipiec 1977 r.
Tego dnia wstałem wyjątkowo wcześnie. To miał być nasz wielki dzień: mój i Reda. Mieliśmy bowiem wziąć udział w pierwszych wyścigach. Nic dziwnego, że od kilku dni byłem tak podekscytowany, że nie potrafiłem się skupić na niczym innym, jak tylko o czekających nas zawodach. Po śniadaniu od razu udałem się do jednej z trzech dużych, przestronnych stajni, otaczających dom, w którym mieszkałem. Było tak wcześnie, że nie zastałem jeszcze nikogo z pięciu pracowników, którzy przyjeżdżali codziennie do naszej stadniny. Zawsze chętnie pomagałem im w pracy, gdyż bardzo lubiłem zajmować się końmi i miałem do tego naturalny dar. Zawsze potrafiłem je zrozumieć i nigdy nie miałem problemu z prawidłowym odczytywaniem ich potrzeb. Dziś jednak zamierzałem się skupić tylko na moim własnym koniu. Kiedy wyszedłem na podwórze zza domu wybiegł duży brązowo-czarny owczarek niemiecki, należący do mojego brata, który zaczął na mnie skakać, zachęcając tym samym do zabawy. Nie znosiłem tego psa, gdyż był nieokrzesany, krnąbrny i nikogo się nie słuchał. Udałem się do siodlarni, gdzie zdjąłem z gwoździa lonżę i uzdę. -Delgado, uspokój się!- krzyknąłem zdenerwowany na psa, uderzając go lonżą w zad i wszedłem do stajni. Na dźwięk otwieranych drzwi, konie powystawiały głowy z boksów, rżąc na przywitanie. Nie zwracając na nie uwagi podszedłem do ostatniego boksu po lewej stronie, w którym znajdował się duży, piękny, kasztanowaty ogier pełnej krwi angielskiej.- Cześć Red.- powitałem go z radością.- Dzisiaj nasz wielki dzień!- poinformowałem pogłaskawszy go po smukłym pysku. W odpowiedzi zarżał, zadowolony z poświęcanej mu uwagi. Założyłem mu uzdę, do której przypiąłem lonżę i wyprowadziłem go na ogrodzony, wyłożony żwirem, okrągły wybieg, znajdujący się w głębi podwórza, chcąc z nim poćwiczyć przed zawodami. Stanąwszy pośrodku wybiegu odpiąłem lonżę i popędziłem go kłusem, a następnie galopem wokół drewnianego ogrodzenia. Biegł żwawo, zarzucając łbem i wstrząsając bujną rudą grzywą, ciesząc się, że może rozprostować nogi. Od samego początku uwielbiał biegać i rywalizować, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest wprost stworzony do zawodów. Zawsze wykazywał się posłuszeństwem, był uważny, miał doskonale rozwinięte zmysły, reagował błyskawicznie i posiadał ducha współzawodnictwa. Mogłem być z niego naprawdę dumny. Wiedziałem, że dobrze robię wybierając go na swojego wierzchowca, kiedy przyszedł na świat w naszej stadninie przed trzema laty. W dużej mierze sam go wytrenowałem i uczyłem posłuszeństwa, poświęcając mu wszystkie wolne chwile, jakie miałem podczas wakacji i świąt, kiedy przyjeżdżałem do domu. Muszę przyznać, iż wyszkolenie go nie było łatwe, gdyż Red jak każdy koń pełnej krwi był wymagający i posiadał ognisty temperament. Zawsze był pełen energii, a kiedy nie mógł jej spożytkować stawał się nerwowy. Po zrobieniu kilku okrążeń, zaprowadziłem go na pastwisko, a sam wróciłem do domu, by się przebrać i coś zjeść. W drzwiach natknąłem się na brata, który wychodził na dwór, do swojego psa.
- Jak tam przed zawodami? Masz tremę?- zapytał wydając się równie podekscytowany jak ja.
- Nie, no skąd. Nawet nie wiem co to znaczy być stremowanym.- zaśmiałem się, gdyż zawsze starałem się do wszystkiego podchodzić na luzie.
- Na pewno uda ci się wygrać! Jestem tego pewien!- stwierdził Doniphan. Uśmiechnąłem się do niego. Zawsze świetnie się z nim dogadywałem. Wszyscy uważali, że mój młodszy brat jest podobny do mnie jak dwie krople wody, gdyż tak samo jak ja był szczupły, miał krótko obcięte, gęste, jasne włosy, bladą cerę i jasnoniebieskie oczy. Był tylko znacznie niższy ze względu na swój wiek, ale był pewien, że za kilka lat będzie tak samo wysoki jak ja. Umyłem ręce i wszedłem do kuchni. Matka właśnie przygotowywała obiad, a ojciec siedział przy stole, czytając gazetę. Po posiłku udałem się na pastwisko, by zaprowadzić Reda do stajni, gdzie porządnie go wyczyściłem i rozczesałem jego długą, gęstą, jedwabistą grzywę oraz taki sam ogon. Następnie poszedłem do domu przebrać się w swój niebieski, sportowy strój, a rodzice zaprowadzili Reda do przyczepy, w której mieliśmy go zawieźć na zawody. Po 30 minutach jazdy dotarliśmy na miejsce. Wyprowadziliśmy Reda z przyczepy i osiodłaliśmy go, po czym rodzice z bratem poszli zająć miejsca na trybunach, a ja wsiadłem na grzbiet swojego konia. Red wyglądał na tak uszczęśliwionego faktem, że jest na zawodach, że aż się uśmiechnąłem. Ogier pokiwał niecierpliwie głową, przebierał kopytem i ciągnął w stronę parkuru, podnosząc przy tym uszy. Był naprawdę szczęśliwy i podekscytowany. Wjechał na tor, jego kopyta uderzały lekko o żwir, miał wygiętą szyję i uszy podniesione w oczekiwaniu na bieg. Pochyliłem się w siodle, poklepawszy go po długiej, eleganckiej, lekko wygiętej szyi. Koń zastrzygł uszami i ruszył płynnie kłusem. Czułem każde uderzenie jego kopyt, każdy ruch jego silnych mięśni, gdy okrążał wybieg. Okrążywszy wybieg, podjechałem zająć wyznaczone miejsce. W sąsiednim boksie znajdował się jeździec dosiadający karego folbluta, cieszącego się sławą najszybszego konia w całej Wielkiej Brytanii. Wiedziałem, że niezmiernie trudno będzie z nim wygrać, ale nie liczyłem na wiele. W końcu były to moje pierwsze zawody. Poprawiwszy toczek, ściągnąłem lejce i rozejrzałem się po trybunach w poszukiwaniu swojej rodziny. Dostrzegłem ją, siedzącą w najwyższym rzędzie. Po paru chwilach koło toru wyścigowego stanął sędzia. Red począł się niecierpliwić i gorączkować, a ja próbowałem opanować narastające zdenerwowanie. Po chwili sędzia machnął trzymaną w dłoni flagą. Wszystkie konie rzuciły się do galopu poganiane przez swoich jeźdźców. Kiedy poluzowałem wodze, Red ruszył za nimi. Byliśmy ostatni, jednak szybko zaczęliśmy doganiać pozostałych. Kiedy do mety pozostało 800 m, udało nam się zrównać z białą klaczą arabską, która biegła jako druga. Czarny folblut rzecz jasna był na prowadzeniu, wyprzedzając znacznie pozostałych zawodników. Mnie i Redowi udało się zdobyć trzecie miejsce. Byłem z tego naprawdę dumny i zadowolony. Nasz pierwszy wyścig okazał się naprawdę udany i wart zapamiętania.
- Caroline Rockers
Re: [uczeń] Mike Jerkins
Pon Sty 13, 2014 9:26 pm
Z racji tego, że jesteś mugolem - przykładowy post pasuje ;).
Akcept!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach